euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,179 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Nie wiem gdzie on to napisał i o co tam chodziło, szukałem tytułu Ecrasons l’Infamie i nie znalazłem. Pewnie chodziło o zamach na Stanisława Augusta Poniatowskiego z 3.XI.1771r. Ja z kolei uważam za bardzo wielką przesadę jeżeli oskarża się go o niechęć do Kościoła. Co najwyżej można go uznać za gallikanina, ale i to nie do końca. Przypomnę, że gallikanizm był to pewien ruch, również we francuskim kościele, który odmawiał papieżowi prawa do ingerowania w sprawy doczesne królestwa, nie podważając w niczym jego autorytetu w sprawach religijnych. Pojawił się już w średniowieczu ale wyraźnie ujawnił się w latach 1560-tych, kiedy to parlament francuski uznał że 24 artykuły soboru trydenckiego są sprzeczne z prawami królestwa. Odtąd parlament stał się zdecydowanie gallikański. Początkowo nie powodowało to żadnych problemów. Trzeba było na nie poczekać do XVIII wieku, kiedy to papież wydał bullę Unigenitus. Od razu została nieprzychylnie przyjęta przez parlament i rozpoczęły się zbędne dyskusje. Prawdziwe jednak problemy pojawiły się, po śmierci wszechwładnego ministra, kardynała Fleury, w 1743 roku. Arcybiskupem Paryża został wówczas nieprzejednany duchowny, Beaumont, bezkompromisowy zwolennik Unigenitus. Spory z parlamentem przybrały wówczas na sile i zaczęły zagrażać spokojowi publicznemu. Ani król ani rząd nie mogli ich w żaden sposób uspokoić. Wolter był powiązany poprzez klan d’Argenson z kołami rządowymi i atakował wszystkie strony tej awantury słowami i zwrotami jakie w tych awanturach były powszechnie stosowane. Stąd pewne jego wypowiedzi można uznać za antykościelne, ale nie oszczędzał również drugiej strony sporu, parlamentu. W końcu tych awantur wszyscy mieli dosyć, nawet papież. Beaumont został przez niego odwołany ze stanowiska arcybiskupa Paryża, król natomiast rozwiązał parlament, zresztą ku radości Woltera, który właśnie w związku z tym wypowiedział owo zdanie które mnie rozbawiło, że na początku panowania Ludwika XVI „Francja stanęła u progu mądrego i szczęśliwego panowania”, bowiem owo zarządzenie królewskie nic nie dało i parlament w praktyce nadal istniał. Na ostateczną jego likwidację trzeba było jeszcze poczekać do rewolucji, kiedy to 6.X.1790r Zgromadzenie Narodowe uchwaliło odpowiednią ustawę, która później została poparta gilotyną. Trzeba zresztą dodać, że Wolter w najmniejszym stopniu nie popierał ani schizmy, ani herezji. Gallikański zaś parlament cały czas ścigał zarówno wszelkie próby schizmy jak i przypadki nieposłuszeństwa papieżowi, nawet w czasie tych sporów. Caryca Katarzyna miała zwolenników i między Polakami. W końcu taka Targowica nie wzięła się z powietrza. A jednak istnieje, bynajmniej nie anonimowe, oświadczenie Stanisława Leszczyńskiego, poświadczone przez hrabiego de Tressan. Wątpię by Leszczyński poręczał wiarygodność tego co Wolter pisze o Polsce gdyby chodziło o jakieś paszkwile.
-
W lipcu 1759 roku, książę lotaryński, czyli nasz Stanisław Leszczyński, w Commerci kazał sobie odczytać dzieła Voltaire. Po ich wysłuchaniu stwierdził, że wiadomości w nich zawarte są jak najbardziej prawdziwe. Kazał też jednemu ze swoich oficerów, hrabiemu de Tressan, sporządzić natychmiast dokument zawierający jego (Stanisława Leszczyńskiego) oświadczenie, że wszystko co w jego książkach pisze o Polsce jest prawdziwe. To świadectwo było zamieszczane na początku niektórych książek Voltaire pod datą 11 lipca 1759r z podpisem owego hrabiego de Tressen. Poza tym co do prawdomówności Voltaire to są tacy którzy uważają że było tylko dwóch historyków przekazujących prawdziwe informacje, on i Polibiusz. Prawdą jest, że Voltaire był powiązany z pewnymi politykami a z innymi utrzymywał kontakty, dzięki temu jednak dużo wiedział, był dobrze poinformowany i mógł pisać dzieła historyczne. Możliwe że z powodu obcowania z wieloma politykami napisał parę dziwnych zdań, myślę jednak, że można mu to wybaczyć.
-
Gwara - zapomniane znaczenia, szczególne perełki językowe
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Nauki pomocnicze historii
Ja łaziłem, ale po zbyrach.Lutnąć z kepy to może nie, ale lutnąć w kiepełe to słyszałem -
Coś chyba w tym jest. Przebywałem trochę pod Wartą (jest też miasto o takiej nazwie). Niedaleko była polska linia obronna z 1939r. złożona z pięciu przemyślnych bunkrów rozmieszonych chyba co 500 metrów na skraju rozlewiska Warty(rzeki). Były one oddalone o jakieś 2 kilometry od jej koryta. O ile się zdążyłem zorientować to były to stanowiska CKM. Ciekawy był przebieg tych walk. Zastrzegam że to co wiem to usłyszałem od tamtejszych mieszkańców, którzy z kolei wiedzieli to od starszych ludzi. Z tego co się dowiedziałem, to walki wyglądały tak, że natarcie niemieckie przechodziło przez te bunkry, opuszczone chyba wcześniej przez polskie załogi, i zatrzymywało się na skraju lasu za tymi bunkrami, jak się zorientowałem, pod ogniem naszej broni maszynowej. Po czym następował polski kontratak na bagnety, nie mogłem tylko się zorientować w nocy czy w dzień. Ten kontratak odrzucał Niemców z powrotem na pozycje wyjściowe odbijając te bunkry. Czyli ta taktyka ataku na bagnety była stosowana. Ciekawe jak się widzi optymalną liczebność drużyny jeżeli się stawia nie na broń maszynową a na walkę wręcz na bagnety. Z tym że stawiać na walkę wręcz i zamiast pistoletu maszynowego dawać żołnierzowi bagnet to nikomu chluby nie przynosi. Inną sprawą o jakiej się dowiedziałem od mieszkańców to było o stanowiskach strzeleckich na drzewach, nazywali je „bocianice”. One też robiły chyba swoje w powstrzymywaniu niemieckiego natarcia. Z tym że czytałem gdzieś relacje jakiegoś niemieckiego żołnierza z walk pod Radomiem, który o tych „bocianicach” źle się wyrażał, bowiem z chwilą wykrycia takiego stanowiska to żołnierz miał niewielkie szanse opuszczenia go. Jednak głupim to do końca nie było. Rosyjski generał, zdaje się że Czujkow, wspomina też o niemieckich strzelcach na drzewach i że sprawiali im duże problemy. Z tym, że ci dysponowali już techniką. Byli to strzelcy wyborowi, wyposażeni w tarczę za którą się kryli, było to skuteczne do tego stopnia że strzał do nich z przodu z broni strzeleckiej nie dawał żadnego rezultatu. Wyposażeni byli również w bardzo cienki przewód, który mogli ciągnąć za sobą kilometrami, dzięki temu stanowili również świetny punkt obserwacyjny. Wracając do tej pozycji obronnej pod Wartą to Niemcy jej nie zdobyli. Był to skraj armii Łódź. Obok była armia Poznań. Kiedy ta się wycofała Niemcy obeszli tę pozycję i nasi musieli się wycofać. Mnie to trochę zdziwiło, że te bunkry nie noszą na sobie specjalnych śladów walk, jakby Niemcom nie przeszkadzały, a przecież, o ile się zorientowałem, to przechodziły z rąk do rąk. A może tu nie chodziło o straty marszowe a te związane z atakiem na bagnety. Brano pod uwagę że zanim drużyna dojdzie do nieprzyjaciela by użyć bagnetu to poniesie straty, a po dojściu by była skuteczna to musi być jeszcze odpowiednio liczna. Przyznam, że trochę nie rozumiem, albo jestem niedoinformowany. Ostatecznie po stratach jakie lotnictwo argentyńskie zadało angielskim transportowcom, to na Falklandach o wszystkim decydowało wyszkolenie piechura, jego broń i jego nogi. Ujawniło się wtedy, że angielski jest o niebo lepiej wyszkolony niż argentyński. Dlatego ja bym ostrożnie wyciągał wnioski, że był źle szkolony na jakimś etapie. Zresztą o powodzeniu ostatecznego natarcia na Port Stanley zadecydował atak nocny na bagnety. Ten przykład pokazuje, że taki atak to i dzisiaj może być skuteczny, oczywiście zastosowany we właściwej chwili i w odpowiednich warunkach. A nie jako ekwiwalent wynikający z braku amunicji czy odpowiedniego sprzętu.
-
Rzym - dywagacje o władzy i zależnościach
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Choćby to że ja cały czas piszę że przywiązanie do lokalnych bóstw miało znaczenie, a Ty że nie miało. W normalnych warunkach to może i nie miało jakiegoś decydującego znaczenia ale w jakiejś trudnej sytuacji politycznej stawało się problemem. Więcej nie mam zamiaru do tego wracać. Chodziło mi o to, że Aurelian wprowadził w armii kult Sol Invictus dlatego że mu było to wygodne, pisałem dlaczego i nie będę powtarzał. Pisałem też że według mnie był to tylko kult nie religia, czyli tylko sposób modlenia się. Z pewnością prostemu żołnierzowi mogło to wystarczyć. W żadnym razie nie można tego nazwać religią bowiem religia to jeszcze pewien system etyczny, polityczny, prawny, filozoficzny itp. Też nie mam zamiaru do tego wracać. Pisząc to miałem na myśli pokój rzymski z jego definicją (mniej więcej) że: „ jest to okres od panowania Oktawiana Augusta do śmierci Marka Aureliusza w którym imperium nie prowadzi wojen zewnętrznych a co najwyżej domowe”. Oczywiście jak każda teoria tak i ta jest tylko pewnym uproszczeniem rzeczywistości. Można bowiem wymienić wojny, prowadzone w tym okresie, choćby wojnę judejską, tą z Dakami. Na pewno były to wojny w pełnym tego słowa znaczeniu ale dosyć krótkie i dla Rzymu niezbyt uciążliwe. Pozostają konflikty na granicy z Partią, tu istotnie trudno uznać że miały one charakter epizodyczny i czysto wewnętrzny. Z tym że o ile bez wątpienia nie były epizodyczne, to jednak w dużym stopniu miały charakter wewnętrzny, jako wynik powstań żydowskich, które, według mnie, były inspirowane z Partii/Persji. To że za panowania Trajana i później wojska rzymskie wchodziły do Mezopotamii i Ktezynofontu wynikało stąd, że Rzymianie chcieli zniszczyć źródło tych buntów żydowskich, w żadnym razie nie chodziło o podbój. Żydowskiego powstania Bar Kochby nie można przyrównywać do wojny judejskiej z I w.n.e. gdyż w praktyce była to akcja pacyfikacyjna w której armia wymordowała około miliona ludzi (wdł. Wiki). Bynajmniej nie świadczy to o jej sile, z góry było wiadomo, nawet przy ówczesnym poziomie techniki, że armia z cywilami nie będzie miała problemu, najwyżej się napracuje. Była to zatem akcja policyjna. Wszystkie inne konflikty zbrojne w czasie pokoju rzymskiego też miały przeważnie taki charakter. Przecież zwalczanie różnych powstań i buntów to akcje policyjne. Trudno nazwać wojną utarczki na granicach kiedy to atakowali barbarzyńcy, zmuszeni najczęściej do tego głodem, słabo uzbrojeni, niezorganizowani i bez żadnych koncepcji politycznych, dysponujący tylko szaleńczą odwagą wynikającą ze słusznego przekonania że jak im się nie powiedzie rabunek to umrą z głodu. Uważam że nie mogli. Łucznicy konni decydowali o wyniku bitwy pod Carrhae w I w. ale też o wynikach bitew podczas wojen krzyżowych w XIII wieku. Zawsze byli to jeźdźcy ze wschodu. W tym przedziale czasu mieści się imperium rzymskie z II – IV wieku a więc pewnie i wówczas ci jeźdźcy odgrywali dużą rolę. Po prostu zmieniła się koncepcja. Pierwotna zakładała że wróg jakiejś części imperium jest wrogiem całego imperium, za tym szła reorganizacja armii i całego państwa, to się nie udało i koncepcja została zmieniona. Zachód powiedział: My wam życzymy powodzenia w wojnie z Persami, ale to wasza sprawa. Wschód zaś na to: też wam życzymy dobrze w walkach z Germanami ale się do tego nie mieszamy. Sprawa jest prosta, został zaakceptowany na Zachodzie jako cesarz bowiem jego panowanie oznaczało, że Zachód nie będzie angażowany w sprawy Wschodu. Jego ożenek z Justyną był wówczas zapewne świadectwem dla wszystkich, że jest to powrót do izolacjonistycznej polityki Magnencjusza. P.S. Piszę to wszystko z pamięci, pobieżnie tylko przeglądam Internet. To nie znaczy iż uważam że jest wszystko jedno napisać Walens, czy Walentynian I, przepraszam. Dziękuję również za Sol Invictus i za owych czterech, zamiast trzech. Też kiedyś czytałem Tacyta, nawet w miarę uważnie, ale to nie jest temat o Tacycie. Wzmianka do której się odwołałem, według mnie, jest sformułowaniem pewnej reguły w doktrynie według której rządzone było imperium rzymskie. Ujawniło się pewne zjawisko które Tacyt nazwał jedną z tajemnic rządzenia Rzymem. Sądzę, że później tą regułą kierowano się często. <br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break"> -
Rzym - dywagacje o władzy i zależnościach
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Nigdzie nie napisałem że uniemożliwiały, były problemem, a ty cały czas uparcie powtarzasz iż twierdziłem że uniemożliwiały. Zdaje się, że mamy różne sposoby myślenia. Według mnie bunt Magnencjusza był to bunt żywiołu galijskiego przeciw pójściu nad Eufrat. Wszędzie pisze, że Magnencjusz chciał powrotu do starych bogów. Ja twierdzę że w grę wchodziła również religia druidyjska a ty pewnie że wyłącznie rzymska. Powtarzam raz jeszcze, że nie napisałem że uniemożliwiały tylko że były problemem i, wracając do Aureliana, to dlatego propagował kult Invictis Solis. Uważam że już samo to określenie ma jakieś wojskowe odniesienia, w końcu Invictis znaczy niezwyciężony, możliwe że Konstantyna przepowiednia „pod tym znakiem zwyciężysz” nawiązywała jakoś do Invictis Solis. Mówię kult Invictis Solis, a nie mówię religia, bo według mnie kult to tylko jeden ze składników religii. Ta ostatnia to jeszcze jakiś system etyczny, prawny, polityczny itd. Napisałeś też że: Co ma piernik do wiatraka - Jowisz Dolicheński i jego liczne świątynie w różnych miejscach świadczą jedynie o tym, ze żołnierze zabierali lokalne kultu z sobą tam gdzie służyli. Tak samo jak np tzw tracki jeździec.<br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break"> Pisałem przedtem, że Rzymianie byli tolerancyjny ale wymagali by czczono ich bóstwa, które zresztą miały charakter oficjalny, państwowy, nic zatem dziwnego, że świątynie Jowisza są w różnych miejscach. Galowie też pewnie czcili w Galii, Jowisza (czy szczerze?), ale wcale nie znaczy, że nagle zrezygnowali z druidyzmu. Ten ostatni polegał na przykład na czczeniu kamieni-menhirów a przecież legioniści maszerujący gdzieś na drugi koniec imperium nie zabierali ze sobą Stonehenge na plecy. Zresztą chyba wiesz, że Rzymianie byli tolerancyjni pod warunkiem, że oddawano cześć ich oficjalnym bóstwom, a Jowisz się do takich zaliczał. Gwoli ścisłości to po okresie podbojów imperium miało co najwyżej jeden front, ten przeciwko Germanom. Legiony stacjonujące gdzie indziej pełniły role policyjne i trudno coś mówić o ich wartości bojowej. Dopiero w III wieku doszedł drugi front, czyli Persja. Wówczas to punkt ciężkości zaczynał przesuwać się na wschód. To znaczy należało zmienić tradycyjne rozmieszczenie legionów, co pewnie stwarzało problemy. Utworzone też zostały siły szybkiego reagowania, czyli owa kawaleria dalmacka jak ją nazywasz. To wszystko nie rozwiązało sytuacji i w końcu imperium uległo podziałowi. Wschód zajął się Persją, Zachód Germanami. Też nie pisałem że uprościł Mitraizm tylko że propagował kult słońca bo czcili je wyznawcy Mitry, a jednocześnie był do przyjęcia dla wyznawców druidyzmu, którym można było powiedzieć że jest bardziej godne do czczenia niż jakiś kamień. Nie wiem co należy rozumieć przez kulty solarne. Wiem, że Mitraizm poważnie traktował ciała niebieskie w ogóle, stąd jego upodobanie do słońca, a ośrodkiem tego kultu w III wieku była Armenia pod panowaniem Arsacydów, wroga perskim Sasanidom. Furiusz napisał: Skąd zatem pomysł, że za ich wprowadzenie odpowiadają koczownicy stepowi? Ano pewnie stąd, że za takich uważano dawno temu Partów. Tylko, ze nijak ma się to do Twoich twierdzeń na temat wprowadzania koczowników stepowych do armii rzymskiej i tego, ze to oni wprowadzili kultu solarne do Rzymu. Moja odpowiedź: Z tymi Partami to ja właśnie tak uważam. Chociaż mało o nich wiadomo bo nie pozostawili po sobie żadnych kronik historycznych, to tu i ówdzie można przeczytać, że ich wojsko składało się właśnie z koczowników. W największym skrócie, to ja historię Rzymu widzę tak: Ekspansja rzymska załamała się na państwie Partów (bitwa pod Carrhae). Rzymianom nigdy nie udało się ich ujarzmić i zawsze byli dla nich problemem. By osłabić panującą tam dynastię Arsacydów dyplomacja rzymska wspierała wasali tej dynastii i w pewnym momencie przeholowała. W III wieku wsparli przeciw Arsacydom, Sasanidów po czym stracili nad wszystkim kontrolę. Nie potrafili utrzymać równowagi między tymi dwiema dynastiami i kiedy w 224 roku (data z Wikipedii) Sasanidzi zastąpili Arsacydów powstała Persja. W ten sposób urosło tam w potęgę państwo o wyraźnie anty rzymskiej orientacji, o wiele groźniejsze dla Rzymu niż Partia rządzona przez Arsacydów. Zaraz też rozpoczęły się wojny persko-rzymskie. Jednak Arsacydzi nie zniknęli, pozostali władcami Armenii i jednocześnie, siłą rzeczy, stali się sojusznikami Rzymu. Cóż dziwnego w tym, że w III wieku werbowali koczowników i przysyłali ich Rzymowi na pomoc, możliwe że czynili to również dlatego, że sami nie byli w stanie ich opłacać, możliwe też że byli tylko pośrednikami między Rzymem a tymi koczownikami i na tym zarabiali. Rolnicy mają ograniczone możliwości przemieszczania się, bo trzeba cierpliwie czekać aż wzejdzie plon, w ogóle rolnictwo wymaga stałej obecności na jakimś terenie, nawet jeżeli jest prymitywne. Dlatego jedną z funkcji czczenia lokalnych bogów i podtrzymywania lokalnych legend było utrzymanie ludzi w jednym miejscu. Gwoli ścisłości to znak dracona (w sumie umowna nazwa), różnił się od pozostałych tym że był to stwór fantastyczny, podczas gdy dziki i słonie istnieją. Pisałem że miał praktyczne zastosowanie. Chodziło o to że wąski pasek tkaniny pozwalał zorientować się co do kierunku i siły wiatru. Potrzebne to było konnym łucznikom by celnie strzelać, dlatego jest to poszlaka że znak ten jest znakiem konnych łuczników. Byli to na pewno Rzymianie albo co najmniej się za takich uważali. W końcu Kościuszko też ubierał się w chłopską sukmanę nie dlatego że był chłopem, ale dlatego że chciał się chłopom przypodobać. Poza tym i w czasach nam bardziej współczesnych zdarza/ło się że najwyższy dowódca ubierał się w mundur jednostki którą chce wyróżnić. Cesarze mieli natomiast powody by wyróżniać te oddziały kawalerii bo dzięki ich przywiązaniu mieli znaczenie. Kto nimi dowodził zaraz był w imperium kimś. Przecież to jest chyba ogólnie wiadome. Chodzi mi o to, że wygrał tą bitwę dzięki owej kawalerii i dzięki przywiązaniu tych jeźdźców do niego on sam uzyskał znaczenie i to dało początek pewnej tradycji. Zresztą tu też są poszlaki, że ci kawalerzyści byli wyznawcami Mitraizmu. Przecież tu i ówdzie można znaleźć wzmianki, że po śmierci Klaudiusza cesarzem został jego brat, Kwincjanus (o ile dobrze pamiętam imię). Został jednak po paru tygodniach panowania zamordowany, zdradziła go bowiem owa kawaleria, która opowiedziała się za Aurelianem. Według mnie to się opowiedziała dlatego, że Aurelian był wyznawcą Mitry. W każdym razie bardzo prawdopodobnym jest, że jego matka była kapłanką w świątyni Mitry, gdzieś w pobliżu Dunaju. Nie zgadzam się z tym. Wracając do Walensa, to to że armia obwołała go cesarzem absolutnie nie wystarczało. No bo po co miałby się żenić z wdową po Magnencjuszu (dziękuję za informację). Według mnie to nie dzięki aklamacji armii został cesarzem. On się wżenił w tę godność. Nie mogę sobie znaleźć innego wytłumaczenia sensu tego ożenku. Według mnie w imperium przeważyła teza że nie ma sensu zmuszać legionów iść tam gdzie nie chcą i dlatego Walens został cesarzem. Zresztą niedługo później nastąpił ostateczny podział imperium rzymskiego. (szkolna data 395r) No nie bądźmy dziećmi. Nawet jeżeli przyjmiemy, tak jak ty uważasz, że cesarze z III wieku posiadali potężną dyktatorską władzę, to istniało w imperium coś takiego co można nazwać rządem. A w nim, według mnie, cesarz co najwyżej miał tylko coś do powiedzenia. Z pewnością byli tacy co mieli dużo więcej do powiedzenia niż on. Nie jestem w stanie dokładnie określić jakie urzędy stanowiły ów rząd, jednak między ministrami był minister nazywany magister oficiorum, zdaje się, że można go przyrównać do dzisiejszego ministra spraw wewnętrznych i min. spraw wojskowych w jednym. Ammian wspomina o tym urzędzie. Co miał do takiego magistra oficiorum taki analfabeta (czy półanalfabeta) jak na przykład Maksym Trak, nawet jeżeli to on go mianował. W każdym razie ów minister miał do dyspozycji scholae palatinae (przepraszam za możliwe błędy ale nie znam łaciny). Było ich chyba 5 – 10. Między tymi scholae palatinae była scholae agentes in rebus, czyli to co dzisiaj byśmy nazwali kontrwywiadem. O tych urzędach wspomina również Ammian. Zdaje się, że reprezentowały one wysoki poziom, świadczy o tym chociażby stłumienie buntu Magnencjusza i zmuszenie legionów galijskich do pójścia nad Eufrat. Z tym że później przyszła refleksja: co z tego że te legiony tam poszły skoro nie było z nich wielkiej pociechy, bowiem walczyły na pewno dużo poniżej swej wartości bojowej. Tacyt pisząc o roku trzech cesarzy pisze że ujawniła się wówczas jedna z tajemnic rządzenia Rzymem, mianowicie że cesarza można powołać poza Rzymem, i że wcale nie musi on przebywać w Rzymie. Pisze też że senat był z tego bardzo zadowolony. Z tej wzmianki można wysnuć wniosek że senat co najmniej popierał wybór cesarza poza Rzymem, tak jak to było w przypadku Witeliusza w 63r i stąd owe „kariery” cesarskie w III wieku. <br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break"> -
Rzym - dywagacje o władzy i zależnościach
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
W dużej części piszę to wszystko z pamięci. No dobrze, Magnencjusza nie stracono bo sam zdążył to zrobić. Poza tym upieram się przy swoim. Co do lokalnych bogów to dalej twierdzę że była to jedna z przyczyn która utrudniała mobilność wojska rzymskiego. Nie napisałem nigdzie że ją uniemożliwiała. Napisałem że Aurelianowi było wygodne czczenie słońca bo mu to ułatwiało przerzucanie wojska gdzie chciał. Oszczędzało mu to po prostu zbędnych dyskusji, buntów, przede wszystkim dezercji, itp., co bynajmniej nie oznacza że problem ten został rozwiązany. Wiem że w IV wieku w armii rzymskiej jako piechota legionowa służyli przede wszystkim Celtowie (tzn. Galowie i Bretończycy) oraz górale z Azji (Izauryjczycy, Cylijczycy, Armeńczycy). Mam to gdzieś, na razie nie jestem w stanie podać źródła ale jak znajdę to przekażę (może zresztą i ty o tym wiesz). Co do Celtów to wówczas byli oni wyznawcami druidyzmu. Jest to religia której treścią było w dużym stopniu czczenie tworów przyrody. Czyli Celt, jeżeli chciał się pomodlić, to potrzebny mu był jakiś konkretny kamień skała czy pieczara. Dlatego niechętnie oddalał się od tych obiektów kultu. Stąd się wzięło Invictis Solis, po prostu Aurelian uprościł mitraizm i proponował czcić słońce jako najwspanialszy z tworów przyrody (czyli tworów boskich) a ono, w przeciwieństwie do druidyjskich tworów przyrody, jest wszędzie. Że to jakiś problem był to jednak widać w przypadku Magnencjusza. Przecież jego bunt odbywał się pod hasłami powrotu do starych pogańskich bóstw, skoro był to bunt Galów to jest bardzo prawdopodobne, że chodziło tu właśnie o owe bóstwa druidyjskie. Wspominasz o świątyniach, na przykład Jowisza Dolicheńskiego. W Rzymie przecież obowiązywał również oficjalny kult państwowy. Rzymianie tolerowali odrębności religijne pod warunkiem, że czczone będą również ich bóstwa. Na ogół akceptowano to i o ile wiem wyłamywali się z tego tylko Żydzi i Chrześcijanie. Gdzieś kiedyś czytałem, że koczownicy stepowi chętnie czcili słońce jako najwspanialszy twór boski, który jest wszędzie i dzięki temu mogli je wszędzie czcić. Związane jest z tym też przypisywanie jakichś nadzwyczajnych zalet orłom, jako jedynym ptakom które potrafią widzieć pod słońce. Bo to jednak przyzwyczajeni i przystosowani do takiego trybu życia koczownicy. Galowie nie byli do tego ani przyzwyczajeni ani przystosowani. Mam to gdzieś, jak znajdę to ci przekażę. Zauważyłeś że twierdzisz iż cesarze byli zmuszeni podejmować decyzje kolegialnie? A wyżej przyganiałeś to senatowi. Zdaje się, że ów znak, dzika właśnie, o tym świadczy i potwierdza, że w IV wieku to przede wszystkim Celtowie służyli w piechocie legionowej. Co do fragmentu o smokach to pomyliłem się, przepraszam. Chodzi o Konstancjusza a wzmianki o tym są w XVI księdze Ammiana Marcellina w rozdziałach 10,7 i 12,39. Skądinąd wiem, że owe smoki (dracones) to typowy znak stepowych łuczników konnych, miał przede wszystkim praktyczne zastosowanie. Łucznik konny żeby celnie strzelić musiał znać kierunek i siłę wiatru. Umożliwiało mu to spojrzenie na łopoczący na wietrze wąski pasek tkaniny w kształcie węża. Co do ich struktury organizacyjnej to nie musiała ona wyglądać tak jak to było w kmicicowym pułku. Przecież mogli najmować się całymi oddziałami i służyć pod swoimi oficerami (jeżeli tak ich można nazwać). Jednak bitwa pod Naissus była wygrana dzięki szarży kawaleryjskiej prowadzonej przez Klaudiusza II Gockiego i to był zarazem przełom w rzymskiej wojskowości, co nie znaczy że to on ją zorganizował i wyszkolił. Te oddziały kawalerii stały się podstawą potęgi cesarzy iliryjskich, pewnie chętnie je wyróżniali. Kilkadziesiąt lat później ta tradycja była na pewno żywa. Świadczą o tym znaki pod jakimi pokazywał się Konstancjusz. Wcześniej nie było żadnego Ammiana któryby to opisał. No tu to trochę nadużywasz. Przecież ten wybór odbywał się w warunkach nadzwyczajnych, po tym jak parę miesięcy wcześniej na polu bitwy zginął poprzedni cesarz i imperium jeszcze się z tego nie otrząsnęło. Zresztą Walentynian założył dynastię. Tych cesarzy z III wieku to bym nie przeceniał. Zdaje się, że znowu z tych samych faktów wysuwamy sprzeczne wnioski. Uderzającym jest jednak że w państwie o takim rozwoju cywilizacyjnym jakim było imperium rzymskie, w którym nie brakowało ludzi inteligentnych i wykształconych, również w armii, cesarzami w IIIw. zostawali prostacy. Dla mnie jest tu tylko jedno wytłumaczenie. Obawiano się na czele armii człowieka inteligentnego dlatego purpurę dawano prostakowi a po 3 – 5 latach, kiedy zaczynał obrastać w piórka i stawać się zbyt potężnym, to się go pozbywano. Tak nawiasem mówiąc to od takiego nie można nawet wymagać specjalnej znajomości państwowych finansów i miał ludzi co się tym zajmowali, a ci pewnie potrafili jego prostactwo wykorzystać. Oczywistym jest, że za tym wszystkim musiało stać jakieś stronnictwo polityczne, według mnie było ono skupione jednak wokół senatu. Naturalnie był to wątpliwy etycznie i nie najlepszy sposób rządzenia, przysparzał wielu problemów, i zasługą rządów Dioklecjana była zmiana tego stanu rzeczy. -
Wystarczyło, że wiedziała kto u Hitlera bywał, z kim utrzymywał kontakty i jakiego rodzaju, jako jego kochanka na pewno znała wszystkie plotki z wyższych sfer, kto z kim i dlaczego i różne inne, nie mówiąc o tym że od niego samego też coś wiedziała. To mało? Trochę wchodzę na grząski dla mnie grunt ale że przypomnę jednego z ostatnich ministrów RON, Bruhla. Gdzieś czytałem, że przykładał dużą wagę do kobiecych plotek a za jego ministrowania RON jeszcze jakoś egzystowała. Maria Teresa mówiła o sobie, że o polityce nie ma pojęcia i nie ma na to czasu ze względu na wychowywanie swych dzieci, ale za jej rządów monarchia stała bardzo dobrze. Mało się słyszy o kobietach w polityce, to bynajmniej nie oznacza że nie odgrywały/ją w niej żadnej roli. Wracając do Ewy to nie uważam, że jej życie byłoby zagrożone, możliwe, że samobójstwo to była jej decyzja, ale niekoniecznie. Co do tej kawy, to dlaczego nie mieliby jej poczęstować. W końcu z generałami wziętymi do niewoli nie obchodzili się źle, że wspomnę takiego Paulusa, a ona byłaby z pewnością jeńcem takiej samej rangi.
-
Tak na logikę to jej życiu nie zagrażali alianci. Przecież oprócz tego że była przyjaciółką Hitlera to nic złego nie zrobiła i czekałyby ją najwyżej jakieś nieprzyjemne przeżycia. Według mnie zginęła bo za dużo wiedziała, coś tak jak Kleopatra, i to tylko Niemcy są winni jej śmierci.
-
Napisał choćby: "Wiek Ludwika XIV", "Historię Parlamentu", "Historię Karola XII", "Historię Obyczajów" i sporo innych, wszystko książki historyczne.
-
Później to już chyba by ktoś zauważył
-
Też mi się wierzyć nie chce. Mogła być w 3-cim - 4-tym miesiącu? To znaczy, że pomyśleli o dziecku dopiero w 1945 roku, kiedy wszystko się waliło. Dlaczego nie pomyśleli o tym wcześniej, kiedy żyli w luksusie i na wszystko mieli czas?
-
Voltaire, przecież wielki historyk (zm. w 1778r), na początku panowania Ludwika XVI napisał: "Oto Francja stanęła u progu mądrego i szczęśliwego panowania"
-
O ile się nie mylę chodzi o Drake. Inny korsarz, Wiliam Patterson, był jednym z założycieli Banku Anglii.
-
w temacie "książki", czyli: kultura i sztuka>biblioteka im. Ossolińskiego>książki>książka którą właśnie czytam. Wymieniliśmy z panią użytkowniczką Fodele kilka uwag na ten temat, są to przedostatnie posty. Może panią zainteresują?
-
Bitwa o Konstantynopol - koniec pochodu arabskiego?
euklides odpowiedział Narya → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Taki błyskawiczny podbój był możliwy tylko dlatego że Koptowie byli skonfliktowani z Bizancjum. Zresztą nawet z powyższego opisu można wyczuć, że podbój Egiptu to nie była sprawa czysto wojskowa. Co do poddaństwa to jest to bardzo szerokie pojęcie, w tym przypadku to było ono na dodatek bardzo teoretyczne. W historii natomiast były przypadki że podbity lud, stojący na wyższym poziomie cywilizacyjnym, wyrastał ponad zdobywców. Uważam, że to był taki przypadek, przynajmniej na początku. Uważam jednak, że konflikt ten miał bardziej podłoże kulturowe, czyli raczej nie był wynikiem tylko rozgrywek personalnych i surowych metod. Zresztą według mnie niechęć Koptów do Bizantyjczyków miała nie tylko podłoże religijne. Przede wszystkim Koptowie źle akceptowali bizantyjski fiskalizm. Monoteletyzm to jednak nie monofizytyzm, a jego żywot był krótki. Była to po prostu próba pojednania powaśnionych stron, na pewno należy ją ocenić pozytywnie, nic jednak z niej nie wyszło. Trochę przesady to może w tym jest, ale niewiele. We francuskim czasopiśmie „Histoire” znalazłem taką wzmiankę na ten temat: W 648 roku miała miejsce wyprawa morska Arabów na Cypr, podejmowali również inne operacje morskie. Wszystkie one miały jednak charakter raczej piracki. Nie posiadali ani umiejętności budowy okrętów ani umiejętności walki na morzu. Ich flota była budowana przez Koptów w Aleksandrii, Tripoli i Tunisie. Oni też przeważali w okrętowych załogach. Chociaż na morzu niepodzielnie panowała wówczas flota bizantyjska, na ogół skutecznie ich zwalczająca, to te pirackie wyczyny dezorganizowały handel bizantyjski, pustoszyły nadmorskie i wyspiarskie tereny. Co do siły sprawczej, to i dzisiaj ten co ma w ręku logistykę może stawiać warunki temu kto jest na nią chętny, a nawet może kogoś do czegoś nakłonić. Zgadzam się że niefortunnym jest nazwanie takiego kogoś najemnikiem. No zgadzam się. Pływać potrafili, ale w VII/VIII wieku bez pomocy Koptów nic by na Morzu Śródziemnym nie zdziałali. Zresztą te podane wyżej przykłady to inna epoka i dotyczą Oceanu Indyjskiego. Nie ma tu zresztą mowy o jakiejś dobrze zorganizowanej flocie wojennej. Nie znam angielskiego ale coś tu pisze o Trade, a to znaczy chyba handel. Co do wpływu piractwa arabskiego na handel śródziemnomorski i sytuację polityczną to znalazłem taką wzmiankę w artykule z „Histoire”: Z chwilą kiedy piractwo arabskie rozpanoszyło się na dobre nastąpił koniec jedności świata śródziemnomorskiego. Zakłócona została wymiana handlowa. Na Zachód przestały docierać korzenie, jedwab, papirus. Musiał się on ograniczyć do autarkicznej gospodarki rolnej. W tych warunkach wyłoniła się nowa władza, Karolingowie. Belgijski historyk Perenne wypowiedział słynne zdanie, że „ Bez Mahometa, Karol Wielki byłby nie do pomyślenia” -
Jest na ten temat książka Samuela Morrisona. Z tym, że decydujące walki o Guadalcanal miały miejsce przede wszystkim na morzu. Wody koło wysepki Savo do dzisiaj są nazywane Cieśniną Żelaznego Dna od wielkiej ilości zatopionych tam okrętów. Według powyższego autora to przebieg tych wydarzeń był następujący: Na początku lipca 1942r amerykański zwiad lotniczy wykrył, że na wyspie Guadalcanal, w archipelagu wysp Salomona, Japończycy rozpoczęli budowę lotniska. Popełnili pewien błąd strategiczny gdyż lotnisko to nie było w promieniu działania innego. W przypadku walk w tym rejonie użycie przez nich lotnictwa było problematyczne. Amerykanie postanowili działać. Gdyby pozwolili na ukończenie tego lotniska to Japończycy mogliby im bombardować Espiritu Santo, Efate, nawet Kumac na Nowej Kaledonii. Bitwa przy wyspie Savo 9.VIII.1942r 7.VIII.1942r o świcie na Guadalcanal wylądowało 11 tys. żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej dowodzonych przez generała Vandegrifta. Zespołem okrętów wojennych dowodził admirał Turner. W ciągu dnia piechota morska zdobyła główny obóz japoński i częściowo wykończony pas startowy. Opanowali również niewielką wyspę Tulagi, niedaleko Guadalcanal. Tego też dnia w kierunku Guadalcanal wyruszył z Rabaul japoński admirał Mikawa na czele 7 krążowników i 1 niszczyciela. Pod wieczór dotarli pod Guadalcanal i niezauważeni wyruszyli w kierunku wysepki Savo leżącej między Guadalcanal a Tualagi. Japoński admirał zdecydował wejść nocą 8.VIII. do cieśniny, nazwanej później Cieśniną Żelaznego Dna, opłynąć wyspę Savo w kierunku trygonometrycznym i zatopić amerykańskie okręty wojenne oraz transportowce wyładowujące wojsko i sprzęt. Około północy Japończycy natknęli się na amerykańskie okręty, dokonali ataku torpedowego, po czym otworzyli ogień artyleryjski. Rozgorzała bitwa, po stronie Amerykanów zatopione zostały ciężkie krążowniki: Quincy, Vincennes, Canberra. Ciężko uszkodzone ciężkie krążowniki Astoria i Chicago oraz niszczyciele Ralph Talbot i Patterson. Stracili 1023 zabitych. Po stronie Japońskiej lekko uszkodzone zostały 2 ciężkie krążowniki, zginęło 58 marynarzy. Chociaż Japończycy bitwę wygrali, to nie osiągnęli swego głównego celu, zniszczenia transportowców, ponieważ te przerwały wyładunek i odpłynęły. Z tego jednak powodu piechota morska na Guadalcanal pozostała sama, pozbawiona artylerii, ciężkiego sprzętu budowlanego i połowy amunicji. Dopiero 15.VIII.1942r otrzymali zaopatrzenie dowiezione przez grupę przerobionych na transportowce niszczycieli. Prace przy budowie lotniska ruszyły raźno i 20.VIII.1942r na Lotnisku Hendersona wylądował pierwszy klucz samolotów piechoty morskiej, a 24.VIII.1942r rozpoczęto loty bojowe. Na wyspie przebywało wtedy już 17 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Japończycy rozpoczęli zaopatrywanie swych oddziałów za pomocą niszczycieli. Przybywały nocą do wybrzeży wyspy, w pośpiechu wyrzucały ładunek oraz żołnierzy i udawały się na ostrzał lotniska, po czym wracały przed świtem, zanim mogły je dopaść amerykańskie samoloty z Lotniska Hendersona. Te rajdy niszczycieli Amerykanie nazwali Tokyo Ekspres. Kursował co 7 – 10 dni. 18.VIII.1942r dowiózł na wyspę 1000 japońskich żołnierzy i 3 dni później w nocy Japończycy gwałtownie zaatakowali pozycje amerykańskiej piechoty morskiej. Zostali zmasakrowani. Bitwa u Wschodnich Wysp Salomona 24.VIII.1942r Japończycy postanowili wysłać na Guadalcanal posiłki na transportowcach by przeprowadzić natarcie i wreszcie wyprzeć stamtąd Amerykanów. Grupa transportowa dowodzona przez admirała Tanakę miała dostarczyć na Guadalcanal 1500 żołnierzy. Miała ją wspierać cała japońska flota. 23.VIII.1942r wyszła z Truk w 5-ciu grupach i rozpoczęła się operacja KA. Następnego dnia Alianci zauważyli japońskie okręty i doszło do obustronnych ataków lotniczych z lotniskowców. Samoloty z Saratogi zatopiły japoński lotniskowiec Riujo. Po stronie amerykańskiej został uszkodzony Enterprise i musiał udać się na remont. Grupa transportowa Tanaki została zaatakowana przez samoloty z Lotniska Hendersona, później była jeszcze wielokrotnie atakowana, poniosła straty i musiała zawrócić. W ten sposób Japończycy nie osiągnęli swego celu, ale Tokyo Expres działał i 12.IX.1942r Japończycy ponownie ruszyli na wyspie do gwałtownego ataku, który znowu utonął we krwi a 18.IX.1942r na Guadalcanal przybyły amerykańskie transportowce z pułkiem piechoty morskiej oraz dużą ilością sprzętu. Bitwa u Przylądka Esperance 11 – 12.X.1942r Na przełomie sierpnia i września1942 roku obie strony zaczęły dążyć na Guadalcanal do rozstrzygnięć. Dotąd Japończycy niezbyt interesowali się wyspą, bowiem najważniejszym dla nich celem był Port Moresby. 9.X.1942r w kierunku Guadalcanal wypłynął zespół Mikawy. W jego skład wchodziły 3 ciężkie krążowniki, 2 niszczyciele. Miał zabezpieczać rejs 6 niszczycieli Tokyo Expres a później ostrzelać lotnisko. Dzień później 10.X.1942 r w tym samym kierunku wypłynęła grupa admirała Kurity. Miała torować drogę transportowcom a później również ostrzelać lotnisko. Były to: pancerniki Kongo i Haruna, lekki krążownik, 4 – 5 niszczycieli. Miały ze sobą ok. 300 specjalnych pocisków burzących przeznaczonych do ostrzału lotniska. W tym samym mniej więcej czasie z Numei, w kierunku Guadalcanal wyszedł zespół amerykański wiozący pułk piechoty pod osłoną 64 Zespołu Operacyjnego admirała Normana Scotta w składzie: 2 pancerniki, 2 krążowniki, 5 niszczycieli. Po południu 11.X .1942r amerykańskie samoloty wykryły japońskie okręty i zespół admirała Scotta wyruszył im na spotkanie. Wziął kurs na wysepkę Savo i gdy tam przybył zaczął patrolować jej rejon. W nocy radar krążownika Helena wykrył okręty japońskie do których otworzono morderczy ogień artyleryjski, ci zostali totalnie zaskoczeni i zawrócili, stracili ciężki krążownik Furutaka i niszczyciel Fubuki. Ciężki krążownik Aoba, niszczyciel Hatsuyuki i ciężki krążownik Kinugasa zostały uszkodzone. Po stronie amerykańskiej uszkodzony został ciężki krążownik Salt Lake City, ciężko uszkodzone lekki krążownik Boise i niszczyciel Farenhalt, zatopiony niszczyciel Duncan. Chociaż bitwę wygrali Amerykanie i droga dla ich transportowców była otwarta, to jednak dowodzącemu japońską grupą transportową admirałowi Joshimie również udało się wyładować żołnierzy i zaopatrzenie. W tej bitwie żadna ze stron nie wykonała ataku torpedowego i Amerykanie wyciągnęli z niej mylne wnioski. W nocy 14.X.1942r pod Guadalcanal dotarła grupa admirała Kurity. Po północy szesnaście 14-calowych dział z pancerników rozpoczęło ostrzał lotniska, które wkrótce stało się morzem ognia. Zostało rozgromione i chociaż niedługo potem udało się je doprowadzić do jako takiego użytku to Amerykanie stracili całe zapasy benzyny. Japończycy bez przeszkód wyładowywali swoje wojska z transportowców. Ciosy przez nich zadane musiały być dotkliwe bowiem po tych wydarzeniach Amerykanie zwątpili w zwycięstwo, zaczęli mieć kłopoty z zaopatrzeniem. Admirał Nimitz ocenił sytuację na Guadalcanal jako krytyczną, zmienił głównodowodzącego Siłami Południowej Strefy Pacyfiku. Zdjął ze stanowiska admirała Ghromleya i zastąpił go wiceadmirałem Halseyem. Na południe Pacyfiku skierowano pancernik Indiana, dywizję piechoty, dodatkowe jednostki lotnicze. Wokół Wysp Salomona rozstawiono okręty podwodne. Do służby powrócił Enterprise. Bitwa u Wysp Santa Cruz 23 – 25.X.1942r 20.X.1942r dzięki dostarczonym posiłkom Japończycy rozpoczęli kolejną ofensywę przeciw pozycjom piechoty morskiej na Guadalcanal. W nocy 25.X.1942r podeszli pod lotnisko i zaatakowali je. Byli pewni, że tym razem je zdobędą. W tym czasie w kierunku Guadalcanal płynęła flota japońska admirała Nagumo (Shokaku i Zuikaku). Miała rozprawić się z płynącą na odsiecz flotą amerykańską. O świcie 26.X.1942 obie floty wzajemnie się wykryły i obaj admirałowie dali rozkaz do ataku. Dowodzeni przez admirała Halseya Amerykanie dysponowali trzema zespołami: 16 Zespołem operacyjnym Kinkaida (Enterprise), 17 Zespołem Operacyjnym Murreya (Hornet) i 64 Zespołem Operacyjnym Lee złożonym z pancernika Washington, 3 krążowników2 i niszczycieli. W wyniku nalotów trafione zostały: pancernik South Dakota, krążownik San Juan, zatopiono niszczyciel Porter, ciężko uszkodzono niszczyciel Smith. Amerykańskie samoloty odnalazły i zaatakowały Shokaku i Zuiho. Shokaku został ciężko uszkodzony. Uszkodzono również ciężki krążownik Tikuma i niszczyciel Teruzuki. Obie strony poniosły duże straty, Nimitz twierdził, że: „Ogólna sytuacja w rejonie Guadalcanal nie jest pomyślna”. Japończycy jednak stracili wiele samolotów i chwilowo zrezygnowali z ataków na pozycje amerykańskie na wyspie. <br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break"> Morska bitwa pod Guadalcanal 12 – 15.XI.1942r Chociaż w dniach 2 – 10.XI.1942r Japończycy 65 razy przerzucili na niszczycielach swoje wojska na zachodni Guadalcanal to ich siły na wyspie były niewystarczające do zdobycia Lotniska Hendersona. Dlatego zdecydowano o morskiej operacji na dużą skalę. Akcję rozpoczęła 9.XI.1942r flota admirała Kondo: 2 lekkie lotniskowce, 4 pancerniki, 11 krążowników i niszczyciele. Miała ostrzelać lotnisko. Japończycy dysponowali bezpłomieniowym prochem, którego Amerykanie wówczas nie mieli. Wydzieloną z niej grupą ostrzału dowodził admirał Abe, były to: pancerniki Hiei i Kirishima, lekki krążownik Nagara i 6 niszczycieli. Okręty japońskie miały pociski burzące, mało przeciwpancernych. Następnego dnia wypłynęła grupa transportowa admirała Tanaki z 11 szybkimi transportowcami. Miała wyładować na Guadalcanal dużo żołnierzy i sprzętu. 11.XI.1942r Amerykanie wykryli flotę Kondo, jej cel był oczywisty. Należało zapobiec ostrzałowi lotniska. Z tego powodu Halsey wysłał w rejon wyspy 16 Zespół Operacyjny, złożony z lotniskowca Enterprise, pancernika, krążowników i niszczycieli oraz zespół Callaghana z pancernikiem San Francisco, 4 krążownikami, 2 niszczycielami. Do niego dołączyła jeszcze dowodzona przez admirała Scotta, Atlanta i 2 niszczyciele. Dane zwiadowcze obu stron były dokładne. O północy 13.XI.1942r radar krążownika Helena wykrył Japończyków i zespół amerykański wyruszył w ich kierunku. Japończycy nic o tym nie wiedzieli i w końcu jeden z amerykańskich niszczycieli omal nie zderzył się z okrętem japońskim. Czynnik zaskoczenia został utracony, doszło do bitwy. W jej wyniku po stronie amerykańskiej zatopione zostały lekkie krążowniki Atlanta i Juneau, niszczyciele Cushing, Monssen, Laffey, Burton, Preston, Walke i Benham, ciężko uszkodzone ciężkie krążowniki Portland i San Francisco oraz niszczyciele Sterlett, O’Bannon, Aaron Ward i Gwin, lekko uszkodzony lekki krążownik Helena. Po stronie japońskiej: ciężko uszkodzony został pancernik Hiei, później dobity i zatopiony. Zatopione zostały niszczyciele Akatsuki i Yudashi. Uszkodzone niszczyciele Ikazuchi, Murasame i Yukikaze. Ciężko uszkodzony ciężki krążownik Kinugasa, w dzień został również dobity i zatopiony. Uszkodzone też zostały ciężkie krążowniki Chokai i Maya, lekki krążownik Isuzu, niszczyciel Michishio. Do ostrzału lotniska nie dopuszczono. Zostało uratowane a szczególnie jego bezcenne samoloty. O ile straty w okrętach były wyrównane, to Amerykanie stracili więcej ludzi. Po północy 14.XI.1942 r dotarła jeszcze pod Guadalcanal flota admirała Mikawy. Ostrzału dokonano, jednak był na tyle nieskuteczny że lotnisko mogło jakoś działać. Rano 14.XI.1942r Amerykanie wykryli i zaatakowali grupę transportową Tanaki. Zatopionych zostało 7 z 11 transportowców. 600 - 700 uratowanych z nich żołnierzy zostało zabranych na niszczyciele i marsz był kontynuowany. Mniej więcej o tej porze Amerykanie wykryli też zespół Kondo z pancernikiem Kirishima, ciężkimi krążownikami Atago i Takao, lekkimi krążownikami i niszczycielami który szedł na ostrzał lotniska. W jego kierunku wyruszył zespół admirała Lee złożony z 2 pancerników i 4 niszczycieli. Obie floty spotkały się w nocy koło wysepki Savo. Wywiązała się bitwa. Doszło do pogromu amerykańskich niszczycieli. Wszystkie 4 zostały wytrącone z walki, Lee nakazał odwrót. Niedługo potem doszło do jednej z niewielu w II WŚ bitew między pancernikami. Washington wyszedł z niej bez szwanku. Po stronie japońskiej uszkodzony został pancernik Kirishima, później zatopiła go własna załoga. Uszkodzona South Dakota, na pełnej prędkości uszła z pola walki. Kondo musiał zrezygnować z ostrzału lotniska. Bitwa ta jednak pozwoliła dotrzeć Tanace z resztką transportowców, które wyrzuciły się na brzeg. Zaledwie 2 tys ocalałych żołnierzy dołączyło do oddziałów walczących na wyspie. Po tej bitwie nastąpił przełom, Amerykanie przejęli inicjatywę. Przeszli do ataku a Japończycy zostali zepchnięci do obrony. Bitwa u Przylądka Tassafaronga 30.XI.1942r Wieczorem 29.XI.1942r wykryty został japoński Tokyo Expres. Zespół admirała Wright otrzymał rozkaz zaatakowania go i ruszył w jego kierunku. W nocy 1.XII.1942r operator radaru flagowego Minneapolis wykrył cel. Niczego nieświadome okręty Tanaki zbliżały się. Był to zespół 8 niszczycieli płynących w szyku torowym obok których, z przodu, równolegle do szyku, płynął nieobciążony ładunkiem niszczyciel Takanami. Gdy obie floty się zauważyły wystrzeliły torpedy, Japończycy zręcznie je wyminęli i wyrzucili umocowaną na linach część ładunku. Krążowniki otworzyły ogień. Widziano na radarze Takanami i to na nim się skupił cały ostrzał. Raz po raz był trafiany, ale amerykańskie okręty zdradziły swe pozycje. Umożliwiło to pozostałym niszczycielom japońskim dokonanie ataku torpedowego. Torpedy trafiły najpierw Minneapolis, później New Orleans, Pensacola, Northampton, po czym japońskie niszczyciele w nieładzie wyrzuciły ładunek w pobliżu swoich oddziałów i opuściły Cieśninę Żelaznego Dna. Była to wzorcowa akcja niszczycieli w czasie II WŚ 17.XII.1942r Amerykanie rozpoczęli atak na pozycje japońskie na Guadalcanal. Rozwijał się niemrawo ale odepchnięto Japończyków od Lotniska Hendersona i pozbawiono ich punktów obserwacyjnych. W końcu 4.I.1943r zdecydowali oni o opuszczeniu wyspy i w nocy 22/23.I.1943r. rozpoczęli ewakuację. 8/9.II.1942r odpłynął ostatni Tokio Ekspres z ewakuowanymi żołnierzami japońskimi. Operacja ta była przeprowadzona bardzo sprawnie. 9.II.1942r – Amerykanie opanowali Guadalcanal.
-
Inkwizytorzy - bezwględni fanatycy czy ludzie wiary?
euklides odpowiedział Brego → temat → Kościół i religia
Pytałem się u jubilera niedaleko domu. Zatem cena srebra jest. I to nie jakaś nominalna bowiem udawałem że chciałem kupić i o dziwo, chciał mi sprzedać. -
Inkwizytorzy - bezwględni fanatycy czy ludzie wiary?
euklides odpowiedział Brego → temat → Kościół i religia
Faktycznie można się dowiedzieć o cenę srebra. Pytałem się niedawno była chyba 1:20 w stosunku do złota, coś koło tego. Od średniowiecza straciło na wartości. -
Rzym - dywagacje o władzy i zależnościach
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Przykład jest dobry. Ammian Marcelinus kiedy opisuje obronę Amidy pisze że z 6 legionów które ją broniły, trzy były galijskie. Przysłane tam zostały za karę, czyli za udział w buncie Magnencjusza. Zatem z tą mobilnością armii rzymskiej nie było najlepiej, przynajmniej w sensie psychologicznym, bo w technicznym mogło być zupełnie inaczej (dobra logistyka, dobre drogi, dobra organizacja etapów itp.) Zresztą mimo swej wartości bojowej te legiony nie spisały się najlepiej bo nie miały najmniejszej ochoty walczyć z Persami. Nawet Ammian kiedy pisze o bohaterstwie obrońców Amidy to nie zawsze mówi dobrze o ich chęci do walki. Zresztą komisja rzymska wysłana później na miejsce bardzo źle oceniła obronę tej potężnej przecież twierdzy. Przy czym owe legiony były galijskimi nie tylko z nazwy, służyli w nich bowiem Galowie i nie była to żadna pstrokacizna. Bardzo prawdopodobnym jest zatem że bunt Magnenjusza był wywołany właśnie niechęcią do wyruszenia nad Eufrat. Żeby je można było tam wysłać trzeba było najpierw go stłumić i dla przykładu stracić Magnencjusza. Co prawda obrona Amidy to była połowa IV wieku, ale w połowie III-go ta sprawa wyglądała z pewnością jeszcze gorzej. Co do monet to trzeba pamiętać, że o ich fizycznych cechach decydowały czynniki polityczne. Te zaś nie kierowały się skrupułami religijnymi i kiedy było wybite na nich jakieś bóstwo to tylko po to żeby ich użytkownikom było łatwiej je zaakceptować, by na przykład je przyjmowali a nie zastanawiali się ile w nich jest naprawdę złota czy srebra. W tym przypadku nie znaczy to że jazda ta była złożona z Dalmatyńczyków. Lud ten w historii bardziej jest znany jako kupcy i piraci. A zważywszy że armia rzymska miała coraz większe problemy z rekrutacją to stepowi koczownicy byli mu potrzebni. Zresztą tu i ówdzie można znaleźć wzmianki, że na przestrzeni III wieku służyło w niej coraz więcej najemników ze wschodu. Z najemnikami-koczownikami to zawsze jest problem kim oni byli. W każdym razie co do Sarmatów (a sądzę, że to o nich chodzi) to do wojska rzymskiego zaczęto ich werbować na większą skalę już w 175 roku. Kiedy Ammian Marcellinus opisuje defiladę armii jaką odbierał cesarz Konstans w połowie IV wieku wspomina o przemarszu kawalerii. Te oddziały szły pod znakami dragona. Był to wizerunek powstały z połączenia lwa z wężem, jest typowym dla ludów stepowych, zatem można przypuszczać że ci jeźdźcy byli właśnie stepowymi koczownikami. Kawaleria rzymska dzięki której cesarze iliryjscy odnosili sukcesy musiała zapewne też tak wyglądać. Zresztą czytając opis tego przemarszu u Ammiana daje się wyczuć pewną dezaprobatę autora dla tych jeźdźców. Widać, że mu są kulturowo odlegli. Tak gwoli ścisłości to Aurelian preferował Mitraizm. Jest to religia pochodzenia irańskiego w imperium mogła się zatem pojawić za pośrednictwem owych kawalerzystów. Jeżeli się nie zgadzasz to pozostajemy przy swoich zdaniach. Po reformach Dioklecjana to rola armii w powoływaniu nowego cesarza zmalała. Był już przecież podział na cezarów, augustów, synowie przejmowali tron po ojcu itp. Zdaje się, że znowu pozostajemy przy swoich zdaniach. Dla mnie wielonarodowa armia złożona w dużej części z najemników nie może być demokratycznym przedstawicielem społeczeństwa, poza tym mnie osobiście bardzo nie pasuje zestawienie armii z demokracją. Po prostu uważam, że te dwie funkcje są nie do pogodzenia. Od trybuna ludu wymaga się wrażliwości na krzywdę ludzką, by bronił interesów prostego człowieka, by pilnował żeby się z nim liczono itp. Jak to może zaakceptować dowódca armii, którą każdy przejaw demokracji osłabia i który w razie potrzeby musi zmuszać ludzi do nie liczenia się z własnym życiem. Takie formalne połączenie, nam może się wydawać tylko kruczkiem prawnym, czyli kpiną z prawa, ale ówcześni mogli inaczej na to patrzeć. Mnie się wydaje że po tym jak z areny politycznej zniknęła dynastia Antoninów, ze swoim wielkim autorytetem, to cesarze którzy po niej nastąpili mieli w sobie coś z trybunów, stawali się aż nadto radykalni. Zamiast myśleć o jakichś fiskalnych sposobach zdobywania pieniędzy (typu na przykład podatki) to woleli wymuszać je od bogaczy czy senatorów, czasami ich mordować. Tu chyba znowu pozostaniemy przy własnych zdaniach. Dla mnie senat reprezentował jednak potęgę ekonomiczną i intelektualną, a kolegialność wcale nie musi oznaczać nieudolności. Mimo to w vikidii przeczytałem że był jednym z ostatnich wielkich budowniczych rzymskich. Zwracam uwagę, że robotami publicznymi ktoś nazwał również zakopywanie i wykopywanie pustych butelek. Pałac w Splicie to jednak jest budowla która wymagała wkładu pracy wielu ludzi i to z całego imperium. Dla tych którzy tam pracowali bezpośrednio trzeba było zorganizować całą infrastrukturę, przecież za pieniądze które otrzymywali musieli jakoś żyć. To nie Rzym gdzie było pełno rąk do pracy i gdzie nie było najmniejszych kłopotów z zaopatrzeniem. A co do term Dioklecjana to są największymi w Rzymie. To już jest temat na długą dyskusję i chyba nie w tym miejscu. W każdym razie jeżeli wypłata zależała od cesarza to dlaczego częstymi były przypadki dokonywanych przez armię rabunków. Samo cesarskie chciejstwo co do pieniędzy nie wystarczało, a czym się kończy lekceważenie praw ekonomicznych, wiadomo. Rozumiał to Dioklecjan kiedy rozpoczynał swe reformy gospodarcze. Przede wszystkim nie należy łączyć zawodu pucybuta z niskim pochodzeniem. W wyniku różnych zawirowań politycznych, czy rewolucji, wielu wysoko urodzonych stawało się pucybutami, czy czymś w tym rodzaju. Dioklecjan wchodził w życie jako dobrze wykształcony młody człowiek. W ogóle to zauważyłem, że oboje szukamy historycznych analogii ze współczesnością, tylko zupełnie gdzie indziej je znajdujemy. Pozdrawiam! Wesołych Świąt! -
Rzym - dywagacje o władzy i zależnościach
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Przede wszystkim to nie można Dioklecjana przyrównywać do jego poprzedników i nie było w nim nic z pucybuta. Co do pozostałych to chyba pozostaniemy przy własnych zdaniach. Dla mnie 3 – 5 lat noszenia purpury i marny koniec to żadna kariera. Tym bardziej że te 3 – 5 lat na pewno do spokojnych nie należały, przecież ci cesarze wydawali wyroki śmierci na lewo i na prawo i to chyba nie tyle z wrodzonego okrucieństwa, co ze strachu o własne życie. A im więcej tych wyroków wydawali tym więcej mieli wrogów i ich sytuacja jeszcze się pogarszała. No nie byłbym taki pewien. W końcu cesarze o których mowa (czyli między Kommodusem a Dioklecjanem) nie mieli nic do gadania w sprawach finansów państwa. Te były w rękach senatu. Pewnie większą władzę od nich miał ten który decydował o wypłacie żołdu. Stać na czele armii i nie być pewnym czy ta armia będzie otrzymywała regularny żołd to przechlapana sprawa, tym bardziej że na pewno pieniądze do żołnierzy szły również poza plecami ich wodzów. Chodzi o senatora Anulinusa. Wiele źródeł podaje że Dioklecjan był wyzwoleńcem tegoż Anulinusa. Ja znam wersję, że matka Dioklecjana pochodziła z miasta Diokle koło Saony i dlatego nazywała się Dioklea. Bezspornym jest, że Dioklecjan nie był prostakiem i za młodu odebrał wykształcenie (bynajmniej nie pucybuta). Można zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że jego pan, Anulinus, z tych czy innych powodów, łożył na naukę zdolnego chłopaka, a skoro w niego zainwestował to nie po to by go zapędzić do pasienia świń. Ja znam dwa jego wielkie przedsięwzięcia, termy w Rzymie i przede wszystkim pałac w dzisiejszym Splicie. Ta druga budowla jest podobno imponująca, zajmuje pokaźną część dzisiejszego miasta i jest atrakcją turystyczną. Może ktoś tam był i nam opowie? Poza tym z panowaniem Dioklecjana związane są różne eksperymenty ekonomiczne. Różnie się je ocenia, jak by jednak nie było, to przynoszą one chlubę jemu i jego panowaniu. W każdym razie z Rzymu republikańskiego trochę pozostało. Przez te 3 wieki trwał konflikt między senatem i władzą wykonawczą. Ten koń w senacie to był właśnie przejaw tego konfliktu. Poza tym cesarz był nadal raczej pierwszym między równymi, nie trzeba się było przed nim przesadnie korzyć, wystarczył zwykły ukłon podczas zbliżania się i to wszystko. Oznaką jego godności była czerwona toga i nic więcej. To dopiero Dioklecjan z tym skończył. Wprowadził skomplikowany rytuał i wziął się za senat. Przecież ten wieczny konflikt między senatem a cesarzem przynosił wiele zła. Te manipulacje z wypłatą żołdu prowadziły do poważnych i niepotrzebnych zaburzeń, nieopłacane wojsko zanim zamordowało cesarza to najpierw samo sobie wybierało spyżę, przez to wybuchały różne rewolty, powstania, bunty, następował regres gospodarczy. W czasach kiedy Republika Rzymska stała u szczytu potęgi to byli centurioni i byli trybunowie, ale każdy robił to co do niego należało. Centurion był w obozie między żołnierzami natomiast trybun głosił swoje na przykład na Forum Romanum. Był pożyteczny bo często wyrażał wolę ludu, co pozwoliło unikać niepotrzebnych zaburzeń, a jeżeli już do nich doszło to miało się nad tym jakąś kontrolę. Z tym, że jakoś nie mogę sobie wyobrazić owego trybuna wskakującego gdzieś na podwyższenie w wojskowym obozie i coś mówiącego. Przecież wówczas centurion w najlepszym razie kazałby go obić kijami. Z drugiej strony wątpię, by centurion kiedykolwiek przyszedł posłuchać trybuna. Demokracja to była w Rzymie, w armii było dziesiątkowanie. Gdy połączono ze sobą te dwie tak sprzeczne funkcje to musiał z tego wyniknąć jakiś konflikt interesów, który prowadził do krętactwa i pomału Rzym zaczął przeżywać regres. Jakiś czas temu tu na forum oglądałem filmik w którym centurion w randze pułkownika występował w obronie interesów ludu, czyli był również trybunem. Martwił się w ten sposób, że współczuł ludowi pracy, konkretnie górnikom, którzy ileś tam tysięcy metrów pod ziemią byli terroryzowani przez jakichś zbójów, ale też nie wykazywał najmniejszej ochoty by tych zbójów stamtąd przepędzić. W tle tego wszystkiego była jeszcze hałaśliwa kampania, że wreszcie wojsko doszło do władzy, weźmie krótko i rozprawi się z warchołami. Czy taki trybun-centurion to nie jest żałosne? Możliwe, że żołnierze w czasach Maksymina Traka również tak to widzieli. W każdym razie takie dwa w jednym to i wówczas pewnie również nie wyglądało najlepiej. Jak można wymagać dyscypliny od żołnierzy jeżeli się jest dla nich równiachą, przełożonym-koleżką, i to na dodatek takim przy którym żołd nie jest pewny. Nie każda. Przecież jeżeli otrzymuje żołd na jaki się zgodziła i zachowuje się w miarę spokojnie, to nie można mieć do niej żadnych pretensji. Problem zaczyna się wtedy kiedy sama sobie zaczyna wybierać spyżę. Wtedy to już jest pasożytem. Wystarczy sobie wyguglować by się przekonać, że w III wieku w Imperium Rzymskim było sporo takich przypadków. Synkretyzm może być przecież monoteizmem. Z tym, że ja nie bardzo w ten synkretyzm wierzę. Przecież nikt nie stworzy religii jakimś generalskim nakazem, nonsens. Gdzieś czytałem, że kulty solarne wprowadzili do armii rzymskiej kawalerzyści-koczownicy którzy służyli w niej jako najemnicy, dlatego nie mieli żadnych obiekcji gdy należało się przenieść na przykład z jednego końca imperium w drugi. Aurelian to popierał bo mu to po prostu było wygodne. W tej chwili nie pamiętam, ale przecież zdarzało się, że legiony które miały wyruszyć gdzieś daleko obwoływały swojego cesarza by pozostać na miejscu. Zdaje się, że leżało to u podstaw wielu buntów, na przykład buntu Magnencjusza gdzie nikt nie miał ochoty iść na wojnę z Persją. Jeżeli się uprzesz to się poświęcę i znajdę konkrety. Ale to jest raczej znane. Zwracam uwagę że temat który omawiamy nie jest umieszczony w dziale o starożytności dla tego wolno mi było posłużyć się przykładem z innego miejsca i innej epoki. Zdaje się jednak że pozostaniemy przy swoich zdaniach. Według mnie ten przykład pokazuje, że można stworzyć niezły system prawny w którym sędziowie nie są prawnikami. Mamy rozbieżność i to wszystko. P.S. Chyba nie jesteś z zawodowym żołnierzem czy prawnikiem. Jeżeli tak to przepraszam. (ojej!) -
Stan wojenny
euklides odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Ja byłem fizyczny i zaczynałem robotę o 5-tej rano. Z domu wychodziłem o 420 i nigdy mnie nikt nie zatrzymał, a przepustki żadnej nie miałem. A pamiętam że ta perspektywa była dla mnie całkiem całkiem, na pewno bym przed takim patrolem nie zwiewał bo mógłbym sobie zaoszczędzić parę roboczogodzin, a dzisiaj to może mógłbym jeszcze uchodzić za prześladowanego.A że 4-ta rano jest upierdliwa to się zgadzam. -
Byłbyś jeszcze bardziej zrozpaczony gdybyś widział owe Templariuszki na zdjęciu (są na forum), chociaż nieumalowane, to afrodyzjakalne. Poza tym na tych zdjęciach wyraźnie widać, że Outremer istnieje.
-
Nie chcę wchodzić w detale bitwy pod Stirling. Ale co do tego honoru to się absolutnie nie zgadzam. Przypominam że to czasy średniowiecza a więc feudalizm, ustrój który trzymał się na słowo honoru. Honor, czyli to jak wasale dotrzymują przysiąg swoim suwerenom, decydował o jego efektywności. W tej dziedzinie Anglicy byli na pewno lepsi od Szkotów i dlatego sobie ich w końcu podporządkowali. Jeżeli Wallace z niehonorowego postępowania uczynił sobie sposób na prowadzenie wojny to to go zgubiło, przecież ostatnią bitwę przegrał dlatego że zdradziecko opuściła go kawaleria. A tak swoją drogą to zdaje mi się że my, dzisiejsi Polacy, uczyniliśmy sobie z tego honoru trochę pośmiewisko. Kto z nas nie zna szyderstwa w rodzaju : "Trzymać się na słowo honoru"
-
I odpowiedź: Gwoli ścisłości to należałoby jeszcze dodać złoto i materiały barwiarskie, a oprócz imbiru w ogóle przyprawy. Ale tu mówimy tylko o podstawowych artykułach. Ale czy to było banalne? Zważywszy że żaden kupiec nie przewoził na jednym okręcie swego towaru ze względu na wysokie w średniowieczu ryzyko zatopienia, że kapitan miał na swoim statku towary od kilku właścicieli, a jeszcze i sam chciał zarobić. Że często statek nie należał ani do niego ani do kupca tylko do trzeciego jeszcze właściciela, armatora… itp. itd. To z obrotu tych „banalnych” towarów robi się skomplikowana rachunkowość i to wymagająca zarówno abstrakcyjnego myślenia jak i obsługi bankowej. Kupiec też na samej rachunkowości poprzestać nie mógł. Musiał rozsądnie alokować swoje kapitały. Przecież nieraz opłacało się dać temu czy owemu „prezent” żeby móc ominąć takie czy inne opłaty. Nie było żadnych środków łączności a trzeba było znać sytuację polityczną tam gdzie się miało magazyny by wiedzieć czy nie szykuje się jakiś rabunek albo zmiana cen. Zatem za tym „banalnym” handlem kryła się cała struktura dyplomatyczna, wywiadowcza i kurierska, która czasem decydowała o wydarzeniach skuteczniej niż dobra armia. Taka Wenecja nie raz prowadziła wojnę z Imperium Otomańskim i to jak równy z równym, co najmniej raz próbowała w nią wciągnąć Polskę (połowa XVIIw.). Na jedwabiu i materiałach barwiarskich wyrosła potęga Florencji, przecież tamtejsi rzemieślnicy musieli czymś barwić ogromne ilości sukna jakie produkowali. Za tym szła potęga florenckiej bankowości: Strozzi, Pazzi, Medici, odgrywali przecież w Europie ogromną rolę. Zdarzało się, że decydowali o pokoju czy wojnie europejskich mocarstw. Czym byłaby średniowieczna Europa bez florena i w ogóle bez włoskiej bankowości? I o ile uboższa byłaby jej historia.