Skocz do zawartości

Andreas

Moderator
  • Zawartość

    5,088
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O Andreas

  • Tytuł
    Ranga: Prodziekan
  • Urodziny 07/07/1993

Poprzednie pola

  • Specjalizacja
    II wojna światowa

Kontakt

  • Strona WWW
    http://

Informacje o profilu

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Lokalizacja
    Słupsk

Ostatnie wizyty

8,904 wyświetleń profilu
  1. Wojna domowa, a rozwój techniki

    Widzę, że nasz Wilk Morski stał się Wilkiem Pancernym. Jakby był czołgistą, to pewnie miałby Jolly Rogera na antenie. Zgadza się, to bardzo trafne spostrzeżenie. Na podstawie właśnie Hiszpanii Niemcy ostatecznie uzyskali dowód na to, że czołgi Panzer I są całkowicie bezużyteczne na polu bitwy i mogą służyć co najwyżej jako lekkie tankietki do wsparcia piechoty, a nie realne pojazdy pancerne. Kilkukrotnie zresztą próbowano je modyfikować, np. w czterech pojazdach zamontowano 20 mm działka Breda, ale nie mam informacji, jak sprawdzały się w walce. Co więcej, dowódca rzutu naziemnego, ówczesny pułkownik von Thoma, podobno nakazał zbieranie czołgów T-26 i płacił za każdy pojazd 500 peset. Wyposażono w nie jedną kompanię pancerną Gruppe Imker. Sowieci z kolei dostrzegli zagrożenie ze strony niemieckiej artylerii przeciwpancernej (działka 37 mm były naprawdę groźne dla T-26 i BT) i rozpoczęli prace nad czołgami będącymi odpornymi na ogień ówczesnych dział ppanc. Niemcy nie posunęli się w temacie do przodu aż do 1941 r., kiedy okazało się, że jeszcze niedawno tak udane działka PaK 36 są całkowicie bezużyteczne wobec średnich i ciężkich czołgów Armii Czerwonej.
  2. Która z bitew była najważniejsza dla jej przebiegu? Która zaważyła na losach wojny, która zdecydowała, a może która była największym sukcesem którejś ze stron? Może macie jakieś inne propozycje? Zapraszam do dyskusji.
  3. Wszyscy dobrze wiemy, że wojna domowa w Hiszpanii popchnęła zarówno technikę, jak i taktykę bardzo do przodu. Wnioski płynące z wojny domowej wywarły bardzo silny skutek na armię niemiecką i radziecką. Niemcy bowiem dostrzegli, że dwupłatowce to mocno przestarzałe samoloty, zaś Bf-109, który był królem niebios w trakcie tej wojny, stał się podstawowym myśliwcem Luftwaffe, produkowanym aż do końca II WŚ. Równie wielkie wrażenie wywołały bombowce nurkujące, co spowodowało, że Stukasy stały się jednym z głównych elementów niemieckiej taktyki wojennej, a nawet zaczęto modernizację średnich i ciężkich bombowców i przystosowanie ich do nalotów z lotu nurkowego. A czy i jakie wnioski wyciągnęły inne kraje? ZSRR, Włochy, Wlk. Brytania, Francja i Polska?
  4. Czołgi

    Zjadłem jedynkę przed wartością. Wydawało mi się, że było 160 dB, ale muszę jeszcze sprawdzić.
  5. Czołgi

    Eee, aż tak bym nie przesadzał. Przede wszystkim, jak wspomniał czcigodny Speedy, oddalono gros zagrożeń ówczesnego pola walki: ostrzał z broni maszynowej (początkowo Niemcy mieli amunicję ppanc. do karabinów maszynowych, ale przy wprowadzeniu Mark IV z grubszym o bodaj 4 mm pancerzem, stała się ona nieskuteczna) i odłamki pocisków/granatów. Jedyne, co było groźne, to bezpośrednie trafienie z działa, ale te zdarzały się raczej rzadko (oczywiście, były jednak najgroźniejsze i zniszczyły najwięcej czołgów - łącznie chyba odpowiadały za 60-70 % wszystkich zniszczonych maszyn). A środki przeciwpancerne Niemcy zaczęli wprowadzać dopiero pod koniec 1917 r. w postaci min, później doszedł T-Gewehr i Geballteladung, ale to było stanowczo za mało, by zaszkodzić więcej, niż 10-20 % wszystkich czołgów. Inna rzecz, że hałas był faktycznie potworny (wynosił coś koło 60 dB), do tego gorąc i smród spalin, więc warunkami komfortowymi byśmy tego w ogóle nie nazwali. Chyba dopiero przy którejś wersji Marków oddzielono jakoś ten silnik. Naszła mnie dziwna ochota na kondensowane mleko.
  6. Przetrwała do końca oblężenia, zatopiła japoński niszczyciel - jak dla mnie dość lucky ship. Z mojego artykułu o walkach na Pacyfiku w 1914 r.
  7. Swego czasu i ja naskrobałem coś w temacie Tsingtau, jeśli ktoś będzie zainteresowany, mogę się podzielić. Co do samej bitwy, warta odnotowania jest postać Günthera Plüschowa: Niemcy wykorzystując dwa nieuzbrojone samoloty Taube prowadzili bombardowania za pomocą granatów ręcznych i rozpoznanie. Jeden z nich, pilotowany przez por. Friedricha Müllerskowsky'ego rozbił się w wyniku kraksy. Drugi pilotowany był przez por. Günthera Plüschowa, jednej z najciekawszych postaci obrony, który dorobił się przydomka „Kondor Tsingtau”. Podczas oblężenia udało mu się zestrzelić japoński samolot obserwacyjny za pomocą własnego pistoletu, co było pierwszym zwycięstwem powietrznym w historii. Tuż przed kapitulacją twierdzy Plüschow odleciał na swoim wielokrotnie naprawianym Taube z ostatnimi rozkazami gubernatora i dokumentami twierdzy. Celem było dotarcie do Niemiec. Po przeleceniu ok. 250 km samolot rozbił się na polu ryżowym, wobec czego pilot zdecydował się... iść do Niemiec na piechotę. Dotarł do Daschou, a następnie stamtąd do Nankinu, gdzie – wiedząc, że jest obserwowany – wsiadł w pociąg i odjechał do Szanghaju, gdzie otrzymał dokumenty od córki znajomego dyplomaty, potwierdzające, że jest szwajcarskim oficjelem. Następnie wsiadł na statek i via Nagasaki (!), Honolulu dotarł do San Francisco, a stamtąd do Nowego Jorku w styczniu 1915 r. Tam omal nie został zdemaskowany, ale szczęście znowu mu dopisało i trafił na statek, płynący do Europy. Niestety, zła pogoda zatrzymała go w Gibraltarze, gdzie Brytyjczycy aresztowali go jako niemieckiego szpiega, odkrywając później, kim jest podejrzany. Przewieziono go w maju do Anglii i osadzono w obozie dla jeńców wojennych, skąd oczywiście uciekł, wykorzystując burzę. Scotland Yard wyznaczył nagrodę za jego schwytanie, tymczasem zuchwały lotnik zatrudnił się w londyńskich dokach, gdzie poczuł się na tyle pewnie, że zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie. Czas spędzał na czytaniu książek, a nocował w... British Museum. W końcu udało mu się zamustrować na statek, płynący do neutralnej Holandii, a stamtąd przedostał się do Niemiec. Przywitano go jako bohatera. Przeżył wojnę i wydał własne wspomnienia wielokrotnie wydawane w różnych językach. Jest to jedyny niemiecki żołnierz obu wojen, któremu udało się uciec z Wysp Brytyjskich. W zasadzie do końca września oblężenie miało raczej łagodny przebieg, Japończycy odcięli miasto od reszty i przeprowadzili pierwszy szturm bezpośredni 26 września, powstrzymany jednak silnym ogniem artylerii i karabinów maszynowych, zwłaszcza ze wzgórza "Prinz Heinrich", które stało się celem nadrzędnym Japończyków. W nocy, bodaj 26 na 27 września, japońscy saperzy po ciemku, by nie alarmować przebywających na wzgórzu Niemców, wycięli stopnie i wspięli się na linach. Niemcy nie dali się jednak zaskoczyć i przygwoździli Japończyków. Kilka godzin trwał pat i dopiero po okrążeniu niemieckich stanowisk udało się zmusić załogę, żeby się poddała. Kolejne próby szturmu wznowiono dopiero 31 października. Niemcy najwyższym wysiłkiem, zalewając burzą ognia i stali nacierających Japończyków, powstrzymali atak, ale zaczęło im brakować amunicji. Japończycy cofnęli się na tydzień i zaczęli prowadzić ostrzał nękający i budować okopy szturmowe, zbliżając się do niemieckich linii. W nocy z 6 na 7 listopada Japończycy ruszyli do ostatniego ataku. Artyleria położyła wał ogniowy przed nacierającą piechotą, która - mimo wręcz bohaterskiego oporu ze strony Niemców i Austro-Węgrów - przełamała linie obronne. W zaciętej walce na bagnety z niemiecką piechotą morską Japończycy zdobywali reduty miejskie jedna po drugiej, rozbijając cały środkowy odcinek obronny. Na „Iltis Batterie” niemiecki porucznik zagrzewał do walki swoich żołnierzy, wymachując swoją szablą, gdy nagle pojawił się japoński kapitan ze swoim mieczem samurajskim. I wtedy, w przedziwnej walce, rodem z dawnych legend o japońskich samurajach i niemieckich rycerzach, dwóch wrogich oficerów walczyło między swymi żołnierzami. Jednak japońska katana pokonała paradną szablę i niemiecki porucznik poległ, a jego podwładni poddali się. Widząc tę walkę, poddała się także bateria Bismarcka. Wobec utraty kolejnych umocnień, Niemcy zdecydowali się wysadzić ostatnią kanonierkę, szczęśliwy SMS „Jaguar” i poprosili o wstrzymanie ognia. 7 listopada niemieccy i austro-węgierscy żołnierze złożyli broń. Jako ciekawostkę podaję, że po stronie niemieckiej walczyło także 100 chińskich policjantów i ponad 40 członków Korpusu Ochotniczego w Szanghaju, którzy zdezerterowali z bronią tuż po wybuchu wojny.
  8. Czołem, 
    Grzebię trochę przy historii 1 PLM "Warszawa" i trafiłem na Twój temat dotyczący Wiktora Kalinowskiego. Jeżeli ten temat jeszcze Cię interesuje to się odzywaj. Pozdrawiam.

    1. Andreas

      Andreas

      Byłbym bardzo wdzięczny. Niedawno pisałem o tym artykuł, ale śladów po Kalinowskim jak nie było, tak nie ma

      Pozdrawiam,
      Andrzej

  9. Leśni Bracia- zapomniani bohaterowie

    Rany, secesjonisto, trochę poniewczasie. Chodziło mi o to, że kolega powoływał się na źródła z okresu PRL, chcąc udowodnić, że w Podgajach zbrodni mieli dokonać Niemcy, a nie Łotysze. Tymczasem w PRL raczej milczano o obecności w jednostkach W-SS obywateli ZSRR, którymi byli Łotysze. Gdzie bym się nie spotkał z Podgajami, to nie ma słowa o tym, że 15. DGren. SS była złożona z Łotyszy. Samej sprawy nie oceniam, bo słyszałem za dużo wątpliwości na ten temat.
  10. Nie ze względu na trudności, ale na fakt, że kuchenka, nazywana M42, była kuchenką przeznaczoną dla oddziałów górskich i specjalnych, z celowo zmniejszonymi gabarytami. Nigdy i nigdzie nie widziałem zdjęcia amerykańskiego żołnierza piechoty z kuchenką M42, nie pojawia się też w regulaminach dla piechoty, za to kuchenka Colemana już owszem. Był to zresztą jeden z powodów, dla których kupiłem M41, a nie M42. http://olive-drab.com/od_soldiers_gear_mountain_cookkit.php
  11. Skład się zmieniał i z reguły była tam wołowina. Bardzo zresztą nielubiana przez żołnierzy.
  12. Nie spotkałem się z takim wynalazkiem. Natomiast faktem jest, że Amerykanie mieli najbardziej urozmaiconą dietę i dostawali praktycznie wszystko, włącznie z indykami na Święta. Przede wszystkim, żołnierze mieli różne posiłki. Kucharze w zasadzie dysponowali wszystkim, czego chcieli i smażona szynka z jajkami sadzonymi, tudzież rosół, lub cokolwiek innego, były na porządku dziennym. W bilansie kalorii Amerykanie bili wszystkich na głowę choćby Niemców, gdzie śniadanie w 1943 r. składało się z bodaj 200 g chleba i 5 g kawy. Problem w tym, że żołnierze nie zawsze mieli dostęp do kuchni polowych i stąd powstały racje żywnościowe, w których - znowu - Amerykanie bili na głowę swoich konkurentów. W racji śniadaniowej znajdowały się: - mięso w puszce - ciastka - baton owsiany - baton owocowy - guma do żucia - kawa rozpuszczalna - dodatki takie jak: cztery papierosy, cukier drewniana łyżeczka, otwieracz do konserw, zapałki, tabletki do oczyszczania wody (te znajdowały się w każdej racji) W racji obiadowej znajdowały się: - puszkowany ser - ciastka - cukierki - guma do żucia - lemoniada w proszku - sól W racji kolacyjnej znajdowały się: - puszkowane mięso - ciastka - bulion w proszku - guma do żucia - kawa rozpuszczalna - papier toaletowy Ponadto były bardzo lubiane racje C, złożone z puszek ''M'' i ''B''. W puszkach M znajdowało się mięso (bardzo bogaty asortyment, zmieniający się w trakcie wojny - od mięsa z warzywami, aż po parówki z fasolą i jajka z ziemniakami, dania te były zresztą chwalone za różnorodność w odróżnieniu od racji K), w puszkach B - dodatki takie, jak ciastka, cukier gronowy, guma do żucia, dżem, papierosy i kawa rozpuszczalna. Każdy żołnierz otrzymywał po trzy puszki każdego typu. Racje były uzupełniane racją D, czyli stugramową, wysokokaloryczną tabliczką czekolady, zrobioną z cukru, śmietanki, tłuszczu kakaowego, mąki owsianej i waniliny. Jadłem toto i smakowało jak brązowe ziemniaki wymieszane z cukrem. Dodam jeszcze, że Amerykanie jako jedni z niewielu mogli jeść swoje racje... na ciepło, bowiem w regulaminach zawarto, że na każdych dwóch żołnierzy powinna przypadać jedna kuchenka (te produkowała firma Coleman). Co do chleba - przed etapem kuchni polowych żołnierzom wydzielano mąkę, by sami wypiekali sobie chleb, a wyglądało to tak. Teraz przez Was zastanawiam się, czy iść do sklepu po drożdże i zrobić coś takiego samemu.
  13. Z tym określeniem ''niezłe'' muszę popolemizować. O ile sama koncepcja wyposażenia, że tak powiem, modułowego, pozwalającego na dowolne dobranie wyposażenie i umieszczenie go w sposób najwygodniejszy na pasie była jak najbardziej trafiona (przypominam, że armie takie, jak niemiecka, ściśle określały, gdzie żołnierz miał mieć chlebak! Konkretnie było to na prawym pośladku), o tyle wykonanie już niekoniecznie. Swego czasu w reko amerykańskim mieliśmy podejrzenie, że przed I WŚ w Ordnance Dept. zasiadł jakiś sabotażysta, który knuł tylko, jak tu uprzykrzyć życie amerykańskim chłopcom na froncie. - plecak M1910 Haversack i jego rozwinięcie, czyli M1928, byłby może ciekawą konstrukcją na letni biwak, a nie na wojnę. Konstrukcja, złożona z dwóch zszytych na krzyż szmat i szelek była mocno niewygodna, a przede wszystkim - niewiele się do niej mieściło. Nie można też było za bardzo czegoś do niego przytroczyć, bo po prostu nie było jak (chyba, że na zbyciu ktoś miał sznurek) Bardzo to inne od brytyjskich Large Packów. Dużą wadą było to, że Haversack był przypięty do pasa - nie można więc było zdjąć plecaka, bez uprzedniego rozpięcia całego wyposażenia. Zresztą sami Amerykanie gardzili tym wynalazkiem i w miarę możliwości zastępowano go czymś innym. - łopatka M1910. Najgłupsza konstrukcja, jaką miałem okazję oglądać i używać. Bardzo niewygodna w użyciu, ciężko i źle się nią kopie, m.in. przez poprzeczny uchwyt na trzonku. Do walki wręcz też się niespecjalnie nadaje. Stąd Amerykanie szybko zaadoptowali składane łopatki M43, znacznie wygodniejsze (można było ją złożyć do połowy i używać jako kilofa, wygodniej się nią kopało, miała też lepszy kształt łyżki). - wadą wyposażenia M10 było to, że jeśli chciało się cokolwiek z niego zdjąć to należało zdjąć pas i położyć go na ziemi, bo haki montażowe nie pozwalały elementu przesunąć. - brak chlebaka. Duża bolączka armii amerykańskiej, cierpiącej na brak podręcznej torby dla żołnierza. W tym celu adoptowano torby na amunicję, czy torby na maski pgaz., ale nie każdy był w stanie je dostać. Ogółem masz dużo racji, Razorze, ale praktyka pokazała, że Amerykanie zdecydowali się na modułowe wyposażenie w stylu marines, czego przykładem są plecaki, szelki i cargo packi M44/M45. Armia 0:1 Marines
  14. II wojna światowa w Ameryce Płn i Płd.

    Złoty Krzyż Niemiecki dostał w grudniu 1943 r., więc też nie wiem. Nie chcę się spierać, być może faktycznie przesadziłem z liczbą, ale sama baza Bluie West One liczyła ponad 4 tys. żołnierzy. Jeśli masz jakieś lepsze dane, chętnie zobaczę. Kurde, secesjonisto, czemu nie prowadzisz dyskusji, masz znacznie lepsze i dokładniejsze dane ode mnie! Ja bazowałem na paru artykułach, o Grenlandii jest straszliwie ubogo, ale widzę, że Ty masz poważną bazę naukową. A propos, jak już jesteśmy. Jeśli kogoś interesuje temat, to mogę przy okazji polecić film ''Na białym szlaku'' z bodaj 1958 r., główne role obsadzają Niemczyk i Karewicz, a akcja dzieje się właśnie na Grenlandii wiosną 1945 r.
  15. To trochę nie tak. Amerykański żołnierz dostawał jeden hełm - M1 - który składał się z dwóch części: fibrowej wkładki z fasunkiem i stalowego dzwonu. W ramach służby garnizonowej, czy paradnej noszono samą wkładkę, bo była bardzo lekka, natomiast w boju noszono ją oczywiście razem z dzwonem. Nie wiem, jak było z inspekcjami (może to było w USA, ale nie spotkałem się), ale w Europie żołnierzom wydzielano umundurowanie bez problemu, o ile było. Zabawne, że wspomniałeś o chusteczkach do nosa - Amerykanie każdemu żołnierzowi wydzielali dwie.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.