Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
possession

Odbudowywać, zmieniać - jak i na ile?

Rekomendowane odpowiedzi

Abstrahując od tego jaki genius loci kryje się w damskim obuwiu...

sytuację po drugiej wojnie światowej w Polsce, w wielu miastach, i tu zgadzam się z Janem Zachwatowiczem, należało potraktować jako "stan wyjątkowy", kiedy obiekcje konserwatorskie należało odsunąć na bok. Albo budujemy całkiem nowe miasto albo próbujemy odtworzyć pewne zabytki przynajmniej w wersji fasadowej. Różeto wychodziło, w różnych miastach. Atoli jak rozstrzygnąć taki dylemat: czy w renesansowej budowli zachować zmiany z kolejnych epok? Czy próbować odtworzyć tylko ten stan pierwotny?

Za PRL (okres tuż po wojnie) odbudowa niektórych kamienic nie była możliwa w kształcie "pierwotnym" bo nie odpowiadało to normom mieszkaniowym, atoli fasady starano się odtworzyć. Może ciągi komunikacyjne nie są takie same, może rozplanowanie mieszkań nie było takie same i tej samej kubatury - ilość opinii na: nie, można mnożyć. Atoli w 1945 r. chyba sam bym ich nie mnożył. Genius loci nie wynika z pieczołowitego odtwarzania elementu architektonicznych, tkwi w w wielu mało uchwytnych fragmentach: architekturze, pamięci ludzkiej i ich nawykach i przyzwyczajeniach.  

Co do przykładu podanego przez Bruno jako wyjście do dyskursu, tzw. Zamek Dolny jest świetnym przykładem jak to bieżąca polityka wpływa na rekonstrukcje dawanych budowli.

Nigdy nie zapomnę chwili kiedy miałem gości ze Szwecji i miałem ich oprowadzać... "bo ty znasz historię", zacząłem tłumaczyć biedakowi: padł przy rozbiorach i próbie objaśnienia warszawskiej bryły...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   
Dnia 4.05.2017 o 13:40, secesjonista napisał:

sytuację po drugiej wojnie światowej w Polsce, w wielu miastach, i tu zgadzam się z Janem Zachwatowiczem, należało potraktować jako "stan wyjątkowy", kiedy obiekcje konserwatorskie należało odsunąć na bok. Albo budujemy całkiem nowe miasto albo próbujemy odtworzyć pewne zabytki przynajmniej w wersji fasadowej.

No nie tylko w Polsce. Czytałem o kontrowersjach dotyczących tego co zrobić z klasztorem Monte Cassino. 

Na bezprecedensową skalę zniszczeń nakładał się też pewien czynnik psychologiczny. Nie rekonstruowano czegoś co w danej formie istniało setki lat wcześniej i nikt nie pamiętał jak to naprawdę wyglądało i "działało". Rekonstruowano zwykle coś co wszyscy mieszkańcy doskonale pamiętali jako stan "normalny". Odbudowy dokonywali ludzie którzy jeszcze kilka lat wcześniej chodzili tymi uliczkami.

Naturalnym odruchem była odbudowa ze zniszczeń wojennych i w naturalny sposób próbowano wrócić do tego co było (z oczywistymi ulepszeniami). No bo jeśli nie odtwarzać przedwojennego wyglądu co co budować? Następny MDM zamiast Starówki?

Natomiast pomysł by rekonstruować starówkę w Elblągu uważam za chybiony. Tamto miasto umarło i zostało zapomniane. Zbudowano coś co nazywam "stylizację na stare miasto". W sumie nawet niebrzydkie, tyko dlaczego nazywają to "starówką"?

 

To zaś, że niektóre miejsca ewoluują w stronę Disneylandu i pewnej nieznośnej "cukierkowatości" to rzeczywiście odrębny temat.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Cytuj

Natomiast pomysł by rekonstruować starówkę w Elblągu uważam za chybiony. Tamto miasto umarło i zostało zapomniane. Zbudowano coś co nazywam "stylizację na stare miasto". W sumie nawet niebrzydkie, tyko dlaczego nazywają to "starówką"?

Myślę, że naturalną potrzebą wielu ludzi (a przynajmniej - moją) jest "posiadanie" w przestrzeni publicznej, a przynajmniej - w "swoim" mieście,  fragmentów zabudowy o "intymnym, tradycyjnym" charakterze. Najlepiej w historycznym centrum, a może i w centrach (jeżeli aglomeracja jest policentryczna, czy miasto ma silnie wyodrębnione dzielnice).

 

Budowanie tak całych miast byłoby dziś bez sensu. Wielokrotnie tu krytykowałem współczesną, "deweloperską" myśl urbanistyczną w Polsce. To "wyciskanie" z działek, ile się da. A przecież owi kapitaliści robią mniej więcej to, co ongiś budowniczy starówek. Na tle "deweloperki", często urbanistycznie pozytywnie wyglądają PRL-owskie, "zielone" osiedla, choć zarzucone nieładnymi, pudełkowymi blokami. Choć daleko im do "intymności" starówek.

 

Ale odtwarzanie takich, "intymnych" fragmentów starych centrów miast ma jak najbardziej sens. Dlatego generalnie to co robią w Elblągu, Szczecinie, Kołobrzegu, Gdańsku ("poszerzając urbanistycznie", acz nieortodoksyjnie Stare Miasto w stronę Wyspy Spichrzów i Długich Ogrodów) - z zasady podoba mi się (choć oczywiście, wielu szczegółów bym się czepiał). I niech to nazywają sobie nawet "starówkami".

 

Dla mnie dobrym przykładem, jak można pogodzić nowoczesność z niepsuciem tradycyjnego charakteru miasta (a nawet - jego sylwetki) - jest Londyn. Millennium Bridge, Paddington Basin, a nawet Walkie-Talkie, czy The Gerkin, jakoś mi "pasują". I współgrają z patyną. Nawet tą mocno odtworzoną ("Shakespeare's Globe"). To miasto jest jakieś spójne (i piękne zarazem). Nawet z rzędami wiktoriańskich "szeregowców".

 

A jak może wyglądać rzeczywistość miasta, które pozbawione jest i prawdziwej, i sztucznej "starówki"?

 

Bill Bryson o stolicy Australii:

"Gdybyście wybrali się kiedyś do Canberry, to mam dla was radę: nie wychodźcie z domu bez dobrego planu miasta, kompasu, prowiantu na kilka dni i telefonu komórkowego z numerem służb ratowniczych. Przez dwie godziny przemierzałem zielone, sympatyczne i jednakowe dzielnice, nie mając pewności, czy nie krążę w kółko. Od czasu do czasu trafiałem na rondo z promieniście rozchodzącymi się ulicami, przy czym te ulice były identycznymi podmiejskimi rajami z antypodów. Zapuszczałem się w tę, która na moje oko stwarzała największe szanse na zaprowadzenie mnie do cywilizacji, by po dziesięciu minutach trafić na kolejne identyczne rondo. Przez całą drogę nie widziałem ani jednego pieszego, ani jednej osoby podlewającej trawnik, czasem tylko mijał mnie samochód - kierowca zwalniał na każdym skrzyżowaniu ze zdesperowaną miną, która mówiła: >>Gdzie jest kurde mój dom?<<".

Cytowane z: B. Bryson, Śniadanie z kangurami. Australijskie przygody, Poznań 2011, s. 112.

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jakober   

Pytanie poruszone przez Ciebie Bruno w tym wątku nurtuje środowiska architektów, urbanistów i konserwatorów zabytków chyba już od momentu, od kiedy istnieje pojęcie zabytku.

 

Koncepcja Viollet-le-Duca jest dla wielu atrakcyjna estetycznie, ale - tak jak w przypadku rekonstrukcji jago autorstwa, jak i prac jego następców i zagorzałych naśladowców jego szkoły – niesie w sobie dużą dozę zagrożenia, o którym wspomniał secesjonista  - gwałtu na prawdzie historycznej. Nie jest po prostu wolna od swobodnej, nie podpartej badaniami interpretacji rzeczywistości historycznej. Jednak, co warto uczciwie podkreślić, od tego czynnika, nazwijmy go „poprawiania błędów przodków” konserwacja zabytków architektonicznych nie jest chyba w stanie w 100% się uwolnić…

 

Pozwolę sobie, dla zobrazowania,  na małe odniesienie do Poznania - miasta, w którym zostawiłem znaczną część swego serca.

Powojenna rekonstrukcja architektury starej tkanki tego miasta nie jest wolna od wpływu myśli współczesnej lat powojennych. Gdy ktoś porówna przedwojenne zdjęcia Starego Rynku i okolicznych kwartałów ze stanem współczesnym, dostrzeże od razu, że to „inne miasto”. Przedwojenny Poznań, to XIX-wieczny neoklasycyzm, Jugendstil, secsja, kwartał współczesnego rynku otoczona kamienicami o wysokich fasadach. Dotkliwie zniszczone w czasie wojny stare miasto (w czołówce miast polskich w kontekście procentowego zniszczenia tkanki starego miasta) po wojnie zostało odbudowane z pominięciem jego przedwojennego charakteru. Sylweta zrekonstruowanego (czy raczej stworzonego po wojnie) Starego Rynku rysuje się w przekroju bardzo charakterystyczne. Centralnie – wyeksponowany Ratusz, otoczony niższymi zabudowaniami domków budniczych, Odwachu, Arsenału i Wagi Miejskiej. Pierwszy pierścień kwartałów zabudowań wokół Starego Rynku – niski, architekturą odgrywający renesans (z wyjątkiem kilku historycznych obiektów) i barok. Drugi pierścień – przejście od baroku do klasycyzmu. Trzeci, zewnętrzny, ostatni pierścień – neoklasycyzm i secesja  - najbardziej odpowiadający autentycznej, przedwojennej zabudowie wokół Starego Rynku.

Owa rekonstrukcja Starego Rynku w Poznaniu jest efektem idei przyjętej przez zespół architektów i urbanistów pod kierunkiem Zbigniewa Zielińskiego, którą, subiektywnie, nazwałbym osobiście „wizją historii jaką być powinna”.. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiem. Współczesny obraz Starego Rynku jest wrośniętą w świadomość mieszkańców wizytówką miasta i autentyczną, gdy tętni życiem, choć tak inną od tego, jak wyglądała przed wojną.

Natomiast sporą kontrowersją dla mnie jest „rekonstrukcja” Zamku Królewskiego w Poznaniu. Fakt – w oparciu o projekt Zielińskiego sprzed połowy wieku. Ale w dużym stopniu forma „domniemana”, a sam fakt budzący na nowo pytanie o zasadność tego typu „rekonstrukcji”.

Podobne przykłady spotkamy i u zachodnich sąsiadów. W Berlinie - rekonstrukcja Zamku Cesarskiego - olbrzymie, wielomilionowe założenie nie tylko architektoniczne . Przy okazji przebudowywana jest olbrzymia część miasta z nową linią metra włącznie. W Poczdamie - odbudowany Stadtschloss.... Podobieństwo z Poznaniem zamyka się jednak do samego charakteru budowli - wszystko to zamki. Belin i Poczdam odbudowują jednak w oparciu o bogatą dokumentację coś, co istniało przed wojną w formie, jaka istniała przed wojną. Poznański zamek pod tym względem to inna bajka... W dużej mierze architektoniczna bajka...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

I tak pewnie odpowiedzi będą zawsze związane z indywidualną wrażliwością, gustem i przyzwyczajeniami odpowiadającego. Osobiście wolę w wielu przypadkach "rekonstrukcję" nieco dowolną, niż wkraczanie nowoczesnej zabudowy, tam gdzie jej - w mojej ocenie - być "nie powinno". Moim zdaniem, odbudowy śródmieść Kassel, czy  Rotterdamu, a już szczególnie - Kaliningradu, czy Narwy, były większym gwałtem na tkance miejskiej, niż wileńskie, czy poznańskie "fantazje zamkowe". 

 

Jest także kwestia przyzwyczajenia. Też jestem emocjonalnie związany z Poznaniem. Nie wyobrażam sobie innego Starego Rynku. Po prostu, innego z autopsji nie znam. Podejrzewam, że dla większości poznaniaków, wilnian za 30 lat istnienie ich "zamków" będzie czymś oczywistym. Tak przyzwyczają się do  pejzażu miasta z tymi obiektami, że jego - ewentualną - weryfikację będą odczuwali za utratę czegoś istotnego.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 30.10.2017 o 12:21 PM, jakober napisał:

Gdy ktoś porówna przedwojenne zdjęcia Starego Rynku i okolicznych kwartałów ze stanem współczesnym, dostrzeże od razu, że to „inne miasto”. Przedwojenny Poznań, to XIX-wieczny neoklasycyzm, Jugendstil, secesja, kwartał współczesnego rynku otoczona kamienicami o wysokich fasadach. Dotkliwie zniszczone w czasie wojny stare miasto (w czołówce miast polskich w kontekście procentowego zniszczenia tkanki starego miasta) po wojnie zostało odbudowane z pominięciem jego przedwojennego charakteru.

 

Słusznie zauważasz, Jakoberze, że jest to problem ogólny, a nie tylko Poznania i nie tylko 2. połowy XX wieku, którą kojarzymy głównie z socrealistyczną rekonstrukcją, a na koniec - z komercyjną "odbudową".

 

To samo dotyczy Warszawy - a warszawiakiem jestem takim prawdziwym, ze strony ojca od końcówki XIX wieku, a ze strony matki - odkąd kiedy pamięć pokoleń sięga.

 

Od matki słyszałem, że ta dzisiejsza katedra św. Jana to jakaś brzydka jest. Komuniści ją zeszpecili, bo przed wojną była dużo piękniejsza.

Zaś od ojca słyszałem, że ten cały Barbakan i mury miejskie to wielka lipa, przed wojną nic takiego nie istniało, były tam po prostu kamienice.

 

Oczywiście, że oboje mieli rację - z uwzględnieniem zasady, że o gustach dyskutować nie będziemy.

 

Jeśli jakiś obiekt (czasem cała dzielnica) została zniszczona, to w jakim kształcie mamy go odbudowywać? W tym, w jakim był bezpośrednio przed zniszczeniem? W tym, sprzed 100 lat? A może w tym, w którym pierwotnie powstał?

 

W warszawskiej starówce dało się jakoś zastosować tą ostatnią zasadę, bo w gruncie rzeczy substancja miasta ukształtowała się  w XVI wieku i niewiele się potem na Rynku zmieniało.

 

Ale Warszawa to gówniarz w porównaniu z Poznaniem. Gdyby zastosować tę samą zasadę dla Poznania, trzeba by rekonstruować budynki najmarniej z XII wieku. Zapewne tylko przyziemia były murowane, reszta drewniana. Absurd.

 

Zawsze trzeba iść na kompromis, który będzie uwzględniał wygodę i interes współczesnych mieszkańców.

 

Bardzo często się krytykuje "rekonsrukcję" starówki w Elblągu. Bo odtworzono jedynie trójkątne szczyty i wąskie fasady, a i to w betonie zbrojonym. Więc imitacja, a nie rekonstrukcja. Ale, jak kilka lat temu turystycznie odwiedziłem Elbląg, to mi się podobało. Fajne knajpki, sklepy.

 

Wszystkiego nie odbudujemy z takim pietyzmem, z jakim odbudowano Zamek Królewski w Warszawie. A jak będziemy sięgać daleko w przeszłość, to trzeba będzie zlikwidować krakowskie Planty. Sensu w tym nie widzę.

 

Ale problem jest.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jakober   
W dniu ‎31‎.‎10‎.‎2017 o 7:38 AM, Bruno Wątpliwy napisał:

I tak pewnie odpowiedzi będą zawsze związane z indywidualną wrażliwością, gustem i przyzwyczajeniami odpowiadającego. Osobiście wolę w wielu przypadkach "rekonstrukcję" nieco dowolną, niż wkraczanie nowoczesnej zabudowy, tam gdzie jej - w mojej ocenie - być "nie powinno". Moim zdaniem, obudowy śródmieść Kassel, czy  Rotterdamu, a już szczególnie - Kaliningradu, czy Narwy, były większym gwałtem na tkance miejskiej, niż wileńskie, czy poznańskie "fantazje zamkowe". 

 

Tutaj Bruno zdania rzeczywiście mogą być odmienne, co nie jest niczym złym, a co w duzej mierze zasadza się w definicji tego, czym jest miasto, przestrzeń, zabytek, odbudowa, rekonstrukcja ,rozwój..

W wymienionych przez Ciebie przykładach mamy do czynienia z odbudową powojenną miast w zdecydowanym procencie swej tkanki zniszczonych. W znanym mi osobiście przykładzie Rotterdamu mimo, iż forma, w jakiej to miasto odbudowano mnie przytłacza, to jednak jestem w stanie zrozumieć pewne czynniki, które na to mogły mieć wpływ - od biorących górę w ówczesnej myśli urbanistycznej modernizmu i Karty Ateńskiej, po specyfikę miasta portowego będącego w tej samej mierze miastem mieszkalnym co olbrzymim węzłem komunikacyjnym..

 

Pracuję obecnie w mieście, które ma bogatą historię sięgającą głęboko w starożytność. Pracuję przy projektach, w których mam do czynienia z zabytkami, konserwatorami, urbanistami. Ich stanowisko jest takie, iż należy zachowywać każdy ślad rozwoju miasta. Również ten modernistyczny, wlepiony często prowizorycznie i w pośpiechu w powojenne luki w tkance sięgającej baroku, renesansu, średniowiecza, a i miejscami starożytnego Rzymu. I byłoby to cenne, gdyby nie mały szkopuł - stagnacja. Bo z punktu widzenia historii nasza dzisiejsza rzeczywistość też za jakiś czas będzie dla następnych pokoleń przeszłością. I chcemy, by i dziś miasta się rozwijały, by odzwierciedlały charakterystykę naszych czasów. Szacunek dla śladów historii jest naszym olbrzymim kulturowym, może nawet cywilizacyjnym osiągnięciem. Ale nie może być blokadą dla dalszego rozwoju. Można dziś się zastanawiać np. czy Paryż przed Hausmannem nie byłby dziś turystycznie atrakcyjniejszy. Ale mamy Paryż po jego bezprecedensowej przebudowie i... też zachwyca. Gdy Eiffel stawiał wieżę w Paryżu, ludność krytykowała ów obiekt. Dziś nie sposób chyba wyobrazić sobie Paryża bez wieży Eiffla. Zresztą podobnie i secesjonistyczna Elevador de Santa Justa w Lisbonie i wiele, wiele przykładów tego, jak nowe wkraczało w starą tkankę: mosty, dworce kolejowe, stacje metra, etc., etc.. W XIX czy na początku XX wieku było to właśnie owo "nowe" wkraczające tam, gdzie z punktu widzenia współczesnych "być nie powinno".

 

Przy okazji mojej ostatniej wędrówki pieszej przez część Andaluzji i Sierra Nevada, przez malownicze poarabskie miasteczka na wzniesieniach i górach między Granadą i Cordobą obserwowałem i podziwiałem każdego dnia podejście do tematu rekonstrukcji i odbudowy. Szczególnie zrobiły na mnie wrażenie dwie warownie: w Alcala la Real i w Baenie. Ale nie tylko warownie. Również zachowana tkanka miast, której nie bano się rozwijać, a jednocześnie widoczny jest szacunek dla minionych czasów ale i minionych kultur. Gdy znajdę czas, chętnie wkleję parę fotografii, może w dziale "Byłem w Rijo, byłem w Bajo" :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jakober   
W dniu ‎31‎.‎10‎.‎2017 o 11:34 PM, jancet napisał:

 

Słusznie zauważasz, Jakoberze, że jest to problem ogólny, a nie tylko Poznania i nie tylko 2. połowy XX wieku, którą kojarzymy głównie z socrealistyczną rekonstrukcją, a na koniec - z komercyjną "odbudową".

 

To samo dotyczy Warszawy - a warszawiakiem jestem takim prawdziwym, ze strony ojca od końcówki XIX wieku, a ze strony matki - odkąd kiedy pamięć pokoleń sięga.

 

Od matki słyszałem, że ta dzisiejsza katedra św. Jana to jakaś brzydka jest. Komuniści ją zeszpecili, bo przed wojną była dużo piękniejsza.

Zaś od ojca słyszałem, że ten cały Barbakan i mury miejskie to wielka lipa, przed wojną nic takiego nie istniało, były tam po prostu kamienice.

 

Oczywiście, że oboje mieli rację - z uwzględnieniem zasady, że o gustach dyskutować nie będziemy.

 

Jeśli jakiś obiekt (czasem cała dzielnica) została zniszczona, to w jakim kształcie mamy go odbudowywać? W tym, w jakim był bezpośrednio przed zniszczeniem? W tym, sprzed 100 lat? A może w tym, w którym pierwotnie powstał?

 

W warszawskiej starówce dało się jakoś zastosować tą ostatnią zasadę, bo w gruncie rzeczy substancja miasta ukształtowała się  w XVI wieku i niewiele się potem na Rynku zmieniało.

 

Ale Warszawa to gówniarz w porównaniu z Poznaniem. Gdyby zastosować tę samą zasadę dla Poznania, trzeba by rekonstruować budynki najmarniej z XII wieku. Zapewne tylko przyziemia były murowane, reszta drewniana. Absurd.

 

Zawsze trzeba iść na kompromis, który będzie uwzględniał wygodę i interes współczesnych mieszkańców.

 

Bardzo często się krytykuje "rekonsrukcję" starówki w Elblągu. Bo odtworzono jedynie trójkątne szczyty i wąskie fasady, a i to w betonie zbrojonym. Więc imitacja, a nie rekonstrukcja. Ale, jak kilka lat temu turystycznie odwiedziłem Elbląg, to mi się podobało. Fajne knajpki, sklepy.

 

Wszystkiego nie odbudujemy z takim pietyzmem, z jakim odbudowano Zamek Królewski w Warszawie. A jak będziemy sięgać daleko w przeszłość, to trzeba będzie zlikwidować krakowskie Planty. Sensu w tym nie widzę.

 

Ale problem jest.

 

I to, co Jancecie piszesz, obrazuje też pewną prawdę: przestrzeń, którą wokół siebie tworzymy, tworzymy po to, by nam służyła, by z niej korzystać, by wieść w niej nasze codzienne życie. W tej naszej codzienności, w miarę rozwoju miast i społeczeństw, na miarę czasów i możliwości, stawiamy czasem coś, co ma być dumą nas - mieszkańców tej przestrzeni; adoptujemy i rewitalizujemy przestrzenie zapomniane lub zaniedbane, by wprowadzić życie, by z tego życia korzystać; motorem naszego działania w przestrzeni jest funkcja. Estetyka wkracza wraz z jej świadomością. Czasem korzeniem owej świadomości jest piękno, które już nas otacza, i które rozwijamy; czasem jest nim napływ innej społeczności - bądź to roli estetyki świadomej (tak na przykład odżyło choćby malutkie, opuszczone miasteczko Oppede-le-Vieux w Prowansji, w departamencie Vaucluse), bądź innej kultury (co widać choćby przy porównaniu dzisiejszego stanu przestrzeni i jej witalności ulic dzielnic Kreuzberg czy Prenslauerberg w Berlinie z obrazem czy wspomnieniem tych dzielnic sprzed lat zaledwie kilku - napływ emigrantów z Włoch, Hiszpanii, Francji, krajów o bujnej kulturze wieczornego życia przestrzeni publicznej zdecydowanie berlińskie przestrzenie zmienił, bez wielkiej ingerencji architektów i planistów - raczej ową aktywność budząc).

W odbudowie przestrzeni miejskiej chodzi bowiem o to, by przywrócić jej funkcję, rację bytu. Czasem - gdy taka możliwość jest - w oparciu o historię, tradycję, także i mit. Gdy takiej możliwości zdaje się nie być - szuka się jej... Intuicyjnie, podświadomie (być może dlatego raz po raz rodzą się zamki, których nie było); gdy takiej możliwości nie ma - próbuje się tworzyć owo "serce" przestrzeni od zera (tu jako przykład podałbym Bilbao - dziś piękne miasto, ale potrzebowało solidnego impulsu i miało na tyle siły i odwagi, ale i też pomysłu i świadomości, że po właściwe rozwiązanie sięgnęło).

 

Czasem, zapatrzeni w przeszłość, nie doceniamy potencjału teraźniejszości. Boimy się czegoś nie dotknąć znakiem teraźniejszości, by nie zepsuć, i pozbawiamy się szansy stworzenia kolejnego kroku historii dla następnych pokoleń. Odwaga nie jest oczywiście cechą obligatoryjną każdej społeczności, ale czasem, patrząc na tę czy inną przestrzeń, czuje się odrobinę żalu, że tu czy ówdzie jej brakuje... A jedno, z moich wieloletnich  obserwacji zawodowych, jest pewne - przestrzeń otaczająca nas i przez nas kreowana wpływa na nas - tak na jednostki, jak i na całe społeczności (i istnieje taka gałąź wiedzy w planowaniu przestrzennym jak psychologia przestrzeni). W medycynie Tybetu zdaje się nawet jednym z pięciu elementów leczniczych jest przestrzeń.. 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
4 godziny temu, jakober napisał:

 

Czasem, zapatrzeni w przeszłość, nie doceniamy potencjału teraźniejszości.

 

 

Niestety, nie znam większości miejsc, które wspominasz. Konkretnie odwiedziłem jedynie berliński Kreuzberg - i, szczerze mówiąc, nie dostrzegłem tego, o czym piszesz. Może dlatego, że to zima była. Gospodarz miał na imię Mahmud czy Mohammad, pochodził z Maroka - ale w wystroju mieszkania nie było niczego, kojarzącego się z Marokiem. Budynki, ulice tchnęły niemieckością, tylko nie było knajp z niemiecką kuchnią. I całe szczęście - obżeraliśmy się sushi, lepszym i tańszym, niż u nas.

 

Oczywiście czym innym jest odwaga urbanistyczna, gdy mówimy o miejscach, które wiatr historii zmiótł niemal doszczętnie, a czym innym, gdy celowo burzymy nieźle zachowane budynki i budowle, by wznieść coś nowego.

 

Warszawski Pałac Kultury czy MDM raziły mnie 40 lat temu, dziś wrosły w to miasto i chciałbym, żeby je dla przyszłości zachować. Ciekawym przykładem jest (a raczej był) SuperSam przy Placu Unii Lubelskiej. W czasach, gdy go budowano, był supernowoczesny. Ja się tam na architekturze nie znam, ale mi się podobał. Został wyburzony, ku niezadowoleniu wielu Warszawiaków, a na jego miejscu wzniesiono wieżowiec z galerią handlową na dolnych kondygnacjach. Tak z zewnątrz - całkiem estetyczny. Dwa razy zajrzałem do owej galerii - jest tam trupio !!! Mnie po prostu odrzuca. I chyba nie tylko mnie, bo pustki, ludzi brak. Po prostu ekskluzywna galeria handlowa w miejscu, okolonym przez emeryckie osiedla, okazała się zupełnie zbędna.

 

Na zakończenie chciałbym wspomnieć o łotewskim miasteczku Koldiga (i powinno być długie, z taką poziomą kreseczką), u nas znane jako Koldynga. Kto nie był, tego namawiam, by odwiedził jak najprędzej.

 

Nie jest to średniowiecze, ale tak dobrze zachowanej XIX zabudowy drewnianej nigdzie nie widziałem. To po prostu stoi tam takie, jak było 200 czy 100 lat temu. Całe miasto ogrzewane drewnem. Więc każdemu budynkowi mieszkalnemu towarzyszą drewutnie. Nigdy wcześniej i nigdy potem nie widziałem drewutni, to było pojęcie z książek. A tam stoją. Zabudowa jest przeważnie parterowa, ale jeden budynek ma 4 kondygnacje. I towarzysząca mu drewutnia też ma 4 kondygnacje.

 

Unia wyłożyła wielkie pieniądze, by zachować ten cud. I słusznie - naprawdę warto, a wiele budynków było już o krok od ruiny, a nawet i krok dalej. W końcu drewno. Tylko że w ramach prac przewiduje się gazyfikację. No i jak będzie gaz, to po co drewutnie? A to właśnie te drewutnie tworzą tak niezwykły charakter tego miasteczka.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W dniu 31.10.2017 o 11:34 PM, jancet napisał:

Ale Warszawa to gówniarz w porównaniu z Poznaniem. Gdyby zastosować tę samą zasadę dla Poznania, trzeba by rekonstruować budynki najmarniej z XII wieku. Zapewne tylko przyziemia były murowane, reszta drewniana. Absurd.

 

Jaką zasadę? Zastosowano ją w Warszawie?

I warszawska starówka się zmieniała i poznańska, a zdanie o tym, że warszawska starówka nie zmieniał się od XVI wieku jest cokolwiek wątpliwym. Co do poznańskiej starówki to jancet się myli, raczej XIII wiek jeśli myślał o powstaniu głównej substancji architektonicznej Starego Miasta.

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Z kategorii ciekawostkowej:

Front domu przy 10 Downing Street jest czarny. To znaczy - z czarnych cegieł. To wie każdy, gdyż obraz ten należy do kategorii tzw. ikonicznych. Natomiast mniej chyba rozpowszechniona jest wiedza, że oryginalnie był … żółty. To znaczy - z cegieł koloru żółtego. Po prostu przez lata, osadzające się na budynku zanieczyszczenia zmieniły jego kolor na czarny. I taki właśnie obraz wejścia do rezydencji brytyjskich premierów mocno się utrwalił w świadomości społecznej. Podczas wielkich robót remontowo-rekonstrukcyjnych w czasach premiera Harolda Macmillana oczyszczono jednak cegły i ukazał się - pewnie ku pewnemu zaskoczeniu budowniczych - ich prawdziwy kolor. Zdecydowano się jednak pomalować je na czarno. Jest to chyba jeden z niewielu hołdów dla zanieczyszczeń.;) I stanowi pewne odstępstwo od generalnej, londyńskiej "polityki remontowej" (po pozytywnych skutkach Clean Air Act z 1956 r. oczyszczono w Londynie wiele ikonicznych fasad, raczej odkrywając pierwotną kolorystykę).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.