-
Zawartość
5,677 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Jest to z grubsza opisane w anglojęzycznej Wikipedii: https://en.wikipedia.org/wiki/Edwin_Barclay I kilka informacji ogólnie o stosunkach dyplomatycznych USA-Liberia: https://history.state.gov/countries/liberia
-
Na to pytanie - jak często w historii - nie ma prostej odpowiedzi. Zaryzykowałbym coś takiego - w porównaniu do niektórych innych reżimów - ten nie był akurat w tym przypadku szczególnie krwawy. Wiele zależało od: a) czy komunista miał pochodzenie żydowskie, bo tych los bywał gorszy, b) czy np. dało się przypisać komuniście działalność dywersyjną - np. rozstrzelano na podstawie wyroku wojskowego członków tzw. Grupul Planet c) i wreszcie - na jakiego konkretnie komendanta obozu (i strażników) trafił? Warto przy tym podkreślić, że obóz w Târgu Jiu nie był wcale jedynym punktem odosobnienia dla komunistów (choć był bodajże drugi jeżeli chodzi o liczbę osadzonych po Caransebeș) i też nie tylko oni w tych miejscach byli izolowani. Siguranța się podczas przesłuchań czasami nie cackała, ale - drugiej strony - wyroków śmierci wobec komunistów było niewiele (kojarzę około 20). P. Câmpeanu, Ceaușescu. Lata odliczane wstecz, Warszawa 2004, opisuje dosyć dokładnie warunki pobytu w więzieniu w Jilava ("przejściowym") i w Caransebeș (długotrwały pobyt). W tym pierwszym warunki miał dosyć ciężkie - pełna izolacja osadzonych, cele przepełnione. W Caransebeș warunki były dosyć znośne. Cele na dzień otwierano, kwitło "życie partyjne" itp. Gdy np. część z nich zgłosiła do pracy "na zewnątrz" (budowa lotniska) - otrzymali lepsze wyżywienie, dzień pracy trwał osiem godzin, strażnicy - podobnie jak w samym Caransebeș - zachowywali się ludzko, nie znęcano się, nie bito itp. (ibidem, s. 145). Z drugiej strony - Câmpeanu podaje przykład pracy osadzonych w Lagărul de la Târgu Jiu podczas budowy linii kolejowej Bumbeşti-Jiu-Livezeni (trafił w jakiś sposób także tam - w okresie VII-IX 1941): "Był to, w dosłownym znaczeniu, reżim pracy przymusowej. Zmuszanie internowanych do pracy, podobnie jak pozbawienie ich wolności, nie miało żadnych podstaw prawnych, a tym samym nie było regulowane żadnymi przepisami. [Być może reżim Antonescu jakieś przepisy dot. internowania jednak wydał? Nie jestem jednak aż tak zainteresowany problemem, aby to sprawdzać - uwaga Bruno W.] Jedynym obowiązującym tu prawem było widzimisię strażników. (…) internowani spali w jakiś budach improwizowanych tam, gdzie przydzielono im pracę (…) a rzeka Jiu i las zastępowały wszelkie urządzenia sanitarne. Praca pod nadzorem straży wojskowej trwała minimum dwanaście godzin, a jej warunki określał komendant. Komendant, porucznik Trepăduș, był sadystą, jego wyczyny w dolinie rzeki Jiu zostały zaliczone do zbrodni wojennych. Poddawał internowanych najróżniejszym torturom, przy czym najbardziej lubił wieszać ukaranych za ręce na drzewach - przypominało to sceny z powieści Travena. Widziałem kompozytora i dyrygenta Mateia Socora wiszącego w tej pozycji na gałęzi uschniętego drzewa". Ibidem, s. 144-145. Warto może jednak - dla pełniejszego obrazu - dodać, że (internowany w 1940 r.) Matei Socor został w 1943 roku zwolniony z obozu (po interwencji znanych kompozytorów: Enescu i Jora) Zob. https://en.wikipedia.org/wiki/Matei_Socor
-
Gra o ropę naftową w czasie II wojny światowej
Bruno Wątpliwy odpowiedział jakober → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ponieważ Euklidesowi (już tradycyjnie) udało się zamienić kolejny temat w nużącą dla obserwatora i cokolwiek absurdalną "dyskusję ze ścianą", a ktoś "z zewnątrz" może być zainteresowany rozgrywką wokół rumuńskiej ropy naftowej ( w latach 1939-1940), pragnę polecić syntetyczne (i w mojej ocenie - kompetentne) omówienie zagadnienia w: A. Kastory, Rozbiór Rumunii w 1940 roku, Warszawa 2002, s. 135-177. A Secesjoniście i Jakoberowi należą się forumowe medale. Za odwagę...- 38 odpowiedzi
-
- kotlina wiedeńska
- galicja
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zainteresowanym polecam syntetyczne opracowanie (artykuł) dotyczące losów łotewskiej floty handlowej w czasie drugiej wojny. Po łotewsku (ale translator Google da sobie radę, z tym, że sugeruję tłumaczyć z łotewskiego na angielski). W momencie aneksji Łotwy przez ZSRR flota łotewska była dosyć duża (chociażby porównując ją do ówczesnej polskiej, a już szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę wielkość i "ludność" naszych krajów). A jej losy - ciekawe i bardzo zróżnicowane. Autor artykułu: Uldis Neiburgs. Tytuł: Latvijas kuģi Otrā pasaules kara ugunīs. Dostępny pod adresem internetowym: http://www.la.lv/latvijas-kugi-otra-pasaules-kara-ugunis W skrócie o tej flocie (głównie na podstawie powyższego artykułu): W dniu pierwszego stycznia 1940 roku handlowa flota Łotwy składała się ze 103 statków (w tym 89 parowców). Decydujące dla jej losów było to, gdzie te statki znajdowały się w czerwcu 1940 roku (i jak zachowały się ich załogi). Oczywiście nowe władze łotewskie (i ich radzieccy "opiekunowie"), nakazały statkom szybki powrót do łotewskich lub "bratnich", radzieckich portów. Z wiadomymi konsekwencjami ewentualnego nieposłuszeństwa. Istotna część załóg wraz ze statkami nie zdecydowała się jednak wracać do "Ludowej" (a wkrótce - Radzieckiej) Łotwy, czy do "bratnich" portów ZSRR. Ostatecznie w ręce radzieckie wpadło 59 statków. W istotnej części (54 statki) weszły one w skład Latvijas Valsts jūras kuģni ecība (czyli przedsiębiorstwa państwowego Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej). Najbardziej propagandowo wykorzystywany był los dużego i nowoczesnego motorowca "Hercogs Jēkabs", który (po pewnych perypetiach i przy sprzeciwie łotewskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w USA) z Callao popłynął do Władywostoku, pod skrzydła radzieckiej władzy. Okrutny los chciał jednak, że statek ten nie popłynął już na Bałtyk, tylko jako "Советская Латвия" (z nową, radziecką załogą) zajmował się na Dalekim Wschodzie transportem więźniów (pewnie także i Łotyszy). Fakt, że jego łotewska załoga (część) zdecydowała się na taki krok, nie decydując się, jak wiele załóg łotewskich statków na "wybranie wolności" został odnotowany zarówno w filmie fabularnym z 1965 roku ">>Tobago<< maina kursu" (z tym, że statek otrzymał fikcyjną nazwę "Tobago" i wydarzenia mocno "uatrakcyjniono"), jak i w książce (z 1976 roku - "Hercoga Jēkaba” odiseja). Zob.: https://lv.wikipedia.org/wiki/Hercogs_Jēkabs_(kuģis) https://en.wikipedia.org/wiki/MV_Sovetskaya_Latviya https://www.mfa.gov.lv/data/file/e-izstade/Content/Data/Bilmanis/Hercogs%20Jekabs.html https://lv.wikipedia.org/wiki/%22Tobago%22_maina_kursu https://ru.wikipedia.org/wiki/«Тобаго»_меняет_курс http://www.ibook.lv/BD_hercoga-jekaba-odiseja-rihards-kadikis.aspx?BID=065a04c1-cb53-46be-b9a4-458f569cc348 Losy (nadal obsadzonych w dużym stopniu przez Łotyszy) statków Radzieckiej Łotwy były różne. Część z nich (27) dostała się w 1941 roku w ręce niemieckie (albo w momencie wybuchu wojny stały w portach niemieckich - 14, albo zajęto je już wraz z Łotwą - 13). W większości przeszły wówczas pod niemiecką banderą, część jednak podnosiła nadal łotewską. W 1944/45 niektóre z tych statków usiłowały (niekiedy wbrew woli niemieckiej) przedostać się do Szwecji, czy Danii z łotewskimi uchodźcami. Inne pływały nadal pod radziecką banderą. Ponosząc straty chociażby podczas ewakuacji Tallinna. A jeden zbiegł przez jezioro Ładoga do Finów. Statki łotewskie pozostałe na Zachodzie będące pod kontrolą USA podnosiły nadal łotewską banderę. Pod kontrolą Zjednoczonego Królestwa - służyły pod banderą brytyjską. Jedne i drugie pływały dzielnie w konwojach alianckich, ponosząc ciężkie straty. Ostatni statek "na Zachodzie" noszący łotewską banderę ("Ķegums") zatonął 8 grudnia 1948 roku u ujścia Żyrondy.
-
Piosenki żołnierskie - polskie
Bruno Wątpliwy odpowiedział mer → temat → II wojna światowa - Polska (1939 r. - 1945 r.)
Autor powyższej wypowiedzi miał prawdopodobnie na myśli żołnierzy Wojska Polskiego z lat 1943-1945 (tych idących ze wschodu), a nie żołnierzy z okresu późniejszego. Notabene - określenie "ludowe" było nieformalnym i do tego nie stosowanym w czasie wojny, podejrzewam, że pojawiło się w propagandzie państwowej dopiero gdzieś około 1949 roku. Pieśń ta (znana także jako "Siódma kompania") jest rzeczywiście świetna (a jej prosty tekst rzeczywiście sugeruje twórczość żołnierską), a wykonanie Edmunda Fettinga - po prostu doskonałe. Ale "Siódma kompania" powstała najprawdopodobniej wiele lat po wojnie. Jeżeli dobrze pamiętam, po raz pierwszy została wykonana w 13 odcinku "Czterech pancernych i psa" ("Zakład o śmierć"). Wykonanie zbiorowe, ale rolę głównego "zapiewajły" (zresztą też nieźle) odgrywał sierżant Konstanty Szawełło (Mieczysław Czechowicz). Autorstwo pieśni przypisywane jest Januszowi Przymanowskiemu (tekst) i Adamowi Walacińskiemu (muzyka). Zob.: https://www.tekstowo.pl/piosenka,edmund_fetting,przed_nami_odra.html Niezbyt znany (aczkolwiek odnotowany chociażby w filmie "Do krwi ostatniej") jest fakt, że "Pierwszą brygadę" śpiewano także w Sielcach. Aczkolwiek szybko zmieniono tekst. Powstała "My, Pierwsza Dywizja" ("Marsz Pierwszej Dywizji"). Autorem nowego tekstu był Leon Pasternak. Zob. A. Romanowski, My, Pierwsza Brygada. Powstanie pieśni - przemiany - recepcja społeczna, Pamiętnik Literacki LXXIX, 1988 r., s. 294-295 (LINK do tekstu tego artykułu, dostępnego w internecie, skądinąd artykułu będącego kopalnią wiedzy o "Pierwszej brygadzie"). -
Też, jako ciekawostka: Kilka ciekawych opowiastek o "wskrzeszaniu" hebrajskiego i "szykanowaniu" jidysz jest u Wańkowicza (w kilku książkach, m.in.: "Droga do Urzędowa", "De profundis" i "Ziemia za wiele obiecana"). Najwięcej na ten temat jest w tej ostatniej książce (rozdział "Dwa języki" - M. Wańkowicz, De profundis. Ziemia za wiele obiecana. Wojna i pióro, Warszawa 2011, s. 250-252. Dużo u Wańkowicza ciekawostek, chociażby o słowotwórstwie (hebrajski, jako "język święty" nie był zbyt dostosowany do codziennych potrzeb). Także o zmianie nazwisk. I o konkretnym zachowaniu. Nowoprzybyłych (do Mandatu Palestyny) witały dziewczyny rozdające materiały propagandowe, ale na pozdrowienia w jidysz reagujące ostrym "Rak iwrit" ("Tylko po hebrajsku", zapis fonetyczny wg. Wańkowicza). Młodzież potrafiła rozbić przedstawienie w języku jidysz (z okrzykami: "Rak iwrit!" i "Daber iwrit!" - "Mówić po hebrajsku!"). Z tymi okrzykami bito także słuchaczy pewnego niemieckojęzycznego przemówienia. A jednocześnie w życiu codziennym mógł się odezwać niespodziewanie "język matczyny" - jak u kierowcy, który po awarii opony mówił do współpracownika: "Gicher, erlang mir dy sztabe" (zdecydowanie nie po hebrajsku). Ibidem, s 252. Przy okazji dwie anegdoty (o Chaimie Bialiku), jednym ze "wskrzesicieli" języka hebrajskiego, "odnowicielu poezji hebrajskiej". Za M. Wańkowicz, ibidem, s. 252: "(...) pewnego razu zaaferowany Bialik wpadł do sklepu po rękawiczki, których zażądał w jidysz. - Co ja słyszę, mistrz hebrajskiego języka mówi w żargonie? - Co znaczy w żargonie? - odciął się zasapany Bialik - pan masz czas, to pan mów po hebrajsku, a ja się spieszę. (…) Bialik, który był dosyć otyły, szedł pod górę, dyskutując z ożywieniem, wreszcie się zatrzymał. - Wie pan - powiada - to jest trochę za wiele: iść pod górę i jednocześnie mówić po hebrajsku. I rozmowa przeszła na jidysz". A wracając do głównego wątku. Kolejny przykład - Somalia. Właściwie, aż do okresu po odzyskaniu niepodległości (1960), trudno mówić o jednolitym systemie zapisu tego języka, który skądinąd był prawie wyłącznie "językiem mówionym". Z racji zdecydowanej dominacji religii muzułmańskiej zazwyczaj używano jakiś stworzonych ad hoc wariantów zapisu w alfabecie arabskim. Powstały też projekty specyficznych alfabetów. Najbardziej z nich znany - to Osmanija. Po ogłoszeniu niepodległości rozgorzała zacięta dyskusja na temat alfabetu. Ostatecznie zwyciężyło środowisko "postępowe" - popierające alfabet łaciński. I dziś język somalijski jest powszechnie zapisywany w alfabecie łacińskim. Aczkolwiek dziś, w ramach podkreślania związków ze światem muzułmańskim, językiem urzędowym w Somalii jest - obok somalijskiego - także arabski ("drugi" oficjalny język wg. art. 5 konstytucji) zob. art. 5 somalijskiej konstytucji. Oczywiście należy wziąć poprawkę na fakt, że w warunkach "państwa upadłego", którym Somalia była - i w dużym stopniu jest do dziś, trudno mówić o języku urzędowym. Zob.: J. Mantel-Niećko, M. Ząbek (red. nauk.), Róg Afryki. Historia i współczesność, Warszawa 1999, s. 298-300. https://en.wikipedia.org/wiki/Somali_alphabets https://en.wikipedia.org/wiki/Somali_language
-
W formie zagajenia: 1. Atatürk w ramach europeizacji "zafundował" Turkom alfabet łaciński (przy okazji dokonując wielu "oczyszczających" modyfikacji samego języka). 2. Nursułtan Nazarbajew chce w najbliższej przyszłości zastąpić kazachską cyrylicę alfabetem łacińskim. 3. Wiele narodów ZSRR (plus Mongołowie i Tuwińczycy - ci ostatni jeszcze formalnie nie w gromadzie bratnich narodów ZSRR) doświadczyło językowego eksperymentu, polegającego na przejściu w okresie "korienizacji" także procesu "латинизации", by później - z błogosławieństwem tow. Stalina - wrócić na łono grażdanki. A niektóre z nich - po uzyskaniu niepodległości w latach 90. - znowu do alfabetu łacińskiego (Azerbejdżanie, Uzbecy, Turkmeni). 4. Przywódca Rosji Władymir Putin też bardzo nie lubi alfabetu łacińskiego. A ponieważ tamtejsza Duma, Trybunał (Sąd) Konstytucyjny, Sąd Najwyższy (także parlament i SN Republiki Tatarstan) działają w prawidłowy sposób (tzn. robią to, co chce Przywódca), to wodzowski brak sympatii znalazł także odbicie w odpowiednich aktach prawnych i w wyrokach. Zob.: a) Zmieniony w roku 2002 art. 3 ust. 6 ustawy "О языках народов Российской Федерации" - http://pravo.gov.ru/proxy/ips/?docbody=&nd=102012883 b) Decyzja Sądu Konstytucyjnego Federacji Rosyjskiej z 2004 r. (o tym, że przymus wykorzystania cyrylicy dla zapisu oficjalnych języków w Rosji jest jak najbardziej OK) - https://rg.ru/2004/11/23/tatar-yazyk-dok.html c) Orzeczenie Sądu Najwyższego Republiki Tatarstan z 2004 r. - "O признании противоречащим федеральному законодательству и недействующим Закона Республики Татарстан от 15 сентября 1999 года N 2352 >>О восстановлении татарского алфавита на основе латинской графики<<" - https://archive.vn/20120907104003/www.pravoteka.ru/docs/respublikatatarstan/14296.html#selection-455.137-455.336 d) odpowiednia ustawa Republiki Tatarstan z 2012 r. - "О признании утратившим силу Закона Республики Татарстан >>О восстановлении татарского алфавита на основе латинской графики<<" - http://www.gossov.tatarstan.ru/fs/site_documents_struc/zakon/2696_file_5_2013rus_ru.pdf 5. W związku z powyższym Tatarzy ("kazańscy") musieli zrezygnować z programu przejścia na alfabet łaciński (co, jak mogę zaświadczyć po rozmowie z niektórymi z nich - raczej im się nie podoba, a nawet bardzo im się nie podoba), a Karelowie (fakt, że nieliczni) mają co prawda alfabet łaciński, ale ich język nie jest urzędowym w Republice (nomen omen) Karelii. 6. Litwini już na wczesnym etapie swojego odrodzenia narodowego stwierdzili, że nie za bardzo przepadają za polskimi "cz", "sz" itp. Zdecydowanie wolą czeskie. I tak "Auszra" stała się "Aušrą". Jakieś komentarze lub inne przykłady?
-
W Izraelu w praktyce "wszechobecne" - chociażby na nazwach ulic w wielu miejscach - są trzy języki: hebrajski, arabski i angielski. Zdecydowanie dominującym jest oczywiście hebrajski. De iure obecnie urzędowym jest tylko hebrajski, gdyż w 2018 roku zniesiono urzędowy charakter arabskiego (ale nadal ma on mieć zagwarantowany specjalny status w państwie). Oczywiście hebrajski jest zapisywany alfabetem hebrajskim, a arabski - arabskim. Jidysz nie ma w Izraelu statusu oficjalnego, przez dziesięciolecia dominowała w środowisku żydowskim kolejnych aliji polityka (zapoczątkowana na dużą skalę jeszcze w Mandacie Palestyny) rugowania jidysz (i ladino) na korzyść odrodzonego hebrajskiego. Spowodowało to sytuację, że język ten w Izraelu stał się szybko wymierającym. Posługiwali się nim (i to raczej w domu) ludzie starsi. Mimo, że ostatnio można odnotować pewną modę na jidysz, ten stan rzeczy raczej się nie zmieni. Hebrajski definitywnie i ostatecznie zwyciężył jidysz. Tym samym Izrael może zostać uznany za dosyć wyjątkowy przypadek pełnego odrodzenia języka jako środka codziennej komunikacji, który to język (hebrajski) już w czasach starożytnych został sprowadzony do funkcji przede wszystkim religijnych. Jidysz, aczkolwiek zaliczany do języków germańskich, zapisywany był raczej alfabetem hebrajskim, aczkolwiek bywały od tego wyjątki. Na przykład w PRL wychodziła gazeta "Fołks Sztyme", stosująca z czasem polski alfabet do zapisu języka jidysz (tak, jak w nazwie). Inne ciekawostki: 1. W Korei Południowej jeszcze w pewnym zakresie stosuje się obok Hangulu tradycyjne chińskie znaki (tzn. ich koreańską odmianę - Hancha). Oczywiście, zdecydowanie dominuje Hangul. W Korei Północnej jedynym urzędowym alfabetem jest Hangul, znaki chińskie nie są stosowane, aczkolwiek niekiedy są tam nauczane (kwestia współpracy gospodarczej z Chinami). 2. W Algierii oficjalnymi językami są dziś: arabski i berberyjski (Tamazigh). Zob. art. 3 i 4 konstytucji algierskiej https://www.joradp.dz/FTP/jo-francais/2016/F2016014.pdf. Arabski oczywiście jest zapisywany alfabetem arabskim. Berberyjski, który wreszcie uzyskał swoje prawa, po latach dyskryminacji na korzyść arabskiego, jest w Algierii przeważnie zapisywany alfabetem łacińskim, ale stosuje się także ciekawe (i stare) pismo Tifinagh. W czasach Algierii - kolonii francuskiej - praktycznie zanikła wśród tamtejszej ludności muzułmańskiej umiejętność wykorzystania języka arabskiego, jako środka przekazywania bardziej skomplikowanych treści politycznych, czy ekonomicznych. Jego miejsce zajął francuski. Arabski (obok języków berberyjskich) pozostał oczywiście językiem codziennym, ale był on zróżnicowany dialektycznie i bardzo odległy od arabskiego literackiego (czegoś, co dziś nazywamy Modern Standard Arabic). Brakowało również w tamtejszym, potocznym arabskim odpowiedniej "nowoczesnej" terminologii. Także, tamtejsza inteligencja arabska, a nawet algierscy działacze niepodległościowi często mówili i pisali po francusku. Tak było (paradoksalnie) bardziej zrozumiale i praktyczniej. Po odzyskaniu niepodległości Algieria przeprowadziła bardzo intensywną kampanię arabizacji. Teoretycznie - z powodzeniem. W praktyce francuski zachował jednak w Algierii niezwykle silną pozycję. Niekiedy dominującą - np. algierski Facebook jest większości francuskojęzyczny. Zob. https://en.wikipedia.org/wiki/French_language_in_Algeria
-
Pytanie chyba należałoby trochę doprecyzować: 1. Czy do zapisu jednego (oficjalnego) języka? 2. Czy do zapisu kilku oficjalnych języków? 3. Czy do zapisu języków, które formalnie może nie są oficjalnymi (zresztą nie w każdym kraju istnieje język oficjalny ustanowiony de iure) , ale odgrywają dosyć istotną rolę? Pierwsza sytuacja jest chyba relatywnie odosobniona. Druga i trzecia - moim zdaniem zdecydowanie częściej spotykana. Pozwolę się zająć pierwszym przypadkiem. W tej chwili do głowy przychodzi mi przede wszystkim Serbia i Czarnogóra (także - w jakimś zakresie - Chorwacja oraz Bośnia i Hercegowina). Aczkolwiek wszystkie te państwa z pewnymi, dodatkowymi uwagami. W przypadku Serbii mamy do czynienia z faktycznym, równoległym stosowaniem dwóch alfabetów do zapisu języka serbskiego. Trudno przy tym nawet czasami postronnemu obserwatorowi (jak mojej skromnej osobie) ustalić jakąś metodę w tym systemie. Generalnie, cyrylica choć chyba traktowana przez Serbów jako pismo bardziej "narodowe", "patriotyczne", a nawet bardziej "doceniane" w różnych oficjalnych dokumentach - sukcesywnie się jednak "cofa". Ostatnie badania wskazują, że na co dzień konsekwentnie alfabetem łacińskim posługuje się 47% Serbów, cyrylicą 36 %. Przy czym ta ostatnia dominuje jedynie na prowincji (i to tylko niektórych jej obszarach). W Belgradzie np. alfabetem łacińskim posługuje się 61,6%. Jeszcze bardziej niekorzystne dla cyrylicy są wyniki pośród "generacji internetowej". Zaledwie 28,5 % "internetowców" preferuje cyrylicę. Prosta sprawa - decyduje pragmatyzm, chociażby kwestia wygody związanej z nieskomplikowanym korzystaniem z klawiatury. Starsza, "nie-internetowa" generacja woli cyrylicę. Zob. https://www.b92.net/kultura/vesti.php?nav_category=1087&yyyy=2014&mm=12&dd=16&nav_id=936784 Oczywiście do tego dochodzi fakt, że na obszarach autonomicznych (Wojwodinie i - o spornym statusie - Kosowie) obowiązują także inne języki, zapisywane niekiedy alfabetem łacińskim (np. węgierski). W Czarnogórze sprawa jest w tej chwili mocno skomplikowana, ale już chyba przesądzona (na korzyść alfabetu łacińskiego, chyba że dojdzie tam do jakiś napięć politycznych między grupami rodzimej ludności i w rozgrywce tej mocno pojawi się kwestia alfabetu). Lansowanie czarnogórskiej odrębności narodowej i "języka czarnogórskiego" spowodowało bowiem, że w spisach powszechnych pojawiła się tam (a contrario) liczna grupa respondentów podających narodowość (i język serbski). Przy czym wcale nie ma prostej zasady, że tylko ci, którzy deklarują się jako Serbowie uznają serbski za swój język rodzimy. Jest także spora grupa osób przyznająca się do narodowości czarnogórskiej, ale język deklarująca serbski. Warto może także zauważyć, że referendum niepodległościowe w Czarnogórze (2006 r.) przyniosło tylko niewielkie zwycięstwo zwolennikom niepodległości. 55,5% było "za", gdy wymagany próg wynosił 55%. Zwolennicy związku z Serbią twierdzili, że o wyniku zadecydowały głosy czarnogórskich gastarbaiterów z Europy Zachodniej, którzy wcale w kraju na stałe nie mieszkają. Ale już wiele lat temu, gdy byłem jeszcze w Czarnogórze w ramach federacji z Serbią, a potem w świeżo niepodległej Czarnogórze widoczna była tam ewidentna dominacja alfabetu łacińskiego. Ostatnio, wraz z procesem "czarnogóryzacji" pojawiają się nawet oskarżenia o prześladowanie cyrylicy. Zob. ("serbsko-cyrylicki" punkt widzenia): http://www.novosti.rs/vesti/planeta.300.html:558012-Ћерање-ћирилице-из-Црне-Горе Bośnia i Hercegowina to oczywiście pytanie o status językowy bośniackiego. jeżeli uznamy go za element policentrycznego serbo-chorwackiego, to oczywiście w kraju tym stosuje się do zapisu jednego języka różne alfabety (Chorwaci i Boszniacy - łaciński, Serbowie - także cyrylicę).W Chorwacji na obszarach (w gminach) zamieszkałych przez Serbów (skądinąd, niewielu ich wróciło po operacji "Oluja" z 1995 r.) stosuje się także język serbski (i cyrylicę). Oczywiście we wszystkich tych krajach wybór - alfabet cyrylicki, czy łaciński, oprócz aspektu pragmatycznego, ma także w wielu przypadkach element polityczny. Związany z rozkładem sympatii między Rosję, UE i NATO. Tudzież "tradycję" i "nowoczesność", "słowiańskość" i "europejskość". W sumie obszar byłej Jugosławii, a w szczególności tereny, na których mówiono (mówi się?) w serbsko-chorwacku (chorwacko-serbsku) to niezwykle ciekawy przykład wpływu polityki na określanie się pod względem językowym (i w jakimś sensie - pod względem używanego alfabetu). Od Chorwacji po północną granicę Macedonii mówi się w języku (językach?), który jest mniej zróżnicowany niż np. język niemiecki, a już totalnie mniej zróżnicowany niż chiński, ale konsekwentnie akcentuje się status językowy poszczególnych odmian tego języka. Tu akurat trudno mówić o konsekwencjach zmiany alfabetu, który się przecież i w przypadku nowoczesnego języka greckiego, i języka rosyjskiego się nie zmienił. Tylko o ograniczeniu znajomości danego alfabetu w Polsce, związanej chociażby z bardzo istotnym ograniczeniem nauczania języka rosyjskiego. O ile w przypadku generacji, która miała obowiązkowy język rosyjski w szkołach, znajomość "букв" była czymś oczywistym, to dziś oczywiście tak nie jest. Dodałbym przy tym, że w przypadku olbrzymiej rzeszy Polaków (w mojej, subiektywnej ocenie - zdecydowanej większości), znajomość owych "букв" wyniesiona ze szkoły wcale nie przekładała się na znajomość języka rosyjskiego. Wielokrotnie na swojej drodze życiowej spotkałem Rodaków, którzy deklarowali znajomość języka rosyjskiego, a która to "znajomość" kończyła się na umiejętności odcyfrowania (choć nie zawsze - zrozumienia) sklepowego neonu i dodawaniu pseudo-rosyjskich końcówek do polskich słów. Per saldo - myślę, że do obrony jest teza, że rzesza ludzi, którzy np. naprawdę czytają w języku rosyjskim, interesują się tamtejszą kulturą "w oryginale", jest dziś pewnie mniejsza, ale nie aż tak dużo mniejsza niż w PRL.
-
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Bruno Wątpliwy odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Ciekawa transakcja (jak na rok 2018/19). Federacja Rosyjska kupiła od Laosu 30 czołgów T-34. Nie, nie oznacza to kompletnego załamania rosyjskich sił pancernych i rosyjskiej myśli technicznej (choć sławetna "Armata" jest na razie czołgiem raczej mitycznym i armia rosyjska bazować będzie jeszcze długie lata na modernizowanej rodzinie T-90, czyli skądinąd modernizacji T-72). Po prostu, czołgi T-34 będą im potrzebne na parady, do filmów i muzeów. Legenda zatem wiecznie żywa. Za: https://www.altair.com.pl/news/view?news_id=27102 -
Powstanie listopadowe i jego echa w literaturze obcojęzycznej
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Powstania
Można wspomnieć chociażby niedoszłe echo - kapitana Nemo. Moje skojarzenia (zakładam, że chodzi - jak w tytule - o powstanie styczniowe, aczkolwiek dalej jest mowa raczej o listopadowym): 1. Najbliższe - operetka "Polnische Hochzeit". Występuje w niej wątek polskiego bojownika o wolność (graf Boleslav Zagorsky) wracającego do domu po nieudanym powstaniu. Problem leży w tym, że to raczej powstanie listopadowe. Do tego, dzieło jest w języku niemieckim (1937 rok), ale trudno je uznać za niemieckie sensu stricte. Według hitlerowskich standardów roku 1937, autorzy aryjczykami nie byli (jeden z nich - Fritz Löhner-Beda zginął później w Auschwitz). Premiera poza III Rzeszą (w Szwajcarii). Zob.: https://www.chandos.net/chanimages/Booklets/CX5059.pdf http://www.operetten-lexikon.info/?menu=167&lang=1 https://www.br-klassik.de/themen/oper/polnische-hochzeit-esay-100.html 2. Dalsze - na przełomie wieków XIX i XX powstały dwie niemieckie operetki (różnica między operetką i wodewilem jest dla mnie niezbyt jednoznaczna, w każdym razie, jedną z nich - tą z 1910 r. - niemieckojęzyczna Wikipedia zalicza wprost do Vaudeville-Posse). Bardzo w swoim czasie popularne, obie o takim samym tytule (skądinąd o wydźwięku pejoratywnym dla nas) - "Polnische Wirtschaft". W obydwu wątek polskiej walki o wolność raczej nie występuje (libretta przeglądnąłem bardzo pobieżnie). Pierwsza - z 1889 r. (lub 1890), ale jej akcja dzieje się w roku 1712. Druga - z 1910 r. (libretto też przejrzałem tylko pobieżnie, trudno mi jednoznacznie datować, ale rzecz się dzieje w dobrach Groß-Karschau chyba we "współczesności" - tzn. około 1910 r., gdyż śpiewają m.in. o berlińskich autobusach). Zob. H. Orłowski, Polnische Wirtschaft. Nowoczesny niemiecki dyskurs o Polsce, Olsztyn 1998, s. 33 https://www.loc.gov/item/2010667653/ http://www.musicaltheatreguide.com/composers/zumpe/hermann_%20zumpe.htm http://publikationen.ub.uni-frankfurt.de/frontdoor/index/index/docId/22997 https://de.wikipedia.org/wiki/Polnische_Wirtschaft_(Operette)- 2 odpowiedzi
-
- polenlieder
- literatura o powstaniu listopadowym
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Sympatyczna opowieść, ale w sumie nie wiadomo, czy czasem nie z kategorii se non è vero, è ben trovato. Nawet zdania osób posługujących się językiem bengali są podzielone: https://www.quora.com/Is-Bengali-Bangla-truly-an-official-language-of-Sierra-Leone Z zupełnie innej beczki, ale jednak nieco podobnej. W ramach wdzięczności i przyjaźni Fidel Castro "podarował" kiedyś NRD mały kawałek Kuby. Symbolicznie. https://de.wikipedia.org/wiki/Ernst-Thälmann-Insel O tym wspomniałem. Rozmawiałem (z ludźmi z Indii i Bangladeszu) tylko o "dogadaniu się". O ile alfabet bengalski można - od biedy - uznać za krewnego (potomka) dewangari, to zapis języka urdu to już zupełnie inna bajka.
-
To jeszcze dwa przykłady: 1. Podobnie, jak Jancet miałem kiedyś przyjemność spotkać młodych ludzi z Bangladeszu (także z Indii) i trochę sobie porozmawialiśmy na tematy językowe. Potwierdzali zgodnie, to o czym już miałem jakieś pojęcie - to znaczy, że w postaci potocznej, "mówionej" języki hindi i urdu są właściwie tożsame. Nowością było dla mnie to, iż ludzie z Bangladeszu twierdzili z dużym przekonaniem, że hindi (i urdu) są dosyć podobne do języka bengali. Twierdzili, że sprawa nie jest oczywiście prosta, bo dużo zależy od tego, jakim dialektem bengalskiego ktoś się posługuje, czy jest fanatykiem produkcji Bollywoodu (filmy, a co najważniejsze piosenki w nich, są głównie w języku hindi) itp. Ale w zakresie prostego porozumienia się o podstawowych kwestiach, gdy jedna strona stara się drugą zrozumieć (czyli - mówi wolno) mówiący w bengali jakoś mniej więcej dogada się z mówiącym w hindi. Znając z języków europejskich "tylko" angielski, oczywiście nie potrafili porównać tej sytuacji do uwarunkowań europejskich, ale odniosłem wrażenie, że relacja hindi-bengali to np. coś podobnego do relacji polski-bułgarski. Natomiast - wracając do tematu - warto zwrócić uwagę na relację hindi - urdu w zakresie alfabetu. Oczywiście, nie był to prosty wybór polityczny. Raczej historyczno-religijno-cywilizacyjny, ale fakt jest faktem. Ponieważ istnieje teoria, że można mówić o policentrycznym języku hindustani, przypomina to trochę - bardziej nam znaną - sytuację z serbsko-chorwackim. W każdym razie - dwa prawie tożsame języki, posługują się różnymi alfabetami (urdu - mutacją arabskiego, a właściwie persko-arabskiego, hindi - alfabetem dewangari). 2. Też już wspomniana na forum Mołdawia. A konkretnie jej cześć zwana ongiś Besarabią. Do początku XIX wieku dzieliła losy z Hospodarstwem Mołdawii. W 1812 roku Besarabia trafiła pod panowanie rosyjskie i od tego momentu losy "dwóch Mołdawii" (Hospodarstwa Mołdawskiego i Besarabii) się rozeszły. Jedna część stworzyła wraz z Wołoszczyzną zjednoczoną Rumunię, druga - ostatecznie przybrała postać guberni besarabskiej. Rumuni w latach 60. XIX wieku - w ramach ogólnej polityki powrotu do łacińskich korzeni - dokonali zmiany alfabetu (z cyrylicy na tzw. "przejściowy", by - bodajże w 1862 roku - przyjąć już w pełni alfabet łaciński). W Mołdawii było inaczej. Pierwotnie swobody językowe były tam dosyć duże, a język mołdawski (zapisywany cyrylicą) miał status oficjalnego. Szybko, mniej więcej od roku 1828 zaczęło to się jednak zmieniać. W ciągu około 40 lat, sukcesywnie język mołdawski (czy rumuński, gdyż nawet dla Rosjan były to wówczas synonimy) w rosyjskiej Besarabii został usunięty ze wszelkich urzędów, szkół, a nawet cerkwi. W praktyce stał się językiem "chłopskim". Jeżeli (szczególnie pod koniec XIX wieku) pojawiały się w Besarabii jakieś w nim publikacje, to sprawa alfabetu nie była jednoznacznie rozstrzygnięta. Stosowano stary alfabet "rumuński" (cyrylicę), jakieś uproszczone wersje alfabetu rosyjskiego, czy "nowy" (łaciński) alfabet rumuński. W 1918 roku Besarabia trafia pod panowanie rumuńskie. Dla władz Wielkiej Rumunii jest jasne, że lokalni mieszkańcy (w większości, bo Besarabia jest oczywiście wielonarodowa) mówią w języku rumuńskim, zatem rozpowszechnia się tam łaciński alfabet rumuński. Natomiast swoją rozgrywkę zaczyna Rosja Radziecka (a potem ZSRR). Nie uznaje ona aneksji Mołdawii (Besarabii) do Rumunii. Na drugim brzegu Dniestru tworzy Mołdawską Autonomiczną Republikę Radziecką (w ramach Ukraińskiej SRR). W ramach poszukiwania (przede wszystkim klasowych) odrębności w stosunku do Królestwa Rumunii stosowano tam cyrylicki wariant zapisu języka mołdawskiego (rumuńskiego). Aby było to jeszcze bardziej skomplikowane - w 1932 zdecydowano o przejściu w MASRR na alfabet łaciński, by w 1938 roku wrócić znowu do cyrylicy (operacja podobna, jak z językami wielu, innych ówczesnych narodów ZSRR plus z mongolskim i tuwińskim). W 1940 roku ZSRR anektował rumuńską Besarabię. Z jej większości (i z części Mołdawskiej ASRR) stworzono Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką. Językiem urzędowym był w niej (oprócz rosyjskiego) - język mołdawski. Czyli de facto rumuński, ale zapisywany cyrylicą. Na pieriestrojkowej fali w 1989 roku wprowadzony zostaje jednak alfabet łaciński. I pojawiają się silne głosy o tożsamości Mołdawian i Rumunów. Na tym jednak nie koniec. Do dziś trwają spory o status językowy mołdawskiego (teoretycznie zwyciężył w Republice Mołdawii pogląd, że mołdawski i rumuński są właściwie tożsame, ale są i zdania odrębne), ale w samozwańczym Naddniestrzu stosuje się do jego zapisu cyrylicę. Oczywisty wybór polityczny, akcentujący odrębność Mołdawian od Rumunów. Inna sprawa, to faktyczna dominacja w Naddniestrzu języka rosyjskiego. Zob. np.: https://ro.wikipedia.org/wiki/Republica_Moldova#cite_note-1 https://ru.wikipedia.org/wiki/Молдавский_язык https://ru.wikipedia.org/wiki/Молдавский_алфавит
-
Może przerzucić ostatnie posty Janceta i Komara (od tego, gdzie Jancet "ciągnie wątek transliteracji, skoro innego tematu nie ma") z:
https://forum.historia.org.pl/topic/19201-historia-polityka-i-alfabet/?tab=comments#comment-278663
do:
https://forum.historia.org.pl/topic/16255-transliteracja/
Pozdrawiam.
-
Po krótkich poszukiwaniach - stwierdzam, że jednak odpowiedni temat już mamy na forum: https://forum.historia.org.pl/topic/16255-transliteracja/ I tam proponuję kontynuować wątek poboczny, tu zastanawiając się raczej, jak polityka wpływała na zmianę alfabetu.
-
Ukazała się książka Riccardo Orizio, "Zaginione białe plemiona. Podróż w poszukiwaniu zapomnianych mniejszości". Jeden z jej rozdziałów poświęcony jest potomkom legionistów zamieszkałych w Casales na Haiti. Nie należy się spodziewać opowieści o "kultywowaniu kultury i tradycji narodowych", bo zaiste bardzo niewiele śladów polskości pozostało w tej ubogiej społeczności, żyjącej w skrajnie ubogim kraju. Ale przeczytać warto. I jako dodatek do tej informacji - dwa linki o polskich tropach na Haiti (tamże wzmianka o Orizio): Link 1. Link 2. I jeszcze jedna ciekawostka, wzmiankowana przez Orizio. Konstytucja Haiti z 1805 r. Link do strony. Proszę zwrócić uwagę na artykuł 13, zdanie drugie .
-
Czy to jest estońskie nazwisko??? Czyli - bądź patriotą, zmień nazwisko.
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
To ja z innej beczki - Mobutu Sese Seko Kuku Ngbendu wa za Banga (pierwotnie znany jako Joseph-Désiré Mobutu) i jego kampania Zaïrianisation (polskim odpowiednikiem byłaby pewnie zairnizacja, ale głowy za to nie dam). Pod hasłem Authenticité afrykanizowano (a dokładnie - zairnizowano) co się dało - także imiona i nazwiska. Dyktator przybrał imię jak wyżej (można pobawić się w jego tłumaczenie - angielska Wikipedia proponuje jeden z wariantów takowego: "The warrior who knows no defeat because of his endurance and inflexible will and is all powerful, leaving fire in his wake as he goes from conquest to conquest"). Gdzieś czytałem (niestety, teraz nie pamiętam źródeł), że kampanii owej towarzyszyły ciekawe rozwiązania. Wprowadził system jednopartyjny, a członkiem partii był każdy obywatel Zairu, oczywiście już raczej ze zmienionym odpowiednio imieniem i nazwiskiem (podobno mieli biedacy na to całe 48 godzin). A jeżeli duchowny nieopatrznie ochrzcił dziecko europejskim imieniem - wędrował na kilka lat do więzienia. -
Szczerze mówiąc, trudno mi doszukać się w moich wypowiedziach przesłania o wyższości jakiegokolwiek alfabetu. Oprócz wzmianki, odnoszącej się stricte do języka tureckiego (grupy języków tureckich), sprowadzającej się do tego, że być może alfabet łaciński jest bardziej dostosowany do spełniania potrzeb tego języka, ale nie zmienia to faktu, iż turecki mógłby też z powodzeniem być zapisywany alfabetem arabskim (czy innym). Jest dla mnie oczywiste, że wobec mnogości języków i alfabetów, trudno mówić o jakiejkolwiek wyższości. Przypadek każdego języka i kwestii, czy konkretny alfabet do niego "pasuje" właściwie musi być rozpatrywany osobno. I zawsze pozostanie olbrzymie pole do dysput: czy np. najbardziej szczęśliwy dla języka maltańskiego jest alfabet łaciński itd. itp. Osobiście, jakbym miał określić alfabet, który jest dla mnie szczególnie wdzięcznym przykładem przemyślanego projektu i przemyślanej decyzji (w sumie politycznej), dobrze dostosowanej do potrzeb konkretnego języka - zwróciłbym uwagę na koreański Hangul (Han-geul). Choć nie miał on wcale łatwego "życia", zanim zaczął dominować w Korei. Natomiast nie przeczę, że uważam, iż w dobie globalizacji, internetu, dominacji języka angielskiego - narody, które posługują się alfabetem łacińskim mają prawdopodobnie niekiedy nieco łatwiej "na starcie". Kwestia transkrypcji języka chińskiego (także innych - np. koreańskiego) jest zagadnieniem, z którym chyba nie poradzimy sobie do końca świata (mimo różnych prób standaryzacji). Tradycyjny Czang-Kai Szek może pojawić się w Polsce jako: Jiang Zhongzheng, Jiang Jieshi, Jiǎng Jièshí, Chiang Kai-shek i pewnie jeszcze inaczej (zob. np. J. Polit, Pod wiatr. Czang Kaj-szek 1887-1975, Kraków 2008, s. 14-15). Kim Ir Sen, to Kim Il Sung, ale i Gim Ilseong (tak np. J. P. Rurarz, Historia Korei, Warszawa 2005). Nadal w Polsce spotkamy pisownię Phenian (wzorowaną na rosyjskiej, ale której nie wymówi poprawnie żaden Koreańczyk), ale i Pjongjang, tudzież Pyongyang lub P'yŏngyang (w różnych mutacjach) - czego znowu Polak za bardzo poprawnie nie potrafi wymówić. Najnowsza historia Tatarstanu jest bardzo ciekawa. Od ogłoszenia niepodległości (podobnie, jak w przypadku Czeczenii), przez status "państwa stowarzyszonego z Federacją Rosyjską", po - dzisiejszy - status właściwie "zwykłego" podmiotu Federacji Rosyjskiej. Ale to już inny temat. Ale właściwie piszesz wyłącznie o doświadczeniach w obrębie alfabetu łacińskiego. Ciekawsze byłoby chociażby porównanie praktycznych aspektów (wad, zalet itp.) pisowni łacińskiej i arabskiej, chińskiej, japońskiej itp. Ale może - jeżeli jest taka wola - już w ramach innego tematu, bo ten założyłem raczej z myślą, aby zastanowić się kiedy polityka miała wpływ na wybór alfabetu, a nie - jaka transkrypcja języka chińskiego jest lepsza?
-
Sprawa niezbyt istotna, najważniejsze jest w tej opowieści to, że "Auszra" (a za nią ogólnie Litwini) dosyć manifestacyjnie odeszła od polskich wzorców w tym zakresie, ale o inspiracji czeskiej pisał zarówno P. Łossowski (chyba największy znawca Litwy okresu od odrodzenia narodowego), jak i sami Litwini w swojej Wikipedii wiodą pochodzenie tych liter aż od samego od Jana Husa (pardon - Janasa Husasa) i tym samym od Orthographia Bohemica. Zob.: P. Łossowski, Po tej i po tamtej stronie Niemna. Stosunki polsko-litewskie 1883-1939, Warszawa 1985, s. 21 https://lt.wikipedia.org/wiki/Č https://lt.wikipedia.org/wiki/Š Bez przesady, jak dowodzi historia, języki tureckie można chociażby "zapisać" i alfabetem arabskim, i cyrylicą (że o ujgurskim alfabecie, czy greckim nie wspomnę). Jest faktem, że alfabet arabski miał oczywiste ograniczenia (chociażby zbyt małą ilość samogłosek, jak na potrzeby tureckie). Natomiast argument, że alfabet arabski jest niezbyt przystosowany do tureckiej wymowy można łatwo zbić faktem, że podobną przypadłość ("rozjeżdżania się" zapisu i wymowy) ma chociażby język angielski, czy francuski. A już relacje miedzy literą (znakiem) a dźwiękiem w Japonii i Chinach to jeszcze inna bajka. Te przykłady (i ogólnie o zmianie alfabetu w Turcji) w: D. Kołodziejczyk, Turcja, Warszawa 2000, s. 135-138. Tamże ciekawy przykład (s. 137), świadczący o tym, że alfabet arabski wcale nie był taki "obcy i niedogodny" dla Turków. Przynajmniej dla tych, którzy sztukę pisania i czytania posiedli przed reformami Kemala. Kenan Evren, autor zamachu stanu z 1980r. (co ciekawe - dokonanego po hasłem kemalizmu) w swoich osobistych notatkach posługiwał się pismem arabskim. Reasumując - wybór alfabetu łacińskiego był przede wszystkim świadomym wyborem politycznym i cywilizacyjnym Kemala. O kwestii wprowadzenia alfabetu łacińskiego w Azerbejdżanie (co ciekawe - wcześniej niż w Turcji) zob. T. Świętochowski, Azerbejdżan I Rosja. Kolonializm, islam i narodowość w podzielonym kraju, Warszawa 1998, s. 135-136.
-
Ja, ja, jawohl. Względy były ideologiczne ("nazi-geniusze" uznali, że ma genezę żydowską), jak i praktyczną. O tej ostatniej wspominał Goebbels (niemieckie dzieci nie będą musiały uczyć się kilku alfabetów) i sam Hitler (ułatwi to naukę najważniejszego języka ludom, z którymi Niemcy będą współpracować, a nader często - nimi rządzić). Zob.: http://goobiweb.bbf.dipf.de/viewer/image/991084217_0007/347/#topDocAnchor http://ligaturix.de/bormann.htm Przy okazji "poleciał" też Sütterlinschrift, który ma tą przypadłość, że dziś nawet etniczni Niemcy nie za bardzo go potrafią przeczytać (o ile nawet radzą sobie z "gotykiem").
-
Nie, jeżeli już - to przypomina to najbardziej Kraków. Kompletnie się na tym nie znam i przeglądnąłem tylko w internecie niezbyt wyraźne zdjęcia innych medali z tej serii, ale odniosłem wrażenie, że nie są one arcydziełem sztuki medalierskiej. A przynajmniej - wierności wobec architektonicznego wzorca. Obrazy zabytków na tych medalach wydają mi się raczej schematyczne, wręcz "dziecinne". Może i z poszukiwaniem owych wzorców różnie bywało.
-
Po pierwsze - to pytanie do historyków. Istotna część ze stale obecnych na tym forum historykami z wykształcenia (i z zawodu) nie jest, tylko miłośnikami historii. Jeżeli to natomiast pytanie także do mnie, jako miłośnika historii - to mogę odpowiedzieć wyłącznie w swoim imieniu, że nie mam zamiaru z tym nic zrobić, bo nie widzę potrzeby, aby reagować na każdy wytwór ludzkiej pomysłowości dotyczący historii, a obecny w świecie internetu. Po drugie - w dobie internetu każdy może założyć stronę i pisać na niej praktycznie, co chce. Trudno, aby każde internetowe wynurzenia spotykały się z burzliwą reakcją ze strony środowiska naukowego. Ergo - zasadniczo, o ile nie łamie prawa, każdy może sobie o historii pisać i publikować co chce, każdy też może to krytykować. Zachęcam zatem Człowieka do merytorycznej krytyki, bo na razie nastąpiło tylko z jego strony wywołanie tematu (i to pod bardzo dyskusyjnym tytułem) i ogólnikowe oskarżenia. Nie wiem, co to "szury", ale brzmi to nieładnie. A różnić powinniśmy się pięknie. Zatem - może po prostu warto napisać merytoryczną, krytyczną analizę tych "dzieł" znalezionych w sieci (ale bez niepotrzebnych, ostrych słów)?
-
Ab imo pectore - dziękuję za powyższe informacje. Pozwalam sobie jednak podtrzymać swoją propozycję.
-
Mam pewną propozycję. Może wydzielić temat: "Historia w beletrystyce francuskiej (ze szczególnym uwzględnieniem dzieł Gilles'a Perrault"? I tam będzie Euklides referował znane sobie prawdy, a chętni desperaci będą z nim polemizowali? Inaczej i niniejszy temat zmieni się w kolejną, bezsensowną dyskusję ze ścianą, która nie przyjmuje żadnych argumentów, nawet tych najbardziej oczywistych. Mamy - jeżeli dobrze pamiętam - w regulaminie forum zapis o sankcjonowaniu wypowiedzi o znikomej wartości merytorycznej. Raczej go nie stosujemy, bo wiadomo - każdemu zdarza się napisać coś, co takowej wartości nie ma. Ale przypadek, gdy jeden użytkownik z entuzjazmem doprowadza do merytorycznej degrengolady kolejne tematy, może jednak na coś zasługuje? Nie na karę, ale na specjalne docenienie? Apeluję zatem o stworzenie na forum osobnego "kącika prawd Euklidesa" z pełną swobodą wypowiedzi rzeczonego (w ramach owego kącika).
-
Werbunek Niemieckich Żydów dla wywiadów III Rzeszy
Bruno Wątpliwy odpowiedział saturn → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Proszę czytać ze zrozumieniem. Napisałem wyraźnie: "Pod tym drugim linkiem - inne publikatory, w których ogłoszono ten akt prawny (rewolucyjna władza ogłaszała swoje akty w różnych gazetach, nie przesadnie przejmując się regułami: oficjalnego publikatora, vacatio legis itp.)". W państwie prawa jest oczywiste, że wejście w życie jakiegoś aktu prawnego powinno być poprzedzone odpowiednim ogłoszeniem w oficjalnym publikatorze. W zależności, jaki to rodzaj aktu - mogą to być to zróżnicowane publikatory oficjalne (ogólnokrajowy, lokalny, resortowy itp.). W Polsce określa to ustawa z dnia 20 lipca 2000 r. o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych (t.j. Dz. U. z 2017 r. poz. 1523 ze zm.). Oczywiście i w tym przypadku Euklides za bardzo nie wie, o czym pisze, gdyż mogą być nawet we współczesnych państwach od tej reguły pewne (niewielkie) odstępstwa. Zob. np. art. 14 ust. 1. ww. ustawy: "Przepisy porządkowe ogłasza się w drodze obwieszczeń, a także w sposób zwyczajowo przyjęty na danym terenie lub w środkach masowego przekazu (…). Tak jest, czy powinno być w nowoczesnym, demokratycznym państwie prawa. Rosja Radziecka państwem prawa nigdy nie była, a do tego okres, o którym mówimy, to nadal czasy sporej, rewolucyjnej improwizacji. I tyle w temacie. Po prostu rewelacja. A ja myślałem, że Rada Komisarzy Ludowych to coś w rodzaju sodalicji mariańskiej. A co to ma do rzeczy??? Szkoleniowa, czy nie, liczna, czy nie - była to struktura organizacyjna Armii Czerwonej. Nawet jakby powstał wówczas tylko sztab, czy kompania reprezentacyjna Armii Czerwonej - nie zmienia to faktu, że teorie Euklidesa, iż Armia Czerwona pojawiła się na arenie dziejów dopiero po pokoju brzeskim są nic nie warte. Nawiasem mówiąc, wypadałoby doczytać, że pierwszy związek taktyczny Armii Czerwonej był jednak większy od kompanii reprezentacyjnej (szybko osiągnął rozmiary porównywalne do współczesnej dywizji) : "П. к. РККА использовался как центр подготовки и формирования боевых резервов для фронта. Источником его пополнения были в основном рабочие-добровольцы Петрограда. За первые 2 недели формирования числ. корпуса была доведена до 15 тыс. чел., из к-рых подготовлено и отправлено на фронт под Псков, Нарву, в Витебск, Оршу и др. р-ны не менее 10 тыс. чел". Za: http://www.hrono.info/organ/rossiya/1korpus_rkka.html A jeżeli gdzieś Euklides przeczyta, że ziemia jest płaska i podparta na czterech krokodylach, to już nie przyjmie do wiadomości żadnych dowodów na okoliczność, że jest inaczej? Co to był za akt prawny i kto go podpisał - to proszę już sobie przeczytać. Link podałem. Proszę sprawdzić koniecznie. Niezależnie jednak od stanu euklidesowej pamięci, opowieść o tym, że w pakcie Ribbentrop-Mołotow było cokolwiek o Żydach urodzonych na terenie radzieckiej okupacji jest bzdurą. No, to tyle z mojej strony udziału w euklidesowym teatrzyku absurdu w tym temacie.