Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/

Rekomendowane odpowiedzi

atrix   

Bilstik napisał

okoliczności wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w 1981r.

Co prawda to prawda jak pisze Bruno nie da się wszystkiego streścić w trzech słowach. A tym bardziej wszystkiego zrozumieć ot tak na chybcika.

Kolega Razorblade1967 w bardzo rzeczowy sposób przedstawił sprawę odnosząc się do mojego postu.

Myślę że kolego Bilistik masz szansę co nieco zrozumieć co co chodziło z tym wprowadzeniem stanu wojennego.

Pzdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   
Kolejna sprawa - godzina milicyjna. Znowu gdyby odnieść to do współczesności to występuje kompletne niezrozumienie różnić pomiędzy tymi dwoma światami. Bo gdzie można było łazić po 23 w czasach PRL? Knajpy zamykano około 21 i to dość "brutalnie" - na parę minut przed zamknięciem lokalu przychodziła kobieta ze szmatą, podnosiła niedobitkom szklankę ze stołu i wycierała stół, a personel lokalu po prostu informował "zamykamy" i "wypad z baru". Nocne lokale były dość nieliczne i dostępne tylko części społeczeństwa (przeciętny robotnik tam nie chadzał). Nie istniało w zasadzie "nocne życie" miasta, wszystko i tak zamierało około 22. A więc godzina milicyjna utrudniała czasem życie, ale nie była odbierana tak jak to byłby dzisiaj.

Było upierdliwe rano. Godzina milicyjna trwała do 6 rano a fizyczni zaczynali robotę właśnie o 6 rano. Burdel powstał jak cholera. Wydawano przepustki ale zanim je rozprowadzono to działy się nieciekawe rzeczy. Zwłaszcza dotyczące pracowników zakładów zmilitaryzowanych.

Sam raz zwiewałem przed patrolem jakichś na zielono ubranych kolesiów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Atrixie, myślę że nadmiernie wyeksponowałeś element "koryta".

Członkowie naczelnych władz politycznych w kolejkach nie stali, ale na ogół nie wyróżniali się jakoś szczególnie poziomem życia. Oczywiście były wyjątki - Cyrankiewicz lubił dobrze żyć, mokotowska willa Andrzeja Jaroszewicza, syna premiera, faktycznie budziła zazdrość, podobnie jak zółte Alfa-Romeo. Ale już sam Jaroszewicz niby też miał willę, ale skromniejszą i w dodatku w wielce peryferyjnym Aninie.

Gdzieś w 79 czy 80 roku miałem okazję złożyć wizytę w domu Kiszczaka (córka Kiszczaka była o rok młodsza ode mnie, spotykaliśmy się czasem przy okazji wyprowadzania psów). Niby willa, bardziej dom jednorodzinny, na Mokotowie. W sumie niewielki, na bardzo małej działce. W stanie wojennym Kiszczak nie zamienił go na bardziej reprezentacyjny, nota bene chyba mieszka tam do dziś.

W owym czasie byle prywaciarz, badylarz z hektarem gruntu pod szkłem, właściciel wtryskarki, lakierni czy warsztatu samochodowego żył o wiele dostatniej, niż premier, minister czy I Sekretarz. Nota bene często aparat partyjno-rządowy niższego szczebla też miał się znacznie lepiej, niż "wierchuszka".

Dla ludzi ze szczytów władzy samo jej posiadanie stanowiło najważniejszy motyw działań. Korzyści z posiadania władzy wynikające odgrywały znacznie mniejszą rolę.

Cóż - Maslow i jego piramida.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Burdel powstał jak cholera. Wydawano przepustki ale zanim je rozprowadzono to działy się nieciekawe rzeczy. Zwłaszcza dotyczące pracowników zakładów zmilitaryzowanych.

Oczywiście, że był - w pierwszych dniach musiał być. W końcu co by nie mówić, była to bardzo złożona operacja wojskowa, którą do tego realizowali ludzie kompletnie do takiej sytuacji nieprzygotowani. W końcu przez lata szkolono ich do innych zadań, niż "administrowanie".

Z drugiej strony jako (były już) wojskowy doceniam jednak sprawność z jaką to zrealizowano. Co prawda wtedy jeszcze nie służyłem w armii (za młody byłem), ale rozpoczynając służbę 5 lat po wprowadzeniu SW miałem spory kontakt z ludźmi, którzy wtedy służyli i te czynności wykonywali. Wiele lat później nie raz żartowaliśmy, obserwując upadającą armię, że "dzisiaj to dopiero byłby ... wiadomo co".

Oczywiście był bajzel, sytuacje nieprzemyślane - znam taką jedną dokładnie ze względu na udział w niej członka rodziny. Otóż w niektórych urzędach początkowo usiłowano poubierać ludzi w mundury, bo dość dosłownie brano "militaryzację" i co się okazało? Że było śmiesznie - bo część pracowników najpierw kończyła studia, a potem zaliczała wojsko i było oficerami rezerwy, a często ich przełożeni najpierw odbywali z.s.w., a potem dopiero zdobywali wykształcenie zawodowe - i byli np. starszymi szeregowymi rezerwy. Po dwóch chyba dniach ktoś poszedł po rozum do głowy i mundury wylądowały w szafach.

Jak napisałem w tej złożonej operacji wiele rzeczy musieli (taki rozkaz) realizować ludzie, wcześniej takimi zagadnieniami w ogóle nie obeznani. Musieli się najpierw "ogarnąć" i dostosować. Nic dziwnego - sam służyłem w armii ponad 20 lat i potrafię to zrozumieć, przecież nie do tego mnie szkolono.

A co do tych przepustek - to chyba wszystko zależało od miejsca i po prostu błędów ludzkich. Gdy przed wojskiem pracowałem w fabryce (3 lata po wprowadzeniu SW) pracującej na "trzyzmianówce" to jakoś nie słyszałem o problemach z przepustkami - choć o różnych "jajach" i zamieszaniu wynikłym wtedy starsi koledzy opowiadali.

PS.

jancet - do Twojej wypowiedzi dodałbym jedno, z czego mogą niepamiętający tamtych czasów nie brać pod uwagę. W tamtym porąbanym systemie - tak naprawdę różnice w poziomie życia ludzi były stosunkowo niewielkie (jak na obecne standardy). Oczywiście różnice były, ale daleko było do tego co jest normą obecnie. Wtedy pomiędzy robotnikiem, a dyrektorem dużej fabryki nie było przepaści takiej jak teraz pomiędzy pracującym za 1500zł, a "menadżerem" z wynagrodzeniem 10, 20 czy więcej razy większym. Zresztą przecież wtedy o statusie znaczyło często nie to ile zarabiasz, ale co możesz "załatwić", bo w schyłkowym Gierku i w latach 80-tych pieniądze niekoniecznie oznaczały możliwość zaspokojenia potrzeb.

W PRL pojęcie "mieć lepiej", "mieć przywileje" oznaczało zupełnie coś innego niż to jest obecnie. Być w "polityce" również. Pomiędzy społeczeństwem okresu PRL, a obecnym jest totalna przepaść - co utrudnia zrozumienie wielu rzeczy ludziom PRL-u nie pamiętającym, a przede wszystkim trudno im się "postawić na miejscu" ludzi w PRL żyjących.

Edytowane przez Razorblade1967

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

(...)

1/ Sytuacja z lat 80-81 doskwierała nie tylko "władzy", ale też zwykłemu obywatelowi - te wszystkie "niepokoje społeczne" (pojęcie oryginalne z tamtych czasów) powodowały trudności też dal zwykłego człowieka.

(...)

Jakie trudności?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jakie trudności?

A takie, że duża ilość różnych strajków, protestów etc. utrudniała i tak niełatwe życie w PRL. Chciałeś coś załatwić - strajk, komunikacja też potrafiła stanąć w najmniej dla "szarego człowieka" odpowiednim momencie, zaopatrzenie, transport itd. - to wszystko było kompletnie zdezorganizowane. Ludzie po prostu byli tym zmęczeni - a pamiętaj, że w każdym społeczeństwie większość ludzi jest politycznie biernych i po prostu chce jakoś normalnie żyć. Sytuacja im tego bynajmniej nie ułatwiała - bo robiło się coraz gorzej... i to w dość szybkim i odczuwalnym tempie.

Jest to jedna z przyczyn, prowadząca do tego, że całkiem spora część społeczeństwa jednak pomimo różnych obaw (na początku nie bardzo było wiadomo o co chodzi) przyjęła stan wojenny z pewną ulgą i pewnie powód dla którego jednak całkiem spory procent ludzi pamiętających tamte czasy do dzisiaj uważa, że SW był pewną koniecznością lub był potrzebny czy nieunikniony.

Były sytuacje, że wręcz "zwyczajni ludzie" wypowiadali się w stylu "przyjechało wojsko i zrobi porządek" - to są autentyczne wspomnienia moich kolegów nieco starszych służbą (o kilka lat), którzy w SW wykonywali różne zadania - i nie mam tutaj na myśli oficerów kierujących czymkolwiek, tylko tych "na dole" realizujących proste zadania. Czy wspomnienia własne, z tego co słyszałem jako nastolatek z wypowiedzi tych "zwykłych ludzi".

Edytowane przez Razorblade1967

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
euklides   

Było upierdliwe rano. Godzina milicyjna trwała do 6 rano a fizyczni zaczynali robotę właśnie o 6 rano. Burdel powstał jak cholera. Wydawano przepustki ale zanim je rozprowadzono to działy się nieciekawe rzeczy. Zwłaszcza dotyczące pracowników zakładów zmilitaryzowanych.

Sam raz zwiewałem przed patrolem jakichś na zielono ubranych kolesiów.

Ja byłem fizyczny i zaczynałem robotę o 5-tej rano. Z domu wychodziłem o 420 i nigdy mnie nikt nie zatrzymał, a przepustki żadnej nie miałem. A pamiętam że ta perspektywa była dla mnie całkiem całkiem, na pewno bym przed takim patrolem nie zwiewał bo mógłbym sobie zaoszczędzić parę roboczogodzin, a dzisiaj to może mógłbym jeszcze uchodzić za prześladowanego.A że 4-ta rano jest upierdliwa to się zgadzam.

Edytowane przez euklides

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Hmmmm .... mając lat 40 trudno mi to napisać , ale mam nieco inne doswiadczenia niż "Starsi Koledzy " z tzn "godziną milicyjną "w czasie stanu wojennego , niewiele pamietam z początkowego okresu SW ( oczywista , poza oczekiwaniem na Teleranek ) i wyrazem twarzy Ojca , który ogłosił ze mamy wojnę ( naturalne skojarzenie i pierwsze , Niemcy napadli ? ).

Dopiero w czasie Zbrodni Lubińskiej poznałem pojecie godziny milicyjnej , tyle ze dla dzieci i młodzieży od godziny 17.00 , pogoda piękna , tyle się dzieje , można zbierać łuski karabinowe , zawleczki od granatów gazowych , puszki po takowych ( ładne niebieskozołte ) a tu siedzieć w domu . Sporo moich ówczesnych "Starszych Kolegów " dostawało potężny łomot ( gdy po 17 ich złapano ) , od "panów "w moro , którzy bardzo licznie trojkami , z pistoletami maszynowymi , przemierzali górnicze osiedla <_<

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Dopiero w czasie Zbrodni Lubińskiej poznałem pojecie godziny milicyjnej , tyle ze dla dzieci i młodzieży od godziny 17.00 , pogoda piękna , tyle się dzieje , można zbierać łuski karabinowe , zawleczki od granatów gazowych , puszki po takowych ( ładne niebieskozołte ) a tu siedzieć w domu . Sporo moich ówczesnych "Starszych Kolegów " dostawało potężny łomot ( gdy po 17 ich złapano ) , od "panów "w moro , którzy bardzo licznie trojkami , z pistoletami maszynowymi , przemierzali górnicze osiedla <_<

Chyba Cię Lancasterze zawodzi trochę pamięć - godzina milicyjna obowiązywała od 22 do 6, bardzo szybko zmieniona na 23-5 (nie obowiązywała poza tym też 24/25.12 i 31.12/01.01). Zmiana godziny milicyjnej na 23-5 była już chyba po paru dniach i w zasadzie w dużym procencie rozwiązywała problem "pracowników zmianowych" (i pewnie to było główną przyczyną tej szybkiej zmiany), bo w większości zakładów (przynajmniej w moim mieście) zmiany były o 6, 14 i 22.

Natomiast dla dzieci i młodzieży czas rozpoczęcia godziny milicyjnej był o 2 godziny wcześniejszy. Nie była to więc godzina 17... tak więc jak Twoi "starsi koledzy" dostali "po grzbiecie" (czemu nie przeczę) to akurat raczej nie z powodu naruszenia godziny milicyjnej.

Przy czym zauważyłbym, że i bez stanu wojennego dzieci chodzące bez opieki po 20-21 były w sferze zainteresowania organów. Pamiętam, że jeszcze na długo przed stanem wojennym jakieś "trójki klasowe" potrafiły "węszyć" czy dzieci "po nocy" (po 20 czy 21) nie biegają samopas. A co śmieszniejsze to warto dodać, że "godzina policyjna" dla nieletnich obowiązuje w niektórych rejonach "kolebki demokracji" czyli za Wielką Wodą. ;)

Znowu to jest inny "punkt odniesienia" - w PRL po 21 to raczej dzieci i młodzież poza domem nie bywały. Nawet później, po stanie wojennym dyskoteki dla nieletnich kończyły się o 20 (były specjalnie organizowane we wcześniejszych godzinach i np. w ogóle nie było na nich sprzedaży alkoholu, nawet pełnoletnim). Na późniejsze wpuszczano już tylko pełnoletnich. Ostatnie seanse w kinach (rozpoczynające się zwykle po 19-tej - jak pamiętam w moim mieście zwykle 19.15, 19.30) były dla nieletnich niedostępne. Przy czym w PRL to czynnikiem wpływającym na ograniczenie pobytu dzieci i młodzieży poza domem w godzinach wieczornych to wcale nie była "władza" tylko głównie rodzice (przynajmniej zdecydowana większość).

Nijak więc ta godzina milicyjna nie była dla mnie i moich kolegów "z podwórka" czy szkoły (wówczas mieliśmy po 14-15 lat, a i ci rok, dwa starsi również podlegali "rodzicielskim rygorom") niczym specjalnie uciążliwym, bo i tak z zasady około 20 to trzeba było być w domu - bo tak nakazywało większość Szanownych Rodzicieli... bez względu na to czy stan wojenny był czy go nie było. Znowu mamy sytuację, że porównanie dzisiejszych "zwyczajów" (gdzie nieletni bywający "na mieście" do późnego wieczora nikogo jakoś nie dziwią) z tymi z czasów PRL prowadzi do nieco błędnych wniosków i mylącego obrazu tamtej rzeczywistości.

PS. I jakoś nie przypominam sobie by ten stan wojenny był dla nas ("gówniarzy") jakimś "traumatycznym przeżyciem", bo około południa ogłoszono, że szkoły zamykają - pamiętam ogólną radość na "osiedlowej górce" (gdzie w zimie zjeżdżaliśmy na sankach, na butach czy na plastikowych osłonach od poręczy) gdy ktoś przyniósł tą wiadomość, że w poniedziałek nie idziemy do szkoły (13 grudnia była niedziela).

PS2. No i taka mała humoreska (odnośnie godziny milicyjnej), ze wspomnień małżonki i jej rodziny - na wsi ludzie w ogóle nie mogli zrozumieć o co chodzi z tą godziną milicyjną (ze stanem wojennym też nie bardzo). Wiejski milicjant (to był tzw. "swój" - chłopak z sąsiedniej wsi) to mojego śp. teścia i jego kolegów "w desperacji" UAZ-em po domach rozwoził próbując tłumaczyć, że nie mają się "szwędać po nocy" - bo zakazali, a on będzie miał problemy jak tego nie dopilnuje...

Edytowane przez Razorblade1967

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Chyba Cię Lancasterze zawodzi trochę pamięć - godzina milicyjna obowiązywała od 22 do 6, bardzo szybko zmieniona na 23-5 (nie obowiązywała poza tym też 24/25.12 i 31.12/01.01). Zmiana godziny milicyjnej na 23-5 była już chyba po paru dniach i w zasadzie w dużym procencie rozwiązywała problem "pracowników zmianowych" (i pewnie to było główną przyczyną tej szybkiej zmiany), bo w większości zakładów (przynajmniej w moim mieście) zmiany były o 6, 14 i 22.

Natomiast dla dzieci i młodzieży czas rozpoczęcia godziny milicyjnej był o 2 godziny wcześniejszy. Nie była to więc godzina 17... tak więc jak Twoi "starsi koledzy" dostali "po grzbiecie" (czemu nie przeczę) to akurat raczej nie z powodu naruszenia godziny milicyjnej.

Nic mnie nie zawodzi pisze wyraźnie po : Zbrodni Lubińskiej czy orientujesz się o jakie zdarzenie chodzi ?

http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&cad=rja&ved=0CDkQFjAA&url=http%3A%2F%2Fpl.wikipedia.org%2Fwiki%2FZbrodnia_lubi%25C5%2584ska&ei=3uy2UrShO4ix0AXegoH4DQ&usg=AFQjCNFtnt8dMGpRYjGocSMOJBzMTOa9PA&sig2=VIdePB5ydxnhSLs5QP-PcQ&bvm=bv.58187178,d.d2k

Edytowane przez lancaster

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Nic mnie nie zawodzi pisze wyraźnie po : Zbrodni Lubińskiej czy orientujesz się o jakie zdarzenie chodzi ?

W takim razie ta godzina milicyjna nie dotyczyła ogólnie stanu wojennego, a była zapewne obostrzeniem krótkotrwałym i bardzo lokalnym - związanym z wydarzeniami w tym mieście.

Nie miało to żadnego wpływu na fakt godziny milicyjnej na terenie reszty kraju. Zresztą już od maja 1982 została ona zniesiona na obszarze całego kraju - jak zresztą większość uciążliwości dotyczących "zwykłych ludzi" w czasie SW bo telefony zaczęły działać po paru tygodniach, a ograniczenia w przemieszczaniu jak pamiętam to chyba z końcem kwietnia 1982 (podobnie jak godzinę milicyjną). Praktycznie jak pamiętam to od początku wakacji 1982 (a na początku lat 80-tych to one zaczynały się jakoś chyba w pierwszym lub po pierwszym tygodniu czerwca) trudno było o jakieś odczucie stanu wojennego... choć oficjalnie został zawieszony pod koniec roku.

PS. Lancester - przepraszam, źle zrozumiałem Twoją wypowiedź. Myślałem, że sformułowanie o tym, że "dopiero poznałeś" godzinę milicyjną odnosiło się do wcześniej deklarowanego młodego wieku w czasie SW, a nie do wydarzeń które spowodowały jej lokalne przywrócenie w innych godzinach niż wcześniej.

Edytowane przez Razorblade1967

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

W takim razie ta godzina milicyjna nie dotyczyła ogólnie stanu wojennego, a była zapewne obostrzeniem krótkotrwałym i bardzo lokalnym - związanym z wydarzeniami w tym mieście.

Nie miało to żadnego wpływu na fakt godziny milicyjnej na terenie reszty kraju.

PS. Lancester - przepraszam, źle zrozumiałem Twoją wypowiedź. Myślałem, że sformułowanie o tym, że "dopiero poznałeś" godzinę milicyjną odnosiło się do wcześniej deklarowanego młodego wieku w czasie SW, a nie do wydarzeń które spowodowały jej lokalne przywrócenie w innych godzinach niż wcześniej.

Dokładnie , było to wydarzenie lokalne na terenie miast i zakładów KGHM ( Lubin , Rudna , ect ) , i nie masz za co przepraszać widocznie nie wyraziłem się wystarczająco precyzyjnie .

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Mi się kilka razy zdarzało wracać z akademików na Ochocie pieszo do domu po godzinie policyjnej, gdzieś między 23-ą a 24-ą. Na ogół patrol wojska na mój widok nagle robił w tył zwrot albo skręcał w boczną uliczkę. Swój rozum szwejki miały - pojmą takiego gówniarza i zamiast po służbie walnąć się spać będą ciągani po jakiś przesłuchaniach. Gówniany interes.

Chyba raz trafiłem na milicję, ci mnie spisali z dowodu, a że byłem cca 300 m od miejsca zameldowania, też puścili.

Z powodów towarzyskich w stanie wojennym (póki nie włączono znów telefonów) stałem się ważny, bo jakoś tak miałem taki staroświecki zwyczaj, że zapisywałem adresy koleżanek i kolegów, tych z Warszawy, a nie tylko numery telefonów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ile patroli mogło być wezwanych na przesłuchania - w związku ze spisaniem ówczesnego studenta?

A ile przypieprzyło pałą - tak w ramach swych frustracji, czy obowiązków?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ile patroli mogło być wezwanych na przesłuchania - w związku ze spisaniem ówczesnego studenta?

Nie tyle "wezwanych na przesłuchanie", co w takim przypadku musieliby np. dokonać zatrzymania, wezwać patrol zmotoryzowany - a potem po służbie dokonać odpowiednich adnotacji w dokumentach u przełożonego patrolu. Żołnierz służby zasadniczej z zasady się nie wysilał - to i często "wolał nie widzieć", bo po co miał się wysilać? Chcieli odsłużyć i tyle (a części się przez to służba przedłużyła).

Może na początku SW to jeszcze była odpowiednio nerwowa atmosfera, powaga działania... to i żołnierzom się udzielała, przełożeni bardziej się przejmowali, nadzorowali itd. Z czasem przychodziła normalna rutyna i typowa zasada "odpękać" kolejny patrol i "w kimono". Armia nie jest przygotowana do takich zadań, z czasem po prostu odwalali "robotę" idąc po najmniejszej linii oporu.

To typowe zachowania żołnierzy z.s.w. - dlatego obojętnie od tego czy był to SW, czy nie i czy było przed czy po 1989... najlepiej pełnią służby jak są one na początku ich służby, są rzadkością w służbie, coś się dzieje, jest nietypowo itd. Inaczej to zgodnie ze starą zasadą - Co to jest wartownik? To jest żołnierz znudzony, oparty o ścianę i czekający na zmianę.

To można było obserwować w czasie SW. W pierwszych dniach żołnierze byli "spięci", podchodzili do obowiązków poważnie... potem zaczynali się snuć znudzeni. Nie tylko zresztą ci ze służby zasadniczej - zawodowi też z czasem po prostu "olewali", policyjna robota bynajmniej większości nie bawiła, a do tego często siedzieli po nocach i pilnowali "nie wiadomo czego"...

A ile przypieprzyło pałą - tak w ramach swych frustracji, czy obowiązków?

Jancet napisał o "olewających" patrolach żołnierzy (z zasady służby zasadniczej) - nie byli wyposażeni w pałki.

Ale nawet patrole milicji nie latały po ulicy i nie lały kogo popadnie... Naruszenie zasad obowiązujących w SW było karalne. Stosowali z zasady normalne procedury - spisanie, ewentualnie zatrzymanie i dalsze związane z tym czynności. Jak się ktoś nie "rzucał" (choćby słownie) i nie uciekał to z zasady pałą nie oberwał (nie przeczę wyjątkom czy sytuacjom w miejscach "niepokojów społecznych").

Edytowane przez Razorblade1967

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.