Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Gnome

Edward Śmigły-Rydz i ocena jego poczynań w II RP

Rekomendowane odpowiedzi

ciekawy   

SG już nie istniał - od 1 września funkcjonował Sztab Naczelnego Wodza. Misje widziały co się dzieje, ale z samym Sztabem ich kontakt był ograniczony.

Zarówno misje wojskowe(pod przewodnictwem gen. Faury i gen. De Wiart’ea), jak i ambasadorzy (Noël i Kennard) byli doskonale poinformowani, co się dzieje, i mieli znaczny wpływa na sytuację (vide: “akcja” tych gentelmenów, która miała miejsce 29 sierpnia 1939r.). 31 sierpnia 1939r. Na wniosek ambasadora Noëla 31 sierpnia 1939r. została zwołana narada francuskich generałów przebywających w Warszawie ( wzięli w niej udział: gen. Faury, gen. Armengaud, gen. Musse). Na naradzie poruszono kwestię, że Polska w starciu z III Rzeszą nie ma najmniejszych szans, i że jej opór potrwa góra dwa do trzech tygodni. I drobna uwaga: gen. Faury doskonale wiedział, że Francja nie jest w stanie udzielić pomocy militarnej “od zaraz”, lecz oczywiście fakt ten zataił. O naradzie tej nie wiedział ani marsz. Rydz-Śmigły, ani min. Beck. Gdy władze II RP zainstalowały się w Kutach, członkowie misji wojskowych i persenoleu dyplomatycznego przebywali już w Bukareszcie. Przy rządzie polskim pozostał jedynie nuncjusz apostolski, ambador Francji, GB, USA i Turcji.

Co do czego?

- Spotkanie ambasadora J. Łukasiewicza z min. Bonnetem w Paryżu 1 września 1939r., i prośba o jak najszybsze wypowiedzenie wojny III Rzeszy

- Depesza ministra J. Becka do ambasadorów E. Raczyńskiego i J. Łukasiewicza w sprawie pomocy lotniczej dla Polski – 2 września 1939r.

- Depesza min. Becka do ambasadora Łukasiewicza, w ktorej to minister domagał się “akcji lotniczej wewnątrz Niemiec, oraz jakiegoś drobnego, chociażby symbolicznego desantu”od sprzymierzonych – 6 września 1939r.

Ani wspomniany układ ani konwencja do przejazdu Prezydenta nic nie miały - a do swobody przejazdu NW mieć nie mogły (należało internować żołnierza strony

Zatem: dlaczego władze Rumunii zażądały wbrew V konwencji haskiej zrzeczenia się od władz RP ich suwerennych prerogatyw państwowych pod groźbą internowania ? Może troszkę faktów:

17 września o godz. 11 rano G. Grigorcea, ambasador Rumunii w Polsce zatelefonował z Kut informując swój rząd, że Beck prosi o zezwolenie na przekroczenie granicy. W dwie godziny później Gafencu, rumuński minister spraw zagranicznych nadesłał następującą odpowiedź:

W związku z prośbą p. Becka skierowaną do Pana, proszę o zawiadomienie go, że Rząd Rumuński zgadza się na udzielenie prezydentowi Mościckiemu i członkom Rządu Polskiego gościny na terytorium Rumunii, względnie tranzytu do jednego z krajów neutralnych, ale nie w ich charakterze oficjalnym" [1]

Czynienie z Sikorskiego demiurga tych wydarzeń brzmi dość śmiesznie (bez urazy!). A same działania Francuzów to domysły - bez uzasadnienia innego niż spekulacja

.

Gen. Sikorski był jednym z demiurgów owych wydarzeń: to jego skrzywdzona duma, oraz poparcie Francuzów miało wpływ na dalsze losy członków władz II RP. Co do działań Francuzów - pierwszy lepszy przykład z brzegu - afera z mianowaniem przez Mokścickiego następcy w osobie gen. Wieniawy - Długoszewskiego, antydatowanie dokumentów, treść telegramu Daladiera do Corbina z 26 września, itp. ...

_______________________________________________

[1] A. Cretzianu, Rumunia a wrzesień 1939, "Kultura", Paryż 1954, nr 3, s.106.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Woj   
Zarówno misje wojskowe(pod przewodnictwem gen. Faury i gen. De Wiart’ea), jak i ambasadorzy (Noël i Kennard) byli doskonale poinformowani, co się dzieje, i mieli znaczny wpływa na sytuację (vide: “akcja” tych gentelmenów, która miała miejsce 29 sierpnia 1939r.). 31 sierpnia 1939r. Na wniosek ambasadora Noëla 31 sierpnia 1939r. została zwołana narada francuskich generałów przebywających w Warszawie ( wzięli w niej udział: gen. Faury, gen. Armengaud, gen. Musse). Na naradzie poruszono kwestię, że Polska w starciu z III Rzeszą nie ma najmniejszych szans, i że jej opór potrwa góra dwa do trzech tygodni.

Po pierwsze, mowa była o okresie od 1 września, a nie ostatnich dniach sierpnia, po drugie - ocena była całkiem trzeźwa, po trzecie - gdzie tu jakikolwiek dowód na znaczny wpływ?

I drobna uwaga: gen. Faury doskonale wiedział, że Francja nie jest w stanie udzielić pomocy militarnej “od zaraz”, lecz oczywiście fakt ten zataił.

O tym, że pomocy od zaraz nie będzie wiedzieli wszyscy zainteresowani. Dlaczegóż więc Cię to tak bulwersuje? :o

Gdy władze II RP zainstalowały się w Kutach, członkowie misji wojskowych i persenoleu dyplomatycznego przebywali już w Bukareszcie. Przy rządzie polskim pozostał jedynie nuncjusz apostolski, ambador Francji, GB, USA i Turcji.

A to oczywiście nieprawda!

- Spotkanie ambasadora J. Łukasiewicza z min. Bonnetem w Paryżu 1 września 1939r., i prośba o jak najszybsze wypowiedzenie wojny III Rzeszy

- Depesza ministra J. Becka do ambasadorów E. Raczyńskiego i J. Łukasiewicza w sprawie pomocy lotniczej dla Polski – 2 września 1939r.

- Depesza min. Becka do ambasadora Łukasiewicza, w ktorej to minister domagał się “akcji lotniczej wewnątrz Niemiec, oraz jakiegoś drobnego, chociażby symbolicznego desantu”od sprzymierzonych – 6 września 1939r.

Podobnych faktów przytoczyć można sporo. Ale o co Ci tu chodzi? :o

Zatem: dlaczego władze Rumunii zażądały wbrew V konwencji haskiej zrzeczenia się od władz RP ich suwerennych prerogatyw państwowych pod groźbą internowania ? Może troszkę faktów:

17 września o godz. 11 rano G. Grigorcea, ambasador Rumunii w Polsce zatelefonował z Kut informując swój rząd, że Beck prosi o zezwolenie na przekroczenie granicy. W dwie godziny później Gafencu, rumuński minister spraw zagranicznych nadesłał następującą odpowiedź:

W związku z prośbą p. Becka skierowaną do Pana, proszę o zawiadomienie go, że Rząd Rumuński zgadza się na udzielenie prezydentowi Mościckiemu i członkom Rządu Polskiego gościny na terytorium Rumunii, względnie tranzytu do jednego z krajów neutralnych, ale nie w ich charakterze oficjalnym" [1]

To można było rozumieć różnie. A jak się ma czołgi niemieckie opodal - i Rosjan na karku (vide tenże Cretzianu) to dokładność konwencyjnych zapisów bierze niekiedy w łeb.

Gen. Sikorski był jednym z demiurgów owych wydarzeń: to jego skrzywdzona duma, oraz poparcie Francuzów miało wpływ na dalsze losy członków władz II RP. Co do działań Francuzów - pierwszy lepszy przykład z brzegu - afera z mianowaniem przez Mokścickiego następcy w osobie gen. Wieniawy - Długoszewskiego, antydatowanie dokumentów, treść telegramu Daladiera do Corbina z 26 września, itp.

Dalej nie widzę argumentu, który by tezę wspierał. Ja nie przeczę, że Francuzi tu działali (choć Ty pisałeś o Bukareszcie, nie Paryżu) - ale gdzie tu działanie na żądanie Sikorskiego? :o

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Faury doskonale wiedział, że Francja nie jest w stanie udzielić pomocy militarnej “od zaraz”, lecz oczywiście fakt ten zataił.

To że żadna armia od zaraz nie jest w stanie ruszyć na wroga jest oczywiste, Rydz zapewne zdawał sobie z tego sprawę.

A informacja oczywiście ciekawa, czy ci Francuzi znali rozmieszczenie sił polskich ?

Jeśli tak to jak widać nie tylko ja twierdzę że taka obrona nie dawała żadnych szans powodzenia ale także ludzie którzy prawdopodobnie się na tym znali.

No i od razu nasuwa się pytanie, czy Rydz dostał w łapę za forsowanie tej z góry skazanej na niepowodzenie koncepcji obrony ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Delwin   
W tej sytuacji na podstawie Konstytucji R.P. i formalnego przekazania władzy, nowym Prezydentem R.P. we Francji został Władysław Raczkiewicz, który powołał polski rząd. Tu za sprawą Francuzów, wraz z Sikorskim jako premierem i Wodzem Naczelnym, w rządzie pojawiła się się grupa politycznych nieudaczników; sikorszczyków; endeków, ludowców, która do 1926r w Sejmie RP nie patrząc na katastrofalny stan kraju wskutek wojny światowej i wojny 1920r , zajmowała się jedynie partykularnymi interesami własnych stronictw, doprowadzając rozplemionym sejmowładztwem kraj w stan zapaści, korupcji i wszędobylskiej nieodpowiedzialnosci.Grupę tę w rządzie RP we Francji prezentowali m.in. Stanisław Stroński, Józef Haller, Jan Stańczyk, Marian Seyda, Stanisław Mikołajczyk i wreszcie Stanisław Kot. Odsunięci od rządzenia przez wojsko i rozliczeni za nadużycia po przesileniu majowym 1926r, teraz za popraciem francuskim szukali srogiego rewanżu na swoich byłch adwersażach. Za ich sprawą zaczęto polowanie na czarownice tj. na czynnych oficerów WP, jacy przybywali do kraju sojusznika, aby organizować i kontynuować na jego obszarze walkę z wrogiem. Za sprawą szczególnie Stanisława Kota zaczęto nie tylko nagonkę na tzw. „sanacyjnych oficerów”, których nie chciano w nowej Armii Polskiej. Metodami prowokacji ,oszczerstw , fałszerstw rozpoczęto specyficzne dochodzenie odmiennych od realiów i wydumanych przyczyn „wrześniowej klęski”. Wyszukiwano wśród przybyłych z kraju bardziej uległych chrakterem, rozgoryczonych czy interesownych w tej kwesti świadkow, którym sugerowano przy tym rzekomo niewłaściwy stan przygotowania i dowodzenia Wojska Polskiego z przewodnim zamiarem wskazania i odsunięcia od władzy ówcześnie, jak i w przyszłej Polsce, rzekomo winnych. Winnych, jakimi mieli być nie tylko politycy Sanacji ,ale i większości dowodzący oficerowie wyższego szczebla. Owa planowana i wdrażana już polityczna intryga padła jednak w czerwcu 1940 niczym domek z kart .Wtedy tworzona dla politycznych rozgrywek czarna legenda o źle przygotowanej do wojny Polsce okazała się fikcją, gdy w 6 tygodni takie same jak rzucone przeciw Polsce siły Whermachtu i Luftwaffe rozjechały i pobiły armie Holandii , Belgii , Francji i Brytyjski Korpus Ekspedycyjny razem wzięte.

Właściwie poza zdaniem pierwszym i zasadniczo słusznymi zarzutami wobec działania ekipy Modelskiego to trudno znaleźć tam coś nieprzeinaczonego lub wręcz nieprawdziwego...

Tymczasem gen. Władysław Sikorski, nie biorący udziału w toczącej się wojnie, już 24 września przybył do Paryża,

Ciekawe kto mu załatwił ten status "niebiorącego udziału"...

No i od razu nasuwa się pytanie, czy Rydz dostał w łapę za forsowanie tej z góry skazanej na niepowodzenie koncepcji obrony ?

I od razu nasuwa się pytanie o to czy autor tego pytania pisał je pod wpływem ciężkich przeżyć różnorakiej natury czy tylko chce całkowicie bezpodstawnie oszkalować człowieka, któremu Polska trochę jednak zawdzięcza...

Edytowane przez Delwin

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
bavarsky   

To byłoby trochę za szybko ;)

Absztyfikant jeden :ph34r:

Jest znana ocena Mariana Porwita, w jego Komentarzach do historii polskich działań obronnych w 1939 roku, część I, Warszawa 1969, s. 33-34 że "Polska nie rozporządzała w 1919 r. ani jednym chyba oficerem, któryby miał doświadczenia w zakresie przygotowań wchodzących w zakres strategii."

Jest również znana opinia Mariana Kukiela, wyrażona w memuarze/opracowaniuZ doświadczeń kampanii roku 1920 na Ukrainie i Małopolsce, Warszawa 1921, s. 17; "wojsko nasze wyruszało na wyprawę 1920 r. [tj. mowa o Kijowie] bez wspólnej i ściślej mówiąc bez wszelkiej doktryny [...] Dlaczego nie mieliśmy jej? Oczywiście dlatego, że mieliśmy za sobą cztery co najmniej cudze szkoły i wojny, a nie zdołaliśmy jeszcze stworzyć własnej, że szliśmy na wojnę bez regulaminów w tornistrze ze wspomnieniami mglistymi, bo z dawną siłą przyzwyczajeń[...] Wiosną roku 1920 byliśmy zupełnie bez regulaminu służby polowej, bez ustalonej szkoły walki, w zupełnej na ogół niepewności co do tego, jaką doktrynę i metodę się przyjmuje"

Ostatnie zdanie Kukiela, można przyjąć jako punkt wyjścia do rozważań nad zaszłościami późniejszymi, jak np. o przełomowej bitwie z Armią Konną pod Brodami, w której 18 Dywizja Piechoty gen. Krajewskiego wypracowała pierwszą ścieżkę do tego w jaki sposób należy przyjmować jazdę wroga na takim specyficznym froncie jaki naówczas zaistniał. Jak się bronić i jak atakować, to była w sumie główna zagwozdka dowódców różnego szczebla, ot bo jak to Kukiel porównawczo wspomina, dylematy te były zaiste duże, jako że średnio podczas działań w wojnie światowej na dywizję w obronie przypadało 7 km frontu, a w 1919/1920 80 km i więcej... [w:] Kukiel M., Op.cit., s. 33-34.

Pozostanę jednak przy zdaniu, że dość specyficzne warunki wojny 1920 nie pozwalają twierdzić, iż dany generał był dobrym dowódcą operacyjnym tak w ogóle.

Myślę jednak że twoja teza niestety upada, bo jest zwyczajnie źle sformułowana, tj. nie jest sprecyzowana.

Czy Bitwa nad Niemnem, manewr lewym naszym skrzydłem z środkiem operacyjnym w Wołkowysku, jest dla ciebie niemiarodajnym przykładem?

Mieliśmy Delwinie, dobrych dowódców operacyjnych wykutych w wojnie 1920 r., i na niej zda się że okazali się zdatnymi.

Ty próbujesz natomiast oceniać ich, podług np. wojny 1939, gdzie mniemam istniały dość wysublimowane doktryny prowadzenia działań wojennych, do których co poniektórzy zwyczajnie nie byli przygotowani nie tyle teoretycznie ale i mentalnie.

A priori, jeżeli mamy oceniać sztukę operacyjną wojny z bolszewikami, to li tylko porównując ją do działań np. improwizowanych wojsk białych, z improwizowanymi wojskami sowietów podczas wojny domowej, bądź w działaniach sowieckich dowódców przeciw naszym wojskom.

Pozdrawiam,

Marcin

Edytowane przez bavarsky

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Delwin   
Myślę jednak że twoja teza niestety upada, bo jest zwyczajnie źle sformułowana, tj. nie jest sprecyzowana.

Czy Bitwa nad Niemnem, manewr lewym naszym skrzydłem z środkiem operacyjnym w Wołkowysku, jest dla ciebie niemiarodajnym przykładem?

Mieliśmy Delwinie, dobrych dowódców operacyjnych wykutych w wojnie 1920 r., i na niej zda się że okazali się zdatnymi.

Ty próbujesz natomiast oceniać ich, podług np. wojny 1939, gdzie mniemam istniały dość wysublimowane doktryny prowadzenia działań wojennych, do których co poniektórzy zwyczajnie nie byli przygotowani nie tyle teoretycznie ale i mentalnie.

A priori, jeżeli mamy oceniać sztukę operacyjną wojny z bolszewikami, to li tylko porównując ją do działań np. improwizowanych wojsk białych, z improwizowanymi wojskami sowietów podczas wojny domowej, bądź w działaniach sowieckich dowódców przeciw naszym wojskom.

Ależ ja właśnie o tym piszę :) (czyli mamy poniekąd zgodę) - to, że ktoś się sprawdził (czy na poziomie dowódcy operacyjnego czy niżej - skądinąd jedynym "operatorem" [choć to szczebel GO a nie armii] z wojny 1920 był chyba tylko Sosnkowski [jakkolwiek miał krótki epizod], który sobie poradził ale trudno budować na tym tezę) w specyficznej (bo co do tego nie mamy chyba wątpliwości) wojnie 1920 nie oznacza automatycznie, że sprawdziłby się w wojnie typu PWS (decyduje siła ognia). A to, że niektórzy dowódcy nie sprawdzili się w 1939 to (przy uwzględnieniu różnic na niekorzyść (przewaga przeciwnika, posiadany aparat dowodzenia i rozpoznania itp.) dowód, że tego rodzaju praktyka nie posłużyła budowie odpowiedniego podejścia. Co ciekawe we wrześniu lepiej poradzili sobie starsi wiekiem generałowie (zwróćcie uwagę na to ile lat mieli w 1939 Bortnowski, Biernacki, Fabrycy a ile Szylling czy Thommee), którzy wcześniej mieli okazję więcej powojować w warunkach PWS i to w armiach obcych. Oczywiście w żaden sposób nie przeszkadza to dokonywać ocen na poziomie tej nietypowej wojny - czyli kto radził sobie lepiej...

Edytowane przez Delwin

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
I od razu nasuwa się pytanie o to czy autor tego pytania pisał je pod wpływem ciężkich przeżyć różnorakiej natury czy tylko chce całkowicie bezpodstawnie oszkalować człowieka, któremu Polska trochę jednak zawdzięcza...

A może jest ciekaw dlaczego Rydz skazał celowo polską armię na zagładę ?

Skoro dostrzegali to wojskowi francuscy musieli to dostrzegać i polscy, o totalną indolencję ich nie posądzam.

A więc jaki był cel skazania armii polskiej na zagładę tak szybko żeby sojusznicy nawet jeśli zdecydują się na pomoc, nie zdążyli już nikomu pomóc ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Drogi DELWINIE,

chciałbym Ci przypomnieć, że nasza dyskusja zaczęła się od Twego stwierdzenia:

Wojna Ad 1920 była "dziwną" wojną, w której obie armie reprezentowały sobą generalnie dość niski poziom - nasze szczęście, że bolszewicka niższy. Armie, które miały problem z pospolitym strzelaniem - bo to jedyne wytłumaczenie tego, że konnica mogła sobie pozwolić na szarże i zagony w czasach już nawet nie karabinów powtarzalnych a karabinów maszynowych.

Pozwoliłem się z tym nie zgodzić:

Co do kawalerii, to w tej części XX wieku była ona bronią, odznaczającą się "dużą siłą ognia i manewrowością". W przeliczeniu na 1000 żołnierzy w jeździe było dużo więcej karabinów maszynowych i dział, zaś kawaleria miała walczyć głównie pieszo, a jedynie maszerować konno. Co nie oznacza, że nie potrafiła szarżować, jeśli się sposobność lub konieczność trafiła. Jednak symbolem konarmii Budionnego nie jest saszka w ręku galopującego mołojca, lecz ciężki karabin maszynowy maxim wz. 1910, ustawiony na taczance. [...] szarża jazdy na okopany batalion piechoty udać się nie mogła, nie wiem, skąd wziąłeś te 200 m i ten 1% trafień - ja te liczby znam z wojen napoleońskich. Jazda nie szarżowała na uszykowaną piechotę z cekaemami, wyszukiwała luki w ugrupowaniu przeciwnika, przez które przechodziła na tyły i wtedy rzeczywiście mogła zaatakować konno i piechurów, gdyż na atak od tyłu nie byli oni przygotowani.

Na co kolega zaatakował mnie dość ostro:

Mam niejaki problem (dość łatwo jednak rozstrzygalny) czy wierzyć koledze czy też gen. Żeligowskiemu

No cóż, Żeligowski w swych "Wspomnieniach" całkowicie jest zgodny z moją tezą, podejrzewam, że w znacznej mierze na ich podstawie swoje wyobrażenie o użyciu jazdy w Armii Czerwonej ukształtowałem. O owym odpoczywającym bez zabezpieczeń batalionie i marszowej kompanii sam pisałem 16 lutego, więc żadna to rewelacja. Czy był to liniowy batalion piechoty, czy batalion marszowy, czy jakiś inny - tego Żeligowski nie pisze. Co więcej, Żeligowski nie stwierdza, że były takie przypadki, tylko że o dochodziły do niego takie wiadomości.

Skoro się tak uparcie domagasz, to powtórzę cytaty: "wystarczało kilka celnych strzałów, przypominających o istnieniu porządku, aby jazda z wielkim respektem odeszła szukać lżejszych interesów" (s. 105) i "Jeden karabin maszynowy na dachu murowanego domu znaczył więcej aniżeli tyraliera batalionu". Czyli kilka celnych serii z karabinu maszynowego by wystarczyło, nie?

Niestety, przykład spod Jabłońca nie dowodzi niczego, choćby dlatego, że atak się nie udał (mimo iż cała dywizja atakkowała pułk) oraz odbywał się zarówno pieszo, jak i konno. A przede wszystkim dlatego, że nie twierdzę, że jazda nigdy nie szarżowała na piechotę. Wręcz przeciwnie - wyraźnie napisałem, że szarżowała, "jeśli się sposobność lub konieczność trafiła", ale jednoczesnie "szarża na okopany batalion piechoty udać się nie mogła".

Czworobok... tak ciekawe. Wg Ciebie dotyczyło to okopanego, no choćby rozwiniętego w terenie batalionu? Czy jednak zaskoczonego w trakcie marszu czy odpoczynu? Bo jakoś wizja dowódcy, który na widok zbliżającej się jazdy, każe swym piechurom wyjść z okopów, udać się na otarty teren i tam sformować carre, wydaje mi się trochę zabawna.

Teza, że gdyby nasi strzelali celniej, to więcej wroga by ginęła, jest niezwykle ciekawa, wręcz porażająca swą głebią. Jednak z tego nie wynika, ze nikt u nas strzelać nie umiał. Ani tego, że konnica "mogła sobie pozwolić na szarże" przeciw karabinom maszynowym!

Czytelników bardzo proszę - w sporze między Delwinem a gen. Żeligowskim o użycie jazdy w 1920 roku - wierzcie Żeligowskiemu.

Co do jednego się z Tobą zgodzę. Nie uważam się za znawcę dziejów tej wojny. Teraz przypominam sobie raptem cztery książki, jej poświęcone, które przeczytałem (Buczyński, Davies, Babel, Żeligowski). To niewiele. Ale mimo wszystko wiem, co to jest ryglowanie ckm oraz czym kompania marszowa różni się od maszerującej kompanii. Mój adwersarz zaś głównie usiłuje mnie zdyskredytować tekstami typu "nie umiesz czytać ze zrozumieniem". Ostatnio zostałem zaatakowany słowem "socjalista" :rolleyes: . Śmiać się czy płakać?

Wojna 1920 roku była dość normalną wojną. Od I wojny światowej różniło ją przede wszystkim to, że toczono ja na wielkich przestrzeniach stosunkowo mało liczebnymi wojskami. Dlatego miała charakter manewrowy, a nie pozycyjny, czym bliższa była II wojnie światowej. No i dużo było improwizacji, "podejmowania decyzji w warunkach niepewności danych". Tego typu wojna stawia odmienne wymagania dowódcom, niż wojna pozycyjna. Tyle, że "odmienne", nie oznacza "mniejsze".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Delwin   
Czworobok... tak ciekawe. Wg Ciebie dotyczyło to okopanego, no choćby rozwiniętego w terenie batalionu? Czy jednak zaskoczonego w trakcie marszu czy odpoczynu?

Nadal nie rozumiesz - taką taktykę stosowano bo działała. Ponadto co to miało znaczyć "rozwiniętego"? Może jeszcze z leżącymi na ziemi żołnierzami z czego poniekąd kpi Żeligowski?

Czy był to liniowy batalion piechoty, czy batalion marszowy, czy jakiś inny - tego Żeligowski nie pisze. Co więcej, Żeligowski nie stwierdza, że były takie przypadki, tylko że o dochodziły do niego takie wiadomości.

Ale na pewno był to batalion "tyłowy" prawda? Żeligowski pewnie jak pisał obok siebie kompania marszowa i batalion (bez tego dodatku) to miał na myśli ten sam rodzaj formacji. Może jeszcze mu się pułki z dywizjami myliły?

Jakiś czas temu napisałeś:

Ja nie przypominam sobie żadnego przypadku, żeby jazda w tamtej wojnie przerwała dobrze uszykowany front piechoty szarżą na wprost. Ani nawet, żeby w ogóle do takiej szarży poszła.

Podałem kilka przykładów (nie wszystkie - tam jest cały rozdział) kiedy jazda do szarży poszła - ba, poszła na jednostkę piechoty wspieraną artylerią, nie tylko bronią maszynową. Kto jest miłośnikiem "prawdy inaczej"?

A odnośnie dotkliwych porażek w starciu z jazda walczącą konno: Iwaszczuki 24 lipca 1920.

Skoro się tak uparcie domagasz, to powtórzę cytaty: "wystarczało kilka celnych strzałów, przypominających o istnieniu porządku, aby jazda z wielkim respektem odeszła szukać lżejszych interesów" (s. 105) i "Jeden karabin maszynowy na dachu murowanego domu znaczył więcej aniżeli tyraliera batalionu". Czyli kilka celnych serii z karabinu maszynowego by wystarczyło, nie?

Bingo - celnych! Kolega wreszcie zauważył! Szkoda zatem, że kolega nie zauważył, że piechota celnie nie strzelała gdyż był bardzo skrócony okres szkolenia a prowizoryczna norma 25 strzałów na żołnierza w czasie szkolenia była często niedotrzymowana (kurczyła się do 5 albo i do zera)? Tak na marginesie: norma z 1925 bodajże przewidywała zdaje się 210 strzałów na żołnierza - szkolonego w czasie pokoju kiedy jest czas i można się przyłożyć do treningu bezstrzałowego. I ten problem dotyczył także obsług broni zespołowej - limit wcale zacny jakby czas na szkolenie się znalazł (bo 150 naboi - tylko o prawie 2/3 od powojennego limitu na rkm: 260 naboi) też był niedotrzymywany bo amunicji brakowało...

A ponowna egzegeza, że zdanie "jeden karabin maszynowy na dachu murowanego domu znaczył więcej aniżeli tyralierka batalionu" (uwaga: to zdrobnienie nie jest przypadkowe u Żeligowskiego) nie znaczy to samo, że jeden ckm "wystarczy aby odeprzeć atak jazdy" (co uparcie wmawiasz). Porucznik Holinkowski dowodzący rozpoznaniem w sile dwóch kompanii z 8 ckm (za sprawą Dąb -Biernackiego, który taki rozkaz wydał) niestety dowodem (20 czerwca) - "rozwinięty" w polu oddzial został zaatakowany i tylko postawie cekaemistów (pod uwagę do wzięcia, że przydział ckm odpowiadał normie wręcz drugowojennej - czyli 12 ckm na batalion), wybitych do nogi (jakoś 8 ckm nie zatrzymało przeciwnika...) oddział zawdzięczał, że zdołał wrócić do swoich - z 232 ludzi wróciło 187 z czego prawie połowa ranna (85), zginęło 4 oficerów. Straty krwawe po jednym dniu walki na poziomie 50%. Pewnie to były kompanie marszowe albo taboryci...

A odnośnie "indiańskości" to przyznaje się do błędu: "Zachowane w opisach pamiętnikarzy sceny walk żywo przypominają obrazy bojów toczocnyhc w dobie wojen napoleońskich czy nawet bitew staczanych przez regularne oddziały Rzczypospolitej z Kozakami i Tatarami na stepach ukraińskich". Za Odziemkowskim.

Żadni Indianie zatem jednak- raczej orda tatarska.

Czytelników bardzo proszę - w sporze między Delwinem a gen. Żeligowskim o użycie jazdy w 1920 roku - wierzcie Żeligowskiemu.

Drogi Jancecie - obawiam się, że nikogo nie przekonasz iż to mój spór z Żeligowskim. To jedynie "spór" pomiędzy nieuważnym czytanie połączonym z nieumiejętnością wyciągania wniosków a względnie (względnie - bo nie bspecjalizuję się w historii wojny 1920 i żadną miarą ekspertem nie jestem) rzetelną analizą, która (jak widać) niestety jest Ci obca. Nie wmawiaj Żeligowskiemu rzeczy, których nie napisał. To, że jazda była najgroźniejsza dla oddziałów tyłowych (siłą rzeczy gorzej uzbrojonych i niewyszkolonych do walki) nie znaczy, że reszta radziła sobie świetnie. Uwagi Żeligowskiego miały charakter ogólny (co wskazałem Ci powyżej ale już na to odpowiedzieć nie raczyłeś) - tak samo jak taka broszurka pt. "Krótki rys organizacji i taktyki jazdy Budionnego oraz sposób szkolenia piechoty w zwalczaniu tejże" - wydana w lipcu 1920 r. (do użytku służbowego). No chyba, że powiesz iż to mieli czytać tylko taboryci...

Na co kolega zaatakował mnie dość ostro:

Odbiór mojego posta był chyba ostrzejszy niż było moją intencją - choć co do meritum będę swojej tezy bronił na tej samej rubieży ;).

No i dużo było improwizacji, "podejmowania decyzji w warunkach niepewności danych".

Pierwsze tak, drugie nie. Przynajmniej nie po naszej stronie - dzięki radiowywiadowi: tyle co wiedzieliśmy o przeciwniku to chyba w żadnej wojnie. Można by powiedzieć, że myśmy czasami wiedzieli więcej o sytuacji bolszewików niż oni sami...

A może jest ciekaw dlaczego Rydz skazał celowo polską armię na zagładę ?

Może najpierw udowodnij tezę, że celem marsz. Śmigłego było aby dowodzona przez niego armia została zniszczona? Potem możemy się zastanawiać nad celowością...

Edytowane przez Delwin

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Odniosę się tylko do jednego:

A ponowna egzegeza, że zdanie "jeden karabin maszynowy na dachu murowanego domu znaczył więcej aniżeli tyralierka batalionu" (uwaga: to zdrobnienie nie jest przypadkowe u Żeligowskiego) nie znaczy to samo, że jeden ckm "wystarczy aby odeprzeć atak jazdy" (co uparcie wmawiasz).

No tak, zdrobnienie "tyralierki" nie jest przypadkowe. Na 100 procent nie jest. Po prostu go nie ma. Jak był stoi "tyraliera". Bez żadnego zdrobnienia.

Trudno to komentować. Przecież podałem stronę, z której cytowałem. Wystarczy zajrzeć. Jeśli się innym wmawia, że jest tam zdrobnienie, którego nie ma, to co to jest? Nadmiar fantazji? Czy celowe mijanie się z prawdą.

No i tak dalej. Delwin z tekstu Żeligowskiego usuwa wszystko, co mu niewygodne. Ciągle dyskutujemy o owym rozbitym przez jazdę Gaja batalionie, czy był marszowy, tyłowy czy liniowy (o ile w ogóle był). Rzecz bez rozstrzygnięcia, i generalnie bez znaczenia - został (wg wieści, zasłyszanych przez Żeligowskiego) zaskoczonym gdy odpoczywał bez ubezpieczeń.

Jeśli pisałem, że sobie nie przypominam, by jazda sowiecka szarżowała naszą piechotę, to dlatego, ze sobie nie przypominałem. Nie pisałem, że tego nie było. Co więcej - wcześniej pisałem, że szarżowała wtedy, gdy zaistniała sposobnosć lub konieczność. I czasem wygrywała. Tylko że przeważnie były to nic nie znaczące epizody. Zadano cieżkie straty dwum kompaniom, które oderwały się od reszty naszych sił i poszły na rozpoznanie? No pewnie, to jest ta "sposobność".

To była duża i długa wojna, pewnie ze 100 takich kompanii można wyszukać po obu stronach naraz. Ale nie dowodzi to, że była to normalna praktyka. Normalną taktyką działań jazdy sowieckiej było wyszukiwanie luk w froncie, przechodzenie przez te luki na tyły i tam sianie paniki, zamętu, śmierci i pożogi.

Oczywiście, że wśród naszych żołnierzy, szczególnie od lipca, było dużo takich, którzy oddali tylko 5 strzałów w ramach ćwiczeń przed skierowaniem na front. Szczególnie w formacjach tyłowych i marszbatalionach. Ale było też dużo weteranów Wielkiej Wojny. Szczególnie na 1. linii.

Co do tego, kto wiernie oddaje myśl Żeligowskiego, to przekonać się można w jeden sposób - sięgnąć do książki: Lucjan Żeligowski, Wojna w roku 1920, Wspomnienia i rozważania, Wydawnictwo De Facto, Warszawa 2006, s. 105-115.

Jeśli MODERATOR pozwoli, to zeskanuję te 10 stron i dołączę. Prawa autorskie Żeligowskiego chyba już wygasły. Nie wiem, jak z prawami De Facto.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
bavarsky   

To była duża i długa wojna, pewnie ze 100 takich kompanii można wyszukać po obu stronach naraz. Ale nie dowodzi to, że była to normalna praktyka. Normalną taktyką działań jazdy sowieckiej było wyszukiwanie luk w froncie, przechodzenie przez te luki na tyły i tam sianie paniki, zamętu, śmierci i pożogi.

Co ciekawe, to dzięki Budionnemu, u nas ponowiono organizowanie wyższych związków jazdy, choć jeszcze 24 kwietnia, w przededniu działania na Kijów, mieliśmy Dywizję Jazdy która w ataku skrzydłowym na Koziatyn [z frontowym natarciem nań dywizji piechoty] odniosła piękne zwycięstwo, a z kolei 7 brygada jazdy w lustrzanym manewrze na Malin poniosła klęskę, głównie z powodu zbyt małych sił tj. nie dała rady dotrwać do przybycia piechoty.

Ruszając może z tematem poniekąd w podobnym kierunku, ale może obchodząc go vide Paskiewicz, ot bowiem Szanowni Koledzy, w tej iście frapującej szermierce słownej, ostali się niczym Dybicz pod Grochowem, choć przyznam że Szanowny Jancet, ma w zanadrzu posiłki w postaci skanów, ot zdałoby mi się życzyć Marschall Vorwärts, jednak Delwin zda się że również ma w tej "reducie" jakiś dobry baon wojska.

Orlicz-Dreszer Panowie.

Kończył częstochowskie liceum im. Henryka Sienkiewicza [wcześniej gimnazjum do którego uczęszczał m.in. Wacław Tokarz], a w przededniu wybuchu Wielkiej Wojny został przydzielony do "częstochowskiego" 14. Mitawskiego Pułku Huzarów...

Za świetne działania podczas bitwy pod Brodami dowodzący naówczas IV BJ płk Orlicz-Dreszer został mianowany dowódcą 2 DJ sformowanej na froncie północnym, przeciw III kk.

I tutaj wspominając już po raz "wtóry" bitwę pod Brodami, po której Armia Konna, nie była już tak straszną, należy wspomnieć o:

"Dzielnym Czechu" z rzadka wspominanym, czasami deprecjonowanym dowódcy 18 Dywizji Piechoty; generale Wojska Polskiego Franciszku Krajowskim (Kralicek) 1861-1932.

Był uważany za jednego z najlepszych dywizjonerów w WP. Wraz z Arciszewskim swoim szefem sztabu, podjął się sformułowania zasad walki z jazdą bolszewicką, zrazu bezpośrednio po stoczonych zwycięskich bojach z 4. VIII, tj. "Zestawienie doświadczeń 18 Dywizji Piechoty w walkach z konną armią Budionnego", opublikowane przez dowództwo tejże dywizji w dniach 4-7 VIII 1920 r., a które to jak podaje Arciszewski - zostało uwzględnione "prawie całkowicie" w "Regulaminie służby polowej, cz. II".

Wśród doświadczeń operacyjnych na czoło wysuwała się konieczność tworzenia do walki z czerwoną kawalerią tzw. kombinowanych grup złożonych z piechoty i jazdy i wspartych silną artylerią. Późniejsze poczynania przeciwko armii konnej Budionnego pod Komarowem, Tyszowcami i na Wołyniu, a także wcześniejsze walki z III korpusem konnym Gaja pokazały skuteczność takich działań.

Według owego regulaminu tyczącego walki z kawalerią czerwonych, ciekawie prezentują się następujące kwestie:

- sposób dowodzenia przez oficerów,

- prowadzenie ognia,

- rozdysponowanie podległym wojskiem tj. marsze, biwaki, zwiady.

Piechota

Ważną sprawą było zachowanie "zimnej krwi" podczas odpierania ataku wrogiej jazdy. Zdaniem Arciszewskiego, dobra piechota która ten warunek spełnia, może "śmiało i w otwartym polu odeprzeć a nawet zniszczyć przeważające siły jazdy, jeżeli jest odpowiednio ugrupowana." Przeciwnik zrazu atakuje najczęściej luźną ławą, okrążając skrzydła i tyły piechoty, a dalej według spostrzeżeń "kozacy strzelają już na 2000 metrów z konia i z k. m., by tym ogniem flankowym i z tyłu demoralizować piechotę. Dopiero gdy jazda spostrzeże, że piechota traci pewność siebie, następuje szarża, w przeciwnym razie jazda nieprzyjaciela wycofuje się za wzgórza i laski".

Pytanie [1]

Kiedy jazda wroga postrzega że przeciwnik jest chwiejny?

"Pierwszą oznaką chwiejności i nerwowości piechoty jest odpowiadanie na wyżej wspomniany daleki ogień jazdy."

Pytanie [2]

Jak należy zatem reagować w obliczu atakującego wroga?

"W walce z konnicą najważniejszym jest utrzymanie dyscypliny ognia karabinowego. Karabiny maszynowe zaczynają strzelać na:

-ławę od 1000 metrów;

-zwarte szwadrony od 500 metrów

obsypując nieprzyjaciela potem huraganem pocisków,

Na wielkie cele lub cele głębokie kieruje dowódca kompanji ogień karabinowy salwami i może w tych wypadkach rozpocząć ogień już na 1000 metrów.

Salwy są najlepszym sposobem dyscyplinowania ognia piechoty i powinny w walce z kawalerią być prawie wyłącznym rodzajem ognia."

Arciszewski zaznacza dalej że bez zachowania powyższej dyscypliny w prowadzeniu ognia, szeregowiec wystrzela całą amunicję na 2000 do 500 metrów, "nie trafi nikogo, a gdy kozak go dopędzi, stanie bezbronny i zginie pod cięciem szabli"

W bliskim kontakcie z wrogą kawalerią, tj. gdy ta zbliży się na odległość mniejszą niż 200 metrów, "łączą się pojedyncze sekcje i drużyny wzdłuż tyraliery w grupki po 6 do 8 ludzi i stojąc plecami do siebie, odpierają atak ogniem."

Do patroli kozackich złożonych z 2-6 ludzi, w ogóle strzelać nie należy. Przypuścić je na 50 kroków i zaskoczywszy je, brać w niewolę.

[w:] Arciszewski F.A., Ostróg-Dubno-Brody. Walki 18 Dywizji Piechoty z konną armją Budiennego (1 lipca - 6 sierpnia 1920 roku), Studja taktyczne z historji wojen polskich 1918-1921, Tom II, Warszawa 1923, s. 182-183.

Powyższe zasady, doprowadziły do selekcji pośród dowódców poszczególnych związków taktycznych, promując operatywnych, umiejących działać w presji czasu, nie bojących się podejmowania skalkulowanego ryzyka, a tych którzy dowodzili "po austriacku" (w najgorszym tego słowa znaczeniu) tj. asekurancko, jak generał Linde, dowódca 6 DP, ongiś dobry dowódca brygady w 18 DP

Gen. Raszewski zarzucał mu, iż lokował sztab kilkadziesiąt kilometrów za linią frontu. Zamiast bywać w linii, organizował w sztabie odprawy dowódców pułków, odciągając ich od walczących wojsk. Dowódca 1 DJ płk Rómmel zarzucał mu, iż nie powiadomił jego dywizji o podejściu pod Brody i odejściu spod Brodów 2 i 3 VIII 1920 r.

Sprawą kwalifikującą się do sądu generalskiego była 20-godzinna zwłoka w wydaniu rozkazu dywizji po otrzymaniu rozkazu armii, tłumaczona przerwą na nocny odpoczynek sztabowców...

Pod "cięcie" podszedł również dowódca Grupy Operacyjnej Jazdy, gen. Jan Sawicki, mało ruchliwy, zwany potocznie przez wojsko "Grubionnym" z racji swej tuszy.

Nie potrafił podejmować decyzji, a będąc dowódcą kawalerii komendyrował wojskami "na papierze", najczęściej z daleka od frontu.

Po dymisji dowodzenie GOJ przejął wyróżniający się dowódca 1 DJ płk Juliusz Rómmel, który wraz ze swoim szefem sztabu rotmistrzem Pragłowskim dowodził zdecydowanie i skutecznie "z siodła", analizując sytuacje i szybko podejmując decyzje.

Pozdr.

B.

Edytowane przez bavarsky

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Delwin   

Z wrzucaniem skanów trochę kłopot bo mamy Art. 99(1) o prawach wydawców ale do oceny wrzucającego. Sytuacja jest oczywiście trochę inna jak ktoś ma oryginał z 1930.

Jeśli pisałem, że sobie nie przypominam, by jazda sowiecka szarżowała naszą piechotę, to dlatego, ze sobie nie przypominałem. Nie pisałem, że tego nie było. Co więcej - wcześniej pisałem, że szarżowała wtedy, gdy zaistniała sposobnosć lub konieczność. I czasem wygrywała. Tylko że przeważnie były to nic nie znaczące epizody.

Do sprawdzenia: Iwaszczuki - 24 lipca 1920. Następnym razem sugeruję pewną ostrożność w wygłaszaniu kategorycznych sądów czy coś miało miejsce czy nie.

Odnośnie zaś przytoczonych analiz przez Bavarskiego - jak widać kładziono bardzo silny nacisk na dyscyplinę ogniową oddziału. Tej dyscypliny nie da się niestety wyegzekwować bez wyszkolenia strzeleckiego dającego żołnierzowi zaufanie do własnej broni. Co ciekawe Żeligowski nie był zwolennikiem tworzenia mas jazdy po naszej stronie z uwagi na potrzebę walki z jazdą przeciwnika - wręcz przeciwnie, piechota jego zdaniem może sobie z powodzeniem poradzić i ilustruje to przykładem z wojny rosyjsko-japońskiej.

Edytowane przez Delwin

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
bavarsky   

Tutaj warto odnieść się do literatury przedmiotu, traktującej o działaniach jazdy obu stron i staraniach przeciwdziałania skutkom braku stosownych reglementów tj. rozstrojom na to w jaki sposób należy prowadzić pułki w bój w WP w pierwszym okresie roku 1920.

Poza bowiem memuarem Żeligowskiego zda się że istnieją całkiem interesujące przyczynkarskie "wistniki", ot obszerne opracowanie mjr. Szt. Gen. Tadeusza Kurcjusza pt. Pierwsze spotkanie 13 dywizji piechoty z Budiennym, "Bellona", 1921, t. IV, z.6, s. 473-491. [W okresie międzywojennym zdało się w publikacjach polskich pisywać nazwisko dowódcy Konarmii jako Budienny. Co więcej rodzimi autorzy nie zdawali się przejmować sowiecką nomenklaturą wojskową i pisywali ichniejsze dywizje/brygady/pułki jako piechoty, a nie jak zwykło się dziś określać te związki mianem strzelców]

Autor starał się dokładnie przedstawić cały okres tych walk, opierając się na dokumentach i oficjalnych danych, choć niestety jak sam jął zauważyć "...wiele cennego materiału, dotyczącego obrony Koziatyna zginęło bezpowrotnie podczas odwrotu z Ukrainy" [w:] Ibidem, s. 475.

Bitwa ta, naówczas była uważana powszechnie jako przerwanie się Konnej Armii przez front 13 dywizji piechoty. Kurucjusz ładnie sprostował ten pogląd podając, że miało to miejsce na styku "3-ej i 6-ej armji na połudn.-zach. od Skwiry w Samhorodku, który chociaż był uważany za skrajne lewe skrzydło odcinka 13-ej dyw. piech. oraz za punkt łączności z sąsiednią 7-mą dywizją piechoty, jednak nie był trzymany przez oddziały 12-ej [lapsus winno być 13 DP :ph34r: ], LECZ PRZEZ PRZYBYŁE REZERWY 6 ARMJI I FRONTU UKRAIŃSKIEGO, PRZEZ 19 PP [X BRYGADA 5 DYW.] I PRZEZ 3-CIĄ BRYGADĘ JAZDY GEN. SAWICKIEGO" [w:] Ibidem, s. 476.

W drugiej części swojej pracy Kurcjusz zrelacjonował przebieg frontalnego natarcia 6 i 11 Dywizji Kawalerii, w dniach od 28 do 30 maja. W trzeciej mamy działania z 31 maja, gdzie autor opisał rolę Grupy gen. Jana Sawickiego. W czwartej części znajduje się przebieg walk aż do 7 czerwca.

Najlepsza jest końcówka, która niejako przeczy dość często głoszonym bezapelacyjnie twierdzeniom że w czasie działań wojennych 1920 roku, kawaleria miała "renesans" w działaniach szczebla operacyjnego.

Kurucjusz kończąc swoje opracowanie, wyraził pogląd iż nie było to zwyczajne przerwanie się nieprzyjaciela przez nasz front "... lecz ciężkie i krwawe zapasy całotygodniowe -które zdały dotkliwe straty nieprzyjacielowi. (...). Przerwa była dokonana w miejscu, gdzie nie było umocnionych stanowisk, gdy miejsce to w ostatniej chwili do odcinka dywizji zostało dołączone i ugrupowanie w głąb z braków odpowiednich silnych rezerw, stosowane być już nie mogło". [w:] Ibidem, s. 491.

O problemach armii konnej [choćby organizacyjnych], zdołał treściwie wypowiedzieć się Aleksander Smoliński, w rozdziale III, monografii pt. 1 Armia Konna podczas walk na polskim teatrze działań wojennych w 1920 roku. Organizacja, uzbrojenie, wyposażenie oraz wartość bojowa, Toruń 2008.

W 1928 roku na łamach "Bellony" publikuje swoją pracę mjr Szt. Gen. Stanisław Rutkowski, pt. Pierwsze walki z armją konną pod Koziatynem, "Bellona", 1928, t. XXXI, z. 6-9, s. 1-24 i 236-252.

Była to już praca dojrzalsza, lepiej napisana tak pod względem faktograficznym jak i metodycznym. Autor przyjął sobie za punkt honoru, przedstawienie "...w jaki sposób dowództwo polskie w pierwszym okresie walk z Budiennym starało się przeciwdziałać posunięciom Armji Konnej oraz dlaczego przedsięwzięte kroki nie zdołały przeszkodzić Budiennemu w przerwaniu się na tyły frontu na Ukrianie" [w:] Ibidem, s. 1

I wracając mimochodem do działań kawalerii naszej, należy wspomnieć o świetnym artykule ppłk. dypl. Tadeusza Machalskiego pt. Osłona odwrotu, "Przegląd Kawaleryjski", 1938, nr. 7-12, s. 3-32, w którym to autor przedstawił działania osłonowe VII Brygady Jazdy w odwrocie spod Kijowa.

W ogólnym skrócie zadaniem VII Brygady Jazdy była osłona skrzydła 3. Armii. Z roli tej zdaniem autora brygada wywiązała się dobrze. Machalski wyraził pogląd, iż "Kawalerii pod Kijowem było za mało, by mogła ona decydująco zaważyć na szali losów, niemniej jednak stwierdzić możemy na tym przykładzie, że kawaleria, nawet w mniejszych dawkach użyta, może odnieść poważne sukcesy, o ile jest użyta celowo" [w:] Ibidem, s. 32

W interesujący sposób o jednym z ważniejszych epizodów tego odwrotu także z udziałem VII Brygady Jazdy, napisał w "Przeglądzie Kawaleryjskim" tego samego roku mjr Jerzy Michał Starza-Majewski. Epizod dotyczył boju 17 pułku ułanów wielkopolskich i pułku jazdy tatarskiej, z 14 Dywizją Kawalerii. Pisał ów początkowo sztampowo tj zaczynając: "Bój pod Starosielcami jest dla 17 pułku ułanów i dla 4 szw. jazdy tatarskiej dniem chwały bojowej (...)." dalej już całkiem do rzeczy nadmienił: "W ośmiogodzinnym boju związał pułk w walce z sobą 14. dywizję jazdy Budiennego, mającą działać równolegle z 4. dywizją jazdy Woroszyłowa, idącą na Harbulów (...). Kiedy następnego dnia straż przednia 7 dywizji piechoty rozbija 4. dywizję jazdy sowieckiej w rejonie Annopol-Harbulów, 14 dyw. jazdy nie może jej wspierać..." [w:] Bój pod Starosielcami, "Przegląd Kawaleryjski", 1938, nr. 7-12, s. 740

Jednak w moim odczuciu, w odniesieniu do tego epizodu ostała się praca napisana w 1936 przez ppłk. Ludwika Czyżewskiego pt. "Bój spotkaniowy 7 dywizji z grupą uderzeniową Woroszyłowa, "Bellona", 1936, t. XIX, z. 2, s. 331-348.

Wynik walki autor podsumował w taki sposób: "...4 Dywizja Kawalerii armji konnej Budjennego - pobita. Droga na zachód dla własnej 7 Dywizji Piechoty - otwarta. Wyznaczone dowódcy grupy uderzeniowej nieprzyjaciela zadanie zajęcia węzła kolejowego Krosteń i odcięcie nam drogi odwrotu udaremnione. Zadanie 7 Dywizji Piech. osłona południowego skrzydła armii - wykonane" [w:] Ibidem, s. 346

Pozdr.

Marcin

Edytowane przez bavarsky

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Delwin   

OK - kwestionowany przez użytkownika J. kawałek tekstu Żeligowskiego w załączeniu. Wydawnictwo MON 1990. Jak dla mnie jest to koniec dyskusji z tym użytkownikiem. Przyczyny widoczne zarówno na forum jak i wykazane korespondencją bezpośrednią z tymże.

Aby było jasne o co chodzi:

No tak, zdrobnienie "tyralierki" nie jest przypadkowe. Na 100 procent nie jest. Po prostu go nie ma. Jak był stoi "tyraliera". Bez żadnego zdrobnienia.

Trudno to komentować. Przecież podałem stronę, z której cytowałem. Wystarczy zajrzeć. Jeśli się innym wmawia, że jest tam zdrobnienie, którego nie ma, to co to jest? Nadmiar fantazji? Czy celowe mijanie się z prawdą.

post-6566-0-34543000-1329771720_thumb.jpg

Edytowane przez Delwin

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
widiowy7   

Ja w temacie nie "siedzę". Ze wspomnień z epoki czytałem kiedyś wspomnienia dowódcy baterii, która w czasie odwrotu przed bitwą warszawską, nie raz ratowała hmm rzyć swojej piechocie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.