euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,179 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Konferencje w Teheranie, Jałcie i Poczdamie
euklides odpowiedział qqq → temat → Historia alternatywna
Nie wiem czy nie lubił. Przeciwnie, podobno lubił latać i to osobiście. Miał licencję pilota, zdaje się II klasy. . -
Ale w 1943 roku Anglicy podłożyli ładunki pod Tirpitza (operacja: Source) , w końcu chyba największy pancernik w historii, jakoś im wodorosty nie przeszkodziły, miny wybuchły i mimo tej mocnej konstrukcji grodzi itd. to pancernik, nie żaden zapyziały grecki parowiec, musiał być parę miesięcy remontowany a nie poszedł na dno tylko dlatego że stał w fiordzie.
-
Jednak nasz słynny dywersant, Jerzy Szajnowicz, doskonały pływak, który działał w greckim ruchu oporu podkładał miny magnetyczne i w ten sposób zatopił parę statków. Robił to jako dywersant w warunkach konspiracyjnych ale gdyby miał jeszcze jakieś zaplecze w regularnej jednostce, a Japończycy takie zakładali, to pewnie byłby jeszcze skuteczniejszy.
-
Coś pomieszane. Jak Pius mógł w jakikolwiek sposób liczyć że coś uzyska od Hitlera? Święte Cesarstwo Rzymskie to Austria, nie Germania o pruskich tradycjach. Hitler był politykiem raczej lewicowym i ideologicznie pewnie oddalonym od papieża. Możliwe że papież mógł wiązać jakieś rachuby z niemieckimi monarchistami ale nie z Hitlerem. No i istotnie miał jakieś kontakty z Abwehrą gdzie monarchiści mieli chyba silną pozycję ale te kontakty były nakierowane przeciwko Hitlerowi.
-
10 najbardziej niebezpiecznych książek na świecie
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Biblioteka im. Józefa Ossolińskiego
Są dwie przemowy. Jedna jest pióra Gabrielle Rolin, druga owego XYZ, pewnie wydawcy. Autor którejś z przedmów pisze że można coś na ten temat poczytać. Dalej się w to nie zagłębiałem. W każdym razie mogę sprawdzić kto to napisał z tym że autor nie pisze konkretnie gdzie a internet też nie jest wszechświatem. Bardzo możliwe. Autor przedmowy pisze że to stowarzyszenie powstało w XVIII wieku a jego nazwa wzięła się stąd że swoje zebrania odbywali w dawnym klasztorze cysterskim. No i dalej autor pisze że nie byłoby nic dziwnego w tym gdyby to Stowarzyszenie mnichów przetrwało do późniejszych czasów pod inną nazwą i pod inną formą. Tego się nie da zacytować bo jest to eufemistycznie napisany fragment a wynika z tego to że nie każde wydanie jest kompletne. Przynajmniej to którym ja dysponuję. . To mi zakrawa na sporą naiwność. To że były sygnowane nazwiskiem autora to wcale nie znaczy że autor cokolwiek ryzykował. Natomiast ryzyko zawsze ponosił wydawca i drukarz. Przecież autor mógł po wydrukowaniu rękopis zniszczyć i jeszcze, w razie czego, oskarżać wydawcę o pomówienia. To tłumaczy dlaczego wydawca podpisał się jako XYZ a autor pełnym nazwiskiem. Oczywiście zakładamy że autorem jest ten którego nazwisko widnieje na stronie tytułowej. Przyznam się że te Stowarzyszenia interesują mnie jakoś umiarkowanie. Przepraszam ale to zaczyna już być trochę masło maślane. W jednym fragmencie Szanowny Secesjonista pisze że biorę fikcyjne postacie i fikcyjne byty za rzeczywistość a gdzieś wyżej się zarzeka że nigdzie nie twierdził że Quincey opisywał fikcyjne wydarzenia czy zbrodnie. Po prostu powoływał się ustami swego bohatera na Quinceya przy planowaniu morderstwa według pewnej metody. Ale to już chyba wykracza poza ten temat bo nie jest on o morderstwach. Zresztą tej metody nie da się skwitować kilkoma zdaniami bo wymaga sporego omówienia, jest dość skomplikowana. Nawet uważam że jej rozpowszechnianie jest niebezpieczne. -
10 najbardziej niebezpiecznych książek na świecie
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Biblioteka im. Józefa Ossolińskiego
Jednak autorzy przedmowy twierdzą że tego typu stowarzyszenia istniały i o Stowarzyszeniu Gentelmenów Amatorów można coś poczytać. Wymieniają też i inne: "Stowarzyszenie dla promocji zła", klub "Piekła i ognia" którego założyciela nawet wymieniają, był nim Franciszek Dashwood. Było również "Stowarzyszenie dla wyrugowania cnoty". Odnośnie morderstw to w XVIII wieku istniało "Stowarzyszenie mnichów św. Franciszka", istniał "Klub ojcobójców". I pewnie wiele takich podobnych. Nie ilość się liczy a jakość. Równie dobrze można by wątpić o wielorybach że wówczas istniały bo mało było takich co je widzieli a tego opisanego w Moby Dicku śmiało można uznać za fantazję. Pewien bym nie był. Gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku dość często się zdarzało że autor napisał jakąś książkę, wydawca ją wydał, książka dobrze się sprzedawała, obydwoje na tym zarobili aż tu okazywało się że książka nie spodobała się na przykład jakiemuś królowi czy możnowładcy i wydawca trafiał do ciupy a autora poszukiwano, czasem z dobrym skutkiem (to znaczy dla autora ze złym). To nie są żadne fantazje. Tak czy owak to kompetencji w omawianym zagadnieniu mu nie brakowało. Niemniej jednak daje się zauważyć że książka nie stanowi do końca spójnej całości. Przedtem trochę źle napisałem bo nie jest to jedna prelekcja a zbiór prelekcji i daje się zauważyć że są trochę niespójnie poukładane. A że w tej którą mam nie są zamieszczone wszystkie prelekcje to pewne. Przyznam że w innej książce znalazłem coś o metodzie morderstwa doskonałego w którym autor powołuje się właśnie na prelekcję Quinceya i na przykład tej prelekcji w wydaniu którym dysponuję nie ma a wiem skądinąd że była wygłoszona i wydrukowana. Tego rzeczywiście nie wiem. Dekadentyzm kojarzył mi się z jakimiś degeneratami a Quincey takim na pewno nie był. Daje się zauważyć natomiast że był człowiekiem inteligentnym. Co do Stowarzyszenia Gentlemenów Amatorów to wystukałem i nawet w necie coś tam pisze ale po angielsku a ja tego języka nie rozumiem a poza tym raczej tego typu szemrane Stowarzyszenia mnie nie interesują. Co nie znaczy że nie istniały, choćby z uwagi na te przytoczone wyżej. Jednak wówczas było dość powszechne że podpisywano się inicjałami albo nie podpisywano się wcale. Po prostu po to by uniknąć ewentualnych kłopotów. A w razie czego większe kłopoty miał wydawca, autorowi częściej udało się ich unikać. -
10 najbardziej niebezpiecznych książek na świecie
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Biblioteka im. Józefa Ossolińskiego
Pewnie jakieś nieporozumienie. Przecież to chyba normalne że zamordowanie całej rodziny nie może być niezauważone przez prasę i że prasa to opisuje to nic w tym dziwnego. Bo morderstwa popełnione przez Williamsa czy braci M'Kean to nie żadna fikcja literacka ale zdarzyły się naprawdę. To jednak nie znaczy że artykuł napisany w gazecie ma coś wspólnego z esejem. Tym bardziej że książka o której mówimy ma charakter raczej instruktażowy, wspomina na przykład o zastosowanej przez braci M"Kean metodzie hacusingu, wówczas dosyć nowatorskiej. Nie wspominając że opisuje wiele innych morderstw znanych z historii, bynajmniej nie fikcyjnych. Natomiast pierwsze wydanie tekstu, przynajmniej tego który ja czytałem nastąpiło w 1854 roku bowiem autor pisze że tekst ten został napisany 42 lata po zabójstwie państwa Marr a owo zabójstwo miało miejsce w 1812 roku. No i poza tym to nic dziwnego że poszczególne wydania tej książki mogą się różnić z uwagi na jej kontrowersyjny charakter, to jest los książek uznanych za niebezpieczne. W końcu prawa rynku to jedno ale wydawca może też spotkać się na przykład z zarzutem niemoralności. I co z tego że książka się na przykład dobrze sprzedaje i przynosi kasę kiedy komuś może się nie spodobać wydawanie takiej książki, znajdzie jakieś paragrafy, czy polityczne wsparcie i wydawca może więcej stracić niż zyskać. Jest naiwnością twierdzić że nie było Stowarzyszenia Dżentelmenów Amatorów. Przecież takie stowarzyszenie na pewno starało się ukryć swoją działalność, stąd ta niewinna nazwa, zmieniona zresztą. I dlatego informacje o nim mają raczej formę przecieków. Nie wiem czy ma to coś wspólnego z dekadencją. Raczej czasy sprzyjały powstawaniu tego typu Stowarzyszeń. Przecież pierwsza połowa XIX wieku to tuż po Rewolucji Amerykańskiej, Francuskiej i paru innych, miały natomiast miejsce Rewolucje lutowa, lipcowa, wiosna ludów itp. Czy takie wydarzenia mogły się obywać bez tajnych stowarzyszeń? Ja nie sądzę, sądzę natomiast że musiało być ich mnóstwo i o niektórych coś tam mogło przeniknąć. Mnie bardziej interesują inne wątki z jego biografii, że prowadził rubrykę sądową w Westmorland Gazette, zasiadał na ławie przysięgłych, asystował przy wieszaniach. Zatem miał pojęcie o tym co pisał. Przecież to nie żadna fikcja. morderstwa które opisuje Quincey zdarzyły się naprawdę. Pisałem wyżej że wydawca też musiał się trochę nagimnastykować żeby wydać taką książkę bo co z tego że się dobrze sprzedawała kiedy mogła się nie spodobać komuś tam i narobić problemów. Nam trudno jest zrozumieć pewne sprawy bo coś takiego jak wolny rynek księgarski u nas nie istnieje. -
Rzecz w tym że nie zapisałem sobie autora tego artykułu z francuskiego czasopisma Histoire a to na podstawie tego napisałem to co wyżej. Co do Pierre Nord to jest on chyba autorytetem w dziedzinie szpiegostwa a jego hipoteza jest bardzo prawdopodobna bo żeby przekazywać obcym jakieś informacje i nie pakować się w cokolwiek to Esterhazy musiał mieć za sobą kogoś bardzo wysoko postawionego, wątpię żeby to zrobił na sugestię jakiegoś funkcjonariusza niskiej rangi. Autor artykułu w Histoire nie wspomina o owym hipotetycznym wielkim szefie wojskowym.
-
Okoliczności nadania księstwa burgundzkiego Filipowi Śmiałemu
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Miał prawo czy nie miał prawa, nie zawsze to się da ująć w takich kategoriach. W końcu coś takiego jak kreatywność prawnicza we Francji wówczas istniało (u nas istnieje nawet do dziś). Po prostu ów Filip Rouvres urodził się w 1346 roku (piszę z pamięci) oczywiście rządziła za niego matka-regentka. W 1352 roku Jan II, król Francji po prostu odsunął regentkę od rządów i oświadczył że przejmuje rządy nad Burgundią osobiście. Ów Filip miał wówczas 6 lat, trochę mało jak na spłodzenie potomka. Jan II pewnie zamierzał podporządkować sobie Burgundię ponieważ ta była proangielska co było problematyczne podczas Wojny 100-letniej. Sprawa trochę się skomplikowała w 1356 roku kiedy po bitwie pod Poitiers Anglicy zdobyli przewagę i nie chcieli by życzliwe im księstwo Burgundii przestało istnieć. Wówczas Valois 11 letniego Filipa Rouvres ożenili z 7-letnią Margueritte de Flandre. Wygląda to na prawniczą kreatywność, później wystarczyło doprowadzić do rozwodu i Marguerite ożenić po raz drugi z kim chcieli. Zatem sprawy potoczyłyby się tak jak Anglicy uznawali za słuszne, Burgundia z łożem przeszłaby pod panowanie króla Francji. W stanie wojny nie był bo Filip był jego wasalem jednak w 1360 roku podpisał z Anglikami separatystyczny pokój. To nie zdrada? Tak się złożyło że rok później zmarł, w wieku 15 lat a Filip Śmiały ożenił się z wdową po nim, 11-letnią wówczas Margueritte. Dzięki temu zachowane zostały nawet prawne pozory bo Burgundia przeszła pod panowanie linii Valois poprzez łoże małżeńskie, i Anglikom trudno było to kwestionować. Przyznam się że jeśli chodzi o pełnoletniość to mało do tego przywiązywałem wagi. Tak jak ja to rozumiem to jakiś markizat czy hrabstwo można odziedziczyć w wieku kilkunastu lat ale wówczas ma się tylko prawo do dochodów. Samodzielne decyzje (np. sprzedaż, zastaw) można podejmować dopiero po ukończeniu pełnoletniości a więc w rejonie Paryża wieku 20-21 lat. Co innego gdy z tym lennem feudalnym wiążą się jakieś decyzje polityczne wtedy sprawa wygląda inaczej, bo król Francji osiągał pełnoletniość w wieku 13-14 lat. Pewnie tak było i z owymi diukami Burgundii których szanowny Secesjonista przytoczył. Co do tego że na przykład w Paryżu pełnoletniość feudalną osiągało się w wieku 20 lat to tu i ówdzie pisze. Trzeba najpierw wystukać "21 ans age de majorite feodale en Bourgogne" później przejść do frazy "Revue de revues de droit - tom 2". trochę zjechać na dół i tam to pisze. Cenzus 25 lat obowiązywał na południu które zachowało silne tradycje rzymskie, bo taką liczbę podawało prawo rzymskie i na południu było prawo pisane. Na północy zaś prawo zwyczajowe. Tam podawano liczby 20.21, również 18, oczywiście dla mężczyzn. Ale o ile wiem to na przykład w XVIII wieku na północy pełnoletniość była w wieku 21 a na południu w wieku 25 lat. Bo w Turaine pełnoletniość feudalna obowiązywała od 18 lat. Filip Śmiały dostał Burgundię jako apanaż i nikt nie zakładał że będzie podejmował decyzje polityczne. Po prostu miał prawo do dochodów i do administrowania a takie uprawnienia osiągało się w wieku 20-21 lat. Pewnie chodziło o jakąś prawniczą twórczość bo Filip Śmiały przejął Burgundię poprzez małżeństwo z Margueritte zatem musiała ona być żoną księcia a tak się złożyło że Filip Rouvres dożył lat 15-tu zatem gdyby uznano że ten wiek wynosi na przykład 16 to byłyby wątpliwości czy Margueritte była żoną księcia. -
Tu chodzi o to że transportowce wymagają jakichś, choćby prymitywnych, urządzeń portowych (molo) i ich rozładunek trochę trwa a ponieważ Amerykanie mieli przewagę w powietrzu to każdą namiastkę portu by w mig zniszczyli, również każdy transportowiec który by nie zdążył odpłynąć poza zasięg ich lotnictwa. Tylko że o ile wiem to te transportowce nie dotarły do celu tylko zawróciły. A poza tym dzień po Amerykańskim desancie to było 8 sierpnia a Amerykanie lotnisko zdobyli parę dni później a loty bojowe rozpoczęli z niego 24 sierpnia. Może i łatwo trzeba tylko jeszcze dokładnie czytać i mieć jakieś pojęcie o sytuacji ogólnej. Przede wszystkim nie został unieszkodliwiony przy plaży ale się wyrzucił na brzeg. Był jednym z transportowców konwoju rozgromionego przez amerykańskie lotnictwo. Konwój ten liczył 7 transportowców, 5 zostało zatopionych, do Gudalcanal dotarły tylko 2 ale nie miały szans na przeżycie to się wyrzuciły na brzeg żeby chociaż trochę ładunku uratować. Gwoli ścisłości to nie bardzo tu chyba chodzi o japońską armię tylko o marynarkę która dostarczała zaopatrzenie na wyspę i nie o te doświadczenia ani o żaden zapalnik lotniczy bo pierwszy transport na niszczycielach dopłynął na Guadalcanal już 15 sierpnia a lotnisko Hendersona było gotowe dopiero 24 sierpnia. W zasadzie można powiedzieć że były to operacje logistyczne, dosyć oryginalne ale w takich warunkach przemyślane, mądre i skuteczne a amerykańskie lotnictwo nie było żadnym zapalnikiem bo Japończycy byli w zasadzie przygotowanymi na to. Że Japończycy traktowali te operacje jako logistyczne to mogą świadczyć wydarzenia 30 listopada koło przylądka Tassafaronga. Tam Amerykanie wykryli Tokio Expres i go zaatakowali. Ten wyrzucił ładunek do wody i z kolei zaatakował Amerykanów z fatalnym dla nich skutkiem. I rzecz ciekawa. Amerykanie tą bitwę (którą przegrali) uważają za wprost wzorcową dla niszczycieli, natomiast Japończycy uważają że przegrali bo nie dostarczyli ładunku. Zatem dla nich były to operacje logistyczne. Trzeba by jeszcze wiedzieć jakie samoloty docierały a jakie nie. Myśliwce nie były od zatapiania okrętów czy bombardowania pozycji wroga. Poza tym trzeba choćby rozróżniać zasięg samolotów od ich promienia działania.
-
Kto był ostatnim z dynastii Jagiellonów na tronie polskim?
euklides odpowiedział w4w → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Zachowała się korespondencja ówczesnego ambasadora w Petersburgu, L'Hospitala z ministrem Bernis. Wątpię żeby taka korespondencja zawierała same plotki. To nie były info przeznaczone dla celów propagandowych czy nawet do rozpowszechniania, tylko miały być materiałem do podejmowania jakichś decyzji i to w bardzo wąskim gronie. -
Tyle tylko że do zainteresowanych ten meldunek dotarł dopiero po fakcie. Po prostu ta informacja była przekazana do centrali wywiadu tam analizowana tak długo że zanim dotarła do zainteresowanych to było już po fakcie. Zawaliło przekazywanie informacji i tyle. Jak mogli skorzystać z transportowców skoro okręty wojenne nie mogły tam podpłynąć. W wielkim skrócie: sprawy wyglądały tam tak że po uruchomieniu lotniska Hendersona okręty wojenne, których jedną z charakterystycznych cech jest szybkość, mogły podpłynąć pod Guadalcanal tylko nocą i musiały ujść przed samolotami z lotniska Hendersona jeszcze przed świtem. Jeżeli to im się nie udało to miały potężny problem. Zresztą nieprzypadkowo swe wysiłki skupiały na ostrzeliwaniu lotniska bo tamtejsze samoloty były ich głównym wrogiem. Co tam mogły szukać powolne transportowce o dużym zanurzeniu które jeszcze trzeba było rozładować? Tokyo Express były to niszczyciele, z natury szybkie jednostki, które ładunek miały poprzywiązywany linami i kiedy podpływały do celu liny były odcinane ładunek wpadał do wody i żołnierze go później stamtąd zabierali a niszczyciele prędko stamtąd uchodziły. To samo jeżeli Tokyo Expres natknął się na pełnym morzu na Amerykanów, wówczas liny również przecinano, ładunek wpadał do morza (był tracony) a niszczyciele podejmowały walkę. Transportowiec nie miał szans na przeżycie gdyby się pokazał koło Guadalcanal.
-
Kto był ostatnim z dynastii Jagiellonów na tronie polskim?
euklides odpowiedział w4w → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Na ogół źródła mówią że prawdziwym ojcem syna Katarzyny, Pawła był Sołtykow. Ale raporty dyplomatyczne wspominają również że w Petersburgu wszyscy wiedzieli że był synem carycy Elżbiety z jakiejś przelotnej miłostki którego zamieniła z córką Katarzyny którą ta urodziła później. Możliwe że tą córką była Anna Piotrowna której ojcem był nasz Poniatowski. Jednak wszystko to działo się w domu Romanowów. -
Kto był ostatnim z dynastii Jagiellonów na tronie polskim?
euklides odpowiedział w4w → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Bo lepiej jest używać określenia dom Habsburgów czy dom Romanowów a nawet dom Polski, dom Francji, dom Hiszpanii w odniesieniu domów królewskich. Można powiedzieć również dom Radziwiłłów. To ułatwia sprawę bo przecież w domu Polskim były Habsburżanki a jednak dom Polski prowadził politykę nie zawsze przychylną Habsburgom. Możemy mówić na przykład o polityce domu Polski a trudniej o polityce Jagiellonów bo ci byli przecież również królami Czech czy Węgier. Zresztą wyżej Szanowny Secesjonista przytoczył staropolskie określenie Anny Jagiellonki, że była "dzieckiem królestwa polskiego", co można uznać za synonim że "dzieckiem domu Polski" a nie wspomniano tam że była jakąś Jagiellonką. -
Nie wiem czy nie ukończył go na szczęście czy na nieszczęście. Zdaje się że Szanowny Secesjonista jest pod wrażeniem informacji z Wiki gdzie pisze że Rousseau został filozofem bo mu się robić nie chciało. Ja jednak proponowałbym trochę przypomnieć sobie historię Korsyki, przynajmniej jeżeli piszemy o Korsyce. Otóż gdzieś od 1730-tych lat Korsyka była pod kontrolą Francji ale ciągle należała do Genui. Ta kontrola polegała na tym że oddziały francuskie i genueńskie kontrolowały właściwie tylko porty ale tak naprawdę rządził tam generał Paoli, a jego stolicą była Corte. Wprowadził najbardziej demokratyczną wówczas konstytucję w Europie: Zgromadzenie wybrane w powszechnym głosowaniu (kobiety miały prawo głosu), zwane Consulte, wybierało władzę ustawodawczą i sprawowało kontrolę nad władzą administracyjną, na której czele której stanął wówczas Paoli. Władza sądownicza została zreformowana, założony został uniwersytet. Organizowano wielkie roboty; osuszanie bagien, budowa dróg itp. Nie wiem skąd podejrzenia że doprowadziłoby to Korsykę do nędzy. Jednak w tamtym rejonie basenu Morza Śródziemnego była tradycja prawa pisanego (przynajmniej w Prowansji), zatem uznano że potrzebna jest konstytucja a ponieważ Paoli utrzymywał bliskie kontakty z Rousseau to jemu powierzył jej zredagowanie ale przede wszystkim dlatego że Rousseau miał przekonania republikańskie. Nic z tego nie wyszło bowiem w 1765 roku (piszę z pamięci) Francuzi odkupili wyspę od Genueńczyków i zaczęli ją pacyfikować, w ten sposób stworzona przez Paoli państwowość przestała istnieć i konstytucja napisana przez Rousseau nie była już potrzebna. Rousseau nie był bynajmniej utopistą, choćby dlatego że jego idee miały duży wpływ na Robespierre, czyli polityka który jednak z realiami musiał się liczyć i się liczył. Zresztą Robespierre popierał również Paoli. .
-
Zwracam uwagę że tu pisze: bazylika Świętej Zofii (po grecku Hagia Sophie. co znaczy "Mądrość Boga", "Mądrości Bożej") Ja to rozumiem tak że dla Francuzów jest to Święta Zofia a tu po prostu zaznaczyli że dla Greków, Hagia Sophia, czyli "Mądrość Boża", "Mądrość Boga"
-
No oczywiście to jest prawdą że nie chodzi o żadną świętą Zofię. Jednak kiedy Francuzom przyjdzie coś napisać na ten temat to używają właśnie określenia Saint Sophie, czyli jakby nie patrzył Św. Zofia, co jest bardzo dziwne bo na upartego to i w ich tekstach można się doszukać że chodzi o Mądrość Bożą czyli nie można ich posądzać o niewiedzę. Przy tym na ogół szczerze piszą o historii a tu taki wyjątek. Według mnie to mają uraz datujący się jeszcze z okresu Rewolucji Francuskiej kiedy to doszło do horrendalnego konfliktu państwa z Kościołem z którego wynikła dechrystianizacja a w ramach tej dechrystianizacji katedrę Notre Dame też na krótko nazwano świątynią Mądrości Bożej (czy czymś w tym rodzaju, chodzi o językowe niuanse). W niej natomiast czczono Istotę Najwyższą. Pewnie dlatego wolą pisać o Świętej Zofii by na wszelki wypadek nie wszczynać dyskusji, czy nie budzić skojarzeń które w okresie Rewolucji narobiły tyle zła.
-
10 najbardziej niebezpiecznych książek na świecie
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Biblioteka im. Józefa Ossolińskiego
Nouvel Office d'Edition 4 rue Guisarde, Paris 6 Jednak autor przedmowy do książki Quincey pisze że Stowarzyszenie Znawców Morderstwa istniało i zbierało się za każdym razem jak tylko w jakiejś europejskiej gazecie pojawiła się informacja o morderstwie by je omówić. Jednak to nie w tym Stowarzyszeniu, Quincey wygłaszał prelekcje. O Stowarzyszeniu Znawców Morderstwa autor przedmowy (podpisał się jako XYZ) nie miał najlepszej opinii, twierdził że są to dyletanci i amatorzy w tej materii. Natomiast Quincey wygłaszał prelekcje w Stowarzyszeniu Dżentelmenów Amatorów. No i ja nie widzę niczego humorystycznego w tym. No nie wiem. Pierwszy rozdział tej książki zatytułowany jest Konferencja po czym pierwszym słowem tego rozdziału jest nagłówek "Panowie" a pod nim: Mam honor być mianowanym przez wasz komitet by wypełnić to trudne zadanie: wygłosić... itd. To tak się zaczyna esej? Zresztą i konstrukcja tej książki pozostawia wiele do życzenia bo zagadnienia są trochę pomieszane. Później już w dalszym ciągu autor mówi np. "celem naszego stowarzyszenia...". Tyle że trudno coś złego o tej książce powiedzieć, autor wie co pisze, zna temat i jest w niej sporo cytatów. Znowu Szanowny Secesjonista zabłysnął 12 cytatami, ja natomiast nie jestem w stanie przedstawić żadnego. zatem 12:0. Przygnębiające. Ale to dilettante in murder to nie odnosi się przypadkiem do owego Stowarzyszenia Znawców Morderstwa? (patrz wyżej) Translator potrafi wywijać numery. Ale ja na temat J.P. Sartre nie jestem w stanie się wypowiadać bo, już pisałem, jest to wielki filozof, niewątpliwie z górnej półki, zatem poza moim zasięgiem, czego bardzo żałuję. Nie jestem w stanie dokładnie na to odpowiedzieć i nie znam żadnych opracowań. Wiem że czasem wspominał o Quincey na przykład Apolinaire w bliższych nam czasach na przykład Pierre Nord. No nie wiem. Jest to pojęcie ze statystyki, czy z rachunku prawdopodobieństwa, chodzi współzależność 2 zmiennych. W tym przypadku należałoby policzyć ile osób tę książkę przeczytało (pierwsza zmienna) i liczbę popełnionych morderstw (druga zmienna). Otrzymalibyśmy wówczas wynik między -1 a +1 i wtedy można byłoby o czymś wyrokować. -
10 najbardziej niebezpiecznych książek na świecie
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Biblioteka im. Józefa Ossolińskiego
Właśnie o to chodzi. Co do czytelników to należałoby znaleźć jakieś korelacje między wydaniami jego książki a liczbą popełnianych morderstw ale nie to jest tu najważniejsze bowiem książka ta napisana została na podstawie prelekcji wygłoszonej na konferencji „Stowarzyszenia Gentlemenów Amatorów”. Jednak nie należy dać się wprowadzić w błąd tą niewinną nazwą bo owo Stowarzyszenie powstało, tak jak inne analogiczne, po to by wspierać prawdę i rozpowszechniać nowe idee, czyli bardziej siłą rzeczy niż z czyjejś inicjatywy. Stawiało sobie za cel by ludzie zaczynali dostrzegać w udanym morderstwie coś więcej niż dwóch idiotów, czyli tego który zabija i tego który ma być zabity, oraz jakieś dodatki takie jak nóż, sakiewka, ciemna uliczka. By dostrzegali jeszcze: plan, zbieranie danych, światło i cień, poezję i uczucia, a zatem to do czego idioci nie są zdolni. Zatem mamy tu do czynienia nie z czytelnikami ale z aktywistami którym zapewne nie zależało na jawności zatem skutek ich działalności katastrofalnym mógł/może być. Można powiedzieć że początkiem rozumowania autora jest teza że powszechną jest skłonność by morderstwa oceniać pod kątem nie tylko krytycznym ale również estetycznym. Posługuje się tutaj analogią z pożarem który można na pewno traktować jako temat obrazu, choćby w scenach batalistycznych, zatem niewątpliwie jako dzieło sztuki. No bo jeżeli na przykład zostaniecie przywołani by zobaczyć pożar to pierwszym waszym odruchem będzie niewątpliwie niesienie pomocy w jego gaszeniu. Jednak pole działania jest w tym przypadku ograniczone a poza tym wkrótce zostanie zajęte przez specjalistów należycie do tego wyposażonych i wyszkolonych. Co prawda gdy mamy do czynienia z ogniem pochłaniającym własność prywatną to odczuwana dla sąsiada litość nie pozwala na początku by rozkoszować się tym widowiskiem. I tu już pierwsze zastrzeżenie, że przecież pożar artystyczny może ograniczyć się tylko do budynków publicznych (ale nie musi). W każdym razie jak tylko spłaciliśmy daninę wyrażenia żalu z powodu takiego nieszczęścia to stajemy się wrażliwi na stronę widowiskową pożaru i wówczas w pogrążonym w ekstazie tłumie dają się słyszeć okrzyki typu „To wspaniałe” „To cudowne” na co są przykłady. Dokładnie tak ma się sprawa z morderstwami bo i w tym przypadku po tym jak spłacimy daninę wyrażenia żalu za tych co zginęli i kiedy wreszcie czas weźmie górę nad osobistymi interesami to nieuchronnie zaczynamy zwracać uwagę na sceniczne szczegóły i je oceniać. Porównuje się jedno morderstwo z drugim, szuka się oznak wyższości jednego nad drugim na przykład pod kątem efektu zaskoczenia, pod kątem utrzymania tajemnicy itp. Na poparcie swoich tez autor posługuje się przykładem empirycznym, opisuje ogromny kataklizm do jakiego doszło w Liverpoolu kiedy to spłonęło tam Goree, ogromne magazyny liczące 7-8 pięter wypełnione niezwykle palnymi towarami (bele bawełny, korce zboża, smoła, terpentyna, rum, proch strzelniczy itp.) a do tego jeszcze wiał wiatr wzmagający ogień. Wydawało się że płomienie strzelają do niebios. Pożar trwał przez dużą część nocy i wszystko spłonęło tam do fundamentów a wiatr rozniósł jego ślady na 18 mil po okolicy. Nazajutrz można było w tej strefie znaleźć np. nasączone rumem płatki bawełny. Całe bydło będące na polach w promieniu 18 mil drżało z trwogi i niepokoju. Oczywiście świadkowie tego widowiska interpretowali ten widok jako gigantyczne nieszczęście które spadło na Liverpool i wszędzie lamentowano. Jednak te lamenty w niczym nie przeszkadzały wybuchom zachwytu gdy następowały nagłe eksplozje i w niebo strzelały różnokolorowe race to je oświetlające, to pogrążające je w ciemnościach. Tak jest z morderstwami . Gdy widzowie spłacą swój trybut wyrażania żalu, zgrozy i współczucia dla tych których ten kataklizm dotknął to wtedy następuje zachwyt nad efektami scenograficznymi, porównuje się jedno morderstwo z drugim, na tej podstawie ocenia się które stało na wyższym poziomie na przykład pod względem zaskoczenia itp. Oczywiście w czasie dokonywania morderstwa dochodzi do różnych incydentów i zakłóceń których żaden artysta nie jest w stanie przewidzieć i które powodują że nie może on do końca przeprowadzić swojego planu. Ludzie nie godzą się żeby im spokojnie poderżnięto gardło: uciekają, rzucają się, gryzą… Jeżeli malarz portrecista skarży się na zbytnią inercję swego obiektu to artysta będący przedmiotem naszych rozważań (morderca) na zbytnie jego ożywienie. Jednak ta charakterystyczna dla morderstwa cecha polegająca na drażnieniu i pobudzaniu jego obiektu, chociaż bardzo krępuje artystę, ma również pewne dobre strony bo, ogólnie rzecz biorąc, przyciąga powszechną uwagę, czego nie można lekceważyć, a także dlatego że pozwala ujawnić pewne ukryte zdolności zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. No właśnie, inteligentny czytelnik chciałby się dowiedzieć bliżej o co w takim tytule chodzi i poprosiłby kilka słów wyjaśnienia. To się nazywa refleksja. To nie jest esej. To jest zbiór prelekcji wygłoszonych na zebraniu mocno podejrzanego Stowarzyszenia. Zresztą książka nie zawiera chyba ich wszystkich bo na przykład w pewnym momencie autor poruszył mordy polityczne ale też zaznaczył że powie o nich więcej gdzie indziej a w tej książce jest o tym niewiele. No zdaje mi się że, Szanowny Secesjonista, wymienił tu autorów z bardzo wysokiej półki (J.P. Sartre). Ja tak wysoko nie aspiruję ale autorzy z niższych półek (do jakich ja niestety muszę się ograniczyć), nawet francuscy, powołują się w tym przypadku jednak na Quincey. Poza tym nie należy w żadnym wypadku tej książki zaliczać do czarnego humoru. Prawda że autor czasami posługuje się humorystycznym językiem ale przecież nie on jeden pisze z odrobiną humoru o rzeczach wręcz dramatycznych. No bo co na przykład może mieć wspólnego z jakimkolwiek humorem opis zamordowanego w kołysce 8-miesięcznego niewiniątka. -
Akurat w przypadku Ludwika XI we Francji sprawa była delikatna. Tak w wielkim skrócie: Otóż na początku XV wieku król Anglii, Henryk V w jakiś tam sposób doszedł do wniosku że to on powinien być królem Francji, przeprawił się ze swoją armią przez Kanał i zadał Francuzom straszliwą klęskę pod Azincourt. Doprowadziło to we Francji do straszliwego chaosu. Armia angielska rabowała, bandy zdemobilizowanych żołnierzy to samo, inne bandy robiły to jeszcze na własny rachunek, mnożyły się gwałty, rabunki, zabójstwa, wszyscy mieli tego dość i każdy poddany był gotów ponosić największe obciążenia na rzecz króla (czyli przede wszystkim podatki) byleby tylko zapanował spokój. Sprawę komplikował jeszcze fakt że Francuska rodzina panująca, Walezjusze była skłócona. W takich warunkach doszło w 1420 roku do pokoju w Troyes tam miało miejsce coś niesłychanego, mianowicie król Francji, Karol VI, wydziedziczył swego syna, delfina Karola i pozbawił go praw do tronu, natomiast za swego następcę uznał króla Anglii Henryka V. Mimo wszystko wszyscy byli z tego pokoju zadowoleni bo zapewniał porządek w kraju, powszechnie sądzono że wszystko sprowadzi się do zmiany dynastii: Walezjuszy na Lancasterów. Jednak wydziedziczony delfin nie miał zamiaru dać za wygraną. Tak się złożyło że w 1422 roku zmarli obydwaj królowie tzn Francji Karol VI i Anglii Henryk V. Na mocy traktatu w Troyes koronę Francji otrzymał wówczas syn Henryka V, Henryk VI (wówczas dziecko) co było powszechnie akceptowane i nikt tego nie kwestionował. Jednak prawa do tronu zgłosił wówczas również wydziedziczony delfin, Karol. Nikt go poważnie nie traktował i zaraz nadano mu pogardliwy przydomek "królika Bourges" od miejscowości w której najczęściej przebywał. Jednak wokół owego królika Bourges zebrali się wszyscy co po totalniacku nienawidzili Anglików, nie byli to tylko Francuzi ale również Lombardowie, Aragończycy itp. I po jakimś czasie to ów królik Bourges był górą, doprowadził do pierwszego Brexitu, czyli wypchnął Anglików za Kanał zapewne ku radości Francuzów ale sytuacja mimo wszystko była delikatna bo przecież to Anglik, Henryk VI był legalnym królem, czego nikt nie kwestionował, miał tylko tę jedną wadę, że był Anglikiem. Natomiast delfin, który ogłosił się królem Karolem VII, był przez ojca wydziedziczony i jego prawa do tronu były wysoce wątpliwe, właściwie jedynym było to że wypędził Anglików. Tak się złożyło że Ludwik XI był synem owego Karola VII, o przydomku królika Bourges to na pewno mu na takim przydomku nie zależało. Określał się jako Louis de France, co można przetłumaczyć jako Ludwik pan Francji by nie było wątpliwości że to on jest królem Francji a każdy przydomek mógł tylko to zaciemnić i prowokować jakieś wątpliwości. Zresztą to nie dotyczyło tylko Ludwika XI bo królowie Anglii długo jeszcze nosili tytuł królów Francji i długo jeszcze Francuzi obawiali się że Anglicy znowu na kontynent wrócą. Dlatego królowie Francji musieli być ostrożni z przydomkami.
-
Nie chcę się specjalnie zagłębiać w ten wciągający i niezmiernie istotny temat o przydomkach władców który wyżej został tak wyczerpująco opracowany. (tyle że za bardzo naukowo i ja osobiście mam problem ze zrozumieniem tekstu.) Wszystko ładnie, pięknie, cytaty, nazwiska naukowców itd. Pozostaje jednak własna logika. Jak już napisałem nie chce mi się w to wgłębiać ale jednak radziłbym zwrócić uwagę że Ludwik XI był synem króla którego przezywano królem (nawet królikiem) Bourges, nie Francji, to można się dziwić że Ludwik XI miał ostrożny stosunek do przydomków? I czy ci władcy co nastąpili po nim takiego nie mieli, przecież oni wszyscy musieliby przyznać że są spadkobiercami królika Bourges. Poza tym są tacy francuscy historycy którzy tak właśnie uważają, nie mam ich w pamięci i sprawa wydaje mi się na tyle mało ważna że na razie nie mam zamiaru ich szukać.
-
Wątpię żeby w literaturze naukowej takie przydomki były wymieniane. Wystarczy spojrzeć na listy królów Francji pod frazami na przykład "Les Rois de France -Liste et Chronologie - Histoire pour tous" czy pod frazą "Liste de rois de France - Geneaviki" czy też "Liste de Monarques de France-Vikidia" by zauważyć że na Ludwiku XI przydomki się kończą. Oczywiście jakieś tam przydomki mogły być gdzieś tam przez kogoś nadawane, na przykład Stanisława Augusta nazywano "król Staś" ale czy to przydomek? Historia to nie matematyka i nie ma jakichś ścisłych rozgraniczeń co do dnia w którym przestano stosować przydomki władców ale spoglądając choćby na listy w powyższych adresach to można z grubsza to określić. Ten przydomek zawdzięcza pewnie swemu następcy, a był nim nie byle kto bo Hugo Capet. Ów Ludwik V był właściwie młodym 19-letnim chłopakiem i 20-tki zdaje się nie dożył bo jakoś się tak stało że zszedł z tego świata a jego najważniejszy doradca, Hugo Capet, który po nim nastąpił musiał przecież jakoś usprawiedliwić swoje wstąpienie na tron (podejrzane zresztą) toteż określenie poprzednika jako "Gnuśny" było mu na rękę. Zresztą to ów Capet założył dynastię która panowała do 1792 roku.
-
Wątpię żeby tak było w powszechnej historiografii. Pewnie że przydomek może każdy nadać każdemu ale jeśli chodzi o historiografię to więcej jest chyba list królów Francji gdzie ostatnimi przydomkami są te dziadka Ludwika XI natomiast przydomki typu prudent, affable jeżeli są podawane to zwykłym drukiem. Po prostu królowie Francji mieli dość propagandowego wykorzystywania przydomków przez swych kuzynów, typu Zuchwały czy Nieustraszony i byli z tym ostrożni. Zresztą chyba jedynym prawidłowym określeniem króla Francji było de France i tyle. Bourbon też było raczej nazwą ziemi z której pochodzili, nie mówiło się na przykład Henryk IV Bourbon ale po prostu Henryk de France. Ten problem wyszedł po zniesieniu monarchii gdy król stał się zwykłym obywatelem zaczęto się zastanawiać wówczas jak on się właściwie nazywa i wydedukowano że Louis Capet. (Jako taki poszedł na gilotynę).
-
Przegrać z samym sobą. Przykłady wojen, misji, operacji itp.
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Historia ogólnie
Nie. Wpadła mi kiedyś w ręce książka Puzyriewskiego ale ktoś mi ją pożyczył i bez przerwy domagał się zwrotu tak że w sumie nie mogłem sobie tego na spokojnie strawić. -
10 najbardziej niebezpiecznych książek na świecie
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Biblioteka im. Józefa Ossolińskiego
Mnie się po prostu wydawało że tytuł "Rozważania o Morderstwie jako jednej ze Sztuk Pięknych". jest na tyle szokujący że wzbudzi jakieś refleksje, że nie wzbudził to przypisałem to nierozumieniu języka angielskiego i dlatego przetłumaczyłem sam. Ale widzę że nadal nikogo to nie szokuje. A przecież z tego tytułu wynika że autor zalicza sztukę mordowania do Sztuk Pięknych, tak jak malarstwo, rzeźbę itd, zatem utalentowanego mordercę traktuje tak jak każdego innego mistrza Sztuk Pięknych, na przykład Rafaela. Dla mnie to jest szokujące bo dla mnie morderca zawsze będzie podłym, odrażającym nikczemnikiem. Nie chcę utrzymywać że jest to dzieło "istotne" ale zwracam uwagę że tu jest mowa o dziełach niebezpiecznych a do takich to dzieło niewątpliwie należy. Przecież autor opisuje sztukę dokonywania odrażających morderstw a rozpowszechnianie takiej wiedzy przecież grozi wręcz jakimiś konsekwencjami demograficznymi. Przy tym bezwzględnych i nikczemnych morderców traktuje jak godnych podziwu artystów.