Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Jarpen Zigrin

Jak to było z tymi kolejkami?

Rekomendowane odpowiedzi

Tzn.co "tym bardziej cieszyl" cytrus trzy razy do roku? To ma byc cacy? Kpiny jakies sobie kolega robi?Te piec godzin w kolejce po kielbase to ma byc zaprzeczenie "taniej propagandy"? Zastanawiamy sie czasem nad znaczeniem slowa "tania propaganda"?

Ciekawe kto w obecnych czasach czy po prostu w kraju cywilizowanym bedzie stal polowe dnia po kawalek ochlapa czy papier do tylka :blink:

No chyba ze myslimy w kategoriach cywilizacji...no wlasnie jakiej?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

W dobie kryzysu w początkach lat pięćdziesiątych okólnikiem MHW nr 8 z 15 maja 1951 r. zakazano wystawiania w zakładach gastronomicznych cukiernic do dyspozycji klientów, rok 1950 przyniósł tzw. dni dorszowe, kiedy to w placówkach można było serwować potrawy z tej ryby. Zaordynowano też program oszczędnościowy co do herbaty i kawy:

"Z uwagi na konieczność stosowania oszczędności w zużyciu surowców importowanych nie należy na razie stosować kawy czarnej specjalnej i kawy wiedeńskiej lecz prowadzić tylko kawę czarną z domieszką kawy zbożowej lub cykorii (...) Kawę białą należy przyrządzać z wywaru kawy zbożowej i pozostałych po wyparzeniu kawy ziarnistej tzw. wytłoków. Wytłoki należy po wyjęciu z expressu ostudzić i przechowywać w lodówce. Dla należytego wykorzystania surowca należy herbatę chińską wyparzać 3 krotnie (...) Drugi i trzeci napar należy w miarę możności łączyć z pierwszym".

/M. Jastrząb "Puste półki. Problem zaopatrzenia ludności w artykuły powszechnego użytku w Polsce w latach 1949-1956", Warszawa 2004, s. 72; Pismo okólne MHW, nr 26, 26 VI 1951, w sprawie receptury na rozszerzony asortyment napojów i potraw otwartych zakładach żywienia zbiorowego/

Edytowane przez secesjonista

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Dla zainteresowanych kwestiami "technicznymi" życia kolejkowego, ciekawy album:

J. Oleński "Ogólnopolskie kartki zaopatrzeniowe z lat 1976-1989".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Jeszcze raz podkreślam, że sam jestem beneficjentem systemu kapitalistycznego, radzę sobie w nim całkiem nieźle i w najmniejszym stopniu nie usiłuję twierdzić, że system real-socjalistyczny był lepszy. Mimo to kłamstwo pozostaje kłamstwem i jemu się przeciwstawiam.

W telewizji i innych publikacjach raczy się nas obficie wizją sklepu, gdzie jedynie ocet stoi na półkach. To zdjęcie oglądałem już z tysiąc razy. Samo zdjęcie, jak to zdjęcie, utrwaliło pewną sytuację, która w określonym miejscu i czasie zaistniała. Ono jest prawdziwe. Kłamstwem jest sugerowanie, że taka sytuacja była typowa dla epoki realnego socjalizmu. To nazywam "tanią propagandą".

Owszem, jesienią 1981 roku nastąpiła kompletna dezorganizacja handlu żywnością, ale i tak nikt raczej nie głodował, choć niekoniecznie jadł na obiad to, co zaplanował. Ale octem się nie żywił.

Moje stanowisko opieram na własnych obserwacjach, więc siłą rzeczy dotyczy lat 1965-1989. Secesjonista linkuje do źródeł z przełomu lat 40-ych i 50-ych, nie odnoszę się do tego. Choć zauważę, że wtedy to i w zwycięskiej Wielkiej Brytanii były kartki na żywność.

Tzn.co "tym bardziej cieszyl" cytrus trzy razy do roku? To ma byc cacy? Kpiny jakies sobie kolega robi?

Nie bardzo rozumiem, dlaczego ciągła obecność cytrusów na być miarą dobrostanu społeczeństwa. A konkretnej - pomarańczy i mandarynek, bo cytryny były w ciągłej sprzedaży i nie przypominam sobie najmniejszego kłopotu z ich nabyciem.

Dziś pomarańcze są w ciągłej sprzedaży a ja jem je chyba rzadziej niż wtedy. I ówczesny apetyt na pomarańcze mogę wyjaśnić tylko rzadkością tego dobra. Bo niczego nadzwyczajnego w smaku pomarańczy nie czuję. Gdzie im tam do ówczesnych jabłek - landsberskiej, koszteli, malinówki etc. Dziś już ich nie kupisz, jeszcze czasem się zdarza szara i złota reneta, antonówka - ale tak ogólnie dostępne są jakieś świństwa jabłkopodobne. Bo one są produktywne !!!

To trochę paradoks - gospodarka niedoborów realnego socjalizmu powodowała, że opłacała się produkcja dóbr "małoproduktywnych" i ich sprzedaż po bardzo umiarkowanych cenach.

Pomarańcze i banany jadłem jedynie od święta. Ale w ogóle owoców miałem w bród, i to lepszych i smaczniejszych, niż mamy dziś.

Nie wątpię, że w latach 60-ych i 70-ych w Hiszpanii bez problemu można było dostać cytrusy. I pewnie zbyt drogie nie były. Bo te owoce tam rosną, a w Polsce były owocami egzotycznymi. Czy można było tam kupić landsberską, kosztelę, malinówkę, renety, antonówkę? Wątpię. Bo to polskie owoce, dla Hiszpanów egzotyczne.

Nie wiem, z jakiego powodu mam uznać brak akurat pomarańczy w ciągłej sprzedaży z jakieś upodlenie.

Te piec godzin w kolejce po kielbase to ma byc zaprzeczenie "taniej propagandy"?

Jakie "pięć godzin"? Skąd wziąłeś informację, że trzeba było stać pięć godzin w kolejce, żeby kupić zwyczajną kiełbasę? Chyba z owej "taniej propagandy". Owszem, po szynkę wędzoną to trzeba było coś odstać, ale nie pięć godzin. Baleron i polędwica wędzona to już były łatwiej dostępne. Ale kiełbasa? Stać pięć godzin po kiełbasę? To jakieś żarty.

Zastanawiamy się czasem nad znaczeniem słowa "tania propaganda"?

No może należałoby nazwać rzecz po imieniu - kłamliwa propaganda.

Ciekawe kto w obecnych czasach czy po prostu w kraju cywilizowanym bedzie stal polowe dnia po kawałek ochłapa

Nikt. I nikt w PRL (no może poza kilkoma tygodniami jesienią 1981) nie stał. Byłeś wtedy w Polsce? Zaopatrywałeś rodzinę? Stałeś w tych kolejkach, czy tylko o nich słyszałeś?

Jeśli się stało, to po szynkę. I tylko takie pytanie - czy hiszpański robotnik w latach 60-ych i 70-ych kupował sobie szyneczkę zawsze, gdy tylko miał ochotę?

czy papier do tyłka :blink:

Stałeś 6 godzin w kolejce po papier do tyłka? Bo ja nie. Owszem, czasem trzeba było raz na miesiąc zebrać gazety z domu, oddać je do punktu skupu, który znajdował się kilkaset metrów od domu, i dostać zapas papieru na miesiąc. To jakieś upodlenie było? Dziś byśmy powiedzieli, że to EKOLOGICZNE rozwiązanie, Ale to i tak czasem, bo w sumie papier toaletowy nie był w ciągłej sprzedaży, tylko zjawiał się raz tu, raz tam. Sprzedawano po 10 rolek na łebka. Każdy brał po 10 rolek, więc szybko znikał.

No chyba ze myślimy w kategoriach cywilizacji...no właśnie jakiej?

No właśnie - jakiej? Bo u mnie w domu (znaczy w domu moich rodziców i teściów, oraz na teściów działce) dość często przyjmowaliśmy gości z Belgii, Holandii, Niemiec, Austrii. I jakoś nie czuliśmy odmienności cywilizacyjnej. Najedli się u nas, napili - zwykle wielce ich zdumiewała jakość bułgarskich win, które u nas były za grosze, a oni twierdzili, że na tej jakości wina ich w domu nie stać.

Po "stanie wojennym" od tych Holendrów dostaliśmy paczkę żywnościową. No fakt - był tam bez sensu kilogram cukru oraz jakieś paskudne mięsne konserwy, jakieś kosmetyki, ale poza tym 30 puszek Heinekena, litr Jasia Wędrowniczka (niestety, szarpnęli się tylko na czerwonego) i litr brandy Stocka.Te konserwy mięsne oni pewnie uważali za znakomite i luksusowe, ale gdzie im tam było do "odrzutów z eksportu" szynki "Krakus".

No właśnie. Ci Holendrzy, którzy byli w Polsce w 1980 czy 81 roku, jakoś nie uwierzyli, że po wprowadzeniu stanu wojennego cierpimy głód srogi. Raczej uznali, że brak nam dobrych trunków.

Ich jakoś ta durna propaganda nie ogłupiła. Niestety do dziś ogłupia innych.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Otóż tak uważny czytelnik jak jancet...

powinien uważniej czytać wypowiedzi innych.

Rzeczony secesjonista nigdzie w tym temacie niczego nie linkował, jeśli już to: cytował.

Jeśli już, to nie odnosi się do: "źródeł z przełomu lat 40-ych i 50-ych", tylko konkretnie: roku 1951.

Jeśli się stało, to po szynkę.

U mnie w mieście stało się po szereg innych rarytasów... typu: chleb.

Nie twierdzą, ze u mnie w mieście brakowało chleba, tylko jego dystrybucja była cokolwiek niefortunna, stąd moim obowiązkiem było w sobotę odstanie kilku godzin w "Domu Chleba".

I każdy żyrardowianin to potwierdzi.

Nie wątpię, że w latach 60-ych i 70-ych w Hiszpanii bez problemu można było dostać cytrusy. I pewnie zbyt drogie nie były. Bo te owoce tam rosną, a w Polsce były owocami egzotycznymi. Czy można było tam kupić landsberską, kosztelę, malinówkę, renety, antonówkę? Wątpię. Bo to polskie owoce, dla Hiszpanów egzotyczne.

Tylko jancet nam tu trochę zaciemnia sytuację, jako że rozpatrywać nie mamy dostępności danych odmian w danym kraju, pytanie jest proste: czemu cytrusy stawały się przedmiotem dyskusji w łonie partii?

W tychże latach Hiszpanie jak mniemam mieli dostęp do jabłek - niezależnie jakiej odmiany, czy nasz dostęp do cytrusów - był porównywalny?

Stałeś 6 godzin w kolejce po papier do tyłka?

Ja - tak.

Pamiętam również,że w kolejce do sklepu spożywczego zmieniałem w ciągu nocy babcię. Za czym tak stano - nie pamiętam, ale raczej nie była to kolejka po szynkę parmeńską.

W kolejkach się stało, nie tyle z braków w lodówce, a raczej z braków i nieregularności dostaw na sklepowe półki.

Ich jakoś ta durna propaganda nie ogłupiła. Niestety do dziś ogłupia innych.

Ja nie wiem jak ogłupionymi byli goście rodziców janceta i czym mieli być ogłupieni.

A jak wchodzili do osiedlowego sklepu to co dzień mogli zakupić piwo "Żywiec", które wtedy produkowaliśmy?

Bo u mnie w mieście jakoś; niezależnie od propagandy; piwo to nie było w ciągłej sprzedaży.

Pojawiało się...

słowo: "pojawiło" jest dziwnym memento tych czasów.

Byłeś wtedy w Polsce? Zaopatrywałeś rodzinę?

Byłem, zaopatrywałem i stałem.

No właśnie - jakiej? Bo u mnie w domu (znaczy w domu moich rodziców i teściów, oraz na teściów działce) dość często przyjmowaliśmy gości z Belgii, Holandii, Niemiec, Austrii.

A kim wówczas byli rodzice i teściowie?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   

To i ja wtrącę swoje trzy grosze - choć od razu zaznaczę, że opieram się na tym co mówią/mówili moi rodzice, gdyż w omawianej epoce żyłem bodaj dwa lata.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego ciągła obecność cytrusów na być miarą dobrostanu społeczeństwa. A konkretnej - pomarańczy i mandarynek, bo cytryny były w ciągłej sprzedaży i nie przypominam sobie najmniejszego kłopotu z ich nabyciem.

A ja rozumiem. Mój ojciec jedno co wspominał często z wycieczki do Moskwy, to to, że mógł się najeść do rozpuku mandarynek i pomarańczy. Znaczyłoby to, że w czasach jego młodości takiej możliwości w Polsce nie było, poza świętami. Dodajmy, że mieszkał pod Warszawą.

Pomarańcze i banany jadłem jedynie od święta. Ale w ogóle owoców miałem w bród, i to lepszych i smaczniejszych, niż mamy dziś

Moja mama też, problem na tym polega, że pochodziła z rodziny chłopskiej w której jeszcze pradziadek zajmował się sadownictwem. U ojca było zdecydowanie inaczej i owoców dużo nie było.

Jakie "pięć godzin"? Skąd wziąłeś informację, że trzeba było stać pięć godzin w kolejce, żeby kupić zwyczajną kiełbasę? Chyba z owej "taniej propagandy". Owszem, po szynkę wędzoną to trzeba było coś odstać, ale nie pięć godzin. Baleron i polędwica wędzona to już były łatwiej dostępne. Ale kiełbasa? Stać pięć godzin po kiełbasę? To jakieś żarty.

Ja wiem? Niektórzy robili swoją kiełbasę i szynki i nie stali - mój dziadek i pradziadek (wędzarka dalej stoi :P) ale słyszałem też o kiełbasach robionych z mięsa zwierząt futerkowych, dziś się tego chyba nie praktykuje.

Owszem, czasem trzeba było raz na miesiąc zebrać gazety z domu, oddać je do punktu skupu, który znajdował się kilkaset metrów od domu, i dostać zapas papieru na miesiąc

No i? Dziś nie trzeba a papier toaletowy jest.

No właśnie - jakiej? Bo u mnie w domu (znaczy w domu moich rodziców i teściów, oraz na teściów działce) dość często przyjmowaliśmy gości z Belgii, Holandii, Niemiec, Austrii. I jakoś nie czuliśmy odmienności cywilizacyjnej

Moi rodzice dość wyraźnie, wedle tego co mówią, odczuli różnice cywilizacyjną gdy pojechali zrywać truskawki do Finlandii ale to był bodaj 1990.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Otóż tak uważny czytelnik jak jancet...

powinien uważniej czytać wypowiedzi innych.

Rzeczony secesjonista nigdzie w tym temacie niczego nie linkował, jeśli już to: cytował.

Jeśli już, to nie odnosi się do: "źródeł z przełomu lat 40-ych i 50-ych", tylko konkretnie: roku 1951.

Pozostanę przy swym mniemaniu, iż rok 1951 znajduje się "na przełomie lat 40-ych i 50-ch". A za przeinaczenie, iż Secesjonista nie "linkował", lecz wręcz "cytował", bardzo Secesjonistę przepraszam.

U mnie w mieście stało się po szereg innych rarytasów... typu: chleb.

Nie twierdzą, ze u mnie w mieście brakowało chleba, tylko jego dystrybucja była cokolwiek niefortunna, stąd moim obowiązkiem było w sobotę odstanie kilku godzin w "Domu Chleba".

I każdy żyrardowianin to potwierdzi.

No właśnie. Chleba nie brakowało. Ja też parę razy stałem w sobotę kilka - no nie, raczej nie kilka godzin, godzinę, półtorej maksimum - godzin po chleb, zanim doszedłem do wniosku, że lepiej go kupić w piątej po południu, bez żadnej kolejki, bo w sobotę i tak będą sprzedawać wypieki z minionego tygodnia.

Tylko jancet nam tu trochę zaciemnia sytuację, jako że rozpatrywać nie mamy dostępności danych odmian w danym kraju, pytanie jest proste: czemu cytrusy stawały się przedmiotem dyskusji w łonie partii?

Cytrusy nie stawały się przedmiotem dyskusji w łonie rządzącej partii. Nie jestem całkiem pewny, czy w systemie frankistowskim istniała jakakolwiek partia, nawet ta rządząca. Natomiast w Polsce PZPR ze względów ideologicznych wmawiała robotnikom, że powinni móc jeść pomarańcze, mandarynki i banany, ilekroć zechcą. No i każdego było na nie stać, ale niekoniecznie mógł je kupić.

W tychże latach Hiszpanie jak mniemam mieli dostęp do jabłek - niezależnie jakiej odmiany, czy nasz dostęp do cytrusów - był porównywalny?

Myślę, że w tym czasie robotnik z Żyrardowa miał nieporównywalnie lepszy dostęp do owoców egzotycznych (takich jak dla Polski cytryny, pomarańcze, mandarynki i banany), niż robotnik z Barcelony do owoców egzotycznych z jego punktu widzenia. Na przykład do znakomitych jabłek z Polski.

Ja - tak.

Pamiętam również,że w kolejce do sklepu spożywczego zmieniałem w ciągu nocy babcię. Za czym tak stano - nie pamiętam, ale raczej nie była to kolejka po szynkę parmeńską.

Ja też pamiętam, że raz dałem się namówić na ustawienie się w kolejce o 4. nad ranem. I stałem na zmianę z siostrą. Totalnie bez sensu, bo to, co wtedy kupiłem, bez problemu można było kupić około 10-ej w zwykłym osiedlowym sklepiku.

W kolejkach się stało, nie tyle z braków w lodówce, a raczej z braków i nieregularności dostaw na sklepowe półki.

No właśnie tego usiłuję dowieść. Więc się cieszę, iż się w pełni zgadzamy.

Nota bene - parę lat temu, to chyba była jesień 2011 roku, została puszczona plotka, że zabraknie cukru. Albo że znacznie podrożeje. Wszyscy zaczęli kupować cukier, co spowodowało i braki, i bardzo gwałtowny wzrost cen. Nic mnie to nie obchodziło, bo cukru zużywamy cca 2 kg rocznie, ale akurat wtedy mi się skończył cukier do kawy i brak cukru odczułem dotkliwie.

Ja nie wiem jak ogłupionymi byli goście rodziców janceta i czym mieli być ogłupieni.

Byli ogłupieni zachodnioeuropejską propagandą, że w Polsce panuje głód.

A jak wchodzili do osiedlowego sklepu to co dzień mogli zakupić piwo "Żywiec", które wtedy produkowaliśmy?

Piwo "Żywiec" było artykułem luksusowym. W latach 70-ych było w ciągłej sprzedaży w niektórych sklepach, jednak go nie kupowałem, bo dość drogie było.

Natomiast na Mokotowie w ciągłej sprzedaży było piwo wareckie, a także jego droższa odmiana - "Pułaski". Miało charakterystyczną chmielową goryczkę, podkreślaną przez wodę z wareckich źródeł, ze znaczącym stężeniem jonów Mg++, co dawało ówczesnej "Warce" niepowtarzalny wyraz.

Jeżeli ktoś usiłuje odnaleźć ten wyraz we flaszce piwa z napisem "WARKA", to daremny trud, bo jest to piwo warzone w Elblągu, Braniewie albo w Leżajsku. Podobno beczkowe może być naprawdę z Warki.

Natomiast faktem jest, że w latach 1982-1988 w Warszawie panował piwny głód. Piwo było nie do dostania, zarówno w sklepach, jak i w tańszych zakładach gastronomicznych. Nie wiadomo, dlaczego, bo choć w Żyrardowie raczej nie bywałem, to jednak wiem, że w pobliskim Grodzisku Mazowieckim czy Radziejowicach piwa było pod dostatkiem, choć niekoniecznie był to akurat "Żywiec".

słowo: "pojawiło" jest dziwnym memento tych czasów.

Z tym się całkowicie zgadzam. Gdzieś coś się pojawiło, więc tam biegniemy kupować. I zaraz się to kończy.

A kim wówczas byli rodzice i teściowie?

Przez większość tego okresu mój ojciec był emerytem. W owym czasie spadał z dość wysokiego stołka - w 1965 był wiceprezesem Polskiego Radia ds. techniki, choć odmówił wstąpienia do PZPR. Po 68 dostał awans skośny w dół, ponieważ jego zwierzchnikiem był Szpigler, Żyd. Został wice-dyrektorem ds. naukowych w Instytucie Łączności. Bez żalu, bo tak naprawdę to to stanowisko bardziej jego predyspozycjom odpowiadało. No ale od 1970 roku był po prostu emerytem. Matka nigdy nie pracowała zawodowo, więc z jednej emerytury trzeba było utrzymać cztery osoby. Nie przelewało się. Nie codzień było mięso na stole. Nie wiem, jakim cudem rodzicom udało się ustrzec mnie od świadomości, że jestem znacznie uboższy od swoich kolegów z klasy. Oni na 18-kę dostawali Fiata 126p, a ja - magnetofon. A i to ze spadku po wujku z Anglii. Bo emerytury ledwo starczało na życie. Ale głodny nie byłem.

Wizyty osób z "zachodu" były związane z działalnością mojej siostry w IESTE, dzięki którym wyjechała raz i drugi "na zachód", a jej tamtejsi znajomi złożyli na rewizytę.

Natomiast moi teściowie (tu już mówimy o latach 80-ych) byli profesorami na SGPiS - dziś SGH. Z tego powodu zapraszali do Polski swoich zachodnioniemieckich i austriackich kolegów. Jeżeli chodzi o rasę, to teściowa była ćwierć-Żydówką.

Co jeszcze, Panie Moderatorze, życzysz sobie wiedzieć o moich rodzicach i teściach?

Bo - przyznaję - pytanie zda mi się nieco obrzydliwe.

Edytowane przez jancet

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   
Co jeszcze, Panie Moderatorze, życzysz sobie wiedzieć o moich rodzicach i teściach?

Bo - przyznaję - pytanie zda mi się nieco obrzydliwe.

Chyba zupełnie nie potrzebnie - nie chce być nie miły ale wspomnienia syna wojewody i syna rolnika z niewielkim areałem ziemi, nawet dziś będą od siebie odbiegać. Stąd przedstawienie kim kto był w danym okresie jak najbardziej ma sens.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

I nikt w PRL (no może poza kilkoma tygodniami jesienią 1981) nie stał. Byłeś wtedy w Polsce? Zaopatrywałeś rodzinę? Stałeś w tych kolejkach, czy tylko o nich słyszałeś?

(...)

jancet swym pytanie sugeruje, że jeśli ktoś pisze o staniu w kolejkach po przysłowiowy ochłap, to zapewne wówczas w kraju nie był, a to co pisze jest efektem kłamliwej propagandy.

Tu mam problem, bo w kolejkach stałem, i nie chodziło o szynkę wędzoną. Skoro w rzeczywistość peerelowską tam mocno wbiła się fraza: "rzucili" - to chyba coś było jednak nie tak z

tą dystrybucją różnych towarów.

Zależnie od zapatrywań politycznych widzimy często różne zjawiska w przejaskrawionym świetle, osoba o prawicowych przekonaniach częściej zwróci uwagę na to co było złe w PRL, a

osoba o innych przekonaniach będzie wolała skupić na zagadnieniu likwidacji analfabetyzmu.

Ponieważ piszemy tu o swych wspomnieniach, rodzinnych wspominkach to siłą rzeczy przedstawiamy subiektywnie widziany wycinek ówczesnej rzeczywistości.

(...)

Co jeszcze, Panie Moderatorze, życzysz sobie wiedzieć o moich rodzicach i teściach?

Bo - przyznaję - pytanie zda mi się nieco obrzydliwe.

A dla mnie zasadne.

Bo to jest pytanie: w "jakich PRL-ach żyliśmy" i czemu one się tak różnią?

To jak wyglądała nasza rzeczywistość w dużej mierze zależało do tego kim byli nasi rodzice i gdzie mieszkaliśmy.

Z innym światem borykała się mokra prządka, a z innym główny inżynier na Żeraniu.

Trochę inne problemy miał mieszkaniec Warszawy, a inne mieszkaniec jakiejś małej miejscowości. I nie chodzi tu o

zrozumiałe różnice pomiędzy dużymi i małymi ośrodkami.

Ja mogę napisać, że przez szereg lat nie miałem do czynienia z koniecznością stania w długich kolejkach po mięso i wędliny.

Pozostawiając ten zapis bez komentarza, ktoś mógłby zatem odnieść wrażenie, że wówczas w moim mieście, pod tym względem nie

było żadnych problemów z zakupem tego typu towarów.

I byłby to błędny wniosek.

Kiedy napiszę, że w tym czasie moja mama została kierowniczką dyspozytorni kierowców w zakładach mięsnych, to sprawa przedstawia

się już inaczej.

Nigdy też nie staliśmy w kolejce w tzw. Domu Meblowym.

Atoli nie racji tego, że takowej kolejki nie było. Była, i to całkiem spora.

A to z racji tego, że mój dziadek mając w piwnicy własny warsztat stolarski większość naszych potrzeb w tym zakresie zaspakajał sam.

Innymi słowy pytanie o rodziców jest pytaniem w jakim punkcie PRL żyliśmy, jakie mieliśmy możliwości.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Moje trzy grosze w sprawie kolejek.

Jakoś tak się składa, że są one jedną z rzeczy jakie przychodzą mi do głowy gdy myślę o swoim dzieciństwie i młodości (rocznik 1965). W kolejkach (w których wystawałem wraz z babcią) poznałem litery i nauczyłem się czytać. Jedno z pierwszych słów to „Spożywczy” (Trudne, ale ja zdolny byłem). Staliśmy po białko w postaci mięsa i jego produktów. Owszem w tamtych czasach dostępne były wyroby wędlinopodobne, jak pasztetowa z kitu czy kiełbasa z trocin. Lepsze wędliny i mięsa były trudne do dostania i trzeba było je wyczekać. Wyczekiwało się również inne artykuły. Pamiętam jak ojciec „załatwiał” meble do mojego pokoju, czy pralkę typu „Wiatka”. To wszystko jeszcze przed „załamaniem się rynku”. Z resztą stwierdzenie, że załamanie rynku nastąpiło dopiero w 1981 roku i dopiero wtedy pojawiły się kolejki niestety mija się z prawdą. Protesty roku 1980 roku (a i wcześniejsze w roku 1976) nie wynikały , jak chcieliby niektórzy z głodu wolnej prasy czy niezależnych związków zawodowych a z niedostatku produktów konsumpcyjnych. W końcu kartki na cukier wprowadzono niemal samym środku gierkowskiego panowania (który miał być ponoć okresem prosperity). Zdaje się, że nie uczyniono tego w trosce o zdrowie obywateli a raczej z tego powodu, że 30 lat po wojnie w kraju będącym jednym z większych producentów buraków cukrowych zabrakło cukru. Tak po prostu. Jeśli to nie jest poniżające dla obywateli to nie wiem co to jest.

Podobnie jak poniżające były polowania na papier toaletowy urządzane w środku Europy pod koniec XX wieku. Można dowcipkować bajdurząc o ekologii ale to nie zmienia faktu, że socjalistyczne gospodarowanie poniosło klęskę i zmieniło obywateli w zmęczony tłum wyrywający sobie ochłapy pozwalające przetrwać.

Co do prezentów na 18 urodziny to w moim liceum (podwarszawskie miasto)to nikt nie dostał samochodu. Jedynym środkiem lokomocji jaki otrzymał jeden z moich kolegów był rower marki Wagant. I był z tego bardzo zadowolony. Opowieści o takich podarunkach w tamtym czasie brzmią w moich uszach jak bajka o Żelaznym Wilku.

Ciekaw jestem które środowisko było reprezentatywne dla omawianego przez nas okresu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ja dodam od siebie pytanie: faktycznie tak długotrwałe kolejki powstawały jedynie w latach jakich to określił jancet?

Ilu z nas pamięta kolegów co dostawali Fiata?

Ile wynosiła emerytura osoby co ostatnio była: "wice-dyrektorem ds. naukowych w Instytucie Łączności"?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
atrix   

Czytam, czytam i zastanawia mnie taka sprawa: wszyscy stali w kolejkach po 6 godzin czy więcej. Więc mam pytanie: kiedy to szanowni kolejkowicze pracowali bądź uczyli się? Skoro stali w kolejkach prawie cały dzień roboczy. Bo u mnie w małym mieścinie pracowało się od 7,00 do 15,00, i w tych godzinach otwarte były sklepy wszelkiej maści. Kto stał w tych kolejkach?, stali oczywiście ludzie którzy zajmowali się handlem. Czyli stałem kupiłem i 300% zarobiłem.

A teraz do rzeczy.

Rodzice moi: ojciec chłopo-robotnik, matka pracownica PCK

Problem zaczął się wtedy kiedy była olimpiada w Moskwie - 1980r. Pierwsze co pamiętam, to to że masło dzielono na cztery. Wkrótce zaczęło brakować wszystkiego, co nie znaczy że w sklepach był tylko ocet. W stanie wojennym wprowadzono karki, i na kartki się kupiło bez wielkich kolejek.

Wieś kartek na mięso nie miała. Władza doszła do wniosku że chłop się wyżywi bez kartek. Kwitła za to dostawa mięsiwa do domów, nielegalna ale prosperowała znakomicie. Nawet władza oczy przymykała na ten proceder. Papier do du.... wykupywali hurtowo znów handlarze i odsprzedawali z zyskiem.

W tym okresie panował zwyczaj - towar lepszy od pieniądza. Więc kupowano wszystko co się dało. I tak oto tworzyły się kolejki.

Były tez buty na talony, talony na paliwo itd. Papierosy były na kartki krajowe, zagraniczne bez kartek i tych ostatnich było pod dostatkiem ( rosyjskie i Kubańskie w większości)

I analogicznie jak przed okresem 1980r problemy były - z samochodami ,materiałami budowlanymi.

Wróćmy do lat przed 1980r.

Odbiorniki radiowe wyginały pułki sklepowe jak też telewizory. Ogólnie towar był w sklepach, tylko był jeden problem - brak pieniędzy.

Motocykle były - WSK 125,WSk 175, Gazela,MZK. - brak pieniędzy

Żarcie było i nie brakowało rarytasów - pomarańczy

Był problem z samochodami i to spory - ten towar był rarytasem.

Był problem z materiałami budowlanymi.

W 1985 roku zacząłem sam na siebie pracować, był to jeszcze okres kartek.

Mój dochód miesięczny - około 9000zł

Mogłem sobie kupić: buty z Radoskóru - 2000 - 2500, jeansy - 2000 - 3000zł, moje marzenie TV Cygnus - 2750zł, wieża Diora - około 9000 jedna cegła.

W 1985r ten towar leżał na pułkach sklepowych.

Trzeba jeszcze wspomnieć że w latach stanu wojennego zachód nas dożywiał: w ser żółty o smaku mydła, mleko w proszku o smaku wapna hydratyzowanego.

No i oczywiście krążył kawał - rzucić polakom 1 kg cukru i sami się pozabijają, nie potrzeba stanu wojennego.

A my jakoś przeżyliśmy i nikt z głodu nie umarł.

Wcale mile nie wspominam okresu komuny, uważam że żyje mi się lepiej i na więcej mnie stać.

Ale opinia że w sklepach był tylko ocet jest fałszywa. Propaganda typu - puste haki w sklepach również jest fałszywa. Były takie okresy ale nie stałe.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ja tam nie stałem 6 godzin, więc to zapewne nie do mnie zapytanie...

atoli odpowiadając: kiedy?

Po szkole i w weekend, a jak ktoś mnie budził w nocy by zmienić babcię w kolejce to pewnie trwała ona dłużej niż sześć godzin. Co ciekawe, ja nie pamiętam za czym wtedy stano, a nie był to jednorazowy incydent. Dodam, że był to zwykły sklep Społem.

atrix napisał:

"Wróćmy do lat przed 1980r.

Odbiorniki radiowe wyginały pułki sklepowe jak też telewizory. Ogólnie towar był w sklepach, tylko był jeden problem - brak pieniędzy".

To ciekawe, bo wcześniej pojawiał się wątek, że stać nas było tylko towarów nie było.

Zatem mamy okresy kiedy w PRL - nie stać nas było na zaproponowane towary.

Jak i okresy kiedy towarów chwilowo nie było.

A jak były to czasem były trudno dostępne.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
atrix   

Secesjonista napisał

To ciekawe, bo wcześniej pojawiał się wątek, że stać nas było tylko towarów nie było.

PRL to nie tylko lata 1980 - 1983. Ale przed i po tym okresie.

Nie ulega wątpliwości że że w okresie jaki podałem , były braki wszystkiego. Wykupywano co się dało. W 1980 roku powszechnie się mówiło że naszą gospodarkę zjadła Moskiewska Olimpiada.

Powodem braku towarów był również spadek złotego. Były takie okresy że w ciągu kilku dni ceny skakały o 100%. Każdy więc wolał towar a nie złotówki.

Z opowieści ojca wynika że przed Gomułką były braki wszystkiego. Kiedy Gomułka został sekretarzem na jakiś rok wszystko się polepszyło. Dopiero epoka Gierka pozwoliła na rozwój, przykładowo prywaty.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.