Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Albinos

Wywiad z profesorem Wieczorkiewiczem

Rekomendowane odpowiedzi

Albinos   
Wieczorkiewicz: Polacy są współwinni tragedii Warszawy w 1944 roku. Przez swoją polityczną głupotę.

Obłąkana koncepcja Powstania

Z historykiem, profesorem Pawłem Wieczorkiewiczem, rozmawia Rafał Jabłoński

O Powstaniu Warszawskim mówi się na klęczkach i tylko sporadycznie stawiane są trudne pytania. Na przykład: czy ludzie, którzy podjęli decyzję o walce, kalkulowali, że mogą ją przegrać?

Kalkulowali. Na kluczowych naradach padało pytanie: co będzie, jeśli Rosjanie nie nadejdą? Rzeź, klęska. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy przeżyli gehennę Warszawy. Prawdziwi powstańcy – nie ci, którzy przypięli sobie krzyże Armii Krajowej w latach 90., bo takich jest sporo, tylko ci, którzy byli na barykadach – bardzo krytycznie mówili o Powstaniu. Mieli poczucie, że są oszukanym pokoleniem. Także ludność cywilna miała poczucie krzywdy. O tym nie piszemy, bo i nie wypada, i politycznie niepoprawne. A przecież jedną z przesłanek kapitulacji Powstania było to, że ludność zaczęła się burzyć. Zaczęła tego żądać. Czemu trudno się dziwić, po dwóch miesiącach bombardowań i ostrzału.

Na Pradze przerwano walkę po sześciu dniach, kiedy wiadomo już było, że Powstanie jest nie do wygrania. I ocalono ludzi. W Warszawie lewobrzeżnej nie można było tak samo?

Nie można, przez fałszywe ambicje i fałszywe rachuby. Przecież premier Stanisław Mikołajczyk przebywał w Moskwie i nie wiadomo było, czy coś załatwi, czy nie. No i przekonanie niektórych przynajmniej dowódców, że trzeba się bić do końca, że trzeba zginąć. Jak pod Termopilami. Na przykład generał Tadeusz Pełczyński był przekonany, że konieczny jest symbol, który wstrząśnie sumieniem świata. Też nieprawda, bo niczym nie wstrząsnął. Wielka iluzja.

Czy ludzie z kręgu Komendy Głównej AK nie zdawali sobie sprawy z tego, co czynią ludności cywilnej?

Tak się złożyło, że najwyżsi oficerowie w Komendzie Głównej AK byli dość kiepskimi wojskowymi. Ci ludzie mieli opinię miernych fachowców, i to jeszcze sprzed wojny. Komorowski, Okulicki, Chruściel to byli wojskowi ze średnim horyzontem. Nie potrafili myśleć – i politycznie, i o kraju. Znana jest historia jednego z dowódców oddziałów, któremu „Monter”, Antoni Chruściel, zarzucił tchórzostwo. Gdy potem przyniesiono go z rozpłatanym brzuchem, zadał pytanie: „Kto tu jest tchórzem, panie pułkowniku?”. I to jest pytanie, które trzeba by zadać Chruścielowi, Pełczyńskiemu i Okulickiemu. Nie zginął żaden ze sztabowych oficerów, w myśl koncepcji, że walką dowodzi się z tyłów. Jest też taki argument, którego trzeba użyć: skoro niektórzy z nich mówili o Termopilach, to gdzie ten Leonidas, który zginął? To Tadeusz Bór-Komorowski, który poszedł do niewoli? To Pełczyński, który też tam trafił? Czy Leopold Okulicki, który nie poszedł do niewoli, bo zaczął zakładać kolejną konspirację? Ale co ciekawe, człowiek, który powinien był dowodzić Powstaniem, generał Albin Skroczyński „Łaszcz”, komendant Obszaru Warszawskiego AK i zagorzały przeciwnik tej walki , został odsunięty od dowodzenia.

Powraca więc pytanie: Nie chcieli przerwać walki czy nie potrafili?

Mogli przynajmniej próbować. Gdyby próbowali, nie zamordowano by tych kilkunastu tysięcy cywilów na Woli, poza tym nie zniszczono by naszego miasta. Ale przecież Powstanie można było poddać i później, na początku września, kiedy wiadomo było, że Mikołajczyk nic nie załatwił ze Stalinem. Tym bardziej że Niemcy szukali porozumienia. Niemiecki dowódca, generał von dem Bach-Zelewski, powiedział po Powstaniu, że mógł wybić wszystkich mieszkańców przy pomocy artylerii i lotnictwa. Ale nie chciał tego robić. To zagadkowa postać – pół-Polak po matce. Morderca Żydów na tyłach frontu wschodniego, a zarazem człowiek, który przeciwstawił się rozkazowi Himmlera. Twierdził, że nie może wymordować wszystkich mieszkańców Warszawy, bo mu amunicji zabraknie, co oczywiście nie było prawdą. Tak było. Jest jeszcze ciekawsza rzecz, której większość polskich historyków, jeśli nie wszyscy, nie bierze pod uwagę. Było coś w rodzaju niepisanej umowy między stroną sowiecką a niemiecką. Ci ostatni zdawali sobie sprawę, że póki trwa Powstanie, Sowieci nie będą specjalnie ich nękać na tym odcinku frontu. Dawali im czas do uporania się z „polską zarazą”. Bo dla Stalina było to najlepsze rozwiązanie. I Niemcy nie tylko z wątpliwego humanitaryzmu von dem Bacha , ale i z prostej kalkulacji politycznej nie spieszyli się.

Czy powstańcy nie zostali w jakiś sposób oszukani przez grupę wyższych oficerów Armii Krajowej?

W pewnym sensie tak. Zapowiadano im szybkie zwycięstwo, nastrój był wspaniały w pierwszych dniach. To był powiew wolności. Warszawa stała się stolicą wyzwolonej, wolnej Polski. Tylko potem stawało się jasne, że Warszawa staje się grobem, nie tylko miasta oraz jego obrońców, ale i idei wolnej Polski. A później zaczęło się okazywać, że tego zwycięstwa nie ma, a są tylko z Londynu żałobne pieśni, co doprowadzało ludzi do szału. Radio polskie z Anglii na okrągło grało hymn „Z dymem pożarów...”. Następnie na skutek nacisków polskich polityków poleciała nad Warszawę armada amerykańska, która zrzuciła mnóstwo broni, ale większość spadła na niemieckie pozycje. Niestety to był powód odroczenia kapitulacji. No i teraz trzeba było zbadać, kto tak naprawdę dowodził Powstaniem. Bór- -Komorowski modlił się, Okulicki, jak twierdzą świadkowie, głównie pił, a w polu teoretycznie dowodził Chruściel, który nie miał mocy wykonawczej. Ale Chruściel nie chciał się poddać, chciał do końca walczyć.

I przez ten bałagan zginęło ponad sto tysięcy ludzi...

Jest kuriozalne, że do tej pory myśmy się nie doliczyli ofiar. Mówi się o 140 tysiącach, ale ostatnio coraz częściej o 120. Za czasów komuny publicyści ekscytowali się ponad 200 tysiącami zabitych. W tamtych czasach Powstanie było krytykowane, więc to był dobry argument.

Pamiętam autora, który pisał o ćwierć milionie zabitych...

No właśnie.

Wróćmy jeszcze do pytania o odpowiedzialność dowództwa AK za cywilów. Nie zdawali sobie sprawy, czy byli bez refleksyjni? Przecież widzieli, że nie ma broni, brakuje amunicji, giną dzieci.

Myślę, że to było jak z bajkowym uczniem czarnoksiężnika. Uruchomiono pewien proces i zabrakło odważnego, który powiedziałby: stop! Ktoś musiał wziąć odpowiedzialność na swe barki. A ja nie widzę tam człowieka z charakterem. Był moment, w którym kilku oficerów Komendy Głównej chciało pozbawić Bora dowodzenia. Ale dali sobie wytłumaczyć, że rezonans propagandowy byłby niedobry. Pokazywałoby to Polaków jako ludzi prowadzących wieczne swary.

Za kolejny bohaterski mit Polaków, nic nie umniejszając poległym żołnierzom Powstania, największą cenę zapłaciło miasto.

Ma pan rację. Najmniej liczono się z Warszawą i jej mieszkańcami. I z losem samego miasta. Płonęły biblioteki oraz archiwa. Jest jedna rzecz, o której rzadko się mówi. Wcześniej do Warszawy zwożono z terenu mnóstwo prywatnych zbiorów – wspaniałe kolekcje obrazów, stare księgi – bo sądzono, że w mieście są bezpieczniejsze niż w małych miasteczkach i dworach. Szczególnie że nadchodziła armia sowiecka, która niczego nie szanowała. Daleko nie trzeba szukać; z biblioteki mego dziadka, pełnej ksiąg średniowiecznych, została garść popiołu. Mam puzderko z resztkami pięciu tysięcy unikalnych woluminów. Takich bibliotek prywatnych były setki. Poza tym zamordowano miasto.

Jak Pan uważa, kto się najbardziej do tego przyłożył: Niemcy, Sowieci czy może sami Polacy?

Powiedziałbym tak: fizyczne sprawstwo – Niemcy, współwinni przez ślepotę polityczną i wojskową – Polacy, a działo się to przy współsprawstwie Rosjan. Bo bierne uczestniczenie w przestępstwie jest też przestępstwem. Ale ja się Stalinowi nie dziwię, bo to leżało w jego interesie. Największą głupotą było zakładanie przez dowódców AK, że Stalin będzie musiał przyjść Warszawie z pomocą. Generalnie do Powstania parli Pełczyński, Okulicki, a także pułkownik Jan Rzepecki. Tymczasem całe grono fachowych oficerów było przeciw. Bo kalkulowali posiadane siły.

Czy Powstanie w ogóle można było wygrać?

Minister Adam Bień, zastępca delegata rządu na kraj, twierdził, że gdyby wybuchło kilka dni wcześniej, można było wygrać. To znaczy można było zająć Warszawę. Można było, wedle Bienia, zrobić to też kilkanaście dni później, kiedy czołgi sowieckie stanęły na Pradze.

Czyli 1 sierpnia to był najgorszy moment?

Niestety tak.

Ale czy aby na pewno? Niemcy przygotowali na likwidację spodziewanego powstania olbrzymie siły, ale wszystko przerzucili przed pierwszym sierpnia w rejon Magnuszewa, gdzie Sowieci sforsowali Wisłę.

Niemcy w razie potrzeby roznieśliby Powstanie w kilka dni. Mogli to zrobić i bez pomocy Sowietów. Na miłość Boską! Dwadzieścia parę tysięcy powstańców i co piąty uzbrojony w pistolet albo w najlepszym wypadku w karabin z kilkudziesięcioma nabojami. Nie było ludzi wyszkolonych do nowych metod walki. Co było z dwoma zdobycznymi czołgami – Panterami? Jedną na samym początku unieruchomił na stałe chłopak, który zaczął gmerać przy skrzyni biegów. A tak mieliśmy zbrodnicze rozkazy dowództwa i niebywałe bohaterstwo warszawiaków...

Na pewno zbrodnicze?

W żadnej armii, poza sowiecką, nie wydawano rozkazów zdobywania broni na wrogu. I atakowania nieprzyjacielskich pozycji z gołymi rękoma. W przedwojennej armii polskiej takie coś było nie do pomyślenia. Jest granica szafowania ludzkim życiem. A poza tym bić się do końca może zawodowe wojsko, ale nie cywile. Zresztą nawet gdybyśmy zajęli całe miasto, to już Niemcy mieli gotową koncepcję ciągłych lotniczych bombardowań, co przy braku obrony przeciwlotniczej skończyłoby się dla ludności cywilnej jeszcze gorzej.

Czyli wygranie Powstania niewiele dawało?

Niestety tak.

A jak wygląda w tym kontekście koncepcja polityczna?

Ona była obłąkana. Zresztą były dwie. Pierwsza, że Mikołajczykowi uda się coś załatwić w Moskwie i Stalin udzieli pomocy. Wtedy Powstanie byłoby wianem. W zamian za koncesje polityczne dla Polski dajemy Sowietom przyczółek w Warszawie. I druga koncepcja: sytuacja wojskowa oraz nacisk aliantów zachodnich wymusi na Sowietach wkroczenie z pomocą do Warszawy. Jest przerażające, że Okulicki, który poznał mentalność sowiecką, siedząc w więzieniu na Łubiance, nie był w stanie rozpoznać ich elementarnej polityki. Tu pojawia się pytanie: kim on był? Przecież został zrzucony do kraju na spadochronie z jedynym zadaniem: rozkazem naczelnego wodza – Kazimierza Sosnkowskiego, że w Warszawie nie wolno robić powstania! Istnieje na przykład domniemanie, że Okulicki został skaptowany przez Mikołajczyka dla jego koncepcji zagrania Warszawą ze Stalinem. Koncepcji dziecinnej.

A co by było, gdyby Powstania w ogóle w Warszawie nie było?

W odpowiedzi na takie pytanie pada zawsze jeden argument: powstanie zrobiliby samorzutnie komuniści. Ale Niemcy zlikwidowaliby je w ciągu jednego dnia.

A gdyby sami akowcy bez rozkazu zaczęli strzelać do Niemców?

Niech pan porozmawia z jakimkolwiek zaprzysiężonym, prawdziwym żołnierzem AK. Każdy powie: „Bez rozkazu nigdy. Myśmy byli wojskiem, które wypełnia rozkazy”.

Czyli co by się stało?

Rosjanie weszliby do Warszawy i mieliby kolosalny kłopot. Zaczęto już w tak zwanym Ludowym Wojsku Polskim formować oddziały pacyfikacyjne, które wkroczyłyby do akcji, gdyby Armia Krajowa w Warszawie nie ujawniła się. Myślę, że Sowieci potrafiliby zdobyć siłą władzę polityczną w Warszawie, tylko że Polacy nie ponieśliby takich strat. Ocalałoby całe miasto. Wywieziono by potem może dwadzieścia, może pięćdziesiąt tysięcy ludzi na Sybir, lecz te kilkaset tysięcy pozostałoby w mieście. Dużo trudniej byłoby budować Polskę Ludową i mielibyśmy wszystkie przemiany polityczne wcześniej. Duch oporu byłby znacznie większy. Może Solidarność w 1956 roku? Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że pokolenie Kolumbów było pokoleniem przegranym po Powstaniu. Oni w większości nie brali się już do konspiracji i czynnej walki. Pogodzili się z tym, co jest. Mieli dość pięciu lat okupacji. A Powstanie wykończyło ich kompletnie. Więc gdyby go nie było...

A jak wyglądałaby Polska bez Powstania?

Daleką jego konsekwencją jest to, że mamy taki kraj i taką politykę jak dzisiaj. Polska straciła wielkie miasta: Lwów oraz Wilno, i mózg – czyli Warszawę. To, co jest dziś Warszawą, to atrapa przedwojennego miasta. Przede wszystkim nie ma warszawiaków. Gdyby Powstanie nie wybuchło, czekałyby nas sowieckie pacyfikacje, czyli scenariusz wileńsko-lwowski. Wtedy być może mielibyśmy gabinet nie Osóbki-Morawskiego, tylko Stanisława Mikołajczyka; być może, jak w Czechach, tylko na dwa, trzy lata. Ale byłyby to lata względnej demokracji. Stalinizm nie umocniłby się tak bardzo. I, jak już mówiłem, wszystkie procesy historyczne byłyby przyspieszone. W 1956 roku nie mielibyśmy wypadków poznańskich, tylko rewolucję w Warszawie. Być może skończyłoby się jak w Budapeszcie, ale tego nie możemy być pewni. Historia po prostu potoczyłaby się inaczej. Ocalono by więcej z polskiej tradycji niepodległościowej.

Z szeregu relacji wynika, że po kapitulacji akowcy siedzący w obozach jenieckich mieli gigantycznego kaca z powodu tego, co się stało. Ale już po zakończeniu wojny, po maju 1945 roku, zaczęło przekształcać się to w legendę. Nie liczyły się trupy i zniszczenie miasta. Liczył się fenomen Powstania. Co potem wykorzystywali politycy...

Tak jest zawsze. W PRL po 1948 roku Powstanie było, z punktu widzenia propagandy komunistycznej, zbrodnią. Paradoksalnie to samo mówił generał Anders w 1944 roku, stwierdzając, że trzeba postawić przed sądem odpowiedzialnych ludzi z KG AK – za tę „zbrodnię”. To samo twierdził generał Rayski, który latał z pomocą nad Warszawę. Ale sztuką stało się przekucie klęski w legendę. Bo jeśli jest klęska, to jedyną korzyścią, jaką można z niej mieć, staje się legenda.

Dziś nie mówi się o głupocie, tylko o moralnym zwycięstwie.

Pojęcie moralnego zwycięstwa jest bardzo dziwne, bo wojna jest przedłużeniem polityki, a w polityce nie ma kategorii moralnych. Ważne jest tylko to, czy posunięcie było skuteczne. Powstanie okazało się kompletną klęską. Klęską tego, co pozostało jeszcze z niepodległej Polski. Bo powiedzmy sobie szczerze: Wilna i Lwowa już nie było, a ośrodek krakowski czy poznański był zbyt słaby, żeby unieść rolę centrum życia politycznego po 1945 roku. Kultywować tradycję niepodległej Polski mogła tylko Warszawa. I tę Warszawę sami wykończyliśmy. Trudno się więc dziwić, że polscy komuniści, późniejszy generał Witaszewski i Franciszek Mazur, pili wódkę na drugim brzegu Wisły i zanosili się radosnym śmiechem, widząc płonącą Warszawę. Bo widzieli, że płonie tam niepodległa Polska, której nienawidzili. A oni dostali od swego idola Stalina polityczny prezent.

Nie obawia się Pan, że takie podejście do legendy spotka się z histerycznymi atakami?

W czasie PRL- u nie można było krytycznie analizować Powstania, bo było to na rękę komunistom. A ludzie z obozu niepodległościowego nie mogli się bronić. Natomiast jest rzeczą zdumiewającą, że po 1989 roku nie podjęto na ten temat poważnej debaty. Taka debata nie byłaby rozważaniem, kim byli nasi dziadkowie, ale kim jesteśmy my i kim moglibyśmy być, gdyby nie było tego, co się stało w 1944 roku. Pytanie na czasie w roku 2005, bowiem znowu stajemy przed dylematem: czy mamy wracać po cichu do tradycji Witaszewskiego i Mazura, czy spróbować budować nową Rzeczpospolitą wedle testamentu Polski Podziemnej.

Nie zniszczyłoby to legendy? Legendzie nic nie zaszkodzi, bo legendy są niezniszczalne.

(W sobotnim wydaniu Życia Warszawy opublikujemy artykuł polemiczny wobec tez profesora Pawła Wieczorkiewicza)

2005-07-29 Życie Warszawy*

Jak oceniacie wypowiedzi profesora Wieczorkiewicza? Czy ma słuszność w tym co mówi? Może jednak jego oceny są nie do zaakceptowania?

*Tekst pochodzi ze strony powstanie.pl

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Gnome   

Przeczytałem i muszę powiedzieć, że zgadzam się z prof. Wieczorkiewiczem (zresztą podobnie o powstaniu mówi prof. Brzoza), już kiedyś pisałem, że wydanie rozkazu dotyczącego wybuchu powstania było zbrodnią i dalej tak uważam, podziwiam młodych ludzi którzy stanęli do walki o swoje ideały, gardzę (rzadko to robię ale w tym wypadku tak jest) tymi którzy pozwolili im na to.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
widiowy7   

Ja niestety też w całości muszę zgodzić się z prof. Wieczorkiewiczem.

Nie lubię dywagacji na temat sensu Powstania, bo odpowiedź jest powyżej.

Też podziwiam męstwo ludzi biorących w nim udział, ale zdaję sobie sprawę że zamordowano moje miasto. I to nie wszystkiemu winni są Niemcy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Przeczytałem i muszę powiedzieć, że zgadzam się z prof. Wieczorkiewiczem

A ja nie do końca, chociaż ogólna myśl profesora Wieczorkiewicza jest dla mnie słuszna.

Pierwsza kwestia to sprawa pytania o wybuch powstania 1 sierpnia, które to profesor uważa za najgorszy moment. Tutaj raczej ciężko uznać, czy był to istotnie najgorszy moment. Sam pułkownik Iranek-Osmecki doszedł do wniosku po wojnie, że jednak dzień 1 sierpnia, mimo tego fałszywego meldunku "Montera", był najlepszym na rozpoczęcie powstania ( do dalszej dyskusji na ten temat zapraszam tutaj: http://www.historia.org.pl/forum/viewtopic.php?t=2612 ), a jednak większym autorytetem dla mnie jest tutaj właśnie "Heller".

Kolejna sprawa:

Dwadzieścia parę tysięcy powstańców i co piąty uzbrojony w pistolet albo w najlepszym wypadku w karabin z kilkudziesięcioma nabojami.

A teraz dane za profesorem Komorowskim: stan okręgu AK na ostatnie dni lipca to ok. 55. tys. ludzi, zaś ogólny stan sił polskich to ok. 58 tys. W liniowych oddziałach taktycznych było ponad 33,5 tys. ludzi. Z tego 11,5 tys. w obwodach lewobrzeżnych i 5,5 tys. w dużych jednostkach bezpośredniego podporządkowania, razem 17 tys. Na Pradze było 6 tys. zaś w powiecie ok. 11 tys. żołnierzy. A więc nie było to w rzeczywistości dwadzieścia parę tysięcy. Oczywiście tyle było w Warszawie (samych żołnierzy), ale to profesor powinien zaznaczyć, bo inaczej mamy do czynienia z manipulowaniem faktami. A przeciętny czytelnik "Życia Warszawy" nie orientuje się raczej w tym, jak wyglądał stan sił AK w momencie wybuchu powstania. Także uzbrojenia nie miał co piąty powstaniec. Jeśli przyjąć ogólną liczbę sił polskich, to wyjdzie nam 10%, w przypadku liczenia samych oddziałów liniowych ok. 17%.

Kolejny fragment:

Co było z dwoma zdobycznymi czołgami – Panterami? Jedną na samym początku unieruchomił na stałe chłopak, który zaczął gmerać przy skrzyni biegów.

Zastanawiam się o czym profesor Wieczorkiewicz tutaj mówi. Unieruchomiony został najprawdopodobniej Panzer IV Ausf. H, zdobyty 4 sierpnia w okolicach placu Narutowicza. Z kolei te dwie Pantery, o które najpewniej chodzi profesorowi Wieczorkiewiczowi, były w posiadaniu "Radosława" i zostały wykorzystane najlepiej, jak tylko można było je wykorzystać. Mam wrażenie że doszło tutaj do wymieszania dwóch różnych spraw, co także nie powinno mieć miejsca.

Nie lubię dywagacji na temat sensu Powstania, bo odpowiedź jest powyżej.

Tutaj nigdy nie dojdziemy do zgodnej oceny. Zbyt dużo emocji wywołuje w nas. I podkreśla to spora część badaczy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
widiowy7   
Także uzbrojenia nie miał co piąty powstaniec. Jeśli przyjąć ogólną liczbę sił polskich, to wyjdzie nam 10%, w przypadku liczenia samych oddziałów liniowych ok. 17%.

Czyli było gorzej niż podaje profesor.

Zastanawiam się o czym profesor Wieczorkiewicz tutaj mówi. Unieruchomiony został najprawdopodobniej Panzer IV Ausf. H, zdobyty 4 sierpnia w okolicach placu Narutowicza.

Może nie manipulowanie faktami, ale lekkie niedoinformowanie. W tym czołgu od "Gustawa" faktycznie skrzynie popsuł jakiś młody powstaniec.

Ale sens jest dalej taki że zgadzam się z tą wypowiedzią,niestety.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Czyli było gorzej niż podaje profesor.

Niestety tak.

Może nie manipulowanie faktami, ale lekkie niedoinformowanie. W tym czołgu od "Gustawa" faktycznie skrzynie popsuł jakiś młody powstaniec.

Akurat tutaj nie zarzucam manipulowania faktami. Jednak jeśli ktoś wypowiada się na temat powstania dla gazety, powinien jednak wiedzieć o czym mówi, bo to jednak trochę podważa zaufanie do naukowca, który myli się w faktach. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.

Następna sprawa, która mnie zastanawia:

Jest przerażające, że Okulicki, który poznał mentalność sowiecką, siedząc w więzieniu na Łubiance, nie był w stanie rozpoznać ich elementarnej polityki. Tu pojawia się pytanie: kim on był? Przecież został zrzucony do kraju na spadochronie z jedynym zadaniem: rozkazem naczelnego wodza – Kazimierza Sosnkowskiego, że w Warszawie nie wolno robić powstania!

Jest to o tyle ciekawe, że zupełnie odmienne od tego, co mówił na ten temat pułkownik Janusz Bokszczanin "Sęk" w rozmowie z profesorem Ciechanowskim. Na pytanie Ciechanowskiego czy Okulicki uchodził w kraju za specjalnego wysłannika i powiernika Naczelnego Wodza odparł: Nie. Okulicki będąc w kraju był jak najbardziej Naczelnemu Wodzowi przeciwny. Powiedział też, że Okulickiego w kraju nie można utożsamiać z Naczelnym Wodzem.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Balsam dla oczu i uszu. Powoli wracamy do Europy. Czy prof. Wieczorkiewicz mógłby jeszcze coś napisać o wieży spadochronowej ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ciekawy   
pułkownik Janusz Bokszczanin "Sęk"

TEN Bokszczanin ? Bo wychodzi mi, że to kolejny oficer (po rtm. Radziwiłłowiczu) z mojej ukochanej 10BK, biorący udział w powstaniu !!! - tym razem wrzesniowy d-ca 10psk.

Ad rem: Z wieloma kwestiami poruszanymi wcześniej przez prof. Wieczorkiewicza się nie zgadzam (tj. w sprawie istnienia sojuszu polsko - niemieckiego przed 1939r.). Do wielu kwestii PW profesor podchodzi zbyt ostro, i dosadnie (a'la rycerz1984). Nie wszystko co tu przytacza, trafia mi do przekonania. Ale pod jedna kwestia podpisuje się obiema rękami i nogami: głupota i naiwnością władz PW było przekonanie o pomocy, jaka musiałby udzielic im Stalin. Skąd to się brało - czy naprawde nie wiedzieli, co robiło NKWD z AK-owcami podczas akcji "Burza" ?

pzdr.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Balsam dla oczu i uszu. Powoli wracamy do Europy. Czy prof. Wieczorkiewicz mógłby jeszcze coś napisać o wieży spadochronowej ?

A ja mógłbym prosić o rozwinięcie wypowiedzi?

TEN Bokszczanin ?

Dokładnie ten sam. Z tym że Bokszczanin nie walczył w powstaniu. Początek walk zastał go na Boernerowie. Podczas próby dostania się do miasta został ranny, złapany i wywieziony do Niemiec na roboty. Pułkownik Iranek-Osmecki sporo miał do zarzucenia relacjom, jakie złożył Ciechanowskiemu "Sęk". Były one pełne nieścisłości, oraz nie do końca zgodne z prawdą.

Skąd to się brało - czy naprawde nie wiedzieli, co robiło NKWD z AK-owcami podczas akcji "Burza" ?

Skoro wiedzieli mniej więcej jakie siły niemieckie zbierają się w pobliżu Warszawy, to dlaczego mieli by i tego nie wiedzieć? Odpowiedź na pytanie o sens powstania, intencje KG AK, jak dla mnie jeszcze długo będzie sprawą otwartą.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Narya   
(W sobotnim wydaniu Życia Warszawy opublikujemy artykuł polemiczny wobec tez profesora Pawła Wieczorkiewicza)

Znalazłby ktoś ten artykuł bo mnie się nie udało.

Znalazłem tylko ten, zresztą ciekawie napisany:

Wygrała legenda powstania

Rafał Jabłoński, rb 31-07-2007, ostatnia aktualizacja 31-07-2007 21:07

Żadne z wielkich wydarzeń naszej historii nie wzbudza tylu emocji, co Powstanie Warszawskie. I żadnym tak nie manipulowano.

W tym roku mijają 63 lata od tamtych tragicznych wydarzeń. To niejako symboliczna rocznica, bo samo powstanie trwało też 63, ale dni. Niestety, przez te 63 lata nie zdołano wyjaśnić wielu niejasności, choć wydawałoby się, że tak długi okres powinien wystarczyć. Zamiast tego mnożono wątpliwości, przeinaczano fakty i tworzono mity niemające nic wspólnego z prawdą opartą na dokumentach. Część historyków nie usiłowała nawet docierać do źródeł, wydając pochopne sądy. A inni zwyczajnie bali się ostracyzmu: przed 1989 rokiem – komuny, a po 1989 – pseudopatriotycznego lobby, niedopuszczającego innej od oficjalnej interpretacji. Po upadku komunizmu kolejne rządy traktowały powstanie na klęczkach, nie zagłębiając się w jego polityczne niuanse. Potrzebni byli (i są) ostatni kombatanci, by można było obdarowywać kogoś medalami. Decydenci zapomnieli, że twórcy Polski Niepodległej przestrzegali w międzywojennym dwudziestoleciu, że prawdziwe ordery dostaje się na polu bitwy, a nie wiele lat po wojnie.Żonglowanie stratami Powstanie Warszawskie było niewiarygodnym prezentem dla polskiej i sowieckiej nomenklatury. Istnieją relacje o tym, jak to tuzy bolszewickiego ustroju – późniejszy generał Witaszewski, nazwany w 1956 roku gazrurką i Franciszek Mazur – piły wódkę na prawym brzegu Wisły, patrząc na dymiące miasto. I zanosili się śmiechem. Przez pół wieku nie wspominano w Polsce, że promoskiewscy politycy przez radiostację Kościuszko wzywali „Synów Warszawy” do powstania. A kiedy ono wybuchło, pozostawili ludzi samym sobie. To był rzeczywiście wielki sukces komunistów – wykończyć ideologicznego wroga cudzymi rękoma. Również przez pół wieku nie wspominano o artykule moskiewskiej „Prawdy” z sierpnia 1944, nazywającej powstanie „akcją faszystowskich, reakcyjnych kół polskich”. Po wojnie w celach politycznych nowa, bolszewicka władza manipulowała stratami. Wydany w 1946 roku „Kalendarz Warszawski” podaje liczbę „ponad 200 tysięcy zabitych”, nie wiadomo skąd wziętą, bo w tym czasie nie zakończono jeszcze ekshumacji. Ale w ten sposób rosła wina rządu londyńskiego, obciążanego winą za spowodowanie tego nieszczęścia. Po październikowej odwilży 1956 roku stosunkowo uczciwe opracowanie, wydane przez tygodnik „Stolica”, mówiło o 165 tysiącach zabitych, w tym 15 tysiącach powstańców. Ale już wojskowe encyklopedie lat 70. podawały 200 tys. ofiar. Natomiast rządowi publicyści zachłystywali się ćwierćmilionem, a na początku lat 80. zdarzyło się, że napisano nawet o „niemal 300 tysiącach”. W tym czasie Londyn twierdził, że cywilnych ofiar było około 120 tysięcy i 18 tysięcy żołnierzy Polski Podziemnej (wszystkich formacji). Informacje te bagatelizowano, twierdząc, że w ten sposób winni chcą zmniejszyć swą odpowiedzialność. W Polsce w nieskończoność mnożono zamordowanych na Ochocie przez brygadę Kamińskiego. W gazetach podawano liczbę od 5 do 10 tysięcy. Dziś mówi się o 600-800 cywilach. Podobnie było z mieszkańcami Woli. Esesmani Dirlewangera mieli zabić do 30 tysięcy ludzi. Już po roku 1989 ilość tę zmniejszono do 18 tysięcy. Teraz, gdy polityczne emocje mijają, historycy skłaniają się ku danym londyńskim. Liczba wszystkich Polaków poległych w powstaniu oscyluje między 140 a 160 tysięcy. Winni Co do wielkości Powstanie Warszawskie było drugą po Kampanii Wrześniowej naszą klęską. Nie ustalono, kto ponosi za nią winę. Komunistyczni propagandziści obciążali oczywiście ludzi związanych z władzą londyńską. Ale co ciekawe, w 1944 roku podobnie twierdził generał Anders, uważając, że po wojnie trzeba będzie postawić przed Trybunałem ludzi z kierownictwa Armii Krajowej, którzy podjęli decyzję o wybuchu. Wiele lat, na podstawie relacji uczestników odpraw w KG AK, usiłowano odtworzyć przebieg podejmowania decyzji. Otóż rankiem 31 sierpnia przeciw wybuchowi powstania byli cywilni politycy i delegat rządu na kraj. A także też czterej oficerowie (Chruściel, Pluta-Czachowski, Bokszczanin oraz Iranek-Osmecki). „Za” było trzech (Okulicki, Rzepecki i Szostak). Dwóch wstrzymało się od głosu (Pełczyński oraz Sanojca). Bór-Komorowski nie zabrał głosu i nie podjął decyzji. Wczesnym popołudniem było już pięciu na pięciu. Natomiast około godziny 18 podjęto decyzję, i to w obecności zaledwie czterech oficerów. Zaważyć na niej miał pułkownik Chruściel, który wbiegł z informacją, że sowieckie czołgi pojawiły się na przedmieściach Pragi. Dziś wiemy, że była to nieprawda. Meldunku prawdopodobnie w ogóle nie było. Pułkownik Iranek-Osmecki przez wiele lat po wojnie sprawdzał, czy depesza nadeszła. I nie znalazł nikogo, kto by ją wysyłał lub przyjmował. Wiele wskazuje na to, że decyzję o wybuchu powstania podjęto na podstawie fałszywej, celowo zmanipulowanej informacji. Komu na tym zależało i jakie były jej prawdziwe powody – to temat do osobnych dywagacji. Domniemań są dziesiątki. Desperaci Czy oficerowie KG AK zdawali sobie sprawę, na co się porywają? Według historyka profesora Pawła Wieczorkiewicza – kalkulowali. I wiedzieli, że gdy wybuchnie powstanie, a Rosjanie nie nadejdą, to czeka nas rzeź oraz klęska. I tu się nie pomylili. Ale jak chcieli wygrać powstanie, gdy nie było broni? Na sześć tys. praskich akowców było 13 karabinów maszynowych i 300 zwykłych. Na Ochocie na 900 ludzi ledwie 70 sztuk broni długiej. Powstanie na Pradze padło po dwóch dniach; również z Ochoty i Żoliborza powstańcy wyszli szybko, choć po jakimś czasie powrócili tam. Pierwsze w miarę rzetelne opracowania podające proporcje walczących sił pojawiły się dopiero w latach 80. Podano wówczas, że w ostatnich dniach lipca 1944 roku miasto opuściły niemieckie wojska przygotowane na wypadek powstańczego zrywu. Szkolna Brygada Dział Szturmowych i 1132 Brygada Grenadierów trafiły w rejon Warki, gdzie Sowieci utworzyli przyczółek na lewym brzegu Wisły. Wydawało się, że stolica jest pusta. Przynajmniej takie wrażenie tworzyli hagiografowie powstania. Tymczasem miasto naszpikowane było niemieckim wojskiem. Wrogie jednostki stacjonowały w 179 miejscach! Ta informacja była doskonale znana w KG AK, gdyż podała ją służba geograficzna tejże komendy. I nie były to słabe policyjne posterunki, a silne oddziały, jak choćby przy Rakowieckiej – w budynkach obecnego sztabu generalnego, gdzie znajdowało się zaplecze i baza techniczna dywizji SS Totenkopf. 1 sierpnia naprawiano tam kilkanaście pojazdów, w tym cztery Tygrysy. Natychmiast, nie bacząc na mechaniczne uszkodzenia, dwa wyjechały na ulice i zmasakrowały powstańców. Dziś, gdy niezależni badacze dokopali się do źródłowych informacji niemieckich, włos jeży się głowie na wspomnienie – na co porwała się niedozbrojona młodzież. Historyk Tadeusz Sawicki w opracowaniu „Rozkaz: zdławić powstanie” podał, że w Warszawie 1 sierpnia 1944 roku stacjonowało ponad 16 tysięcy żołnierzy niemieckich, nie licząc paru tysięcy uzbrojonych urzędników. Największą siłę stanowiło niemal sześć tysięcy frontowców Wehrmachtu i ponad cztery tysiące esesmanów oraz skoszarowanych policjantów. W Warszawie było też sporo broni ciężkiej w bazach oraz ponad ćwierć tysiąca dział przeciwlotniczych, użytych potem do walk w mieście. Przeciw nim w godzinie „W” stanęło 3,5 tysiąca uzbrojonych powstańców, z czego część miała tylko pistolety. Z dystansu Czy nasza ocena powstania byłaby inna, gdybyśmy nie zostali poddani różnym manipulacjom i gdyby niezależnym badaczom już w latach 50. pozwolono zapoznać się niemieckimi archiwami?Paradoksalnie, nie jest to aż tak istotne. Bo bezprzykładna klęska powstania została przekuta przez zwykłych ludzi w zwycięstwo. Za pomocą wielkiej legendy. Potrzebna była ona ocalałym – choćby do przeciwstawienia się niechcianej, sowieckiej dyktaturze. Ważne było, że warszawiacy walczyli, gdyż to oni samodzielnie podjęli taką decyzję.

Podkreślone zdania są dla mnie polemiczne.. Oczywiście także subiektywne postrzeganie czasów byłego ustroju, który istniał przed 1989...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
podobnie twierdził generał Anders, uważając, że po wojnie trzeba będzie postawić przed Trybunałem ludzi z kierownictwa Armii Krajowej, którzy podjęli decyzję o wybuchu.

Podobnie jak i tych, którzy cała odpowiedzialność na nich zrzucili, jak choćby Sosnkowski, który zwyczajnie uchylał się od odpowiedzialności.

Powstanie na Pradze padło po dwóch dniach;

Czy tak ciężko jest autorowi podobnej publikacji zajrzeć do stosownej pracy, i sprawdzić, że dopiero 6 sierpnia Żurowski wysłał przez łącznika "Monterowi" wiadomość o zaprzestaniu walki i przejściu do pogotowia czynnego. Same akcje zaczepne przerwano 4 sierpnia.

I nie były to słabe policyjne posterunki, a silne oddziały, jak choćby przy Rakowieckiej – w budynkach obecnego sztabu generalnego, gdzie znajdowało się zaplecze i baza techniczna dywizji SS Totenkopf. 1 sierpnia naprawiano tam kilkanaście pojazdów, w tym cztery Tygrysy.

Oprócz tych 5 Tygrysów (tak przynajmniej podaje Norbert Bączyk w swoim artykule na temat "Totenkopf" z numeru 2(17)/2007 "Militarii XX wieku"), które zostały wysłane jako uzupełnienie dla 9. (Ciężkiej) Kompanii II. Batalionu pułku pancernego, było tam także 5 czołgów Panzer IV (2 z 6. Kompanii II. Batalionu 3. Pułku Pancernego SS, numery taktyczne 612 i 624, oraz 3 z 7. Kompanii). Oprócz tego na Rakowieckiej znajdowała się 13. Kompania 5. Pułku Grenadierów Pancernych SS "Totenkopf" SS-Obersturmfuhrera Arnhorsta, a także dwa pojazdy na podwoziu Panzera IV oraz SdKfz 223. To tak w ramach ciekawostki, i uzupełnienia artykułu.

Otóż rankiem 31 sierpnia przeciw wybuchowi powstania byli cywilni politycy i delegat rządu na kraj. A także też czterej oficerowie (Chruściel, Pluta-Czachowski, Bokszczanin oraz Iranek-Osmecki).

Chruściel nie brał udziału w żadnej z porannych odpraw (o czym pisze "Heller"), gdyż ze względu na konieczność regulowania licznych spraw Okręgu w okresie tuż przed wybuchem walki, nie miał na nie czasu. To co podaje autor, to efekt relacji Bokszczanina, który przestał brać udział w odprawach już 29 lipca na własną prośbę, później zaś zdał Ciechanowskiemu nie do końca zgodne z prawdą relacje.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Wolf   
pułkownik Janusz Bokszczanin "Sęk"

Skąd to się brało - czy naprawde nie wiedzieli, co robiło NKWD z AK-owcami podczas akcji "Burza" ?

pzdr.

Wiadomości docierały z opóznieniem -ale o tym co było w Wilnie wiedzieli już przed wybuchem PW.

Bzdurą jest to co mówi Wieczorkiewicz że WP na wschodzie formowało już wtedy jakieś oddziały pacyfikacyjne-pierwsze takie oddziały(wojska wewnętrzne podporządkowane resortowi bezpieczeństwa wewnetrznego ) powstały w połowie pazdziernika 1944 po rozpadzie wskutek dezercji jednego z pułków piechoty 7 DP.Stan liczebny na grudzień 1944(najwyższy w 1944)-1280 żołnierzy a więc odpowiednik 2 słabych batalionów.

Nie wierzę też w tezę że Niemcy świadomie długo przewlekali zdławienie powstania przez zbieraninę Von Dem Bacha.A co do kalkulacji KG AK -po prostu przyjęli że tylko ich plan ma prawo się powieść a nie żaden inny.

1)AK bierze pod kontrolę Warszawę/kluczowe punkty miasta i władzę w mieście przejmuje Delegatura.

2)AL,PAL i wszystkie formacje zbrojne nie uznające KG AK oraz wszystkie formacje polityczne(PPR,RPPS,ZWM itd)konkurencyjne do prolondyńskich podlegają internowaniu przez Państwowy Korpus Bezpieczeństwa

3)W konspiracji cały czas pozostaje organizacja NIE dowodzona przez generałów Okulickiego i Fieldorfa oraz III zastępca Delegata.

4)Oddziały AK pozostają za niezdemontowaną siecią barykad zaś KG AK pozostaje w konspiracji pod osłoną oddziałów Kedywu w fabryce Kamlera na Woli

5)Do nadchodzącej Armii Czerwonej "w roli gospodarza" zgłaszają się najpierw komendant miasta i delegat na miasto Warszawę.Warunki takie:władza rządu londyńskiego w Warszawie i całej Polsce i przedwojenna granica wschodnia koniecznie z Wilnem i Tarnopolem(i oczywiście Lwowem)-zanegowanie Linii Curzona.

TZN zmiana decyzji Wielkiej Trójki z Teheranu z 1943,zmiana ustalonych z SHAEF stref operacyjnych w Europie i faktyczne odcięcie drogi do radzieckiej strefy okupacyjnej Niemiec.Do miasta przybywa 1 SBS oraz komandosi brytyjscy-minimum brytyjski batalion(Anglicy wykluczyli ich przysłanie)zaś na lotniskach ląduje kilka dywizjonów RAF(co Anglicy wykluczyli a powstańcy nie zdobyli żadnego lotniska)

6)W przypadku prób rozbrajania oddziałów AK,internowania KG,wprowadzania do Warszawy PKWN czy oddziałów WP na wschodzie-zbrojny opór stawiony Armii Czerwonej na ulicach warszawy ,radiowe apelowanie do "sumienia świata" i oczekiwanie na przyjazd obserwatorów alianckich-rachuby na rozpad Wielkiej Trójki i koalicji antyhitlerowskiej .Bór Komorowski czy Iranek Osmecki na emigracji mówili o tych rachubach otwarcie.

7)Kierownictwo drugą konspiracją przejmuje NIE.

I tego wszystkiego(zdobycia obsadzonej przez dziesiątki tysięcy (licząc z Pragą) hitlerowskich żołnierzy i policjantów Warszawy oraz zmiany ustalonych przez SHAEF stref operacyjnych w Europie oraz teherańskich decyzji i strategii Wielkiej Trójki ewentualnie nawet jej rozbicia) miało dokonać kilka tysięcy uzbrojonych żołnierzy warszawskiej AK.

Najciekawszym elementem tych planów jest że spodziewali się natychmiastowej i bezwarunkowej pomocy Armii Czerwonej(w tym uzbrojenia) dla realizacji tych planów i oburzali z powodu jej nieudzielenia.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
4)Oddziały AK pozostają za niezdemontowaną siecią barykad zaś KG AK pozostaje w konspiracji pod osłoną oddziałów Kedywu w fabryce Kamlera na Woli

Warto tutaj zaznaczyć, że początkowo KG AK miała siedzieć na Mokotowie. Decyzję o przeniesieniu na Wolę podjęto praktycznie w ostatniej chwili. To też spowodowało, iż Zgrupowanie "Radosława" początkowo zostało wyłączone z planów walki.

Najciekawszym elementem tych planów jest że spodziewali się natychmiastowej i bezwarunkowej pomocy Armii Czerwonej(w tym uzbrojenia) dla realizacji tych planów i oburzali z powodu jej nieudzielenia.

Znacznie ciekawsze jest wymaganie od aliantów pomocy natychmiastowej. Włącznie z przysłaniem 1. SBS i naszych dywizjonów myśliwców. Bo o ile jeszcze Rosjanie technicznie byli w stanie wspomóc Warszawę (pomijam aspekt polityczny), o tyle alianci musieli pomoc uzależnić od wielu czynników.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Wolf   

Warto tutaj zaznaczyć' date=' że początkowo KG AK miała siedzieć na Mokotowie. Decyzję o przeniesieniu na Wolę podjęto praktycznie w ostatniej chwili. To też spowodowało, iż Zgrupowanie "Radosława" początkowo zostało wyłączone z planów walki.

[u']Głównym zadaniem zgrupowania miała być osłona KG[/u]

Najciekawszym elementem tych planów jest że spodziewali się natychmiastowej i bezwarunkowej pomocy Armii Czerwonej(w tym uzbrojenia) dla realizacji tych planów i oburzali z powodu jej nieudzielenia.

Znacznie ciekawsze jest wymaganie od aliantów pomocy natychmiastowej. Włącznie z przysłaniem 1. SBS i naszych dywizjonów myśliwców

Co było nierealne z przyczyn czysto technicznych.Nie rozumiem zresztą jaki wpływ na walki w Warszawie mogła mieć formacja o niepełnych stanach liczebnych licząca wówczas niespełna 2200 żołnierzy(3 niepełne bataliony spadochroniarzy plus oddziały pomocnicze )z lekką bronią piechoty produkcji brytyjskiej z amunicją na kilka dni walki i gdzie miały lądować te dywizjony myśliwskie-w Wiśle?Czy na łąkach pod Warszawą?.

. Bo o ile jeszcze Rosjanie technicznie byli w stanie wspomóc Warszawę (pomijam aspekt polityczny),

Pomijając już aspekt polityczny-uważam że w pierwszej poowie sierpnia RKKA miała niewielkie możliwości pomocy Warszawie a najbardzie realne terminy(przełom sierpnia i września 1944) i sposób jej wyzwoleniazajęcia(poprzez obejście -a nie atak czołowy mniej więcej tak jak w I 1945) podali marszałkowie Zukow i Rokossowski w swoim planie operacji warszawskiej-ale operacja taka wymagałaby użycia setek tysiecy żołnierzy i tysięcy czołgów i dział pancernych a przewidywane korzyści(przesunięcie frontu o kilkadziesiąt kilometrów)były mocno problematyczne w proporcji do strat-nie mówiąc juz o tym że względy polityczne wyraznie przemawiały przeciw jej podejmowaniu.

Znając nastawienie KG AK chcieli powierzyć bezpośrednie walki o miasto 1 Armii WP by zminimalizowac ryzyko starcia z AK.

o tyle alianci musieli pomoc uzależnić od wielu czynników.

Pomijając już to czy Anglosasi mieli zamiar z powodu urojeń KG AK rozbijać Wielką Trójkę konieczną do szybkiego pokonania III Rzeszy ,Japonii i ich satelitów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Pomijając już aspekt polityczny-uważam że w pierwszej poowie sierpnia RKKA miała niewielkie możliwości pomocy Warszawie

Jednak mogła postarać się o wysłanie samolotów nad Warszawę. A to już było by coś.

a najbardzie realne terminy(przełom sierpnia i września 1944) i sposób jej wyzwoleniazajęcia(poprzez obejście -a nie atak czołowy mniej więcej tak jak w I 1945) podali marszałkowie Zukow i Rokossowski w swoim planie operacji warszawskiej-

Według meldunku z 8 sierpnia dokładnie 25 sierpnia.

Co było nierealne z przyczyn czysto technicznych.Nie rozumiem zresztą jaki wpływ na walki w Warszawie mogła mieć formacja o niepełnych stanach liczebnych licząca wówczas niespełna 2200 żołnierzy(3 niepełne bataliony spadochroniarzy plus oddziały pomocnicze )z lekką bronią piechoty produkcji brytyjskiej z amunicją na kilka dni walki

Żadnego wpływu, ale do rozmowy na ten temat zapraszam tutaj: http://www.historia.org.pl/forum/viewtopic.php?t=2343 .

i gdzie miały lądować te dywizjony myśliwskie-w Wiśle?Czy na łąkach pod Warszawą?.

Na lotniskach, które powstańcy mieli zdobyć w pierwszych dniach. Opcja równie realna co lądowanie na Wiśle czy na łąkach pod Warszawą.

Głównym zadaniem zgrupowania miała być osłona KG

Jednak świetnie wyszkolonego i dobrze, jak na warunki powstańcze, uzbrojonego zgrupowania nie trzyma się tylko przy KG. W końcu te 1500 żołnierzy (liczba 2300 to stan czysto ewidencyjny, realna siła to właśnie 1500) to chyba jednak trochę za dużo jak na osłonę KG. Dlatego też "Radosław" powinien być brany pod uwagę przy układaniu planu walki.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.