euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,188 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Ta ustawa z marca 1933 roku była tymczasową. Ja miałem na myśli modyfikację konstytucji weimarskiej a ustawa o tym ukazała się 30 stycznia 1934 roku. Coś tu nie tak. Utworzenie Geheime Staatspolizei, czyli Gestapo, wiąże się z dojściem nazistów do władzy. Gdy 30 stycznia 1933 roku Hitler został kanclerzem, Goering otrzymał stanowisko ministra spraw wewnętrznych Prus i rozpoczął tworzenie tam Gestapo. Odnośna ustawa ukazała się 26 kwietnia 1933 roku i właściwie ten dzień można uznać za datę jego utworzenia, chociaż nie wiem czy od razu się tak nazywało. W 1934 roku, po modyfikacji konstytucji weimarskiej, zlikwidowana została samodzielność Prus i w związku z tym Goering był zmuszony podporządkować Gestapo, Himmlerowi. 10 kwietnia 1934 roku zebrał wszystkich najważniejszych jego szefów i oświadczył, że przekazuje władzę nad nim Himmlerowi. Oficjalne przekazanie nastąpiło trochę później. W ten sposób Gestapo stało się służbą ogólnopaństwową. To wszystko napisałem na podstawie książki Andre Brissaud „Historia Nazistowskich Tajnych Służb”, ale sprawdziłem w Googlach i wszystko się zgadza. 1936 rok nie wiąże się z utworzeniem Gestapo a ze sprawami organizacyjnymi niemieckich służb. M.in. w listopadzie przedstawiciel Abwehry, Canaris, podpisuje kompromisowy protokół o współpracy ze służbami specjalnymi SS które reprezentował Best. W myśl tego porozumienia, pisząc w największym skrócie, Abwerze przypadł kontrwywiad i monopol na wywiad wojskowy. SD zobowiązała się dostarczać jej wszystkie zdobyte w tej dziedzinie informacje, sama miała zajmować się wywiadem politycznym. Gestapo miało zająć się wykonywaniem decyzji sądowych. Rodziło to od razu trudności, choćby dlatego że trudno jest ustalić granicę między wywiadem wojskowym a politycznym. W praktyce obie te służby zawsze zajmowały się obiema dziedzinami.
-
Z tego co wiem, to wiosną 1934 roku zlikwidowano odrębność Prus, przynajmniej jeśli chodzi o służby policyjne i Goering przekazał Gestapo Himmlerowi.. Przepraszam, mógłbyś, Szanowny Użytkowniku, przybliżyć datę 10 lutego. Co się wtedy konkretnie stało?
-
Według mnie podczas Nocy Długich Noży, Gestapo to nie był już inny twór. Jego początki sięgają zimy 1933 roku. 30 stycznia 1933 roku naziści doszli do władzy i utworzyli rząd. Ministrem spraw wewnętrznych został w nim Goering i to wtedy rozpoczął tworzenie Gestapo. Zaczął od Prus. Pomagał mu w tym mąż jego kuzynki, Rudolf Diels. To on zdobył jakieś listy Roehma świadczące o jego homoseksualnych gustach. Pomogło to pewnie później w przygotowaniu owej nocy. 10 kwietnia 1934 roku Goering podporządkował pruskie Gestapo Himmlerowi, a zatem i SS. Od tego czasu można już mówić o tej instytucji tak jak ją się dzisiaj rozumie. Przypominam, że Noc Długich Noży miała miejsce 30 czerwca 1934 roku.
-
Pisałem, że jeszcze na początku 1943 roku Cicero pracował dla siatki Jenke, a od 26 października 1943 roku przeszedł do kierowanej przez Moyzischa siatki SD. Pewnie że takie przeniesienie agenta z jednej siatki do drugiej było złamaniem podstawowych reguł i skończyło się dla Niemców katastrofą. Decyzja o tym przeniesieniu musiała zapaść na bardzo wysokim szczeblu. Prawdopodobnie była wynikiem porozumienia Ribbentropa z Bormannem. W owym czasie SD i Gestapo prowadziły pewną grę wywiadowczą zwaną funkspiel. Jej celem było przekonanie Rosji do zawarcia z Niemcami separatystycznego pokoju. W 1943 roku niemieckie służby przejęły radiostacje bardzo dobrze zorganizowanej radzieckiej siatki szpiegowskiej Czerwona Orkiestra. Nadajniki te pracowały dalej pod kontrolą specjalnie utworzonego komando kierowanego przez gestapowca Pannwitza. Przekazywały info prawdziwe i wartościowe bowiem za cel nadrzędny uznano zawarcie z Rosją separatystycznego układu pokojowego. Oczywiście w czasie wojny prawdziwe i wartościowe info jest to takie za które żołnierze na froncie płacą krwią. Dlatego te informacje musiały mieć akceptację samego Hitlera. Ten zajęty sprawami frontu nie miał czasu się tym zajmować i upoważnił Bormanna by robił to w jego imieniu. Umieszczenie swego człowieka w ambasadzie brytyjskiej w Ankarze dawało niemieckim służbom ogromne możliwości. Informacje dostarczane przez niego o toczących się rozmowach turecko-brytyjskich z pewnością dostarczyłyby potrzebny materiał do prowadzenia funkspiel, czyli przekazywania do Moskwy prawdziwych materiałów ale tak wyselekcjonowanych by przekonać odbiorców do zawarcia separatystycznego pokoju. Informacje Cicero musiały być dla nich cenne przede wszystkim dlatego że w tle rozmów brytyjsko-tureckich musiały być przecież Cieśniny Dardanelskie na które Rosja zawsze była niesłychanie wyczulona. Ponieważ grę tę prowadziło SD i Gestapo to Cicero został przekazany z siatki Jenke do siatki Moyzischa. Takie zlekceważenie podstawowych zasad doprowadziło jednak do katastrofy. Przegroda między obydwiema siatkami przestała być szczelna i w jakiś sposób siatka Jenke nadal otrzymywała info z tego co się dzieje w ambasadzie brytyjskiej. Ambasador von Papen, który uważał że jego rolą jest pilnowanie by Turcja nie zrezygnowała ze swej neutralności, kiedy się dowiedział o prowadzonych rozmowach brytyjsko-tureckich, rozpoczął działania by je udaremnić. Narobił niepotrzebnego szumu i osiągnął to, że Anglicy zorientowali się, iż ktoś ma oko na ich ambasadę no i w praktyce uniemożliwił wykorzystanie Cicero w prowadzonej przez Bormanna funkspiel. Udaremniło to zresztą całą prowadzoną przez niemieckie służby intrygę mającą na celu skłonienie Rosji do zawarcia separatystycznego pokoju. Wszystko skończyło się na drobnym spięciu angielsko-rosyjskim kiedy to 17.I.1944 roku prasa radziecka zamieściła artykuł o prowadzonych przez Ribbentropa rokowaniach z Anglikami (była to zresztą nieprawda). Borman i komando Pannwitza prowadziło co prawda dalej swoje funkspiel ale bez nadziei na osiągnięcie sukcesu. Zresztą chyba w związku z tą sprawą należy szukać wyjaśnienia prawdy o losach Bormanna po 1945 roku. Nie wiem. Wiem natomiast, że Albert Jenke, pierwszy sekretarz ambasady niemieckiej w Ankarze, stał na czele siatki szpiegowskiej działającej na Bliskim Wschodzie, szczególnie w Turcji, Iraku i Egipcie. Dostarczała ona wiadomości między innymi o ruchu statków na Kanale Sueskim. Z innych postów tego forum można wywnioskować że inne ambasady też miały takie siatki. Nie była to Abwehra ani SD, więc co? Że nie miały nazwy, o ile jej rzeczywiście nie miały, to znaczy że nie istniały? Według mnie w „aferze Cicerona” w Turcji, Abwehra odgrywała marginalne znaczenie. To wcale nie jest niemożliwe. W końcu wiadomym jest, że ze względu na szczególne warunki panujące na Kanale La Manche dni w których możliwe jest takie lądowanie nie ma zbyt wielu, może dwa w miesiącu a kilkanaście w roku. Potrzebny tu jest odpowiedni sezon, stan przypływów, pozycja księżyca itp. W każdym razie Cicero dostarczył wiele wiadomości o przygotowywanej operacji Overlord. Możliwe że kiedy kontrwywiad brytyjski dowiedział się o tym co Cicero przekazał Niemcom to włosy im stanęły na głowie. Żadne wykluczające się. Po prostu do informacji że desant nastąpi 6.VI.1944 roku (prawdziwej) dodali, że będzie to tylko pomocnicze uderzenie a zasadnicze nastąpi w rejonie Pas-de-Calais (info fałszywe). Gdzie tu sprzeczność? Kiedy go angielski kontrwywiad zdemaskował Cicero, to ten dostał pewnie propozycję nie do odrzucenia, poszedł z nimi na całkowitą współpracę i uzyskał to co Ty nazywasz trzecim etatem. Ta współpraca musiała być owocna bowiem ze strony Anglików nie spotkały go nigdy później żadne nieprzyjemności. Według mnie to oczywiste. Uczono go angielskiego licząc że uda się go umieścić w brytyjskiej ambasadzie, podobno dość dobrze go rozumiał, a tego na byle jakim kursie chyba się nie nauczył. Francuski znał nie dlatego że to język dyplomatów ale że kiedyś pracował w Marsylii.
-
Przede wszystkim Jenke to nie był jakiś niższy etat. Był pierwszym sekretarzem ambasady, co stawiało go na drugim miejscu po von Papenie, a jego siatka była rozgałęziona na całym Bliskim Wschodzie. Owszem to Moyzisch prowadził Baznę (czyli Cicero) ale od 26.X.1943 roku i to nie on go wstawił do ambasady angielskiej. To było dzieło Jenkego. Zdaje się że dopiero po wojnie wyszło że Jenke wiedział o Baznie wszystko, zresztą inaczej ten nie pracowałby u niego jako lokaj, bo chyba szef rozgałęzionej siatki szpiegowskiej nie pozwoliłby by przebywał u niego w domu jakiś osobnik o którym niewiele wiadomo. Znowuż gdyby Bazna był tylko lokajem państwa Jenke to pan Jenke nie robiłby tajemnicy z prawdziwego życiorysu i nazwiska Bazny. Mimo usilnych starań Jenke nie udzielił ani Moyzischowi ani nawet Kaltenbrunnerowi prawdziwych danych o Baznie. Nie miał pozwolenia na udzielanie tych danych bo był agentem jego siatki i już. Przepraszam szanowny Poldasie ale chyba nieuważnie Przeczytałeś mój powyższy post. Możliwe zresztą również że ja go zbyt lakonicznie napisałem. Z niego wyraźnie wynika że Niemcy otrzymali za sprawą kontrwywiadu angielskiego i za pośrednictwem Cicero, dwa info. Jedno prawdziwe, i to o kapitalnym znaczeniu, drugie fałszywe. To prawdziwe było po to by Niemcy uwierzyli w fałszywe i to się aliantom udało. To wszystko o czym tu piszemy jest w wielkim skrócie, niemniej jednak można powiedzieć że dzięki temu przekonali Niemców że lądowanie w Normandii jest akcją pomocniczą natomiast główne siły wylądują w rejonie Pas-de-Calais. Dlatego w decydujących momentach walk niemieckie dywizje 15 armii biernie oczekiwały na prawym brzegu Sekwany i kto wie czy to nie zadecydowało o powodzeniu w utworzeniu drugiego frontu. Co do tej podjętej 8 maja decyzji to nie dotyczyła ona daty lądowania a datę rozpoczęcia operacji Fortitude która przewidywała lądowanie 6.VI.1944 roku, ale przewidywała też wykorzystanie odpowiednich przedsięwzięć wywiadowczo intoksykacyjnych. O ile dobrze pamiętam to plany tej operacji opierały się na założeniu że bez wykorzystania gier wywiadowczych pomyślne lądowanie we Francji jest niemożliwe. Głównym inicjatorem tego planu był Churchill. Nie wiem. Ja mam informacje, że Cicero otrzymał info że Turcy znoszą się z Anglikami i chcą przystąpić do wojny po ich stronie. Przekazał te info i dzięki temu Niemcy to udaremnili. Zresztą jak może agent, nawet byle jak wyszkolony, informować o tym co kto ma zamiar zrobić . Ma dostarczać informacje o istniejącym stanie rzeczy i już, a innym pozostawić trud nad zastanawianiem się jakie kto ma zamiary. Jeszcze z tego że dobrze rozumiał angielski, a z jego biografii nie wynikało by nauczył się go w sposób naturalny. Zresztą potrafił ten fakt ukrywać a odkryli to dopiero przysłani do ambasady angielscy kontrwywiadowcy i m. in. dlatego wpadł. Przepraszam, mam gdzieś życiorys Bazny ale nie przypominam sobie by tam pisało że miał coś wspólnego z Włochami. Przede wszystkim to najpierw uzyskał to zatrudnienie u sekretarza ambasady brytyjskiej, Buska, a dopiero później u ambasadora Knatchbull-Hugessena. W jego życiorysie można przeczytać, że był kierowcą ciężarówki, taksiarzem, ale nie żeby był mechanikiem, a te zawody trochę się różnią. Groch z kapustą. Może przecież być ktoś taki kto nie werbuje agentów a zdobywa informacje. Zresztą w poście wyżej napisałem, że od agenta służby informacyjnej wymaga się: przede wszystkim żeby donosił co nieprzyjaciel robi, co mówi i co myśli (to ostatnie należy traktować dość dowolnie), a jak się trafi okazja to by przeszukał jakiś kosz z papierami czy włamał się do jakiegoś sejfu. Wystarczy zatem żeby miał oczy by widzieć, uszy by słuchać i nogi by w razie czego uciekać. Oczywiście wymaga się żeby takie przymioty jak zimna krew i śmiałość miał w stopniu większym niż przeciętnie i by umiał trzymać język za zębami. Dobrze jest by był przebiegłym. Jeżeli spełnia wszystkie powyższe warunki, a szczególnie jeżeli potrafi trzymać język za zębami, to można przymknąć oko na pewne braki w jego inteligencji. Od niego żąda się przede wszystkim zalet psychicznych. Nie każdy pracownik tych służb musi być księgowym. A w.w zadania mógł wypełniać 16-to letni chłopak. To jest nieścisłość. Pamiętać trzeba że wielu członków Abwehry notorycznie spiskowało przeciw Hitlerowi. Od czasu do czasu na ślady tych spisków trafiali funkcjonariusze SD i Gestapo. Wyniki ich dochodzeń spełzały przeważnie na niczym bowiem spiskowcy mieli za mocne plecy by im coś zrobić. Tak było przynajmniej do 20.VII.1944 roku. Te spięcia na linii SD i Gestapo z Abwehrą niektórzy uznają za rywalizację ale w zasadzie była to walka polityczna. To że jakaś służba nie ma nazwy to nie jest chyba nic nowego. Wiele służb czy nawet organizacji konspiracyjnych słusznie uznaje że nazwa jest im zbyteczna bo może tylko upewnić przeciwników że są, a to im na pewno nie jest potrzebne. Zresztą pisałem wyżej o opinii, że biały wywiad dostarcza 80% potrzebnych informacji, co zatem dziwnego że taki był?
-
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
Problem w tym, że wszystkie kontrwywiady nie biorą pod uwagę tego kto kogo udaje a to kim dany osobnik jest, a to ustala się na podstawie doświadczenia i wywiadu o danej osobie. Co do Sosnowskiego to jego legenda, że szasta pieniędzmi bo jest synem bogatego ziemianina według mnie była łatwa do sprawdzenia. To nie jest konieczne. Dobrze usytuowany agent może sam posiadać informacje. W ogóle wydaje mi się że ta cała dyskusja w dużej mierze dotyczy pojęć księgowych bo według mnie te wszystkie TW itp. Określają raczej „stanowiska pracy” na liście płac, którym to stanowiskom jest przyporządkowane jakieś określone wynagrodzenie. Pisałem to wszystko na podstawie książki Pierra Nord L’Intoxication. Nie jest to bynajmniej beletrystyka. Książkę tę można raczej określić jako historyczną. Sam autor też nie jest amatorem. We francuskim wywiadzie był od 16-tego roku życia, jeszcze w czasie PWS. Odszedł z niego po DWS i zaczął o nim pisać. To on używa pojęcia agent de penetration, co przetłumaczyłem jako agent penetracyjny. Nie bardzo wiem co to są te Pf-ki francuskie. W tym, przypadku to chodzi chyba o doktrynę wypracowaną przez majora Schlessera i kapitana Pailloe w 1938 (chyba) roku. Oryginał tego dokumentu i jego rzadkie kopie zostały zniszczone w 1940 roku i na ogół uważa się że było to mądre posunięcie. 30 lat później autor, czyli Pierre Nord, starał się odtworzyć ją w ogólnych zarysach na podstawie rozmów z Pailloe i zamieścił to w swojej książce. Tak czy inaczej to Petain otrzymał te info w sposób nieoficjalny, dzięki zaangażowaniu i inteligencji Foncka. Zresztą podczas DWS nie był to jedyny przypadek w którym udało się uzyskać informacje biorąc pod lupę konferencje dyplomatyczne. Mnie osobiście znany jest jeszcze inny. W 1943 roku niemieckiej służbie wywiadu MSZ udało się umieścić swego agenta Cicero w ambasadzie brytyjskiej w Ankarze przez którą przechodziło mnóstwo dokumentów i ustnych informacji dotyczących konferencji w Teheranie. Ten dostarczył Niemcom między innymi wiadomość o desancie w Normandii, który miał rozpocząć tworzenie drugiego frontu. Podał też dane umożliwiające określenie dokładnej jego daty. Fonck nic tam nie uratował natomiast jego informacje pozwoliły Petainowi poprowadzić skuteczną politykę. W rozmowach z Hitlerem to Petain był dobrze poinformowany podczas gdy ten drugi nie bardzo wiedział o co chodzi. Nasuwa się tu pewna refleksja. W końcu w 1940 roku Francuzi byli chyba bardziej skłóceni niż Polacy. Sam rząd w Vichy był bardzo podzielony a mimo to Petain jako szef rządu miał zawsze należyte informacje. Wygląda na to, że francuskie służby były naprawdę apolityczne. Według mnie to Fonck akurat tego problemu nie miał, wiedział, że to co ma do przekazania jest do wiadomości szefa państwa, Petaina, a nie dla ministra Lavala. Wydaje mi się również że Laval, chociaż politycznie różnił się z Petainem, też uważał to za słuszne. -
Może trochę nie na temat bo to co napiszę jest raczej z gatunku agentki i ich kochankowie ale nie ma chyba sensu robić nowego tematu. W czasie DWS cenne informacje uzyskiwały komórki francuskiego wywiadu zwane potocznie „Robotą Niemiecką”. Pod tą nazwą kryło się penetrowanie Wehrmachtu. Ich najbardziej wysunięte pozycje stanowiły młode bojowniczki które miały za zadanie wabić żołnierzy i oficerów by uzyskać od nich możliwie jak najwięcej informacji. Było to bardzo delikatne. W jednym z raportów francuskiego ruchu oporu można przeczytać: One [czyli te bojowniczki] miały do czynienia z mężczyznami dla których były obiektem pożądania. Należało trzymać ich na dystans zdobywając jednocześnie ich zaufanie i śmiało można powiedzieć, że przejście ze „sfery erotycznej” na „sferę polityczną” nie było łatwe. Z tego wszystkiego wynika że owe agentki jednak się poświęcały i że dobra agentka musi być w dużym stopniu altruistką.
-
Czy tu chodzi o żonę Władimira Kellera, pracownika firmy Simex będącej przykrywką "Czerwonej Orkiestry"? O ile jej mąż miał coś wspólnego z tą siatką to o jej działalności podczas wojny nic nie wiem. Po wojnie pracowała w jakimś ministerstwie, czy to wtedy przekazywała owe materiały? Nic też nie wiem o firmie Profumo. Może tu chodzi o paryską firmę "Parfums Coty" . W budynku zajmowanym przez tę firmę był sądzony Keller za jakieś przestępstwa gospodarcze.
-
Przepraszam że utworzyłem nowy post ale nie mogłem uzupełnić poprzedniego bo nie ma edycji, a akurat coś znalazłem na ten temat w książce Gillesa Perrault „Czerwona Orkiestra”. Przytacza on taki fakt: W 1941 roku w Brukseli u szefa najlepszej siatki szpiegowskiej DWS, którą później nazwano „Czerwoną Orkiestrą”, zameldowało się dwóch nowych agentów przybyłych z Moskwy i powtórzyli swemu szefowi instrukcje jakie tam otrzymali. Między innymi tę, że nie wolno im mieć żadnych przygód z kobietami i że mają się trzymać z daleka od knajp. Ów szef, polski zresztą Żyd, Trepper, był bardziej wyrozumiały i odpowiedział: „O, fatalnie! Wiecie co wam powiem? Jeżeli jakaś pani wam się spodoba nie krępujcie się. Bądźcie tylko ostrożni” W każdym razie w obu wymienionych przeze mnie wypadkach nie ma mowy o wykorzystywaniu jakiegoś emocjonalnego zaangażowania się kobiety. Wracając do poprzedniego postu, to chciałem jeszcze dodać że Canaris wyraźnie zabronił takich metod w związku ze sprawą Sosnowskiego-Nałęcza. Jest to zatem dodatkowa wskazówka na to, że Sosnowski niczego nie zdziałał. Canaris znał na pewno doskonale sprawę od podszewki i wiedział, że polskiemu wywiadowi przyniosła ona tylko szkody. Według mnie była to nie tyle afera szpiegowska co seksafera w którą nasz „as” dał się wplątać.
-
Niektórzy chyba tak uważali. Szef Abwehry, Canaris, któremu kompetencji nikt nie odmówił, przestrzegał takiej zasady: "Kobiety mogą być bardzo użyteczne w służbie wywiadowczej. To prawda. Można się nimi posługiwać ale nie można z nimi spać. Jeżeli się dowiem o kimś kto będzie z nimi spał, zostanie natychmiast odesłany z Abwehry". Krótko mówiąc wygląda na to że agent mógł podstawić komuś jakąś panią ale jemu samemu tego towaru ruszyć nie było wolno.
-
Egipskie ciemności - Czym oświetlano podziemia piramid?
euklides odpowiedział emil1922 → temat → Starożytny Egipt
Nie pamiętam dokładnych wyliczeń (mam to gdzieś) ale w łodziach podwodnych podczas DWS zdaje się ze po dwóch godzinach przebywania pod wodą zapałka się nie zapalała a wytrzymać można było w nich o wiele wiele dłużej. -
Nie bardzo wiem który z użytych przeze mnie argumentów jest ad personam w każdym razie jeżeli taki znalazłeś to przepraszam. Co do owych 4 rzeczowników to nie rozumiem dlaczego mielibyśmy ich nie używać. Jak można mówić o wywiadzie nie używając ich, tym bardziej że są powszechnie znane i rozumiane, lepiej niż te wszystkie określenia TW, OZI itp. których z kolei ja na przykład nie rozumiem i które są zdefiniowane w jakichś tajnych instrukcjach. Sądzę zresztą że do tego forum mało kto zagląda a ci co tu piszą mogą się potraktować wyrozumiale i służyć sobie nawzajem swoją wiedzą, której drugi może nie mieć, ale która jest powszechnie dostępna. Tym bardziej że nie jest ono zarezerwowane dla historyków.
-
Jakieś 10 lat później, na przełomie 1943 i 1944 roku, niemieckie służby straciły zaufanie do swego agenta Cicero, między innymi dlatego, że w pozyskiwaniu info pomagały mu dwie panie będące jego kochankami. Był to efekt gry wywiadu brytyjskiego. Można domniemywać że Anglicy znali dobrze sprawę Sosnowskiego, choćby od Polaków. Niemcy natomiast uznali że wstawia się im banialuki tak jak to oni kiedyś robili naszym.Ten błąd drogo ich kosztował.
-
Od tego trzeba zacząć że używasz określeń rodem z marnej książki szpiegowskiej. W takiej przeważnie występuje określenie: „Ci z Oddziału II”. Znalazłem coś na ten temat w książce francuskiego pisarza który bliżej wyjaśnia co się pod tym określeniem kryje i napisałem o tym w poście z 5 lutego 2014 roku w temacie Wywiad, Agenci, Osoby Informujące. I chyba nie ma sensu tego tu powtarzać. Według określeń używanych przez tego autora to tobie chyba chodzi o szpiegów służby informacyjnej, czyli jakby o naszych najbardziej wysuniętych w stronę nieprzyjaciela ludzi straży przedniej, którzy obserwują nieprzyjaciela już na jego terytorium. Ci nasi z 1939 roku, według tego forum, nawet nie zauważyli na przykład podejścia sił nieprzyjaciela na pozycje wyjściowe. Poza tym ktoś inny napisał tutaj, że czytał meldunki z pierwszych dni września w których pisało o setkach czołgów w dolinie Orawy co było grubą przesadą. Zdaje się jednak, że te wadliwe meldunki nie przeszkodziły sztabowi armii Kraków prawidłowo ocenić sytuację, przecież 10 BK została użyta na właściwym kierunku. Czyli z efektywnością tej służby nie było najlepiej, a zdarzało się że jej braki nadrabiał sztab. Co do Sosnowskiego to można go uznać za szefa siatki szpiegowskiej na obcym terytorium. Podobno zwerbował agentki, które były jego kochankami, szantażując je kompromitującymi zdjęciami. O jednej z nich, Benicie von Falkenhayn, wiem że pracowała ministerstwie Reihswehry. Sosnowski zagrał wysoko i mu się nie udało. Na pewno służby niemieckie miały dobre oko na to z kim przestają pracownice ich urzędów wojskowych, albo były ślepe. Wątpię też by można było ukryć romans Sosnowskiego, obywatela obcego przecież państwa, z kilkoma (a co najmniej z dwiema) kobietami które mogły mieć jakieś tam dojście do tajemnic. Służby niemieckie na pewno szybko się w tym zorientowały i za pomocą tych agentek przekazywały stronie polskiej jakieś banialuki. Zresztą nasze służby tak to mniej więcej oceniły i Sosnowskiemu wytoczono proces gdy ten powrócił do Polski. W tej całej sprawie odrażającym jest tylko potraktowanie owych kobiet które zostały stracone właściwie wyłącznie za swą głupotę i naiwność.
-
Zaryzykowałbym twierdzenie że problemy hartowania ma opanowane absolwent technikum mechanicznego. Sam się tym trochę bawiłem. Miałem co prawda sporo do czynienia z maszynami Sulzera ale to nie były silniki wysokoprężne i mam dosyć mierne o nich pojęcie, raczej poglądowe, ale wydaje mi się że paliwo do tych silników nie wymaga takich parametrów jak paliwo do silników benzynowych. Zresztą nawet by to wynikało z tego co czytałem na tym forum.
-
Ja ci napisałem mniej więcej o tym co przeczytałem, ty zaś każesz mi samemu czytać i na dodatek nie wiadomo co. Zresztą powątpiewam by trudnym było wykonanie dobrego sworznia, za tym musi się kryć coś innego. Przepraszam ale pisałem naprędce i pomyliło mi się z firmą Sulzer, myślałem że nikt tego nie zauważy. W życiu miałem sporo do czynienia z maszynami jednej i drugiej firmy. Bardziej je znam jednak od strony praktycznej niż historycznej. Ale o firmie Sulzer to musiałeś coś słyszeć.
-
Po prostu to szerszą gąsienicę może sobie wykuć każdy kowal. Miałem gdzieś książkę o tym jak badano prototyp T-34. Jechał na przełaj przez zasypane śniegiem pola w ekstremalnych warunkach i projektanci mieli właśnie problem ze skrzynią biegów bo nie wytrzymywała tych obciążeń. Co rusz to ją demontowali i przerabiali, no i w końcu coś im chyba z tego wyszło. Tylko nie pytaj mi się o tę książkę bo mi się gdzieś zawieruszyła. Co nie znaczy, że jakiś prymitywny. Czyli raczej Szwajcarzy byli pionierami a znowu to nie oni wyprodukowali Vickersa. A tak nawiasem mówiąc to firma Saurer specjalizowała się w silnikach okrętowych, czyli dieslowskich nie wymagających dobrego paliwa, i pewnie dlatego taki silnik wstawiono do Vickersa. Poza tym ile tych Vickersów było? Nie lubię się mądrzyć tam gdzie mam marne pojęcie. Położyłem w życiu co prawda parę metrów spawu ale słabo znam teorie spawalnicze. W spawaniu iskrowym, z tego co wiem, łączone płyty nakłada się jedną na drugą i wkłada między elektrody będące wałkami chłodzonymi chłodziwem. Między łączonymi płytami powstaje łuk elektryczny który nadtapia metal i w ten sposób je łączy. Spaw taki jest równy, nawet jeżeli kładziony niewprawną ręką, no i nie wymaga elektrod dzięki czemu jest z tego samego materiału co płyty. Przy spawaniu ręcznym z elektrodą może się zdarzyć że spaw ma inny skład niż łączone elementy a to powoduje jego osłabienie. A w ogóle to taki spaw jest jakościowo dużo lepszy. W każdym razie takie urządzenie zastępowało 12-to osobową (chyba) brygadę spawaczy.
-
Piszę to bez przygotowania dlatego mogłem coś pomylić. W każdym razie jeśli chodzi o T-34 to Rosjanie byli pionierami w zastosowaniu w czołgu silnika wysokoprężnego i ropy jako paliwa. Co do tych wypadających płyt o których przeczytałem w którymś poście wyżej to możliwe że były źle przyspawane, Rosjanie mieli zdaje się kłopoty z wykwalifikowaną siłą roboczą (mężczyźni szli na front), a spawacz (tu mogło chodzić nawet o kobietę) musi mieć trochę praktyki. W każdym razie Rosjanie jako pierwsi (a na pewno jako jedni z pierwszych) przy produkcji czołgów stosowali spawanie iskrowe, o wiele lepsze od ręcznego na elektrody. Jako pierwsi też zastosowali w T-34 aluminiowe silniki. Co do skrzyni biegów to istotnie podobno trzeba było używać młotka przy zmianie biegów, ale ta skrzynia biegów pozwalała na pokonywanie pokaźnych zasp śnieżnych, co na przykład pod Stalingradem miało pewnie decydujące znaczenie, bo niemieckie czołgi były przywiązane do dróg. Szczególnie uwidoczniło się to w ataku na lotnisko Pitomnik, Niemcy nie brali tam nawet pod uwagę że czołgi mogą przejść po zaspach na przełaj i zaatakować. Co do zawieszenia to możliwe, że było ono podobnej klasy jak w Shermanach, bo to które miał T-34 było na jakiejś amerykańskiej licencji (o ile się nie mylę)
-
O ile wiem to do jednostek gwardyjskich szły wszystkie nowe czołgi, pewnie również Shermany. Czytałem kiedyś wspomnienia jakiegoś rosyjskiego generała, ten pisał, że rosyjscy żołnierze ich nie lubili. Rosyjskie T-34 były na ropę i trudno je było zapalić, Shermany to benzynowce, paliły się jak zapalniczki i nie było czasu na ucieczkę. Zresztą żołnierze rosyjscy nazywali je dlatego zapalniczkami.
-
Przypominam, że powyższy post napisałem w odpowiedzi na zapytanie co kto myśli o tej śmierci, napisałem więc co myślę i chociaż moja opinia opiera się w dużej mierze na przypuszczeniach, to jednak jest bardzo prawdopodobna. W każdym razie jest to coś więcej niż historia alternatywna. Przyznam, że nie potrafię ocenić czy O/IISG działał efektywnie czy też nie, w każdym razie to nie była jedyna służba. Zresztą nawet tu na tym forum różnie ją oceniano. Co do naszego asa wywiadu, Sosnowskiego, to wolałbym się na jego temat nie wypowiadać, ale skoro już, to muszę powiedzieć że dla mnie nigdy nie był on żadnym asem. Uważam że manipulowały nim niemieckie służby. Zresztą ów O/IISG też chyba tak uważał. W końcu mogło się zdarzyć że pomiędzy funkcjonariuszami niemieckich służb bywali mądrzejsi od Brunnera.
-
Pytanie zaiste dobre, szczególnie teraz. Gdyby przedstawiciele naszych elit (czy elyt, jak to się właściwie pisze?) oglądali mniej celebrytów w telewizji a czytali więcej książek, to może zwróciliby uwagę na cytat z pewnego, dość poczytnego pisarza, którego powinni dobrze znać. Ten twierdził, że wielkie postacie w historii powtarzają się dwukrotnie, raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Każdy chyba łatwo zgadnie o kogo mi chodzi. Ten cytat ma tu zastosowanie. W końcu z tym pierwszym wiąże się pewna tragedia, bo na przykład czymże była Bereza Kartuska. Z tym drugim błazenada, bo w końcu o Bolku różnie się mówi no i jak on wygląda, poza tym, chociaż celebryta, to przeważnie występuje nie w tym programie do którego pasuje. Prawdą jest, że ten cytat, jak i każdy, nawet najbardziej trafny, nie odzwierciedla w pełni rzeczywistości dlatego też u tej pierwszej osobistości można znaleźć pewne groteskowe elementy a u tej drugiej tragiczne. No i przymiotnik „wielki” do żadnej z tych postaci absolutnie nie pasuje.
-
Ciekawe jak. Kluczowym jest wysokie prawdopodobieństwo, że samobójstwo Sławka miało coś wspólnego z ogólną sytuacją polityczną w tym czasie, czyli z upadkiem państwowości jednego z naszych sąsiadów przez co nastąpiła drastyczna zmiana sytuacji wojskowo-strategicznej Polski. Również podróż Becka do Londynu i jego widzenie się ze Sławkiem przed wyruszeniem w drogę, po czym nastąpiło samobójstwo. Uzyskanie bezspornych dowodów na to jest chyba niemożliwe.
-
Właśnie znalazłem takie tłumaczenie w necie. Wystukałem agentes in rebus i trafiłem na PDF zatytułowany "Agentes in Rebus. Antyczny rodowód współczesnych służb specjalnych" napisanych przez nieznanego mi pana Arkadiusza Dymowskiego. Pojęcie eufemizm znam ale jest stanowczo niejednoznaczne i może prowadzić do nieporozumień. Zresztą zamiast niego można użyć jakiegoś potocznego określenia co przy odrobinie dobrej woli prowadzących dyskurs wystarcza, trzeba jednak trochę wyzbyć się świętoszkowatości.
-
Może ktoś zna łacinę i to rozstrzygnie. Co znaczy cura agendarum też nie wiem ale mało mi się to kojarzy z mordami politycznymi których sprawcami byli owi agentes. A już zupełnie mi nie pasuje nazwa kuriera cesarskiego dla kogoś takiego, chociaż możliwe że Ammian chciał być elegancki. Zresztą nie jestem pewien ale istniał zdaje się jakiś wydział urzędów pałacowych zwany scholae agentes in rebus.
-
Bo inaczej nie potrafię sobie tej zbieżności faktów i wydarzeń wytłumaczyć. Uważam że w całej tej sprawie kluczowe znaczenie ma przejęcie przez Anglików dokumentów czeskiego wywiadu. Polsce tych informacji Czesi nie mieli powodu przekazywać choćby z powodu Zaolzia.
