Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
saturn

Ochroniarze w czasach PRL-u

Rekomendowane odpowiedzi

saturn   

"...Na bramce stoję, nikogo się nie boję...". No właśnie jak to było w tych czasach, gdy nie istniały, ani agencje ochrony osób i mienia, ani ustawa (z 1997) o ochronie osób i mienia. Kto ochraniał mienie sklepowe, koncerty, dyskoteki, imprezy sportowe? Były jakieś przedsiębiorstwa usługowe, czy też może formacje cywilne powiązane z MSW, lub MON? Na kronikach filmowych choćby koncertów w Jarocinie w latach 80-tych widać jednolicie ubranych pracowników o dużych gabarytach, którzy pilnowali porządku, sprawdzali bilety, rewidowali wchodzących i bardzo często podejmowali siłowe interwencje wobec usiłujących wtargnąć na scenę, pijanych, czy uczestników bójek. Organizator takiej imprezy we własnej gestii skrzykiwał znajomych, miejscowych sportowców i osiłków, czy były to  jednak jakieś zorganizowane formacje z umocowaniem prawnym w kwestii swoich uprawnień?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Komar   

Duże przedsiębiorstwa były chronione przez zorganizowane oddziały Straży Przemysłowej - https://pl.wikipedia.org/wiki/Straż_Przemysłowa

Do ochrony obiektów wojskowych wyznaczano żołnierzy pełniących służbę w jednostkach wojskowych. Niedopuszczalne było powierzanie ochrony mienia wojskowego osobom czy firmom prywatnym.

W mniejszych firmach wykorzystywano do pilnowania terenu i mienia pracowników zatrudnionych na etatach firmy. Nierzadko byli to emeryci lub renciści. Osobiście znałem osobę zatrudnioną do pilnowania terenu firmy transportowej, która miała przyznaną pierwszą grupę inwalidzką (a więc miała poważny uszczerbek na zdrowiu).

Do ochrony dużych imprez czy uroczystości państwowych angażowana była milicja. Pamiętam liczne oddziały MO pilnujące porządku podczas manifestacji 1 maja w Warszawie. Tak samo było podczas wizyt przywódców innych państw - porządku na ulicach pilnowały oddziały MO. Podczas wizyt papieża Jana Pawła II kościelna służba porządkowa skrzykiwana z ochotników współdziałała z milicją. Nie wiem, jak było z imprezami sportowymi, ale milicja interweniowała, gdy podczas tych imprez dochodziło do zakłócenia porządku.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Sprawą się nigdy nie interesowałem, ale przypuszczam, że Komar ma całkowitą rację. Zgodnej z ówczesnym prawem odpowiednika dzisiejszej "pozapaństwowej quasi-policji" (tzn. agencji ochrony) pewnie nie było. Wyjątkiem była rzeczywiście specyficzna sytuacja służby kościelnej w czasach pielgrzymek Jana Pawła II.

Jak przypuszczam, zmieniło się to już pod sam koniec PRL, czyli w czasach Rakowskiego i wprowadzonej wówczas w gospodarce zasady "to co nie zabronione, jest dozwolone".

Sprawę w PRL załatwiało istnienie milicji, ORMO, Straży Przemysłowej, jej odmian jak Straży Bankowej (jak było trzeba, to pewnie także straży pożarnej itd.) i - jak też tylko przypuszczam - zatrudnianie bramkarzy na etatach (nie wykluczam, że też na umowy cywilnoprawne). Jeżeli spółdzielnia mieszkaniowa mogła zatrudnić dozorcę, to pewnie także dyskoteka, parking, czy klub sportowy. Z odpowiednio ustalonym zakresem obowiązków.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Zwróciłbym przy okazji uwagę na pewną okoliczność, która w ówczesnych warunkach wpływała na problem "działalności ochroniarskiej" - inną mentalność społeczeństwa.

Społeczeństwo PRL miało bowiem zdecydowanie inny (niż współczesne) stosunek do dwóch zagadnień.

[Mała dygresja - pisząc "społeczeństwo" nie mam oczywiście na myśli jego całości, bo takowe jest zawsze zróżnicowane, ani wyrafinowanych badań statystycznych, raczej pewne przypuszczenia. Nie uważam także, że było to zjawisko tylko PRL-owskie, charakteryzowało ongiś pewnie cały świat  podobny nam cywilizacyjnie, tyle, że gdzie indziej - np. w Skandynawii - zmiany zachodziły wcześniej].

A te zagadnienia to:

1. Występowanie zjawisk "drobnej" przemocy.

2. Problem badania odpowiedniej podstawy prawnej działania innych.

Ad 1. Tolerancja była zdecydowanie wyższa niż dziś. Na wszystkich "odcinkach" - od rodzicielskiego publicznego lania, przez nauczycielskie szarpanie za uszy, po dziadka z kijem goniącego młodzież z owocowego sadu. Zatem szarpanina w dyskotece z udziałem mniej, czy bardziej formalnie umocowanego ochroniarza, wyrzucającego uczestnika zabawy - nie była czymś szczególnie bulwersującym społecznie.

Ad 2. Ludzie w swej ufności, czy naiwności byli mniej skłonni do zadawania pytania - "jakim prawem?".  Stoi na bramce, znaczy się - może wyrzucić. Nie jest istotne, czy jest "w prawie" i np. zatrudniony, czy to tylko brat właściciela dyskoteki na przepustce z wojska, świadczący nieformalną pomoc w przepychankach.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
saturn   

To ja jeszcze rozszerze zagadnienie. Czy najwyzszym funkcjonariuszom w panstwie przyslugiwala ochrona osobista? Czy istniala formacja, bedaca opowiednikiem SOP-u, a wczesniej BOR-u, ktorej funkcjonariusze mieli by obowiazek strzec bezpieczenstwa dygnitarzy? Na pewno w czasie wizyt zagranicznych jacys ludzie strzegli bezpieczenstwa wizyt przyjezdnych gosci. Za pewne byly to sklady mieszane. Czesc ochrony zagranicznej czesc polskiej. Jednak ogladajac kroniki filmowe w ktorych rodzimi politycy wizytowali polskie miasta, trudno w skladach delegacji dopatrywac sie dyskretnych aniolow strozow, jak to jest widoczne obecnie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jak najbardziej istniały tego typu struktury. Tak jak w każdym państwie. Sam BOR powstał już w 1956 r., a miał poprzedników rodowodem sięgających aż do 1944 r. Przede wszystkim Wydział Ochrony (wpierw PKWN, potem Rządu).

 

Nie była to pewnie jedyna formacja zajmująca się ochroną. Istniały chociażby takowe "po linii wojskowej". Na przykład E. Stefaniak, Byłem oficerem politycznym LWP, Toruń 2007, s. 93 i n.  wspomina o swojej służbie w batalionie ochrony Naczelnego Dowództwa WP. Jego koledzy ochraniali np. Eisenhowera i  Żymierskiego w czasie wizyty tego pierwszego w Warszawie (s. 97). Wspomina także o ochranianiu Prezydenta KRN - Bieruta (s. 98), Świerczewskiego i Mossora (s. 101).

 

Mniejsza "widoczność" ochroniarzy na filmach może wynikać z dwóch powodów:

1. Przez większość czasu PRL - było jednak bezpieczniej niż w dzisiejszych, terrorystycznych czasach (choć nie tak, jak ongiś w Skandynawii - przed tragiczną śmiercią Palmego - gdy Olaf V twierdził, że nie potrzebuje ochroniarzy, bo ochrania go 4 miliony Norwegów, a Christian X wyjeżdżał - w czasie trwającej wojny - na wycieczki konne bez obstawy). Oczywiście obstawa była, zamachy rzadko, ale zdarzały się i w PRL, ale może jednak procedury były mniej widowiskowe, jak dziś.

2. I druga - bardziej oczywista sprawa - w czasach funkcjonowania cenzury do kronik filmowych starano się nie wrzucać z powodów wizerunkowo/propagandowych scen z dużą obstawą dygnitarzy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Komar   

Coś z obserwacji własnych.

To był rok 1964. Dzień - 20 albo 21 lipca, dokładnie nie pamiętam. Pojechałem do Warszawy, bo na uczelni miały być wywieszone wyniki egzaminów kandydatów na studia. Odczytałem swoje nazwisko na liście tych, którzy nie tylko zdali egzamin, ale też zostali przyjęci na I rok studiów. Ucieszony szedłem ulicą Emilii Plater na dworzec Śródmieście, aby wrócić do domu. Gdy doszedłem do Alei Jerozolimskich, rozejrzałem się, czy nie przejeżdża jakiś samochód. Wtem zobaczyłem, że kilka kroków ode mnie stoi milicjant i daje mi znaki, abym się zatrzymał i nie przechodził przez ulicę. Przyglądałem się uważnie. Wzdłuż jezdni co 10 metrów stali milicjanci. Na chodnikach stali też zaciekawieni ludzie, choć nie były to tłumy. Od czasu do czasu ulicą przejechał milicjant na motocyklu. Po kwadransie nadciągnęła kolumna samochodów prowadzona przez honorową eskortę milicjantów na motocyklach. Kolumna samochodów wiozła z lotniska Okęcie uczestników zagranicznych delegacji, mających w dniu 22 lipca wziąć udział w oficjalnych uroczystościach XX rocznicy powstania Polski Ludowej. Limuzyny miały zdjęte dachy, a pasażerowie podróżowali na stojąco, gestami rąk pozdrawiając zgromadzonych mieszkańców Warszawy. Kolumna aut poruszała się dość wolno, tak że mogłem dokładnie przyjrzeć się pasażerom. Przejeżdżali w odległości kilku metrów ode mnie. W pierwszym samochodzie stali obok siebie uśmiechnięci: Władysław Gomułka i Nikita Chruszczow. W drugim - Józef Cyrankiewicz i Walter Ulbricht, zwany u nas "Szpicbródką". W trzecim - Nowotny z Czechosłowacji i z polskiej strony ktoś, kogo nie mogłem rozpoznać. Za nimi sznur aut z pomniejszymi urzędnikami. Kolumna przejechała w ciągu kilku minut i potem wszystko wróciło do normy. Przerwa w ruchu trwała nie więcej niż pół godziny. Umundurowani milicjanci raczej mieli pilnować porządku wśród przechodniów, niż troszczyć się o zdrowie i życie polityków. Nie widziałem tam cywilów mających oczy naokoło głowy i wypatrujących, skąd może paść strzał.

Ta sytuacja przypomniała mi się, gdy do Polski przyleciał z wizytą prezydent USA - Bush junior. To był chyba rok 2004 lub 2005. Nie widziałem tego osobiście, ale z relacji w mediach można było dowiedzieć się o całych dzielnicach zamkniętych dla ruchu, o ulicach wyczyszczonych z przechodniów, ba, nawet był komunikat o zakazie otwierania okien na trasie przejazdu gościa.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

I jakie to wnioski wysnuł z tych dwóch sytuacji umieszczonych w całkiem innych czasach? Co to ma do ochroniarzy?

Ja widzę to tak: za czasów "komuny" wizyta wielu oficjeli sprawiła niewielkie perturbacje w ruchu samochodów i pieszych, a za wizyty w III RP to już było horrendum.

I jak najbardziej słusznie. Znaczy: paskudni kapitaliści potrzebują znacznie więcej środków ochrony a jak jak był nasz świetny rząd czasów PRL to nie było takiej potrzeby?

Jak przyjeżdżali terroryści to też mieli całkiem wolną drogę. 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

A po co od razu ten koncert sugestii?

Sprawa jest dosyć prosta - kiedyś, a nie dotyczy to tylko PRL (i warto jeszcze użyć słów - co do zasady) było bezpieczniej. A przynajmniej tak uważano.

Jerzy VI w dzień świętowania zwycięstwa nad Niemcami mógł pozwolić wmieszać się córkom w londyński tłum, młody małżonek (przyszłej) królowej Elżbiety II książę Filip chodził sobie do pracy przez park św. Jakuba. Dziś to to skrajnie trudne do wyobrażenia.

Jest raczej oczywiste, że procedury zostały bardzo zaostrzone. I opowieść o tym, że Chruszczowa można było prawie dotknąć, a Busha już nie, jest potwierdzeniem oczywistej ewolucji w tym zakresie.

A, że dziś niektórzy przy okazji dostają amoku (np. ochrona prezydentów USA), czy ochroniarska celebra im się strasznie podoba (można chyba wskazać parę przypadków z Polski) - to już inna sprawa. Generalny wniosek jest tak, czy inaczej oczywisty - świat polityków dziś (co do zasady) bardziej się boi.

Ta smutna ewolucja dotyczy także innych aspektów życia. Można chociażby pooglądać sobie na starych kronikach i filmach, jak ongiś wyglądały porty lotnicze.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 15.10.2020 o 4:51 PM, saturn napisał:

"...Na bramce stoję, nikogo się nie boję...". No właśnie jak to było w tych czasach, gdy nie istniały, ani agencje ochrony osób i mienia, ani ustawa (z 1997) o ochronie osób i mienia. Kto ochraniał mienie sklepowe, koncerty, dyskoteki,

 

Podobnie jak Komar mogę podzielić się tylko swoimi wspomnieniami z końca lat 70-ych i pierwszej połowie lat 80-ych, kiedy w miarę często bywałem w klubach studenckich "Stodoła", "Remont", ze dwa razy także w SGPiS-owkim "Parku". Częściej na koncertach, niż dyskotekach.

 

Bramkarze stali na bramce i albo asystowali przy sprzedaży/sprawdzaniu biletów lub wejściówek, albo sami to robili (to drugie rzadziej). Stawiam 10:1, że nie byli na etacie klubów. Zlecenia, bardzo możliwe, że przez studenckie spółdzielnie pracy. Nie sądzę, by wywodzili się z klubów sportów walki, które wówczas na PW były bardzo prężne, jakieś kiukoszinkaj czy coś podobnego.  Z bardzo prostego powodu - ci sportowcy do zwykle były chłopaki o drobnej budowie ciała, a chodziło o postawienie mięśniaków, którzy swym wyglądem budzili respekt. Raczej z kulturystów. Natomiast były to zdecydowanie młode osoby, żadni emeryci ze służb.

 

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek miał okazję obserwować ich interwencję podczas bójki, no może raz, ale to raczej było zapobieżenie. Z czego oczywiście nie wynika, że takowych nie było, ja żem był student (a potem młody pracownik) PW spokojny z raczej opuszczałem te kluby trochę po północy. Częściej widywałem wyciąganie "zwłok" z kibla, wertykalizację owych i wyprowadzenie na Batorego lub Polną.

 

W zwykłych sklepach żadnej ochrony nigdy nie widziałem, ale trzeba pamiętać, że dominowała sprzedaż "zza lady". Może kiedyś usłyszałem od sprzedawczyni "jak się Państwo nie uspokoicie, to ja nie będę sprzedawać", co absolutnie wystarczało.

 

Będę popierać tych dyskutantów, którzy twierdzą, że kiedyś było inaczej. 40 lat temu poczucie przyzwoitości było nader ważne. "Nie zrobię tego, bo tego robić nie należy". Nawet po pijaku to nieźle działało, choć nie bez wyjątków. A także "skoro rozrabiałem, to mnie wywalili" - i nikt nie wnikał, na jakiej podstawie prawnej.

 

Z drugiej strony pamiętam, że wracając nad ranem po imprezie, brało się butelkę mleka z kontenerów, które już stały pod blokami i piło. Nikt się nie przejmował tym, że to przecież czyjaś własność. Podobnie jak z chodzeniem "na zupkę" do studenckich stołówek. Ale to już inna bajka.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Tych mikrych było widać, bo mieli kompleksy.  Byli też trenujący bez kompleksów, plecziści i słożeni na sławu.

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W dniu 22.10.2020 o 10:55 PM, jancet napisał:

Będę popierać tych dyskutantów, którzy twierdzą, że kiedyś było inaczej. 40 lat temu poczucie przyzwoitości było nader ważne. "Nie zrobię tego, bo tego robić nie należy". Nawet po pijaku to nieźle działało, choć nie bez wyjątków. A także "skoro rozrabiałem, to mnie wywalili" - i nikt nie wnikał, na jakiej podstawie prawnej.

 

Trudno się nie zgodzić z pierwszą częścią tej wypowiedzi, faktycznie czterdzieści lat temu było inaczej, a jeszcze kolejne czterdzieści lat wcześniej - też było inaczej, zgodzę się również z ostatnią częścią wypowiedzi (: "i nikt nie wnikał, na jakiej podstawie prawnej"). Problem w tym, że rzadko wnikano również gdy: nie narozrabiałem. W PRL nie było możliwości powstania firmy zajmującej się ochroną mienia czy osób. To państwo miało monopol na tego typu działalność. Oczywiście, że byli ochroniarze i selekcjonerzy w szeregu klubach i podobnych przybytkach, niezależnie na jakich etatach tam byli zatrudnieni. 

W zakładach szczególnie ważnych dla gospodarki mieliśmy Straż Przemysłową (która też była w różnych budynkach mieszczących różne instytucje państwowe), potem doszły do niej Straż Portowa czy Straż Bankowa, była Straż Pocztowa, no i wreszcie największa "firma" ochroniarska - ORMO. Dziś widok ochroniarzy nie jest niczym dziwnym w biurowcu, sklepie, zakładzie przemysłowym, banku, na parkingu, w klubie nocnym itd. itd. Po części przejęli zadania wspomnianych służb czy jak to wtedy nazywano: specjalistycznych formacji ochronnych. Jak wskazał sam jancet dość powszechny charakter sklepów doby PRL skutecznie utrudniał drobne kradzieże. Obecnie zatrudnianie ochroniarzy przez firmy często związane jest z kwestiami ubezpieczeniowymi i asekuracyjnymi.

Trudno mi się jednak zgodzić, że ochroniarze nie byli tak potrzebni wówczas gdyż ludzie byli bardziej przyzwoici. Co prawda, jestem zdania że ludzkość coraz bardziej schodzi na psy, zarówno pod względem intelektualnym jak i etycznym, to jednak w czym innym bym upatrywał różnicę. W charakterze władzy. Jak milicjant walnął pałą (wcale nie mocno, ot tak by zaznaczyć kto jest kim) to mało kto decydował by się skarżyć u odpowiedniego komendanta. A przecież można było, tak jak dziś. Konia z rzędem kto pamięta choćby kilka doniesień z czasów PRL (w gazetach czy telewizji) o funkcjonariuszach milicji stających przed sądem za nadużycie siły czy z podobnymi zarzutami. Można się było poskarżyć, sądzić, napisać list do komitetu czy jakiejś redakcji, zwrócić się d komórki partyjnej, jakiejś struktury terenowej władzy. A jednak rzadko to robiono. Bo władza; pomimo prawa; była w zasadzie nieograniczona i zdawano sobie z tego sprawę.

 

W dniu 22.10.2020 o 10:55 PM, jancet napisał:

W zwykłych sklepach żadnej ochrony nigdy nie widziałem, ale trzeba pamiętać, że dominowała sprzedaż "zza lady". Może kiedyś usłyszałem od sprzedawczyni "jak się Państwo nie uspokoicie, to ja nie będę sprzedawać", co absolutnie wystarczało.

 

A charakter tej władzy spływał też na dół, zatem pani ze sklepu też dzierżyła pewną władzę, w ekonomii wiecznych niedoborów (a tak było w PRL) co i rusz różnorakich produktów, to była całkiem spora władza. Po co pani w sklepie ochroniarz skoro mogła kontrolować ludzi w inny sposób? W kraju gdzie istnieje znacząca kontrola społeczeństwa i gdzie jest mniej wolności o wiele trudniej zaistnieć np. zorganizowanym grupom przestępczym, nie potrzeba też tylu ochroniarzy. Gdy w barze "Po wazonem" wykidajło walił w pysk nadto namolnego gościa to ten na ogół przyjmował to bez większych oporów. Bo wykidajło też był; na swym małym poletku; władzą. A z doświadczenia wiedziano wówczas, że z władzą się nie dyskutuje a jej działaniom nie opiera. No chyba, że się chce mieć prawie na bank poważne kłopoty.

 

Co do ochrony typu BOR, to w czasie wizyt różnych oficjeli; zresztą tak jak dziś; wcześniej ustalano kto przejmuje ciężar podstawowej i bezpośredniej ochrony gościa - jego ludzie czy gospodarza. Andrzej Zaćmiński przeanalizował kwestię ochrony osobistej podczas dwóch wizyt Josipa Broz Tito w naszym kraju (w 1972 i 1975 r.). I tak, podczas pierwszej wizyty całość działań ochronnych realizowano na podstawie planu o kryptonimie "Avala"; trochę niezbyt kamuflującym - dodajmy. Co do szczegółów:

"Otóż w 1972 r. ochronę osobistą otrzymało aż siedmiu członków delegacji jugosłowiańskiej: Tito i jego małżonka, Jakov Blazevic - przewodniczący Parlamentu Związkowego Republiki Chorwacji, Sergej Krajger - przewodniczący Parlamentu Związkowej Republiki Słowenii, Angel Ćemerski - przewodniczący КС ZK Macedonii, Stevan Doroniski - członek Biura Wykonawczego Prezydium ZKJ i Mirko Tepavac - Związkowy Sekretarz do Spraw Zagranicznych. W sumie do ochrony osobistej przydzielono 12-osobową grupę oficerów BOR, w tym adiutanta dla Tity, który był odpowiedzialny za jej działanie. Występował on w mundurze oficera Wojska Polskiego. Dla potrzeb grupy ochrony osobistej przekazano trzy samochody wyposażone w środki łączności, lekarza ze sprzętem medycznym oraz dokumentalistę filmowego i fotograficznego. Dla głównego gościa przeznaczono samochód marki Ził, zaś dla członków delegacji samochody Czajka i fiaty 125 p. Samochód marki Czajka otrzymała również żona prezydenta Tity, Jovanka Broz, dla której opracowano odrębny program.
Każde z miejsc, w którym przebywali jugosłowiańscy goście, poza ochroną osobistą, zabezpieczały wyodrębnione siły i środki działające według wcześniej opracowanych planów. Były one niezwykłe liczne w przypadku tzw. miejsc publicznych. I tak na przykład 21 czerwca 1972 r., w czasie zwiedzania Domów Towarowych „Centrum” w Warszawie, które pracowały „normalnie”, użyto 892 funkcjonariuszy, z czego 447 znajdowało się wewnątrz budynku. Do ochrony osobistej Tity przydzielono aż 11 funkcjonariuszy, zaś 50 pozostawało w tzw. odwodzie operacyjnym.

Znacznie mniejsze siły absorbowało zapewnienie bezpieczeństwa w zakładach pracy. Na przykład w czasie wizyty delegacji jugosłowiańskiej w Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu wykorzystano 78 osób: 6 oficerów BOR, 12 funkcjonariuszy Wydziału II Komendy Stołecznej MO, 30 funkcjonariuszy operacyjnych Komendy Dzielnicowej MO, 20 członków ORMO oraz 10 osób na podjeździe. Oczywiście, liczba ta dotyczy tylko i wyłącznie obiektu, jakim był zakład. Nie obejmowała ona natomiast funkcjonariuszy ochraniających trasy przejazdu i towarzyszącej temu profilaktyki operacyjnej"

/tegoż "Organizacja i zabezpieczenie wizyt Josipa Broza Tity w Polsce w latach 70. XX w.", w: "Polska i Jugosławia w XX wieku. Polityka - społeczeństwo - kultura", red. M. Pavlović, P. Wawryszuk, A. Zaćmiński, Bydgoszcz 2018, s. 213/

 

Dla porównania, gdy wizytę Tity w Stoczni Gdańskiej na terenie samego zakładu zabezpieczało 260 osób, w tym m.in.: 120 pracowników SB, 60 - z ORMO i 50 członków aktywu społecznego, to podobna wizyta w tej stoczni szachinszacha Iranu - Rezy Pahlaviego zabezpieczana była przez 72 osoby, w tym 30 funkcjonariuszy SB, 30 członków ORMO i 12 straży przemysłowej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 24.10.2020 o 8:25 PM, secesjonista napisał:

Trudno mi się jednak zgodzić, że ochroniarze nie byli tak potrzebni wówczas gdyż ludzie byli bardziej przyzwoici. Co prawda, jestem zdania że ludzkość coraz bardziej schodzi na psy, zarówno pod względem intelektualnym jak i etycznym, to jednak w czym innym bym upatrywał różnicę. W charakterze władzy.

 

Ja jednak pozostaję przy swoim zdaniu. Nie za bardzo mogę dostrzec wpływ charakteru władzy na zachowania w sytuacjach, w których żadnego reprezentanta owej władzy nie ma.

 

Choć czasem wydaje mi się, że o bezpieczeństwo własnego biznesu dziś dba się przesadnie. Ponieważ może zdarzyć się kradzież w supermarkecie, to zatrudnimy ochronę i zamontujemy kamery, żeby temu zapobiec. Pomimo że złodziejem jest pewnie jedna osoba na 100 tysięcy klientów i cała ta ochrona kosztuje 10 razy więcej, niż wartość ewentualnie ukradzionych towarów.

 

Natomiast owe 40 lat temu w zasadzie każdy mógł pojechać do innej dzielnicy, przeskoczyć przez ladę, zastraszyć ekspedientkę i zabrać z półki 10 flaszek wódki, także w czasie, gdy była na kartki. Zupełnie bezkarnie, bo przecież żadnego monitoringu nie było, a w obcej dzielnicy nikt by go nie rozpoznał. Mimo to nie słyszałem o takich zdarzeniach.

 

A słynne "komitety kolejkowe"? Przecież żadna władza za nimi nie stała, ani żaden prawny przepis. A ludzie się podporządkowywali.

 

40 lat temu, jak prywatka stała się bardzo głośna i przeciągnęła się do wczesnych godzin porannych, to sąsiedzi raczej stukali w ściany, albo do drzwi. Nie wzywali milicji, to była jakaś absolutna ostateczność. A kolega czy koleżanka, w których mieszkaniu się to działo, obiecywali że teraz będzie ciszej (choć pewnie nie było), a nazajutrz sąsiadów przepraszali, jakiś kwiatek wręczali i obiecywali, że się to nie powtórzy, choć oczywiście się powtarzało.

 

A dziś staję twarzą w twarz z takim młodym "człowiekiem" który wprost mi mówi, że niczego nie ściszy, bo doskonale wie, że na policję to ja sobie mogę dzwonić, i tak nie przyjadą, o straży parku krajobrazowego nie wspominając.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Nie za bardzo mogę dostrzec wpływ charakteru władzy na zachowania w sytuacjach, w których żadnego reprezentanta owej władzy nie ma.

 

Jakiś Anioł zawsze się znalazł.Zawsze gdzieś był. Jak nie milicjant to ormowiec. Podam to na przykładzie Tychów, sypialni Śląska. Był tam kiedyś taki zwyczaj zwany "biciem wula". Wul to był przyjezdny z aktualnego rocznika, a bił najczęściej poprzedni rocznik, czujący się już "z dziada pradziada". Trzeci rocznik już tego nie próbował, bo mu się nie opłacało. Problem rozwiązywała władza przydziałami mieszkań dla milicjantów i ormowców w danym bloku w ilość zależnej od wielkość napięć społecznych. Sama ich obecność tłumiła wyskoki.  

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.