Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,172
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. 17 10 1797 r.- pokój w Campo Formio

    Z tego co wiem, to 18.VIII.1797 roku Raczyński wręczył carowi krzyż noszony swego czasu przez Wielkiego Mistrza, Jeana de La Valette, podczas oblężenia La Valetty przez Turków w XVIw i który tę la Valettę obronił. Wręczenie to odbyło się podczas uroczystej ceremonii i car ten krzyż przyjął. Według mnie znaczenie tego symbolicznego aktu miało nie mniejszą wagę niż podpisanie jakiegoś aktu prawnego. Krzyż był ze złota i z drogocennych kamieni. Car kazał sporządzić ileś tam jego kopii. Możliwe, że 13 grudnia wręczał te kopie, stąd tyle krzyży. Każdy z tych którzy otrzymali taką kopię, deklarował się jako Protektor Zakonu. Trzeba pamiętać, że Zakon Maltański to była ostoja rojalizmu i w grę wchodziły nie tylko stosunki francusko-rosyjskie ale też ostra i bezwzględna walka polityczna jaka wówczas toczyła się we Francji. „Francuzi” w owym czasie to pojęcie bardzo niejednoznaczne, a Napoleon nie był politycznym czempionem. Nikt chyba nie zaprzeczy, że Malta miała ( i ma) ogromne znaczenie strategiczne, mimo to niektórzy historycy francuscy (a mnie się wydaje że ogromna większość), na przykład taki Soboul, mają pretensje do Napoleona o zajęcie Malty. Jednak nastąpiło. Kiedy Napoleon odesłał Pawłowi I jeńców rosyjskich, odkarmionych i dobrze ubranych, oraz wyraził gotowość zwrócenia mu Malty, czego Anglicy carowi odmawiali, to car stał się od razu frankofilem i anglofobem. Zaraz też nakazał hrabiemu d’Artois (przyszłemu Ludwikowi XVIII)opuszczenie Mitawy. Tak gwałtowne zmiany w polityce są jednak niebezpieczne, nawet w takiej monarchii absolutnej jaką była Rosja i tu należy upatrywać przyczyn spisku przeciw carowi, który doprowadził do jego zabójstwa. <br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break">
  2. Wielki Książę Konstanty Pawłowicz

    Dlatego, że był legalnym następcą tronu, w przeciwieństwie do Mikołaja. Według mnie, to co nazywa się powstaniem Dekabrystów w grudniu 1825 roku, to była próba sił między wielkim księciem Konstantym, a pewnymi, źle do niego nastawionymi rosyjskimi dygnitarzami. Ci drudzy woleli jego młodszego brata, Mikołaja. Konstanty z pewnością miał kwalifikacje na szefa państwa, w końcu, co by nie mówić, to w Królestwie Polskim sporo się nauczył. Nie można tego było powiedzieć o Mikołaju, który kiedyś sam siebie określił jako generała brygady, któremu z dnia na dzień przyszło zostać władcą olbrzymiego państwa. W oczach owych dygnitarzy Imperium była to jednak zaleta. Musiał przecież polegać na ich wiedzy i doświadczeniu, a zatem być im powolnym. To wszystko napisałem na podstawie pierwszego rozdziału pamiętników Aleksandra Michajłowicza Romanowa. W tym rozdziale jest jeszcze sugestia, że Aleksander I nie zmarł w 1825 roku. Po prostu abdykował i wyjechał na Syberię, gdzie ukrywał się pod imieniem starca, Fiodora Kuźmicza. Dręczyły go wspomnienia związane z zabójstwem jego ojca i z uściskami w Tylży z Napoleonem.
  3. 17 10 1797 r.- pokój w Campo Formio

    Tak szczerze mówiąc, to ja osobiście za mało wiem by oceniać, czy Zakon Maltański był ultrakatolicki, czy też nie. Co do owego symbolicznego sztandaru o którym mowa, to wcale nie uważam że musi być nieszczery. W końcu car był chrześcijaninem, a poza tym trzeba być mocno zorientowanym w temacie by wykazać różnice między religią prawosławną a rzymsko-katolicką. Obawiam się, że przerasta to możliwości przeciętnego człowieka, nawet wyznawcy, mogło przerosnąć również cara. Oczywiście nie dotyczy to obrządku i architektury, z tym, że co do tej ostatniej, to gdzieś kiedyś czytałem, że na zachodzie nie zawsze udawało się budować kopuły ze względu na niedostępność jakiegoś budulca. A więc i różnice architektoniczne bardziej by wynikały z geografii niż z religii.
  4. 17 10 1797 r.- pokój w Campo Formio

    Istotnie trudno jest wyrokować co by było gdyby, jednak dużo wskazuje na to, że gdyby Napoleon nie zajął Malty, to nie rozpoczęłaby się wojna francusko-rosyjska. Nie widzę tu nic co by stało w sprzeczności z tym co napisałem wyżej. To już w ogóle nie przeczy temu co napisałem. Po pierwsze wyguglowałem i znalazłem, że Anglicy opanowali Maltę w 1800 roku. To opanowanie, można nazwać podbojem ale też i wyzwoleniem. Jej aneksja nastąpiła dopiero w 1814r. Poza tym kiedyś czytałem biografię Napoleona, Tarlego. Nie jest najwyższych lotów, to prawda, ale chyba jest dostępna. Autor nie pisze wprawdzie wyczerpująco i zbyt merytorycznie, ale pisze na ogół zgodnie z prawdą. Coś mi majaczy, że tam jest teza, iż pod koniec życia Paweł I zaczął zwracać się w kierunku Francji i to było jedną z przyczyn dokonanego nań zamachu. Jego śmierć nastąpiła w marcu 1801 roku, a więc gdybyśmy nawet założyli, że miał zareagować na zajęcie Malty przez Anglików, to nie bardzo miał na to czas. Wcale nie jest przesądzone. Potrafisz podać powody dla których Rosja musiała przystępować do antyfrancuskich koalicji? Mnie jeden się nasuwa, też opisany przez Tarlego. Otóż po zabójstwie księcia d’Enghien car wysłał do Napoleona jakiś protest. Co jest zrozumiałe, w końcu członek rodziny monarszej protestuje przeciw zamordowaniu członka innej takiej rodziny. I tu Napoleon popisał się znowu swymi politycznymi talentami. Odpowiedział że: gdyby w Petersburgu, w pałacu cesarskim, znaleźli się mordercy jego ojca i on, car, by ich zabił, to wówczas on, Napoleon, bynajmniej by przeciw temu nie protestował. Według Tarlego (w końcu chyba Rosjanin) Aleksander do końca życia mu to zapamiętał. Wiedzieć trzeba, że w monarchii absolutnej, jaką była ówczesna Rosja, wszelkie perswazje polityczne nie odbywały się w dumie (bo jej wtedy nie było), czy w prasie, ale przy uchu cara, i jego odczucia grały kapitalną, by nie powiedzieć, decydującą rolę. Wcale tak nie sądzę. Była jakimś problemem dla niej jeszcze prawie pół wieku później. Kiedy Mikołaj I, syn Pawła I, zastanawiał się po co mu Święte Przymierze, to jeden ze zwolenników tego przymierza, słuchany przez cara, baron Brunnow, odwołał się do jednego z tytułów cara, czyli Protektora Zakonu Maltańskiego i przekonywał go tymi słowy: Car Paweł I nie marzył o niczym innym jak zebrać pod chwalebnym sztandarem Zakonu Maltańskiego wszystkie żywotne siły, materialne, moralne, wojskowe i religijne, Starej Europy, by wszędzie bronić ładu społecznego i cywilizacji chrześcijańskiej, od rozkładu jaki zrodziła rewolucja francuska. <br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break">
  5. Czy te tematy są sobie równe ?

    Te tematy na pewno nie są równe. Piszę z pamięci ale czytałem na przykład o wyprawie Karola VIII na Italię. Nie było u niego żadnych planów hegemonii w Europie. W skrócie powiem, że został on w nią wmanipulowany przez księcia Mediolanu Sforcę (il Moro), który potrzebował armii by załatwiła jego własne sprawy. I Karol VIII to zrobił, tak nawiasem mówiąc na szkodę ojca naszej królowej Bony. Z tym, że książę włoski się przeliczył i później nie można było króla Francji z tej Italii się pozbyć i stąd się wzięła liga. Królowi chodziło o Neapol, chciał tam ponownie osadzić dynastię francuską, co mu się nie udało, i to wszystko. Obecność francuska w południowych Włoszech zaczęła się w XIII wieku. Wyparli ich stamtąd Hiszpanie, zdaje się, że Aragończycy. Żadnego związku z planami hegemonii w Europie Zachodniej nie widzę.
  6. 17 10 1797 r.- pokój w Campo Formio

    Absolutnie się z tym nie zgadzam. Z tego co wiem to car był oczarowany przeszłością rycerską i feudalną, a za sprawą ambasadora Zakonu, Litty, Maltańczycy stali się dla niego ucieleśnieniem tych ideałów. Przecież w monarchii absolutnej, jaką wtedy była Rosja, osobowość monarchy to jeden z najważniejszych czynników wyznaczających jej politykę. Zgadzam się, że obiór cara na wielkiego Mistrza, czyli ten z 7.XI.1798r był wadliwy. To wskazuje że formalności zostały dorobione do potrzeby chwili. Robiono to po to by car zaangażował się w wojnę. I to się udało. Dalej twierdzę, że te wydarzenia były wynikiem jakiejś wyjątkowo wyrafinowanej intrygi politycznej i to co w tej sprawie wiadomo (przynajmniej mnie), to jest tylko wierzchołek góry lodowej. Nie zawsze można wszystko ograniczać do sformalizowanych faktów oraz negować to co nie jest sformalizowane. Niech mi użytkownik Secesjonista pokaże gdzie są formalnie opisane jakieś pokrętne gry polityczne, pewnie trudno coś takiego znaleźć. Co wcale nie znaczy że nie miały one miejsca. Komu nie wystarczą to nie wystarczą. Prawnikom może nie, ale francuskim czy rosyjskim arystokratom oraz Pawłowi I, mogły wystarczyć. A były przypadki, że wykradziona korona czyniła króla, że przypomnę choćby pewne wydarzenie z polsko-węgierskiej, XV-to wiecznej historii: Węgierscy posiadacze ziemscy wybrali Władysława III Warneńczyka, króla Polski, na swojego króla jako Władysława I, ale matka Władysława Pogrobowca uknuła spisek, w ramach którego jej dwórka, Helena Kottannerin ukradła koronę z Wyszegradu i zawiozła ją do Wiener Neustadt. Według legendy, krzyż na koronie jest krzywy, ponieważ został uszkodzony podczas transportu. Elżbieta wymusiła na prymasie koronację niemowlęcia w Székesfehérvárze 15 maja 1440, gdzie, ze względów bezpieczeństwa, umieściła swoje dziecko pod ochroną jego wuja. 11 listopada 1918 roku w Compiegne, Foch, nie podpisał żadnego układu tylko zawieszenie broni. Pokój natomiast został podpisany później w Wersalu. Za to 29 września 1918 roku, w Niemczech, zawarcia pokoju zażądał Ludendorf, wojskowy. I jak oni na tym wyszli? Pewno sporo Angielskich, niemieckich, oczywiście holenderskich, a szczególnie belgijskich, którzy na pewno nie mają ochoty widzieć cudzych awantur na własnym podwórku. Poza tym, zważywszy że każdy konflikt zbrojny z Anglią oznacza morską blokadę kontynentalną, która zdała egzamin, w przeciwieństwie do tej lądowej Napoleona, to i Amerykanie, obrońcy wolności mórz, mają problem. Jaka koalicja? Jaka sojuszniczka? Po prostu tak wyszło. Po tym jak 14.IX.1791 roku Ludwik XVI, zaakceptował konstytucję, monarchia francuska stała się monarchią konstytucyjną. Ludwik XVI bardzo źle się czuł w roli monarchy konstytucyjnego, pewnie uważał się za cieniasa (może żona, Maria Antonina, go w tym mniemaniu podtrzymywała) a przecież miał sporą władzę i przywiązanie narodu. Tak czy owak chciał jednak przywrócenia monarchii absolutnej i bez przerwy coś knuł. Nie bardzo mu się to udawało i w końcu wpadł na fatalny pomysł (również dla siebie), by wezwać na pomoc armię swego szwagra, cesarza Austrii i 20.IV.1792 roku wypowiedział wojnę Austrii. Oczywiście nie po to by ją wygrać ale po to by wprowadzić do kraju obce wojska. Skończyło się to dla niego fatalnie. Te wszystkie jego machinacje, w sumie nieudolne i szablonowe, doprowadziły go w końcu na szafot. (po 9-ciu miesiącach) Co do wojny z Anglią, to mechanizm był podobny, z tym, że do niej doprowadzili pro angielsko nastawieni Żyrondyści oni również doszli do wniosku, że przydałaby im się pomoc Anglii w ich wewnętrznych konfliktach. Jeden z ich przywódców, Brissot, był purytaninem (kwakrem?) i niezdecydowanym zwolennikiem republiki na wzór amerykański. Wpadł na równie nieszczęsny pomysł co Ludwik XVI i 1.II.1793r Konwencja na jego wniosek, pod wpływem Żyrondystów, wypowiada wojnę Anglii. Skończył też jak Ludwik XVI bowiem 31.X.1793 roku został stracony wraz z innymi przywódcami Żyrondy. (po 9-ciu miesiącach) Gdzie tu jakieś umowy koalicyjne Anglii z Austrią? Odwrotnie, można powiedzieć o konflikcie między nimi, bowiem Austriacy popierali nieprzejednanych rojalistów, Anglicy natomiast Żyrondystów, którzy owych rojalistów zwalczali. Francja straciła i nic nie zyskała. Lombardię mogła podbić nie raz w swojej historii, tylko po co. Napoleon stworzył co prawda jakiś sztuczny organizm państwowy, Republikę Cisalpińską, jej żywot był jednakże kruchy. Wenecja jak była tak i pozostała jednym z ośrodków intryg rojalistycznych. Dopóki była niepodległym państwem, musiała trochę uważać na potężną przecież Francję. Kiedy znalazła się w granicach Austrii, to już tego problemu nie miała.
  7. Polskie prowokacje?

    Ja mam natomiast książkę napisaną przez Guntera Peis: „Naujock, Człowiek Który Rozpętał Wojnę”. Książka ta została wydana przez wydawnictwo KAPELLEN-ANVERS, więc w Antwerpii, zatem niedaleko. Prezesem tego wydawnictwa jest (był?) Walter Beckers. Jest to biografia oficera niemieckich służb specjalnych, Naujocka. Tego który między innymi organizował prowokację w Gliwicach. Polegała ona na tym, że niemieccy agenci, przebrani za polskich żołnierzy, opanowali tamtejszą (niemiecką oczywiście) radiostację, i nadali prowokacyjny komunikat, rzekomo jako Polacy. Dla uwiarygodnienia tej prowokacji w tej akcji byli nawet zabici (sic!). Tak więc jedną prowokację mamy wyjaśnioną. Autor pisał tę książkę na podstawie rozmów z owym Naujockiem prowadzonymi po wojnie. Jest obiektywna. Przedmowę do tej książki napisał Naujock. By wytłumaczyć jakoś swoje wątpliwości moralne jest tam takie zdanie: „Gdybym mógł uniknąć udziału w prowokacji gliwickiej, to i tak by do niej doszło, przynajmniej tak sądzę”. Czyli by wynikało, że była to zwykła metoda niemieckich służb tego okresu. Zatem można domniemywać, że inne to też ich sprawka. Jeżeli znasz holenderski to poleć im tę książkę. Wydana jest w Antwerpii, zatem bardzo możliwe, że w Holandii jest również dostępna. Jest w niej również sporo o działalności Naujocka w Belgii, gdzie został oddelegowany w 1942 roku przez Gottloba Bergera, szefa administracji Himmlera, do zwalczania tamtejszego czarnego rynku.
  8. 17 10 1797 r.- pokój w Campo Formio

    Jest mi niezręcznie pisać o pewnych rzeczach, nie jestem bowiem ani historykiem ani prawnikiem i wchodzę trochę na grząski dla mnie grunt. Zwracam jednak uwagę, że w XVIII wieku żywe jeszcze były tradycje feudalne, które do cara Pawła I przemawiały szczególnie mocno. W feudalizmie istniało coś takiego jak inwestytura feudalna. Jeżeli komuś nadawano jakiś tytuł, ziemię, czy co innego, to odbywało się to w ten sposób, że otrzymujący owo nadanie dostawał odpowiednie insygnia podczas specjalnej ceremonii, w obecności świadków. Wtedy wszyscy naocznie widzieli, że taki to a taki otrzymał to i to. Owo de jure to było później. Schodzili się prawnicy, czy po prostu jacyś skrybowie obu stron i za opłatą redagowali pisma w których były już szczegóły, czyli dokładnie co taki a taki otrzymał, sprawy spadkowe, prawa i obowiązki wynikające z przyjęcia tych honorów itp. Prawdą jest, że z czasem owi prawnicy wyrośli ponad te ceremonie, ale w końcu XVIII wieku w środowiskach szlachty ta tradycja była jeszcze żywa. Kiedy w sierpniu 1797 roku car Paweł I otrzymał insygnia urzędującego Wielkiego Mistrza Zakonu Maltańskiego, w obecności świadków, to nic więcej nie było potrzeba, żeby wszyscy wiedzieli, że został owym Wielkim Mistrzem. Żadne de jure nie było potrzebne bowiem car pewnie nie zamierzał osobiście administrować wyspą wielkości Żyrardowa, ani też go nie interesowały wymierne korzyści wynikające z jej posiadania. Sytuacja uległa diametralnej zmianie gdy Bonaparte „podbił” wyspę. Car nie mógł przecież oddać swego bez walki. Należało zaczynać wojnę, zawierać sojusze, wówczas już potrzebne było de jure. Spotkali się prawnicy, urzędnicy i wszystko sformalizowali. Wtedy to car został formalnie ogłoszony Wielkim Mistrzem, z tym, że ta formalność była mocno nagięta bowiem papież nie wyraził na nią zgody, car był przecież prawosławny. W każdym razie następcy Pawła I nosili tytuł Protektora Zakonu. 18.VIII.1797 roku do Petersburga przybył rycerz Zakonu Maltańskiego, Raczyński. Przywiózł carowi krzyż, zawsze używany przez urzędującego Wielkiego Mistrza. Car go przyjął. Później też ogłosił się Protektorem Zakonu. Kiedy to było dokładnie, czy 18 sierpnia, czy nazajutrz, nie wiem. Jeszcze to, że zaatakował tę wyspę samowolnie, bez potrzeby i bez upoważnienia rządu. Nie mówiąc już o tym że rozpoczął niepotrzebną wojnę. Zresztą tak prawdę mówiąc, to w całej tej sprawie wyczuwa się jakąś wyrafinowaną intrygę polityczną w której jakąś rolę odegrała ignorancja polityczna Napoleona. W końcu wojna między dwoma państwami europejskimi leżącymi na przeciwległych biegunach kontynentu, które tak naprawdę nie miały do niej wielu powodów, ma w sobie coś irracjonalnego. Testament Jana z Ostroga pociągnął cały łańcuszek zdarzeń. Gdyby nie zapisał tych ziem zakonowi, to nie byłoby procesu o nie >> car nie podjąłby decyzji korzystnych dla Zakonu >> Zakon nie miałby za co mu się wywdzięczyć i nie uczyniłby go Wielkim Mistrzem. Przyznam się, że to co napisałem w tej sprawie wiem z biografii Napoleona napisanej Przez E. Tarle, zgadzam się, że nie jest ona najlepsza, to raczej hagiografia. Innej jego biografii nie czytałem. Według Tarle, Wenecja usiłowała za wszelką cenę zachować neutralność. Gdy zauważyła co się święci i wysłała do Napoleona poselstwo prosząc o wyjaśnienia, ten odpowiedział, że nie może z nimi rozmawiać bo są zbryzgani francuską krwią (aluzja do owego utopionego kapitana). Nie była to dyplomacja najwyższych lotów. O mordowaniu w szpitalu w Weronie nie wiem nic. A wiedzieć chciałbym. Wydaje mi się, że od zawierania traktatów pokojowych są dyplomaci, nie generałowie. W takim państwie jak Francja mogło do tego dojść tylko w warunkach ostrych walk politycznych jakie się tam wówczas toczyły. Jak mógł być korzystny skoro Austria mimo, że przegrała wojnę nie traciła nic. Nie trzeba być wielkim historykiem żeby wiedzieć że jednym z podstawowych problemów polityki europejskiej jest ujście Skaldy (czyli Belgia). Podobno już w XIII wieku dawało się zauważyć, że Anglia jest bardzo na tym punkcie wyczulona. Po prostu ze względu na własne bezpieczeństwo nieufnie traktuje każde mocarstwo które ma tam swoje wojska. Kiedy Austria, zmuszona wojną z Francją, musiała w Belgii trzymać swoje wojska, to Anglia traktowała ją nieufnie. Kiedy po zawarciu pokoju Austria się stamtąd wycofała, to otwarta została droga do ściślejszych sojuszy austro-brytyjskich. Natomiast Anglia zaczęła obawiać się że teraz Francja zdominuje ujście Skaldy. Czyli Campo Formio narobił wyraźnych problemów.
  9. 17 10 1797 r.- pokój w Campo Formio

    Sprawa nie jest taka prosta i ma trochę wspólnego z Polską. W XVII wieku zmarł na Wołyniu pochodzący z Rurykowiczów Jan z Ostroga, prawosławny który przeszedł na katolicyzm. Testamentem wszystkie swoje ziemie przekazał właśnie Zakonowi Maltańskiemu. Spadkobiercy oczywiście zaskarżyli testament, zakon ze swej strony nie chciał takiego majątku ustąpić, i sprawa w polskich sądach ciągnęła się ponad 100 lat. Po pierwszym rozbiorze Polski odziedziczyła ją caryca Katarzyna. Na rosyjskim dworze bronił jej przedstawiciel Zakonu, Litta, i była ona w Rosji dosyć znana. Po śmierci Katarzyny carem został jej syn Paweł I, znany ze swych zainteresowań średniowiecznym etosem rycerskim i skłonny do mistycyzmu. Litta, możliwe że przy udziale francuskich emigrantów, nie omieszkał tego wykorzystać i przekonał władcę do słuszności racji Zakonu. Ten, w styczniu 1797 roku, nadał Zakonowi 10 komandorii w ziemiach zamieszkałych przez rosyjską szlachtę katolicką a które miały stanowić równowartość spornych dóbr. W uznaniu za te dobrodziejstwa, 18 sierpnia 1797 roku, do Petersburga przybył rycerz Zakonu Maltańskiego, Raczyński (pewnie Polak, ciekawe kto to, nic więcej o nim nie wiem) i przekazał carowi wysadzany brylantami złoty krzyż, używany przez pełniącego obowiązki wielkiego mistrza Zakonu Maltańskiego. Car go przyjął, przybrał też tytuł Protektora Zakonu. W Rosji przebywało wówczas wielu rojalistycznych emigrantów z Francji i przecież taki gest jak przyjęcie oznaki godności wielkiego mistrza mógł być poczytany za jednoznaczny z uznaniem go za takiego. Zresztą gdyby nawet tak nie było to i tak tytuł Protektora Zakonu, kogoś takiego jak car Rosji, mówił sam za siebie. W każdym razie kiedy w czerwcu 1798 roku Napoleon zajmował Maltę to jego „talenty” polityczne nie pozwoliły mu dostrzec, bagatela, że plącze swoją ojczyznę w niepotrzebną wojnę z Rosją. I to o wyspę która Francji nie była do niczego potrzebna i której chyba nie chciała. Jakimś dowodem na to może być potraktowanie jej ostatniego wielkiego mistrza, który otrzymał od rządu francuskiego rentę, odszkodowanie i jeszcze jakieś dobra, pewnie dla zatuszowania całej tej sprawy. Odszkodowania i renty otrzymali zresztą również inni rycerze tego zakonu. I tak gdyby nie „podbój” Bonapartego to jego ojczyzna oszczędziłaby jeszcze na niepotrzebnych wydatkach. P.S Wiem, że to była pierwsza koalicja antyfrancuska ale wygląda na to, że gdyby nie Malta to by do niej nie doszło, a przynajmniej nie byłoby w niej Rosji, i wszystko pewnie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Nie byłoby Austerlitz i wyprawy na Rosję. O ile wiem, to podczas zajmowania Wenecji Napoleon posłużył się pretekstem zabójstwa jakiegoś francuskiego kapitana, który tak naprawdę utopił się po prostu w kanale, prawdopodobnie po pijanemu.
  10. Śmierć Napoleona

    Jakiś czas temu na kanale Discovery szedł film o ostatnich chwilach Napoleona. W zasadzie jest udowodnionym, że był truty arszenikiem. Niedawno wynaleziono sposób na określenie dawki spożycia tego specyfiku, który odkłada się również we włosach. Jeżeli wiadomo kiedy był ścięty włos to można nawet określić którego dnia coś takiego spożył. Są włosy Napoleona, zdaje się że ścięte w dniu jego śmierci, na ich podstawie określono że ten środek mu był serwowany wielokrotnie. Stąd hipotezy o jego chorobie. Autorzy filmu całkiem przekonywająco określili nawet kto go otruł.
  11. 17 10 1797 r.- pokój w Campo Formio

    Z pewnością był dziełem Napoleona i jest to dość ciekawy moment historii nowożytnej, bowiem nieczęsto się zdarza by generał zawierał pokój. Okoliczności związane z jego podpisaniem pozwalają zrozumieć sytuację polityczną Europy, nie tylko ówczesnej. W każdym razie historycy francuscy dalecy są od zachwytu nad tym wydarzeniem. Na ogół widzą w nim pierwszy objaw utraty politycznej kontroli nad armią i oceniają go krytycznie. Jeden z nich, Soboul, napisał o tym tak: 18.X.1797r. Bonaparte podpisuje traktat w Campo Formio, ułożony według jego widzimisię. Układa sprawy we Włoszech według własnej woli. Jednak cel Francji jakim było stanięcie na linii Renu nie zostaje osiągnięty. Austria oddaje wprawdzie Belgię, ale stawia to Francję w kłopotliwej sytuacji względem Anglii, która już była wyczerpana wojną i chętna do zawarcia pokoju. Pokój Bonapartego narażał ponadto przymierze z Prusami. Austria, mimo przegranej, nie traciła nic (Lombardię zamieniono na Wenecję). Bonaparte zyskiwał jednak aureolę człowieka który dał Francji pokój. Jego rola wzrosła, podobnie zresztą jak i innych generałów. Co nie zmienia faktu, że niedorzeczny system włoski Bonapartego wziął górę nad systemem reńskim Dyrektoriatu, a pokój nie mógł być trwałym, niczego bowiem nie rozstrzygnął i wszystkie problemy pozostały. Na domiar złego Bonaparte dążył do zajęcia Malty, nie zdając sobie sprawy, że wielkim mistrzem Zakonu Maltańskiego był car rosyjski. W którymś z postów przeczytałem również zachwyt nad sposobem w jaki Napoleon opanował Wenecję. Nie podzielam go. Opanowanie przez zwycięską armię neutralnego i bezbronnego w zasadzie miasta, nie jest niczym chwalebnym. A tu jeszcze chodziło o republikę mającą tak bogatą przeszłość i która na ogół zawsze była życzliwie ustosunkowana do Francji. Na dodatek zrobił to tylko po to by ją oddać innemu mocarstwu.
  12. Wielki Kryzys

    No zgadza się. Wygląda na to, że otrzymał tytuł lorda za zasługi. Faktycznie z tego co pisze w internecie trochę trudno się zorientować i po prostu nieuważnie przeczytałem. Skądinąd wiem, że od 1915 roku był ministrem skarbu Wielkiej Brytanii a w 1919 podał się do dymisji. W 1941 roku został ponownie ministrem skarbu i funkcję tę pełnił aż do śmierci w 1946 roku. Myślałem, że to jest oczywiste. Nie wiem jakie były jego postulaty i sam chętnie bym się o nich czegoś dowiedział. Pewnie jednak liczono się z jego opinią inaczej podałby się do dymisji. Nie wiem ilu, ale wydaje mi się jednak że niejeden autor tak to traktuje. Można sobie mówić że ekonomią rządzą prawa obiektywne ale ciągle w każdym regionie świata wygląda ona trochę inaczej. Uważam że warto jest wiedzieć jak na to patrzą gdzie indziej. Do egzaminu z Ekonomii Politycznej Kapitalizmu na Politechnice trzeba było pamiętać, że bank może pożyczać 9-krotnie więcej niż ma zasobów gotówkowych (o ile dobrze pamiętam). Zdaje się, że pani magister która to mówiła sama nie była do tego przekonana. Ja również nie biorę za to odpowiedzialności, ale prosty rachunek wskazuje że 11632000 x 9=104688000. W końcu jest to jakaś wiedza akademicka.
  13. Flota Anglii i Francji - porównanie

    Czytałeś opis sposobu walki floty ateńskiej jaki można znaleźć w "Wojnie Peloponeskiej" Tukidydesa? Jest tam tego chyba na niecałą stronę. Możliwe, że masz jakieś nowsze opracowanie.
  14. Flota Anglii i Francji - porównanie

    Ja w Trafalgarze widzę klasyczne T. Dwie floty szły kursem prostopadłym do siebie, flota angielska uderzała w środek szyku francusko-hiszpańskiego. Obydwaj admirałowie to przewidzieli, nikt nikogo nie zaskoczył, Villeneuve postępował zgodnie z zasadami sztuki walki na morzu, Nelson je zlekceważył, mógł bowiem sobie na to pozwolić. Z tym, że był chyba ostatnim admirałem który to uczynił, no i zapłacił za to własnym życiem. Rozwój artylerii jaki nastąpił w XIX wieku czynił taką taktykę bezsensowną. pozdr.
  15. Flota Anglii i Francji - porównanie

    Mówiąc o taktyce daszka nad T mówimy o pewnym schemacie który nie zawsze działał a to z uwagi, że admirałowie obu walczących flot dobrze go znali i robili co w ich mocy żeby przeciwnikowi go udaremnić. Że w epoce żaglowców ta zasada była znana i stosowana to świadczy najlepiej bitwa pod Trafalgarem. Tam flota adm. Villeneuve znalazła się właśnie w pozycji daszka nad T i przegrała. Przecież najlepsza taktyka nie jest w stanie sama z siebie wygrać bitwy. O wygranej Anglików decydowały inne czynniki. Atakowali mając wiatr w plecy. Mieli wyśmienitych marynarzy potrafiących operować żaglami. Pewnie, że między nimi było sporo takich co pochodzili z łapanek i mieli mierne o tym pojęcie, ale obok nich zawsze był ktoś kto się na tym znał. U Francuzów wyglądało to o wiele gorzej a i u Hiszpanów też pewnie nie najlepiej. Anglicy byli zaprawieni w abordażu, tradycje korsarskie były pewnie u nich jeszcze żywe. Mieli artylerię do walki na bliską odległość, straszliwe kartaczownice i niesłychanie sprawnych artylerzystów którzy je obsługiwali. Poza tym to oni wybrali pozycję w stosunku do wiatru i miejsce ataku. Jakie to miało znaczenie świadczy najlepiej pojedynek Victory z Redoutable. Francuski okręt w zasadzie go wygrał jednak znowu zadziałały tu wyszkolenie i pozycja. Piechociarze jacy byli na Redoutable nie potrafili dopełnić formalności i wziąć abordażem Victory, siłą rzeczy nie znali się na tym. Kiedy oba okręty, Victory i Redoutable, mając strzaskane maszty zaczęły dryfować z wiatrem, to na korzyść Anglików zadziałała korzystniejsza dla nich pozycja w stosunku do wiatru. Otworzyła się bowiem we francusko-hiszpańskiej linii luka przez którą przeszła flota Angielska, to rozstrzygnęło bitwę. Trudno powiedzieć, żeby Nelson wprowadził jakiś przełom w taktyce morskiej. W końcu abordaż i walka na bliską odległość nie miały przyszłości na morzu. Mnie to się nawet wydaje, że tradycja Nelsona i Trafalgaru zaszkodziła Anglikom. Bo jak na przykład wytłumaczyć fakt szaleńczego pójścia Hooda na zbliżenie z Bismarckiem w 1941r. Zauroczenie sprawnością artylerzystów z pod Trafalgaru też nie przysłużyło im się najlepiej. W czasie Pierwszej Wojny Światowej ich okręty zabierały za dużo pocisków. W czasie bitwy ważniejsza dla nich była szybkostrzelność niż bezpieczeństwo przeciwpożarowe, chcieli być godni tych spod Trafalgaru. Skutek był taki, że podczas bitwy Jutlandzkiej parę ich okrętów wyleciało w mgnieniu oka w powietrze. Pełna zgoda, ale i tu i tam podstawową formą walki był abordaż. W końcu pod Trafalgarem zatopiono 4 statki a zdobyto 17. Nie znaczy to, że artyleria nie odgrywała roli. Nie mam tego w świeżej pamięci ale wszędzie czytałem, że Victory, idąc na czele, zanim doszedł do francuskich linii, musiał przetrwać straszliwy ostrzał. Odnośnie floty z galer, to jeżeli opływała w kółko flotę przeciwnika, jak to opisuje Tukidydes, to w pewnym momencie też musiała być w pozycji T
  16. Flota Anglii i Francji - porównanie

    Czytałem te posty i nikt nie wspomniał o zasadzie która obowiązywała i w starożytności i podczas DWŚ, mianowicie o postawieniu poprzeczki nad literą T, którą już Tukidydes opisywał. Przede wszystkim, jeżeli chodzi o szyki liniowe, to okręty nie stały obok siebie a płynęły równolegle. Tukidydes w Wojnie Peloponeskiej pisze, że ateńska taktyka walki na morzu polegała na tym, że dwie floty płynęły początkowo równolegle z czasem jednak Ateńczycy, czy to siłą mięśni, czy to lepszą jakością swoich okrętów, wyprzedzali przeciwnika po czym zataczali wokół niego kręgi. Wówczas tamta flota była zmuszona ustawić się nieruchomo w szyku okrężnym (o ile to oczywiście możliwe na pełnym morzu) i dowódca ateński wybierał sobie okręty do zaatakowania po czym je po kolei atakował całą flotą. Tego sposobu walki nikt wówczas nie potrafił stosować i to czyniło z Ateńczyków niepokonanych na morzu. Później, w epoce żagli, ta taktyka się komplikowała przez to, że doszedł nowy czynnik, wiatr. Nie godzę się z opinią, że straszliwie usztywniła lub ułatwiła taktykę. Podstawowa zasada była taka sama jak za Tukidydesa, płynąc równolegle wyprzedzić flotę przeciwnika. Ze względu na wiatr krążenie wokół wrogiej floty było raczej niemożliwe, ale ze względu na artylerię nie było już potrzebne. Wystarczyło znaleźć się w pozycji daszka nad T. Wtedy to wszystkie działa były skierowane na flotę przeciwnika, podczas gdy działa tamtej „patrzyły” w morze. Sprawdzało się to również w czasach pary. Udało się to japońskiemu admirałowi, Togo, pod Cuszimą. W DWŚ, podczas bitwy o Leyte, amerykańskim okrętom admirała Oldendorfa udało się postawić daszek nad T wychodzącej z cieśniny Surigao japońskiej flocie admirała Nischimury, która została zmasakrowana. Jeśli chodzi o flotę francuską z końca XVIIIw, to były to potężne okręty o potężnej artylerii. W całej Europie budziły respekt, mogły bowiem zbombardować każdą nadmorską europejską stolicę. Wystarczy przypomnieć, że Rosjanie śmiało wystąpili przeciwko Francji dopiero po Abukirze (pewnie bali się o Petersburg). Nie były to jednak okręty stworzone do walki manewrowej. W czasach żaglowców do tego potrzeba było wyśmienitych marynarzy, o takich zaś dużo łatwiej było w Anglii niż gdziekolwiek indziej. Jedyną rozsądną taktyką dla floty francuskiej było zakotwiczyć się na jakiejś redzie i czekać aż Anglikom znudzi się krążenie po okolicznych wodach i zaatakują. W końcu takie manewrowanie po morzu było wyczerpujące nawet dla angielskich załóg. Te dwie taktyki skonfrontowały się pod Abukirem. Tam francuska flota ustawiła się w poprzek zatoki i czekała aż Anglicy zaatakują. Ci w końcu się na to zdecydowali. Dzięki kunsztowi swych marynarzy potrafili się przedostać między skrajnym okrętem a brzegiem, po płyciznach, po czym uderzyli od tyłu. Francuzi nie byli na to absolutnie przygotowani i w ten sposób bitwa została rozstrzygnięta. Wygląda na to, że taką samą taktykę, kunktatorską lecz rozsądną, chciał zastosować Villeneuve stojąc w Kadyksie. Jednak na rozkaz Napoleona, który na wojnie na morzu się nie znał, musiał stamtąd wypłynąć i przyjąć manewrową bitwę pod Trafalgarem, w której flota francuska nie miała szans. Wiadomo jak to się skończyło.
  17. Wielki Kryzys

    Nie był bym taki pewien. W końcu był lordem. W Anglii parlament jest dwuizbowy i o ile się nie mylę ławy lordowskie (jeżeli tak je można nazwać) są w nim dziedziczne. Zatem Keynes, gdy wydoroślał, to z urodzenia należał do elity rządzącej. 6.I.1915r został przyjęty do ministerstwa skarbu. W czasie I-szej WŚ był bardzo zaangażowany w niesłychanie ważną dla Anglii debatę o przymusowym poborze do wojska. Bierze udział w szeregu narad, które przygotowują ekonomiczne warunki traktatu pokojowego. Później utworzył kilka klubów w których co jakiś czas zbierali się politycy, finansiści, dziennikarze i akademicy. Wydaje dziennik itp. Można sobie zresztą wystukać hasło John Maynard Keynes i przeczytać jego życiorys. Widać wyraźnie że jednak należał do „rządzących”, przynajmniej w dziedzinie ekonomii, chociaż może nie do pierwszoplanowych. Taki podział znalazłem w książce Edgara Faure „Bankructwo Johna Law”. Bardzo mi trafił do przekonania. Jak chyba każdy, miałem pewne życiowe doświadczenia, czy też pozaakademickie informacje na tematy związane z ekonomiką. Potrafiłbym pewnie na ich podstawie napisać pół-stronnicowy pamflet. Byłby on pewnie w sporej sprzeczności z tym co uczą na akademiach ekonomicznych. Poza tym historia jest z natury archaiczna. W mojej książce pisze Patterson i nie mam zamiaru jej wyrzucać. Co do owego Banku Anglii, to nie powstał w wyniku wprowadzenia w życie jakiejś teorii wymyślonej przez jakiś genialny umysł. Powstał z konkretnej potrzeby i w ściśle określonej sytuacji. (też rzucę cyframi). W 1694 roku, kupcy, uproszeni przez króla, zdecydowali się na pożyczenie mu 1 200 000 funtów szterlingów. Operację tę miano dokonać za pośrednictwem specjalnie do tego powołanej instytucji, Banku Anglii. Taki był jego początek. Kupcy ci utworzyli towarzystwo akcyjne o kapitale 1 200 000 funtów szterlingów. Dla swoich pożyczkodawców bank emitował bilety do wysokości tej sumy. Zaczęły one krążyć i mogły służyć, jako środek płatniczy. Nie miały przymusowego kursu. Bank był powołany na 12 lat, przez ten czas król miał spłacać dług. W zamian Bank mógł obracać kapitałem w celach handlowych i dawać kredyty prywatnym. Była to zatem instytucja kredytowa na której nikt nic nie tracił. Korzyści z jego utworzenia były natychmiastowe. Król miał pieniądze na wojnę, kupcy mając zaufanie do Banku pożyczają, zamiast trzymać metal w domu. Cyrkulacja pieniądza stała się szybsza. Z upływem czasu Bank Anglii wzmacnia swoją pozycję. Zaczęto coraz bardziej ufać papierom a tracić zaufanie do poprzycinanych srebrnych monet, każdy bowiem robił co mógł by zatrzymać sobie trochę metalu z monety którą miał wydać. Dochodziła do tego jeszcze różnorodność monet, tak że w zasadzie nikt nigdy nie miał pewności ile dana moneta jest warta. W 1722r Bank Anglii ustalił swój fundusz rezerwowy który gwarantował mu wypłacalność. W 1781 roku wynosił on na przykład 11 632 000 funtów szterlingów. Bank sam podejmował decyzje, również te o emisjach. Jest jedynym, który może emitować bilety do spłaty w ciągu 6 miesięcy na okaziciela. Jego bilety bankowe są tylko walorami kredytowymi, ponieważ, chociaż są drukowane, to nie ma na nich zaznaczonej sumy. Naniesiona jest dopiero piórem. Mimo to kupcy ją wymieniają i uważają za ekwiwalent monety. To zaufanie kupców decyduje o powodzeniu banku. Sukces tego banku był jedną z najważniejszych przyczyn rewolucji francuskiej. Wielu Francuzów bardzo go Anglikom zazdrościło a u nich nie dało się tego zrobić ze względu na monarchię absolutną. Król Francji, czy jakiś jego pociotek, mogliby się nie oprzeć pokusie skoku na taki bank. Dzisiaj to się nazywa elegancko: być dyspozycyjnym wobec władzy. W warunkach istniejącej w Anglii monarchii konstytucyjnej taki skok na kasę ze strony władzy był niemożliwy, wobec tego pomyślano o wprowadzeniu takiego ustroju we Francji. Co z tego wyszło wiadomo.
  18. Wielka Rewolucja Francuska

    W sumie to zgadzam się, że obie rewolucje, francuska i angielska, miały podobieństwa. Jedną i drugą można ująć jako konflikt króla z parlamentem (powiedzmy we Francji z reprezentacją narodu bo parlament tam to zupełnie co innego). Jedna i druga, świadomie czy też nie, zmierzały w kierunku monarchii konstytucyjnej. Zarówno w jednej jak i w drugiej potraktowano ostrzem monarchów którzy zresztą, tak nawiasem mówiąc, sami się o to prosili. Ale były też rzucające się w oczy różnice. Ta angielska pociągnęła za sobą o wiele mniej ofiar. W przypadku Anglii nie sprawdza się twierdzenie, że wojna domowa to okres rozpasania najgorszych instynktów i daleko posunięta bezwzględność. Inną rzucającą się w oczy różnicą było to, że w Anglii wszyscy ci co przyczynili się do stracenia króla zostali również straceni albo zmarli w więzieniu, natomiast we Francji nic im się nie stało (o ile wiem), co więcej tworzyli potężne stronnictwo polityczne. Potężne bo scementowane strachem. Żyjący w XVI wieku francuski dyplomata, Commynes, dobrze znający Anglię, pisał że podczas angielskich wojen domowych represje uderzają tylko w panów a biorący udział w konflikcie prosty lud jest oszczędzany. Wszystko wskazuje na to, że ta opinia była aktualna i 100 lat później. Można skorzystać z analogii i przytoczyć dwie daty i dwa wydarzenia. Pierwsze to York w 1642 roku, drugie Wandea w 1792r. Oba miejsca były ostoją rojalizmu i w obu doszło do zawziętych walk. Z tym, że w Wandei miały miejsce masowe eksterminacje. Były akcje pacyfikacyjne, masowe egzekucje. Stolica rojalizmu, Cholet, 4 razy spłonęła. W 1790 roku miasto to liczyło ponad 8 tys. mieszkańców, w 1796 poniżej 2 tys. Równie zażarte walki trwały w 1642 roku wokół Yorku, ale tam było zupełnie inaczej. Gdy po zawziętym oporze miasto zostało w zasadzie wydane żołnierzom na łup, to nikt nie myślał o tym poważnie. Nie doszło do rabunków, podpaleń, gwałtów, jak to zazwyczaj bywa w takich wypadkach. Nie było mowy o jakichś piekielnych kolumnach i o 200 tysiącach ofiar, jak to miało miejsce w Wandei. A przecież Wandejczycy nie byli jedynymi ofiarami rewolucji. W Anglii, po zdobyciu Yorku, mieszkańcy jakoś porozumieli się z żołnierzami. Dokonano jakichś symbolicznych zniszczeń i na tym koniec. Nie wiem, jak sprawa wyglądała w Irlandii. Możliwe, że tam dochodziło do okrucieństw na większą skalę ale nie spotkałem się, by ktoś Irlandię z 1649 roku przyrównywał choćby do Wandei z 1792r. Z tego co user Jancet pisze o wyczynach Ironsides, to raczej chodzi tu o skrytobójstwa. Mimo wszystko to jest lepsze od masowych represji. Może co prawda trafić na bogu ducha winnego, ale oszczędza jego żonę, dzieci. Majątek nie jest rozgrabiony, dom nie jest podpalony.
  19. O wężu też tam jest mowa. Co do jabłka to przecież trudno uwierzyć żeby w raju rósł nasz poczciwy polski owoc, to kwestia tłumaczeń. Możliwe że tu chodzi o ziele o którym mowa poniżej. W opowieściach o Gilgameszu pisze: Gilgamesz chciał poznać tajemnicę nieśmiertelności. Słyszał, że gdzieś na krańcach świata żyje nieśmiertelny starzec, jedyny, który przeżył wielki potop. (moje: Noe?) Odnalazł go. Chciał dowiedzieć się od niego w jaki sposób uzyskał nieśmiertelność. W odpowiedzi usłyszał, że w czasie wielkiego potopu bogowie wyznaczyli go by z powrotem powołał do życia na ziemi rodzaj ludzki. W nagrodę, że to uczynił darowali mu nieśmiertelność ale kazali mu żyć w oddaleniu, na krańcu świata. Miało to miejsce jednak jedyny raz i nigdy się nie powtórzy. Gilgamesz poczuł się zawiedziony w swych nadziejach. Żona starca poprosiła męża by nie odprawiał go jednak z niczym. Wówczas ten zdradził mu tajemnicę pewnego ziela, które przywraca młodość. Było to niewiele w porównaniu z tym czego oczekiwał Gilgamesz, ale postanowił znaleźć to ziele. Starzec powiedział mu, że prawie niemożliwe jest jego zdobycie. Rośnie ono bowiem na dnie morza otoczone kolczastymi krzewami. On jako bohater, nie bacząc na przeciwności odnalazł to ziele i je zdobył. Gdy wracał z nim, w drodze, postanowił zażyć kąpieli. Położył ziele na brzegu i wszedł do wody. Wówczas z wody wynurzył się wąż i mu je porwał. Ta przeciwność go dobiła. Zrezygnował ze wszystkiego. Wąż w wierzeniach ówczesnych ludów stale się odmładzał. Wierzono w to, gdyż wiedziano, że zmienia skórę.( Moje: możliwe, że wierzono, że w tym celu zjada jakieś ziele, które mu to umożliwia). Opowieść o starcu (Noe?) i o wężu są to jakieś echa opowieści biblijnych.
  20. Nauka historii Polski

    Przecież temu to chyba nikt nie zaprzeczy, z tym, że to pojęcie trzeba niekiedy zróżnicować. Można go używać dla uproszczenia ale nie zawsze. Przecież inny charakter ma tekst aramejski a inny uszkodzona jakąś nieokreśloną bronią kość. Chociaż oba mogą być źródłami jakiejś wiedzy historycznej to każde wymaga innej analizy.
  21. Nauka historii Polski

    A choćby: Tutaj autor pisze o źródle, a więc może i o kronice, że im bliższa w czasie i przestrzeni tym wiarygodniejsza, z czym się nie zgadzam. Dalej, kontynuując swoją myśl pisze o wydarzeniu, że najlepsza jest relacja naocznego świadka. Z tym się prędzej można zgodzić, chociaż też nie do końca. Czym innym jest też dokument traktatu, który jeżeli nie jest sfałszowany to przekazuje pewne informacje. Nawet jeżeli jest fałszywy, co przeważnie daje się jednoznacznie stwierdzić, to też coś wnosi. A w ogóle to mi niezręcznie pisać na ten temat. Nie jestem historykiem i zauważyłem, że mam inny sposób myślenia niż inni. Nie sądzę by to było zbyt naganne. W końcu istnieje coś takiego jak burza mózgów. Polega to na tym, że profesjonaliści zwracają się do laików o pomoc by, wychodząc ze swojej rutyny, znaleźć najlepsze rozwiązanie. Zdarza się, że to pomaga. Nie ma chyba nic zdrożnego w zdefiniowaniu tego co jest oczywiste, tym bardziej, że dla jednego może być oczywistym to, dla drugiego owo. Po pierwsze przyznaję, że nie wiem na czyje zlecenie Długosz pisał. Sądzę że robił to również z własnej chęci. Po prostu takim się urodził. Gdyby się takim nie urodził to żadna kasa do napisania czegoś takiego by go nie zmusiła. Co do mnie, to ja nie bardzo wiem co się dzieje w kraju, jeśli już to z telewizji, a to nie jest najlepsze źródło. Długosz natomiast miał osobiste kontakty z Oleśnickim, z Kazimierzem Jagiellończykiem, więc był bardzo dobrze poinformowany. Co do Oleśnickiego to nie sądzę, by tej miary człowiek był zamkniętym w sobie autokratą. Na pewno był chętny do wymiany poglądów, do wysłuchania cudzej opinii, i obaj na pewno nie raz prowadzili ze sobą szczere rozmowy. I na niejedną jego decyzję Długosz z pewnością miał wpływ. Pewnie, jeżeli się ma Kadłubka za idiotę, to można tę przypowieść przeczytać, skojarzyć ją z książką „poczytaj mi mamo” i mieć satysfakcję, że się jest mądrzejszym niż on. Co samo w sobie może poprawić samopoczucie, a to już jest jakiś pożytek z czytania Kadłubka. Ja go za idiotę nie mam a przypowieść o całożercy (Kadłubek nie pisze o smoku) można wyjaśnić na różne sposoby. Według mnie jest to jakaś spisana, oralna (jak się tu ktoś wyraził) historia założenia Krakowa. Coś takiego było wówczas potrzebne. Podtrzymywanie tego typu legend pomagało utrzymywać mieszkańców na miejscu. Na pewno było to echo dawnych wydarzeń, czyli pokonanie podstępem jakiegoś władcy, któremu trzeba było dostarczać bydło, zatem typowy dla tych czasów podatek. Podstępna walka o władzę między synami jakiegoś ogólnie szanowanego patriarchy. To wszystko Kadłubek konkluduje wzmianką o 4 córach namiętności, które mówią o psychologicznych motywach postępowania ludzi, a to już jest myślenie prawdziwego historyka. Z tego wszystkiego snuje dydaktyczne wnioski by wywrzeć na czytelnika pewien pożądany a pozytywny wpływ, co mu jak najbardziej wolno.
  22. Według jednego z mitów sumeryjskich człowieka stworzył bóg Enki. Bogowie żyli wówczas w stanie błogosławionej szczęśliwości. Nikt jednak nie chciał pracować i ta ich szczęśliwość była zagrożona. Wówczas najmądrzejszy z bogów, Enki, powziął myśl, by stworzyć człowieka. Ulepił go z gliny, obdarzył go siłą i inteligencją, by mógł pracować. Zdaje się, że by go ożywić obdarzył go krwią poświęconego dla tego celu boga. Jednak musiał go uczynić różnym od bogów, gdyby się niczym nie różnił mógłby zażądać takich samych praw co bogowie i przestałby pracować. Uczynił go zatem śmiertelnym. Więc podobieństwa są co do Adama z tym, że jest jeszcze kwestia tłumaczenia, przecież rzeczownik Adam w języku sumeryjskim mógł mieć zupełnie inne brzmienie i pisownię. By dokładnie odpowiedzieć na to pytanie to trzeba by przeanalizować dokładnie te teksty i to pod względem lingwistycznym. Niemniej jednak powyższy tekst sugeruje Adama.
  23. W opowieściach o Gilgameszu są wyraźne podobieństwa.
  24. Nauka historii Polski

    Bardzo interesujące, ale czytając poprzednie teksty nasuwają mi się jednak pewne uwagi. W tej całej tam wymianie poglądów panuje straszny galimatias terminologiczny związany z określeniem co to jest źródło. Ten termin raz jest używany jako określenie kroniki (o ile dobrze zrozumiałem) innym razem na określenie relacji z jakiegoś wydarzenia (bitwy, starcia) a jeszcze kiedy indziej na określenie jakiegoś dokumentu prawnego (nadanie, traktat). Od siebie mogę też dodać, że takim źródłem może być również list. I o ile mogę się zgodzić że te wyżej wymienione określenia można nazwać źródłami, to jednak to pojęcie jest bardzo zróżnicowane. Czym innym jest źródło-dokument, czym innym źródło-kronika itp. Co do kronik, to nie wiem jaka szkoda może wyniknąć z ich czytania. Przy czym nie zgadzam się z twierdzeniem że jest bardziej wiarygodna im bliżej wydarzeń, w czasie i przestrzeni, był autor. Kronikarz jest zazwyczaj dobrze poinformowany o tym co się wokół niego dzieje z racji swej roli społecznej czy zawodowej, a pisze bo ma co pisać. W końcu taki Długosz znał chyba najtajniejsze zamysły Oleśnickiego. Pewnie, że Długosz czy Kadłubek w niejednym się pomylili, ale też te pomyłki są już dawno odnalezione i skomentowane. Czy ujmuje to w czymś wartości tego co napisali? To chyba Kołłątaj powiedział (czy raczej napisał) coś takiego: „Napiszę co wiem a później niech mnie poprawia kto chce”. Daje się zauważyć, że prawie każda kronika jest skonstruowana w ten sposób że autor opisuje wydarzenia mu współczesne, po czym, by jakoś te wydarzenia wyjaśnić, cofa się w czasie. Oczywiście że czytelnikowi oddaje swe dzieło ułożone chronologicznie. Taki Kadłubek na przykład najwięcej miejsca poświęcił Mieszkowi Staremu, czy Kazimierzowi Sprawiedliwemu, bo żył w tych czasach. By je wyjaśnić cofał się w przeszłość i to do czasów pradawnych. Oczywiście biorąc do ręki jego kronikę czytamy chronologicznie, ale dla autora punktem wyjścia były czasy mu współczesne, o których wiedział wiele. Przy czym nie musiał być wszędzie. Taki Długosz pewnie był lepiej poinformowany o tym co się dzieje w Gdańsku niż przeciętny Gdańszczanin, chociaż mógł tam nigdy nie być. Pewnie, że kiedy chodzi o jakieś pojedyncze zdarzenie, bitwę, awanturę królowej z królem czy z damą która ją oblała kawą, to lepiej wysłuchać relacji naocznego świadka. Daleki byłbym jednak od formułowania twierdzenia, że im autor relacji jest bliżej wydarzenia, tym jest bardziej wiarygodny.
  25. Zaporoże - do kogo było przynależne?

    Skorzystam z okazji, że niewiele na ten temat czytałem (chociaż kiedyś trochę tak) i mało jestem skażony źródłami (co niektórzy na tym forum zdaje się sobie cenią) i podzielę się pewnymi uwagami. Po pierwsze jakie tam były drogi? Można mówić co najwyżej o jakichś trudnych do kontroli szlakach. Poza tym jak załoga Kudaku mogła zapobiec zbiegostwu? Przecież do osiągnięcia takiego celu potrzebne są jakieś obozy, czy choćby więzienia, deportacje, obławy, sporo żołnierzy działających w rozproszeniu i to bardziej o kwalifikacjach policyjnych, czy też jakaś prymitywna eksterminacja. O niczym takim nie słychać w związku z Kudakiem. Poza tym, mając pod bokiem skorą do bitki Sicz nie wydaje mi się by spod skrzydeł twierdzy mogło się wychylić mniej niż 200 – 300 żołnierzy. Do tego jeszcze ci wszyscy żołnierze, których w porywach podobno było 4 tys, musieli być nie do skorumpowania. Jedyny sens istnienia Kudaku i ponoszonych nań kosztów widzę w tym, że dzięki niemu król mógł jednak jakoś kontrolować Sicz i to mu się opłacało. Kudacki garnizon był bowiem w stanie nie dopuścić do budowy bajdaków bez których wyprawa za morze była niemożliwa. Przecież niezbędne do tego mini „stocznie” musiały być rozsiane wzdłuż Dniepru. Wystarczyło zatem od czasu do czasu wysłać wzdłuż rzeki podjazd by im to wszystko spalił. Natomiast gdy z Turczynem było coś nie tak, to wystarczyło im na to pozwolić i w ten sposób nie trzeba było werbować na żołd by spustoszyć coś w Turcji. Nie bez znaczenia był również fakt, że kudackie działa panowały nad Dnieprem. Kudak wybudowano w 1637 roku i wygląda na to, że to w związku z nim te wyprawy ustały.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.