Jump to content
  • Announcements

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Jarpen Zigrin

Najlepszy pancernik II wś

Recommended Posts

Maciej   

To nie pomyłka. Hood w momencie wejścia do służby był najlepiej opancerzonym pancernikiem świata. Można dyskutować czy burty nie miału lepiej zabezpieczone okręty niemieckie ( zależy od pocisku ), ale pancerz pokładowy miał w momencie wejścia do służby bezwzględnie najsilniejszy na świecie. To nie pomyłka.

Była to zresztą opinia samych amerykanów, którzy mieli okazję plany Hooda pooglądać.

Hood miał licząc od góry:

2 cale, ( dokładniej 50 lbs + 30 lbs ) czyli jakieś 50 mm

pokład niżej: 0,75 - 1" ( dokładniej 30 do 40 lbs ) czyli jakieś 20-25 mm

pokład niżej: 2 cale ( dokładniej 50+30 lbs ) czyli jakieś 50 mm

Razem masz w zależności od miejsca od 3,5 do 5 cali stali na pokładach, zależy od miejsca.

Przy czym, co istotne, już najwyższa warstwa na samej górze była wystarczająca by spowodować znaczące spowolnienie pocisku i aktywację zapalnika.

Warstwy średnia i dolna były dodatkowo chronione pancerzem burtowym grubości 5 lub 7 cali ( zależy od miejsca ) przy czym ten pancerz jeszcze do tego spoczywał na 1,5 calu stali konstrukcyjnej.

Pocisk musiał się wcześniej aktywować po uderzeniu w te płyty. Przy realiach roku 1919 tylko Brytyjczycy ( wkrótce po nich Japończycy na brytyjskiej licencji ) mieli pocisku które mogły sprostać temu pancerzowi.

Powiedzmy, że jeszcze pociski niemieckie, ale te okręty były raczej mało aktywne w tym czasie.

Amerykanie ze swoimi pociskami z miękkimi czepcami, pękającymi przy trafieniu w grubszy pancerz przy kącie trafienia już rzędu 15-20 stopni ( liczonej do prostej prostopadłej ) nic mu nie mogli zrobić. Znaczy uszkodzić tak, ale nie sforsować głównej ochrony pancernej. No może jakimś pociskiem nurkującym, jakby się udało.

Hood wszedł do służby w 1919 roku.

W tym czasie z jednostek amerykańskich najnowsze w służbie były New Mexico. Tennessee i Colorado to czasy późniejsze, o czym potem.

New Mexico miał na pokładzie:

3,5” pokład pancerny ( dokładniej 70+70 lbs ) czyli jakieś 88 mm

1,25” pokład przeciwodłamkowy poniżej ( dokładniej 50 lbs ) czyli jakieś 31 mm

Przy czym, co istotne pancerz 3,5” umieszczony na samej górze nie był chroniony żadnym ekranem. Wrogie pociski trafiały go bezpośrednio bez żadnej spowolnienia czy aktywacji wcześniej Powyżej były tylko cienkie pokłady, nawet nie przenoszące naprężeń.

Wrogi pocisk aktywował się/gubił czepiec dopiero po przebiciu tego pancerza. Doświadczenie uczyło, że ze względu na odległości mia spore szanse przebić się przez 1,25” pokład przeciwodłamkowy.

Jak porównać to ze starszymi pancernikami brytyjskimi, to wygląda interesująco.

Revenge od góry:

1 cal ( 25 mm )

1,5 cala ( 38 mm )

2 cale ( 50 mm)

Przy czym ten 1,5 cala może być trafiony pociskiem niespowolnionym wcześniej

U Niemców też interesująco.

Taki Bayern od góry

20-30 mm

20 mm

30 mm

Jak widać, opancerzenie pokładów jednostek niemieckich jeszcze słabsze niż brytyjskich.

Oczywiście to nie takie proste, bo niemieckie pancerniki miały grubsze burty, co przy pojedynkach artyleryjskich miało znaczenie dla odporności pokładów ( wiem pokrętnie brzmi, ale to prawda )

Problem z Hoodem polegał na tym, że przez okres międzywojenny nie przeszedł żadnej modernizacji, która poprawiałaby mu opancerzenie pokładów. Pancerniki amerykańskie przeszły ( z wyjątkiem typów Tennesee i Colorado – te już w czasie wojny ). Japońskie też modernizowano i pokłady poprawiano.

Edited by Maciej

Share this post


Link to post
Share on other sites
Maciej   

Książkę czytałem dość dawno, ale zdaje się, że jedynym uzasadnieniem było to, że Hood w efekcie tej szarży zatonął.

Widać czysty hindsight, a co gorsza wcale nie wiadomo, czy bez tej szarży byłoby lepiej.

Jakiś czas temu na innym forum wspominałem o tym, że ocena postępowania osób zwykle jest bardzo niesprawiedliwa.

Przykład podał kto inny - powiedzmy, że wieziesz w samochodzie gościa, który dostał zawału. Przekraczasz prędkość, przejeżdżasz na czerwonym itd.

Dojeżdżasz na czas do szpitala i ratujesz mu życie. Jesteś bohaterem

Innym razem jedziesz identycznie. Ale zza krzaka wychodzi matka z dzieckiem w wózku i włazi ci prosto pod koła. Zabijasz obydwoje, bo nie zdążyłeś wyhamować, ani wyminąć. Co gorsza samochód wpada w poślizg i uderza w nadjeżdżający z naprzeciwka mały samochód. Giną kolejne dwie osoby z tego samochodu.

Gość którego wieziesz i tak umiera na serce.

Zostajesz oceniony jako kompletny idiota który nikogo nie uratował a jeszcze dodatkowo zabił 4 osoby kompletnie bez sensu.

W obydwu sytuacjach postępowałeś identycznie, a różnica w ocenie kompletnie nie zależała od ciebie.

Brytyjczycy zachowywali się racjonalnie w pościgu za Bismarckiem. Holland też.

Najpierw ustawiał się tak, żeby to on miał tą swoją "kreskę nad T", ale po drodze w nocy krążowniki zgubiły Niemców. Holland miał do wyboru - iść poprzednim kursem i jeśli Niemcy by nie zmienili kursu ani prędkości mieć przewagę taktyczną na starcie. Ale jeśli by zmienili kurs, to mogliby się wymknąć niezauważeni.

Albo ściąć podejście i znaleźć się na pozycji, której Niemcy nie mogli ominąć i do spotkania musiało dojść, ale będąc w niekorzystnej sytuacji taktycznej.

Ważniejsze było nie przepuszczenie Niemców na Atlantyk niż taka czy inna przewaga taktyczna. Wybrał więc rozsądnie.

Skrócenie dystansu też było rozsądne. Prawdopodobieństwo tego co zaszło było minimalne. Zawsze jest jakieś ryzyko, w końcu to wojna, ale było niewielkie. Zresztą potwierdzone działaniami wojennymi - przypominam, to jedyny taki przypadek w Royal Navy całej wojnie i dotyczy brytyjskich okrętów wszystkich klas!

Ale zaszło.

A teraz wyobraźmy sobie co innego - znów okoliczności niezależne od Hollanda.

Wiemy, że Hood strzelał dobrze. Załoga Prinz Eugena byłą przekonana, że następna salwa ich trafi. Następnej salwy nie było.

Wiemy, że tuż przed wybuchem Hood zaczął zwrot w celu umożliwienia strzelania wszystkimi działami.

Więc tak - niemiecka slawa ta co spowodowała wybuch trafia, ale bez tragicznych konsekwencji. Tylko jakieś tam uszkodzenia.

Kolejna salwa z Hooda trafia w Prinz Eugena, tak jak się Niemcy spodziewają. Wybucha w środku kotłowni, czy maszynowni, jak kto woli. Kasuje 2/3, niech będzie nawet 1/3 napędu. Krążownik zwalnia do 20 węzłow ( czy ilu tam ) potem go wykańszają Norfolk i Suffolk.

Hood zaraz po tej salwie zmienia ogień na Bismarcka ( jeszcze zanim salwa trafi, po prostu orientuje się w pomyłce i zmienia cel, a salwa trafia, no bo trafia ).

Jak wiemy mniej więcej w tym czasie Price of Wales zaczął trafiać.

Hood wstrzeliwuje się w Bismarcka, PoW kontynuuje trafianie. Wkrótce obydwa brytyjskie okręty trafiają raz za razem. Jeden z pierwszych pocisków z Hooda ( czy kolejny z Bismarcka ) trafia w dziobowe stanowisko dowodzenia ( jak trzy dni później ).

Po godzinie czy dwóch wymiany ognia Hood jest bardzo ciężko uszkodzony, PoW lżej. Bismarck jest wrakiem. Dobijają go niszczyciele, które akurat nadciągają na pole walki.

Wszystko jak najbardziej realne - kwestia wojennego szczęścia, czy jak kto woli przypadku.

Czyżby wtedy manewry Hollanda, robione identycznie jak historycznie, nie były traktowane jak super strategia/taktyka?

Share this post


Link to post
Share on other sites
gregski   

Jeżeli zarzuty dotyczą opancerzenia pokładu "Hood'a" to właśnie skrócenie dystansu było rozsądnym zachowaniem.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Maciej   

Owszem. Dołączam rysunek. Przekrój Hooda na bazie tego co Amerykanie narysowali na przełomie 1918/1919 roku na bazie planów otrzymanych od Brytyjczyków.

Bismarck miał dość wyżyłowane działa. Przy odległości z której Hood zaluczył trafienie, kąt padania mieścił się w zakresie 10-15 stopni. Dokładnie ile nie dowiemy się, bo nie wiemy do końca jaka była odległość na jaką strzelał Bismack ( dziennik nie ocalał ) i nie wiemy ile pocisków wcześniej wystrzelono zanim oddano salwę do Hooda, więc nie można dać poprawki na zmniejszenie prędkości wylotowej pocisków.

Ale te ułamki stopnia niewiele wnoszą.

Jak widać, jeśli pocisk miał dotrzeć w rejon magazynów amunicji musiał wcześniej uderzyć w pancerz burtowy. Sprawa nie jest tak super prosta, bo Hood nie był idealnie burtą do przeciwnika, lecz się ostro zbliżał, więc realna odległość jaką musiał przebyć pocisk zanim eksplodował w komorach była większa.

Jeśli miałby padać przez pokłady, to wcześniej by wybuchł zanim by dotarł odpowiednio głęboko ( zresztą świadkowie potwierdzają że trafienie było gdzieś w burtę )

Jakby nie patrzeć trafienie żeby mieć szansę na sukces musiało przebijać się przez pacnerz burtowy najpierw ( to samo dotyczy wszystich pancerników I Wojennych z wyjątkiem amerykańśkich "standardów" ), a pancerz pokładowy miał wychwytywać uszkodzony pocisk.

Przy realnych czasach działania zapalnika niemieckich pocisków, o ile nie nastąpiła nadzwyczaj długa zwłoka, to prawdopodobne wydaje się trafienie gdzieś w okolicach łączenia pancerza 7 z 12 calowym, przejście przez skos ( akurat sprzyjający kąt ) i wybuch w środku.

Albo bardzo płytkie nurkowanie, ominięcie pancerza burtowego pod spodem i bum w środku.

Zresztą analizowali to lepsi ode mnie.

Jeżeli zarzuty dotyczą opancerzenia pokładu "Hood'a" to właśnie skrócenie dystansu było rozsądnym zachowaniem.

Pewnie, tyle, że to nie był jedyny problem Hooda.

W realiach I Wojny Światowej miał pancerz nie do przejścia dla jakiegokolwiek przeciwnika.

Ówczesne pociski nie radziły sobie przy trafieniu w pancerz pod kątem większym niż 20 stopni.

Ukosowanie pod kątem 12 stopni na Hoodzie + kąt padania wynikający z balistyki, powodował, że pociski musiały uderzyć pod kątem 20+ stopni.

Wszyscy z wyjątkiem Niemców nie mieli pocisków które realnie mogłyby przebić choćby te 5 cali pancerza górnego.

Znaczy dziurę w tym 5, a nawet 7 calach, tyle że podczas tego wybijania dziury, pocisk się rozpadał na kawałi. Okręt byłby uszkodzony, ale do niczego naprawdę ważnego pocisk nie miał szansy dość.

Niemcy mieli pociski co by mogły przebić to i wybuchnąć w środku, tyle że wymagały dużej prędkości uderzenia. W praktyce dobrze poniżej jakiś 10 km odległości.

Tyle, że Hood wszedł do służby tuż po wojnie.

Pod koniec wojny Brytyjczycy wprowadzili nowe pociski, które dystansowały resztę świata jeśli chodzi o zdolność penetracji pancerza przy skośnym trafieniu w cel. Przy użyciu tych pocisków, okazało się, że opancerzenie Hooda ma sporo słabych punktów, czy może lepiej "obszarów" przez które można się dostać do witaliów okrętu. Dlatego bliźniacy Hooda mieli być istotnie zmodyfikowani, a potem ich anulowano, bo lepiej było zaprojektować coś nowego, co zaowocowało G3 i N3

Wkrótce potem takie pociski dostali Japończycy i Włosi ( na licencji ). Amerykanie unieśli się dumą i nie chcieli brytolskich pocisków, w efekcie do końca lat 30-tych zostali z badziewiem. W sumie to z perspektywy czasu nawet nie było to takie złe, bo przecież wtedy wojny nie prowadzili, a udało się zaoszczędzić parę dolców.

I tu dochodzimy do drugiej połowy lat 30-tych.

Niemcy już w czasie I Wojny mieli pociski które mogły być dla Hooda groźne, choć wymagały duuużo szczęścia by być naprawdę groźne.

Tyle że w okresie międzywojennym wiele się zmieniło. Wbrew temu co twierdzi Nathan Okun, niemieckie pociski przeciwpancerne w II Wojnie znacząco różniły się od I Wojnnych. Miały inny materiał, inny czepiec penetracyjny inne mocowanie tego czepca, inną obróbkę cieplną, inny czepiec balistyczny inny zapalnik, nawet inną proporcję masy do kalibru. Jedyne co miały takie samo, to rodzaj materiału wybuchowego w środku. Konsekwentnie Niemcy stosowali TNT

Jakby tego było mało, nowy 38 cm pocisk nie dość, że cięższy niż stary, to jeszcze do tego wyrzucany z większą prędkością wylotową, do tego bardziej opływowy, wolniej wytracał prędkość, a więc miał ją większą w momencie uderzenia ( a do tego padał bardziej płasko )

Wszystkie te zmiany powodowały zwiększenie zdolności penetracji pancerza przez pociski.

W tej odległości co był Hood, według niektórych wzorów, nawet przebicie przez pancerz burtowy 305 mm i wejście do komór było możliwe.

Oczywiście na ile te wzory są dokładne to trudno powiedzieć. Warto pamiętać, że różne pancerze dawały różną odporność w zależności od tego jakim pociskiem się je potraktowało. Prób z uderzeń niemieckim II Wojennym pociskiem w pancerz produkowany w czasach budowy Hooda nie robiono, więc wszelkie wyliczenia muszą być brane z dużą dozą sceptycyzmu.

Share this post


Link to post
Share on other sites
euklides   

Umotywował to jakoś?

Trochę to wszystko sie pogmatwało. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem te wszystkie ciekawostki techniczne tylko że się w tym wszystkim pogubiłem. Pamiętam że kiedyś kiedyś Bitwa Islandzka mocno mnie interesowała. I przypomniałem sobie że zupełnie inaczej to wszystko widzę, Przede wszystkim w bitwie morskiej istnieje jeszcze jeden czynnik o którym nikt tu nie wspomniał. Oprócz artylerii i pancerza w bitwach morskich ogromną rolę gra jeszcze ocena odległości.

Przebieg tej bitwy oczywiście upraszczam by nie pisać za dużo: Ale wedlug mnie był taki:

Wszędzie pisze że słabą stroną Hooda był jego pancerz pokładowy. To dlatego admirał brytyjski poszedl na zbliżenie, wolal nadstawiać przeciwnikowi burtę niż pokład. Zresztą w poprzednich postach o tym ktoś pisze. To zmusiło go do pewnych dość skomplikowanych manewrów w wyniku których Hood pokazał Bismarckowi burtę. W 1941 roku ocena odleglości bazowała na przyrządach optycznych. O ile się nie mylę to podstawą takich pomiarów jest informacja o wymiarach przedmiotu do którego odległość się mierzy. Kiedy Hood ustawił się burtą do Bismarka to Niemcy od razu go rozpoznali, zatem znali wszystkie jego wymiary z dokładnością co najmniej do metra i na tej podstawie mogli ustalić bardzo dokladnie odleglość. Dalej to już wszystko przebiegło po szkolnemu. Jedna salwa, druga, trzecia i Buch!!!.

Oczywiście u podstaw wszystkiego stała wyższość techniczna Bismarcka. Admirał angielski zdawał sobie z tego sprawę, chciał to nadrobić kunsztownymi manewrami i przekombinował. Prawdopodobnie gdyby Bismarck z Hoodem zamienili się miejscami i gdyby to Bismarck tak manewrował to mimo jego wyższści też by nie wygrał.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Maciej   

Przebieg starcia był nieco inny.

Niemcy otworzyli ogień w czasie gdy trwało ostre zbliżanie i Hood ciągle strzelał tylko z dziobowych wież.

Owszem nie było to zbliżenie "dokładnie dziobem", ale też nie całkiem burtą. Tovey 3 dni później skracał dystans najszybciej jak się da, nawet ostrzej niż wcześniej Holland na Hoodzie.

Technika w tym przypadku była decydująca.

Holland niczego nie przekombinowywał. Robił to co nakazywały brytyjskie "battle orders" ( lepszym określeniem byłoby "zalecały" )

Brytyjczycy w tym czasie preferowali walki na małych kilkunastu kilometrach. Jeśli tego wymagała sytuacja, to należało dystans skrócić możliwie szybko.

Jeśli dystans zmienia się bardzo gwałtownie to trudniej jest uzyskać trafienie, niż jak się jest ustawionym równolegle do przeciwnika.

Stare systemy kierowania ogniem średnio sobie z tym radziły. Nowe nie miały problemu. Bismarck miał nowy, dość silnie bazujący na brytyjskich rozwiązaniach z końca I Wojny Światowej - pod względem bardziej koncepcji niż dokładnych rozwiązań technicznych.

W efekcie się Bismarckowi udało trafić trzecią salwą, następnie piątą.

Sekwencja byłą "za długo", "za krótko", "w celu", potem nie pomnę jak, ale pudło i piąta salwa "w celu" i bum

Prince of Wales który poszedł do walki nawet bez przeprowadzanie wszystkich prób miał system kierowania ogniem podobnej klasy co Bismarck ( Niemcy będą twierdzili, że oczywiście gorszy, Friedman twierdzi że lepszy ) uzyskał taką sekwencję

"za długo", "za długo", "w celu", "za krótko", "w celu"

Jak widać dokładnie tymi samymi salwami trafiał. Tyle, że te trafienia były mniej groźne

Hood ze starszą wersją SKO, nie wyliczającą kursu celu, nie uzyskał żadnego trafienia, choć otworzył ogień jako pierwszy....

Trzymanie Hooda daleko niewiele mogło zmienić. Chyba, żeby Niemcy skupili się na PoW, to wtedy może by i dało.

Ale Niemcy mieli założone, że najpierw strzelają do większego celu. Hood był większy. I Niemcy wiedzieli, że gorzej opancerzony.

Wnioski oczywiste. Tyle, żę mieli jeszcze dodatkowo dużo szczęścia.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Tomasz N   

Jeśli dystans zmienia się bardzo gwałtownie to trudniej jest uzyskać trafienie, niż jak się jest ustawionym równolegle do przeciwnika.

Tu bym polemizował. Rozrzut pocisków "pod długości" jest większy niż "po szerokości" dla strzelania stromotorowego.

Edited by Tomasz N

Share this post


Link to post
Share on other sites
Maciej   

Tu nie chodziło o wzajemne położenie – czy cel jest do ciebie dziobem czy burtą, lecz o zmianę odległości.

Gdyby Bismarck powiedzmy uciekał z prędkością 28w a Hood go gonił z prędkością 28 węzłów i byłoby tak że są ustawieni do siebie dziobem/rufą to zgoda. Wtedy nawet ilość trafień mogłaby być większa niż burta/burta, choć też niekoniecznie.

Duża zmiana odległości w czasie była problematyczna.

Otóż niezmiernie rzadko się zdarzało, żeby pomiary odległości i wyliczenia prędkości były tak dokładne żeby pierwszą salwą uzyskać nakrycie celu. W efekcie strzelałeś, patrzyłeś na upadek pocisków. Jak wyszły powiedzmy 500 metrów za krótko, to następna salwa 500 metrów dłuższa i tak do skutku, aż się ma nakrycie.

Jak odległość do celu nie zmienia się w czasie, to po iluś tam poprawkach musisz mieć nakrycie, cudów nie ma ( chyba, że artylerzyści pokpią sprawę ).

W praktyce w II Wojnie już tak nie strzelano, tylko walono od razu kilka salw na różne odległości żeby szybciej znaleźć cel, ale chodziło o to samo, tyle że z nieco inną procedurą. Niemniej zasada ta sama – ileś salw nie trafia, więc nakładasz poprawki do skutku. Jak były za krótkie to wydłużasz itd.

To dokładamy kolejną zmienną. Zmiana odległości. Strzelasz nie w przeciwnika, tylko w miejsce w którym będzie przeciwnik w momencie kiedy tam dolecą pociski. Czas lotu pocisków koło minuty.

Hood zbliżał się do Bismarcka z prędkością jakieś 700 metrów/minutę ( mniej więcej, z pamięci piszę, mniejsza o dokładną wartość ).

Powiedzmy, że strzelasz salwę, która jest powiedzmy 500 metrów za krótka. To następną byś strzelił o te 500 metrów dalej. Ale przecież przeciwnik skraca dystans! Jeśli kolejna jest minutę później, to powinieneś strzelić następną nie 500 metrów dalej, tylko 200 metrów bliżej żeby trafić! Mimo, że strzelałeś „za krótko” to kolejna musi być jeszcze „krótsza”. Albo bez zmian, zależy jak tam wynika z wyliczeń.

Ale nie ma lekko. Przecież czas lotu pocisków zależy od odległości. Jak się zmienia odległość, to czas lotu pocisków też. To się przecież przekłada na poprawkę jaką trzeba nałożyć przy strzelaniu. Czas jaki minął od poprzedniej salwy też.

Jest to zupełnie poza możliwościami obliczeniowymi normalnego człowieka. Te sprawy przelicza system kierowania ogniem. Oficer dowodzący podaje tylko „400 bliżej” czy „500 dalej” i nic więcej go nie obchodzi. Te „400 bliżej” oznacza, że kolejna salwa ma być na 400 metrów mniejszą odległość po uwzględnieniu wszystkich poprawek na kursy i prędkości, które wyliczył SKO.

Jeśli SKO sobie z tym nie radzi to masz problem.

A przecież przy strzelaniu nakłada się nie tylko poprawki na odległość, ale i kierunek!

Share this post


Link to post
Share on other sites
Maciej   

Dobra, będzie długo i nudno.

Systemy kierowania ogniem można podzielić z grubsza na dwie kategorie – analityczne i syntetyczne.

Analityczne bazują na bieżących obserwacjach odległości, kierunku oraz szybkości zmiany odległości i kierunku. Na podstawie nich wyliczają gdzie tam będzie przeciwnik za określony czas i na bazie tego wyliczają nastawy dla dział.

Syntetyczne starają się na bazie obserwacji wyliczyć kurs i prędkość przeciwnika, na podstawie tych wyliczonych wartości określają gdzie przeciwnik będzie miał być, jak obserwacje nie zgadzają się z wyliczeniami, to wprowadza się poprawki do wyliczeń aż się wyliczenia zejdą z obserwacjami. Wtedy się uznaje, że kurs i prędkość przeciwnika są wyliczone poprawnie i na podstawie tego liczy się nastawy dla dział.

Podejście analityczne jest dużo prostsze do realizacji. Nie wymaga jakiś super skomplikowanych obliczeń. W zasadzie nie obchodzi nas prędkość własna, ani kurs własny. Interesuje nas tylko jaka jest odległość do przeciwnika i jak szybko się ona zmienia. Na potrzeby SKO przyjmuje się, że te zmiany odległości są stałe w czasie. W przypadku pojedynczych salw jest to wystarczająco dokładne przybliżenie, żeby uzyskać nakrycie. Ale te zmiany praktycznie nigdy nie są stałe w czasie, więc ciągle do systemu trzeba wprowadzać poprawki z bieżących obserwacji, a jak na chwilę stracisz cel z oczu to w zasadzie od razu możesz przestać strzelać, bo szansa na trafienie żadna, nawet jeśli cel nie manewruje.

Taka dygresja – dlaczego zmiany odległości nie są stałe w czasie.

Przyjmijmy bardzo prosty przypadek. Dwie jednostki idą kursami idealnie równoległymi. Są ustawione „burta w burtę” w odległości powiedzmy 5 km od siebie. My idziemy z prędkością 20 węzłów, cel z prędkością 30 węzłów, czyli ma nad nami 10 węzłów przewagi prędkości.

Jak jest dokładnie z boku od nas, to odległość w zasadzie się nie zmienia. W każdym razie tak mało, że nie ma specjalnego znaczenia. Ale bardzo szybko zmienia się kierunek. Jeśli zmianę kierunku będziemy określać w węzłach na nie w stopniach na sekundę ( z różnych względów jest to bardzo praktyczne ), to w zasadzie te 10 węzłów będzie szło w zmianę kierunku, a zmiana odległości będzie wręcz niemierzalna.

Nasze prędkości nie zmieniają się. Po jakimś czasie cel jest 50 km przed nami i te 5 km w bok. W tym momencie kierunek już w zasadzie się nie zmienia. W każdym razie tak mało, że jest to niemierzalne. Ale gwałtownie wzrasta odległość. Niemal pełne 10 w idzie w zmianę odległości.

Czyli – mamy dwa równoległe kursy, prędkości identyczne a szybkość zmiany odległości zmienia się w czasie!

Przy strzelaniu przy pomocy systemu analitycznego, zakładamy, że szybkość zmiany odległości nie zmienia się w czasie. Po prostu jest to uproszczenie obliczeń. Jeśli nie nałożymy odpowiednich poprawek z obserwacji, to nie mamy szans na systematyczne trafianie w cel.

A przecież w rzeczywistości niezmiernie rzadko idziemy kursami równoległymi. W przypadku ogólnym te zmiany są jeszcze bardziej skomplikowane.

W przypadku systemu syntetycznego sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Na podstawie obserwacji wyliczamy kurs i prędkość celu. Jeśli wyliczenia zgodzą się z obserwacjami, to wiemy z jaką prędkością i jakim kursem idzie cel. Jeśli się wstrzelamy w cel, to nie potrzebujemy żadnych dodatkowych poprawek. SKO samo wyliczy parametry. Nawet jeśli zgubimy z oczu przeciwnika, ale ten nie zmieni kursu czy prędkości to kolejne pociski będą go trafiać, bo są wyliczone na podstawie rzeczywistych danych.

Hood miał system analityczny – najwyższy poziom tego systemu, zresztą jako jedyny przedstawiciel miał tablicę Dreyera MkV

Bismarck miał system syntetyczny. W pewnym stopniu bazujący na rozwiązaniach Pollena z I Wojny Światowej.

Skoro syntetyczny taki fajoski, to czemu używano innych.

Proste – ograniczenia technologiczne.

Żeby zbudować system analityczny nie potrzeba zbyt wiele danych. W zasadzie tylko odległość i jej zmiany. Tyle.

W przypadku syntetycznego, na bazie obserwacji wyliczasz rzeczywisty kurs przeciwnika ( czasem próbowano względny, ale dawało to mierne rezultaty ).

I tu jest problem. Musisz mieć dokładne odczyty odległości i kierunku. Zwłaszcza kierunek jest istotny. Jeśli kierunek zmienił się o powiedzmy 0,5 stopnia to musisz wiedzieć, czy te 0,5 stopnia to było spowodowane ruchem własnej jednostki czy też prędkością przeciwnika. Jeśli tego nie wiesz, to niczego nie wyliczysz. Nie ma takiej możliwości.

Okręt na fali nigdy nie będzie szedł prosto. Fale powodują przechyły wzdłużne i poprzeczne, to się przekłada na zmianę położenia steru w wodzie, a to się przekłada na zmiany kierunku działania sił w efekcie wybijanie okrętu z kursu. Sternik musi to korygować ( coś jak jedziesz samochodem po wyboistej drodze – przykręcenie kierownicy śrubą nie da dobrych efektów, bo z drogi zjedziesz, żeby utrzymać kierunek musisz korygować kierownicą – w efekcie masz myszkowanie ).

To nie wszystko. Jak jeszcze jest wiatr, to stara się ustawić jednostkę dziobem do wiatru ( tak działają siły ). Znów trzeba to korygować. Czyli mamy nasz samochód na wyboistej drodze, do tego na pochyłym zboczu, po którym chcesz jechać bokiem. Jak prosta będzie trasa takiego samochodu nie muszę chyba tłumaczyć.

Tak też jest z okrętem na fali.

I teraz jedziesz sobie jako obserwator w takim samochodzie i na podstawie obserwacji masz policzyć bardzo dokładnie z jaką prędkością i w jakim kierunku zmierza samochód na sąsiednim zboczu. Żeby było prościej, te zbocza ktoś złośliwie pod wami kręci. Może nie za bardzo, ale tak trochę co jakiś czas.

I tu dochodzimy do sedna.

Przed I Wojną nie było technicznej możliwości odsiania zmiany położenia celu spowodowanej zmianą kursu własnej jednostki spowodowanej myszkowaniem od zmiany zmiany położenia celu spowodowanej jego własnymi ruchami

Gdy Pollen ( parszywy cywil i szczur lądowy ) w Anglii się zabrał za robienie systemu syntetycznego, nawet wystarczająco precyzyjnych żyrokompasów nie było. Pollen jako w gruncie rzeczy amator nie miał o tym pojęcia i zabrał się do pracy.

Dreyer ( oficer Royal Navy ), który zabrał się za robienie systemu analitycznego, wiedział o tych problemach. W efekcie opracował system potencjalnie gorszy, ale działający.

Amerykanie zbudowali działający system syntetyczny w czasie gdy Pollenowi się nie udało, ale to nie efekt amerykańskiej myśli technicznej, lecz prostego faktu, że pływali po spokojniejszych wodach, więc myszkowanie było mniejsze.

Brytyjczycy po przyjęciu na swoje okręty systemu Dreyera się go trzymali do końca I Wojny ( też nie tak do końca, niektóre jednostki miały obydwa systemy ). Pollen dostał uprawnienia do sprzedaży swojego systemu za granicę.

Szczytowym osiągnięciem systemu Dreyera było SKO na Hoodzie. W okresie międzywojennym nie modyfikowane. Dopiero w czasie wojny dołożono mu radar.

Bismarck miał SKO inspirowane rozwiązaniami Pollena...

Share this post


Link to post
Share on other sites
Maciej   

A zapomniałem dodać. Oczywiście jak się określało szybkość zmiany kierynku dla systemu analitycznego, to obowiązywały te same ograniczenia z odsianiem zmiany kierynku spowodowanej zmianą własnego kursu.

Zdawano sobie z tego sprawę, więc zwykle zmianę kierunku wpisywano do SKO jako zerową. Albo określaną "na oko"

Jak to wpływało na celność ognia nie trzeba tłumaczyć, ale skoro nie było wyjścia.

Jak widać zmiany odległości i kierynku musiały w tych starszych systemach wpłynąć na celność ognia.

I jak widać, jeśli chciało się traifać systematycznie, trzeba było iść prosto jak strzelił.

Hood już nie miał tych ograniczeń, ale wciąż bazował na starszym rozwiązaniu. W relaich II Wojny przestarzałym.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Tomasz N   

W swoich opisach zakładasz, że prawidłowo wyliczona komenda daje trafienie, tymczasem mamy jeszcze rozrzut statystyczny, dający efekty jak opisałem. Stąd, "za krótka", "za długa" wcale nie musi wynikać z błędów w celowaniu. Zresztą sam opis: "za długa", "za krótka", a nie "na prawo," "na lewo" potwierdza to co piszę.

Edited by Tomasz N

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now

×

Important Information

Przed wyrażeniem zgody na Terms of Use forum koniecznie zapoznaj się z naszą Privacy Policy. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.