Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Jarpen Zigrin

Jak to było z tymi kolejkami?

Rekomendowane odpowiedzi

7 godzin temu, Bruno Wątpliwy napisał:

każdym razie, jak zaczynam sobie wspominać, to wydaje mi się, że akurat w ich przypadku widziałem sytuację w latach 80., że wcale nie zostały rozkupione w ciągu minut, jak "zwykłe" pomarańcze

 

Nie znam się na uprawie pomarańcz, ale to chyba nie tylko kwestia tego, iż na Kubie jest "za gorąco", wreszcie w czołówce producentów jest i Meksyk i są Indie, a to znaczy, że kubańskie państwo socjalistyczne potrafiło zepsuć nawet pomarańczę. :B):

Ponoć były niesmaczne, na ogół pojawia się opis: "włókniste, gorzkie, zielone", ale ja ich smaku nie pamiętam. 

 

7 godzin temu, Bruno Wątpliwy napisał:

Jak przypuszczam, szczegóły rozliczeń z Kubą były bardzo zagmatwane i podejrzewam raczej barter, niż typową umowę sprzedaży

 

Ponoć tak:

www.money.pl - K. Janoś "PRL wymieniał węgiel na kwaśne pomarańcze, a fabryką kartonu płacił za lodówki, które nigdy nie dopłynęły".

 

7 godzin temu, Bruno Wątpliwy napisał:

Bo w końcu - były pomarańczami

 

Tak jak wyrób czekoladopodobny był "prawie" czekoladą.

 

Swego czasu Kazimierz Kutz wyprawił przyjęcie gdzie menu składało się z kubańskich pomarańczy i likieru z tej wyspy. A przynajmniej tak to zrelacjonował (por. tegoż "Klapsy i ścinki. Mój alfabet filmowy i nie tylko"), a jak to z jego relacjami bywa - mocno się ona mija z prawdą: w latach sześćdziesiątych nie sprowadzaliśmy pomarańczy z Kuby. A zaważywszy na to, że na ogół we wspomnieniach te pomarańcze są określane jako niesmaczne, uczynienie z nich głównej pozycji menu wydaje się być postępowaniem nieco niefortunnym, no chyba że Kutz nie lubił Kabaretu Starszych Panów.

Kubańskie pomarańcze stały się też pretekstem do pewnych egzystencjalnych przemyśleń, autor "Benka Kwiaciarza" spotkawszy w kolejce pewnego redaktora wdał się z nim w dyskusję w której konstatują jak to nisko upadli skoro muszą stać w tej kolejce po takie pomarańcze (por. M. Nowakowski "Karnawał i post").

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Cytuj

Tak jak wyrób czekoladopodobny był "prawie" czekoladą.

Bez przesadyzmu. I dziś trudno trafić w "normalnych" sklepach na porządne pomarańcze, dominują tanio kupowane przez sieci handlowe włókniste i kwaśne - a nadal są pomarańczami. Ja kubańskie pamiętam, jako słodkie (czy nawet bardzo słodkie), ale zielone i właśnie z (wkurzającymi osobę wówczas nie przyzwyczajoną do takiego zjawiska) włóknami przypominającymi nieco "grejpfrutowe". To chyba był główny powód, dla którego za nimi nie przepadano.

Po "zerknięciu do zagadnienia" natomiast mogę wysnuć przypuszczenie, że owa zieloność to po prostu cecha pomarańczy tropikalnych, które wcale nie są pomarańczowe.

Zob.: 

http://nomadycznie.blogspot.com/2013/03/owoce-tropikalne-zielone-pomarancze.html

https://kuchnia.wp.pl/po-czym-poznac-ze-pomarancza-jest-soczysta-i-slodka-6054911118279809a

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Bruno Wątpliwy napisał:

Ja kubańskie pamiętam, jako słodkie (czy nawet bardzo słodkie), ale zielone

 

Jakoś nie pamiętam.

U nas w domu pomarańcze były zawsze pomarańczowe, te kubańskie pewnie też...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, Bruno Wątpliwy napisał:

Po "zerknięciu do zagadnienia" natomiast mogę wysnuć przypuszczenie, że owa zieloność to po prostu cecha pomarańczy tropikalnych

 

Może, choć te które zrywał zarobkowo secesjonista w Izraelu były raczej pomarańczowe, no ale to nie tropiki. Jak wpisać w Google frazę: "orange plantation Cuba" dostaniemy wyniki gdzie pomarańcze wiszące na drzewkach są dość pomarańczowe. Chyba zatem nie wszystkie pomarańcze z tej wyspy musiały być zielone.

A zielone pomarańcze stały się motywem książki o tych czasach: Bohdan Butenko, Aneta Górnicka-Boratyńska "Zielone pomarańcze, czyli PRL dla dzieci".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Cytuj

Jakoś nie pamiętam.

Nic dziwnego w tym, iż wspomnienia bywają różne. Inna sprawa, że trochę sobie uprościłem zagadnienie. Te pomarańcze generalnie nie były jadowicie zielone, raczej reprezentowały gamę zielonkawych, żółtawych i "pomarańczowawych" odcieni. Generalnie jednak różniły się wyglądem zewnętrznym od typowo pomarańczowych pomarańczy, które znał polski odbiorca. Ale - może Capricornusie trafiłeś na bardziej pomarańczowe pomarańcze kubańskie. A może to nie były kubańskie.

Cytuj

Może, choć te które zrywał zarobkowo secesjonista w Izraelu były raczej pomarańczowe, no ale to nie tropiki.

Trudno zaprzeczyć.;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, Bruno Wątpliwy napisał:

Ja kubańskie pamiętam, jako słodkie (czy nawet bardzo słodkie)

 

A inni pamiętają inaczej... jak wspomina pewna polska emigrantka:

"Zjadłam wczoraj pomarańczę prosto z drzewa. Ciepłą, ogrzaną słońcem, pachnącą słodyczą i wiatrem. Kiedy byłam dzieckiem pomarańcze przyjeżdżały z Kuby, były zielone i kwaskowate w smaku.Uwielbiałam je i tak. Bo były egzotyczne".

/A. Śliwowski "Jak to jest z tym Nowym Rokiem"; tekst dostępny na stronie: www.poloniaunited.org/

 

To prawda, że w ówczesnej prasie relacjonowano podróż kubańskich pomarańczy (z Hawany i Santiago de Cuba) do naszego kraju?

I kilka fotek:

Cytuj

 

Cytuj

 

Nie wyglądają na zielone, choć nie przeczę, że zielone pomarańcze istnieją w tym klimacie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Komar   
W dniu 15.06.2019 o 10:15 PM, secesjonista napisał:

Ano nie bardzo istniały, perspektywa z Warszawy nie jest przekładalną na całą Polskę, w Żyrardowie, Grodzisku Mazowieckim, Korytowie - nie było odpowiednika: "Różyckiego".

Czyżby?

Moje wspomnienia z dzieciństwa: II połowa lat pięćdziesiątych. Miasteczko 20-tysięczne 25 kilometrów od centrum Warszawy. Mama zabierała mnie na targowisko. Na stołach zbitych z desek (na kilkunastu straganach) leżały połcie mięsa. Sprzedawcy odkrawali kawałki według życzenia. Kto chciał, ten kupował (bez kolejki). W innej części targowiska wiele wozów konnych, z których chłopi z okolicznych wsi sprzedawali swoje produkty. Masło, sery, śmietana, jajka, warzywa, owoce. Masło, sery, śmietanę - można było spróbować przed kupnem. (Spróbujcie dziś sprawdzać smak nabiału w supermarkecie! Ja - ukradkiem - sprawdzam masło i zdarzało się, że trafiłem na zjełczałe. Dziwne, bo miało odległy termin ważności).

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, Komar napisał:

Masło, sery, śmietana, jajka, warzywa, owoce. Masło, sery, śmietanę - można było spróbować przed kupnem. (Spróbujcie dziś sprawdzać smak nabiału w supermarkecie! Ja - ukradkiem - sprawdzam masło i zdarzało się, że trafiłem na zjełczałe

 

Straszne, mamy kapitalizm i zdarza się zjełczałe masło, co pewnie w PRL było nie do pomyślenia, a przynajmniej można to było wpisać do księgi skarg i zażaleń, a kto dziś widział w supermarkecie taką książkę? Świat idzie ku gorszemu...

 

6 godzin temu, Komar napisał:

Spróbujcie dziś sprawdzać smak nabiału w supermarkecie! Ja - ukradkiem - sprawdzam masło

 

Przyznam szczerze, że to; przynajmniej dla mnie; nieco obrzydliwy zwyczaj, rozwija Komar nieco opakowanie, poskrobie paznokciem, posmakuje i ewentualnie odłoży na półkę jak smak mu wydaje się podejrzany? Jak dla mnie dość zrozumiałym jest, że nieco inne zasady kupowania obowiązują na targu a inne w sklepie. I podejrzewam, że w czasach PRL w "Społemowskim" sklepie Komar nie miał możliwości próbowania masła przed zakupem. Dni targowe pamiętam, w Żyrardowie był całkiem spory targ i wyglądało to tak jak opisał Komar. Tylko, że to były dni targowe, zatem jak ktoś chciał mieć śmietanę od zaufanej "baby" to musiał poczekać do końca tygodnia, no chyba że baba była obrotna i chodziła w tygodniu po mieszkaniach, co jak wiadomo było procederem nielegalnym. Tylko tego typu targi bywały w niektórych miastach, i siłą rzeczy raczej nie mogły zaspakajać wszystkich codziennych potrzeb żywieniowych obywateli PRL.

 

I jeszcze słów kilka o pomarańczy, która, jak się chyba razem zgodziliśmy, była dobrem niecodziennym i w pewien sposób cennym.

"Choć nostalgiczne wspomnienia o świątecznej pomarańczy snują głównie ludzie, których dzieciństwo przypadło na dekadę towarzysza Gier-ka, to początek tej nowej świeckiej tradycji sięga pionierskich lat PRL. Tak ówczesny „Sztandar Młodych”opisuje świąteczne odwiedziny dzieci w Belwederze: „Dzieci z Pałacu Młodzieży ze Stalinogrodu wręczają towarzyszowi Bierutowi album. Inne dzieci patrzą z zazdrością. One nie przygotowały albumu. Ale nagle wpada im inna myśl. Przynoszą towarzyszowi Bierutowi pomarańcz [pisownia oryginalna – przyp. red.]. Po pro-stu pomarańcz. Trzymają ją na talerzyku: chcą ją zjeść wspólnie z towarzyszem Bierutem na znak przywiązania, wierności, miłości, przyjaźni. Towarzysz Bierut dzieli na cząstki złoty, soczysty owoc. To pomarańcza przyjaźni”.

/K. Uczkiewicz "Pomarańcze na choince"; tekst dostępny na stronie Ośrodka Pamięć i Przyszłość/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Komar   
2 godziny temu, secesjonista napisał:

no chyba że baba była obrotna i chodziła w tygodniu po mieszkaniach, co jak wiadomo było procederem nielegalnym.

Kolejne wspomnienie z dzieciństwa: codziennie rano około godziny szóstej mleczarka (kobieta sprzedająca mleko) przychodziła do naszego domu i nalewała półtora litra mleka do bańki wystawionej w sionce. Raz na miesiąc na pokrywce bańki kładło się odliczoną kwotę - należność za dostarczone mleko. Mleczarka przyjeżdżała wozem konnym ze wsi odległej o 10 kilometrów. Nigdy nie skarżyła się na kłopoty ze strony milicji. Nigdy nie było mowy o tym, że to jest działalność nielegalna. Więc skąd wiadomo, że dopuszczała się przestępstwa?

A co do masła - ja po prostu nie lubię być oszukiwany, nawet gdy oszustwo ma być kluczowym dowodem na to, że wreszcie mamy ten wymarzony kapitalizm. I jeszcze jeden przykład z masłem: na początku lat dziewięćdziesiątych kupiłem kostkę masła produkcji nowej firmy (która zresztą działa do dziś i jest jednym z bardziej znanych producentów przetworów mlecznych). W domu po rozpakowaniu okazało się, że na powierzchni kostki masła widnieje szarozielona okrągła plama wielkości pięćdziesięciogroszówki. To była dorodna plama pleśni wspaniale rozwijającej się na tym maśle. Przez czterdzieści lat świadomego życia w Polsce Ludowej nie spotkałem się z takim przypadkiem. Masło zjełczałe - owszem, zdarzało się, ale spleśniałe - nigdy. Ani jako kupowane w sklepie, ani takie, które długo przeleżało się w domu. I wtedy zacząłem się zastanawiać: jakich świństw trzeba napakować do masła, aby masło zaczęło pleśnieć? I tu przechodzimy do problemu receptury. Umiejętne manipulowanie recepturą pozwala znacznie zwiększyć masę produktu przez wprowadzanie do niego różnych "wypełniaczy".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Komar napisał:

A co do masła - ja po prostu nie lubię być oszukiwany, nawet gdy oszustwo ma być kluczowym dowodem na to, że wreszcie mamy ten wymarzony kapitalizm

 

A ja nie lubię jeść masła, w którym ktoś gmerał swym paluchem, i nie jest to kwestia kapitalizmu tylko estetyki.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W dniu 16.06.2019 o 8:25 AM, Bruno Wątpliwy napisał:

Były też dosyć drogie (do czego zapewne konsekwentnie pije Secesjonista). Spotkałem się  gdzieś w internecie z ceną 40 zł (w roku 1972). Co przy średnich zarobkach wówczas rzędu 2.500 złotych sytuowało ten owoc na zdecydowanie bardziej luksusowej półce, niż dziś. Powód był raczej oczywisty - pochodziły raczej ze świata dewizowego, a przy niewymienialności złotówki, jakikolwiek towar "stamtąd" ipso facto był luksusowy.

 

Choć temu problemowi (z dewizami) starano się zaradzić. Było nieco o kubańskich pomarańczach teraz czas na węgierskie. Oto w 1951 r. na Węgry dostarczono z bratniego radzieckiego kraju jakieś 3000 sadzonek cytryn, mandarynek i pomarańczy. Miały być tam zasadzone i pomóc w rozszerzeniu upraw, które nie miały się już ograniczać jedynie do oranżerii. Miano te cytrusy zasadzić w rowach wedle systemu "zalecanego przez naukę radziecką".

/za: "Tropikalne rośliny rosną na Węgrzech", "Życie Warszawy", R. X, nr 70, 23 Marca 1953 r., s. 4/

 

U nas chyba nie próbowano tej metody?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 15.06.2019 o 10:15 PM, secesjonista napisał:

Ano nie bardzo istniały, perspektywa z Warszawy nie jest przekładalną na całą Polskę, w Żyrardowie, Grodzisku Mazowieckim, Korytowie - nie było odpowiednika: "Różyckiego".

 

Ano tak, nie sądzę, by taki bazar był w Żyrardowie czy Grodzisku (Korytowa nie znam). Pewnie trzeba było wsiąść w pociąg i dojechać do Warszawy. Straszny kawał drogi, dziś tyle codziennie dojeżdżam do pracy, choć i pracuję, i mieszkam w Warszawie. 

 

Ale w Gdańsku, Poznaniu, Szczecinie, Wrocławiu zapewne jakieś były.

 

W dniu 15.06.2019 o 10:15 PM, secesjonista napisał:

Może jancet nadto łatwo przekłada swe doświadczenia rzeczywistości warszawskiej na całą Polskę?

 

Może. Może Secesjonista nadto łatwo przekłada swe doświadczenia na całą Polskę?

 

W drugiej połowie lat 80. często bywałem w Grodzisku i zaopatrzenie sklepów oceniałem jako lepsze, niż w Warszawie.

 

W dniu 15.06.2019 o 10:15 PM, secesjonista napisał:

A ja mam, jak by strzelił jancet: ile to kosztowało używając ekwiwalentów: chleb czy papieros?

 

O chlebie już pisałem - zwyczajny 4 zł.

Co do papierosów to pod koniec lat 70. paczka "Sportów" poniżej 4 zł, ale je wycofywano, a identyczne "Starty" już były powyżej 4. Ekstra Mocne - 5 z hakiem. Klubowe - 7,50 czy 8,50. Marlboro 25 zł, Carmeny 20. Gitany i Guluazy - chyba trochę drożej, niż Marlboro.

 

Czyli papieros kosztował z grubsza od 20 groszy do 1,50 zł. 

W dniu 17.06.2019 o 8:42 AM, secesjonista napisał:

wedle mej pamięci stanie w kolejkach raczej na ogół nie trwało jedynie pół godziny.

 

Ja tam nie wiem, ile średnio trwało stanie w kolejkach, mogę pisać tylko o tym, ile ja zwykle stałem.

 

I owszem, kilka razy zmuszono mnie do stawania w kolejce po coś tam o 5. czy 6. godzinie. Było to - wg mnie - kompletnie bez sensu, co nie zmienia faktu, że sporo ludzi tak robiło. Po co czy dlaczego - mogę jedynie zgadywać.

 

Jeśli nie zależało ci na szynce i zadowalała cię krakowska - było to kompletnie bez sensu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 18.06.2019 o 10:47 AM, secesjonista napisał:

To prawda, że w ówczesnej prasie relacjonowano podróż kubańskich pomarańczy (z Hawany i Santiago de Cuba) do naszego kraju?

 

Tak, to prawda, i to chyba nie tylko kubańskich. Chodziło o to, czy zdążą przed świętami.

 

I może z tym jest związana owa zieloność i cierpkość niektórych pomarańczy.

 

O ile mi wiadomo, cytrusy i banany przeznaczone do długiego transportu zrywane są niedojrzałe, zielone i cierpkie. Gdyby je zrywać dojrzałe, nie przeżyłyby transportu. Potem płyną parę miesięcy czy tygodni statkiem i po rozładowaniu trafiają do dojrzewalni. To taka kryta hala, gdzie jest ciepło, a ponadto do powietrza dodaje się dwutlenek węgla i/lub metan, bo te gazy przyśpieszają dojrzewanie. Nie wiem, ile to trwa, ale pewnie dni kilka, lub nawet kilkanaście.

 

Ponieważ priorytetem zawsze było "zdążyć przed świętami" (na 1 maja też chyba rzucano) to bardzo możliwe, że przerywano ten proces dojrzewania i na wpół zielone szły do sklepów. Niekoniecznie tylko te z Kuby.

 

Na uprawie pomarańczy się nie znam, ale jakoś nie wydaje mi się, by klimat Kuby był dla niej niewłaściwy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

a ponadto do powietrza dodaje się dwutlenek węgla i/lub metan

 

Etylen

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, jancet napisał:

O ile mi wiadomo, cytrusy i banany przeznaczone do długiego transportu zrywane są niedojrzałe, zielone i cierpkie. Gdyby je zrywać dojrzałe, nie przeżyłyby transportu. Potem płyną parę miesięcy czy tygodni statkiem i po rozładowaniu trafiają do dojrzewalni

 

No nie wiem, o zrywaniu niedojrzałych pomarańcz to poza nielicznymi przypadkami nie słyszałem. Z tego co tak sobie przejrzałem w Internecie, na różnych stronach hodowców, związków producentów i przetwórców, to po prostu mamy na świecie odmiany pomarańczy, które w stanie dojrzałym niekoniecznie są pomarańczowe. Przyzwyczajenia klientów sprawiły, że do sklepów na ogół trafiają takie poddane zabiegom w dojrzewalniach by zyskać pożądaną barwę. Tak jak np. z cytryną Feminello Siracusano, która potrafi dać owoce trzy razy do roku i różnią się one pod względem barwy: "Cytryny zbierane od listopada do lutego nazywane „primofiore” mają zielony i jasnozielony kolor przechodzący w żółtawy. Cytryny zbierane wiosną (od kwietnia do czerwca) nazywane są „bianchetto” lub „maiolino” mają formę eliptyczną i kolor skórki przechodzi od intensywnie żółtego po blady. Latem (od lipca do października) cytryna obradza zielonymi owocami, stąd też nazywana jest „verdello” od włoskiego słowa "verde" - zielony, które są znacznie mniejsze, mają twardą skórkę i zbity miąższ i często mylone są z innym cytrusem - lime. Stopień wybarwienia skórki zależy od różnicy temperatur pomiędzy dniem a nocą. Im niższe temperatury i większa amplituda tym szybciej skórka przebarwia się na żółto" (za opisem ze strony: blog.incampagna.eu). O ile informacje podane przez moich znajomych są prawdziwe, to na kubańskich straganach wciąż można nabyć zielone pomarańcze i nie są one traktowane jako niedojrzałe. Ot taka ich specyfika.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.