euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,179 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Gwoli ścisłości to należałoby chyba powiedzieć o funkcjonariuszach SD. W końcu o ile każdy funkcjonariusz SD był SS-manem, to nie każdy SS-man był funkcjonariuszem SD. W tym przypadku trudno też chyba mówić o uprawnieniach prokuratorskich. Udział prokuratora, czyli jakby nie było jednak prawnika o określonym poziomie etycznym, gwarantuje, przynajmniej do pewnego stopnia, troskę o to by nie prześladować niewinnego czy uważać na służby żeby nie popełniały nadużyć. W tym przypadku na pewno nikt się tym nie przejmował. Czy to aby czasami nie było tak, że funkcjonariusze SD kierowali agentami, czyli tymi wszystkimi jak się to dzisiaj słyszy TW, TI, ŹO, TŹ, ŹW, WI i co tam jeszcze. W takim przypadku był potrzebny ktoś kto pełnił rolę prokuratora i to bynajmniej nie ze względów etycznych. Wnioski o aresztowanie musiał zatwierdzać jakiś wysoko postawiony funkcjonariusz SD po prostu dlatego by uniknąć pomyłkowego aresztowania własnego agenta. Musiał być wysoko postawiony by znać dobrze własną siatkę wywiadowczą. Przecież takie aresztowanie czyni agenta bezużytecznym (trzeba go wypuścić). Aresztowania w ogóle musiały być pod czyjąś kontrolą, również z tego powodu by nie kierować przedwcześnie podejrzeń na własnych agentów. Gestapo też miało pewnie swoich agentów ale byli to raczej drobni kapusie (tak sądzę). Że do końca nie przejmowało się ono zatwierdzaniem wniosków o aresztowanie to inna sprawa. Zdaje się na przykład, że aresztowanie „Grota” Roweckiego było samodzielną inicjatywą stosunkowo nisko postawionego funkcjonariusza Gestapo.
-
W tym przypadku to ja też czegoś dokładnie nie rozumiem. Nie jestem prawnikiem ale wydaje mi się że normalna procedura powinna wyglądać tak: Służba wywiadowcza zbiera odpowiedni materiał, przedstawia go sędziemu, ten wydaje nakaz aresztowania, ponieważ sprawa nie ma charakteru kryminalnego to dokonuje go Gestapo i nieszczęśnik trafia do aresztu. Gdy połączono SD z Gestapo to pominięty został udział sędziego w całej procedurze. Została ona uproszczona przez co służby mogły działać sprawniej ale zaczęły przybierać bandycko-mafijny charakter i wywiad definitywnie przestał być domeną dżentelmenów, jak to postulował pułkownik Nicolai. Nie rozumiem do końca czegoś jeszcze. Przypuśćmy że Gestapo dokonało aresztowania na wniosek, no powiedzmy Abwery, i przystąpiło do przesłuchań. Jaka była wówczas rola oficera Abwery który się tą sprawą zajmował? Brał udział w przesłuchaniach? kierował nimi? Dokonywał wyboru metod? Decydował którzy funkcjonariusze mają prowadzić przesłuchania? I jeszcze jedno. Przecież Gestapo mogło samo kogoś schwytać (na przykład w wyniku donosu). Oczywiście natychmiast przystępowało do aresztowania i przesłuchań, ale jaka była wówczas rola na przykład Abwery w tej sprawie?
-
Przypominam, że wtrąciłem się w rozmowę wyrażając swe wątpliwości w stosunku do następującego stwierdzenia: Jeśli chodzi o umundurowanie to niewielkie mam o nim pojęcie. SD na pewno miało normalne mundury, co do Gestapo to po przeczytaniu powyższych postów wydaje się logicznym, że jego funkcjonariusze mieli mundury galowe, przecież jeżeli któryś z nich dobrze wywijał pałką na przesłuchaniach i należało mu się za to odznaczenie to nie szedł po nie do generała w cywilkach. Natomiast nadal obstaję przy swoim że SD i Gestapo to dwa różne wydziały a 17.IX.1939r doszło do ich fuzji w ramach RSHA i nie mam zamiaru do tego powracać. Powtarzam, że mogło się zdarzyć iż w tym samym budynku pracowali pomieszani funkcjonariusze z wywiadu wewnętrznego SD z gestapowcami i postronny obserwator nie widział między nimi żadnej różnicy, ale to nie znaczy, że jej nie było. Gehlen w swych pamiętnikach napisał, że tajna służba której struktura zostanie dogłębnie rozpoznana przez przeciwnika zostanie prędko przez tego przeciwnika unieszkodliwiona. Nie należał do RSHA ale uważam go za kompetentnego do wyrażania opinii na temat niemieckich tajnych służb z omawianego okresu. Możliwe że reforma RSHA z 17.IX miała również na celu pewne zamaskowanie organizacji tych służb. W każdym razie Kazimierz Leski w swej książce „Życie Niewłaściwie Urozmaicone” pisze, że polski ruch oporu miał duże trudności by zorientować się kto w niemieckich służbach jest kompetentnym decydentem, zatem mieli trudności w zorientowaniu się co do ich struktury. Czyli wyrażoną przez Gehlena zasadę mętności organizacyjnej służb Niemcy stosowali w praktyce i to z dobrym skutkiem, boję się że stąd również nasza dyskusja. Ja w każdym razie gdybym był historykiem i miał rozgryźć jakąś komórkę niemieckich służb, na przykład w Generalnej Guberni, to bym wyszedł od istniejącego w nich pierwotnego podziału na Gestapo i SD. I znowu wracamy do sformułowanej przez Gehlena, a potwierdzonej przez Kazimierza Leskiego zasady celowej mętności organizacyjnej niemieckich służb specjalnych. I znowu mantra, pewnie że nieprecyzyjne, bo precyzyjnie sformułować się tego nie da. Pisałem już na tym forum, że w 1939 roku Francuzi utworzyli V oddział Sztabu Generalnego (Ve Bureau) w którym połączyli wywiad z kontrwywiadem i rozgraniczenie kompetencji między nimi stało się bardzo niewyraźne. Można tu oczywiście dywagować, że brali oni pod uwagę niemiecką okupację i stąd ta reforma. Ale w 1941r Niemcy również połączyli wywiad zagraniczny SD z kontrwywiadem pod kierownictwem Schellenberga, a przecież wówczas nikt nie przypuszczał, że przegrają wojnę. Co więcej CIA została zorganizowana na wzór kierowanego przez Schellenberga wydziału zagranicznego SD, a więc w tej, bodaj największej dzisiejszej organizacji tajnych służb, też nie istnieje podział na wywiad i kontrwywiad. Nie wiem dokładnie jak ta sprawa wygląda w Wielkiej Brytanii, ale zdaje się, że i tam nie ma wyraźnego rozgraniczenia. To zresztą bierze się stąd, że przeważnie najwartościowsi agenci prowadzeni są przez kontrwywiad. Po pierwsze dlatego by mieli jakąś ochronę kontrwywiadowczą, ale przede wszystkim dlatego że jeżeli się chce by przeniknęli głęboko w struktury przeciwnika i mogli okazać się użytecznymi to muszą się czymś wykazać, muszą zatem przekazywać przeciwnikowi prawdziwe i wartościowe informacje. Oczywiście jeżeli założymy, że przeciwnik nie jest idiotą. To chyba zrozumiałe, że takie informacje muszą być kontrolowane przez kontrwywiad. Mniej pobieżne zapoznanie się też nic nie daje, w końcu „współżyjący” z niemieckimi służbami kontrwywiad AK też miał z tym trudności. A i dzisiaj żeby to rozgryźć trzeba mieć dostęp do dokumentów, i w ogóle do wielu źródeł. Trzeba znać sytuację danego regionu, zmiany jakie następowały z upływem czasu itp. W każdym razie jest to zadanie dla zawodowego historyka z którego wnioskami można się dopiero zapoznać. Z tym, że obawiam się iż teraz to jest już trochę na to za późno, bowiem niewielu z tych co mieli z tą firmą do czynienia pozostało jeszcze przy życiu. Szkoda bo my Polacy moglibyśmy poznać niemieckie służby specjalne z DWS również oczami ich przeciwników. Wygląda na to że nie i ja w tym nic dziwnego nie widzę. Tak przynajmniej twierdzi piszący o tych sprawach Andre Brissaud. Z zawodu jest (był?) co prawda dziennikarzem ale przeprowadzał wywiady z wieloma uczestnikami tajnych zmagań z okresu DWS i w temacie jest na pewno kompetentny. Komentując reformę RSHA z 17.IX.1939r pisze że w jej wyniku służba ta (czyli RSHA) uzyskała ogromną władzę wykonawczą dzięki potężnemu aparatowi terroru jaki został jej podporządkowany, czyli Gestapo i Kripo. Gdzie indziej pisze też, że tylko Gestapo miało prawo do dokonywania aresztowań na podstawie materiałów wywiadowczych SD i Abwehry. Z tych wszystkich prawnych rozstrzygnięć wynika chyba glosa, że w wyniku reformy z 17.IX i praktycznego przemieszania Gestapo z SD to ostatnie w praktyce taką władzę otrzymało, zdaje się, że w przeciwieństwie do Abwery.
-
XIX wiek - życie codzienne w Królestwie Polskim
euklides odpowiedział jessica → temat → Katalog bibliografii i poszukiwanych materiałów
Tyle że to jest XX wiek. -
Tego to akurat nie wiem. W każdym razie mianem Gestapo określano Tajną Policję Państwową, zatem nic dziwnego w tym że jako tacy nie chodzili w mundurach. Sądzę też że nie istniała u nich moda na ubieranie się która by podkreślała ich przynależność zawodową. To tylko naszych dzisiejszych tajniaków można odróżnić po stroju (no może jeszcze po wyglądzie). Tutaj to czegoś nie rozumiem. SD to był wywiad na czele którego stał Otto Ohlendorf a Gestapo to była policja podlegająca Mullerowi. Mogło się zdarzyć, że pracowali w tym samym budynku ale podlegali różnym hierarchiom. Nie wyobrażam sobie żeby jakiś funkcjonariusz którejś z tych służb podlegał dwóm szefom. Nie znam aż tak dalece szczegółów organizacyjnych, zresztą ich pobieżna znajomość jest bezużyteczna. W końcu to jeden z szefów niemieckich służb, Gehlen, powiedział że tajna służba nie może mieć przejrzystej struktury, bowiem z chwilą kiedy przeciwnik tę strukturę dogłębnie pozna to ją szybko unieszkodliwi. By zrozumieć niemiecką służbę bezpieczeństwa, RSHA, trzeba wiedzieć, że zasadnicze znaczenie miało tu połączenie w jednym ręku wywiadu (SD) z Gestapo. Zdaje się, że to drugie, w odróżnieniu od SD, miało uprawnienia do dokonywania aresztowań. Odtąd, czyli od 17.IX.1939 r, RSHA nie musiała się nikomu tłumaczyć ze swoich poczynań i stała się złowrogą potęgą.
-
Coś nie tak, przecież każda służba miała swoje mundury, a Gestapo to nie SD. Mam książkę Andre Brissaud „Agenci Lucyfera”. Według niej ostateczny kształt niemieckiej służbie bezpieczeństwa RSHA nadał Hitler 17.IX.1939r, czyli w dniu napaści Armii Czerwonej na Polskę (ciekawe dlaczego, może ktoś coś o tym wie albo się domyśla). W myśl tego dekretu służbie bezpieczeństwa III Rzeszy, RSHA, na czele której stał Reinhard Heydrich, podporządkowane zostało SD, czyli wywiad RSHA, co jest zresztą oczywiste. Owo SD dzieliło się na wywiad wewnętrzny, czyli AMT III i na wywiad zagraniczny, czyli AMT VI. RSHA i Reinhardowi Heydrichowi podporządkowane zostało również Gestapo, czyli tajna policja państwowa, jako AMT IV. I tu pewnie wkradła się pomyłka, nie należy bowiem mylić Gestapo, czyli AMT IV na czele którego stal H. Muller z wywiadem wewnętrznym SD, czyli AMT III, na czele którego stał Otto Ohlendorf, przecież to oczywiste, że mieli różne mundury. Mogę jeszcze dodać, że na czele wywiadu zagranicznego SD stał Heintz Jost.
-
We francuskim czasopiśmie „Histoire” znalazłem krótki życiorys Keynesa, oto on (w skrócie): Urodził się w 1883r w Cambridge. W tym samym roku umarł Karol Marks. Po studiach został kierownikiem wykładów nauk ekonomicznych na uniwersytecie w Cambridge. Równocześnie jest dyrektorem Economic Jurnal, najbardziej znaczącego pisma ekonomicznego. W 1915 roku został ministrem skarbu. W 1919r jest doradcą Lloyd George na konferencji pokojowej. Był przekonany, że wymagania zwycięskich aliantów będą miały opłakane skutki. Podaje się do dymisji z ministerstwa skarbu i wypowiada swe poglądy w książce „Ekonomiczne Skutki Pokoju”. W 1923 roku publikuje „Traktat O Reformie Monetarnej”, gdzie napisał słynne z danie „W końcu i tak wszyscy umrzemy”. W styczniu 1936 roku publikuje swą słynną „Teorię Ogólną o Zatrudnieniu, Procencie i Walucie”. Po wybuchu II Wojny Światowej zostaje ponownie ministrem skarbu. Negocjuje z Amerykanami pożyczki. Reprezentuje Wielką Brytanię w Bretton-Woods. Szkicuje projekty Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Umiera na atak serca w Kwietniu 1946r. Pisałem to jakiś czas temu i na własny użytek (czyli sobie a muzom) dlatego mogłem coś niedokładnie zrozumieć. Objął tresor, czy wszedł do tresor to można było w tym przypadku różnie interpretować: że był ministrem albo że był co najmniej człowiekiem nr. 1 w tym ministerstwie. Nie mam już tego czasopisma i nie mogę dokładnie się temu przyjrzeć, w każdym razie zanotowałem sobie nazwisko autora tego artykułu - J. Marseille. Wątpię żeby Anglia nie miała pożytku z kolonii, a ten pożytek na pewno nie ograniczał się do uciech turystycznych. W pierwszej połowie XX wieku utrzymanie imperium kolonialnego było podstawowym celem polityki brytyjskiej, stąd można wnioskować, że jednak na coś im te kolonie były potrzebne. Nie wiem jak nazwać handel, na przykład Anglii z Australią. Słowo międzynarodowy mi tutaj nie pasuje, dlatego użyłem określenia „handel dalekosiężny”, słyszałem jeszcze określenie „wielki handel”. Pewnie że handlu dalekosiężnego (może ktoś zna lepszą nazwę?) nikt nie prowadził wożąc ze sobą worki złota. Patrząc jednak na mapę świata z 1-szej połowy XX wieku widzę że około ¼ globu ziemskiego to było Imperium Brytyjskie. Prawie wszystkie szlaki handlowe były pod ich kontrolą, zatem siłą rzeczy to Anglia grała uprzywilejowaną rolę w tym handlu, jej pieniądze stale były w nim zaangażowane i mało kto myślał by wymieniać je na złoto. W krajach które nie mają takich możliwości może się zdarzyć że zaoszczędzone pieniądze leżą bezużytecznie, co kusi by je na to złoto wymienić, tak było w Ameryce. Może tu należy szukać przyczyn wielkiego kryzysu. Zresztą właśnie to mogło zrodzić napięcia angielsko-amerykańskie. Przecież tak się złożyło że po DWS najzagorzalszymi zwolennikami dekolonizacji byli Amerykanie. Z tego co wiem, to w 1931 roku nastąpiła dewaluacja funta, czyli by wynikało, że był nadal wymienialny na złoto.
-
Tu można by trochę popolemizować. W końcu Imperium Brytyjskie po PWS istniało i miało się całkiem nieźle. Anglicy mieli zatem możliwości by złagodzić u siebie skutki kryzysu. Churchill mógł sobie pozwolić na luksus przywrócenia funtowi parytetu złota bowiem handel z koloniami miał charakter handlu dalekosiężnego w którym płatności wykonywane są przelewami bankowymi i z tego powodu nie potrzeba w nich dużo tego metalu.
-
Rewolucja Francuska- literatura
euklides odpowiedział Estera → temat → Katalog bibliografii i poszukiwanych materiałów
Według mnie najlepszą dostępną książką o Rewolucji Francuskiej jest ta napisana przez Roberta Margerit, Rewolucja. Składa się z trzech tomów: T1 Miłość i Czas, T2 Ołtarze Strachu i T3 Żelazny Wiatr. Jest to bezapelacyjnie książka historyczna chociaż napisana jako beletrystyka, gatunek u nas raczej nieznany. Są w niej co prawda główni bohaterowie i beletrystyczne opisy, jednak wydarzenia historyczne są tam drobiazgowo opisane i omówione. Wszędzie są podane daty i przebieg wydarzeń można śledzić dzień po dniu, a nawet godzina po godzinie. Autor główną rolę w owych wydarzeniach przypisuje pochodzącemu z Limoge, Claude Mounier. Według autora ów Mounier był jednym z pierwszoplanowych polityków przez cały czas rewolucji, a w wielu jej momentach nawet jej najważniejszą postacią. Zdaje się, że swe znaczenie stracił dopiero po zamachu Napoleona. Jest to dosyć tajemnicza postać. Na ogół przyjmuje się, że Joseph Mounier pochodził z Grenoble i zszedł ze sceny politycznej w 1790 roku. Robert Margerit określa go jako Claude Mounier. Jego personalia są trudne do ustalenia bowiem w wydarzeniach przewija się 5-ciu osobników o nazwisku Mounier i na dobrą sprawę nie wiadomo który jest który i czy to nie jedna i ta sama osoba. Uważam, że dla kogoś zainteresowanego tematem warto uczyć się francuskiego tylko po to, by tę książkę przeczytać. Jest jeszcze 4-ty tom, Straceni Ludzie, ten to jest już typowa beletrystyka, warty przeczytania ale niewiele w nim z historii, traktuje raczej o spustoszeniach w psychice spowodowanych przez wojny napoleońskie. -
Ja też tak sobie ówczesny świat wyobrażam, ale czy ta jakaś klarowna doktryna była potrzebna? W końcu rozważania, czy nawet kontrowersje, natury religijnej nie są niczym złym, dopóki nie powodują zamieszek, rewolt czy spisków, tak zresztą powszechnych w owym czasie. Możliwe że Konstantynowi takiej definicji brakowało, z tego powodu wtrącił się w sprawy religijne i zwołał synod, ale według mnie popełnił błąd. Utrudnił rządzenie nie tylko sobie ale też i swoim następcom. O ile dotąd można było dość łatwo poskromić tę czy inną grupę biskupów, zbyt natarczywie głoszących swoje racje, to od tej pory było to raczej utrudnione. Religia nie jest nauką ścisłą i w każdym, nawet najlepiej przemyślanym określeniu, można zawsze znaleźć pewne niejasności. Przecież po sformułowaniu na piśmie wyznania wiary (bo taki był w końcu rezultat soborowych obrad) uczestnicy polemik mogli się powoływać na wady czy zalety oficjalnie uznanego dokumentu. Za to już nie bardzo można było karać, a przynajmniej nie jak za przestępstwo pospolite. Do wymiaru sprawiedliwości, jeśli tak to można nazwać, wkradł się czynnik religijny. Poza tym o ile można się zgodzić, że nicejskie wyznanie wiary pozwoliło wielu wybitnym umysłom wykazać się swoimi walorami, co zaowocowało obfitą literaturą, to trzeba pamiętać, że te dyskusje nie zawsze ograniczały się do wymiany poglądów, ale były również powodem wielu krwawych waśni, w których rolę grały nie tylko względy religijne.
-
Zbyt optymistyczne. Napisana przez anonimowego autora po grecku Kronika Morei (Peloponezu), wspomina o tych Słowianach jeszcze w XIII i XIV wieku. W każdym razie byli wówczas tam liczącą się społecznością. Chodzi o plemię Melinges zamieszkałe w dość ważnym strategicznie masywie Taygete. Autor jedną z ważniejszych dolin na Peloponezie nazywa Słowiańską Doliną. W każdym razie w XIV wieku było ich tam sporo.Zdaje się, że tamtejsi Słowianie zasymilowali się z Grekami dopiero pod panowaniem tureckim, czyli ta asymilacja trwała dobre tysiąc lat.
-
Coś mi się zdaje że wyznanie wiary sformułowane w Nicei, zdaje się że 324 roku, ułożył Euzebiusz z Cezarei, Arianin, zaakceptowali je inni biskupi ariańscy. To wyznanie wiary jest dzisiaj, mniej czy więcej dokładnie,powtarzane w kościołach.
-
Prędzej został otruty, ale czy można go nazwać herezjarchą?
-
In conspiratione fabula, czyli o warszawskim podziemiu zbiór myśli różnych
euklides odpowiedział Albinos → temat → Walka z okupantem
No to na co czekasz, przecież te słowa nie muszą być literacko dobrane, w końcu treść też się liczy, nie tylko forma. Może to być coś w rodzaju burzy mózgów gdzie wypowiada się opinie nie do końca przemyślane, co wcale nie znaczy że jest to pozbawione sensu. Na pewno pobudzi to jakieś refleksje z którymi się będzie można podzielić, które będzie można wyjaśnić, skrytykować itp. Tobie też może to pomóc w dokładniejszym ubraniu Twoich myśli w słowa. -
Mnie się wydaje że Niemcy dużo wiedzieli o warszawskim AK i o groźbie powstania (jeżeli tak to można nazwać) ale na pewno nie wiedzieli wszystkiego do końca, szczególnie na samym jego początku. Przecież jak wytłumaczyć fakt, że na samym początku powstania swe jedyne oddziały które przedstawiały jaką taką wartość bojową, czyli brygadę Dirlewangera, Niemcy rzucili na doborowe jednostki powstańcze na Woli. Przecież gdyby ta brygada ruszyła na Ochotę to na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej.
-
Skądinąd wiem, że Pireneje najdłużej w Europie opierały się cyrkulacji złota i srebra. Tam jeszcze w XVIII wieku po zakupy szło się z workiem zboża. Może to jest kolejna wskazówka na to, że życie ekonomiczne jest związane w jakiś sposób z kulturą.
-
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
To że jakiś agent albo komórka wywiadowcza przekazały jakąś prawdziwą i wartościową informację o niczym nie świadczy. W końcu najbardziej niebezpieczni agenci jakimi są agenci penetracyjni i agenci intoksykacyjni przekazują tylko prawdziwe i wartościowe info. Dlatego zresztą wywiad za pomocą szpiegów jest bronią bardzo obosieczną i nie zawsze można ocenić czy przynoszone przez niego korzyści są większe od strat. Nie zawsze można też ocenić czy ta służba przynosi więcej pożytku niż szkody i czy warto w nią inwestować. Są na to historyczne przykłady. Oprócz tego wyżej przeze mnie opisanego przykładu, można na pewno znaleźć inne. Wracając teraz do przykładu podanego przez usera Tomasza N to należałoby się temu przyjrzeć drobiazgowo, w takich sprawach ważny jest każdy niuans, a nie od razu oskarżać kogoś o głupotę czy złą wolę. -
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
By poznać jak te sprawy wyglądały w połowie XX wieku w służbach francuskich to trzeba coś powiedzieć o ich odgórnej organizacji. Przed DWS Francuski Sztab Generalny składał się z 4-ech oddziałów. Jego mózgiem był III-ci Oddział – operacyjny, który w czasie pokoju pracował nad planami operacji wszystkich możliwych konfliktów i według nich ukierunkowywał szkolenie wojsk, a podczas wojny miał wprowadzać je w życie. Ten oddział był wspomagany przez II Oddział który przekazywał informacje o nieprzyjaciołach, o neutralnych i o przyjaciołach. Oficerowie w nim zatrudnieni byli to zawodowi wojskowi, dyplomowani absolwenci akademii wojskowych. Źródłami jego wiedzy były: 1 - Służba Informacyjna, S.I 2 – Analiza dzieł politycznych, wojskowych, badań naukowych itp. 3 – Pełna analiza prasy i różnych publikacji na świecie 4 – Informacje dyplomatyczne. Poza tym dysponował służbami łączności, szyfrów, specjalną bronią itp. Szczególne miejsce przypada tu Służbie Informacyjnej, S.I, tylko ona bowiem może za pomocą niedozwolonych środków poznać najbardziej strzeżone tajemnice nieprzyjaciela. W 1939 roku nastąpiła reorganizacja francuskiego sztabu generalnego. Utworzony został V Oddział. W jego skład weszły kontrwywiad i Służba Informacyjna, czyli wbrew powszechnemu przekonaniu podczas DWS to nie II oddział (II-e Bureau) prowadził francuską wojnę wywiadowczą, a V Oddział (V-e Bureau). Natomiast II Oddział zajmował się białym wywiadem, czyli można by rzec, że nie miał jakiegoś szczególnego znaczenia, chociaż autor twierdzi że 80% użytecznych informacji pochodzi z białego wywiadu. Różnica między II Oddziałem sprzed 1939 roku a V Oddziałem po 1939 roku była też taka, że do V Oddziału wchodzili również cywile, bowiem i tacy pracowali we francuskim kontrwywiadzie, przeważnie byli to policjanci. Kierownictwo Służby Informacyjnej (S.I) pozostaje na terytorium narodowym, natomiast obszar jej działania jest poza jego granicami. Tam nasze S.I dysponują oficjalnymi pracownikami, na przykład niby-dyplomatami, którzy od czasu do czasu przeszkadzają aż tak, że państwo w którym są akredytowani wydala ich z oburzeniem, chociaż samo postępuje identycznie. Dysponują również ukrytymi komórkami prowadzącymi zwykłych szpiegów, czyli: - tych co figurują na liście płac, to znaczy agentów którym się płaci, mniej lub więcej. - oraz szacownych korespondentów (honorables correspondants), pracujących dobrowolnie i za darmo. Służba Informacyjna żąda od swych szpiegów przede wszystkim żeby donosili co nieprzyjaciel robi, co mówi i co myśli (to ostatnie należy traktować dość dowolnie), a jak się trafi okazja to by przeszukali jakiś kosz z papierami czy włamali się do jakiegoś sejfu. Wystarczy zatem żeby mieli oczy by widzieć, uszy by słuchać i nogi by w razie czego uciekać. Oczywiście wymaga się żeby takie przymioty jak zimna krew i śmiałość mieli w stopniu większym niż przeciętnie i by umieli trzymać język za zębami. Dobrze jest by byli przebiegłymi. Jeżeli spełniają wszystkie powyższe warunki, a szczególnie jeżeli potrafią trzymać język za zębami, to można przymknąć oko na pewne braki w ich inteligencji. Od nich żąda się przede wszystkim zalet psychicznych. Oprócz tych zwykłych szpiegów są jeszcze inni, o wiele bardziej wykwalifikowani, są to: agenci penetracyjni i agenci intoksykacyjni. - Agenci penetracyjni są to ci których wysyła się do nieprzyjaciela by służyli nam. Tutaj potrzebny jest już zupełnie inny typ człowieka. Prowadzi ich kontrwywiad bowiem tylko ta służba zna tajne służby przeciwnika na tyle że może go ochronić przed nimi, na przykład odradzając skorzystanie z propozycji współpracy takiego czy innego z uwagi na możliwą prowokację. Od agenta penetracyjnego oczekuje się: 1 - Informacji prewencyjnych – by nam donosił czym interesuje się ich wywiad, co pozwala nam bronić się przed nim inaczej niż po omacku i na łut szczęścia. Doświadczenie uczy, że agentom penetracyjnym zawdzięczamy około 50% wykrytych szpiegów, i to tych najważniejszych, oraz 80-90% zidentyfikowanych podwójnych agentów. 2 – By wspierał Służbę Informacyjną w jej zadaniach ofensywnych jakimi jest zbieranie informacji. Agent penetrujący dostarcza nam ankiet o nieprzyjaciołach. Dzięki wiedzy o tym co ankietowany robi i o tym co udaje że robi, przestudiowanie ankiet pozwala niekiedy zrozumieć bieżące postępowanie nieprzyjaciela i jego zamiary na przyszłość. Podczas wojny agenci penetrujący są jedynymi którzy mogą się swobodnie poruszać po terenie nieprzyjaciela i ewentualnie wykonywać tam zadania. Taki ciągły kontakt z nieprzyjacielem jest psychicznie wyczerpujący. Przecież agent penetrujący zawsze jest w mniejszym lub większym stopniu darzony nieufnością i bez wątpienia stale zastawia się na niego pułapki. Bezustannie musi udawać kogoś innego by podstępnie zyskiwać sobie czyjeś zaufanie. Tutaj to nie jest już udawanie przed żandarmami ale działanie pod uważnym okiem specjalistów od zdobywania wiadomości i od prowadzenia różnorakich zdrajców. Żeby nieprzyjaciel powierzył agentowi penetrującemu jakieś zadanie pozwalające mu poprowadzić je korzystnie dla nas, czy żeby mógł się o takie zadanie wystarać, czy wreszcie żeby zdobyć u nieprzyjaciela informacje ujawniające jego myśli itp, to nasz człowiek musi mieć szeroką wiedzę z różnych dziedzin życia. Musi być wiarygodnym, posiadać wysoko postawionych znajomych itp. Oczywistym jest, że musi to być intelektualista i to na dodatek inteligentny, posiadający jednocześnie wszelkie przymioty zwykłego szpiega, a szczególnie jeden z nich – opanowanie. Jego życie jest bardziej narażone niż zwykłego szpiega ze Służby Info i moralnie bardziej demoralizujące. Podczas wojny w razie zdemaskowania jedyną dla niego szansą przeżycia jest odwrócenie się, jeżeli oczywiście zostanie mu to zaproponowane. I wreszcie rodzaj agenta wymagający najwyższych kwalifikacji, agent intoksykacyjny, czyli taki, który okłamie wroga tylko raz, ale w sprawie dla niego kluczowej. Podobno na takiego agenta nadaje się jeden na 5 agentów penetrujących. W latach 1940-42 we Francji było ich zaledwie 12-tu. Agent intoksykacyjny – musi posiadać nie tylko takie same przymioty, uzdolnienia i umiejętności jak agent penetrujący, ale jeszcze kilka innych, szczególnie intelektualnych. Jego rzemiosło jest bowiem i trudniejsze i bardziej delikatne. Przecież po tym jak dostarczy nieprzyjacielowi wartościowych informacji by go ceniono, będzie musiał okłamać nieprzyjaciela, co prawda tylko raz, ale w sprawie o kapitalnym dla niego znaczeniu i który to nieprzyjaciel zdaje sobie doskonale sprawę z jej wagi. Wówczas będzie przesłuchiwany na różne sposoby, jako zdrajca, jako sojusznik. Będzie wypytywany, będzie go się dezawuowało, krzyczało że jest idiotą, podwójnym agentem itp. W tej grze na umysły będzie musiał skutecznie bronić fałszu. Tam gdzie potrzebni są agenci o wysokich kwalifikacjach, na przykład agenci intoksykacyjni, należy wystrzegać się: - Agentów nieprzyjaciela przez nas odwróconych. Kto raz zdradził zdradzi i więcej razy, a szczególnie tego kto go zmusił do pierwszej, szczególnie przygnębiającej zdrady. - romantyków, wizjonerów i poszukiwaczy przygód. Na początku mogą zabrać się odważnie i inteligentnie do jakiejś palącej sprawy i dobrze wywiązywać się z zadania, szczególnie jeżeli wszystko idzie zgodnie z planem, ale gdy trafią na przeszkody, rozklejają się. Przeważnie dlatego że brakuje im jednej mało błyskotliwej cechy – spokoju. Poza tym ich motywacja nie jest ani solidna ani trwała. - płatnych zawodowców. Taki jest bardziej niebezpieczny od dwóch poprzednich, bardzo rzadko nie zdradza. Trzeba nie mieć żadnych zasad moralnych by znaleźć sobie taki sposób zarabiania na życie. Jeżeli ktoś się na to skusił, to dlaczego nie miałby zrobić tego drugi raz by jeszcze bardziej podreperować swój budżet. Do najtrudniejszych zadań jakim jest praca agenta intoksykacyjnego potrzeba fanatycznych ideologów. Są to: 1 – Patrioci francuscy 2 – Nieprzejednani antyhitlerowcy, których zawdzięczaliśmy Hitlerowi. To wszystko napisałem na podstawie książki francuskiego autora Pierre Nord, L’Intoxication. Na pewno znał się na tych sprawach bowiem od 16-go roku życia był w branży. Według niego najważniejszym zadaniem tajnych służb jest właśnie intoksykacja, czyli wprowadzenie nieprzyjaciela w błąd. Nie wiem czy intoksykacja jest właściwym przetłumaczeniem słowa intoxication. W słowniku znalazłem jeszcze słowo - otumanianie. Zorientowałem się że wielu tutaj się na tym zna to może pomoże znaleźć właściwy polski odpowiednik, z tym, że słowo dezinformacja to tutaj w ogóle nie pasuje. Tak nawiasem mówiąc to mnie narzuca się pewna refleksja. Jest trochę pocieszającym, że nawet w tak ponurym świecie jakim jest środowisko służb specjalnych, prawda popłaca a prymitywne kłamstwo i wodolejstwo nie mają tam racji bytu, a im bardziej rozbudowana i samodzielna służba, tym bardziej podatna na przyswojenie sobie oszustwa. Może zatem ludzkość ma szansę wejścia na dobrą drogę. W tej książce jest opisany przypadek w którym zadufana w sobie służba, działająca w myśl posuniętej do przesady reguły że cel uświęca środki, w jednej chwili dowiedziała się, że to co uważała od lat za swój niewątpliwy arcysukces tak naprawdę było jej najgorszą klęską. I to do tego stopnia, że wszyscy jednoznacznie uznali że dla ich ojczyzny byłoby lepiej gdyby ta służba nie istniała. Może możni tego świata wyciągną kiedyś jakieś wnioski, choćby taki, że te służby nie zawsze są potrzebne, a jeżeli już to niech działają w jakiś ucywilizowany sposób i to nie ze względów altruistycznych, ale w interesie ich ojczyzny. Poza tym tych tajemnic za granicą też nie ma nieskończenie wielu i zawsze jest pokusa by wysokokwalifikowanym profesjonalistom, którzy do roboty nie mają nic, dać jakieś inne zajęcie, na przykład by zajęli się własnym narodem, brrr. Jestem daleki od przytaczania jakichś argumentów które by to potwierdzały, bowiem o informatyce mam bardzo mierne pojęcie, ale coś w tym na pewno jest. Istnieje pewien dokument zredagowany przez niemiecką Kriegsmarine, pod datą 25.III.1945 roku, zatytułowany: „Studium o wartości informacji R.S.H.A dotyczących nieprzyjacielskiego desantu, przekazanych armiom przed 6.VI.1944r” (dla tych co nie wiedzą jest to data lądowania w Normandii). W drugiej części tego dokumentu jest takie stwierdzenie: „… nie byłoby zaskoczenia, gdyby, po prostu, wierzono w to co oczy niemieckie widziały i w to co niemieckie uszy słyszały”. Potem następuje wyliczenie faktów, czyli: wyników rozpoznań z powietrza, nasłuchów radiowych, przesłuchań jeńców. Dalej pada stwierdzenie, że biorąc pod uwagę tylko te fakty oraz posługując się nimi i tylko nimi, z wyłączeniem wszystkich informacji przekazanych przez szpiegów R.S.H.A, marynarze niemieccy potrafią odtworzyć plany aliantów, tak jak to mogli, i powinni, bez najmniejszego trudu zrobić wcześniej. O komputerach nie ma tu wzmianki, bo informatyka wtedy prawie nie istniała. Dokument ten jest również dowodem na to, że przynajmniej raz w historii służby specjalne sprowadziły na swoją ojczyznę takie nieszczęście, że lepiej żeby ich nie było. -
Polski wywiad w przededniu wojny i w jej trakcie
euklides odpowiedział glowas90 → temat → II wojna światowa - Polska (1939 r. - 1945 r.)
Owe definicje informatora, agenta itp. to żadna wiedza tajemna czy ubecka. Nie wychodząc z domu za 3 euro kupiłem książkę (w dobrym stanie) w której pisze jakich agentów czy informatorow do jakiej roboty wykorzystuje wywiad francuski, pisze także jakich ludzi należy werbować na określonych agentów. Chociaż kapusiów opowiadających niestworzone rzeczy to autor chyba nie przewidział. Jak chcecie to mogę wam to wrzucić -
Przyznam, że nie wiem skąd się wzięło te 7 lat, dawno czytałem o tej historii i nie mogę sobie skojarzyć w którym roku miała miejsce zabawa karnawałowa na której Sisi poznała Fritza Paschera, a można śmiało powiedzieć, że facet dokonał podrywu stulecia. W każdym razie książka ta była zabroniona w Austrii, nigdy jednak nie była oficjalnie dementowana dlatego nie można jej nazwać fantastyczną.
-
Nigdzie nie zauważyłem najciekawszej pozycji jaką według mnie jest książka hrabiny Zanardi Landi "Tajemnica Cesarzowej". Podobno owa hrabina była córką cesarzowej, jej ojcem natomiast był wiedeńczyk Fritz Pacher którego Sisi poznała na balu maskowym, zdaje się, że w Hofburgu i bardzo się z nim zaprzyjaźniła. Ta książka jest jednak dostępna chyba tylko w języku angielskim. Można ją znaleźć na Amazon gdyby pani ją przeczytała to byłbym wdzięczny za jakieś informacje na jej temat.A w ogóle to ciekaw jestem co w innych książkach pisze na temat związku Sisi z Fritzem Pacherem.
-
Jestem w tej dziedzinie całkowicie niedoinformowany i trudno mi przedstawić źródła do tego co napiszę. Ale gdzieś czytałem że u ludów którym groził głód i wiadomo było że nie każdy przeżyje mordowano dzieci i były to dziewczynki jako gorzej przystosowane do przeżycia w trudnych warunkach. Poza tym jedna sprawa mnie zawsze nurtowała (jeżeli w czymś się mylę to byłbym wdzięczny za wyjaśnienia). Otóż w Rzymie wielką władzę miał szef rodu (że go tak nazwę), czyli pater familiae. Każde nowo narodzone dziecko musiało uzyskać jego aprobatę, to znaczy on decydował czy ma zostać członkiem rodu czy nie. Była nawet taka ceremonia że nowo narodzone dziecko wznosił nad głową co oznaczało przyjęcie do rodu. I teraz pytanie co się działo z dzieckiem i z matką jeżeli ów pater familiae dziecka nie uznał. Zaznaczam, że nie był to ojciec rodziny w dzisiejszym tego słowa znaczeniu a raczej naczelnik rodu.
-
To co napisałem w poście z 26. 01.1014r jest na podstawie artykułu z francuskiego czasopisma Historire. Niestety kiedy to pisałem nie zanotowałem ani numeru czasopisma ani nazwiska autora, jednak na upartego to można to chyba odnaleźć (roczniki 2005 – 2010r). Często natomiast można przeczytać, że afera Dreyfusa miała na celu ukrycie wprowadzenia na uzbrojenie armii francuskiej szybkostrzelnej, wyśmienitej armaty polowej 75mm. Pisze o tym choćby Pierre Nord w książce L’Intoxication. Wyjaśnia on tam zresztą dokładniej rolę Esterhazy w tej sprawie. Powołując się na książkę Henri Giscard d’Estaing przypisuje z kolei Esterhazemu główną zasługę we wprowadzeniu Niemców w błąd. Pisze tak: W rzeczywistości to on [Esterhazy] dokonał tego co się przypisuje Dreyfusowi. Był agentem bardzo wysoko postawionego francuskiego generała i działał poza wiedzą najniższych komórek tajnych służb. Z rozkazu owego generała przekazywał Niemcom fałszywe informacje mające na celu, po pierwsze: ukrycie że Francja wyprodukowała 75 mm armatę, którą w 1918 roku nazwie się, górnolotnie ale nie bez podstaw, „Armatą Zwycięstwa”. Po drugie: oszukanie Niemców co do naszych [francuskich] planów koncentracji wojsk i jej zabezpieczenia, w kluczowym momencie kiedy to sojusz z Rosją umożliwia przejście do ofensywy. W każdym razie spory dotyczą komu przypadła zasługa oszukania Niemców, Dreyfusowi czy Esterhazemu. Nikt nie poddaje w wątpliwość by Esterhazy czy Dreyfus choćby przez moment byli zdrajcami lub ofiarami i że wszystko to co robili było z polecenia tajnych służb, chociaż ani jeden ani drugi nie byli ich etatowymi pracownikami. Jasnym jest że ten spór jest trudny do rozstrzygnięcia wiele bowiem faktów jeszcze nie ujrzało światła dziennego.
-
Po przeczytaniu książki „Tannenberg. Zderzenie Imperiów” D. Showaltera odniosłem wrażenie, że powodem przegranej Rosjan były skandaliczny brak koordynacji i zła łączność między armiami Rennenkampfa i Samsonowa. W każdym razie miały wówczas miejsce dziwne rzeczy których do końca chyba nie zrozumiemy. Analizując te wydarzenia zapomina się przeważnie o jednej postaci która miała na nie wielki wpływ. Chodzi o szefa kontrwywiadu w Królewcu, kapitana Nicolai. Uważa się go za kogoś kto do pracy służb specjalnych podczas wojny wprowadził rewolucyjne metody. Był twórcą kontrwywiadu ofensywnego. Polegał on na tym, że przekazywano nieprzyjacielowi pożądane informacje (niekoniecznie fałszywe) za pomocą jego własnej siatki szpiegowskiej, czyli na przykład przy pomocy szpiegów wykrytych i odwróconych. Wprowadził pojęcie spielmateriel (po niemiecku znaczy chyba: materiał do gry). Pod tą nazwą kryły się fałszywe dokumenty, fałszywe informacje, udawane przedsięwzięcia, oraz wszelkie inne przydatne informacje. Wielu twierdzi, że w 1914 roku posługiwał się nim z taką zręcznością że historycy długo jeszcze będą się spierać zanim wyjaśnią kto, kogo i dlaczego nakłonił do zrobienia tego czy tamtego, a przypominam że w 1914 roku polem jego działania były Prusy Wschodnie. Osobiście uważam, że w swojej kartotece ze spielmteriel musiał mieć szczegółowo opisane owo zajście na dworcu w Mukdenie i okoliczności z nim związane. Trzeba tu wyjaśnić sytuację w Mandżurii w 1905 roku, która wyglądała tak: Przed bitwą pod Mukdenem na lewym skrzydle wojsk rosyjskich stała armia Rennenkampfa. Generał ten otrzymał od wywiadu mylną informację że naprzeciwko siebie ma japońską armię generała Nogi. Ten błąd miał bardzo poważne skutki ponieważ w rzeczywistości Nogi znalazł się przed rosyjskim prawym skrzydłem natomiast przed Rennenkampfem była świeża armia japońska przybyła z nad rzeki Yalu o której istnieniu dowiedziano się dopiero po bitwie. Z tego też powodu w czasie bitwy Rennenkampf zachował się biernie i to było powodem bójki między nim a Samsonowem na dworcu w Mukdenie. Ta sytuacja z Mandżurii w 1905 roku przypominała tą w Prusach Wschodnich z 1914 roku, gdzie armia Samsonowa została rozgromiona na skutek biernego zachowania się Rennenkampfa. Można przypuszczać, że Nicolai szczegółowo znał wydarzenia w Mandżurii z 1905 roku i posłużyło mu to do zdezorientowanie obu generałów w Prusach Wschodnich. Oczywiście on sam nic by nie zdziałał , gdyby na scenie nie pojawili się tacy żołnierze jak Hindenburg, Ludendorf i Hoffman. Ci, idąc na wielkie ale dobrze skalkulowane ryzyko, potrafili wykorzystać stworzoną im przez Nicolai szansę. Tak na marginesie dla mnie jedna sprawa jest w tym wszystkim zaskakująca. O tych wydarzeniach z 1914r w Prusach Wschodnich coś słyszałem od starszych ludzi, zawsze mnie intrygowały a nic nie mogłem na ten temat przeczytać. Czy to nie dziwne, że chociaż miały miejsce jakieś 300 – 400 kilometrów od mego domu, to czegoś bliższego dowiedziałem się o nich dopiero od amerykańskiego autora, który mieszka parę tysięcy kilometrów stąd? Nadawanie otwartym tekstem na początku wojny było powszechnym błędem popełnianym przez wyższych dowódców, również niemieckich. Na przykład podczas bitwy nad Marną znany z tego był niemiecki generał kawalerii, von Martwitz
-
Znalazłem coś we francuskim czasopiśmie Histoire i wygląda to trochę inaczej. Według tego co tam pisze, to sprawa Dreyfusa miała kilka aspektów. Najważniejszym była gra wywiadu francuskiego mająca na celu zachowanie w tajemnicy nowej szybkostrzelnej armaty polowej 75 mm. Dreyfus był francuskim oficerem i absolwentem politechniki. Pochodził z bogatej żydowskiej rodziny w Alzacji. Służył w pułku piechoty w Bourges gdzie był również ściśle tajny poligon na którym dokonywano prób sprzętu artyleryjskiego. Z racji alzackiego pochodzenia Niemcy sporo o nim wiedzieli. Wiedzieli też o istnieniu w Bourges tajnego poligonu, a można było przypuszczać że posiadający wykształcenie techniczne oficer piechoty jest dobrze poinformowany o przeprowadzanych tam próbach. Toteż kiedy w końcu 1893 r Dreyfus przybył do Alzacji na pogrzeb ojca został dyskretnie otoczony niemieckimi agentami którzy mieli coś z niego wydobyć. Ten zaś wprowadził ich w błąd. Wypowiedział jakieś zdanie z którego Niemcy wysnuli wniosek że w Bourges są prowadzone próby armaty 120 mm. W Alzacji istniała wówczas silna francuska siatka szpiegowska i niedługo po powrocie Dreyfusa stamtąd wywiad francuski otrzymał informacje na podstawie których zorientował się, że Niemcy dali się wprowadzić Dreyfusowi w błąd. Przewidywano też że będą chcieli jeszcze raz dotrzeć do Dreyfusa by dokładnie zorientować się co do jego informacji i że nie można im na to pozwolić. Dreyfus dotychczas nie miał nic wspólnego z wywiadem i nie był w stanie oszukać ewentualnego dobrze wyszkolonego agenta. Sprawa została przekazana komórce wywiadu francuskiego w Paryżu zakamuflowanej jako Sekcja Statystyczna, którą kierował Sandherr. W ten sposób rozpoczęła się komedia mająca na celu uniemożliwienie Niemcom jakiegokolwiek kontaktu z Dreyfusem. Postanowiono go aresztować, oczywiście wszystko to była fikcja. We Francji jednak za szpiegostwo sądził niezależny sąd, któremu należało przedstawić dowody. Każdy rozumiał, że dowodami przedstawionymi jawnie przed sądem nie mogły być raporty alzackich szpiegów, bo to demaskowałoby siatkę szpiegowską. Dlatego Sandherr i jego ludzie musieli te dowody sfabrykować, wychodząc w ten sposób naprzeciw rozumowaniu Niemców, którzy trochę z wyższością patrzyli na ustrój w którym procesy o szpiegostwo prowadzi niezależny sąd i to w sposób jawny. Pracownicy Standherra skorzystali z pomocy francuskiego oficera Esterhazy, który nie był pracownikiem wywiadu. Był to Węgier, którego kariera we francuskim wojsku rozpoczęła się w Legii Cudzoziemskiej. Na ich zlecenie Kilkakrotnie wysyłał do ambasady niemieckiej w Paryżu skrawki papieru zapisane podrobionym pismem Dreyfusa z propozycją przekazania dokumentacji francuskiej armaty 120mm. W ambasadzie niemieckiej sprzątaczką była pani Bastiani, analfabetka znająca jednak dobrze język niemiecki. Wynosiła ona w staniku zawartość tamtejszych koszy. W ten sposób w ręce Sandherra trafił jeden z napisanych przez Esterhazego bilecików, owo słynne bordereau. Na jego podstawie 6.X.1894 roku Sekcja Statystyczna, czyli komórka francuskiego wywiadu w Paryżu, zredagowała akt oskarżenia przeciw Dreyfusowi i wkrótce go aresztowano. Dwa dni później, 8.X.1894 roku podjęta została ostatecznie decyzja o wprowadzeniu na uzbrojenie 75 mm. działa polowego, które wówczas wymagało jednak jeszcze wielu prób. W końcu października francuski dziennik Le Soir informuje o aresztowaniu Dreyfusa, wymienia go z nazwiska a jego żydowskie pochodzenie zaczyna być bardzo podkreślane. Oczywiście trudno tu mówić o jakiś antysemickich motywach. Była to wszystko zasłona mająca zamydlić Niemcom oczy. Francuzi godzili się na przylepienie sobie łatki antysemitów byleby nikt nie myślał o ich 75-tce. 26 września 1894 r Dreyfus zostaje skazany na dożywotni pobyt w twierdzy. Wyrok został wydany w atmosferze ostrej antysemickiej nagonki i na podstawie mocno naciąganych dowodów. W celu odbycia rzekomej kary Dreyfus przybywa do Gujany, na Diabelską Wyspę. Diabelską to ta wyspa była tylko z nazwy, w każdym razie Dreyfus był dobrze odizolowany od jakiegokolwiek kontaktu np. z dziennikarzami niemieckimi. W sprawę zaczął mieszać się cesarz Wilhelm. Zalecał dyplomatom by wykorzystywali francuską niefrasobliwość. Za tą niefrasobliwość uważał pewnie wolność prasy, kontrolę nad służbami i jawność budżetu, które były we Francji o wiele bardziej rozwinięte niż w Niemczech. Toteż kiedy wywiad francuski podsunął Niemcom kolejną informację o planowanych strzelaniach artyleryjskich na poligonie pod Fontainebleau Niemcy znowu uwierzyli i ambasador niemiecki wynajął latem 1895 roku w pobliżu domek letniskowy. I rzeczywiście raz zdarzyło się że Francuzi przez swą „niefrasobliwość” zapomnieli przykryć plandeką ciągnione działo i ambasador na własne oczy mógł się przekonać że chodzi o 120-tkę. Jednocześnie w wyniku całej tej nagłośnionej w prasie afery Niemcy poznają cały skład owej Sekcji Statystycznej, czyli placówki francuskiego wywiadu w Paryżu. Cesarz Niemiec chce wykorzystać sytuację i wprowadzać we Francji zamieszanie wzniecając różne nastroje pro- i antysemickie. Wywiadowi francuskiemu została podrzucona tzw. Niebieska Kartka. Było to pismo ambasadora Niemiec Schwartzkoppena do Esterhazego. 21.V.1896r niemiecki dyplomata przekazuje do Niemiec wiadomość że odwołany został francuski minister wojny, Mercier, nowy zaś, Zuringen, chce za wszelką cenę wyciszyć sprawę Dreyfusa, po cichu organizując mu ucieczkę. Zmieniono również kierownika owej Sekcji Statystycznej. Stanhurst został zwolniony, zastąpił go Picquart. Ukazują się różne artykuły w prasie na całym świecie. Francuski Le Figaro pisze, że Dreyfus przebywa na Wyspie Diabelskiej w okropnych warunkach i jest chory. Była to nieprawda, Niemcy jednak w nią uwierzyli. W tym samym czasie 75-tka zaczęła wchodzić na uzbrojenie. We wrześniu 1896 roku do Zgromadzenia Narodowego przybywa żona Dreyfusa domagając się sprawiedliwości. Brat Dreyfusa, Mathieu, prosi żydowskiego pisarza, Lazare, by stanął w obronie Alfreda. Sprawa coraz bardziej przybiera obrót polityczny. Zwolniony zostaje Picquart, będąc bez zajęcia staje się autorem przecieku, że to nie Dreyfus jest winien a Esterchazy. Wówczas brat Alfreda Dreyfusa, Mathieu, oskarża Esterhazy że to on jest autorem bordereau. Ruszyła machina sądowa i w styczniu 1898r ma miejsce proces Esterhazego. Sądziła go Rada Wojenna przy drzwiach zamkniętych. Został uniewinniony, tłum przyjął to owacyjnie. W tym czasie na widownię wkracza G. Clemenceau i rozpoczyna kampanię na rzecz rewizji procesu Dreyfusa. W jego tygodniku, Aurore, i z jego inicjatywy E. Zola publikuje w swój słynny artykuł, „Oskarżam”, skierowany do prezydenta republiki. Narobił dużo rozgłosu z uwagi na niespotykaną wówczas śmiałość z jaką atakował koła rządzące. Zgromadzenie Narodowe większością głosów decyduje o wszczęciu postępowania przeciw Zoli za oszczerstwa w stosunku do funkcjonariuszy państwowych. Znowu doszło do antysemickich wystąpień, Zola jest pozwany do sądu i w lutym 1898 roku zostaje skazany na rok więzienia i grzywnę. Prowadzona przez Clemenceau burza prasowa w obronie Zoli przybrała na sile i wyrok uległ kasacji. Trwają jednak różne inne procesy. W tym czasie armia francuska dysponowała już 45-cioma czterolufowymi bateriami dział 75mm, czyli 120 armatami, a planowano wyprodukować ich jeszcze 20 razy więcej. W końcu września 1898r minister spraw zagranicznych Niemiec, Bulow, wysyła do swego ambasadora w Paryżu instrukcje. Jest w nich mowa, że interes Niemiec wymaga by trzymać się od tej sprawy z daleka. Wygrana przeciwników rewizji procesu była dla nich niepożądana, ponieważ mogłaby doprowadzić do dyktatury, a ta do wojny przeciw Niemcom. Nie była również pożądana szybka i nagłośniona rehabilitacja Dreyfusa gdyż wówczas Francja szybko zyskałaby sympatie Żydów i liberałów. Według niego najlepiej byłoby dla Niemiec żeby afera się zaogniała i nie kończyła a przez to by nadal dezorganizowała armię i skandalizowała Europę. W lipcu 1899r Esterhazy wyznaje, że to on jest autorem bordereau i że napisał go na polecenie przełożonych, by dowieść winę Dreyfusa. Ten powraca do Francji i rozpoczyna się jego drugi proces, wkrótce jest uniewinniony. O istnieniu armaty 75 mm Niemcy dowiedzieli się dopiero w sierpniu 1900r podczas międzynarodowej interwencji w Chinach, gdzie używały je francuskie oddziały. Było już jednak za późno na cokolwiek, artyleria niemiecka była już przezbrojona i wymiana parku artyleryjskiego nie wchodziła w grę z powodu kosztów. Ukrywanie przez 5 – 6 lat nowego sprzętu było niewątpliwie dla Francuzów sukcesem. Między niemieckimi oficerami zapanowała konsternacja. Za tę porażkę wywiadowczą wielu winiło cesarza. Wpłynęło to z pewnością na jego autorytet i przyniosło Niemcom szkodę. Nie mówiąc o tym, że armaty 75 mm w niemałym stopniu przyczyniły się do zwycięstwa nad Marną. W grudniu 1900r senat przegłosował amnestię dla więźniów politycznych, chodziło przede wszystkim o zwolenników i przeciwników Dreyfusa, którzy z powodu afery znaleźli się w więzieniu. 12 lipca 1906r Dreyfus został całkowicie rehabilitowany (zm. W 1935 r jako podpułkownik). On i Picquart zostali ponownie przyjęci do służby. Niedługo potem powstaje rząd z G. Clemenceau na czele, w którym Picquart zostaje ministrem wojny. W całej tej sprawie ciekawe jest to, że republika o daleko posuniętej wolności prasy, kontroli politycznej nad służbami i jawnym budżetem odniosła sukces w konfrontacji z monarchią która w dużym stopniu była wolna od tych przypadłości. Niemcy dali się wprowadzić w błąd przede wszystkim dlatego, że w dezinformację uwierzył cesarz, który, chociaż wysoko urodzony, miał zupełnie przeciętne talenty polityczne, a lubił rządzić. Po drugiej stronie ujawniły się natomiast autentyczne talenty polityczne, takie jak Clemenceau czy Picquart. Toteż kiedy pod koniec PWS o jej wyniku zaczęła decydować polityka, Niemcy przegrali.