Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Jarpen Zigrin

Jak to było z tymi kolejkami?

Rekomendowane odpowiedzi

Z wypowiedzi senatora Andrzeja Celińskiego:

"Otóż nam się wydawało, czy mi się wydawało, że najłatwiej mięso jest kupić w Hali Kopińskiej, no, na Kopińskiej. No i tam jeździłem po to mięso, powiedzmy, gdzieś koło wpół do czwartej tam byłem, czyli koło trzeciej wyjeżdżałem z domu. Miałem małego fiata i jeździłem. Potem zostawałem grzecznie w kolejce, już była jakaś tam kolejka, aczkolwiek niewielka. Jak przychodziłem o wpół do czwartej, to była niewielka kolejka, także zimą oczywiście, latem trzeba było trochę wcześniej przyjść i powiedzmy bywałem ósmy, dziesiąty - tak starałem się być. W momencie kiedy sklep otwierano o szóstej, to już byłem trzydziesty, czterdziesty, a kołowałem mięso jakiś sześćdziesiąty, siedemdziesiąty albo i

osiemdziesiąty. Jak to się działo - tego nie wiem. A jeszcze do zaplecza podchodziły jakieś znajome panie sklepowe, bo tak to się kiedyś nazywało, i stamtąd brały mięso".

/dostępne na www.ksi.home.pl/

A mówił o latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
krakus57   

Nie słyszałem też by obecnie zlikwidowano przedszkola, a jakim to ukazem władz się to odbyło?

A do likwidacji potrzeba ...." ukazu " ( co to znaczy )?

Coś ze słuchem nie tęgo . Lubo z czytaniem , bo o wzroku nie wspomnę .

Jako ,że lubię żródła a nie ple , ple w rodzaju ktoś , coś , gdzieś napisał , powiedział itd. Polecam k'sażaleniu wedle tegoż ukazu :

http://orka.sejm.gov.pl/WydBAS.nsf/0/B53BB383EBE47A09C1257A4800286494/$file/BAS_22-6.pdf

" Oni " w tym BAS też kłamią .

MJR

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

W ramach własnego "ple, ple" powinno się zadbać o precyzję wypowiedzi z którą jak widać nie jest zbyt dobrze.

"Teraz w ramach tej troski zlikwidowano przedszkola , o żłobkach nie wspomnę".

To nie jest prawdą, w Polsce zlikwidowano pewne przedszkola (co do wielu - była to sensowna decyzja, co do wielu - nie).

Nie wiem dlaczego wypowiedź senatora RP nie jest źródłem, a druk BAS - już tak.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W dniu 27.05.2012 o 1:04 AM, jancet napisał:

No cóż - generalnie tamtego ustroju nie lubiąc, nie lubię też taniej propagandy typu "za socjalizmu w sklepach był tylko ocet".

Smak bananów i pomarańczy znam od wczesnego dzieciństwa, czyli pierwszej połowy lat 60-ych. Fakt, że był to rarytas świąteczny, jadany dwa, może trzy razy w roku. Tym bardziej cieszył.

 

W dniu 26.09.2013 o 10:34 PM, jancet napisał:

Nie bardzo rozumiem, dlaczego ciągła obecność cytrusów na być miarą dobrostanu społeczeństwa. A konkretnej - pomarańczy i mandarynek, bo cytryny były w ciągłej sprzedaży i nie przypominam sobie najmniejszego kłopotu z ich nabyciem

 

Każdy ma własną pamięć... choć według janceta cytryny były w ciągłej sprzedaży to z jakichś powodów w latach sześćdziesiątych ta jagoda traktowana była przez różnych Polaków jako rarytas.

W roku 1964 r. przybyła do Warszawy sławna kompozytorka i nauczycielka muzyczna Nadia Juliette Boulanger. Na czele "komitetu" powitalnego stał Zygmunt Mycielski, znany już wówczas za sprawą swej Symfonii nr 1 "Symfonii polskiej". Na dworcu doszło do montypythonowskiej sceny, jedna z witających pań postanowiła powitać Francuzkę wręczając jej prezent, w postaci właśnie cytryn. Boulanger gestu nie zrozumiała i potraktowała tę panią jak wariatkę.

No chyba, że Mycielski to zmyślił...

/tegoż, "Dziennik 1960-1969", Warszawa 2001, s. 226-227/

 

W tymże samym roku Edward Stachura w liście do Janusza Żernickiego; jednego z reprezentantów grona poetów nazywanych "pokoleniem 1960"; napisał: "... dziękujemy bardzo za cytryny i pomarańcze. Tu u nas marzyć nie można, żeby kupić. Jak się coś takiego pokaże, to za godzinę już wszystko rozchwycone. A pomarańcz w tym roku i w ubiegłym nawet nigdzie nie widziałem".

No chyba, że Stachura to zmyślił...

/tegoż, "Listy do pisarzy" oprac. D. Pachocki, Warszawa 2006, s. 36/

 

W 1965 r. powstaje pismo "Poezja", po redakcji snuje się mocno przeziębiony Tymoteusz Karpowicz, widząc jego stan Zbigniew Herbert wsuwa mu do kieszeni wiszącego na wieszaku płaszcza cytrynę. Autor "Znaków równania" odkrył ten prezent dopiero po kilku dniach, został on wsunięty do lewej kieszeni, a Karpowicz nie miał lewej ręki. Jak sam relacjonował zorientował się dopiero po zapachu, za prezent podziękował zatem później i listownie (list z 2 lutego 1965 r.), pisząc: "Okradłeś siebie z witamin. Teraz cytryny są marzeniem".

No chyba, że Karpowicz to zmyślił...

/A. Franaszek "Herbert. Biografia", T. I "Niepokój", Kraków 2018, s. 73-74/

 

Powiada jancet, że pomarańcze były świątecznym rarytasem... Franciszek Salezy Gawroński cierpiąc na żółtaczkę kurował się w Nienaszowie. Zażywał zalecanych kąpieli, łykał zaordynowane pigułki, był jednak pewien problem: nie mógł dostać na tej wsi pomarańczy, które kazano mu spożywać. Wreszcie udał się do nieodległego miasta Jasła, gdzie pomarańczy było: "podostatkiem". Tylko to był rok... 1822 :B): Ciekawe jak często w Jaśle doby PRL pomarańczy było pod dostatkiem?

/"Pamiętnik R. 1830/31. Kronika Pamiętnikowa (1787-1831) pułkownika Franciszka Salezego Gawrońskiego", wyd.

J. Czubek, Ser. "Źródła do dziejów Polski porozbiorowej" VIII, Kraków 1916, s. 436-437/

 

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 9.06.2019 o 9:40 AM, secesjonista napisał:

według janceta cytryny były w ciągłej sprzedaży to z jakichś powodów w latach sześćdziesiątych ta jagoda traktowana była przez różnych Polaków jako rarytas.

 

Jak wcześniej pisałem, pierwsza połowa lat 60. to moje wczesne dzieciństwo. Napisałem o tym okresie tyle, że znałem z niego smak bananów i pomarańczy. I tyle było o cytrusach w pierwszej połowie lat 60. Mogę uzupełnić - zapewne smak cytryn też znałem z wczesnego dzieciństwa. I zapewne mi nie pasował.

 

Natomiast kiedy miałem lat prawie 10, a raczej -naście lubiłem herbatę z plasterkiem cytryny i na ogół ta cytryna w domu była. No tyle że to już raczej lata 70., no i końcówka 60. Mam nadzieję, że czytelnik wspomnień zapewne dostrzega ich związek z upływającym czasem.

 

Kolejnej maniery pisania o czasach PRL, której nie lubię, to rozciąganie danego stwierdzenia, dotyczącego jakiegoś momentu, na całą epokę.

 

W dniu 9.06.2019 o 9:40 AM, secesjonista napisał:

Na dworcu doszło do montypythonowskiej sceny, jedna z witających pań postanowiła powitać Francuzkę wręczając jej prezent, w postaci właśnie cytryn. Boulanger gestu nie zrozumiała i potraktowała tę panią jak wariatkę.

No chyba, że Mycielski to zmyślił...

 

Widzisz, Secesjonisto, jeśli masz dwóch autorów wspomnień, z których jeden twierdzi, że a, a drugi że ~a, to jeden z nich się myli, a drugi ma rację. Gdyby była taka kontrowersja Mycielski vs jancet to nie wiem, dlaczego to akurat Mycielski zdaje się Secesjoniście bardziej wiarygodny. W końcu to Mycielski pisze za kasę, więc musi pisać coś, co publiczność zaciekawi, wciągnie. I pewnie nie raz zmyśla. Jancet pisze za frajer, więc po co miałby zmyślać?

 

Z tym, że jawnej sprzeczności między Mycielskim a jancetem ja tu nie dostrzegam. Pomijając już, że jancet nie odnosił się do dostępności cytryn w 1964 roku, kiedy miał zapewne 3,5 roku, to z przytoczonych przez Ciebie treści bynajmniej nie wynika, że cytryny były niedostępne na rynku w pierwszej połowie lat 60. Może były po prostu drogie? A może ta pani naprawdę nie postąpiła rozsądnie? 

 

To samo dotyczy pozostałych cytatów.

 

Sorry, jeżeli Stachura dostał w paczce cytryny i pomarańcze, to co miał nadawcy napisać? "Z pomarańczami OK, ale z cytrynami to się wygłupiłeś"? 

 

W latach 80. dostaliśmy paczkę z mąką, cukrem i piwem. Bardzo dziękowaliśmy za wszystko, choć cukru mieliśmy zapas na trzy lata, a mąki nie brakowało. Miałem napisać "Piwo super, a z resztą co mam zrobić?". Nota bene cukier sfermentowałem i wydestylowałem.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Cytuj

Kolejnej maniery pisania o czasach PRL, której nie lubię, to rozciąganie danego stwierdzenia, dotyczącego jakiegoś momentu, na całą epokę.

Myślę, że rzeczywiście bardzo ważnym elementem, o którym musimy pamiętać, oceniając zaopatrzenie w PRL jest duża jego zmienność w czasie i przestrzeni. Zdarzyło mi się stać w kolejce na mrozie po zwykłe, kurze jajka, ale był to bodajże styczeń, czy luty 1982. Entuzjasta opowieści w stylu "jak to tata miał straszliwie ciężko w dzieciństwie" mógłby stworzyć z tego całą bajkę. Problem w tym, że nie przypominam sobie, aby w innych okresach z dostępnością nabiału były jakiekolwiek problemy. Po prostu - "zawsze był".

 

Jak już kiedyś pisałem, mógłbym stworzyć też inną opowieść - że w latach 80. było tak super, że obżerałem się owocami morza. Może nie kultowymi ośmiorniczkami, ale kalmarami. W moim mieście takie "coś" było dostępne bez najmniejszego problemu, a ludzie - wówczas za symbol luksusu uznający szynkę, a za optymalne danie schabowy - po prostu tego nie kupowali. Lata 80. w PRL kalmarami płynące - to jest także część złożonego obrazu.;) 

 

Dobry tuńczyk (całe kawałki) w puszkach był akurat w Poznaniu, "Mirinda" w Szczecinie, chrupiące bagietki na jednym osiedlu, ale na innych  już nie, litrowa woda mineralna "Grodziska" w jednym sklepie osiedlowym (gdzie indziej tylko małe "Perły Bałtyku") itp. itd. Moja teściowa (obecnie na etapie Radia Maryja) zarzeka się, że z luksusowymi serami pleśniowymi rodem z Francji spotkała się gdzieś w latach 60., czy 70., gdy można je było bez problemu kupić w Delikatesach. I tak dalej, i tym podobne. Bzdurą jest opowiadanie, że "wszystko zawsze było", ale bzdurą także opowieści, że "był tylko ocet", a banany i cytryny były w PRL tak rzadko spotykane, jak UFO.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
11 minut temu, Bruno Wątpliwy napisał:

banany i cytryny były w PRL tak rzadko spotykane, jak UFO

 

Tyle, że banany rzadziej, niż cytryny.

 

Bruno mi przypomniał, że w sumie kawior, i czarny - prawdziwa bieługa - i czerwony były w latach 80. łatwiej dostępne niż dziś. Był to towar luksusowy ze względu na cenę, ale dało się kupić. Dziś też da się kupić, tylko że poziom luksusu wzrósł niebotycznie.

 

Natomiast konserwy z kraba - chyba ochockiego - też były w sprzedaży i to w dolnej strefie luksusu, albo i niżej. Dziś nie wiem, gdzie miałbym je kupić. Nie mówiąc o cenie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
29 minut temu, jancet napisał:

Natomiast konserwy z kraba - chyba ochockiego - też były w sprzedaży i to w dolnej strefie luksusu, albo i niżej. Dziś nie wiem, gdzie miałbym je kupić

 

Jak napisała Alina Kwapisz-Kulińska (autorka "Encyklopedii kulinarnej"):

"Z zamierzchłych czasów PRL-u pamiętam rosyjskie konserwy z mięsem kraba. Poławiała je firma Snatka, której nazwa zapisana cyrylicą wyglądała tak: CHATKA. Co, oczywiście, odczytywano jako rodzimą „chatkę”. Otóż kraby z tejże Chatki były bardzo smaczne. Rzucano je od czasu do czasu do „Delikatesów”, a amatorzy – tacy jak moja rodzina – od razu je wykupywali. Kolacja z krabem z puszki, podanym w sałatce lub tylko w majonezie, była świętem".

/"Sto smaków Aliny"; tekst dostępny na stronie: studioopinii.pl/

 

Otóż, w Polsce wciąż można kupić puszkowanego kraba z napisem "CHATKA" - musi jancet lepiej poszukać (ja znalazłem), jak jest ze smakiem i czy wciąż jest taki jak w PRL - to już trzeba się samemu przekonać. A pani Kwapisz-Kulińska się myli; co dziwne u autorki takiej książki <_<; otóż "CHATKA" to nie zapis cyrylicą tylko nazwa marki na rynek państw zachodnich, w cyrylicy to jest:

"Чатка это товарный знак под которым производится продукция из  камчатского краба (Paralithodes camchaticus), пойманого в холодных водах  Берингова, Баренцева и Охотского морей. Чатка, вероятно лучший из морепродуктов в мире по своим органолептическим свойствам с уникальным вкусом и текстурой  которая удовлетворяет самых требовательных гурманов".

/z tekstu powitalnego na stronie: www.chatka.com/

 

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
W dniu 11.06.2019 o 8:46 PM, jancet napisał:

1964 roku, kiedy miał zapewne 3,5 roku

 

Korekta - jednak 4,5 roku.

 

W dniu 11.06.2019 o 11:04 PM, secesjonista napisał:

Polsce wciąż można kupić puszkowanego kraba z napisem "CHATKA" - musi jancet lepiej poszukać

 

A za ile?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Pewnie cena jest horrendalna, jakieś 55 zł za 200 gram, ale nawet nie wiem czy to: "Nuddle" czy "Fancy". A skoro jancet wywołał kwestię ceny, ile kosztowały pomarańcze w latach naszej młodości; a przynajmniej mojej; czyli latach siedemdziesiątych?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
jancet   
10 godzin temu, secesjonista napisał:

Pewnie cena jest horrendalna, jakieś 55 zł za 200 gram, ale nawet nie wiem czy to: "Nuddle" czy "Fancy". A skoro jancet wywołał kwestię ceny, ile kosztowały pomarańcze w latach naszej młodości; a przynajmniej mojej; czyli latach siedemdziesiątych?

 

Bladego pojęcia nie mam. Generalnie, jak były do kupienia w normalnym sklepie, to każdy kupował, ile "dawano" i na cenę nie patrzył. Przesadnie drogie być nie mogły.

 

Oczywiście, mówiąc o zaopatrzeniu w epoce PRL nie sposób nie wspomnieć, o takich miejscach ja "Polna" czy "Różyc" w Warszawie, a w innych miastach pewnie też takie istniały. Tam było wszystko w ciągłej sprzedaży, po cenach rynkowych. I rzeczywiście zdarzało mi się kupować pomarańcze na prezent, choć to już po 80' było.

 

Co do cen tak gdzieś w latach 77-78 to pamiętam, że chleb był po 4 zł, ale bochenek był duży, kilogramowy.

 

Lepiej pamiętam ceny napojów wyskokowych, ale i tu bym się nie założył. Piwo, zwane "żabką" chyba po 4,50; "królewskie" - 5,50; "warka" 7,50 zł - wiadomo, Mokotów bogaty. Ceny dotyczą ówczesnej flaszki "baryłeczki", która była półtrzyczwartówką, czyli 0,375 l.

 

Wino rozlewane w Polsce sprzedawano w trzyczwartówkach 0.75 l, i tak wino marki "wino" chyba dwadzieścia parę złotych. Lepiej było odżałować 40 zł i kupić wytrawne  "bodoczoni bodoczoni", kosztujące 45 zł "bodoczoni szurkerborat" to już był luksus. Tyle że importy były we flaszkach 0,70 l.

 

Wódka wyłącznie w półlitrówkach. Prym wiodła "żytnia mazowiecka" za 120 zł. Za "żytnią z kłoskiem" trzeba było dać 125 zł. Tańszy był "bałtyk", ale to było świństwo niesłychane. Już lepsza była "czerwona karteczka" (witaj, butelecko, z cerwonou karteckou, białymi litereckami, zmiłuj  się nad nami) za 105 zł. Ponoć była jakaś za 95 zł, ale ja tylko o niej słyszałem.

 

A, handlowałem kefirem i jogurtem, Taki plastikowy pojemnik kefiru (0,30 lub 0,33 l) 3,60 w sklepie, a jogurtu 5,50 zł. W szkole sprzedawaliśmy po 4,00 i 6,00 i żałowaliśmy, że kefir lepiej schodzi. Dobrze szło jeszcze prince polo, ale ceny nie pamiętam.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, jancet napisał:

Oczywiście, mówiąc o zaopatrzeniu w epoce PRL nie sposób nie wspomnieć, o takich miejscach ja "Polna" czy "Różyc" w Warszawie, a w innych miastach pewnie też takie istniały

 

Ano nie bardzo istniały, perspektywa z Warszawy nie jest przekładalną na całą Polskę, w Żyrardowie, Grodzisku Mazowieckim, Korytowie - nie było odpowiednika: "Różyckiego".

 

1 godzinę temu, jancet napisał:

Generalnie, jak były do kupienia w normalnym sklepie, to każdy kupował, ile "dawano" i na cenę nie patrzył. Przesadnie drogie być nie mogły

 

Generalnie to mamy różne wspomnienia, nie pomnę by pomarańcze były w ciągłej sprzedaży w normalnym sklepie w mym rodzinnym mieście. Może jancet nadto łatwo przekłada swe doświadczenia rzeczywistości warszawskiej na całą Polskę?

 

1 godzinę temu, jancet napisał:

Bladego pojęcia nie mam

 

A ja mam, jak by strzelił jancet: ile to kosztowało używając ekwiwalentów: chleb czy papieros?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Małe ad vocem. Z wypowiedzi (nr 1):

Cytuj

Generalnie, jak były do kupienia w normalnym sklepie, to każdy kupował, ile "dawano" i na cenę nie patrzył.

Trudno wyciągnąć wniosek (nr 2):

Cytuj

Generalnie to mamy różne wspomnienia, nie pomnę by pomarańcze były w ciągłej sprzedaży w normalnym sklepie w mym rodzinnym mieście.

Gdyż nie ma w wypowiedzi nr 1 nic, co by pozwalało przypisać jej autorowi pogląd (nr 2), że pomarańcze były w czasach PRL w ciągłej sprzedaży w normalnym sklepie (w jego rodzinnym mieście). Raczej jednoznacznie z niej wynika - że nie były. A jak się już pojawiały, to szybko znikały.

 

I odnośnie do powyższego wszyscy chyba będziemy zgodni. Przynajmniej za mojej, świadomej pamięci nigdy pomarańcze nie były towarem codziennie dostępnym w normalnych sklepach. Na bazarach, w halach targowych i nielicznych prywatnych sklepikach bywało inaczej (co mogę potwierdzić), ale nie w "normalnych" sklepach. Ale z drugiej strony - absurdem byłoby twierdzenie, iż były totalną egzotyką. 

 

Były też dosyć drogie (do czego zapewne konsekwentnie pije Secesjonista). Spotkałem się  gdzieś w internecie z ceną 40 zł (w roku 1972). Co przy średnich zarobkach wówczas rzędu 2.500 złotych sytuowało ten owoc na zdecydowanie bardziej luksusowej półce, niż dziś. Powód był raczej oczywisty - pochodziły raczej ze świata dewizowego, a przy niewymienialności złotówki, jakikolwiek towar "stamtąd" ipso facto był luksusowy. I znowu - jednak choć luksusowe, to szybko znikały. 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Słusznie wytknął mi Bruno błąd, bo z wypowiedzi janceta nie wynika by te nieszczęsne pomarańcze były w ciągłej sprzedaży. Acz w kwestii cytryn to jednak się nie zgadzam z jancetem i to podtrzymuję, w mym mieście nie były ogólnie dostępne (i nie chodzi o cenę). 

 

W dniu 16.06.2019 o 8:25 AM, Bruno Wątpliwy napisał:

Powód był raczej oczywisty - pochodziły raczej ze świata dewizowego

 

Tak formalnie to wciąż sprowadzamy pomarańcze z krajów "dewizowych", a jednak ich obecna cena nie lokuje tego produktu na luksusowej półce. W latach osiemdziesiątych pojawiły się u nas pomarańcze kubańskie, z ówczesnej perspektywy to raczej nie był kraj "dewizowy" (choć faktycznie - był). A czy ich cena była zatem niższa?

 

W dniu 11.06.2019 o 8:46 PM, jancet napisał:

Widzisz, Secesjonisto, jeśli masz dwóch autorów wspomnień, z których jeden twierdzi, że a, a drugi że ~a, to jeden z nich się myli, a drugi ma rację. Gdyby była taka kontrowersja Mycielski vs jancet to nie wiem, dlaczego to akurat Mycielski zdaje się Secesjoniście bardziej wiarygodny. W końcu to Mycielski pisze za kasę, więc musi pisać coś, co publiczność zaciekawi, wciągnie. I pewnie nie raz zmyśla. Jancet pisze za frajer, więc po co miałby zmyślać?

 

Z tego co wiem to i ja pisuję na tym forum: "za frajer", a wedle mej pamięci stanie w kolejkach raczej na ogół nie trwało jedynie pół godziny. To zmyślam za darmo?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Cytuj

Tak formalnie to wciąż sprowadzamy pomarańcze z krajów "dewizowych", a jednak ich obecna cena nie lokuje tego produktu na luksusowej półce. W latach osiemdziesiątych pojawiły się u nas pomarańcze kubańskie, z ówczesnej perspektywy to raczej nie był kraj "dewizowy" (choć faktycznie - był). A czy ich cena była zatem niższa?

Sprawa jest raczej oczywista. Przy ówczesnym statusie złotówki i jej odrealnionym kursie oficjalnym, tudzież egzotycznym nieoficjalnym (co powodowało, że zarobki wg. czarnorynkowego kursu liczono w dziesiątkach dolarów, ale mieszkanie można było kupić parę tysięcy "zielonych", a chleb, ciastko, czy bułkę pewnie za centy, o ile nie ich ułamki) każdy wydatek w strefie dewizowej był dla państwa, przedsiębiorstwa, czy zwykłego człowieka luksusem. Dziś nie ma znaczenia, czy kupisz pomarańcze za dolara, czy jabłka za dolara. W złotówkach to ten sam dolar. Wówczas dolar był ubóstwianym dobrem deficytowym. Także np. przez Gomułkę, który z tego powodu podobnież lansował kiszoną kapustę zamiast cytrusów, które "zabierały" państwu dewizy potrzebne na kupno np. maszyn. Kawy też chyba "Wiesław" nie lubił.;)

 

Z tego co pamiętam, pomarańcze kubańskie (pochodzące z kraju chyba nie o optymalnych warunkach uprawy - zbyt gorącego) nie cieszyły się szczególnym wzięciem (choć - jak pamiętam - miały i swoich zwolenników, chyba nie tylko na zasadzie "z braku laku", choć ta zasada pewnie dominowała). W każdym razie, jak zaczynam sobie wspominać, to wydaje mi się, że akurat w ich przypadku widziałem sytuację w latach 80., że wcale nie zostały rozkupione w ciągu minut, jak "zwykłe" pomarańcze i trochę sobie poleżały w sklepie. Co pewnie nie oznacza, że leżały jakoś bardzo długo.

 

Jak przypuszczam, szczegóły rozliczeń z Kubą były bardzo zagmatwane i podejrzewam raczej barter, niż typową umowę sprzedaży. Ustalenie zatem - "ile za nie Polska dokładnie płaciła i ile powinny kosztować w sklepach" jest raczej niemożliwe. A cenę w sklepach pewnie miały taką, jak inne pomarańcze. Nikt się chyba nie bawił w różnicowanie. Bo w końcu - były pomarańczami.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.