
euklides
Użytkownicy-
Content count
2,143 -
Joined
-
Last visited
Everything posted by euklides
-
Na wzajemnych relacjach zaważyło z pewnością to że mieli bardzo różne osobowości do których dochodziły różnice kulturowe. Można się tu powołać na opinie francuskiego historyka Andre Brissaud który znał temat i był raczej obiektywny. Ów pisał że do Mussoliniego można odnieść słowa Hegla iż „wielkim człowiekiem w danej epoce jest ten który potrafi własnymi słowami wyrazić wolę swojej epoki, powiedzieć jej że to jest jej wola i wykonać ją”. Można powiedzieć że te słowa były również słuszne w stosunku do Hitlera, chociaż między Hitlerem a Mussolinim były różnice. Germanin Hitler posiadał inteligencję instynktowną, Latyniec Mussolini dedukcyjną. Hitler był osobnikiem zorientowanym na swoje wnętrze natomiast Mussolini był człowiekiem czynu, kipiał energią na zewnątrz. Hitler rozmyślał, przeżuwał swoje słowa, czasem nie mówił nic, innym razem prowadził niekończący się monolog nie zwracając na nic uwagi. Nie lubił siedzieć za biurkiem ani pisać, wolał chodzić wzdłuż i wszerz gabinetu i dyktować a papiery pozostawić swoim podwładnym. Mussolini natomiast był otwarty na świat, do wszystkiego się mieszał, za biurkiem spędzał dużo czasu pisząc artykuły, notatki na dokumentach itp. Jako rozmówca był żywy, błyskotliwy, uwodzicielski. Dobrze mówił po niemiecku i francusku, rozumiał angielski. Znał zagranicę, a szczególnie zagraniczną prasę. Dużo czytał: książki, czasopisma, dzienniki. Hitler mówił tylko po niemiecku a o zagranicy miał mierne pojęcie. Do końca życia pozostał drobnym burżua bez prawdziwej rodziny, bez przyjaciół, nieskłonny do ćwiczeń fizycznych. Nie lubił kobiet, chociaż niektóre podziwiał. Mussolini natomiast kochał swe dzieci, żonę, chociaż miał mnóstwo różnych przygód na przykład z Clarą Petacci. Lubił intensywne sporty: motocyklowe, samochodowe, szermierkę, pływanie, lotnictwo itp. Uzyskał nawet certyfikat pilota. Ze swymi dziećmi lubił grać w piłkę, kąpać się, jeździć na rowerze, grać w tenisa a nawet uprawiać boks. Jeden z jego biografów, M. Milbert napisał o nim że „Był zmienny. Czasem zachowywał się z obraźliwym prostactwem, by za chwilę stać się pełnym uroku i wdzięku. Impulsywny ale zarazem ostrożny, bezlitosny ale i skłonny do wybaczenia (…) Łatwo popadał w irytację. Przepełniała go energia ale i duma z tego że czuł się tak potężnym. Zdarzało mu się oddziaływać na otoczenie swymi napadami wściekłości siejąc w ten sposób paniczny strach ale przy okazji wspaniałomyślnymi przebaczeniami zdobywał sobie oddanie poszczególnych osób. Nigdy nie można było przewidzieć co zrobi”. Po 1934 roku ich stosunki nie były najlepsze. Mussolini bardzo źle przyjął remilitaryzację Nadrenii bowiem Austria stała się jeszcze bardziej zagrożona a odgrywała ona istotną rolę w polityce Włoch. Dwa lata później te stosunki zaczęły się poprawiać gdyż Włochy zdecydowały się na przekazanie kilku samolotów generałowi a Franco a później Mussolini coraz bardziej, chociaż ostrożnie, angażował się w wojnę w Hiszpanii, co psuło stosunki Włoch z Francją i Anglią które popierały rząd republikański, natomiast zbliżało go do Hitlera który zaczął być czymś w rodzaju jego towarzysza broni. Stosunki między nimi radykalnie się poprawiły we wrześniu 1937r kiedy to Mussolini złożył wizytę w Berlinie. Hitler postarał się żeby był owacyjnie witany i wydaje się że Mussolini dał się ponieść atmosferze i tą życzliwość Hitler sobie u niego zaskarbił. Chodziło mu o jego życzliwość bo przygotowywali anschlus Austrii. Życzliwość Mussoliniego zaowocowała tym że marcu 1938 roku Mussolini zaakceptował anschlus Austrii a jego zgoda oznaczała że nie będzie żadnej międzynarodowej reakcji na ten anschluss. Wówczas Hitler kazał Mussoliniemu przekazać że nigdy, bez względu na wszystko, nie zapomni tego co dla niego uczynił. I wygląda na to że słowa dotrzymał. Zresztą później i Mussolini też raczej wiernie stał po stronie Hitlera. To spotkanie miało miejsce w czerwcu 1934 roku w Wenecji. Nie było udane. Nie zawarto tam żadnych znaczących porozumień. Obydwaj dyktatorzy poczuli się sobą rozczarowani. Z tego co mówił Mussolini to Hitler zamiast omawiać bieżące sprawy nudził recytowaniem „Mein Kampf”. Możliwe że tę anegdotę zainspirowała sprawa owego słynnego pozdrowienia. Wymyślił je Mussolini a Hitler je przejął. Emilowi Ludwig który zapytał Mussoliniego o sens tego pozdrowienia Mussolini powiedział: „Każda rewolucja tworzy nowe wzorce, nowe mity, ryty i ubiegający się o miano rewolucjonisty musi wszystko pozmieniać ale wykorzystując do tego celu stare tradycje. Musi tworzyć nowe uroczystości, nowe gesty, nowe wzorce, które w końcu same staną się tradycją”. Po czym dodał: „Muzyka i kobiety uwodzą tłum i czynią go bardziej plastycznym. Natomiast rzymskie pozdrowienie, śpiewy, slogany, uroczyste rocznice itp. są niezbędne do podtrzymywania płomienia entuzjazmu który jest potrzebny do utrzymania ruchu przy życiu. Dokładnie tak samo było w starożytnym Rzymie”. Na początku na pewno nie przeceniał i miał po temu powody. Mussolini przecież stworzył partię która w październiku 1922r liczyła 500 tys członków. Hitler potrzebował 10 lat by rozwinąć swoją do takich rozmiarów a Lenin uzyskał to za cenę przelanej krwi i masowych aresztowań. No i w 1922 roku ta stworzona przez Mussoliniego partia dokonała skutecznego marszu Czarnych Koszul na Rzym. Hitler wówczas nie mógł o tym nawet marzyć. PS: Tak przy tej okazji to warto trochę napisać o faszyzmie bo przecież dzisiaj, w XXI wieku to słowo, jest powszechnie używane i stało się jednym z przejawów zidiocenia naszych czasów. Wszyscy wszystkich przezywają od faszystów ale nikt nie wie co to jest. Faszyzm powstał w I połowie XX wieku we Włoszech i był charakterystyczny tylko dla Włoch Mussoliniego. Niemcy Hitlera to było co innego chociaż w stosunku do nich też bezmyślnie używa się słowa faszyzm. Początkowo, według założeń Mussoliniego, partia przez niego tworzona miała odrzucać wszelkie formy dyktatury, przy czym zaznaczał że partia faszystowska nie ma charakteru statycznego a jest elastyczna. Mussolini zawsze podkreślał że jego partia reprezentuje interes narodu, podczas gdy inne interes albo pracy albo kapitału. Zastrzegał jednak że chociaż program jego partii jest podobny do programu socjalistów to jednak partia faszystowska nigdy nie dopuści do przyjmowania wzorów rosyjskich. Ten program nie zawierał żadnych osobliwości ideologicznych i pasował do każdej partii lewicowej ale idolami Mussoliniego nie byli Marks, Nietsche, Blanqui, Sorel czy jakiś inny „myśliciel”. Nigdy nie stworzył jakiejś teorii która by uzasadniała jego postępowanie. Tu różnił się od Hitlera ale również od Lenina czy Stalina. Był typowym dla kultury śródziemnomorskiej. W chwilach szczerości przyznawał że nie kieruje się żadnym programem a intuicją, wiarą i wolą. Zasadą jaką się kierował było: „Działać! Działać! Działać!” i tyle. Sam mówił: „Możemy sobie pozwolić na luksus bycia arystokratami, demokratami, reakcjonistami, rewolucjonistami, legalistami lub anty legalistami. Wszystko w zależności od miejsca, czasu i warunków jakich nam przyszło żyć i działać”. Uznawał konieczność odwoływania się do mas ale nawet nie ukrywał pewnej do nich niechęci, mawiał: „Kiedy się mówi przez radio o polityce to słuchają 1- 2 zdania i zaraz je wyłączają (…) Polityki nie studiuje nikt. Ludzie nie chcą rządzić. Chcą żeby nimi rządzono i żeby im dano spokój”. Co do polityki wewnętrznej to wszelkie analogie Mussoliniego z Hitlerem są również nieuzasadnione. W faszystowskich Włoszech nie było „nocy długich noży” czy „nocy kryształowej” ani obozów koncentracyjnych czy „ostatecznego rozwiązania”. Była co prawda tajna policja partii faszystowskiej OVRA (Opera Vigilanza Repressione Antifascismo) kierowana przez Arturo Bocchini ale daleko jej było do wyczynów GPU czy Gestapo. Antyfaszystów deportowano przeważnie na wyspy albo do Kalabrii i na ogół na tym się kończyło. Najważniejszym antyfaszystom pozwolono opuścić kraj a ich prowadzona z zagranicy propaganda dawała we Włoszech mierne wyniki. Jako politykowi Mussoliniemu zarzuca się w zasadzie jeden mord polityczny kiedy to w czerwcu 1924 roku faszystowscy ekstremiści zamordowali deputowanego socjalistycznego, miliardera Matteotti. Prawdopodobnie jednak nie miał z tym nic wspólnego. Był to zresztą cios dla jego polityki i w ogóle dla ruchu faszystowskiego bo dążył do porozumienia z socjalistami. Zabójstwo Matteottiego te wszystkie nadzieje udaremniło i Mussolini zmienił front rozpoczynając działania mające na celu likwidację systemu parlamentarnego i utworzenie prawdziwego państwa totalitarnego, czyli dyktatury o której dawniej nie myślał. Ale w tym przypadku był raczej wyrazicielem woli swej epoki, to znaczy stanął na czele ruchu który dał o sobie znać i który prowadził do dyktatury. Tę zmianę frontu zaakcentował w maju 1927 roku kiedy to wygłosił przemówienie w Izbie deputowanych w którym misję faszyzmu zdefiniował jako odrodzenie cesarstwa rzymskiego. Motywował to chęcią utworzenia jednorodnego państwa bowiem po upadku cesarstwa Italia nigdy takim nie była. Nieprzypadkowo symbolami faszyzmu stały się rózgi liktorskie, rzymskie pozdrowienie, żywa wilczyca w klatce na Kapitolu itp. Tylko co to ma wspólnego z faszyzmami które dzisiaj stało się wyzwiskiem którym wszyscy obrzucają wszystkich. .
-
Nie pamiętam bo oglądałem go przypadkiem i nigdy później go już nie widziałem. Zapamiętałem go bo ów Japończyk opisywał więcej szokujących wydarzeń. Na przykład opisywał swoje doświadczenia jakie nabył podczas ćwiczeń ataku na bagnety na żywych Chińczykach (żywych oczywiście do czasu). Opisywał też szczerze pacyfikowanie chińskich wiosek. Mówił że podczas jednej z takich akcji pacyfikacyjnych jego kolega chciał zgwałcić jakąś Chinkę, co było wtedy normą. Ta jednak się stawiała to ją wyciągnął z domu i wrzucił do studni. Wtedy pojawił się jakiś kilkuletni chłopiec, pewnie jej synek, i wskoczył za matką do tej studni. Wtedy podobno nawet Japończyków ogarnęło przerażenie.
-
Lucien Bodard "Syn konsula" (W oryginale "le Fils du Consul"). Autor był właśnie synem tego konsula. Możliwe. Podobno w Japonii przed wojną była bardzo popularna piosenka której myślą przewodnią było że "żyjemy tu na tych ubogich wyspach a tam niedaleko są bogate Chiny". Faktycznie jakieś pomieszanie kompleksu wyższości i niższości.
-
Było to hasło propagandowe i wątpliwym jest żeby trafiało do odbiorców. ) Po prostu mamy problemy ze zrozumieniem Azji bo to jednak inna kultura, bardzo różna od naszej. A tak nawiasem mówiąc to, mimo wszystko, o wiele gorzej traktowali Chińczyków niż w.w Europejczyków na których przynajmniej nie ćwiczyli ataków na bagnety. A i te zbrodnie wojenne mają w Azji inny wymiar. Parę lat temu obejrzałem na którymś z Discovery film, dla mnie trochę szokujący. Jego bohaterem był były japoński żołnierz w Chinach który już po wojnie jeździł do Chin do wiosek w których podczas wojny mordował ludzi by tam się pokajać za swe zbrodnie. Robił to oficjalnie paląc świeczki i modląc się, oczywiście po buddyjsku. Żaden Chińczyk z tej wioski krzywo na niego nie spojrzał. Nikt nie miał do niego żadnych pretensji. Czy ktoś z nas wyobraża sobie analogiczną sytuację w Europie? No i bym nie był taki pewien czy Japończycy uważają Chińczyków za gorszą odmianę ludzi. Jednak Chiny w Azji zawsze budziły podziw i respekt.
-
Udałoby się. Była już na tym forum o tym mowa. Za Batisty, Castro był człowiekiem szefa tajnej policji Esterbana Roja, który tak naprawdę nazywał się Manuel Pineiro Losada. Miał pseudonim, czy może przezwisko "Barba Roja" co znaczy Rudobrody. Stąd często nazywano go Roja: Esteban Roja, Cornellio Roja ale najczęściej comandante Roja (comandante=generał). Był absolwentem najlepszych amerykańskich uniwersytetów, miał żonę Amerykankę i doskonale znał język. W latach 50-tych i 60-tych był najprawdopodobniej powiązany z amerykańskimi służbami wywiadowczymi, ale nie z CIA. Prawdopodobnie pracował na rzecz specjalnej amerykańskiej sekcji wywiadowczej kierowanej przez deputowanego demokratów Forrestala. Miała ona za zadanie przede wszystkim zreformować CIA, która to służba, stosunkowo wówczas młoda, popełniała wiele błędów. Wobec tego wszystkiego to dlaczego Castro miałby nie utrzymać władzy?
-
Trudno powiedzieć czy narzucali im japońską kulturę itd. Kiedyś wpadła mi w ręce książka, pamiętniki konsula z Kunmingu (miasto na południu Chin). Były tam konsulaty europejskie (francuski i angielski) oraz japoński. By zachować tam autorytet wśród Chińczyków to kiedy się szło ulicą wszyscy przechodnie chińscy musieli schodzić z drogi a jeżeli jakiś sią zagapił to należało takiego brutalnie odepchnąć, ewentualnie potraktować z kopa. Jednak żaden europejski konsul nie był w stanie dorównać japońskiemu, bo ten w takiej sytuacji wyciągał swój miecz samurajski i traktował nim delikwenta. Żaden Europejczyk nie potrafił tego robić. By wynikało że w tamtych stronach Japończycy potrafili zdobyć sobie autorytet.
-
Jednak żadna elektronika nie zastąpi leżenia na kanapie z książką. Można sobie zwrócić na coś uwagę bliżej, w innym miejscu szybko przelecieć itd. To trochę jak z przedmiotami ścisłymi. Czy ktoś przyswoi sobie coś z matematyki, fizyki czy chemii patrząc w ekran i ewentualnie stukając w klawiaturę? Chyba nie bo jednak co jakiś czas trzeba usiąść i zwykłym długopisem na zwykłej kartce napisać to co się czytało. (wzór, zadanie, rysunek itd.) Poza tym książki (w sensie np. powieść) nigdy nie przeniesie się wiernie na ekran.
-
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Obawiam się że trochę za bardzo zabrnęliśmy w kazuistykę. W jakiejś luźnej dyskusji trudno zastanawiać się co jest czołgiem a co nie a do tego dochodzi jeszcze jakościowa ocena strat w jakiejś bitwie którą trudno zweryfikować a nawet policzyć. W języku francuskim, który jest klasycznym jeżeli chodzi o militarne słownictwo, na czołg mówi się po prostu wóz (char), tak jak na wóz drabiniasty, oczywiście można dodać wóz szturmowy, wóz wsparcia, wóz pancerny itd. Według mnie jest to bardzo wygodne bo można powiedzieć że w jakiejś bitwie zniszczono np. 80 wozów (char)i z grubsza wiadomo o co chodzi nie wnikając czym były te wozy a wiadomo że nie były to wozy drabiniaste ani nawet ciężarówki. W końcu tankietkę TKS można nazwać wozem bojowym tak samo jak Abramsa nie wnikając w szczegóły techniczne, którymi zresztą można się zająć na osobności. Zresztą ostatnio zniknęły z naszych oczu wozy drabiniaste itp zatem słowo wóz jest niezagospodarowane a szkoda bo jest krótkie, zwięzłe, dobitne i typowo polskie. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
W każdym razie polskie drogi z okresu międzywojnia nadawały się dla ciężarówek. Mój dziadek był przed wojną właśnie kierowcą ciężarówki, po całej Polsce rozwoził kalosze (czy w ogóle wyroby gumowe). Babcia mówiła że był w domu gościem bo przeważnie był w drodze, zatem skoro po całych dniach jeździł ciężarówką po Polsce to i musiały być drogi przejezdne dla ciężarówek. A piszę o typowej ciężarówce bo mam nawet zdjęcie dziadka koło jego ciężarówki. Możliwe że jakość tych dróg pozostawiała wiele do życzenia zatem i samochód trzeba było stale naprawiać, ale jednak jeździł a i ciężarówka musiała być sprawna technicznie, zatem tym większe zasługi ówczesnych kierowców. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Rozumiem że, Szanowny Gregski, przezywasz traumę pocovidową, stąd litość. Ale problem jednak był. Szczególnie jaskrawie wystąpił w styczniu 1945 roku podczas ofensywy niemieckiej na Strasburg (operacja Nerwinden). Amerykanie chcieli wówczas opuścić to miasto, co z wojskowego punktu widzenia było usprawiedliwione (wszystkie strony to przyznają). Jednak sama myśl o opuszczeniu Alzacji to dla Francuzów tragedia i naczelne dowództwo francuskie nie chciało nawet o tym słyszeć. De Gaulle zagroził że koleje francuskie przestaną obsługiwać alianckie transporty wojenne. Transport samochodowy natomiast był podatny na demoralizację (którą Francuzi zresztą ochoczo wspomagali). Dla Amerykanów byłaby to katastrofa, przecież ich armie były gdzieś w Europie, na granicy Niemiec, zużywały mnóstwo materiałów i odcięcie ich od tych dostaw oznaczało ich unicestwienie. W każdym razie amerykańscy szefowie mieli się nad czym głowić. Konflikt zażegnała mediacja Churchilla w Paryżu. Ze Strasburga się w każdym razie nie wycofano. Jednak jest to również ciekawy przykład z tego powodu że pokazuje jak logistyka może wpływać na decyzje polityczne. Poza tym łatwo zauważyć że dla armii brytyjskiej taka groźba miałaby o wiele mniejsze znaczenie bo jej oddziały posuwały się wzdłuż wybrzeży i miały pod ręką swoją flotę a od niej ewentualnie wsparcie i zaopatrzenie. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
No dobrze. Ale pod tym linkiem pisze że to zaopatrzenie dysponowało 574 ciężarówkami a nie 5000. To 10x mniej. Poza tym trzeba trochę pamiętać o ówczesnej specyfice działań alianckich oddziałów we Francji. Wszystko opierało się o transport samochodowy bo Francuzi wcale nie spieszyli się z uruchomieniem linii kolejowych. W razie zatargu z Amerykanami wystarczyło parę beczek wina dla kierowców i miłe panienki by ten transport się urwał. Anglicy, którym podlegali Polacy, ostrożnie się trzymali wybrzeża, ale transport też opierał się o samochody. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Tyle że logistyką zajmowały się oddziały zaopatrywania a w ich skład wchodziły (wdł. w.w): 11 kompania zaopatrywania (zaopatrywania w żywność) 10 kompania zaopatrywania (zaopatrywania w amunicję) 3 kompania zaopatrywania (zaopatrywania w materiały pędne) To te 3 kompanie miały 5000 pojazdów? Te 5 tysięcy to nawet nie wyjdzie jeżeli weźmie się pod uwagę poszczególne pułki osobno. Trzeba się trochę zastanowić nad tym co się czyta. Zresztą Skibiński mimochodem wspomina że tych pojazdów było 4 tysiące a nie 5. PS: Pewnie że byłoby ciekawe jaki był skład tych kompanii bo logistyka jest bardzo ważna ale nie mogłem nic bliższego o nich znaleźć. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Bez przesady. Jeżeli założymy że w 1939 roku Polska miała 1000 wozów pancernych to dla ich zaopatrzenia potrzeba było najwyżej 300 - 400 ciężarówek, a zważywszy na ich właściwości to ze 200. Dalej nie komentuję. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Coś chyba w tym jest bo jak bliżej się przyjrzeć działaniom czołgów to czasem więcej szkody przyczyniła im nieporadna logistyka niż nieprzyjaciel. Nie tylko zresztą ważna tu jest logistyka, bo również utrzymanie ich w ruchu (przeglądy, remonty bieżące, okresowe, naprawy wynikające ze zużycia sprzętu czy działalności nieprzyjaciela) -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Są teorie ale jest również praktyka i to ona w końcu te teorie weryfikuje. No właśnie, to jest spore zawężenie tematu. Uważam że ta dyskusja byłaby o wiele pożyteczniejsza gdyby odnosiła się do niszczenia czołgów na polu walki w ogóle. Jednak jeżeli chodzi o broń ppanc to chyba większej rewolucji dokonały pociski kumulacyjne. Przed chwilą przejrzałem trochę o nich w necie i trochę mnie zaskoczyło że Anglicy pierwsi zaczęli je stosować (PIAT-y), bo już we wrześniu 1942 roku. Podczas gdy Niemcy rok później, bo we wrześniu 1943 roku (panzerfaust). Możliwe że odnosi się to do twierdzenia że potrzeba jest matką wynalazków. Anglicy odczuli potrzebę takiej broni po wyczynach czołgów Rommla w północnej Afryce, natomiast Niemcy po niepowodzeniach na frontach w 1943 roku (Afryka Północna, Kursk) które, jak to napisał Guderian w swoich pamiętnikach, zakończyły niemiecką potęgę pancerną. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Przecież wyraźnie napisałem że czołgi z Brygady Kawalerii Zmot. nie zniszczyły (o ile wiem) żadnego niemieckiego czołgu natomiast brygada zniszczyła ich kilkadziesiąt. Ale nie stracono żadnego TKS-a i nikt nie zginął. Zresztą karabiny ppanc przebijały również ówczesne niemieckie czołgi. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Nic nie wiem o walkach tych czołgów we wrześniu 1939 roku. Mam wrażenie że wy wszyscy opieracie się na milczącym założeniu że czołg może zostać wyeliminowany z pola tylko walki przez inny czołg. Przecież to nieprawda. Niemcy podczas DWS mieli na ogół lepsze czołgi, to znaczy takie z którymi na ogół alianckie czołgi nie miały szans w bezpośrednim starciu ale wojnę przegrali. Skibiński w swej książce Pierwsza Pancerna pisał że R-35 były to na owe czasy najzupełniej nowoczesne maszyny ale jednostka wyposażona w te czołgi nie popisała się. Chodzi o baon tych czołgów stacjonujący na wschód od Lwowa. Miał wejść w skład 10 Brygady Motorowej płk. Maczka ale jego dowódca, mjr.Łucki bryknął z żoną przez granicę. Za to dziadostwo płk. Maczek oddał go we Francji pod sąd ale ten się wykręcił. Jeżeli tacy dowódcy dowodzili polskimi czołgami to trudno się dziwić że nie odegrały one dużej roli. Jednak 10 Brygada Zmotoryzowana płk. Maczka która dysponowała kompanią TKS i kompanią Vickersów zniszczyła kilkadziesiąt niemieckich czołgów. Co nie znaczy że te w.w czołgi zniszczyły jakiś niemiecki czołg. Ale Skibiński w w.w książce opisując walki pod Lwowem pisze że gdy TKS-y wykonywały jakieś zadanie przeciwko niemieckiej piechocie nie poniosły prawie żadnych strat ponieważ Niemcy nie mieli żadnej poważnej broni ppanc i ostrzeliwali je tylko amunicją ppanc z CKM-ów. Zatem na ogień piechoty TKS-y były odporne zatem na polu walki były wartościowe. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Zasadniczo to może i tak ale ta druga data jest trochę umowna bo tego dnia podpisano w Trewirze przedłużenie rozejmu z Compiegne zawartego 11 listopada 1918 roku. Tak w praktyce to w ciągu tych 3 miesięcy Niemcom narodził się nowy front na wschodzie na którym trwały walki i to przedłużenie rozejmu w Trewirze musiało objąć również front wielkopolski. Zresztą Niemcy wówczas nie używali terminu Powstanie Wielkopolskie tylko "nasze siły na wschodzie" albo "nasi przeciwnicy na wschodzie". Poza tym starcia polsko-niemieckie bynajmniej nie zakończyły się 16 lutego 1919 roku a trwały do czerwca 1919 roku, czyli do podpisania Pokoju w Wersalu. Jednak mam raport głównodowodzącego armii niemieckiej generała Groenera z 17 czerwca 1919 roku przeznaczony dla prezydenta Eberta który to raport pewnie zadecydował o tym że Niemcy zdecydowali się na podpisanie traktatu 28 czerwca. W tym raporcie Groener oceniał jakie Niemcy mają szanse gdyby podjęli na nowo działania wojenne. Omawiając sytuację na Wschodzie, nie użył bynajmniej terminu Powstanie Wielkopolskie, napisał m.in: (...) Porównanie sił wykazuje że na wschodzie mielibyśmy na początku przewagę liczebną. [...] możemy liczyć na znaczną przewagę wynikającą z lepszego dowodzenia, wyszkolenia oddziałów, wyższości artylerii, szczególnie artylerii polowej ale Polacy DYSPONUJA LICZNYMI CZOŁGAMI. Pewnie że w grudniu 1918 roku Polacy w Wielkopolsce nie mieli czołgów ale w czerwcu 1919 roku były już liczne a o to chyba w tym temacie chodzi. Poza tym skądinąd wiem że mój dziadek podczas wojny bolszewickiej walczył na Ukrainie i był w samochodach pancernych, słyszałem nawet pewne opowieści o jego przeżyciach tam, co prawda od babci bo dziadek nie przeżył DWS. Jednak z tego wszystkiego wynika że w latach 1919-20 broń pancerna nie była nam obca a nawet w tej dziedzinie wyprzedzaliśmy sąsiadów tylko że sprawę zaniedbali nasi oficerowie bo Wrzesień 1939 roku wykazał że nie potrafiono z niej zrobić należytego użytku. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Zgadza się. 280 sztuk to były TKS, czyi ta ulepszona wersja. Trochę pobieżnie zapamiętałem to co Ciekawy napisał. Ale napisał też że tych czołgów (może lepsza nazwa wozów bojowych) było więcej niż 600. W Wiki znalazłem: 132 sztuki 7P. 102 sztuki Renault. 38 sztuki Vickers -E. 50 sztuk Renault R-35. 574 sztuki TK-3 i TKS. To razem daje ok. 900 czołgów, zatem więcej niż 600. A było jeszcze 100 samochodów pancernych. No i nie bardzo wierzę że TKS nie mógł pokonać rowu przydrożnego. To chyba kwestia wyszkolenia. W każdym razie te wszystkie wozy bojowe (bo były jeszcze samochody pancerne) można było lepiej wykorzystać. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Uwzięliście się na te TKS a przed wami ktoś tu napisał że było ich tylko 280 na tych około 600 czołgów którymi nasza armia dysponowała w 1939 roku, czyli trudno mówić że był to czołg podstawowy. Tych 600 czołgów to jednak była jakaś konkretna siła tyle tylko że trzeba było potrafić je używać a u nas tej tradycji nie było. W 1918 roku Niemcy podczas Powstania Wielkopolskiego płakali że Polacy mają liczne czołgi ale pułki czołgów z początku lat 1920-tych zostały chyba rozwiązane? I ta tradycja została u nas zaprzepaszczona. A co do TKS to przeskoczyć rowu przydrożnego może i nie potrafił bo był za krótki ale miał chyba najwyższy współczynnik mocy z tych używanych na polach bitew w Kampanii Wrześniowej (coś koło 17), zatem miał największą zdolność pokonywania terenu z ówczesnych czołgów. No ogień ówczesnej broni strzeleckiej był chyba odporny, karabin maszynowy miał, był wysoce manewrowy, zatem jego wartość bojowa na ówczesnym polu walki była znacząca. -
Prawna dyskryminacja Wendów
euklides replied to Bruno Wątpliwy's topic in Gospodarka, handel i społeczeństwo
i Coś w tym mogło być. Z tym nie przyjmowaniem do cechu to pewnie chodziło o tzw partaczy którzy egzystowali poza miastem, ewentualnie na przedmieściach, a którzy robili wszystko po swojemu, w odróżnieniu od cechu gdzie wszystko było z góry narzucone począwszy od asortymentu aż do sposobu produkcji. Ponieważ cech pilnował asortymentu i sposobu produkcji to wyroby cechu były solidne i nie budziły żadnych wątpliwości co do wartości (tzn użytych materiałów, sposobu wykonania, ceny). Partacze natomiast bardziej sprzyjali gustom klienta bo nie byli skrępowani cechowymi nakazami a możliwe że poza miastem klientela miała inne gusty. Na to mogły się nałożyć jakieś podziały etniczne. Nie rozumiem o co chodzi z tymi Wendami z Pomorza Słupskiego. O ile dobrze kojarzę to tam Wendowie (czy może raczej Kaszubi) jeszcze w XVIII wieku mieli swoją szlachtę, czy nawet elitę, a zatem dobrze się mieli. Toteż w okolicach Szczecina czy w samym mieście, też mogli być, co w tym dziwnego? -
Wyginięcie neandartalczyków
euklides replied to MaWro's topic in Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Jesteście mizogyńczykami czy jak? Jeśli już przyjmiemy te dziesiątki to po stronie neandertalczyków mamy 5 neandertalczyków i 5 neandertalek. Kromaniończycy przybyli gdzieś z zewnątrz, nie są raczej urządzeni w terenie i te 5 neandertalek to dla nich niezły kąsek, zatem pozbywają się neandertalczyków a neandertalki sobie zostawiają i tyle. "cherchez la femme". O Helenie trojańskiej nie słyszeliście? -
Jednak ten papier wyraźnie abdykował. O ile kiedyś, kiedy jeszcze używano atramentu, papier służył do przekazywania informacji ewentualnie do dokumentowania czegoś to teraz raczej służy do ukrywania czegoś, nie koniecznie prawdy, a nawet do fałszywek (choćby faktury). Słyszy się o jakichś kilkusetstronnicowych tekstach dotyczących przepisów prawnych czy procedur ekonomicznych które, według mnie, można byłoby zawrzeć na 2 - 3 stronach. Oczywiście mętne redagowanie przepisów i procedur było i kiedyś teraz jednak wyraźnie się nasila. Stąd moja wątpliwość co do kierunku w jakim to wszystko zmierza.
-
Czytając te Wasze powyższe rozważania można dojść do wniosku że od czasu jak ludzkość zaczęła się żegnać z papierem i atramentem to zaczęła wchodzić na jakieś nowe, nieznane dotąd, ścieżki rozwoju, których ja do końca pojąć nie mogę, jakieś UODO, skany, od/blokowania konta itp. to mnie w każdym razie przeraża, i chyba nie tylko mnie zważywszy że jest to forum historyczne a zatem raczej konserwatywne. I teraz dokąd nas te nowe drogi prowadzą? Czy czasem nie w przepaść?
-
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides replied to Gryfon's topic in Gospodarka, kultura i społeczeństwo
To wynika z pewnych ogólnych założeń, chyba powszechnie akceptowanych. Przede wszystkim wszyscy się chyba tutaj zgadzamy że Historia magistra vitae. Poza tym, w tym konkretnym przypadku, jeżeli jakaś operacja się udała raz to dlaczego jej nie powtórzyć? No i, według mnie, strategia aliantów w 1918 roku była mistrzowskim zrealizowaniem strategii Shuai-jan opisanej przez chińskiego mędrca Sun-tze (Sun-Zi?) w swym dziele "O Sztuce Wojennej", bodajże w rozdziale 11. Żeby było ciekawiej to to dzieło zostało napisane ponad 2 tysiące lat temu a 1939 rok od 1918 dzieli 21 lat. Trudno tu używać rzeczownika Niemcy bo nie wszyscy Niemcy (oczywiście mówię o decydentach) chcieli ogołocić front bałkański. Chciał tego Ludendorff, czyli sztab Generalny, natomiast politycy (choćby Kuhlman) ostro się temu sprzeciwiali a cesarz Wilhelm nie mógł tych rozbieżności jakoś sensownie pogodzić. Tylko że się nie zakończyła sukcesem. Wyżej pisze że Rumunia to prawie Bałkany. Do Francji pewnie łatwiej ale wariant o przerzuceniu jakiegoś korpusu ekspedycyjnego do Polski też mógł być rozważany, w każdym razie nie jest to absurd.