Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Anders

Gen. George Patton- Blood'n'Guts

Rekomendowane odpowiedzi

mch90   

Witam ;)

Owszem, miał swoje przywary, jak słynne krawaty, czy wręcz legendarny incydent ze spoliczkowaniem(rozdmuchany zresztą przez prasę na cały świat. Tu jednak zadałbym pytanie - czy ktoś sprawdzał, jak traktowano takich żołnierzy gdzieś indziej, np. w Wehrmachcie, Armii Czerwonej, Armii Cesarskiej?), ale ocenianie go po tych naprawdę drobnych incydentach, jest niesprawiedliwe. Żukow, owiany legendą zwycięzcy spod Berlina, ukradł mnóstwo rzeczy, m. in. 16 dywanów.

Generalnie zgadzam się z Tobą Andreasie. Incydent ze spoliczkowaniem narobił Pattonowi masę czarnego PR, wydaje się, że nad wyrost, biorąc pod uwagę jego zasługi- przecież w momencie rozdmuchania tej afery był on u szczytu sławy, rozsławiony jako dowódca niepokonanej 7. Armii, zdobywca Palermo i Messyny itd. A jednak o mało nie zakończyło to jego karierę wojskową. Nie porównujmy realia armii totalitarnych jakimi była ACz czy WH z armiami demokratycznymi pokroju US Army, która podczas całej wojny skazała na śmierć za dezercję tylko jednego żołnierza.

Jak to ładnie pisze D’Este w biografii „Patton. Geniusz wojny”: „Wprawdzie George S. Patton nie należał do powszechnie lubianych, ale nawet ci, którzy go nie lubili, byli w pewnym sensie dumni, że służyli w 3. Armii. Gdy zapytać weteranów 3. Armii, gdzie służyli podczas wojny, większość z nich odpowiada: „Służyłem u Pattona”. Kierowca czołgu, który kiedyś narzekał: „Kiedy ten stary skurwysyn wreszcie będzie miał dosyć wojaczki?”, udzielał później wywiadu i- zapytany o to- prawie stanął na baczność i powiedział z widoczną dumą: „Byłem jednym z ludzi Pattona””.

Jednak faktem jest, że żołnierze potrafili go nienawidzić i śmiać się głośno z jego chociażby legendarnych coltów z kości słoniowej.

Im więcej czytam o generale Pattonie, tym trudniej mi go ocenić- po części dlatego, że należy oddzielić jego "ludzką" twarz, którą odsłaniał w łonie rodzinnym czy w gronie bliskich przyjaciół, współpracowników a twarz tą cechowało głębokie człowieczeństwo, patriotyzm, religijność i czułość przechodząca w romantyzm (którym przesiąkają jego listy do żony Beatrice). Z drugiej strony, Patton przybierał maskę grubiańskiego chama podczas wystąpień publicznych, bluźnierczego i bezceremonialnego w słowach.

A ja odwrotnie od Was, uważam za Pattona za prawdziwego dowódcę. Być może wynika to z mojej niezbyt dokładnej znajomości tematu, nie wiem.

Bez wątpienia Patton był urodzonym dowódcą, człowiekiem czasu wojny, urodzonym do walki. Jeden z oficerów 3. Armii powiedział wręcz, że Patton wolałby walczyć niż jeść. Miał na koncie całą masę sukcesów, mniej lub bardziej spektakularnych, lecz nie był dowódcą bez skazy, czy "geniuszem wojny", jak nazywa go w tytule swojej biografii D'Este. Popełnił też kilka poważnych błędów, które kosztowały życie wiele tysięcy żołnierzy, i które stanowią czarną kartę w jego historii, lecz moim zdaniem nie powinno zaważyć to na ocenie go jako jednego z najlepszych generałów Eisenhowera a na szczeblu armijnym- być może najlepszego.

Był bardzo kontrowersyjny, to fakt. Choćby za słowa w stylu:

Miejsce tych czerwonych sukinsynów jest za Wołgą

Ale mówił przez to prawdę.

Masz rację, patrząc na to z dzisiejszej perspektywy. Wtedy, gdy wypowiadał te słowa w Anglii przed D-Day, wywołał nieomal międzynardowy skandal który mógłby położyć się cieniem na sojuszu Wielkiej Trójcy. Generał powinien być apolityczny i przede wszystkim podporządkowany rozkazom przełożonego- w tym przypadku Ike'a, który wyraźnie zabronił mu już wcześniej wystąpień publicznych (właśnie z powodu kontrowersyjnych wypowiedzi). Ach, ten Patton, na takiego indywidualistę to było za mało. :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Andreas   

Czołem! ;)

Witam :)

Generalnie zgadzam się z Tobą Andreasie. Incydent ze spoliczkowaniem narobił Pattonowi masę czarnego PR, wydaje się, że nad wyrost, biorąc pod uwagę jego zasługi- przecież w momencie rozdmuchania tej afery był on u szczytu sławy, rozsławiony jako dowódca niepokonanej 7. Armii, zdobywca Palermo i Messyny itd. A jednak o mało nie zakończyło to jego karierę wojskową. Nie porównujmy realia armii totalitarnych jakimi była ACz czy WH z armiami demokratycznymi pokroju US Army, która podczas całej wojny skazała na śmierć za dezercję tylko jednego żołnierza.

To pokazuje, jak delikatnie do problemów żołnierzy podchodził sztab amerykański. Ale odmowa wykonania rozkazu oficera była niemile widziana w każdej armii. Coś po głowie mi chodzi armia brytyjska. Nie dam głowy.

Jak to ładnie pisze D’Este w biografii „Patton. Geniusz wojny”: „Wprawdzie George S. Patton nie należał do powszechnie lubianych, ale nawet ci, którzy go nie lubili, byli w pewnym sensie dumni, że służyli w 3. Armii. Gdy zapytać weteranów 3. Armii, gdzie służyli podczas wojny, większość z nich odpowiada: „Służyłem u Pattona”. Kierowca czołgu, który kiedyś narzekał: „Kiedy ten stary skurwysyn wreszcie będzie miał dosyć wojaczki?”, udzielał później wywiadu i- zapytany o to- prawie stanął na baczność i powiedział z widoczną dumą: „Byłem jednym z ludzi Pattona””.

Jednak faktem jest, że żołnierze potrafili go nienawidzić i śmiać się głośno z jego chociażby legendarnych coltów z kości słoniowej.

Im więcej czytam o generale Pattonie, tym trudniej mi go ocenić- po części dlatego, że należy oddzielić jego "ludzką" twarz, którą odsłaniał w łonie rodzinnym czy w gronie bliskich przyjaciół, współpracowników a twarz tą cechowało głębokie człowieczeństwo, patriotyzm, religijność i czułość przechodząca w romantyzm (którym przesiąkają jego listy do żony Beatrice). Z drugiej strony, Patton przybierał maskę grubiańskiego chama podczas wystąpień publicznych, bluźnierczego i bezceremonialnego w słowach.

Fakt. Jednak dziwactwa posiada wielu wybitnych dowódców. Chociażby Montgomery(akurat do wybitnych nie należał, ale do najsłynniejszych), MacArthur czy z pomniejszych - np. Ridgway(przychodzący na konferencje prasowe w Korei w hełmie i z granatami przy pasie).

Patton miał dwie twarze. Pierwsza - twarz twardego żołnierza, druga - gdy publicznie ukazywał swoje wzruszenie. Sądzę, że pierwsza twarz Pattona była jego twarzą medialną, na kogo chciał się wykreować.

Bez wątpienia Patton był urodzonym dowódcą, człowiekiem czasu wojny, urodzonym do walki. Jeden z oficerów 3. Armii powiedział wręcz, że Patton wolałby walczyć niż jeść. Miał na koncie całą masę sukcesów, mniej lub bardziej spektakularnych, lecz nie był dowódcą bez skazy, czy "geniuszem wojny", jak nazywa go w tytule swojej biografii D'Este. Popełnił też kilka poważnych błędów, które kosztowały życie wiele tysięcy żołnierzy, i które stanowią czarną kartę w jego historii, lecz moim zdaniem nie powinno zaważyć to na ocenie go jako jednego z najlepszych generałów Eisenhowera a na szczeblu armijnym- być może najlepszego.

Tu się zgodzę z Tobą w pełnej rozciągłości.

Masz rację, patrząc na to z dzisiejszej perspektywy. Wtedy, gdy wypowiadał te słowa w Anglii przed D-Day, wywołał nieomal międzynardowy skandal który mógłby położyć się cieniem na sojuszu Wielkiej Trójcy. Generał powinien być apolityczny i przede wszystkim podporządkowany rozkazom przełożonego- w tym przypadku Ike'a, który wyraźnie zabronił mu już wcześniej wystąpień publicznych (właśnie z powodu kontrowersyjnych wypowiedzi). Ach, ten Patton, na takiego indywidualistę to było za mało. :)

Czy to wówczas wypowiedział te słowa? Zdawało mi się do tej pory, że wykrzyczał je, gdy nie pozwolono mu zająć Pragi i dowiedział się, że oddano ją wschodnim sojusznikom.

Tak czy owak, nie była to pierwsza wypowiedź George'a. Gdy w Normandii trwały ciężkie walki o Carentan, Caen i St. Lo, rzucił do dziennikarzy: Montgomery jest małym wypierdkiem, który niczego nie zrobi. Po wojnie wielokrotnie wyrażał swoją niechęć do denazyfikacji Niemców, a apogeum osiągnął, gdy publicznie nawoływał prezydenta Trumana do rozpoczęcia wojny ze Związkiem Radzieckim.

Cóż, jednak mam nieodparte wrażenie, że w większości z tych gaf miał absolutną rację. :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Bełkot   

Tak sobie przeczytałem Bradleya i mam wrażenie, że Patton był jednym z niewielu oficerów tego szczebla w US Army, który posiadł pewien stopień bezwzględności. Zgadza się, szafował życiem żołnierzy i ryzykował, ale spójrzcie jak na jego tle wyglądają wszyscy inni d-cy armii USA w Europie. Podstawową tendencją było dążenie do zmasowania własnych sił, porządnego ich ustawienia i zaopatrzenia, a potem uderzenia na wroga. Zwykle oznaczało to, że wrogowi również darowano w ten sposób czas na przeorganizowanie obrony i zaopatrzenia. Patton śmielej łapał okazje. Najpierw pchał się tam, gdzie mu się wydawało że coś można ugrać, a potem się martwił o resztę. Przebijał się tam, gdzie pozostali alianccy dowódcy woleli przeciwnika przed sobą spychać. W tym był zresztą nieco podobny do Niemców.

Czy był geniuszem? Nie. Dobrym dowódcą szczebla operacyjnego? Tak.

Gdyby faktycznie Bradley miał 3 takich Pattonów (i jeszcze hrabiego El Alamein se wymienił), to wojna mogłaby się skończyć na gwiazdkę 1944.

Ale rachunek na pewno drożej by wyszedł.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
mch90   
Coś po głowie mi chodzi armia brytyjska. Nie dam głowy.

Mógłbyś jakoś rozwinąć, co masz na myśli?

Czy to wówczas wypowiedział te słowa? Zdawało mi się do tej pory, że wykrzyczał je, gdy nie pozwolono mu zająć Pragi i dowiedział się, że oddano ją wschodnim sojusznikom.

Aj, faktycznie trochę pomyliłem wydarzenia, niemniej tu też dostało mu się za Rosjan. ;) Mam na myśli tzw. incydent knutsfordzki. 25 IV 1944 Patton został zaproszony do wygłoszenia wystąpienia z okazji otwarcia Klubu Powitalnego Wojsk Amerykańskich w Knutsford, gdzie powiedział m.in, że to Amerykanie z Brytyjczykami po wojnie będą rządzić światem, zapominając o Rosjanach- wydaje się to niewinne, ale po incydencie ze spoliczkowaniem prasa w USA tylko czekała na okazję, by go ponowanie "obsmarować" na swoich łamach. Dla przykładu, Washington Post pisał wtedy: "Generał Patton od zwykłych ataków na pojedyncze osoby przeszedł do atakowania całych narodów". W efekcie tego po raz drugi nieomal przekreślił swoją karierę wojskową i właściwie tylko dobra wola Ike'a go uratowała (Marshall pozostawił mu wolną rękę). Jak pisze H. Essame, bryt. biograf wojskowy, "Patton miał jeszcze mniej zmysłu politycznego niż Montgomery. A to mówi bardzo wiele".

Gdy w Normandii trwały ciężkie walki o Carentan, Caen i St. Lo, rzucił do dziennikarzy: Montgomery jest małym wypierdkiem, który niczego nie zrobi.

Istotnie, niezbyt pochlebnie wypowiadał się o zdolnościach wojskowych brytyjskiego marszałka, podobnie jak nisko oceniał kompetencje Bradleya (jak pisał "Bradley i Hodges to takie zera. Ich cnotą jest to, że udaje im się nic nie robić") i Eisenhowera. Jednak, co najzabawniejsze, to nie Monty miał się okazać jego największym (wśród sojuszników) wrogiem podczas walk w Europie Zachodniej a Bradley i Ike.

Fakt. Jednak dziwactwa posiada wielu wybitnych dowódców.

Jednak, jeśli chodzi o złożoność osobowości, Patton był moim zdaniem najbardziej wyjątkowym generałem który walczył po właściwej stronie w Europie. Nie da się go nijak zaszufladkować.

Tak sobie przeczytałem Bradleya i mam wrażenie, że Patton był jednym z niewielu oficerów tego szczebla w US Army, który posiadł pewien stopień bezwzględności. Zgadza się, szafował życiem żołnierzy i ryzykował, ale spójrzcie jak na jego tle wyglądają wszyscy inni d-cy armii USA w Europie.

Zdecydowanie gdy spojrzymy na Hodgesa, Clarka czy Gerowa Patton był dowódcą najdynamiczniejszym, otwartym na nowatorskie rozwiązania i nieszablonowe podejście do nowoczesnych działań wojennych. Jak to napisał po latach jeden z byłych żołnierzy 3. Armii „Pod jego dowództwem nigdy nie doszłoby do takiego fiaska, jak atak 5. Armii na rzekę Rapido lub atak 1. Armii na las Hurtgen”.

Notabene, nawiązując do Bradleya i jego wspomnień- nie był on nigdy przyjacielem Pattona, choć za takiego się deklarował po jego śmierci i był głównym autorem etykietki tego od "krwi i bebechów", którą przyczepiono Pattonowi, jak pisze D'Este.

Gdyby faktycznie Bradley miał 3 takich Pattonów (i jeszcze hrabiego El Alamein se wymienił), to wojna mogłaby się skończyć na gwiazdkę 1944.

A może posuńmy się dalej i wstawmy na miejsce Bradleya Pattona i odwrotnie. :) Być może pod Falaise faktycznie zniszczono by 2 niemieckie armie i nie doszło by do zwłoki przy zamykaniu tej luki.

Ale rachunek na pewno drożej by wyszedł.

Niekoniecznie. Wydaje mi się, że drożej wychodziło mozolne wypieranie na szerokim froncie przeciwnika z kolejnych terenów (vide Bradley w "bocage", Hodges w Hurtgen) niż śmiale poprowadzona wojna manewrowa. Przynajmniej w Normandii Bradley i marszałek od różowych sweterków popełniali ten sam błąd- bardziej skupiali się na zdobyciu terenu niż zniszczenia przeciwnika. Hugh Cole natomiast pisał o Pattonie: "[...] Zawsze poszukiwał sposobności do przeprowadzenia głębokiego zagonu lub zaatakowania skrzydła, na które można było uderzyć. Znał wartość połączonych rodzajów broni i potrafił ocenić teren okiem kawalerzysty". Nieco to może przesadzone, ale fakt faktem, że razem z gen. Quesadą stworzyli chyba najbardziej skuteczny duet pancerno-lotniczy, że tak to nazwę, na ETDW. Georgie też rzecz jasna nie zawsze wykazywał się taką błyskotliwością w prowadzeniu działań wojennych czego przykładem jest kampania o Metz i te beznadziejne walenie głową we francuskie forty.

W tym był zresztą nieco podobny do Niemców.

Bayerlein po wojnie przyrównywał go do Guderiana, zaś Monty'ego do von Rundstedta. :)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Pattona albo się lubi albo nie. Ja należę do osób, które po prostu lubią go i jako osobę która zwykle doskonale widziała co robi i za samo zachowanie - które choć kontrowersyjne [i pełne anegdot] jest tym co "Tygryski lubią najbardziej".

W kwestii samych działań - Bełkot ma rację - nie wiem ile jest z Falaise czy Paryża do Berlina, ale znacznie mniej niż z okolic Charkowa nad Wisłę. Czemu to piszę - gdyż dynamiczne działania, zagonem przełamaniem frontu, sianiem zamieszania - były raczej łudząco podobne do tego jak walczyli Rosjanie z Niemcami. Dość wspomnieć operację Bagration - dokąd doszła.Kilkaset kilometrów jednym rzutem. Na zachodzie wystarczyłoby dwóch Pattonów i danie mu wolnej ręki. Czy koszty takiej operacji byłyby wyższe? Nie wiem - na pewno straty niemieckie byłyby dużo większe [wzięci do niewoli], a Ardenów raczej by nie było.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Bełkot   
Zdecydowanie gdy spojrzymy na Hodgesa, Clarka czy Gerowa Patton był dowódcą najdynamiczniejszym,

Ale brało się to z jednej strony właśnie z jego gotowości do korzystania z okazji i jednocześnie nieczułości na potencjalne straty spowodowane takim ryzykiem. W porówaniu do niego większość amerykańskich dowódców należała do typu księgowych czy polityków. Obawiali się ryzyka i koncentrowali raczej na realizacji wcześniej podjętych zamierzeń, poprzez odpowiednie spiętrzenie cyferek po właściwej stronie równania.

Widziałbym w tym pewne podobieństwo do szablonowego postępowania RKKA, z tą różnicą że US Army naprawdę dysponowała przewagą sprzętową, którą potrafiła dobrze wykorzystać.

Notabene, nawiązując do Bradleya i jego wspomnień- nie był on nigdy przyjacielem Pattona, choć za takiego się deklarował po jego śmierci i był głównym autorem etykietki tego od "krwi i bebechów", którą przyczepiono Pattonowi, jak pisze D'Este.

Nic w tym raczej dziwnego, bo Bradley też był z partii księgowych.

A może posuńmy się dalej i wstawmy na miejsce Bradleya Pattona i odwrotnie. ;) Być może pod Falaise faktycznie zniszczono by 2 niemieckie armie i nie doszło by do zwłoki przy zamykaniu tej luki.

Nie jestem pewien. To był problem analogiczny do tego w Tunezji. Patton jako szef GA dodałby oczywiście energii ruchom na wyższym szczeblu, jednocześnie jednak wszystkie szczeble poniżej obstawione były przez "księgowych". Patton potrafił ich co prawda szybko eliminować zastępując kolejnymi, ale taki proces musiałby potrwać. Wątpię, by zdołał to osiągnąć wystarczająco szybko by doprowadzić do zakorkowania Falaise - efekt mógłby być przeciwny. Zamiast Cobry US Army zajęta byłaby przez pewien czas karuzelą wyższych dowódców, co spowodowałoby zamieszanie i kosztowało sporo czasu. Później naturalnie, wraz ze znalezieniem przez Pattona odpowiedniej liczby odpowiednich ludzi sytuacja uległaby zmianie, pytanie tylko czy nie za późno.

Niekoniecznie. Wydaje mi się, że drożej wychodziło mozolne wypieranie na szerokim froncie przeciwnika z kolejnych terenów (...) niż śmiale poprowadzona wojna manewrowa.

Nie jestem taki pewien - pod uwagę trzeba jeszcze wziąć wszystkie te sytuacje, gdy śmiało poprowadzona (przez z konieczności mało doświadczonych i poganianych przez Pattona wyższych dowódców) wojna manewrowa zakończyłaby się jakimś kotłem czy masakrą w stylu Rangersów pod Cisterna.

Przynajmniej w Normandii Bradley i marszałek od różowych sweterków popełniali ten sam błąd- bardziej skupiali się na zdobyciu terenu niż zniszczenia przeciwnika.

Ano właśnie. To co robiła 1 Armia Hodgesa w Normandii (zwłaszcza po Cobrze) w porównaniu do poczynań 7 Armii Patcha na południu - to jakiś wstyd.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
mch90   
Widziałbym w tym pewne podobieństwo do szablonowego postępowania RKKA, z tą różnicą że US Army naprawdę dysponowała przewagą sprzętową, którą potrafiła dobrze wykorzystać.

Widzisz podobieństwo do działań Pattona czy piechociarzy pokroju Hodgesa, bo nie zrozumiałem?

Patton jako szef GA dodałby oczywiście energii ruchom na wyższym szczeblu, jednocześnie jednak wszystkie szczeble poniżej obstawione były przez "księgowych".

Jednak Patton potrafił wymusić na "księgowych" agresywne działanie. Niechaj przykładem będzie sytuacja gen. Eddy'ego, jak pisze D'Este:

"W godzinę po objęciu dowództwa [nad XII KA- przyp.] otrzymał rozkaz zdobycia miasta Sens, odległego o 80 km, którego nawet nie było na jego mapie. Eddy zwrócił się więc do swego nowego sztabu: "Co to za cholerna wojna? Biłem się dwa miesiące i posunąłem się o 5 mil. Teraz mam w ciągu jednego dnia posunąć się o 50 mil?". (...) Eddy przypomniał Pattonowi, że XII Korpus ma tylko cztery dywizje, od północy zaś zagradza mu drogę około 90 tysięcy Niemców, a od południa- 80 tysięcy. "Jak bardzo mam się kłopotać o swoje skrzydła?" Patton odpowiedział mu, że to zależy od tego, jak bardzo się denerwuje. "On uważał, że mila na dzień to całkiem dobrze. Gdy mu powiedziałem 50, zbladł"".

Następnego popołudnia Eddy skontaktował się z Pattonem już z Sens, po czym ten kazał mu jechać dalej.

Patton potrafił ich co prawda szybko eliminować zastępując kolejnymi, ale taki proces musiałby potrwać.

W tym sęk, że Patton bardzo rzadko usuwał swoich dowódców korpusów i dywizji, w przeciwieństwie do Bradleya, który w Normandii nałogowo niemalże ścinał głowy.

Zamiast Cobry US Army zajęta byłaby przez pewien czas karuzelą wyższych dowódców, co spowodowałoby zamieszanie i kosztowało sporo czasu. Później naturalnie, wraz ze znalezieniem przez Pattona odpowiedniej liczby odpowiednich ludzi sytuacja uległaby zmianie, pytanie tylko czy nie za późno.

A jak było za Bradleya? Spójrz jak często się zmieniali dowódcy dywizji w Normandii za jego "kadencji". Trudno tutaj cokolwiek spekulować. Mogę przypuszczać, że będąc na miejscu Omara producenta namiotów, Patton na dowódców korpusu wybrałby wysłużonych oficerów, którzy pod nim służyli na Sycylii, tak jak i jego sztab składałby się zapewne w dużej mierze z oficerów 7. Armii. Być może Cobra zostałaby przeprowadzona szybciej? Niemniej, powtarzam, trudno spekulować tutaj "co by było gdyby"- za wiele niewiadomych.

Nie jestem taki pewien - pod uwagę trzeba jeszcze wziąć wszystkie te sytuacje, gdy śmiało poprowadzona (przez z konieczności mało doświadczonych i poganianych przez Pattona wyższych dowódców) wojna manewrowa zakończyłaby się jakimś kotłem czy masakrą w stylu Rangersów pod Cisterna.

Wydaje mi się to raczej wątpliwie z tego powodu, że Patton do cna polegał na wywiadzie, zarówno swoim G-2, jak i na zwiadzie lotniczym, przez co 3. Armia w zasadzie nigdy nie została zaskoczona przez Niemców. No, dobra, zaskoczyła ją ilość Niemców na płw. Bretońskim. <_< Miało być najwyżej 10 tysięcy Niemców, a wyszło prawie 60 tysięcy samych jeńców (38 w Brest, 20 w Lorient). Jak pisze Robert S. Allen: "Podczas planowania G-2 miał zawsze pierwsze słowo (...) dopiero potem robiono plany w zależności od tego".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

mch90: troszkę na marginesie : "Eddy zwrócił się więc do swego nowego sztabu: "Co to za cholerna wojna? Biłem się dwa miesiące i posunąłem się o 5 mil" . Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się to z filmem Kellys Heroes [Złoto dla zuchwałych], gdzie nieudolny dowódca nakazuje atakować miejscowość "poza mapą" - tam Clermont - Ferront, dopiero jak grupa przedsiębiorczych chłopaków z US Army stwierdziła, że trzeba tam dojść nie przejmując się oficjalnymi planami dowództwa.

Przy okazji - małe pytanie: ilu było w armii amerykańskiej generałów, którzy nie zmieniali dowódców jak rękawiczki i działali podobnie jak Patton? Mnie się czasem wydaje że minął się z taktyką armii w której służył.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
JCzernin   

Chcieliscie ciekawostki, to tu znalazlam cos, co mowi o podejsciu Pattona do wysiedlencow-Zydow i przesiedlencow ( w oryginale "displaced person") w ogole. Przesiedlencami/ DPs nazywano w tym kontekscie ludzi wyzwolonych z obozow koncentracyjnych, ktorzy przebywali w tymczasowych obozach podlegajacych Amerykanom.

W swoim dzienniku Patton komentuje raport pracownika departamentu stanu, Harrisona, o niehigienicznym zakwaterowaniu dla przesiedlencow i o przetrzymzwaniu ich w obozach pod straza.

Najpierw Patton pisze, ze usuniecie jednego Niemca z domu jest kara dla pojedynczej osoby, a nie dla RASY ( "race"- slowo uzyte w oryginale).

Dodaje, ze jest to w sprzecznosci z jego anglosaskim sumieniem aby usuwac osobe z domu, co jest kara, bez odpowiedniego procesu prawnego.

Drugi podpunkt zacytuje w calosci:

"Harrison (...) uwaza, ze wysiedleniec jest osoba ludzka, ktora on (=wysiedleniec-JC.) nie jest,a to sie odnosi zwlaszcza do Zydow,

ktorzy stoja nizej od zwierzat. Pamietam raz(...)general Gay powiedzial, ze to nie byla sprawa ludzi mieszkajacych z brudnymi zwierzetami, ale zwierzat zyjacych z brudnymi ludzmi. W tym czasie nigdy wczesniej nie widzial on wysiedlonego Zyda."

w moim tlumaczeniu podaje z ksiazki :Haunschmied, Wills, Witzany-Durda: "St.Georgen, Gusen, Mauthausen, Concentration Camp Mauthausen reconsidered"

Edytowane przez JCzernin

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Patton to generał który w 100% rozumiał zasady wojny manewrowej prowadzonej przez związki pancerne i zmotoryzowane. Z charakteru agresywny. Szybkość działania tak aby wróg nie zdołał ochłonąć i zebrać obronę, uważał za podstawę sztuki wojennej. W pełni zgadzał się ze stwierdzeniem Guderiana który twierdził, że silnik czołgu jest jego bronią w takim samym stopniu jak armata. Pattona dosyć dobrze charakteryzuje jego powiedzenie "Wolę mieć niezły plan dzisiaj niż wspaniały jutro".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

W książce Billa O'Reilly i Martina Dugarda "Zabić Pattona" wyczytałem, że 20 kwietnia 1945 roku samolot Stinson L5 Sentinel w którym leciał Patton został zaatakowany przez Spitfire'a RAF-u z polskimi oznaczeniami. Angielski pilot miał dokonywać desperackich uników na niemal zerowym pułapie. w efekcie uniknął pocisków a atakujący Spitfire rozbił się o drzewa.

Problem w tym, że w tym rejonie Niemiec nie było żadnych polskich jednostek lotniczych.

Ponoć Patton wierzył, że to była robota Rosjan.

Słyszeliście coś więcej o tym incydencie?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Potwór   

Czytałem ostatnio książkę o brygadzie świętokrzyskiej. Patton nie chciał wydać brygady sowietom i z tego co się dowiedziałem chciał trzeciej wojny światowej z sowietami. Szkoda że do niej nie doszło Ciekaw jestem jak dzisiaj świat by wyglądał.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.