Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
secesjonista

Aparaty sprzedażowe i automatyzacja w przestrzeni miejskiej

Rekomendowane odpowiedzi

Automaty* zwiastować miały znaczące ułatwienie w drobnych, codziennych czynnościach, jednocześnie wpływały na stosunki społeczne. Tego typu udogodnienia znacznie szybciej upowszechniły się na Zachodzie.

W tym zakresie przodownikiem były Stany Zjednoczone, pod koniec lat pięćdziesiątych, w tym kraju, działało już 3,5 miliona sprzedających 20% napojów bezalkoholowych, ten sam procent cukierków i 16% wyrobów tytoniowych. Inne kraje próbowały podążać tym szlakiem, oto z początkiem lat sześćdziesiątych w Tokio 160 tys. automatów wydawało przekąski i potrawy.

I w naszym kraju podjęto na tym polu pewne wysiłki jednakże na dalece mniejszą skalę i skończyło się to na na kilku incydentalnych eksperymentach, ograniczonych głównie do miasta stołecznego.

/o automatach donosiły np.: "Handel Wewnętrzny" 1958: nr 1, nr 3, nr 4, 1959 nr 4, 1960 nr 51, 1962 nr 3, 1963 nr 1, 1965 nr 3; "Sztandar Młodych" 17 lutego 1960; "Express Wieczorny" 7 lutego 1963; "Życie Warszawy" 8 maja 1964; "Gazeta Poranna" 25 lipca 1967; "Stolica" 30 sierpnia 1970/

Z różnych powodów (jakich ?) automaty nie przyjęły się tak powszechnie u nas w publicznej przestrzeni, co zauważali przybysze z Zachodu:

"Kogoś, kto jest przyzwyczajony do precyzji i pewności działania zautomatyzowanych lotnisk 'zachodnich' (...) do automatów z kawą i anonimowych mechanizmów poruszających wszystkim, stała obecność 'czynnika ludzkiego' w najbardziej banalnych wydarzeniach codziennych Polski (...) z pewnością zbija z tropu".

/Z. Mycielski "Dziennik 1960-1969", Warszawa 2001, s. 55/

Nie tylko Zachód nas wyprzedzał, w Czechosłowacji w połowie dekady działało około 1500 automatów, głównie sprzedających wyroby tytoniowe. W Pradze w 1961 r. otworzono sklep gdzie 34 maszyny wydawały produkty żywnościowe w punkcie całodobowym. Wreszcie nasz wielki, wschodni brat w 1956 r. wyprodukował w 1956 r. pierwszy tysiąc automatów mających sprzedawać kanapki, wodę sodową, kolońską, czy ołówki. W Moskwie na większych ulicach pojawiły się również automaty z gazetami, a przy stacjach metra pojawiły się automaty rozmieniające monety.

W naszym kraju w 1964 r. na dworcu Głównym pojawiają się automaty wydające peronówki, od 1970 r. mamy szafki samoobsługowe. Dużą popularnością cieszył się automat ustawiony pod CDT w Warszawie, i był to jeden z niewielu automatów sprzedażowych przynoszących dochód. W 1967 r. "Społem" ustawiło na placu Dzierżyńskiego cztery automat, które za 20 gr. oferowały wodę sodową, którą można było się napić ze szklanki ("oczywiście" szklanki permanentnie... znikały). W 1970 r. automat z wodą sodową pojawił się w warszawskim "Supersamie". Jak donosił "Express Wieczorny" (z 12 maja 1970) automat miał często zwyczaj połykać monety, ale nie wydawać napoju. Sprzedająca obok kurczaki z rożna kobieta pouczała zawiedzionych klientów, że należy stukać w maszynę, co nie zawsze przynosiło zadowalający rezultat.

W okresie 1958-1959 w kilku większych miastach ustawiono automaty sprzedające cukierki, "sezamki", wafle, papierosy, zapałki, a w Radomiu - również perfumy.

/szerzej: J. Domagalski, M. Strużycki "Aparaty sprzedażowe w handlu polskim", "Handel Wewnętrzny" 1960, nr 5/

Co zadecydowało o deficytowości tych aparatów: zła lokalizacja, wysoka awaryjność, tzw. czynnik ludzki (vide: znikające szklanki), tradycjonalizm konsumentów?

W początkach lat sześćdziesiątych w niektórych miastach wprowadzono w komunikacji miejskiej pojazdy bez konduktorów, w Warszawie na próbę wprowadzono to na dwóch liniach w 1962 r. Automat "Krab" wydawał bilety, pojawił się również automat "Krak" będący kasownikiem. Ten pierwszy sprawiał jednak kłopoty, bilety były w rolce, a ich wydawanie odbywało się za sprawą sprężyny, którą trzeba było codziennie nakręcać specjalnym kluczem. Pracownicy często zaniedbywali tej czynności ("Po naciągnięciu kilkunastu sprężyn pracownik obsługujący automaty odczuwa dotkliwe zmęczenie ręki, wskutek czego najczęściej stara się uniknąć tych czynności"), co powodowało, że automat pobierał należność, ale nie wysuwał biletu. W końcu, jak donosił "Sztandar Młodych" z sierpnia 1967 r. latem (tegoż roku) "Kraby" wycofano z tramwajów.

/szerzej: M. Rataj, K. Sobkowiak "Doświadczenia w zakresie stosowania obsługi bezkonduktorskiej", w: "XI Krajowy Zjazd Komunikacji Miejskiej. Radom 8-11 września 1966", Warszawa 1966/

A kiedy na dworcach pojawiły się sterowane zegary?

W PRL, po kampanii "W", poczęto upowszechniać m.in. sprzedaż prezerwatyw. Jako, że dla wielu osób zakup u farmaceutki (na ogół) był czymś krępującym, postanowiono rzecz rozwiązać poprzez automaty wydające prezerwatywy. Niestety na ogół projekt ów nie psełniał swej funkcji, automaty ustawiano bowiem w nieodpowiednim miejscu. Oto automat w aptece warszawskiej na roku Al. Jerozolimskich i ul. Brackiej, zawieszono:

"... w oszklonym przedsionku, tak że każdy, kto zeń korzysta, może być dokładnie widziany w tej krytycznej chwili, przez obcych i znajomych, przechodzących ulicą".

/"Express Wieczorny", 25 stycznia 1963/

* - informacje zaczerpnięte z: B. Brzostek "Za progiem. Codzienność w przestrzeni publicznej Warszawy lat 1955-1970".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Z lat 60-ych kojarzę tylko automaty biletowe w gdańskich tramwajach. Nie wiem, czy gdańscy tramwajarze bardziej krzepcy byli, czy bardziej sumienni, ale automaty działały. Sam fakt istnienia automatu mnie - wówczas kilkulatka - zaskoczył.

Z Warszawy kojarzę automaty do gruźliczanki, czy wody sodowej. Ze szklanką na łańcuszku. Ale to już lata 70-e. Z lat 80-ych automaty do papierosów, a może i gdzieniegdzie do prezerwatyw. Z tego okresu, a także z pierwszej połowy lat 90-ych pamiętam problemy z automatami telefonicznymi. Szybka inflacja powodowała ciągłe zmiany taryf, poza w tym czasie z obiegu zniknęły monety, więc wprowadzono specjalne żetony do automatów telefonicznych, ale to też jakoś nie działało. W końcu Telekomunikacja (chyba jeszcze nie SA) wprowadziła automaty na karty magnetyczne, ale to już było w epoce popularyzujących się telefonów komórkowych i po paru latach swój sens straciło.

Co do automatów z gorącymi napojami to z początku lat 90-ych pamiętam, że mój student, Słowak, w czasie wspólnych podróży po Słowacji twierdził, że w automacie na dworcu kolejowym w Popradzie można dostać znakomitą gorącą czekoladę. Sprawdziłem - naprawdę była świetna. Dlaczego tylko tam - pojęcia nie mam.

W tymże Popradzie po raz pierwszy zetknąłem się z automatem do wózków sklepowych. Idę sobie do PRIORa (taki ichni SuperSam) na zakupy, widzę dziecko, pchające wózek, więc grzecznie proponuję, żeby mi go oddał, co zaoszczędzi nam obu trochę chodzenia. Normalna praktyka. Dziecię wózek mi grzecznie oddało (wówczas słowackie dzieci były wychowane zgodnie z zasadą, że jak dorosły mówi, to trzeba słuchać), ale jakoś tak dziwnie, jakby chciało się rozpłakać. A po chwili dopada mnie rozwścieczona mama i wymyśla brutalnymi słowy od pijusów i złodziei, którzy za parę koron dzieci okradają. Dopiero wtedy dostrzegłem taki mały automacik i sterczącą z niego 10-korunową monetę. 10 korun to wtedy były najmarniej dwa dobre piwa. Przeprosiłem, oddałem i tylko modliłem się, żeby nie spytała, skąd jestem, bo wstyd byłoby się przyznać, że z Polski i to w dodatku z Warszawy, a my tam takich nowoczesności nie mamy. Wówczas Słowacy uważali nas za niedościgniony wzór w zakresie wprowadzania nowoczesnej gospodarki rynkowej, a przy tym byliśmy wtedy uważani za kraj zdecydowanie bogatszy od Słowacji. W którym roku to było - między 92. a 95., ale dokładniej nie powiem. Stare dzieje, teraz chcielibyśmy dogonić Słowaków :rolleyes: .

Kolejny automat - automat kasowy, czyli urządzenie laserowe, odczytujące kody kreskowe z opakowań, po raz pierwszy zobaczyłem dokładnie w sierpniu 1993, także w byłych demoludach, konkretnie w byłej Jugosławii, a jeszcze konkretniej - na Słowenii, w Portorož. I to w żadnym centrum handlowym, tylko w małym sklepiku na kempingu. No ale ówczesna krótka wizyta na Słowenii szybko mnie przekonała, że w twierdzeniu, iż Polska jest wśród byłych demoludów liderem w rynkowej transformacji, było sporo, bardzo sporo przesady.

Więcej grzechów nie pamiętam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Z różnych powodów (jakich ?) automaty nie przyjęły się tak powszechnie

Myślę, że podstawowe powody są dosyć proste. Dostępność taniej siły roboczej w postaci kioskarzy i sklepowych, tudzież częste występowanie zjawisk wandalizmu, złodziejstwa i tumiwisizmu (obsługi). Skądinąd te dwa pierwsze zjawiska przetrwały z powodzeniem zmianę systemu, bo mogę sobie wyobrazić, że los automatu z papierosami w miejscu bez zasięgu permanentnego monitoringu elektronicznego lub wzrokowego byłby i dziś dosyć smutny.

Małe OT. Ciekawe obserwacje "socjologiczne" (przeprowadzone przez autora na żonie i pasierbicy) związane z fascynacją automatami do sprzedaży wszechobecnymi w hitlerowskich Niemczech, a widać mniej popularnymi w II RP znajdziemy u J. Kisielewskiego, "Ziemia gromadzi prochy", Warszawa 1990 (reprint wydania z 1939), s. 177-178.

Widać i w przedwojennej, kapitalistycznej Polsce, zasadniczo bardziej wygodny (bezpieczny) był żywy trafikant, niż automat. ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jak widzę Bruno próbuje nam zaszczepić pewną myśl à la nieodżałowany FSO, co by nie powiedzieć: skończy się na II RP i sanacji.

:B):

A na poważnie: Bruno wskazał na istotne elementy mogące wpłynąć na ograniczenie tego typu urządzeń, i ja się w sumie zgadzam z tymi konstatacjami.

Jednak Bruno nie uwzględnia innego czynnika, który bym nazwał polityczno-propagandowym. Władzom powinno zależeć by pokazać, że nie odstajemy od krajów niecnych kapitalistów. Skoro w prasie polskiej ukazują się artykuły pokazujące ile tego typu urządzeń jest na Zachodzie, to przecież musiały zdawać sobie sprawę, że czytelnik w zderzeniu z rzeczywistością, może dojść do niezbyt pochlebnych konkluzji.

Kolejny element: czemu niektóre demoludy wyprzedziły nas w tym zakresie (pod względem ilościowym takich punktów)?

Wreszcie Bruno podnosi taniość siły roboczej w naszym kraju, w kraju gdzie rządzi (ponoć) sojusz robotniczo-chłopski; okazuje się jednak, że najtańszym jest ów robotnik, co prowadzi do smutnej refleksji o koślawości idei socjalistycznej.

Z lat 60-ych kojarzę tylko automaty biletowe w gdańskich tramwajach. Nie wiem, czy gdańscy tramwajarze bardziej krzepcy byli, czy bardziej sumienni, ale automaty działały. Sam fakt istnienia automatu mnie - wówczas kilkulatka - zaskoczył.

(...)

Zasadnym zdaje się być pytanie czy był to ten sam model?

(...)

Co do automatów z gorącymi napojami to z początku lat 90-ych pamiętam, że mój student, Słowak, w czasie wspólnych podróży po Słowacji twierdził, że w automacie na dworcu kolejowym w Popradzie można dostać znakomitą gorącą czekoladę. Sprawdziłem - naprawdę była świetna. Dlaczego tylko tam - pojęcia nie mam.

I to jest ciekawe spostrzeżenie, choć nie z naszego kraju.

Wszystkie te inicjatywy, zdają się być czynione trochę tak ad hoc, bez planu, na tym dworcu jest automat, na innych go nie ma.

Skąd taka "nieplanowość" w systemach gospodarki planowanej?

Uważano to za ciekawostkę, kwestię trzeciorzędną?

(...)

a także z pierwszej połowy lat 90-ych pamiętam problemy z automatami telefonicznymi.

(...)

Dzięki jancetowi za wpis, a zwłaszcza za kilka ciekawych szczegółów z ościennych bratnich krajów.

Prosiłbym tylko byśmy zbytnio nie rozciągali tematu poza ramy czasowe, w których został utworzony, bo za chwilę bavarsky zasypie nas informacjami o problemach z kartami płatniczymi (skądinąd ciekawy temat) i oszustwami związanymi z bankomatami.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam z czasów młodości saturatory. Ale i tu był człowiek. "Automaty z ludzką reką". Myślę ze komuniści chcieli pokazać światu że każdy może mieć pracę, "chałupniczą", a jednak pracę.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
bavarsky   

Prosiłbym tylko byśmy zbytnio nie rozciągali tematu poza ramy czasowe, w których został utworzony, bo za chwilę bavarsky zasypie nas informacjami o problemach z kartami płatniczymi (skądinąd ciekawy temat) i oszustwami związanymi z bankomatami.

W Polsce w latach 90'tych dominowały centrale analogowo-cyfrowe. Te pierwsze można było dość dobrze oszukiwać, tj. dzwonić za darmo. W Stoicy działała całkiem prężna grupa Phreakerów co czynili biuletyny co kwartał o swoich poczynaniach [zapisywane naturalnie w txt].

Niemniej to francuska sieć telekomunikacyjna wprowadziła na poważnie kartę elektroniczną w końcu lat 70'tych [program pilotażowy] by od lat 80'tych weszło to do standardu.

U nas praktycznie do XXI wieku TPsa miała automaty telefoniczne na żetony czy na karty magnetyczne, karty mikroprocesorowe zaczęto wprowadzać gdzieś od 2003 r.

Koniec offa

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Nie wiem czy można pod to podciągnąć kasowniki strefowe w autobusach nadrukowujące numerki. Była już w tym jakaś elektryka, a nie tylko dziurkacze.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Jak widzę Bruno próbuje nam zaszczepić pewną myśl à la nieodżałowany FSO, co by nie powiedzieć: skończy się na II RP i sanacji.
byśmy zbytnio nie rozciągali tematu poza ramy czasowe, w których został utworzony

Ależ, nie ma co się specjalnie burzyć o tą II RP, czy nawet III RP i kraje ościenne. ;) Jak się dobrze przyjrzeć, nie jest to nawet jakiś drastyczny OT. Brak sukcesu automatów do sprzedaży w PRL w jakimś stopniu był pewnie zależny także od rozmaitych uwarunkowań kulturowych, socjologicznych, historycznych itp., a mówiąc mniej politycznie poprawnie - od poziomu rozwoju cywilizacyjnego i kultury życia społecznego. Który PRL odziedziczyła po przodkach (i który dziedziczy po przodkach III RP).

I teraz będzie dalsze OT (z góry przepraszam) ;) . W Danii możliwe jest, że uroczy ogólnodostępny punkt piknikowy, usytuowany w miejscu stosunkowo oddalonym od siedzib potencjalnych dozorców, acz bliski bardzo uczęszczanego szlaku, nieźle wyposażony (ładna wiata, ławy i krzesła, stoły, grill itp. itd.) fukcjonuje bez żadnego elektronicznego monitoringu na takiej zasadzie: wisi sobie zaszyt i kto chce obiekt zarezerwować na konkretne godziny - wpisuje się do zeszytu. Zeszyt ten sam od lat, wpisy tylko "na temat", a po każdym użytkowniku obiekt czyściutki, śmieci co do jednego w koszach.

Jeśli brakuje drewna - to jakieś dwa kilometry dalej jest "duński sklepik". Polega na tym, że rolnik na skraju drogi wystawia w otwartej skrzyni drewno i brykiety w workach. Płaci się wrzucając korony do skarbonki, bo sprzedawcy nigdy nikt przy "sklepiku" nie widział.

W Polsce drugiego dnia wiata tak usytuowana byłaby pomalowana sprayem, zeszyt by sobie zniknął, po tygodniu obiekt przypominałby skrzyżowanie wysypiska śmieci z ubikacją (o ile nie zostałby spalony). O przewidywanych losach "sklepiku" wolę nie mówić.

O tym, że tam jest "tak", a u nas inaczej, zadecydowały wieki. Z edukacyjnymi sukcesami konkretnej religii włącznie. Nie tylko dzisiejsza różnica w zamożności.

Myślę, że z automatami było trochę podobnie, jak z duńskimi "sklepikami".

Władzom powinno zależeć by pokazać, że nie odstajemy od krajów niecnych kapitalistów.

Ale też władze ludowe (nawet w okresie 10 potęgi gospodarczej świata) nie ukrywały, że odstajemy i raczej gonimy, niż dogoniliśmy. A ponieważ lud, w tym przodująca klasa robotnicza, za ważniejsze od automatów do sprzedaży prezerwatyw uważał konsekwentnie mięso, oczekiwanie na "dostanie mieszkania", skierowanie na wczasy i talon na małego fiata, to co się dziwić, że i władza ludowa uważała problem automatyzacji sprzedaży za drugorzędny.

Kolejny element: czemu niektóre demoludy wyprzedziły nas w tym zakresie (pod względem ilościowym takich punktów)?

Dla mnie najbardziej zastanawiający jest przykład ZSRR, bo w NRD i CSRS występowali jednak potomkowie bardziej rozwiniętych "konsumpcyjnie", w tym pewnie "automatyzacyjnie" zbiorowisk ludzkich z okresu międzywojnia.

Inna sprawa, że widząc taki post-radziecki automat (do sprzedaży bodajże wody w szklankach) w Uzbekistanie wiele lat temu, to raczej tej formy automatyzacji ludziom radzieckim nie zazdroszczę.

że najtańszym jest ów robotnik, co prowadzi do smutnej refleksji o koślawości idei socjalistycznej.

Można na to spojrzeć inaczej, poprzez pryzmat niepotrzebnej płacy dla człowieka, który mógłby spędzać czas radośnie na bezrobociu. I wówczas robotnik staje się zbytecznie i bardzo nam drogi, tudzież pewnie zgodny z ową ideą. ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy można pod to podciągnąć kasowniki strefowe w autobusach nadrukowujące numerki. Była już w tym jakaś elektryka, a nie tylko dziurkacze.

Jak najbardziej, w tytule jest o automatach sprzedażowych i o automatyzacji w przestrzeni miejskiej.

W zakres tematu wchodzą zatem wszelkie urządzenia, które eliminowały czynnik ludzki w sferze codziennego życia, nie miałem na myśli jedynie automatyzacji np. w procesie produkcyjnym.

Przy okazji zagadnienia transportu miejskiego, kiedy zniknęli pracownicy siedzący przy torach, których zadaniem było przestawianie torów?

Ależ, nie ma co się specjalnie burzyć o tą II RP, czy nawet III RP i kraje ościenne. ;)

(...)

To i nie burzę się o czym świadczy emotikon.

Co do przypadku ZSRR, trudno by przewodni kraj bloku socjalistycznego nie mógł się pochwalić, choćby w pewnym zakresie, urządzeniami jakie pojawiały się w bloku zachodnim. Kwestie prestiżowe i propagandowe.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Obsługiwanie saturatora nie jest pracą chałupniczą, widział adamhistoryk saturator w czyimś domu?

Chałupniczą w sensie dorabiania do pensji. Nie sądzę żeby można było wyżyć z saturatora

Edytowane przez adamhistoryk

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Chałupniczą w sensie dorabiania do pensji. Nie sądzę żeby można było wyżyć z saturatora

Chałupnictwo to: "wykonywanie pracy przez rzemieślników u siebie w domu, na zlecenie przedsiębiorcy i z jego surowców" (za PSJ PWN), a czy było to dorabianie i czy: nie można było wyżyć, to już trzeba by udowodnić. Czy adamhistoryk zna wysokość pensji pracownika obsługującego saturator?

W pewnej zbieżności z tym co napisał Bruno, informacja zamieszczona w "Handlu Wewnętrznym" (1957, nr 5):

"W 1957 r. otwarto na Centralny Stadionie w Moskwie 'całkowicie zautomatyzowany bufet', w którym 10 maszyn na monety i żetony wydawało napoje, kanapki i słodycze. Bufet robił wrażenie, badania dowiodły jednak, że jego wydajność i rentowność nie jest większa, niż bufetu tradycyjnego: samo przygotowanie produktów do sprzedaży było pracochłonne, podobnie jak konserwacja maszyn. Bufet okazał się też skomplikowaną strukturę biurokratyczną".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Za www.twoja-praga.pl:

"Historia praskich saturatorów

Stacjonarne saturatory pojawiły się na ulicach Pragi Północ w 1978 roku i przez dekadę oferowały spragnionym łyk zimnej wody. Dziś jedyny zachowany praski automat z Wileńskiej 5 możemy oglądać w muzeum PRL na Kamionku.

"Każda dzielnica miał swój przydział. Na Pradze Północ było ich 10. Wileńska 5 to mój. Był najbardziej popularny, bo tam była pętla autobusów. Ludzie stali zawsze przy nim w kolejce. Leszka był na 11 Listopada przy Inżynierskiej. Przy "małym" bazarku róg Białostockiej i Targowej był dwa Tadeusza Szymańskiego. Na Bazarze Różyckiego były dwa Bogdana. Mój jeszcze stał przy Oazie i dwa przy Prażance" - wylicza z pamięci pan Eugeniusz Eugeniusz Chojnacki, który był konserwatorem tej maszyny a dziś podarował odrestaurowany saturator muzeum PRL-u.

Saturatory produkcji radzieckiej ustawiano w wybranych punktach zawsze w maju i do końca lata przez całą dobę może było napić się zimnej - bo schłodzonej do około 6 stopni wody. "Woda była dobra i zimna. Szklanki płukane były wodą bieżącą, na łańcuchu, no bo kradli. Zabierali do gorzały" - wspomina Eugeniusz Chojnacki.

Automaty zniknęły z ulicy pod koniec lat 80-tych XX wieku, kiedy padł na ludzi blady strach związany z epidemią AIDS.

Dziś jedyny praski egzemplarz możemy zobaczyć w muzeum PRL-u przy Grochowskiej 316/320".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.