Skocz do zawartości

jakober

Użytkownicy
  • Zawartość

    566
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O jakober

  • Tytuł
    Ranga: Doktor

Poprzednie pola

  • Specjalizacja
    Inna

Informacje o profilu

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

3,702 wyświetleń profilu
  1. Koronawirus

    Euklidesie, no proszę Cię: nie rozkręcaj teorii spiskowej. Wspomniana przez Ciebie lekarka napisała w swoim artykule tak: "Postać płucna dżumy jest jedną z najbardziej zaraźliwych i najcięższych chorób, jaką może zarazić się człowiek. Drogą kropelkową zarazki dostają się do dróg oddechowych i powodują stan zapalny. Pierwszymi objawami jest gorączka i kaszel - typowo kaszel suchy i męczący, potem chory zaczyna odkasływać płyn, następnie krew - pojawia się krwioplucie. Wkrótce pojawiają się objawy niewydolności oddechowej oraz niewydolności krążenia i w rezultacie chory - nie leczony - umiera w ciągu 2-5 dni." Gdzie w przeciętnym przebiegu corony masz te objawy i w tak krótkim czasie? Na 2,5 mln dotychczas w Polsce odnotowanych zarażonych (nie mówiąc już o bezobjawowcach nieodnotowanych) zmarło 55 tysięcy (nie ważne, na czy z coroną), czyli 2,2% objawowców. Jeśli miałaby to być dżuma, to żaden z 2,5 mln objawowców nie był leczony na dżumę (nie byłoby przy tym żadnych bezobjawowców, tylko dodatkowych parę milionów objawowców też nie leczonych), więc powinni umrzeć wszyscy, każdy w ciągu 2 do 5 dni. Corona to nie dżuma płucna czy jakakolwiek inna. Corona to wirus, dżuma to bakteria. Proszę, nie brnij w takie teorie. Korzystaj ze słońca i ciesz się zdrowiem oraz faktem, że to nie pandemia dżumy.
  2. Koronawirus

    Dokładnie Euklidesie to miałem na myśli, co napisał Speedy. Na infekcje bakteryjne mamy antybiotyki, na wirusy - nie mamy nic, lub prawie nic. Tego nie da się porównać. Porównywalna byłaby tu pewnie "hiszpanka". Zdecydowanie nieporównywalna jest też śmiertelność czarnej dżumy i covid. Ale masz w jakimś sensie rację, przywołując porównanie rozwoju epidemii. Dość porównywalna jest bezradność w pierwszym etapie covid oraz środki, którymi zatrzymujemy rozprzestrzenianie przypominają średniowiecze... Ja nie miałem dżumy. Cholerstwo złapałem na Ukrainie i przeszedłem bezobjawowo. I przez to, niestety nie leczone wywołało chorobę autoimmunologiczną.
  3. Koronawirus

    Yersinia to nie wirus, tylko bakteria. Przeżyłem infekcję yersinią ponad ćwierć wieku temu. Do dziś mam przeciwciała i skutki. Yersinia ma się do covid jak pięść do nosa. Nie wypisuj pierdół.
  4. Koronawirus

    Z tego samego powodu, dla którego w Nowej Zelandii jest jeden przypadek na kilka dni? Bo wiosną zeszłego roku zeszli do 0? Bo może kontrolują ruch graniczny na potęgę i bez skrupułów? Może ich testy odbytnicze są lepsze od nosowo-gardłowych? Przynajmniej w odstraszaniu zagranicznych przyjezdnych... A może po prostu uznali, że co ich nie zabiło to ich wzmocniło, i przeszli nad wirusem do porządku dziennego, dbając jedynie, by nie przyłaził z zewnątrz? Ten naród swego czasu postawił mur na granicy z Mongołami. To i teraz granic upilnują, a swoje brudy piorą u siebie. Europa za to nie jest konsekwentna, jest w swych celach schizofreniczna, a społeczeństwa każdego kraju podzielone, więc mamy co mamy.
  5. Koronawirus

    Saturn, jedno sprostowanie: to, że w Nowej Zelandii nawrót był/jest szczątkowy, to efekt podjętych przez Ten kraj radykalnych kroków w pierwszej fali i trzymania przez cały rok ręki na pulsie. Te 6 tygodni walki z pierwszą falą to wynik działań, jakie w Europie, w tym i w Polsce, by nie przeszły - a jedynie ważne pytanie w tej sytuacji to "dlaczego?". W momencie wprowadzenia lockdownu w Nowej Zelandii każdy mieszkaniec otrzymał w jednym tym samym momencie, minutę przed północą 25 marca 2020 roku wiadomość na telefon: "NATIONAL EMERGENCY MANAGEMENT AGENCY ALERT: From 11:59pm tonight, the whole of New Zealand moves to COVID-19 Alert Level 4. This message is for all of New Zealand. We are depending on you. Follow the rules and STAY HOME. Act as if you have COVID-19. This will save lives. Remember: Where you stay tonight is where YOU MUST stay from now on. You must only be in physical contact with those you are living with. It is likely Level 4 measures will stay in place for a number of weeks. Lets all do our bit to unite against COVID-19. Kia kaha." U nas nie do wyobrażenia. Ze względu na dane osobowe, technologię, o determinacji rządów i społeczeństw już nie mówiąc. "Od tej chwili masz [przez następne tygodnie] pozostać w miejscu, gdzie teraz w nocy się znajdujesz. Kontakt fizyczny tylko z tymi, z którymi w tej chwili mieszkasz." Tak zareagował rząd Nowej Zelandii w sytuacji, gdy liczba zakażeń osiągnęła w tym kraju 100 przypadków. Żadnego wychodzenia do szkoły czy pracy. Wszystko stanęło oprócz spożywczaków i aptek. Policja kontrolowała każdy samochód, kto i czy rzeczywiście tylko zakupy żywności lub leków. Absolutnie żadnej analogii w Europie. Prawie pięciomilionowy kraj uporał się z pandemią w 6 tygodni do kompletnego 0, przy około 2 tyś łącznej liczby zachorowań. Dla porównania wyspiarska Islandia przy niecałych 400 tyś mieszkańców i pięciokrotnie niższym zaludnieniu na kilometr kwadratowy kraju ma łącznie 3 razy więcej przypadków zachorowań jak Nowa Zelandia i walczy z covid jak cała Europa przez cały już rok. O wyspiarskiej Wielkiej Brytanii nie ma nawet co wspominać. I jeszcze jedna kwestia: marzec u nas jest początkiem wiosny - w Nowej Zelandii to początek jesieni. Nowa Zelandia uporała się z epidemią w 6 tygodni jesieni, tuż przed zimą! (Nawet jeśli klimat na dużym obszarze tych wysp jest umiarkowany.) Żadnego porównania w Europie. Natomiast co do Chin, to naprawdę nie należy zapominać o skali. Powierzchnia takiej aglomeracji jak Wuhan to połowa powierzchni całej Małopolski! Odciąć całe miasto od reszty kraju to jak odciąć u nas jedno województwo. Odległość do Pekinu to ponad tyś. km czy niecałe tyś. do Szanghaju. To tak, jakby polskie województwa dzieliły od siebie kilkusetkilometrowe pasy ziemi. Dla Chin nie ma skali porównawczej do Polski. A środki i kroki podejmowane w Chinach przy odcięciu jednego miasta można zakładać jako co najmniej równie konsekwentne jak te w Nowej Zelandii. Więc odcięcie jednego eliminuje w olbrzymim stopniu zagrożenie dla innych. A i wielkość samych aglomeracji daje sama w sobie olbrzymi bufor. Taka aglomeracja jak Pekin ma ludność połowy Polski a powierzchnię większą, niż cała Małopolska, przy rozpiętości w dwóch osiach ok. 100 km na 200 km. Nim w takiej aglomeracji epidemia dotrze do jej centrum (które samo w sobie jest i tak większe niż Wielki Londyn) lub się z niego rozprzestrzeni, w chińskich realiach palety środków i scenariuszy opanowanie epidemii i odcięcie całego miasta lub części jest możliwe, co już udowodniły. W Europie nie wygrywamy tego, co wygrywają takie Chiny czy Nowa Zelandia: nie wykorzystujemy czynnika czasu, nie stawiamy na szybkość, efektywność i konsekwencję w działaniu, lecz rozmywamy wszystko debatami i różnicami zdań. Będziemy się z coroną bujać wyłącznie na własne życzenie i przez własną europejską megalomanię. Nie patrzymy na przykłady ze świata by wyciągać szybko wnioski i wdrażać sprawdzone rozwiązania, bo jesteśmy zbyt dumni, a widząc efekty u innych skupiamy się wyłącznie na różnicach i szukamy "niesprawiedliwości" oraz winy, bynajmniej nie u siebie. Edit: Natomiast co do tłumaczenia przeciętnemu Kowalskiemu czy Schmidtowi, to nie da się wytłumaczyć w sytuacji, gdy np. wszyscy zakładają lockdown, ale wystarczy, że w Szwajcarii stoki otwarte, to w środku lockdownu media społecznościowe zalewają fotki i pozdro ze Schwiizer Pisten od Kowalskich i Schmidtów, którzy w d... mają lockdown. A reszta to toleruje, uważa za normalne i co najwyżej zazdrości kasy i "klasy". W przeciwieństwie do Nowej Zelandii w krajach Europy "normalnym" jest, że społeczeństwo i rządy to dwa obozy, z których każdy patrzy jak ten drugi w rogi walić. Żadnej gry zespołowej, żadnego zrozumienia, kompletna prywata, a wina jest zawsze tych drugich.
  6. Koronawirus

    Po prostu dla rządów i mieszkańców Europy Chiny to ustrojowo nieosiągalny wyznacznik tego, jak działać wobec wirusa. Pod tym czysto politycznym względem powinniśmy się raczej przyjrzeć jak z covid radzi sobie Nowa Zelandia. I wnioski powinny wyciągnąć dla siebie tak rządy, jak i przeciętni mieszkańcy. W Nowej Zelandii nie ma ustroju autorytarnego, ale rządowi już w pierwszej fali udało się przeprowadzić naród skutecznie przez pandemię zdecydowanymi krokami, konsekwencją, jasnością przekazu. To co ów rząd osiągnął, to zrozumienie sytuacji przez społeczeństwo, budując naród w zdyscyplinowaną i zmotywowaną drużynę. Nowa Zelandia pokonała covid rok temu, w pierwszej fali, w przeciągu 6 tygodni sprowadzając liczbę infekcji do 0, a od miesięcy nękająca Europę druga fala w Nowej Zelandii ma skalę, przy której w Polsce czy Niemczech wszyscy by się oburzali, że w ogóle się o jakiejś fali mówi i z nią walczy. Nowa Zelandia sięga dziś po działania prewencyjne w sytuacji jednego przypadku zachorowania na przestrzeni kilku dni! Rzecz w żadnym z krajów Europy niewyobrażalna.
  7. Koronawirus

    To chyba kwestia skali i decyzyjnosci w walce z pandemią. Chiny to Chiny, a Europa to Europa. W Chinach o wszystkim decyduje Pekin, podczas gdy Europę stanowią kraje o odmiennych rządach i interesach. Wiele z tych krajów Europy jest mniejszych od przeciętnej prowincji chińskiej; wiele z tych krajów nie ma nawet wewnętrznie jedolitej strategii; europejska demokracja dopuszcza dyskutowanie każdego kroku; europejska gospodarka kierowana indywidualnymi interesami każdego kraju nie ma szans na "lokalny" lockdown typu "zamykamy przemysł całej Francji" na dwa tygodnie dla dobra całej Europy, podczas gdy w Chinach na poziomie prowincji czy prefektury jest to możliwe; jeżeli w Shijiazhuang przetestowano w tydzień całą populację, to pokazuje to możliwości tego kraju oraz karność społeczeństwa; jeżeli 50-milionowe Hubei można było zamknąć w domu, odciąć od reszty Chin, założyć każdemu maskę na twarz oraz kontrolę przemieszczania, a w 40-milionowej Polsce nie dasz rady tego przeprowadzić, to masz odpowiedź. Co to jest Zakopane czy Podhale w skali Chin? To trochę tak, jakby rozpatrywać zamknięcie lub nie jednej z dzielnic Wuhan.
  8. Transliteracja

    A zrobiła się filologiczna dysputa Zawsze to lepsze, niż corona/korona/covid/kowid... Taka odmiana w tych pop.... czasach. Człowiek czuje, że żyje
  9. Transliteracja

    Jeśli w oryginale po "л" jest znak miękki, to raczej "l". W rosyjskim nie ma przecież osobnej litery do zapisu głoski "l", jak najbardziej wymawianej, różnej od "ł".
  10. Wysłuchałem i obejrzałem. Po uwzględnieniu inflacji miało by to być "20 mld współczesnych dolarów, czyli dwukrotność aktualnej gospodarki Albanii" czy jakoś tak. Więc nawet jeśli liczy z inflacją 20 mld, to pisze 200 mld. Od owego 1,25$ / tonę dla ZSRR wychodzi natomiast autorowi 1,25$ × 100 mln ton x 10 (inflacja) = 2 mld. Też matematycznie genialne. Pomijając już skąd wziął owe 100 mln ton do ZSRR. Ogólnie, według "Dzieje górnictwa węgla kamiennego" Polska straciła na eksporcie węgla do ZSRR 500 mln ówczesnych, a 5 mld dzisiejszych dolarów; jeśli przyjąć inflację x10 jak u autora filmiku; a jemu wychodzi słownie 20 mld, a pisemnie 200 mld. Według wskazanego opracowania różnica miedzy ceną rynkową i tą dla ZSRR była 10-krotna, według autora filmiku natomiast 18-krotna, przy czym dokładnie przy tych słowach zestawia graficznie 2 mld do 200 mld. Jak na moje oko, to z jego grafiki wyskakuje nagle 100-krotna różnica. W dodatku dalsze filmikowe "Pokusił bym się nawet o stwierdzenie, że wartość tą [według autora "stratę nawet kilkudziesięciu miliardów dolarów" - skąd nagle te kilkadziesiąt miliardów, skoro przy stosunku 1,25 mld do 20 mld to zaledwie kilkanascie, a nie kilkadziesiąt, w dodatku po uwzględnieniu inflacji] Polska mogłaby wyprodukować dopiero do 2000 roku" to tylko jeden z dalszych przykładów pozbawionej podstaw najprostszej matematyki i jakiejkolwiek logiki bzdury. Autor żongluje liczbami, które mu w swej istocie w ogóle nie przeszkadzają. Byle żonglować. Dobrze, że filmik krótki.
  11. Co do filmiku: zaskakująca matematyka. Autor twierdzi, że w latach 1945 - 1950 Polska wyeksportowała do ZSRR i państw bloku wschodniego 100 mln ton węgla. Cena rynkowa węgla osiagała według niego 20$/t. Stąd twierdzi, że Polska powinna zarobić 2mld $. Dalej twierdzi, że do ZSRR Polska eksportowała węgiel za 1,25$/t. Po czym przedstawia zestawienie, wg którego wartość potencjalna przy cenie 20$/t przy 100 mln ton to 200 mld $(????), w porównaniu 1,25$/t przy 100 mln ton do ZSRR to 2 mld $ (????)!!!!! Na jakim poziomie jest matematyka autora polecanego filmiku!? Pierwszego semestru klasy zerowej podstawówki?? A co z logiką? 100 mln ton eksportowane było wg autora do ZSRR i krajów bloku wschodniego, a po cenie zaniżonej tylko do ZSRR. Więc jaka podstawa do liczenia 100 mln ton po cenie 1,25$???? Wiem, że historia to ponoć nie nauka ścisła, ale są jakieś granice... Pomijając olbrzymie rozbieżności z faktycznymi danymi z opracowań naukowych. Według umowy z 1945 roku cena węgla do ZSRR wynosiła 10 % ceny rynkowej (a nie ok. 6% jak wynika z informacji autora filmiku), eksport do ZSRR wyniósł łącznie w latach 1945 do 1953 58 mln ton, a straciła na tym Polska łącznie ok. 500 mln ówczesnych $. Z drugiej strony ZSRR dostarczył do pracy w kopalniach 55 tyś. jeńców niemieckich; dodatkowo do kopalń zatrudniono reemigrantow z Holandii, Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii oraz przesiedleńców ze wschodu. Całej tej taniej siły roboczej nie byłoby w kopalniach, gdyby Polska trafiła pod wpływ zachodnich aliantów. A z innej beczki: co to za akcent u lektora? Słucha się tego naprawdę ciężko.
  12. Koronawirus

    Nie chodzi o to, czy ozdrowieńcy są odporni, tylko o to, by nie przenosili dalej. Uodporniony może przenosić, samemu nie odczuwając skutków. Tak jak bezobjawowiec.
  13. Leonardo da Vinci

    Muszę posypać głowę popiołem i skorygować mój powyższy przedwczesny protest, szczególnie z myślą o tych, którzy za jakiś czas czegoś w temacie szukając do tego wątku trafią. Rzeczywiście, w literaturze włoskiej (przynajmniej w tej dotarłem do informacji szukając odpowiedzi skąd ów "ser") potwierdzone jest używanie w średniowieczu honorowego (czy może lepszym określeniem byłoby "zwyczajowgo") tytułu "ser" wobec i przez notariuszy. Tytuł ten ponoć miałby pochodzić jeszcze z tradycji starożytnej - tu jednak nie udało mi się jeszcze dotrzeć do dalszych informacji mogących potwierdzić lub zaprzeczyć tej informacji. Na usprawiedliwienie swojej reakcji mogę jedynie doprecyzować, iż w tekście z książki Isaacsona temat owego "ser" rozwinięty jest w takimże kierunku: "Kolejny potomek rodu, Antonio [dziadek Leonarda - przypis mój], wyłamał się z rodzinnej tradycji. Co prawda on również posługiwał się szlacheckim tytułem (...)". I to ten kontekst wywołał moje zdziwienie, gdyż, mimo wszystko - "ser", jak i (jak rozumiem późniejsze) "messere" były tytułami zwyczajowymi przysługującymi pewnym zawodom a z czasem też (i tu już bardziej zdecydowanie chodzi o "messere") podkreślającymi pozycję w hierarchii społecznej osoby, wobec której się nimi posługiwano - ale nie były one tytułami szlacheckimi. Dla zainteresowanych: link do Italian Titels of Nobility.
  14. Koronawirus

    Cisza być może w polskich mediach. W niemieckich np. niekoniecznie: Z 20 listopada: Chiny zaszczepiły już milion ludzi przeciw koronie Lub wiadomość z początku listopada: Chiny testują szczepionkę przeciw koronie na ludności Albo taka ciekawa wiadomość sprzed dwóch dni: Turcja zamawia szczepionkę z Chin (rozpoczęcie szczepień ogłoszone na 11 grudnia tego roku)
  15. Z kogutem na kościelnych wieżach rzecz jest o tyle ciekawa, że zależy w olbrzymiej mierze od regionu / kraju. W niemieckich południowych i zachodnich landach kogut występuje zdecydowanie częściej na wieżach kościołów katolickich, a powszechne przeświadczenie wśród przeciętnych mieszkańców tych landów jest takie, iż kogut zwieńcza dachy kościołów katolickich, a krzyż - protestanckich. W landach północnych natomiast krzyż - w wiekszosci na katolickich, kogut - w większości na ewangelickich, a na luterańskich - łabądź, jako symbol Marcina Lutra. Powszechnie w Niemczech w kogucie dopatruje się symbolu czujności, przestrogi piotrowego oportunizmu oraz nastania światłości (wschodu słońca, zmartwychwstania). Na ile za ową symboliką stoi teologiczna wykładnia - nie wiem. Edycja: Najwyraźniej jednak symbol koguta ma u swego źródła niewiele wspólnego z rozdziałem na świątynie katolickie i protestanckie. Papież Leon IV zwieńczył kogutem pierwotną Bazylikę Św Piotra w Rzymie, papież Grzegorz Wielki uznał koguta za "najodpowiedniejszy znak chrześcijaństwa" a papież Mikołaj I nakazał w IX wieku umieszczać koguty na każdym kościele.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.