Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,188
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. Katarzy

    U Sokratesa Scholastyka można przeczytać choćby to: W 512r Patriarchą Antiochii zostaje monofizyta Sewer (465 – 538r), prawnik z wykształcenia. Po studiach rozpoczął życie w klasztorze. Za sprawą Nefaliusza i jego stronników został stamtąd wygnany. Udał się do Konstantynopola i tam wszedł w kontakt z cesarzem Anastazym. W swych pismach wyklął Sobór w Chalcedonie, odrzucał tomus Leona. Był przedstawicielem greckich kręgów przywykłych tam do odgrywania kierowniczej roli. Wierny zasadom Cyryla, jego wyznanie „Boski Logos, jedyny narodzony przez Ojca, bez początku, wieczny, nie podlegający cierpieniom, Bezcielesny, wziął dla siebie ciało dla naszego zbawienia z Ducha Świętego i najświętszej Bogarodzicy, Zawsze Dziewicy Marii, ciało wspólne co do istoty z nami, ożywione duszą inteligentną i rozumiejącą”. W książce o Katarach pani Oldenburg można przeczytać: ... Jezus ma zatem pozorne ciało. On się nie wcielił, on się [s’adombre]. Jest czymś w rodzaju zjawy. Jeżeli stwarza pozory, że poddaje się prawom ziemskim, to po to, by lepiej zmylić czujność Demona. Jednak Demon, jak tylko rozpoznał posłańca Boga, szuka sposobu by go uśmiercić, i wrogowie Boga, zwiedzeni pozorem, uwierzą, że Jezus naprawdę cierpiał i umarł na krzyżu. W rzeczywistości bezcielesna powłoka Jezusa nie mogła ani cierpieć, ani umrzeć, ani zmartwychwstać. Nie będzie cierpiał żadnej obelgi i po tym jak wskaże swoim uczniom drogę zbawienia, powróci do nieba... Ja tu widzę analogię. U Sokratesa Scholastyka jest ich więcej, wymaga to jednak uważnej analizy. Trochę się nad tym zastanawiałem i dla siebie samego doszedłem do pewnych wniosków, ale takiej analizy nie podejmuję się, chociaż z chęcią poczytałbym kogoś kto się na tym zna. Tym bardziej, że dzieło Scholastyka jest chyba znane tylko z odpisów i by je rozsupłać potrzebny jest czas i duża wiedza.
  2. Armand Richelieu i początki absolutyzmu

    Sprawa wygląda tak: We francuskim egzemplarzu książki, który posiadam jest napisane dosłownie tak; "...ad regem per reginam (do króla przez królową)". O ile mam dobre pojęcie o łacinie, to powinno to brzmieć "ad rex per reginam". Początkowo myślałem, że jest to jakiś błąd techniczny (na przykład drukarski), późniejk jednak doszedłem do wniosku, że może tu chodzić o jakiś niuans i zostawiłem jak jest. Przecież Richelieu mógł w ten sposób łechtać jakieś plany matrymonialne królowej, a późniejszy historyk to stonował. Jeżeli ktoś zna łacinę to może mi powie co znaczy "ad regem per reginam". A swoją drogą, jest to język coś mało znany. Co prawda telewizja robi dużo by rozpowszechnić pewną jego odmianę, ale to i tak za mało. Było to przemówienie wygłoszone 23 lutego 1615 roku na końcowym posiedzeniu Stanów Generalnych. Jako przedstawiciel kleru przemawiał tego dnia jako pierwszy. Po nim mówili jeszcze przedstawiciel szlachty i stanu trzeciego. Słowa te wygłosił gdzieś przy końcu, później mówił jeszcze o mariażach hiszpańskich i chwalił zawarcie pokoju z Hiszpanią. Nie wiem kto to jest Tellemant, chociaż dlaczego by nie sięgnąć jeżeli można się coś ciekawego dowiedzieć.
  3. Pani de Chevreuse

    By to należycie ocenić należy trochę znać problemy ówczesnej polityki. Przypomnę, że w XVII wieku Francja była okrążana przez Habsburgów wiedeńskich i hiszpańskich. Wielu Francuzów odczuwało to jako stan oblężenia i uznawało, że nie można tego tolerować. Był jednak problem, bowiem tego stanu rzeczy nie można było zmienić bez wojny, ta zaś, fatalnym zbiegiem okoliczności, mogła być prowadzona tylko w sojuszu z protestanckimi książętami Rzeszy, którzy tradycyjnie byli w konfrontacji z cesarzem, i z również protestancką Holandią. Wielu francuskich katolików nie chciało o tym słyszeć. W tych warunkach ukształtowała się we Francji ultrakatolicka partia, przeciwna wojnie z Hiszpanią i na dodatek obficie wspierana przez hiszpańskie pistole, brało je również wielu ministrów. Szczególnie palącą sprawą w owym czasie była wojna w Holandii, prowadzona przez hiszpańskiego Habsburga. Otóż by ją prowadzić wojska Hiszpańskie w Holandii musiały być zaopatrywane we wszystko to co jest potrzebne do prowadzenia wojny. Posiłki i zaopatrzenie z Hiszpanii płynęły statkami do Genui, stamtąd zaś trasa wiodła do Holandii wzdłuż wschodnich granic Francji. Oczywiście w interesie Francji leżało jej przecięcie, nie było to jednak łatwe, Henryk IV, kiedy szykował wyprawę w tym celu (zdaje się do księstwa Cleves), został skrytobójczo zamordowany. Ta trasa miała jedno szczególnie ważne miejsce, alpejską dolinę Valteline. Rozciąga się ona wzdłuż granicy włosko-szwajcarskiej na długości ok. 100 km. Kontrola nad nią uniemożliwiała Hiszpanom przesyłanie posiłków do Holandii. W XVII-wiecznej polityce dolina ta miała takie znaczenie jak Dardanele w XIX wieku i później. I tu znowu problem, Valteline zamieszkiwała ludność w większości katolicka, zaś w interesie Francji leżało oddanie jej szwajcarsko-protestanckiej lidze, Grisonom. W 1626 roku sprawa Valteline zaostrzyła się do tego stopnia, że Richelieu wzywał do wojny. Wtedy to właśnie rozpoczęły się intrygi de Chevreuse związane z partią „odrazy do małżeństwa” . Można się przecież domyślać, że de Chevreuse nie działała sama a czyniła to z czyjegoś polecenia. Przecież w pewnym momencie doprowadziła do niebezpiecznej próby zamachu na Richelieu. Gdyby się udał wojna z Hiszpanią znowu zostałaby udaremniona, tak jak to miało miejsce po zabójstwie Henryka IV. Richelieu jakoś uporał się z tą sprawą, nie dał się zabić, ale i tak musiał na jakiś czas zrezygnować z otwartej wojny z Hiszpanią. Udało mu się do niej doprowadzić dopiero w 1635 roku. (pisałem to z pamięci, i mogą być jakieś drobne nieścisłości)
  4. Katarzy

    Zoe Oldenbourg „Stos z Montsegur” Doktryna Katarów Większość sekt heretyckich, które ujawniły się w średniowieczu, w Europie Zachodniej, uważa się z manichejskie, chociaż ich członkowie nie wymieniali imienia Manesa, za to bowiem rzucano na nich klątwy, palono na stosie. Na doktrynę Manesa duży wpływ miała gnoza, czyli próba syntezy filozofii antycznej i chrystianizmu. Zaprzeczała ona jakoby Bóg stworzył Zło i materię. Gnoza jest od dawna potępiona przez Ojców Kościoła ale nigdy nie zniknęła całkowicie i ciągle można ją jeszcze odnaleźć w kościołach wschodu. Sam Manes, spadkobierca religii perskiej, miał z kolei również wpływ na gnostycyzm. Wierzył w istnienie dwóch zasadniczych, przeciwstawnych pierwiastków, Dobra i Zła. Dlatego o jego zwolennikach mówi się, że są dualistyczni. O ile jedni z katarskich teologów uważają, że oba te pierwiastki istniały od początku świata, to inni w pierwiastku Zła widzieli twór wtórny, czyli upadłego anioła. Wszystkie odłamy Katarów (zwanych też patarin, publikanie) utrzymują, że Bóg jest dobrocią, nie jest jednak wszechmocny. Różnią się tym, że jedni utrzymują iż pierwiastek Zła narodził się w chaosie, przed wszystkimi wiekami, drudzy zaś wiążą jego powstanie ze złą wolą jednej z istot stworzonych przez dobrego i jedynego Boga. Wszyscy Katarzy utrzymują, że Bóg nie jest wszechmocny, że Zło wydało mu bezlitosną walkę, której koleje są zmienne, ale która z czasem zostanie wygrana. Te wyżej wymienione poglądy nie były jeszcze zbyt szokujące dla innych chrześcijan, inne były trudniejsze do przyjęcia, według Katarów bowiem: Bóg nigdy nie stworzył świata materialnego. Został on stworzony przez Szatana. Dla wszystkich Katarów świat postrzegany przez zmysły był światem diabolicznym i przejawem Zła, dla niektórych nawet słońce i gwiazdy. W kosmogonii Katarów świat materialny jest tylko najpodlejszym przejawem rzeczywistości, najbardziej zdecydowanie oddalonym od Boga, jest stworzony przez Demona. Istnieje cała hierarchia innych światów, gdzie inne zbawienia są możliwe. Demon to nikt inny jak Bóg Starego Testamentu, Sabaoth lub Jaldabaoth, prymitywny i nieudolny naśladowca dobrego Boga, twórca nędznego wszechświata, który mimo wszystkich swoich wysiłków nie potrafił stworzyć nic trwałego: dusze aniołów, których słabość doprowadziła do upadku w materię, pozostają obcymi dla tego wszechświata i żyją w nienazwanym cierpieniu, oddzielone od ducha, który był w nich przed ich upadkiem. Tutaj występuje różnica między rozmaitymi odłamami Katarów. Jedni utrzymują, że liczba tych zatraconych dusz jest ograniczona i w nieskończoność przemieszczają się one od jednego ciała do drugiego, poprzez nieustanne, następujące po sobie cykle narodzin i śmierci. Ten pogląd jest bliski hinduskiej doktrynie reinkarnacji i karma. Inni, przeciwnie, sądzą, że każde nowe narodziny (moje: logiczniejszym byłoby używanie zamiast narodzin słowa poczęcie) powodują sprowadzenie, jeżeli nie z nieba, to przynajmniej ze strefy pośredniej między ziemią a niebem, jednego z aniołów zwiedzionego przez Demona. Stąd bierze się powszechna u Katarów odraza do płodzenia, jako aktu okrutnego, który przemocą wciąga niebiańską duszę w świat materii. (40) Dobry Bóg jest nieskalany i radosny, ale chociaż nie zna zła, to wie, że niebiańskie dusze odłączyły się od niego i chciałby je z powrotem sprowadzić do nieba. Nic jednak nie może, by im pomóc. Oddziela go od nich przepaść. Nie może mieć żadnego kontaktu ze światem stworzonym przez Księcia Zła. Pomiędzy szczęśliwymi istotami, które go otaczają, Bóg szuka zatem Pośrednika, który mógłby przywrócić kontakt między niebem a upadłymi duszami, i w końcu wysyła Jezusa, który według Katarów jest czy to najdoskonalszym z aniołów, czy też Synem Bożym, ale drugim, Szatan bowiem był pierwszym. Z określenia Syn Boży nie wynika równość Ojca i Syna. Jezus jest co najwyżej wyłonionym z niego wizerunkiem Boga, który zstępuje w plugawy świat materii i nie wzdraga się wejść z nią w kontakt przez litość dla dusz, które ma nauczyć jak mają odnaleźć z powrotem drogę do swojej ojczyzny. Czystość nie może jednak mieć rzeczywistego kontaktu z plugastwem. Jezus ma zatem pozorne ciało. On się nie wcielił, on się [s’adombre]. Jest czymś w rodzaju zjawy. Jeżeli stwarza pozory, że poddaje się prawom ziemskim, to po to, by lepiej zmylić czujność Demona. Jednak Demon, jak tylko rozpoznał posłańca Boga, szuka sposobu by go uśmiercić, i wrogowie Boga, zwiedzeni pozorem, uwierzą, że Jezus naprawdę cierpiał i umarł na krzyżu. W rzeczywistości bezcielesna powłoka Jezusa nie mogła ani cierpieć, ani umrzeć, ani zmartwychwstać. Nie będzie cierpiał żadnej obelgi i po tym jak wskaże swoim uczniom drogę zbawienia, powróci do nieba. Jego misja jest skończona. Pozostawił na ziemi Kościół, który posiada w sobie ducha Świętego, Pocieszyciela wygnanych dusz. Ale Demon, który jest księciem tego świata, umiał tak dobrze zwieść ludzi, tak dobrze zniweczyć dzieło Jezusa, że fałszywy kościół, który przyjął nazwę „chrześcijański”, podstawił w miejsce prawdziwego. Ten fałszywy Kościół (rzymski) jest w rzeczywistości jest Kościołem Diabła i naucza dokładne przeciwieństwo doktryny Jezusa. Prawdziwym Kościołem chrześcijańskim, tym, który posiada Świętego Ducha jest Kościół Katarski. Kościół rzymski jest zatem Bestią, prostytutką Babilonu. Nie możliwe, by był zbawiony ten kto mu jest posłuszny. Wszystko co pochodzi od tego Kościoła jest zgubne. Jego sakramenty nie mają żadnej wartości, co więcej, są pułapką Szatana gdyż każą wierzyć ludziom, że czysto materialny rytuał, mechaniczne gesty, mogą sprowadzić zbawienie. Nie możliwym jest by woda święcona, czy hostia przenosiły Ducha, są bowiem plugawą materią. Niemożliwe, by hostia była ciałem Chrystusa. Krzyż nie może być przedmiotem czci, przeciwnie, jako narzędzie upokorzenia Jezusa powinien budzić odrazę. Jeżeli belka spadnie z sufitu i zabije syna gospodarzy, to nie umieszcza się jej w domu na honorowym miejscu by ją czcić i okadzać. Jeżeli krzyż jest narzędziem Diabła, wszystkie wizerunki, wszystkie przedmioty, które Kościół Rzymski uznaje za święte, są również dziełem Złośliwca, który pod przykrywką chrystianizmu ustanowił panowanie najohydniejszego pogaństwa. Święte wizerunki są bałwanami, relikwie czymś gorszym jeszcze. Są to tylko kawałki zgniłych kości, drewna lub tkanin, znalezionych nie wiadomo gdzie, którym zręczni oszuści każą uchodzić za resztki błogosławionych ciał lub czczonych przedmiotów. Poza tym ci, którzy czynią pokłony przed czymś takim, czczą materię będącą dziełem Demona, a na dodatek wszyscy święci byli grzesznikami, służyli bowiem Kościołowi Diabła, podlegają takiemu samemu potępieniu, co sprawiedliwi ze Starego Testamentu, służący złemu bogu i przez niego stworzeni. Dziewica nie była matką Jezusa, ponieważ Jezus nigdy nie miał ciała, ale skoro dla pozorów chciał, by go urodziła, to znaczy, że ona również była istotą niematerialną, aniołem, który przybrał wygląd kobiety. Jest ona być może tylko symbolem Kościoła, który poprzez nią wysłuchuje słowo Boże. (42) Uznając regułę, że świat został stworzony przez ducha zła, Kościół Katarski może od razu, z góry, potępić wszystkie przejawy ziemskiego życia: wszystko co nie jest czystym duchem jest skazane na całkowitą zagładę i nie zasługuje ani na miłość, ani na poważanie. Jeżeli Kościół Rzymski był najbardziej widoczną formą zła na ziemi, to władza świecka jest prawie na równi winna ponieważ swą moc opierała na przymusie, często na zabójstwie (wojna, wyroki śmierci). Rodzina jest godna potępienia jako przyczyna zajmowania się sprawami ziemskimi. Małżeństwo jest jeszcze jednym występkiem przeciwko Duchowi gdyż wikła człowieka w życie cielesne i powoduje zgubę następnych dusz, spychając je do materii. Co prawda duchowni katarscy jak i duchowni katoliccy przyznawali, że człowiek w związku małżeńskim może być zbawiony, czynili to jednak tylko z pobłażania dla słabości ludzkich. Każde zabójstwo, nawet zwierzęcia, jest zbrodnią, bowiem ten co zabija, odbiera duszy możliwość pojednania się z Duchem i niestosownie przerywa jej pokutę. Dusza, nawet jeżeli znalazła się w ciele bestii ma prawo do wszelkich względów, gdyż być może ma szansę odrodzić się w lepszym położeniu. Nie można zatem nosić przy sobie broni, by nie ryzykować zabójstwa, nawet w obronie własnej (43). Nie można również spożywać produktów pochodzenia zwierzęcego, które są wyjątkowo nieczyste. Unikać należy nawet nabiału i jajek, tak jak wszystkiego co powstało poprzez zapłodnienie. Nie wolno nigdy kłamać ani składać przysięgi (moje: logiczne, jedno wynika z drugiego). Nie wolno posiadać dóbr ziemskich. Jednak nawet ten, kto wypełnia wszystkie te warunki, nie jest jeszcze zbawiony. Zbawionym, czyli pogodzonym z Duchem Świętym, można zostać tylko wówczas, jeżeli wstąpiło się do Kościoła Katarskiego i otrzymało błogosławieństwo któregoś z jego kapłanów przez położenie rąk. Tylko wówczas człowiek odradza się na nowo i może się spodziewać, że po śmierci dostąpi boskiego błogosławieństwa, chyba że nowe grzechy nie pogrążą go znowu w morzach Demona. Nie ma piekła, ponieważ piekłem jest wcielenie się w nowe ciało. (43) Długi ciąg złych wcieleń może odebrać duszy jakąkolwiek możliwość zbawienia. Istnieją również dusze stworzone przez Demona. Z tego powodu pewne istoty nie mogą być zbawione. Trudno jest odróżnić jedne od drugich, ale można przypuszczać, że królowie, cesarze, szefowie Kościoła Rzymskiego, należą do tych, co skazani są na potępienie. Wszystkie inne dusze powinny być zbawione i pokuta poprzez kolejne wcielenia (reinkarnacja) będzie trwała tak długo, dopóki niebiańskie dusze nie odnajdą swej drogi do zbawienia. W końcu świat zmysłowy przepadnie. Słońce i gwiazdy zgasną, ogień pochłonie wody, wody zagaszą ogień, dusze Demonów usmażą się i będzie już tylko wieczna radość w Bogu. (43) Według Katarów, człowiek jako istota cielesna jest również stworzony przez diabła, który jednak jako Duch Zła nie był w stanie stworzyć życia, poprosił zatem Boga o pomoc, by tchnąć duszę w ciało zrobione z gliny. W swej dobroci Bóg zgodził się pomóc owemu bezsilnemu stwórcy i uczynił to, jednak, uformowana przez Szatana, cząstka Boskiego Ducha, tchnięta w pospolitą powłokę cielesną, nie chciała tam pozostać. I wówczas Demonowi, przy pomocy wielu wybiegów, mimo wszystko udało się ją tam uwięzić. Nasi prarodzice nakłonieni zostali przez Demona do związku cielesnego, który definitywnie uwięził ich w materii. Według doktryn niektórych szkół katarskich, Duch tchnięty przez Boga przenosi się poprzez akt zapłodnienia do potomków Adama, niczym płomień, który dzieli się i mnoży w nieskończoność. (39) Inna interpretacja: Demon, Lucyfer lub Luciber, sprowadził z nieba wiele stworzonych przez Boga dusz, które żyły przy nim w błogosławieństwie. Uczynił to, czy to pociągając je za sobą gdy upadał, czy to uwodząc je na różne sposoby. To z tego niewyczerpanego zapasu upadłych i uwięzionych aniołów pochodzą dusze ludzkie, których przeznaczeniem jest jeszcze gorszy upadek, przez to, że oblekają się w ciało. Katolików najbardziej szokowały ich dogmaty o Trójcy i Wcieleniu dotyczyło to jednak raczej teologów i filozofów niż masy wiernych. Katarzy bardziej czcili osobę Chrystusa niż katolicy. O ile pewne postulaty katarów katolicy mogli pozostawić bez reakcji, to nie mogli potraktować obojętnie potępienia Kościoła katolickiego. Kościół Katarski Kościół Katarski powoływał się na tradycję dużo starszą niż była nią tradycja Kościoła Rzymskiego, i zdaje się że miał słuszność. Mówił o sobie, że jest o wiele bliższy nauki apostołów i że jako jedyny zachował Ducha Świętego, wysłanego przez Chrystusa do swego Kościoła. Dwa zachowane teksty z XIII wieku o rytuale katarskim dowodzą, że ten Kościół posiadał bez wątpienia bardzo stare dokumenty, inspirowane bezpośrednio tradycją Kościoła Pierwotnego. Badacz Jan Giraud porównywał ceremonie wtajemniczenia i chrztu katechumenów Kościoła Pierwotnego i wtajemniczenia w Kościele Katarów. Obie ceremonie wykazują takie podobieństwa, że nie może to być przypadkiem. Neofita katarski, tak jak wczesnochrześcijański katechumen powinien być przyjęty do Kościoła po czasie próby i po głosowaniu szefów gminy. Nazwa kapłana, który go przyjmował, Starszy (Senhor), to niewątpliwe tłumaczenie słowa prezbiter. Akt wyrzeczenia się Szatana przez katechumena w Kościele Pierwotnym jest analogicznym do aktu wyrzeczenia się Kościoła Rzymskiego przez Katara. Chrztu w Kościele Pierwotnym dostępowali tylko dorośli, w pełni władz umysłowych. Wierni żądali go często dopiero na łożu śmierci. Oprócz namaszczenia oliwą, która symbolizuje Ducha Świętego, i zanurzenia w sadzawce chrzcielnej (ten sakrament Katarzy odrzucili jako zbyt materialny i zastąpili położeniem rąk), przyjęcie katechumena w Kościele Pierwotnym jest we wszystkich punktach podobne do przyjęcia kandydata katarskiego do jego nowego kościoła. To samo dotyczy ceremonii spowiedzi wiernego swemu Kościołowi i odpuszczenie grzechów przez zgromadzenie Katarów. Nie bez słuszności można zatem powiedzieć, że to Rzym popadł w „herezje” oddalając się od początkowej czystości Kościoła Apostołów. Nie wiadomo skąd się wziął katarski tekst o rytuale ale można w nim odnaleźć raczej werwę Kościoła Pierwotnego niż teologiczne spekulacje sekty, której przypisuje się doktryny zdecydowanie nieprawowierne. Ta księga rytuału, modlitwy i przyjęcia, gdzie jest wyrażony w słowach najświętszy sakrament tego Kościoła, jest najświętszą i najbardziej oficjalną dla Kościoła Katarów. Nie ma tam nic o dualizmie manichejskim, o zaprzeczeniu Wcielenia i Eucharystii. Jest to zatem tekst starszy od katarskiego Kościoła, który Katarzy uszanowali i nic w nim nie zmienili, a przecież nie brakowało im zuchwałości i ochoty do teologicznych spekulacji. U Katarów droga do zbawienia jest wąska, i zdaje się że tylko niewielka mniejszość wybranych może nią postępować. Kościół ten jest jednak wyrozumiały dla słabych i dużo nadziei przywiązuje do znaczenia sakramentu, podobnie zresztą jak Kościół Katolicki. Niezbędnym warunkiem zbawienia jest dla nich akt będący sakramentem pojednania się z Duchem poprzez położenie rąk przez duchownego, który już przyjął Ducha. Nie jest to gest symboliczny (moje: chyba chodzi o to, że nie otrzymuje go każdy kto chce). Ten rytuał, consolamentum (moje: skąd inąd wiem, że jest to chrzest), dla Katarów ma wartość nadnaturalną i naprawdę sprowadza Ducha Świętego na błogosławioną osobę. Niezależnie od stopnia świętości udzielającego sakrament, położenie rąk udziela błogosławionemu Ducha Świętego. Ten akt jest kluczem i centralnym punktem życia Kościoła Katarów. Bez względu na to, czy Katarzy dopuszczają czy nie, sukcesję apostolską (moje: chyba zatem są tacy i tacy), to twierdzą, że Ducha można przekazać tylko czystymi rękami. Jako warunek skuteczności tego sakramentu stawiają nieskazitelność udzielającego sakrament. Rzadkie są przypadki, by consolamentum uznane było za bezwartościowe na skutek niegodziwości udzielającego sakrament. Duch naprawdę spływa na człowieka, który przyjął sakrament, który odtąd staje się chrześcijaninem i umiera na tym świecie, by odrodzić się w życiu Ducha. Mam jeszcze tego parę stron. (c.d o kościele katarskim i liturgię)
  5. Pani de Chevreuse

    Z książki Pierra Chevalier można się czegoś dowiedzieć o tej miłej pani: De Chevreuse urodziła się w 1600 roku w rodzinie de Rohan. W wieku 17 lat została żoną de Luynes, faworyta Ludwika XIII. Miała z nim troje dzieci. Jej mąż zmarł 15.XII.1621r podczas kampanii przeciw Hugonotom. Niedługo potem wyszła powtórnie za mąż (stąd diuszesa de Chevreuse). Na dworze pozostawała w zażyłości z Anną Austriaczką, która lubiła ją za jej wesołość i pewną lekkomyślność, co było zresztą powodem poronienia młodej królowej i de Chevreuse znalazła się jakiś czas w niełasce. Wkrótce powróciła na dwór i zaczęła wywierać na młodą królową przemożny wpływ. Przychodziło to jej tym łatwiej, że Anna była lekkomyślna, a także cechowała ją typowo kastylijska pycha. W maju 1625 roku król poprosił Radę o wypowiedzenie się w sprawie ożenku brata, 17-letniego wówczas, Gastona. Spomiędzy rodzeństwa króla tylko on pozostał kawalerem. Sprawa była tym poważniejsza, że para królewska była bezdzietna. Od 1611 roku matka planowała ożenić go z de Montpensier, panną mającą ogromny posag. Zdaje się, że Gastonowi to małżeństwo było obojętne, ale za to innym było solą w oku. Bardzo nie podobało się Annie Austriaczce, która jak dotąd była niezdolna do wydania na świat następcy tronu, a także jej faworycie, de Chevreuse. Obie zaczęły intrygi mające na celu udaremnienie tego małżeństwa. Stały się jądrem partii, którą współcześni nazwali „partią odrazy do małżeństwa”. De Chevreuse wciągnęła do niej naturalnych braci króla. Obie panie błagały Gastona by nie godził się na to małżeństwo. Ich zabiegom stało się zadość i w końcu Gaston odmówił na nie zgody. Na tym tle poróżniły się obie królowe. Matka chciała małżeństwa syna z de Montpensier, synowa nie. Konflikt matki z synem był wówczas wyjątkowo nie na rękę Richelieu, mógłby doprowadzić do kolejnej wojny domowej i to w czasie kiedy czynił przygotowania do wojny z Hiszpanią w warunkach ostrej konfrontacji z wewnętrzną opozycją. Wystrzegał się brać stronę którejś z królowych. By doprowadzić do skutku swoje zamiary Maria zjednała sobie wychowawcę Gastona, Ornano, który miał na syna wpływ. De Chevreuse przeciągnęła go jednak na swoją stronę argumentując, że jeżeli coś stanie się z Ludwikiem XIII, to Gaston ożeni się z Anną Austriaczką. Ornano uległ tej argumentacji i nie mógł się zdecydować na użycie swoich wpływów po myśli królowej-matki, ale intrygować nie przestał. Działał w sposób typowy dla spiskowców tego okresu. Nawiązywał konszachty z Anglią, Sabaudią, Zjednoczonymi Prowincjami. Posunął się nawet do tego, że napisał do kilku gubernatorów z zapytaniem czy byliby skłonni udzielić Gastonowi gościny gdyby ten opuścił dwór. W ten sposób demaskował się, listy bowiem były natychmiast przekazywane królowi, który rozumiał wagę sprawy. Pytał o zdanie Richelieu i de Schomberga. Ci przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji domagali się dowodów i radzili odsunąć Gastona od złych doradców. W maju 1626 roku król zadecydował o aresztowaniu Ornano. Gaston był bardzo wzburzony kiedy się o tym dowiedział. Powiedział, że gdyby znał autora wrogich donosów przeciw Ornano, to zaraz by go zabił. Ten jego zamiar wspierała de Chevreuse, przekonała też jego stronników że należy działać. W końcu partia Gastona postanowiła dokonać zamachu na Richelieu. O tych planach Gastona i jego stronników, Richelieu został uprzedzony przez de Chalais i zamach się nie udał. Król jak się o tym wszystkim dowiedział był oburzony. 31.V.1626r Gaston musiał podpisać zobowiązanie, że będzie wiernie służył królowi i nigdy nie będzie z nikim wchodził w jakiekolwiek konszachty przeciw koronie, także że będzie informował o wszystkich takich zamiarach jeżeli się o nich dowie. Po tych wydarzeniach, w czerwcu 1626 roku dwór udał się do Blois. Tam de Chevreuses uwikłała w swoje sieci również de Chalais, rozkochała go w sobie i ten stracił dla niej głowę. Ów 28-letni, młody człowiek, był lekkomyślny i nie miał dużo rozumu, ta zaś była faworytą dwóch królowych, Anny Austriaczki i Henrietty-Marii, królowej Anglii, siostry Ludwika XIII. W ten sposób rozpoczął niebezpieczną grę na dwa fronty. Niedawno służył Richelieu przeciwko Ornano, teraz zaś pozwolił się zjednać do partii przeciwników małżeństwa Gastona. Zaczął pośredniczyć między Gastonem i de Chevreuse, za którą stała Anna Austriaczka. Dzięki niemu panie te przekonały Gastona, że uwolnienie Ornano to jego obowiązek, że nie powinien godzić się na małżeństwo z de Montpensier i wreszcie, że powinien niezwłocznie opuścić dwór by stanąć na czele wrogiej Richelieu partii. Codzienne wizyty de Chalais u Gastona przyciągały uwagę króla, który w końcu, 8.VII.1626r kazał go aresztować. Przez moment Gaston myśli o ucieczce, ale w końcu zdał się na łaskę. Musiał poddać się przesłuchaniu. W obecności Marii Medici, Richelieu, Schomberga i Strażnika Pieczęci, de Marillac, odpowiadał na pytania Ludwika XIII. Przesłuchiwano również innych. W wyniku tych przesłuchań całą winę zwalono na de Chalais, po czym Gaston wyjechał do niedalekiego Le Croisic, gdzie mile spędzał czas, natomiast de Chalais został 19.VII.1626r stracony. Tak zapłacił za nierozważną lekkomyślność, a przede wszystkim za to, że pozwolił zrobić z siebie narzędzie w rękach księżny de Chevreuse. 6.VIII.1626r podpisany został kontrakt małżeński Gastona i Marii de Montmorency, po czym kardynał celebrował zaślubiny. Chociaż cieszyły one królową-matkę, to jednak świadek tego wydarzenia pisał, że nigdy nie widział tak smutnego ślubu, nie było nawet muzyki, padał na nie cień egzekucji de Chalais. 2.IX.1626r w więzieniu umiera Ornano. Jeżeli była to naturalna śmierć, to była to nie lada gratka dla rządu, który dzięki temu uniknął wielu kłopotów, nie można było bowiem go sądzić nie włączając do sprawy Gastona, Anny Austriaczki, książąt krwi i obcych potęg. Największą winę w tym wszystkim ponosiła księżna de Chevreuse. Zeznania de Chalais bardzo ją obciążały. Nie wahała się nawiązywać stosunków ze zbuntowanymi hugonotami. Richelieu uznał jednak że wytoczenie jej procesu jest niemożliwe bowiem postawienie jej przed trybunałem niosło za sobą duże ryzyko, była przecież księżną i żoną para. Niemożliwym było również postawienie jej przed komisją nadzwyczajną, wówczas bowiem powołałaby się na swój przywilej sądowniczy. Co więcej, wszystkie wielkie domy królestwa zjednoczyłyby się w jej obronie. Ogólnie rzecz biorąc, oddanie jej w ręce sprawiedliwości oznaczało stanięcie oko w oko z groźną opozycją. Skończyło się na podjęciu decyzji o wygnaniu jej do Poitou, ta zaś wyjechała do Lotaryngii, która wówczas była poza granicą królestwa i przez kilka lat pozostawała poza Francją. 10.IX.1626r Anna Austriaczka stanęła przed Radą, której przewodniczył król. Podobnie jak księżna de Chevreuse była bardzo zamieszana w intrygi „partii odrazy do małżeństwa”, nie poniosła jednak żadnych konsekwencji. Tylko na koniec głos zabrała Maria Medici. Zobowiązała młodą królową żeby żyła tak jak inne królowe Francji. Przyrzekła jej też całą swoją miłość i dobrą wolę, tym samym przyznając że dotąd jej nimi nie darzyła. Jasnym było, że królowa matka chciała mieć wyłączny wpływ na synową i nie życzyła sobie by zaufani syna i jego ludzie sprzeciwiali się jej woli. Po raz pierwszy w całej okazałości ujawnił się konflikt podczas którego król znalazł się w zmaganiach z własnym bratem i z własną żoną. Dla Ludwika XIII było to pierwsze doświadczenie kiedy to wystąpili przeciw niemu „straszliwi krewniacy”. Panującej królowej i dziedzicowi tronu trzeba było przebaczyć, ale ta wymuszona łaskawość nie pozwoliła Ludwikowi XIII na okazanie łaski wspólnikom i narzędziom wszystkich konspiracji i tylko tych dotknęła sprawiedliwość królewska.
  6. Armand Richelieu i początki absolutyzmu

    Osoba duchowna osobie duchownej nie równa, Richelieu na pewno był ponadprzeciętną osobistością. Historyk francuski Pierre Chevalier w komentarzu o zakończeniu Stanów Generalnych w 1615r (przedostatnich w historii Francji, ostatnie to początek rewolucji), pisał w tej sprawie tak (jest to skrótowe tłumaczenie): [Richelieu] podobał się tez królowej i swoje wyniesienie zawdzięczał również jej łaskom, uwiodły ją jego giętkość i arystokratyczny sposób bycia. Jego przemowa była podobna do tej jaką wygłosił prymas Galii, Marquemont, orator kleru na sesji otwarcia, jednak dwa fragmenty mowy przyszłego kardynała musiały szczególnie uderzyć zgromadzonych i do dziś przykuwają naszą uwagę. Porównując obecny stan kościoła z jego świetną przeszłością, zwracał uwagę, że kiedyś: „Prałaci byli urzędnikami swych władców, kościół gallikański natomiast był pełen majestatu, podczas gdy obecnie stracił tyle ze swego dostojeństwa, że jest nie do poznania, a to dlatego, że obecnie nie pyta się duchownych o radę w sprawach państwowych, przeciwnie, wszystkim wydaje się, że zaszczyt jaki daje im służba Bogu czyni ich niezdolnymi by służyli swemu królowi, który jest przecież jego "żywym wizerunkiem”. Wyrażając się w ten sposób Richelieu stawiał swoją kandydaturę, ale czynił to bardzo zręcznie, jeżeli bowiem duchowni mają służyć Bogu to dlaczego nie mieliby służyć królowi, czyli jego „żywemu wizerunkowi” na ziemi. W pewnym sensie było to nawet podtrzymywanie tezy, że duchowni mają pierwszeństwo w stosunku do świeckich w służbie dla króla, z takich założeń wynikał oczywiście należyty wniosek. Potrafił wykorzystać również co innego. Wiadomo że w teologii mistycznej istnieje pewna maksyma, ad Jesum per Mariam (do Jezusa przez Marię), jej odpowiednikiem w teologii politycznej jest inna maksyma, ad regnum per reginam (do króla przez królową), która w pewnych okolicznościach często się sprawdzała. Richelieu wypowiedział i skomentował tę zasadę po tym jak zdefiniował wybitną rolę duchownych w prowadzeniu spraw publicznych. Trudno było manipulopwać kadzidłem z większą zręcznością i nie przypodobać się królowej-matce, Richelieu to potrafił jak nikt inny. Zaczęła się jego kariera polityczna. Był politykiem empirycznym, należycie oceniał sytuacje i potrafił podejmować właściwe decyzje. Pewnie zdziwiłby się gdyby się dowiedział, że budował we Francji absolutyzm.
  7. Oliver Cromwell - ocena

    Użytkownik mi daruje, ale zabawa w księgowego jest nużąca. Mówiąc, że w Anglii groziło swego czasu Cromwellowi bigosowanie miałem raczej na myśli wydarzenia z historii Rzymu w III wieku, kiedy to generałowie zostawali cesarzami na parę lat, po czym byli mordowani, przeważnie przez żołnierzy. Zawsze interesowała mnie historia Rzymu w III wieku, jednak nic w księgarniach na ten temat nie zauważyłem, może dlatego podświadomie posłużyłem się tą, jednak, figurą retoryczną. Oczywiście tematem RON się zainteresuję, wątpię jednak, bym miał w związku z tym coś do powiedzenia, chociaż wyniesione ze szkoły przeświadczenie, że RON upadła ponieważ nie chciano płacić podatków, wydaje mi się nieprawadziwe.
  8. Katarzy

    Rozumiem zatem, że użytkownik Secesjonista zna się na teologii, przynajmniej trochę. Czy jest mu zatem znana doktryna Katarów, ich liturgia i Kościół.To co ja wiem na ten temat jest tłumaczone z francuskiego i możliwe że różni się od tego co jest napisane w tej sprawie w naszym języku. Możliwe też, że jeżeliby użytkownik znał ten tekst co ja, to by go należycie zrozumiał, skomentował, i wszystko by się wyjaśniło, najwyżej wyraziłbym jakieś wątpliwości. Ja napewno przeczytałbym taki komentarz z wielkim zainteresowaniem. Co do mojego oglądu, to w historii zawsze fascynowały mnie drogi jakimi poruszały się ludzkie myśli,trudno jest mi jednak wyrazić jakąś krytyczną opinię na temat poszczególnych prądów, jeżeli rzecz jasna nie mają one jakiegoś patologicznego charakteru (rasizm, antysemityzm, pochwała czystek etnicznych czy religijnych itp.) Sądzę, że pana, panie Secesjonisto zainteresowałyby choćby z tego powodu, że pochodzą jednak z trochę innej kultury, chociaż nam pod wieloma względami bliskiej. Mogę te parę stron przesłać, tylko jak mam to zrobić.
  9. Oliver Cromwell - ocena

    Jak historia to historia. W starożytności, podczas wojny peloponeskiej, zdrajca Alcybiades ujawnił Spartanom tajemnice rządu ateńskiego. Między innymi tą, że rząd ateński miał zwyczaj celowo zalegać z wypłatą żołdu by w ten sposób bardziej uzależnić od siebie żołnierzy. Pisze o tym Tukidydes. Tutaj może też o to samo chodzić, przyznam, że nie spotkałem żadnej analizy tego stanu rzeczy, ale mogła to też być na przykład forma nacisku na sejm. Warto by zadać sobie pytanie, czy tylko zalegano, czy też nie wypłacano wogóle. "Notorycznie" może też oznaczać, że nie płacono z góry. Mnie osobiście wydaje się, że ówcześni dygnitarze potrafili nie gorzej niż dzisiejsi posługiwać się pieniądzem w celach motywacyjnych. Ale przy najbliższej okazji zajrzę do dzialu RON. Dziekuję za informację.
  10. Oliver Cromwell - ocena

    Z tym notorycznym zaleganiem z żołdem w RON, to bym nie przesadzał. Można sięgnąć po "Pamiętniki" Paska w których opisuje jak to komisja sejmowa udała się na Ukrainę, by sprawdzić czy wojsko rzeczywiście walczy. Wyniki tej inspekcji Pasek opisał tak: "I tak oni jak zwykle tylko jedli i pili, a myśmy im po staremu zapłacili". W innym miejscu opisuje jak to szukał szczęścia u jakiejś bogatej dziedziczki, ta się wymawiała mówiąc, że nie chce marzyć o żołnierzu, który tak dużo zarabia. Znany mi też jest list w którym jakiś dygnitarz wyrzeka na koszty utrzymania polskiego pułku i mocno zaleca wziąść na służbę pułk austriacki, taki sam a który o wiele mniej kosztuje. To wszystko świadczy, że żołnierz polski był dobrze opłacany, z tym, że musiał walczyć. Gdzie indziej czytałem o piechocie niemieckiej, która również służyła w wojskach RON. Ta z kolei często cierpiała niedostatek, notorycznie okradana przez swych oficerów. Pisałem to z pamięci i może w czymś się pomyliłem, ale na upartego można to sprawdzić.
  11. Oliver Cromwell - ocena

    To wszystko co napisałem o Cromwellu wziąłem z książki G.Hallgartena "Historia Dyktatur". Nie pisze on skąd się wzięły pieniądze i ile ich było. Pewnie chodziło o nałożenie podatku. Mogę sobie wyobrazić sytuację w której do jakiegoś prowincjonalnego urzędnika przychodzi dwóch podchmielonych, na przykład muszkieterów, pokazuje mu odnośną ustawę parlamentu mówiącą o zebraniu określonej sumy pieniędzy (czyli podatek), z zaleceniem by zwrócił uwagę na bogatszych obywateli. Ten rzecz jasna nie będezie się pytał czy było quorum i co się stało z królem. Zadowoli się podkładką (czyli ustawą) i przystąpi do pracy, co pomyśli to pomyśli.
  12. Oliver Cromwell - ocena

    To znaczy WRONA nie płaciła żołdu? Wierzyć mi się nie chce. Monarchę można z pewnością uznać za wybrańca, ale czy tylko losu? Tam gdzie nie był wybrańcem z tytułu urodzenia, tylko w wyniku jakichś szczęśliwych okoliczności (na przykład udanego spisku)to były problemy. Przecież każdy może w dowolnej chwili osądzić czy Bóg stoi jeszcze przy kimś, czy też go właśnie opuścił na rzecz innego i z czystym sumieniem zdradzić. Ten problem znika jeżeli jest jasno określona sukcesja, wtedy nie ma dowolności interpretacji. Coś takiego przeczytałem też w poście z 9.X.2008 roku pani Estery, która z kolei powołuje się na nijakiego Mango. O tym jakie to było ważne świadczy choćby afera wieży Nesle (nie Nestle, jeszcze raz dziękuję) w wyniku której Filip Piękny swoim nierozważnym działaniem stworzył mimowolnie problem wiarygodności ojcostwa, to zaś doprowadziło do wojny 100-letniej i dyskusji nad prawem salickim. Tak właśnie to interpretują niektórzy historycy.
  13. Oliver Cromwell - ocena

    Wiadomo, że mieli. Mieli też jednak dosyć Cromwella i jego armii, zbyt radykalnej. Liczyli na to, że jak nie zapłacą żołdu to armia się zdemobilizuje, a może nawet zabije Cromwella. Tolerowali armię i jej dowódcę dopóki byli potrzebni. Później chcieli się ich pozbyć, na zasadzie murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Na króla dali pieniądze może dlatego że nie mogli się bez niego obejść, może po to by w taki sposób zapłacić Szkotom za interwencję, czy wreszcie by wzbudzić irytację wojska. Nie wiem jednak ile to jest owe 400 tysięcy funtów.
  14. Oliver Cromwell - ocena

    Ja uważam inaczej. Cromwell nigdy nie był rewolucjonistą. Na początku był żołnierzem, który później, chcąc nie chcąc, zaplątał się w politykę. Zawsze trzeźwo oceniał sytuację i cieszył się u swoich kredytem zaufania. Ilu politykom to się udało? Przecież w każdej normalnej armii przydługie zaleganie z żołdem prędzej czy później kończyło się bigosowaniem naczelnego dowództwa. Nie zgadzam się też, że Cromwell tym swoim komentarzem zredukował króla do poziomu zwyczajnego człowieka. W kontekście wszystkiego co o nim wiadomo te słowa można rozumieć odwrotnie. Otóż wokół monarchii angielskiej była pewna religijna otoczka wywodząca się jeszcze ze średniowiecza. Król był uważany za będącego na szczycie feudalnej hierarchii, ale jako wybraniec Boży. Na zachodzie tę łaskę Bożą otrzymywał poprzez urodzenie, inaczej niż na wschodzie, na przykład w Bizancjum, gdzie cesarz był otoczony boskim ceremoniałem ale słuchano go do chwili kiedy mu się powinęła noga. Wówczas to uważano, że Bóg go opuścił i płynął stąd logiczny wniosek, że wwszystkie przysięgi składane mu przecież przed Bogiem, są nieważne. Według mnie Cromwell nie przyjął korony by nie kompromitować tej religijnej idei monarchii. Postąpił bardzo mądrze i sądzę, że dlatego Anglia wiele mu zawdzięcza. Przecież gdyby on, plebejusz, przyjął koronę, to idea ta doznałaby poważnego uszczerbku. Królowie angielscy staliby się czymś w rodzaju cesarzy bizantyjskich, pozostawaliby na łasce pierwszej lepszej rewolucji pałacowej. My, dzisiaj, możemy przyglądać się Anglosasom z boku. Widzimy królową angielską, jednak w tej religijnej otoczce którą uszanował Cromwell. Rzadko się pokazuje i nie mówi byle czego (przeważnie nic nie mówi). Widzimy też prezydenta USA, którego każdy poklepuje po łopatce i mówi mu co chce. Gdyby nas zapytano, to każdy z nas z pewnością odpowiedziałby, że ten drugi jest nam bliższy, przecież równy gość. Ale czy tak jest naprawdę, czy królowa angielska nie budzi większego respektu?
  15. Oliver Cromwell - ocena

    Nie mam pojęcia ile wynosił żołd w XVII-wiecznej Anglii. Z chęcią bym się dowiedział.
  16. Oliver Cromwell - ocena

    Trafna uwaga. Podejrzewam, że on uzyskał tylko odpowiednią ustawę, po czym armia sama sobie zaczęła wybierać spyżę, z tym iż wydaje mi się, że robiła to w sposób dość oględny.
  17. Oliver Cromwell - ocena

    By to ocenić należy znać chyba okoliczności tej śmierci. Otóż w 1640r król Anglii, uważający się za absolutnego monarchę, zwołal parlament. Zmusiła go do tego potrzeba pieniędzy, mial bowiem problemy ze Szkotami i sprzymierzonymi z nimi prezbiterianami z City. Parlament zaczął stawiać warunki, wtedy to w Irlandii wybuchło powstanie. Obawiano się tam wzrostu znaczenia protestanckiego parlamentu. Gdy w grę wchodziła wojna parlament angielski dawał królowi pieniądze. Tym razem było inaczej, królowi odmówiono. Na tym tle doszło do zerwania króla z parlamentem i w konsekwencji do wojny miedzy nimi. Armia parlamentu, dowodzona przez Essexa i oficerów-lordów, była niewiele warta. Jedyną wartość bojową przedstawiały w niej oddziały dowodzone przez Oliviera Cromwella i to on zreformował armię. Utworzył m.in. Radę Żołnierzy do której wchodziło po dwóch żołnierzy z każdego regimentu. Po jego reformach armia uzyskała wartość bojową, ale zdominowało ją mnóstwo sekt o radykalnych poglądach społecznych, uznających tolerancję religijną. W 1644 roku ta zreformowana armia odniosła pierwsze zwycięstwo pod Marston Moor, jednak będący na stanowiskach oficerowie-lordowie nie zrobili nic by zwycięstwo wyzyskać. Wówczas Cromwell oskarżyl przed parlamentem hrabiego Manchester o celowe niedołęstwo, hrabia natomiast oskarżył Ceromwella o radykalizm. Większość parlamenru podzielala obawy hrabiego. Radykalne poglądy sekt przerażały bogate mieszczaństwo i prezbiteriańskie City. Mimo to Cromwell uzyskał poparcie parlamentu i został naczelnym dowódcą. Natychmiast też przeprowadził czystkę w armii, pousuwał niepewnych oficerów. W maju 1645 roku odnosi decydujące zwycięstwo pod Naseby i król uchodzi do Szkocji. Wtedy zwycięska, ale radykalna armia, przestaje być potrzebna jej politycznym zwierzchnikom (czyli parlamentowi i City). Nie ma pieniędzy na wypłatę żołdu, co z pewnością powodowało napiętą sytuację. W lutym 1647 roku parlament za 400 tys. funtów wykupił króla od Szkotów (na to były pieniądze). Monarsze nikt nie myślał robić jakiejś krzywdy natomiast sytuacja Cromwella stawała się mocno niepewna, by nie powiedzieć beznadziejna. To wtedy, pytany przez jakiegoś dyplomatę co zamierza odpowiedział: "Ten który nie wie dokąd idzie wznosi się najwyżej". Rozpoczął rozmowy z uwięzionym królem, szuka z nim porozumienia. W końcu obaj mają tego samego przeciwnika - parlament. Godzi się na ustępstwa religijne, na przywrócenie biskupów. W zamian pragnie poparcia dla armii. Król przystał na te propozycje, doszło do porozumienia. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, ale Karol VI miał inne zamiary. Czekał aż w nieopłacanej armii dojdzie do wybuchu. Istotnie pod koniec 1647 roku doszło do zamieszek w obozie w wyniku których zamordowany został radykalny oficer, Rainsborough. Król uznał, że sytuacja dojrzała by mógł zacząć realizować swe wiarołomne plany i uciekł na wyspę Wight. Postawiło to Cromwella w bardzo trudnej sytuacji. Ledwo wybronił się od zarzutu zdrady. To że wtedy przeżył świadczy wymownie że miał duży kredyt zaufania. Ucieczka króla pociągnęła za sobą najazd Szkotów, którzy liczyli na pomoc parlamentu i prezbiterianów z City. W sierpniu 1648 roku oddziały szkockie zostaly jednak pokonane przez armię Cromwella pod Preston. Bylo to fatalne dla króla. Próbował jeszcze porozumienia z City za cenę ustępstw. Gdy te rozmowy wyszły na jaw generał Fairfax (nie Cromwell) nakazuje aresztowanie króla. Jednocześnie oddział pod dowództwem Prida (nie Cromwella) dokonuje czystki w parlamencie. Przepędził po prostu większość posłów, pozostało ich tylko 60-ciu. Do tak przetrzebionego parlamentu przybywa nazajutrz Cromwell i uzyskuje pieniądze na żołd. Parlament natomiast decyduje zerwać wszystkie rozmowy z królem i postawić go pod sąd. Nie ufano mu już, jego wiarołomstwo zrobiło swoje. W styczniu parlament nadal pełnię władzy Cromwellowi i oskarżył króla o zdradę stanu za to, że złamal pryncypia polityki angielskiej i zaatakował zbrojnie instytucje parlamentu. Król został skazany i 30.I.1649r. stracony. W świetle tego wszystkiego w.w słowa wypowiedziane przez Cromwella wcale nie brzmią paskudnie, mogą tylko dobrze o nim świadczyć. Przecież gdyby król nie wykazał się wiarołomstwem i nie uciekł na Wight to by żył, miałby jeszcze sporo władzy, ba, wyprzedziłby epokę o wiek bowiem już wtedy Anglia stałaby się monarchią konstytucyjną. W każdym razie Cromwell nie wygląda tu na patologicznego, okrutnego warażkę, raczej sugeruje polityka, który bezskutecznie szukał rozsądnego porozumienia. Nie było mowy o ocaleniu króla, zresztą gdyby królowi udały się jego zamysły to głowa Cromwella nie byłaby zagrożona? Akty Nawigacyjne zostały wydane przez parlament, Cromwell był im przeciwny. W myśl tych ustaw porty angielskie były zamknięte dla tych obcych statków które nie przywoziły towarów z kolonii angielskich. Uderzało to szczególnie w Holendrów. Naród ten w XVII wieku wykazywał szczególną aktywność w handlu morskim. Były one przyczyną wybuchu wojny z Holandią, co było nie po myśli Cromwella, który widział w tym protestanckim narodzie naturalnego sprzymierzeńca. W 1653 roku Cromwell rozpędził parlament dlatego, że chciał zakończyć wojnę z Holandią.
  18. Katarzy

    Mam problem. Te wszystkie zaprezentowane tutaj moje mądrości pochodzą z dwóch książek: J.Favier "Filip Piękny" i Z. Oldenburg "Stos z Montsegur", przede wszystkim z tej drugiej, w której na kilkunastu stronach jest opisana nie tylko doktryna katarów, ale też ich Kościół i liturgia. Zrobiłem z tego notatki i wyszło mi ze 4 strony maszynopisu. Bardziej streścić się tego nie da bo przestanie być zrozumiałe. Natomiast zamieszczenie ich tutaj jest bez sensu, bo za dużo, z kolei dyskusja przy pomocy wyrwanych z kontekstu zdań do niczego nie prowadzi. Poza tym jestem niewierzący. Nie znaczy to, że jestem wrogiem jakiejkolwiek religii, ale też nie mam najmniejszej ochoty być posądzonym o uprawianie jakiejś agitacji religijnej. Mógłbym ci te parę stron notatek przesłać, z tym, że mam problem techniczny, nigdy nie przesyłałem pliku e-mailem i musiałbyś mi napisać jak to się robi. Poza tym wydaje mi się, że musiałbyś poświęcić temu zagadnieniu trochę czasu. Piszesz, że za każdym razem sięgasz do odpowiedniej książki. Boję się, że to za mało. Ja, swego czasu, to co wyczytałem o katarach u Z. Oldenburg porównałem z "Historią Kościoła" Sokratesa Scholastyka, którą wówczas miałem świeżo w pamięci. Doznałem wówczas coś w rodzaju "Eureka!" i uznałem, że katarzy i monofizyci to to samo. Przyznaję jednak, że teza jest karkołomna i boję się, że oboje tego nie rozstrzygniemy. Potrzebne są jakieś elementarne wiadomości teologiczne. Mnie tego brakuje, może ty je masz? P.S. przepraszam za tykanie. Dopiero niedawno zauważyłem, że unikasz (jednak) zwracania się na ty, ale to ułatwia rozmowę, przedcież zwrot użytkownik Secesjonista to 22 litery. Poza tym anonimowość stwarza pewne pokusy
  19. Katarzy

    Ad oznacza "odnośnie". Gdyby chodziło o odpowiedź na pytania pisałbym odp. Chodziłem do dobrej podstawówki. Poza tym proszę o wyrozumiałość, nie jestem historykiem. Dość długo to znaczy od kiedy do kiedy? Od II wieku, czy od XI? W 1209 roku, kiedy armia krzyżowców podeszła pod nieszczęsne Bezieres, władze miasta dostały listę 222 heretyków z żądaniem wydania ich. Lista ta zachowała się do dziś. Przy każdym nazwisku jest informacja o jego wierze. Otóż tych 222 osób tylko 10 to waldensi, czyli 5%. Logicznym jest, że nie są to nazwiska wszystkich heretyków w mieście, a tylko tych najbardziej znaczących. Odtąd myśli za nas statystyka,może mało wolnomyślicielska, ale obiektywna. Na tej podstawie można przyjąć, że waldensi mieli tam 5%-towe znaczenie. Oczywiście istnieje problem reprezentatywności próbki, ale skoro w Bezieres mieli 5% znaczenie to wątpliwe, by gdzie indziej mieli na przykład 10%-towe. Przyjmijmy nawet, że 80% znaczenia było udziałem katarów. To i tak daje im decydujące znaczenie, tym bardziej, że waldensi byli uważani za bardzo ugodowych. Oto i cała mozaika heretycka Langwedocji i Italii: Katarzy i niewiele znaczący waldensi. W dalszej części postu nazywa się tych drugich biedni z Lyonu. Zwracam uwagę, że jest to historyczne forum, nie socjologiczne. W historii obowiązuje rozumowanie indukcyjne. Nic nie bierze się z nicości, chociaż początki giną w pomroce dziejów. Może i istnieli, przecież od kilkudziesięciu tysięcy lat natura ludzka nie uległa zmianie. Mówiąc Rzym masz bodaj na myśli papieża i jego dwór. Otóż mnie się wydaje, że papiestwo w owych czasach uważało się za zwierzchnika całego chrześcijaństwa, czyli wszystkich nurtów, przecież katolikos znaczy powszechny. Katarzy byli traktowani coś tak jak nieposłuszni poddani. Papież chciał by podporządkowali mu się, nie życzył sobie ich eksterminacji. Istnieje wersja, że w Montsegur przechowywane były teksty religijne pochodzące z pierwszych wieków chrześcijaństwa, co jest możliwe. W każdym razie do dzisiaj zachowały się dwa teksty katarskie z XIII wieku. Badał je katolicki historyk Jean Guiraud. Udowodnił, że ich korzenie sięgają II - III wieku. Nie czytałem tych książek, trudno mi się zatem do nich odnieść. Mam z kolei doktrynę katarów, z tym, że mało rozumiem kwestie teologiczne. W historii jest powszechnie znanym fakt, że na przykład w V wieku ogromna większość chrześcijan mieszkała w Egipcie. Wiadomo również, że byli to monofizyci. Poza tym poinformowałem, że porównywałem doktryny. Są bardzo podobne (Patrz mój poprzedni post). Rzecz w tym, że oni tych ksiąg nie zdobyli. Były przepisywane i przekazywane z pokolenia na pokolenie. Udowodniono, że od II wieku. Czy jeszcze obstajesz przy swoim?
  20. Genialne! Mam dane, że w 1311 roku ustalono ilość srebra w denarze na 0,38g. Próżno by się u nas dowiadywać o cenę srebra, nasi finansiści nie opanowali jeszcze bimetalizmu jak ci sprzed 700 lat, ale wiem, że po 1311 roku stosunek wartości złota do srebra wynosił 15,3. Dzisiaj 1g złota, o próbie o,585 kosztuje 70 złotych, czyli 1g czystego złota 120. Mamy zatem: drewno: 55 sous 6 den = 666 den = 253g Ag = 16gAu = 1920zł gałęzie: 21 sous 3 den = 255 den = 97g Ag = 6g Au = 720 zł słoma: 2 sous 6 den = 30 den = 11g Ag = 0,7gAu= 84 zł. 4 pale: 10 sous 7 den = 127 den = 48g Ag = 3g Au = 360 zł pachołkowie: 80 sous = 960 den = 365g Ag = 24g Au = 2880zł Czyli razem: 5964zł Gdy odejmniemy opłatę pachołków, którzy pewnie zabezpieczali imprezę, to mamy 2814 zł. Czyli jeden skazany kosztował 703 złote. To bodaj tyle ile utrzymanie jednego więźnia w naszym kraju przez miesiąc.
  21. Proponuję zapoznać się jednak z procedurą procesową, inkwizycja nie wydawała w Langwedocji wyroków śmierci na stosie. Przepraszam, ale dopiero teraz zauważyłem te posty. Będę miał trochę czasu to się nimi zajmę, ale teraz już nie mogę się powstrzymnać od pewnej uwagi na gorąco. Inkwizycja kierowała się prawem kanonicznym, które zabrania uśmiercania i rozlewu krwii. Oni tylko stwierdzali fakt, że taki a taki jest odszczepieńcem (chyba dobrze to nazwałem), to znaczy, że kiedyś wyrzekł się swej religii i powrócił do starych błędów. I to wszystko. Dalej sprawę przejmowała świecka sprawiedliwość( hrabiowska, królewska), która mogła tylko wydać jeden wyrok, wiadomo jaki. Co do tortur, to faktycznie nie rozlewano krwii, posługiwano się na przykład biczem. Zresztą z tymi torturami to też można to różnie rozumieć. W Carcassonne zachowało się więzienie inkwizycji. Cele były tam takich wymiarów, że nie można było w nich ani sobie postać ani posiedzieć. Zapuszkowany tam, przeważnie po dwóch dniach prosił się by go wzięli na zeznania, bo chce powiedzieć wszystko, czy to były tortury? Nie mylą mi się, znam desygnaty jednego i drugiego. Co by nie mówić to pierwsza Inkwizycja powstała w 1184 r. w wyniku porozumienia papieża Lucjusza III z Fryderykiem Barbarossą. O konieczności tworzenia trybunałów inkwizycyjnych w diecezjach pisał w bulli "Ad abolendam". Toteż ja pisałem, że w XIII wieku istnieli inkwizytorzy ale podlegali oni biskupom (ty nazywasz to trybunałami inkwizycyjnymi w diecezjach). Nie wiem czego ode mnie chcesz w tym przypadku? Pewnie znowu jakieś terminologiczne zawirowanie. W końcu z faktu, że istnieją na przykład nauczyciele nie wynika, że istnieje ZNP. Jak baza ideologiczna zmieniała się wskutek wyboru inkwizytorów spośród takiego a nie innego zakonu? Jednak między dominikanami i franciszkanami istniały w XIII wieku różnice ideologiczne. Tych drugich często oskarżano o skłonności do katarskiej wiary. Zatem jeżeli znaleźli się między inkwizytorami, to powinni wpływać na łagodzenie ich wyroków, ale czy tak się stało? To powszechna, obiegowa opinia, tyle że nieprawdziwa. Reformę inkwizycji rozpoczęto w 1231 r. nadając jej strukturę centralistyczną. Inkwizycję oparto na zakonach żebraczych, nie tylko na dominikanach. Przepraszam mógłbyś mi przybliżyć co się wydarzyło w 1231 roku bo nic mi ta data nie mówi. Mam inne informacje co do inkwizytorów (Zoe Oldenburg). Według nich najpierw byli wybierani wyłącznie spośród dominikanów, dopiero później papież przydawał im (nie mogę znaleźć innego słowa) franciszkanów, czy to dlatego, że chciał oględniejszego działania inkwizycji, czy też by mieć na nią większy wpływ i więcej o niej wiedzieć. Inkwizycja wyraźnie wymykała się mu spod kontroli.
  22. Katarzy

    A użytkownik euklides nie zauważył, że to jest temat o katarach, gdzie miał spróbować udowodnić monofizytyzm tejgrupy? Nie wszystko na raz. Możliwe, że trochę się zagalopowałem z tym dowodem. Jednak w książce Zoe Oldenburg są 3 informacje dające do myślenia: 1 - Jest tam opisana doktryna katarów 2 - Pisze ona też o Italii. W XIII wieku była tam taka sama mozaika różnych ugrupowań chrześcijańskich jak w Langwedocji, i także tam katarzy stanowili najliczniejszą i najbardziej wpływową grupę. Gminy katarów były nawet w Rzymie. Potężne ich skupiska znajdowały się m.in w Mediolanie, Orvietto Ferrarze, Modenie, Florencji nawet w Kalabrii, niektóre z nich miały się bardzo dobrze. Tworzyli tam potężne klany, które niekiedy przepędzały biskupów i panów katolickich. Mieli swoje szkoły. Podczas wojny w Langwedocji katarzy we Włoszech cieszyli się całkowitą tolerancją religijną. w 1236 roku cesarz głośno oskarżał papieża, że faworyzuje katarów. Najliczniejszymi i najbardziej wpływowymi byli w Lombardii, szczególnie w Mediolanie, który można uznać za oficjalne centrum wszystkich heretyckich kościołów. Od chwili kiedy inkwizycja zaczęła robić swoje i zapłonęły stosy katarzy zaczęli być dziesiątkowani, jednak do początków XIV wieku zachowali swoją potęgę. 3 - Katarzy dysponowali pismami religijnymi (księgami liturgicznymi?) z czasów Kościoła Pierwotnego, a co nojmniej ich odpisami. Ad.1 - Jakieś dwa lata temu czytałem tę książkę. Opisaną tam doktrynę katarów porównałem z odnośnymi fragmentami ze wszystkiego innego co mogłem znaleźć. Nie robiłem notatek, ale wtedy odniosłem nieodparte wrażenie (na mój prywatny użytek pewność), że doktryny katarów i monofizytów są bardzo podobne. Zgadzam się, że to może rozstrzygnąć tylko ktoś kto ma jakie takie pojęcie o teologii, ja nie mam prawie żadnego i ciekaw jestem co by na ten temat powiedział ktoś kto się trochę na tym zna. Ad.2 i Ad.3 - Z liczebności i znaczenia różnych ugrupowań religijnych w Italii według mnie wynika niezbicie, że były one tam zawsze, to znaczy chrześcijaństwo rozwijałao się w kilku nurtach. Zatem w XIII wieku były te same ugrupowania chrześcijańskie co na przykład w V czy VI. Skoro w XIII wieku najpotężniejszym ugrupowaniem byli katarzy, to nie przychodzi mi na myśl inny ich odpowiednik z V czy VI wieku, jak tylko monofizyci. Zresztą nazwa "monofizyci" też jest nieprecyzyjna. Pojawiła się chyba w V wieku, co wcale nie oznacza, że nie było ich wcześniej. Ad.3 - Skoro katarzy dysponowali tekstami z czasów Kościoła Pierwotnego to bezsensownym jest określanie ich jako sekty manichejskiej. Mnie Kościół Pierwotny kojarzy się z II i III wiekami, Mani natomiast żył w drugiej połowie III wieku, a jeszcze potrzebny był czas by jego religia czy nauka (co właściwie?) się rozpowszechniła.
  23. Katarzy

    Inkwizytorzy - bezwględni fanatycy czy ludzie wiary? Mnie nie odpowiada taki podział w stosunku do inkwizytorów. Dla mnie różnica między człowiekiem wiary a fanatykiem sprowadza się do tego, że ten pierwszy jest zauroczony jakąś ideologią, ten drugi natomiast jest również zauroczony jakąś ideologią, ale patologicznie. Inkwizytorów nie można uznać ani za jednych ani za drugich. Zachowała się dokumentacja z ich przesłuchań. Prowadzona była z niezwykłą starannością, ale nieciekawa i bardzo monotonna. Zadawano te same pytania, jest tam przeważnie zapisane kto, kogo, kiedy i gdzie spotkał. Zmieniają się tylko daty, nazwiska i nazwy geograficzne. Nie ma natomiast żadnych odniesień ideologicznych. Wszystko to wskazuje raczej na zawodowców-rutyniarzy, którzy robią to za co im się płaci, a ideologia nie odgrywa u nich większej roli niż u przeciętnego człowieka owych czasów. Absolutnie nie pasuje do nich określenie fanatyczny dominikanin, przecież inni dominikanie ich nienawidzili, przez nich bowiem rozjuszona ludność atakowała dominikańskie klasztory i maltretowała mnichów, którzy, choć dominikanie, nie mieli nic wspólnego z inkwizycją. Zresztą później na inkwizytorów powoływano również franciszkanów, których ideologia różniła się od ideologii dominikańskiej, czyli można by powiedzieć, że baza ideologiczna inkwizycji zmieniła się, nie miało to jednak żadnego wpływu na jej oblicze. Dodatkowy argument, że ideologia nie odgrywała tam wielkiej roli. Zresztą, według mnie, ideowość może być tylko tam, gdzie jest wolność słowa, tam gdzie tego nie ma wszyscy myślą tak samo, z tym, że do czasu, i wtedy może dojść do wybuchu. A jak można było wyznawać jakąś ideologię w czasach inkwizycji, kiedy każde nieopatrzne słowo mogło sprowadzić straszliwe nieszczęścia?
  24. Relacje monarchy z reprezentacjami stanowymi

    Francja, Anglia i Niemcy - któreś z tych, albo ze dwa jeśli się uda. Najłatwiej byłoby chyba określić to na podstawie Francji. We Francji kiedy wyniknęła jakaś paląca sprawa państwowa król zwoływał Stany Generalne. Początkowo tylko po to, by dały radę i pomoc w jakiejś określonej, jednej sprawie. Na późniejszych Stanach omawiano więcej spraw. Zwoływał kogo chciał. Rzecz jasna zależało mu na tym,by przybyli ludzie którzy coś znaczą, dlatego osobiście zapraszał swoich bezpośrednich wasali, innych na ogół wyznaczali jego urzędnicy lub byli wybierani. Udział w Stanach wypływał z tradycji feudalnej. Wasal czy poddany, obowiązani byli udzielić królowi rady pomocy. Nawiasem mówiąc król też miał określone obowiązki wobec swych wasali. Rada to wiadomo wszyscy radzili i przemowom nie było końca, aż po pewnym czasie wszyscy mieli tego dość i oglądali się na króla by kończył zgromadzenie (zdaje się, że deputowani musieli sami się żywić i płacic za nocleg). Co do pomocy to było to przeważnie eleganckie określenie pieniędzy. Jest zatem oczywistym, że zawsze istniała tendencja do stawiania warunków królowi, który stale czegoś chciał, szczególnie pieniędzy. By nie naruszać fundamentalnych praw feudalnych, podatki były głosowane. Na Stanach Generalnych przewijały się 3 ugrupowania: instytucje kościelne, instytucje feudalne i korporacje miejskie, czyli szlachta, kościół i cała reszta. Osobno zwoływano Stany języka Oil (język bodaj północnej Francji) i języka Oc (południowa Francja). Z Bretanii na Stany przybywali tylko diukowie i biskupi. Inicjatywa prowadzenia obrad, ich przedłużania i zamykania należała do króla. Na zakończenie Stany Generalne wydawały postanowienia końcowe, przeważnie o najróżniejszych podatkach. Czasami, gdy władza królewska słabła, powoływali urzędników do zbierania podatków. Zdarzało się, że narzucali królowi by zobowiązał się do bicia dobrej monety, co było rzadko dotrzymywane. Jeżeli podatek na przykład wpływał źle, to król czuł się uprawniony do wykonywania różnych manipulacji monetarnych. Oczywiście nie należy mylić Stanów Generalnych z Parlamentem. To drugie była to już władza sądownicza. Jednak czym innym jest Parlament angielski. Urządzony co prawda na wzór parlamentu francuskiego ale w Anglii wyszła z niego władza przedstawicielska. Ma to chyba do dzisiaj swoje konsekwencje, bowiem prawo angielskie ma bodaj charakter zwyczajowy. Niektórzy historycy uważają, że pierwsze Stany Generalne były zwołane w 1301 i w 1302 roku. W święta Bożego Narodzenia 1301r król zwołał prawników i teologów z Sorbony dla omówienia papieskiej bulli (był to okres konfliktu z papieżem Bonifacym VIII). Zakończono je po myśli króla. 10.V.1302r w Notre Dame zebrali się wezwani przez króla prałaci, doktorzy, baronowie i przedstawiciele dobrych miast (czyli królewskich). Razem było ok. 1000 osób. Zredagowali list do papieża, również po myśli króla. W 1356 roku król Francji, Jan II dostał się do niewoli. Wówczas wzrosła rola Stanów Generalnych. Były próby zlikwidowania tajnej rady królewskiej i zastąpienia jej przez radę wybraną przez Stany Generalne, czyli coś w rodzaju rządu. Była to jakby namiastka monarchii konstytucyjnej. Próba te skończyła się fiaskiem 31.VII.1358r kiedy to zamordowany został przywódca tego stronnictwa, Etienne Marcel. Francja wkroczyła na drogę monarchii absolutnej. Stany Generalne będą zwoływane coraz rzadziej, aż w końcu przestanie się je zwoływać wogóle i król zacznie nakładać podatki jakie będzie chciał. Będzie musiał tylko uważać żeby nie przeciągnąć struny, no i jednak trochę liczyć się z remonstracjami parlamentu. W Anglii tymczasem będzie się rozwijała monarchia konstytucyjna. Kiedy w końcu XVIII wieku Francuzi pozazdroszczą Anglikom ustroju i zechcą go wprowadzić u siebie dojdzie do wstrząsów zwanych Wielką Rewolucją. Krwią spłynie wówczas nie tylko Anglia i Francja ale i cała Europa.
  25. Bogomili

    Jak za każdą herezją średniowieczną, również za Bogomiłami kryły się problemy społeczne. Bunt przeciwko systemowi feudalnemu, którego ucieleśnieniem i pionierem na wschodzie był przecież Kościół to wystarczający powód, aby stworzyć sobie nową religię. Nie jestem historykiem ale również trochę się interesowałem tymi sprawami. Może powiem coś nie na miejscu, ale czasami przeuczenie jest równie szkodliwe co niedouczenie (przyznaję, mój przypadek). Pierwszy raz kiedy usiłowałem coś dowiedzieć się o Bogomiłach, to byłem dumny, że tak fascynujący prąd intelektualny stworzyli Bułgarzy, w końcu nasi bracia-słowianie. Później jednak zacząłem wątpić. I do dzisiaj watpię, by prądy intelektualne szły z Bułgarii na Zachód i to tak, że zainfekowały Włochy i Langwedocję. Jeśli już szły, to nie z Bułgarii a z Grecji przez Bułgarię i nie wiem, czy nie chodzi tu o odłam chrześcijaństwa zwany monofizytami.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.