Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,172
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. Według mnie nigdy. Próbowali tego ale im się to nie udało. Ja w każdym razie nie widzę takiego momentu. Pokrótce naszkicuję co wiem o losie polityki fiskalnej Merowingów: W zasadzie pierwszym królem Franków o którym coś więcej wiadomo był Chlodwig. Został nim w 481 roku. Jak tylko objął panowanie zaczął prowadzić wojny. Na początku on i jego ludzie z upodobaniem rabowali kościoły. W ten sposób pewnie nieźle zasilił swój skarb. Poza tym cały czas prowadził wojny z innymi władcami Franków, którzy często byli jego krewnymi. Przeważnie pokonywał ich, po czym mordował i przejmował ich skarb. W 493 (503?) roku poślubił burgundzką księżniczkę, Judytę, która przekonała go do chrześcijaństwa. W 507 roku armia Chlodwiga zdobywa Tuluzę i przejmuje bajeczne skarby króla Wizygotów, Alaryka. W 509 roku Chlodwig przejmuje skarb króla Franków Nadrzecznych, Sigeberta. To były tylko najważniejsze jego zdobycze. W każdym razie w chwili śmierci w 511 roku ten skarb przedstawiał znaczną wartość i jego 4-ej synowie mieli się czym podzielić. Jednak po upływie pewnego czasu następcy Chlodwiga zaczęli odczuwać kłopoty finansowe. Wnuk Chlodwiga, Theodobert podjął próbę jakiegoś uporządkowania tego stanu rzeczy. Jego żona Deoteria wywodziła się z rzymskiej arystokracji. On sam również otaczał się ludźmi z arystokracji Gallorzymskiej, kulturalnymi, o wysokich kwalifikacjach. Jego wysiłki spełzły jednak na niczym w 548 roku kiedy to zamordowany został w Treves jego magister oficjów, Parthenius, człowiek który się na tym znał i próbował przywrócić należyte działanie systemu podatkowego. W połowie VI wieku następuje ogólna recesja gospodarcza. Zaczyna się powrót do cywilizacji drewna, które wypiera kamień jako budulec. Dawne rzymskie budowle miejskie (amfiteatry, akwedukty itp.) idą w ruinę, nikt o nie nie dba. Pojawiło się pojecie mansa. Była to działka ziemi jaką pan dawał chłopu w zamian za należności w naturze i usługach. Jednym z powodów jej powstania, oprócz złego obiegu pieniądza, były ciągłe wojny i wynikające stąd ustawiczne niebezpieczeństwo które pchało pod opiekę kogoś możnego. Między Merowingami nasiliły się walki o władzę w których dążenie do przejęcia skarbu krewniaków było bardzo ważnym czynnikiem motywującym. Byli coraz mniej przywiązani do ideału swego pradziada, Chlodwiga, jakim była jedność królestwa Franków. W końcu VI wieku dawny fiskalizm śródziemnomorski starała się przywrócić królowa Brunehaut. Była wizygocką księżniczką. Królową Franków została jako żona Siegeberta I. Rządziła jako żona, matka, babka, czy prababka któregoś z Merowingów. Często musiała przeżywać śmierć któregoś z nich. W 595 roku reformuje instytucje królestwa, te reformy, chociaż nieudane, odegrały jednak później rolę, stanowiły bowiem wzór dla innych średniowiecznych instytucji. W 603 roku mianowała merem pałacowym oddanego sobie Protadiusza. Ten dążył do wzmocnienia władzy królewskiej, szczególnie poprzez nałożenie podatków. 2 lata później zginął zamordowany. Ona sama, zdradzona, w 613 roku dostała się w ręce swych wrogów i zginęła okrutną śmiercią, miała 66 lat. Kolejna zatem próba wprowadzenia fiskalizmu spaliła na panewce. By zapobiec postępującemu po jej śmierci rozprzężeniu, jej morderca, Klotar II, zwołał w 614 roku synod biskupów. W wyniku narad wydany został 20-punktowy edykt. Jego artykuł 11 mówił o: „koniczności zaprowadzenia z pomocą Chrystusa dyscypliny w królestwie. Rewolty i bezczelność ludzi mają być surowo karane”. Te wysiłki nic jednak nie dały. Zaraz potem doszło do zamieszek w Burgundii a i sam król zaczął łamać postanowienia edyktu. W 629 roku królem Franków zostaje Dagobert. Brał udział w walkach ze Słowianami. Był zobowiązany do tego bowiem Sasi płacili mu w tym celu trybut. Czynił to niechętnie i ze złym skutkiem, przez to Sasi przestali mu płacić i skończyło się jedno z niewielu źródeł jego dochodu. On sam był przede wszystkim dyplomatą, wojny prowadził tylko wówczas kiedy nie miał innego wyjścia. Otaczał się wartościowymi ludźmi. Jednak za jego panowania ustały podboje, czyli podstawowe źródło dochodów monarchii Merowingów. Z tego powodu kiedy umarł w 639 roku to dynastia Merowingów przeszła w stan agonii. Zapanowała krwawa rywalizacja między Austrazją Sigeberta a Neustrią i Burgundią będącymi pod berłem Chlodwiga. Wszędzie arystokracja podważała autorytet młodocianych władców. Zarówno w Metzu jak i w Paryżu władzę ma nie król, ale mer pałacu, który był przedstawicielem arystokracji i czuł się w obowiązku prowadzić z ową arystokracją układy. Można powiedzieć że dopiero wówczas Merowingowie przestali się utrzymywać ze zdobyczy ale dlatego że nie byli w stanie zdobywać. To był jednak ich koniec. Musieli poddać się upokarzającej władzy merów pałacowych którzy deprawowali ich dzieci i mianowali królem tego Merowinga którego chcieli. Aż w końcu jeden z ich prześladowców, Pepin Krótki, sam został królem. P.S. W poprzednim poście w temacie o profesorze Urbańczyku pomyłkowo napisałem, że rozkład monarchii Merowingów datuje się od śmierci Klotara w 634 roku. Powinno być że od śmierci Dagoberta w 639 roku. Nie mogłem poprawić bo nie ma edycji.
  2. Do 634 roku utrzymywali się ze zdobyczy, później utrzymywali ich merowie pałacowi, decydowali też kto ma zostać królem, chociaż wybierali ich z rodu Merowingów. Oczywiście ta data jest mimo wszystko trochę umowna. Historia to nie matematyka.
  3. Można to zinterpretować w sposób jakiś mistyczny, ale można też i w racjonalny. Zerknąłem do internetu i przeczytałem że Cyryl i Metody w latach 862 – 868 przebywali na Morawach, przecież to niedaleko. Są tacy co liczą pokolenie na 30 lat, poza tym odbycie podróży wzdłuż Warty było jak najbardziej możliwe i mogło zająć co najwyżej parę dni w jedną stronę. O ile dobrze pamiętam to Meroweusz, pierwszy przedstawiciel dynastii Merowingów, został poczęty przez morskiego bożka w chwili gdy jego matka kąpała się w morzu. Niewiele ma to wspólnego z nadaniem Piastom praw do tronu przez aniołów. Oczywiście jeszcze trzeba przyjąć taką a nie inną interpretację Galla, no i oczywiście owych przybyszów trzeba uznać za aniołów. Jednak jakieś polityczne znaczenie to przybycie mogło mieć. Mogli się przekonać że tamtejsi chrześcijanie są na tyle silni że warto w nich inwestować i w końcu Popiela myszy zjadły. Taki zaś los był rezerwowany dla wrogów chrześcijaństwa. W piśmiennictwie chrześcijańskim nie jest to jedyny taki przypadek. To chyba normalne że najpierwszą formą ustrojową był właśnie ustrój rodowy z którego potem wyrastały inne. Zresztą Konieczny w swych książkach o historii Polski twierdził, że w Polsce ustrój rodowy trwał wyjątkowo długo, bo nawet w późnym średniowieczu, a zatem na pewno wcześniej też. O polityce fiskalnej to napiszę przy końcu tego postu, a co do najazdów to jest to jednak pewne uproszczenie. Pamiętać trzeba że Frankowie na mocy traktatów zawieranych z Rzymem, mu służyli. Szef takiej armii Franków na służbie Rzymu nazywał się rex. Wielu Franków w V wieku było wysokimi urzędnikami cesarstwa i z jednego takiego urzędu, owego rex wywiódł się germański król. Zresztą podboju Galii, jeżeli tak to można nazwać, dokonywali Frankowie Saliccy, a ci uznawali się z poddanych Rzymu. Reszta Franków nazywanych Frankami Nadrzecznymi marzyła o dostaniu się w granice cesarstwa czego im Frankowie Saliccy bronili. Grzegorz z Tours pisze że w momencie chrztu Chlodwiga w jego najbliższym otoczeniu znajdowali się prawie sami Gallowie. Między jego funkcjonariuszami więcej było Gallów i Rzymian niż Germanów. I to było regułą w monarchii Merowingów. Co do podbojów Chlodwiga to ciekawą jest relacja ze zdobycia Awinionu. Oblegających frankijskich żołnierzy wprowadził do miasta akweduktem, konserwator akweduktów. Nasuwa się sugestia, że miał dosyć płacenia za utrzymywanie tego akweduktu. Według mnie tego typu wypadki musiały być częste podczas tych podbojów. Mógłbyś mi trochę przybliżyć rok 486? A jednak żadnej przesady w tym nie ma poza tym Galia nie leży nad Dunajem a Sasi to nie Frankowie. Francuski historyk Stephane Lebecq pisze: Merowingowie zajmując Galie od razu zwalniali ziemię od obowiązku opłaty dla cesarza. Ziemie te oddawali kościołowi lub wiernym sobie by ich tym bardziej uzależnić. W teorii było to beneficjum, czyli król miał prawo w każdej chwili im tę ziemię odebrać, w praktyce było inaczej. Inny historyk, Georg Tessier pisze o fiskaliźmie monarchii merowińskiej tak: Frankowie zastali po Rzymianach cały system fiskalny, którego podwaliny stworzył Dioklecjan. Składał się z dwóch ściśle powiązanych ze sobą podatków. Pogłównego i podatku od ziemi. Ich wysokość była określana dzięki dokładnym okresowym spisom nieruchomości. Frankowie zmienili jednak te metody, co pociągnęło za sobą ruinę tych instytucji finansowych. Tym bardziej, że taki sposób ściągania podatków budził opór ludności zarówno germańskiej jak i gallorzymskiej. Do niektórych terytoriów urzędnicy fiskalni nie mieli prawa wstępu ze względu na postawę ludności. Chilperyk I nakazał czynienie spisów. Jednak gdy dzieci mu zachorowały, to musiał wrzucić te spisy do ognia by wyzdrowiały. Ponadto większość włości kościelnych i duża część właścicieli świeckich otrzymała przywilej wyłączenia (immunitetu). Były jeszcze podatki pośrednie, czyli taryfy nałożone na ruch osób, pojazdów, a szczególnie towarów. To również Rzymianie zostawili po sobie. Ten podatek był lepiej akceptowalny. Urzędnicy, szczególnie hrabiowie, do przesady respektowali immunitet. Uważali, że nie mogą wkraczać na objęte nim tereny by wypełniać swoje obowiązki. Nawet tak okrojone podatki nie trafiały w całości do skarbu. Część z nich znikała w kieszeniach poborców. Szczególnie hrabiów, którzy sporo sobie przywłaszczali, gdyż nie otrzymywali za ich zbieranie żadnej zapłaty. Z drugiej strony królowie w trosce o swoją popularność i władzę bywali hojni wobec poddanych oraz kościoła, co ich rujnowało. W praktyce skarb, pochodził z łupów wojennych, kontrybucji narzuconych pokonanym oraz z „darów” poddanych. Były to kufry ze złożonymi w nich sztabami drogocennych metali. Pieczę nad nimi mieli skarbnicy (szafarze) ale król często nosił przy sobie klucz od komnaty ze skarbem. Był złożony w pewnym miejscu ale przeważnie podróżował razem z królem. Gdy ten umarł zaczynała się walka o to kto z braci, czy synów go przejmie. Ten komu się to udało mógł uważać, że zdobył już królestwo. Owi Filipiak i Gaca powołują się chyba na prawo które wprowadzone zostało dopiero w VII wieku. Przypominam, że pierwszy król z dynastii Merowingów to połowa Vw. W VII wieku skończyły się podboje (czy zjednoczenie jak kto woli) i zapanował rozgardiasz, może trochę podobny do takiego jakim go opisuje profesor Urbańczyka. By temu zaradzić zaczęto wprowadzać prawo rzymskie. Należy jednak zastrzec, że jego wprowadzenie nie oznaczało bynajmniej jego przestrzegania. By je wprowadzić wykorzystano uznane w prawie Franków Salickich pojęcie silva communis. Oznaczało ono miejsce skąd ludność brała materiały budowlane, na narzędzia, także na opał, polowała na drobną zwierzynę, pasła trzodę a gdy była dobra koniunktura wypalała tereny pod uprawę. Można pewnie pod to podciągnąć i kopaliny. W VIIw Merowingowie zaczęli wprowadzać nowe pojęcie, forestis (las) na określenie dawnego silva i odtąd uważano je za królewską własność. Jest to w istocie prawo rzymskie, zmieniono tylko określenia by było bardziej strawne. Zresztą to prawo obowiązuje chyba do dzisiaj. Jeżeli ktoś na swoim polu znajdzie ropę to nie należy ona do niego a do państwa. Ale sądząc po tytule to zdaje się że autorzy znowu mieszają prawo salickie, rzymskie, Merowingów i na dodatek nie odróżniają monarchii Merowingów od Karolingów, a były to dwa zupełnie różne organizmy państwowe. By zrozumieć te różnice to trzeba naszkicować trochę sposób w jaki nastąpiło przejście od monarchii merowińskiej do karolińskiej. Otóż do 639 roku, czyli do śmierci Dagoberta, owa monarchia Merowingów jakoś sobie radziła. Król ten był jednak ostatnim który dokonywał podbojów i jego następcy mieli już poważny problem z uzupełnianiem swego skarbu. Oczywiście w takich warunkach nikt nie miał ochoty być królem i chociaż Merowingowie nie zniknęli od razu, to wzrosła rola mera pałacu który zaczął rządzić z cienia. Chociaż przejął faktyczną władzę to królów nie usunął. Byli mu potrzebni żeby miał na kogo zrzucić odpowiedzialność za niewypłacalność państwa. Ostatni Merowingowie byli to już zdeprawowani osobnicy będący na czyjejś łasce. Niedługo po śmierci Klotara, mer pałacowy Pepin II, wprowadził dziedziczność tego urzędu i po nim urząd ten objął jego syn Karol zwany Młotem. Zatem zwycięzca spod Poitiers nie był królem, był merem pałacowym, tytułował się zaś princepsem. W 737 roku zmarł ostatni marionetkowy król Franków z rodu Merowingów, Thierry IV i Karol Młot nie wyznaczył już nikogo na jego miejsce. W listopadzie 751 roku syn Karola Młota, Pepin Krótki, został wybrany królem na elekcji w Soissons. W zasadzie odtąd dopiero można mówić o dynastii Karolingów. W świetle powyższego określenie jednym tchem „monarchia Merowingów i Karolingów” jest grubym nieporozumieniem. Między nimi są wyraźne różnice, można nawet dokładnie wyróżnić okres przejściowy od jednej do drugiej który trwał od 634 do 751 roku.
  4. Trochę nie rozumiem. O ile dobrze pamiętam to Kadłubek i Gall określali ich mianem przybyszów, nic nie pisali o aniołach. Owi przybysze przybyli do Piasta. W jednej z tych kronik pisze że majątek Piasta był tym większy im więcej wydawał. To by sugerowało, że ktoś go finansował (o ile oczywiście myślimy racjonalnie). Zatem by wynikało, że ci dwaj przybyli do swego człowieka z jakimiś politycznymi zamysłami. W końcu Popiel był jakimś tam władcą.
  5. Dla mnie to wszystko jest pomieszaniem z poplątaniem. Co prawda trudno mi podać skąd wiem to wszystko co napiszę, ale trochę się nad powyższymi sprawami zastanawiałem i czytałem o tym, poza tym piszę to z pamięci. I chociaż nie jestem historykiem to mam poważne wątpliwości co do powyższego. Po pierwsze w okresie o którym mowa trzeba mówić o ustroju rodowym i organizacja terytorialna opierała się przede wszystkim na opolach. Według mnie opole była to grupa osad zamieszkałych przez spokrewnione ze sobą rody, czy nawet rodziny, które były rozmieszczone w strategicznych punktach okolicy (przejścia przez rzeką, przez bagna, doliny itp.). Większość ludności zamieszkująca ówczesne ziemie polskie musiała być tak właśnie zorganizowana. Oczywiście że równolegle istniały grody w których mieszkał kniaź z drużyną. Gdzieś czytałem że wyrosły one przeważnie w X wieku i na dobrą sprawę niewiadomo co (czy może kto) było czynnikiem sprawczym ich powstania. Władza takiego grodu rozciągała się w promieniu 7 - 10 kilometrów, czyli tyle ile może dziennie pieszo przejść patrol żołnierzy by przeprowadzić zwiad. Oczywiście jeżeli obok siebie były dwa grody to ta odległość mogła wynosić 15 – 20 km. Kiedyś to sprawdzałem robiąc sobie wycieczkę rowerową z Sieradza do Warty (miasto), odległość wyniosła ok. 20 kilometrów i można powiedzieć że w dawnych czasach tylko w tych dwóch miejscach można było przejść przez Wartę (rzekę) ze względu na wysoki brzeg i bagna. W każdym razie grody swoim wpływem pokrywały niewielką część kraju. Wygląda na to, że ów profesor przyrównuje Galię do ówczesnych terenów Polski (a raczej terenów na których zaczęła się kształtować polska państwowość). Przecież to bezsens. Brać przykład z Franków i na tej podstawie wywodzić wnioski dotyczące naszych przodków to jest już kompletne nieporozumienie. Coś takiego miało wprawdzie miejsce w Galii, ale trzeba to uściślić. Przede wszystkim królestwo Franków powstało na gruzach imperium rzymskiego. Przyczyną załamania się w Galii władzy Rzymu był lewicowy fiskalizm jaki jego administracja stosowała. Po prostu Frankowie byli w Galii przez wielu mile widziani bo nie zbierali podatków. I tu istotnie jest pewne podobieństwo. Gdy ich królami zostali Merowingowie to mieszkańcy nie płacili prawie nic. Jedynym źródłem dochodu tej monarchii były zdobycze, czyli oczywiście jakieś łupy: złoto, srebro, kosztowności i co tam jeszcze, ale przede wszystkim ziemia. Merowingowie swych wasali wynagradzali ziemią i rzeczywiście szczodrością o nich konkurowali. Tu można się doszukiwać pewnej analogii do tego co ów profesor napisał, ale tylko pewnej. Przede wszystkim określenie że te ośrodki władzy były mniej lub bardziej gęsto rozsiane tu nie pasuje, chociaż istotnie swych wojów władca frankijski utrzymywał wokół siebie szczodrobliwością i istotnie bywał mordowany przez konkurenta, który marzył o przejęciu jego skarbu i zajęciu jego miejsca. Wszystko to jednak odbywało się w ramach jednej rodziny. Z tego wszystkiego wysuwać wniosek że na przyszłych ziemiach Polski działał wyżej opisany mechanizm to gruba przesada. Nie czytałem Banaszkiewicza i pewnie dużo straciłem ale twierdzenie że Podanie o Piaście i Popielu jest jakąś legendą stworzoną na potrzeby propagandy dynastycznej to też gruba przesada. Z tych strzępów wiedzy o wydarzeniach jakie wówczas miały miejsce i dotarły do nas układa się inna całość. Przede wszystkim owi przybysze którzy znaleźli się w Kruszwicy i doprowadzili do politycznego przewrotu to z pewnością nie byle kto. W końcu historia z Popielem miała miejsce 2-3 pokolenia przed Mieszkiem a w owym czasie w naszej środkowej Europie działali Cyryl i Metody i bardzo prawdopodobne, że to oni zawitali do Kruszwicy. Trudno się tu powoływać na jakąś dynastyczną legendę, przecież jeżeli Cyryl i Metody zaprowadzili chrześcijaństwo przed Mieszkiem to musiał to być obrządek słowiański a Mieszko był chrzczony w obrządku łacińskim. Co do końca Popiela to według chrześcijańskiego piśmiennictwa jest to normalny los wrogo nastawionego do chrześcijaństwa władcy. Przecież w owym piśmiennictwie nie tylko Popiel miał problemy z myszami. Poza tym co wspólnego ze sobą miały wzorce i koncepcje dynastyczne dynastii frankijskich oraz Piastów, tego też nie wiem.
  6. Pitagorejczycy w Rzymie

    O ile mi wiadomo to pewne dogmaty pitagoreizmu zaadoptował Orygenes. Ja wiem o jednym, tym który mówi, że dusze przybywają z nieba. Trzeba by jeszcze określić co rozumiemy przez rzymską elitę, w końcu Orygenes to Aleksandria.Inna sprawa, że Orygenes to była inspiracja polityczna.
  7. Sojusz z III Rzeszą, a eksterminacja Żydów

    Wydaje mi się że niedokładnie tak. O ile wiem we Włoszech było to samo ustawodawstwo antyżydowskie co w Niemczech. Wynikało to zdaje się z paktu antykominternowskiego, z tym że tam nikt się tymi ustawami nie przejmował i w rezultacie najwięcej żydów europejskich uratowało się chyba we Włoszech.
  8. Unia Polski z Litwą

    Można sobie wystukać hasła "Statuty Litewskie" i "Statuty Koronne" by się sporo dowiedzieć. To co napisałem to pewne uproszczenie ale w każdym razie Statuty Litewskie były dobrze przemyślane i wykorzystano w nich prawie 200-letnie doświadczenia zebrane w Koronie, stąd różnice.
  9. Unia Polski z Litwą

    Według Koniecznego ta odmienność prawna brała się stąd, że statuty litewskie były ulepszone w stosunku do koronnych gdyż chociaż były na ich wzór to czerpały z ich doświadczeń. W Koronie zaś chyba wolało się nie ulepszać tego co było dobre, według mnie słusznie.
  10. Ciekawostki o Izraelu Poznańskim

    Słyszałem od ludzi (nie czytałem) że ulice wyłożono słomą podczas jego pogrzebu.
  11. Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące

    Przykładem agenta penetracyjnego może być as myśliwski z PWS, pułkownik Fonck. To co tutaj napisałem wziąłem z książki Andree Brissaud „Canaris”. By ocenić wagę przekazanych przez niego informacji należy naszkicować ówczesną sytuację polityczno-wojskową. Mamy lato 1940 roku. Francja jest rozgromiona, podobnie jak inni przeciwnicy Hitlera w Europie. Anglia, ostatnie państwo które mu stawia opór, jest w bardzo trudnej sytuacji. Na kontynencie straciła już wszystkich sojuszników a jej amerykański sojusznik, USA, nie spieszy się z przystąpieniem do wojny. Mimo to broni się, a zaatakowanie jej jest trudne bowiem flota angielska ciągle panuje na morzu. Wielu Niemców uważa że zmusić Anglię do uległości można uderzając nie w nią samą a w jej imperium. Opanowanie przez wojska osi, Gibraltaru i Suezu zamknęłoby Anglikom Morze Śródziemne i przetrąciło kręgosłup ich imperium. Poza tym zabezpieczyłoby Afrykę Północną przed amerykańską inwazją. W tym celu Niemcy opracowali plan Felix. Przywidywał przystąpienie do wojny Hiszpanii, przepuszczenie do Gibraltaru niemieckich dywizji i w porozumieniu z Petainem wprowadzenie innych dywizji do francuskiego Maroka. Włosi mieli opanować Suez. Wykonanie tego planu oznaczało zamknięcie Morza Śródziemnego dla aliantów. Dla Hiszpanii było to nęcące. W końcu zajęcie gibraltarskiej skały oddawało pod jej kontrolę jedną z najważniejszych cieśnin świata. Poza tym rządzący Hiszpanią frankiści mieli dług wdzięczności wobec Niemców którzy wspierali ich podczas wojny domowej, a Hiszpanie mają wysoko rozwinięte poczucie honoru. Mimo to Hiszpania stała wobec dylematu. Przyczynienie się do wzięcia Gibraltaru oznaczało konfiskatę przez Anglosasów, Gwinei Hiszpańskiej, wysp atlantyckich i Balearów. Poza tym Franco, hiszpański dyktator, patrzył realnie i nie kierował się sentymentami, oddawał się innym troskom. Po wojnie domowej Hiszpania była wyczerpana. Bardziej było jej potrzebne zboże niż Gibraltar a poszarpana wojną domową armia nie była w stanie efektywnie walczyć. By rozwiać wahania Hiszpanii, Niemcy wysuwają propozycje oddania jej francuskiego Maroka. Perspektywa takiego nabytku rozwiewała wszelkie wątpliwości wielu Hiszpanów. Gibraltar razem z Marokiem warte były ryzyka utraty Gwinei i wysp atlantyckich. Taki scenariusz był możliwy w 1940 roku. Po Mers-el-Kebir i Dakarze Wielu Francuzów widziałoby dobrze obecność Niemców w Maroku, skorzystaliby z pomocy każdego by zemścić się na Anglikach. Do nich należał Darlan a pozostająca pod jego rozkazami flota ciągle była jedną z największych na świecie. Rząd francuski był wówczas również bardzo podzielony. Jedni, na przykład Weygand, byli za ścisłym przestrzeganiem warunków rozejmu i nic więcej. Było jednak wielu takich co poszłoby na ugodę z Niemcami by złagodzić warunki rozejmu powodujące trudną sytuację wewnętrzną, a przede wszystkim by uzyskać wolne ręce w imperium kolonialnym, by wykorzystać nietkniętą przecież marynarkę francuską do przywrócenia szlaków morskich. To również przemawiało za porozumieniem z Niemcami i wpuszczeniem niemieckich dywizji do Maroka. We wrześniu 1940r do Berlina przybywa Hiszpański minister. Jest jednak rozczarowany bowiem w sprawie Maroka Niemcy nie chcą podejmować żadnych pisemnych zobowiązań. Obawiali się że gdyby coś z tego dotarło do wiadomości Francuzów to ci nigdy by ich tam nie wpuścili. I oto w końcu września na scenie pojawia się pułkownik Fonck. Był asem myśliwskim z PWŚ. Jako taki jest mile widziany w Niemczech przez wielu nazistów, szczególnie przez innego asa myśliwskiego minionej wojny, Goeringa. Jest również w przyjacielskich stosunkach ze wszystkimi attache lotniczymi jacy przebywali w Paryżu w okresie międzywojennym. Poza tym rozpoczął organizowanie grupy 200 francuskich samolotów które miały bombardować Anglię. Te samoloty nigdy Anglii nie zbombardowały ale na razie Niemcy cenią sobie jego usługi . Utrzymuje również przyjacielskie stosunki z ambasadorem Japonii przy Vichy, Renzo Sawada. To od niego dowiedział się o konszachtach niemiecko-hiszpańskich w sprawie Maroka. W owym czasie Niemcy i Japonia zawierały w Berlinie pakt stalowy. Przy tej okazji Hitler wprowadził dyplomatów japońskich, między innymi gen. Hirosho Oshimę, w tajniki planu Felix i zamiary przekazania Maroka Hiszpanii. Treść tych rozmów Oshima przekazywał Renzo Sawada, ten zaś powtarzał je w dobrej wierze Fonckowi, nie podejrzewając go że jest agentem Petaina, który po otrzymaniu tych wiadomości natychmiast zareagował. Wezwał ambasadora Hiszpanii i powiedział, że wie wszystko o konszachtach niemiecko-hiszpańskich. Dodał też natychmiast, że w najmniejszym stopniu nie zamierza przyczynić się do wprowadzenia wojsk niemieckich do Maroka, nie przepuści też ich wojsk przez Pireneje do Hiszpanii. Były to wówczas realne zapewnienia. Francja dysponowała bowiem nietkniętą flotą a poza tym w 1940 roku Hitlerowi zależało na Vichy, liczył bowiem na wojnę francusko-angielską. Na końcu Petain sformułował jednak najważniejsze zdanie: „W żadnym razie i pod żadnym pozorem nie posunie się poza warunki rozejmu”. Ambasador powrócił po 4 dniach z odpowiedzią Franco: Ten biorąc pod uwagę stanowcze postanowienia Petaina oświadczył, że nie zaangażuje Hiszpanii w realizację planów dyktatora Niemiec. W ten sposób info dostarczone przez Foncka uratowało dla aliantów Gibraltar i północną Afrykę, a więc co za tym idzie Morze Śródziemne pozostawało dla nich otwarte. Gdyby nie to, losy wojny mogłyby potoczyć się inaczej. Dostarczone przez Foncka info było z pewnością warte wielu dywizji wojska. W związku z tą sprawą i innymi postami na tym forum nasuwają się pewne refleksje. Z pewnością Fonck zasługuje na miano agenta penetracyjnego. Zdobył sobie przecież zaufanie Niemców służąc im (lub udając że im służy) ale przekazywał info rządowi Vichy. Wątpię jednak żeby wyżej omawiana instrukcja z 1953 roku kogoś takiego przewidywała. Co do Foncka to całkiem możliwe jest nawet, że nie miał nic wspólnego z francuskimi służbami wywiadowczymi, był agentem Petaina. Wątpliwe też by brał pieniądze za to co robił. W tym wszystkim nie bez znaczenia jest również osoba Petaina. Swego czasu przebywał w Madrycie jako ambasador i zdobył sobie opinię prawego człowieka. Gdyby za czasów swego ambasadorowania interesował się upodobaniami seksualnymi hiszpańskich VIP-ów, czy ich potrzebami materialnymi, nie mówiąc o hakach, to pewnie w 1940 roku nikt nie potraktowałby go poważnie i całe info Foncka na nic by się zdało. Jest jeszcze co innego, co dotyczy generała Oshimy. Po wojnie alianci nazwali go swoim najwartościowszym źródłem informacji. Brało się to przede wszystkim stąd że odczytywano pisane przez niego depesze z Niemiec do Japonii, ale to pułkownik Fonck jako pierwszy wykorzystał go jako źródło info. Swoją drogą ciekaw jestem jak ich wszystkich zaszufladkować biorąc pod uwagę wyżej wymienione definicje. Oshima to pewnie NŹI (Nieświadome Źródło Informacji) Renzo Sawaka to chyba NTW (Nieświadomy Tajny Współpracownik) no i Fonck to bez wątpienia agent. Ale jak on ma się do instrukcji z 1953 roku? A w ogóle dlaczego w tych wszystkich definicjach unika się takiego polskiego słowa jak „szpieg”?
  12. Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące

    i Przykładem agenta intoksykacyjnego może być południowowietnamski prezydent Ngo Dinh Diem, przynajmniej coś takiego sugeruje książka Pierra Nord: „Pułapka w Sajgonie”. Urodził się 3 stycznia 1901 roku. Był katolikiem, niedoszłym księdzem, i pochodził z katolickiej rodziny w kraju w którym 85% ludności to buddyści. Zginął 2 listopada 1963 roku w Sajgonie w wyniku zamachu stanu. Na temat tych wydarzeń i jego śmierci są dwie wersje: francuska i amerykańska. Ta pierwsza, oczywiście lansowana przez autora, mówi że Diem był wrogo nastawionym do Francji katolikiem, który u boku Amerykanów zrobił karierę polityczną, natomiast francuski wywiad wmówił Amerykanom, że jest ich intoksem, chociaż nie był, i że z tego powodu USIS, czyli amerykańskie służby wywiadowcze w Indochinach, przeprowadziły w Sajgonie zamach stanu w którym zginął. Amerykanie natomiast twierdzą, że zabili Diema ponieważ był naprawdę francuskim intoksem. Biorąc pod uwagę, że obie wersje podaje francuski autor to za prawdziwą przyjąć trzeba raczej wersję amerykańską. W każdym razie wygląda na to (a raczej pewnym jest) że Diem był zawsze profrancuskim politykiem. Amerykanie, kiedy znaleźli się w Indochinach, obdarzyli go zaufaniem ten zaś wiernie im służył. Nic dziwnego zatem, że robił przy nich karierę i wspiął się na sam szczyt władzy Wietnamu Południowego. Będąc prezydentem w pewnym momencie rozpoczął prześladowania buddystów. Zanim amerykanie zorientowali się w czym rzecz, cały Południowy Wietnam został ogarnięty chaosem polityczno-religijnym. Gdy to osiągnął chciał uciec do Hanoi, do DRW. To mu się jednak nie udało bowiem USIS już się we wszystkim zorientowała i zdążyła doprowadzić do zamachu stanu i śmierci Diema. Służba ta zapobiegła co prawda najgorszemu, czyli ucieczce Diema do Hanoi, ale i tak skutki zamachu z 2 listopada 1963 roku były dla Amerykanów opłakane. Te wydarzenia zdezorganizowały bowiem kompletnie Południowy Wietnam, a szczególnie jego armię. Niemożliwym stało się pokonanie Wietnamczyków rękami Wietnamczyków. W wojnę musiała zaangażować się armia amerykańska a prowadzenie walk w dżunglach, w trudnych warunkach terenowych i klimatycznych musiało pociągnąć za sobą spore straty w ludziach, to było nieuniknione. Wiadomo zresztą jak się to wszystko skończyło. Mogę podać też inny przykład agenta intoksykacyjnego, którego tożsamości nie potrafię podać ale którego istnienie jest niewątpliwe. Jego działalność ma związek z PWŚ i z Ludendorfem. Zastrzegam jednak, że trudno mi jest na ten temat podać dokładną literaturę. Kiedyś czytałem coś o tym tu i ówdzie, m.in. w napisanej po francusku książce która mi się gdzieś zawieruszyła. Pamiętam nazwisko jej autora bo miał polskie – Nowak, ale nie bardzo tytuł. O ile dobrze sobie przypominam to właśnie tam przeczytałem protokół z wymiany zdań do jakiej doszło w niemieckim sztabie między Ludendorfem a kimś jeszcze. W czasie tej rozmowy ten pierwszy upiera się by poważnie potraktować doniesienia jakiegoś agenta. Otóż wygląda na to że podczas PWŚ wywiad francuski prowadził pewną grę, według mnie bardzo karkołomną. Polegała na dostarczaniu Niemcom prawdziwych informacji. Bardzo prawdopodobnym jest że w tym wszystkim chodziło o uwiarygodnienie agenta intoksykacyjnego. Naturalnie musiało to budzić wiele wątpliwości, przecież w czasie wojny za dostarczanie takich informacji płacili krwią francuscy żołnierze. Nawiasem mówiąc to tu trzeba chyba szukać przyczyn tragedii Maty Hari, na kogoś trzeba było zwalić winę za przecieki wywiadowcze. W każdym razie ów agent intoksykacyjny długo dostarczał Niemcom prawdziwych i wartościowych informacji, aż wreszcie w sierpniu 1918 roku dostarczył info które ostatecznie rozstrzygnęło PWŚ. Przekonało bowiem Ludendorfa, że alianci jak ognia boją się zawieszenia broni i ten zażądał jego zawarcia. Skutki tego dla Niemiec były fatalne a niedługo potem alianci znaleźli się za Renem i to bynajmniej nie w wyniku zwycięstwa militarnego. Znalazłem też ciekawy przykład agenta penetrującego, ale muszę trochę wejść w temat.
  13. Czy Arabowie potrafili żeglować?

    Nie trzeba być wielkim znawcą morza by wiedzieć, że walka z piractwem była trudna nawet dla najlepszej ówczesnej floty, chociażby dlatego, że praktycznie nie było żadnych środków łączności. W średniowieczu jedynym skutecznym sposobem na jego zwalczanie była kontrola wszystkich portów, te zaś na południu Morza Śródziemnego trzymali protektorzy piractwa, Arabowie. W takich warunkach chrześcijanom pozostawał odwet, pojawili się chrześcijańscy korsarze i wkrótce na Morzu Śródziemnym nie mógł się pokazać ani kupiec chrześcijański ani ten który miał pecha być poddanym arabskim. Wymiana handlowa została całkowicie sparaliżowana. Pewnie że jakiś szemrany władca mógł zebrać jakąś bandycką flotę z kupców-piratów i szaleć na Morzu Śródziemnym, z tym że niewiele by z nią zdziałał a pewnie więcej by sobie zaszkodził. Taka flota szybko zostałaby rozgromiona, on sam zaś zostałby uznany za pirata i wszyscy śródziemnomorscy władcy by przeciwko niemu wystąpili. W tych trochę mylnych wyobrażeniach ja widzę pewien wpływ Runcimana. Obawiam się że trochę za bardzo go cenimy. Daleki jestem od uznawania jego książek za bezwartościowe, czy niewarte czytania, bo są i wartościowe i warte czytania, co podkreślam. Ale mają też braki. Autor za bardzo się rozpisuje i czasami traci sedno rzeczy. I tak na przykład w jego „Nieszporach Sycylijskich” w XIV rozdziale jako przyczynę wycofania się Karola Andegaweńskiego spod Messyny podaje że nie mógł on polegać na własnej flocie bo trudno ufać załogom złożonym z najemników, jakby we flocie aragońskiej ich nie było. Francuski historyk J. Zeller pisze o tym o wiele krócej ale też i bardziej przekonywująco: 13 września 1282r Karol d’Anjou dowiedział się, że w kierunku Messyny płynie flota aragońska pod dowództwem Rogera de Lauria. Jego okręty nie mogły jej się przeciwstawić ponieważ były nieuzbrojone, służyły bowiem do transportu żywności z półwyspu na Sycylię. W takich warunkach powrót na półwysep w każdej chwili mógł zostać odcięty. Nie pozostało mu nic innego tylko jak najszybciej uporać się z Messyną albo pospiesznie wracać na półwysep. Wydał rozkaz do generalnego szturmu. Z tej wzmianki niezbicie wynika że na Morzu Śródziemnym okręty wojenne stanowiły w średniowieczu osobną klasę. Nie było tak że jakiś władca ad hoc skrzykuje piratów-kupców by szaleć. Piotr Aragoński swoją flotę budował przez kilka lat i na dodatek przez ten cały czas prowadził dyplomatyczno-wywiadowczą grę by ukryć swoje zamiary. Kiedyś oglądałem na którymś Discovery program o tym jak były budowane statki arabskie do żeglugi na Oceanie Indyjskim. O ile dobrze pamiętam (było to parę lat temu) to ich elementy były łączone linami, co nadawało tym statkom pewną elastyczność na wzburzonych falach, jednak zdaje się że technicznie odstawały od okrętów budowanych na Morzu Śródziemnym. Zresztą o ile wiem Arabowie z wybrzeży regionu Oceanu Indyjskiego byli obyci z morzem z dawien dawna, ci zaś którzy podbili północną Afrykę kontakt z nim uzyskali dopiero w VII/VIIIw. No i nie słychać o jakiejś większej flocie arabskiej która by pływała po oceanie i rozsławiała imię jakiegoś władcy. Zdaje się że pierwszą taką flotą na Oceanie Indyjskim była ta cesarza chińskiego dowodzona przez Zen-Ke.
  14. Buddyzm w III Rzeszy

    Zawsze mi się wydawało, że shinto jest to odmiana buddyzmu, ale w końcu człowiek całe życie się uczy. No nie, daleki jestem od stwierdzenia że każdy Azjata jest Tybetańczykiem, chociaż odwrotne twierdzenie jest prawdziwe. W Internecie pod hasłem „La Societe Thule” znalazłem taką wzmiankę: 25 kwietnia 1945 roku Rosjanie odkryli w berlińskiej piwnicy trupy 6-ciu Tybetańczyków ułożonych po okręgu pośrodku którego leżały zwłoki człowieka w zielonych rękawicach. Wyglądało to na zbiorowe samobójstwo. 2 maja 1945 roku po wejściu Rosjan do Berlina znaleziono ponad 1000 zwłok ludzi którzy bez najmniejszej wątpliwości pochodzili z terenów himalajskich i walczyli po stronie Niemców. Więc cóż do diabła robili Tybetańczycy tysiące kilometrów od swych domów w mundurach niemieckich? Autor tej notki powołuje się na Jacquesfortier.com. Sądzę że nie można każdego podejrzewać że jest głupszym od nas i autor kiedy to pisał wiedział doskonale że po stronie Niemców walczyło wielu Azjatów, ale tu wyraźnie pisze o Tybetańczykach. Przecież nie potrzeba wielkiej wprawy by odróżnić Tybetańczyka na przykład od Kałmuka.
  15. Buddyzm w III Rzeszy

    Ja napisałem. No zgoda, twórca geopolityki, ale dotąd nie znałem jego związków z Hitlerem i nazistami no i nie podejrzewałem go o wyznawanie buddyzmu.. Tutaj samobójcami byli Tybetańczycy i mogło to mieć charakter rytualny. Tę informację akurat mam z internetu. Do buddyzmu samobójstwo rytualne mi pasuje, chociaż niewiele o nim wiem. Przecież samobójstwa kamikaze w imię boskiego cesarza miały wiele wspólnego z rytualnym samobójstwem.. W każdym razie coś takiego nie może mieć inspiracji w kulturze europejskiej.
  16. "Wikingowie" (serial)

    Może temat nie w tym miejscu, bo przyznaję że nie mam okazji oglądać tego serialu. Ale powiedzmy, że to co tu na ten temat piszemy pomaga go zrozumieć. Przyznam, że w tych kilku końcowych słowach Twojego postu znalazłem sformułowanie tego co sam myślałem nie będąc tego pewien. Ta moja uwaga w poprzednim poście wzięła się stąd że nie jestem historykiem a moja szkolna nauka tego przedmiotu zakończyła się w liceum i przyznam że w sprawie Wikingów i Wilhelma Zdobywcy wyniosłem z owej szkolnej edukacji spory bałagan w głowie. Sądziłem że podbój Wilhelma Zdobywcy był czymś w rodzaju kolejnego najazdu Wikingów. I wydaje się, że jest to częsty błąd u ludzi których kontakt z historią kończy się na maturze. Później dopiero ze sporym zaskoczeniem dowiedziałem się że Normanowie Wilhelma Zdobywcy nie mieli nic wspólnego ze Skandynawami. Normandia w 1066 roku była to ziemia całkowicie zromanizowana. Przeciwnie, można powiedzieć że podbój Anglii przez Wilhelma zakończył okres wikiński w jej dziejach, tak zresztą jak to określiłeś. Od siebie dodam, że według mnie rozpoczął on specyficzny angielski feudalizm, który uformował dzisiejszą Anglię. Czyli sprawy miały się odwrotnie niż by to wyglądało na pierwszy rzut oka. Sądzę że jeżeli chcemy zrozumieć zachodnią Europę, a w końcu jesteśmy do niej dopisani, to każdy maturzysta powinien sobie z tego zdawać sprawę, a zdaje się że tak nie jest.
  17. "Wikingowie" (serial)

    Nie rozumiem podziału dziejów Anglii na okres anglo-saski i późniejszy. Mógłbyś mi podać jakieś daty graniczne tego okresu, od do (mniej więcej oczywiście), a ten późniejszy to jaki?
  18. Gestapo

    Mimo wszystko gorzej jest gdy procedura nie wymaga udziału prawników. Raczej twierdziłem, że niejasność organizacyjna niemieckich służb podczas DWS była zamierzona. Tak by wynikało z uwag Gehlena na ten temat w jego Wspomnieniach..
  19. Gestapo

    Gwoli ścisłości to należałoby chyba powiedzieć o funkcjonariuszach SD. W końcu o ile każdy funkcjonariusz SD był SS-manem, to nie każdy SS-man był funkcjonariuszem SD. W tym przypadku trudno też chyba mówić o uprawnieniach prokuratorskich. Udział prokuratora, czyli jakby nie było jednak prawnika o określonym poziomie etycznym, gwarantuje, przynajmniej do pewnego stopnia, troskę o to by nie prześladować niewinnego czy uważać na służby żeby nie popełniały nadużyć. W tym przypadku na pewno nikt się tym nie przejmował. Czy to aby czasami nie było tak, że funkcjonariusze SD kierowali agentami, czyli tymi wszystkimi jak się to dzisiaj słyszy TW, TI, ŹO, TŹ, ŹW, WI i co tam jeszcze. W takim przypadku był potrzebny ktoś kto pełnił rolę prokuratora i to bynajmniej nie ze względów etycznych. Wnioski o aresztowanie musiał zatwierdzać jakiś wysoko postawiony funkcjonariusz SD po prostu dlatego by uniknąć pomyłkowego aresztowania własnego agenta. Musiał być wysoko postawiony by znać dobrze własną siatkę wywiadowczą. Przecież takie aresztowanie czyni agenta bezużytecznym (trzeba go wypuścić). Aresztowania w ogóle musiały być pod czyjąś kontrolą, również z tego powodu by nie kierować przedwcześnie podejrzeń na własnych agentów. Gestapo też miało pewnie swoich agentów ale byli to raczej drobni kapusie (tak sądzę). Że do końca nie przejmowało się ono zatwierdzaniem wniosków o aresztowanie to inna sprawa. Zdaje się na przykład, że aresztowanie „Grota” Roweckiego było samodzielną inicjatywą stosunkowo nisko postawionego funkcjonariusza Gestapo.
  20. Gestapo

    W tym przypadku to ja też czegoś dokładnie nie rozumiem. Nie jestem prawnikiem ale wydaje mi się że normalna procedura powinna wyglądać tak: Służba wywiadowcza zbiera odpowiedni materiał, przedstawia go sędziemu, ten wydaje nakaz aresztowania, ponieważ sprawa nie ma charakteru kryminalnego to dokonuje go Gestapo i nieszczęśnik trafia do aresztu. Gdy połączono SD z Gestapo to pominięty został udział sędziego w całej procedurze. Została ona uproszczona przez co służby mogły działać sprawniej ale zaczęły przybierać bandycko-mafijny charakter i wywiad definitywnie przestał być domeną dżentelmenów, jak to postulował pułkownik Nicolai. Nie rozumiem do końca czegoś jeszcze. Przypuśćmy że Gestapo dokonało aresztowania na wniosek, no powiedzmy Abwery, i przystąpiło do przesłuchań. Jaka była wówczas rola oficera Abwery który się tą sprawą zajmował? Brał udział w przesłuchaniach? kierował nimi? Dokonywał wyboru metod? Decydował którzy funkcjonariusze mają prowadzić przesłuchania? I jeszcze jedno. Przecież Gestapo mogło samo kogoś schwytać (na przykład w wyniku donosu). Oczywiście natychmiast przystępowało do aresztowania i przesłuchań, ale jaka była wówczas rola na przykład Abwery w tej sprawie?
  21. Gestapo

    Przypominam, że wtrąciłem się w rozmowę wyrażając swe wątpliwości w stosunku do następującego stwierdzenia: Jeśli chodzi o umundurowanie to niewielkie mam o nim pojęcie. SD na pewno miało normalne mundury, co do Gestapo to po przeczytaniu powyższych postów wydaje się logicznym, że jego funkcjonariusze mieli mundury galowe, przecież jeżeli któryś z nich dobrze wywijał pałką na przesłuchaniach i należało mu się za to odznaczenie to nie szedł po nie do generała w cywilkach. Natomiast nadal obstaję przy swoim że SD i Gestapo to dwa różne wydziały a 17.IX.1939r doszło do ich fuzji w ramach RSHA i nie mam zamiaru do tego powracać. Powtarzam, że mogło się zdarzyć iż w tym samym budynku pracowali pomieszani funkcjonariusze z wywiadu wewnętrznego SD z gestapowcami i postronny obserwator nie widział między nimi żadnej różnicy, ale to nie znaczy, że jej nie było. Gehlen w swych pamiętnikach napisał, że tajna służba której struktura zostanie dogłębnie rozpoznana przez przeciwnika zostanie prędko przez tego przeciwnika unieszkodliwiona. Nie należał do RSHA ale uważam go za kompetentnego do wyrażania opinii na temat niemieckich tajnych służb z omawianego okresu. Możliwe że reforma RSHA z 17.IX miała również na celu pewne zamaskowanie organizacji tych służb. W każdym razie Kazimierz Leski w swej książce „Życie Niewłaściwie Urozmaicone” pisze, że polski ruch oporu miał duże trudności by zorientować się kto w niemieckich służbach jest kompetentnym decydentem, zatem mieli trudności w zorientowaniu się co do ich struktury. Czyli wyrażoną przez Gehlena zasadę mętności organizacyjnej służb Niemcy stosowali w praktyce i to z dobrym skutkiem, boję się że stąd również nasza dyskusja. Ja w każdym razie gdybym był historykiem i miał rozgryźć jakąś komórkę niemieckich służb, na przykład w Generalnej Guberni, to bym wyszedł od istniejącego w nich pierwotnego podziału na Gestapo i SD. I znowu wracamy do sformułowanej przez Gehlena, a potwierdzonej przez Kazimierza Leskiego zasady celowej mętności organizacyjnej niemieckich służb specjalnych. I znowu mantra, pewnie że nieprecyzyjne, bo precyzyjnie sformułować się tego nie da. Pisałem już na tym forum, że w 1939 roku Francuzi utworzyli V oddział Sztabu Generalnego (Ve Bureau) w którym połączyli wywiad z kontrwywiadem i rozgraniczenie kompetencji między nimi stało się bardzo niewyraźne. Można tu oczywiście dywagować, że brali oni pod uwagę niemiecką okupację i stąd ta reforma. Ale w 1941r Niemcy również połączyli wywiad zagraniczny SD z kontrwywiadem pod kierownictwem Schellenberga, a przecież wówczas nikt nie przypuszczał, że przegrają wojnę. Co więcej CIA została zorganizowana na wzór kierowanego przez Schellenberga wydziału zagranicznego SD, a więc w tej, bodaj największej dzisiejszej organizacji tajnych służb, też nie istnieje podział na wywiad i kontrwywiad. Nie wiem dokładnie jak ta sprawa wygląda w Wielkiej Brytanii, ale zdaje się, że i tam nie ma wyraźnego rozgraniczenia. To zresztą bierze się stąd, że przeważnie najwartościowsi agenci prowadzeni są przez kontrwywiad. Po pierwsze dlatego by mieli jakąś ochronę kontrwywiadowczą, ale przede wszystkim dlatego że jeżeli się chce by przeniknęli głęboko w struktury przeciwnika i mogli okazać się użytecznymi to muszą się czymś wykazać, muszą zatem przekazywać przeciwnikowi prawdziwe i wartościowe informacje. Oczywiście jeżeli założymy, że przeciwnik nie jest idiotą. To chyba zrozumiałe, że takie informacje muszą być kontrolowane przez kontrwywiad. Mniej pobieżne zapoznanie się też nic nie daje, w końcu „współżyjący” z niemieckimi służbami kontrwywiad AK też miał z tym trudności. A i dzisiaj żeby to rozgryźć trzeba mieć dostęp do dokumentów, i w ogóle do wielu źródeł. Trzeba znać sytuację danego regionu, zmiany jakie następowały z upływem czasu itp. W każdym razie jest to zadanie dla zawodowego historyka z którego wnioskami można się dopiero zapoznać. Z tym, że obawiam się iż teraz to jest już trochę na to za późno, bowiem niewielu z tych co mieli z tą firmą do czynienia pozostało jeszcze przy życiu. Szkoda bo my Polacy moglibyśmy poznać niemieckie służby specjalne z DWS również oczami ich przeciwników. Wygląda na to że nie i ja w tym nic dziwnego nie widzę. Tak przynajmniej twierdzi piszący o tych sprawach Andre Brissaud. Z zawodu jest (był?) co prawda dziennikarzem ale przeprowadzał wywiady z wieloma uczestnikami tajnych zmagań z okresu DWS i w temacie jest na pewno kompetentny. Komentując reformę RSHA z 17.IX.1939r pisze że w jej wyniku służba ta (czyli RSHA) uzyskała ogromną władzę wykonawczą dzięki potężnemu aparatowi terroru jaki został jej podporządkowany, czyli Gestapo i Kripo. Gdzie indziej pisze też, że tylko Gestapo miało prawo do dokonywania aresztowań na podstawie materiałów wywiadowczych SD i Abwehry. Z tych wszystkich prawnych rozstrzygnięć wynika chyba glosa, że w wyniku reformy z 17.IX i praktycznego przemieszania Gestapo z SD to ostatnie w praktyce taką władzę otrzymało, zdaje się, że w przeciwieństwie do Abwery.
  22. Gestapo

    Tego to akurat nie wiem. W każdym razie mianem Gestapo określano Tajną Policję Państwową, zatem nic dziwnego w tym że jako tacy nie chodzili w mundurach. Sądzę też że nie istniała u nich moda na ubieranie się która by podkreślała ich przynależność zawodową. To tylko naszych dzisiejszych tajniaków można odróżnić po stroju (no może jeszcze po wyglądzie). Tutaj to czegoś nie rozumiem. SD to był wywiad na czele którego stał Otto Ohlendorf a Gestapo to była policja podlegająca Mullerowi. Mogło się zdarzyć, że pracowali w tym samym budynku ale podlegali różnym hierarchiom. Nie wyobrażam sobie żeby jakiś funkcjonariusz którejś z tych służb podlegał dwóm szefom. Nie znam aż tak dalece szczegółów organizacyjnych, zresztą ich pobieżna znajomość jest bezużyteczna. W końcu to jeden z szefów niemieckich służb, Gehlen, powiedział że tajna służba nie może mieć przejrzystej struktury, bowiem z chwilą kiedy przeciwnik tę strukturę dogłębnie pozna to ją szybko unieszkodliwi. By zrozumieć niemiecką służbę bezpieczeństwa, RSHA, trzeba wiedzieć, że zasadnicze znaczenie miało tu połączenie w jednym ręku wywiadu (SD) z Gestapo. Zdaje się, że to drugie, w odróżnieniu od SD, miało uprawnienia do dokonywania aresztowań. Odtąd, czyli od 17.IX.1939 r, RSHA nie musiała się nikomu tłumaczyć ze swoich poczynań i stała się złowrogą potęgą.
  23. Gestapo

    Coś nie tak, przecież każda służba miała swoje mundury, a Gestapo to nie SD. Mam książkę Andre Brissaud „Agenci Lucyfera”. Według niej ostateczny kształt niemieckiej służbie bezpieczeństwa RSHA nadał Hitler 17.IX.1939r, czyli w dniu napaści Armii Czerwonej na Polskę (ciekawe dlaczego, może ktoś coś o tym wie albo się domyśla). W myśl tego dekretu służbie bezpieczeństwa III Rzeszy, RSHA, na czele której stał Reinhard Heydrich, podporządkowane zostało SD, czyli wywiad RSHA, co jest zresztą oczywiste. Owo SD dzieliło się na wywiad wewnętrzny, czyli AMT III i na wywiad zagraniczny, czyli AMT VI. RSHA i Reinhardowi Heydrichowi podporządkowane zostało również Gestapo, czyli tajna policja państwowa, jako AMT IV. I tu pewnie wkradła się pomyłka, nie należy bowiem mylić Gestapo, czyli AMT IV na czele którego stal H. Muller z wywiadem wewnętrznym SD, czyli AMT III, na czele którego stał Otto Ohlendorf, przecież to oczywiste, że mieli różne mundury. Mogę jeszcze dodać, że na czele wywiadu zagranicznego SD stał Heintz Jost.
  24. Wielki Kryzys

    We francuskim czasopiśmie „Histoire” znalazłem krótki życiorys Keynesa, oto on (w skrócie): Urodził się w 1883r w Cambridge. W tym samym roku umarł Karol Marks. Po studiach został kierownikiem wykładów nauk ekonomicznych na uniwersytecie w Cambridge. Równocześnie jest dyrektorem Economic Jurnal, najbardziej znaczącego pisma ekonomicznego. W 1915 roku został ministrem skarbu. W 1919r jest doradcą Lloyd George na konferencji pokojowej. Był przekonany, że wymagania zwycięskich aliantów będą miały opłakane skutki. Podaje się do dymisji z ministerstwa skarbu i wypowiada swe poglądy w książce „Ekonomiczne Skutki Pokoju”. W 1923 roku publikuje „Traktat O Reformie Monetarnej”, gdzie napisał słynne z danie „W końcu i tak wszyscy umrzemy”. W styczniu 1936 roku publikuje swą słynną „Teorię Ogólną o Zatrudnieniu, Procencie i Walucie”. Po wybuchu II Wojny Światowej zostaje ponownie ministrem skarbu. Negocjuje z Amerykanami pożyczki. Reprezentuje Wielką Brytanię w Bretton-Woods. Szkicuje projekty Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Umiera na atak serca w Kwietniu 1946r. Pisałem to jakiś czas temu i na własny użytek (czyli sobie a muzom) dlatego mogłem coś niedokładnie zrozumieć. Objął tresor, czy wszedł do tresor to można było w tym przypadku różnie interpretować: że był ministrem albo że był co najmniej człowiekiem nr. 1 w tym ministerstwie. Nie mam już tego czasopisma i nie mogę dokładnie się temu przyjrzeć, w każdym razie zanotowałem sobie nazwisko autora tego artykułu - J. Marseille. Wątpię żeby Anglia nie miała pożytku z kolonii, a ten pożytek na pewno nie ograniczał się do uciech turystycznych. W pierwszej połowie XX wieku utrzymanie imperium kolonialnego było podstawowym celem polityki brytyjskiej, stąd można wnioskować, że jednak na coś im te kolonie były potrzebne. Nie wiem jak nazwać handel, na przykład Anglii z Australią. Słowo międzynarodowy mi tutaj nie pasuje, dlatego użyłem określenia „handel dalekosiężny”, słyszałem jeszcze określenie „wielki handel”. Pewnie że handlu dalekosiężnego (może ktoś zna lepszą nazwę?) nikt nie prowadził wożąc ze sobą worki złota. Patrząc jednak na mapę świata z 1-szej połowy XX wieku widzę że około ¼ globu ziemskiego to było Imperium Brytyjskie. Prawie wszystkie szlaki handlowe były pod ich kontrolą, zatem siłą rzeczy to Anglia grała uprzywilejowaną rolę w tym handlu, jej pieniądze stale były w nim zaangażowane i mało kto myślał by wymieniać je na złoto. W krajach które nie mają takich możliwości może się zdarzyć że zaoszczędzone pieniądze leżą bezużytecznie, co kusi by je na to złoto wymienić, tak było w Ameryce. Może tu należy szukać przyczyn wielkiego kryzysu. Zresztą właśnie to mogło zrodzić napięcia angielsko-amerykańskie. Przecież tak się złożyło że po DWS najzagorzalszymi zwolennikami dekolonizacji byli Amerykanie. Z tego co wiem, to w 1931 roku nastąpiła dewaluacja funta, czyli by wynikało, że był nadal wymienialny na złoto.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.