
euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,183 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
Problem w tym, że wszystkie kontrwywiady nie biorą pod uwagę tego kto kogo udaje a to kim dany osobnik jest, a to ustala się na podstawie doświadczenia i wywiadu o danej osobie. Co do Sosnowskiego to jego legenda, że szasta pieniędzmi bo jest synem bogatego ziemianina według mnie była łatwa do sprawdzenia. To nie jest konieczne. Dobrze usytuowany agent może sam posiadać informacje. W ogóle wydaje mi się że ta cała dyskusja w dużej mierze dotyczy pojęć księgowych bo według mnie te wszystkie TW itp. Określają raczej „stanowiska pracy” na liście płac, którym to stanowiskom jest przyporządkowane jakieś określone wynagrodzenie. Pisałem to wszystko na podstawie książki Pierra Nord L’Intoxication. Nie jest to bynajmniej beletrystyka. Książkę tę można raczej określić jako historyczną. Sam autor też nie jest amatorem. We francuskim wywiadzie był od 16-tego roku życia, jeszcze w czasie PWS. Odszedł z niego po DWS i zaczął o nim pisać. To on używa pojęcia agent de penetration, co przetłumaczyłem jako agent penetracyjny. Nie bardzo wiem co to są te Pf-ki francuskie. W tym, przypadku to chodzi chyba o doktrynę wypracowaną przez majora Schlessera i kapitana Pailloe w 1938 (chyba) roku. Oryginał tego dokumentu i jego rzadkie kopie zostały zniszczone w 1940 roku i na ogół uważa się że było to mądre posunięcie. 30 lat później autor, czyli Pierre Nord, starał się odtworzyć ją w ogólnych zarysach na podstawie rozmów z Pailloe i zamieścił to w swojej książce. Tak czy inaczej to Petain otrzymał te info w sposób nieoficjalny, dzięki zaangażowaniu i inteligencji Foncka. Zresztą podczas DWS nie był to jedyny przypadek w którym udało się uzyskać informacje biorąc pod lupę konferencje dyplomatyczne. Mnie osobiście znany jest jeszcze inny. W 1943 roku niemieckiej służbie wywiadu MSZ udało się umieścić swego agenta Cicero w ambasadzie brytyjskiej w Ankarze przez którą przechodziło mnóstwo dokumentów i ustnych informacji dotyczących konferencji w Teheranie. Ten dostarczył Niemcom między innymi wiadomość o desancie w Normandii, który miał rozpocząć tworzenie drugiego frontu. Podał też dane umożliwiające określenie dokładnej jego daty. Fonck nic tam nie uratował natomiast jego informacje pozwoliły Petainowi poprowadzić skuteczną politykę. W rozmowach z Hitlerem to Petain był dobrze poinformowany podczas gdy ten drugi nie bardzo wiedział o co chodzi. Nasuwa się tu pewna refleksja. W końcu w 1940 roku Francuzi byli chyba bardziej skłóceni niż Polacy. Sam rząd w Vichy był bardzo podzielony a mimo to Petain jako szef rządu miał zawsze należyte informacje. Wygląda na to, że francuskie służby były naprawdę apolityczne. Według mnie to Fonck akurat tego problemu nie miał, wiedział, że to co ma do przekazania jest do wiadomości szefa państwa, Petaina, a nie dla ministra Lavala. Wydaje mi się również że Laval, chociaż politycznie różnił się z Petainem, też uważał to za słuszne. -
Może trochę nie na temat bo to co napiszę jest raczej z gatunku agentki i ich kochankowie ale nie ma chyba sensu robić nowego tematu. W czasie DWS cenne informacje uzyskiwały komórki francuskiego wywiadu zwane potocznie „Robotą Niemiecką”. Pod tą nazwą kryło się penetrowanie Wehrmachtu. Ich najbardziej wysunięte pozycje stanowiły młode bojowniczki które miały za zadanie wabić żołnierzy i oficerów by uzyskać od nich możliwie jak najwięcej informacji. Było to bardzo delikatne. W jednym z raportów francuskiego ruchu oporu można przeczytać: One [czyli te bojowniczki] miały do czynienia z mężczyznami dla których były obiektem pożądania. Należało trzymać ich na dystans zdobywając jednocześnie ich zaufanie i śmiało można powiedzieć, że przejście ze „sfery erotycznej” na „sferę polityczną” nie było łatwe. Z tego wszystkiego wynika że owe agentki jednak się poświęcały i że dobra agentka musi być w dużym stopniu altruistką.
-
Czy tu chodzi o żonę Władimira Kellera, pracownika firmy Simex będącej przykrywką "Czerwonej Orkiestry"? O ile jej mąż miał coś wspólnego z tą siatką to o jej działalności podczas wojny nic nie wiem. Po wojnie pracowała w jakimś ministerstwie, czy to wtedy przekazywała owe materiały? Nic też nie wiem o firmie Profumo. Może tu chodzi o paryską firmę "Parfums Coty" . W budynku zajmowanym przez tę firmę był sądzony Keller za jakieś przestępstwa gospodarcze.
-
Przepraszam że utworzyłem nowy post ale nie mogłem uzupełnić poprzedniego bo nie ma edycji, a akurat coś znalazłem na ten temat w książce Gillesa Perrault „Czerwona Orkiestra”. Przytacza on taki fakt: W 1941 roku w Brukseli u szefa najlepszej siatki szpiegowskiej DWS, którą później nazwano „Czerwoną Orkiestrą”, zameldowało się dwóch nowych agentów przybyłych z Moskwy i powtórzyli swemu szefowi instrukcje jakie tam otrzymali. Między innymi tę, że nie wolno im mieć żadnych przygód z kobietami i że mają się trzymać z daleka od knajp. Ów szef, polski zresztą Żyd, Trepper, był bardziej wyrozumiały i odpowiedział: „O, fatalnie! Wiecie co wam powiem? Jeżeli jakaś pani wam się spodoba nie krępujcie się. Bądźcie tylko ostrożni” W każdym razie w obu wymienionych przeze mnie wypadkach nie ma mowy o wykorzystywaniu jakiegoś emocjonalnego zaangażowania się kobiety. Wracając do poprzedniego postu, to chciałem jeszcze dodać że Canaris wyraźnie zabronił takich metod w związku ze sprawą Sosnowskiego-Nałęcza. Jest to zatem dodatkowa wskazówka na to, że Sosnowski niczego nie zdziałał. Canaris znał na pewno doskonale sprawę od podszewki i wiedział, że polskiemu wywiadowi przyniosła ona tylko szkody. Według mnie była to nie tyle afera szpiegowska co seksafera w którą nasz „as” dał się wplątać.
-
Niektórzy chyba tak uważali. Szef Abwehry, Canaris, któremu kompetencji nikt nie odmówił, przestrzegał takiej zasady: "Kobiety mogą być bardzo użyteczne w służbie wywiadowczej. To prawda. Można się nimi posługiwać ale nie można z nimi spać. Jeżeli się dowiem o kimś kto będzie z nimi spał, zostanie natychmiast odesłany z Abwehry". Krótko mówiąc wygląda na to że agent mógł podstawić komuś jakąś panią ale jemu samemu tego towaru ruszyć nie było wolno.
-
Egipskie ciemności - Czym oświetlano podziemia piramid?
euklides odpowiedział emil1922 → temat → Starożytny Egipt
Nie pamiętam dokładnych wyliczeń (mam to gdzieś) ale w łodziach podwodnych podczas DWS zdaje się ze po dwóch godzinach przebywania pod wodą zapałka się nie zapalała a wytrzymać można było w nich o wiele wiele dłużej. -
Nie bardzo wiem który z użytych przeze mnie argumentów jest ad personam w każdym razie jeżeli taki znalazłeś to przepraszam. Co do owych 4 rzeczowników to nie rozumiem dlaczego mielibyśmy ich nie używać. Jak można mówić o wywiadzie nie używając ich, tym bardziej że są powszechnie znane i rozumiane, lepiej niż te wszystkie określenia TW, OZI itp. których z kolei ja na przykład nie rozumiem i które są zdefiniowane w jakichś tajnych instrukcjach. Sądzę zresztą że do tego forum mało kto zagląda a ci co tu piszą mogą się potraktować wyrozumiale i służyć sobie nawzajem swoją wiedzą, której drugi może nie mieć, ale która jest powszechnie dostępna. Tym bardziej że nie jest ono zarezerwowane dla historyków.
-
Jakieś 10 lat później, na przełomie 1943 i 1944 roku, niemieckie służby straciły zaufanie do swego agenta Cicero, między innymi dlatego, że w pozyskiwaniu info pomagały mu dwie panie będące jego kochankami. Był to efekt gry wywiadu brytyjskiego. Można domniemywać że Anglicy znali dobrze sprawę Sosnowskiego, choćby od Polaków. Niemcy natomiast uznali że wstawia się im banialuki tak jak to oni kiedyś robili naszym.Ten błąd drogo ich kosztował.
-
Od tego trzeba zacząć że używasz określeń rodem z marnej książki szpiegowskiej. W takiej przeważnie występuje określenie: „Ci z Oddziału II”. Znalazłem coś na ten temat w książce francuskiego pisarza który bliżej wyjaśnia co się pod tym określeniem kryje i napisałem o tym w poście z 5 lutego 2014 roku w temacie Wywiad, Agenci, Osoby Informujące. I chyba nie ma sensu tego tu powtarzać. Według określeń używanych przez tego autora to tobie chyba chodzi o szpiegów służby informacyjnej, czyli jakby o naszych najbardziej wysuniętych w stronę nieprzyjaciela ludzi straży przedniej, którzy obserwują nieprzyjaciela już na jego terytorium. Ci nasi z 1939 roku, według tego forum, nawet nie zauważyli na przykład podejścia sił nieprzyjaciela na pozycje wyjściowe. Poza tym ktoś inny napisał tutaj, że czytał meldunki z pierwszych dni września w których pisało o setkach czołgów w dolinie Orawy co było grubą przesadą. Zdaje się jednak, że te wadliwe meldunki nie przeszkodziły sztabowi armii Kraków prawidłowo ocenić sytuację, przecież 10 BK została użyta na właściwym kierunku. Czyli z efektywnością tej służby nie było najlepiej, a zdarzało się że jej braki nadrabiał sztab. Co do Sosnowskiego to można go uznać za szefa siatki szpiegowskiej na obcym terytorium. Podobno zwerbował agentki, które były jego kochankami, szantażując je kompromitującymi zdjęciami. O jednej z nich, Benicie von Falkenhayn, wiem że pracowała ministerstwie Reihswehry. Sosnowski zagrał wysoko i mu się nie udało. Na pewno służby niemieckie miały dobre oko na to z kim przestają pracownice ich urzędów wojskowych, albo były ślepe. Wątpię też by można było ukryć romans Sosnowskiego, obywatela obcego przecież państwa, z kilkoma (a co najmniej z dwiema) kobietami które mogły mieć jakieś tam dojście do tajemnic. Służby niemieckie na pewno szybko się w tym zorientowały i za pomocą tych agentek przekazywały stronie polskiej jakieś banialuki. Zresztą nasze służby tak to mniej więcej oceniły i Sosnowskiemu wytoczono proces gdy ten powrócił do Polski. W tej całej sprawie odrażającym jest tylko potraktowanie owych kobiet które zostały stracone właściwie wyłącznie za swą głupotę i naiwność.
-
Zaryzykowałbym twierdzenie że problemy hartowania ma opanowane absolwent technikum mechanicznego. Sam się tym trochę bawiłem. Miałem co prawda sporo do czynienia z maszynami Sulzera ale to nie były silniki wysokoprężne i mam dosyć mierne o nich pojęcie, raczej poglądowe, ale wydaje mi się że paliwo do tych silników nie wymaga takich parametrów jak paliwo do silników benzynowych. Zresztą nawet by to wynikało z tego co czytałem na tym forum.
-
Ja ci napisałem mniej więcej o tym co przeczytałem, ty zaś każesz mi samemu czytać i na dodatek nie wiadomo co. Zresztą powątpiewam by trudnym było wykonanie dobrego sworznia, za tym musi się kryć coś innego. Przepraszam ale pisałem naprędce i pomyliło mi się z firmą Sulzer, myślałem że nikt tego nie zauważy. W życiu miałem sporo do czynienia z maszynami jednej i drugiej firmy. Bardziej je znam jednak od strony praktycznej niż historycznej. Ale o firmie Sulzer to musiałeś coś słyszeć.
-
Po prostu to szerszą gąsienicę może sobie wykuć każdy kowal. Miałem gdzieś książkę o tym jak badano prototyp T-34. Jechał na przełaj przez zasypane śniegiem pola w ekstremalnych warunkach i projektanci mieli właśnie problem ze skrzynią biegów bo nie wytrzymywała tych obciążeń. Co rusz to ją demontowali i przerabiali, no i w końcu coś im chyba z tego wyszło. Tylko nie pytaj mi się o tę książkę bo mi się gdzieś zawieruszyła. Co nie znaczy, że jakiś prymitywny. Czyli raczej Szwajcarzy byli pionierami a znowu to nie oni wyprodukowali Vickersa. A tak nawiasem mówiąc to firma Saurer specjalizowała się w silnikach okrętowych, czyli dieslowskich nie wymagających dobrego paliwa, i pewnie dlatego taki silnik wstawiono do Vickersa. Poza tym ile tych Vickersów było? Nie lubię się mądrzyć tam gdzie mam marne pojęcie. Położyłem w życiu co prawda parę metrów spawu ale słabo znam teorie spawalnicze. W spawaniu iskrowym, z tego co wiem, łączone płyty nakłada się jedną na drugą i wkłada między elektrody będące wałkami chłodzonymi chłodziwem. Między łączonymi płytami powstaje łuk elektryczny który nadtapia metal i w ten sposób je łączy. Spaw taki jest równy, nawet jeżeli kładziony niewprawną ręką, no i nie wymaga elektrod dzięki czemu jest z tego samego materiału co płyty. Przy spawaniu ręcznym z elektrodą może się zdarzyć że spaw ma inny skład niż łączone elementy a to powoduje jego osłabienie. A w ogóle to taki spaw jest jakościowo dużo lepszy. W każdym razie takie urządzenie zastępowało 12-to osobową (chyba) brygadę spawaczy.
-
Piszę to bez przygotowania dlatego mogłem coś pomylić. W każdym razie jeśli chodzi o T-34 to Rosjanie byli pionierami w zastosowaniu w czołgu silnika wysokoprężnego i ropy jako paliwa. Co do tych wypadających płyt o których przeczytałem w którymś poście wyżej to możliwe że były źle przyspawane, Rosjanie mieli zdaje się kłopoty z wykwalifikowaną siłą roboczą (mężczyźni szli na front), a spawacz (tu mogło chodzić nawet o kobietę) musi mieć trochę praktyki. W każdym razie Rosjanie jako pierwsi (a na pewno jako jedni z pierwszych) przy produkcji czołgów stosowali spawanie iskrowe, o wiele lepsze od ręcznego na elektrody. Jako pierwsi też zastosowali w T-34 aluminiowe silniki. Co do skrzyni biegów to istotnie podobno trzeba było używać młotka przy zmianie biegów, ale ta skrzynia biegów pozwalała na pokonywanie pokaźnych zasp śnieżnych, co na przykład pod Stalingradem miało pewnie decydujące znaczenie, bo niemieckie czołgi były przywiązane do dróg. Szczególnie uwidoczniło się to w ataku na lotnisko Pitomnik, Niemcy nie brali tam nawet pod uwagę że czołgi mogą przejść po zaspach na przełaj i zaatakować. Co do zawieszenia to możliwe, że było ono podobnej klasy jak w Shermanach, bo to które miał T-34 było na jakiejś amerykańskiej licencji (o ile się nie mylę)
-
O ile wiem to do jednostek gwardyjskich szły wszystkie nowe czołgi, pewnie również Shermany. Czytałem kiedyś wspomnienia jakiegoś rosyjskiego generała, ten pisał, że rosyjscy żołnierze ich nie lubili. Rosyjskie T-34 były na ropę i trudno je było zapalić, Shermany to benzynowce, paliły się jak zapalniczki i nie było czasu na ucieczkę. Zresztą żołnierze rosyjscy nazywali je dlatego zapalniczkami.
-
Przypominam, że powyższy post napisałem w odpowiedzi na zapytanie co kto myśli o tej śmierci, napisałem więc co myślę i chociaż moja opinia opiera się w dużej mierze na przypuszczeniach, to jednak jest bardzo prawdopodobna. W każdym razie jest to coś więcej niż historia alternatywna. Przyznam, że nie potrafię ocenić czy O/IISG działał efektywnie czy też nie, w każdym razie to nie była jedyna służba. Zresztą nawet tu na tym forum różnie ją oceniano. Co do naszego asa wywiadu, Sosnowskiego, to wolałbym się na jego temat nie wypowiadać, ale skoro już, to muszę powiedzieć że dla mnie nigdy nie był on żadnym asem. Uważam że manipulowały nim niemieckie służby. Zresztą ów O/IISG też chyba tak uważał. W końcu mogło się zdarzyć że pomiędzy funkcjonariuszami niemieckich służb bywali mądrzejsi od Brunnera.
-
Pytanie zaiste dobre, szczególnie teraz. Gdyby przedstawiciele naszych elit (czy elyt, jak to się właściwie pisze?) oglądali mniej celebrytów w telewizji a czytali więcej książek, to może zwróciliby uwagę na cytat z pewnego, dość poczytnego pisarza, którego powinni dobrze znać. Ten twierdził, że wielkie postacie w historii powtarzają się dwukrotnie, raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Każdy chyba łatwo zgadnie o kogo mi chodzi. Ten cytat ma tu zastosowanie. W końcu z tym pierwszym wiąże się pewna tragedia, bo na przykład czymże była Bereza Kartuska. Z tym drugim błazenada, bo w końcu o Bolku różnie się mówi no i jak on wygląda, poza tym, chociaż celebryta, to przeważnie występuje nie w tym programie do którego pasuje. Prawdą jest, że ten cytat, jak i każdy, nawet najbardziej trafny, nie odzwierciedla w pełni rzeczywistości dlatego też u tej pierwszej osobistości można znaleźć pewne groteskowe elementy a u tej drugiej tragiczne. No i przymiotnik „wielki” do żadnej z tych postaci absolutnie nie pasuje.
-
Ciekawe jak. Kluczowym jest wysokie prawdopodobieństwo, że samobójstwo Sławka miało coś wspólnego z ogólną sytuacją polityczną w tym czasie, czyli z upadkiem państwowości jednego z naszych sąsiadów przez co nastąpiła drastyczna zmiana sytuacji wojskowo-strategicznej Polski. Również podróż Becka do Londynu i jego widzenie się ze Sławkiem przed wyruszeniem w drogę, po czym nastąpiło samobójstwo. Uzyskanie bezspornych dowodów na to jest chyba niemożliwe.
-
Właśnie znalazłem takie tłumaczenie w necie. Wystukałem agentes in rebus i trafiłem na PDF zatytułowany "Agentes in Rebus. Antyczny rodowód współczesnych służb specjalnych" napisanych przez nieznanego mi pana Arkadiusza Dymowskiego. Pojęcie eufemizm znam ale jest stanowczo niejednoznaczne i może prowadzić do nieporozumień. Zresztą zamiast niego można użyć jakiegoś potocznego określenia co przy odrobinie dobrej woli prowadzących dyskurs wystarcza, trzeba jednak trochę wyzbyć się świętoszkowatości.
-
Może ktoś zna łacinę i to rozstrzygnie. Co znaczy cura agendarum też nie wiem ale mało mi się to kojarzy z mordami politycznymi których sprawcami byli owi agentes. A już zupełnie mi nie pasuje nazwa kuriera cesarskiego dla kogoś takiego, chociaż możliwe że Ammian chciał być elegancki. Zresztą nie jestem pewien ale istniał zdaje się jakiś wydział urzędów pałacowych zwany scholae agentes in rebus.
-
Bo inaczej nie potrafię sobie tej zbieżności faktów i wydarzeń wytłumaczyć. Uważam że w całej tej sprawie kluczowe znaczenie ma przejęcie przez Anglików dokumentów czeskiego wywiadu. Polsce tych informacji Czesi nie mieli powodu przekazywać choćby z powodu Zaolzia.
-
Według tego co można wyczytać z niektórych postów w necie to na początku 1939 roku przygotowywany był zamach stanu, a Sławek był, jeżeli nie mózgiem, to przynajmniej jego centralną postacią. Mnie w każdym razie wydaje się to bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę pewne inne znane fakty których się nie uwzględnia. Otóż 15 marca 1939 roku Anglicy weszli w posiadanie archiwum czeskiego wywiadu. Czesi dużo wiedzieli bo mieli w Niemczech cennego agenta, wysoko postawionego oficera Abwehry pod kryptonimem A-54. Niewątpliwie mieli też coś o machinacjach Sławka w Polsce i informacje te zostały przekazane do Polski, to dlatego wybuchła afera. To pewnie z tego powodu w końcu marca Beck pojechał do Londynu. Po prostu po to by się dokładniej wszystkiego dowiedzieć, może przejrzeć jakieś dokumenty. Po drodze, chyba 31 marca, odwiedził swego politycznego sprzymierzeńca, Sławka, pewnie po to by od niego uzyskać wyjaśnienia. Sławek musiał zorientować się co do wagi ciążących na nim zarzutów, uznał że nie ma innego wyjścia i 2 kwietnia się zastrzelił. Chociaż możliwe że, jak chcą niektórzy, ktoś mu w tym pomógł bo za dużo wiedział. Na tym tle staje się bardziej zrozumiałe odrzucenie przez Becka warunków niemieckich i jego przemowa w której zapytywał retorycznie o co w tym wszystkim chodzi. Pewnie sam tego wszystkiego nie ogarniał albo zdrada mu najbliższych spowodowała, że sam nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. Takie zdezorientowanie ministra, i to jednego z najważniejszych, sugeruje że polskie przedwojenne służby były do niczego i to przez całe międzywojenne 20-lecie. Co by potwierdzało pewne inne sugestie wyrażone na tym forum. Tak nawiasem mówiąc to powszechną opinią jest że na przykład przedwojenny wywiad był lepszy od dzisiejszego. Obawiam się że to prawda. W każdym razie te puzzle jakoś tak się układają.
-
Trochę o nich pisze Ammian Marcellinus. Zdaje się, że agentes in rebus znaczy działający w sprawach. O ile wiem byli to urzędnicy, o ile można ich tak nazwać, którzy otrzymywali od cesarza specjalne uprawnienia i wykonywali specjalne zadania. Co do owego Konstancjusza Gallusa to trudno powiedzieć, by Apodemiusz był wykonawcą wyroku śmierci, on po prostu realizował zlecenie Konstancjusza, który pierw wywabił Gallusa z Antiochii. To chyba raczej można określić jako morderstwo polityczne. Zresztą ów Apodemiusz ma jeszcze kogo innego na sumieniu, mianowicie wyższego oficera, Sylwanusa, Franka z pochodzenia, do którego śmierci podstępnie doprowadził. Ammian Marcellinus wspomina jeszcze o innym agentes, Gaudencjuszu. Ten również niejednemu pewnie pomógł w przeniesieniu się na tamten świat Dzieje Rzymskie wymieniają jednego z tych nieszczęśników, Afrykanusa. Zdaje się, że w czasach Konstancjusza agentes in rebus urośli za bardzo w potęgę. Julian wielu z nich kazał zgładzić, między innymi obu w.w.
-
Chodzi o Mikołaja Jemiołowskiego: „Pamiętnik Dzieje Polski Zawierający”. A rzecz nie dotyczy nawet pospolitaków a wojska kwarcianego. Jest tam takie sformułowanie: Nie lepsza fortuna była i na prawym skrzydle wojska kwarcianego, bo i tam Tatarowie gwałtownie napadłszy i pułk Stanisława Potockiego, wojewody podolskiego, strzałami jako mgłą okrywszy, tak byli oskoczyli, że wręcz nie strzelbą ale szablami bić im się trzeba było i pewnie by był tam pułk, lubo wielkiego męstwa i dzielności pełen, nie wytrzymał, gdyby go pułki posiłkowe […] nie ratowali”. W końcu Jemiołowski był nie tylko współczesny wydarzeniom ale również znawcą epoki i z tego co napisał widać że ogarniał ją jednym spojrzeniem, dlatego uważam że sformułował tu zasadniczy problem walki wojska polskiego z Tatarami. No zgoda, ale tu jest mowa nie o walce wręcz a o wzajemnej strzelaninie, przy czym Tatarzy strzelali z łuków a Polacy z broni palnej. Mimo całej niedoskonałości tej ostatniej to jednak nasi potrafili się nią skutecznie posługiwać. W każdym razie wypowiedź Jemiołowskiego sugeruje, że w tego typu starciach rozstrzygała broń palna a nie szarża kawaleryjska w ćmę tatarską, której wynik był z pewnością mocno niepewny. Co więcej z powyższego tekstu by wynikało że pozwolenie Tatarom na taką szarżę mogło mieć fatalne skutki. Wracając do tej wzajemnej strzelaniny to z innych opisów Beresteczka czy Zborowa wynika niejednoznacznie, że łuk nie był w tych starciach skuteczny. Ten opis mam z napisanej przez Woltera „Historii Karola XII”. Zresztą wydaje się, że ta bitwa miała spore znaczenie. Wprawdzie potęga wojska szwedzkiego w niczym nie została naruszona ale skłoniła ona króla do zmiany planów co miało poważne następstwa.
-
Coś w tym jest. To że armia była wschodniego typu nie oznacza, że była do niczego. Tatarzy i później często potrafili wystawić wojsko dające sobie radę z armiami zorganizowanymi na sposób zachodni, na przykład z armią szwedzką. A zakończona Połtawą kampania Karola XII w latach 1708-1709 to już nie były jakieś epizodyczne działania małymi siłami. Mam opis bitwy stoczonej 22 września 1708 roku pod Smoleńskiem przez wojska szwedzkie którymi dowodził Karol XII. Na samym jej początku doszło do starcia kawaleryjskiego. Król szwedzki ze swą jazdą uderzył na oddziały rosyjskie w skład których wchodziło 10 tysięcy Rosjan i 6 tys. Kałmuków. Dał się nabrać na typowo wschodnią sztuczkę bowiem po krótkim starciu jazda rosyjska rozpoczęła odwrót, a kiedy Szwedzi ruszyli w pościg z lasu wypadli na nich Kałmucy i oddziały szwedzkie znalazły się w poważnych opałach. W zasadzie bitwę tę Karol XII przegrał, i to z powodu Kałmuków. To po niej zrezygnował z marszu na Rosję i skręcił na Ukrainę. Ten opis wziąłem z „Historii Karola XII” napisanej przez Voltaire. Można tam również znaleźć wzmiankę że oddziały kałmuckie stanowiły w owym czasie doborową kawalerię Piotra I. Wiem, że Kałmucy brali również udział w bitwie stoczonej przez Rosjan, 7 października 1708 roku, z oddziałami Loevenhaupta pod Leskiem, Szwedzi stracili tam wówczas tabory. Nie wiem, czy byli pod Połtawą w 1709 roku, ale wydaje mi się to bardzo prawdopodobne. Armia szwedzko-kozacka uległa tam ponieważ zabrakło im prochu. Poza tym pamiętam, że czytałem kiedyś opis bitwy stoczonej pod Warszawą w 1656 roku. Nie mogę co prawda podać gdzie to czytałem bo nie mam już tej książki, ale autorem tego opisu był jakiś francuski oficer który się tej bitwie przyglądał. Zapamiętałem jego uwagę, że jazda polska walczyła na sposób tatarski. Pewnie dlatego że był cudzoziemcem to widział to co uchodziło uwadze Polakom. W jakiejś ogólnodostępnej pozycji kupionej w księgarni czytałem też opis walki pewnej polskiej chorągwi (zdaje się, że chodziło tu o pospolitaków) z Tatarami pod Beresteczkiem. Ta całą swoją nadzieję pokładała w broni palnej. Tam gdzie Tatarom udało się dojść do polskich szeregów i rozpocząć walkę na białą broń było źle. Może trochę nie na temat, ale w końcu Tatarzy byli typowymi przeciwnikami Kozaków i wartość tych ostatnich można ocenić po tym jak sobie z nimi dawali radę, a szło im całkiem nieźle. Ponadto wiele wskazuje na to, że Tatarzy wywarli również wpływ i na polską wojskowość.
-
Przepraszam że się wtrącam ale przy okazji ja bym się też czegoś dowiedział. Czytałem te posty i parę interesujących rzeczy w nich znalazłem.