euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,179 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Bankructwa Hiszpanii w XVI-XVII wieku
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Oczywiście, że wojna w Holandii kosztowała krocie, ale przyłączenie się Francji, to już była nie byle jaka eskalacja. O ówczesnej sytuacji politycznej i wydarzeniach w latach 1624-1626 napisałem trochę w temacie "pani de Chevreuse". Może jakaś refleksja czy krytyka? W końcu to czasy Richelieu. -
Rajmund VII został hrabią Tuluzy po śmierci ojca Rajmunda VI w sierpniu 1222 roku. Oprócz księstwa odziedziczył jednak po ojcu również ekskomunikę, stąd zwracał się do papieża i króla by go uznali. Spotkanie w Saint-Flour było mało ważnym epizodem. W 1223 roku spotkali się tam Rajmund VII i jego przeciwnik, Amaury de Montfort. Mimo dobrych chęci nie doszli do porozumienia, chociaż uzgodnione zostało małżeństwo siostry Amaury z Rajmundem VII. Porozumienie odłożyli do spotkania na wyznaczonym później synodzie biskupów w Sens,
-
Trochę mi to wszystko narobiło zamieszania w głowie. Otóż kiedyś czytałem list jaki napisał jeden z francuskich generałów do Talleyranda relacjonując walki jakie Francuzi toczyli z oddziałami Bagrationa przed Austerlitz. Porównywał bagnety francuskie i rosyjskie. Różnicę między nimi określił tak: Rosyjskie bagnety nie zabijają nigdy, najwyżej poważnie ranią, nasze zaś zabijają zawsze. Pamiętam, że trochę szukałem w czym rzecz, i wydaje mi się, że Rosjanie mieli bagnety tulejkowe, natomiast Francuzi te, nazwane tutaj szpuntowe, czyli wkładane w lufę. To przeczyłoby twierdzeniu, że bagnety szpuntowe nie były najlepszym rozwiązaniem. Z tym, że ja za bardzo tematu nie znam, może ktoś mi wyjaśni czym różniły się bagnety francuskie od rosyjskich w 1805 roku? W końcu to też był pewnie jeden z czynników decydujących o wyniku bitwy pod Austerlitz.
-
Regentką w latach 1610-1617 była Maria Medici.
-
Bankructwa Hiszpanii w XVI-XVII wieku
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
To znaczy, że król ogłosił zakaz wywozu złotych i srebrnych monet. Znam inną wersję. Bankructwo w tym przypadku oznacza zakaz wywozu złotych i srebrnych monet. Po otwarciu w XVI wieku kopalni srebra w peruwiańskim Potosi, w Ameryce zapanowała niesłychana drożyzna. Można tam było wszystko bardzo korzystnie sprzedać. Pociągnęło to za sobą drożyznę w Hiszpanii, która z kolei nic nie produkowała, a wszystko sprowadzała i miała chroniczny deficyt handlowy, powodujący odpływ złota i srebra za granicę. Przecież zagraniczny kupiec za swój towar będzie chciał srebro, a szczególnie złoto i to w dobrej próbie. Operacje kredytowe, zdaje się że z przyczyn ideologicznych, nie były najlepiej rozwinięte. Stwarzało to problemy. Pierwszym było, że w handlu wewnętrznym brakowało kruszcowych monet. Na przykład w połowie XVII wieku w Kastylii ponad 90% monet, to monety miedziane i by kupić 45kg. sera należało dać 180kg. miedzianych monet. W czasie wojny również potrzebne było srebro i złoto, przecież nikt nie będzie płacił żołdu miedzią. Stąd od czasu do czasu król zakazywał wywozu złotych i srebrnych monet. To bankructwo z 1627 roku brało się zapewne stąd, że szykowała się ciężka wojna z Francją i król potrzebował na tę wojnę złota i srebra. -
Przyczyny załamania się armii niemieckiej w 1918 r.
euklides odpowiedział redbaron → temat → Front Zachodni
Uważam, że warto jest się przyjrzeć wydarzeniom poprzedzającym 11.XI.1918 roku. Tym bardziej, że później był nazizm, holokaust i tragedia II Wojny Światowej. Klęska Niemiec w 1918r.była w dużej mierze wynikiem mieszania się wojskowych do polityki. Gdy u nas przyjdzie poruszać ten temat i mówić o jakimś generale czy marszałku nigdy nie obywa się bez emocji. Nie powinno ich wywoływać widziane to u kogo innego, w końcu najlepiej jest się uczyć na cudzych błędach. Te wydarzenia wziąłem z książki francuskiego historyka Pierre Renouvin. Jest to o tyle ciekawe, że oni tam jednak trochę inaczej widzą to wszystko. W 1916 roku w państwach centralnych pojawiła się opinia, że jest bardzo sposobny czas do rozpoczęcia pokojowych rozmów z aliantami. Jak zwykle w takich wypadkach nie wszyscy podzielali to zdanie. Wielu wpływowych ludzi nie chciało o tym słyszeć. Wilhelm II również uważał zawarcie pokoju wówczas za przedwczesne. W takich warunkach doszło do zmian w najwyższym dowództwie armii. W sierpniu 1916 roku Hindenburg zastąpił Falkenhayna na stanowisku szefa sztabu, natomiast generała Ludendorfa mianowano generalnym kwatermistrzem. W praktyce to on był naczelnym dowódcą. Hindenburg i cesarz pozostawiali mu wolną rękę, mieli całkowite zaufanie do jego umiejętności. W ten sposób powstała w Niemczech swoista „wierchuszka” złożona z cesarza i dwóch generałów. Na pierwszy rzut oka wydaje się być logicznym, żeby podczas wojny władzę oddać generałom, ale co z tego wyszło, zobaczymy. Otóż pierwszym skutkiem takich zmian było to, że na czele państwa znalazło się trzech politycznych ignorantów, chociaż dwaj z nich byli bezsprzecznie dobrymi żołnierzami. Kariera Hindenburga i Ludendorfa zaczęła się w sierpniu 1914 roku, kiedy to pod Tannenbergiem pokonali dwukrotnie liczniejsze siły rosyjskie. Propaganda niemiecka wychwalała ich za to pod niebiosa. Wkrótce też zaczęli uchodzić za mężów opatrznościowych. Poniewczasie zauważono, że był to błąd, ponieważ wyrobiono im taki autorytet, że nikt nie odważał się przeciw nim zdecydowanie wystąpić, a i Wilhelm II dając im odpowiedzialne stanowiska pewnie też ulegał ogólnej euforii. Gwoli ścisłości do tej trójki należy jeszcze dodać generała Hoffmana, który pod Tannenbergiem również przysłużył się do zwycięstwa jako szef wydziału operacyjnego sztabu, a później został dowódcą frontu wschodniego. Był tam jeszcze ktoś, o którym niewiele można wyczytać ale który wywierał wielki wpływ na wydarzenia. Chodzi o pułkownika Nicolai, szefa kontrwywiadu z Królewca, który w zwycięstwie pod Tannenbergiem miał też swój udział, i to nie mały. Później, jak się zdaje został szefem niemieckiego wywiadu, a przynajmniej jego nr.1. Energiczny, owiany legendą Ludendorf, potrafił wszędzie narzucać swoją wolę. Jego energii i żywiołowości ulegał zrównoważony i kulturalny kanclerz Hertling. Wilhelm II natomiast nie potrafił utrzymać równowagi między władzą wojskową i cywilną. Prędko też rząd zaczął tracić kontrolę nad sytuacją. O tym co się dzieje na froncie i o stanie wojsk mógł coraz częściej dowiadywać się tylko z gazet. Opinie dyplomatów nie były brane pod uwagę. Zasoby pozyskiwane z okupowanych ziem (m.in. Ukrainy) były mu nie znane. Na początku 1918 roku załamał się front wschodni. Po traktacie brzeskim Niemcy uzyskali dodatkowe dywizje do walki z aliantami na froncie zachodnim. Są przekonani o historycznej doniosłości wydarzeń. Nie obyło się jednak bez zapłacenia słonej ceny politycznej. Kiedy 5 marca 1918 roku w Jassach kapitulowała Rumunia, warunki tej kapitulacji pomijały milczeniem Dobrudżę, a przecież dla tej ziemi Bułgarzy ponownie przystąpili do wojny która dla nich zaczęła się w 1912 roku. Zmęczony wojną naród jest rozgoryczony. Odłożenie sprawy Dobrudży na św. Nigdy traktuje jako zdradę sojusznika. Niemcy popełnili błąd polityczny, który miał się na nich srogo zemścić. Na razie jednak, w marcu 1918 roku, dysponują na Zachodzie 192 dywizjami, podczas gdy Anglicy i Francuzi mają ich tylko 172. Dawało to im szansę, należało się jednak spieszyć z jej wykorzystaniem bowiem do wojny przystąpiły Stany Zjednoczone i zza oceanu przybywały wojska amerykańskie. Zaraz też, jeszcze w marcu, rusza ofensywa niemiecka i zaczyna odnosić sukcesy. Ludendorfowi brak jednak konsekwencji. Początkowo zaatakował Anglików. Było to dla aliantów groźne. Armia angielska nie przedstawiała tej wartości co francuska a klęska im zadana mogła doprowadzić do wyparcia ich z kontynentu, co rozstrzygnęłoby wojnę. Jednak 27.V.1918r rozpoczął ofensywę również przeciw Francuzom i stopniowo coraz bardziej się w nią angażował. Było to niezrozumiałe. Prawdopodobnie zainspirowały go do tego dane wywiadowcze, podsunięte mu przez wywiad francuski, często zresztą prawdziwe. Otrzymał na przykład mapę z rozmieszczeniem magazynów żywnościowych, nie wiedział jednak, że w tych magazynach było trochę żywności i mnóstwo wina (przecież też artykuł spożywczy). Stąd później liczne wypadki pijaństwa i rozprzężenie w armii niemieckiej, która jednak stale odnosiła sukcesy, chociaż daleko było do rozstrzygnięcia. Patrzący realnie, niemiecki sekr. d.s zagr. Kuhlman 24 czerwca wygłosił w Reichstagu przemówienie w którym mówił o konieczności rozpoczęcia rokowań pokojowych. Możliwe było wówczas zachowanie zdobyczy na wschodzie za cenę status quo ante na zachodzie. Wtedy generałowie oświadczyli, że nie będą brać udziału w radzie koronnej w jego obecności. Wilhelm II odwołał wówczas Kuhlmana i powołał na to stanowisko Hintze. Ten zwrócił się do Ludendorfa z zapytaniem: „Czy jest pewny że odniesie decydujący sukces?”. Ludendorf odpowiedział: „Zdecydowanie Tak!”. Tydzień później było zaś wiadomym, że ofensywa niemiecka została zatrzymana, a tak zwana druga bitwa nad Marną, przegrana. Równocześnie zaczął zmieniać się stosunek sił, bowiem do walki zaczęły wchodzić oddziały amerykańskie. Odtąd armia niemiecka musiała ograniczać się do obrony. Rozstrzygnięcie militarne nie było już możliwe. Pogorszeniu uległa również sytuacja na wschodzie, gdzie sygnatariusze układu Brzeskiego, bolszewicy, znaleźli się w trudnym położeniu. Pod naciskiem wojskowych postanowiono udzielić im wsparcia i 27 sierpnia podpisano z nimi traktat łagodzący warunki pokoju Brzeskiego, mimo iż Helfferich, ambasador w Moskwie, uważał że lepiej tego nie robić, było bowiem wielką niewiadomą co z tego wyniknie. I w ten sposób Niemcy zrobili pierwszy krok na drodze która zakończyła się w maju 1945 roku w Berlinie. 15.IX.1918r - Nastąpił ostateczny przełom w 1-szej wojnie światowej. Na Bałkanach, z rejonu Salonik, ruszyła do ofensywy stosunkowo niewielka armia generała Franchet d’Esperay. Przybyła tam w 1916 roku by wesprzeć Greków którzy przystąpili do wojny, ale mieli za słabą armię by ją prowadzić. Dowodzący wówczas armią niemiecką, Falkenhayn, chciał ich stamtąd wyprzeć, jednak Wilhelm II zakazał mu tego, możliwe że za podszeptem Ludendorfa. Uważał, że lepiej by te 150 tysięcy alianckich żołnierzy było na Bałkanach niż na froncie zachodnim. Bułgarzy, rozgoryczeni na swych sojuszników za ich zdradę w sprawie Dobrudży, stawili bardzo słaby opór. 14 dni później, 29 września 1918 roku, Bułgaria kapituluje i front państw centralnych w Macedonii przestaje istnieć. Miało to bardzo poważne skutki. Po pierwsze przerwana została łączność z Turcją, ona sama zaś zagrożona bo prawie cała jej armia była zaangażowana była w Syrii i Mezopotamii, na dodatek nie mogła liczyć na pomoc Niemców bowiem Ludendorf odwoływał oddziały z frontu tureckiego. Zaczęto tam myśleć o wyjściu z wojny. Po drugie zagrożona została południowa granica Austro-Węgier w których, po objęciu tronu przez Karola II, zapanowało rozprzężenie. Młody cesarz wyraźnie nie panował nad sytuacją.<br> Ludendorf, zapatrzony w front zachodni, przegapił niebezpieczeństwo grożące od strony Salonik i dopiero 29 września, kiedy wiadomym już było o załamaniu się Bułgarii, zaczął działać. Z inicjatywy jego i Hindenburga zwołana jest w Spa narada z udziałem niektórych członków rządu i cesarza. Ludendorf szybko przeszedł do rzeczy. Oświadczył że sytuacja na froncie zachodnim jest taka, iż potrzebne jest natychmiastowe zawieszenie broni, w każdej chwili może bowiem nastąpić jego załamanie. To oświadczenie oszołomiło obecnych członków rządu. Przecież żądanie rozejmu wyrażone przez Ludendorfa nastąpiło w czasie kiedy nie przebrzmiały jeszcze echa surm głoszących wszem i wobec o zwycięstwach na froncie. Członkowie rządu od razu zdali sobie sprawę iż podanie do wiadomości prośby o rozejm doprowadzi do katastrofalnego załamania się narodu. By temu jakoś zapobiec sekr. stanu d.s zagr. Hintze uznał, że potrzebna jest zmiana rządu. Tego samego zdania był Ludendorf, co więcej wyraził opinię, że trzeba powołać rząd parlamentarny, mający szerokie poparcie społeczne, chociaż powołanie takiego gabinetu było sprzeczne z konstytucją, która nie przewidywała udziału parlamentu w decyzjach dotyczących wojny i pokoju. Nigdy też reichstag nie miał żadnego wpływu na formowanie rządu. Deputowanym nie wolno było nawet zajmować stanowisk rządowych. Tak więc Ludendorf, z natury nienawidzący instytucji parlamentarnych, stał się inicjatorem powołania rządu parlamentarnego. Ba! Rozpoczął rewolucję bowiem nagiął w tym celu konstytucję. Postawiony przed faktem dokonanym kanclerz Hertling uznał, że nie może naruszyć konstytucji i podał się do dymisji. Te wszystkie decyzje o kapitalnym znaczeniu zostały podjęte prawie bez żadnej debaty. Wystarczyło by generalny kwatermistrz oświadczył o potrzebie rozejmu żeby cesarz i sekr. stanu uznali to za niezbędne. Żaden z nich nie zadał sobie trudu przeprowadzenia konsultacji z dowódcami armii, czy ministrami. Oczywiście to nie o rewolucyjne reformy parlamentarne chodziło Ludendorfowi. Sytuacja na froncie zachodnim również nie była katastrofalna, w każdym razie daleki był od załamania. Chciał czego innego. By uzyskać dywizje na front macedoński po upadku Bułgarii musiał skrócić front na zachodzie, zatem wycofać wojska nad granicę niemiecką i tam zorganizować linię obrony. Na to wszystko potrzebował 3 miesiące czasu. Oprócz organizowania nowej linii obronnej musiał przecież ewakuować magazyny i cały sprzęt. Obaj generałowie byli pewni, że mogą otrzymać rozejm jedynie za cenę wycofania się z ziem okupowanych. Ludendorf liczył, że przez 3 miesiące dyplomaci będą bawili się rozmowami, on tymczasem zrobi swoje, po czym rozprawi się z kapitulanckim rządem i być może dla przykładu każe rozstrzelać tego czy owego ministra. Ale wyszło jak wyszło. Nazajutrz po naradzie powołano nowego kanclerza. Został nim Maksymilian Badeński, syn wielkiego księcia Badenii i szwagier cesarskiej córki. Powołany został na to stanowisko ponieważ był z cesarskiej rodziny i znał się na polityce. Gdy się dowiedział o co chodzi, postawiony przed faktami dokonanymi, chciał zrazu nie przyjąć stanowiska. W końcu jednak wziął na siebie ten obowiązek, zastrzegł jednak iż o ile uznaje za słuszne rozpoczęcie rokowań pokojowych, to prośbę o rozejm uważa za poważny błąd. Gdy oświadczył to na posiedzeniu usłyszał od cesarza: „Najwyższe dowództwo uznało to za niezbędne, ty zaś nie jesteś tu po to, by stwarzać naczelnemu dowództwu trudności”. Nowy kanclerz dał za wygraną ale wymógł otrzymanie na piśmie oświadczenia, że prośba o rozejm może doprowadzić do utraty przez Niemcy Alzacji i Lotaryngii oraz czysto polskich prowincji wschodnich. Resztę czasu poświęcono na wybór kandydatów do stanowisk ministerialnych. Ludendorf usilnie nalegał na jak najszybsze powołanie nowego rządu, by ten mógł wreszcie wysłać prośbę o rozejm. Kiedy 2 października, bez żadnych konsultacji, oświadczono w reichstagu o konieczności rozejmu, w środowiskach politycznych zapanowało graniczące z paniką osłupienie. Ta nagła gotowość do zawarcia pokoju, na który naród nie był przygotowany, spowodowała ogólne przerażenie. Ludendorf nie zdawał sobie sprawy, że jego niewczesne żądanie załamało morale całego kraju. 3.X.1918r. Maksymilian Badeński powołał rząd oparty na większości parlamentarnej. Zaspokoił postulaty radykałów. Między innymi usunął zastrzeżenie, że ministrem nie może być deputowany. Jego reformy przeszły bez wstrząsów. Nowym sekretarzem stanu d.s zagranicznych został Solf. Zaraz nazajutrz wysłał do Wilsona zgodę na jego 14 punktów i prośbę o rozejm. Nastąpiły konsultacje między aliantami a ich wspólnikiem (tak oficjalnie określali się Amerykanie). Zamiary Ludendorfa szybko zostały przejrzane, ale między aliantami nie było absolutnej zgody co do 14 punktów. Wkrótce przyszła odpowiedź od Wilsona, napawała optymizmem ale kiedy 16.X.1918r do Berlina przybywa druga nota od Wilsona. Złudzenia prysły. Zapowiadała że ustaleniem warunków rozejmu mieli zająć się szefowie wojskowi. To nie wróżyło dobrze. Nazajutrz zwołano naradę rządu z Ludendorfem. Miano zastanowić się, czy sytuacja militarna zmusza do przyjęcia tych twardych warunków. Ludendorf nie potrafił dać jasnej odpowiedzi i stracił resztki zaufania kanclerza Maksymiliana. W połowie października cesarz Austrii, Karol II, zagrożony armią d’Epernay i ogólną sytuacją na froncie, poczuł się zmuszony do rokowań z aliantami. By je sobie ułatwić 18.X.1918r zadecydował by, w myśl punktów Wilsona, uczynić z Austro-Węgier państwo federacyjne. Uczynił tak a mimo to prezydent USA odmówił rokowań. Uznał, że w aktualnej sytuacji autonomia nie jest już zadowalającym rozwiązaniem. Ta odpowiedź była ostatecznym ciosem zadanym monarchii. O ile po decyzjach z 18.X funkcjonariusze w Wiedniu przestawali widzieć sens istnienia monarchii, bowiem zniknął ideał któremu służyli, to po odmowie Wilsona była to już ogólna rezygnacja. Do Berlina 25.X.1918r przybywa trzecia nota Wilsona. Zawiera żądanie abdykacji cesarza i zredagowane przez alianckich szefów wojskowych warunki rozejmu, które de facto zapowiadały całkowite unieszkodliwienie armii niemieckiej. Po południu zebrał się gabinet wojenny pod przewodnictwem wicekanclerza Payera. Maksymilian Badeński nie wziął w nim udziału, wymówił się grypą. Wicekanclerz Payer z miejsca oświadczył iż nie należy brać pod uwagę uporu Ludendorfa u którego daje się zauważyć objawy „rozstroju wewnętrznego”. Istotnie, kiedy generał poznał treść noty jego zaskoczenie nie miało granic. Oświadczył zaraz, że należy zerwać rokowania i prowadzić walkę do ostatka. Już poprzedniego dnia jego autorytet poważnie nadszarpnął socjalista Noske, kiedy przedstawił w reichsatgu dowody że prośba o rozejm to jego dzieło. Teraz Payer postawił wniosek, że rząd powinien wysłuchać również opinii innych generałów by w ten sposób uzyskać należytą oceną sytuacji wojskowej. Wszyscy uznali również, że pozbycie się Ludendorfa jest konieczne, z tym, że lepiej by to on sam podał się do dymisji. Sądzili że będzie to jakimś dowodem dla aliantów, iż decyzje podejmuje rząd cywilny, co ułatwi w jakimś stopniu rozmowy z nimi. Tego samego dnia do Berlina przybywają Hindenburg i Ludendorf. Są natychmiast przyjęci przez cesarza. Oświadczają, że należy kontynuować walkę i że powołanie pod broń pospolitego ruszenia może poprawić sytuację. Wilhelm II, po wysłuchaniu, poradził im, by powtórzyli to wszystko kanclerzowi lub wicekanclerzowi. Ci, po wyjściu z audiencji, zamiast udać się do kanclerza, zwołali konferencję prasową na której oświadczyli, że warunki Wilsona są nie do przyjęcia i walkę należy prowadzić do ostatka. Jej zwołanie było jawną ingerencją w decyzje rządu, kanclerz ostro zaprotestował. Żądał by raz na zawsze skończyć z podwójnym rządem do czego niezbędne są zmiany personalne w naczelnym dowództwie. Zagroził dymisją w razie gdyby cesarz nie wyraził na nie zgody. Tym razem Wilhelm II uległ. Wieczorem tego dnia kanclerz przyjął jeszcze Ludendorfa oraz Hindenburga i postawił im pytanie: „ Jakie szanse mają Niemcy jeżeli zerwą rokowania o rozejm i dalej będą prowadziły wojnę?” Ci nie potrafili na to odpowiedzieć sensownie. Mówili coś o poważnych rozruchach do jakich miało dojść najbliższym czasie w Anglii, a szczególnie we Francji (nie mogli uwolnić się od doświadczeń frontu wschodniego). Kanclerz wyraził wówczas życzenie wysłuchania innych generałów by móc wreszcie ocenić możliwości stawiania oporu przez armię. Na to obaj stanowczo się nie zgodzili. Rano 26.X.1918r cesarz przyjął obu generałów. Zarzucił im, że wydając komunikat prasowy poprzedniego dnia, dyskredytują postępowanie rządu, które jest zresztą konsekwencją raportu jaki złożył jeden z nich 29.IX i jego alarmujących wieści o groźbie załamania się frontu, co nie nastąpiło, ale w najwyższym stopniu naruszyło zaufanie narodu. Dlatego, na prośbę rządu, postanowił wezwać z frontu kilku generałów by wysłuchać ich opinii o stanie armii. Wtedy obaj generałowie podali się do dymisji. Ta Ludendorfa została natychmiast przyjęta. Hindenburgowi cesarz nakazał pozostanie na stanowisku, na co ten wyraził zgodę. Po wyjściu z audiencji Ludendorf zarzucił swemu szefowi, że go opuścił. Nie wsiadł razem z nim do samochodu. Do końca życia zachował do niego uraz. Na miejsce Ludendorfa powołano Groenera. Generała, który podczas wojny służył na tyłach. Nie miał okazji do wykazania się sukcesami strategicznymi ale był dobrym organizatorem, co mogło mieć znaczenie podczas odwrotu armii niemieckiej. Po dymisji Ludendorfa rząd przystąpił do omawiania warunków Wilsona zawartych w przysłanej nocie. Kontrowersje budziły dwa z nich. Ten o abdykacji cesarza i o wojskowych warunkach rozejmu, które w zasadzie prowadziły ni mniej ni więcej, tylko do kapitulacji. Podczas posiedzenia docierają wieści z Wiednia o załamaniu się Austro-Węgier. Karol II zmuszony, sytuacją na froncie, zwrócił się do Wilsona z prośbą o pokój, tym samym uznając prawa narodów do samostanowienia. Zaraz też w Pradze, Zagrzebiu, Budapeszcie powstały rządy narodowe. Rząd cesarski natomiast prawie zupełnie stracił władzę, Niemcy zaś kolejnego sojusznika. Jego upadek otwierał aliantom drogę do południowych Niemiec. W takich warunkach rząd niemiecki uznał, że dalsza wojna jest niemożliwa. W ten sposób zrezygnował z walki do ostatka i innych pomysłów kwatery głównej. Przerwano debatę i z wielkim pośpiechem wysłano do Wilsona notę z akceptacją warunków, tym samym wyrażono zgodę na unicestwienie armii i na abdykację cesarza, który wówczas decyduje udać się do Spa pod skrzydła kwatery głównej, przecież to jemu każdy oficer przyrzekał wierność. Ministrowie byli bardzo tym zaniepokojeni. Podejrzewali go o chęć użycia armii. Ale też coraz bardziej byli przekonani, że jego detronizacja złagodzi warunki rozejmu. Poprzez zakulisowe informacje wiedzieli, że szczególnie Wilsonowi na tym zależy. 28.X.1918r rząd niemiecki przeprowadził konsultacje z generałami na temat armii. Była w stosunkowo dobrym stanie, chociaż poniosła ostatnio spore straty, ale to samo można było powiedzieć o armiach alianckich. Doszło tylko do jednego niegroźnego przypadku buntu w pewnej przybyłej ze wschodu dywizji i to tylko dlatego, że było w niej wielu Polaków i Alzatczyków. W każdym razie armia mogła stawiać opór jeszcze przez parę miesięcy. 1.XI.1918r oddziały d’Esperay wkraczają do Belgradu. Wówczas rząd węgierski Karolyi decyduje o wycofaniu się z wojny i nie czekając na rozejm nakazuje Węgrom złożenie broni. Rząd Austro-Węgier stanął przed faktem dokonanym i zaakceptował to. Powstały takie luki we froncie, że dalsza walka była niemożliwa. Formalnie zawieszenie broni zostało podpisane w Villa Giusti 5.XI.1918r. Południowe Niemcy stanęły otworem. Niedługo trzeba było czekać na odrodzenie się ruchów separatystycznych w Bawarii. 3.XI.1918r – Aliancka Najwyższa Rada Wojenna rozpatrzyła warunki rozejmu i zadecydowała, że mają one zostać przyjęte w ciągu 3 dni po ich przedstawieniu Niemcom. Sytuacja na froncie nie była jednak dla Niemców katastrofalna a alianckie wojska były również wyczerpane. Forsowanie Mozy Foche przewidywał za 2 – 3 miesiące, nic więcej nie obiecywał. Tego dnia w Kilonii zbuntowała się marynarka. Doszło do tego po wydaniu rozkazu wyjścia w morze by przeprowadzić działania odciążające armię lądową w jej odwrocie. Ta akcja floty była w zasadzie pomyślana jako ocalenie jej honoru. O niczym by nie zadecydowała, a straty mogły być duże. Oddziały piechoty morskiej odmówiły wystąpienia przeciwko marynarzom. Kilonia stała się ośrodkiem ruchu rewolucyjnego. Na okrętach wywieszono czerwone flagi, utworzone zostały Rady Robotników i Marynarzy. Zorganizowane były na sposób radziecki, ale bez żadnych programów socjalnych. Domagały się pokoju i abdykacji cesarza. Udział w tej rewolucji miała również placówka francuskiego wywiadu z holenderskiego La Haye kierowana przez generała Boucabeille. 4.XI.1918r w obliczu groźby inwazji południowych Niemiec, separatystycznych ruchów w Bawarii i buntu we flocie rząd uznał, że nie widzi innego wyjścia tylko jak najśpieszniejsze zawarcie rozejmu, tym samym zaaprobował abdykację. Były jeszcze pewne wątpliwości. Groener i kwatera główna traktowali abdykację z rezerwą, sądzili że doprowadzi to do rozprzężenia w armii i zaprowadzenia ustroju demokratycznego który naruszy jedność Rzeszy. W końcu 6.XI.1918r wyznaczona została delegacja by udać się po warunki rozejmu. Na jej czele stanął minister stanu Erzberger, ku uldze Groenera i Hindenburga, uwalniało to bowiem armię od odpowiedzialności. 7.XI.1918r delegacja niemiecka stanęła przed pozycjami francuskimi. Potem, specjalnym pociągiem, udała się do lasu w Compiegne. Tam czekała na pociąg delegacji międzyalianckiej. W tym samym czasie grupa marynarzy z Kilonii przybywa koleją do Hanoweru i zajmuje dworzec. Są uzbrojeni. Swego czasu radykalnych socjalistów niemieckich wykorzystywano do przemycania broni dla rewolucjonistów rosyjskich, co nie mogło oczywiście obejść się bez udziału innego bohatera spod Tannenbergu, Nicolai. Przy okazji zostawili oni trochę tej broni sobie by w godzinie ostatniego boju nie być z niczym. Stamtąd rewolucjoniści dotarli pociągami do Berlina, Brunszwiku i Kolonii. Wszędzie gdzie przybywali tworzyli Rady Robotnicze i Żołnierskie oraz przejmowali lokalną administrację. W Berlinie miały miejsce wielkie demonstracje dla uczczenia rewolucji rosyjskiej. W stolicy Bawarii, Monachium, socjalista Eisner rozpoczął organizowanie separatystów, by zawrzeć pokój którego nie pragnie Berlin. Proklamował obalenie dynastii bawarskiej i utworzenie republiki, której naczelnym organem została Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Wydał manifest, że nowo utworzona republika Bawarska, w porozumieniu z republiką Austrii niemieckiej, miała zawrzeć separatystyczny pokój. Na znak poparcia dla manifestu odbyła się w Monachium 100-tysięczna demonstracja. Doszło do wydarzeń rewolucyjnych. Rozbito bramy więzień a gmachy publiczne i dworce zostały okupowane. Wobec rozprzestrzeniania się rewolucji nikt nie widzi innego wyjścia niż abdykacja cesarza. Umiarkowani socjaliści obawiają się, że ich dotychczasowi zwolennicy przejdą na stronę radykałów, toteż złożyli na ręce kanclerza ultimatum: „Jeżeli cesarz nie abdykuje, to oni wycofują się z rządu”. Temu nie wypada godzić się na abdykację (przecież rodzina cesarska), chce opuścić rząd. W końcu przywódca socjalistów Scheideman godzi się poczekać trzy dni z wystąpieniem z rządu by mu umożliwić zawarcie rozejmu. Maksymilian Badeński telegrafuje do przebywającego w Spa cesarza i wobec groźby wyjścia z rządu socjalistów doradza mu abdykację. Spotkał się ze stanowczą odmową, w kwaterze głównej rozważana jest możliwość użycia jednostek frontowych do marszu na Berlin i stłumienia rewolucji. Po wszechstronnym rozważeniu Groener doszedł do wniosku że to niemożliwe ze względu na stan dróg przyfrontowych. Poza tym dworce, magazyny za Renem i mosty były w rękach ekstremistów, co groziło przerwaniem zaopatrzenia frontu. Hindenburg przychylił się do opinii Groenera. Mimo to Wilhelm II upierał się przy swoim. w nocy 8.XI.1918r. przybyła do Compiegne delegacja międzyaliancka. Rokowania były krótkie. Niemcy prawie nie dyskutowali. Po otrzymaniu warunków Erzberger wysłał je kurierem do Spa. Przez radio ostrzegł rząd w Berlinie, że próby zmiany otrzymanych warunków do niczego nie doprowadzą. Kurier nie mógł się przedostać przez linię frontu. Między innymi na skutek ostrzału niemieckiej artylerii. Przybył do Spa dopiero 9.XI samolotem, który oddał mu do dyspozycji Foch. Tego dnia w Berlinie wybuchają zamieszki zorganizowane przez Związek Spartakusa. Wysuwane są żądania rozwiązania Reichstagu i natychmiastowego zawarcia pokoju. Socjaldemokraci nie idą tak daleko. Chcą tylko uspokojenia umysłów. Do tego jest jednak potrzebna abdykacja cesarza, a ze Spa ciągle nie przychodzi żadna nowina. O godz.11 w Spa zbiera 39 wyższych dowódców, generałów i pułkowników wezwanych tam przez Groenera poprzedniego dnia, by cesarz mógł wyrobić sobie opinię na temat stanu armii i sytuacji na froncie. Hindenburg szczerze przedstawił im sytuację po czym od każdego z nich, po kolei, oficer sztabu Haye odebrał opinię. Po wysłuchaniu wszystkich Haye oświadczył cesarzowi: „Armia jest mu jeszcze wierna ale pozbawiona energii i obojętna. Nie wyruszy przeciw własnej ojczyźnie. Nawet z cesarzem na czele. Chce po prostu rozejmu”. Wilhelm II zrozumiał, że nie pozostało mu nic innego jak abdykacja. Odpowiedni akt zredagował sekretarz d.s spraw zagranicznych, Hintze. Wkrótce też decyzja ta została przekazana do Berlina. Gdy tam dotarła przywódcy socjalistów zażądali kierownictwa w rządzie. Był to najlepszy sposób na niedopuszczenie do głosu ekstremy. Maksymilian Badeński ustępuje, kanclerzem zostaje socjalista Ebert. Scheideman natomiast, nie oglądając się nawet na Eberta, pośpiesznie proklamował republikę, by za wszelką cenę uprzedzić ekstremistów. By mieć posłuch Ebert powołał do swego rządu niezależnych socjalistów, ponieważ Rady Robotnicze i Żołnierskie które w wielu miastach wykonywały faktyczną władzę powstały z ich inicjatywy. Poza tym garnizony wojskowe wewnątrz kraju chciały pokoju, nie rewolucji, administracja zaś obawiała się anarchii. Nowemu rządowi nikt się nie przeciwstawia. Nawet skrajna lewica.Hindenburg wystosował do armii odezwę, że powstał nowy rząd i rozejm lada moment zostanie zawarty. 10.XI.1918r rząd Eberta zapoznaje się z warunkami pokoju przesłanymi mu przez kwaterę główną ze Spa. Zaakceptował je w ciągu pół godziny. Zaraz też wysłane są depesze do niemieckiej delegacji rozejmowej i Erzberger dostał upoważnienie na podpisanie rozejmu. Depesze te dotarły do Erzbergera o 23. Przebywał on wówczas w małej miejscowości Rethondes. Rano 11.XI.1918r do Rethondes przybyła delegacja aliancka i o 5-tej 10 rozejm został podpisany. Wszedł w życie o godzinie 11. We Francji ten rozejm nazywa się rozejmem w Rethondes. W ten sposób doszło do zawarcia rozejmu którego zażyczył sobie Ludendorf. Chociaż z pewnością nie o taki mu chodziło. Nie we wszystkim się jednak pomylił. W świadomości narodu pozostało przeświadczenie że armia pozostała niezwyciężona, a wojna została przegrana na skutek jakichś machinacji politycznych. Ci, którzy będą wzywali do rewanżu, będą słuchani. </font> -
Jednak o ile się nie mylę to historia jest przedmiotem maturalnym. A zdaje się, że był czas kiedy można było nie zdawać matematyki na maturze. Kiedyś przypadkowo w radiu słyszałem jak ktoś podający się za profesora historii (sic!) dowodził, że słowo elektorat nie ma nic wspólnego z demokracją, bo, cytuję: " O królu pruskim mówiono, że był elektorem". Dlatego zapamiętałem w.w temat. Na tym forum można przeczytać pewne pozytywne opinie na temat goebelsowskiej propagandy, a szczególnie sformuowanej przez niego regule, że każde kłamstwo (a zatem pewnie i głupota) powtarzane odpowiednią ilość razy staje się prawdą. Z doświadczenia zapewniam, że tak nie jest, co więcej może to być przeciwskuteczne. Za często maskuje ono nieudoloność propagandzistów, ci bowiem powinni jeszcze wiedzieć z czym do kogo. Jeżeli mówi się o czymś w sposób głupi to, zamiast zniechęcić do tematu, można kogoś do niego zachęcić. Gdyby ów rzekomy profesor miał na maturze o elektorach, to lepiej by mu szło udawanie kogo innego. Oczywiście rzecz sprowadza się do tego, czy, i w jakim stopniu, potrzebna jest społeczeństwu wiedza ogólna.
-
Najlepszy karabin samopowtarzalny II wojny światowej
euklides odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Dziękuję userowi Razorblate za wyjaśnienia. Tą sprawą interesowałem się kilka lat temu i nie jestem w stanie teraz podać źródła tego co napisałem. Przyznaję, że było tam tylko omówienie ustne tej broni, powyższe stwierdzenie i jej wygląd zewnętrzny. Jeżeli tylko znajdę jakieś informacje na ten temat to natychmiast się nimi podzielę. Z tym, że na gorąco nasunęły mi się dwie refleksje. Granica między karabinem automatycznym a powtarzalnym jest bardzo płynna , nie można też nazwać pistoletów maszynowych bronią "nieperspektywiczną". Przy okazji chciałbym się coś dowiedzieć, bo widzę że user ma temat na bieżąco. Czy Garand to był francuski karabin z I-szej wojny światowej ładowany nabój za nabojem? Kiedyś też coś o nim czytałem, zaciekawił mnie, chociaż podobno użytkownicy nie chwalili go sobie. Pozdrowienia -
Najlepszy karabin samopowtarzalny II wojny światowej
euklides odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Ciekawe dlaczego nikt nie wymienił skonstruowanego przez Schmeissera karabinka samopowtarzalnego Sturmgewehr 43 kal. 7,92. Rosjanie go skopiowali bardzo dokładnie zmieniając tylko kaliber na 7,62 i mamy karabinek o popularnej nazwie Kałasznikow, Kałach, Ak-47 i jakie tam jeszcze. Wszystkim płci męskiej doskonale znajomy. Po raz pierwszy został użyty bodaj w Ardenach. Co do siły niszczącej pocisku to czytałem gdzieś inną teorię. Porządne ranienie żołnierza eliminuje z pola bitwy 3 żołnierzy. Dzisiaj, przynajmniej w naszej kulturze, nikt nie pozwoli żołnierzowi na dogorywanie na polu bitwy. Z zabitym jest dużo mniej kłopotu. Czeka się na zakończenie bitwy i się go po prostu chowa.To wszystko pisałem z pamięci i w jakiś10% mogłem się pomylić. -
Według w.w autora, urodzona w 1901 roku Benita von Falkenhayn była synową Falkenhayna, feldmarszałka z I-szej Wojny Światowej. Prawdopodobnie chodzi o szefa Sztabu Głównego armii niemieckiej w latach 1914 - 1916, ja przynajmniej nie znam innego feldmarszałka Falkenhayna. Jej panieńskie nazwisko brzmiało Zollikopfen-Altenkligen, nosiła je stara rodzina szlachecka, sięgająca korzeniami średniowiecza stąd taka dziwna jego forma. Swego męża, Kurta von Falkenhaym porzuciła prawdopodobnie z powodu pieniędzy. Były to czasy reihswehry, wielu oficerów pozostawało bez zajęcia i klepało biedę. Sądząc po wieku, a miała wówczas 28 lat, to był to jej pierwszy mąż i jedyny, ale kto wie. Wystukałem hasło "Sosnowski" i wszędzie było, że Benita była albo kuzynką albo po prostu krewną von Falkenhayna. A swoją drogą ciekaw jestem co user Sec. wie na ten temat, albo co o tym myśli?
-
Francuski historyk, Brissaud, podaje, że była to synowa Falkenhaynha, Benita, z domu Zollikopfen-Altenkligen ( w wikipedii pisze, że krewna Falkenhayna). Porzuciła swego męża, Kurta, by zostać kochanką Sosnowskiego.
-
Nie rozumiem, wydaje mi się, że powinien to wiedzieć każdy maturzysta. Elektor to po prostu ten który ma uprawnienia do wyboru cesarza. Nie koniecznie musiał być księciem. W każdym razie jeżeli tak nie jest, to prosiłbym o wytłumaczenie mi kim on jest naprawdę.
-
Wszystko to fajne, ale dalej nie wiem jak się ta moneta nazywała, z jakiego była kruszcu, jakiej próby, ile ważyła, ile wyemitowano tych monet, coś o jej sile nabywczej, jej przelicznik do innych monet będących w obiegu?
-
Możliwe, ale ja się z tym nigdzie nie spotkałem. Co do określenia Monsieur to zawsze chodziło o polityczne znaczenie tej persony. Często był jądrem wokół którego skupiali się jacyś niezadowoleni, by pod jego skrzydłami spiskować. Było to charakterystyczne dla monarchii francuskiej. Kto nie wątpił mógł się udać w pętę do króla by mu wyleczył skrofuły. Ale tak poważnie, ludziom z innego kraju i z innej epoki musimy ostrożnie przypisywać nasze własne sposoby myślenia.
-
Urodził się w 1608 roku, był ulubieńcem matki. Nazywano go Monsieur, jak zresztą wszystkich najstarszych braci królewskich we Francji. W książce Pierre Chevalier, "Ludwik XIII" znalazłem taką jego charakterystykę i problemy z nim związane. Z czasem Richelieu zapanował nad wszystkimi swymi rywalami, jedynym wobec którego jego wpływ na króla był ograniczony, był królewski brat, Gaston, książę Orleański, którego pozycja była tym silniejsza, że małżeństwo królewskie nie miało potomka i Gaston był stale potencjalnym kandydatem do tronu. Richelieu musiał z nim postępować ostrożnie. Za jego spiski przeciw koronie nie było możliwym postawić go przed trybunałem komisarzy i umieścić w Bastylii, jak to uczyniono z Conde. Sprawiedliwość królewska mogła uderzyć tylko w ludzi i doradców Monsieur (czyli Gastona) a nie w niego samego. Dla wszystkich żyjących w tych czasach, a więc i dla Richelieu, najwyższa władza należała do monarchy, którego Bóg wybrał w uprzywilejowanej przez opatrzność rodzinie. Uważano, że król pełni prawdziwy apostolat, jest bowiem przez Boga wyznaczony do władzy wykonawczej. Ta religia królewska nakazywała bezwzględnie przebaczać Gastonowi, gorzej jeszcze, tego dziedzica tronu trzeba był szybko prosić by powrócił z wygnania, jeżeli się tam znalazł, by przeszkodzić Hiszpanom w posługiwaniu się nim. Gaston dobrze zdawał sobie z tego sprawę, wiedział jaką broń daje mu to do ręki i bez skrupółów potrafił to wykorzystywać. Bracia różnili się, król był ponury, smutny, zamknięty w sobie, podczas gdy Gaston przypominał nieco swego ojca, błyskotliwy, dowcipny, wymowny, kochał przyjemności, uwielbiał kobiety. Miał tyle co ojciec upodobania do literatury i nauki, inaczej niż brat. Również matka, Maria Medici, miała do niego słabość. Brakowało mu jednak rzetelności, stałości i sumienia, nie miał też poczucia obowiązku, czyli tego, czego bez przerwy dowody dawał Ludwik XIII. Jeżeli Ludwik miał duszę odważnego żołnierza, to Gaston nie bardzo lubił bitwę, zawsze był niezdecydowany, by nie powiedzieć tchórzliwy, wszyscy którzy mu zaufali przekonali się o tym na własnej skórze (Cinq-Mars, de Montmorency i inni). Z powodu Gastona Richelieu chciał zbliżyć do siebie parę królewską, by narodziny delfina podcięły potęgę królewskiego brata z jego widokami na koronę.
-
Walka w bliskim kontakcie i BLOS
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
We wczesnej młodości też trochę się interesowałem w.w sportami walki. Mieszkałem w dzielnicy w której lepiej było się tym interesować. I rzeczywiście kiedyś trafiła mi się prawdziwa bójka, z prawdziwymi stresami, z gościem który był dużo silniejszy ode mnie ale w.w sztuk nie znał wcale. I rzecz ciekawa, uderzyć się nie dałem, ale facetowi też nic złego nie zrobiłem. Dobrze że pierwszy zdrefił i wyszedłem z tego cało. Później przyszła refleksja, że te sportowe sporty walki na niewiele się zdają. Są obliczone na samoobronę, a co to ma wspólnego z żołnierskim rzemiosłem. Tu potrzebny jest inny rodzaj szkolenia. Kiedyś spotkałem w parku paru chłopaków walczących na średniowieczne miecze, oczywiście sportowo, i zauważyłem to samo, preferowane były obronne zasłony. -
Trochę się niezrozumieliśmy. Kiedy pisałem, że zakładam, iż autor "wie co pisze" to chciałem przez to powiedzieć że uważam iż autor zna się na temacie i jest w tej dziedzinie kompetentny. Zatem nawet jeżeli coś pisze bez powoływania się na dokumenty, to i tak należy go traktować poważnie. Inaczej nie byłoby sensu zawracania sobie głowy tą książką. Nie dość, że czasami mętną, to jeszcze w obcym języku. Poza tym mam wątpliwości czy jakikolwiek pisarz historyczny musi niewolniczo powoływać się na dokumenty. Zasada: "nie ma dokumentu a zatem nie było zdarzenia czy faktu", to jakiś historyczny behawioryzm, który pozwala może uniknąć błędów i zabezpiecza autora przed krytyką, ale też bardzo zubaża historię. Nie chcę przynudzać ale muszę chyba napisać więcej, chociaż może trochę odbiegnę od tematu, czyli od planu Schliffena i tożsamości Mściciela. To dlatego, że autor pisze o Basse w kontekście innej sprawy. Jej przebieg opowiem na podstawie książki ale też i informacji które uzyskałem od szanownego użytkownika Secesjonisty. Pierwszą była jego informacja o Gazecie Szamotulskiej. Skoro 3.III.1932 roku podała wiadomość o śmierci Basse, to musiała ona nastąpić powiedzmy w lutym 1932 roku. Druga informacja, to ta, że prasa ogólnie jakoś to komentowała. Zatem przebieg wydarzeń był następujący: W lutym 1932 roku, w ten czy inny sposób schodzi z tego świata nijaki H. Basse i przy okazji wychodzą na jaw pewne fakty. W kwietniu 1932 francuski minister z przed Wojny Światowej, Paleologue, ujawnił w pewnym czasopiśmie, że w 1905 roku wywiad francuski wszedł w posiadanie planów Schliffena. To ten artykuł narobił zamieszania w Niemczech. Rozpoczęto snucie rozmaitych hipotez co do tożsamości Mściciela. Że prasa interesowała się również Basse, to mogę się domyślić z pańskiej informacji. Czy jakiś dziennikarz łączył Mściciela z Basse, tego nie wiem. W każdym razie, przegrany z nad Marny, von Kluck, wymógł na rządzie, by ten rozpoczął rygorystyczne śledztwo wśród członków dawnego sztabu, celem wyjaśnienia tej sprawy. Szum wokół niej trwał jakiś czas, aż nagle wszystko ucichło. Tę nagłą ciszę autor łączy z rewelacjami przekazanymi przez jakiś krakowski dziennik ze stycznia 1933 roku. Moim zdaniem ciekawe byłoby ustalić co to za dziennik i co tam pisało (czy to w ogóle możliwe?). Stąd moja propozycja flaszki. Nie wiem dlaczego nie podał źródeł, ani skąd wziął informacje. Pisze jednak, że do pierwszego kontaktu z Mścicielem wyznaczono zawodowego oficera artylerii, Lambling, który trzy razy spotkał się z Mścicielem i podczas ostatniego spotkania przekazał mu 60 tys. franków. Podczas pierwszego poprosił Mściciela o jakiś dowód, że istotnie ma do czynienia z oficerem sztabu. Ten potraktował to ze zrozumieniem i przekazał Lamblingowi swój dziennik szkolenia (carnet d'instruction, nie wiem co to?). Był to dokument który mieli tylko oficerowie sztabu głównego, z tym, że zakleił on tam paskiem papieru swoje nazwisko. Po przeanalizowaniu, wywiad francuski uznał dokument za bezsprzecznie autentyczny. Podczas drugiego spotkania Lambling zwrócił Mścicielowi dokument z nienaruszoną kartką papieru. Jednak naiwnością byłoby sądzić, że w 1905 roku nie istniały środki techniczne umożliwiające odczytanie tak zaklejonego nazwiska. Dlatego można być pewnym, że wywiad francuski poznał wówczas jego tożsamość. Pisałem o tym w poście z 5.06.2013r. Nie wiem. Sądzę, że miał jakieś informacje i chciał się nimi podzielić, sądzę też, że firmy typu wywiad niechętnie ujawniają swoje dokumenty. Ich wartość jest tym mniejsza, że przecież dokument zawsze może być fałszywy, zmanipulowany, albo dobrany tak, że będzie wspierał zupełnie inne tezy. Autor wygląda mi na takiego co woli pisać prawdę od głupot albo, jeżeli mu się to nie udaje, pomija temat.
-
Ja uważam, że ta książka jest dobrze udokumentowana i nie zauważyłem tam żadnych fantasmagorii, chociaż jest trochę niejasna, o czym zresztą już pisałem. A co do książek historycznych, to autor często snuje w nich własne refleksje i nie zawsze należy nazywać je fantasmagoriami. Gdyby tak było, to cała historiografia byłaby jedną wielką fantasmagorią. W każdym razie nie można powiedzieć, by było o tej sprawie głucho. Można, przecież skoro był oficerem sztabu, to musiał być obywatelem niemieckim. Mógł nim nie być? Pewnie że były ale autor książki mógł ich nie znać, albo nie podał ich z jakichś innych pobudek. Ta książka nie jest na pewno książką sensacyjną. A w ogóle zakładanie czegoś z góry jest powszechnie uznawane za błąd. To chyba nic dziwnego, że podczas dyskusji zmienia się opinię, uściśla jakieś fakty, czy poprawia błędy.
-
Bibliografia w tej książce jest zaopatrzona uwagą, że wymienione są tylko książki najczęściej cytowane i z których najwięcej korzystał. Rzecz jasna nie wspomina jakimś gazetowym artykule. Jeżeli będę miał czas, to spróbuję zorientować się skąd wziął te informacje, ale to bardzo trudna sprawa, by nie powqiedzieć beznadziejna. Gwoli ścisłości pozwolę sobie zauważyć, że szanowny użytkownik Secesjonista mówił o przedruku w Gazecie Szamotulskiej itp. Pisze tylko, że to był krakowski dziennik ze stycznia 1933 roku. Mam małą orientację co do możliwości odnalezienia jakiegoś dziennika z 1933 roku. Zresztą nie można też za dużo wymagać od autora, który autentycznie pisze o tajemnicach wywiadu. Bądź co bądź u nas coś takiego to jest cvhyba nie do pomyślenia. W końcu żyjemy w kraju w którym jeszcze parę lat temu za sfotografowanie poczty można było skończyć w więzieniu.
-
Wątpię żeby przeczytał coś w polskiej gazecie bowiem nie znał języka polskiego. Książka liczy prawie 800 stron. Sama bibliografia zajmuje z 10 stron oraz około 200 pozycji i to tylko tych najważniejszych. Wzmianka o Basse zajmuje raptem jedną stronę zatem niewiele. Na tych 800 stronach są wymienione tylko dwa polskie miasta: raz Warszawa i właśnie Kraków. Informacje zawarte w książce wyglądają na wiarygodne. Pozwolę sobie zacytować. Co do innych argumentów nie będę się odnosił, by się nie powtarzać. W każdym razie flaszka pozostaje aktualna, jeżeli ktoś ma coś do dopowiedzenia na ten temat.
-
Całkiem możliwe, w książce autor określa Basse jako bliskiego krewnego, w innym miejscu pisze zaś, że w 1932 roku w Niemczech zrobiło się wokół tej sprawy spore zamieszanie i snuto wiele hipotez. Jedna z nich mówiła, że Mściciel był generałem, rywalem Wilhelma II co do względów jakiejś kobiety, dalej zaś pisze właśnie o jurności cesarza. To niczego nie wyklucza, przecież krewni mogli mieć upodobanie do tej samej pani. Na początku, by nie komplikować sprawy to należy założyć, że Krop wiedział co pisze, chociaż jasność tego przekazu pozostawia wiele do życzenia. Otóż opierając się na tym, co on pisze wyglądało to tak. W 1932 roku sprawa Basse wywołała w Niemczech spore zamieszanie. Snuto wiele hipotez. Każda z nich budziła wątpliwości. Szczególnie zainteresowany był nią przegrany z nad Marny, von Kluck. Na jego naleganie rząd musiał wszcząć drobiazgowe śledztwo wśród członków sztabu głównego z ulicy Waldersee. Sprawa zaczęła być intensywnie badana i nagle wszystko ucichło. Wszyscy zamilknęli, również von Kluck. Autor wysuwa wniosek, że musiała być jakaś przyczyna tej nagłej ciszy. Łączy ją z artykułem który ukazał się w jakimś krakowskim dzienniku po wyborze Hitlera na kanclerza a przed uznaniem go przez Hindenburga (co nastąpiło 30.I.1933r) I tutaj Krop zaczyna opowiadać historię o Basse. Że w Bolzano sąd ma rozstrzygnąć o uznaniu testamentu Basse. Skoro użytkownik Secesjonista znalazł artykuły prasowe na ten temat, to sama ta sprawa nie mogła mieć wpływu na uciszenie tej sprawy w Niemczech. Musiało być tam coś więcej. Wyglada na to, że dziennik krakowski w jakiejś zawoalowanej formie, doniósł, że pomiędzy papierami znalezionymi u Basse po jego śmierci policjanci znaleźli kopertę datowaną na 1931 rok, w środku której życzenia urodzinowe przesłane denatowi przez ex-cesarza. Śledczy byli jeszcze na tyle niedyskretni, że ustalili zależność między wpłatami dokonywanymi przez Basse do banków holenderskich a zasilaniem konta byłego cesarza. I tu następuje zdanie, którego też nie rozumiem do końca: "Oni [ci śledczy] spostrzegli wówczas, że pokrewieństwo jakie sugerował list z życzeniami kaizera było nie tylko możliwe, ale nawet bliskie". Po czym uznali, że jest to sprawa wagi państwowej i przekazali ją policji niemieckiej. Autor sugeruje, że dokumenty znalezione przez Basse zostały przeanalizowane przez wojskowych niemieckich, szczególnie przez von Klucka i kiedy zidentyfikowali Mściciela jako Basse, zamilkli. Muszę dodać, że Krop w zasadzie daje do zrozumienia, że wywiad francuski znał już od początku tożsamość Mściciela i sądzę, że dlatego jest pewny, że Mściciel to Basse. W książce nie pisze jaka policja przekazała tę sprawę policji niemieckiej. Myślałem, że wówczas Górna Adyga należała do Austrii. To chyba do dzisiaj jest terytorium sporne. W 1905 roku, kiedy Mściciel sprzedawał dokumenty wywiadowi francuskiemu, musiał udowodnić, i udowodnił, że był oficerem niemieckiego sztabu generalnego. Zatem logicznym jest, że wówczas był obywatelem niemieckim. W innym miejscu Krop pisze, że stracił obywatelstwo niemieckie mając 34 lata, zatem na pewno po 1905 roku. to daje datę jego urodzin po 1871 roku. No to mamy dwie wersje. Krop twierdzi, że urodził się w Kolonii. Z jego tekstu zaś wynika, że po 1871 roku.
-
To jest możliwe, jednak książka ta wygląda na pisaną przez autora znającego temat. W żadnym razie nie jest to jakaś ideologiczna publicystyka. Poza tym wydaje mi się, że w książkach o charakterze historycznym ich autorzy często przekazują ciekawe sprawy w sposób niejasny. Jeżeli to był średniowieczny kronikarz, to z obawy, żeby mu władca czegoś nie zrobił. Dzisiejszy autor również często tak postępuje, tyle że może z trochę innych powodów. W każdym razie książka ta jest rzeczywiście niejasna ale sprawia wrażenie, że autor chce rzeczywiście coś ciekawego, jeżeli nie bezpośrednio opisać, to przekazać. Mogłem niezbyt wiernie coś przytoczyć. W końcu książka jest mętna a francuski nie jest moim językiem ojczystym. Domysł, że Basse to syn Wilhelma, był mój. Przyznaję. Zgoda. W książce nie jest podana ta data i trochę źle ją obliczyłem Takie zdanie jest w tekście. Mnie się też wydawało to dziwne i ni w pięć ni w dziewięć. Ale po uważnym przyjrzeniu się znalazłem w nim sens. Otóż 30.I.1933 roku Hitler został mianowany kanclerzem przez Hindenburga. Możliwe, że miał obiekcje by to uczynić i stąd zresztą znaczenie artykułu w tej gazecie. Skoro, jak szanowny użytownik pisze, prasa dość obszernie pisała o śmierci Basse, to znaczenie wiadomości podanych w gazecie krakowskiej polegało z pewnością na tym, że mówiły one o tym, iż znaleziono dowody na pokrewieństwo Basse z Wilhelmem II. Oczywiście jeżeli przyjmiemy, że pan Krop wiedział co pisze. Chodziło o znaleziony u niego list od Wilhelma II z życzeniami urodzinowymi z 1931 roku. Gdyby można było dotrzeć do tej gazety i tej wzmianki to być może znaleźlibyśmy klucz do rozwiązania tej zagadki. Przecież taka wiadomość i zidentyfikowanie Mściciela jako Basse mogła zmusić monarchistów niemieckich, a zatem Hindenburga, do ustąpienia nazistom i uznania Hitlera za kanclerza w zamian za milczenie. Zgadza się. W książce jest mowa o Górnej Adydze i się pomyliłem. Bardzo możliwe (to drugie oczywiście pewne). Z tym, że w książce jest podana informacja, że obywatelstwo niemieckie stracił w ieku 34 lat a skoro ten sam autor pisze iż w 1905 roku przekazał odnośne dokumenty, to logicznym jest iż sytuuje datę jego urodzin gdzieś koło 1880 roku. Co to znaczy? (...) W książce jest jeszcze jedna dziwna wiadomość. Mianowicie, że Basse przekazywał Wilhelmowi pieniądze za pośrednictwem banków holenderskich. To zdążyli jeszcze podać śledczy prowadzący tą sprawę. A tak poza tym, to jeżeli ktoś by dotarł do owego krakowskiego dziennika i powiedział coś na temat treści w.w artykułu to miałby u mnie flaszkę.
-
Jest również taka wersja. Mówi ona, że o prawdziwości tego planu przekonali się dopiero wówczas kiedy na nic im to nie było już potrzebne, ale nikt nie neguje tej prawdziwości. Większość jednak twierdzi, że znajomość tego planu walnie przyczyniła się do zwycięstwa nad Marną. Zresztą dokumenty przekazane przez Mściciela były potwierdzane przez system rozbudowy niemieckiej sieci komunikacyjnej, m.in. w Malmedy. Były też bez przerwy uzupełniane. Wywiadowi francuskiemu w Berlinie udawało się kupować materiały gier wojennych (kriegspiel, dobrze zrozumiałem? Nie znam niemieckiego) jakie miały miejsce w niemieckim sztabie głównym. Materiały przekazane przez Mściciela stanowiły dopiero początek kompletowania informacji o planie Schlieffena przez wywiad francuski. Poza tym w w.w książce pisze, że to oni wciągnęli von Klucka w pułapkę.
-
Sprawa jest nader ciekawa, ma bowiem coś wspólnego z Polską, ale po kolei. Otóż te informacje mam z książki Pascala Krop "Tajemnice Francuskiego Wywiadu". Opisując tę historię autor daje w zasadzie na jej początku do zrozumienia, że wywiad francuski znał tożsamość Mściciela już wówczas kiedy kupował od niego odnośne materiały. W dalszym ciągu opowiadania powołuje się jednak na jakiś dziennik krakowski (może ktoś jest z Krakowa?), który w styczniu 1933 roku ostrożnie donosił o pewnym zdarzeniu. Ostrożnie bowiem Hitler właśnie doszedł do władzy. Chodziło o proces w którym jakaś daleka krewna nijakiego Basse, w kwietniu 1932, roku zaskarżyła jego testament. Przy okazji wyszło na jaw, że żyjący w nędzy Basse posiadał ogromny majątek. Oprócz pieniędzy w jego nędznym pokoiku znaleziono m.in. kartę pocztową z życzeniami, którą bez najmniejszej wątpliwości przysłał Wilhelm II. Znaleziono tam dużo więcej, policja austriacka uznała jednak, iż sprawa jest wagi państwowej i przekazała ją policji niemieckiej. Wojskowi niemieccy, przede wszystkim von Kluck i jego otoczenie, przyjrzeli się z bliska tym materiałom i doszli do wniosku, że Mściciel i Basse to ta sama osoba, po czym o sprawie słuch zaginął. Mogę dodać, że autor książki kategorycznie stwierdza, że Basse to Mściciel, że był synem, to są przypuszczenia, chociaż pewnym jest, że był bardzo bliskim krewnym. Wiadomo także, że Wilhelm II miał kochanki. Pewnie tak było, mnie jednak zawsze dawała do myślenia ich potworna zbrodnia, zabili przecież własne dzieci. Ten akt zawsze bardziej mi przypominał wyczyn jakiejś chorej sekty niż postępek normalnych ludzi, nawet będących w dramatycznej sytuacji. Za bardzo to wszystko pachnie Azją.
-
Nie wydaje się, by były to jakieś kopie mało znaczące i w ogólnym zarysie. Dokumenty dotyczące planu Schlieffena dostarczył w 1905 roku oficer niemieckiego wielkiego sztabu generalnego w Berlinie, który przedstawiał się jako Mściciel. Przekazał je podczas trzech spotkań w luksusowych hotelach. W zamian otrzymał 60 tysięcy franków, co nie było wygórowaną ceną. Były wartościowe i prawdziwe, dały też Francuzom orientację jakiego towaru należy poszukiwać w przyszłości w Berlinie. W każdym razie w 1914 roku wiedzieli oni bardzo dużo o planie Schlieffena. Jego znajomość pozwalała francuskiemu dowództwu w pierwszych dniach wojny panować nad sytuacją, mimo pozornego nieładu, i wciągnąć von Klucka w pułapkę, co walnie przyczyniło się do francuskiego zwycięstwa nad Marną. Ów Mściciel został zidentyfikowany jako Heinrich Basse. Był nieślubnym synem Wilhelma II i prawdopodobnie mścił się za jakieś, prawdziwe czy urojone, krzywdy swej matki. Wiele podróżował po świecie. Po wojnie zafascynował się buddyzmem. Jak przystało na buddyjskiego mnicha żył z jałmużny w ubogim mieszkanku. Posiadał jednak znaczny majątek (gotówka, liczne konta bankowe). Nienawidził europejską cywilizację. Po śmierci w 1930 roku cały swój majątek przekazał rządowi chińskiemu, pod warunkiem że ten spożytkuje go na walkę z przeciw Europie. A swoją drogą, może ktoś wie coś na temat buddyzmu w III Rzeszy. Słyszałem, że żona Goebbelsa wyznawała tą religię. Natomiast znaki swastyki widziałem na buddyjskich ornamentach. Trochę chyba zbyt pesymistyczny obraz. Wiem, że wieża Eiffla odgrywała także inną rolę, przechwytywała niemieckie komunikaty. Szczególnie dużo informacji uzyskiwano od dowódcy kawalerii 1-szej armii, generała von der Martwitza, który lubił posługiwać się radiotelegrafem ale nie zadawał sobie trudu szyfrowania i nadawał otwartym tekstem. Oczywiście wieża Eiffla odbierała treści depesz równocześnie z ich adresatami. Nawiasem mówiąc Niemcy zdobyli tę twierdzę w kilka godzin (może dni, nie pamiętam). Z politycznego punktu widzenia jej zdobycie nie jest dla Niemców korzystne, oznacza bowiem wojnę z Anglią, która od wieków jest tradycyjnie uczulona na ujście Skaldy (o ile dobrze pamiętam). Jednak generałowie operujący w jej okolicach nigdy nie rezygnowali z zaatakowania jej. Na przełomie XIX i XX wieku Belgia była bardzo proniemiecka i Schlieffen opierał swój plan na założeniu, że król Belgii, niesławnej pamięci Leopold II, przepuści wojska niemieckie do granic Francji za sowitą opłatą, ograniczając się do jakiegoś czysto formalnego protestu. Prawdopodobnie tak by się stało, jednak w 1909 roku Leopold zmarł a jego następca, Albert I, nie był już tak proniemiecko nastawiony. Uważał za hańbę wpuszczenie obcych wojsk w granice swego królestwa bez walki i w 1914 roku na ultimatum niemieckie odpowiedział: „Rządzę narodem, nie drogą”. Opór armii belgijskiej był co prawda słaby, wystarczył jednak, by zakłócić realizację drobiazgowego planu Schliffena. Dowódcy niemieccy z trudem trzymali się wyznaczonych harmonogramów. By je realizować musieli stosować brutalne akty przemocy. W ten sposób zrażali do siebie życzliwych im dotąd Belgów. 4.VIII.1914 roku, po zbombardowaniu Liege przez niemiecką artylerię, Anglia wypowiedziała Niemcom wojnę, Belgia natomiast stawała cię coraz bardziej proaliancka.