Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Narya

PRL - forma państwowości polskiej czy okupacja?

Rekomendowane odpowiedzi

Skala Bruno, skala.

No, fakt. Skala jest ważna. Na dowód cytat:

NIE BYŁO ŻADNYCH TOWARÓW !!!!
Trochę jednak było. A, że kombinowano to insza inszość. Kombinuje się nadal, tyle że materia kombinacji jest nieco inna.
Zwykli śmiertelnicy (znam to z autopsji) zazwyczaj jedli pasztetową, salceson (ksywa "cwaniak", bo nie dał się wyeksportować

Nie twierdzę, że Polak lat 80. codziennie zaglądał do lodówki i znajdował tam kilogramy szynki, ale naprawdę - miałem paru znajomych, w tym syna sprzątaczki, i nigdzie - gdzie zabarłożyłem - nie częstowano mnie salcesonem. Schabowy - i owszem. Może rzeczywiście miałem szalone szczęście, bo nie przypominam sobie kanapek z salcesonem, nawet wśród najuboższych. Serek, mielonka tak, niekoniecznie szyneczka, ale nie salceson.

ale na litość Boską - nikt nie kupował mebli, pralek, lodówek, czy telewizorów na zapas !

He, he, mieszkałem nad sklepem z dywanami. Kupę zabawy mieliśmy jako dzieci z drażnieniem zawodowych staczy, niekulturalne - wiem :) . W charakterze ekspiacji powiem, że sam też trochę w kolejkach odstałem. Ale do rzeczy - sąsiadka miała pięć dywanów (oprócz tych, które leżały na podłogach). I wcale nimi nie handlowała. Można było, to kupiła. A sporo ludzi przecież kupowało także na handel, jako lokatę kapitału, bo np. kolorowy telewizor (z wyjątkiem może "Elektronów" i "Rubinów") zyskiwał sporo na wartości po opuszczeniu sklepu.

"przejściowe trudności gospodarcze", to nie domena lat 80 - tych ub. wieku, tylko całego PRL-u - i trzymajmy się całego czasookresu, a nie jednej dekady ...

Ale jednak ta dekada wyglądała najgorzej. Wcześniej było dużo sympatyczniej w sklepach, choć się bynajmniej nie przelewało. A, że gospodarka z założenia była gospodarką niedoboru, to już była mowa.

Dopisek:

(znam to z autopsji)

Po zastanowieniu stwierdzam, że autopsja jest tu bardzo złym kryterium. Taki Bruno W., gdyby go zapytać, powiedziałby, że lata 80. w materii żywieniowej kojarzą mu się z kalmarami i pizzą. Kalmary można było dosyć łatwo dostać i były tanie (w porównaniu do stanu dzisiejszego), bo łowiła je polska flota rybacka (była kiedyś taka). Ludzie tego za bardzo nie kupowali, bo zdecydowanie nie mieli przekonania do takowych stworów. BTW - Makłowicza, czy Brodnickiego w ówczesnej TV nie było. A moja mama wyczarowywała z tego różne fajne dania. Podobnie z pizzami, których atrakcyjne wersje można było zrobić nawet bez wkładki mięsnej.

Już wyobrażam sobie, jak mnie krytycy PRL przebijają osikowym kołkiem za pizzowo-kalmarową propagandę sukcesu :) . Ale w układance wspomnień o latach 80. i taką opowieść trzeba uwzględnić. O tym, że Bruno W. zjadł w PRL porównywalnie więcej owoców morza, niż w III RP. W tej chwili wygląda to na kiepski żart, ale niewątpliwie znam to z autopsji.

Ups, trochę chyba za daleko odeszliśmy od tematu...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

ciekawy: bylo jednym z wielu spraw i warunków które sprawialy, że bylo tak a nie inaczeh - znów klania się w pas ekonomia. Zbyt duży wzrost zapotrzebowania, przy zbyt malej mnożliwości wzrostu produkcji i kilku innych sprawach [n.p. ceny] oznaczalo to, że m.in. każdego bylo stać na zalatwienie czegoś, niemal każdego bylo stać na kolonie i większość rzeczy jaka byla / lub nie / na rynku. Pod względem ekonomicznym wyglądalo to tak, że - wzrost zapotrzebowania na dany towar [niech bedzie lodówki] powinien wymusić wzrost ich produkcji [co się i stalo], co powinno oznaczać wzrost ich ilości na rynku [co się stalo], co przy niedoborze powinno znów wymusić dwie rzeczy: wzrost cen i wzrost i to drastyczny importu. W gospodarce PRL-u nie bylo dwóch ostatnich etapów prowadzących do tzw. punktu równowagi popytu i podaży [przy wyższej niż początkowa cenie]. Być może część z nich byla sprzedawana po cenach komercyjnych, część po urzędowych [tego nie wiem], lecz przy braku importu i wzrostu cen, przy nadmiarze pieniądza na rynku [tzw. gorący pieniądz] trowaru brakowalo. Reguly są wszędzie takie same, różni się tylko czas w jakim ten caly mechanizm pracuje...

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ciekawy   
ciekawy: bylo jednym z wielu spraw i warunków które sprawialy, że bylo tak a nie inaczeh - znów klania się w pas ekonomia. Zbyt duży wzrost zapotrzebowania, przy zbyt malej mnożliwości wzrostu produkcji i kilku innych sprawach [n.p. ceny] oznaczalo to, że m.in. każdego bylo stać na zalatwienie czegoś, niemal każdego bylo stać na kolonie i większość rzeczy jaka byla / lub nie / na rynku.

Wzrost zapotrzebowania nie był duży - powiem więcej, był normalny, jak na społeczeństwo średniego, europejskiego kraju, nieznające zasad "konsumpcyjnego, zgniłego zachodu", gdzie samochód, telewizor, czy pralka były rzeczami tak normalnymi, iż przeciętny konsument w zasadzie nie zwracał na nie uwagi. A jak było u nas ? Używasz sformułowania: "Zbyt duży wzrost zapotrzebowania"... A co się działo z naszą produkcją (już conajmniej dwukrotnie zadawałem to pytanie), produkującą na full ? Gdzie się podziewały wyprodukowane towary i dobra ?

Po zastanowieniu stwierdzam, że autopsja jest tu bardzo złym kryterium. Taki Bruno W., gdyby go zapytać, powiedziałby, że lata 80. w materii żywieniowej kojarzą mu się z kalmarami i pizzą. Kalmary można było dosyć łatwo dostać i były tanie (w porównaniu do stanu dzisiejszego), bo łowiła je polska flota rybacka (była kiedyś taka). Ludzie tego za bardzo nie kupowali, bo zdecydowanie nie mieli przekonania do takowych stworów.

Jako żywo - nie wszyscy mieli to szczęście mieszkać nad morzem, i spożywać tutti di mare ... - niektórzy (a raczej: większość) szamali znacznie, ale to znaczniej mniej wykwintne dania. czy zatem możemy przyjąć wiekopomną tezę, iż większość ludzi lepiej jadła (odżywiała się) za komuny, niż obecnie ? A autopsja jest dobrym kryterium, ponieważ pozwala "na żywo" skonfrotować tzw. "słowo pisane" z rzeczywistością :)

Reguly są wszędzie takie same, różni się tylko czas w jakim ten caly mechanizm pracuje...

I tu się zgodzę - mechanizm rynkowy sam się reguluje, nie potrzeba mu "centralnego sterowania" - to klient wie, co jest dobre, i co jest mu potrzebne, a co nie ...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

ciekawy: wzrost zapotrzebowania na dany towar może być spokojny i powolny, nadążający [dokłądniej : nie wyczerpujący] mocy przerobowych, może być także szybki i gwałtowny sprawiający, że moce przerobowe są wykoprzystane i zakłady nie są w stanie wyprodukować niczego więcej [z podanego przykłądu: lodówki]. pamiętać trzeba także o tym, że część rat za licencje była splacana w towarze [któy z tego powodu nie trafiał na rynek krajowy]. Z racji systemu jaki istniał nie można było zwiększyć nagle importu [brak wymienialności złotówki, niewielka ilość tzw. dewiz], nie można było także zwiększyć nagle cen do góry - gdyż na towary były ceny tzw. urzędowe. Pierwsze by doprowadziło państwo do naqdmiernych wydatków - drugie do strajków. Stąd wzięły się przydziału, akcje dla Młodych Małżeństw [co tak ślicznie pokazano w Zmiennikach etc...] i inne tego typu sprawy, których dziś nie możemy pojąć. Stąd mimo tego, że w miarę możliwości produkcja szła pełną parę [piszę w miarę - bo różne sankcje czy ograniczenia powodowaly niedobór części czy surowców do produkcji: patrz: historia FSO i Poloneza]

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
atrix   

Przypomina mi sie sfera budowlana w PRL-u. Wszystko w systemie przydziałów . poczowszy od cegły a skończywszy na blachach dachowych. Tak się złozyło że w 1985 roku pracowałem w hucie. Zakład pracował pełną parą, szła rura wodociągowa, szła tregra szedł na liniach drut zbrojeniowy. Na składach jednak były znikome ilości tych materiałów. Znajoma pracowała w Hortex produkowli różne wyroby z owoców. I jak mi opowiadała , na wszystko naklejali naklejki " zdjełano w polsze ". Wydaje mi sie że towarów brakowało , bo " wielki brat" miał niezły apetyt od blachy po cebule mrożoną.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ak_2107   

Dyskusja schodzi na manowce - albo polki z octem.....:)))

A mialo byc o panstwosci polskiej albo okupacji.

Wzrost zapotrzebowania nie był duży - powiem więcej, był normalny, jak na społeczeństwo średniego, europejskiego kraju, nieznające zasad "konsumpcyjnego, zgniłego zachodu", gdzie samochód, telewizor, czy pralka były rzeczami tak normalnymi, iż przeciętny konsument w zasadzie nie zwracał na nie uwagi. A jak było u nas ? Używasz sformułowania: "Zbyt duży wzrost zapotrzebowania"... A co się działo z naszą produkcją (już conajmniej dwukrotnie zadawałem to pytanie), produkującą na full ? Gdzie się podziewały wyprodukowane towary i dobra ?

Abstrahujac od kawalow - przychodzi gosc do miesnego w peerelu, miesny pusty. tylko swinski leb - "buzka" -

na ladzie lezy. Gosc - klient - w zadumie - "oj wieprzu, wieprzu, a gdzie twoja doopa ???.

Na to swinski leb - Moskale zjedli !!! -

peerelowska gospodarka byla taka jaka byc musiala - socjalistyczna ze wszystkimi konsekwencjami.

Dzis sie mowi o peerelu w kontekscie zniewolenia, rezymu, ucisku, SB i UB, PPR i PZPR tudziez okupacji.

Wrzucajac - zusammen do kupy - Bieruta Ochaba Gomulke i Gierka tudziez Jaruzelskiego tez.

Ten peerel byl jednak - w kwestii politycznych swobod czy ograniczen raczej - dosc zroznicowany.

Inaczej to wygladalo w latach 50 - tych a inaczej w latach 70 - tych.

Za wspolny mianownik tego zroznicowanego okresu uwazalbym raczej symbolicznego robola w bereciku

z antenka patrzacego zeby sie przez te ustawowe 8 godzin poopierd...lac, a na koniec szychty cos

zapierd....lic - bo to przec panstwowe, grzychu nima.

I w tym kontekscie na pytanko :

. A co się działo z naszą produkcją (już conajmniej dwukrotnie zadawałem to pytanie), produkującą na full ?

Wypada sie tylko usmiechnac......:))))

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Atrix napisał:

Przypomina mi sie sfera budowlana w PRL-u. Wszystko w systemie przydziałów . poczowszy od cegły a skończywszy na blachach dachowych. Tak się złozyło że w 1985 roku pracowałem w hucie. Zakład pracował pełną parą, szła rura wodociągowa, szła tregra szedł na liniach drut zbrojeniowy. Na składach jednak były znikome ilości tych materiałów. Znajoma pracowała w Hortex produkowli różne wyroby z owoców. I jak mi opowiadała , na wszystko naklejali naklejki " zdjełano w polsze ". Wydaje mi sie że towarów brakowało , bo " wielki brat" miał niezły apetyt od blachy po cebule mrożoną.

Ja bym tam na brata ze wschodu nie zwalał. U nas były opowieści o pociągach pełnych worków z cementem w których był cukier, u nich w 1980 na cukrze był nadruk 10 kop na pomoc dla Polski. Pewnie u nas to drukowali.

PRL jak wszelki komunizm to była gospodarka planowego niedoboru i należy po niej jak najprędzej spuścić wodę i tyle.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ciekawy   
PRL jak wszelki komunizm to była gospodarka planowego niedoboru i należy po niej jak najprędzej spuścić wodę i tyle.

I myślę, że tą jakże trafną puentą możemy zakończyć dyskusje o gospodarce PRL-u. A roniącym łezkę po minionym ustroju goraco polecam fimy Bareji (właśnie lecą na TVP2 "Alternatywy") :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

A to czemu, taki np. wątek jedzeniowy, choć poboczny jest całkiem sympatyczny. I zatem tylko jeszcze jeden pościk w ramach OT.

Jako żywo - nie wszyscy mieli to szczęście mieszkać nad morzem, i spożywać tutti di mare ... - niektórzy (a raczej: większość) szamali znacznie, ale to znaczniej mniej wykwintne dania. czy zatem możemy przyjąć wiekopomną tezę, iż większość ludzi lepiej jadła (odżywiała się) za komuny, niż obecnie ?

Szczerze mówiąc nie wiem, azali nie chciane przez lud żądny mięsa kalmary występowały w całej Polsce, czy tylko na obrzeżach. Skądinąd specyfiką była regionalizacja - Pepsi dostępna była zasadniczo w innej części kraju niż Coca Cola, podobnie było z Mirindą. Zatem regionalności produktu nie wykluczam.

Natomiast podtrzymuję solennie, to co napisałem wcześniej. Prostego przełożenia stanu rzeczy ze zdjęcia załączonego przez Ciebie na charakter posiłków jadanych nawet przez kolegów z dosyć ubogich rodzin nie zauważyłem. Ale autopsja jest autopsją, zatem dopuszczam myśl, że całe dzielnice Ojczyzny naszej żyły jeno na pasztetowej. Chwała Panu, że bez żadnych skutków ubocznych, bo pokolenie, które otarło się o lata 80. wątłym w swej masie fizycznie, ani umysłowo nie jest.

A co do spożycia mięsa. Zaciekawiony wklepałem pytanie do Google i znalazłem coś takiego:

Spożycie mięsa i podrobów w kg na jednego mieszkańca w ciągu roku: 16,2 (1938); 15,8 (1946); 36,5 (1950); 42,5 (1960); 53,0 (1970); 74,0 (1980); 68,6 (1989); 68,6(1990); 66,7 (1999).

Spożycie ryb i ich przetworów w kg na jednego mieszkańca w ciągu roku: 2,6(1938); 1,0(1946); 1,7 (1950); 4,5 (1960); 6,3 (1970); 8,1 (1980); 6,1(1989); 5,4 (1990); 4,4 (1999).

Strona internetowa - źródło powyższych danych.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ak_2107   
Spożycie mięsa i podrobów w kg na jednego mieszkańca w ciągu roku: 16,2 (1938); 15,8 (1946); 36,5 (1950); 42,5 (1960); 53,0 (1970); 74,0 (1980); 68,6 (1989); 68,6(1990); 66,7 (1999).

Spożycie ryb i ich przetworów w kg na jednego mieszkańca w ciągu roku: 2,6(1938); 1,0(1946); 1,7 (1950); 4,5 (1960); 6,3 (1970); 8,1 (1980); 6,1(1989); 5,4 (1990); 4,4 (1999).

Strona internetowa - źródło powyższych danych.

No cos w tym jest. Wnioski mozna wyciagac rozne....:)). w kazdym badz razie - pomijajac dyskusje nad

wyzszoscia skumbrii w tomacie nad hamburgerem - PRL jest, byl i bedzie zawsze zywym dowodem na

to, ze nie da sie zyc "jak na Zachodzie", pracujac "jak na Wschodzie". czy to jako niezalezny byt panstwowy,

czy pod cudza okupacja. Banalne.

Przy calej fascynacji tak czy inaczej pojmowanym "Zachodem", ktorego czescia stalismy sie po

1989 warto zwrocic uwage na pewne - dyskusyjne - zjawisko. Paradoksalnie z roku na rok zblizajac sie

do "Zachodu" pod wzgledem wskaznikow materialnych - ogolno narodowych, podazamy jednoczesnie

w kierunku Trzeciego Swiata.

Hay Group opublikowala niedawno ciekawa analize rozpietosci zarobkow w 56 krajach. Polska zajmuje

11 miejsce - razem z Rumunia i Ukraina. po sasiedzku z Egiptem, Brazylia, Tajlandia itd. Na pierwszym

miejscu jest Nigeria. Koncowke tej listy - tj. Grupe panstw, gdzie rozpietosc dochodow jest najmniejsza

tworza panstwa skandynawskie z Norwegia na 56 miejscu. Rozpietosc dochodow jest u nas wyzsza

niz w USA.

http://www.slideshare.net/press123/global-...-hay-group-2009

Tego typu zjawisko jest na pewno z jednej strony objektywna koniecznoscia i konsekwencja transformacji

systemu gospodarczego - "dobrobyt" Polski budowany jest na karkach "generacji 1200 zlotych brutto",

z drugiej strony nie jest to trend specjalnie budujacy. Poglebianie sie tego trendu moze w rezultacie

byc kopaniem grobu III RP - w najczarniejszym scenariuszu. Z wieloma nieciekawymi wariantami

posrednimi. Aczkolwiek nie tak extremalnymi.

W kazdym badz razie - jesli tak dalej pojdzie - bedziemy za kilkanascie, moze kilkadziesiat lat musieli

sobie odpowiedziec na pytanie - Czy wiekszosc musi "zyc i pracowac jak na III swiecie" zeby garstka

mogla "zyc jak na Zachodzie" (albo lepiej). Ciekawe jak to sie skonczy....:)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Wolf   
A co do spożycia mięsa. Zaciekawiony wklepałem pytanie do Google i znalazłem coś takiego:

Spożycie mięsa i podrobów w kg na jednego mieszkańca w ciągu roku: 16,2 (1938); 15,8 (1946); 36,5 (1950); 42,5 (1960); 53,0 (1970); 74,0 (1980); 68,6 (1989); 68,6(1990); 66,7 (1999).

Spożycie ryb i ich przetworów w kg na jednego mieszkańca w ciągu roku: 2,6(1938); 1,0(1946); 1,7 (1950); 4,5 (1960); 6,3 (1970); 8,1 (1980); 6,1(1989); 5,4 (1990); 4,4 (1999).

Strona internetowa - źródło powyższych danych.

Bruno -są to dane GUS.I przedwojennego rocznika statystycznego.

Do 1980 roku spożycie mięsa dość systematycznie acz w różnym natężeniu rosło-potem spadło na poziom z wczesnych lat 70 ,potem (w połowie lat 80 znów powoli rosło).Niemniej są to interesujące dane w zestawieniu z propagandowymi hasłami " nie było nic"(przysłowiowy "chłop z mięsem"," baba z cielęciną ")byli zawsze .Jeśli "nie było nic" to czym się Polacy karmili-octem? I od tego liczba ludnosci Polski wzrosła o kilka milionów zaś młodzież nie była wynędzniałą?

I jak się miało spożycie mięsa do idealizowanego okresu przedwojennego(II RP)?

Edytowane przez Wolf

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

a ja znów stanę okoniem - pokolenie 1200 zł brutto jest takie tylko w teorii - gdziekolwiek się przejść, tak [pomijając państwowe przedsiębiorstwa] część wypłaty jest dawana "z kamizelki". Dzieje się tak m.in. z powodu olbrzymich kosztów nie sprzedania wielkich firm państwowych i przywilejów jakie otrzymują spadkobiercy krzyczących związkowców z lat 80 tych, oraz niechęć do zmian.

Łączenie części spraw tylko z kapitalizmem, lub okresem po '89 r. jest błędne, gdyż te zjawiska mają swoje źródła wiele lat wcześniej, podobnym błędem jest rozpatrywanie zjawisk w PRL-u tylko z naszego wewnętrznego punktu widzenia, bez zauwazenie tego co działo się wokół nas.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Bruno -są to dane GUS.I przedwojennego rocznika statystycznego.

Tak Wolfie, oczywiście, autor cytowanej przeze mnie strony zresztą to podaje, ale ponieważ skorzystałem tylko ze strony internetowej, nie sprawdzając samemu w rocznikach statystycznych, zatem ją podałem jako źródło.

I od tego liczba ludnosci Polski wzrosła o kilka milionów zaś młodzież nie była wynędzniałą?

Mnie to także jakoś zastanawia. Sądząc po marszach głodowych, organizowanych sui temporis przez "Solidarność" i dzisiaj kreowanych obrazach ówczesnego niedostatku, pokolenie dzisiejszych 30-50 latków powinno już nie żyć, lub wymierać na choroby związane z niedożywieniem w dzieciństwie i młodości.

W tych moich wypowiedziach "kulinarnych" chodzi o swoisty apel przeciwko skrajnym (i często rzeczywiście -propagandowym) uproszczeniom. W rodzaju - nie było NIC, a to NIC popijano octem. A teraz jest WSZYSTKO, i to WSZYSTKO można kupić. A ja sobie niewdzięcznie pamiętam, że było jednak inaczej i teraz też bywa inaczej, niż w ww. opiniach.

Szczerze mówiąc dla mnie upokorzenie stojących godzinami w kolejkach jakoś za bardzo nie różni się od upokorzenia człowieka, który nie ma pieniędzy, aby kupić dziecku wskazywane paluszkiem wcale nie luksusowe towary. Takie scenki widywałem. Ale może się czepiam, sam nie ma źle, choć bogaty nie jestem, zatem na III RP zyskałem. A teraz zdaje się każdy dba o siebie, zatem powinienem może patrzeć wyłącznie ze swojego punktu widzenia. Ale nadal jakoś nie lubię łopatologii i uproszczeń.

A ponieważ nie chcę już ciągnąć OT, myślę, że powyższe uwagi i apel o unikanie skrajnych uproszczeń można per analogiam zastosować do głównego tematu dyskusji.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ciekawy   
Do 1980 roku spożycie mięsa dość systematycznie acz w różnym natężeniu rosło-potem spadło na poziom z wczesnych lat 70 ,potem (w połowie lat 80 znów powoli rosło).Niemniej są to interesujące dane w zestawieniu z propagandowymi hasłami " nie było nic"(przysłowiowy "chłop z mięsem"," baba z cielęciną ")byli zawsze .Jeśli "nie było nic" to czym się Polacy karmili-octem? I od tego liczba ludnosci Polski wzrosła o kilka milionów zaś młodzież nie była wynędzniałą?

Ciekawi mnie, w jaki sposób zbadano faktyczny stan spożycia mięsa w stanie wojennym (lub tuż po)wśród ludności ? Ankieterka chodziła z milicjantem, członkiem WRON, oraz oddelegowanym członkiem Komisji Robotniczo - Chłopskiej, a biedni, drąży ze strachu ankietowani mówili prawdę, samą prawdę, i tylko prawdę ? :) A może są to dane z tej kategorii, kiedy to byliśmy szóstą potęgą Świata ? :) :) :)

W czasie obejmowania przez władzy PKWN w 1944 roku legalna działalność handlowa praktycznie nie istniała. Brakowało lokali sklepowych i środków transportu oraz jednolitej waluty, co utrudniało wymianę handlową. Z tych względów postanowiono utrzymać istniejącą w czasie okupacji niemieckiej reglamentację towarów. Były to przydziały minimalne, obejmujące głównie fatalnej jakości chleb, ziemniaki, marmoladę i sól, sporadycznie inne produkty spożywcze. Według szacunków z 1942 roku w Warszawie miesięczna wartość kaloryczna otrzymywanej na kartki żywności wynosiła 12 510 kalorii, czyli 412 kalorii dziennie (przeciętne dzienne zapotrzebowanie w zależności od wykonywanej pracy wynosi od 2000 do 4000 kalorii).

Skutki wojny i planu sześcioletniego

Aprowizację reglamentowaną wprowadzono formalnie na terenie całej Polski 1 maja 1945 roku. Była ona koniecznością, przed którą stanęła po wojnie większość państw europejskich. Sprzedaż artykułów na kartki odbywała się za pośrednictwem sklepów spółdzielczych lub tych sklepów prywatnych, które godziły się na utrzymanie stałych cen państwowych. Istniał jednak także handel prywatny, gdzie panowały ceny wolnorynkowe. Kartkowy przydział żywności obejmował chleb, kaszę, makaron, kartofle, tłuszcze, mięso, cukier, herbatę, kawę, sól. Reglamentowano także zapałki i naftę oraz wybrane towary przemysłowe. Nowe kartki otrzymali jedynie ci, którzy podjęli pracę. Uzasadniając to premier Edward Osóbka-Morawski stwierdził, że zdolni do pracy, a tej pracy nie wykonujący z powodów od siebie zależnych, będą musieli pogodzić się z wypływającymi z ich nieróbstwa konsekwencjami w zakresie zaopatrzenia. Uprawnieni do odbioru kartek zostali podzieleni na trzy kategorie, które różniły się wielkością przydziałów. Do pierwszej kategorii zaliczeni zostali kolejarze, pracownicy elektrowni i fabryk zbrojeniowych, funkcjonariusze MO i UB, sędziowie, prokuratorzy, artyści (zrzeszeni), urzędnicy państwowi i samorządowi (od referenta w górę) oraz kadra kierownicza. W kategorii drugiej znaleźli się urzędnicy niższego szczebla, właściciele i pracownicy prywatnych fabryk oraz rzemieślnicy, oddający swe wyroby państwu po ustalonych cenach. Do trzeciej grupy zaliczono rzemieślników i sprzedających produkcję na wolnym rynku, emerytów i osoby uznane przez lekarzy za niezdolne do pracy. Różnice w normach między dwiema pierwszymi grupami były nieznaczne, natomiast trzecią dzielił od nich wyraźny dystans. Zasady takie tłumaczono troską o kluczowe gałęzie gospodarki. Przydziały nie były wysokie, ale podkreślano, że są to normy o wiele wyższe od niemieckich oraz, że w trudnych warunkach wojennych zapewniają ludności pracującej minimum egzystencji. Władze podkreślały też, że zwiększenie przydziałów żywności zależy od wywiązywania się przez chłopów z dostaw obowiązkowych. Ci ostatni początkowo nie zostali objęci systemem przydziałów kartkowych. Wprowadzono dla nich natomiast jako zachętę do terminowego wypełnienia dostaw obowiązkowych premie, za które mogli kupić po cenach państwowych m.in. naftę, sól, zapałki, wódkę, tytoń, skóry, mydło i wyroby żelazne.

Mimo wprowadzenia reglamentacji, bardzo trudna sytuacja aprowizacyjna utrzymywała się przez cały rok 1945 i pierwsze półrocze następnego. W praktyce nawet niewielkie przydziały kartkowe nie były często realizowane. Na przedwiośniu 1946 roku przeciętna ilość kalorii na osobę wynosiła 1500-2000, głównie w produktach mącznych. Wprowadzono wówczas tzw. dni bezmięsne – przez pół roku sprzedaż mięsa i tłuszczów zwierzęcych odbywała się jedynie we wtorki, środy i czwartki. System kartkowy zaczęto likwidować w 1948 roku – we wrześniu zniesiono kartki na chleb i przetwory zbożowe zaś od 1 stycznia 1949 roku na pozostałe produkty żywnościowe. Decyzje tę przedstawiano jako ogromny sukces polskiej gospodarki, podkreślając, że tylko nieliczne kraje w Europie stać było dotychczas na zniesienie kartek. Była to jednak półprawda, bowiem w niektórych okręgach wprowadzono wkrótce tzw. bony tłuszczowe dla robotników (przede wszystkim w górnictwie i przemyśle ciężkim), co było ukrytym systemem kartkowym.

Specyficzny rodzaj reglamentacji wytworzył się na wsi. Centrala Rolnicza Spółdzielni "Samopomoc Chłopska", zajmująca się rozprowadzanie towarów (od żywności po nawozy i maszyny rolnicze) organizowała przy swych sklepach komitety, składające się z mało- i średniorolnych chłopów oraz parobków, które miały pilnować sprawiedliwego rozdziału towaru, tj. zapobiegać, aby nie wykupywali go "bogacze wiejscy, spekulanci i inni szkodnicy". Obowiązywała zasada: towary otrzymują przede wszystkim członkowie spółdzielni – mało i średniorolni chłopi, robotnicy i wyrobnicy, następnie – nieczłonkowie – mało i średniorolni chłopi, potem dopiero, będący członkami spółdzielni – bogacze wiejscy.

W 1950 roku rozpoczęto w PRL realizację planu 6-letniego, forsującego rozbudowę przemysłu ciężkiego, co doprowadziło do pogorszenia się zaopatrzenia w żywność. 30 sierpnia 1951 roku władze zmuszone zostały wprowadzić bony mięsno–tłuszczowe, usiłowały jednak ukryć ten krok przed społeczeństwem, przedstawiając go jako pewne ułatwienia dla pracowników ważniejszych zakładów pracy. (Typowym zabiegiem propagandowym było zresztą samo zastąpienie słowa "kartki" pojęciem "bony"). Zapewniano też, że inne towary nie będą reglamentowane. Równocześnie propaganda państwowa podjęła szeroko zakrojoną kampanię przeciw spekulantom i nie wywiązującym się z dostaw chłopom, których usiłowano przedstawić jako przyczynę kryzysu. Sytuacja gospodarcza jednak pogarszała się nadal i 2 maja 1952 roku wprowadzono reglamentację mydła i proszków do prania, a 12 maja – cukru i słodyczy (dopuszczając jednocześnie wolną sprzedaż cukru po tzw. cenach komercyjnych). Znów zastrzegano, że system bonowy nie będzie rozszerzony na inne artykuły. Został on zastosowany do cukru, jako środek uregulowania dystrybucji tego artykułu i jego sprawiedliwego podziału (...) traktujemy go jako sprawę przejściową, dążymy do tego, by wszystkie artykuły mogły być sprzedawane w nieograniczonej ilości – pisała "Trybuna Ludu".

Sprzedażą bonową oprócz robotników i pracowników umysłowych objęci zostali pracownicy rolni w PGR-ach i innych majątkach państwowych, nie objęto nią natomiast chłopów. Reglamentację żywności zniesiono 3 stycznia 1953 roku, lecz towarzyszyła jej znaczna podwyżka cen.

"Solidarność" domaga się wprowadzenia kartek

Kolejne ograniczenia w sprzedaży żywności dotknęły PRL dopiero w latach siedemdziesiątych. I tym razem stanowiły one skutek przyspieszonej industrializacji państwa, która uderzyła w rolnictwo. Ponieważ utrzymywano urzędowe ceny na podstawowe artykuły spożywcze, a w obiegu znajdowało się coraz więcej pieniądza, towary błyskawicznie znikały ze sklepów. Aby temu zapobiec, w czerwcu 1976 roku władze próbowały wprowadzić podwyżki, ale wycołały się z nich po robotniczych protestach w Radomiu i Ursusie, skądinąd brutalnie stłumionych. Podjęto więc inne środki ograniczenia popytu, wprowadzając 16 sierpnia reglamentację cukru, który miał być odtąd sprzedawany na tzw. bilety towarowe po dotychczasowej cenie (10,50 zł za kg) a bez nich – po cenie komercyjnej (26 zł za kg). Jak zawsze winą za brak żywności obarczono spekulantów i "chomikarzy".

W obliczu coraz wyraźniej rysującej się pod koniec lat siedemdziesiątych perspektywy gospodarczego krachu, władze zdecydowały się na zakamuflowane podwyżki cen mięsa, wprowadzając na nie ceny komercyjne. Podjęta w lipcu 1980 roku decyzja, że będą one obowiązywać również w stołówkach zakładowych, stała się jednym z czynników katalizujących wybuch masowych protestów. Wśród 21 słynnych postulatów ogłoszonych przez strajkujących w Stoczni Gdańskiej trzy dotyczyły właśnie poprawy zaopatrzenia, w tym jeden – wprowadzenia kartek na mięso i jego przetwory do czasu opanowania sytuacji na rynku. Co ciekawe, w trakcie negocjacji w stoczni reprezentujący stronę rządową wicepremier Roman Jagielski oponował przeciw reglamentacji, zwracając uwagę na niepopularność takiego rozwiązania. Ostatecznie w porozumieniu z 31 sierpnia znalazł się zapis, że do 31 grudnia 1980 roku poprawi się zaopatrzenie ludności w mięso dzięki zwiększeniu opłacalności produkcji rolnej, ograniczeniu do niezbędnego minimum eksportu mięsa i dodatkowemu importowi mięsa. Rząd obiecał też rozważyć wprowadzenie systemu kartkowego.

Kilka dni po podpisaniu porozumień, I sekretarzem PZPR został Stanisław Kania, a premierem Józef Pińkowski. Nowe władze niemrawo realizowała postulaty, zwłaszcza te dotyczące zaopatrzenia i nie umiały zapobiec pogarszającej się sytuacji aprowizacyjnej. W czasie rozmów z wicepremierem Jagielskim 29 października 1980 roku przedstawiciele "Solidarności" ponownie zażądali wprowadzenia do 15 grudnia reglamentacji mięsa, lecz i tym razem niewiele wskórali. Władze postrzegały kartki jako rodzaj zobowiązania do zagwarantowania przewidzianych nimi ilości towarów i wolały szukać innych rozwiązań. W listopadzie zdecydowano o zwiększeniu eksportu artykułów przemysłowych na rzecz importu żywności. Mimo to zaopatrzenie było coraz gorsze i 23 listopada rząd musiał przedłożyć w Sejmie plan wprowadzenia kartek na mięso, jego przetwory i tłuszcze. Za podstawową normę miesięczną przyjęto 3 kg na osobę (z pewnymi odstępstwami w zależności od wykonywanej pracy i wieku). Kartki miały mieć charakter wartościowy, tj. być podzielone na odcinki odpowiadające określonym sumom pieniędzy, dzięki czemu można by nabywać za nie różne towary. Zaproponowano też ustanowienie norm ilościowych na masło, smalec i słoninę w wysokości od 3 do 10 kg rocznie, w zależności od wykonywanego. Kartki miały nie przysługiwać osobom korzystającym ze stołówek zakładowych, pacjentom szpitali i sanatoriów, wczasowiczom oraz dzieciom żywiącym się w żłobkach i przedszkolach.

Propozycje te przedłożono do konsultacji społecznej. "Solidarność" odrzuciła jednak koncepcję kartek wartościowych, skrytykowała też wysokość norm. Na przełomie stycznia i lutego władze zaproponowały więc kolejne, znacznie bardziej skomplikowane zasady reglamentacji. Przewidywały one podział mięs i wędlin na gatunki lepsze i gorsze oraz wprowadzenie 7 drobiazgowo wyliczonych norm przydziału (ze względu na wiek i wykonywany zawód), większych niż proponowane w listopadzie. Osoba uprawniona do normy "B" otrzymywałaby miesięcznie np. po 0,40 kg mięsa i wędlin grupy I, po 0,85 kg mięsa i wędlin grupy II oraz 1 sztukę drobiu. Po raz pierwszy objęto reglamentacją rolników, ale jedynie tych, którzy sprzedawali państwu produkty o wartości przynajmniej 15 tys. zł rocznie.

Po drobnych modyfikacjach zasady te weszły w życie z 1 kwietnia 1981 roku. Rząd zapewniał, że zrobiono wszystko, aby wprowadzenie kartek na mięso nie stało się dla obywateli uciążliwe. Niestety miało to niewiele wspólnego z rzeczywistością. Problemy zaczęły się już przy odbiorze kartek. W wydających je administracjach domów i urzędach dzielnicowych zapanowało zamieszanie – na warszawskim Mokotowie trzeba było np. czekać na ich odbiór ok. 5 godzin. Po otrzymaniu kartek należało je zarejestrować w wybranym sklepie. Przyjęto zasadę, by liczbę rejestrowanych uzależnić od "przepustowości" sklepu. Jeśli sklep ma możliwość obsłużenia 2 tys. osób to dwutysięcznej pierwszej zaproponuje rejestrację w najbliższej placówce. Jeżeli ta sąsiednia też będzie miała komplet to, niestety... Tak więc ci klienci, którzy nie ze swej winy kartek jeszcze nie zarejestrowali muszą się liczyć z pewną niedogodnością (...) – pisała "Trybuna Ludu".

Chyba, że zdarzy się cud

Bardzo szybko okazało się, że reglamentacja nie zlikwidowała zjawiska kolejek, ale wręcz przyczyniła się do ich wydłużenia. Po żywność nadal stało się po kilka godzin, obsługa klientów była powolna, bo wstępne operacje zajmowały zbyt dużo czasu. Narzekano też na nierównomierny rozdział towarów i brak płynności dostaw. Sytuacja na rynku pogarszała się przy tym z miesiąca na miesiąc. Już 1 marca 1981 roku zmniejszono kartkowe przydziały cukru. Dwa miesiące później wprowadzono w całej Polsce kartki na masło, mąkę, kaszę i ryż. Od 1 czerwca ustanowiono nowe zasady i normy zaopatrzenia dzieci: niemowlętom do 1 roku życia przysługiwało 2,5 kg mleka w proszku na miesiąc i 1,8 kg środka piorącego "Cypisek", zaś dzieciom do 3-go roku życia 1 kg kaszy manny na miesiąc. Zasady sprzedaży były dość zawiłe – mleko w proszku i "Cypisek" sprzedawać się będzie na podstawie abonamentów na mleko w proszku, którymi dysponują już uprawnieni. Posiadacze abonamentów zgłoszą się do sklepów spożywczych po zakup mleka w proszku. Nastąpi tu wycięcie odpowiedniego odcinka. Z abonamentem należy udać się następnie do sklepu chemicznego, gdzie nastąpi odnotowanie zakupu proszku "Cypisek". Ponieważ sprzedawany jest on w opakowaniach 600- gramowych sprzedawcy odnotują pozostałość dwumiesięcznej normy do realizacji w następnym miesiącu np. "pozostało 1 lub 2 opakowania". Kasza manna będzie sprzedawana na karty na mąkę, kaszę i ryż zgodnie z życzeniem konsumenta. Warunkiem zakupu kaszy manny jest przedstawienie karty zaopatrzenia łącznie z książeczką zdrowia dziecka. Już w połowie maja okazało się jednak, że "Cypiska" raczej nie będzie w sprzedaży. Dyrektor Zjednoczenia Pollena zapytany, czy proszek trafi do sklepów, odpowiedział: Nie, chyba, że zdarzy się cud.

Od 1 sierpnia 1981 roku o ok. 15-20 proc. obniżono normy kartkowe na mięso i jego przetwory oraz wprowadzono kartki na proszek do prania. (Tu podobnie jak przy sprzedaży "Cypiska" wielkości opakowań utrudniały rozdział proszku wg norm). Zaczęło też brakować mydła, papierosów a nawet zapałek. Ograniczono import kawy, po to aby zakupić za granicą więcej smalcu. Zaopatrzenie w sklepach było złe i, mimo obniżenia norm, kartki często nie miały pokrycia w towarze. Od 1 października wprowadzono kartki na mydło.

Chaos potęgowały reglamentacje lokalne. W kilku województwach już 1 kwietnia 1981 roku wydawano dodatkowe kartki, głównie na tłuszcze, ale np. w Katowickiem objęto nimi sprzedaż prawie wszystkich ważniejszych artykułów spożywczych. Na bon cukrowy można było tam kupić 500 g masła, 375 g margaryny, kilogram mąki, pół kilograma kaszy, po ćwierć kilograma ryżu i makaronu oraz zamiennie paczkę kawy lub czekoladę w zależności od tego, czy była to kartka dziecięca czy dla dorosłych. (Inne miasta np. Rzeszów, Przemyśl, Krosno, Piotrków i Radom również chciały wprowadzić dodatkowe przydziały, ale nie miały czego dzielić.) W późniejszych miesiącach liczni wojewodowie i prezydenci miast wprowadzali na własną rękę reglamentację papierosów, słodyczy, alkoholu, mydła. Zdarzały się nawet lokalne reglamentacje piwa i zapałek. W Bielsku Białej te ostatnie kupić można było np. tylko razem z papierosami. W każdym przypadku stosowano różne wielkości przydziałów i sposoby rozdziału, co sprzyjało pokątnemu handlowi między województwami.

Wobec dramatycznej sytuacji zaopatrzeniowej w "Solidarności" zaczęto myśleć o stworzeniu instytucji, która zajęłaby się kontrolą dystrybucji żywności. Chciano uzyskać dostęp do informacji, w jaki sposób odbywa się podział żywności i kto o nim decyduje. Wiązało się to z dość powszechnym przekonaniem, że braki w zaopatrzeniu wynikają nie tylko z niekompetencji administracji, ale także dlatego, iż władze celowo ukrywają towary, aby zaostrzyć niezadowolenie społeczne i wykorzystać je przeciw "Solidarności". Powszechnie uważano też, że rynek ogołacany był przez niekorzystny eksport do ZSSR i do radzieckich satelitów w Trzecim Świecie. Szczególnie intensywnie temat ten "Solidarność" drążyła w trakcie rozmów z rządem 3-6 sierpnia 1981 roku. Wicepremier Rakowski uciął jednak wówczas dyskusję mówiąc, że ten kto kontroluje produkcję żywności, praktycznie posiada władzę.

Broniącym swojego monopolu władzom nie udawało się jednak opanować sytuacji. Również stan wojenny i żądane przez gen. Jaruzelskiego "sto dni spokoju", które miały zapewnić państwu stabilizację gospodarczą, nie przyniosły żadnej poprawy zaopatrzenia w żywność. Pierwszą próbę zawieszenia reglamentacji masła, margaryny i smalcu podjęto dopiero 1 czerwca 1983 roku, jednak bez większego powodzenia, bowiem już 1 listopada tego roku kartki na te artykuły wprowadzono ponownie. Kartki na cukier zlikwidowano 1 listopada 1985 roku, a na czekoladę i wyroby czekoladowe – w marcu 1988 roku. Od 1 lutego 1986 roku w kilku wybranych województwach rozpoczęto "eksperymentalną" wolną sprzedaż mięsa i jego przetworów, ale ostatecznie kartki na mięso zniesiono na terenie całego kraju 1 sierpnia 1989 roku. W ten sposób PRL symbolicznie zakończył żywot, tak jak go rozpoczął – z kartkami na żywność.

Aple:

Horror na zapleczu

Wprowadzona w 1981 roku reglamentacja żywności niekorzystnie wpłynęła na organizację handlu, ponieważ konieczność wycinania kartek i skrupulatnego odważania racji wydłużyła czas obsługi klientów. Personel sklepów musiał też zajmować się porządkowaniem otrzymanych odcinków. Wyobrażenie o czasochłonności tej operacji daje reportaż "Przyjaciółki": w sklepie 202 w Warszawie, wycina się z kartek mięsnych przeciętnie ok. 80 tysięcy odcinków miesięcznie, które należy według instrukcji posegregować, układając oddzielnie poszczególne grupy mięsa i wędlin, przestrzegając jednorodności odcinków wagowych. A więc oddzielnie 250-gramowe, oddzielnie 200-gramowe, 100- i 50-gramowe. Zadanie godne komputera, zwłaszcza gdy się zważy, że różnych odcinków na kartkach jest aż 19 rodzajów. (...) Następnie trzeba policzyć czy ilość wyciętych odcinków kartkowych zgadza się z tym co jest zapisane w fakturach dostaw. Sklepy mają obowiązek składać co miesiąc koperty z wycinkami oraz sprawozdaniem o sprzedaży do swego oddziału "Społem". Tam są specjalni pracownicy, którzy kontrolują, ale tylko wyrywkowo niektóre koperty. Sprawdzają, czy liczba wpisana na kopercie równa się rzeczywistej liczbie odcinków. Z badań przeprowadzonych w 1982 roku wynika, że 1/3 personelu sklepów mięsnych zajęta była rozliczeniami kartek. Sprzedaż kartkowa spowodowała też powszechnie odejście od sprzedaży samoobsługowej na rzecz tradycyjnej – tym bardziej czasochłonnej i uciążliwej dla klientów, że poszczególne towary reglamentowane sprzedawano w oddzielnych stoiskach.

Czasochłonny obowiązek

Jak szacowała prasa, w okresie reglamentacji zakupy pochłaniały codziennie przeciętnie od 2 do 3 godzin w mieście i od 4 do 5 na wsi. Ponieważ kolidowało to z pracą zawodową, wydano (ignorowane często w praktyce) zalecenie, aby sklepy były czynne do 18.00. Ludzie starali się zresztą zaopatrywać w godzinach jak najwcześniejszych, przewidując szybkie wyczerpanie się towarów. Chcąc temu zapobiec, nakazano sprzedawcom pozostawienie połowy każdej dostawy na godziny popołudniowe. Nie zawsze jednak tak się działo, co sprzedawcy tłumaczyli presją ze strony ludzi stojących rano w kolejkach.

Uprzywilejowani i zwykli śmiertelnicy

Podstawową uciążliwością była konieczność stania w kolejkach. Kolejki tworzyły się zazwyczaj dwie: W tzw. uprzywilejowanej stali inwalidzi I i II grupy, kobiety w widocznej ciąży lub z dziećmi (do dwóch lat) na ręku, osoby powyżej 75 roku życia, siostry PCK, opiekunowie społeczni, osoby opiekujące się inwalidami i przewlekle chorymi, którzy nie mogli samodzielnie dokonywać zakupów. W kolejce zwykłej stali wszyscy pozostali. Poza wszelką kolejnością obsługiwano inwalidów wojennych i wojskowych. Obie kolejki obsługiwano na przemian: osobę "uprzywilejowaną", po niej "zwykłą" itd. Uprzywilejowani mogli nabywać wyłącznie towary na własne potrzeby (z wyjątkiem matek z dziećmi i opiekunów osób niepełnosprawnych), co oznaczało że np. ich małżonkowie musieli już realizować swe kartki oddzielnie. "Uprzywilejowani" mogli kupować poza kolejnością jedynie artykuły pierwszej potrzeby np. mięso, cukier, kasze itd., ale już nie kawę czy słodycze. Aby ułatwić robienie zakupów osobom pracującym, prawo do obsługi poza kolejnością nie przysługiwało w piątki po godzinie 15-tej i w soboty (z wyłączeniem inwalidów wojennych i wojskowych, sióstr PCK i opiekunów).

Pan tu nie stał!

Kolejka była z natury miejscem konfliktogennym. Najczęściej zdarzały się ataki klientów na sprzedawczynie, kiedy kończył się towar w sklepie. (Podejrzewano, że personel zatrzymuje dla siebie część dostaw.) Na ogół kończyło się na wyzwiskach, ale czasami kolejkowicze wyłaniali spośród siebie komisję, która miała zbadać czy na zapleczu nie odłożono towaru i sprawdzić torebki sprzedawczyń. Gdy personel nie chciał się na to zgodzić, dochodziło niekiedy do awantur. W Sosnowcu klienci wtargnęli np. na zaplecze jednego ze sklepów i okupowali je do 2.30 nad ranem. W czerwcu 1981 roku w Łodzi kolejkowicze kilkakrotnie uniemożliwiali natomiast zamknięcie sklepów i kiosków "Ruchu", a zarówno uwięziony personel, jak i zdenerwowani klienci zgodnie domagali się interwencji "Solidarności". W maju i czerwcu ataki na sprzedawczynie stały się tak częste, że media zaczęły apelować o spokój. Miały też miejsce konflikty między kolejkowiczami, zwłaszcza między osobami "uprzywilejowanymi" a resztą. Najbardziej wrogo odnoszono się do sióstr PCK i opiekunek społecznych, które prawo zakupów poza kolejnością otrzymały w lipcu 1981 roku. Jak utrzymywały one same, wrogo nastawione kolejki, uniemożliwiały im korzystanie z tego przywileju, posuwając się do rękoczynów i odbierania zakupionych produktów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za zacytowanie in extenso artykułu K. Cegieły z "Mówią Wieki" (link). Nie chcę się czepiać, ale nie zauważyłem w Twojej wypowiedzi źródła cytatu, a chyba powinien być.

Ad rem, za niewielkie pieniądze mogę podjąć się zarysowania katastroficznego obrazu III RP (skala ubóstwa, bezrobocie, bezdomni, największa emigracja zarobkowa w historii Polski itp.), który też będzie oparty na faktach, ale nie będzie stanowił w pełni obiektywnego obrazu rzeczy.

Istnienia kolejek i trudności w zaopatrzeniu w PRL nikt nie neguje, chodzi o teorię "nie było NIC" (co powodowało zapewne masowe niedożywienie).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.