Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
FSO

Riese - Olbrzym - Książ

Rekomendowane odpowiedzi

FSO   

Riese – Olbrzym – wiadomo że istnieje, nie wiadomo jaki ma zasięg i co obejmuje jak był budowany. Obecnie snute są przypuszczenia że prawdopodobnie był „w jakiś sposób” być może połączony z Książem, że utopiono w nim ogromne ilości betonu, że jest tajemniczy. Ja tez mam swoją opinie na jego temat. Oto ona.

Riese w założeniu miał by tajny i to tak tajny jak to tylko możliwe, świadczy o tym sposób jego zabezpieczenia i ukrycia, miał także być olbrzymi – o tym zaś mówi ilość sztolni, obozów pracy i infrastruktury jaka powstała wokół tego co mniej więcej znamy, nie znamy zaś do końca jego funkcji – choć wiadomo że były albo bardzo ważne i albo było ich wiele – tu zaś mówi to co zostało z planowanej infrastruktury teletechnicznej. Możliwe zresztą ze było ich i wiele i wszystkie lub co najmniej sporo były połączeniem i jednego i drugiego.

By coś takiego było możliwe koniecznym jest połączenie kompleksu Riese z zamkiem Książ i kopalniami i wałbrzyskimi i noworudzkimi. Zamek Książ gwarantował tajność, kopalnie konieczny i niezbędny transport niezbędny do postępu robót.

Zamek Książ – położony w zasadzie niemal we Wałbrzychu, mieście w którym jest, lub w zasadzie były trzy kopalnie. Wiadomo o nim że prowadziła do niego bocznica kolejowa od głównej linii na Wałbrzych, prawie na pewno posiada głębokie podziemia, część z nich nieznanych wiadomo także że prowadzono w czasie wojny bardzo intensywne prace remontowe na zamku mające na celu na przekształcenie go na coś w rodzaju Kwatery Głównej. Taka funkcja zamku sprawia że „najciemniej jest pod latarnia”, czyli nikt nie będzie, lub nie powinien zwracać uwagi na dużą ilość generałów, marszałków, pułkowników, czy bardzo ważnych osób wchodzących doń i wychodzących, mocnych instalacji nadawczo odbiorczych montowanych na zamku. Kwatera Główna, lub jedna z siedzib np. Sztabu Generalnego tak ma. Stale przebywają tam ważne osobistości zarówno dla wojska jak i dla przemysłu a także te które zajmują się konstruowaniem nowych broni. Nikt nie zwraca też uwagi na oddziały ochronne w ilości kilku batalionów stacjonujące w pobliżu, bocznicę kolejową na której co i rusz widać pociągi z osobistościami. Nie robi także wrażenia wzmocniona ochrona przeciwlotnicza. Lokalizacja na taką bazę zamku Książ jest rewelacyjna – daleko od frontów, okolica na tyle spokojna że w zasadzie widać każdą obcą osobę, z drugiej strony niedaleko do Wrocławia i autostrady prowadzącej do serca Rzeszy. W zasadzie do 1945 roku, do stycznia, teren ten nie był na nic narażony.

Jedyna anomalią są ogromne podziemia, mające co najmniej cztery poziomy, jeśli nie więcej [patrz windy w zamku]. Sama ich ilość i wielkość znana obecnie, która według osób przebywających tam w czasie wojny, nie stanowi nawet niewielkiego ich procenta, sprawia że nasuwają się pytania:

- co zrobiono z materiałem skalnym który „wykopano” w nich

- gdzie byli ludzie którzy je kopali

- w jaki sposób wywożono ów materiał

Nawet stosunkowo niewielkie pomieszczenie, w rodzaju, korytarza o szerokości 3m, długości 10m i wysokości 3m dostarcza co najmniej 90m3 materiału z którym coś trzeba zrobić. Przyjmując że gęstość jest w granicach 1g/cm3 [woda] oznacza 100 ton materiału , przy ładowności typowej ciężarówki w granicach 5 – 10t oznacza to dziesięć kursów, co znów sprawia że nawet przeciętny szpieg rosyjski [do 1941 r mogli się oni pewnie bez większych obaw poruszać po Niemczech] od razu by coś wykrył.

Większość pomieszczeń jest wybetonowanych a ówże beton powinien mieć ok. 30 cm grubości zbrojenia i tego typu rzeczy. Beton składa się kamienia do ok. 16 mm [ok. 1 tona / m3] , piasku [lub frakcji 0-2 mm; w ilości ok. 800 kg / 1m3] i cementu ok. 400 kg / 1 m3. By nie wozić materiałów w jedną i drugą stronę wystarczy zamontować kruszarkę w podziemiach i przesyłać materiał skalny do niej a odbierać pożądane frakcje, wsypywać do wielkich betoniarek dodać cement i nie ujawniając nic wykorzystać pewną część odstrzelonej skały. Przeliczenie wielkości pomieszczeń na procent wykorzystanej skały pozwala stwierdzić dość szybko ze przy małych pomieszczeniach można powtórnie zużyć nawet 70% materiału, przy gigantach typu dworzec lub hala fabryczna znacznie mniej – ok. 10% co sprawia że przy kubaturze np. 100 tys. m3, trzeba „coś” zrobić z ponad 80 tys. m3 materiału czyli w granicach 100 tys. ton skały. Wywożenie jej ciężarówkami z okolic zamku nie ma sensu. Ciężarówki zajeżdżą wszystkie drogi a nad nimi będzie widoczna z kosmosu tablica – tu coś się dzieje. Oczywiście owe 20 tys. m3 betonu oznacza znów 8 tys. ton cementu i znów owe tony trzeba w jakiś sposób dostarczyć na miejsce. Wspominana bocznica kolejowa prowadząca do Książa jako do Kwatery Głównej może maskować pociągi osobowe i kilka towarowych, ale nie cały sznur pociągów towarowych jeżdżących w jedną i drugą stronę. Jakość i ilość pociągów nie pasuje do funkcji obiektu, który mają „obsługiwać”, co znów wzbudza podejrzenia. Kolejnym problemem są ludzie którzy są potrzebni do tych prac, i to nie liczba a skoszarowanie czyli umieszczenie ich w taki sposób by nie powstało kolejne Auschwitz, zarówno pod względem wielkości jak i znajomości przez innych. Podobny problem rodzi pobór prądu przez konieczne maszyny, wentylacja w podziemiach itp. Konieczność budowy ekstra linii energetycznych o dużym zapasie mocy, czy budowy czegoś w rodzaju szybów wentylacyjnych sprawia znów że cała tajemnica bierze w łeb, a z drugiej rodzi się pytanie jak to rozwiązać.

Kluczem do rozwiązania tych wszystkich problemów są kopalnie, zarówno te w Wałbrzychu jak i Nowej Rudzie. Wałbrzych nie będąc ogromnym miastem miał na swoim terenie co najmniej trzy kopalnie [np. Thorez] jak i prawdopodobnie całą masę szybów i sztolni niezależnych od „normalnych” kopalni. Prawie na pewno korytarze podchodziły w rejon, lub pod sam zamek Książ. W drugą stronę takie same korytarze rozciągały się i rozciągają w kierunku na Walim i Jugowice. Po sąsiedzku, w Nowej Rudzie, także istniało kilka kopalni. Najnowocześniejsza z nich miała swoje tereny wydobycia rozciągające się po tereny Jugowic. Podupadła w czasie wielkiego kryzysu, przejęte przez spółkę górniczą, została w 1939 roku finalnie wykupiona przez Wehrmacht. Podobnie sprawa mogła dziać się z którąś z kopalni wałbrzyskich – w całości lub części przeszła pod kuratelę Wehrmachtu lub jakiejś firmy jednoznacznie z nim kojarzonej.

Kopalnie same z siebie mają wszystko to co potrzeba do ogromnych robót na wielką skalę, jakimi na pewno są te w granicach i na terenie Riese. Przekucie się i połączenie w jeden system i ciąg korytarzy terenu od zamku Książ po okolice Nowej Rudy nie zajęło wiele czasu. Prawdopodobnie do 1940 było po wszystkim, najdalej na początku 1941 r.

Zaprzęgnięcie kopalń do robót przynosi same pożytki. [Dla ciekawych – o dziwo w czasie drugiej wojny światowej kopalnie nie zwiększyły stanowczo wydobycia, czasem nawet wręcz przeciwnie]. Kopalnia sama z siebie posiada infrastrukturę i na zewnątrz i w podziemiach, wraz z przydziałem mocy, czasem wręcz posiadając własne agregaty prądotwórcze.

Infrastruktura zewnętrzna – czyli linie kolejowe, bocznice, składy, magazyny i oczywiście hałdy ze skałą płonną pozwala dostarczyć wszystko to co jest potrzebne do budowy. Nadmiar skały można zarówno wyrzucić na hałdę, albo wysłać koleją i wagonami przysypanymi dla niepoznaki węglem „w świat”. Przywóz następuje dokładnie tą samą metodą. Wagony towarowe na stacji rozrządowej, bocznicy przy kopalni, czy sznur wagonów z węglem wyjeżdżający np. z kopalni Thorez nikogo nie zainteresuje. Podobnie rzecz się ma z kolejnymi odpadami na przykopalnianej hałdzie, gdzie taśma dzień i noc wywala wszystko to co kopalni jest nieprzydatne W samych podziemiach praca może trwać przez cały czas nie będąc narażoną na odkrycie. Taśmociągami zbędna skała jest wyrzucana poza chodnik, wagonikami albo kolejką przybywa cement niezbędny do betonu. W większych pomieszczeniach funkcjonują łamacze, kruszarki i betoniarki. W podziemiach albo na powierzchni [osobiście stawiam na podziemia] skoszarowani są więźniowie którzy pracują na miejscu. Taka lokalizacja ma same zalety: do pracy blisko, nie widać tysięcy ludzi idących do kopalni , lub miejsca pracy dzień w dzień, co wzbudza „niezdrowe” zainteresowanie ciekawskich. Pamiętajmy cały czas ze do połowy 1941 roku Niemcy i ZSRR to oficjalnie przyjaciele. Takie połączenie obiektów Riese ma kolejne zalety – nie jest konieczna budowa od podstaw systemu wentylacji – tylko rozbudowę, lub wykorzystanie „wolnej mocy” kopalni z Nowej Rudy, połączenia kolejowe już w zasadzie istnieją – wystarczy tylko czasem poszerzyć lub przedłużyć istniejącą linię kolejową kopalni, lub połączyć.

W przypadku takich założeń, oczywistym jest połączenie zarówno Książa jak i jego bocznicy z korytarzami kopalnianymi prowadzącymi do dalszych części kompleksu. Umożliwia to wizytę i sprawdzenie postępu prac bez ruszania się na zewnątrz zamku. Dla obserwatora z zewnątrz dygnitarz jest w środku, a on nie wzbudzając niezdrowego zainteresowania może sprawdzić wszystko na terenie kompleksu w ciągu około trzech – czterech godzin, lub wychodząc w Nowej Rudzie wybyć bez problemu poza obserwowany teren i ujść obserwacji. Jedna z relacji więźniów mówi zresztą ze osoba wizytująca postęp robót przybyła „kolejka podziemną”

W podobny sposób powstawały oczywiście kompleksy koło Walimia czy Jugowic. Powstawały od dołu, nie od góry. Ilość materiału jaka zostaje po wykuciu sztolni i pomieszczeń jeśliby były wywożone tylko tymi wąskimi drogami i kolejkami wąskotorowymi zniszczyłaby wszystko, nawet jeżeli by wykorzystywano ów materiał do wszystkich możliwych wzmocnień przepustów i dróg. „Wyjście na zewnątrz” musiało nastąpić w momencie kiedy wszystko było już na ukończeniu i trwały prace stricte wykończeniowe, samego strzelania było już niewiele, prędzej równanie pomieszczeń, wygładzanie tego co już wcześniej było zrobione, a ilość materiału jaka pozostawała po zrobieniu pomieszczeń mogła dać się wywieźć kolejką wąskotorową na okoliczne wzgórza. Odpowiednie wyposażenie przygotowanych też prawdopodobnie odbywało się przez sztolnie wychodzące na stokach wzgórz. Zabezpieczało to w ocenie całej wielkości kompleksu przez osoby niepowołane, które miały tylko dostarczyć i zamontować te czy inne urządzenia. Instalacja wind w takich sztolniach jest kolejnym stopniem utajnienia wielkości. Wystarczy że nie ma jednej windy łączącej samą górę z samym dołem. Sama kolej podziemna zwolniona z zadania „transportu” materiałów mogła przewozić niezbędne rzeczy wyposażenia które nie mogły być wwiezione „od stoku”. Kolej podziemna mogła też służyć już w późniejszym okresie do pomocy w ukryciu kompleksu w postaci wywiezienia zbędnych rzeczy wskazujących na przeznaczenie sztolni w kopalniach – resztek skoszarowania, zwłok więźniów itp.

Pewną niewiadomą dla mnie pozostaje dokładny sposób wentylacji. Prawie na pewno istniejące wcześniej szyby wentylacyjne są niewystarczające. Może się okazać że tą funkcję pełnią do teraz lub pełniły kominy wybudowane na terenie istniejących zakładów przemysłowych.

Prace na terenie kompleksu polegające na rozbudowie i wykańczaniu trwały do początku 1945 r. [styczeń / luty]. Późniejsze działania służyły prawdopodobnie tylko i wyłącznie zacieraniu śladów i wielkości kompleksu. O tym jak wielki on jest, lub jak ważny był świadczy to że ostatnie wybuchy według świadków trwały jeszcze długo po maju 1945 r.

Ukrycie kompleksu polegało na zasypaniu sporej części korytarzy prowadzących w głąb [zasypanie, fałszywe sztolnie itp.], a także na działaniach papierowych i ludzkich. Każda kopalnia w teorii obowiązana jest do składania w Urzędzie Górniczym wszelkich informacji o istniejących korytarzach, o zawałach w starych korytarzach i o tym wszystkim co się dzieje na terenie kopalni. Dotarcie do tych papierów dla „zwykłego” człowieka nawet poszukiwacza jest w zasadzie niemożliwe. W teorii w takim urzędzie powinny być wszystkie informacje dotyczące kopalni wałbrzyskich i noworudzkich. Pewną pomocą mogłoby być porównanie co się pozmieniało i jak w okresie 1933 – 1937 – 1939 – 1944 - 1946 – 1956 – 1975. Tajemnicze zniknięcie pewnych korytarzy, zasypanie innych mogłoby pomoc w znalezieniu jakiegoś wejścia do podziemi. Pewną pomocą niezależnie od map mogłyby służyć gazety z okolic Wałbrzych – Nowa Ruda z okresu 1939 – 1945 w dziale wypadki górnicze. Każda osoba mieszkająca na terenie gdzie jest wiele kopalń doskonale wie kiedy nastąpiło tąpnięcie, kiedy zawał a kiedy coś się stało poważnego. Takie problemy widoczne są na powierzchni w postaci wstrząsów , dygotań budynków a czasem nawet ich uszkodzeń. O takich wypadkach gazety musiały pisać i określić w miarę dokładnie miejsce gdzie nastąpiło tąpnięcie. Brak czegoś takiego rodzi w oczywisty sposób podejrzenia że coś się dzieje. Można spróbować porównać to co pisały gazety z planami złożonymi w Urzędzie Górniczym.

Ułatwieniem dla ukrywających było to że do 1956 roku spory odsetek w kopalniach stanowili pracownicy pochodzenia niemieckiego, lub wręcz Niemcy. Ich ilość w wyższym personelu zmieniała się dość szybko, ale wśród pracowników niższego lub średniego szczebla znacznie wolniej. To a także typowa powojenna zawierucha ułatwiała usunięcie niepożądanych śladów także od wewnątrz. Tutaj także można poszukać informacji o wypadkach na terenach kopalni, łącznie z lepszym lub gorszym opisem tego co się stało.

Skuteczną siłą która ograniczała działanie ciekawskich zwłaszcza na początku był Werwolf, a potem, osoby określane mianem strażników, czyli pilnujących by nikt nie dowiedział się co tam jest. Nie muszą one być zwykłymi robotnikami czy rolnikami patrzącymi z okiem domu co się dzieje wokół. Czasem lepiej być na średnim stanowisku w zwykłej firmie badawczej. Nasuwa się oczywiste pytanie : dlaczego sejsmologowie twierdzą że urządzenia zamontowane są na najniższych podziemiach Książa i że pod nimi nie ma nic? Dlaczego odnośne ministerstwa lub osoby odpowiedzialne za poszukiwania na zamku Książ twierdzą że nie ma czego szukać choć zdjęcia byłe i obecne wskazują że coś jest „poniżej” poziomu ziemi. Podobne pytania dotyczące zamku Książ można mnożyć. Podobnie mnożą się odpowiedzi wskazujące i mówiące brak zgody pana prezesa, dyrektora, kierownika urzędu. Takie osoby znacznie lepiej strzegą tajemnic niż osoby mieszkające na miejscu.

Ciekawostka – w czasie rozmowy z jednym z miejscowych mieszkańców, także interesującym się tymi terenami, ożenionym z miejscową dziewczyną, jego teściowa która przeżyła te czasy, na pytania dotyczące Riese bladła mówiąc że nic nie powie bo są ludzie którzy do tej pory żyją i pilnują. Jej wspomnienia są typowe: ciemna noc batalion SS, konwój ciężarówek który wjeżdża [tutaj akurat od strony Nowej Rudy] w las i znika rano nie ma także SS-manów. Kilka zbyt ciekawych osób idących w las, zostaje niedługo potem znalezione rozstrzelane.

Ogromny zasięg kompleksu, ilość przekopanego przewiezionego materiału i poziom dróg skłonił mnie do tego by całą budowę przenieść do podziemi i to dosłownie, gdyż z jednej strony dając odpowiedzi na kilka pytań, nie zamyka odpowiedzi do kolejnych, ułatwiając zrozumienie pewnych dość istotnych spraw – począwszy od możliwości ukrycia i skali budowy poprzez transport potrzebnych materiałów do tego gdzie „skoszarowano” ludzi niezbędnych do budowy olbrzyma.

Na koniec nasuwają się dwa pytania:

- ile wiedzieli Rosjanie po wkroczeniu na te tereny

- co jest ukryte w Riese

Rosjanie prawdopodobnie mieli jakiś ogląd sytuacji – na pewno nie mieli go do końca. To co zastali na terenie prawdopodobnie upewniło ich do tego że na terenie zamku Książ miało być coś w rodzaju Kwatery Głównej z jakimiś podziemiami służącymi za schrony przeciwlotnicze. Maszyny i urządzenia znalezione w okolicach sztolni i częściowe ich zawalenie [w głębi], rozmiar i ogrom mogło dać podejrzenie o fabrykach broni. Dość szybko zrabowano to co dało się zrabować i wyrwano to co dało wyrwać. Później już nie było czego szukać. Mogło się zrodzić podejrzenie o ukryciu skarbów w rodzaju złoto, kamienie szlachetne, obrazy itp. Duża część archiwów które wojska radzieckie zabrały ze sobą nie zawierały niczego ciekawego na tyle co dałoby się wykorzystać w polityce światowej ani regionalnej. Zachowanie się aliantów zachodnich pozwala stwierdzić dokładnie to samo, z tym że naukowcom którzy zostali złapani, po obu stronach przedstawiano podobną ofertę – albo więzienie albo praca dla zwycięzców. Oczywiście nikt nie zabraniał wykorzystywać wiedzy zdobytej w Riese lub w czasie jej budowy.

Upływ wielu lat po wojnie pozwala przypuszczać co może być schowane lub ukryte w kompleksie. Prawie na pewno najmniejszą rolę pełnią kosztowności, złoto i waluty obce [głównie w dolarach USA, gdyż dolary jako jedyna waluta można zawsze wymieniać niezależnie od roku w którym zostały wydrukowane]. Po wielu latach wiadomo dokładnie co z obrazów zginęło i kiedy i oczywistym jest że nie mogą one ujrzeć światła dziennego gdyż wiadomo będzie że mają prawowitych właścicieli. Złoto, w sztabach, jest znakowane symbolem kraju i także w tym wypadku znajdzie się legalny właściciel. Nieco większą rolę mogą pełnić plany broni zarówno konwencjonalnych jak i atomowych lub mających na celu zniszczenie ludzi bez naruszania „substancji materialnej” przeciwnika. Po ponad sześciu dziesiątkach lat to także nie jest wystarczający powód do ukrywania Riese. Kolejna sprawa – archiwalia wewnątrz niemieckie lub dokumenty dotyczące aliantów lub Rosjan. Obecnie nikt w zasadzie nie kwestionuje tego co się działo na terenie Niemiec, iluś milionów zabitych i wymordowanych, podobnie jest w ZSRR. Dokumenty dotyczące ataku na ZSRR i ich przyczyny – w sumie wiadomo dlaczego, kwestią jest tylko daty. Nie są to powody, które przyczyniałyby się do takiego utajnienia obiektu – zwłaszcza w obecnych czasach. Nawet ogromna liczba zabitych osób w podziemiach – teraz to tylko przyznanie się do kolejnych tysięcy zamordowanych – mówiąc brutalnie statystyka.

Pewną drobną co prawda ale dość konkretną wskazówką jest zachowanie się Watykanu od 1945 roku, który notorycznie pomagał największym zbrodniarzom faszystowskim w ucieczce do bezpiecznych krajów, daleko od wymiaru sprawiedliwości, a blisko silnego żywiołu niemieckiego w Ameryce Południowej. Trwało to bardzo długo i nikt nie wspomina by faszyści coś za to płacili. Nawet teraz po wielu latach po wojnie Watykan się chyba nie przyznał że przez jego klasztory, kościoły i kongregacje przechodzili zbrodniarze, że byli zaopatrywani w odpowiednie paszporty umożliwiające przejazd przez niezliczone kraje. Historia Watykanu wskazuje zaś że jeśli złączył się z przegraną sprawą to w momencie jej klęski odwraca się od przegranego i mówi głośno o jego pomyłkach i o tym że robił źle, zapomina o tym co czynił wcześniej. W tym wypadku tak się nie stało im bardziej ścigano zbrodniarzy tym bardziej Watykan im pomagał udając że nic się nie działo. Biorąc pod uwagę stwierdzenie wywiadowcy że jeśli w pracy wywiadowcy dwie rzeczy przez przypadek wskazują na to samo – to nie jest przypadek, coś musi być na rzeczy.

Czyżby możliwe było że w Riese są dokumenty z archiwów watykańskich których odkrycia obawia się papież? Muszą one być na tyle mocne że sam papież musi się ich obawiać. Jedynymi jakimi można go szantażować są papiery stwierdzające że on nie ma racji bytu, a obecna postać religii czy to katolickiej czy innych chrześcijańskich do tego co było na początku ma się nijak. Muszą być one na tyle silne że papież musi czuć się zagrożony.

Obecna informatyzacja i „zmalenie” świata, a także sam fakt zachowania papieża i Watykanu wskazuje że nadal nie ujrzały one światła dziennego. Czyżby to była tajemnica Riese?

Przez cały czas pisania swojej opinii o Riese starałem się trzymać kilku założeń:

- budowniczy, czyli Niemcy, budowali ów kompleks z pełną świadomością tego co robią, wiedząc, że ukończenie tego w jak najdalszym stopniu, mimo sytuacji panującej na froncie jest sprawą życia i śmierci. Od początku zaś 1945 r. stał się on warunkiem przetrwania

- budowany był on w konkretnym celu choć ich ilość mogła się zwiększać lub zmieniać w czasie. Nawet jeżeli ich nie znamy, lub nie pisze do końca do czego mogłoby to służyć, można określić warunki brzegowe jakie one spełniały [np. sterylność powietrza niemal laboratoryjna itp.]. Może to pomóc przynajmniej w wytypowaniu tego do czego miałoby to być wykorzystane

- cała budowa kompleksu była tajna i utrzymywana w ukryciu, w taki sposób by nikt nie mógł nawet podejrzewać pełnego zasięgu prac budowlanych, ani ich głębokości. Z tego powodu starałem się tak opisywać moje podejrzenia by tajność była zachowana, zwłaszcza dla osób postronnych, które mogłyby robić zdjęcia długimi obiektywami, przesyłać wiadomości nt. ilości wielkości i typu pociągów przejeżdżających przez stację Wałbrzych

- w czasie budowy nie liczono się z kosztami ludzkimi, materiałowymi i czasowymi. Oznaczało to że praca trwała na okrągło, możliwe ze w systemie czterozmianowym na całym terenie prac, od Książa po Nową Rudę, nie licząc się z kosztami. Wskazówką że tak było jest sprowadzenie kilkuset wykwalifikowanego personelu górniczego z Donbasu. Do zwykłej średniej kopalni pracujących w normalnym systemie wystarczy kilkadziesiąt osób. Liczba ta pomija tych którzy już tam pracowali i zostali ściągnięci prawdopodobnie z innych kopalń z terenu Niemiec bez narażanie się na zwrócenie uwagi.

co o tym myslicie

ps.

mam nadzieje ze przejdzie ze wzgledu na dlugosc:), o opinie prosze takze na email: caerme@gazeta.pl

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Pancerny   
na pytania dotyczące Riese bladła mówiąc że nic nie powie bo są ludzie którzy do tej pory żyją i pilnują.

Też się spotkałem z opowieściami, że poszukiwacze skarbów i sensacji w rejonach opisywanych przez Ciebie byli skutecznie powstrzymywani przez nieznanych ludzi, przed dalszą kontynuacją poszukiwań.

Czyżby możliwe było że w Riese są dokumenty z archiwów watykańskich których odkrycia obawia się papież?

To ciekawa teoria, jeszcze jej nie słyszałem, a dlaczego właśnie Niemcy mieli ukryć archiwa papieskie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
To ciekawa teoria, jeszcze jej nie słyszałem, a dlaczego właśnie Niemcy mieli ukryć archiwa papieskie.

Niektórzy twierdzą, że Watykan pomagał przedostać się nazistom(po wojnie) do Ameryki Południowej...

Pozdrawiam

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Pancerny   
Pewną drobną co prawda ale dość konkretną wskazówką jest zachowanie się Watykanu od 1945 roku, który notorycznie pomagał największym zbrodniarzom faszystowskim w ucieczce do bezpiecznych krajów, daleko od wymiaru sprawiedliwości, a blisko silnego żywiołu niemieckiego w Ameryce Południowej.
Niektórzy twierdzą, że Watykan pomagał przedostać się nazistom(po wojnie) do Ameryki Południowej...

Przyznaj się Mostostal, bez bicia, nie czytałeś postu FSO, co? :evil:

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

W kwestii Watrykanu ; czy szerzej jego decyzji. Jego historia jest pouczajaca - zawsze trzymal z silnymi, a kiedy silni rozpadali się udawal że nic się nie dzialo i że to co bylo wcześniej to nic takiego.

Polityka kolejnych papieży z okresy 1918 - 1945 byla w zasadzie pronazistowska i profaszystowska. To w 1929 r. z Mussolinim zostaly podpisane Pakty Laterańskie [konkordat], a papiez przestal być więźniem Watykanu. Dopóki się dalo byli przyjmowani wszyscy watażkowie i male furerki z Chorwacji, Slowacji i in. Nadchodzi rok 1945 i obie dykatury czarne [nazim i faszyzm] nie istnieją, zostają pokonane. Cala masa niegdysiejszych bohaterów mająca krew na swoich rękach ucieka z Europy [nie wspominam celowo o naukowcach oni nie musieli mieć przepustki, dla nich przepustką byly wiedza i plany jakie znali]. Nie podejrzewam, że każdy z uciekinierów mial tyle milionów dolarów by stać go bylo na kilkumiesięczną podróż po klasztorach, kilkakrotną zmianę dokumentów i w końcu podróż statkiem z paszportem "Czerwonego Krzyża" wydawanym także przez Watykan do cieplych krajów. Takie coś byloby możliwe na taką skalę tylko i wylącznie wtedy, kiedy ktoś [Niemcy] mialby coś czym móglby szantazować Watykan [i jego urzędy]. Pytanie co?

- fakty mówiące o tym że zabito iluś niewiernych czy protestantów - na nikim nie robilyby wrażenia, podobnie jak to ze te czy inne rzeczy zostaly nabyte ze zlamaniem prawa [falszerstwa]

- pieniądze - towar / osoba jest gorąca a ryzyko wpadki olbrzymie cala masa osób dyszy żądzą zemsty chcąc dorwać oprawców

- nieujawnianie oficjalnej roli Watykanu w operacjach niemiecko - wloskich. Też na nic - każdy może sobie kupić Osserwatore Romano i poczytać....

Czyli co?

W/g mnie są to dokumenty mówiące o tym np że sama instytucja papieża jest zaprzeczeniem wiary, lub to że poewne podstawowe fakty dotyczące wiary rz-k sa wytworem czystej wyobraźni albo przeinaczeń lub coś podobnego w zasięgu i możliwej reakcji wiernych nie do przewidzenia

Skąd - Niemcy podbili calą Europę, i nie zdzwilbym się jeżeli by po cichu przeszukiwali stare klasztorne biblioteki ich archiwa i dokumenty, zapomniane ale mające dużą wagę polityczną. Podobnie rzecz mogla się mieć z archiwum watykańskim.

Gdyby te dokumenty wyszly na światlo dzienne lub zostaly odzyskane to Watykan pierwszy by krzyczal że on zbrodniarzy ściga i potępia to wszystko jako zlo i coś nieludzkiego, ale tego nie zrobil

pozdr.

PS. Zalożenie w takich sprawach jest jedno: kto na tym zyskuje najwięcej a kto ma najwiecej do stracenia.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   

Dyskutujemy tu o "Riese" czy historii papiestwa :?: :roll:

Jeśli o tym drugim, to ja bym nie był taki kategoryczny w ocenie papieży od końca I do końca II wojny światowej, w szczególności nie nazwałbym Piusa XII jak autor jego dość tendencyjnej biografii - "Papież Hitlera". Wydawanie przez Watykan paszportów niemieckim zbrodniarzom uciekającym po zakończeniu DWS do Ameryki Południowej jest faktem historycznym i nie zamierzam tego negować. Takim samym jednak faktem historycznym jest pomoc, jaką udzielała podczas II wojny światowej Stolica Apostolska prześladowanym (głównie Żydom), o czym dobrze wiedział i co wspierał Pius XII. Zresztą ma być niedługo wyniesiony na ołtarze. Od razu zaznaczę, że jako historyk i katolik zarazem, nie poddający w wątpliwość dogmatu o nieomylności papieża w sprawach wiary (a co za tym idzie - przyjmujący bez zastrzeżeń choćby pierwsze zdanie encykliki Sługi Bożego Jana Pawła II "Redemptor Hominis", które głosi: "Odkupiciel człowieka Jezus Chrystus jest ośrodkiem wszechświata i historii".), będę bronił Kościoła tam, gdzie jest on nieusłusznie atakowany - wiem bowiem, że w ciągu wieków przedstawiciele KK popełnili wiele zła (przepraszał za to m.in. papież Jan Paweł II), za co można ich potępiać, ale sądzę, że dobra było znacznie więcej, o czym się akurat mówi już mniej chętnie...

Co do "Riese". Dokładnie wiadomo, po co budowano podziemia - odsyłam do książki Seidlera i Zeigerta Kwatery Główne Hitlera, wydanej w Polsce w 2001 r. Odsyłam też do bardzo starannej, obiektywnej (chciałbym pisać w ten sposób jako historyk) i pozbawionej wpychania na siłę taniej sensacji książki Tajemnica "Riese". Na tropach największej kwatery Hitlera autorstwa Jacka M. Kowalskiego, J. Roberta Kudelskiego i Zbigniewa Rekucia, wydanej w 2002 r., zawierające sporo ciekawych źródeł (np. plany kompleksów "Riese" wykonane tuż po wojnie przez kpt. Niewęgłowskiego).

Zresztą ja sam też mam na koncie małą publikację nt. "Riese" (list do redakcji, opublikowany w miesięczniku "Odkrywca"), w której starałem się rozprawić z 2 mitami dotyczącymi podziemii z DWS w Górach Sowich (mitem, że więźniowie drążyli sztolnie oraz micie, że jednego dnia "wyparowało" nagle 20 tysięcy więźniów pracujących przy "Riese"). Przewodnicy po podziemnych kompleksach "Włodarz" i "Rzeczka", a nawet zawodowi historycy plotą czasem takie bzdury o "Riese", że słabo się robi...

Wrzucam tu tekst mojego artykułu:

Co naprawdę wiemy o „Riese”?

Witold Hermaszewski nadał opublikowanemu w miesięczniku „Sudety” (nr 4 z 2003 r.) artykułowi o podziemiach pod zamkiem Książ wymowny tytuł „Worek mitów i garść faktów”. Zadaniem autorów zajmujących się szeroko rozumianą problematyką „Riese” powinno być obalanie tych pierwszych i ustalanie drugich. Niestety, niektórzy z nich utwierdzają istniejące mity lub nawet przyczyniają się do kreowania nowych.

Wymowną ilustracją tego typu praktyk był referat dr Doroty Suli („Los więźniów KL Gross Rosen i innych obozów pracy niewolniczej na obszarze Gór Sowich podczas II wojny światowej”) wygłoszony 26 maja br. [chodzi o rok 2006] podczas konferencji na zamku Książ. O ile na karb zwykłego przejęzyczenia można złożyć fakt, iż referentka podała, że przez obozy Arbeitslager Riese przeszło ok. ... 13 (!) więźniów Gross-Rosen (zabrakło trzech zer), o tyle wygłoszona opinia, że więźniowie „przede wszystkim drążyli sztolnie” musi budzić zdecydowany sprzeciw każdego, kto wnikliwie badał zachowane relacje więźniów AL Riese lub po prostu z odpowiednią dozą krytycyzmu przeczytał opublikowaną trzy lata temu [2003] książkę dr Suli „Arbeitslager Riese. Filia KL Gross-Rosen”, w której motyw “drążenia sztolni” przez więźniów przewija się kilkakrotnie. Informacje te Dorota Sula zaczerpnęła (jak informują przypisy) od Piotra Kruszyńskiego („Wykorzystanie pracy więźniów kompleksu Gross-Rosen w Górach Sowich przez Organizację Todt oraz firmy z nią współpracujące”, [w:] Wykorzystanie niewolniczej pracy więźniów KL Gross-Rosen przez III Rzeszę, Wałbrzych 1999, s.41-55).

Żadna z przytoczonych w książce Suli o AL Riese relacji świadka bezpośredniego nie wskazuje na fakt, iż więźniowie zajmowali się „drążeniem sztolni”. Można tam natomiast znaleźć informacje, że pracowali w sztolniach, a to różnica i to zasadnicza! Zajmowali się dostarczaniem materiałów do sztolni, załadunkiem urobku na wagoniki, wyciąganiem tychże na zewnątrz, opróżnianiem ich potem na hałdach, pracami w sztolniach nad montażem i demontażem szalunków, torów, urządzeń i instalacji (wszystkie ww. prace były przez nich wykonywane pod nadzorem majstrów z Organizacji Todt lub spółek wykonujących zlecenia). Próżno jednak szukać w książce Doroty Suli relacji więźniów, którzy trzymaliby w rękach świdry bądź donarit (materiał wybuchowy), kable czy detonatory - prace strzałowe były bowiem prowadzone przez specjalistów-górników, a nie więźniów. Dlatego też według mnie pisanie o „drążeniu sztolni” przez więźniów jest błędne.

Inna zastanawiająca informacja padła podczas wspomnianej konferencji nie w murach zamku Książ, lecz z ust przewodnika w kompleksie „Rzeczka”, w trakcie zwiedzania go przez grupę „czerwonych”. Było to napomknienie o istnieniu przekazu, głoszącego, że pewnego dnia ze stanu więźniów w Górach Sowich (liczącego 23 tys.), skreślono nagle 20 tys., którzy mieli rzekomo zostać pogrzebani na zawsze w podziemiach. Owszem, taka informacja funkcjonuje w literaturze przedmiotu (np. w „Tajemnicach Gór Sowich” Jerzego Cery, Kraków 1998, na s. 64-66), ale podawanie jej bez jakiegokolwiek komentarza czy podjęcia choćby próby sprawdzenia jej wiarygodności dalekie jest od naukowej rzetelności, a pachnie tanią sensacją.

Spróbowałem dojść do źródła takiego przekazu. Według moich ustaleń, po raz pierwszy pojawiła się ta informacja w 1967 r. Ogłosił ją Jan Nowak – były więzień KL Gross-Rosen o numerze P16406 – w pracy „Przyczynek do oceny wartości pracy niewolniczej” (w „jednodniówce” wydanej przez Klub Więźniów Gross-Rosen przy ZBoWiD). Wyglądała ona jednak wówczas nieco inaczej, niż w tak chętnie cytowanej postaci. Otóż według Nowaka („pisarza kancelarii obozowej” – jak pisze w swej książce Mieczysław Mołdawa ), maksymalna liczba więźniów w kompleksie „Riese” wynosiła właśnie okrągłe 20 000 i zmniejszyła się „w krótkim czasie” do 2000 . Jak nietrudno zauważyć, między informacją pierwszą a drugą istnieje dość zasadnicza różnica. Trudne do ustalenia jest, czy owe „20 000 skreślonych ze stanu jednego dnia” wymyślił po 1967 r. Jan Nowak, czy też ktoś potem odpowiednio „podrasował” wiadomość przez niego podaną. Na tym jednak nie koniec.

W kręgach osób interesujących się „Riese” dobrze znana jest akcja eksploracyjna z 1964 r., którą na łamach „Żołnierza Wolności” opisał porucznik Bohdan Świątkiewicz. W artykule „Tajemnice lochów Walimia” Świątkiewicz zacytował fragment jednego z listów od czytelników, które przyszły do redakcji „Żołnierza Wolności” (nie podając jednak personaliów jego autora):

„ ... W czasie wojny pracowałem w Walimiu jako pisarz w obozowej kancelarii. Pewnego dnia otrzymałem telefon od nieznanego mi wyższego oficera SS. Ów oficer polecił mi przez telefon, ażebym z listy więźniów obozu koncentracyjnego skreślił 1500 nazwisk. Zszokowany otrzymanym poleceniem zapytałem go, co się stało, że w ciągu jednego dnia zmarło tylu ludzi. Odpowiedział mi na to, żebym <<zamknął mordę>>, bo mogę być na tej liście 1501-szym...”.

Wydaje się wręcz uderzające owo duże podobieństwo relacji o 20 000 i o 1500 więźniów (poza samą rozbieżnością liczb oczywiście). Odnoszę również wrażenie – graniczące niemal z pewnością, że autorem listu do por. Świątkiewicza mógł być nie kto inny, jak właśnie Jan Nowak! W ten oto sposób z 1500 „skreślonych” zrobiło się 20 000 ... Można sobie przy tym zadać pytanie: jeśli od 1964 r. „1500” przemieniło się w „20 000”, to z ilu rzeczywistych więźniów powstało owych „1500” przez 20 lat, bowiem opisywane „skreślenie” miało - według autora cytowanego listu - nastąpić w październiku 1944 r. Dla ścisłości trzeba zaznaczyć, że brak jednoznacznych przesłanek do kwestionowania tej pierwotnej wielkości (1500) ujawnionej przez autora wzmiankowanej korespondencji. Chyba, że przyjmiemy założenie, iż rosnąca liczba ofiar „logicznie” wpisywała się w zamierzony propagandowy wydźwięk zobrazowania skali hitlerowskiego ludobójstwa. Na podobnej zasadzie zdecydowanie przeszacowano liczbę ofiar obozu oświęcimskiego.

Warto dodać jeszcze jedną informację, która mogła się przyczynić do powstania legendy o „20 000 skreślonych”. Wśród informacji zamieszczonych w prasie w 1964 r. na temat podziemi w Górach Sowich znalazła się wypowiedź Rafała Jerzego Kukulskiego, byłego oficera wywiadu AK, który w 1944 r. „śledził, co się dzieje w wyrzutni rakietowej Blizna, obserwował transporty kolejowe przychodzące i wychodzące do Blizny itp.” W czerwcu lub w lipcu 1944 r. Kukulski zaobserwował na stacji kolejowej Pustków długi pociąg, złożony z „olbrzymich lor”, na których - wg niego - znajdowały się rozmontowane rakiety V-2. „Do transportu rakiet były doczepione dwa wagony, w których znajdowali się więźniowie obozu koncentracyjnego w Pustkowie. [...] Do wagonów wepchnięto około 200 więźniów. Pod strażą SS-manów transport ruszył na Zachód.” Kukulski twierdził, że na wszystkich trasach kolejowych, wiodących z Blizny-Pustkowa AK miała informatorów, którzy informowali o przechodzących transportach. Opisywany transport miał zniknąć po wyjściu z Wałbrzycha. „Obecnie [tzn. w 1964 r.] nie ma wątpliwości, że transport „wylądował” w podziemiach Walimia, gdzie dopełnił się los nieszczęśliwych więźniów” – opowiadał Kukulski.

Niezależnie od tego, na ile wiarygodna jest informacja o całym transporcie i jego miejscu docelowym, nie można wykluczyć, że wzmianka o „dopełnieniu się losu” 200 więźniów w podziemiach Walimia mogła zostać przekształcona w opowieść o „skreśleniu 20 000” - w połączeniu z relacją Nowaka.

Opisując dwie powyższe sprawy – „drążenia sztolni” i „20 000 skreślonych” – chciałem Czytelnikom wskazać, jak znaczna nieufność i podejrzliwość konieczne są przy zajmowaniu się tematem „Riese” (i wieloma innymi zagadnieniami historycznymi). To, co napisałem, nie wyczerpuje, rzecz jasna, nawet w niewielkim stopniu problemu mitów związanych z „Olbrzymem”. Są jeszcze liczne inne.

Niewdzięczna i właściwie niemal beznadziejna – w warunkach polskich – jest rola mitodestruktora, bowiem polemizowanie z rozpowszechnionymi i utrwalonymi mniemaniami społecznymi, legendarnymi opowieściami czy rozmaitymi przesądami z reguły skazane jest na niepowodzenie. Obalone mity odżywają wciąż na nowo, niezależnie od tego czy dotyczą zdarzeń historycznych (takich np. jak postawa majora Sucharskiego na Westerplatte we wrześniu 1939 r.), czy zachowań pewnych zwierząt (przykład nietoperzy, które „jak wiadomo” wkręcają się ludziom we włosy), czy też właściwości przedstawicieli pewnych ras czy narodów (Niemców, Rosjan, Żydów itd.).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam,

o tym co się dzieje i dzialo w GS - można podejrzewać , o tym że relacje są conajmniej szczątkowe a pamięć po ok 20 latach już nie ta [okres 1945-1965 +-] a wydarzenia się zacierają też wiem...

... napisalem o papierach jako o rzeczy która wśród innego bogactwa może być tam schowana, gdyż wiadomo, że Watykan na różne sposoby pomagali różnym podejrzanym osobom uciec z Europy do przyjaźniejszych krajów mimo tego, że uciekający byli przegrani a ich majątki albo zachomikowane "gdzies" albo chwilowo nieosiągalne. W takim biznesie pieniażki idą z raczki do rączki. W innym wypadku musi być bardzo poważny "przekonywacz" inny niż "dlug wdzięczności". Taką rolę dla mnie pelnią papiery.

Nie mówię, że w tym celu kopano w GS ale te rzeczy mogą tam być.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   
Nie mówię, że w tym celu kopano w GS ale te rzeczy mogą tam być.

O czym to ja nie słyszałem, że może być w Górach Sowich :mrgreen:

Tak troszę poruszając nowe zagadnienie - tylko z terenu 2 z 7 znanych podziemnych kompleksów "Riese" mamy relacje więźniów, którzy pracowali pod ziemią. Są to "Włodarz" (największy kompleks - 3000 m chodników) i "Osówka". Reszta relacji (przynajmniej tych znanych mi) mówi o rozładunku i załadunku wagoników, wycince lasu, budowie dróg, robieniu wykopów itd. Ciekawa jest wzmianka w klasycznej pozycji "obozowo-Riesowej", mianowicie we wspomnieniach A.Kajzera ("Za drutami śmierci"), o tym jak pod sam koniec wojny ładowali do sztolni niewykorzystane materiały budowlane itd., a dookoła wejść do sztolni wiercono otwory na ładunki wybuchowe. Takie wywiercone otwory widziałem na własne oczy wokół sztolni nr 2 kompleksu "Sokolec" (prowadzi do niego od strony miejscowości Świerki droga wybudowana podczas wojny przez więźniów "Riese").

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

samej ilości cementu jakie znaleziono w okolicy "R" i tego co zabrano [szaber] albo wywieziono [nasi i Rosjanie] wystarczyloby na bardzo bardzo konkretną budowę. Część materialów nie może być skladowany "ot tak" bo za krótki czas będą one do wyrzucenia.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   
samej ilości cementu jakie znaleziono w okolicy "R" i tego co zabrano [szaber] albo wywieziono [nasi i Rosjanie] wystarczyloby na bardzo bardzo konkretną budowę.

Owszem, skamieniałych worków cementu jest do dziś w Górach Sowich sporo, a wywieziono tego (w stanie nadającym się do użytku) zaraz po wojnie jeszcze więcej (PPT), ale zauważ - ile procent korytarzy, wartowni i hal w znanych nam kompleksach "Riese" (7) jest obetonowanych :?: W takim "Włodarzu" - największym znanym kompleksie (3 kilometry podziemi) - obetonowana jest tylko wartownia po lewej stronie sztolni nr 4 i mikroskopijny wręcz odcinek największej hali tego kompleksu. Odwiedziłem niedawno po raz drugi kompleks "Włodarz" (udostępniony do zwiedzania) i przy tej okazji obejrzałem jeden z dwu składów worków z cementem, zlokalizowany 500 metrów od sztolni nr 4. Były tam dwa ciągi worków, z czego ten lepiej zachowany miał co najmniej 100 metrów długości, jakieś 4-5 m szerokości i ok. 1,5-2 m wysokości. Każdy z tych worków, zanim skamieniał, ważył 50 kg. To wszystko miało iść zapewne na betonowanie "Włodarza" - ale Niemcy nie zdążyli...

"Osówka" i "Rzeczka" mają trochę więcej procent obetonowanych korytarzy i hal, a najbardziej zaawansowane prace widać w kompleksie "Książ". "Soboń" i "Gontowa" w ogóle nie mają fragmentów obetonowanych...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witam;

Leuthen to co wymienileś z grubsza: 100m x 4m x 1,5m [ten większy w domyśle] ; ten mniejszy przyjmując polowę z tego oznacza że bylo tam plus minus 900 m3 cementu, kiedyś się pytalem jaka marka - o uszy obilo mi się 42,5 IR albo 52,5 IR.... co daje liczbę ok 20 tys ton cementu na którego bazie można zrobic ok 50-55 tys m3 betonu... budowa jak na jedną sztolnię conajmniej konkretna

[btw: do tego powinno być jeszcze, by ów beton można zrobić: 55 tys t. piasku [lub kruszywa 0-2 mm] i mniej więcej tyle samo kruszywa 2-8 i 8-16 mm.

Calkiem ladne ilości.

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Leuthen   

Co prawda ja nie budowlaniec ;) , ale przewodnik we "Włodarzu" mówiąc o wytrzymałości tego betonu używanego w "Riese" mówił coś o "pięćsetce".

Ilości rzeczywiście spore .

Drugiego składu materiałów budowlanych koło "Włodarza" (niedaleko wylotu sztolni nr 1) nie widziałem osobiście, a jedynie na zdjęciu w książce dr Suli o AL "Riese", ale wiem, że oprócz skamieniałych worków leżą tam również żelbetonowe, łukowe stropnice, które używano do obudowy komór w wyrobiskach podziemnych.

Pamiętajmy, że przy "Włodarzu" była stacja rozładunkowa kolejki wąskotorowej (jej pozostałości też ostatnio widziałem; Igor Witkowski w swojej dosłownie "fantastycznej", a raczej S-F, książce "Supertajne Bronie Hitlera", tom I, z jakże szumnym napisem na okładce: "Tajemnica Gór Sowich wyjaśniona!", uznał pozostałości owej stacji za... wyrzutnię V-4 :roll: ).

PS Zainteresowanych zaczęcam do lektury bloga mojej dziewczyny, gdzie opisała wyprawę z 11 X b.r. w Góry Sowie, podczas której zwiedziliśmy m.in. kompleks "Włodarz". Są zdjęcia, m.in. jedno skamieniałych worków :mrgreen:

Adres: http://floydianka.blogspot.com/search/labe...C3%B3ry%20Sowie

Możecie przy okazji przekonać się, jak wyglądam w realu (na zdjęciach jestem w niebieskiej kurtce lub dżinsowej koszuli takiegoż koloru i bardzo charakterystycznej czapce z daszkiem :) ).

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
FSO   

Witaj;

Leuthen : to proste: cementy dzielą się na : czyste portlandy [oznaczenie rzymska I] i portlandy z dodatkami [rzymskie II do V czy VI; plus kod dodatku]; R lub N przy marce oznacza odpowiednio: o przyśpieszonym czasie wiązania lub normalnym czasie wiązania, są jeszcze z opóźnionym czasem...

popularna "pięćsetka" oznacza ze jest to stary cement 55 -ka, lub po nowemu 52,5. Moce cementu zaczynają sie [tego we workach] od 25,5 a kończą w zasadzie na 75,5 czy 85,5. Ta cyfra oznacza wytrzymalość cementu po 30 dniach od momentu rozpoczęcia wiązania w MPa chyba. Cementy do 42,5 sa to normalne cementy używane w budownictwie, z tym że 42,5 jest juz cementem [zwlaszcza ten z R]bardzo mocny. Cementy od 52,5 wzwyż w l. 60 tych i 70 tych uchodzily za "specjalne" czyli nazwa mówi wszystko.

Przy okazji:

Licząc że jeden TIR to 25 t, to oznacza że tylko na jednej kupie jest tam 800 tirów min, wagonami pociągowymi liczonymi a 60 t lad. to dobrze ponad 330... tak gwoli ilości i wyobrażeń

pozdr

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
ex-east   

@FSO witaj. Dzięki za Twój pierwszy post w tym wątku. Jak dla mnie jest bardzo konkretny od logistycznej strony. Od dwóch dni zwiedzam Riese, głównie "podziemne miasto" k/Głuszycy "Olszyniec" oraz Włodarz.

To co mnie zaskakuje to ogrom prac wewnątrz , gigantyczne ubytki masy skalnej i prawie niewidoczne szyby ,którymi wywożono by urobek. Być może rolę transportową przejęły szyby kopalń, to wydaje się logiczne.

Poza tym pytanie wg mnie zasadnicze, jeśli chodzi o cel Olbrzyma - jak w takiej wilgotności można cokolwiek budować, konstruować (jedna z wersji mówi o przeznaczeniu na fabryki elektronicznych urzadzeń ) , jak można mieszkać, pracować, jak w ogóle żyć miesiącami ? Przewodnik , na moje pytanie odpowiedział tylko -"gdybym zamknął tu Pana na 24 godziny miałby Pan dość, proszę mi wierzyć". Skłonny jestem przyznać mu rację. To co widziałem nie było przeznaczone dla ludzi. Przepraszam znawców tematu, może się tu wygłupiłem tym stwierdzeniem, ale tak to odbieram.

Nawet jeśli cały kompleks byłby wyposażony w agregaty osuszające, w sztuczne oświetlenie, wodotryski i cuda na kiju, to nie wierzę (I są na to dowody ), że człowiek wewnątrz wytrzymałby choćby miesiąc. Ludzie bijący rekordy pobytu w jaskiniach ze wszelkimi udogodnieniami odczuwają ogromne psychiczne obciążenia.

Konsekwentnie, po laicku ,zadam więc pytanie : jeśli nie dla ludzi, to dla kogo/czego był OLBRZYM ? Jak sądzicie ?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Tomasz N   

Był budowany dla ludzi. Gdyby go skończono, warunki w nim byłyby całkiem znośne, nie odbiegające od Dworca Centralnego w Warszawie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.