Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,172
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. M4 Sherman

    Po prostu to szerszą gąsienicę może sobie wykuć każdy kowal. Miałem gdzieś książkę o tym jak badano prototyp T-34. Jechał na przełaj przez zasypane śniegiem pola w ekstremalnych warunkach i projektanci mieli właśnie problem ze skrzynią biegów bo nie wytrzymywała tych obciążeń. Co rusz to ją demontowali i przerabiali, no i w końcu coś im chyba z tego wyszło. Tylko nie pytaj mi się o tę książkę bo mi się gdzieś zawieruszyła. Co nie znaczy, że jakiś prymitywny. Czyli raczej Szwajcarzy byli pionierami a znowu to nie oni wyprodukowali Vickersa. A tak nawiasem mówiąc to firma Saurer specjalizowała się w silnikach okrętowych, czyli dieslowskich nie wymagających dobrego paliwa, i pewnie dlatego taki silnik wstawiono do Vickersa. Poza tym ile tych Vickersów było? Nie lubię się mądrzyć tam gdzie mam marne pojęcie. Położyłem w życiu co prawda parę metrów spawu ale słabo znam teorie spawalnicze. W spawaniu iskrowym, z tego co wiem, łączone płyty nakłada się jedną na drugą i wkłada między elektrody będące wałkami chłodzonymi chłodziwem. Między łączonymi płytami powstaje łuk elektryczny który nadtapia metal i w ten sposób je łączy. Spaw taki jest równy, nawet jeżeli kładziony niewprawną ręką, no i nie wymaga elektrod dzięki czemu jest z tego samego materiału co płyty. Przy spawaniu ręcznym z elektrodą może się zdarzyć że spaw ma inny skład niż łączone elementy a to powoduje jego osłabienie. A w ogóle to taki spaw jest jakościowo dużo lepszy. W każdym razie takie urządzenie zastępowało 12-to osobową (chyba) brygadę spawaczy.
  2. M4 Sherman

    Piszę to bez przygotowania dlatego mogłem coś pomylić. W każdym razie jeśli chodzi o T-34 to Rosjanie byli pionierami w zastosowaniu w czołgu silnika wysokoprężnego i ropy jako paliwa. Co do tych wypadających płyt o których przeczytałem w którymś poście wyżej to możliwe że były źle przyspawane, Rosjanie mieli zdaje się kłopoty z wykwalifikowaną siłą roboczą (mężczyźni szli na front), a spawacz (tu mogło chodzić nawet o kobietę) musi mieć trochę praktyki. W każdym razie Rosjanie jako pierwsi (a na pewno jako jedni z pierwszych) przy produkcji czołgów stosowali spawanie iskrowe, o wiele lepsze od ręcznego na elektrody. Jako pierwsi też zastosowali w T-34 aluminiowe silniki. Co do skrzyni biegów to istotnie podobno trzeba było używać młotka przy zmianie biegów, ale ta skrzynia biegów pozwalała na pokonywanie pokaźnych zasp śnieżnych, co na przykład pod Stalingradem miało pewnie decydujące znaczenie, bo niemieckie czołgi były przywiązane do dróg. Szczególnie uwidoczniło się to w ataku na lotnisko Pitomnik, Niemcy nie brali tam nawet pod uwagę że czołgi mogą przejść po zaspach na przełaj i zaatakować. Co do zawieszenia to możliwe, że było ono podobnej klasy jak w Shermanach, bo to które miał T-34 było na jakiejś amerykańskiej licencji (o ile się nie mylę)
  3. M4 Sherman

    O ile wiem to do jednostek gwardyjskich szły wszystkie nowe czołgi, pewnie również Shermany. Czytałem kiedyś wspomnienia jakiegoś rosyjskiego generała, ten pisał, że rosyjscy żołnierze ich nie lubili. Rosyjskie T-34 były na ropę i trudno je było zapalić, Shermany to benzynowce, paliły się jak zapalniczki i nie było czasu na ucieczkę. Zresztą żołnierze rosyjscy nazywali je dlatego zapalniczkami.
  4. Walery Sławek - ocena

    Przypominam, że powyższy post napisałem w odpowiedzi na zapytanie co kto myśli o tej śmierci, napisałem więc co myślę i chociaż moja opinia opiera się w dużej mierze na przypuszczeniach, to jednak jest bardzo prawdopodobna. W każdym razie jest to coś więcej niż historia alternatywna. Przyznam, że nie potrafię ocenić czy O/IISG działał efektywnie czy też nie, w każdym razie to nie była jedyna służba. Zresztą nawet tu na tym forum różnie ją oceniano. Co do naszego asa wywiadu, Sosnowskiego, to wolałbym się na jego temat nie wypowiadać, ale skoro już, to muszę powiedzieć że dla mnie nigdy nie był on żadnym asem. Uważam że manipulowały nim niemieckie służby. Zresztą ów O/IISG też chyba tak uważał. W końcu mogło się zdarzyć że pomiędzy funkcjonariuszami niemieckich służb bywali mądrzejsi od Brunnera.
  5. Józef Piłsudski - ocena

    Pytanie zaiste dobre, szczególnie teraz. Gdyby przedstawiciele naszych elit (czy elyt, jak to się właściwie pisze?) oglądali mniej celebrytów w telewizji a czytali więcej książek, to może zwróciliby uwagę na cytat z pewnego, dość poczytnego pisarza, którego powinni dobrze znać. Ten twierdził, że wielkie postacie w historii powtarzają się dwukrotnie, raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Każdy chyba łatwo zgadnie o kogo mi chodzi. Ten cytat ma tu zastosowanie. W końcu z tym pierwszym wiąże się pewna tragedia, bo na przykład czymże była Bereza Kartuska. Z tym drugim błazenada, bo w końcu o Bolku różnie się mówi no i jak on wygląda, poza tym, chociaż celebryta, to przeważnie występuje nie w tym programie do którego pasuje. Prawdą jest, że ten cytat, jak i każdy, nawet najbardziej trafny, nie odzwierciedla w pełni rzeczywistości dlatego też u tej pierwszej osobistości można znaleźć pewne groteskowe elementy a u tej drugiej tragiczne. No i przymiotnik „wielki” do żadnej z tych postaci absolutnie nie pasuje.
  6. Walery Sławek - ocena

    Ciekawe jak. Kluczowym jest wysokie prawdopodobieństwo, że samobójstwo Sławka miało coś wspólnego z ogólną sytuacją polityczną w tym czasie, czyli z upadkiem państwowości jednego z naszych sąsiadów przez co nastąpiła drastyczna zmiana sytuacji wojskowo-strategicznej Polski. Również podróż Becka do Londynu i jego widzenie się ze Sławkiem przed wyruszeniem w drogę, po czym nastąpiło samobójstwo. Uzyskanie bezspornych dowodów na to jest chyba niemożliwe.
  7. Agentes in rebus

    Właśnie znalazłem takie tłumaczenie w necie. Wystukałem agentes in rebus i trafiłem na PDF zatytułowany "Agentes in Rebus. Antyczny rodowód współczesnych służb specjalnych" napisanych przez nieznanego mi pana Arkadiusza Dymowskiego. Pojęcie eufemizm znam ale jest stanowczo niejednoznaczne i może prowadzić do nieporozumień. Zresztą zamiast niego można użyć jakiegoś potocznego określenia co przy odrobinie dobrej woli prowadzących dyskurs wystarcza, trzeba jednak trochę wyzbyć się świętoszkowatości.
  8. Agentes in rebus

    Może ktoś zna łacinę i to rozstrzygnie. Co znaczy cura agendarum też nie wiem ale mało mi się to kojarzy z mordami politycznymi których sprawcami byli owi agentes. A już zupełnie mi nie pasuje nazwa kuriera cesarskiego dla kogoś takiego, chociaż możliwe że Ammian chciał być elegancki. Zresztą nie jestem pewien ale istniał zdaje się jakiś wydział urzędów pałacowych zwany scholae agentes in rebus.
  9. Walery Sławek - ocena

    Bo inaczej nie potrafię sobie tej zbieżności faktów i wydarzeń wytłumaczyć. Uważam że w całej tej sprawie kluczowe znaczenie ma przejęcie przez Anglików dokumentów czeskiego wywiadu. Polsce tych informacji Czesi nie mieli powodu przekazywać choćby z powodu Zaolzia.
  10. Walery Sławek - ocena

    Według tego co można wyczytać z niektórych postów w necie to na początku 1939 roku przygotowywany był zamach stanu, a Sławek był, jeżeli nie mózgiem, to przynajmniej jego centralną postacią. Mnie w każdym razie wydaje się to bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę pewne inne znane fakty których się nie uwzględnia. Otóż 15 marca 1939 roku Anglicy weszli w posiadanie archiwum czeskiego wywiadu. Czesi dużo wiedzieli bo mieli w Niemczech cennego agenta, wysoko postawionego oficera Abwehry pod kryptonimem A-54. Niewątpliwie mieli też coś o machinacjach Sławka w Polsce i informacje te zostały przekazane do Polski, to dlatego wybuchła afera. To pewnie z tego powodu w końcu marca Beck pojechał do Londynu. Po prostu po to by się dokładniej wszystkiego dowiedzieć, może przejrzeć jakieś dokumenty. Po drodze, chyba 31 marca, odwiedził swego politycznego sprzymierzeńca, Sławka, pewnie po to by od niego uzyskać wyjaśnienia. Sławek musiał zorientować się co do wagi ciążących na nim zarzutów, uznał że nie ma innego wyjścia i 2 kwietnia się zastrzelił. Chociaż możliwe że, jak chcą niektórzy, ktoś mu w tym pomógł bo za dużo wiedział. Na tym tle staje się bardziej zrozumiałe odrzucenie przez Becka warunków niemieckich i jego przemowa w której zapytywał retorycznie o co w tym wszystkim chodzi. Pewnie sam tego wszystkiego nie ogarniał albo zdrada mu najbliższych spowodowała, że sam nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. Takie zdezorientowanie ministra, i to jednego z najważniejszych, sugeruje że polskie przedwojenne służby były do niczego i to przez całe międzywojenne 20-lecie. Co by potwierdzało pewne inne sugestie wyrażone na tym forum. Tak nawiasem mówiąc to powszechną opinią jest że na przykład przedwojenny wywiad był lepszy od dzisiejszego. Obawiam się że to prawda. W każdym razie te puzzle jakoś tak się układają.
  11. Agentes in rebus

    Trochę o nich pisze Ammian Marcellinus. Zdaje się, że agentes in rebus znaczy działający w sprawach. O ile wiem byli to urzędnicy, o ile można ich tak nazwać, którzy otrzymywali od cesarza specjalne uprawnienia i wykonywali specjalne zadania. Co do owego Konstancjusza Gallusa to trudno powiedzieć, by Apodemiusz był wykonawcą wyroku śmierci, on po prostu realizował zlecenie Konstancjusza, który pierw wywabił Gallusa z Antiochii. To chyba raczej można określić jako morderstwo polityczne. Zresztą ów Apodemiusz ma jeszcze kogo innego na sumieniu, mianowicie wyższego oficera, Sylwanusa, Franka z pochodzenia, do którego śmierci podstępnie doprowadził. Ammian Marcellinus wspomina jeszcze o innym agentes, Gaudencjuszu. Ten również niejednemu pewnie pomógł w przeniesieniu się na tamten świat Dzieje Rzymskie wymieniają jednego z tych nieszczęśników, Afrykanusa. Zdaje się, że w czasach Konstancjusza agentes in rebus urośli za bardzo w potęgę. Julian wielu z nich kazał zgładzić, między innymi obu w.w.
  12. Zbaraż 1649

    Chodzi o Mikołaja Jemiołowskiego: „Pamiętnik Dzieje Polski Zawierający”. A rzecz nie dotyczy nawet pospolitaków a wojska kwarcianego. Jest tam takie sformułowanie: Nie lepsza fortuna była i na prawym skrzydle wojska kwarcianego, bo i tam Tatarowie gwałtownie napadłszy i pułk Stanisława Potockiego, wojewody podolskiego, strzałami jako mgłą okrywszy, tak byli oskoczyli, że wręcz nie strzelbą ale szablami bić im się trzeba było i pewnie by był tam pułk, lubo wielkiego męstwa i dzielności pełen, nie wytrzymał, gdyby go pułki posiłkowe […] nie ratowali”. W końcu Jemiołowski był nie tylko współczesny wydarzeniom ale również znawcą epoki i z tego co napisał widać że ogarniał ją jednym spojrzeniem, dlatego uważam że sformułował tu zasadniczy problem walki wojska polskiego z Tatarami. No zgoda, ale tu jest mowa nie o walce wręcz a o wzajemnej strzelaninie, przy czym Tatarzy strzelali z łuków a Polacy z broni palnej. Mimo całej niedoskonałości tej ostatniej to jednak nasi potrafili się nią skutecznie posługiwać. W każdym razie wypowiedź Jemiołowskiego sugeruje, że w tego typu starciach rozstrzygała broń palna a nie szarża kawaleryjska w ćmę tatarską, której wynik był z pewnością mocno niepewny. Co więcej z powyższego tekstu by wynikało że pozwolenie Tatarom na taką szarżę mogło mieć fatalne skutki. Wracając do tej wzajemnej strzelaniny to z innych opisów Beresteczka czy Zborowa wynika niejednoznacznie, że łuk nie był w tych starciach skuteczny. Ten opis mam z napisanej przez Woltera „Historii Karola XII”. Zresztą wydaje się, że ta bitwa miała spore znaczenie. Wprawdzie potęga wojska szwedzkiego w niczym nie została naruszona ale skłoniła ona króla do zmiany planów co miało poważne następstwa.
  13. Zbaraż 1649

    Coś w tym jest. To że armia była wschodniego typu nie oznacza, że była do niczego. Tatarzy i później często potrafili wystawić wojsko dające sobie radę z armiami zorganizowanymi na sposób zachodni, na przykład z armią szwedzką. A zakończona Połtawą kampania Karola XII w latach 1708-1709 to już nie były jakieś epizodyczne działania małymi siłami. Mam opis bitwy stoczonej 22 września 1708 roku pod Smoleńskiem przez wojska szwedzkie którymi dowodził Karol XII. Na samym jej początku doszło do starcia kawaleryjskiego. Król szwedzki ze swą jazdą uderzył na oddziały rosyjskie w skład których wchodziło 10 tysięcy Rosjan i 6 tys. Kałmuków. Dał się nabrać na typowo wschodnią sztuczkę bowiem po krótkim starciu jazda rosyjska rozpoczęła odwrót, a kiedy Szwedzi ruszyli w pościg z lasu wypadli na nich Kałmucy i oddziały szwedzkie znalazły się w poważnych opałach. W zasadzie bitwę tę Karol XII przegrał, i to z powodu Kałmuków. To po niej zrezygnował z marszu na Rosję i skręcił na Ukrainę. Ten opis wziąłem z „Historii Karola XII” napisanej przez Voltaire. Można tam również znaleźć wzmiankę że oddziały kałmuckie stanowiły w owym czasie doborową kawalerię Piotra I. Wiem, że Kałmucy brali również udział w bitwie stoczonej przez Rosjan, 7 października 1708 roku, z oddziałami Loevenhaupta pod Leskiem, Szwedzi stracili tam wówczas tabory. Nie wiem, czy byli pod Połtawą w 1709 roku, ale wydaje mi się to bardzo prawdopodobne. Armia szwedzko-kozacka uległa tam ponieważ zabrakło im prochu. Poza tym pamiętam, że czytałem kiedyś opis bitwy stoczonej pod Warszawą w 1656 roku. Nie mogę co prawda podać gdzie to czytałem bo nie mam już tej książki, ale autorem tego opisu był jakiś francuski oficer który się tej bitwie przyglądał. Zapamiętałem jego uwagę, że jazda polska walczyła na sposób tatarski. Pewnie dlatego że był cudzoziemcem to widział to co uchodziło uwadze Polakom. W jakiejś ogólnodostępnej pozycji kupionej w księgarni czytałem też opis walki pewnej polskiej chorągwi (zdaje się, że chodziło tu o pospolitaków) z Tatarami pod Beresteczkiem. Ta całą swoją nadzieję pokładała w broni palnej. Tam gdzie Tatarom udało się dojść do polskich szeregów i rozpocząć walkę na białą broń było źle. Może trochę nie na temat, ale w końcu Tatarzy byli typowymi przeciwnikami Kozaków i wartość tych ostatnich można ocenić po tym jak sobie z nimi dawali radę, a szło im całkiem nieźle. Ponadto wiele wskazuje na to, że Tatarzy wywarli również wpływ i na polską wojskowość.
  14. Konfidenci - stosunek podziemia

    Przepraszam że się wtrącam ale przy okazji ja bym się też czegoś dowiedział. Czytałem te posty i parę interesujących rzeczy w nich znalazłem.
  15. Konfidenci - stosunek podziemia

    Dociec faktyczne trudno. Może tu chodziło o tych których Kazimierz Leski w swej książce „Życie Niewłaściwie Urozmaicone” nazywa „rozmówcami”. Otóż przewidywano że Niemcy od początku okupacji będą starali się nawiązywać bliskie stosunki z wpływowymi Polakami i podsuwano im takich, by utrzymywali z nimi kontakty towarzyskie o w.w charakterze. Z tym że ów Leski mówi o nich pozytywnie, dzięki nim udało się bowiem załatwić wiele spraw, on sam takich prowadził. Możliwe że wielu z tych „rozmówców” z czasem zaczęło działać na dwie strony i na dobrą sprawę nikt nie potrafił ocenić czy przynosili więcej szkody czy pożytku. W każdym razie konfrontacja dwóch takich osobników przy wódeczce z których jeden jest zawodowym policjantem i ma za sobą zorganizowaną służbę policyjną oraz aparat represji a drugi przeważnie amatorem wspartym przez konspirację, do równych nie należała. Jednak chyba ta obawa odgrywała większą rolę w konspiracji. W przypadku wsypy i ukrywania się było ryzyko, że rodzina znajdzie się w charakterze zakładników i będzie miała poważne problemy. Zwykły żołnierz na froncie nie miał tego problemu. Owo strzelanie w powietrze to może być prawda, z tym że nie ma ono nic wspólnego z pociągiem do dezercji czy ze specyficznym stresem. Możliwe że historia wyjaśni o co tu chodziło mam bowiem gdzieś opis bitwy pod Gettysburgiem w 1863 r. Tam było to samo, całe pułki strzelały w powietrze bo miały rozkaz strzelać, to że nie widzieli nieprzyjaciela nikogo nie obchodziło. Z tym że te rozkazy wynikały zupełnie z czego innego. Po prostu oddziały Unii miały prochu od groma i nie wiedziały co z nimi robić, a bitwa trwała i zawsze istniała jakaś możliwość że wpadną w ręce konfederatów. Nie wiem, czy tu nie ma pewnego zderzenia kulturowego. Z jakiegoś PRL-owskiego filmu o 1939 roku zapamiętałem taką scenę: U d-cy pułku melduje się pewien poruczniczyna (o ile dobrze pamiętam) i mówi że kończy mu się amunicja. W odpowiedzi usłyszał porażające: „Czy znasz w historii moment w którym Polacy mieliby dosyć amunicji?”. To chyba trafnie nas charakteryzuje. O ile polski dowódca martwił się czy przydzielona amunicja wystarczy mu do walki, to zmartwieniem amerykańskiego było kto ma ją nosić a jak się ją wystrzela to będzie lżej. Zresztą znałem kiedyś pewnego dziadka który w tej armii służył i mniej więcej tak by to skomentował.
  16. Według mnie były dwie podstawowe przesłanki szwedzkiej potęgi w XVII – XVIIIw. Pierwszą była struktura społeczna i tu wypada mi się zgodzić z opinią Z tym, że tu nie chodzi o jakąś papierową modernizację. W Szwecji chłopi, warstwa społeczna prawie na całej północy pogardzana i żyjąca w poddaństwie, byli wolni. W wielkim zgromadzeniu narodowym, Riksdagu przedstawicielami narodu byli: szlachta, biskupi, przedstawiciele miast oraz chłopi. Dzięki ich udziałowi w rządach nie brakowało Szwedom zdrowego chłopskiego rozsądku a także dla szwedzkiego chłopa Szwecja to nie było coś abstrakcyjnego, a była to jego ojczyzna. Poza tym bardzo nowoczesna szwedzka ekonomika zapewne powodowała, że chłop szwedzki znał się na pieniądzach, potrafił liczyć, i chociaż płacił podatki to za darmo nie pracował. Nie bez znaczenia była tu przeszłość. Otóż pierwszy z dynastii Wazów żyjący na pocz. XVI wieku, Gustaw Eriksson, chociaż szlachcic, został przywódcą niezadowolonych chłopów, to dzięki nim przepędził Duńczyków z kraju i został królem. Zatem początki Szwecji to coś w rodzaju chłopskiej monarchii, co zapewne zaważyło na jej przyszłości. O tym że chłop szwedzki był wartościowym obywatelem przekonali się Duńczycy 10 marca 1710 roku kiedy to ich regularna armia została rozgromiona przez chłopskie pospolite ruszenie pod Helsingborgiem. Rzecz niespotykana w ówczesnej Europie. Drugim czynnikiem była bardzo nowoczesna ekonomika szwedzka. W wyniku wojen z Danią w końcu XVI wieku (o ile się nie mylę) ze Szwecji odpłynęło całe srebro, nie mówiąc o złocie. Kiedy w 1625 roku Gustaw II przystępował do wojny przeciw cesarzowi Fryderykowi II wypuścił mnóstwo miedzianych monet by ją sfinansować. Rzecz jasna obracanie takimi monetami było bardzo niewygodne, bo na przykład za królowej Krystyny monety miedziane ważyły co najmniej po 15 kg, dlatego posługiwano się papierowymi biletami i Szwedzi się do nich przyzwyczaili. Wykorzystał to Holender Johan Palmstruh który w listopadzie 1657 roku otworzył w Sztokholmie bank. W 1661r nastąpiła 1-sza emisja papierowych banknotów opartych na miedzi. W 1666r w Szwecji wypuszczone zostały papierowe banknoty, Palmstruchers, które były pierwszymi będącymi w obiegu papierowymi banknotami w Europie. W 1668r Bank Sztokholmski stał się Bankiem Szwecji. Do 1672 roku panowała tam stabilizacja pieniężna. Później wojny spowodowały inflację i deprecjację pieniądza papierowego. Pozwalało to jednak Szwedom długo je prowadzić. Karol XII ciągnął je w nieskończoność i w końcu zrujnował kraj do tego stopnia, że nawet najlepsza ekonomika nie mogła już go uratować. Finanse szwedzkie objął baron Goertz i by ratować gospodarkę stworzył coś co nazywa się „Systemem Goertza”, kraj był jednak tak wyczerpany, że tego nie wytrzymał. Zawiązał się spisek. Najpierw został zamordowany Karol XII. Gdy Gortz stracił swego protektora to dni jego były policzone. 3 marca 1719 roku ścięto mu głowę, zresztą ku uciesze wszystkich Szwedów. Był pierwszym finansistą w czasach nowożytnych który tak skończył. W Szwecji natomiast zaprowadzono jakiś ład gospodarczy ale jej potęga militarna się skończyła.
  17. Polityczna gra Jakuba Sobieskiego

    Nie wiem dlaczego, przecież tak określa się członków rządu a Radziejowski niewątpliwie nim był. To czy miał swój resort, czy go nie miał o niczym nie świadczy. Przecież i dzisiaj bywają ministrowie bez teki. Zamiast premier też czasem używa się określenia pierwszy minister a określenie Radziejowskiego jako wice pierwszy minister to bezsens.
  18. Polityczna gra Jakuba Sobieskiego

    Michał Stefan Radziejowski w 1685 roku został podkanclerzym koronnym, później kardynałem a jeszcze później prymasem, co mu dawało pierwsze po królu miejsce na dworze. Podkanclerzy to chyba nawet coś więcej niż minister.
  19. Polityczna gra Jakuba Sobieskiego

    Pewnie że mógł, przecież Radziejowski usilnie dążył by to on został królem a był potężnym ministrem i miał za sobą potężne stronnictwo.
  20. Villa Fraineuse - Wilhelm i decyzja o abdykacji

    Ściśle biorąc to nie była to depesza a nota i byla ona rezultatem decyzji Ludendorfa z 30 sierpnia 1918r. by zwrócić się do aliantów o rozejm, co pociągnęło to za sobą wymianę not.
  21. Villa Fraineuse - Wilhelm i decyzja o abdykacji

    Tak w największym skrócie to jego abdykacja była w sumie konsekwencją decyzji Ludendorfa z 30 sierpnia 1918r, który wymógł na cesarzu zmianę rządu i zwrócenie się do aliantów o zawieszenie broni, co narobiło w Niemczech niesamowitego zamieszania. Kiedy alianci postawili warunek abdykacji to w Niemczech wielu było gotowych poświęcić kajzera dla pokoju. Wówczas cesarz udał się do Kwatery Głównej armii w Spa i stamtąd 8 listopada 1918r. przysłał oświadczenie, że nie zamierza abdykować i że jest zdecydowany na czele armii zaprowadzić porządek w kraju. W tym celu wydał rozkaz wycofania pewnych oddziałów z frontu. Armia wewnątrz Niemiec była jednak sparaliżowana, dworce i mosty na Renie były w rękach zbuntowanych, oddziały frontowe nie miały zresztą ochoty strzelać do buntowników. W takim stanie rzeczy następca Ludendorfa, Groener, na ogół przy ogólnej aprobacie, rezygnuje z planów marszu na Berlin. Ten sam Groener w porozumieniu z cesarzem zdecydował zebrać w Spa 50 wyższych oficerów z frontu by wyrazili swoje zdanie. Następnego dnia, 9 listopada o godz. 1100 kanclerz Maksymilian Badeński stawia cesarza przed faktem dokonanym i ogłasza że cesarz i król zrzekł się tronu. Tego samego dnia o godzinie 1300 w Spa zakończyła się narada wezwanych do Spa wyższych frontowych oficerów. Z 50 wezwanych przybyło 36 generałów i pułkowników, resztę zatrzymały obowiązki na froncie. Szef wydziału operacyjnego sztabu, pułkownik Heye, zebrał od nich opinie. Większość oficerów uznała, że armia, chociaż pozostała wierna cesarzowi, nie jest w stanie przeprowadzić interwencji wewnętrznej. Nie pójdzie przeciw buntownikom i chce po prostu rozejmu do zawarcia którego czas naglił i każda chwila była droga.Cesarz po krótkim namyśle zgodził się na rezygnację z korony cesarskiej, ale pozostał królem Prus, chociaż było to sprzeczne z konstytucją cesarstwa która nie rozdzielała korony cesarskiej od korony króla Prus i łączyła władzę królewską z cesarską. Dawny minister spraw zagranicznych, Hintze, sporządził pisemny akt i o godz. 14-tej zatelefonował do Berlina oświadczając że Wilhelm II zgodził się abdykować jako cesarz, ale pozostaje królem Prus. Dowiaduje się wówczas że w wydanym przez Maksymiliana Badeńskiego komunikacie jest mowa o cesarzu i o królu. Szef sztabu Kronprintza wykrzykuje, że to zdrada i radzi cesarzowi by wyruszył z wojskiem. Jednak w Spa nawet elitarne oddziały, które chronią Kwaterę Główną, nie są pewne. Wieczorem do Spa przybył przedstawiciel delegacji rozejmowej z warunkami rozejmu. Cesarz był już w swoim pociągu i szykował się do odjazdu w kierunku Holandii. Walcząca na froncie armia pozostała w rękach jej dowódców, którzy pozostawili cesarza własnemu losowi. Hindenburg ogłosił wojsku, że rozejm będzie „zawarty jak najśpieszniej”. Wezwał też do porządku i dyscypliny. Rozejm jak wiadomo został zawarty 11 listopada.
  22. Wilhelm Canaris

    Okręt o którym mowa został zatopiony na wodach terytorialnych Chile. Jego załoga została internowana na należącej do tego państwa wyspie Juan-Fernandez. Władający biegle językiem hiszpańskim Canaris w jakiś sposób uzyskał prawdziwy paszport chilijski na nazwisko Reed Rosas. Z tym paszportem udał się poprzez kontynent, ale w tym przypadku znaczyło to z Chile do Argentyny. W Buenos Aires gościł przez pewien czas u rodziny niemieckich emigrantów. Na początku 1916 roku wsiadł na holenderski parowiec pasażerski Frisia płynąc do Holandii jako Chilijczyk Reed Rosas, młody wdowiec udający się do Holandii by załatwić sprawy spadkowe po swej niedawno zmarłej tam matce-Angielce. Statek był kontrolowany w Plymuth, nikt jednak nie rozpoznał niemieckiego oficera w mówiącym biegle po hiszpańsku Chilijczyku. Z Holandii bez problemu dostał się do Niemiec. Tam został skierowany na kurs wywiadu prowadzony przez nie byle kogo bo przez Waltera Nicolai. Po jego ukończeniu został skierowany do ambasady niemieckiej w Hiszpanii gdzie zbierał informacje o alianckiej żegludze a także organizował zaopatrzenie dla niemieckich okrętów podwodnych i krążowników pomocniczych. Znajomości jakie wówczas tam zawarł były mu pomocne później gdy organizował wsparcie dla gen. Franco. Aliancki wywiad dostrzegł go jednak, stał się rozpoznawalny i utrzymywanie go na placówce agenturalnej w Hiszpanii przestało mieć sens. Powrócił do Niemiec i skończył kurs dla oficerów łodzi podwodnych. Jesienią 1918 roku otrzymał swój okręt UB 128 i przedostał się z nim przez cieśninę gibraltarską na Morze Śródziemne do austriackiej bazy Caffaro. Nie zabawił tam długo ponieważ port znalazł się w ogniu walk, wyruszył z powrotem do Niemiec. 8 listopada przybył do Kilonii zastając tam rewolucję. Oprócz pancernika Schlesien był również 1-szym oficerem na szkolnym krążowniku Berlin, tam jako jeden z jego kadetów służył Reinhard Heydrich z którym Canaris nawiązał dość bliskie stosunki. Roli w zamachu 20.VII na Hitlera nie odegrał chyba żadnej. Był wówczas szefem jakiejś mało ważnej służby, zdaje się wywiadu handlowego. Po zamachu został pozbawiony tego stanowiska i internowany. Ta w końcu mało dotkliwa represja była spowodowana mało konkretnymi podejrzeniami. Po prostu nie było go na liście jednego ze spiskowców, oficera Abwehry, Hansena. Ta lista obejmowała ludzi którzy mieli być rozstrzelani po udanym zamachu stanu. To jeszcze nie wszystko. 23 stycznia 1926r socjaldemokratyczny poseł Moses oskarżył Canarisa przed komisją parlamentarną badającą wypadki związane z rewoltami w 1917 i w 1918 roku, że ten uczestniczył czynnie w morderstwie Liebknehta i Róży Luxemburg. W tych oskarżeniach sekundował mu inny poseł, Dittman. Canaris został na krótko aresztowany ale natychmiast oczyszczony z zarzutów przez min. Reichswery, gen. Brennera. Faktem jest że w końcu 1918 roku porucznik marynarki, Canaris, zaangażował się w walkę przeciw Spartakusowcom. Wstąpił do dywizji kawalerii gwardii dowodzonej przez gen. von Hoffmanna, ale którą w praktyce kierował kapitan Waldemar Pabst. Jej sztab mieścił się w hotelu Eden w Berlinie. 15 stycznia 1919r kiedy to aresztowani zostali obaj przywódcy Związku Spartakusa, to tam właśnie ich przywieziono i tam też zostali krótko przesłuchani przez kpt. Pabsta, który kazał ich następnie przewieźć do więzienia Moabit. W drodze oboje zostali zastrzeleni, oficjalnie podczas próby ucieczki. Tej właśnie nocy Canaris zniknął z Berlina. To wszystko wskazuje, że oskarżenia posła Mosesa nie były bezpodstawne. Trzeba jednak pamiętać, że Abwehra była uwikłana w walkę polityczną przeciw Hitlerowi. To była główna przyczyna dla której przegrywała w konfrontacji z wywiadem alianckim, co nie znaczy że była to służba nieudolna i nic nie warta. Coś w tym jest. Po wojnie zapytano prezydenta Czechosłowacji, Benesza, dlaczego wydał rozkaz zamachu na Heydricha. Odpowiedział, że nalegali na to Anglicy. Wówczas zadał im pytanie dlaczego im tak na tym zależy. W odpowiedzi usłyszał że Heydrich musi zginąć bowiem zagraża bardzo ważnemu brytyjskiemu agentowi. Na pytanie o kogo chodziło, nie uzyskał odpowiedzi, to pytanie pozostaje jednak nadal aktualne, czyli: O kogo właściwie chodziło? Wymienia się tu przeważnie szefa wydziału centralnego Abwehry, Hansa Ostera, ale są tacy co uważają że chodziło o Canarisa, a jest nawet możliwe że tym agentem był Himmler. W każdym razie komandosom czeskim zamach nie udał się w 100%. Rana Heydricha nie okazała się śmiertelna i chociaż możliwym jest że wdało się zakażenie to jednak śmierć Heydricha mogła być na rękę Himmlerowi ten bowiem na wieść o tym natychmiast przyleciał do Pragi specjalnym samolotem by z marynarki Heydricha wyjąć klucze od jego prywatnego sejfu, które ten zawsze nosił przy sobie. Co do Canarisa to w jego biografii znalazłem pewien zastanawiający szczegół. Dotyczy to Włoch. Otóż raporty wszystkich niemieckich służb wywiadowczych sprzed 1943 roku uznawały Włochy za pewnego sojusznika. Znana jednak była opinia Canarisa który uważał że Włochom nie można w 100% ufać. O ile jeszcze w maju 1943 roku wszystkie służby wywiadowcze, w tym również Abwehra, zapewniały że Włochy są pewnym sojusznikiem, to Canaris przedstawiał fakty wskazujące że znoszą się z aliantami. 28 lipca 1943 roku doszło tam do zamachu stanu w wyniku którego władzę objął rząd marszałka Badoglio, przy czym ten nowy rząd zapewniał że pozostaje wiernym sojusznikiem Niemiec. Hitler wahał się czy podjąć akcję prewencyjną i doprowadzić do zmiany rządu we Włoszech. Na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku było to sensowne i taka akcja mogła utrzymać Włochy w obozie Osi. By rozstrzygnąć swoje dylematy wysłał do Włoch Canarisa żeby dokładnie przyjrzał się sytuacji. Ten umówił się na spotkanie ze swoim odpowiednikiem, czyli szefem wojskowego wywiadu włoskiego, Carlo Ame. Spotkanie to odbyło się 2 sierpnia 1943 roku w Wenecji. Jego przebieg nie jest w zasadzie znany. W każdym razie po tym spotkaniu Canaris wręczył Hitlerowi raport w którym zapewniał że Włochy są pewnym sojusznikiem i Hitler zrezygnował z akcji prewencyjnej. Miało to poważne skutki bowiem Badoglio uzyskał czas na przygotowania do podpisania kapitulacji z Anglosasami. Doszło do tego we wrześniu 1943 roku i w ten sposób armia włoska przestała prawie istnieć. W tym przypadku Canaris sprawia wrażenie że postępował jako agent intoksykacyjny, czyli dostarczał wartościowych i prawdziwych wiadomości po to by oszukać Hitlera w sprawie zasadniczej. Z tym, że o ile przeważnie agenci intoksykacyjni są agentami jednorazowego użytku, to Canaris byłby rzadkim wyjątkiem. Właściwie Hitler poznał się na nim dopiero w kwietniu 1945 roku, kiedy to dostarczono mu dzienniki Canarisa, prawdopodobnie to pod ich wpływem kazał go stracić. Ale w końcu mamy tu konfrontację oficera i kompetentnego szefa świetnie zorganizowanej służby, z drobnym kapusiem, co prawda chytrym, przebiegłym i pozbawionym skrupułów, ale tylko kapusiem. W końcu takimi chyba były polityczne kwalifikacje Hitlera. Pewnym jest, że co najmniej od 1938 roku Canaris był wplątany w prowadzenie negocjacji z Wielką Brytanią za plecami Hitlera. Z pewnością w tych rozmowach nie brał aktywnego udziału ale o wszystkim wiedział i krył spiskowców. W 1942 roku sprawy mogły zajść tak daleko że nie pozostawało mu nic innego jak pójść na współpracę wywiadowczą z Anglikami.
  23. Nie chciałbym tutaj z niczym polemizować, ale kiedyś, zastanawiając się nad tymi wydarzeniami odniosłem wrażenie że bardziej pasowałaby tu Kruszwica. Ale wygląda na to, że się myliłem, przyznaję. Tu się zupełnie zgadzam, z tym że dla mnie ta wersja, że jest to trochę wypaczone echo jakichś dawnych wydarzeń, wydaje mi się bardziej prawdopodobna. Dla mnie są. Przecież z podanych przeze mnie przykładów wynika że są dwa rodzaje postrzyżyn z pierwszym rodzajem mamy do czynienia wtedy kiedy pozbawia się kogoś praw do tronu, drugi to kiedy mu się wycina tonsurę na znak, że Kościół bierze go pod swoją opiekę. Można zatem ułożyć pewną logiczną całość: że Popiel pozbawił swego syna praw do sukcesji na korzyść innego syna z innej matki wówczas zjawili się dwaj przybysze którzy mu wystrzygli tonsurę biorąc go w ten sposób pod opiekę Kościoła. Z tym że prawo do tego miał tylko biskup, zatem ci dwaj musieli być nie byle kim, chociaż prawdą jest iż istnieje coś takiego jak delegowanie uprawnień. Myślę że taka interpretacja, chociaż trochę naciągana, jest dopuszczalna. Biorąc pod uwagę że Frankowie to w istocie mieszanka ludów z północno-zachodniej Europy to można. W końcu do tych podanych wyżej przeze mnie 4 przykładów wziętych od Grzegorza z Tours można dołączyć ten opisany przez naszych kronikarzy by mieć lepsze wyobrażenie o co w tym wszystkim chodziło. Zresztą jest jeszcze powszechnie znany mit o Samsonie i Dalili, co by wskazywało że problem z włosami występował często u prymitywnych ludów. Przyznam że książkę i poglądy profesora Urbańczyka znam tylko z postu użytkownika Furiusza, który powołuje się tu ponadto na serial Wikingowie. Przyznam też że wyobrażenie owego profesora o sytuacji w Polsce tuż przed historią pisaną skojarzyło mi się z tym co się działo w królestwie Franków w V – VI wieku. Mam bowiem opis jakiejś wojny prowadzonej przez Franków w tych mniej więcej czasach który jest zgodny z tym co napisał ów profesor, ale jest to tylko 10% prawdy i spore spłycenie tematu. Poza tym Frankowie są jedynym barbarzyńskim ludem północnej Europy którego historia została spisana a można sądzić że u innych barbarzyńskich ludów sprawy się miały podobnie i sądziłem że na tej podstawie profesor napisał swoją książkę. Może źle zrobiłem że wyraziłem opinię o książce której nie czytałem. Mając po prostu pod ręką klawiaturę trochę się może zagalopowałem.
  24. Różnica między nami polega na tym, że ty uważasz opowieść Galla Anonima przede wszystkim za legendę a ja za echo jakiegoś ważnego wydarzenia. Są dowody związane z historią Franków. Uważam je za miarodajne, Frankowie bowiem nie byli ludem o jakiejś endemicznej kulturze. Była to zbieranina ludzi z północnej Europy, Germanów, ale wcale bym się nie zdziwił gdyby pomiędzy nimi znaleźli się jacyś Słowianie. Można ich przyrównać do naddnieprzańskiej Kozaczyzny. Tak samo jak nad Dniepr, niespokojne duchy z północnej Europy ciągnęły nad Ren. Kozaczyzna nigdy nie odegrała takiej roli jak Frankowie po prostu dlatego, że Morze Czarne to jednak o wiele większa przeszkoda niż Ren. Oto parę przykładów historycznych o postrzyżynach: W 491r – Frankowie zadali Turyngom klęskę. Ich króla Chararica, Chlodwig pojmał wraz z synem, kazał ostrzyc ich na kleryków. Ci powiedzieli, że nim im włosy odrosną Chlodwig będzie martwy. Słowa te mu doniesiono. Kazał ich stracić, po czym przejął ich królestwo. U dawnych królów Franków długość włosów była oznaką siły i oznaką królewskości (po łac. reges criniti). Na pieczęci Childeryk ma długie włosy, okryty jest paludamentum, czyli galowym okryciem rzymskich generałów. Chlodwig prześladował w ogóle szefów frankijskich, często swoich krewnych. Zaczynał od tego, że obcinał im znak ich królewskości, czyli długie włosy, później mordował ich. W 524r w Paryżu przebywała Klotylda u swego syna Childeberta. Zaopiekowała się trzema synami Clodomira. Childeryk wezwał do siebie Klotara i zaproponował mu by wydziedziczyć bratanków i podzielić dzielnicę brata. Podstępem przejęli od Klotyldy wnuków i wysłali jej ultimatum. Albo ostrzyże się ich na znak pozbawienia przynależności do rodziny królewskiej (tylko bowiem jej członkowie mieli prawo nosić odpowiednio przycięte długie włosy) albo zginą. Nieszczęsna Klotylda odpowiedziała, że woli ich martwych niż pozbawionych tronu. Klotar osobiście zamordował dzieci… Ok. 575r syn Chilperyka, Meroweusz, zakochał się młodzieńczą miłością w swej ciotce, Brunehaut. Przybył do niej do Rouen i tam biskup dał im ślub mimo zakazów kościelnych odnoszących się do kazirodztwa. Chilperyk gdy się o tym dowiedział wysłał Brunehaut do Austrazji, zaś Meroweusza do klasztoru. Kazał go ostrzyc na znak, że nie ma żadnych praw do sukcesji… 1.II.656r (lub 661r)- W aureoli świętego umiera król Austrazji, Sigebert III. Ponieważ nie miał dziedzica, w Neustrii panowała nadzieja, że któryś z synów Chlodwiga II zasiądzie na tronie i dojdzie do jedności trzech królestw. Ta śmierć przyszła bardzo w porę Grimaudowi. Natychmiast uwięził Dagoberta, kazał ostrzyc na kleryka i powierzył opiece Didona, biskupa Poitiers, który wysłał go do klasztoru w odległej Irlandii. Zatem mamy postrzyżyny rodem z nad Renu, ale też i z nad Warty. Można stąd snuć wniosek że tak to mniej więcej wyglądało w całej północnej Europie. Czy to nie rzuca światła na postrzyżyny opisane przez Galla Anonima? Nawiązując do strzyżenia na kleryka to często takie postrzyżenie nie wiązało się z żadnymi obowiązkami a stawiało kogoś pod opieką Kościoła. Mam też na to przykłady. Z tym że zdaje się iż takich postrzyżyn mógł dokonać tylko biskup. Są takie interpretacje które zwracają uwagę na słowo „piast”, czyli opiekun, wychowawca, niekoniecznie ojciec. Może trochę przesadzę ale powołując się na Malinowskiego można stwierdzić że w niektórych kulturach matki brat był bliższy od biologicznego ojca. Stąd mogą być pewne nieporozumienia. Nie mam pod ręką tego akurat Długosza bo mi parę jego książek przepadło w wyniku przeprowadzek, ale o ile pamiętam to z jego Roczników wcale nie wynika by żona Jagiełły, Jadwiga (bo tą pewnie masz na myśli) była świętą. No ale to był Długosz. O tej legitymizacji Bourbonów to Ci mogę trochę napisać. Co do czasów to istotnie się zmieniły ale natura ludzka i predyspozycje psychiczne pozostały takie same. Jednak nie bardzo. Po to niektóre wydarzenia oprawia się ceremoniami by jak najwięcej ludzi było ich świadkiem i jak najdłużej je pamiętało a taki charakter miały owe postrzyżyny u Piasta. Jeżeli nawet przyjmiemy że były one normalnym ceremoniałem w tamtych czasach, to dlaczego pamięć o tych właśnie przetrwała. Kto wie czy nie istniała jakaś pisemna relacja czy dokument związany z tym wydarzeniem po którym ani śladu. A tak a propos, istnieje w naszej kulturze mądry poemat: „…Płomień rozgryzie malowane dzieje (tym bardziej pisane), skarby mieczowi spustoszą złodzieje, pieśń (czemu nie opowieść) ujdzie cało…” Ważnym jest czy z tych puzzli jakie dotarły do naszych czasów da się ułożyć jakąś logiczną całość. No tu się prawie we wszystkim zgadzam. Zdaje się że jedyna różnica między nami w tej kwestii jest taka, że ja dopuszczam możliwość że byli tam osobiście. A poza tym przyznaj że gdyby oni tam naprawdę byli osobiście, to czy to nie fajne? <b style="mso-bidi-font-weight:normal"><br style="mso-special-character: line-break"> <br style="mso-special-character:line-break"> </b>
  25. Przepraszam że przestawiłem Twój post ale akurat do tych do tych fragmentów tekstu chciałem się odnosić. W sumie to trudno nie zgadzać się tutaj z czymś, jednak nie można w historii ograniczać się do interpretacji magiczno rytualnych. Zgadzam się że utożsamianie Cyryla i Metodego z opisanymi przez Galla Anonima przybyszami do Gniezna (?) jest ryzykowne. Ale jakieś idealistyczne pojmowanie historii to też przesada. Wracając do Cyryla i Metodego, to bez względu na to czy to oni złożyli wizytę Piastowi, czy nie, to położyli niewątpliwie duże zasługi w krzewieniu chrześcijaństwa w Środkowej Europie i za to niektórzy chrześcijanie uważają ich za świętych, moim zdaniem słusznie. Ale zgodzisz się chyba że nie zaszczepiali chrześcijaństwa chodząc z procesją po środkowoeuropejskich bezdrożach i śpiewając paternoster. W ten sposób nic by nie zdziałali. Żeby osiągnąć swoje cele musieli korzystać z doświadczeń poprzedników i mieć niemałe kwalifikacje polityczne. Będąc w niemałym stopniu politykami nieraz pewnie postępowali tak jak świętym nie przystoi. Dlatego można zrozumieć Popiela kiedy ich nie wpuścił do siebie, przecież on sam, jako jakiś lokalny władca, był również politykiem i mógł mieć po temu powody i jego poddani mogli je traktować ze zrozumieniem. O ile teza o wizycie Cyryla i Metodego w Gnieźnie jest istotnie karkołomna, przyznaję, to akurat to co przytoczyłeś wyżej ją potwierdza. Otóż te postrzyżyny mnie zawsze interesowały a nie mogłem sobie ich jakoś logicznie wytłumaczyć. W końcu wiedzę o tym wynosi się ze szkoły podstawowej i to w formie że postrzyżono Siemomysła. Oczywiście piszą o tym Anonim i Kadłubek. Dla mnie przełomowym były znane w historii fakty, które przytoczę. Po pierwsze u Franków długie włosy były oznaką królewskości. Pamiętając że lud ten był w istocie mieszanką ludów północnoeuropejskich to można przyjąć że było to wówczas rozpowszechnione w północnej Europie. Zresztą prawie każdy zna opowieść o Samsonie i Dalili, gdzie włosy też mają jakieś magiczne właściwości. Zatem można przyjąć, że odgrywały one szczególną rolę u ludów barbarzyńskich. W świetle tego nasuwa się interpretacja że Popiel ostrzygł swego syna Siemowita pozbawiając go w ten sposób praw do sukcesji po sobie. Możliwe iż przyczyną tego było to że jego matka był chrześcijanką. Postrzyżyny mają jednak jeszcze inne znaczenie. Otóż czyniono je również wówczas kiedy przyjmowano kogoś do stanu duchownego, strzyżono mu wówczas na głowie tonsurę. Prawo do takiego strzyżenia miał każdy biskup. Narzuca się zatem interpretacja: na przykład że kiedy Popiel pozbawił swego syna praw do tronu wówczas przybyli owi dwaj i przyjęli go do stanu duchownego strzygąc mu tonsurę. Mieli zapewne do tego prawo bowiem pewnie mieli uprawnienia biskupów. W ten sposób Kościół wziął go pod swoją opiekę. Myślę że taka interpretacja, choć może trochę naciągana, to jeszcze nie historia alternatywna. Zgodzę się, ale w kulturze francuskiej jest bardzo zakorzenione że dynastia Merowingów pochodziła od morskiego bożka, a szczególnie to że dynastia Kapetyngów była namaszczana oliwą przyniesioną z nieba przez anioła. To jest zresztą charakterystyczne w ogóle dla kultury zachodnioeuropejskiej. Ja natomiast nic podobnego nie słyszałem o polskich dynastiach, przyznam się że o tych aniołach legitymizujących władzę Piastów to nie przypominam sobie bym coś dawniej słyszał, w każdym razie nie zwróciłem na to uwagi, a przecież jestem wychowany w tej kulturze. Co do Jagiellonów i późniejszych królów elekcyjnych to w ogóle nie słyszałem o ich jakichś ponadprzeciętnych związkach z boskością. Jaka to daleka wyprawa misyjna. Nie wierzę by ci dwaj osobnicy, zapewne lubiący podróżować i ciekawi świata, przebywając 5 lat na Morawach nie zajrzeli za Bramę Morawską by zobaczyć co tam jest, a przecież to już Polska i źródła Warty. Parze zakochanych studentów przepłynięcie kajakiem wzdłuż Warty do Gniezna ile czasu zajmie? A w owym czasie rzeka była pewnie bardziej spławna. Co do milczących źródeł i anonimowości to możesz mieć rację albo i nie. Pokutująca skądinąd reguła: „Nie ma dokumentu zatem nie było zdarzenia” historii nie służy najlepiej, poza tym politykom często zdarza się mieć swoje tajemnice. Możliwe że masz rację. Przyznam że kiedyś zastanawiając się nad tym jak wyglądał świat tuż przed pisanymi tekstami zacząłem czytać książki Malinowskiego i może za bardzo to na mnie podziałało. Będę miał czas to coś poszukam. Oczywiście Wiki sobie daruję. Do końca nie jestem przekonany że chcieli ich usunąć a nie mogli. Trzeba pamiętać że w V wieku Galię zasiedlało 5-6 mln ludności i miejsca do osiedlenia się było w bród. Wydaje mi się, że czasem myli się najazdy z jakąś akcją osiedleńczą. Pewnie że byli tacy co źle widzieli Germanów w Galii. Wydaje mi się że w Zachodniej Europie wówczas było podobnie jak dzisiaj, kiedy to przybywają tam emigranci z różnych kultur i osiedlają się, chociaż nie przez wszystkich są mile widziani. Że wówczas napływ tych przybyszów miał polityczne znaczenie to inna sprawa bowiem z nowymi mieszkańcami wkradł się do cesarstwa element lewacki, który obalił trochę zbyt lewicowe rządy rzymskiej administracji i w ten sposób zadał druzgocący cios rzymskiemu imperium. Może się za daleko posunąłem ale według mnie te tak zwane najazdy germańskie na Galię w V – VI wieku to była raczej lewacka rewolta. <br style="mso-special-character:line-break"> <br style="mso-special-character:line-break">
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.