Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Gnome

Wojna austriacko-pruska 1866

Rekomendowane odpowiedzi

Panie i Panowie!

Co tu tak cicho?

Witam, szanowny Stonewallu, nie ma się, co dziwić. Póki, co trwa sezon urlopowy i na forum również panuje nieduży ruch. Po drugie myślę, że takiemu znawcy tematu tejże wojny nie jest łatwo napisać jakąś konstruktywną odpowiedź, można, co najwyżej zadawać pytania. Łyzio - moderator XIX wieku.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Glasisch   

odgrzewam stary temat, oczywiście o działania morskie:

Wojna z Austrią w roku 1866, dzięki czemu także i marynarka mogłaby wykonać znaczący krok naprzód. Sama flota w owych zmaganiach odegrała tylko symboliczną rolę. Opanowanie hanowerskiego fortu nadbrzeżnego było jedyną operacją floty pruskiej, która po zakończenia wojny przyczyniła się do faktu, że Prusy (wraz ze swymi bardzo bliskimi sojusznikami Oldenburgiem i Meklemburgią) biorą odpowiedzialność za całe wybrzeże rozciągające się od Kłajpedy (Memel) do ujścia rzeki Ems. Teraz z kolei pokojowa propozycja rządu Bismarcka została wreszcie zaaprobowana przez opozycję parlamentarną, co otwierało drzwi do nowego planu rozbudowy floty.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Glasisch   

małe uzupełnienie:

W prawdziwych działaniach uczestniczył tylko pancernik "Arminius", wspierając wojska pruskie które zaatakowały latem 1866 r. sprzymierzone z Austrią Królestwo Hanoweru.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Kolega Stonewall na boazerii podał bardzo ciekawe linki do źródeł a-w i angielskich o tej wojnie.

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=175&pid=1041856&st=105

Angielskie powtarzają materiały pruskie, te drugie mnie bardzo cieszą, bo wreszcie będę mógł skończyć me badania nad bojem pod Oświęcimiem (źródło a-w podaje rozwinięcie sił rakuskich).

Edytowane przez Tomasz N

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Mnie zawsze dziwilo dlaczego Austria znana z bardzo dobrze dzialajacej dyplomacji pozwolila sobie popasc w taka polityczna izolacje. Wyglada na to, ze jej postawa w czasie Wojny Krymskiej sprawila, ze nikt za bardzo nie chcial sie angazowac w zwiazki z nieco murszejaca monarchia Habsburgow. W 1859 tez samodzielnie musiala sie bronic przed Napoleonem III i Wiktorem Emanuelem II.

Czy nie lepiej bylo tak jak sugerowal Aleksander Mensdorff oddac Wlochom Wenecje za cene przyjaznej neutralnosci?

Armia Arcyksiecia Albrechta przydala by sie pod Sadowa. Nie wspominajac juz o tym ze energiczny Albrecht mogl sie sprawic lepiej nis pierdolowaty Ludwik von Benedek (ktory podobno wcale nie rwal sie do tego aby dowodzic w tej wojnie).

Koniec koncow Austria odniosla dwia swietne zwyciestwa na drugorzednym teatrze dzialan wojennych ...i stracila Wenecje.

A tak a'propos bitwy pod Lissa to w jej wyniku powstal trend do konstruowania okretow pancernyych wyposarzonych w ostrogi sluzace do taranowania.

(Nasz ORP "Baltyk" byl takim dziwadlem odkupionym od Francuzow)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Szanowny Przedmówco!

Ludwig von Benedek nie był pierdołowaty, bitwa pod Custozzą toczyła się natomiast poza kontrolą ze strony Albrechta. Ten ostatni dostał dowództwo we Włoszech, aby ozdobić rodzinę panującą kolejnym wojennym wawrzynem. Nikt nie wątpił przecież, że w polu Italianich zawsze można pobić. Tym samym Habsburg został wyznaczony na pewnego zwycięzcę. W Wiedniu wierzono, że da sobie radę, ale nie dlatego, że był on takim świetnym dowódcą, ale ze względu na to, że nisko oceniano włoski potencjał bojowy. Pan na Żywcu rozpoczął dowodzenie od wydania odezwy, w której przypominał żołnierzom, ile to razy w przeszłych wojnach Austria gromiła włoskie zastępy. Front italski był frontem drugorzędnym, brygady tam kierowane miały znacznie niższe stany osobowe od tych posyłanych do Czech, a jednak ich dowódcą uczyniono najwyższego rangą wojskowego. Albrecht przewyższał stopniem feldcechmistrza Benedeka, ale to ten ostatni otrzymał komendę na kluczowym teatrze wojennym. To do Czech kierowano główne siły, to tam miały zdecydować się losy wojny. Tymczasem jedyny feldmarszałek w służbie czynnej otrzymał przydział do Włoch. Sam Albrecht zdawał sobie sprawę, iż oceniany jest przede wszystkim pod kątem pochodzenia, a nie rzeczywistych zasług. Uważał, iż odznaczenia otrzymuje jako arcyksiążę, a nie generał. Stosowny cytat odnośnie ostatniej kwestii odnajdziesz w mojej zapowiadane książce.

Albrecht w praktyce nie dowodził pod Custozzą. Był zbyt daleko od swych czołowych oddziałów. Dość powiedzieć, że jego polecenie trzymania kawalerii w rezerwie na wypadek działań pościgowych szef owej kawalerii otrzymał już po tym, jak owa konnica wykonała kilka szarż, o których feldmarszałek nawet nie wiedział. Komendanci korpusów i brygad działali podług własnego uznania, wchodząc nawet w kompetencje głównodowodzącego. Najmocniej pokazują to poczynania feldmarszałka-porucznika (odpowiednik gen. dywizji) Josepha Maroičicia. Nie oglądając się na Habsburga, rzucił on do ataku na Monte Belvedere brygady Töply’ego i Welsersheimba, choć użycie ich w walce wymagało osobistego rozkazu wodza Armii Południe. Custozza praktycznie została wygrana jeszcze rankiem, gdy arcyksiążę na dobrą sprawę nie wiedział, co się dzieje. Na prawym skrzydle V korpus rozbił wtedy dwie włoskie dywizje, a na lewym niewielkie siły jazdy sparaliżowały dwie kolejne. Większość żołnierzy królewskich służyła tylko pod przymusem i nie miała ochoty tracić życia w imię ambicji Sabaudów. W pełni ufano tylko jednostkom rekrutowanym w Piemoncie. Neapolitańskiego generała wprost oskarżono o zdradę. W tej sytuacji część austriackich wojskowych miała żal do swego pryncypała o niewykorzystanie zwycięstwa, które oni odnieśli. Szczególnie dotyczyło to oficerów wspomnianego prawoskrzydłowego korpusu. Piątka poniosła niewielkie straty, a zajęła dużo terenu. Oni oczekiwali rozkazu generalnego pościgu i pogłębienia klęski przeciwnika. Rozkaz taki nie padł, choć uważano, że nawet dwugodzinna zwłoka na wypoczynek nie zaszkodziłaby takiemu pościgowi. Gdyby przyjąć, że zrazu Albrecht nie chciał przekroczyć granicznej rzeki Mincio, gdyż instrukcje polityczne tego mu zabraniały (Albrecht występował w podwójnej roli: wojskowego i polityka, a w grę wchodziła reakcja Francji), to przecież w końcu i tak ją przekroczył, choć na krótko. Zdaniem sporej grupy jego oficerów jeszcze po austriackiej stronie istniała szansa na dobicie wojsk królewskich. Te opinie wysuwano zaraz po bitwie, ale z perspektywy czasu doszła krytyka dodatkowa. Generał Bartels sądził bowiem, że Albrecht był w stanie pobić także armię Cialdiniego, która spieszyła na ratunek wojskom zwyciężonym pod Custozzą. Jego zdaniem istniała szansa natarcia z flanki na kolumny, które w dalszym etapie wojny miały zająć Veneto. Bartels co prawda był oskarżycielem wszystkich i wszystkiego, a jako niepoprawny krytykant powinien być traktowany z pewnym dystansem, to i jego opinie należy uwzględniać. Albrecht tłumaczył się potem stratami i użyciem w walce custozzkiej dosłownie każdego batalionu, ale straty te były dalece niższe od tych ponoszonych w bojach z Prusakami, a wbrew jego relacji nie każdy batalion posłano w ogień. Arcyksiążę należał do wodzów ostrożnych, o czym świadczy bitwa pod Novarą z roku 1849, jeden z niewielu przykładów jego osobistego dowodzenia w polu. Wielu oficerów słyszało wówczas pod własnym adresem: „Jest pan dzielnym człowiekiem, ale nazbyt gorącym”. Wojska Albrechta zwyciężyły 24 czerwca, a oddziały Benedeka przegrały 3 lipca. To były dwie największe bitwy wojny. Ludwiga wyłączono ze służby czynnej, zaś Habsburga uczyniono Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych. Tyle tylko, że jeden bił się z Prusakami, a drugi z Włochami. Sukcesy na Włochach łatwo windowały ludzi, którzy zawodzili w boju z lepszym przeciwnikiem. Po wojnie siedmiotygodniowej ministrem wojny uczyniono Franza Kuhna, który bronił Tyrolu przed włoskim pospolitym ruszeniem w bitwach, które Austriacy uważali za swoje sukcesy, a Italiani za własne zwycięstwa. Ten sam człowiek w roku 1859 po bitwie pod Magentą poleciał ze stanowiska szefa sztabu armii austriackiej, walczącej z Francuzami. Pytanie, czy gdyby w roku 1866 posłano go do Czech, to kiedykolwiek zostałby ministrem.

Kończę już swą wypowiedź. Innym razem chciałbym napisać tutaj o „pierdołowatym” Benedeku i o tym, jak to się w Czechach sprawy miały. Wrócę jeszcze do Wenecji, włoskich ambicji i roku 1859. Niech te posty posłużą szerszemu spojrzeniu na armię austriacką doby Franciszka Józefa.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Drodzy Forumowicze!

Kontynuuję wątek zapoczątkowany poprzednim postem. Zacznę od tego, że ambicje włoskie wykraczały daleko poza Wenecję, bo obejmowały także Trydent, Triest, Istrię i Dalmację. W roku 1859 Austria nie była sama, nad Renem koncentrowały się wojska pruskie, a na pograniczu niemieckim Francuzi trzymali oddziały dalece liczniejsze od tych, jakie posłano do Włoch. Postawa Wiednia w dobie wojny krymskiej bardziej odbiła się na samej armii cesarskiej, niż na pozycji Austrii na arenie międzynarodowej, ale o tym w moim artykule, oczekującym na druk.

Teraz o Benedeku i Czechach. „Pierdole” nikt nie powierzyłby głównych sił monarchii. Na tamtym odcinku dowództwo otrzymał ten, o którym miano najwyższe mniemanie. Tyle tylko, że znaleźli się „mądrzejsi” od niego. VI korpus wg rozkazu pana Ludwiga miał skoncentrować się w Skalicach, a do Náchodu iść powinna tylko jego awangarda. Tymczasem 27 czerwca pod ostatnią z miejscowości korpus ten bił się w całości, a na przedpolu lasu Branka zmarnowano najlepszą weń brygadę Jonaka, która poszła ratować odpartą już straż przednią. W efekcie pruski V korpus owego dnia walczył z jednym tylko korpusem nieprzyjacielskim, a nazajutrz pod Skalicami też z jednym, ale innym, a przecież 28 czerwca mogły pod tymi Skalicami walczyć dwa świeże korpusy austriackie. Wódz Szóstki niby palił się do kolejnego boju, ale po Náchodzie nie za bardzo miał co rzucić do walki. Tymczasem dwie raptem brygady z korpusu nr VII 28 czerwca zadały Prusakom wyższe straty, niż cała Szóstka wraz z dywizją ciężkiej jazdy dzień wcześniej. Potem ów VI korpus cofał się jakimiś wertepami, bo normalnymi drogami rejterowali „zwycięzcy” spod Trutnova. Pod tymże Trutnovem brygada Mondla w pojedynkę zatrzymała na czas dłuższy postępy Prusaków z korpusu nr I. Oczywiście nie była w stanie sama obronić wszystkich wzgórz, więc po ciężkim boju wycofała się z nich. Po jasną cholerę jeszcze tego samego dnia dowództwo X korpusu pchało trzy inne brygady, aby odebrać te nieszczęsne pagórki? Pagórki odzyskano, ale wojska austriackie poniosły dalece większe straty, niż przeciwnik. Nazajutrz okazało się, że inny korpus pruski wyszedł już na tyły „zwycięzców” i pagórki trzeba oddać północnym Niemcom. Brygadę Grivičicia, która najbardziej się wykrwawiła w walce o wzgórza, rzucono gdzieś samopas, tak iż w ciągu doby od „zwycięstwa” pruscy gwardziści roznieśli ją na strzępy. Pod Sadową zameldowało się zeń raptem kilkuset ludzi.

3 lipca „mądrych” było bez liku. Benedek przygotował plan bitewny zakładający optymalne wykorzystanie stacjonarnych pozycji obronnych. Karabin Lorenza przeciwko Prusakom sprawdzał się głównie w walce zza osłony, walce typowo defensywnej – podobnie artyleria. Po odparciu pruskiego ataku można już było wychylić kielicha i z nastawionymi bagnetami gonić przerzedzone pododdziały nieprzyjaciela. Nie wyobrażam sobie, żeby działając wg takiego planu Austriacy mogli ponieść większą klęskę od tej, jaka rzeczywiście pod Sadową zaistniała. Co zatem stało się owego 3 lipca? Ano trzem dowódcom korpusów nudziło się stać w miejscu i czekać aż Prusacy wychylą głowy. Tym samym całe prawe skrzydło wykonało zwrot o 90 stopni i zamiast trzymać linię obronną wybrało się na spacer do lasu. Wiedziano, że w lesie siedzą granatowi, więc trzeba ich pogonić, ale przecież polecenia spaceru ze strony Benedeka nie było. Spacer skończył się największą rzezią tego dnia, akurat obopólną, ale przecież Rakuszanie mieli przewagę 4:1. Panowie generałowie utrzymywali potem, że gdyby nie Benedek, to rozbiliby całą armię ks. Fryderyka Karola. Ciekawe… jeden las zdobywali godzinami, bijąc się przeciwko jednej dywizji. Artyleria cesarska, miast prać Prusaków na przygotowanych pozycjach, to waliła w te zarośla, zabijając tak wrogów, jak i swoich. Las zdobyto, pruska dywizja wycofała się, ale… nadeszła armia Kronprinza. Tymczasem wojska austriackie wykrwawione, armaty skierowane na las, a nie na żołnierzy Fryderyka Wilhelma i z tego cholernego lasu musiano się wycofać. Dowódca IV korpusu bez nogi, pułkownik szefujący jego sztabowi nie żyje, jakiś kapitan-Polak zostaje nowym szefem. Zmiana frontu, jedni mówią, że to nie Prusacy idą, tylko zaprzyjaźnieni Sasi, inni nie wiedzą, gdzie są ich żołnierze. Kluczowym punktem jest wioska Chlum, flankowana z dwóch stron specjalnie przygotowanymi rowami strzeleckimi. Pruska gwardia wali się na tę miejscowość, a tu za bardzo nie ma kim tych rowów obsadzić. W rowie powinien siedzieć 30 galicyjski batalion strzelców pieszych, elita armii Habsburgów, i ze swoich myśliwskich Lorenzów prażyć do wojaków hohenzollernowskich. Tymczasem baon ten wziął udział w wycieczce do lasu. Chłopaki były na schwał, przeszły przez zarośla, i nawet wyszły z drugiej strony zadrzewień, goniąc uchodzącego wroga. Tyle tylko, że w zabitych i rannych utracił on połowę stanu. W Chlumie stał pułk węgierski, który już pod Magentą porzucił broń. 3 lipca 1866 roku nastąpiła powtórka z rozrywki. Regiment szybko się poddał, a połowa jeńców już wkrótce miała służyć w legionie posiłkowym Prus. Potem dwa korpusy usiłowały odebrać wioskę utraconą na skutek zdrady – no i doszło do kolejnej masakry, liczb już nie będę przywoływał. Front się sypnął, Benedek pędził konno, żeby się zorientować, co tam wyczyniają jego podkomendni, a tu jak nie huknęło… kilku oficerów ze świty feldcechmistrza runęło na ziemię, ale tym razem kule ominęły samego Ludwiga. Potem mówiono, że podobno był „friendly fire”. Benedek jedzie dalej, a tu… Madziary i Szwaby zapierdzielają co tchu spod Chlumu. Jak tu zatrzymać uciekających? Benedek wyjął cygaro, zapalił, udaje spokojnego. Podjechał do żołnierzy, coś tam zagadał po węgiersku. Wrócili się, może zyskają trochę czasu na bezpieczną ewakuację reszty armii za rzekę.

Cesarz odesłał pana Ludwiga do zacisza domowego, zobowiązując go, żeby nigdy publicznie nie wypowiadał się o wypadkach roku 1866. Benedek słowa dotrzymał, inni pisali raporty i pamiętniki. Ja sam napisałem taką niewielką książeczkę, nazywa się „Od Custozzy do Loigny 1866-70: z dziejów wojen o zjednoczenie Niemiec i Włoch”. Niedługo ukaże się ona nakładem InfortEditions.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Hej moze i pochopnie sie wypowiedzialem ale warto bylo!

Mam cos glupiego jeszcze napisac abys kontynuowal, czy nie potrzebujesz zachety?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

To ja jeszcze troche sie poprzyczepiam.

Z tego co napisales wynika ze w tej nieszczesnej armii kazdy robil co chcial. Chcial sobie postrzelac to bral flinte i szedl do lasu. Nie chcialo mu sie walczyc to sie zmywal w jakies spokojniejsze miejsce. Tak sie zastanawiam, jezeli dowodca nie jest w stanie zaprowadzic w swoim wojsku dyscypliny (i to praktycznie na wszystkich szczeblach), jezeli nie jest w stanie wymusic aby przestrzegano jego rozkazow to czy nie wydaje Ci sie ze jest on nieco ...hmmm.... pierdolowaty?

Przyszla mi tez taka uwaga na temat wojny z 1859 roku: To ze Francuzi trzymali spore oddzialy na granicy niemieckiej wynikalo raczej z osobistych obaw Napoleona III niz z realnej grozby przystapienia do wojny Prus po stronie Austrii. Praktycznie Austria byla sama.

Aha! Jeszcze jedno! Jesli tak jak piszesz Prusakow traktowano z takim respektem a Wlochow raczej lekcewazono to moze madrzej by bylo przekupic Italianich Wenecja, Rozwiazac problem Prus unikajac wojny na dwa fronty Nastepnie (gdy sprawa prus bylaby rozwiazana) sprowokowac Wlochow do wojny i odebrac im Wenecje (najlepiej z jakas nawiazka). W kazdym razie podobno Mensdorff mial takie pomysly a ze nikt go specjalnie nie sluchal chlop rzucil robote ministra w diably.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Szanowny Przedmówco!

Dzisiaj bardzo krótko. Mensdorff zgłosił swoją propozycję bodaj 9 czerwca, ale nie we Florencji, lecz w Paryżu. Nie znam na tyle ówczesnych zawiłości dyplomatycznych, aby stwierdzić, czy Francuzi poinformowali wtedy Wiktora Emanuela II o projektach wiedeńskiego ministra. Zresztą… sojusz włosko-pruski stał już wtedy od pełnych dwóch miesięcy, a Italiani mieli apetyty znacznie wykraczające poza Wenecję. 5 lipca, czyli tuż po Sadowie, tajną propozycję Mensdorffa ponowiono już zupełnie jawnie, żeby Włochów wyłączyć z wojny i ratować co się da na terenie Niemiec. Efekt był taki, że między Austrią i Prusami stanął rozejm, a znad Dunaju trzeba było pchnąć na południe cztery korpusy, żeby powstrzymać marsz Italinich w głąb monarchii habsburskiej. Wspominana przez Ciebie bitwa pod Lissą została stoczona w dwa tygodnie po zgłoszeniu ustępstw terytorialnych ze strony Austrii. Jej stawką wcale bowiem nie była Wenecja. Wkrótce po niej Giuseppe Garibaldi płakał, że tyle ziemi zostało przy „pijanych Niemcach”.

A teraz uwaga końcowa. Nie byłoby tematu Wenecji, gdyby pan Mensdorff 24 czerwca 1859 roku na równinie w okolicach Medole na czele dywizji austriackich kawalerzystów zwyciężył zastępy francuskiej piechoty. Nie musiałby w 7 lat potem za pośrednictwem Richarda Metternicha prosić o łaskę Sfinksa z Tuileries.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

To może ja się włączę. Mam pytanie czy Twoim zdaniem Stonewallu zasada Moltkego (osobno maszerować razem uderzać) nie została przypadkiem napisana po fakcie pod przebieg tej wojny ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Tomaszu!

Myślę, że powinieneś sam spróbować znaleźć odpowiedź na tak postawione pytanie. W swoich studiach nie skupiałem się na wojennej strategii. Bliższy był mi szeregowy żołnierz i jego przeżycia, odmalowane chociażby w strofach tego wiersza:

http://www.historycy.org/index.php?showtopic=175&view=findpost&p=1181957

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.