Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Furiusz

Poziom sprawności fizycznej społeczeństwa

Rekomendowane odpowiedzi

Furiusz   

http://jagiellonski24.pl/2014/09/28/komorniczak-w-chorym-ciele/

Taka mała zajawka. Widziałem ostatnio reklamówkę WFu w szkole na TVP Info. Ja tam tego nie rozumiem, całego biadolenia. Sport jest ważny dla rozwoju człowieka i jego wychowania tego nie neguje. Sam aktywnie ćwiczę od wielu lat zarówno w klubach sportowych jakieś konkretniejsze dyscypliny jak i sam dla siebie i własnej przyjemności. U mnie na wsi moda na bieganie i fitness jeszcze nie dotarła ale są ludzie i to całkiem sporo i tych w moim wieku i tych starszych, którzy biegają, jeżdżą na rowerze albo spacerują - ich liczba zwiększa się jak jest ciepło i zmniejsza jak jest zimno, ale przez cały rok jakbym chciał mógłbym biegać w grupie a nie sam. Sporo młodszych ode mnie i ludzi w moim wieku umawia się na piłkę albo na rugby (boisk na nieużytkach jest sporo), sam czasem się tak bawię, sporo dzieciaków z okolicy których znam trenuje jakiś sport czy to judo czy rugby czy piłkę czy zapasy.

Ja u siebie nie widze zapaści w sprawności fizycznej.

Dlatego nie zgadzam się z autorem, że:

Ułudę tę bardzo mocno podtrzymują media, które skoncentrowane na życiu wielkich miast i wielkich ludzi zasypują nas obrazkami tego, jak to cała Polska biega, jeździ na rowerze

To oczywiście doświadczenie jednostkowe zatem ciekawi mnie jak inni to postrzegają albo czy są jakieś statystyki?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Wstęp do statystyki masz już w tym artykule, warto się nad podanymi tam liczbami zastanowić.

Wedle specjalistów medycyny - z żołnierzami jest też coraz gorzej.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   
Wedle specjalistów medycyny - z żołnierzami jest też coraz gorzej.

Tu mam wątpliwości. Chodzi o roczniki które stawiały się na badanie lekarskie na poborze? To jednak marny wyznacznik sprawności fizycznej w mojej opinii choć jakiś jest. Armia zawodowa to nowość więc na jakieś długofalowe analizy jeszcze za wcześnie chyba. Armia poborowa miała chyba jednak spory problem selekcji negatywnej - większość jednak służby unikała. Masz jakieś ciekawe dane?

Sam przyznam się niespecjalnie jeszcze w temat się zagłębiłem.

Te 41% to rzeczywiście spora liczba tylko ktoś to dzielił ze względu choćby na płeć? Miejsce pochodzenia etc? W tekście akurat nic na ten temat nie ma a to ważne dla problemu.

Dla przykładu w Rybniku wygląda to chyba dobrze:

Ilu uczniów nie ćwiczy w Rybniku?

W klasach młodszych problem prawie nie występuje, w klasach ponadgimnazjalnych problem zwolnień z WFu dotyczy od 3.9% do 4.2% przeciętnie, przy maksymalnie 16% ale są to dane ich a nie informacje oficjalne. Podają też, że wedle Kuratorium Oświaty w Katowicach w woj. śląskim zwolnienia z WFu miało 3.7% uczniów. To zdecydowanie daleko do 42% z artykułu. Co trochę potwierdza moje wątpliwości.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Nie chcąć się wdawać w statystyki i sprawność poborowych, opowiem co wiem na temat studentów pierwszego roku uczelni niepaństwowej w r. ak. 2012/2013.

Było ich 20-30. Znaczy na początku 30, a na koniec - 20. Mieli zaliczyć WF. Do wyboru były trzy formy - basen, siłownia i aerobik. Aerobik był organizowany w konkretnym miejscu i czasie, w odniesieniu do siłowni i basenu studenci dostawali po prostu karnet. Karnet obejmował 30 godzin korzystania z siłowni lub z basenu w semestrze. Kiedy chcesz - po prostu masz 30 godzin bezpłatnego korzystania z tego, za co normalnie się płaci całkiem konkretne pieniądze.

Wszyscy lub niemal wszyscy z tych osób pod koniec semestru zjawiło się u mnie z wnioskiem o zaliczenie wf, pomimo iż nie wykorzystali 30 h, przewidzianych w planie studiów i w karnecie. Powody były rozliczne - i bez wyjątku bzdurne. Ja oczywiście im to zaliczałem.

Niechęć do jakiekolwiek aktywności fizycznej jest powszechna wśród młodzieży.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   

A wiesz coś więcej na ich temat? Ciekawi mnie czy to był jakiś przekrój przez środowiska (jedni ze wsi, jedni z małych miejscowości inni z dużego miasta etc?).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Tu mam wątpliwości. Chodzi o roczniki które stawiały się na badanie lekarskie na poborze?

(...)

Nie, artykuł w "PZ" tyczył się jedynie żołnierzy zawodowych, pisałem zresztą o tym w innym wątku na forum.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   

Znalazłem:

"Badaliśmy ludzi przewidzianych wyłącznie na stanowiska bojowe, ze średnią wieku 27 lat, a 51% z nich miało nieprawidłowe ciśnienie tętnicze, 57% - otyłość lub nadwagę (...)

pierwsze symptomy, że jest zaczyna się dziać nie najlepiej, pokazały badania pilotów przeprowadzone przez dr. Krzysztofa Mazurka w 2000 roku. Otyłość lub nadwaga dotyczyła ponad 60% osób, a hipercholesterolemia 72% (...)

badania dr Agaty Gaździńskiej, które opierają się na analizie porównawczej podchorążych pierwszego i drugiego roku z czwartym i piątym rocznikiem.

Okazuje się, że o ile 80% studentów dwóch pierwszych roczników miało prawidłowy stan nasycenia tkanką tłuszczową, o tyle na czwartym i piątym roku wskaźnik ten spadł do 62%".

/za: "Sprawni jak żołnierze?", "Polska Zbrojna" nr 6 (818), czerwiec 2014/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
gregski   

Jancecie, niewykorzystane karnety o niczym nie świadczą. Ja kiedyś też wykupywałem karnety na siłownię i zwykle w całości ich nie wykorzystywałem. Zwykle coś było nie po drodze. A przy tym średnio w tygodniu biegam dwa, trzy razy po jakieś 5 kilometrów. Jeżdżę na rowerze. A latem pływam w jeziorze.

Chyba więc nie jest źle, a mimo to nie przeszedłbym Twojego "Testu Karnetowego".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   

To tak samo jak z tą otyłością z Polski Zbrojnej - sam mam nadwagę ale spokojnie w ciągu tygodnia ponad 40 km przebiegam. Tyle, że to nie jest norma i właśnie ta otyłość świadczy o tym, że ze szkoleniem fizycznym w wojsku jest coś nie tak, zwłaszcza, ze problem dotyczy stanowisk bojowych.

Tak samo tutaj, coś jest na rzeczy, ostatnio słyszałem historię dwóch typków którzy nie uzyskali absolutorium bo nie zaliczył WFu (sprawa dotyczyła licencjatu). Obaj pochodzili z miast wojewódzkich.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

A wiesz coś więcej na ich temat? Ciekawi mnie czy to był jakiś przekrój przez środowiska (jedni ze wsi, jedni z małych miejscowości inni z dużego miasta etc?).

Mam dostęp do akt, więc w zasadzie mogę sprawdzić, jeśli to ważne. Trochę mnie zaskoczyłeś poziomem dociekliwości.

Tak z pamięci, to z 60% urodziło się w Warszawie, pozostali w miastach powiatowych. To znaczy, że mogą pochodzić ze wsi. O sytuacji materialnej w aktach jest niewiele. Nie ulegajmy stereotypom, że jak ktoś idzie na płatne studia, to jest z bogatej rodziny - na studia płatne idą ci, których nie stać na bezpłatne. Ale - tak wnioskując po ubraniu i zachowaniu - większość z tej grupy pochodzi z dość zamożnych środowisk. A ci pozostali to chyba właśnie te wyjątki, które WF zaliczyły normalnie.

Tak pamiętam, że za moich szkolnych i studenckich lat powszechnie uprawiana była turystyka piesza. Taki "Harski", czyli "złaz" Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich w Puszczy Kampinoskiej gromadził ponoć ponad 1000 uczestników, mówiło się nawet o 4 tysiącach. Podstawiano specjalne pociągi, żeby to towarzystwo miało jak wrócić do Warszawy. "Połoniny" w Bieszczadach były, siłą rzeczy, bardziej ekskluzywne, ale i tak uczestników liczono w setki. Na inaugurację kursu przewodnickiego w 1978 SKPB dostało wielką aulę na SGGW, zabrakło miejsc siedzących, kandydaci siedzieli na schodkach, parapetach czy po prostu stali. Jakieś 300 osób. Kurs kończyło kilkanaście.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   
Tak z pamięci, to z 60% urodziło się w Warszawie, pozostali w miastach powiatowych. To znaczy, że mogą pochodzić ze wsi.

Tyle mi w sumie wystarcza. Wiesz tak jak w pierwszym poście pisałem, mam wrażenie po sobie i mojej okolicy, że problem z WFem i sprawnością fizyczną bardziej dotyczy dużych miast niż wsi i mniejszych miejscowości. Co zresztą w jakimś stopniu jest oczywiste i wynika choćby z tak głupiej kwestii jak to ile trzeba przejść/przejechać rowerem by dostać się do komunikacji publicznej albo np do szkoły.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

niewykorzystane karnety o niczym nie świadczą.

Widzisz, różnica polega na tym, że dla tych ludzi jest to w zasadzie normalny przedmiot do zaliczenia. Zaliczany jest na podstawie obecności - czyli wykorzystania karnetu. To jest obowiązek. Jak nie wykorzystasz, masz kłopot. Bulisz 150 zł za warunek, no i znowu musisz chodzić na ten basen czy siłownię. Choćbyś miał nie wiem jak wysoką średnią, nie dostaniesz stypendium - bo nie zaliczyłeś semestru.

Oczywiście, że aktywność fizyczna może się różnie objawiać, można po prostu nie lubić ani basenu, ani siłowni, a jednak być aktywnym. Sam nie lubiłem tego typu zajęć, ale chodziłem po górach, jeździłem konno. Niemal do pięćdziesiątki wakacje spędzałem pod namiotem.

Ale wśród dzisiejszych młodych ludzi nie widzę, żeby tego nie lubili, za to co innego - tak. No fakt - popularność biegów to jest pewien fenomen. Ale poza tym - ma być łatwo, lekko i przyjemnie od początku do końca.

Mam nadzieję, że nie mam racji, ale jakoś tak to widzę.

Dziś jestem w zasadzie inwalidą, ale jeszcze parę lat temu ochoczo chodziłem na ponad dwudziestokilometrowe wycieczki z podejściem 600 m, tak tylko po to, żeby to przejść. Bez oklasków i fajerwerków, bez publiczności. Po prostu idziemy - ja i Ewa, dla samej przyjemności marszu. Synowej do takiego działania nie udało się nam nakłonić. Co więcej - nie rozumiała samej idei wysiłku dla wysiłku, iść po to, żeby iść.

I to jest chyba cecha pokoleniowa.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   

Wiesz tak jak w pierwszym poście pisałem, mam wrażenie po sobie i mojej okolicy, że problem z WFem i sprawnością fizyczną bardziej dotyczy dużych miast niż wsi i mniejszych miejscowości. Co zresztą w jakimś stopniu jest oczywiste i wynika choćby z tak głupiej kwestii jak to ile trzeba przejść/przejechać rowerem by dostać się do komunikacji publicznej albo np do szkoły.

Nie wiem, co nazywasz "swoją okolicą", ale nie wiem, czy nie przesadzasz z tymi problemami w komunikacji publicznej dla uczniów.

Jak już tu pisałem, mamy taką małą chałupkę w malutkiej wsi na przedbużańskim Podlasiu. Wieś jest tak mała, że dojeżdża się do niej polną drogą, nie ma tam nawet sklepu. A że sam jestem skamieniałością z innej epoki, nieposiadającą prawa jazdy, więc często zdarza mi się tam dojeżdżać komunikacją publiczną, znaczy PKS-em.

Choć przystanek PKS jest aż 500 m od wsi, to podczas roku szkolnego dojazd do Drażniewa, gdzie jest podstawówka, czy do Korczewa, czy do Siedlec, gdzie są szkoły ponadpodstawowe, a nawet Uniwersytet, jest prosty i łatwy, bo rano autobus odjeżdża tak, by na zajęcia zdążyć, a po południu są dwa powrotne. I te autobusy zatrzymują się na przystankach, położonych zwykle bezpośrednio przy wejściu do szkoły. Uczące się dziecię z Rudy Instytutowej ma do przejścia 500 m rano i 500 m po południu. Sorry - ale w Warszawie dochodzenie 1000 - 1500 m do szkoły jest normą, tyle sam dochodziłem, tyle z grubsza dochodzili moi siostrzeńcy, mieszkający w tym samym domu, w którym się wychowywałem, i, przynajmniej częściowo, uczęszczający do tych samych szkół.

To są oczywiście moje jednostkowe obserwacje, możesz mi przeciwstawić swoje, ale naprawdę - wizja dzieci, które przez mróz, zamieć i słotę przedzierają się kilometrami do szkół, dzięki czemu zachowują tężyznę fizyczną, jest mocno niedzisiejsza.

Jeśli dzieci wiejskie zachowują tę fizyczną tężyznę, to dlatego, że po szkole, a czasem i zamiast szkoły, uczestniczą w pracach gospodarczych, tradycyjnych siewach, żniwach i wykopkach, choć dziś częściej w zbiorach z sadów i ogrodów. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Furiusz   

Moja okolica to taka mała wieś między Sochaczewem a Teresinem, z własną stacją kolejową. Ja do stacji mam akurat blisko bo jakieś 600 metrów. Przystanek autobusowy jest przy trasie 92 ode mnie ponad półtora kilometra więc sporo ludzi woli korzystać z pociągu. Część - coraz większa, dojeżdża samochodem. Część dojeżdża rowerem albo przychodzi pieszo, najdalej jak znam człowieka, to miał taki znajomy z Dębówki (nota bene rodowity Ślązak który sprowadził się do żony), ale średnio to będzie jakieś 1 - 1.5 km, nawet funkcjonuje takie coś, że człowiek mieszkający blisko stacji wydzielił u siebie na podwórku mały kwadrat żeby ludzie mieli gdzie rowery trzymać, w sumie miła sprawa. Szkoły podstawowe u mnie w okolicy są akurat dość gęsto, ponadpodstawowe w Sochaczewie albo Teresinie. Cześć dzieciaków dojeżdża rowerami część pociągiem. Dalej do przejścia akurat jest mało albo jeździ się autobusami. Tak czy siak trochę tego jest. Przy lepszej pogodzie, nieco inaczej to wygląda w ziemie. Akurat u mnie autobus miejski nie dojeżdża. Nieco dalej w stronę Strug, szczytna czy Czerwonki już tak i to rozwiązuje sporo, u nas ma wystarczać kolej i w sumie wystarcza.

Jeśli dzieci wiejskie zachowują tę fizyczną tężyznę, to dlatego, że po szkole, a czasem i zamiast szkoły, uczestniczą w pracach gospodarczych, tradycyjnych siewach, żniwach i wykopkach, choć dziś częściej w zbiorach z sadów i ogrodów. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Nie u mnie na wsi. Prędzej już bym widział tu rolę tradycyjnego środka lokomocji - roweru.

W okolicy przy zbiorach owoców pracują głównie ludzie ze wschodu - wydajniejsi, łatwiej pilnować. Same plusy. Przy żniwach też już raczej nie choć tu nie mam tak dobrego rozeznania. Nie mówię, że się nie zdarza by jakieś dzieciaki pracowały przy zbiorach ale nie jest to stan masowy.

Sorry - ale w Warszawie dochodzenie 1000 - 1500 m do szkoły jest normą, tyle sam dochodziłem, tyle z grubsza dochodzili moi siostrzeńcy, mieszkający w tym samym domu, w którym się wychowywałem, i, przynajmniej częściowo, uczęszczający do tych samych szkół.

Nie ma powodu Ci nie wierzyć.

No cóż moja wizja jak pisałem na początku nie musi być w stu procentach prawdziwa i stąd ciekawią mnie spojrzenia z innej perspektywy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.