Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
secesjonista

Co czytali fikcyjni (i nie tylko) bohaterowie książek?

Rekomendowane odpowiedzi

Dla wielu autorów istotnym było, dla charakterystyki postaci czy podkreślenia istotnych fragmentów fabuły; by w rękę bohatera włożyć daną książkę - co miało mieć pewne znaczenie dla przekazywanej idei.

Co zatem czytywali owi bohaterowie?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Eee tam, poszedł gregski na łatwiznę, dodam toteż taką uwagę, iż pisać że ktoś czytał "Pana Tadeusza" - bez podania autora, nie jest wcale tak jednoznacznym, boć to przecież i Słowacki napisał swego "Pana Tadeusza". <_<

To ja podam przypadek, może nie bohatera co: czytał, ale co udawał, że czytał - Tomasz Łęcki.

Zatem czego (raczej) nie przeczytał ów zubożały arystokrata, a jednak był na tyle sprytnym by poznać stronę tytułową i zawarte tam odwołanie (i do czego było to odwołanie)?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Eee tam, poszedł gregski na łatwiznę, dodam toteż taką uwagę, iż pisać że ktoś czytał "Pana Tadeusza" - bez podania autora
Bez podania autora "Pana Tadeusza?" Toć (o ile pamiętam) biedny Latarnik przenosił się myślami tam gdzie "dzięcielina pała". Edytowane przez gregski

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem jakiego "Tadeusza" czytał pan Skawiński, ty - wiesz, ale czy wie: to Tyberiusz?

Tak dla porządku, formalnie w "Latarniku" nic nie ma o dzięcielinie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

O takie pytanie, czy dzielny namiestnik Skrzetuski, przebiegły Zagłoba i "mały rycerz" mogli znać twórczość giganta z Stratford-upon-Avon?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Hrabia - komiczna postać (autentyczna) ze "Znaczy kapitan" zaczytywał się w "Panu Tadeuszu".

Edytowane przez secesjonista
poprawiono pisownię.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Dla porządku, nie wiemy czy się zaczytywał, wiemy jedynie, że Hrabia vel Paź (dla pań): "Lubił również popisywać się deklamowaniem na pamięć długich urywków z 'Pana Tadeusza'".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Pozytywni bohaterowie powieści socrealistycznych wiele zadań mieli przed sobą: angażowali się w walkę klasową, tudzież przezwyciężanie własnych klasowych ograniczeń. Budowali nowy ustrój, wreszcie odbudowywali kraj ze zniszczeń i tworzyli nowy nowe ośrodki przemysłowe. To przecież mieli czas i na czytanie (por. M. Piekara "Doświadczenia lekturowe postaci powieści produkcyjnych", w: "Presja i ekspresja. Zjazd szczeciński i socrealizm" red. D. Dąbrowska, P. Michałowski), to nie tylko dzieł "trójki klasyków" (czy może już: "czwórki"?).

Tak zwana literatura uniwersytecka nie przyjęła się jakoś w PRL, próżno by szukać tego typu określenia, w dość przecież szczegółowym "Słownik realizmu socjalistycznego" pod redakcją Zdzisława Łapińskiego. W jednym z niewielu reprezentantów tego nurtu ("Inauguracja" Zdzisława Wróbla, z 1954 r.), główny bohater (pozytywny) Jerzy Barenda wnikliwie studiuje dzieła: Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Dla beletrystyki nie ma szacunku, uważa że komunista nie może tracić czasu na taką literaturę. A nawet wstydzi się, że wcześniej mogły go wzruszać dzieła: Sienkiewicza, Prusa czy Żeromskiego.

Dopiero zetknięcie się z takimi dziełami jak: Borysa Polewoja "Opowieść o prawdziwym człowieku" i Nikołaja Ostrowskiego "Jak hartowała się stal" przywróciło mu sens beletrystyki.

Dla odmiany, można podać co czytała bohaterka innego tego typu opowiadania (Jerzego Stawińskiego "Herkulesy", z 1953 r.), Luśka Putkówna (postać negatywna). Jest ona drobnomieszczanką, osobą o dość swobodnej etyce seksualnej (: "dziewczyna wolna od przesądów"), córka prywaciarza - ojciec ma restaurację, a o gorsza podczas wojny był on volksdeutschem. Oto czytała ona "Towarzysza" Victora Margueritte'a. Dla niewtajemniczonych - nie chodzi o towarzysza partyjnego, jest to kontynuacja skandalizującej "Chłopczycy" ("La Garçonne"; z 1922 r.) tegoż samego autora. Luśka musiała też spotkać się z literaturą spod znaku egzystencjalizmu (powiadała bowiem: "Moje życie jest jak to sartrowskie piekło...").

Ciekawe, że autor noblowskich "Słów", tak długo zaangażowany w obronę stalinizmu i pomniejszanie jego zbrodni, wzbudzał jednak wówczas w PRL tak ambiwalentne odczucia.

 

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Dnia 16.12.2015 o 06:00, gregski napisał:

No taki Latarnik to czytał "Pana Tadeusza".

W "Panu Tadeuszu" jest wymieniony "Fedon" i "Żywot Katona", ale trzeba się wczytać aby dojrzeć że to nie bohaterowie epopei Adama Mickiewicza czytają owe dzieła.

 "Dalej w polskiej szacie

Siedzi Rejtan¹⁶, żałośny po wolności stracie;

W ręku trzyma nóż ostrzem zwrócony do łona,

A przed nim leży Fedon i żywot Katona"

To opis obrazu ...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

W "Panu Tadeuszu" jest kilka wzmianek wskazujących, iż bohaterowie różne książki czytali, głównie jednak są to wzmianki bez podania autora i tytułu. Pomijam tu "wokandę" (Protazego Brzechalskiego) i carską "żółtą księgę" (wspomnianą przez kpt. Nikitę Nikitycza Rykowa) - jako pisma proweniencji urzędowej.

Z realnie istniejących dzieł, wprost wspomina się: panegiryk "Fulmen Orientalis Iohannes III rex Poloniarum ter maximus" Wojciecha Bartochowskiego. Któreś z kolejnych wydań zbioru modlitw pt. "Złoty ołtarzyk", znanego w Polsce od 1721 r., wydawanego w oficynie bazyliańskiej (powołanej by głosić Słowo Boże: pro lingua latina, polona et ruthena). W Epilogu wymienia się dwa utwory z tytułu: "Pieśń o Justynie" i "powieść o Witoldzie", ten pierwszy identyfikowany jako jeden z utworów Franciszka Karpińskiego (może: "Do Justyny"), ten drugi z sielanką Kazimierza Brodzińskiego "Wiesław". W przypadku tych ostatnich utworów - nie tyle były one czytane przez głównych bohaterów epopei, a jest to reminiscencja narratora tej części dzieła. Jest jeszcze anonimowy "panegiryk ogromny" co to go skomponował "rymem podoficer młody", który był czytany przez Protazego, ale trudno to identyfikować z jakimś realnie istniejącym utworem, podobnie jak z relacją Hrabiego, który miał czytać jakieś "podania", Telimeną z francuską książką ("welinową z alabastrowymi stronicami") czy "Janiną" wspomnianą przez Wojskiego Hreczechę, który wykazuje się też znajomością zawartości "Eneidy", ale zapewne raczej z omówień.

Wychodzi na to, że jedyną książką o jakiej wiemy, iż była czytaną na pewno jest... książka kucharska.

:)

 

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Podobny stan oczytania czy też czytelnictwa, prezentuje nam Sienkiewicz w swej Trylogii. Pomińmy przytaczanie różnych cytatów, powiedzeń (głównie o proweniencji antycznej), które nie muszą świadczyć o lekturach, a jedynie o edukacji bądź to o zapamiętaniu obiegowych zwrotów czy sentencji.

Przy takich założeniach w sumie napotykamy w Trylogii w zasadzie jedynie na dwie scenki, gdzie występuje książka. Co prawda, pan Zagłoba wspomina o fraszkach Jana z Czarnolasu, ale z tej wypowiedzi wynika jedynie to, że wiedział, iż ten ostatni takowe tworzył.

Pierwsza z nich to ta, w której imć Podbipięta wywodzi namiestnikowi Skrzetuskiemu etymologię nazwy: "jazda wołoska" (w "Ogniem i mieczem"). W tym celu posiłkuje się swą książeczką "w cielę oprawioną", w której zamieszczono: "obok modlitw rozmaite instructiones militares". Z kontekstu tej historyjki można przypuszczać, że akurat tę książeczkę pan Podbipięta rzeczywiście często czytał.

Druga scena, w której napotykamy książkę, to rozmowa Zagłoby z podkanclerzem koronnym, księdzem Andrzejem Olszowskim (w "Panu Wołodyjowskim"). Obaj ciągnąc się za języki rozmawiają o ewentualnych kandydaturach do polskiego tronu. Podkanclerzy chcąc wskazać o jakim to kandydacie sam przemyśliwał, wręczył Zagłobie książkę zatytułowaną "Censura candidatorum". Co do tej książki pewność mamy, że pan podkanclerzy ją czytał, bo wreszcie to on sam był jej autorem, chodzi o "A. O. Censura candidatorum sceptri Polonici". No ale co to wreszcie za wyczyn czytać i znać własną książkę?

To nieco podobny przypadek jak z księdzem Janem Wydżgą, który tak często cytuje różne zdania. Tyle, że są to często cytaty z jego własnej książki (niewymienionej w Trylogii, pod tytułem "Historia abo Opisánie wielu Poważnieyszych Rzeczy, które się dźiały pod czás Woyny Szwedzkiey..."). 

 

Wychodzi na to, że pośród plejady bohaterów wszystkich trzech części dzieła Sienkiewicza, na pewno czytał książkę (cudzego autorstwa) skromny szlachcic z Myszykiszek. Możemy do tego (z pewnym wahaniem) dorzucić  Herakliusza Billewicza, któy to wedle relacji Oleńki: "opowiadał, co sam w Korneliuszu wyczytał".

 

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

W kryminale "Groby niewinnych" P. Robinsona zamordowana nastolatka czyta książkę Jeffreya Archera, (co, ciekawostka, ma być oznaką jej złego gustu literackiego).

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Spójrzmy może teraz co mogli czytać bohaterowie „Komediantki”, oczywiście tej słynniejszej, reymontowskiej z 1895 roku (wyd. książkowe z 1896 r.). Warto jednak pamiętać, że już w 1887 r. Marian Gawalewicz opublikował małą rzecz pt.: „Komediantka”, a to ten sam, któremu Władysław Reymont zadedykował swoją „Komediantkę", to trochę jak z pytaniem: kto napisał "Pana Tadeusza", gdzie odpowiedź nie jest aż tak oczywista, jakby się zdawało...
Zatem obracać się będziemy głównie w kręgu osób związanych z warszawskimi teatrzykami sezonowymi. Teatrzykami, gdzie raczej nie napotkamy muzy szczególnie wysokich lotów. Gdzie repertuar to na ogół wiązanka złożona z fragmentów sztuk, operetkowych wstawek, tańców („bukiet dramatyczny, albo „co kto lubi”, to jest: komedyjkę, operetkę jednoaktową, wyjątek z dramatu i taniec solowy”). A muza występująca na ich deskach ma często podkasany charakter.
Dla uproszczenia przyjmijmy, że jeśli jakiś z bohaterów grał w sztuce – to zapiszemy ją jako lekturę zaliczoną.  Choć zapewne, nie tylko danej sztuki nie czytano, zapewne też i nie czytano całego scenariusza, ograniczając się jedynie do swojej kwestii. Z racji repertuaru, za literaturę potraktujemy też operetki, domniemywając, że libretta zostały przeczytane. 
 

Z lektur pewnych głównej bohaterki…
Główna bohaterka Janka OrłowskaPochłonęła Szekspira z całą gwałtownością swojej natury — całego i od razu”.  Nie mamy tu powodu by nie wierzyć narratorowi, no może z tym „całym Szekspirem” to pewna egzaltowana przesada, ale zapewne zapoznała się z jakimś obszernym wyborem jego najważniejszych dramatów. Czego dowody odnajdujemy w dalszej części powieści. Oto jedno ze zdarzeń przypomina jej scenę ze „Snu nocy letniej” (kwestia StolarzaLwa), czy boleściwa postawa Sowińskiej i dramaty osobiste Majkowskiej przywodzi u niej ustęp z „Hamleta” (: „Choćbyś była czystą jak śnieg, nie ujdziesz potwarzy”).
Nasza bohaterka zanim jeszcze wyruszyła na podbój warszawskich scen z prowincjonalnego Bukowca, pewnego wieczoru: „czytała bardzo długo Consuelo Jerzego Sanda”.  Rzeczony Jerzy, to oczywiście kobieta - Amantine-Lucile-Aurore Dupin, znana nam lepiej jako George Sand. Janka czytała zatem jej powieść „Consuelo”, drukowaną początkowo na łamach „La Revue indépendante” (1842-1843), w której to powieści zapoznajemy się z miłosnymi perypetiami weneckiej pieśniarki o przydomku „la Zingara”.

 

Z lektur pewnych, innych person...
Pośród pewników lekturowych mamy jeszcze dwie pozycje czytane przez anonimowe postacie. 
Młodzieńca w parku łazienkowskim, który: „Położył się prawie na ławce i zaczął czytać jakąś małą książeczkę (…) spojrzała na książkę: Musset - Poezye”. Zapewne było to wydanie z 1890 r. (zważywszy na hipotetyczne ramy czasowe fabuły), które to wydanie wyszło w Warszawie nakładem Biblioteki Romansów i Powieści, które „Z ostatnich wydań wybrał i przełożył B.L.”, czyli Bolesław Londyński, znany głównie ze swego przekładu „Cyrano de Bergeraca” i napisania szeregu baśni dla dzieci.  I faktycznie, to wydanie z 1890 r. miało mały format: 21 cm wysokości, a na raptem 147 stronach pomieszczono 34 utwory.
Mamy też pewnego starca, który: „ukląkł, wyjął książkę z kieszeni i przy świetle gromnicy czytał Psalmy pokutne”, po czym w powieści następują ich fragmenty: „Zmiłuj się nade mną Panie! bom chory jest; uzdrów mnie Panie! boć udręczon jestem”, „Tyś jest ucieczką moją w utrapieniu, które mnie ogarnęło. O Boże! wyrwij mnie z męki…”, „Wiele jest biczów na grzesznika, ale ufającego w Panu, miłosierdzie ogarnie…”, "Przyjaciele moi i blizcy moi, naprzeciwko mnie stanęli…”, „A ci, którzy przy mnie byli, z daleka stali, a gwałt mi czynili i zdrady, cały dzień wymyślali…”. Z podanych fragmentów możemy powiedzieć, że ów bogobojny mąż czytał trzy "Psalmy pokutne": Psalm VI (zaczynający się od: „Panie w zapalczywości Twojej nie karz mnie...”), Psalm XXXI („Błogosławieni, którym odpuszczone są nieprawości...”) i Psalm XXXVII ("Panie, nie w zapalczywości Twojej strofuj mnie...”). Nie da się określić z jakiego zbioru korzystał ów starzec, najprawdopodobniejszy trop to niezwykle popularne wówczas „ołtarzyki”. Czyli zbiór przydatnych dla katolika informacji: kalendarz religijny, nabożeństwa, modlitwy, koronki itp. Zapewne był to „ołtarzyk polski mniejszy” - wersja dostosowana do polskich warunków, w z racji mniejszego formatu poręczna do codziennego noszenia (często oferowana w formacie o wysokości 15 cm).


Z lektur bardziej hipotetycznych…
Dla głównej bohaterki jej pierwszym występem scenicznym, jeszcze na prowincjonalnej scenie, to rola Pawłowej w sztuce Józefa BlizińskiegoMarcowy kawaler” (prapremiera w Warszawskim Teatrze Rozmaitości 15 maja 1873 r.). Choć początkowo do tego swego debiutu podchodziła bez entuzjazmu, za sprawą "lekcji" i prób z Kręską: „… zaczęła się interesować rolą i przedstawieniem. Tak się głęboko przejęła rolą, tak weszła w charakter i tak się nadała do tych ram, że grała bardzo dobrze”. A skoro początkowo miała grać rolę Eulalii - guwernantki w domu pana Ignacego, to chyba możemy jej tę krotochwilę wpisać w poczet zaliczonych lektur.
Swe warszawskie występy Janka zaczyna z całkiem „wysokiego C”, ma wystąpić w „Baronie cygańskim”, czyli „Der Zigeunerbaron” - operetce Johanna Straussa. Zgodnie z przyjętymi założeniami, przyjmijmy że zarówno ona, jak i inni aktorzy zapoznali się z librettem i przynajmniej własnymi partiami śpiewaczymi.

 

Co jeszcze wystawiano, tudzież tylko czytano?
Władek Niedzielski, zasugerował Jance by ta ubiegała się o lepszą rolę: „Niech pani prosi o rolę Maryi w Doktorze Robin; wystawiają na drugi tydzień”, ochoczo też ofiarował się, iż przyniesie sztukę by mogli ją przeczytać razem. Miał tu na myśli jednoaktówkę, komedię wodewilową „Le Docteur Robin”, jaką popełnił Jules-Martial Regnault de Prémaray (premiera w październiku 1842 r. w paryskim Théâtre du Gymnase-Dramatique).

 

W pewnym momencie nasza bohaterka była: „rozgoryczona ogromnie, że pominięto ją przy wystawianiu starej szopki melodramatycznej p. t.: Marcin podrzutek”. Rzeczona szopka, to dzieło: „‎Martin l'enfant trouvé ou Les Mémoires d'un valet de chambre” jakie Eugène Sue drukował początkowo na łamach „Le Constitutionnel” od czerwca 1846 r. do marca 1847 roku. 

 

Janka przyglądając się starej Sowińskiej pogrążonej: „w bolesnem rozpamiętywaniu”, jednocześnie próbuje wyobrazić sobie w jakich rolach można by skopiować tę postać: „Matkę w Karpackich góralach, albo Matkę rodu możnaby tak grać…”. Jak się zatem zdaje oba te utwory były jej dobrze znane. Pierwszy to oczywiście dramat „Karpaccy górale” z 1840 r. Józefa Korzeniowskiego (znany na ogół z frazy: „czerwony pas, a za pasem broń”), to historia górala Antosia Rewizorczuka z Żabina, który nieco przypomina nam Janosika. Wspomniana „Matka rodu” to zapewne „Matka rodu Dobratyńskich”, przerobiona przez Stanisława Starzyńskiego sztuka Franza GrillparzeraDie Ahnfrau” (premiera oryginału w styczniu 1817 r. w Theater an der Wien). U nas wystawiono ją w warszawskim Teatrze Narodowym w kwietniu 1824 r., a po dwóch przedstawieniach z desek teatralnych zdjęła ją cenzura.  Tę pięcioaktówkę wydał potem drukiem we Lwowie Antoni Kozieradzki (w 1850 r.), i jak zaznaczono: „wierszem naśladowana z niemieckiego”.


Dyrektor Cabiński tłumaczy się jednemu z aktorów z problemów związanych z nadmiarem pretendentek do głównej roli: „Te baby, to… są trzy kandydatki na Nitouche”.  Mowa tu obsadzie głównej roli kobiecej – Denise de Flavigny w trzyaktowej operetce wodewilowej „Mam'zelle Nitouche”, autorstwa Hervé’go (właściwie: był to: Louis Auguste Florimond Ronger), a która miała premierę w paryskim Théâtre des Variétés  w 1883 roku.

 

Towarzystwo aktorskie grupy Cabińskiego było zdziwione gdy Gold przyniósł gazetę z informacją: „Panna Śniłowska, znana i utalentowana artystka scen prowincyonalnych, grywająca pod pseudonimem „Nicolety”, uzyskała pozwolenie na debiuty w teatrze warszawskim. Artystka wystąpi po raz pierwszy w nadchodzący wtorek w Odecie Sardou”. To oczywiście „Odette” z 1881 r. autorstwa Victoriena Sardou. Zdziwienie o tyle uzasadnione, że Nicolet nieszczególnie wcześniej wyróżniała się talentem, a przypadła jej rola jaką grała takiej klasy aktorka jak np. Helena Modrzejewska.

 

Dwa zbieżne cytaty: „Grali Emigracyę chłopską” i „W antrakcie przed obrazem tak zwanym „Wigilijnym”, Topolski, grający Bartka Kozicę...”. Oba te fragmenty tyczą się pewnie pięcioaktówki Ludwika Anczyca, którą zdobył w 1846 r. nagrodę w konkursie dramatycznym krakowskim. Z nieco naiwnym apelem w zakończeniu: „Wy Panowie, co nauki więcej od nas macie, Zbliżcie się też więcej sercem ku wieśniaczej chacie...”.


Nawet popularny repertuar nie dawał gwarancji zapełnienia sali: „Cabiński codziennie wystawiał nową sztukę i pustki były tak samo. Dał Podróż po Warszawie — pustki. Grali Zbójców — pustki. Grali takie bomby jak Don Cezar de Bezan, Posąg komandora, Wróżka la Voison — pustki i pustki”. „Zbójcy” to oczywiście słynny „Die RäuberFriedricha Schillera (który to utwór pojawia się też w kontekście kłótni małżeńskie o grę aktorską dyrektora Cabińskiego). „Don Cezar...” to również znany samograj, opera komiczna „Don César de BazanJulesa Masseneta (premiera w paryskiej Opéra-Comique, w listopadzie 1872 r.), z librettem opartym na „Ruy BlasWiktora Hugo. Wspomniaia „Wróżka” to sztuka „La Voisin” spółki: Paula Fouchera i Julesa Édouarda Alboise’a (premiera w paryskim Théatre de la Gaité, w grudniu 1841 r.). W przypadku „Posągu...” chodzi zapewne o fragment z komedii Moliera ,  bo raczej trudno sądzić by próbowano zaprezentować „Il dissoluto punito ossia il Don GiovanniWolfganga A. Mozarta (?).


Z recitalu w restauracji „Pod Mostem” na Podwalu, wiemy, że nie były nieznane, przynajmniej jednej z aktorek (: Wolskiej) fragmenty z „Krakowiaków i Górali”. 

 

W pewnej scenie aktorzy tuż przed ostatnim dzwonkiem rżnęli jeszcze w karcięta, w oczekiwaniu na rozpoczęcie grania „bukietu dramatycznego”: „Rzucono karty i wszyscy gorączkowo kończyli się ubie3rać i charakteryzować.  — Co zaczyna?  — Przysięga.  — Stanisławski!”. Zważywszy, że Stanisławski nie był już młodzieniaszkiem, jak i na element dramatyczny, można domniemywać, iż grano fragment dramatu wspomnianego już Ludwika Anczyca „Kościuszko pod Racławicami” (wydany w 1881 r. w Krakowie, jako „Bitwa pod Racławicami. Obraz historyczno – ludowy w 5ciu Oddziałach, pod. ps. A.W. Lasota), który miał swą prapremierę w Krakowie, 26 grudnia 1880 roku. 


Zaczęli grać akt niezmiernie płaczliwego dramatu Córka Fabrycyusza. Fabrycyusza grał Topolski, a córkę Majkowska”.  Chodzi tu o popularną sztukę „Die Tochter der Herrn FabriciusAdolfa Wilbrandta (premiera w październiku 1879 r., w monachijskim Schauspielhaus). W Polsce grano ją pod pod różnymi, podobnymi tytułami, jak: „Córka Fabrycego”, „Córka skazańca”., „Córka pana Fabrycjusza”.


Miano grać Męczennicę D'Ennery'ego, w której rolę tytułową, jedną z popisowych i najbardziej płaczliwych w swoim repertuarze, niezmiennie raz do roku grywała dyrektorowa”. Adolphe Philippe d'Ennery (pisał się też: Dennery), współpracując z Edmondem Tarbe des Sablons, zaadoptował do sztuki teatralnej powieść tego drugiego pt. „Martyr”. Która to sztuka w 1886 r. cieszyła się dużym powodzeniem w paryskim Théâtre de l'Ambigu. W Polsce znana z przekładu Zygmunta Sarneckiego, wystawiona prawdopodobnie pierwszy raz na deskach lwowskiego Teatru hr. Skarbka w 1886 r., a na pewno 5 sierpnia 1887 r. na scenie Teatru Letniego. 

 

Z „przesłuchania” młodego Władka Niedzielskiego przed Rychterem (chodzi o Józefa Franciszka Rychtera – który m.in. wykładał w warszawskiej Szkole Dramatycznej): „„Niech kawaler zadeklamuje jaki wierszyk, na przykład „Staś na sukni zrobił plamę…”, „Noc była ciemna…”, coś z wypisów Łukaszewskiego…” — powiedział cicho, systematycznie obrzynając kartofle (…) stanąłem w tragicznej postawie i zaczynam… no cóżby?… Czarny szal, który wtedy był modnym… Przebiłem się przez tremę i z miejsca uniósł mnie patos, łamię się, wykręcam stawy, krzyczę, wybucham niby Otello, syczę nienawiścią jak samowar i skończyłem, oblany potem… (…) Zdawało mi się, że idzie dobrze i wybieram Hagarę; jadę na całego: rozpaczam, jak Niobe (…) Olśniony już tem przyzwoleniem i zachętą, jaką zdawałem się słyszeć w jego głosie, wybieram z Mazepy Słowackiego tę scenę w więzieniu z czwartego aktu, i mówię ją całą…”. 
Zatem, będąc na etapie edukacji szkolnej, Niedzielski musiał zapoznać się z naszym klasykiem romantycznym i jego „Mazepą”. Także z wierszykiem o niechlujnym Stasiu Stanisława  Jachowicza (dziś bardziej znana jest zapewne parodystyczna wersja Boya-Żeleńskiego).  Trudno ocenić czy wiersz pochodził z pierwszego wydania zbiorku pt. „Bajki i powieści” dedykowanego „Cieniom najdroższej Matki” (1824 r.), czy z wydawanych przez cztery lata kolejnych, coraz bardziej poszerzanych wydań. A może z późniejszych tomów, wydawanych już pod innym tytułem: „Bajki i powiastki” (t. 1-4, 1842-47).  Fragment o ciemnej nocy  zapewne zaczerpnięty z utworu poetyckiego „Zdraycy Oyczyzny” („Noc była ciemna, milczenie ponure...”), który ukazał się w tomie „Poezyie Litwina” wydanym w Paryżu w 1934 r. przez Aleksandra Jełowieckiego. Pod  pseudonimem „Litwin” krył się oczywiście Antoni Gorecki. Jak się zdaje żaden z tych utworów nie pochodził z sugerowanych „wypisów”, czyli Lesława ŁukaszewiczaRysu dziejów piśmiennictwa polskiego”, które miało swe pierwsze wydanie w 1859 roku, w Poznaniu.

Pewną trudność sprawić może: „wybrałem Hagarę”. Wiele utworów tyczyło się tej postaci, w przypadku czwartoklasisty najprawdopodobniejszym jest utwór poetycki „Hagar na puszczyKornela Ujejskiego ("Od słońca pożaru zczerniała mi głowa, A w koło pustynia; - do Ciebie, Jehowa Podnoszę płaczący mój głos…"), zawarty w zbiorach jego „Poezji” (np. w wydaniu F. Brockhausa, Lipsk 1866). Trop o tyle uzasadniony, że utwór ten wspomniany był w popularnych wypisach dla szkół gimnazjalnych autorstwa hr. Stanisława Tarnowskiego, gdzie w ustępie o tym poecie mamy właśnie ów utwór („Z melodyi biblijnych. Hagar na pustyni”).

Trudność sprawia ów modny „Czarny szal”; dla dojrzalszych (wiekiem) melomanów kojarzy się zapewne z kompozycją Ryszarda Sieleckiego i wykonaniem np. Ireny Santor, ale oczywiście to nie ta epoka. Na progu XX w. rzeczywiście odnajdujemy pewien trop „czarnego szalu” w postaci niewyszukanej jednoaktowej operetki, która z czasem zyskała pewną popularność. To operetka „Dama w czarnym szalu” Wincentego Rapackiego (syna). Problem w tym, że wedle IPSB wystawiona pierwszy raz miała być w 1901 r., co wyklucza ją z elementów powieści wydawanej w odcinkach w „Kurierze Codziennym”, w 1895 roku.  Pewna nadzieja w tym, że autor „Tygrysa bengalskiego”, szereg swych utworów wydawał wcześniej w drobnych drukach i różnych pismach,  typu: tygodnik „ Echo Muzyczne, Teatralne i Artystyczne”. Może zatem w ten sposób natknął się nań Reymont? Tylko niepokojące jest to określenie: „modne”...


W jednej ze scen Dobek (pełniący funkcję suflera) zemścił się na Glasie, gdy ten zaciął się w swej śpiewanej partii i wciąż powtarzał jedną frazę: „Moją jesteś, piękna Róziu!”.  To jak się zdaje popularna piosenka na melodię mazurka, którego autora raczej nie odnajdziemy. W Bibliotece Jagiellońskiej zachował się anonimowy rękopis (Rkp. 1953 : 17) zawierający między innymi mazurka zatytułowanego „Moja Róziu jakżeś ładna”. W „Universal-Handbuch der Musikliteratur aller Zeiten und Völker. Als Nachschlagewerk und Studienquelle der Welt-Musikliteratur” (Vol. VI,  Wien 1904) Franza Pazdreka, podaje on nam mazurka o takim tytule z podaniem alternatywnej wersji tytułowej „Kochaj, kochaj co bóg da”. Pod tym ostatnim tytułem piosenkę możemy znaleźć w śpiewniku Józefa Nowakowskiego z serii "Siedem Śpiewów Polskich" (Warszawa ok. 1880) ze słowami J. Gostkowskiego.


"— Podesta na scenę! — zawołał insfticyent. Cabiński pobiegł, wyrwał komuś laskę z ręki, zawiązał sobie czarną chustkę na szyi i wpadł na scenę". Za sprawą słówka „podesta” (z wł. podestá, potestá - władza,) możemy być pewni, iż akcja sztuki toczy się we Włoszech.  Najszybciej do głowy przychodzi trzyaktowa opera buffa Wolfganga A. Mozarta „La Finta Giardiniera”, gdzie jedną z centralnych postaci jest burmistrz Lagonero - Don Anchise. Może jednak było to coś mniej ambitnego? Choćby „GasparoneCarla Millöckera (prem. 26 stycznia 1884, w  Theater an der Wien), gdzie burmistrz Baboleno Nasoni z Teresino (na Sycylii) knuje intrygę by wydać swego syna za majętną wdowę hrabinę Santa Croce.

 

Z rzadka bo z rzadka, ale jednak zdarza się, iż bohaterowie „Komediantki” wdają się w szersze dysputy o istocie sztuki scenicznej, literaturze i znaczeniu niektórych pisarzy. W tego typu konwersacjach padają nazwiska: Henryka Ibsena („on zapowiada kogoś potężniejszego”), George’a Byrona („Policzkował Anglię arcydziełami”), Percy’ego B. Shelley’a („boskie gadanie dla publiczności Saturna”), Johanna W. Goethego („maszyna skomplikowana… wściekła arystokracja”), Friedricha Schillera („echo encyklopedystów… doktrynerstwo szwabskie”), Williama Szekspira („to jest cały wszechświat”) i: „przereklamowani Niemcy: Suderman i spółka”.  W tym ostatnim przypadku chodzi o Hermanna Sudermanna, znanego dziś głównie za sprawą dramatu „Die Ehre”, czy zbioru nowel  „Litauische Geschichten”.


Z toku tych rozmów trudno jednak wysnuć czy prezentowana znajomość literackiego dorobku  wspomnianych autorów, powzięta została za sprawą lektury ich dzieł, czy raczej to efekt znajomości publicystyki wokółteatralnej. Tylko w przypadku Goethego, a konkretniej jego dramatu „Faust” można mieć „podejrzenie”, że został on przeczytany.  A to z racji przytaczanych szczegółów z fabuły.
Teoretycy sztuki dramatycznej pojawiają się incydentalnie, kiedy Topolski snuje swą wizję nowego towarzystwa teatralnego, Kotlicki kąśliwie rzuca: „Spóźniłeś się pan trochę. Antoine w Paryżu już to samo zrobił dosyć dawno; to są jego myśli… „.  Prekursor „tych myśli” to André Antoine, który w stworzonym przez siebie Théâtre Libre, bodajże jako pierwszy zaczął na szerszą skalę realizować artystyczny program skrajnego naturalizmu, zaczynając od wystawienia sztuki, będącej adaptacją noweli Emila Zoli pt. „Jacques Damour”.  

 

Mamy jeszcze jeden trop znajomości literatury teoretycznoliterackiej: „To był apostoł sztuki, geniusz bez całych butów i… okoliczności!… Szekspir podwórzowy! Talma karczemny!…”. Znana była praca „Réflexions de Talma sur. Lekain et l'art théâtral” (Paris, 1856), której autorem był François-Joseph Talma.  Autor nawiązując do ulubionego aktora Voltaire’a - Henriego-Louisa Caïna (ps. sceniczny Lekain) starał się wyłożyć własną koncepcję inteligencji i wrażliwości w spektaklu dramatycznym.  Problem w tym, że i jego pani, czyli Karolina Talma z Vanhofów (późniejsza Mme Pepit) popełniła podobne dziełko przetłumaczone przez Wojciecha Szymanowskiego jako: "Środki zgłębiania sztuki teatralnej…" (Warszawa 1837) . Jak się zdaje ta druga pozycja dostępniejszą była grupce naszych aktorów.

 

Z tekstów nierozpoznanych, dla których nie znalazłem żadnych tropów:

„A kiedy mnie napoczął —
A nie daj opłakiwać,
A moim modrym oczom
hu ha!” 


„Kapłanko! tobie ołtarze
W tej sztuki farze
Wystawić każę!”


„Tobym cięgiem patrzał na nią
Jesce-bym się przy niej ukłodł,
Żeby mi jej kto nie ukrodł
”.

Jakieś podpowiedzi czy sugestie?

 

Jakieś ślady i sugestie?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.