Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Jarpen Zigrin

Józef Beck - ocena

Rekomendowane odpowiedzi

Co do Rydza, fakt, też już sobie coś takiego przypominam. Może też ich stosunki miały podłoże osobiste? Nie wiem, ale to możliwe. Beck natomiast (moim zdaniem słusznie) uważał, że porozumienie sojusznicze lub quasi sojusznicze z którymkolwiek z sąsiadów (zresztą nie tylko on) grozi konfliktem z drugim. Tak więc polityka równowagi Becka była chyba jedynym wyjściem z tej sytuacji. Czechosłowacja byłaby dla nas oczywiście cennym sojusznikiem, gdyby nie Monachium, a tu zadecydowano bez nas (bez Czechów również), więc cóż mogliśmy zrobić. Moim zdaniem od 1938 roku polityka zagraniczna Becka polegała o walczeniu o pokój jak najdłużej, cenny był każdy miesiąc ze względu na modernizację armii. Należy chyba postawić pytanie, czy można było dłużej tak balansować, czy była jakaś inna droga? Czy Beck w ogóle miał inne możliwości w 1938/39? Jego pole manewru moim zdaniem bardzo się skurczyło.

Pozdrawiam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
  Cytuj
Nie bardzo rozumiem co znaczy, że w polityce (jak rozumiem zagranicznej) było aż tak źle, teoretycznie sprawa miała się doskonale, sojusz z dwoma z wielkich mocarstwami, sojusz z Rumunią, naprawdę dobre - po ultimatum- stosunki z Litwą.

Oczywiście w tym przypadku nie chodziło o optymistyczne sojusze, tylko o zagadnienie - czy Śmigły wiedział od Becka, że czas na przygotowanie do wojny, po żądaniach niemieckich ulega znacznemu skróceniu.

Osobiście do tezy swojej ("podpartej Wieczorkiewiczem") nie jestem za bardzo przywiązany, ale np. ww. przykład Litwy mógłby potwierdzać brak koordynacji i zasadę "każdy sobie rzepkę...". Sławoj i Rydz witali Raštikisa sympatycznie, choć Sławoj wylewnie a Rydz - zamyślony, a Beck litewskiego generała ostentacyjnie lekceważył. Chyba, że podzielili się rolami dobrych i złych policjantów, co w sytuacji, gdy bardzo nam zależało aby Litwa nie przyłączyła się do Hitlera było średnio sensowne.

Tymi "naprawdę dobrymi" stosunkami z Litwą bym się przy tym nie fascynował nadmiernie. Były poprawne, ale to, że Litwini nie wystąpili razem z Niemcami wynikało tylko z ich niepewności co do ostatecznego wyniku wojny. Zresztą ta przyzwoitość w ich przypadku nie popłaciła. Gdyby ruszyli na Wilno we wrześniu - pozostaliby w niemieckiej strefie wpływów i skończyliby koniec końców jako "kraj demokracji ludowej" a nie republika radziecka. Ale to już zupełnie inna historia.

Edytowane przez Bruno Wątpliwy

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   
  Cytuj
Oczywiście w tym przypadku nie chodziło o optymistyczne sojusze, tylko o zagadnienie - czy Śmigły wiedział od Becka, że czas na przygotowanie do wojny, po żądaniach niemieckich ulega znacznemu skróceniu.

Faktycznie Beck od listopada bodajże do lutego/marca 1939 r. starał się sam załatwić sprawę z Berlinem, cóż chyba zbyt uwierzył w to, że jest jedynym człowiekiem który ma mandat na politykę zagraniczną. Jednak gdy zrozumiał (być może zbyt późno), że sprawa jest naprawdę poważna to postarał się o to aby zabezpieczyć nas przed ew. wojną z Hitlerem, a to, że nasi sojusznicy się nie wywiązali się z zadania to już nie wina Becka.

  Cytuj
Tymi "naprawdę dobrymi" stosunkami z Litwą bym się przy tym nie fascynował nadmiernie. Były poprawne,

Z tego co pamiętam to te stosunki faktycznie były chyba dobre (muszę w końcu przeczytać Łossowskiego, ostatecznie napisał kilka książek o stosunkach z państwami bałtyckimi), z tym, że to było raptem ok 30 tys. żołnierzy więc siła militarna żadna. A co do neutralności to o ile mi wiadomo (ale mogę się mylić) to naszych żołnierzy którzy zostali tam internowani traktowano dobrze, co wziąwszy pod uwagę wcześniejsze relacje polsko-litewskie nie musiało być taką oczywistością.

Co do Litewskiej Republiki Rad to mimo, że nie miejsce tu na gdybanie to jakoś nie sądzę aby Litwa mogła liczyć na 'niepodległość', nawet w dwudziestoleciu nasi politycy związani z endecją dosyć głośno podnosili to, że Rosja w razie czego anektuje te państwa (była to dla nich oczywistością wynikającą z tego, że Rosja potrzebowała szerokiego dostępu do Bałtyku a ten zapewniała Pribałtyka).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Gnome - właśnie o to mi chodziło. Beck nie alarmował przedwcześnie, sam zapewne zresztą dosyć długo przekonany, że agresja może pójść linią Dunaju (np. u Wańkowicza). Rydz mógł przypuszczać, że ma jeszcze pół roku - rok więcej (tego, że zdąży spokojnie zakończyć plan unowocześnienia armii do 1942 r. zapewne już w tym czasie nie zakładał). Z drugiej strony Beck może zbyt długo nie przypuszczał, że relacja sił armii polskiej i niemieckiej jest już diametralnie inna niż parę lat wcześniej, bo Rydz chronił swojego podwórka. Choć z drugiej strony - artylerzysta konny powinien wiedzieć jaki jest rzeczywisty układ sił.

W sprawie ciekawego litewskiego OT:

Rzeczywiście były to - na stopie pokojowej - trzy dywizje piechoty i brygada kawalerii plus sporo szaulisów. Czyli taki sobie korpus - jak zauważył Mitkiewicz. Ale wyobraź sobie co by było gdyby ten korpus (rozwinięty po mobilizacji do armii) ruszył na początku września na froncie wileńskim. A co gorsza - przepuścił Niemców? Front i tak już był koszmarnie długi.

Internowanych polskich żołnierzy traktowali rzeczywiście przyzwoicie. To było państwo autorytarne, konsekwentnie anty-polskie, ale przecież nie zbrodnicze. Tak też wyglądała ich polityka na Wileńszczyźnie od października 1939 do czerwca 1940. W porównaniu do strefy niemieckiej i radzieckiej to była bajka, ale jednak lituanizacyjno-autorytarna bajka.

Rozwinę tezę o Litwie, która wychodzi z wojny jako kraj demokracji ludowej. Pierwotna wersja paktu Ribbentrop-Mołotow przewidywała wejście Litwy do strefy niemieckiej. Nawet korekta z 28 września pozostawiała skrawek Litwy Niemcom (radzieccy go zajęli, za co później Niemcom zapłacili). Gdyby Litwini ruszyli na Polskę, powstałyby tam garnizony niemieckie, Hitler by nie stracił zainteresowania Litwą i nie "wymienił" jej na Lubelszczyznę. Potem Litwini zmuszeni byliby pomaszerować na wschód, wojnę by przegrali, ale wyszli z niej podobnie jak Węgry czy Rumunia. A jest jasne, że status KDL-u był o niebo lepszy niż republiki radzieckiej. Także rzeczywiście przyzwoitość im się nie opłaciła. Inna sprawa, że to było twarde wyrachowanie (a jeśli Anglia i Francja wygrają?), a nie żadna szczególna życzliwość dla Polski. To tylko niektórzy ówcześni polscy entuzjaści widzieli w wizycie Raštikisa zalążek nowego Grunwaldu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Co do Becka oceniam go niejednoznacznie. Z jednej strony [byly już tematy o sojuszu z Niemcami albo z Rosją] okazywalo by się, że będąc w sojuszu z jednym z mocarstw w teorii likwidujemy jedno zagrożenie, ale po dyskusji okazywalo się, że to nie jest tak prosto. Bylibyśmy zjedzeni pytanie w jakim stylu i kiedy. Z takiej sytuacji mial jedno wyjście musial szukac sojuszników. Mógl ich szukać na Zachodzie - oznacza to tylko tyle, że musial pielęgnować sojusz z Francją i próbować nawiązać go z Wielką Brytanią. To mu się poniekąd udalo, choć realność owych porozumień w kwestii realizacji byla co nieco wątpliwa. Okazalo się to już w '39 r.

Realizacja równej odleglości między Berlinem a Moskwą - też nie byla idealna. Dużym "in minusem" jest to, że próbowal realizować politykę taką jaką prowadzilby Pilsudski a nie taką jaką on by mial prowadzić, w tych konkretnych warunkach. Niestety jego polityka oznaczala bliskie, za bliskie kontakty z N. do początków '39, co odbilo nam się nieco czkawką w kontaktach z Francją.

Popelnil on jeden bląd - stosunki z Czechoslowacją i sprawa Zaolzia. Traktowanie Czechoslowacji jako wroga, oznaczalo po prostu wykorzystanie jej sytuacji do realizacji swoich fobii jeszcze z lat 20-tych. Pozyskanie jej [kosztem schowania swoich pretensji do kieszeni] jako sojusznika by nieźle namieszalo. Zbliżenie z Litwą to ultimatum. Bo ja ci każę...

To czy Beck wiedzial o slabości sil zbrojnych i jak je ocenial - tutaj akurat nie ma zbyt wiele jego winy. Wszelkie informacje powinien uzyskać ze SG, od Rydza. Jeżeli wedle analiz Rydza armia byla silna oznaczalo to, jeśli mimo innych informacji Becka, Rydz nadal ją podtrzymywal, oznacza to, że Rydza należy winić za takie a nie inne oceny. To, że np polityka względem N. mogla wynikać z takich informacji [zwlaszcza od '39 r.] to za nie częściowo ponosi odpowiedzialność Rydz.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Znowu wtrącę trzy grosze...

  FSO napisał:
To mu się poniekąd udalo, choć realność owych porozumień w kwestii realizacji byla co nieco wątpliwa. Okazalo się to już w '39 r.

Tego akurat (skutków porozumienia) nie mógł Beck przewidzieć. Z ówczesnego punktu widzenia i według ówczesnej wiedzy, to porozumienie było najlepszą rzeczą jaką mogliśmy mieć. To akurat duży plus dla Becka.

  FSO napisał:
Popelnil on jeden bląd - stosunki z Czechoslowacją i sprawa Zaolzia. Traktowanie Czechoslowacji jako wroga, oznaczalo po prostu wykorzystanie jej sytuacji do realizacji swoich fobii jeszcze z lat 20-tych. Pozyskanie jej [kosztem schowania swoich pretensji do kieszeni] jako sojusznika by nieźle namieszalo.

Błąd popełnił, ale dopiero w 1938. W sprawie Zaolzia, to akurat my mieliśmy rację, Czesi nas "chamsko" okradli i tyle.

Karygodny błąd popełnił Beck we wrześniu 1938 roku. 21 września Józef Beck wystosował notę do rządu czechosłowackiego, zawierającą żądanie zwrócenia Polsce utraconej w 1919 roku części Śląska Cieszyńskiego. To jeszcze nie był błąd, bo Benesz odpowiedział na nią w zasadzie dzień później, w liście do prezydenta Mościckiego, proponując rektyfikację granicy w zamian za niepopieranie przez Polskę planów Hitlera i współpracę obu krajów, cokolwiek to miało oznaczać. To był IMHO doskonały moment na uregulowanie stosunków z Czechosłowacją, a nawet stworzenie sojuszu, plus odzyskanie części Zaolzia. Dodajmy - ostatni moment. Osamotniona Czechosłowacja, pozostawiona przez Zachód na pastwę losu, nie mogąca liczyć na ZSRR, była skłonna iść na ustępstwa wobec Polski. Niestety, żaden sanacyjny bubek nie pomyślał trzeźwo i 27 września Beck ponowił swoją notę w ostrzejszej formie.

Błąd Becka niewątpliwy, ale też błąd prezydenta. I tego ostatniego chyba największy...

  FSO napisał:
Zbliżenie z Litwą to ultimatum. Bo ja ci każę...

Akurat słusznie, politycy litewscy byli głupsi niż ustawa przewiduje (zresztą do dzisiaj) i nie było innej drogi.

  FSO napisał:
To czy Beck wiedział o słabości sił zbrojnych i jak je oceniał - tutaj akurat nie ma zbyt wiele jego winy. Wszelkie informacje powinien uzyskać ze SG, od Rydza. Jeżeli wedle analiz Rydza armia była silna oznaczało to, jeśli mimo innych informacji Becka, Rydz nadal ją podtrzymywał, oznacza to, że Rydza należy winić za takie a nie inne oceny. To, że np polityka względem N. mogla wynikać z takich informacji [zwlaszcza od '39 r.] to za nie częściowo ponosi odpowiedzialność Rydz.

Słusznie, ale tu sytuacja była nieco skomplikowana. Beck był również zawodowym wojskowym i powinien jako takie pojęcie mieć, tym bardziej, jako członek rządu. Z tego co pamiętam, to cały rząd doskonale wiedział, jaka jest sytuacja armii. Po drugie, też trzeba tych ludzi rozumieć, byliśmy szóstą (lu piątą), lądową armią na świecie, a naszym sojusznikiem były największe mocarstwa - Francja i Wielka Brytania.

Wina Rydza jest bezprzedmiotowa. Oto, jak w sprawie Czechosłowacji tłumaczył się (bzdurnie moim zdaniem) tuż po kampanii wrześniowej:

"W 1938 r. na porozumienie polsko-czeskie było już za późno. Przedtem Polska dążyła do współpracy, a nawet sojuszu z Czechosłowacją, lecz polityka czeska nie chciała zamienić oddalonej Rosji na bliską Polskę i uważała, że Polska z jej "korytarzem" jest bardziej zagrożona przez Niemcy niż Sudety. Czechom brakowało śmiałej decyzji i dalekowzroczności politycznej, brak też było szczerości w stosunku do Polski. To wszystko odbiło się ujemnie na stosunkach polsko-czeskich."

O ile z oceną sytuacji przed rokiem 1938 można się zgodzić, to pisanie, że w 1938 było za późno zakrawa co najmniej albo na głupotę, albo na brak realizmu w ocenie sytuacji. Albo na próbę wybielenia się...

Pozdrawiam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

wiem, że sojusz z F i GB był sojuszem mogącym nam przynieść korzyści, oraz pewną pewność, że nie będziemy sami ale:

1. Polityka Becka z lat 30 tych , czyli pewne zbliżenie z Niemcami, kosztem ochłodzenia relacji z F zwłaszcza zaowocowało, moim zdaniem średnią wartością owego sojuszu.

2. Problemem w '39 r. byla wiara Becka w słowo Chamberlaina i bodajże Daladiera którzy gwarantowali nam pomoc, choć kilka miesięcy wcześniej nie mieli "problemu" z oddaniem AH Czechosłowacji w dwóch daniach...

Poza tym jest jeden problem - wiedza Becka, o tym, że potęga wojska polskiego to "pic na wodę , fotomontaż" nie mogła być ujawniona w czasie kontaktów oficjalnych i nieoficjalnych, zwłaszcza, że jak podejrzewam oficjalne dane odpowiedni attache mieli przekazywane bezpośrednio od Rydza. Tu rodziłby się problem komu ufać.

Pisałem o kiepskiej wartości stosunków z Litwą. Zbliżenie pod groźbą kary [bo tak należy traktować ultimatum], to żadne zbliżenie. Fakt, że politycy litewscy nie myśleli realnie [tylko ... czy oni myśleli], nie ulatwiał sprawy Beckowi.

Czechosłowacja to nieco inne położnie: My zachowujemy się gorzej jak Litwini względem nas. Nie ma co komentować, tylko spuścić zasłonę milczenia nad wyjaśnieniami polskich polityków sanacyjnych. wina Becka i in. jest tutaj conajmniej jednoznaczna.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
  FSO napisał:
1. Polityka Becka z lat 30 tych , czyli pewne zbliżenie z Niemcami, kosztem ochłodzenia relacji z F zwłaszcza zaowocowało, moim zdaniem średnią wartością owego sojuszu.

Tu akurat Becka bym bronił. Primo, Francuzi sami pokazali na co ich stać nie reagując na łamanie postanowień Traktatu Wersalskiego przez Niemcy (powszechna służba wojskowa, zbrojenia, remilitaryzacja Nadrenii, itd.). Secundo, to Niemcy rozpoczęli swoisty kontredans wokół Polski, im szczególnie zależało na jak najlepszych stosunkach z Polską w tym okresie, z oczywistych względów politycznych (wcale nie z miłości do nas). Tak więc Beck prawdę mówiąc nie miał zbyt dużego wyboru. Jego polityka zbliżenia z Niemcami miała właśnie wywołać reakcję Francuzów, niestety, wywołała za późno. O to się rozchodziło.

Pozdrawiam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

gdyby tak w polityce wszyscy podejmowali decyzje najbardziej racjonalne w momencie ich podjęcia, a nie te które wymagają najmniej kosztów to byłoby dobrze ale właśnie... Francuzi uważali, że im bardziej i im dłużej będą poić niemieckiego smoka owieczkami z innych stad, tym łątwiej się naje i na nich nie spojrzy. W tej sytuacji polityka nie była taka tragiczna. Jednakże uważam, że koniec tak bliskich stosunków powinien nastąpić w 1937 r. a najdalej po Anschlussie... Może by zmieniło to coś w podejściu Francji do kwestii niemieckiej, a to byłą też i nasza racja stanu.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak FSO, nic dodać, nic ująć.

Ja w sumie współczuję Beckowi, był w pewnym sensie postacią tragiczną, sytuację miał nielekką, delikatnie rzecz ujmując. Po pierwsze, miedzy młotem, a kowadłem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że każdy z dwóch naszych, największych sąsiadów, życzy nam jak najgorzej (eufemizm). Konflikt jest więc kwestią czasu. Pozostawała tylko i wyłącznie polityka równowagi, którą Beck realizował do 1938 roku nad wyraz poprawnie (moim zdaniem oczywiście). Sytuacja jak bicie głową w mur...

Po drugie, faktycznie, realnie dobrym rozwiązaniem jest sojusz z Czechosłowacją. Tu trudno mówić o błędach Becka do września 1938, bo niechęć i rozdźwięk pomiędzy obydwoma krajami był wzajemny, porozumienie było niezwykle trudne. W obu krajach, w mniejszym czy większym stopniu musiano liczyć się z opinią publiczną. Błędem natomiast było zachowanie opisane przeze mnie w poście nr 57. IMHO zaprzepaszczono pierwszą, dobrą i jedyną szansę na porozumienie obu krajów. Jeśli Benesz sam proponował rozmowy nt. granic, to czegóż chcieć więcej? Bardzo wątpię w to, czy Hitler zdecydowałby się na napaść obu krajów w 1938 roku. Nie wydaje mi się też, żeby nadwyrężyło to na dłuższą metę stosunki na linii Polska-Czechosłowacja a Francja-Wielka Brytania. Pytanie tylko, jaką decyzyjność miał tu Beck i na ile działał samodzielnie? Ciekawi mnie po prostu, kto podejmował wtedy i jakie decyzje. Może ktoś z kolegów wie coś na ten temat?

Po trzecie, dalsza działalność Becka, po Monachium, była już tylko konsekwencją wcześniejszych zdarzeń (w tym, własnych błędów), reżyserowanych jednak przez wielkich tego świata, nie przez Polskę. Chyba byliśmy bardziej "przedmiotem" polityki międzynarodowej, niż "podmiotem". Na dodatek, znowu można postawić pytanie, na ile samodzielną politykę realizował Beck (w sensie, niezależnie od reszty rządu czy prezydenta, NW)?

Pozdrawiam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Beck nie realizowal samodzielnie polityki. To jedno. Problemem byl fakt, że wszyscy, albo większość w rządzie mających coś do powiedzenia byli wojskowymi. Każdy z nich byl związany nie z rządem a swoją frakcją w obozie sanacyjny. W takim wypadku polityka nie zależy od premiera, lub prezydenta ale od wypadkowej sily każdego obozów. To sytuacja w stylu zlapal Kozak Tatarzyna. Poza tym każda ważna decyzja to utarczki, to problemy wyjasnianie. Podejrzewam, że owa polityka Becka byla do '39 taka bo nie bylo wyraźnej zgody jak zmienić, a jeśli już byla to w jakim kierunku.

Co ciekawe, Grazyński, także mial swoją wlasną politykę zagraniczną, nie wielką a malą. I to peany na jego część wyśpiewują konsulowie z Opola czy Wroclawia. Dla wladz niemieckich także on byl równoważnym partnerem w polityce, niemal takim samym jak Beck. To on mógl uniemożliwić pracę konsulatów niemieckich, nie Beck...

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Woj   
  FSO napisał:
Beck nie realizowal samodzielnie polityki.

A niby kto to robił za niego? ;)

  FSO napisał:
Problemem byl fakt, że wszyscy, albo większość w rządzie mających coś do powiedzenia byli wojskowymi. Każdy z nich byl związany nie z rządem a swoją frakcją w obozie sanacyjny. W takim wypadku polityka nie zależy od premiera, lub prezydenta ale od wypadkowej sily każdego obozów.

Z tymi wojskowymi to trochę przesadziłeś. A sprawa frakcji została załatwiona pozornie prosto i skutecznie - każdy dostał "kawałek" władzy. Jak napisał pewien dobrze w sprawach rozeznany obserwator dyktatora zastąpili dyktatorzy. Zaś Beck był właśnie dyktatorem od polityki zagranicznej. :lol:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

polityka zagraniczna jako calość powinna być spójna, mieć swój koniec, początek, środek - prowadzić do jakiegoś celu. Jeżeli w rządzie są trzy frakcje, nie ważne jakie, a nad nimi nie ma kogoś najważniejszego to żaden minister nie prowadzi samodzielnej polityki zagranicznej mając przed sobą jakiś cel w jakiejś perspektywie czasowej. Jego polityka jest tu i teraz.

Czasem bywa tak, ze w wyniku braku zgody na idące zmiany, albo stwierdzenia "robimy slupki poparcia", polityka zagraniczna jest kontynuowana taka jaka byla. Czemu? - bo przynosi najmniej waśni i klótni. Becka też nie popierali wszyscy jak leci, też mial swoich wrogów jak i przyjaciól. Od ich sily i chwilowego ukladu zależalo co aktualnie czyni.

W pewnym momencie po prostu obudzil się z "ręką w nocniku" a spory znikly o pótora roku za późno kiedy zostala mu już tylko "mowa sejmowa", mówiąca o honorze, w momencie kiedy go stracil, w okolicach Monachium.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Woj   
  FSO napisał:
polityka zagraniczna jako calość powinna być spójna, mieć swój koniec, początek, środek - prowadzić do jakiegoś celu. Jeżeli w rządzie są trzy frakcje, nie ważne jakie, a nad nimi nie ma kogoś najważniejszego to żaden minister nie prowadzi samodzielnej polityki zagranicznej mając przed sobą jakiś cel w jakiejś perspektywie czasowej. Jego polityka jest tu i teraz.

Po pierwsze - dwie frakcje, jeśli już. A przynajmniej tak to się zwykle przedstawia. Po drugie - bardzo Cię przepraszam, ale nie pojmuję logicznego związku trzech frakcji i samodzielnej polityki zagranicznej. Żadna z frakcji (ani tez żaden z ośrodków władzy: czy to "zamek" czy to GISZ) Becka nie kontrolowała - w tym sęk. A fraza o początku, środku i końcu polityki zagranicznej - znów Cię przepraszam - nic nie znaczy. I co wiecej znów brzmi mało logicznie - albowiem politka zagraniczna stanowi pewne continuum - a kończy się w najlepszym/najgorszym razie (a i to nie zawsze) wraz z końcem państwa.

  FSO napisał:
Czemu? - bo przynosi najmniej waśni i klótni. Becka też nie popierali wszyscy jak leci, też mial swoich wrogów jak i przyjaciól. Od ich sily i chwilowego ukladu zależalo co aktualnie czyni.

Jeśli chodzi Ci o politykę wewnętrzną, to znów się mylisz. Beck po prostu zdaniem wrogów czy przyjaciół nadmiernie się nie przejmował. W swoim własnym mniemaniu kontynuował polityke Komendanta. Jakiż więc inny autorytet mógłby uznawać? ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   

Cóż trudno nie zgodzić się z Wojem, Beck był sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem , on stał niejako ponad tymi podziałami, i nawet ci którzy nie darzyli go sympatią (oczywiście mowa o obozie rządowym) nie podważali jego pozycji w polityce zagranicznej, ostatecznie powszechnym było przekonanie, że on jeden wie jakie były wytyczne Piłsudskiego względem tej polityki.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.