Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
carantuhill

Henryk Sienkiewicz: czy epatował sadyzmem i był rasistą?

Rekomendowane odpowiedzi

gregski   

Fakt, czasem lubię się powygłupiać, a poważnie to Prof. Witold Doroszewski w 11-tomowym Słowniku języka polskiego PWN (t. II, Warszawa 1960, s. 737) podawał taką oto definicję: "epatować ‘wywoływać albo chcieć wywoływać oszałamiające, imponujące wrażenie; zadziwiać"

Moim zdaniem Sienkiewicz nie uwypukla jakoś szczególnie tych scen. Istnieją bo w czasach i w miejscach w jakich dzieją się jego powieści i bat i pal były w użyciu. Można spokojnie powiedzieć, że brutalizacja życia społecznego na Dzikich Polach była na tyle daleko posunięta, że gdyby zabrakło scen przemocy to biedny Sienkiewicz byłby z kolei posądzany o idealizowanie tamtych czasów.

Jak dla mnie jest tego jak w sam raz.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Gdyby ktoś sądził, iż odkrycie mrocznej strony Sienkiewicza to jedynie wytwór nadto rozbuchanej wyobraźni postmodernistów, myliłby się.

Wanda Dobrowolska, znana bardziej ze swych publikacji o rodzie Zbaraskich (por. "Książęta Zbarascy w walce z hetmanem Żółkiewskim", "'Ozdoby' rodu Zbaraskich", "Młodość Jerzego i Krzysztofa Zbaraskich"), popełniła też dzieło z zakresu literaturoznawstwa. W książce z roku 1927, pt. "Sienkiewicz jako malarz śmierci" zajęła się specyfiką tego motywu u naszego tytułowego autora.

"To lubowanie się w opisywaniu śmierci występuje w utworach Sienkiewicza w postaci: 1. obrazów-epizodów-scen śmierci, prawdziwych pereł plastyki sienkiewiczowskiej, 2. zbiorowych scen śmierci (n. p. bitwy, masowe tracenia chrześcijan w 'Quo vadis'), 3. w postaci bardzo częstych, znamiennych refleksyj o śmierci, snutych przez figury powieściowe, odpowiednio do tego uzdolnione (Płoszowski, Połaniecki i i.), 4. szkicowych opisów zgonów, opisów pogrzebów, wreszcie: 5. formalnych poematów śmierci. Zamiłowanie Sienkiewicza do przedstawiania i opisywania śmierci datuje się już od zarania jego twórczości (...)

Sienkiewicz lubował się także w przedstawianiu męczeńskich zgonów niewinnych dzieci-ofiar, dręczonych jużto przez los zawistny, jużto nieuleczalne choroby. Specjalny ma pociąg do malowania dramatycznych scen, których bohaterami są dzieci, zwłaszcza dzieci-kobiety. Jużto małe dziewczynki, słodkie, delikatne, subtelne, rozwinięte uczuciowo, miłe i słabe jak pajęczyna, a rozkoszne i ładne mają w Sienkiewiczu swego opiekuna i orędownika (...)

Sienkiewicz, aby rozszerzyć wpływ śmierci na ludzi w powieściach, pogrąża się w drobiazgowe przedstawienia wszystkich następstw, jakie ona za sobą wiedzie, wszystkich zewnętrznych, wstrząsających widoków ceremonji, a więc i pogrzebów. Lubuje się w malowaniu zewnętrznych rozpaczy bez granic...".

/tamże, Tarnów 1927, s. 7, s. 19, s. 22/

Przy okazji analizy takich postaci jak: Azja Mellechowicz, ataman Sucha Ruka, Andrzej Kuklinowski; scenach znęcania się nad Lipkami czy starym Nowowiejskim, autorka dodaje:

"Zasadnicza, wspólna ich cecha, to nadmierne lubowanie się w przedstawianiu mąk, a stąd krwawe egzekucje z drobiazgowością zbyteczną wymalowane jaskrawemi naturalnie barwami. A więc przechodzą te krwawe, dramatyczno-naturalistyczne sceny aż w ohydę, budzą wstręt (...)

Sienkiewicz specjalista w odtwarzaniu rzewnych, lirycznych nastrojów, malarz męczeńskich, cichych zgonów, potrafi także czasem być okrutnym, nielitościwym, odznacza się nawet pewnem zamiłowaniem w widokach krwawych...".

/tamże, s. 39-40; podkreślenie - moje/

No to jak: nie epatował, skoro się tak lubował...

I głos Ryszarda Koziołka:

"Sienkiewicz miał wyjątkową skłonność do uśmiercania swoich bohaterek (...)

Intryguje mnie literacka ekonomia tych przedstawień i oznak śmierci. Czy to mimowolnie realizowana obsesja, natręctwo wynikające z nieprzepracowanej żałoby po śmierci żony? A jeśli to świadomy plan, to jaki zysk czerpie pisarz i czy­telnicy z powtarzanych obrazów śmierci kobiet i scen męskiej głównie żałoby?".

/tegoż, "Martwe kobiety", "Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza", T. 41, 2006, s. 59-60/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W dniu 23.09.2011 o 8:31 AM, Widłobrody napisał:

Sienkiewicza życiorysu zbyt dobrze nie znam. Jednak w jego literaturze uderzył mnie natrętny motyw sadyzmu

 

Nic nowego...

 

W dwudziestoleciu międzywojennym toczyła się dyskusja o tym czy pewne utwory Sienkiewicza powinny być w kanonie lektur, najbardziej inkryminowanym dziełem było "Ogniem i mieczem" wobec którego głównym formułowanym zarzutem było, iż jest to dzieło drażniące inne nacje (: Ukraińców, Białorusinów, Żydów), nie ma ona charakteru państwowotwórczego. Podnoszono jednak również; zwłaszcza w środowisku polonistów nauczycieli; kwestie wychowawcze, książka ta miała niepotrzebnie pobudzać fantazję młodzieży, a u co bardziej wrażliwych może wywołać szkody w psychice.

 

Ryszard Skulski na łamach "Muzeum" z 1929 r.; pisma skierowanego do nauczycieli;  napisał.:

"Zgiełk życia obozowego, rozgwar bitew, zapach prochu, potu ludzkiego, krwi, realistyczny brutalizm mordów (...) to wszystko z pewnością nie wywoła rezonansu w tkliwej psychice 1-letniej dziewczynki".

 

W tymże samym roku, w tym samym piśmie,  Józef Gołąbek wyraził podobne obawy:

"... w "Ogniem i mieczem” występują ludzie okrutni, co prawda wojenni, nagromadzonych tyle scen krwawych, strasznych, przerażających, budzących odrazę, że mogą one mimo woli i wbrew intencjom pisarza, który przecież tej książki dla młodzieży nie pisał, jeno dla pokrzepienia serc, wywołać pewną skłonność, jeżeli nie zamiłowanie do okrucieństwa".

 

Józef Grodecki na łamach "Polonisty" z 1931 r.:
"Quesque tandem! Ileż to jeszcze czasu krwawy nacjonalizm polski i ruski i obrony walk bratobójczych z 'Ogniem i mieczem' będą w samym zaraniu rozwoju zatruwać dusze młodzieży".

 

Zygmunt Leśnodorski w piśmie "Czas" z 1931 r.:
"Takiego krwawego realizmu nie znajdziemy w żadnej innej lekturze (szkolnej); może on wywołać nawet pewne urazy psychiczne (na co zwraca uwagę dzisiejsza psychologia rozwojowa) u młodocianego, nadwrażliwego czytelnika".


Wanda Przeradzka-Radyx, w liście z 1932 r. skierowanym do "Wiadomości Literackich":
"Jest rzeczą nienaturalną, że zbiorowość każdej klasy czwartej, bez względu na poziom umysłowy, gatunek duchowości i sferę zainteresowań - słowem - bez względu na indywidualność (...) przez cały rok pławi się we krwi i rzeziach, w pożogach, rozbestwieniu wojennym, okrucieństwach, mordach, szaleństwie i obłąkaniu, oddycha niepojętą dla niej chamską erotyką, robi wykresy miłości Bohunowej na weselu chłopskim, wraz z Zagłobą cieszy się w alkierzu z dziewictwa mołodycy, słucha miłosnych zalecanek rozwydrzonej Horpyny, a czyni to wszystko pracowicie, z mozołem, ze skalpelem w ręku, rozcina i kraje, morduje, aż do obrzydliwości...".

 

L Leśnodorski na konferencji Krakowskiego Koła Polonistów (2 września 1933 r.) podzielił się swymi wrażeniami, wedle których:

"... odczuwał pewien uraz psychiczny, czytając w młodości opisy okrucieństwa "Ogniem i mieczem".

 

Na spotkaniu Akademii Literatury, które miało miejsce w 1934 r., Zofia Nałkowska:

"Zadaniem szkoły byłoby raczej kierować tymi zaciekawieniami, korygować je, a nie pozostawiać ich tylko przypadkowi. Inaczej uczeń nadal zwracać się będzie do lektury sensacyjnej, do cen walk i tortur, czemu tak sprzyja lektura choćby Sienkiewicza".

 

Na łamach "Rodziny Polskiej" z 1934 r. anonimowy autor (występujący jako: f. n-cki) choć uznaje, że: "ów lęk przed podsycaniem okrucieństwa w dzieciach wskutek lektury wojennej beletrystyki jest trochę przesadzony", ale dla ostrożności zaleca by "Ogniem i mieczem" usunąć z listy lektur jako książkę "niebezpieczną".

 

Karolina Bielańska w "Bluszczu" z 1934 r., zarówno o "Ogniem..." jak i "Panu Wołodyjowskim":
"Widziałam to niejednokrotnie i uważam jako krzywdę dla autora a po prostu barbarzyństwo wobec wrażliwej duszy dziecka dziesięcio- a nawet dwunastoletniego, w której zbyt jaskrawe i okrutne obrazy mogą wywołać wstrząs psychiczny, albo odwrotnie - przytępić wrażliwość lub obudzić niezdrowy sadystyczny dreszcz".

/wszystkie cytaty za: H. Kosętka "Z dziejów recepcji 'Trylogii' Henryka Sienkiewicza w dwudziestoleciu międzywojennym. Wokół polemiki z Olgierdem Górką", Kraków 1985/

 


 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Coobeck   

Co do tego "epatowania sadyzmem" to obecnie można tylko wzruszyć ramionami. Niemal każdy ma nielimitowany dostęp do internetu, gdzie "nie takie rzeczy" może sobie w smartfonie pooglądać; wrażliwa młódź takoż. Nie sądzę też, żeby w momencie pisania miało to za cel epatowanie przemocą. Ot, trafnie oddał ducha czasów i atmosferę miejsc, w których życie ludzkie było cenione o wiele mniej niż obecnie (czy w Dwudziestoleciu). A że opisał to bez owijania w poprawną polityczność? Miał prawo. 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 24.11.2019 o 8:55 PM, Coobeck napisał:

Co do tego "epatowania sadyzmem" to obecnie można tylko wzruszyć ramionami.

 

I to chyba nie tylko za sprawą Internetu - w którym, nota bene, można zobaczyć tylko to, co użytkownicy wprowadzą.

 

Jedną z najbardziej drastycznych scen w Trylogii jest wbijanie na pal Azji Tuhajbejowicza. Jednak gdy ten sienkiewiczowski opis porównamy z opisem Ivo Andrića, późniejszym o trochę ponad pół wieku, z "Mostu na Drinie", to ten pierwszy blednie. Tym bardziej, że Andrić opisuje egzekucję beznamiętnie, zresztą z punktu widzenia kata, który do skazanego nic nie ma, tylko ma poprawnie wykonać zabieg, wymagający precyzji niemałej. W literaturze jugosłowiańskiej dużo jest okrucieństwa. Chyba Bulatović ze swoim "Czerwonym kogutem..." był w tym mistrzem najwyższej klasy.

 

Jeśli chodzi o wpływ lektury Sienkiewicza na młode umysły to swoje trzy grosze dorzucę.

 

Trylogię przeczytałem minimum 4 razy, pierwszy raz mając lat chyba mniej niż 10, ostatni raz zapewne mniej niż 20. Szkoda, że to już ponad 40 lat temu było, ale tym bardziej dobrze pamiętam to, co było dawno. Sadystą nie zostałem, narodowcem też nie, wręcz przeciwnie.

 

Jednak całkowicie się zgadzam z przytaczanymi wyżej publicystami międzywojennymi, że zmuszanie 11-latków i -latek jest zupełnie bez sensu. Przyznaję, że z pierwszej lektury niewiele wyniosłem, ot może lepiej było czytać o Winnetou. Potem było lepiej. Szczególnie, gdy przeczytałem to z mapą w ręku, co było też niezłą lekcją geografii - takie terminy jak Zadnieprze, Zaporoże, Dzikie Pola, Podole, Wołyń czy Polesie przestały być już tylko egzotycznymi nazwami. Zrozumiałem, że okrzyk "Bar wzięty" był okrzykiem na trwogę dla całej Rzplitej, a nie chodziło tylko o jakąś kobitkę.

 

Czytając to z uwagą 16 czy 19 latka zacząłem zadawać sobie samemu pytania i charakterystyka postaci przestała być dla mnie taka jednoznaczna. Wiśniowiecki przestał być jednoznacznie pozytywnym bohaterem, a Chmielnicki - wrogiem. Wcześniej sceny z rozmyśleniami wojewody Kisiela nie zrozumiałem, więc wyparłem z pamięci. Potem zdała mi się kluczową dla zrozumienia "co autor miał na myśli", pisząc "Ogniem i mieczem".

 

Potem, przy 3. czy 4. lekturze zadałem sobie pytanie, dlaczegóż to Kmicic ze swą chorągwią zimuje na Żmudzi, skoro jest chorążym orszańskim. I kto to był Chowański, którego był podchodził. I cóż z tego podchodzenia wynikło. I dlaczego Sienkiewicz w tak przejmujący sposób opisuje śmierć Janusza Radziwiłła w Tykocinie, jakby wybitnym człowiekiem był, a nie zdrajcą. Zaś Jan Kazimierz jest postacią kompletnie bezbarwną. W miejscu i czasie, gdy Sienkiewicz publikował swe książki, nie można było wprost stwierdzić, że Janusz Radziwiłł uznał zagrożenie rosyjskie za o wiele ważniejsze, niż szwedzkie, więc lepiej oddać tron Szwedowi, by razem z nim pokonać Rosję, niż sprzymierzać się z Rosją przeciw Szwecji. I że później historia potwierdziła słuszność tezy Radziwiłła. Tego nie dało by się wydać.

 

Najbardziej jednoznaczny wydaje się "Pan Wołodyjowski". Ale i tu można sobie zadać pytanie, czemuż to jakiś hreczkosiej traktował tatarskiego księcia jak parobka i batem go okładał?

 

Odnoszę wrażenie, że krytyka Trylogii Sienkiewicza bierze się głównie stąd, że krytycy przeczytali te książki jako lekturę, zbyt wcześnie, by wychwycić wszystkie niuanse, a potem już tylko zajmowali się słowami, nie łapiąc sensu. Niestety większość czytelników zrobiła podobnie.

 

Na zakończenie dodam, że wszystkie czytelniczki "Ogniem i mieczem", z którymi rozmawiałem (z mamą na czele), wyrażały wielkie rozgoryczenie, że Helena nie zakochała się w Bohunie, tylko w jakiejś skrzetuskiej ciamajdzie.

 

Ps. To odgrzewanie starych kotletów, ale ubawił mnie tekst, że Sienkiewicz przedstawił skutki ognia artylerii w bitwie pod Prostkami jakby był to ogień karabinów maszynowych, a tych wówczas nie było. No cóż, gdy Sienkiewicz pisał te słowa, to skutku użycia karabinów maszynowych na polu dużej bitwy też raczej nie znał. A co do skuteczności ognia artylerii gładkolufowej warto sięgnąć do opisu bitwy pod Pruską Iławą w 1807.

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
euklides   

 

 

15 godzin temu, jancet napisał:

(...)

Trylogię przeczytałem minimum 4 razy, pierwszy raz mając lat chyba mniej niż 10, ostatni raz zapewne mniej niż 20. Szkoda, że to już ponad 40 lat temu było, ale tym bardziej dobrze pamiętam to, co było dawno. Sadystą nie zostałem,

(...)

Czytając to z uwagą 16 czy 19 latka zacząłem zadawać sobie samemu pytania i charakterystyka postaci przestała być dla mnie taka jednoznaczna. Wiśniowiecki przestał być jednoznacznie pozytywnym bohaterem, a Chmielnicki - wrogiem. Wcześniej sceny z rozmyśleniami wojewody Kisiela nie zrozumiałem, więc wyparłem z pamięci. Potem zdała mi się kluczową dla zrozumienia "co autor miał na myśli", pisząc "Ogniem i mieczem".

(...)

 

To mniej więcej tak jak ja, tyle że że może  trochę inne cyfry trzeba by przyporządkować. Postacie Sienkiewicza też nie wydawały mi się jednoznaczne. 

 

15 godzin temu, jancet napisał:

(...)

. W miejscu i czasie, gdy Sienkiewicz publikował swe książki, nie można było wprost stwierdzić, że Janusz Radziwiłł uznał zagrożenie rosyjskie za o wiele ważniejsze, niż szwedzkie, więc lepiej oddać tron Szwedowi, by razem z nim pokonać Rosję, niż sprzymierzać się z Rosją przeciw Szwecji. I że później historia potwierdziła słuszność tezy Radziwiłła. Tego nie dało by się wydać.

(...)

Odnoszę wrażenie, że krytyka Trylogii Sienkiewicza bierze się głównie stąd, że krytycy przeczytali te książki jako lekturę, zbyt wcześnie, by wychwycić wszystkie niuanse, a potem już tylko zajmowali się słowami, nie łapiąc sensu. Niestety większość czytelników zrobiła podobnie.

(...)

 

Według mnie krytyka Sienkiewicza bierze się stąd że Sienkiewicz nie bardzo trzymał się prawdy historycznej ale ja, mimo to uważam go za genialnego pisarza, przede wszystkim dlatego że genialnie trafił do naszej mentalności. Nie chcę tu pisać wypracowania ale kluczową postacią jest chyba Kmicic. W sumie nieszczęśnik, przecież przez dużą część Potopu jeździł po Polsce i szukał pana. To zaś stało się narodowym fatum bowiem przez następne 300 lat w każdym pokoleniu mnóstwo będzie takich co się dowiedzą że służyli nie temu panu co powinni i będą też politycy twierdzący że musieli robić rzeczy wątpliwe bo nie mieli innego wyjścia i powinno im się jeszcze za to dziękować, przecież takim był Radziwiłł i to dlatego Sienkiewicz go tak przedstawił. Geniusz Sienkiewicza polegał również na tym że ten dramat Kmicica, (i Radziwiłła chyba też) przedstawił niezauważalnie to znaczy że to co napisał wpływa na podświadomość Polaka czytelnika.  W każdym razie wątpię żeby kogoś z poza naszej kultury jego książki zachwyciły, to musi być ktoś z nas.

 

No i jeszcze jedno. Akurat kiedy wyrastałem z lektur typu Sienkiewicz to zdążyłem przeczytać jeszcze Trzech Muszkieterów, bardzo mi się ta książka podobała ale później dzięki niej zrozumiałem naszą odrębność kulturową. W Trzech Muszkieterach jest taka scena jak król z ręki do ręki przesypuje d'Artagnanowi parę sztuk złota, które ten bez żenady bierze. Pamiętam że ta scena mnie trochę zaskoczyła: jak ten król potraktował rycerza i to szlachcica? Pamiętałem analogiczną scenę z Potopu kiedy to Kmicic w Częstochowie rzucił na stół woreczek z kosztownościami i wtedy sobie pomyślałem "to był gość". Ale porównanie tych dwóch scen uświadomiło mi że d'Artagnan nie miał takich problemów jak Kmicic. On wiedział komu służyć, przed nim historia nie stawiała żadnych dylematów. Przed nami tak i to chyba jest jakimś akcentem naszej kulturowej odrębności i tu należy chyba szukać powodów popularności powieści Sienkiewicza.  

Edytowane przez euklides

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Ogólnie rzecz biorąc - nie mam z Euklidesem sporu. Ale w szczegółach kilku diabłów tkwi.

 

7 godzin temu, euklides napisał:

Według mnie krytyka Sienkiewicza bierze się stąd że Sienkiewicz nie bardzo trzymał się prawdy historycznej

 

Bo - wg mnie - Sienkiewicz, jak na powieściopisarza, trzymał się prawdy historycznej tak bardzo, jak tylko było to możliwe w powieści. Dość obszernie się rozwodziłem na ten temat w poprzednim wpisie i teraz nie mam wiele do dodania.

 

7 godzin temu, euklides napisał:

wątpię żeby kogoś z poza naszej kultury jego książki zachwyciły, to musi być ktoś z nas.

 

Co do trylogii - to pełna zgoda, zaś "Quo vadis" jednak zachwycił, skoro zdobył nobla. Choć wg mnie książka raczej mierna, chyba przeczytałem raz i tyle.

 

7 godzin temu, euklides napisał:

król z ręki do ręki przesypuje d'Artagnanowi parę sztuk złota, które ten bez żenady bierze. Pamiętam że ta scena mnie trochę zaskoczyła: jak ten król potraktował rycerza i to szlachcica?

 

Zaraz zaraz, d'Artagnan nie był żadnym rycerzem, był najemnym żołnierzem elitarnej jednostki. Co do jego szlacheckości, to o ile dobrze pamiętam, to była podobna do imć Rzędziana czy Kiemliczów - "chudopachołcy, ale szlachta". Dowód szlacheckości oparty na oświadczeniu.

 

8 godzin temu, euklides napisał:

d'Artagnan nie miał takich problemów jak Kmicic. On wiedział komu służyć, przed nim historia nie stawiała żadnych dylematów.

 

Trochę mnie to zszokowało, bo ja odnoszę wrażenie, że akcja książek Dumas toczy się wokół osi wewnętrznego sporu pomiędzy polityką kardynała a jego przeciwników, dość enigmatycznych zresztą. Raczej marginalnie jest wspomniana walka z hugenotami i oblężenie La Rochelle - to już była wojna domowa. A trochę wcześniej była noc św. Bartłomieja, zaś trochę później Fronda.

 

Trzej muszkieterowie i d'Atargnan mieli o wiele więcej okazji do zastanawiania się, komu służyć, niż nasz Kmicic-Babinicz. I może dlatego nie wahali się przyjmować złota za wybór - rzecz to w sumie naturalna dla najemnych żołnierzy.

 

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
52 minuty temu, jancet napisał:

"Quo vadis" jednak zachwycił, skoro zdobył nobla

 

"Quo vadis" nie zdobył Nobla, Sienkiewicz dostał nagrodę za całokształt twórczości.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Kilka uwag, jak to lubi napisać Bruno: w kwestii formalnej...

 

W dniu 25.11.2019 o 10:47 PM, jancet napisał:

Jedną z najbardziej drastycznych scen w Trylogii jest wbijanie na pal Azji Tuhajbejowicza. Jednak gdy ten sienkiewiczowski opis porównamy z opisem Ivo Andrića, późniejszym o trochę ponad pół wieku, z "Mostu na Drinie", to ten pierwszy blednie. Tym bardziej, że Andrić opisuje egzekucję beznamiętnie, zresztą z punktu widzenia kata, który do skazanego nic nie ma, tylko ma poprawnie wykonać zabieg, wymagający precyzji niemałej. W literaturze jugosłowiańskiej dużo jest okrucieństwa

 

Drobne uzupełnienie dla nieznających bliżej prozy tego noblisty, opis sceny egzekucji Radisawa z Uniszta podany przez janceta jest trafny i wierny. Co do jednego bym się jednak nie zgodził, jeśli "kat" występuje tu jako człowiek trudniący się taką profesją to raczej tego nie znajdziemy na kartach tej powieści. Wiemy jedynie, że wbicia na pal dokonało trzech Cyganów (jak i wcześniejszych tortur mających wydobyć zeznania), z których główną postacią był Merdżan, który był kowalem (w oryg. "Мерџан ковач"), a w XVI w. chyba nie było w zwyczaju łączenia tych profesji? Zatem chyba taki ad hoc powołany oprawca. Tak na marginesie "Most..." też jest lekturą szkolną.

 

W dniu 26.11.2019 o 10:03 PM, jancet napisał:

Co do jego szlacheckości, to o ile dobrze pamiętam, to była podobna do imć Rzędziana czy Kiemliczów - "chudopachołcy, ale szlachta". Dowód szlacheckości oparty na oświadczeniu

 

D'Artagnan jeśli chodzi o hipotetyczny pierwowzór to szlachcicem nie był a brzmiące bardziej po "szlachecku" nazwisko wziął po matce a nie ojcu rzeźniku. Jeśli jednak chodzi o szlacheckość postaci literackiej, to chudopachołkiem co prawda to i był ale o jego szlacheckości wiemy nie z jego oświadczenia tylko od narratora.

 

W dniu 26.11.2019 o 1:46 PM, euklides napisał:

No i jeszcze jedno. Akurat kiedy wyrastałem z lektur typu Sienkiewicz to zdążyłem przeczytać jeszcze Trzech Muszkieterów, bardzo mi się ta książka podobała ale później dzięki niej zrozumiałem naszą odrębność kulturową. W Trzech Muszkieterach jest taka scena jak król z ręki do ręki przesypuje d'Artagnanowi parę sztuk złota, które ten bez żenady bierze. Pamiętam że ta scena mnie trochę zaskoczyła: jak ten król potraktował rycerza i to szlachcica? Pamiętałem analogiczną scenę z Potopu kiedy to Kmicic w Częstochowie rzucił na stół woreczek z kosztownościami i wtedy sobie pomyślałem "to był gość". Ale porównanie tych dwóch scen uświadomiło mi że d'Artagnan nie miał takich problemów jak Kmicic

 

Nie miał takich problemów gdyż jedyna droga ewentualnej kariery związana była z kruchą bo kruchą, ale jednak, protekcją jego ojca. Można sobie jednak wyobrazić, że bez niej mógł się zastanawiać komu służyć. 

 

W dniu 26.11.2019 o 10:03 PM, jancet napisał:

Zaraz zaraz, d'Artagnan nie był żadnym rycerzem, był najemnym żołnierzem elitarnej jednostki

 

Krótko, bo to kolejny O.T., otóż, jeśli chodzi o inkryminowaną historię w której otrzymał czterdzieści pistolów od króla to nie był on wówczas żadnym najemnikiem i nie należał nie tylko do elitarnej ale do żadnej jednostki. Pieniądze otrzymał za danie prztyczka w nos ludziom kardynała ("pokiereszowanie" Jussaca i "naszpikowanie" Bernajoux).

 

W dniu 26.11.2019 o 10:03 PM, jancet napisał:

"Quo vadis" jednak zachwycił, skoro zdobył nobla. Choć wg mnie książka raczej

 

W dniu 26.11.2019 o 10:57 PM, Capricornus napisał:

 

"Quo vadis" nie zdobył Nobla, Sienkiewicz dostał nagrodę za całokształt twórczości.

 

W tej kwestii, gdzie można uznać, że obaj rozmówcy mają trochę racji proponuję kontynuować dyskurs w temacie: forum.historia.org.pl - "Nobel z literatury dla Polaka" gdzie dodałem kilka uwag o tym za co otrzymał tę nagrodę.

 

W dniu 26.11.2019 o 1:46 PM, euklides napisał:

Geniusz Sienkiewicza polegał również na tym że ten dramat Kmicica, (i Radziwiłła chyba też) przedstawił niezauważalnie to znaczy że to co napisał wpływa na podświadomość Polaka czytelnika.  W każdym razie wątpię żeby kogoś z poza naszej kultury jego książki zachwyciły, to musi być ktoś z nas.

 

To, że nie musi, postarałem się wykazać w stosowniejszym temacie: forum.historia.org.pl - "Nie czytaj klasyków - szkodzą" , tam też może euklides wywodzić o wpływie na podświadomość i dowodzić, iż się mylę i że innych jednak nie zachwyca.

 

W dniu 26.11.2019 o 1:46 PM, euklides napisał:

Według mnie krytyka Sienkiewicza bierze się stąd że Sienkiewicz nie bardzo trzymał się prawdy historycznej

 

Bez wątpienia trafne są to uwagi tylko zupełnie nie na temat, tu zajmujemy się krytyką w całkiem innym zakresie, chce coś dodać euklides w kwestiach prawdy historycznej u tego autora jest do tego stosowniejszy temat: forum.historia.org.pl - "Trylogia a prawda historyczna".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
20 godzin temu, secesjonista napisał:

chyba nie było w zwyczaju łączenia tych profesji

 

Nie wiem, czy był zwyczaj łączenia akurat tych dwóch profesji (kata i kowala). Natomiast dość dużo jest wzmianek o łączeniu profesji kata z jakąś inną - a to balwierza, a to hycla etc. To na zachodzie. Jak było na południowym wschodzie - nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że powszechnym zjawiskiem było to, że z samego katostwa wyżyć się nie dało. Skoro do katowskich powinności należało także zadawanie tortur, a wśród nich przypiekanie, przypalanie, podwieszanie etc., zaś potrzebne do tego narzędzia kowal miał w warsztacie, to czemu drugą profesją kowala nie miało być katostwo?

 

A ów kowal wespół z współpracownikami, wg słów powieści (które podaję z pamięci, bo książkę parę lat temu pożyczyłem synowi i nie oddał), to najpierw długo strugał palik, dość wąski i spiczasty, potem starannie oszlifował i wysmarował łojem, następnie zrobił kozikiem nacięcie w odpowiednim miejscu w kroczu skazańca, a potem bardzo starannie kontrolował kierunek zagłębiania się tegoż pala w ciele, tak aby nie uszkodzić ani dużej żyły czy tętnicy, ani innych narządów, których perforacja szybką śmierć wywoływała. Znajomość tych szczegółów przez wykonawcę zdecydowanie świadczy o fachowym podejściu do sprawy. Wachmistrz Soroka to przy nim kompletny amator.

 

Może mi się zdaje, ale chyba też wysokość wynagrodzenia zależała od tego, czy skazany będzie żył po "pionizacji" i jak długo.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, jancet napisał:

dość dużo jest wzmianek o łączeniu profesji kata z jakąś inną - a to balwierza, a to hycla etc.

 

3 godziny temu, jancet napisał:

wydaje mi się, że powszechnym zjawiskiem było to, że z samego katostwa wyżyć się nie dało

 

Wiesz, zjawisko dorabiania sobie na boku to nie współczesny wynalazek...

 

Obowiązki hycla należały do "ustawowych" zadań kata. Podobnie jak usuwanie padliny z miasta, oczyszczanie fos, dodatkowo trudnił się opieką nad miejskimi prostytutkami. To były jego legalne zajęcia.

Nielegalnie zajmował się drobnym handlem, a to stryczek sprzedał, a to palec skazańca...

Równie nielegalnie wchodził w kompetencje cyrulika, ale tu już miał większe problemy bo przez cech cyrulików uznawany był za partacza i wytaczano mu z tego powodu procesy, które mogły skończyć się nawet zwolnieniem z posady kata.

 

Czy fach kata był tak mało dochodowym?

Nie wydaje mi się. Miasto zapewniało katu mieszkanie, ten koszt utrzymania mu odpadał, zachowały się cenniki katowskie.

Np:

Wypędzenie z granic państwa - 4 floreny; za wypędzenie z miasta - 18 szylingów; za torturowanie przestępcy - 5 florenów; za łamanie kołem - 5 florenów; za wpakowanie do worka i utopienie - 5 florenów; za ścięcie i spalenie - 10 florenów, za pochowanie samobójcy - 5 florenów; za postawienie pod pręgierzem - 9 szylingów.

Albo:

 "katu za ukazanie się wraz ze służącymi do tortur przyrządami - 1 guldena 12 krajcarów, za stryczek albo nałożenie przyrządu do zgniatania kciuków - 36 krajcarów, za rzeczywiste tortury, bez względu na to czy z użyciem czy bez użycia ognia- 2 guldeny 2 krajcary". Kara chłosty - 2 guldeny 24 krajcary; Obcięcie uszu i nosa - 2 guldeny 24 krajcary; Ucięcie ręki, targanie kleszczami - 2 guldeny 24 krajcary; Wypalenie piętna - 1 gulden 12 krajcarów; Powieszenie - 6 guldenów; Ścięcie, złożenie do grobu i przebicie serca kołkiem - 6 guldenów; Powieszenie, ścięcie mieczem lub uduszenie połączone ze spaleniem na stosie - 7 guldenów; Spalenie żywcem "z góry", tj. od głowy, "z dołu", tj. od nóg; rozciąganie żywcem na kole - 7 guldenów; Ucięcie języka - 6 guldenów; Dodatkowe obostrzenie kary śmierci przez wleczenie końmi - 9 guldenów."

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Cytuj

Wachmistrz Soroka to przy nim kompletny amator.

To raczej lektura mojej odległej - niestety - młodości i mogę dobrze nie pamiętać, ale coś kojarzę, że nawlekał na pal srogi Luśnia (w "Panu Wołodyjowskim"), Soroka zaś miał być nawlekany (w "Potopie"). 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
13 godzin temu, jancet napisał:

Wachmistrz Soroka to przy nim kompletny amator

 

Czy Luśnia był aż takim amatorem to można dyskutować, w sumie uzyskał ten sam efekt co Merdżan, wbił na pal skazańca i Azja tak jak Radisaw przeżył ten zabieg, a wydaje się, że łatwiej kontrolować nawlekanie na pal wykonywane przez ludzkich pomocników niż przy użyciu prowadzonych koni. Różnica jest w samym opisie, Ivo Andrić przedstawia to w sposób bardziej bezosobowy i rzekłbym: w stylu techniczno-anatomicznym przez co scena wywiera mocniejsze wrażenie.

 

W dniu 25.11.2019 o 10:47 PM, jancet napisał:

Odnoszę wrażenie, że krytyka Trylogii Sienkiewicza bierze się głównie stąd, że krytycy przeczytali te książki jako lekturę, zbyt wcześnie, by wychwycić wszystkie niuanse, a potem już tylko zajmowali się słowami, nie łapiąc sensu. Niestety większość czytelników zrobiła podobnie

 

Możliwe, tylko w takim ujęciu deprecjonujemy (chyba) intelekt i wiedzę krytycznoliteracką wielu osób. Można "na wieki" znielubić jakąś lekturę np. poprzez to w jaki sposób była ona omawiana w szkole. Jeśli chodzi o dwudziestolecie i omawianie wówczas poszczególnych tomów Trylogii to zapewne uczeń mógł mieć przesyt, wreszcie w różnych latach analiza powieści z tego cyklu mogła trwać od pół roku do roku! Wydaje się jednak, że takie osoby jak Nałkowska czy Antoni Słonimski mieli pewne wyrobienie literackie i potrafili się wznieść ponad swe dziecięce doświadczenia z lektur.

W styczniu 1930 r. Antoni Słonimski powiadał:

"Trudno ofiarować inteligentnemu pętakowi Trylogię Sienkiewicza. Kiedyś można było nam wmawiać, że to wzbudza tężyznę narodową, ale dziś tych sadystycznych  opowieści o wyrzynaniu chłopów nikt chyba nie ośmieli się nazwać zdrowym pokarmem dla młodzieży".

/tegoż "Kroniki tygodniowe 1927–1937", Warszawa 2003, s. 181/

 

I głos bardziej współczesny, Ewa Wipszycka odpowiadając na ankietę "Nasza opinia o miejscu twórczości Sienkiewicza we współczesności" wyraziła taki pogląd:

"Najgorszą stroną pisarstwa Sienkiewicza jest dla mnie kryptosadyzm (nie tylko 'Ogniem i mieczem', także 'W pustyni i w puszczy', nie mówiąc o 'Janku Muzykancie'). Z tych przyczyn pisarz nie powinien figurować w kanonach lektur dla dzieci i młodzieży".

/"Po co Sienkiewicz? Sienkiewicz a tożsamość narodowa. Z kim i przeciw komu?" red. T. Bujnicki, J. Axer, Warszawa 2007, s. 403/

 

Paweł Popiel broniąc Sienkiewicza przed zarzutem przesadnego obrazowania drastycznych scen wspierał się głosem André Baudrillarta (z jego omówienia "Quo vadis" na łamach "Le Correspondant") wskazując na realia opisywanej epoki i nieco ironicznie dodaje:

"... opisując takie czasy i epokę, niepodobna, by pisarz dla młodych panienek wykładał zasady katechizmu".

/tegoż "Dwie prace o Sienkiewiczu", "Czas”, nr 30, 1901, s 3/

 

Na konieczność oddania tychże realiów wskazywał też Tadeusz Zieliński, choć dodał też pewne zastrzeżenie:

"Zjawiska milczeniem zatrzeć niepodobna; skoro potworność taka istniała, tedy sumienny malarz epoki o niej mówi i nie można o to mieć do niego żalu. Jedyny zarzut, jaki by można mu zrobić, jest ten, że mówi o niej nazbyt szczegółowo".

/tegoż "Idea Polski w dziełach Sienkiewicza", Zamość 1920, s. 33/

 

Jedną z niewielu kobiet jakie wzięły w obronę Sienkiewicza (względem tego typu zarzutów) była Maria Konopnicka, wspomina o tym Grażyna Borkowska, autorka tekstu "Sienkiewiczowski teatr okrucieństwa":

"Niektórych dziwi, że poetka (czy dlatego, że jest kobietą?) wykazuje tyle zrozumienia dla Sienkiewiczowskiego okrucieństwa. Andrzej Stoff pisze: „Jest rzeczą zdumiewającą, że to właśnie Maria Konopnicka usprawiedliwiała Sienkiewicza z «obrazów mąk, na których oko prawie spocząć nie śmie»” (A. Stoff, Sienkiewiczowskie studium zemsty. Wątek Adama Nowowiejskiego w „Panu Wołodyjowskim”, „Roczniki Humanistyczne” 1997, t. 45, z. 1, s. 145.)".

/w: "Sienkiewicz ponowoczesny", red. B. Szleszyński, M. Rudkowska, Warszawa 2019, s. 16, przyp. 6/

 

I opatrują to fragmentem z tych szkiców:

"W dziele tym, poza jego historyczną treścią i poza jego artystyczną pięknością, słyszymy ciągle i zawsze, i na każdej karcie, jak gdyby nakaz, który z wielką potęgą zdaje się przemawiać do nas: Jakakolwiek jest dola wasza – żyjcie! I jakakolwiek jest męka wasza – żyjcie! I jakakolwiek jest słabość wasza – żyjcie! I choć byście więcej cierpieć mieli, płonąc, niż stygnąc, gorejąc, niż ugasając – gorejcie, płońcie, a żyjcie!".

/tamże, s. 17; w przyp. 7 podając: M. Konopnicka "Szkice. Bohdan Zaleski – Adam Asnyk – Henryk Sienkiewicz", Lwów 1905, s. 120–121/

 

Akurat nie na stronach 120-121, bo tam przywoływana autorka omawiała poezję Zaleskiego, tylko na stronach 220-221, ale to drobiazg, w sumie jednak nie wiem czemu sięgnięto akurat po ten fragment, lepiej chyba pasowałby ten:

"Motyw bólu, motyw męki, motyw śmiertelnej ofiary, stał się w ręku jego potężnym środkiem ekspiacyi, odkupienia i wskrzeszającej wprost mocy. Niektóre Sienkiewiczowskie postacie zgoła na tym jednym motywie stoją, a męka psychiczna dochodzi w nich do podarcia się duszy w krwawe szmaty; męka zaś ciała,m aż do stopnia nieznośności dla widza.
Bo Sienkiewicz nie cofa się przed obrazami męki, na których oko prawie że spocząć nie śmie, i przelatuje trwożnie, ledwie tykając na kartach tych Zgłoski, z których każda jest jak krzyk przeraźliwy i jak chluśnięcie krwią. Tak wymalował katowską śmierć przeniewierczego nieszczęśnika Azyi; tak i mękę Jurandową w krzyżackim podziemiu.
Czemu? Bo wszelka męka ma u Sienkiewicza swoje wielkie prawo: przebaczenia dla tych, co zasłużyli na nią...
".

/"Szkice...", s. 225/

 

Zdziwienie wyrażone przez Andrzeja Stoffa byłoby może mniejsze gdyby bliżej zapoznał się z twórczością samej Konopnickiej... :B):

Nowela "Anusia" jej autorstwa uważana jest za utwór na poły biograficzny (związany z Siedlcami), gdy zajrzymy do jej treści przekonamy się, że Konopnicka mogła być nieco "zahartowana" w kwestii okrutnych scen. Tytułowa bohaterka, leciwa już i zubożała szlachcianka zajmuje się drobnymi pracami domowymi i opieką nad dziećmi. Będąc osobą mocno religijną (jeśli nie dewotką) stara się kształtować podległe jej dziatki w duchu religijności jaką uznawała za odpowiednią:

"Po roku pobytu Anusi u nas tak byliśmy oswojeni z całym martyrologium, żeśmy o wyrwanych językach, rozpalonych kleszczach, plecach dartych pasami ze skóry i piłowanych ciałach rozprawiali jak o chlebie z masłem i gdyby które z nas spotkało świętego Dionizego idącego z własną uciętą głową pod pachą, myślę, że nie byłoby zdziwione (...) Przy końcu książeczki z «Gorzkiemi żalami», była «Pieśń o narzekających sierotach», którą nam Anusia czytywała niekiedy, i z powodu której stołeczek ów, zastępujący Anusinego jaśka, «Jackiem» się nazywał. Pieśń tę lubiliśmy niezmiernie, a jeszcze bardziej pewno się jej bali. Była tam mowa o złej macosze i o krzywdzie osieroconych dziatek. Do dziś pamiętam niektóre wiersze...

... Co ona wyrabiała, nogami je kopała,
Służebnej zaś mówiła, co będzie dziś robiła,
«Od dzisiaj, miej w pamięci, nie dasz mleka dla dzieci».

Tu zwykle zaczynaliśmy mocno wzdychać, patrząc na płaski kamienny garnczek ze śmietanką, której tłusty kożuszek wznosił się i opadał i grzejąc się przy drobnych węgielkach, czekał na księdza brata. Cóż tam męki, rozpalone kleszcze, albo ucięte głowy! Ale nie dostać mleka, nie dostać żadnych wyskrobków! (...)
Potem następowała scena na cmentarzu. Matka słyszy narzekania dziatek i wstaje z grobu (...) W tem miejscu przytulaliśmy się jedno do drugiego i do Anusich kolan poglądając na drzwi ukradkiem. Pomimo wszakże śmiertelnego strachu, za nic ni dalibyśmy Anusi przerwać czytania, następowały bowiem rzeczy najciekawsze..
.".

/tejże "Anusia", w: "Moi znajomi", Warszawa 1890, s. 279, s. 283-284/

 

Jak widać, dla blisko pięćdziesięcioletniej Konopnickiej te doświadczenia lektur okresu dzieciństwa nie wydawały się być aż tak traumatycznymi dla jej psychiki, a zważmy, że we wspomnianej pieśni dziadowskiej znanej też jako "Legenda o sierotach narzekających" czy "Matka w grobie", zła macocha nie tylko wyganiała zimą z domu nieszczęsne dziatki, nie tylko odmawiała im stosownego odzienia i mleka, ale wręcz przyznawała się do tego, że chce je zagłodzić na śmierć, że już nie wspomnę o turpistycznym motywie zmarłej matki karmiącej piersią najmłodsze z dzieci, nei bez oporu początkowego z jego strony:

"Zrazu dziecię nie chciało,

- Matki się bardzo bało".

/za: "Legenda przez ks. Jakóba Wujka o sierotach narzekających", wyd. przez K. Osadnika, Piekary Śląskie, b.d.w.; szerzej: . P. Grochowski "Dziady. Rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach", wersja dźwiękowa: "Śpiewy, gwizdy, krzyki czyli prosto ze wsi", płyta CD, tekst i oprac. A. Bieńkowski/

 

Choć może sama Konopnicka nie uświadamiała sobie tego wpływu, zważywszy na jej tekst "Elisza. Fragment dramatyczny" drukowany na łamach pisma "Nowe Mody Paryskie", z którego scenę wyrywania zębów skrytykował nawet sam Sienkiewicz?

 

W dniu 25.11.2019 o 10:47 PM, jancet napisał:

a zakończenie dodam, że wszystkie czytelniczki "Ogniem i mieczem", z którymi rozmawiałem (z mamą na czele), wyrażały wielkie rozgoryczenie, że Helena nie zakochała się w Bohunie, tylko w jakiejś skrzetuskiej ciamajdzie

 

Podobnie stwierdza Urszula Benka:

"Kiedy Bohun porywa Helenę, czytelnik nie ma mu tego za złe – czytelniczka z pewnością będzie nawet rozczarowana, że panna wybrała o tyleż mniej fascynującego (dla czytelniczki) Wielkopolanina, tak czołobitnego wobec jaśnie wielmożnych Wiśniowieckich. Kiedy Kmicic porywa Oleńkę, czytelnik płci obojga, oczywiście, o ile „przeżywa” Potop, sekunduje temu zawadyjace bez cienia skrupułów i oglądania się na obywatelskie cnoty małego konkurenta".

/tejże "Święty sadyzm Sienkiewicza", "NaGłos” 1994, nr 14, s. 102/

 

Choć nie wiem czy janceta znajome czytelniczki zgodziłyby się już z dalszymi wnioskami tejże autorki, która stwierdza, że przemoc wojenna jak i przemoc wobec kobiet: "... płynie z jakiegoś pierwotnego odruchu: wlania spermy tam, gdzie dopełniło się zabójstwa".

/tamże, s. 103/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.