Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,172
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. Afera Dreyfusa

    Rzecz w tym że nie zapisałem sobie autora tego artykułu z francuskiego czasopisma Histoire a to na podstawie tego napisałem to co wyżej. Co do Pierre Nord to jest on chyba autorytetem w dziedzinie szpiegostwa a jego hipoteza jest bardzo prawdopodobna bo żeby przekazywać obcym jakieś informacje i nie pakować się w cokolwiek to Esterhazy musiał mieć za sobą kogoś bardzo wysoko postawionego, wątpię żeby to zrobił na sugestię jakiegoś funkcjonariusza niskiej rangi. Autor artykułu w Histoire nie wspomina o owym hipotetycznym wielkim szefie wojskowym.
  2. Miał prawo czy nie miał prawa, nie zawsze to się da ująć w takich kategoriach. W końcu coś takiego jak kreatywność prawnicza we Francji wówczas istniało (u nas istnieje nawet do dziś). Po prostu ów Filip Rouvres urodził się w 1346 roku (piszę z pamięci) oczywiście rządziła za niego matka-regentka. W 1352 roku Jan II, król Francji po prostu odsunął regentkę od rządów i oświadczył że przejmuje rządy nad Burgundią osobiście. Ów Filip miał wówczas 6 lat, trochę mało jak na spłodzenie potomka. Jan II pewnie zamierzał podporządkować sobie Burgundię ponieważ ta była proangielska co było problematyczne podczas Wojny 100-letniej. Sprawa trochę się skomplikowała w 1356 roku kiedy po bitwie pod Poitiers Anglicy zdobyli przewagę i nie chcieli by życzliwe im księstwo Burgundii przestało istnieć. Wówczas Valois 11 letniego Filipa Rouvres ożenili z 7-letnią Margueritte de Flandre. Wygląda to na prawniczą kreatywność, później wystarczyło doprowadzić do rozwodu i Marguerite ożenić po raz drugi z kim chcieli. Zatem sprawy potoczyłyby się tak jak Anglicy uznawali za słuszne, Burgundia z łożem przeszłaby pod panowanie króla Francji. W stanie wojny nie był bo Filip był jego wasalem jednak w 1360 roku podpisał z Anglikami separatystyczny pokój. To nie zdrada? Tak się złożyło że rok później zmarł, w wieku 15 lat a Filip Śmiały ożenił się z wdową po nim, 11-letnią wówczas Margueritte. Dzięki temu zachowane zostały nawet prawne pozory bo Burgundia przeszła pod panowanie linii Valois poprzez łoże małżeńskie, i Anglikom trudno było to kwestionować. Przyznam się że jeśli chodzi o pełnoletniość to mało do tego przywiązywałem wagi. Tak jak ja to rozumiem to jakiś markizat czy hrabstwo można odziedziczyć w wieku kilkunastu lat ale wówczas ma się tylko prawo do dochodów. Samodzielne decyzje (np. sprzedaż, zastaw) można podejmować dopiero po ukończeniu pełnoletniości a więc w rejonie Paryża wieku 20-21 lat. Co innego gdy z tym lennem feudalnym wiążą się jakieś decyzje polityczne wtedy sprawa wygląda inaczej, bo król Francji osiągał pełnoletniość w wieku 13-14 lat. Pewnie tak było i z owymi diukami Burgundii których szanowny Secesjonista przytoczył. Co do tego że na przykład w Paryżu pełnoletniość feudalną osiągało się w wieku 20 lat to tu i ówdzie pisze. Trzeba najpierw wystukać "21 ans age de majorite feodale en Bourgogne" później przejść do frazy "Revue de revues de droit - tom 2". trochę zjechać na dół i tam to pisze. Cenzus 25 lat obowiązywał na południu które zachowało silne tradycje rzymskie, bo taką liczbę podawało prawo rzymskie i na południu było prawo pisane. Na północy zaś prawo zwyczajowe. Tam podawano liczby 20.21, również 18, oczywiście dla mężczyzn. Ale o ile wiem to na przykład w XVIII wieku na północy pełnoletniość była w wieku 21 a na południu w wieku 25 lat. Bo w Turaine pełnoletniość feudalna obowiązywała od 18 lat. Filip Śmiały dostał Burgundię jako apanaż i nikt nie zakładał że będzie podejmował decyzje polityczne. Po prostu miał prawo do dochodów i do administrowania a takie uprawnienia osiągało się w wieku 20-21 lat. Pewnie chodziło o jakąś prawniczą twórczość bo Filip Śmiały przejął Burgundię poprzez małżeństwo z Margueritte zatem musiała ona być żoną księcia a tak się złożyło że Filip Rouvres dożył lat 15-tu zatem gdyby uznano że ten wiek wynosi na przykład 16 to byłyby wątpliwości czy Margueritte była żoną księcia.
  3. Guadalcanal

    Tu chodzi o to że transportowce wymagają jakichś, choćby prymitywnych, urządzeń portowych (molo) i ich rozładunek trochę trwa a ponieważ Amerykanie mieli przewagę w powietrzu to każdą namiastkę portu by w mig zniszczyli, również każdy transportowiec który by nie zdążył odpłynąć poza zasięg ich lotnictwa. Tylko że o ile wiem to te transportowce nie dotarły do celu tylko zawróciły. A poza tym dzień po Amerykańskim desancie to było 8 sierpnia a Amerykanie lotnisko zdobyli parę dni później a loty bojowe rozpoczęli z niego 24 sierpnia. Może i łatwo trzeba tylko jeszcze dokładnie czytać i mieć jakieś pojęcie o sytuacji ogólnej. Przede wszystkim nie został unieszkodliwiony przy plaży ale się wyrzucił na brzeg. Był jednym z transportowców konwoju rozgromionego przez amerykańskie lotnictwo. Konwój ten liczył 7 transportowców, 5 zostało zatopionych, do Gudalcanal dotarły tylko 2 ale nie miały szans na przeżycie to się wyrzuciły na brzeg żeby chociaż trochę ładunku uratować. Gwoli ścisłości to nie bardzo tu chyba chodzi o japońską armię tylko o marynarkę która dostarczała zaopatrzenie na wyspę i nie o te doświadczenia ani o żaden zapalnik lotniczy bo pierwszy transport na niszczycielach dopłynął na Guadalcanal już 15 sierpnia a lotnisko Hendersona było gotowe dopiero 24 sierpnia. W zasadzie można powiedzieć że były to operacje logistyczne, dosyć oryginalne ale w takich warunkach przemyślane, mądre i skuteczne a amerykańskie lotnictwo nie było żadnym zapalnikiem bo Japończycy byli w zasadzie przygotowanymi na to. Że Japończycy traktowali te operacje jako logistyczne to mogą świadczyć wydarzenia 30 listopada koło przylądka Tassafaronga. Tam Amerykanie wykryli Tokio Expres i go zaatakowali. Ten wyrzucił ładunek do wody i z kolei zaatakował Amerykanów z fatalnym dla nich skutkiem. I rzecz ciekawa. Amerykanie tą bitwę (którą przegrali) uważają za wprost wzorcową dla niszczycieli, natomiast Japończycy uważają że przegrali bo nie dostarczyli ładunku. Zatem dla nich były to operacje logistyczne. Trzeba by jeszcze wiedzieć jakie samoloty docierały a jakie nie. Myśliwce nie były od zatapiania okrętów czy bombardowania pozycji wroga. Poza tym trzeba choćby rozróżniać zasięg samolotów od ich promienia działania.
  4. Zachowała się korespondencja ówczesnego ambasadora w Petersburgu, L'Hospitala z ministrem Bernis. Wątpię żeby taka korespondencja zawierała same plotki. To nie były info przeznaczone dla celów propagandowych czy nawet do rozpowszechniania, tylko miały być materiałem do podejmowania jakichś decyzji i to w bardzo wąskim gronie.
  5. Guadalcanal

    Tyle tylko że do zainteresowanych ten meldunek dotarł dopiero po fakcie. Po prostu ta informacja była przekazana do centrali wywiadu tam analizowana tak długo że zanim dotarła do zainteresowanych to było już po fakcie. Zawaliło przekazywanie informacji i tyle. Jak mogli skorzystać z transportowców skoro okręty wojenne nie mogły tam podpłynąć. W wielkim skrócie: sprawy wyglądały tam tak że po uruchomieniu lotniska Hendersona okręty wojenne, których jedną z charakterystycznych cech jest szybkość, mogły podpłynąć pod Guadalcanal tylko nocą i musiały ujść przed samolotami z lotniska Hendersona jeszcze przed świtem. Jeżeli to im się nie udało to miały potężny problem. Zresztą nieprzypadkowo swe wysiłki skupiały na ostrzeliwaniu lotniska bo tamtejsze samoloty były ich głównym wrogiem. Co tam mogły szukać powolne transportowce o dużym zanurzeniu które jeszcze trzeba było rozładować? Tokyo Express były to niszczyciele, z natury szybkie jednostki, które ładunek miały poprzywiązywany linami i kiedy podpływały do celu liny były odcinane ładunek wpadał do wody i żołnierze go później stamtąd zabierali a niszczyciele prędko stamtąd uchodziły. To samo jeżeli Tokyo Expres natknął się na pełnym morzu na Amerykanów, wówczas liny również przecinano, ładunek wpadał do morza (był tracony) a niszczyciele podejmowały walkę. Transportowiec nie miał szans na przeżycie gdyby się pokazał koło Guadalcanal.
  6. Na ogół źródła mówią że prawdziwym ojcem syna Katarzyny, Pawła był Sołtykow. Ale raporty dyplomatyczne wspominają również że w Petersburgu wszyscy wiedzieli że był synem carycy Elżbiety z jakiejś przelotnej miłostki którego zamieniła z córką Katarzyny którą ta urodziła później. Możliwe że tą córką była Anna Piotrowna której ojcem był nasz Poniatowski. Jednak wszystko to działo się w domu Romanowów.
  7. Bo lepiej jest używać określenia dom Habsburgów czy dom Romanowów a nawet dom Polski, dom Francji, dom Hiszpanii w odniesieniu domów królewskich. Można powiedzieć również dom Radziwiłłów. To ułatwia sprawę bo przecież w domu Polskim były Habsburżanki a jednak dom Polski prowadził politykę nie zawsze przychylną Habsburgom. Możemy mówić na przykład o polityce domu Polski a trudniej o polityce Jagiellonów bo ci byli przecież również królami Czech czy Węgier. Zresztą wyżej Szanowny Secesjonista przytoczył staropolskie określenie Anny Jagiellonki, że była "dzieckiem królestwa polskiego", co można uznać za synonim że "dzieckiem domu Polski" a nie wspomniano tam że była jakąś Jagiellonką.
  8. Jean-Jacques Rousseau

    Nie wiem czy nie ukończył go na szczęście czy na nieszczęście. Zdaje się że Szanowny Secesjonista jest pod wrażeniem informacji z Wiki gdzie pisze że Rousseau został filozofem bo mu się robić nie chciało. Ja jednak proponowałbym trochę przypomnieć sobie historię Korsyki, przynajmniej jeżeli piszemy o Korsyce. Otóż gdzieś od 1730-tych lat Korsyka była pod kontrolą Francji ale ciągle należała do Genui. Ta kontrola polegała na tym że oddziały francuskie i genueńskie kontrolowały właściwie tylko porty ale tak naprawdę rządził tam generał Paoli, a jego stolicą była Corte. Wprowadził najbardziej demokratyczną wówczas konstytucję w Europie: Zgromadzenie wybrane w powszechnym głosowaniu (kobiety miały prawo głosu), zwane Consulte, wybierało władzę ustawodawczą i sprawowało kontrolę nad władzą administracyjną, na której czele której stanął wówczas Paoli. Władza sądownicza została zreformowana, założony został uniwersytet. Organizowano wielkie roboty; osuszanie bagien, budowa dróg itp. Nie wiem skąd podejrzenia że doprowadziłoby to Korsykę do nędzy. Jednak w tamtym rejonie basenu Morza Śródziemnego była tradycja prawa pisanego (przynajmniej w Prowansji), zatem uznano że potrzebna jest konstytucja a ponieważ Paoli utrzymywał bliskie kontakty z Rousseau to jemu powierzył jej zredagowanie ale przede wszystkim dlatego że Rousseau miał przekonania republikańskie. Nic z tego nie wyszło bowiem w 1765 roku (piszę z pamięci) Francuzi odkupili wyspę od Genueńczyków i zaczęli ją pacyfikować, w ten sposób stworzona przez Paoli państwowość przestała istnieć i konstytucja napisana przez Rousseau nie była już potrzebna. Rousseau nie był bynajmniej utopistą, choćby dlatego że jego idee miały duży wpływ na Robespierre, czyli polityka który jednak z realiami musiał się liczyć i się liczył. Zresztą Robespierre popierał również Paoli. .
  9. Architektura bizantyjska

    Zwracam uwagę że tu pisze: bazylika Świętej Zofii (po grecku Hagia Sophie. co znaczy "Mądrość Boga", "Mądrości Bożej") Ja to rozumiem tak że dla Francuzów jest to Święta Zofia a tu po prostu zaznaczyli że dla Greków, Hagia Sophia, czyli "Mądrość Boża", "Mądrość Boga"
  10. Architektura bizantyjska

    No oczywiście to jest prawdą że nie chodzi o żadną świętą Zofię. Jednak kiedy Francuzom przyjdzie coś napisać na ten temat to używają właśnie określenia Saint Sophie, czyli jakby nie patrzył Św. Zofia, co jest bardzo dziwne bo na upartego to i w ich tekstach można się doszukać że chodzi o Mądrość Bożą czyli nie można ich posądzać o niewiedzę. Przy tym na ogół szczerze piszą o historii a tu taki wyjątek. Według mnie to mają uraz datujący się jeszcze z okresu Rewolucji Francuskiej kiedy to doszło do horrendalnego konfliktu państwa z Kościołem z którego wynikła dechrystianizacja a w ramach tej dechrystianizacji katedrę Notre Dame też na krótko nazwano świątynią Mądrości Bożej (czy czymś w tym rodzaju, chodzi o językowe niuanse). W niej natomiast czczono Istotę Najwyższą. Pewnie dlatego wolą pisać o Świętej Zofii by na wszelki wypadek nie wszczynać dyskusji, czy nie budzić skojarzeń które w okresie Rewolucji narobiły tyle zła.
  11. Nouvel Office d'Edition 4 rue Guisarde, Paris 6 Jednak autor przedmowy do książki Quincey pisze że Stowarzyszenie Znawców Morderstwa istniało i zbierało się za każdym razem jak tylko w jakiejś europejskiej gazecie pojawiła się informacja o morderstwie by je omówić. Jednak to nie w tym Stowarzyszeniu, Quincey wygłaszał prelekcje. O Stowarzyszeniu Znawców Morderstwa autor przedmowy (podpisał się jako XYZ) nie miał najlepszej opinii, twierdził że są to dyletanci i amatorzy w tej materii. Natomiast Quincey wygłaszał prelekcje w Stowarzyszeniu Dżentelmenów Amatorów. No i ja nie widzę niczego humorystycznego w tym. No nie wiem. Pierwszy rozdział tej książki zatytułowany jest Konferencja po czym pierwszym słowem tego rozdziału jest nagłówek "Panowie" a pod nim: Mam honor być mianowanym przez wasz komitet by wypełnić to trudne zadanie: wygłosić... itd. To tak się zaczyna esej? Zresztą i konstrukcja tej książki pozostawia wiele do życzenia bo zagadnienia są trochę pomieszane. Później już w dalszym ciągu autor mówi np. "celem naszego stowarzyszenia...". Tyle że trudno coś złego o tej książce powiedzieć, autor wie co pisze, zna temat i jest w niej sporo cytatów. Znowu Szanowny Secesjonista zabłysnął 12 cytatami, ja natomiast nie jestem w stanie przedstawić żadnego. zatem 12:0. Przygnębiające. Ale to dilettante in murder to nie odnosi się przypadkiem do owego Stowarzyszenia Znawców Morderstwa? (patrz wyżej) Translator potrafi wywijać numery. Ale ja na temat J.P. Sartre nie jestem w stanie się wypowiadać bo, już pisałem, jest to wielki filozof, niewątpliwie z górnej półki, zatem poza moim zasięgiem, czego bardzo żałuję. Nie jestem w stanie dokładnie na to odpowiedzieć i nie znam żadnych opracowań. Wiem że czasem wspominał o Quincey na przykład Apolinaire w bliższych nam czasach na przykład Pierre Nord. No nie wiem. Jest to pojęcie ze statystyki, czy z rachunku prawdopodobieństwa, chodzi współzależność 2 zmiennych. W tym przypadku należałoby policzyć ile osób tę książkę przeczytało (pierwsza zmienna) i liczbę popełnionych morderstw (druga zmienna). Otrzymalibyśmy wówczas wynik między -1 a +1 i wtedy można byłoby o czymś wyrokować.
  12. Właśnie o to chodzi. Co do czytelników to należałoby znaleźć jakieś korelacje między wydaniami jego książki a liczbą popełnianych morderstw ale nie to jest tu najważniejsze bowiem książka ta napisana została na podstawie prelekcji wygłoszonej na konferencji „Stowarzyszenia Gentlemenów Amatorów”. Jednak nie należy dać się wprowadzić w błąd tą niewinną nazwą bo owo Stowarzyszenie powstało, tak jak inne analogiczne, po to by wspierać prawdę i rozpowszechniać nowe idee, czyli bardziej siłą rzeczy niż z czyjejś inicjatywy. Stawiało sobie za cel by ludzie zaczynali dostrzegać w udanym morderstwie coś więcej niż dwóch idiotów, czyli tego który zabija i tego który ma być zabity, oraz jakieś dodatki takie jak nóż, sakiewka, ciemna uliczka. By dostrzegali jeszcze: plan, zbieranie danych, światło i cień, poezję i uczucia, a zatem to do czego idioci nie są zdolni. Zatem mamy tu do czynienia nie z czytelnikami ale z aktywistami którym zapewne nie zależało na jawności zatem skutek ich działalności katastrofalnym mógł/może być. Można powiedzieć że początkiem rozumowania autora jest teza że powszechną jest skłonność by morderstwa oceniać pod kątem nie tylko krytycznym ale również estetycznym. Posługuje się tutaj analogią z pożarem który można na pewno traktować jako temat obrazu, choćby w scenach batalistycznych, zatem niewątpliwie jako dzieło sztuki. No bo jeżeli na przykład zostaniecie przywołani by zobaczyć pożar to pierwszym waszym odruchem będzie niewątpliwie niesienie pomocy w jego gaszeniu. Jednak pole działania jest w tym przypadku ograniczone a poza tym wkrótce zostanie zajęte przez specjalistów należycie do tego wyposażonych i wyszkolonych. Co prawda gdy mamy do czynienia z ogniem pochłaniającym własność prywatną to odczuwana dla sąsiada litość nie pozwala na początku by rozkoszować się tym widowiskiem. I tu już pierwsze zastrzeżenie, że przecież pożar artystyczny może ograniczyć się tylko do budynków publicznych (ale nie musi). W każdym razie jak tylko spłaciliśmy daninę wyrażenia żalu z powodu takiego nieszczęścia to stajemy się wrażliwi na stronę widowiskową pożaru i wówczas w pogrążonym w ekstazie tłumie dają się słyszeć okrzyki typu „To wspaniałe” „To cudowne” na co są przykłady. Dokładnie tak ma się sprawa z morderstwami bo i w tym przypadku po tym jak spłacimy daninę wyrażenia żalu za tych co zginęli i kiedy wreszcie czas weźmie górę nad osobistymi interesami to nieuchronnie zaczynamy zwracać uwagę na sceniczne szczegóły i je oceniać. Porównuje się jedno morderstwo z drugim, szuka się oznak wyższości jednego nad drugim na przykład pod kątem efektu zaskoczenia, pod kątem utrzymania tajemnicy itp. Na poparcie swoich tez autor posługuje się przykładem empirycznym, opisuje ogromny kataklizm do jakiego doszło w Liverpoolu kiedy to spłonęło tam Goree, ogromne magazyny liczące 7-8 pięter wypełnione niezwykle palnymi towarami (bele bawełny, korce zboża, smoła, terpentyna, rum, proch strzelniczy itp.) a do tego jeszcze wiał wiatr wzmagający ogień. Wydawało się że płomienie strzelają do niebios. Pożar trwał przez dużą część nocy i wszystko spłonęło tam do fundamentów a wiatr rozniósł jego ślady na 18 mil po okolicy. Nazajutrz można było w tej strefie znaleźć np. nasączone rumem płatki bawełny. Całe bydło będące na polach w promieniu 18 mil drżało z trwogi i niepokoju. Oczywiście świadkowie tego widowiska interpretowali ten widok jako gigantyczne nieszczęście które spadło na Liverpool i wszędzie lamentowano. Jednak te lamenty w niczym nie przeszkadzały wybuchom zachwytu gdy następowały nagłe eksplozje i w niebo strzelały różnokolorowe race to je oświetlające, to pogrążające je w ciemnościach. Tak jest z morderstwami . Gdy widzowie spłacą swój trybut wyrażania żalu, zgrozy i współczucia dla tych których ten kataklizm dotknął to wtedy następuje zachwyt nad efektami scenograficznymi, porównuje się jedno morderstwo z drugim, na tej podstawie ocenia się które stało na wyższym poziomie na przykład pod względem zaskoczenia itp. Oczywiście w czasie dokonywania morderstwa dochodzi do różnych incydentów i zakłóceń których żaden artysta nie jest w stanie przewidzieć i które powodują że nie może on do końca przeprowadzić swojego planu. Ludzie nie godzą się żeby im spokojnie poderżnięto gardło: uciekają, rzucają się, gryzą… Jeżeli malarz portrecista skarży się na zbytnią inercję swego obiektu to artysta będący przedmiotem naszych rozważań (morderca) na zbytnie jego ożywienie. Jednak ta charakterystyczna dla morderstwa cecha polegająca na drażnieniu i pobudzaniu jego obiektu, chociaż bardzo krępuje artystę, ma również pewne dobre strony bo, ogólnie rzecz biorąc, przyciąga powszechną uwagę, czego nie można lekceważyć, a także dlatego że pozwala ujawnić pewne ukryte zdolności zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. No właśnie, inteligentny czytelnik chciałby się dowiedzieć bliżej o co w takim tytule chodzi i poprosiłby kilka słów wyjaśnienia. To się nazywa refleksja. To nie jest esej. To jest zbiór prelekcji wygłoszonych na zebraniu mocno podejrzanego Stowarzyszenia. Zresztą książka nie zawiera chyba ich wszystkich bo na przykład w pewnym momencie autor poruszył mordy polityczne ale też zaznaczył że powie o nich więcej gdzie indziej a w tej książce jest o tym niewiele. No zdaje mi się że, Szanowny Secesjonista, wymienił tu autorów z bardzo wysokiej półki (J.P. Sartre). Ja tak wysoko nie aspiruję ale autorzy z niższych półek (do jakich ja niestety muszę się ograniczyć), nawet francuscy, powołują się w tym przypadku jednak na Quincey. Poza tym nie należy w żadnym wypadku tej książki zaliczać do czarnego humoru. Prawda że autor czasami posługuje się humorystycznym językiem ale przecież nie on jeden pisze z odrobiną humoru o rzeczach wręcz dramatycznych. No bo co na przykład może mieć wspólnego z jakimkolwiek humorem opis zamordowanego w kołysce 8-miesięcznego niewiniątka.
  13. Przydomki władców

    Akurat w przypadku Ludwika XI we Francji sprawa była delikatna. Tak w wielkim skrócie: Otóż na początku XV wieku król Anglii, Henryk V w jakiś tam sposób doszedł do wniosku że to on powinien być królem Francji, przeprawił się ze swoją armią przez Kanał i zadał Francuzom straszliwą klęskę pod Azincourt. Doprowadziło to we Francji do straszliwego chaosu. Armia angielska rabowała, bandy zdemobilizowanych żołnierzy to samo, inne bandy robiły to jeszcze na własny rachunek, mnożyły się gwałty, rabunki, zabójstwa, wszyscy mieli tego dość i każdy poddany był gotów ponosić największe obciążenia na rzecz króla (czyli przede wszystkim podatki) byleby tylko zapanował spokój. Sprawę komplikował jeszcze fakt że Francuska rodzina panująca, Walezjusze była skłócona. W takich warunkach doszło w 1420 roku do pokoju w Troyes tam miało miejsce coś niesłychanego, mianowicie król Francji, Karol VI, wydziedziczył swego syna, delfina Karola i pozbawił go praw do tronu, natomiast za swego następcę uznał króla Anglii Henryka V. Mimo wszystko wszyscy byli z tego pokoju zadowoleni bo zapewniał porządek w kraju, powszechnie sądzono że wszystko sprowadzi się do zmiany dynastii: Walezjuszy na Lancasterów. Jednak wydziedziczony delfin nie miał zamiaru dać za wygraną. Tak się złożyło że w 1422 roku zmarli obydwaj królowie tzn Francji Karol VI i Anglii Henryk V. Na mocy traktatu w Troyes koronę Francji otrzymał wówczas syn Henryka V, Henryk VI (wówczas dziecko) co było powszechnie akceptowane i nikt tego nie kwestionował. Jednak prawa do tronu zgłosił wówczas również wydziedziczony delfin, Karol. Nikt go poważnie nie traktował i zaraz nadano mu pogardliwy przydomek "królika Bourges" od miejscowości w której najczęściej przebywał. Jednak wokół owego królika Bourges zebrali się wszyscy co po totalniacku nienawidzili Anglików, nie byli to tylko Francuzi ale również Lombardowie, Aragończycy itp. I po jakimś czasie to ów królik Bourges był górą, doprowadził do pierwszego Brexitu, czyli wypchnął Anglików za Kanał zapewne ku radości Francuzów ale sytuacja mimo wszystko była delikatna bo przecież to Anglik, Henryk VI był legalnym królem, czego nikt nie kwestionował, miał tylko tę jedną wadę, że był Anglikiem. Natomiast delfin, który ogłosił się królem Karolem VII, był przez ojca wydziedziczony i jego prawa do tronu były wysoce wątpliwe, właściwie jedynym było to że wypędził Anglików. Tak się złożyło że Ludwik XI był synem owego Karola VII, o przydomku królika Bourges to na pewno mu na takim przydomku nie zależało. Określał się jako Louis de France, co można przetłumaczyć jako Ludwik pan Francji by nie było wątpliwości że to on jest królem Francji a każdy przydomek mógł tylko to zaciemnić i prowokować jakieś wątpliwości. Zresztą to nie dotyczyło tylko Ludwika XI bo królowie Anglii długo jeszcze nosili tytuł królów Francji i długo jeszcze Francuzi obawiali się że Anglicy znowu na kontynent wrócą. Dlatego królowie Francji musieli być ostrożni z przydomkami.
  14. Przydomki władców

    Nie chcę się specjalnie zagłębiać w ten wciągający i niezmiernie istotny temat o przydomkach władców który wyżej został tak wyczerpująco opracowany. (tyle że za bardzo naukowo i ja osobiście mam problem ze zrozumieniem tekstu.) Wszystko ładnie, pięknie, cytaty, nazwiska naukowców itd. Pozostaje jednak własna logika. Jak już napisałem nie chce mi się w to wgłębiać ale jednak radziłbym zwrócić uwagę że Ludwik XI był synem króla którego przezywano królem (nawet królikiem) Bourges, nie Francji, to można się dziwić że Ludwik XI miał ostrożny stosunek do przydomków? I czy ci władcy co nastąpili po nim takiego nie mieli, przecież oni wszyscy musieliby przyznać że są spadkobiercami królika Bourges. Poza tym są tacy francuscy historycy którzy tak właśnie uważają, nie mam ich w pamięci i sprawa wydaje mi się na tyle mało ważna że na razie nie mam zamiaru ich szukać.
  15. Przydomki władców

    Wątpię żeby w literaturze naukowej takie przydomki były wymieniane. Wystarczy spojrzeć na listy królów Francji pod frazami na przykład "Les Rois de France -Liste et Chronologie - Histoire pour tous" czy pod frazą "Liste de rois de France - Geneaviki" czy też "Liste de Monarques de France-Vikidia" by zauważyć że na Ludwiku XI przydomki się kończą. Oczywiście jakieś tam przydomki mogły być gdzieś tam przez kogoś nadawane, na przykład Stanisława Augusta nazywano "król Staś" ale czy to przydomek? Historia to nie matematyka i nie ma jakichś ścisłych rozgraniczeń co do dnia w którym przestano stosować przydomki władców ale spoglądając choćby na listy w powyższych adresach to można z grubsza to określić. Ten przydomek zawdzięcza pewnie swemu następcy, a był nim nie byle kto bo Hugo Capet. Ów Ludwik V był właściwie młodym 19-letnim chłopakiem i 20-tki zdaje się nie dożył bo jakoś się tak stało że zszedł z tego świata a jego najważniejszy doradca, Hugo Capet, który po nim nastąpił musiał przecież jakoś usprawiedliwić swoje wstąpienie na tron (podejrzane zresztą) toteż określenie poprzednika jako "Gnuśny" było mu na rękę. Zresztą to ów Capet założył dynastię która panowała do 1792 roku.
  16. Przydomki władców

    Wątpię żeby tak było w powszechnej historiografii. Pewnie że przydomek może każdy nadać każdemu ale jeśli chodzi o historiografię to więcej jest chyba list królów Francji gdzie ostatnimi przydomkami są te dziadka Ludwika XI natomiast przydomki typu prudent, affable jeżeli są podawane to zwykłym drukiem. Po prostu królowie Francji mieli dość propagandowego wykorzystywania przydomków przez swych kuzynów, typu Zuchwały czy Nieustraszony i byli z tym ostrożni. Zresztą chyba jedynym prawidłowym określeniem króla Francji było de France i tyle. Bourbon też było raczej nazwą ziemi z której pochodzili, nie mówiło się na przykład Henryk IV Bourbon ale po prostu Henryk de France. Ten problem wyszedł po zniesieniu monarchii gdy król stał się zwykłym obywatelem zaczęto się zastanawiać wówczas jak on się właściwie nazywa i wydedukowano że Louis Capet. (Jako taki poszedł na gilotynę).
  17. Nie. Wpadła mi kiedyś w ręce książka Puzyriewskiego ale ktoś mi ją pożyczył i bez przerwy domagał się zwrotu tak że w sumie nie mogłem sobie tego na spokojnie strawić.
  18. Mnie się po prostu wydawało że tytuł "Rozważania o Morderstwie jako jednej ze Sztuk Pięknych". jest na tyle szokujący że wzbudzi jakieś refleksje, że nie wzbudził to przypisałem to nierozumieniu języka angielskiego i dlatego przetłumaczyłem sam. Ale widzę że nadal nikogo to nie szokuje. A przecież z tego tytułu wynika że autor zalicza sztukę mordowania do Sztuk Pięknych, tak jak malarstwo, rzeźbę itd, zatem utalentowanego mordercę traktuje tak jak każdego innego mistrza Sztuk Pięknych, na przykład Rafaela. Dla mnie to jest szokujące bo dla mnie morderca zawsze będzie podłym, odrażającym nikczemnikiem. Nie chcę utrzymywać że jest to dzieło "istotne" ale zwracam uwagę że tu jest mowa o dziełach niebezpiecznych a do takich to dzieło niewątpliwie należy. Przecież autor opisuje sztukę dokonywania odrażających morderstw a rozpowszechnianie takiej wiedzy przecież grozi wręcz jakimiś konsekwencjami demograficznymi. Przy tym bezwzględnych i nikczemnych morderców traktuje jak godnych podziwu artystów.
  19. Może i tak było. Ale wydaje mi się że podajesz wersję rosyjską, że jednak gwardie stanęły twardo ale fakt że gwardie się wycofały niekoniecznie o tym świadczy. No nie, Skrzynecki ją pewnie akceptował. Oczywiście Prądzyński to raczej sztabowiec ale wykonawcą koncepcji był Skrzynecki. Pewnie że uniknąć tej bitwy było łatwo ale wydaje mi się że polska koncepcja polegała na tym żeby zaatakować Rosjan kiedy ci przeprawią część swoich wojsk przez Narew i tą część rozgromić, to mogło zadecydować o zakończeniu wojny z jakim takim sukcesem . Było to ryzykowne i się nie udało. Z tym że nasi byli chyba na to ryzyko skazani bo Królestwo było jednak za małe żeby prowadzić jakąś dłuższą wojnę z ogromnym carskim imperium.
  20. Liczyłem na wasz angielski ale chociaż stale nim się popisujecie to widzę że was ten język przerasta dlatego tytuł książki Thomas de Quincey pozwoliłem sobie przetłumaczyć sam, brzmi on "Rozważania o Morderstwie jako jednej ze Sztuk Pięknych". Uważacie naprawdę że Tacyt czy jakaś Biblia są książkami naprawdę niebezpiecznymi czy tylko tak sobie piszecie z nadmiaru wolnego czasu?
  21. No nie, ale fatalną to ta klęska chyba nie była. Kiedyś mnie ta bitwa zainteresowała ale to było dawno i musiałbym sobie dużo poprzypominać. W każdym razie, o ile pamiętam, to zaczęło się od wyprawy Skrzyneckiego na Gwardie. Zrobił to celowo by sprowokować Rosjan do ataku i istotnie to mu się udało bo Rosjanie na niego wyruszyli. Wówczas Skrzynecki rzucił się do szaleńczego odwrotu, co było celowe bo Rosjanie zaczęli równie szaleńczy pościg i obie armie się w czasie tego manewru zdezorganizowały co było po myśli Skrzyneckiego bo miał nadzieję że sprawę rozstrzygnie wówczas większa przedsiębiorczość organizacyjna naszych niższych dowódców na którą liczył (zresztą był to dość typowy manewr napoleoński). Pod Ostrołęką się gwałtownie zatrzymał i stąd ta trochę chaotyczna bitwa. Trudno mówić o klęsce ale dla naszych przebieg tej bitwy był fatalny bo wojsko rosyjskie nie przegrało co było rozstrzygające zważywszy na różnice potencjału Królestwa Polskiego (przeliczeniowo 4 gubernie) i cesarstwa Rosyjskiego (chyba 22 gubernie). Po prostu Królestwo wyczerpało swoje zasoby i dalsze prowadzenie wojny było już niemożliwe.
  22. Ja dałbym pierwszą lokatę Thomas de Quincey "On Murder Considered as one of the Fine Arts"
  23. W styczniu 1928r zmuszono Trockiego do opuszczenia ZSRR. Pozbycie się go poszło gładko bowiem prawie nikt nie stanął jego obronie, mimo że nie był popularny to jednak nadal był liczącym się w ZSRR graczem bo miał relacje z wieloma osobami i dużo wiedział. Jednak po jego wyjeździe w potęgę bardzo urósł Stalin i to wówczas rozpoczął swój marsz ku owej słynnej, omalże demonicznej, ogromnej władzy. Natychmiast zerwał z rozsądnym i ugodowym NEP-em który popierał Lenin i zaczął wprowadzać nowe porządki. Zaraz też na wsi zaczęto dopuszczać się przemocy, przede wszystkim w stosunku do kułaków i bogatych chłopów. W ten sposób rozpoczęła się dezorganizacja rolnictwa która w końcu doprowadziła do głodu. Jeszcze tego roku dziesiątki tysięcy chłopów którzy opierali się nadzwyczajnym środkom podjętym w rolnictwie albo ukrywali zboże zostało aresztowanych a ich majątki uległy konfiskacie i pierwsze większe grupy kułaków trafiły do obozów oraz do wyrębu lasów na dalekiej północy i Syberii. Jego bezlitosne apodyktyczne decyzje na które sobie pozwalał nie tylko na wsiach ale i w miastach budziły opór i sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Drastycznie zaostrzyła się latem 1934 roku kiedy to reorganizowano Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych (NKWD), któremu podporządkowywano dotychczasowe GPU, tajną policję, policje i milicje zwyczajne, straż graniczną, straż pożarną. Poza tym komisariat ten dysponował również własnymi specjalnymi oddziałami wewnętrznymi, no i obozami pracy których główne centrum administracyjne, Gułag, kierowane przez Matwieja Bermana, szybko obciążyło swe sumienie ogromną liczbą ofiar czystek. Ludowym Komisarzem Spraw Wewnętrznych został Jagoda. Przy okazji tej reorganizacji tak się jakoś złożyło że w sierpniu na Uralu wykryto tajne centrum opozycji. Jego ośrodek był w Swierdłowsku a spisek zawiązali sekretarz Komitetu Uralu, Tabakow i jego zastępca Lepa. Nawiązali oni kontakty z analogicznymi tajnymi ośrodkami w Leningradzie, Moskwie, Tyflisie i Kijowie. Byli też w kontakcie z Zinowiewem i Kamieniewem którzy odsiadywali wyrok 5 lat pozbawienia wolności, właśnie w więzieniu na Uralu. W korespondencji jaką prowadzili Stalin był określany jako „drobny tyran” „osoba niemoralna i zdegenerowana”, „Dżyngis Chan”. Nawoływano do „rewolty wewnątrz partii by wyrzucić na śmietnik Stalina i jego klikę złożoną ze zdegenerowanych karierowiczów”. Domagali się powrotu Zinowiewa i Kamieniewa by mogli przywrócić „prawdziwą linię rewolucyjnego Leninizmu”. W kontakcie z nimi był przyjaciel Jagody szef GPU na Uralu, Deitsch. Druki na potrzeby tej grupy były drukowane w policyjnej drukarni w Swierdłowsku. W tym czasie, a był to sierpień 1934 roku, Stalin wraz z Kirowem spędzali wakacje w Soczi i właśnie tam dowiedzieli się o wykryciu spisku na Uralu. Stalin natychmiast wysłał tam Kirowa by z nim skończył. Dał mu do pomocy Jeżowa i Redens oraz nieograniczone uprawnienia. Sergiusz Mironowicz Kirow był starym znajomym Stalina, od dawna razem działali w ruchu komunistycznym, obydwaj zaczęli na Kaukazie. W 1923 roku Kirow został członkiem Komitetu Centralnego a w 1930 członkiem Biura Politycznego partii. Przyjaźnił się z drugą żoną Stalina, Nadią Allilujewą. Na Uralu działał bardzo sprawnie i w ciągu tygodnia uporał się ze śledztwem w sprawie spisku. 145 członków partii oskarżono o szpiegostwo i sabotaż i rozstrzelano. Przetrzymywani za rozmaite przestępstwa w więzieniach na Uralu technicy i różni specjaliści w zamian za obiecaną łaskę przyznali że wykonywali polecenia „tajnego ośrodka”. Obietnicy nie dotrzymano i też zostali rozstrzelani. Kirow kazał również stracić szefa tamtejszego GPU, Deitsch, który był przyjacielem Jagody. Ogółem w związku z tym spiskiem stracono 350 osób. Jagoda był pod wrażeniem stracenia Deitscha, swego przyjaciela i wszędzie zaczął skarżyć się na Kirowa, że to awanturnik itp., po czym wyciągnął jakieś kompromitujące Kirowa dokumenty i poszedł z tym do Stalina. Ten jednak nie chciał o niczym słyszeć kazał mu wyjść a dokumenty wrzucił do kominka. Jagoda wyszedł ale nie zaprzestał zabiegów przeciwko Kirowowi. Szukał poparcia u Kalinina, Kujbyszewa, Ordżonikidze, Piotrowskiego. Niewiele wiadomo o jego zabiegach, w każdym razie październiku 1934 roku do pracy w instytucie Smolnym został przyjęty przyszły zabójca Kirowa, Leonid Nikołajew. Miał wówczas 32 lata, w ruchu komunistycznym był zaangażowany od wczesnej młodości ale nigdy nie był zaangażowany w działalność opozycyjną. Od marca 1934 roku pozostawał bez pracy. Zwolniono go ponieważ nie godził się na przeniesienie poza Leningrad. Przyjęto go z powrotem po tym jak jego żona napisała prośbę którą on podpisał. Żona wyrobiła mu również przepustkę dzięki której mógł wejść kiedy chciał do Smolnego, gdzie urzędował Kirow. Jego żoną była 24-letnia atrakcyjna kobieta która pracowała w Smolnym przy rozszyfrowywaniu depesz. Znała tam wielu dygnitarzy, między innymi Kirowa i jego zastępcę Szudowa. Często prowadzili z nią długie rozmowy, na tyle długie i częste że zaczęły krążyć o tym plotki. Bardzo prawdopodobne że dotarły one do Nikołajewa i skłoniły go do dokonania zamachu. Przygotowania do zamachu nie uszły uwadze ochrony Kirowa która w listopadzie 1934 roku zatrzymała Nikołajewa bo się podejrzanie zachowywał i miał nabitą broń. Znaleziono przy nim również plany z zaznaczoną drogą jaką zwykł chodzić Kirow. Doprowadzono go do kwatery głównej NKWD w Leningradzie gdzie przesłuchał go osobiście z-ca szefa tamtejszego NKWD, Zaporożec. Po przesłuchaniu sprawa wydała mu się na tyle poważna że zadzwonił do Moskwy, do Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych (NKWD) Jagody i zdał mu z niej relację. Ten zaś kazał mu go wypuścić. Parę dni później, 1 grudnia 1934r około godz. 16,30 w Instytucie Smolnym w Leningradzie Nikołajew zastrzelił Kirowa i nawet nie próbował uciekać, po prostu biernie pozwolił się schwytać. Przy okazji ze zdziwieniem stwierdzono że na posterunkach nie było żadnego strażnika którzy powinni tam stać. Stalin dowiedział się o zabójstwie Kirowa tego samego dnia, natychmiast zaalarmował Mołotowa, Woroszyłowa, Żdanowa, Kosariewa, Agramowa oraz Żakowskiego i kazał im żeby razem z nim jechali do Leningradu gdzie zamierzał osobiście przeprowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa. Zwrócił się również do Jeżowa z NKWD ale nie powiedział nic Jagodzie. Ten kiedy się dowiedział o zabójstwie postanowił sam udać się do Leningradu. Stalin mu na to nie pozwolił. Nazajutrz przesłuchano Nikołajewa w obecności Stalina. Zdaje się że niczego ważnego się od niego nie dowiedziano. Po nim zamierzano przesłuchać świadka który mógł wiele wyjaśnić, szefa ochrony osobistej Kirowa, Borysowa, bardzo oddanego Kirowowi. Nie doczekano się na niego bowiem samochód którym jechał na przesłuchanie uległ wypadkowi i Borysow zginął, tylko on, dwóm pozostałym nic się nie stało. Na przesłuchanie wieziono go ciężarówką, jakby nie było do dyspozycji innego samochodu. Były podejrzenia że zabili go ci dwaj którzy go eskortowali sprawy jednak nie wyjaśniono bo tych dwóch niedługo potem również stracono. 21 grudnia 1934r ukazał się oficjalny komunikat dotyczący zabójstwa Kirowa. Mówił że ta zbrodnia to robota centrum leningradzkiego kierowanego przez byłych zinowiewowców którzy „w różnych okresach czasu zostali pousuwani z partii a później z powrotem przyjęci po tym jak podpisali zobowiązanie że podporządkują się linii partii” oraz że „Ustalono iż Nikołajew należał do terrorystycznej organizacji utworzonej przez członków tej dawnej opozycji zinowiewowskiej”, że „Nikołajew zabił Kirowa na rozkaz centrum leningradzkiego z zemsty za bezwzględną walkę jaką prowadził Kirow przeciwko opozycji”. Nazajutrz opublikowano listę zinowiewowców aresztowanych w związku z zabójstwem Kirowa. Wśród nich były tak wybitne postacie jak dawni członkowie Politbiura: Zinowiew i Kamieniew. Były sekretarz Komitetu Centralnego i czekista z najwyższymi odznaczeniami, Jewdokimow oraz Załuski który po rewolucji lutowej wraz z Mołotowem i Szliapnikowem założył w Piotrogrodzie pierwszy komitet bolszewicki. 27 grudnia 1934 roku opublikowano akt oskarżenia morderców Kirowa podpisany przez prokuratora ZSRR Andrzeja Wyszyńskiego i przez dochodzeniowego Szejnina. Pisało w nim że zabójstwo Kirowa było częścią większego spisku mającego na celu zabicie Stalina i innych przywódców partyjnych a uknuły go 2 grupy zakonspirowanych terrorystów. Jedna kierowana przez Czackiego, druga przez Kotołynowa i to ten drugi kazał Nikołajewowi zabić Kirowa. Ten akt oskarżenia powoływał się na zeznania Nikołajewa i 2 innych których określono jako zinowiewowcy. Był to jedyny opublikowany wówczas dokument odnoszący się do procesu Nikołajewa. W końcu grudnia 1934 roku odbył się proces Nikołajewa oraz 13 innych których uznano za jego wspólników. Przewodniczącym sądu był Ulrich. Rozprawa toczyła się przy drzwiach zamkniętych i ani prokurator ani obrońca nie zabrali na niej głosu. Później opowiadano że Nikołajew mówił coś że wykonywał rozkaz centrum leningradzkiego. Wszyscy zostali skazani na śmierć i natychmiast rozstrzelani. Dwa tygodnie później, 15 stycznia 1935r przed sądem w Leningradzie stanęli: Zinowiew, Kamieniew, Jewdokimow, Bakajew, Kuklin, i 14 innych oskarżonych o współudział w zamordowaniu Kirowa przez Nikołajewa. Określano ich jako członków „moskiewskiego centrum”. Przewodniczącym trybunału był Ulrich natomiast oskarżycielem prokurator generalny Wyszyński. Oskarżyciele starali się wykazać że grupa Zinowiewa znając skłonności „centrum, leningradzkiego” do terroryzmu zachęcała ich do tego morderstwa. Rozprawa odbywała się przy drzwiach zamkniętych ale według skąpych relacji prasowych grupa Zinowiewa została zadenuncjowana przez Bakajewa i Saforowa. Ten ostatni istotnie nie znalazł się na ławie oskarżonych. Zinowiew wyznawał swoje winy jednak nie przyznawał się do jakiegokolwiek współudziału w zamachu Nikołajewa. Pozostali zresztą również nie. Wszyscy też zaprzeczali jakoby istniało jakieś „moskiewskie centrum”. Następnego dnia sąd ogłosił wyroki. Zinowiew został skazany na 10 lat więzienia, Jewdokimow i Bakajew dostali po 8, Kamieniew 5 lat. Przy tej okazji Komitet Centralny wydał tajny okólnik zalecający wszystkim organizacjom partyjnym tropienie wrogów. Zaraz też ruszyła fala aresztowań w lokalnych organizacjach która dotknęła dziesiątki tysięcy dawnych opozycjonistów i tych których o opozycję podejrzewano. Stalin nie był jednak zadowolony z wyroków i mimo że Kamieniew i Zinowiew odbywali już karę w więzieniu to doprowadził kolejnego ich procesu który rozpoczął się 19 sierpnia 1936 roku i był pierwszym z 3 sławnych procesów moskiewskich. Przed sądem wówczas stanęli: Zinowiew, Kamieniew, Jewdokimow, Babajew, Mraczkowski i Ter-Waganian. Akt oskarżenia zarzucał Zinowiewowi i jego kolegom że podczas procesu w styczniu 1935 roku w sprawie zabójstwa Kirowa ukrywali swój bezpośredni w nim udział. Poza tym później udowodniono im że brali udział w przygotowywaniu innych aktów terrorystycznych i że od 1932 roku tworzyli z trockistami blok do którego dołączyła grupa Łominadze. Grupy terrorystyczne organizowali w myśl instrukcji Trockiego przekazywanych im poprzez agentów specjalnych. Te grupy terrorystyczne były organizowane w związku z planowanymi morderstwami Stalina, Woroszyłowa, Kaganowicza, Kirowa, Ordżonikidze, Żdanowa, Kosiora i Postiszewa. Jedynym celem tych grup były zabójstwa a właśnie jedna z nich zdążyła zabić Kirowa. 25 sierpnia 1936r o godzinie 2,30 rano sąd wydał wyrok. Wszyscy zostali skazani na śmierć po czym odwieziono ich do więzienia NKWD na Łubiance. Chociaż na mocy dekretu z 11 sierpnia oskarżeni mieli 72 godz. czasu na odwołanie się od wyroku to ich egzekucję wyznaczono na 24 godziny po wyroku. Podobno mieli obiecaną łaskę Stalina jednak nie mieli czasu na odwołanie się i nazajutrz wszyscy zostali straceni. Te egzekucje odbiły się w całym ZSRRR głośnym echem i posiały strach przed kolejnymi aresztowaniami, kolejnymi procesami i egzekucjami. Proces ten był dla Stalina sukcesem i ciosem dla autorytetu partyjnych dygnitarzy. Wszystko odbyło się bez ich udziału a dla skazanych nikt nie mógł już nic zrobić i nikt nic nie zrobił. Pewnie nie do końca był ustawiony bowiem na sali sądowej, niewielkiej co prawda, znalazło się 30 zagranicznych dziennikarzy i dyplomatów. Zatem w świetle zeznań i poprzedzających proces wydarzeń można sądzić że w oskarżeniu zinowiewowców o terroryzm coś jednak na rzeczy było.
  24. Na razie nie mam czasu więcej pisać. Ale pomylili mi się autorzy. Chodzi oczywiście o III tom Andre Brissaud "Les Purges de Moscou". To jest jakaś seria Wielkie Czystki Historii. A wydawnictwo Editions de Cremille, Geneve 1973 .
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.