euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,188 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Słyszałem od ludzi (nie czytałem) że ulice wyłożono słomą podczas jego pogrzebu.
-
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
Przykładem agenta penetracyjnego może być as myśliwski z PWS, pułkownik Fonck. To co tutaj napisałem wziąłem z książki Andree Brissaud „Canaris”. By ocenić wagę przekazanych przez niego informacji należy naszkicować ówczesną sytuację polityczno-wojskową. Mamy lato 1940 roku. Francja jest rozgromiona, podobnie jak inni przeciwnicy Hitlera w Europie. Anglia, ostatnie państwo które mu stawia opór, jest w bardzo trudnej sytuacji. Na kontynencie straciła już wszystkich sojuszników a jej amerykański sojusznik, USA, nie spieszy się z przystąpieniem do wojny. Mimo to broni się, a zaatakowanie jej jest trudne bowiem flota angielska ciągle panuje na morzu. Wielu Niemców uważa że zmusić Anglię do uległości można uderzając nie w nią samą a w jej imperium. Opanowanie przez wojska osi, Gibraltaru i Suezu zamknęłoby Anglikom Morze Śródziemne i przetrąciło kręgosłup ich imperium. Poza tym zabezpieczyłoby Afrykę Północną przed amerykańską inwazją. W tym celu Niemcy opracowali plan Felix. Przywidywał przystąpienie do wojny Hiszpanii, przepuszczenie do Gibraltaru niemieckich dywizji i w porozumieniu z Petainem wprowadzenie innych dywizji do francuskiego Maroka. Włosi mieli opanować Suez. Wykonanie tego planu oznaczało zamknięcie Morza Śródziemnego dla aliantów. Dla Hiszpanii było to nęcące. W końcu zajęcie gibraltarskiej skały oddawało pod jej kontrolę jedną z najważniejszych cieśnin świata. Poza tym rządzący Hiszpanią frankiści mieli dług wdzięczności wobec Niemców którzy wspierali ich podczas wojny domowej, a Hiszpanie mają wysoko rozwinięte poczucie honoru. Mimo to Hiszpania stała wobec dylematu. Przyczynienie się do wzięcia Gibraltaru oznaczało konfiskatę przez Anglosasów, Gwinei Hiszpańskiej, wysp atlantyckich i Balearów. Poza tym Franco, hiszpański dyktator, patrzył realnie i nie kierował się sentymentami, oddawał się innym troskom. Po wojnie domowej Hiszpania była wyczerpana. Bardziej było jej potrzebne zboże niż Gibraltar a poszarpana wojną domową armia nie była w stanie efektywnie walczyć. By rozwiać wahania Hiszpanii, Niemcy wysuwają propozycje oddania jej francuskiego Maroka. Perspektywa takiego nabytku rozwiewała wszelkie wątpliwości wielu Hiszpanów. Gibraltar razem z Marokiem warte były ryzyka utraty Gwinei i wysp atlantyckich. Taki scenariusz był możliwy w 1940 roku. Po Mers-el-Kebir i Dakarze Wielu Francuzów widziałoby dobrze obecność Niemców w Maroku, skorzystaliby z pomocy każdego by zemścić się na Anglikach. Do nich należał Darlan a pozostająca pod jego rozkazami flota ciągle była jedną z największych na świecie. Rząd francuski był wówczas również bardzo podzielony. Jedni, na przykład Weygand, byli za ścisłym przestrzeganiem warunków rozejmu i nic więcej. Było jednak wielu takich co poszłoby na ugodę z Niemcami by złagodzić warunki rozejmu powodujące trudną sytuację wewnętrzną, a przede wszystkim by uzyskać wolne ręce w imperium kolonialnym, by wykorzystać nietkniętą przecież marynarkę francuską do przywrócenia szlaków morskich. To również przemawiało za porozumieniem z Niemcami i wpuszczeniem niemieckich dywizji do Maroka. We wrześniu 1940r do Berlina przybywa Hiszpański minister. Jest jednak rozczarowany bowiem w sprawie Maroka Niemcy nie chcą podejmować żadnych pisemnych zobowiązań. Obawiali się że gdyby coś z tego dotarło do wiadomości Francuzów to ci nigdy by ich tam nie wpuścili. I oto w końcu września na scenie pojawia się pułkownik Fonck. Był asem myśliwskim z PWŚ. Jako taki jest mile widziany w Niemczech przez wielu nazistów, szczególnie przez innego asa myśliwskiego minionej wojny, Goeringa. Jest również w przyjacielskich stosunkach ze wszystkimi attache lotniczymi jacy przebywali w Paryżu w okresie międzywojennym. Poza tym rozpoczął organizowanie grupy 200 francuskich samolotów które miały bombardować Anglię. Te samoloty nigdy Anglii nie zbombardowały ale na razie Niemcy cenią sobie jego usługi . Utrzymuje również przyjacielskie stosunki z ambasadorem Japonii przy Vichy, Renzo Sawada. To od niego dowiedział się o konszachtach niemiecko-hiszpańskich w sprawie Maroka. W owym czasie Niemcy i Japonia zawierały w Berlinie pakt stalowy. Przy tej okazji Hitler wprowadził dyplomatów japońskich, między innymi gen. Hirosho Oshimę, w tajniki planu Felix i zamiary przekazania Maroka Hiszpanii. Treść tych rozmów Oshima przekazywał Renzo Sawada, ten zaś powtarzał je w dobrej wierze Fonckowi, nie podejrzewając go że jest agentem Petaina, który po otrzymaniu tych wiadomości natychmiast zareagował. Wezwał ambasadora Hiszpanii i powiedział, że wie wszystko o konszachtach niemiecko-hiszpańskich. Dodał też natychmiast, że w najmniejszym stopniu nie zamierza przyczynić się do wprowadzenia wojsk niemieckich do Maroka, nie przepuści też ich wojsk przez Pireneje do Hiszpanii. Były to wówczas realne zapewnienia. Francja dysponowała bowiem nietkniętą flotą a poza tym w 1940 roku Hitlerowi zależało na Vichy, liczył bowiem na wojnę francusko-angielską. Na końcu Petain sformułował jednak najważniejsze zdanie: „W żadnym razie i pod żadnym pozorem nie posunie się poza warunki rozejmu”. Ambasador powrócił po 4 dniach z odpowiedzią Franco: Ten biorąc pod uwagę stanowcze postanowienia Petaina oświadczył, że nie zaangażuje Hiszpanii w realizację planów dyktatora Niemiec. W ten sposób info dostarczone przez Foncka uratowało dla aliantów Gibraltar i północną Afrykę, a więc co za tym idzie Morze Śródziemne pozostawało dla nich otwarte. Gdyby nie to, losy wojny mogłyby potoczyć się inaczej. Dostarczone przez Foncka info było z pewnością warte wielu dywizji wojska. W związku z tą sprawą i innymi postami na tym forum nasuwają się pewne refleksje. Z pewnością Fonck zasługuje na miano agenta penetracyjnego. Zdobył sobie przecież zaufanie Niemców służąc im (lub udając że im służy) ale przekazywał info rządowi Vichy. Wątpię jednak żeby wyżej omawiana instrukcja z 1953 roku kogoś takiego przewidywała. Co do Foncka to całkiem możliwe jest nawet, że nie miał nic wspólnego z francuskimi służbami wywiadowczymi, był agentem Petaina. Wątpliwe też by brał pieniądze za to co robił. W tym wszystkim nie bez znaczenia jest również osoba Petaina. Swego czasu przebywał w Madrycie jako ambasador i zdobył sobie opinię prawego człowieka. Gdyby za czasów swego ambasadorowania interesował się upodobaniami seksualnymi hiszpańskich VIP-ów, czy ich potrzebami materialnymi, nie mówiąc o hakach, to pewnie w 1940 roku nikt nie potraktowałby go poważnie i całe info Foncka na nic by się zdało. Jest jeszcze co innego, co dotyczy generała Oshimy. Po wojnie alianci nazwali go swoim najwartościowszym źródłem informacji. Brało się to przede wszystkim stąd że odczytywano pisane przez niego depesze z Niemiec do Japonii, ale to pułkownik Fonck jako pierwszy wykorzystał go jako źródło info. Swoją drogą ciekaw jestem jak ich wszystkich zaszufladkować biorąc pod uwagę wyżej wymienione definicje. Oshima to pewnie NŹI (Nieświadome Źródło Informacji) Renzo Sawaka to chyba NTW (Nieświadomy Tajny Współpracownik) no i Fonck to bez wątpienia agent. Ale jak on ma się do instrukcji z 1953 roku? A w ogóle dlaczego w tych wszystkich definicjach unika się takiego polskiego słowa jak „szpieg”? -
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
i Przykładem agenta intoksykacyjnego może być południowowietnamski prezydent Ngo Dinh Diem, przynajmniej coś takiego sugeruje książka Pierra Nord: „Pułapka w Sajgonie”. Urodził się 3 stycznia 1901 roku. Był katolikiem, niedoszłym księdzem, i pochodził z katolickiej rodziny w kraju w którym 85% ludności to buddyści. Zginął 2 listopada 1963 roku w Sajgonie w wyniku zamachu stanu. Na temat tych wydarzeń i jego śmierci są dwie wersje: francuska i amerykańska. Ta pierwsza, oczywiście lansowana przez autora, mówi że Diem był wrogo nastawionym do Francji katolikiem, który u boku Amerykanów zrobił karierę polityczną, natomiast francuski wywiad wmówił Amerykanom, że jest ich intoksem, chociaż nie był, i że z tego powodu USIS, czyli amerykańskie służby wywiadowcze w Indochinach, przeprowadziły w Sajgonie zamach stanu w którym zginął. Amerykanie natomiast twierdzą, że zabili Diema ponieważ był naprawdę francuskim intoksem. Biorąc pod uwagę, że obie wersje podaje francuski autor to za prawdziwą przyjąć trzeba raczej wersję amerykańską. W każdym razie wygląda na to (a raczej pewnym jest) że Diem był zawsze profrancuskim politykiem. Amerykanie, kiedy znaleźli się w Indochinach, obdarzyli go zaufaniem ten zaś wiernie im służył. Nic dziwnego zatem, że robił przy nich karierę i wspiął się na sam szczyt władzy Wietnamu Południowego. Będąc prezydentem w pewnym momencie rozpoczął prześladowania buddystów. Zanim amerykanie zorientowali się w czym rzecz, cały Południowy Wietnam został ogarnięty chaosem polityczno-religijnym. Gdy to osiągnął chciał uciec do Hanoi, do DRW. To mu się jednak nie udało bowiem USIS już się we wszystkim zorientowała i zdążyła doprowadzić do zamachu stanu i śmierci Diema. Służba ta zapobiegła co prawda najgorszemu, czyli ucieczce Diema do Hanoi, ale i tak skutki zamachu z 2 listopada 1963 roku były dla Amerykanów opłakane. Te wydarzenia zdezorganizowały bowiem kompletnie Południowy Wietnam, a szczególnie jego armię. Niemożliwym stało się pokonanie Wietnamczyków rękami Wietnamczyków. W wojnę musiała zaangażować się armia amerykańska a prowadzenie walk w dżunglach, w trudnych warunkach terenowych i klimatycznych musiało pociągnąć za sobą spore straty w ludziach, to było nieuniknione. Wiadomo zresztą jak się to wszystko skończyło. Mogę podać też inny przykład agenta intoksykacyjnego, którego tożsamości nie potrafię podać ale którego istnienie jest niewątpliwe. Jego działalność ma związek z PWŚ i z Ludendorfem. Zastrzegam jednak, że trudno mi jest na ten temat podać dokładną literaturę. Kiedyś czytałem coś o tym tu i ówdzie, m.in. w napisanej po francusku książce która mi się gdzieś zawieruszyła. Pamiętam nazwisko jej autora bo miał polskie – Nowak, ale nie bardzo tytuł. O ile dobrze sobie przypominam to właśnie tam przeczytałem protokół z wymiany zdań do jakiej doszło w niemieckim sztabie między Ludendorfem a kimś jeszcze. W czasie tej rozmowy ten pierwszy upiera się by poważnie potraktować doniesienia jakiegoś agenta. Otóż wygląda na to że podczas PWŚ wywiad francuski prowadził pewną grę, według mnie bardzo karkołomną. Polegała na dostarczaniu Niemcom prawdziwych informacji. Bardzo prawdopodobnym jest że w tym wszystkim chodziło o uwiarygodnienie agenta intoksykacyjnego. Naturalnie musiało to budzić wiele wątpliwości, przecież w czasie wojny za dostarczanie takich informacji płacili krwią francuscy żołnierze. Nawiasem mówiąc to tu trzeba chyba szukać przyczyn tragedii Maty Hari, na kogoś trzeba było zwalić winę za przecieki wywiadowcze. W każdym razie ów agent intoksykacyjny długo dostarczał Niemcom prawdziwych i wartościowych informacji, aż wreszcie w sierpniu 1918 roku dostarczył info które ostatecznie rozstrzygnęło PWŚ. Przekonało bowiem Ludendorfa, że alianci jak ognia boją się zawieszenia broni i ten zażądał jego zawarcia. Skutki tego dla Niemiec były fatalne a niedługo potem alianci znaleźli się za Renem i to bynajmniej nie w wyniku zwycięstwa militarnego. Znalazłem też ciekawy przykład agenta penetrującego, ale muszę trochę wejść w temat. -
Czy Arabowie potrafili żeglować?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Nie trzeba być wielkim znawcą morza by wiedzieć, że walka z piractwem była trudna nawet dla najlepszej ówczesnej floty, chociażby dlatego, że praktycznie nie było żadnych środków łączności. W średniowieczu jedynym skutecznym sposobem na jego zwalczanie była kontrola wszystkich portów, te zaś na południu Morza Śródziemnego trzymali protektorzy piractwa, Arabowie. W takich warunkach chrześcijanom pozostawał odwet, pojawili się chrześcijańscy korsarze i wkrótce na Morzu Śródziemnym nie mógł się pokazać ani kupiec chrześcijański ani ten który miał pecha być poddanym arabskim. Wymiana handlowa została całkowicie sparaliżowana. Pewnie że jakiś szemrany władca mógł zebrać jakąś bandycką flotę z kupców-piratów i szaleć na Morzu Śródziemnym, z tym że niewiele by z nią zdziałał a pewnie więcej by sobie zaszkodził. Taka flota szybko zostałaby rozgromiona, on sam zaś zostałby uznany za pirata i wszyscy śródziemnomorscy władcy by przeciwko niemu wystąpili. W tych trochę mylnych wyobrażeniach ja widzę pewien wpływ Runcimana. Obawiam się że trochę za bardzo go cenimy. Daleki jestem od uznawania jego książek za bezwartościowe, czy niewarte czytania, bo są i wartościowe i warte czytania, co podkreślam. Ale mają też braki. Autor za bardzo się rozpisuje i czasami traci sedno rzeczy. I tak na przykład w jego „Nieszporach Sycylijskich” w XIV rozdziale jako przyczynę wycofania się Karola Andegaweńskiego spod Messyny podaje że nie mógł on polegać na własnej flocie bo trudno ufać załogom złożonym z najemników, jakby we flocie aragońskiej ich nie było. Francuski historyk J. Zeller pisze o tym o wiele krócej ale też i bardziej przekonywująco: 13 września 1282r Karol d’Anjou dowiedział się, że w kierunku Messyny płynie flota aragońska pod dowództwem Rogera de Lauria. Jego okręty nie mogły jej się przeciwstawić ponieważ były nieuzbrojone, służyły bowiem do transportu żywności z półwyspu na Sycylię. W takich warunkach powrót na półwysep w każdej chwili mógł zostać odcięty. Nie pozostało mu nic innego tylko jak najszybciej uporać się z Messyną albo pospiesznie wracać na półwysep. Wydał rozkaz do generalnego szturmu. Z tej wzmianki niezbicie wynika że na Morzu Śródziemnym okręty wojenne stanowiły w średniowieczu osobną klasę. Nie było tak że jakiś władca ad hoc skrzykuje piratów-kupców by szaleć. Piotr Aragoński swoją flotę budował przez kilka lat i na dodatek przez ten cały czas prowadził dyplomatyczno-wywiadowczą grę by ukryć swoje zamiary. Kiedyś oglądałem na którymś Discovery program o tym jak były budowane statki arabskie do żeglugi na Oceanie Indyjskim. O ile dobrze pamiętam (było to parę lat temu) to ich elementy były łączone linami, co nadawało tym statkom pewną elastyczność na wzburzonych falach, jednak zdaje się że technicznie odstawały od okrętów budowanych na Morzu Śródziemnym. Zresztą o ile wiem Arabowie z wybrzeży regionu Oceanu Indyjskiego byli obyci z morzem z dawien dawna, ci zaś którzy podbili północną Afrykę kontakt z nim uzyskali dopiero w VII/VIIIw. No i nie słychać o jakiejś większej flocie arabskiej która by pływała po oceanie i rozsławiała imię jakiegoś władcy. Zdaje się że pierwszą taką flotą na Oceanie Indyjskim była ta cesarza chińskiego dowodzona przez Zen-Ke. -
Zawsze mi się wydawało, że shinto jest to odmiana buddyzmu, ale w końcu człowiek całe życie się uczy. No nie, daleki jestem od stwierdzenia że każdy Azjata jest Tybetańczykiem, chociaż odwrotne twierdzenie jest prawdziwe. W Internecie pod hasłem „La Societe Thule” znalazłem taką wzmiankę: 25 kwietnia 1945 roku Rosjanie odkryli w berlińskiej piwnicy trupy 6-ciu Tybetańczyków ułożonych po okręgu pośrodku którego leżały zwłoki człowieka w zielonych rękawicach. Wyglądało to na zbiorowe samobójstwo. 2 maja 1945 roku po wejściu Rosjan do Berlina znaleziono ponad 1000 zwłok ludzi którzy bez najmniejszej wątpliwości pochodzili z terenów himalajskich i walczyli po stronie Niemców. Więc cóż do diabła robili Tybetańczycy tysiące kilometrów od swych domów w mundurach niemieckich? Autor tej notki powołuje się na Jacquesfortier.com. Sądzę że nie można każdego podejrzewać że jest głupszym od nas i autor kiedy to pisał wiedział doskonale że po stronie Niemców walczyło wielu Azjatów, ale tu wyraźnie pisze o Tybetańczykach. Przecież nie potrzeba wielkiej wprawy by odróżnić Tybetańczyka na przykład od Kałmuka.
-
Ja napisałem. No zgoda, twórca geopolityki, ale dotąd nie znałem jego związków z Hitlerem i nazistami no i nie podejrzewałem go o wyznawanie buddyzmu.. Tutaj samobójcami byli Tybetańczycy i mogło to mieć charakter rytualny. Tę informację akurat mam z internetu. Do buddyzmu samobójstwo rytualne mi pasuje, chociaż niewiele o nim wiem. Przecież samobójstwa kamikaze w imię boskiego cesarza miały wiele wspólnego z rytualnym samobójstwem.. W każdym razie coś takiego nie może mieć inspiracji w kulturze europejskiej.
-
"Wikingowie" (serial)
euklides odpowiedział Albinos → temat → Katalog filmów i seriali historycznych
Może temat nie w tym miejscu, bo przyznaję że nie mam okazji oglądać tego serialu. Ale powiedzmy, że to co tu na ten temat piszemy pomaga go zrozumieć. Przyznam, że w tych kilku końcowych słowach Twojego postu znalazłem sformułowanie tego co sam myślałem nie będąc tego pewien. Ta moja uwaga w poprzednim poście wzięła się stąd że nie jestem historykiem a moja szkolna nauka tego przedmiotu zakończyła się w liceum i przyznam że w sprawie Wikingów i Wilhelma Zdobywcy wyniosłem z owej szkolnej edukacji spory bałagan w głowie. Sądziłem że podbój Wilhelma Zdobywcy był czymś w rodzaju kolejnego najazdu Wikingów. I wydaje się, że jest to częsty błąd u ludzi których kontakt z historią kończy się na maturze. Później dopiero ze sporym zaskoczeniem dowiedziałem się że Normanowie Wilhelma Zdobywcy nie mieli nic wspólnego ze Skandynawami. Normandia w 1066 roku była to ziemia całkowicie zromanizowana. Przeciwnie, można powiedzieć że podbój Anglii przez Wilhelma zakończył okres wikiński w jej dziejach, tak zresztą jak to określiłeś. Od siebie dodam, że według mnie rozpoczął on specyficzny angielski feudalizm, który uformował dzisiejszą Anglię. Czyli sprawy miały się odwrotnie niż by to wyglądało na pierwszy rzut oka. Sądzę że jeżeli chcemy zrozumieć zachodnią Europę, a w końcu jesteśmy do niej dopisani, to każdy maturzysta powinien sobie z tego zdawać sprawę, a zdaje się że tak nie jest. -
"Wikingowie" (serial)
euklides odpowiedział Albinos → temat → Katalog filmów i seriali historycznych
Nie rozumiem podziału dziejów Anglii na okres anglo-saski i późniejszy. Mógłbyś mi podać jakieś daty graniczne tego okresu, od do (mniej więcej oczywiście), a ten późniejszy to jaki? -
Mimo wszystko gorzej jest gdy procedura nie wymaga udziału prawników. Raczej twierdziłem, że niejasność organizacyjna niemieckich służb podczas DWS była zamierzona. Tak by wynikało z uwag Gehlena na ten temat w jego Wspomnieniach..
-
Gwoli ścisłości to należałoby chyba powiedzieć o funkcjonariuszach SD. W końcu o ile każdy funkcjonariusz SD był SS-manem, to nie każdy SS-man był funkcjonariuszem SD. W tym przypadku trudno też chyba mówić o uprawnieniach prokuratorskich. Udział prokuratora, czyli jakby nie było jednak prawnika o określonym poziomie etycznym, gwarantuje, przynajmniej do pewnego stopnia, troskę o to by nie prześladować niewinnego czy uważać na służby żeby nie popełniały nadużyć. W tym przypadku na pewno nikt się tym nie przejmował. Czy to aby czasami nie było tak, że funkcjonariusze SD kierowali agentami, czyli tymi wszystkimi jak się to dzisiaj słyszy TW, TI, ŹO, TŹ, ŹW, WI i co tam jeszcze. W takim przypadku był potrzebny ktoś kto pełnił rolę prokuratora i to bynajmniej nie ze względów etycznych. Wnioski o aresztowanie musiał zatwierdzać jakiś wysoko postawiony funkcjonariusz SD po prostu dlatego by uniknąć pomyłkowego aresztowania własnego agenta. Musiał być wysoko postawiony by znać dobrze własną siatkę wywiadowczą. Przecież takie aresztowanie czyni agenta bezużytecznym (trzeba go wypuścić). Aresztowania w ogóle musiały być pod czyjąś kontrolą, również z tego powodu by nie kierować przedwcześnie podejrzeń na własnych agentów. Gestapo też miało pewnie swoich agentów ale byli to raczej drobni kapusie (tak sądzę). Że do końca nie przejmowało się ono zatwierdzaniem wniosków o aresztowanie to inna sprawa. Zdaje się na przykład, że aresztowanie „Grota” Roweckiego było samodzielną inicjatywą stosunkowo nisko postawionego funkcjonariusza Gestapo.
-
W tym przypadku to ja też czegoś dokładnie nie rozumiem. Nie jestem prawnikiem ale wydaje mi się że normalna procedura powinna wyglądać tak: Służba wywiadowcza zbiera odpowiedni materiał, przedstawia go sędziemu, ten wydaje nakaz aresztowania, ponieważ sprawa nie ma charakteru kryminalnego to dokonuje go Gestapo i nieszczęśnik trafia do aresztu. Gdy połączono SD z Gestapo to pominięty został udział sędziego w całej procedurze. Została ona uproszczona przez co służby mogły działać sprawniej ale zaczęły przybierać bandycko-mafijny charakter i wywiad definitywnie przestał być domeną dżentelmenów, jak to postulował pułkownik Nicolai. Nie rozumiem do końca czegoś jeszcze. Przypuśćmy że Gestapo dokonało aresztowania na wniosek, no powiedzmy Abwery, i przystąpiło do przesłuchań. Jaka była wówczas rola oficera Abwery który się tą sprawą zajmował? Brał udział w przesłuchaniach? kierował nimi? Dokonywał wyboru metod? Decydował którzy funkcjonariusze mają prowadzić przesłuchania? I jeszcze jedno. Przecież Gestapo mogło samo kogoś schwytać (na przykład w wyniku donosu). Oczywiście natychmiast przystępowało do aresztowania i przesłuchań, ale jaka była wówczas rola na przykład Abwery w tej sprawie?
-
Przypominam, że wtrąciłem się w rozmowę wyrażając swe wątpliwości w stosunku do następującego stwierdzenia: Jeśli chodzi o umundurowanie to niewielkie mam o nim pojęcie. SD na pewno miało normalne mundury, co do Gestapo to po przeczytaniu powyższych postów wydaje się logicznym, że jego funkcjonariusze mieli mundury galowe, przecież jeżeli któryś z nich dobrze wywijał pałką na przesłuchaniach i należało mu się za to odznaczenie to nie szedł po nie do generała w cywilkach. Natomiast nadal obstaję przy swoim że SD i Gestapo to dwa różne wydziały a 17.IX.1939r doszło do ich fuzji w ramach RSHA i nie mam zamiaru do tego powracać. Powtarzam, że mogło się zdarzyć iż w tym samym budynku pracowali pomieszani funkcjonariusze z wywiadu wewnętrznego SD z gestapowcami i postronny obserwator nie widział między nimi żadnej różnicy, ale to nie znaczy, że jej nie było. Gehlen w swych pamiętnikach napisał, że tajna służba której struktura zostanie dogłębnie rozpoznana przez przeciwnika zostanie prędko przez tego przeciwnika unieszkodliwiona. Nie należał do RSHA ale uważam go za kompetentnego do wyrażania opinii na temat niemieckich tajnych służb z omawianego okresu. Możliwe że reforma RSHA z 17.IX miała również na celu pewne zamaskowanie organizacji tych służb. W każdym razie Kazimierz Leski w swej książce „Życie Niewłaściwie Urozmaicone” pisze, że polski ruch oporu miał duże trudności by zorientować się kto w niemieckich służbach jest kompetentnym decydentem, zatem mieli trudności w zorientowaniu się co do ich struktury. Czyli wyrażoną przez Gehlena zasadę mętności organizacyjnej służb Niemcy stosowali w praktyce i to z dobrym skutkiem, boję się że stąd również nasza dyskusja. Ja w każdym razie gdybym był historykiem i miał rozgryźć jakąś komórkę niemieckich służb, na przykład w Generalnej Guberni, to bym wyszedł od istniejącego w nich pierwotnego podziału na Gestapo i SD. I znowu wracamy do sformułowanej przez Gehlena, a potwierdzonej przez Kazimierza Leskiego zasady celowej mętności organizacyjnej niemieckich służb specjalnych. I znowu mantra, pewnie że nieprecyzyjne, bo precyzyjnie sformułować się tego nie da. Pisałem już na tym forum, że w 1939 roku Francuzi utworzyli V oddział Sztabu Generalnego (Ve Bureau) w którym połączyli wywiad z kontrwywiadem i rozgraniczenie kompetencji między nimi stało się bardzo niewyraźne. Można tu oczywiście dywagować, że brali oni pod uwagę niemiecką okupację i stąd ta reforma. Ale w 1941r Niemcy również połączyli wywiad zagraniczny SD z kontrwywiadem pod kierownictwem Schellenberga, a przecież wówczas nikt nie przypuszczał, że przegrają wojnę. Co więcej CIA została zorganizowana na wzór kierowanego przez Schellenberga wydziału zagranicznego SD, a więc w tej, bodaj największej dzisiejszej organizacji tajnych służb, też nie istnieje podział na wywiad i kontrwywiad. Nie wiem dokładnie jak ta sprawa wygląda w Wielkiej Brytanii, ale zdaje się, że i tam nie ma wyraźnego rozgraniczenia. To zresztą bierze się stąd, że przeważnie najwartościowsi agenci prowadzeni są przez kontrwywiad. Po pierwsze dlatego by mieli jakąś ochronę kontrwywiadowczą, ale przede wszystkim dlatego że jeżeli się chce by przeniknęli głęboko w struktury przeciwnika i mogli okazać się użytecznymi to muszą się czymś wykazać, muszą zatem przekazywać przeciwnikowi prawdziwe i wartościowe informacje. Oczywiście jeżeli założymy, że przeciwnik nie jest idiotą. To chyba zrozumiałe, że takie informacje muszą być kontrolowane przez kontrwywiad. Mniej pobieżne zapoznanie się też nic nie daje, w końcu „współżyjący” z niemieckimi służbami kontrwywiad AK też miał z tym trudności. A i dzisiaj żeby to rozgryźć trzeba mieć dostęp do dokumentów, i w ogóle do wielu źródeł. Trzeba znać sytuację danego regionu, zmiany jakie następowały z upływem czasu itp. W każdym razie jest to zadanie dla zawodowego historyka z którego wnioskami można się dopiero zapoznać. Z tym, że obawiam się iż teraz to jest już trochę na to za późno, bowiem niewielu z tych co mieli z tą firmą do czynienia pozostało jeszcze przy życiu. Szkoda bo my Polacy moglibyśmy poznać niemieckie służby specjalne z DWS również oczami ich przeciwników. Wygląda na to że nie i ja w tym nic dziwnego nie widzę. Tak przynajmniej twierdzi piszący o tych sprawach Andre Brissaud. Z zawodu jest (był?) co prawda dziennikarzem ale przeprowadzał wywiady z wieloma uczestnikami tajnych zmagań z okresu DWS i w temacie jest na pewno kompetentny. Komentując reformę RSHA z 17.IX.1939r pisze że w jej wyniku służba ta (czyli RSHA) uzyskała ogromną władzę wykonawczą dzięki potężnemu aparatowi terroru jaki został jej podporządkowany, czyli Gestapo i Kripo. Gdzie indziej pisze też, że tylko Gestapo miało prawo do dokonywania aresztowań na podstawie materiałów wywiadowczych SD i Abwehry. Z tych wszystkich prawnych rozstrzygnięć wynika chyba glosa, że w wyniku reformy z 17.IX i praktycznego przemieszania Gestapo z SD to ostatnie w praktyce taką władzę otrzymało, zdaje się, że w przeciwieństwie do Abwery.
-
XIX wiek - życie codzienne w Królestwie Polskim
euklides odpowiedział jessica → temat → Katalog bibliografii i poszukiwanych materiałów
Tyle że to jest XX wiek. -
Tego to akurat nie wiem. W każdym razie mianem Gestapo określano Tajną Policję Państwową, zatem nic dziwnego w tym że jako tacy nie chodzili w mundurach. Sądzę też że nie istniała u nich moda na ubieranie się która by podkreślała ich przynależność zawodową. To tylko naszych dzisiejszych tajniaków można odróżnić po stroju (no może jeszcze po wyglądzie). Tutaj to czegoś nie rozumiem. SD to był wywiad na czele którego stał Otto Ohlendorf a Gestapo to była policja podlegająca Mullerowi. Mogło się zdarzyć, że pracowali w tym samym budynku ale podlegali różnym hierarchiom. Nie wyobrażam sobie żeby jakiś funkcjonariusz którejś z tych służb podlegał dwóm szefom. Nie znam aż tak dalece szczegółów organizacyjnych, zresztą ich pobieżna znajomość jest bezużyteczna. W końcu to jeden z szefów niemieckich służb, Gehlen, powiedział że tajna służba nie może mieć przejrzystej struktury, bowiem z chwilą kiedy przeciwnik tę strukturę dogłębnie pozna to ją szybko unieszkodliwi. By zrozumieć niemiecką służbę bezpieczeństwa, RSHA, trzeba wiedzieć, że zasadnicze znaczenie miało tu połączenie w jednym ręku wywiadu (SD) z Gestapo. Zdaje się, że to drugie, w odróżnieniu od SD, miało uprawnienia do dokonywania aresztowań. Odtąd, czyli od 17.IX.1939 r, RSHA nie musiała się nikomu tłumaczyć ze swoich poczynań i stała się złowrogą potęgą.
-
Coś nie tak, przecież każda służba miała swoje mundury, a Gestapo to nie SD. Mam książkę Andre Brissaud „Agenci Lucyfera”. Według niej ostateczny kształt niemieckiej służbie bezpieczeństwa RSHA nadał Hitler 17.IX.1939r, czyli w dniu napaści Armii Czerwonej na Polskę (ciekawe dlaczego, może ktoś coś o tym wie albo się domyśla). W myśl tego dekretu służbie bezpieczeństwa III Rzeszy, RSHA, na czele której stał Reinhard Heydrich, podporządkowane zostało SD, czyli wywiad RSHA, co jest zresztą oczywiste. Owo SD dzieliło się na wywiad wewnętrzny, czyli AMT III i na wywiad zagraniczny, czyli AMT VI. RSHA i Reinhardowi Heydrichowi podporządkowane zostało również Gestapo, czyli tajna policja państwowa, jako AMT IV. I tu pewnie wkradła się pomyłka, nie należy bowiem mylić Gestapo, czyli AMT IV na czele którego stal H. Muller z wywiadem wewnętrznym SD, czyli AMT III, na czele którego stał Otto Ohlendorf, przecież to oczywiste, że mieli różne mundury. Mogę jeszcze dodać, że na czele wywiadu zagranicznego SD stał Heintz Jost.
-
We francuskim czasopiśmie „Histoire” znalazłem krótki życiorys Keynesa, oto on (w skrócie): Urodził się w 1883r w Cambridge. W tym samym roku umarł Karol Marks. Po studiach został kierownikiem wykładów nauk ekonomicznych na uniwersytecie w Cambridge. Równocześnie jest dyrektorem Economic Jurnal, najbardziej znaczącego pisma ekonomicznego. W 1915 roku został ministrem skarbu. W 1919r jest doradcą Lloyd George na konferencji pokojowej. Był przekonany, że wymagania zwycięskich aliantów będą miały opłakane skutki. Podaje się do dymisji z ministerstwa skarbu i wypowiada swe poglądy w książce „Ekonomiczne Skutki Pokoju”. W 1923 roku publikuje „Traktat O Reformie Monetarnej”, gdzie napisał słynne z danie „W końcu i tak wszyscy umrzemy”. W styczniu 1936 roku publikuje swą słynną „Teorię Ogólną o Zatrudnieniu, Procencie i Walucie”. Po wybuchu II Wojny Światowej zostaje ponownie ministrem skarbu. Negocjuje z Amerykanami pożyczki. Reprezentuje Wielką Brytanię w Bretton-Woods. Szkicuje projekty Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Umiera na atak serca w Kwietniu 1946r. Pisałem to jakiś czas temu i na własny użytek (czyli sobie a muzom) dlatego mogłem coś niedokładnie zrozumieć. Objął tresor, czy wszedł do tresor to można było w tym przypadku różnie interpretować: że był ministrem albo że był co najmniej człowiekiem nr. 1 w tym ministerstwie. Nie mam już tego czasopisma i nie mogę dokładnie się temu przyjrzeć, w każdym razie zanotowałem sobie nazwisko autora tego artykułu - J. Marseille. Wątpię żeby Anglia nie miała pożytku z kolonii, a ten pożytek na pewno nie ograniczał się do uciech turystycznych. W pierwszej połowie XX wieku utrzymanie imperium kolonialnego było podstawowym celem polityki brytyjskiej, stąd można wnioskować, że jednak na coś im te kolonie były potrzebne. Nie wiem jak nazwać handel, na przykład Anglii z Australią. Słowo międzynarodowy mi tutaj nie pasuje, dlatego użyłem określenia „handel dalekosiężny”, słyszałem jeszcze określenie „wielki handel”. Pewnie że handlu dalekosiężnego (może ktoś zna lepszą nazwę?) nikt nie prowadził wożąc ze sobą worki złota. Patrząc jednak na mapę świata z 1-szej połowy XX wieku widzę że około ¼ globu ziemskiego to było Imperium Brytyjskie. Prawie wszystkie szlaki handlowe były pod ich kontrolą, zatem siłą rzeczy to Anglia grała uprzywilejowaną rolę w tym handlu, jej pieniądze stale były w nim zaangażowane i mało kto myślał by wymieniać je na złoto. W krajach które nie mają takich możliwości może się zdarzyć że zaoszczędzone pieniądze leżą bezużytecznie, co kusi by je na to złoto wymienić, tak było w Ameryce. Może tu należy szukać przyczyn wielkiego kryzysu. Zresztą właśnie to mogło zrodzić napięcia angielsko-amerykańskie. Przecież tak się złożyło że po DWS najzagorzalszymi zwolennikami dekolonizacji byli Amerykanie. Z tego co wiem, to w 1931 roku nastąpiła dewaluacja funta, czyli by wynikało, że był nadal wymienialny na złoto.
-
Tu można by trochę popolemizować. W końcu Imperium Brytyjskie po PWS istniało i miało się całkiem nieźle. Anglicy mieli zatem możliwości by złagodzić u siebie skutki kryzysu. Churchill mógł sobie pozwolić na luksus przywrócenia funtowi parytetu złota bowiem handel z koloniami miał charakter handlu dalekosiężnego w którym płatności wykonywane są przelewami bankowymi i z tego powodu nie potrzeba w nich dużo tego metalu.
-
Rewolucja Francuska- literatura
euklides odpowiedział Estera → temat → Katalog bibliografii i poszukiwanych materiałów
Według mnie najlepszą dostępną książką o Rewolucji Francuskiej jest ta napisana przez Roberta Margerit, Rewolucja. Składa się z trzech tomów: T1 Miłość i Czas, T2 Ołtarze Strachu i T3 Żelazny Wiatr. Jest to bezapelacyjnie książka historyczna chociaż napisana jako beletrystyka, gatunek u nas raczej nieznany. Są w niej co prawda główni bohaterowie i beletrystyczne opisy, jednak wydarzenia historyczne są tam drobiazgowo opisane i omówione. Wszędzie są podane daty i przebieg wydarzeń można śledzić dzień po dniu, a nawet godzina po godzinie. Autor główną rolę w owych wydarzeniach przypisuje pochodzącemu z Limoge, Claude Mounier. Według autora ów Mounier był jednym z pierwszoplanowych polityków przez cały czas rewolucji, a w wielu jej momentach nawet jej najważniejszą postacią. Zdaje się, że swe znaczenie stracił dopiero po zamachu Napoleona. Jest to dosyć tajemnicza postać. Na ogół przyjmuje się, że Joseph Mounier pochodził z Grenoble i zszedł ze sceny politycznej w 1790 roku. Robert Margerit określa go jako Claude Mounier. Jego personalia są trudne do ustalenia bowiem w wydarzeniach przewija się 5-ciu osobników o nazwisku Mounier i na dobrą sprawę nie wiadomo który jest który i czy to nie jedna i ta sama osoba. Uważam, że dla kogoś zainteresowanego tematem warto uczyć się francuskiego tylko po to, by tę książkę przeczytać. Jest jeszcze 4-ty tom, Straceni Ludzie, ten to jest już typowa beletrystyka, warty przeczytania ale niewiele w nim z historii, traktuje raczej o spustoszeniach w psychice spowodowanych przez wojny napoleońskie. -
Ja też tak sobie ówczesny świat wyobrażam, ale czy ta jakaś klarowna doktryna była potrzebna? W końcu rozważania, czy nawet kontrowersje, natury religijnej nie są niczym złym, dopóki nie powodują zamieszek, rewolt czy spisków, tak zresztą powszechnych w owym czasie. Możliwe że Konstantynowi takiej definicji brakowało, z tego powodu wtrącił się w sprawy religijne i zwołał synod, ale według mnie popełnił błąd. Utrudnił rządzenie nie tylko sobie ale też i swoim następcom. O ile dotąd można było dość łatwo poskromić tę czy inną grupę biskupów, zbyt natarczywie głoszących swoje racje, to od tej pory było to raczej utrudnione. Religia nie jest nauką ścisłą i w każdym, nawet najlepiej przemyślanym określeniu, można zawsze znaleźć pewne niejasności. Przecież po sformułowaniu na piśmie wyznania wiary (bo taki był w końcu rezultat soborowych obrad) uczestnicy polemik mogli się powoływać na wady czy zalety oficjalnie uznanego dokumentu. Za to już nie bardzo można było karać, a przynajmniej nie jak za przestępstwo pospolite. Do wymiaru sprawiedliwości, jeśli tak to można nazwać, wkradł się czynnik religijny. Poza tym o ile można się zgodzić, że nicejskie wyznanie wiary pozwoliło wielu wybitnym umysłom wykazać się swoimi walorami, co zaowocowało obfitą literaturą, to trzeba pamiętać, że te dyskusje nie zawsze ograniczały się do wymiany poglądów, ale były również powodem wielu krwawych waśni, w których rolę grały nie tylko względy religijne.
-
Zbyt optymistyczne. Napisana przez anonimowego autora po grecku Kronika Morei (Peloponezu), wspomina o tych Słowianach jeszcze w XIII i XIV wieku. W każdym razie byli wówczas tam liczącą się społecznością. Chodzi o plemię Melinges zamieszkałe w dość ważnym strategicznie masywie Taygete. Autor jedną z ważniejszych dolin na Peloponezie nazywa Słowiańską Doliną. W każdym razie w XIV wieku było ich tam sporo.Zdaje się, że tamtejsi Słowianie zasymilowali się z Grekami dopiero pod panowaniem tureckim, czyli ta asymilacja trwała dobre tysiąc lat.
-
Coś mi się zdaje że wyznanie wiary sformułowane w Nicei, zdaje się że 324 roku, ułożył Euzebiusz z Cezarei, Arianin, zaakceptowali je inni biskupi ariańscy. To wyznanie wiary jest dzisiaj, mniej czy więcej dokładnie,powtarzane w kościołach.
-
Prędzej został otruty, ale czy można go nazwać herezjarchą?
-
In conspiratione fabula, czyli o warszawskim podziemiu zbiór myśli różnych
euklides odpowiedział Albinos → temat → Walka z okupantem
No to na co czekasz, przecież te słowa nie muszą być literacko dobrane, w końcu treść też się liczy, nie tylko forma. Może to być coś w rodzaju burzy mózgów gdzie wypowiada się opinie nie do końca przemyślane, co wcale nie znaczy że jest to pozbawione sensu. Na pewno pobudzi to jakieś refleksje z którymi się będzie można podzielić, które będzie można wyjaśnić, skrytykować itp. Tobie też może to pomóc w dokładniejszym ubraniu Twoich myśli w słowa. -
Mnie się wydaje że Niemcy dużo wiedzieli o warszawskim AK i o groźbie powstania (jeżeli tak to można nazwać) ale na pewno nie wiedzieli wszystkiego do końca, szczególnie na samym jego początku. Przecież jak wytłumaczyć fakt, że na samym początku powstania swe jedyne oddziały które przedstawiały jaką taką wartość bojową, czyli brygadę Dirlewangera, Niemcy rzucili na doborowe jednostki powstańcze na Woli. Przecież gdyby ta brygada ruszyła na Ochotę to na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej.
-
Skądinąd wiem, że Pireneje najdłużej w Europie opierały się cyrkulacji złota i srebra. Tam jeszcze w XVIII wieku po zakupy szło się z workiem zboża. Może to jest kolejna wskazówka na to, że życie ekonomiczne jest związane w jakiś sposób z kulturą.
