Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,179
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. Polityczna gra Jakuba Sobieskiego

    Pewnie że mógł, przecież Radziejowski usilnie dążył by to on został królem a był potężnym ministrem i miał za sobą potężne stronnictwo.
  2. Villa Fraineuse - Wilhelm i decyzja o abdykacji

    Ściśle biorąc to nie była to depesza a nota i byla ona rezultatem decyzji Ludendorfa z 30 sierpnia 1918r. by zwrócić się do aliantów o rozejm, co pociągnęło to za sobą wymianę not.
  3. Villa Fraineuse - Wilhelm i decyzja o abdykacji

    Tak w największym skrócie to jego abdykacja była w sumie konsekwencją decyzji Ludendorfa z 30 sierpnia 1918r, który wymógł na cesarzu zmianę rządu i zwrócenie się do aliantów o zawieszenie broni, co narobiło w Niemczech niesamowitego zamieszania. Kiedy alianci postawili warunek abdykacji to w Niemczech wielu było gotowych poświęcić kajzera dla pokoju. Wówczas cesarz udał się do Kwatery Głównej armii w Spa i stamtąd 8 listopada 1918r. przysłał oświadczenie, że nie zamierza abdykować i że jest zdecydowany na czele armii zaprowadzić porządek w kraju. W tym celu wydał rozkaz wycofania pewnych oddziałów z frontu. Armia wewnątrz Niemiec była jednak sparaliżowana, dworce i mosty na Renie były w rękach zbuntowanych, oddziały frontowe nie miały zresztą ochoty strzelać do buntowników. W takim stanie rzeczy następca Ludendorfa, Groener, na ogół przy ogólnej aprobacie, rezygnuje z planów marszu na Berlin. Ten sam Groener w porozumieniu z cesarzem zdecydował zebrać w Spa 50 wyższych oficerów z frontu by wyrazili swoje zdanie. Następnego dnia, 9 listopada o godz. 1100 kanclerz Maksymilian Badeński stawia cesarza przed faktem dokonanym i ogłasza że cesarz i król zrzekł się tronu. Tego samego dnia o godzinie 1300 w Spa zakończyła się narada wezwanych do Spa wyższych frontowych oficerów. Z 50 wezwanych przybyło 36 generałów i pułkowników, resztę zatrzymały obowiązki na froncie. Szef wydziału operacyjnego sztabu, pułkownik Heye, zebrał od nich opinie. Większość oficerów uznała, że armia, chociaż pozostała wierna cesarzowi, nie jest w stanie przeprowadzić interwencji wewnętrznej. Nie pójdzie przeciw buntownikom i chce po prostu rozejmu do zawarcia którego czas naglił i każda chwila była droga.Cesarz po krótkim namyśle zgodził się na rezygnację z korony cesarskiej, ale pozostał królem Prus, chociaż było to sprzeczne z konstytucją cesarstwa która nie rozdzielała korony cesarskiej od korony króla Prus i łączyła władzę królewską z cesarską. Dawny minister spraw zagranicznych, Hintze, sporządził pisemny akt i o godz. 14-tej zatelefonował do Berlina oświadczając że Wilhelm II zgodził się abdykować jako cesarz, ale pozostaje królem Prus. Dowiaduje się wówczas że w wydanym przez Maksymiliana Badeńskiego komunikacie jest mowa o cesarzu i o królu. Szef sztabu Kronprintza wykrzykuje, że to zdrada i radzi cesarzowi by wyruszył z wojskiem. Jednak w Spa nawet elitarne oddziały, które chronią Kwaterę Główną, nie są pewne. Wieczorem do Spa przybył przedstawiciel delegacji rozejmowej z warunkami rozejmu. Cesarz był już w swoim pociągu i szykował się do odjazdu w kierunku Holandii. Walcząca na froncie armia pozostała w rękach jej dowódców, którzy pozostawili cesarza własnemu losowi. Hindenburg ogłosił wojsku, że rozejm będzie „zawarty jak najśpieszniej”. Wezwał też do porządku i dyscypliny. Rozejm jak wiadomo został zawarty 11 listopada.
  4. Wilhelm Canaris

    Okręt o którym mowa został zatopiony na wodach terytorialnych Chile. Jego załoga została internowana na należącej do tego państwa wyspie Juan-Fernandez. Władający biegle językiem hiszpańskim Canaris w jakiś sposób uzyskał prawdziwy paszport chilijski na nazwisko Reed Rosas. Z tym paszportem udał się poprzez kontynent, ale w tym przypadku znaczyło to z Chile do Argentyny. W Buenos Aires gościł przez pewien czas u rodziny niemieckich emigrantów. Na początku 1916 roku wsiadł na holenderski parowiec pasażerski Frisia płynąc do Holandii jako Chilijczyk Reed Rosas, młody wdowiec udający się do Holandii by załatwić sprawy spadkowe po swej niedawno zmarłej tam matce-Angielce. Statek był kontrolowany w Plymuth, nikt jednak nie rozpoznał niemieckiego oficera w mówiącym biegle po hiszpańsku Chilijczyku. Z Holandii bez problemu dostał się do Niemiec. Tam został skierowany na kurs wywiadu prowadzony przez nie byle kogo bo przez Waltera Nicolai. Po jego ukończeniu został skierowany do ambasady niemieckiej w Hiszpanii gdzie zbierał informacje o alianckiej żegludze a także organizował zaopatrzenie dla niemieckich okrętów podwodnych i krążowników pomocniczych. Znajomości jakie wówczas tam zawarł były mu pomocne później gdy organizował wsparcie dla gen. Franco. Aliancki wywiad dostrzegł go jednak, stał się rozpoznawalny i utrzymywanie go na placówce agenturalnej w Hiszpanii przestało mieć sens. Powrócił do Niemiec i skończył kurs dla oficerów łodzi podwodnych. Jesienią 1918 roku otrzymał swój okręt UB 128 i przedostał się z nim przez cieśninę gibraltarską na Morze Śródziemne do austriackiej bazy Caffaro. Nie zabawił tam długo ponieważ port znalazł się w ogniu walk, wyruszył z powrotem do Niemiec. 8 listopada przybył do Kilonii zastając tam rewolucję. Oprócz pancernika Schlesien był również 1-szym oficerem na szkolnym krążowniku Berlin, tam jako jeden z jego kadetów służył Reinhard Heydrich z którym Canaris nawiązał dość bliskie stosunki. Roli w zamachu 20.VII na Hitlera nie odegrał chyba żadnej. Był wówczas szefem jakiejś mało ważnej służby, zdaje się wywiadu handlowego. Po zamachu został pozbawiony tego stanowiska i internowany. Ta w końcu mało dotkliwa represja była spowodowana mało konkretnymi podejrzeniami. Po prostu nie było go na liście jednego ze spiskowców, oficera Abwehry, Hansena. Ta lista obejmowała ludzi którzy mieli być rozstrzelani po udanym zamachu stanu. To jeszcze nie wszystko. 23 stycznia 1926r socjaldemokratyczny poseł Moses oskarżył Canarisa przed komisją parlamentarną badającą wypadki związane z rewoltami w 1917 i w 1918 roku, że ten uczestniczył czynnie w morderstwie Liebknehta i Róży Luxemburg. W tych oskarżeniach sekundował mu inny poseł, Dittman. Canaris został na krótko aresztowany ale natychmiast oczyszczony z zarzutów przez min. Reichswery, gen. Brennera. Faktem jest że w końcu 1918 roku porucznik marynarki, Canaris, zaangażował się w walkę przeciw Spartakusowcom. Wstąpił do dywizji kawalerii gwardii dowodzonej przez gen. von Hoffmanna, ale którą w praktyce kierował kapitan Waldemar Pabst. Jej sztab mieścił się w hotelu Eden w Berlinie. 15 stycznia 1919r kiedy to aresztowani zostali obaj przywódcy Związku Spartakusa, to tam właśnie ich przywieziono i tam też zostali krótko przesłuchani przez kpt. Pabsta, który kazał ich następnie przewieźć do więzienia Moabit. W drodze oboje zostali zastrzeleni, oficjalnie podczas próby ucieczki. Tej właśnie nocy Canaris zniknął z Berlina. To wszystko wskazuje, że oskarżenia posła Mosesa nie były bezpodstawne. Trzeba jednak pamiętać, że Abwehra była uwikłana w walkę polityczną przeciw Hitlerowi. To była główna przyczyna dla której przegrywała w konfrontacji z wywiadem alianckim, co nie znaczy że była to służba nieudolna i nic nie warta. Coś w tym jest. Po wojnie zapytano prezydenta Czechosłowacji, Benesza, dlaczego wydał rozkaz zamachu na Heydricha. Odpowiedział, że nalegali na to Anglicy. Wówczas zadał im pytanie dlaczego im tak na tym zależy. W odpowiedzi usłyszał że Heydrich musi zginąć bowiem zagraża bardzo ważnemu brytyjskiemu agentowi. Na pytanie o kogo chodziło, nie uzyskał odpowiedzi, to pytanie pozostaje jednak nadal aktualne, czyli: O kogo właściwie chodziło? Wymienia się tu przeważnie szefa wydziału centralnego Abwehry, Hansa Ostera, ale są tacy co uważają że chodziło o Canarisa, a jest nawet możliwe że tym agentem był Himmler. W każdym razie komandosom czeskim zamach nie udał się w 100%. Rana Heydricha nie okazała się śmiertelna i chociaż możliwym jest że wdało się zakażenie to jednak śmierć Heydricha mogła być na rękę Himmlerowi ten bowiem na wieść o tym natychmiast przyleciał do Pragi specjalnym samolotem by z marynarki Heydricha wyjąć klucze od jego prywatnego sejfu, które ten zawsze nosił przy sobie. Co do Canarisa to w jego biografii znalazłem pewien zastanawiający szczegół. Dotyczy to Włoch. Otóż raporty wszystkich niemieckich służb wywiadowczych sprzed 1943 roku uznawały Włochy za pewnego sojusznika. Znana jednak była opinia Canarisa który uważał że Włochom nie można w 100% ufać. O ile jeszcze w maju 1943 roku wszystkie służby wywiadowcze, w tym również Abwehra, zapewniały że Włochy są pewnym sojusznikiem, to Canaris przedstawiał fakty wskazujące że znoszą się z aliantami. 28 lipca 1943 roku doszło tam do zamachu stanu w wyniku którego władzę objął rząd marszałka Badoglio, przy czym ten nowy rząd zapewniał że pozostaje wiernym sojusznikiem Niemiec. Hitler wahał się czy podjąć akcję prewencyjną i doprowadzić do zmiany rządu we Włoszech. Na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku było to sensowne i taka akcja mogła utrzymać Włochy w obozie Osi. By rozstrzygnąć swoje dylematy wysłał do Włoch Canarisa żeby dokładnie przyjrzał się sytuacji. Ten umówił się na spotkanie ze swoim odpowiednikiem, czyli szefem wojskowego wywiadu włoskiego, Carlo Ame. Spotkanie to odbyło się 2 sierpnia 1943 roku w Wenecji. Jego przebieg nie jest w zasadzie znany. W każdym razie po tym spotkaniu Canaris wręczył Hitlerowi raport w którym zapewniał że Włochy są pewnym sojusznikiem i Hitler zrezygnował z akcji prewencyjnej. Miało to poważne skutki bowiem Badoglio uzyskał czas na przygotowania do podpisania kapitulacji z Anglosasami. Doszło do tego we wrześniu 1943 roku i w ten sposób armia włoska przestała prawie istnieć. W tym przypadku Canaris sprawia wrażenie że postępował jako agent intoksykacyjny, czyli dostarczał wartościowych i prawdziwych wiadomości po to by oszukać Hitlera w sprawie zasadniczej. Z tym, że o ile przeważnie agenci intoksykacyjni są agentami jednorazowego użytku, to Canaris byłby rzadkim wyjątkiem. Właściwie Hitler poznał się na nim dopiero w kwietniu 1945 roku, kiedy to dostarczono mu dzienniki Canarisa, prawdopodobnie to pod ich wpływem kazał go stracić. Ale w końcu mamy tu konfrontację oficera i kompetentnego szefa świetnie zorganizowanej służby, z drobnym kapusiem, co prawda chytrym, przebiegłym i pozbawionym skrupułów, ale tylko kapusiem. W końcu takimi chyba były polityczne kwalifikacje Hitlera. Pewnym jest, że co najmniej od 1938 roku Canaris był wplątany w prowadzenie negocjacji z Wielką Brytanią za plecami Hitlera. Z pewnością w tych rozmowach nie brał aktywnego udziału ale o wszystkim wiedział i krył spiskowców. W 1942 roku sprawy mogły zajść tak daleko że nie pozostawało mu nic innego jak pójść na współpracę wywiadowczą z Anglikami.
  5. Nie chciałbym tutaj z niczym polemizować, ale kiedyś, zastanawiając się nad tymi wydarzeniami odniosłem wrażenie że bardziej pasowałaby tu Kruszwica. Ale wygląda na to, że się myliłem, przyznaję. Tu się zupełnie zgadzam, z tym że dla mnie ta wersja, że jest to trochę wypaczone echo jakichś dawnych wydarzeń, wydaje mi się bardziej prawdopodobna. Dla mnie są. Przecież z podanych przeze mnie przykładów wynika że są dwa rodzaje postrzyżyn z pierwszym rodzajem mamy do czynienia wtedy kiedy pozbawia się kogoś praw do tronu, drugi to kiedy mu się wycina tonsurę na znak, że Kościół bierze go pod swoją opiekę. Można zatem ułożyć pewną logiczną całość: że Popiel pozbawił swego syna praw do sukcesji na korzyść innego syna z innej matki wówczas zjawili się dwaj przybysze którzy mu wystrzygli tonsurę biorąc go w ten sposób pod opiekę Kościoła. Z tym że prawo do tego miał tylko biskup, zatem ci dwaj musieli być nie byle kim, chociaż prawdą jest iż istnieje coś takiego jak delegowanie uprawnień. Myślę że taka interpretacja, chociaż trochę naciągana, jest dopuszczalna. Biorąc pod uwagę że Frankowie to w istocie mieszanka ludów z północno-zachodniej Europy to można. W końcu do tych podanych wyżej przeze mnie 4 przykładów wziętych od Grzegorza z Tours można dołączyć ten opisany przez naszych kronikarzy by mieć lepsze wyobrażenie o co w tym wszystkim chodziło. Zresztą jest jeszcze powszechnie znany mit o Samsonie i Dalili, co by wskazywało że problem z włosami występował często u prymitywnych ludów. Przyznam że książkę i poglądy profesora Urbańczyka znam tylko z postu użytkownika Furiusza, który powołuje się tu ponadto na serial Wikingowie. Przyznam też że wyobrażenie owego profesora o sytuacji w Polsce tuż przed historią pisaną skojarzyło mi się z tym co się działo w królestwie Franków w V – VI wieku. Mam bowiem opis jakiejś wojny prowadzonej przez Franków w tych mniej więcej czasach który jest zgodny z tym co napisał ów profesor, ale jest to tylko 10% prawdy i spore spłycenie tematu. Poza tym Frankowie są jedynym barbarzyńskim ludem północnej Europy którego historia została spisana a można sądzić że u innych barbarzyńskich ludów sprawy się miały podobnie i sądziłem że na tej podstawie profesor napisał swoją książkę. Może źle zrobiłem że wyraziłem opinię o książce której nie czytałem. Mając po prostu pod ręką klawiaturę trochę się może zagalopowałem.
  6. Różnica między nami polega na tym, że ty uważasz opowieść Galla Anonima przede wszystkim za legendę a ja za echo jakiegoś ważnego wydarzenia. Są dowody związane z historią Franków. Uważam je za miarodajne, Frankowie bowiem nie byli ludem o jakiejś endemicznej kulturze. Była to zbieranina ludzi z północnej Europy, Germanów, ale wcale bym się nie zdziwił gdyby pomiędzy nimi znaleźli się jacyś Słowianie. Można ich przyrównać do naddnieprzańskiej Kozaczyzny. Tak samo jak nad Dniepr, niespokojne duchy z północnej Europy ciągnęły nad Ren. Kozaczyzna nigdy nie odegrała takiej roli jak Frankowie po prostu dlatego, że Morze Czarne to jednak o wiele większa przeszkoda niż Ren. Oto parę przykładów historycznych o postrzyżynach: W 491r – Frankowie zadali Turyngom klęskę. Ich króla Chararica, Chlodwig pojmał wraz z synem, kazał ostrzyc ich na kleryków. Ci powiedzieli, że nim im włosy odrosną Chlodwig będzie martwy. Słowa te mu doniesiono. Kazał ich stracić, po czym przejął ich królestwo. U dawnych królów Franków długość włosów była oznaką siły i oznaką królewskości (po łac. reges criniti). Na pieczęci Childeryk ma długie włosy, okryty jest paludamentum, czyli galowym okryciem rzymskich generałów. Chlodwig prześladował w ogóle szefów frankijskich, często swoich krewnych. Zaczynał od tego, że obcinał im znak ich królewskości, czyli długie włosy, później mordował ich. W 524r w Paryżu przebywała Klotylda u swego syna Childeberta. Zaopiekowała się trzema synami Clodomira. Childeryk wezwał do siebie Klotara i zaproponował mu by wydziedziczyć bratanków i podzielić dzielnicę brata. Podstępem przejęli od Klotyldy wnuków i wysłali jej ultimatum. Albo ostrzyże się ich na znak pozbawienia przynależności do rodziny królewskiej (tylko bowiem jej członkowie mieli prawo nosić odpowiednio przycięte długie włosy) albo zginą. Nieszczęsna Klotylda odpowiedziała, że woli ich martwych niż pozbawionych tronu. Klotar osobiście zamordował dzieci… Ok. 575r syn Chilperyka, Meroweusz, zakochał się młodzieńczą miłością w swej ciotce, Brunehaut. Przybył do niej do Rouen i tam biskup dał im ślub mimo zakazów kościelnych odnoszących się do kazirodztwa. Chilperyk gdy się o tym dowiedział wysłał Brunehaut do Austrazji, zaś Meroweusza do klasztoru. Kazał go ostrzyc na znak, że nie ma żadnych praw do sukcesji… 1.II.656r (lub 661r)- W aureoli świętego umiera król Austrazji, Sigebert III. Ponieważ nie miał dziedzica, w Neustrii panowała nadzieja, że któryś z synów Chlodwiga II zasiądzie na tronie i dojdzie do jedności trzech królestw. Ta śmierć przyszła bardzo w porę Grimaudowi. Natychmiast uwięził Dagoberta, kazał ostrzyc na kleryka i powierzył opiece Didona, biskupa Poitiers, który wysłał go do klasztoru w odległej Irlandii. Zatem mamy postrzyżyny rodem z nad Renu, ale też i z nad Warty. Można stąd snuć wniosek że tak to mniej więcej wyglądało w całej północnej Europie. Czy to nie rzuca światła na postrzyżyny opisane przez Galla Anonima? Nawiązując do strzyżenia na kleryka to często takie postrzyżenie nie wiązało się z żadnymi obowiązkami a stawiało kogoś pod opieką Kościoła. Mam też na to przykłady. Z tym że zdaje się iż takich postrzyżyn mógł dokonać tylko biskup. Są takie interpretacje które zwracają uwagę na słowo „piast”, czyli opiekun, wychowawca, niekoniecznie ojciec. Może trochę przesadzę ale powołując się na Malinowskiego można stwierdzić że w niektórych kulturach matki brat był bliższy od biologicznego ojca. Stąd mogą być pewne nieporozumienia. Nie mam pod ręką tego akurat Długosza bo mi parę jego książek przepadło w wyniku przeprowadzek, ale o ile pamiętam to z jego Roczników wcale nie wynika by żona Jagiełły, Jadwiga (bo tą pewnie masz na myśli) była świętą. No ale to był Długosz. O tej legitymizacji Bourbonów to Ci mogę trochę napisać. Co do czasów to istotnie się zmieniły ale natura ludzka i predyspozycje psychiczne pozostały takie same. Jednak nie bardzo. Po to niektóre wydarzenia oprawia się ceremoniami by jak najwięcej ludzi było ich świadkiem i jak najdłużej je pamiętało a taki charakter miały owe postrzyżyny u Piasta. Jeżeli nawet przyjmiemy że były one normalnym ceremoniałem w tamtych czasach, to dlaczego pamięć o tych właśnie przetrwała. Kto wie czy nie istniała jakaś pisemna relacja czy dokument związany z tym wydarzeniem po którym ani śladu. A tak a propos, istnieje w naszej kulturze mądry poemat: „…Płomień rozgryzie malowane dzieje (tym bardziej pisane), skarby mieczowi spustoszą złodzieje, pieśń (czemu nie opowieść) ujdzie cało…” Ważnym jest czy z tych puzzli jakie dotarły do naszych czasów da się ułożyć jakąś logiczną całość. No tu się prawie we wszystkim zgadzam. Zdaje się że jedyna różnica między nami w tej kwestii jest taka, że ja dopuszczam możliwość że byli tam osobiście. A poza tym przyznaj że gdyby oni tam naprawdę byli osobiście, to czy to nie fajne? <b style="mso-bidi-font-weight:normal"><br style="mso-special-character: line-break"> <br style="mso-special-character:line-break"> </b>
  7. Przepraszam że przestawiłem Twój post ale akurat do tych do tych fragmentów tekstu chciałem się odnosić. W sumie to trudno nie zgadzać się tutaj z czymś, jednak nie można w historii ograniczać się do interpretacji magiczno rytualnych. Zgadzam się że utożsamianie Cyryla i Metodego z opisanymi przez Galla Anonima przybyszami do Gniezna (?) jest ryzykowne. Ale jakieś idealistyczne pojmowanie historii to też przesada. Wracając do Cyryla i Metodego, to bez względu na to czy to oni złożyli wizytę Piastowi, czy nie, to położyli niewątpliwie duże zasługi w krzewieniu chrześcijaństwa w Środkowej Europie i za to niektórzy chrześcijanie uważają ich za świętych, moim zdaniem słusznie. Ale zgodzisz się chyba że nie zaszczepiali chrześcijaństwa chodząc z procesją po środkowoeuropejskich bezdrożach i śpiewając paternoster. W ten sposób nic by nie zdziałali. Żeby osiągnąć swoje cele musieli korzystać z doświadczeń poprzedników i mieć niemałe kwalifikacje polityczne. Będąc w niemałym stopniu politykami nieraz pewnie postępowali tak jak świętym nie przystoi. Dlatego można zrozumieć Popiela kiedy ich nie wpuścił do siebie, przecież on sam, jako jakiś lokalny władca, był również politykiem i mógł mieć po temu powody i jego poddani mogli je traktować ze zrozumieniem. O ile teza o wizycie Cyryla i Metodego w Gnieźnie jest istotnie karkołomna, przyznaję, to akurat to co przytoczyłeś wyżej ją potwierdza. Otóż te postrzyżyny mnie zawsze interesowały a nie mogłem sobie ich jakoś logicznie wytłumaczyć. W końcu wiedzę o tym wynosi się ze szkoły podstawowej i to w formie że postrzyżono Siemomysła. Oczywiście piszą o tym Anonim i Kadłubek. Dla mnie przełomowym były znane w historii fakty, które przytoczę. Po pierwsze u Franków długie włosy były oznaką królewskości. Pamiętając że lud ten był w istocie mieszanką ludów północnoeuropejskich to można przyjąć że było to wówczas rozpowszechnione w północnej Europie. Zresztą prawie każdy zna opowieść o Samsonie i Dalili, gdzie włosy też mają jakieś magiczne właściwości. Zatem można przyjąć, że odgrywały one szczególną rolę u ludów barbarzyńskich. W świetle tego nasuwa się interpretacja że Popiel ostrzygł swego syna Siemowita pozbawiając go w ten sposób praw do sukcesji po sobie. Możliwe iż przyczyną tego było to że jego matka był chrześcijanką. Postrzyżyny mają jednak jeszcze inne znaczenie. Otóż czyniono je również wówczas kiedy przyjmowano kogoś do stanu duchownego, strzyżono mu wówczas na głowie tonsurę. Prawo do takiego strzyżenia miał każdy biskup. Narzuca się zatem interpretacja: na przykład że kiedy Popiel pozbawił swego syna praw do tronu wówczas przybyli owi dwaj i przyjęli go do stanu duchownego strzygąc mu tonsurę. Mieli zapewne do tego prawo bowiem pewnie mieli uprawnienia biskupów. W ten sposób Kościół wziął go pod swoją opiekę. Myślę że taka interpretacja, choć może trochę naciągana, to jeszcze nie historia alternatywna. Zgodzę się, ale w kulturze francuskiej jest bardzo zakorzenione że dynastia Merowingów pochodziła od morskiego bożka, a szczególnie to że dynastia Kapetyngów była namaszczana oliwą przyniesioną z nieba przez anioła. To jest zresztą charakterystyczne w ogóle dla kultury zachodnioeuropejskiej. Ja natomiast nic podobnego nie słyszałem o polskich dynastiach, przyznam się że o tych aniołach legitymizujących władzę Piastów to nie przypominam sobie bym coś dawniej słyszał, w każdym razie nie zwróciłem na to uwagi, a przecież jestem wychowany w tej kulturze. Co do Jagiellonów i późniejszych królów elekcyjnych to w ogóle nie słyszałem o ich jakichś ponadprzeciętnych związkach z boskością. Jaka to daleka wyprawa misyjna. Nie wierzę by ci dwaj osobnicy, zapewne lubiący podróżować i ciekawi świata, przebywając 5 lat na Morawach nie zajrzeli za Bramę Morawską by zobaczyć co tam jest, a przecież to już Polska i źródła Warty. Parze zakochanych studentów przepłynięcie kajakiem wzdłuż Warty do Gniezna ile czasu zajmie? A w owym czasie rzeka była pewnie bardziej spławna. Co do milczących źródeł i anonimowości to możesz mieć rację albo i nie. Pokutująca skądinąd reguła: „Nie ma dokumentu zatem nie było zdarzenia” historii nie służy najlepiej, poza tym politykom często zdarza się mieć swoje tajemnice. Możliwe że masz rację. Przyznam że kiedyś zastanawiając się nad tym jak wyglądał świat tuż przed pisanymi tekstami zacząłem czytać książki Malinowskiego i może za bardzo to na mnie podziałało. Będę miał czas to coś poszukam. Oczywiście Wiki sobie daruję. Do końca nie jestem przekonany że chcieli ich usunąć a nie mogli. Trzeba pamiętać że w V wieku Galię zasiedlało 5-6 mln ludności i miejsca do osiedlenia się było w bród. Wydaje mi się, że czasem myli się najazdy z jakąś akcją osiedleńczą. Pewnie że byli tacy co źle widzieli Germanów w Galii. Wydaje mi się że w Zachodniej Europie wówczas było podobnie jak dzisiaj, kiedy to przybywają tam emigranci z różnych kultur i osiedlają się, chociaż nie przez wszystkich są mile widziani. Że wówczas napływ tych przybyszów miał polityczne znaczenie to inna sprawa bowiem z nowymi mieszkańcami wkradł się do cesarstwa element lewacki, który obalił trochę zbyt lewicowe rządy rzymskiej administracji i w ten sposób zadał druzgocący cios rzymskiemu imperium. Może się za daleko posunąłem ale według mnie te tak zwane najazdy germańskie na Galię w V – VI wieku to była raczej lewacka rewolta. <br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break">
  8. Według mnie nigdy. Próbowali tego ale im się to nie udało. Ja w każdym razie nie widzę takiego momentu. Pokrótce naszkicuję co wiem o losie polityki fiskalnej Merowingów: W zasadzie pierwszym królem Franków o którym coś więcej wiadomo był Chlodwig. Został nim w 481 roku. Jak tylko objął panowanie zaczął prowadzić wojny. Na początku on i jego ludzie z upodobaniem rabowali kościoły. W ten sposób pewnie nieźle zasilił swój skarb. Poza tym cały czas prowadził wojny z innymi władcami Franków, którzy często byli jego krewnymi. Przeważnie pokonywał ich, po czym mordował i przejmował ich skarb. W 493 (503?) roku poślubił burgundzką księżniczkę, Judytę, która przekonała go do chrześcijaństwa. W 507 roku armia Chlodwiga zdobywa Tuluzę i przejmuje bajeczne skarby króla Wizygotów, Alaryka. W 509 roku Chlodwig przejmuje skarb króla Franków Nadrzecznych, Sigeberta. To były tylko najważniejsze jego zdobycze. W każdym razie w chwili śmierci w 511 roku ten skarb przedstawiał znaczną wartość i jego 4-ej synowie mieli się czym podzielić. Jednak po upływie pewnego czasu następcy Chlodwiga zaczęli odczuwać kłopoty finansowe. Wnuk Chlodwiga, Theodobert podjął próbę jakiegoś uporządkowania tego stanu rzeczy. Jego żona Deoteria wywodziła się z rzymskiej arystokracji. On sam również otaczał się ludźmi z arystokracji Gallorzymskiej, kulturalnymi, o wysokich kwalifikacjach. Jego wysiłki spełzły jednak na niczym w 548 roku kiedy to zamordowany został w Treves jego magister oficjów, Parthenius, człowiek który się na tym znał i próbował przywrócić należyte działanie systemu podatkowego. W połowie VI wieku następuje ogólna recesja gospodarcza. Zaczyna się powrót do cywilizacji drewna, które wypiera kamień jako budulec. Dawne rzymskie budowle miejskie (amfiteatry, akwedukty itp.) idą w ruinę, nikt o nie nie dba. Pojawiło się pojecie mansa. Była to działka ziemi jaką pan dawał chłopu w zamian za należności w naturze i usługach. Jednym z powodów jej powstania, oprócz złego obiegu pieniądza, były ciągłe wojny i wynikające stąd ustawiczne niebezpieczeństwo które pchało pod opiekę kogoś możnego. Między Merowingami nasiliły się walki o władzę w których dążenie do przejęcia skarbu krewniaków było bardzo ważnym czynnikiem motywującym. Byli coraz mniej przywiązani do ideału swego pradziada, Chlodwiga, jakim była jedność królestwa Franków. W końcu VI wieku dawny fiskalizm śródziemnomorski starała się przywrócić królowa Brunehaut. Była wizygocką księżniczką. Królową Franków została jako żona Siegeberta I. Rządziła jako żona, matka, babka, czy prababka któregoś z Merowingów. Często musiała przeżywać śmierć któregoś z nich. W 595 roku reformuje instytucje królestwa, te reformy, chociaż nieudane, odegrały jednak później rolę, stanowiły bowiem wzór dla innych średniowiecznych instytucji. W 603 roku mianowała merem pałacowym oddanego sobie Protadiusza. Ten dążył do wzmocnienia władzy królewskiej, szczególnie poprzez nałożenie podatków. 2 lata później zginął zamordowany. Ona sama, zdradzona, w 613 roku dostała się w ręce swych wrogów i zginęła okrutną śmiercią, miała 66 lat. Kolejna zatem próba wprowadzenia fiskalizmu spaliła na panewce. By zapobiec postępującemu po jej śmierci rozprzężeniu, jej morderca, Klotar II, zwołał w 614 roku synod biskupów. W wyniku narad wydany został 20-punktowy edykt. Jego artykuł 11 mówił o: „koniczności zaprowadzenia z pomocą Chrystusa dyscypliny w królestwie. Rewolty i bezczelność ludzi mają być surowo karane”. Te wysiłki nic jednak nie dały. Zaraz potem doszło do zamieszek w Burgundii a i sam król zaczął łamać postanowienia edyktu. W 629 roku królem Franków zostaje Dagobert. Brał udział w walkach ze Słowianami. Był zobowiązany do tego bowiem Sasi płacili mu w tym celu trybut. Czynił to niechętnie i ze złym skutkiem, przez to Sasi przestali mu płacić i skończyło się jedno z niewielu źródeł jego dochodu. On sam był przede wszystkim dyplomatą, wojny prowadził tylko wówczas kiedy nie miał innego wyjścia. Otaczał się wartościowymi ludźmi. Jednak za jego panowania ustały podboje, czyli podstawowe źródło dochodów monarchii Merowingów. Z tego powodu kiedy umarł w 639 roku to dynastia Merowingów przeszła w stan agonii. Zapanowała krwawa rywalizacja między Austrazją Sigeberta a Neustrią i Burgundią będącymi pod berłem Chlodwiga. Wszędzie arystokracja podważała autorytet młodocianych władców. Zarówno w Metzu jak i w Paryżu władzę ma nie król, ale mer pałacu, który był przedstawicielem arystokracji i czuł się w obowiązku prowadzić z ową arystokracją układy. Można powiedzieć że dopiero wówczas Merowingowie przestali się utrzymywać ze zdobyczy ale dlatego że nie byli w stanie zdobywać. To był jednak ich koniec. Musieli poddać się upokarzającej władzy merów pałacowych którzy deprawowali ich dzieci i mianowali królem tego Merowinga którego chcieli. Aż w końcu jeden z ich prześladowców, Pepin Krótki, sam został królem. P.S. W poprzednim poście w temacie o profesorze Urbańczyku pomyłkowo napisałem, że rozkład monarchii Merowingów datuje się od śmierci Klotara w 634 roku. Powinno być że od śmierci Dagoberta w 639 roku. Nie mogłem poprawić bo nie ma edycji.
  9. Do 634 roku utrzymywali się ze zdobyczy, później utrzymywali ich merowie pałacowi, decydowali też kto ma zostać królem, chociaż wybierali ich z rodu Merowingów. Oczywiście ta data jest mimo wszystko trochę umowna. Historia to nie matematyka.
  10. Można to zinterpretować w sposób jakiś mistyczny, ale można też i w racjonalny. Zerknąłem do internetu i przeczytałem że Cyryl i Metody w latach 862 – 868 przebywali na Morawach, przecież to niedaleko. Są tacy co liczą pokolenie na 30 lat, poza tym odbycie podróży wzdłuż Warty było jak najbardziej możliwe i mogło zająć co najwyżej parę dni w jedną stronę. O ile dobrze pamiętam to Meroweusz, pierwszy przedstawiciel dynastii Merowingów, został poczęty przez morskiego bożka w chwili gdy jego matka kąpała się w morzu. Niewiele ma to wspólnego z nadaniem Piastom praw do tronu przez aniołów. Oczywiście jeszcze trzeba przyjąć taką a nie inną interpretację Galla, no i oczywiście owych przybyszów trzeba uznać za aniołów. Jednak jakieś polityczne znaczenie to przybycie mogło mieć. Mogli się przekonać że tamtejsi chrześcijanie są na tyle silni że warto w nich inwestować i w końcu Popiela myszy zjadły. Taki zaś los był rezerwowany dla wrogów chrześcijaństwa. W piśmiennictwie chrześcijańskim nie jest to jedyny taki przypadek. To chyba normalne że najpierwszą formą ustrojową był właśnie ustrój rodowy z którego potem wyrastały inne. Zresztą Konieczny w swych książkach o historii Polski twierdził, że w Polsce ustrój rodowy trwał wyjątkowo długo, bo nawet w późnym średniowieczu, a zatem na pewno wcześniej też. O polityce fiskalnej to napiszę przy końcu tego postu, a co do najazdów to jest to jednak pewne uproszczenie. Pamiętać trzeba że Frankowie na mocy traktatów zawieranych z Rzymem, mu służyli. Szef takiej armii Franków na służbie Rzymu nazywał się rex. Wielu Franków w V wieku było wysokimi urzędnikami cesarstwa i z jednego takiego urzędu, owego rex wywiódł się germański król. Zresztą podboju Galii, jeżeli tak to można nazwać, dokonywali Frankowie Saliccy, a ci uznawali się z poddanych Rzymu. Reszta Franków nazywanych Frankami Nadrzecznymi marzyła o dostaniu się w granice cesarstwa czego im Frankowie Saliccy bronili. Grzegorz z Tours pisze że w momencie chrztu Chlodwiga w jego najbliższym otoczeniu znajdowali się prawie sami Gallowie. Między jego funkcjonariuszami więcej było Gallów i Rzymian niż Germanów. I to było regułą w monarchii Merowingów. Co do podbojów Chlodwiga to ciekawą jest relacja ze zdobycia Awinionu. Oblegających frankijskich żołnierzy wprowadził do miasta akweduktem, konserwator akweduktów. Nasuwa się sugestia, że miał dosyć płacenia za utrzymywanie tego akweduktu. Według mnie tego typu wypadki musiały być częste podczas tych podbojów. Mógłbyś mi trochę przybliżyć rok 486? A jednak żadnej przesady w tym nie ma poza tym Galia nie leży nad Dunajem a Sasi to nie Frankowie. Francuski historyk Stephane Lebecq pisze: Merowingowie zajmując Galie od razu zwalniali ziemię od obowiązku opłaty dla cesarza. Ziemie te oddawali kościołowi lub wiernym sobie by ich tym bardziej uzależnić. W teorii było to beneficjum, czyli król miał prawo w każdej chwili im tę ziemię odebrać, w praktyce było inaczej. Inny historyk, Georg Tessier pisze o fiskaliźmie monarchii merowińskiej tak: Frankowie zastali po Rzymianach cały system fiskalny, którego podwaliny stworzył Dioklecjan. Składał się z dwóch ściśle powiązanych ze sobą podatków. Pogłównego i podatku od ziemi. Ich wysokość była określana dzięki dokładnym okresowym spisom nieruchomości. Frankowie zmienili jednak te metody, co pociągnęło za sobą ruinę tych instytucji finansowych. Tym bardziej, że taki sposób ściągania podatków budził opór ludności zarówno germańskiej jak i gallorzymskiej. Do niektórych terytoriów urzędnicy fiskalni nie mieli prawa wstępu ze względu na postawę ludności. Chilperyk I nakazał czynienie spisów. Jednak gdy dzieci mu zachorowały, to musiał wrzucić te spisy do ognia by wyzdrowiały. Ponadto większość włości kościelnych i duża część właścicieli świeckich otrzymała przywilej wyłączenia (immunitetu). Były jeszcze podatki pośrednie, czyli taryfy nałożone na ruch osób, pojazdów, a szczególnie towarów. To również Rzymianie zostawili po sobie. Ten podatek był lepiej akceptowalny. Urzędnicy, szczególnie hrabiowie, do przesady respektowali immunitet. Uważali, że nie mogą wkraczać na objęte nim tereny by wypełniać swoje obowiązki. Nawet tak okrojone podatki nie trafiały w całości do skarbu. Część z nich znikała w kieszeniach poborców. Szczególnie hrabiów, którzy sporo sobie przywłaszczali, gdyż nie otrzymywali za ich zbieranie żadnej zapłaty. Z drugiej strony królowie w trosce o swoją popularność i władzę bywali hojni wobec poddanych oraz kościoła, co ich rujnowało. W praktyce skarb, pochodził z łupów wojennych, kontrybucji narzuconych pokonanym oraz z „darów” poddanych. Były to kufry ze złożonymi w nich sztabami drogocennych metali. Pieczę nad nimi mieli skarbnicy (szafarze) ale król często nosił przy sobie klucz od komnaty ze skarbem. Był złożony w pewnym miejscu ale przeważnie podróżował razem z królem. Gdy ten umarł zaczynała się walka o to kto z braci, czy synów go przejmie. Ten komu się to udało mógł uważać, że zdobył już królestwo. Owi Filipiak i Gaca powołują się chyba na prawo które wprowadzone zostało dopiero w VII wieku. Przypominam, że pierwszy król z dynastii Merowingów to połowa Vw. W VII wieku skończyły się podboje (czy zjednoczenie jak kto woli) i zapanował rozgardiasz, może trochę podobny do takiego jakim go opisuje profesor Urbańczyka. By temu zaradzić zaczęto wprowadzać prawo rzymskie. Należy jednak zastrzec, że jego wprowadzenie nie oznaczało bynajmniej jego przestrzegania. By je wprowadzić wykorzystano uznane w prawie Franków Salickich pojęcie silva communis. Oznaczało ono miejsce skąd ludność brała materiały budowlane, na narzędzia, także na opał, polowała na drobną zwierzynę, pasła trzodę a gdy była dobra koniunktura wypalała tereny pod uprawę. Można pewnie pod to podciągnąć i kopaliny. W VIIw Merowingowie zaczęli wprowadzać nowe pojęcie, forestis (las) na określenie dawnego silva i odtąd uważano je za królewską własność. Jest to w istocie prawo rzymskie, zmieniono tylko określenia by było bardziej strawne. Zresztą to prawo obowiązuje chyba do dzisiaj. Jeżeli ktoś na swoim polu znajdzie ropę to nie należy ona do niego a do państwa. Ale sądząc po tytule to zdaje się że autorzy znowu mieszają prawo salickie, rzymskie, Merowingów i na dodatek nie odróżniają monarchii Merowingów od Karolingów, a były to dwa zupełnie różne organizmy państwowe. By zrozumieć te różnice to trzeba naszkicować trochę sposób w jaki nastąpiło przejście od monarchii merowińskiej do karolińskiej. Otóż do 639 roku, czyli do śmierci Dagoberta, owa monarchia Merowingów jakoś sobie radziła. Król ten był jednak ostatnim który dokonywał podbojów i jego następcy mieli już poważny problem z uzupełnianiem swego skarbu. Oczywiście w takich warunkach nikt nie miał ochoty być królem i chociaż Merowingowie nie zniknęli od razu, to wzrosła rola mera pałacu który zaczął rządzić z cienia. Chociaż przejął faktyczną władzę to królów nie usunął. Byli mu potrzebni żeby miał na kogo zrzucić odpowiedzialność za niewypłacalność państwa. Ostatni Merowingowie byli to już zdeprawowani osobnicy będący na czyjejś łasce. Niedługo po śmierci Klotara, mer pałacowy Pepin II, wprowadził dziedziczność tego urzędu i po nim urząd ten objął jego syn Karol zwany Młotem. Zatem zwycięzca spod Poitiers nie był królem, był merem pałacowym, tytułował się zaś princepsem. W 737 roku zmarł ostatni marionetkowy król Franków z rodu Merowingów, Thierry IV i Karol Młot nie wyznaczył już nikogo na jego miejsce. W listopadzie 751 roku syn Karola Młota, Pepin Krótki, został wybrany królem na elekcji w Soissons. W zasadzie odtąd dopiero można mówić o dynastii Karolingów. W świetle powyższego określenie jednym tchem „monarchia Merowingów i Karolingów” jest grubym nieporozumieniem. Między nimi są wyraźne różnice, można nawet dokładnie wyróżnić okres przejściowy od jednej do drugiej który trwał od 634 do 751 roku.
  11. Trochę nie rozumiem. O ile dobrze pamiętam to Kadłubek i Gall określali ich mianem przybyszów, nic nie pisali o aniołach. Owi przybysze przybyli do Piasta. W jednej z tych kronik pisze że majątek Piasta był tym większy im więcej wydawał. To by sugerowało, że ktoś go finansował (o ile oczywiście myślimy racjonalnie). Zatem by wynikało, że ci dwaj przybyli do swego człowieka z jakimiś politycznymi zamysłami. W końcu Popiel był jakimś tam władcą.
  12. Dla mnie to wszystko jest pomieszaniem z poplątaniem. Co prawda trudno mi podać skąd wiem to wszystko co napiszę, ale trochę się nad powyższymi sprawami zastanawiałem i czytałem o tym, poza tym piszę to z pamięci. I chociaż nie jestem historykiem to mam poważne wątpliwości co do powyższego. Po pierwsze w okresie o którym mowa trzeba mówić o ustroju rodowym i organizacja terytorialna opierała się przede wszystkim na opolach. Według mnie opole była to grupa osad zamieszkałych przez spokrewnione ze sobą rody, czy nawet rodziny, które były rozmieszczone w strategicznych punktach okolicy (przejścia przez rzeką, przez bagna, doliny itp.). Większość ludności zamieszkująca ówczesne ziemie polskie musiała być tak właśnie zorganizowana. Oczywiście że równolegle istniały grody w których mieszkał kniaź z drużyną. Gdzieś czytałem że wyrosły one przeważnie w X wieku i na dobrą sprawę niewiadomo co (czy może kto) było czynnikiem sprawczym ich powstania. Władza takiego grodu rozciągała się w promieniu 7 - 10 kilometrów, czyli tyle ile może dziennie pieszo przejść patrol żołnierzy by przeprowadzić zwiad. Oczywiście jeżeli obok siebie były dwa grody to ta odległość mogła wynosić 15 – 20 km. Kiedyś to sprawdzałem robiąc sobie wycieczkę rowerową z Sieradza do Warty (miasto), odległość wyniosła ok. 20 kilometrów i można powiedzieć że w dawnych czasach tylko w tych dwóch miejscach można było przejść przez Wartę (rzekę) ze względu na wysoki brzeg i bagna. W każdym razie grody swoim wpływem pokrywały niewielką część kraju. Wygląda na to, że ów profesor przyrównuje Galię do ówczesnych terenów Polski (a raczej terenów na których zaczęła się kształtować polska państwowość). Przecież to bezsens. Brać przykład z Franków i na tej podstawie wywodzić wnioski dotyczące naszych przodków to jest już kompletne nieporozumienie. Coś takiego miało wprawdzie miejsce w Galii, ale trzeba to uściślić. Przede wszystkim królestwo Franków powstało na gruzach imperium rzymskiego. Przyczyną załamania się w Galii władzy Rzymu był lewicowy fiskalizm jaki jego administracja stosowała. Po prostu Frankowie byli w Galii przez wielu mile widziani bo nie zbierali podatków. I tu istotnie jest pewne podobieństwo. Gdy ich królami zostali Merowingowie to mieszkańcy nie płacili prawie nic. Jedynym źródłem dochodu tej monarchii były zdobycze, czyli oczywiście jakieś łupy: złoto, srebro, kosztowności i co tam jeszcze, ale przede wszystkim ziemia. Merowingowie swych wasali wynagradzali ziemią i rzeczywiście szczodrością o nich konkurowali. Tu można się doszukiwać pewnej analogii do tego co ów profesor napisał, ale tylko pewnej. Przede wszystkim określenie że te ośrodki władzy były mniej lub bardziej gęsto rozsiane tu nie pasuje, chociaż istotnie swych wojów władca frankijski utrzymywał wokół siebie szczodrobliwością i istotnie bywał mordowany przez konkurenta, który marzył o przejęciu jego skarbu i zajęciu jego miejsca. Wszystko to jednak odbywało się w ramach jednej rodziny. Z tego wszystkiego wysuwać wniosek że na przyszłych ziemiach Polski działał wyżej opisany mechanizm to gruba przesada. Nie czytałem Banaszkiewicza i pewnie dużo straciłem ale twierdzenie że Podanie o Piaście i Popielu jest jakąś legendą stworzoną na potrzeby propagandy dynastycznej to też gruba przesada. Z tych strzępów wiedzy o wydarzeniach jakie wówczas miały miejsce i dotarły do nas układa się inna całość. Przede wszystkim owi przybysze którzy znaleźli się w Kruszwicy i doprowadzili do politycznego przewrotu to z pewnością nie byle kto. W końcu historia z Popielem miała miejsce 2-3 pokolenia przed Mieszkiem a w owym czasie w naszej środkowej Europie działali Cyryl i Metody i bardzo prawdopodobne, że to oni zawitali do Kruszwicy. Trudno się tu powoływać na jakąś dynastyczną legendę, przecież jeżeli Cyryl i Metody zaprowadzili chrześcijaństwo przed Mieszkiem to musiał to być obrządek słowiański a Mieszko był chrzczony w obrządku łacińskim. Co do końca Popiela to według chrześcijańskiego piśmiennictwa jest to normalny los wrogo nastawionego do chrześcijaństwa władcy. Przecież w owym piśmiennictwie nie tylko Popiel miał problemy z myszami. Poza tym co wspólnego ze sobą miały wzorce i koncepcje dynastyczne dynastii frankijskich oraz Piastów, tego też nie wiem.
  13. Pitagorejczycy w Rzymie

    O ile mi wiadomo to pewne dogmaty pitagoreizmu zaadoptował Orygenes. Ja wiem o jednym, tym który mówi, że dusze przybywają z nieba. Trzeba by jeszcze określić co rozumiemy przez rzymską elitę, w końcu Orygenes to Aleksandria.Inna sprawa, że Orygenes to była inspiracja polityczna.
  14. Sojusz z III Rzeszą, a eksterminacja Żydów

    Wydaje mi się że niedokładnie tak. O ile wiem we Włoszech było to samo ustawodawstwo antyżydowskie co w Niemczech. Wynikało to zdaje się z paktu antykominternowskiego, z tym że tam nikt się tymi ustawami nie przejmował i w rezultacie najwięcej żydów europejskich uratowało się chyba we Włoszech.
  15. Unia Polski z Litwą

    Można sobie wystukać hasła "Statuty Litewskie" i "Statuty Koronne" by się sporo dowiedzieć. To co napisałem to pewne uproszczenie ale w każdym razie Statuty Litewskie były dobrze przemyślane i wykorzystano w nich prawie 200-letnie doświadczenia zebrane w Koronie, stąd różnice.
  16. Unia Polski z Litwą

    Według Koniecznego ta odmienność prawna brała się stąd, że statuty litewskie były ulepszone w stosunku do koronnych gdyż chociaż były na ich wzór to czerpały z ich doświadczeń. W Koronie zaś chyba wolało się nie ulepszać tego co było dobre, według mnie słusznie.
  17. Ciekawostki o Izraelu Poznańskim

    Słyszałem od ludzi (nie czytałem) że ulice wyłożono słomą podczas jego pogrzebu.
  18. Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące

    Przykładem agenta penetracyjnego może być as myśliwski z PWS, pułkownik Fonck. To co tutaj napisałem wziąłem z książki Andree Brissaud „Canaris”. By ocenić wagę przekazanych przez niego informacji należy naszkicować ówczesną sytuację polityczno-wojskową. Mamy lato 1940 roku. Francja jest rozgromiona, podobnie jak inni przeciwnicy Hitlera w Europie. Anglia, ostatnie państwo które mu stawia opór, jest w bardzo trudnej sytuacji. Na kontynencie straciła już wszystkich sojuszników a jej amerykański sojusznik, USA, nie spieszy się z przystąpieniem do wojny. Mimo to broni się, a zaatakowanie jej jest trudne bowiem flota angielska ciągle panuje na morzu. Wielu Niemców uważa że zmusić Anglię do uległości można uderzając nie w nią samą a w jej imperium. Opanowanie przez wojska osi, Gibraltaru i Suezu zamknęłoby Anglikom Morze Śródziemne i przetrąciło kręgosłup ich imperium. Poza tym zabezpieczyłoby Afrykę Północną przed amerykańską inwazją. W tym celu Niemcy opracowali plan Felix. Przywidywał przystąpienie do wojny Hiszpanii, przepuszczenie do Gibraltaru niemieckich dywizji i w porozumieniu z Petainem wprowadzenie innych dywizji do francuskiego Maroka. Włosi mieli opanować Suez. Wykonanie tego planu oznaczało zamknięcie Morza Śródziemnego dla aliantów. Dla Hiszpanii było to nęcące. W końcu zajęcie gibraltarskiej skały oddawało pod jej kontrolę jedną z najważniejszych cieśnin świata. Poza tym rządzący Hiszpanią frankiści mieli dług wdzięczności wobec Niemców którzy wspierali ich podczas wojny domowej, a Hiszpanie mają wysoko rozwinięte poczucie honoru. Mimo to Hiszpania stała wobec dylematu. Przyczynienie się do wzięcia Gibraltaru oznaczało konfiskatę przez Anglosasów, Gwinei Hiszpańskiej, wysp atlantyckich i Balearów. Poza tym Franco, hiszpański dyktator, patrzył realnie i nie kierował się sentymentami, oddawał się innym troskom. Po wojnie domowej Hiszpania była wyczerpana. Bardziej było jej potrzebne zboże niż Gibraltar a poszarpana wojną domową armia nie była w stanie efektywnie walczyć. By rozwiać wahania Hiszpanii, Niemcy wysuwają propozycje oddania jej francuskiego Maroka. Perspektywa takiego nabytku rozwiewała wszelkie wątpliwości wielu Hiszpanów. Gibraltar razem z Marokiem warte były ryzyka utraty Gwinei i wysp atlantyckich. Taki scenariusz był możliwy w 1940 roku. Po Mers-el-Kebir i Dakarze Wielu Francuzów widziałoby dobrze obecność Niemców w Maroku, skorzystaliby z pomocy każdego by zemścić się na Anglikach. Do nich należał Darlan a pozostająca pod jego rozkazami flota ciągle była jedną z największych na świecie. Rząd francuski był wówczas również bardzo podzielony. Jedni, na przykład Weygand, byli za ścisłym przestrzeganiem warunków rozejmu i nic więcej. Było jednak wielu takich co poszłoby na ugodę z Niemcami by złagodzić warunki rozejmu powodujące trudną sytuację wewnętrzną, a przede wszystkim by uzyskać wolne ręce w imperium kolonialnym, by wykorzystać nietkniętą przecież marynarkę francuską do przywrócenia szlaków morskich. To również przemawiało za porozumieniem z Niemcami i wpuszczeniem niemieckich dywizji do Maroka. We wrześniu 1940r do Berlina przybywa Hiszpański minister. Jest jednak rozczarowany bowiem w sprawie Maroka Niemcy nie chcą podejmować żadnych pisemnych zobowiązań. Obawiali się że gdyby coś z tego dotarło do wiadomości Francuzów to ci nigdy by ich tam nie wpuścili. I oto w końcu września na scenie pojawia się pułkownik Fonck. Był asem myśliwskim z PWŚ. Jako taki jest mile widziany w Niemczech przez wielu nazistów, szczególnie przez innego asa myśliwskiego minionej wojny, Goeringa. Jest również w przyjacielskich stosunkach ze wszystkimi attache lotniczymi jacy przebywali w Paryżu w okresie międzywojennym. Poza tym rozpoczął organizowanie grupy 200 francuskich samolotów które miały bombardować Anglię. Te samoloty nigdy Anglii nie zbombardowały ale na razie Niemcy cenią sobie jego usługi . Utrzymuje również przyjacielskie stosunki z ambasadorem Japonii przy Vichy, Renzo Sawada. To od niego dowiedział się o konszachtach niemiecko-hiszpańskich w sprawie Maroka. W owym czasie Niemcy i Japonia zawierały w Berlinie pakt stalowy. Przy tej okazji Hitler wprowadził dyplomatów japońskich, między innymi gen. Hirosho Oshimę, w tajniki planu Felix i zamiary przekazania Maroka Hiszpanii. Treść tych rozmów Oshima przekazywał Renzo Sawada, ten zaś powtarzał je w dobrej wierze Fonckowi, nie podejrzewając go że jest agentem Petaina, który po otrzymaniu tych wiadomości natychmiast zareagował. Wezwał ambasadora Hiszpanii i powiedział, że wie wszystko o konszachtach niemiecko-hiszpańskich. Dodał też natychmiast, że w najmniejszym stopniu nie zamierza przyczynić się do wprowadzenia wojsk niemieckich do Maroka, nie przepuści też ich wojsk przez Pireneje do Hiszpanii. Były to wówczas realne zapewnienia. Francja dysponowała bowiem nietkniętą flotą a poza tym w 1940 roku Hitlerowi zależało na Vichy, liczył bowiem na wojnę francusko-angielską. Na końcu Petain sformułował jednak najważniejsze zdanie: „W żadnym razie i pod żadnym pozorem nie posunie się poza warunki rozejmu”. Ambasador powrócił po 4 dniach z odpowiedzią Franco: Ten biorąc pod uwagę stanowcze postanowienia Petaina oświadczył, że nie zaangażuje Hiszpanii w realizację planów dyktatora Niemiec. W ten sposób info dostarczone przez Foncka uratowało dla aliantów Gibraltar i północną Afrykę, a więc co za tym idzie Morze Śródziemne pozostawało dla nich otwarte. Gdyby nie to, losy wojny mogłyby potoczyć się inaczej. Dostarczone przez Foncka info było z pewnością warte wielu dywizji wojska. W związku z tą sprawą i innymi postami na tym forum nasuwają się pewne refleksje. Z pewnością Fonck zasługuje na miano agenta penetracyjnego. Zdobył sobie przecież zaufanie Niemców służąc im (lub udając że im służy) ale przekazywał info rządowi Vichy. Wątpię jednak żeby wyżej omawiana instrukcja z 1953 roku kogoś takiego przewidywała. Co do Foncka to całkiem możliwe jest nawet, że nie miał nic wspólnego z francuskimi służbami wywiadowczymi, był agentem Petaina. Wątpliwe też by brał pieniądze za to co robił. W tym wszystkim nie bez znaczenia jest również osoba Petaina. Swego czasu przebywał w Madrycie jako ambasador i zdobył sobie opinię prawego człowieka. Gdyby za czasów swego ambasadorowania interesował się upodobaniami seksualnymi hiszpańskich VIP-ów, czy ich potrzebami materialnymi, nie mówiąc o hakach, to pewnie w 1940 roku nikt nie potraktowałby go poważnie i całe info Foncka na nic by się zdało. Jest jeszcze co innego, co dotyczy generała Oshimy. Po wojnie alianci nazwali go swoim najwartościowszym źródłem informacji. Brało się to przede wszystkim stąd że odczytywano pisane przez niego depesze z Niemiec do Japonii, ale to pułkownik Fonck jako pierwszy wykorzystał go jako źródło info. Swoją drogą ciekaw jestem jak ich wszystkich zaszufladkować biorąc pod uwagę wyżej wymienione definicje. Oshima to pewnie NŹI (Nieświadome Źródło Informacji) Renzo Sawaka to chyba NTW (Nieświadomy Tajny Współpracownik) no i Fonck to bez wątpienia agent. Ale jak on ma się do instrukcji z 1953 roku? A w ogóle dlaczego w tych wszystkich definicjach unika się takiego polskiego słowa jak „szpieg”?
  19. Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące

    i Przykładem agenta intoksykacyjnego może być południowowietnamski prezydent Ngo Dinh Diem, przynajmniej coś takiego sugeruje książka Pierra Nord: „Pułapka w Sajgonie”. Urodził się 3 stycznia 1901 roku. Był katolikiem, niedoszłym księdzem, i pochodził z katolickiej rodziny w kraju w którym 85% ludności to buddyści. Zginął 2 listopada 1963 roku w Sajgonie w wyniku zamachu stanu. Na temat tych wydarzeń i jego śmierci są dwie wersje: francuska i amerykańska. Ta pierwsza, oczywiście lansowana przez autora, mówi że Diem był wrogo nastawionym do Francji katolikiem, który u boku Amerykanów zrobił karierę polityczną, natomiast francuski wywiad wmówił Amerykanom, że jest ich intoksem, chociaż nie był, i że z tego powodu USIS, czyli amerykańskie służby wywiadowcze w Indochinach, przeprowadziły w Sajgonie zamach stanu w którym zginął. Amerykanie natomiast twierdzą, że zabili Diema ponieważ był naprawdę francuskim intoksem. Biorąc pod uwagę, że obie wersje podaje francuski autor to za prawdziwą przyjąć trzeba raczej wersję amerykańską. W każdym razie wygląda na to (a raczej pewnym jest) że Diem był zawsze profrancuskim politykiem. Amerykanie, kiedy znaleźli się w Indochinach, obdarzyli go zaufaniem ten zaś wiernie im służył. Nic dziwnego zatem, że robił przy nich karierę i wspiął się na sam szczyt władzy Wietnamu Południowego. Będąc prezydentem w pewnym momencie rozpoczął prześladowania buddystów. Zanim amerykanie zorientowali się w czym rzecz, cały Południowy Wietnam został ogarnięty chaosem polityczno-religijnym. Gdy to osiągnął chciał uciec do Hanoi, do DRW. To mu się jednak nie udało bowiem USIS już się we wszystkim zorientowała i zdążyła doprowadzić do zamachu stanu i śmierci Diema. Służba ta zapobiegła co prawda najgorszemu, czyli ucieczce Diema do Hanoi, ale i tak skutki zamachu z 2 listopada 1963 roku były dla Amerykanów opłakane. Te wydarzenia zdezorganizowały bowiem kompletnie Południowy Wietnam, a szczególnie jego armię. Niemożliwym stało się pokonanie Wietnamczyków rękami Wietnamczyków. W wojnę musiała zaangażować się armia amerykańska a prowadzenie walk w dżunglach, w trudnych warunkach terenowych i klimatycznych musiało pociągnąć za sobą spore straty w ludziach, to było nieuniknione. Wiadomo zresztą jak się to wszystko skończyło. Mogę podać też inny przykład agenta intoksykacyjnego, którego tożsamości nie potrafię podać ale którego istnienie jest niewątpliwe. Jego działalność ma związek z PWŚ i z Ludendorfem. Zastrzegam jednak, że trudno mi jest na ten temat podać dokładną literaturę. Kiedyś czytałem coś o tym tu i ówdzie, m.in. w napisanej po francusku książce która mi się gdzieś zawieruszyła. Pamiętam nazwisko jej autora bo miał polskie – Nowak, ale nie bardzo tytuł. O ile dobrze sobie przypominam to właśnie tam przeczytałem protokół z wymiany zdań do jakiej doszło w niemieckim sztabie między Ludendorfem a kimś jeszcze. W czasie tej rozmowy ten pierwszy upiera się by poważnie potraktować doniesienia jakiegoś agenta. Otóż wygląda na to że podczas PWŚ wywiad francuski prowadził pewną grę, według mnie bardzo karkołomną. Polegała na dostarczaniu Niemcom prawdziwych informacji. Bardzo prawdopodobnym jest że w tym wszystkim chodziło o uwiarygodnienie agenta intoksykacyjnego. Naturalnie musiało to budzić wiele wątpliwości, przecież w czasie wojny za dostarczanie takich informacji płacili krwią francuscy żołnierze. Nawiasem mówiąc to tu trzeba chyba szukać przyczyn tragedii Maty Hari, na kogoś trzeba było zwalić winę za przecieki wywiadowcze. W każdym razie ów agent intoksykacyjny długo dostarczał Niemcom prawdziwych i wartościowych informacji, aż wreszcie w sierpniu 1918 roku dostarczył info które ostatecznie rozstrzygnęło PWŚ. Przekonało bowiem Ludendorfa, że alianci jak ognia boją się zawieszenia broni i ten zażądał jego zawarcia. Skutki tego dla Niemiec były fatalne a niedługo potem alianci znaleźli się za Renem i to bynajmniej nie w wyniku zwycięstwa militarnego. Znalazłem też ciekawy przykład agenta penetrującego, ale muszę trochę wejść w temat.
  20. Czy Arabowie potrafili żeglować?

    Nie trzeba być wielkim znawcą morza by wiedzieć, że walka z piractwem była trudna nawet dla najlepszej ówczesnej floty, chociażby dlatego, że praktycznie nie było żadnych środków łączności. W średniowieczu jedynym skutecznym sposobem na jego zwalczanie była kontrola wszystkich portów, te zaś na południu Morza Śródziemnego trzymali protektorzy piractwa, Arabowie. W takich warunkach chrześcijanom pozostawał odwet, pojawili się chrześcijańscy korsarze i wkrótce na Morzu Śródziemnym nie mógł się pokazać ani kupiec chrześcijański ani ten który miał pecha być poddanym arabskim. Wymiana handlowa została całkowicie sparaliżowana. Pewnie że jakiś szemrany władca mógł zebrać jakąś bandycką flotę z kupców-piratów i szaleć na Morzu Śródziemnym, z tym że niewiele by z nią zdziałał a pewnie więcej by sobie zaszkodził. Taka flota szybko zostałaby rozgromiona, on sam zaś zostałby uznany za pirata i wszyscy śródziemnomorscy władcy by przeciwko niemu wystąpili. W tych trochę mylnych wyobrażeniach ja widzę pewien wpływ Runcimana. Obawiam się że trochę za bardzo go cenimy. Daleki jestem od uznawania jego książek za bezwartościowe, czy niewarte czytania, bo są i wartościowe i warte czytania, co podkreślam. Ale mają też braki. Autor za bardzo się rozpisuje i czasami traci sedno rzeczy. I tak na przykład w jego „Nieszporach Sycylijskich” w XIV rozdziale jako przyczynę wycofania się Karola Andegaweńskiego spod Messyny podaje że nie mógł on polegać na własnej flocie bo trudno ufać załogom złożonym z najemników, jakby we flocie aragońskiej ich nie było. Francuski historyk J. Zeller pisze o tym o wiele krócej ale też i bardziej przekonywująco: 13 września 1282r Karol d’Anjou dowiedział się, że w kierunku Messyny płynie flota aragońska pod dowództwem Rogera de Lauria. Jego okręty nie mogły jej się przeciwstawić ponieważ były nieuzbrojone, służyły bowiem do transportu żywności z półwyspu na Sycylię. W takich warunkach powrót na półwysep w każdej chwili mógł zostać odcięty. Nie pozostało mu nic innego tylko jak najszybciej uporać się z Messyną albo pospiesznie wracać na półwysep. Wydał rozkaz do generalnego szturmu. Z tej wzmianki niezbicie wynika że na Morzu Śródziemnym okręty wojenne stanowiły w średniowieczu osobną klasę. Nie było tak że jakiś władca ad hoc skrzykuje piratów-kupców by szaleć. Piotr Aragoński swoją flotę budował przez kilka lat i na dodatek przez ten cały czas prowadził dyplomatyczno-wywiadowczą grę by ukryć swoje zamiary. Kiedyś oglądałem na którymś Discovery program o tym jak były budowane statki arabskie do żeglugi na Oceanie Indyjskim. O ile dobrze pamiętam (było to parę lat temu) to ich elementy były łączone linami, co nadawało tym statkom pewną elastyczność na wzburzonych falach, jednak zdaje się że technicznie odstawały od okrętów budowanych na Morzu Śródziemnym. Zresztą o ile wiem Arabowie z wybrzeży regionu Oceanu Indyjskiego byli obyci z morzem z dawien dawna, ci zaś którzy podbili północną Afrykę kontakt z nim uzyskali dopiero w VII/VIIIw. No i nie słychać o jakiejś większej flocie arabskiej która by pływała po oceanie i rozsławiała imię jakiegoś władcy. Zdaje się że pierwszą taką flotą na Oceanie Indyjskim była ta cesarza chińskiego dowodzona przez Zen-Ke.
  21. Buddyzm w III Rzeszy

    Zawsze mi się wydawało, że shinto jest to odmiana buddyzmu, ale w końcu człowiek całe życie się uczy. No nie, daleki jestem od stwierdzenia że każdy Azjata jest Tybetańczykiem, chociaż odwrotne twierdzenie jest prawdziwe. W Internecie pod hasłem „La Societe Thule” znalazłem taką wzmiankę: 25 kwietnia 1945 roku Rosjanie odkryli w berlińskiej piwnicy trupy 6-ciu Tybetańczyków ułożonych po okręgu pośrodku którego leżały zwłoki człowieka w zielonych rękawicach. Wyglądało to na zbiorowe samobójstwo. 2 maja 1945 roku po wejściu Rosjan do Berlina znaleziono ponad 1000 zwłok ludzi którzy bez najmniejszej wątpliwości pochodzili z terenów himalajskich i walczyli po stronie Niemców. Więc cóż do diabła robili Tybetańczycy tysiące kilometrów od swych domów w mundurach niemieckich? Autor tej notki powołuje się na Jacquesfortier.com. Sądzę że nie można każdego podejrzewać że jest głupszym od nas i autor kiedy to pisał wiedział doskonale że po stronie Niemców walczyło wielu Azjatów, ale tu wyraźnie pisze o Tybetańczykach. Przecież nie potrzeba wielkiej wprawy by odróżnić Tybetańczyka na przykład od Kałmuka.
  22. Buddyzm w III Rzeszy

    Ja napisałem. No zgoda, twórca geopolityki, ale dotąd nie znałem jego związków z Hitlerem i nazistami no i nie podejrzewałem go o wyznawanie buddyzmu.. Tutaj samobójcami byli Tybetańczycy i mogło to mieć charakter rytualny. Tę informację akurat mam z internetu. Do buddyzmu samobójstwo rytualne mi pasuje, chociaż niewiele o nim wiem. Przecież samobójstwa kamikaze w imię boskiego cesarza miały wiele wspólnego z rytualnym samobójstwem.. W każdym razie coś takiego nie może mieć inspiracji w kulturze europejskiej.
  23. "Wikingowie" (serial)

    Może temat nie w tym miejscu, bo przyznaję że nie mam okazji oglądać tego serialu. Ale powiedzmy, że to co tu na ten temat piszemy pomaga go zrozumieć. Przyznam, że w tych kilku końcowych słowach Twojego postu znalazłem sformułowanie tego co sam myślałem nie będąc tego pewien. Ta moja uwaga w poprzednim poście wzięła się stąd że nie jestem historykiem a moja szkolna nauka tego przedmiotu zakończyła się w liceum i przyznam że w sprawie Wikingów i Wilhelma Zdobywcy wyniosłem z owej szkolnej edukacji spory bałagan w głowie. Sądziłem że podbój Wilhelma Zdobywcy był czymś w rodzaju kolejnego najazdu Wikingów. I wydaje się, że jest to częsty błąd u ludzi których kontakt z historią kończy się na maturze. Później dopiero ze sporym zaskoczeniem dowiedziałem się że Normanowie Wilhelma Zdobywcy nie mieli nic wspólnego ze Skandynawami. Normandia w 1066 roku była to ziemia całkowicie zromanizowana. Przeciwnie, można powiedzieć że podbój Anglii przez Wilhelma zakończył okres wikiński w jej dziejach, tak zresztą jak to określiłeś. Od siebie dodam, że według mnie rozpoczął on specyficzny angielski feudalizm, który uformował dzisiejszą Anglię. Czyli sprawy miały się odwrotnie niż by to wyglądało na pierwszy rzut oka. Sądzę że jeżeli chcemy zrozumieć zachodnią Europę, a w końcu jesteśmy do niej dopisani, to każdy maturzysta powinien sobie z tego zdawać sprawę, a zdaje się że tak nie jest.
  24. "Wikingowie" (serial)

    Nie rozumiem podziału dziejów Anglii na okres anglo-saski i późniejszy. Mógłbyś mi podać jakieś daty graniczne tego okresu, od do (mniej więcej oczywiście), a ten późniejszy to jaki?
  25. Gestapo

    Mimo wszystko gorzej jest gdy procedura nie wymaga udziału prawników. Raczej twierdziłem, że niejasność organizacyjna niemieckich służb podczas DWS była zamierzona. Tak by wynikało z uwag Gehlena na ten temat w jego Wspomnieniach..
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.