euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,179 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Dlaczego Hitler nie zaatakował Szwajcarii?
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Zachodni
Nie mam tej książki pod ręką i nie bardzo pamiętam jej autora. Jak tylko coś znajdę na ten temat, to napiszę. -
Napoleon Bonaparte - ocena
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
Dokładnie to samo mówiła pani od historii w liceum. Przyznaję! Mnie jednak stosunek Napoleona do uczonych zawsze nasuwał pewne wątpliwości. W końcu żyjemy w pluralistycznym świecie i mam do nich prawo. Odżyły one nieco kiedy przeczytałem post pana Jarpena Zigrina. Dałem temu wyraz i to wszystko. A swoją drogą ów Napoleon był geniuszem-praktykiem. Wojskowego rzemiosła uczył się co prawda w szkole ale już egiptologii w Egipcie a prawa w więzieniu (dziękuję za udostępniony filmik). Co prawda osobiście mam większe zaufanie do tych którzy uczą się go w innych okolicznościach, ale nie każdy musi być tego sdamego zdania. A może ktoś zna jeszcze inne dziedziny w których Napoleon był genialny? Można by je tutaj wszystkie po kolei omówić. -
Dlaczego Hitler nie zaatakował Szwajcarii?
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Zachodni
Na to wygląda, gdybym się uparł to może bym dotarł do książki w której to wyczytałem. Zresztą Zachód ma zupełnie inne podejście do tajemnicy wojskowej niż my. Na przykład alianci zachodni w grach wywiadowczych przekazywali Niemcom przeważnie prawdziwe informacje, a mimo to byli górą. Co do tej drugiej sprawy to łatwiej byłoby mi znaleźć żródła. -
Napoleon Bonaparte - ocena
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
Mniej mi tu chodziło o taktykę czy strategię a więcej o inteligentnie ułożone zdanie, godne wojskowego. Osły na pustynii może są i ważne, ale przepraszam. Zresztą możliwe że on nawet tym uczonym mógł dobrze życzyć, w takim razie chwała mu za to. -
Napoleon a miłość i kobiety. Czy był w tej kwestii cynikiem?
euklides odpowiedział Estera → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
Według wersji którą znam, to była to pani Paulina Foures, nazywana przez Napoleona, Bellilote, żona młodego oficera, która potajemnie towarzyszyła mężowi w Egipcie i chodziła w mundurze. Gdy nasz generał dowiedział się o zdradzie Józefiny kazał ją sobie przyprowadzić na kolację. Co dalej było nie wiem. W każdym razie żadne "przygruchanie" nie było tu potrzebne. Chodziła w mundurze, była więc żołnierzem i musiała słuchać rozkazów. Gdy Napoleon opuszczał dowództwo armii w Egipcie przekazał ją swojemu następcy, tak zresztą jak i innych żołnierzy. -
Dlaczego Hitler nie zaatakował Szwajcarii?
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Zachodni
Mogę jeszcze dodać, że w 1940 roku, po zajęciu Francji, Niemcy dysponowali, rzecz jasna, w tym rejonie gotową do boju armią. Było koncepcja, by zająć również Szwajcarię. Wówczas Szwajcarzy zaprosili niemieckiego generała, który miał prowadzić tę operację i pokazali mu co chciał. Ten stwierdził, że tylko sforsowanie granicznych przełęczy zajmie mu co najmniej tydzień czasu, a to będzie dopiero początek i zrezygnowano z tego. Nawiasem mówiąc, później, kiedy nad Niemcami miały miejsce naloty i różne starcia lotnicze, szwajcarska artyleria przeciwlotnicza waliła do wszystkiego co było w powietrzu. Nikt nie miał prawa tam zabłądzić. -
Napoleon Bonaparte - ocena
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
Przepraszam, ale przez te obcobrzmiące pseudonimy nie zauważyłem, że to jest trójrozprawa. -
Napoleon Bonaparte - ocena
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
To już są czyste spekulacje. Faktem jest, że Villeneuve nie chciał wypływać z Kadyksu, a sądzę, że był lepszym admirałem niż Napoleon i my obaj razem wzięci. A na pewno lepiej znał okoliczności, stan morza, prądów morskich, wiatrów, możliwości załóg. Napoleon wydał mu rozkaz bezsensowny choćby z tego powodu, że był daleko stamtąd. Wszędzie pisze, że flota angielska blokowała Kadyks. Jak miał zatem francuski admirał udać się gdziekolwiek stamtąd nie staczając bitwy? Pisałeś, że Anglicy go podziwiali i stąd moja odpowiedź. Boję się, że co do tych Anglików i ich podziwu to jest tu pewne nieporozumienie. Otóż istotnie w pewnym okresie był obiektem takiego ich podziwu. O ile mnie pamięć nie myli, to Churchil odbył nawet coś w rodzaju pielgrzymki do jego grobu. Z tym, że o co innego tu chodziło. Otóż dla Anglików Waterloo jest czymś takim jak dla nas Grunwald. Jednak swoje zwycięstwo odnieśli tam ramię w ramię z Niemcami (czy Prusakami jak wolisz). Gdy po latach sytuacja się zmieniła i trzeba było w sojuszu z Francją walczyć z Niemcami, to niezręcznym było przyznawać się do Noiemców jako towarzyszy broni i trzeba było dla równowagi podziwiać Napoleona. -
Napoleon Bonaparte - ocena
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
A czego się można spodziewać po generale. Ten chociaż powiedział: "Osły i uczeni do środka". -
Napoleon Bonaparte - ocena
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
Kampanię włoską zakończył głupawym pokojem w Campo-Formio (o ile dobrze pamiętam pisownię). Pod Austerlitz nie było Anglików, chociaż ta bitwa istotnie była wspaniałym zwycięstwem, przecież nie wyłącznie jego. Pisałem zresztą, że zwycięstwa odnosił nie tyle Napoleon, co cała, wspaniale jak na ówczesne czasy zorganizowana armia, której on był kompetentnym generałem, ale też niczym więcej. Francusko-hiszpańska flota poniosła tam klęskę dlatego, że Napoleon wydał idiotyczny rozkaz by wypłynęła ze spokojnego kotwicowiska i uderzyła na krążących wokół Anglików. Nie trzeba być wielkim strategiem morskim by wiedzieć, że tego typu posunięcie, czyli atak floty wypływającej z portu na okręty będące na morzu, kończy się klęską tych pierwszych. -
Napoleon Bonaparte - ocena
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
A za co mieli go podziwiać? Co on im takiego zrobił? Pod Trafalgarem rozgromiona została flota francuska przez jego głupotę. Gdy w Hiszpanii przyszło mu z nimi walczyć, to bezrozumnie, z samej tylko nienawiści do nich, ganiał za nimi po całym półwyspie, chociaż wiadomo było, że ich nie dogoni. Blokada kontynentalna nie była wynikiem jakichś racjonalnych politycznych zamierzeń a antyangielskich fobii politycznych, które zresztą podzielało wielu Francuzów. O Waterloo nie wspomnę. Zdaje się, iż w ten mord dał się wplątać przez swoją ignorancję, by nie powiedzieć głupotę. Otóż w ówczesnej Francji głośno mówiono o potrzebie powrotu Bourbonów. Budziło to przerażenie tych którzy swego czasu przyczynili się do śmierci Ludwika XVI. Uważali że ich życie wówczas niewiele będzie warte. Zdaje się, że między nimi był Fouche. Napoleon w niczym nie przyczynił się do zabójstwa króla, więc zagrożony się nie czuł. Gdy się wplątał w zabójstwo d'Enghien to już było inaczej. W jego interesie również leżało nie dopuścić do powrotu Bourbonów. Przesada. Był świetnie wyszkolonym generałem najlepszej wówczas armii na świecie i to wszystko. W tej armii zresztą innych generałów nie było. Co za kodyfikator? Kiedy dochodziło do podboju jakiegoś księstwa, to oczywiście po to, by mógł tam osadzić któregoś ze swoich licznych pociotków. By mu należycie zorganizować państwo, to należało to robić na sposób fracuski, wówczas bezapelacyjnie najlepszy. Dlatego mówimy o rozpowszechnieniu Kodeksu Napoleona. W ten sposób Francja przeprowadzała poza swymi granicami reformy, które bez jej udziału trwałyby ze 20 lat i którym towarzyszyłyby niemałe wstrząsy. Krótko mówiąc Napoleon wygrywał wojny po to, by wzmacniać ościenne państwa, i co z tego wyszło? Długo trzeba było czekać na to żeby Francja straciła swoją mocarstwową potęgę? Władca? Co za władca. Prawdziwy przebywa w stolicy i pilnuje swoich ministrów by nie kradli, nie brali pieniędzy z zagranicy i by robili swoje. Jeżeli prowadzi wojnę, to się martwi o pieniądze i w ogóle o środki do jej prowadzenia, a przede wswzystkim o to, co będzie z tej wojny miał. Napoleon błąkał się ze swoją armią po Europie, często bez sensu, szukając guza. Ministrowie (na przykład Talleyrand i Fouche) robili co chcieli i w końcu się go pozbyli. Uważam, że jak najbardziej słusznie. -
Syn Ike'a, John Eisenhower w swej książce "Bitwa o Ardeny", w pewnej marginalnej wzmiance (a zatem wiarygodnej) pisze tak: "Eisenhower znał z historii liczne przykłady kiedy to wojska sojusznicze atakowały się nawzajem, ponieważ się nie rozpoznały. Z uwagi na to Bradley zadecydował, by nie zamykać kotła Falaise". O czymś takim wspomina zresztą Skibiński. Myślę, że to w 100%-tach wyjaśnia sprawę. Przecież na froncie zachodnim walczyły wojska kilku państw i kilku narodowości. Współpraca wojskowa między nimi nie była usłana różami i jakiś nieprzewidziany incydent mógł doprowadzić do poważnych zaburzeń w koalicji. Zresztą Niemcy na to liczyli. Nie można oskarżać tu Bradleya o głupotę czy nieudolność, chociaż naszych postawiło to w niemiłej sytuacji.
-
Napoleon a miłość i kobiety. Czy był w tej kwestii cynikiem?
euklides odpowiedział Estera → temat → Charakterystyka i ocena Napoleona
Ja znam inną wersję tej zdrady. Otóż pewne stronnictwo potrzebowało skromnego generała dla swoich celów. Wybór padł na Bonapartego ze względu na jego młody wiek, a przewde wszystkim na to, że w owym Egipcie poniósł klęskę, w związku z czym spodziewano się po nim prostoduszności. Potrzebowano pretekstu by jego przybycie jakoś wytłumaczyć, a czy jest jakiś lepszy niż przybycie męża zżeranego zazdrością? Kto w to zwątpi? Jemu samemu też zresztą potrzebny był dobry pretekst by po utracie armii wyplątać się z Egiptu z jaką taką twarzą. W końcu lepiej być zazdrosnym mężem niż nieudolnym generałem. W pewnym programie telewizyjnym, prowadzonym zdaje się przez pana Bonisławskiego, dowiedziałem się, że owa Walewska w wieku 16 lat zaszła w ciążę nie wiadomo z kim. By sprawę jakoś załatwić wydano ją za 70-letniego starca, któremu było wszystko jedno i który nie miał nic przeciwko temu by ratować honor rodziny. Zdaje się, że nasi dobrze wiedzieli co robią kiedy wsunęli mu ją do łóżka. Może ktoś wie coś więcej na ten temat? -
Francuskie zwycięstwa nad Anglikami w toku wojny stuletniej
euklides odpowiedział Leuthen → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Zdaje się dobrze uderzyłeś w stół, tylko nie te nożyce się odezwały. Oblężenie Orleanu zostało zdjęte zdaje się w maju (piszę z pamięci) 1429 roku. Jednak armia angielska całkowicie zachowała swą sprawność bojową. Odeszła niedlaeko i czekała aż francuzi zaatakują kawalerią jej szyki. Było to typowe dla wojny 100-letniej. Zawsze taki atak kończył się masakrą kawalerii. Francuzi też długo nie kwapili się do takiego ataku, wobec tego Anglicy zaczęli stosować taktykę spalonej ziemi (był to czerwiec, przed żniwami). Francuzi musieli uderzyć. Tym razem zrobili to jednak inaczej. Ku Anglikom wyruszyły 2 korpusy kawalerii, które operowały w dużej od siebie odległości. Jeden z tych korpusów znalazł Anglików pod Patay, 10 (chyba?) kilometrów od Orleanu i uderzył na nich (zapewne ku ich uciesze). W tym czasie drugi zaszedł ich z boku i zaatakował kiedy byli zajęci walką. Doszło do masakry łuczników. Była to chyba pierwsza operacja wojskowa. Przecież korpusy francuskiej kawalerii działały w dużej od siebie odległości, nie miały ze sobą łączności, a ich atak musiał być doskonale zsynchronizowany. W Wojnie Stuletniej pojawił się nowy czynnik, manewr. Po prostu nie zdjęcie oblężenia Orlanu i pojawienie się Joanny d'Arc było przełomem, a Patay. Francuzi nauczyli się bić Anglików. Później wydoskonalili posługiwanie się armatami (zdaje się, że pod Orleanem już to nieźle umieli). Wystawiali swe armaty przed szereg i razili czekających na atak Anglików. Talbot znalazł na to sposób. Wysyłał kawalerię, która z boku atakowała i przechwytywała armaty, w ten sposób czasem udało mu się bitwę wygrać. W 1453 roku pod Castillone Francuzi obronili swoje armaty i Anglikom nie pozostało nic innego jak atakować. Zostali zmasakrowani. Od tej pory Anglicy zrozumieli, że nie mają czego szukać na kontynencie. Zdaje się, że pod koniec Wojny Stuletniej nauczono się używania kawalerii i broni palnej. Na polu bitwy coraz bardziej decydował manewr. -
Chłopaki, ale robicie zamieszanie. Najpierw trzeba byłoby ustalić kim byli Albigensi. W tych waszych postach raz mówicie Albigensi, raz Katarzy, innym razem wspominacie Lutra, a zalecacie czytanie książki o Manichejczykach. O ile mi wiadomo w Langwedocji byli Katarzy (według mnie też nieszczęśliwe określenie. Mnie pasuje do nich rzeczownik Monofizyci). Nazwę Albigensi czasmi widuję tu i ówdzie. Czy to nie jest czasami określenie na Katarów z ziemi Albi? A więc pojęcie raczej geograficzne niż historyczne.
-
Jakby się nie odniósł, to Richelieu rozpoczął swoją karierę polityczną jako deputowny do Stanów Generalnych zwołanych w 1614 roku a zakończonych w 1615. Z książki Pierre Chevallier "Ludwik XIII", wydanej w 1979r przez Librairie Artheme Fayard. W tym egzemplarzu jest ona na 117 i 118 stronie.
-
U Sokratesa Scholastyka można przeczytać choćby to: W 512r Patriarchą Antiochii zostaje monofizyta Sewer (465 – 538r), prawnik z wykształcenia. Po studiach rozpoczął życie w klasztorze. Za sprawą Nefaliusza i jego stronników został stamtąd wygnany. Udał się do Konstantynopola i tam wszedł w kontakt z cesarzem Anastazym. W swych pismach wyklął Sobór w Chalcedonie, odrzucał tomus Leona. Był przedstawicielem greckich kręgów przywykłych tam do odgrywania kierowniczej roli. Wierny zasadom Cyryla, jego wyznanie „Boski Logos, jedyny narodzony przez Ojca, bez początku, wieczny, nie podlegający cierpieniom, Bezcielesny, wziął dla siebie ciało dla naszego zbawienia z Ducha Świętego i najświętszej Bogarodzicy, Zawsze Dziewicy Marii, ciało wspólne co do istoty z nami, ożywione duszą inteligentną i rozumiejącą”. W książce o Katarach pani Oldenburg można przeczytać: ... Jezus ma zatem pozorne ciało. On się nie wcielił, on się [s’adombre]. Jest czymś w rodzaju zjawy. Jeżeli stwarza pozory, że poddaje się prawom ziemskim, to po to, by lepiej zmylić czujność Demona. Jednak Demon, jak tylko rozpoznał posłańca Boga, szuka sposobu by go uśmiercić, i wrogowie Boga, zwiedzeni pozorem, uwierzą, że Jezus naprawdę cierpiał i umarł na krzyżu. W rzeczywistości bezcielesna powłoka Jezusa nie mogła ani cierpieć, ani umrzeć, ani zmartwychwstać. Nie będzie cierpiał żadnej obelgi i po tym jak wskaże swoim uczniom drogę zbawienia, powróci do nieba... Ja tu widzę analogię. U Sokratesa Scholastyka jest ich więcej, wymaga to jednak uważnej analizy. Trochę się nad tym zastanawiałem i dla siebie samego doszedłem do pewnych wniosków, ale takiej analizy nie podejmuję się, chociaż z chęcią poczytałbym kogoś kto się na tym zna. Tym bardziej, że dzieło Scholastyka jest chyba znane tylko z odpisów i by je rozsupłać potrzebny jest czas i duża wiedza.
-
Sprawa wygląda tak: We francuskim egzemplarzu książki, który posiadam jest napisane dosłownie tak; "...ad regem per reginam (do króla przez królową)". O ile mam dobre pojęcie o łacinie, to powinno to brzmieć "ad rex per reginam". Początkowo myślałem, że jest to jakiś błąd techniczny (na przykład drukarski), późniejk jednak doszedłem do wniosku, że może tu chodzić o jakiś niuans i zostawiłem jak jest. Przecież Richelieu mógł w ten sposób łechtać jakieś plany matrymonialne królowej, a późniejszy historyk to stonował. Jeżeli ktoś zna łacinę to może mi powie co znaczy "ad regem per reginam". A swoją drogą, jest to język coś mało znany. Co prawda telewizja robi dużo by rozpowszechnić pewną jego odmianę, ale to i tak za mało. Było to przemówienie wygłoszone 23 lutego 1615 roku na końcowym posiedzeniu Stanów Generalnych. Jako przedstawiciel kleru przemawiał tego dnia jako pierwszy. Po nim mówili jeszcze przedstawiciel szlachty i stanu trzeciego. Słowa te wygłosił gdzieś przy końcu, później mówił jeszcze o mariażach hiszpańskich i chwalił zawarcie pokoju z Hiszpanią. Nie wiem kto to jest Tellemant, chociaż dlaczego by nie sięgnąć jeżeli można się coś ciekawego dowiedzieć.
-
By to należycie ocenić należy trochę znać problemy ówczesnej polityki. Przypomnę, że w XVII wieku Francja była okrążana przez Habsburgów wiedeńskich i hiszpańskich. Wielu Francuzów odczuwało to jako stan oblężenia i uznawało, że nie można tego tolerować. Był jednak problem, bowiem tego stanu rzeczy nie można było zmienić bez wojny, ta zaś, fatalnym zbiegiem okoliczności, mogła być prowadzona tylko w sojuszu z protestanckimi książętami Rzeszy, którzy tradycyjnie byli w konfrontacji z cesarzem, i z również protestancką Holandią. Wielu francuskich katolików nie chciało o tym słyszeć. W tych warunkach ukształtowała się we Francji ultrakatolicka partia, przeciwna wojnie z Hiszpanią i na dodatek obficie wspierana przez hiszpańskie pistole, brało je również wielu ministrów. Szczególnie palącą sprawą w owym czasie była wojna w Holandii, prowadzona przez hiszpańskiego Habsburga. Otóż by ją prowadzić wojska Hiszpańskie w Holandii musiały być zaopatrywane we wszystko to co jest potrzebne do prowadzenia wojny. Posiłki i zaopatrzenie z Hiszpanii płynęły statkami do Genui, stamtąd zaś trasa wiodła do Holandii wzdłuż wschodnich granic Francji. Oczywiście w interesie Francji leżało jej przecięcie, nie było to jednak łatwe, Henryk IV, kiedy szykował wyprawę w tym celu (zdaje się do księstwa Cleves), został skrytobójczo zamordowany. Ta trasa miała jedno szczególnie ważne miejsce, alpejską dolinę Valteline. Rozciąga się ona wzdłuż granicy włosko-szwajcarskiej na długości ok. 100 km. Kontrola nad nią uniemożliwiała Hiszpanom przesyłanie posiłków do Holandii. W XVII-wiecznej polityce dolina ta miała takie znaczenie jak Dardanele w XIX wieku i później. I tu znowu problem, Valteline zamieszkiwała ludność w większości katolicka, zaś w interesie Francji leżało oddanie jej szwajcarsko-protestanckiej lidze, Grisonom. W 1626 roku sprawa Valteline zaostrzyła się do tego stopnia, że Richelieu wzywał do wojny. Wtedy to właśnie rozpoczęły się intrygi de Chevreuse związane z partią „odrazy do małżeństwa” . Można się przecież domyślać, że de Chevreuse nie działała sama a czyniła to z czyjegoś polecenia. Przecież w pewnym momencie doprowadziła do niebezpiecznej próby zamachu na Richelieu. Gdyby się udał wojna z Hiszpanią znowu zostałaby udaremniona, tak jak to miało miejsce po zabójstwie Henryka IV. Richelieu jakoś uporał się z tą sprawą, nie dał się zabić, ale i tak musiał na jakiś czas zrezygnować z otwartej wojny z Hiszpanią. Udało mu się do niej doprowadzić dopiero w 1635 roku. (pisałem to z pamięci, i mogą być jakieś drobne nieścisłości)
-
Zoe Oldenbourg „Stos z Montsegur” Doktryna Katarów Większość sekt heretyckich, które ujawniły się w średniowieczu, w Europie Zachodniej, uważa się z manichejskie, chociaż ich członkowie nie wymieniali imienia Manesa, za to bowiem rzucano na nich klątwy, palono na stosie. Na doktrynę Manesa duży wpływ miała gnoza, czyli próba syntezy filozofii antycznej i chrystianizmu. Zaprzeczała ona jakoby Bóg stworzył Zło i materię. Gnoza jest od dawna potępiona przez Ojców Kościoła ale nigdy nie zniknęła całkowicie i ciągle można ją jeszcze odnaleźć w kościołach wschodu. Sam Manes, spadkobierca religii perskiej, miał z kolei również wpływ na gnostycyzm. Wierzył w istnienie dwóch zasadniczych, przeciwstawnych pierwiastków, Dobra i Zła. Dlatego o jego zwolennikach mówi się, że są dualistyczni. O ile jedni z katarskich teologów uważają, że oba te pierwiastki istniały od początku świata, to inni w pierwiastku Zła widzieli twór wtórny, czyli upadłego anioła. Wszystkie odłamy Katarów (zwanych też patarin, publikanie) utrzymują, że Bóg jest dobrocią, nie jest jednak wszechmocny. Różnią się tym, że jedni utrzymują iż pierwiastek Zła narodził się w chaosie, przed wszystkimi wiekami, drudzy zaś wiążą jego powstanie ze złą wolą jednej z istot stworzonych przez dobrego i jedynego Boga. Wszyscy Katarzy utrzymują, że Bóg nie jest wszechmocny, że Zło wydało mu bezlitosną walkę, której koleje są zmienne, ale która z czasem zostanie wygrana. Te wyżej wymienione poglądy nie były jeszcze zbyt szokujące dla innych chrześcijan, inne były trudniejsze do przyjęcia, według Katarów bowiem: Bóg nigdy nie stworzył świata materialnego. Został on stworzony przez Szatana. Dla wszystkich Katarów świat postrzegany przez zmysły był światem diabolicznym i przejawem Zła, dla niektórych nawet słońce i gwiazdy. W kosmogonii Katarów świat materialny jest tylko najpodlejszym przejawem rzeczywistości, najbardziej zdecydowanie oddalonym od Boga, jest stworzony przez Demona. Istnieje cała hierarchia innych światów, gdzie inne zbawienia są możliwe. Demon to nikt inny jak Bóg Starego Testamentu, Sabaoth lub Jaldabaoth, prymitywny i nieudolny naśladowca dobrego Boga, twórca nędznego wszechświata, który mimo wszystkich swoich wysiłków nie potrafił stworzyć nic trwałego: dusze aniołów, których słabość doprowadziła do upadku w materię, pozostają obcymi dla tego wszechświata i żyją w nienazwanym cierpieniu, oddzielone od ducha, który był w nich przed ich upadkiem. Tutaj występuje różnica między rozmaitymi odłamami Katarów. Jedni utrzymują, że liczba tych zatraconych dusz jest ograniczona i w nieskończoność przemieszczają się one od jednego ciała do drugiego, poprzez nieustanne, następujące po sobie cykle narodzin i śmierci. Ten pogląd jest bliski hinduskiej doktrynie reinkarnacji i karma. Inni, przeciwnie, sądzą, że każde nowe narodziny (moje: logiczniejszym byłoby używanie zamiast narodzin słowa poczęcie) powodują sprowadzenie, jeżeli nie z nieba, to przynajmniej ze strefy pośredniej między ziemią a niebem, jednego z aniołów zwiedzionego przez Demona. Stąd bierze się powszechna u Katarów odraza do płodzenia, jako aktu okrutnego, który przemocą wciąga niebiańską duszę w świat materii. (40) Dobry Bóg jest nieskalany i radosny, ale chociaż nie zna zła, to wie, że niebiańskie dusze odłączyły się od niego i chciałby je z powrotem sprowadzić do nieba. Nic jednak nie może, by im pomóc. Oddziela go od nich przepaść. Nie może mieć żadnego kontaktu ze światem stworzonym przez Księcia Zła. Pomiędzy szczęśliwymi istotami, które go otaczają, Bóg szuka zatem Pośrednika, który mógłby przywrócić kontakt między niebem a upadłymi duszami, i w końcu wysyła Jezusa, który według Katarów jest czy to najdoskonalszym z aniołów, czy też Synem Bożym, ale drugim, Szatan bowiem był pierwszym. Z określenia Syn Boży nie wynika równość Ojca i Syna. Jezus jest co najwyżej wyłonionym z niego wizerunkiem Boga, który zstępuje w plugawy świat materii i nie wzdraga się wejść z nią w kontakt przez litość dla dusz, które ma nauczyć jak mają odnaleźć z powrotem drogę do swojej ojczyzny. Czystość nie może jednak mieć rzeczywistego kontaktu z plugastwem. Jezus ma zatem pozorne ciało. On się nie wcielił, on się [s’adombre]. Jest czymś w rodzaju zjawy. Jeżeli stwarza pozory, że poddaje się prawom ziemskim, to po to, by lepiej zmylić czujność Demona. Jednak Demon, jak tylko rozpoznał posłańca Boga, szuka sposobu by go uśmiercić, i wrogowie Boga, zwiedzeni pozorem, uwierzą, że Jezus naprawdę cierpiał i umarł na krzyżu. W rzeczywistości bezcielesna powłoka Jezusa nie mogła ani cierpieć, ani umrzeć, ani zmartwychwstać. Nie będzie cierpiał żadnej obelgi i po tym jak wskaże swoim uczniom drogę zbawienia, powróci do nieba. Jego misja jest skończona. Pozostawił na ziemi Kościół, który posiada w sobie ducha Świętego, Pocieszyciela wygnanych dusz. Ale Demon, który jest księciem tego świata, umiał tak dobrze zwieść ludzi, tak dobrze zniweczyć dzieło Jezusa, że fałszywy kościół, który przyjął nazwę „chrześcijański”, podstawił w miejsce prawdziwego. Ten fałszywy Kościół (rzymski) jest w rzeczywistości jest Kościołem Diabła i naucza dokładne przeciwieństwo doktryny Jezusa. Prawdziwym Kościołem chrześcijańskim, tym, który posiada Świętego Ducha jest Kościół Katarski. Kościół rzymski jest zatem Bestią, prostytutką Babilonu. Nie możliwe, by był zbawiony ten kto mu jest posłuszny. Wszystko co pochodzi od tego Kościoła jest zgubne. Jego sakramenty nie mają żadnej wartości, co więcej, są pułapką Szatana gdyż każą wierzyć ludziom, że czysto materialny rytuał, mechaniczne gesty, mogą sprowadzić zbawienie. Nie możliwym jest by woda święcona, czy hostia przenosiły Ducha, są bowiem plugawą materią. Niemożliwe, by hostia była ciałem Chrystusa. Krzyż nie może być przedmiotem czci, przeciwnie, jako narzędzie upokorzenia Jezusa powinien budzić odrazę. Jeżeli belka spadnie z sufitu i zabije syna gospodarzy, to nie umieszcza się jej w domu na honorowym miejscu by ją czcić i okadzać. Jeżeli krzyż jest narzędziem Diabła, wszystkie wizerunki, wszystkie przedmioty, które Kościół Rzymski uznaje za święte, są również dziełem Złośliwca, który pod przykrywką chrystianizmu ustanowił panowanie najohydniejszego pogaństwa. Święte wizerunki są bałwanami, relikwie czymś gorszym jeszcze. Są to tylko kawałki zgniłych kości, drewna lub tkanin, znalezionych nie wiadomo gdzie, którym zręczni oszuści każą uchodzić za resztki błogosławionych ciał lub czczonych przedmiotów. Poza tym ci, którzy czynią pokłony przed czymś takim, czczą materię będącą dziełem Demona, a na dodatek wszyscy święci byli grzesznikami, służyli bowiem Kościołowi Diabła, podlegają takiemu samemu potępieniu, co sprawiedliwi ze Starego Testamentu, służący złemu bogu i przez niego stworzeni. Dziewica nie była matką Jezusa, ponieważ Jezus nigdy nie miał ciała, ale skoro dla pozorów chciał, by go urodziła, to znaczy, że ona również była istotą niematerialną, aniołem, który przybrał wygląd kobiety. Jest ona być może tylko symbolem Kościoła, który poprzez nią wysłuchuje słowo Boże. (42) Uznając regułę, że świat został stworzony przez ducha zła, Kościół Katarski może od razu, z góry, potępić wszystkie przejawy ziemskiego życia: wszystko co nie jest czystym duchem jest skazane na całkowitą zagładę i nie zasługuje ani na miłość, ani na poważanie. Jeżeli Kościół Rzymski był najbardziej widoczną formą zła na ziemi, to władza świecka jest prawie na równi winna ponieważ swą moc opierała na przymusie, często na zabójstwie (wojna, wyroki śmierci). Rodzina jest godna potępienia jako przyczyna zajmowania się sprawami ziemskimi. Małżeństwo jest jeszcze jednym występkiem przeciwko Duchowi gdyż wikła człowieka w życie cielesne i powoduje zgubę następnych dusz, spychając je do materii. Co prawda duchowni katarscy jak i duchowni katoliccy przyznawali, że człowiek w związku małżeńskim może być zbawiony, czynili to jednak tylko z pobłażania dla słabości ludzkich. Każde zabójstwo, nawet zwierzęcia, jest zbrodnią, bowiem ten co zabija, odbiera duszy możliwość pojednania się z Duchem i niestosownie przerywa jej pokutę. Dusza, nawet jeżeli znalazła się w ciele bestii ma prawo do wszelkich względów, gdyż być może ma szansę odrodzić się w lepszym położeniu. Nie można zatem nosić przy sobie broni, by nie ryzykować zabójstwa, nawet w obronie własnej (43). Nie można również spożywać produktów pochodzenia zwierzęcego, które są wyjątkowo nieczyste. Unikać należy nawet nabiału i jajek, tak jak wszystkiego co powstało poprzez zapłodnienie. Nie wolno nigdy kłamać ani składać przysięgi (moje: logiczne, jedno wynika z drugiego). Nie wolno posiadać dóbr ziemskich. Jednak nawet ten, kto wypełnia wszystkie te warunki, nie jest jeszcze zbawiony. Zbawionym, czyli pogodzonym z Duchem Świętym, można zostać tylko wówczas, jeżeli wstąpiło się do Kościoła Katarskiego i otrzymało błogosławieństwo któregoś z jego kapłanów przez położenie rąk. Tylko wówczas człowiek odradza się na nowo i może się spodziewać, że po śmierci dostąpi boskiego błogosławieństwa, chyba że nowe grzechy nie pogrążą go znowu w morzach Demona. Nie ma piekła, ponieważ piekłem jest wcielenie się w nowe ciało. (43) Długi ciąg złych wcieleń może odebrać duszy jakąkolwiek możliwość zbawienia. Istnieją również dusze stworzone przez Demona. Z tego powodu pewne istoty nie mogą być zbawione. Trudno jest odróżnić jedne od drugich, ale można przypuszczać, że królowie, cesarze, szefowie Kościoła Rzymskiego, należą do tych, co skazani są na potępienie. Wszystkie inne dusze powinny być zbawione i pokuta poprzez kolejne wcielenia (reinkarnacja) będzie trwała tak długo, dopóki niebiańskie dusze nie odnajdą swej drogi do zbawienia. W końcu świat zmysłowy przepadnie. Słońce i gwiazdy zgasną, ogień pochłonie wody, wody zagaszą ogień, dusze Demonów usmażą się i będzie już tylko wieczna radość w Bogu. (43) Według Katarów, człowiek jako istota cielesna jest również stworzony przez diabła, który jednak jako Duch Zła nie był w stanie stworzyć życia, poprosił zatem Boga o pomoc, by tchnąć duszę w ciało zrobione z gliny. W swej dobroci Bóg zgodził się pomóc owemu bezsilnemu stwórcy i uczynił to, jednak, uformowana przez Szatana, cząstka Boskiego Ducha, tchnięta w pospolitą powłokę cielesną, nie chciała tam pozostać. I wówczas Demonowi, przy pomocy wielu wybiegów, mimo wszystko udało się ją tam uwięzić. Nasi prarodzice nakłonieni zostali przez Demona do związku cielesnego, który definitywnie uwięził ich w materii. Według doktryn niektórych szkół katarskich, Duch tchnięty przez Boga przenosi się poprzez akt zapłodnienia do potomków Adama, niczym płomień, który dzieli się i mnoży w nieskończoność. (39) Inna interpretacja: Demon, Lucyfer lub Luciber, sprowadził z nieba wiele stworzonych przez Boga dusz, które żyły przy nim w błogosławieństwie. Uczynił to, czy to pociągając je za sobą gdy upadał, czy to uwodząc je na różne sposoby. To z tego niewyczerpanego zapasu upadłych i uwięzionych aniołów pochodzą dusze ludzkie, których przeznaczeniem jest jeszcze gorszy upadek, przez to, że oblekają się w ciało. Katolików najbardziej szokowały ich dogmaty o Trójcy i Wcieleniu dotyczyło to jednak raczej teologów i filozofów niż masy wiernych. Katarzy bardziej czcili osobę Chrystusa niż katolicy. O ile pewne postulaty katarów katolicy mogli pozostawić bez reakcji, to nie mogli potraktować obojętnie potępienia Kościoła katolickiego. Kościół Katarski Kościół Katarski powoływał się na tradycję dużo starszą niż była nią tradycja Kościoła Rzymskiego, i zdaje się że miał słuszność. Mówił o sobie, że jest o wiele bliższy nauki apostołów i że jako jedyny zachował Ducha Świętego, wysłanego przez Chrystusa do swego Kościoła. Dwa zachowane teksty z XIII wieku o rytuale katarskim dowodzą, że ten Kościół posiadał bez wątpienia bardzo stare dokumenty, inspirowane bezpośrednio tradycją Kościoła Pierwotnego. Badacz Jan Giraud porównywał ceremonie wtajemniczenia i chrztu katechumenów Kościoła Pierwotnego i wtajemniczenia w Kościele Katarów. Obie ceremonie wykazują takie podobieństwa, że nie może to być przypadkiem. Neofita katarski, tak jak wczesnochrześcijański katechumen powinien być przyjęty do Kościoła po czasie próby i po głosowaniu szefów gminy. Nazwa kapłana, który go przyjmował, Starszy (Senhor), to niewątpliwe tłumaczenie słowa prezbiter. Akt wyrzeczenia się Szatana przez katechumena w Kościele Pierwotnym jest analogicznym do aktu wyrzeczenia się Kościoła Rzymskiego przez Katara. Chrztu w Kościele Pierwotnym dostępowali tylko dorośli, w pełni władz umysłowych. Wierni żądali go często dopiero na łożu śmierci. Oprócz namaszczenia oliwą, która symbolizuje Ducha Świętego, i zanurzenia w sadzawce chrzcielnej (ten sakrament Katarzy odrzucili jako zbyt materialny i zastąpili położeniem rąk), przyjęcie katechumena w Kościele Pierwotnym jest we wszystkich punktach podobne do przyjęcia kandydata katarskiego do jego nowego kościoła. To samo dotyczy ceremonii spowiedzi wiernego swemu Kościołowi i odpuszczenie grzechów przez zgromadzenie Katarów. Nie bez słuszności można zatem powiedzieć, że to Rzym popadł w „herezje” oddalając się od początkowej czystości Kościoła Apostołów. Nie wiadomo skąd się wziął katarski tekst o rytuale ale można w nim odnaleźć raczej werwę Kościoła Pierwotnego niż teologiczne spekulacje sekty, której przypisuje się doktryny zdecydowanie nieprawowierne. Ta księga rytuału, modlitwy i przyjęcia, gdzie jest wyrażony w słowach najświętszy sakrament tego Kościoła, jest najświętszą i najbardziej oficjalną dla Kościoła Katarów. Nie ma tam nic o dualizmie manichejskim, o zaprzeczeniu Wcielenia i Eucharystii. Jest to zatem tekst starszy od katarskiego Kościoła, który Katarzy uszanowali i nic w nim nie zmienili, a przecież nie brakowało im zuchwałości i ochoty do teologicznych spekulacji. U Katarów droga do zbawienia jest wąska, i zdaje się że tylko niewielka mniejszość wybranych może nią postępować. Kościół ten jest jednak wyrozumiały dla słabych i dużo nadziei przywiązuje do znaczenia sakramentu, podobnie zresztą jak Kościół Katolicki. Niezbędnym warunkiem zbawienia jest dla nich akt będący sakramentem pojednania się z Duchem poprzez położenie rąk przez duchownego, który już przyjął Ducha. Nie jest to gest symboliczny (moje: chyba chodzi o to, że nie otrzymuje go każdy kto chce). Ten rytuał, consolamentum (moje: skąd inąd wiem, że jest to chrzest), dla Katarów ma wartość nadnaturalną i naprawdę sprowadza Ducha Świętego na błogosławioną osobę. Niezależnie od stopnia świętości udzielającego sakrament, położenie rąk udziela błogosławionemu Ducha Świętego. Ten akt jest kluczem i centralnym punktem życia Kościoła Katarów. Bez względu na to, czy Katarzy dopuszczają czy nie, sukcesję apostolską (moje: chyba zatem są tacy i tacy), to twierdzą, że Ducha można przekazać tylko czystymi rękami. Jako warunek skuteczności tego sakramentu stawiają nieskazitelność udzielającego sakrament. Rzadkie są przypadki, by consolamentum uznane było za bezwartościowe na skutek niegodziwości udzielającego sakrament. Duch naprawdę spływa na człowieka, który przyjął sakrament, który odtąd staje się chrześcijaninem i umiera na tym świecie, by odrodzić się w życiu Ducha. Mam jeszcze tego parę stron. (c.d o kościele katarskim i liturgię)
-
Z książki Pierra Chevalier można się czegoś dowiedzieć o tej miłej pani: De Chevreuse urodziła się w 1600 roku w rodzinie de Rohan. W wieku 17 lat została żoną de Luynes, faworyta Ludwika XIII. Miała z nim troje dzieci. Jej mąż zmarł 15.XII.1621r podczas kampanii przeciw Hugonotom. Niedługo potem wyszła powtórnie za mąż (stąd diuszesa de Chevreuse). Na dworze pozostawała w zażyłości z Anną Austriaczką, która lubiła ją za jej wesołość i pewną lekkomyślność, co było zresztą powodem poronienia młodej królowej i de Chevreuse znalazła się jakiś czas w niełasce. Wkrótce powróciła na dwór i zaczęła wywierać na młodą królową przemożny wpływ. Przychodziło to jej tym łatwiej, że Anna była lekkomyślna, a także cechowała ją typowo kastylijska pycha. W maju 1625 roku król poprosił Radę o wypowiedzenie się w sprawie ożenku brata, 17-letniego wówczas, Gastona. Spomiędzy rodzeństwa króla tylko on pozostał kawalerem. Sprawa była tym poważniejsza, że para królewska była bezdzietna. Od 1611 roku matka planowała ożenić go z de Montpensier, panną mającą ogromny posag. Zdaje się, że Gastonowi to małżeństwo było obojętne, ale za to innym było solą w oku. Bardzo nie podobało się Annie Austriaczce, która jak dotąd była niezdolna do wydania na świat następcy tronu, a także jej faworycie, de Chevreuse. Obie zaczęły intrygi mające na celu udaremnienie tego małżeństwa. Stały się jądrem partii, którą współcześni nazwali „partią odrazy do małżeństwa”. De Chevreuse wciągnęła do niej naturalnych braci króla. Obie panie błagały Gastona by nie godził się na to małżeństwo. Ich zabiegom stało się zadość i w końcu Gaston odmówił na nie zgody. Na tym tle poróżniły się obie królowe. Matka chciała małżeństwa syna z de Montpensier, synowa nie. Konflikt matki z synem był wówczas wyjątkowo nie na rękę Richelieu, mógłby doprowadzić do kolejnej wojny domowej i to w czasie kiedy czynił przygotowania do wojny z Hiszpanią w warunkach ostrej konfrontacji z wewnętrzną opozycją. Wystrzegał się brać stronę którejś z królowych. By doprowadzić do skutku swoje zamiary Maria zjednała sobie wychowawcę Gastona, Ornano, który miał na syna wpływ. De Chevreuse przeciągnęła go jednak na swoją stronę argumentując, że jeżeli coś stanie się z Ludwikiem XIII, to Gaston ożeni się z Anną Austriaczką. Ornano uległ tej argumentacji i nie mógł się zdecydować na użycie swoich wpływów po myśli królowej-matki, ale intrygować nie przestał. Działał w sposób typowy dla spiskowców tego okresu. Nawiązywał konszachty z Anglią, Sabaudią, Zjednoczonymi Prowincjami. Posunął się nawet do tego, że napisał do kilku gubernatorów z zapytaniem czy byliby skłonni udzielić Gastonowi gościny gdyby ten opuścił dwór. W ten sposób demaskował się, listy bowiem były natychmiast przekazywane królowi, który rozumiał wagę sprawy. Pytał o zdanie Richelieu i de Schomberga. Ci przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji domagali się dowodów i radzili odsunąć Gastona od złych doradców. W maju 1626 roku król zadecydował o aresztowaniu Ornano. Gaston był bardzo wzburzony kiedy się o tym dowiedział. Powiedział, że gdyby znał autora wrogich donosów przeciw Ornano, to zaraz by go zabił. Ten jego zamiar wspierała de Chevreuse, przekonała też jego stronników że należy działać. W końcu partia Gastona postanowiła dokonać zamachu na Richelieu. O tych planach Gastona i jego stronników, Richelieu został uprzedzony przez de Chalais i zamach się nie udał. Król jak się o tym wszystkim dowiedział był oburzony. 31.V.1626r Gaston musiał podpisać zobowiązanie, że będzie wiernie służył królowi i nigdy nie będzie z nikim wchodził w jakiekolwiek konszachty przeciw koronie, także że będzie informował o wszystkich takich zamiarach jeżeli się o nich dowie. Po tych wydarzeniach, w czerwcu 1626 roku dwór udał się do Blois. Tam de Chevreuses uwikłała w swoje sieci również de Chalais, rozkochała go w sobie i ten stracił dla niej głowę. Ów 28-letni, młody człowiek, był lekkomyślny i nie miał dużo rozumu, ta zaś była faworytą dwóch królowych, Anny Austriaczki i Henrietty-Marii, królowej Anglii, siostry Ludwika XIII. W ten sposób rozpoczął niebezpieczną grę na dwa fronty. Niedawno służył Richelieu przeciwko Ornano, teraz zaś pozwolił się zjednać do partii przeciwników małżeństwa Gastona. Zaczął pośredniczyć między Gastonem i de Chevreuse, za którą stała Anna Austriaczka. Dzięki niemu panie te przekonały Gastona, że uwolnienie Ornano to jego obowiązek, że nie powinien godzić się na małżeństwo z de Montpensier i wreszcie, że powinien niezwłocznie opuścić dwór by stanąć na czele wrogiej Richelieu partii. Codzienne wizyty de Chalais u Gastona przyciągały uwagę króla, który w końcu, 8.VII.1626r kazał go aresztować. Przez moment Gaston myśli o ucieczce, ale w końcu zdał się na łaskę. Musiał poddać się przesłuchaniu. W obecności Marii Medici, Richelieu, Schomberga i Strażnika Pieczęci, de Marillac, odpowiadał na pytania Ludwika XIII. Przesłuchiwano również innych. W wyniku tych przesłuchań całą winę zwalono na de Chalais, po czym Gaston wyjechał do niedalekiego Le Croisic, gdzie mile spędzał czas, natomiast de Chalais został 19.VII.1626r stracony. Tak zapłacił za nierozważną lekkomyślność, a przede wszystkim za to, że pozwolił zrobić z siebie narzędzie w rękach księżny de Chevreuse. 6.VIII.1626r podpisany został kontrakt małżeński Gastona i Marii de Montmorency, po czym kardynał celebrował zaślubiny. Chociaż cieszyły one królową-matkę, to jednak świadek tego wydarzenia pisał, że nigdy nie widział tak smutnego ślubu, nie było nawet muzyki, padał na nie cień egzekucji de Chalais. 2.IX.1626r w więzieniu umiera Ornano. Jeżeli była to naturalna śmierć, to była to nie lada gratka dla rządu, który dzięki temu uniknął wielu kłopotów, nie można było bowiem go sądzić nie włączając do sprawy Gastona, Anny Austriaczki, książąt krwi i obcych potęg. Największą winę w tym wszystkim ponosiła księżna de Chevreuse. Zeznania de Chalais bardzo ją obciążały. Nie wahała się nawiązywać stosunków ze zbuntowanymi hugonotami. Richelieu uznał jednak że wytoczenie jej procesu jest niemożliwe bowiem postawienie jej przed trybunałem niosło za sobą duże ryzyko, była przecież księżną i żoną para. Niemożliwym było również postawienie jej przed komisją nadzwyczajną, wówczas bowiem powołałaby się na swój przywilej sądowniczy. Co więcej, wszystkie wielkie domy królestwa zjednoczyłyby się w jej obronie. Ogólnie rzecz biorąc, oddanie jej w ręce sprawiedliwości oznaczało stanięcie oko w oko z groźną opozycją. Skończyło się na podjęciu decyzji o wygnaniu jej do Poitou, ta zaś wyjechała do Lotaryngii, która wówczas była poza granicą królestwa i przez kilka lat pozostawała poza Francją. 10.IX.1626r Anna Austriaczka stanęła przed Radą, której przewodniczył król. Podobnie jak księżna de Chevreuse była bardzo zamieszana w intrygi „partii odrazy do małżeństwa”, nie poniosła jednak żadnych konsekwencji. Tylko na koniec głos zabrała Maria Medici. Zobowiązała młodą królową żeby żyła tak jak inne królowe Francji. Przyrzekła jej też całą swoją miłość i dobrą wolę, tym samym przyznając że dotąd jej nimi nie darzyła. Jasnym było, że królowa matka chciała mieć wyłączny wpływ na synową i nie życzyła sobie by zaufani syna i jego ludzie sprzeciwiali się jej woli. Po raz pierwszy w całej okazałości ujawnił się konflikt podczas którego król znalazł się w zmaganiach z własnym bratem i z własną żoną. Dla Ludwika XIII było to pierwsze doświadczenie kiedy to wystąpili przeciw niemu „straszliwi krewniacy”. Panującej królowej i dziedzicowi tronu trzeba było przebaczyć, ale ta wymuszona łaskawość nie pozwoliła Ludwikowi XIII na okazanie łaski wspólnikom i narzędziom wszystkich konspiracji i tylko tych dotknęła sprawiedliwość królewska.
-
Osoba duchowna osobie duchownej nie równa, Richelieu na pewno był ponadprzeciętną osobistością. Historyk francuski Pierre Chevalier w komentarzu o zakończeniu Stanów Generalnych w 1615r (przedostatnich w historii Francji, ostatnie to początek rewolucji), pisał w tej sprawie tak (jest to skrótowe tłumaczenie): [Richelieu] podobał się tez królowej i swoje wyniesienie zawdzięczał również jej łaskom, uwiodły ją jego giętkość i arystokratyczny sposób bycia. Jego przemowa była podobna do tej jaką wygłosił prymas Galii, Marquemont, orator kleru na sesji otwarcia, jednak dwa fragmenty mowy przyszłego kardynała musiały szczególnie uderzyć zgromadzonych i do dziś przykuwają naszą uwagę. Porównując obecny stan kościoła z jego świetną przeszłością, zwracał uwagę, że kiedyś: „Prałaci byli urzędnikami swych władców, kościół gallikański natomiast był pełen majestatu, podczas gdy obecnie stracił tyle ze swego dostojeństwa, że jest nie do poznania, a to dlatego, że obecnie nie pyta się duchownych o radę w sprawach państwowych, przeciwnie, wszystkim wydaje się, że zaszczyt jaki daje im służba Bogu czyni ich niezdolnymi by służyli swemu królowi, który jest przecież jego "żywym wizerunkiem”. Wyrażając się w ten sposób Richelieu stawiał swoją kandydaturę, ale czynił to bardzo zręcznie, jeżeli bowiem duchowni mają służyć Bogu to dlaczego nie mieliby służyć królowi, czyli jego „żywemu wizerunkowi” na ziemi. W pewnym sensie było to nawet podtrzymywanie tezy, że duchowni mają pierwszeństwo w stosunku do świeckich w służbie dla króla, z takich założeń wynikał oczywiście należyty wniosek. Potrafił wykorzystać również co innego. Wiadomo że w teologii mistycznej istnieje pewna maksyma, ad Jesum per Mariam (do Jezusa przez Marię), jej odpowiednikiem w teologii politycznej jest inna maksyma, ad regnum per reginam (do króla przez królową), która w pewnych okolicznościach często się sprawdzała. Richelieu wypowiedział i skomentował tę zasadę po tym jak zdefiniował wybitną rolę duchownych w prowadzeniu spraw publicznych. Trudno było manipulopwać kadzidłem z większą zręcznością i nie przypodobać się królowej-matce, Richelieu to potrafił jak nikt inny. Zaczęła się jego kariera polityczna. Był politykiem empirycznym, należycie oceniał sytuacje i potrafił podejmować właściwe decyzje. Pewnie zdziwiłby się gdyby się dowiedział, że budował we Francji absolutyzm.
-
Użytkownik mi daruje, ale zabawa w księgowego jest nużąca. Mówiąc, że w Anglii groziło swego czasu Cromwellowi bigosowanie miałem raczej na myśli wydarzenia z historii Rzymu w III wieku, kiedy to generałowie zostawali cesarzami na parę lat, po czym byli mordowani, przeważnie przez żołnierzy. Zawsze interesowała mnie historia Rzymu w III wieku, jednak nic w księgarniach na ten temat nie zauważyłem, może dlatego podświadomie posłużyłem się tą, jednak, figurą retoryczną. Oczywiście tematem RON się zainteresuję, wątpię jednak, bym miał w związku z tym coś do powiedzenia, chociaż wyniesione ze szkoły przeświadczenie, że RON upadła ponieważ nie chciano płacić podatków, wydaje mi się nieprawadziwe.
-
Rozumiem zatem, że użytkownik Secesjonista zna się na teologii, przynajmniej trochę. Czy jest mu zatem znana doktryna Katarów, ich liturgia i Kościół.To co ja wiem na ten temat jest tłumaczone z francuskiego i możliwe że różni się od tego co jest napisane w tej sprawie w naszym języku. Możliwe też, że jeżeliby użytkownik znał ten tekst co ja, to by go należycie zrozumiał, skomentował, i wszystko by się wyjaśniło, najwyżej wyraziłbym jakieś wątpliwości. Ja napewno przeczytałbym taki komentarz z wielkim zainteresowaniem. Co do mojego oglądu, to w historii zawsze fascynowały mnie drogi jakimi poruszały się ludzkie myśli,trudno jest mi jednak wyrazić jakąś krytyczną opinię na temat poszczególnych prądów, jeżeli rzecz jasna nie mają one jakiegoś patologicznego charakteru (rasizm, antysemityzm, pochwała czystek etnicznych czy religijnych itp.) Sądzę, że pana, panie Secesjonisto zainteresowałyby choćby z tego powodu, że pochodzą jednak z trochę innej kultury, chociaż nam pod wieloma względami bliskiej. Mogę te parę stron przesłać, tylko jak mam to zrobić.
-
Jak historia to historia. W starożytności, podczas wojny peloponeskiej, zdrajca Alcybiades ujawnił Spartanom tajemnice rządu ateńskiego. Między innymi tą, że rząd ateński miał zwyczaj celowo zalegać z wypłatą żołdu by w ten sposób bardziej uzależnić od siebie żołnierzy. Pisze o tym Tukidydes. Tutaj może też o to samo chodzić, przyznam, że nie spotkałem żadnej analizy tego stanu rzeczy, ale mogła to też być na przykład forma nacisku na sejm. Warto by zadać sobie pytanie, czy tylko zalegano, czy też nie wypłacano wogóle. "Notorycznie" może też oznaczać, że nie płacono z góry. Mnie osobiście wydaje się, że ówcześni dygnitarze potrafili nie gorzej niż dzisiejsi posługiwać się pieniądzem w celach motywacyjnych. Ale przy najbliższej okazji zajrzę do dzialu RON. Dziekuję za informację.