euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,188 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Takiego pojęcia, czyli "ostroga", używa choćby Andrzej Murawski w swej książce "Akcjum". Jednak pod Akcjum na 130 zdobytych przez Oktawiana okrętów, zatopiono tylko kilkanaście. Przynajmniej tak podaje podany przeze mnie wyżej Murawski. To by znaczyło, że decydowała tam jednak walka wręcz na pokładzie. Pod Trafalgarem zdobytych okrętów też było dużo więcej niż zatopionych. A i te które tam zatonęły poszły na dno w wyniku walki na pokładzie (na przykład wybuch prochu).
-
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
Na pewno warto to zrobić, jednak schematy organizacyjne to nie wszystko. Bezspornym jest fakt, że ambasada niemiecka w Ankarze była ośrodkiem dwóch siatek szpiegowskich. Jedną z nich była siatka kierowana przez Alfreda Jenke. Nie należała ona na pewno do SD, jak to utrzymuje Schellenberg, bowiem ani on ani Moyzisch nie znali tożsamości Cicerona. Nie należała też do Abwehry, ta nawet nigdy tego nie sugerowała. Jenke był szwagrem Ribbentropa. Oboje zaprzeczali jakoby znali tożsamość Cicerona, a musieli znać bowiem ten pracował jako lokaj u państwa Jenke, czyli również u siostry Ribbentropa. Zatem z tego wynika że była to siatka podległa Ribbentropowi. Ktoś musiał przecież ją finansować. Jest bardzo prawdopodobne, że inne ambasady niemieckie też takimi siatkami dysponowały. Jak je zatem zaszufladkować, skoro nie było to ani SD ani Abwehra. Gwoli ścisłości, w trosce o strych Szanownego Poldasa, na podstawie książki Andree Brissaud „Canaris”, sprawy wyglądały tak: 18 lutego 1944r Hitler podpisał dekret który ustanawiał w Niemczech jedyną służbę wywiadowczą. Formalnym jej szefem miał być Himmler, kierować nią miał natomiast szef RSHA, Kaltenbrunner. By wprowadzić ten dekret w życie kilka dni później doszło do spotkania przedstawicieli Wehrmachtu z przedstawicielami SS. Przewodniczył spotkaniu szef centralnego biura Wehrmachtu, generał Winter. Abwehrę reprezentowali admirał Burkner i generał Bentivegni. Wydziały Abwehry: I (szpiegostwo) oraz II (sabotaż i wywrotka polityczna) połączono w Biuro Wojskowe (Amt mil.) i podporządkowano SS, czyli RSHA. Na jego czele stanął dotychczasowy szef wywiadu Abwehry, płk. Hansen. Wydział III (kontrwywiad) przeszedł pod kontrolę Schellenberga. Wydział Centralny Ostera został rozwiązany. Całkowitej kontroli nad Abwehrą SS jednak nie przejęło. Wielu dotychczasowych jej agentów miało bowiem niewidzialne powiązania z dotychczasowymi jej szefami. Wielu zresztą oficerów podało się do dymisji i poszło na front wschodni gdzie wielu z nich zginęło. Na zachodzie Abwehra wręcz uniknęła podporządkowania się SS. Tam używając jako argument bliskie lądowanie Aliantów i wynikającą stąd konieczność bliskiej współpracy z Wehrmachtem, wydział III Abwehry (kontrwywiad), przekształcił się w ruchome grupy podlegające dowódcom armii. I tak płk. Hermann Giskes, ze swej kwatery głównej w brukselskim hotelu, kierował swoim „Commando 307” otrzymując rozkazy tylko od Wehrmachtu i nie miał zamiaru przejść pod rozkazy tercetu: Himmler-Schellenberg-Kaltenbrunner. Co do Canarisa to został pozbawiony stanowiska i internowany w zamku Lauerstain pod nadzorem Gestapo. W czerwcu 1944 roku wypuszczono go i dano mu nowe stanowisko. Aresztowany został dopiero 23 lipca 1944 roku, osobiście przez Schellenberga. Początkowo przebywał w bardzo dobrych warunkach. Stracono go, jak zresztą wiadomo, dopiero w kwietniu 1945 roku. -
Niekoniecznie. Nie wiem, czy uderzenie ostrogą od razu posyłało okręt na dno. Według mnie oznaczało ono zakończenie fazy manewrowej bitwy i rozpoczęcie bitewnego zamieszania w którym walczono na szczepionych ostrogą jednostkach. Zresztą nawet gdyby nie dochodziło do abordażu, to walka była rozstrzygana w starciu z bliskiej odległości.
-
Ojej! Powołujecie się na fizykę opisując ją słowami. To mnie przerasta. Co do tej bezodrzutowości to wzięła się ona u mnie stąd, że korzystałem z tekstu francuskiego w którym karonada jest określona jako "piece sans recul" co według słownikowego tłumaczenia oznacza działo bezodrzutowe. Mnie się też wydawało to trochę nie bardzo ale w końcu uznałem za dopuszczalne. Przecież współczesne działo bezodrzutowe i karonada pozostają po strzale na swoim miejscu. W każdym razie ja się przy tym określeniu nie upieram. Poza tym w tym tekście pisało również, że pod Trafalgarem karonady były obrotowe i mocowane do pokładu. Wiem jeszcze, ale to raczej już ze źródeł literackich, że do floty Nelsona wprowadzili ją marynarze, którzy mieli przeszłość korsarską. Były one również na okrętach francuskich, ci, jak się zdaje, nie bardzo umieli z nich korzystać. No i jeszcze jedno. W historii naszej wojskowości chyba niewiele jest o karonadzie. Na dobrą sprawę to nie znam jej polskiej nazwy. Warto byłoby gdzieś znaleźć polską terminologię a jeżeli takiej nie ma to ją wymyślić, przynajmniej prowizorycznie.
-
Mam trochę na ten temat. Wziąłem to z francuskiego czasopisma Histoire. Niestety nie jestem w stanie podać rocznika ani autora. Ale na upartego to można to wszystko sprawdzić. To co pisał na ten temat Tukidydes to łatwo sprawdzić. Z tym, że pisał on również iż podczas walki wioślarze też brali w niej udział rzucając oszczepami. Pamiętam kiedy narzekał iż niektórzy wioślarze wzięci z lądu nie potrafili porządnie rzucić oszczepem z pozycji siedzącej. Triera – Był to okręt bardzo długi i bardzo wąski. Stosunkowo mało wystawała nad wodę. Początkowo nie miała pokładu. Z przodu, na poziomie linii wodnej posiadała ostrogę z brązu przeznaczoną do dziurawienia okrętów przeciwnika. Posiadała żagiel, który podczas bitwy nie był używany. Sterował nią sternik z pomocnikami przy pomocy dwóch wielkich wioseł z tyłu okrętu. W pełnym składzie posiadała 170 wioślarzy rozmieszczonych w trzech piętrach. Kilku marynarzy obsługiwało żagiel i stery. Zabierała również na pokład 10 hoplitów umieszczonych z przodu okrętu i przeznaczonych do abordażu lub desantu oraz dwóch łuczników. Z przodu statku miał również swoją siedzibę sztab i kilku specjalistów. Przede wszystkim urzędował tam trierarcha, nominalny dowódca okrętu, który niekoniecznie był doświadczonym marynarzem. Towarzyszy mu Pentekotar, czyli dosłownie „dowódca 50-ciu”. Przeważnie jest to młody obywatel, który zajmuje się intendenturą. W odróżnieniu od tych dwóch pozostali oficerowie okrętowi pochodzą z awansu i są doświadczonymi marynarzami. Karierę swą zaczynali zazwyczaj jako wioślarze, później służyli jako sternicy i przy obsłudze żagla, by w końcu otrzymać dalszy awans. Pierwszym z nich jest proreta, marynarz, który służy na dziobie statku (stąd nazwa). Obserwuje on gwiazdy, wiatry, prądy, zapachy i daje kapitanowi odpowiednie wskazówki. Zastępuje on również kapitana, który na przykład zginął, lub nie jest w stanie pełnić swoich obowiązków. Jest on drugim na okręcie, podlega kapitanowi, który odpowiada za stan techniczny statku i kieruje nim. Zdarza się, że kapitan zasiada do steru, szczególnie podczas walki. Inny oficer, którego można by określić jako szefa załogi, nadaje rytm pracy wioślarzom rytmicznym śpiewem. Pomaga mu w tym flecista. Jest również stolarz, który dokonuje drobnych napraw lub kieruje poważniejszymi pracami przy naprawie poważnych uszkodzeń powstałych w walce lub podczas żeglugi. Marynarze mają mało przestrzeni dla siebie. Na morzu śpią na swych ławkach. Wiosła są długie, mają 4,5 metra, ale są lekkie i dobrze wyważone. Triera pełni wyśmienicie swą rolę jako broń uderzeniowa ale marnie trzyma się na wodzie. Na noc przybija do brzegu. Wyciąga się ją na brzeg tyłem, który w tym celu jest uniesiony. Marynarze mogą wówczas spędzić noc w wygodnych warunkach. Flota odpoczywa przeważnie tam, gdzie jest słodka woda. Podstawę pożywienia stanowi chleb, czosnek, cebula i nieco oliwy. Triera nie nadaje się do przewozu żywności. Dyscyplina była surowa. Karano chłostą i przywiązaniem do masztu. Były dwie taktyki walki. Pierwsza, zwana diekplous, polegała na ruszeniu z pełną prędkością bezpośrednio na linię wroga. Po jej minięciu zawracano natychmiast, zanim nieprzyjaciel zdążył się odwrócić i atakowano go ostrogą. Zdarzało się, że podczas mijania się łamano wiosła przeciwnikowi, co pociągało za sobą straty wśród wioślarzy. Druga taktyka, periplous, polegała na tym, że okręty płynęły rzędem i starały się płynąć dookoła okrętów przeciwnika, aż ten nie wytrzymał tempa i zdezorganizował swój szyk. Wówczas atakowano go ostrogą. Wybór taktyki zależał od okoliczności.
-
Też tak słyszałem, z tym że tam nie było zapalnika czasowego. Liczono, że nietoperz po opuszczeniu tej bomby kasetowej od razu zacznie szukać schronienia i wiele z nich znajdzie się na strychu, wówczas taki nietoperz chciał się od tej bombki uwolnić, przegryzał kabelek i powodował jej zapłon.
-
W opisie karonady z którego to wiem była ona scharakteryzowana jako działo bez odrzutu i dlatego określiłem ją jako bezodrzutową, bo nie odlatywała. No jeżeli wiecie do jakiej klasy dział można karonadę zaliczyć to proszę bardzo. W końcu dzisiejsza rura służąca za działo i karonada mają tę wspólną cechę, że nie odlatują do tyłu. Poza tym nie potrzeba stać za działem by coś mogło się przydarzyć. W momencie wyrwania czegoś takiego z pokładu to różne rzeczy mogą się dziać. Miała zasięg ok. 100 metrów i służyła przede wszystkim podczas abordażu, chociaż można było wystrzeliwać z niej pociski zapalające. Wymagała wprawnej obsługi. Za mały ładunek mógł nie przynieść rezultatu, za duży wiadomo, a trzeba było jeszcze mniej więcej wycelować. Anglicy bardzo dobrze sobie z nią radzili. Pod Trafalgarem odegrała bardzo poważną rolę. W końcu bitwę rozstrzygnęły abordaże. Jeżeli abordaż stanowił problem to co robiło owych 10 hoplitów na każdej trierze ateńskiej. Oczywiście oprócz pilnowania porządku na statku. Co do ateńskiej taktyki walki na morzu to mam trochę o tym, nawet pod ręką w komputerze. Staranowanie przeciwnika czy połamanie mu wioseł to była już walka po dojściu do niego, już w czasie bitewnego zamieszania.
-
Przepraszam, pomyliło mi się trochę, chodziło o karonadę. Możesz wystukać sobie "carronade" by się czegoś dowiedzieć. Dzisiejsze działo bezodrzutowe to jest rura na wylot, bez denka (z grubsza). Przymocowana do pokładu karonada też odrzutu nie mogła dawać, bo jak dała to artylerzysta razem z nią leciał w powietrze.Po prawdzie to ja z czegoś takiego bym nie strzelał
-
Z tego co wiem to odpalało się armatę przy pomocy zapalonego lontu na końcu kija (to urządzenie miało jakąś specjalną nazwę), by w momencie strzału znajdować się w pewnej (bezpiecznej), odległości od niej. Zdaje się, że wszyscy macie złe wyobrażenie o bitwach morskich. Co do mnie, to morza nie widziałem od jakichś 10 lat i od czasu gdy dowiedziałem się o tsunami to podziwiam tych wszystkich co mieszkają w mniejszej od niego odległości niż 50 km. Z tego jednak co wiem o bitwach morskich to wyglądały one zupełnie inaczej niż wy to opisujecie. Podstawową zasadę bitwy morskiej można objaśnić na przykładzie dużej litery T. Idealną pozycją dla każdego admirała było znalezienie się w pozycji daszka nad T w stosunku do płynącej rzędem eskadry przeciwnika. Stosowano to już w czasie Wojny Peloponeskiej, odsyłam do Tukidydesa. Zajęcie pozycji daszka nad T dawało możliwość zaatakowania pierwszego okrętu przeciwnika w szyku tyloma okrętami ile było miejsca przy atakowanym okręcie, i tak po kolei można było zniszczyć całą flotę przeciwnika. Oczywiście admirałowie dobrze wiedzieli o tej regule i nie pozwalali przeciwnikowi na zajęcie takiej pozycji. Podczas wojny Peloponeskiej ateńskie galery, ze względu na swą konstrukcję i wioślarzy, górowały szybkością nad wszystkimi innymi okrętami wojennymi. Schemat bitwy wyglądał w ten sposób, że na początku obie eskadry płynęły równolegle. Szybsze ateńskie okręty wyprzedzały przeciwników i starały się zając pozycję daszka nad T. Tamta flota by do tego nie dopuścić zmieniała kurs i w końcu jej szyk załamywał się. W wyniku tego okręty zbierały się w koło i stawały się łatwym łupem Ateńczyków. To samo było podczas bitew morskich w epoce żaglowców, tam jednak dochodził czynnik wiatru i manewrowanie było dużo trudniejsze. Wymagało to od załóg niemałych umiejętności. Nelson i jego marynarze byli tak dobrze wyszkoleni, że jego flota mogła pokusić się o przebicie daszka nad T by w ten sposób samym znaleźć się w pozycji tego daszka. W owych czasach, by zabezpieczyć się przed przebiciem daszka nad T, floty płynęły w dwóch równoległych rzędach. Gdy ze względu na złe manewrowanie albo walkę jakiś okręt wypadał z tego rzędu to zastępował go okręt z drugiego rzędu. Pod Trafalgarem okręty francuskie nie miały tak dobrze wyszkolonych załóg jak angielskie i po opłynięciu przylądka Finistere, na skutek zmiany wiatrów, niektóre okręty zaczęły wypadać z rzędu i zastępowały je okręty z drugiego rzędu. Wskutek tego flota zaczęła płynąć w jednym rzędzie. Wykorzystali to Anglicy i zaatakowali Francuzów płynąc rzędem z zamiarem przebicia daszka nad T. Na czele płynął Victory, Nelsona. Zbliżając się do francuskiego szeregu musiał wytrzymać ostrzał dział z burt, chyba trzech okrętów. Oczywiście dostał się pod morderczy ogień. Za tę cenę doszedł jednak do francuskiego Redoutable z którym nawiązał walkę. Nie było w niej mowy o jakimkolwiek manewrowaniu. Oba okręty zdryfowały i w ten sposób otworzyła się luka przez którą wpłynęła eskadra angielska, zajęła pozycję daszka nad T i po kolei abordażowała francuskie okręty. Poza tym nieprawdą jest jakoby ówczesne okręty (te z epoki Trafalgaru) mogły strzelać tylko z burt, prostopadle do kursu. Na pokładach miały zamocowane straszliwe karonady. Były to działa bezodrzutowe, które można było obracać o 360 stopni. Ich bezodrzutowość nie wynikała z jakiejś wymyślnej konstrukcji a z mocowania na pokładzie. Strzelały kartaczami siejącymi podczas abordażu niesłychane spustoszenie na pokładzie przeciwnika. Obsługiwanie ich to również wielka sztuka bowiem w razie umieszczenia w nich zbyt dużego ładunku podczas wystrzału groziło wyrwanie jej z pokładu. Wtedy można było narobić szkody sobie, i to niemałej. Na okrętach umieszczano je od połowy XVIII wieku. Dysponowały nimi również okręty francuskie. Anglicy potrafili je jednak używać po mistrzowsku. Trochę inaczej sprawa wyglądała gdy na morzu spotkały się dwa pojedyncze okręty. Wówczas atakowano pod wiatr. Przede wszystkim dlatego by można było się łatwo wycofać gdyby coś poszło nie tak, ale możliwe że chodziło również o możliwość oddania salwy burtowej.
-
Ty to nazywasz projekcją a ja analogią. Jeżeli nie odróżniasz administracji cesarskiej od senatu to ja nie mam ochoty ci tego wyjaśniać. Dla mnie w I w n.e. podział na administrację cesarską i pewien organ przedstawicielski był już wyraźnie zarysowany. Masz problemy z abstrakcyjnym myśleniem. Można przecież być potakiwaczem a jednocześnie posiadać umiejętności i uzdolnienia. W normalnym, regularnym wojsku, każdy oficer musi być potakiwaczem, co nie znaczy, że każdy jest głupi. Każdy, czy może prawie każdy (tak zresztą można wywnioskować z tego co napisałeś) trybun pochodził z senatorskiego rodu, zatem o każdym można powiedzieć że był senatorskim synem. Ciekawe jak to sobie wyobrażasz. Cesarz wysłał okólnik do legatów by folgowali trochę chłopakom a od czasu do czasu wytoczyli im beczkę dobrego wina? Przecież to nonsens. W ten sposób to można sobie co prawda zjednać armię ale i wprowadzić tam totalne rozprzężenie. Nastrój armii najlepiej mogli podtrzymać płacąc regularnie żołd a z tym mogło być różnie. Natomiast senatorzy, choćby poprzez swoją klientelę i krewnych, posiadali realne wpływy w wojsku. Edycja Przepraszam ale pisałem ten post wczoraj, przed chwilą go wkleiłem i dopiero teraz zauważyłem edycję. W każdym razie nie widzę nic napastliwego w tym co napisałeś. W końcu panuje wolność słowa, a na dodatek wszystkie użyte przez nas określenia są cenzuralne.
-
Zarzucasz mi, że mieszam epoki a ty sam wymieniłeś tu jednym tchem monarchię hellenistyczną, Zgromadzenie Ludowe w Atenach i co tam jeszcze. Pisałem wyraźnie, że Kaligula chciał w Rzymie stosować metody wzięte z Egiptu. Tam nie mógł wprowadzić konia do senatu bo nie było senatu. Co tu ma wspólnego komunizm. Parę dni temu na przykład usłyszałem, że na pograniczu Syrii i Iraku powstało fundamentalistyczne państwo muzułmańskie. Zdaje się że jakiś czas temu w Iraku odbyły się, tak zachwalane na Zachodzie, wolne wybory. Nie słyszałem by ktoś głosował tam za fundamentalistycznym kalifatem, a jednak taki powstał. Tak logicznie interpretując, to uważasz że monopol na umiejętności mieli wyzwoleńcy i ich synowie. Pewnie za bardzo przejąłeś się lekturą Janka Muzykanta. To ty ulegasz projekcji którą mi zarzucałeś i będąc cesarzem wprowadziłbyś pewnie punkty na studia. Zresztą wyżej pisałem, że w swej administracji cesarz potrzebował raczej potakiwaczy. Nie jest to bynajmniej z mojej strony jakiś zarzut bo sam dzięki takim punktom się na owe studia dostałem. Posiadasz sporą wiedzę której jednak nie potrafisz wykorzystać. Ów wymieniony przez Ciebie trybun, to senacki synalek. Nie miał on co prawda doświadczenia wojskowego ale był to z reguły ktoś wykształcony, górujący intelektualnie nad swoimi kolegami-oficerami robiącymi karierę. Dzięki takim jak on senat dobrze wiedział o sytuacji w armii i mógł ją zmieniać organizując na przykład spisek. Już była o tym mowa. Najwyraźniej to uwidaczniało się w III wieku między Kommodusem a Dioklecjanem (przepraszam za pomyłki w poprzednich postach co do wieku), kiedy to wywodzący się z centurionów (czy legatów) cesarz był co parę lat mordowany. A ty uparcie twierdzisz, że senat był niczym wobec cesarza. Po prostu pozostajemy przy własnych zdaniach.
-
Wielkie dzięki. Czytałem tą książkę we wczesnej młodości i zauważyłem w niej tylko wątki przygodowe. Później przejrzałem ją raz jeszcze i doszedłem do wniosku że autor pokazuje tam bardzo ciekawie psychikę angielskich marynarzy, dlatego uważam że można było się na tę książkę powołać. Na pewno nie jest ona wyssana z palca, a autor dobrze znał środowisko które opisuje i nie są to żadne jaja. Zresztą antyczne sztuki greckie też przynoszą nam jakieś informacje o tamtejszej rzeczywistości a wiele z nich opowiada o zdarzeniach ponadczasowych, to znaczy takich które możliwe są i w czasach nam współczesnych. Zdaje się iż trochę się nie rozumiemy. Kaliguli przyszło władać wielokulturowym imperium i metody wzięte z Egiptu chciał stosować w Rzymie. Stąd jego problemy. O ile w Egipcie, czy w ogóle we wschodnich monarchiach, takie metody mogły nie prowadzić do żadnych zaburzeń, to w Rzymie sprawiały kłopoty. Zresztą odwrotne postępowanie też nie byłoby dobrym pomysłem. W końcu dzisiaj coraz bardziej uwidaczniają się skutki stosowania na wschodzie zachodnich metod. Trochę się nie zgadzam. Przecież tego typu ciało jak rzymski senat to nie była administracja cesarska i tam nie byli potrzebni potakiwacze. Jeżeli władca był przeciętnie inteligentny to potrzebował w nim ludzi znaczących, to jest takich którzy mieli znaczenie w jakimś określonym środowisku czy w ekonomice kraju. Z takimi bowiem można się ułożyć i tacy mogą pewne sprawy załatwić. Pewnie że najchętniej by widział ludzi znaczących będących jednocześnie potakiwaczami ale o takich jest trudno, zresztą nawet od nich też nie mógł wymagać pełnej uległości by nie pozbawić ich znaczenia w swoim środowisku. Najwięcej miał pewnie do czynienia z ludźmi mniej lub bardziej niezależnymi. Oczywiście mógł wstawić do senatu możliwie najwięcej potakiwaczy bez znaczenia, co na pewno było głupim pomysłem. W środowisku ludzi obytych z polityką tacy natychmiast zostaną rozgryzieni i określeni jako kapusie. Od razu wkrada się czynnik nieufności w stosunku do takiego cesarza. Zaraz też owym kapusiom zacznie się opowiadać banialuki, zaczyna być wesoło i w końcu władca który się na to zdecydował ma z tego więcej szkody niż pożytku. Skąd my to znamy. Pewnie że opisany wyżej sposób wyłaniania takiego ciała nie jest najlepszy, ale powszechne wybory też nie są doskonałe.
-
Gdyby tak było to by nie było warto zajmować się w ogóle historią, bo po co? Coś mi się majaczy książka Stevensona „Wyspa Skarbów”. Dawno temu ją czytałem ale pamiętam, że jest tam taka scena w której marynarze wykorzystali biblię na podpałkę (czy coś takiego) i gdy sobie to uświadomili to padł na nich blady strach. Tu chodzi o marynarzy, nie żołnierzy. Oba wydarzenia dzieli ponad 1000 lat a mimo to jedno i drugie wynika z tych samych predyspozycji psychicznych. Wiem, że mówię o powieści ale świadczy ona że takie rzeczy były znane i w XIX wieku. Odwołam się choćby do filmu na Discovery o okrętach pływających na jakimś włoskim jeziorze, wybudowanych na rozkaz Kaliguli. Sądzę, że oglądałeś ten film. Jasno z niego wynika że Kaligula czcił egipskich bogów. Zauroczenie, udawane czy rzeczywiste, własną siostrą też przywodzi na myśl królową Egiptu, Kleopatrę i jej brata. Świadomie użyłem określenia poddani. Poddanym bowiem jest nie tylko człowiek z ludu ale i arystokrata, czy senator-arystokrata. (Daruj, że trochę upraszczam strukturę społeczną) I uważam, że senat przy wszystkich swych niedoskonałościach był taką reprezentacją. Feudalizm w dużej mierze ukształtował się dlatego, że chłopi (czyli lud) dobrowolnie oddawali się pod opiekę arystokraty by uniknąć ździerstw dokonywanych przez administrację władcy. Zresztą nawet tak zwanymi ruchami ludowymi przeważnie kierowali przywódcy wywodzący się z arystokracji. Jakoś jak dotąd nigdzie nie znalazłem zadowalającego wytłumaczenia dlaczego tak było. Co więcej ów lud bardzo często był podporą najgorszej tyranii.
-
Tutaj to możemy się już odwołać do własnych, współczesnych nam doświadczeń. Znalazłby się pewnie jakiś władca (czy może raczej prezydent) z naszych czasów wyglądający na idiotę. I jak lud na niego reagował? Co do wojska to byłem świadkiem jak żołnierze szorowali podłogę z terakoty szczoteczką do zębów a potem wodę zbierali sznurówkami i jakoś nikt nie wypominał kapralowi (który kazał im to robić) że jest głupi. Problemem Kaliguli było, że w Rzymie w którym były żywe tradycje republikańskie chciał stosować metody wschodniego despotyzmu. Według mnie to do niczego dobrego nie prowadziło i taka synteza nie udała się. Trzeba było czekać na Dioklecjana by coś z tym zrobił. Ten zapoczątkował wreszcie podział imperium na dwie części i na krótko przywrócił znaczenie władzy cesarskiej. W sumie to przytaczasz pyskówki cesarza z senatorami z których według mnie niewiele wynika. Faktem jest, że cesarz musiał się liczyć z senatem. Dla mnie dowodem na to jest II wiek kiedy to cesarze długo na tronie nie pozostawali. Przyczynę tego widzę w tym, że senat zdominował wówczas rządy w imperium. I znowu zdecydowanie się nie zgadzam. W zachodniej części imperium rzymskiego pozostało sporo z demokracji. Istniał przecież senat rzymski, co więcej każde miasto miało swój senat. Istniała więc dość silna reprezentacja poddanych z którą każdy cesarz, czy może raczej jego administracja, musiały się liczyć. Że stosunki między władzą cesarską a senatem nie układały się najlepiej, to inna sprawa, ale jakoś to szło i w końcu z tego zachodnio-rzymskiego imperium wyszła cywilizacja za której spadkobierców uważamy się i która głośno krzyczy, że jest demokratyczna. Wydaje mi się zresztą, że warto rozpatrywać dzieje Rzymu pod kątem właśnie stosunków cesarza z ową reprezentacją poddanych. Może pomogłoby to rozwiązywać dzisiejsze problemy polityczne.
-
Ja na przykład też nie uważam Kaliguli za szaleńca. Po prostu strugał idiotę, a to nie jest jednoznaczne z tym, że był idiotą. Konia to wprowadził do senatu po to by uniknąć tego co my dzisiaj nazywamy debatą taką czy inną. Po ujrzeniu konia w senacie wszyscy senatorowie musieli uznać że Kaligula zwariował i że z takim nie da się prowadzić żadnych dyskusji, a jemu o to właśnie chodziło bo mu debaty do niczego nie były potrzebne. Co więcej odtąd wszyscy mieli temat do rozmów i o debatach nikt więcej już nie myślał. Zresztą nie był on ani pierwszym ani ostatnim politykiem który strugał idiotę. Pamiętam, że przed nim był choćby Alcybiades. Ten uciął ogon swemu psu i wszyscy zamiast prowadzić różne niewygodne mu debaty rozmawiali o tym, dlaczego Alcybiades uciął swemu psu ogon. U dzisiejszych polityków struganie wariata jest również bardzo rozpowszechnione. Uważam, że do przesady. Czasami mam wrażenie że przez to zbyt uporczywe udawanie stają się takimi naprawdę.
-
Siły specjalne - państw Osi i ZSRR
euklides odpowiedział ArekII → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Lepiej mówić o tajnych służbach. W końcu jednostka specjalna, na przykład saperów-dywersantów niszczących nieprzyjacielowi komunikację, może podlegać dowódcy ogólno wojskowemu (pułku czy dywizji) i działać we własnych mundurach. Trudno ich uważać nawet za przestępców wojennych, w końcu robili swoje. Co innego jest gdy taka jednostka została wysłana przez tajną służbę przeciwnika stosującego chwyty poniżej pasa, nieakceptowane nawet na wojnie. Takich uważa się chyba za przestępców wojennych, bo jeżeli trafią do niewoli to się ich rozstrzeliwuje. P.S. – Doczytałem się, że jednostka Brandenburg w Holandii przejęła jakieś mosty. Mimo wszystko jednak jej dokonania podczas DWS, według mnie, nie były zbyt imponujące. Zresztą w końcu 1944 roku jej żołnierze zostali wysłani po prostu na front. Trudno powiedzieć o dokumentach. Tu chodzi o wydarzenie historyczne o którym sporo by trzeba napisać. W każdym razie co do lądowania aliantów w Afryce Północnej, to Niemcy byli tak zaintoksykowani, że gdy armada amerykańska znalazła się na Atlantyku, byli przekonani że zmierza do Dakaru, a gdy minęła Gibraltar, to złożyli Francuzom zapewnienia, że jeżeli dokona ona desantu w Tunezji, to wermacht przyjdzie im z odsieczą. Rozpatrywanie na tym tle użycia jednostki Brandenburg w Afryce Północnej jest mocno skomplikowane. Nie wiem nic o Walterze Rauff. Z Googli nie wynika by podczas DWS miał coś wspólnego z Afryką Północną. Wiem natomiast, że na Zachodzie przeciwnikiem aliantów na tajnym froncie cały czas była Abwehra. Nawet po lutym 1944 roku. To by wynikało, że kiedy w 1943 roku pułk Brandenburg został przeformowany w dywizję to powiększono go m.in. o te dwa bataliony. Abwehra w ogóle szkoliła żołnierzy do zadań specjalnych złożonych z różnych nacji, Arabów, Kaukazczyków itd. Podlegali jednostce Brandenburg chyba tylko organizacyjnie. Nie było chyba nawet planowane żeby działali w jej składzie. Zresztą zdaje się, że ta jednostka w ogóle nigdy nie działała jako całość. -
Siły specjalne - państw Osi i ZSRR
euklides odpowiedział ArekII → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Zdaje się, że jednostki specjalne niczym efektownym podczas wojny się nie wykazały. Jednostka „Brandenburg” podlegała Abwehrze. W 1939 roku planowano użycie tej jednostki przeciw Holandii. Jej żołnierze mieli być przebrani w mundury holenderskie. Afera z tego wyszła bo w Holandii zauważono kradzież tych mundurów jednak o jakichś akcjach tego pułku w Holandii nic nie słyszałem. W 1940 roku z jej żołnierzy złożona była służba ochrony rumuńskich pól naftowych. Zapobiegli oni wówczas angielskiej próbie unicestwienia zagłębia przez zabetonowanie szybów. O ile wiem był to największy wyczyn tej jednostki podczas DWS. Planowano jej użycie w Maroku dla wsparcia powstania arabów przeciwko aliantom gdyby ci tam wylądowali. Zdaje się jednak, że szefowie Abwehry nie mieli najmniejszej ochoty by ją tam wysłać i Brandenburg w Maroku nie odegrał żadnej roli, chociaż mógł, bowiem Canaris znał datę lądowania tam amerykanów. W 1943 roku ta jednostka była już oceniana bardzo negatywnie. Mający za sobą poparcie Goeringa, prokurator Roeder, nazwał ją, zdaje się słusznie, "bandą dekowników". W styczniu 1944 roku jej dowódca, generał Pfuhlstein, przybył do gabinetu Redera i dał mu za to w zęby. Doszło wówczas w Berlinie do niesłychanego skandalu, było to niejako preludium do wydarzeń z lipca tego roku. Nie wiem co to były za bataliony Roland i Nachtigal, może wchodziły w skład pułku Brandenburg? Co do Eben Emael to o ile dobrze pamiętam to byli to saperzy, uzbrojeni w specjalne miny, tyle że zrzuceni na spadochronach. W sumie było ich chyba 50-ciu a zmusili do poddania się fort którego załoga liczyła kilkaset osób (o ile pamiętam 800). -
Lekarz Ludwika XV, widząc z jaką szybkością zmieniają się panienki u boku króla, ostrzegł go: - Wasza Królewska Mość zbyt często uprawia miłość. król: Przecież sam mówiłeś że jeżeli nie biorę afrodyzjaków to mogę ją uprawiać kiedy tylko zechcę i tak długo jak mi się to będzie podobało. lekarz: Zmiany są gorsze od afrodyzjaków. Ten dialog przytoczył Duc de Castries w książce "La Pompadour"
-
Od karty identyfikacyjnej do karty elektronicznej
euklides odpowiedział bavarsky → temat → Historia ogólnie
No właśnie. Tym bardziej, że w owych czasach analfabetyzm był na porządku dziennym. W ogóle o Templariuszach można nawet dosyć sporo przeczytać. Wiadomo na przykład że byli zręcznymi bankierami, jednak o ich systemie bankowym i sposobach jego działania jest bardzo niewiele. Trzeba mnóstwo tekstu przerzucić by znaleźć na ten temat jakieś skromne zdanie. A przecież ich sieć bankowa pokrywała całą Europę, przynajmniej Zachodnią, i jakoś sobie z tym radzili, a nie mieli przecież komputerów, internetu, PCV itp. Wszystko mieli pewnie w głowie, w starannie prowadzonych księgach, no i musieli się cechować jakąś szczególną uczciwością. Zresztą niektórzy uważają, że do ich upadku w znacznym stopniu przyczyniły się banki włoskie, konkurujące z nimi i zazdroszczące im powodzenia. -
Od karty identyfikacyjnej do karty elektronicznej
euklides odpowiedział bavarsky → temat → Historia ogólnie
Nie lepiej byłoby to wszystko wytłumaczyć na gruncie historii? Zaryzykowałbym twierdzenie, że kartę identyfikacyjna wynaleźli Templariusze. Jeżeli ktoś wybierał się do Ziemi Świętej, to swoje złoto czy srebro oddawał Templariuszom, na przykład w Hamburgu, w zamian otrzymywał właśnie coś takiego co można było nazwać kartą identyfikacyjną z sumą pieniędzy jaką im powierzył. Po przybyciu na miejsce, powiedzmy w Jerozolimie, otrzymywał od innej fili Templariuszy te pieniądze. Był to doskonały środek na ukrócenie piractwa. Piratom nie opłacało się już napadać na statki z pielgrzymami bowiem ci nie mieli ze sobą złota. Jeżeli ktoś w owej przykładowej filii w Jerozolimie pokazał się z taką kartą identyfikacyjną i nie zgadzała się ona z jego tożsamością to się takiego wieszało i po krzyku. Zresztą dzisiaj jest chyba podobnie. Zdaje się, że jeżeli pani w jakiejś kasie poweźmie świadomość, że ktoś płaci nie swoją kartą to powinna ją zatrzymać, tyle tylko, że takiego delikwenta nie wiesza się zaraz. Zważywszy, że w owych czasach około 10% podróży morskich kończyło się katastrofami to Templariusze nie musieli pobierać procentów od swych usług by wyjść na swoje. Jeżeli posiadacz takiej karty utonął to złoto było ich. -
Alani odegrali niewątpliwie pewną rolę w Bizancjum. Zdaje się że przede wszystkim dlatego że wielu z nich służyło jako najemnicy w armii bizantyjskiej. O ich roli może świadczyć znaczenie jakie uzyskała w cesarstwie księżniczka alańska, Maria z Alanii (1050r – 1103r). Była pierwszą nie grecką księżniczką jaka wyszła za bizantyjskiego następcę tronu. W tym przypadku był nim Michał Dukas. Później została cesarzową, jako żona dwóch kolejnych cesarzy. W 1080 roku porozumiała się z Aleksym Komnenem. Adoptowała go i zapewniła mu poparcie trackich pułków gdzie służyło wielu Alanów. Wielu z nich było również na dworze. W zamian za to Aleksy Komnen uznał jej syna za następcę tronu. Obietnicy tej nie dotrzymał i kiedy został cesarzem Maria została odsunięta do klasztoru. Sporo o niej pisze, życzliwie do niej nastawiona, Anna Komnena. Opisywała ją jako kobietę o śnieżnobiałej cerze i błękitnych oczach. Zatem nie wyglądała raczej na Gruzinkę. W 1304 roku Alanowie wzięli udział w wyprawie przeciw Turkom zorganizowanej przez cesarza Andronika. Wraz z nimi w skład armii bizantyjskiej wchodzili Katalończycy i trochę Greków. W kwietniu 1305 roku armia ta zadała Turkom wielką klęskę pod Aulax. Niedługo potem doszło jednak do konfliktu Katalończyków z Alanami inspirowanego przez Andronika, który zaczął obawiać się służących w jego armii najemników, a szczególnie Katalończyków. Kiedy Alanowie podstępnie zamordowali dowódcę Katalończyków, Rogera da Flor, sprawy wymknęły się cesarzowi greckiemu spod kontroli . Doszło do wyniszczającej wojny w której przeciw Katalończykom wystąpili Alanowie. W jej wyniku wiele greckich ziem popadło w ruinę, a szczególnie kwitnące dotąd ziemie na półwyspie Gallipoli. Ta wojna mocno pogłębiła kryzys jaki przeżywało cesarstwo i przyczyniła się do dalszego jego upadku. W 1306 roku alańscy najemnicy opuścili bizantyjską armię. Z chęcią dowiedziałbym się o nich coś jeszcze.
-
To trochę skomplikowane. Kiedy później, to jest po Spisku Cellamare, został ambasadorem w Portugalii a później przy Karolu VII, elektorze Czech, podawał się jako Anne-Theodore de Chavigny. Ale to nie były jego prawdziwe dane i wszyscy o tym wiedzieli. Wiem że naprawdę nazywał się Chevignard, bez partykuły de. Dla tej partykuły, wykorzystując podobieństwo, podszył się pod inne nazwisko, właśnie Anne-Theodore de Chavigny. Jeżeli ktoś zainteresowałby się Spiskiem Cellamare powinien pamiętać że Chevignard i Chevigny to może być jedna i ta sama osoba.
-
Latem 1718 roku do holenderskiego La Haye przybywa pan Chavigny. Jest zrujnowany. We Francji przegrał proces o majątek do którego zresztą jego prawa były mniej niż trefne. Na dodatek został pozbawiony stopnia oficerskiego w elitarnym korpusie żandarmerii i wygnany z ojczyzny. Ukojenia od swych trosk szukał (i znalazł) w ramionach służącej z oberży w której się zatrzymał. Pewnej nocy, którą spędzali razem w jej pokoju, do drzwi rozległo się natarczywe walenie. Moment był bardzo delikatny bowiem kochankowie byli akurat sobą szczególnie zajęci. Wystraszony Chavigny schował się w szafie. W tak dramatycznej sytuacji nic innego, oprócz tego klasycznego zresztą wyjścia, nie przyszło mu do głowy. Z miejsca swego ukrycia usłyszał jak weszła właścicielka oberży, oznajmiła że przybyli dwaj znamienici goście i kazała dziewczynie przygotować osobny pokój gdzie rano mieli jeść śniadanie. Chavigny to zainteresowało. Przekonał swoją kochankę by ukryła go w pokoju w którym ci dwaj mieli się posilać i rozmawiać. Tak się też stało i słyszał wszystko o czym owi przybysze rozmawiali. W ten sposób podsłuchał jeszcze kilka innych rozmów. Zorientował się, że omawiano w nich plany obalenia Regenta, który od śmierci Ludwika XIV rządził Francją w imieniu młodocianego, 8-śmio letniego wówczas, Ludwika XV. Cały ten spisek był knuty przez hiszpańskiego ministra Alberoni i zmierzał do zastąpienia Ludwika XV, Bourbonem z Madrytu. Ze wszystkich tych podsłuchanych rozmów Chavigny złożył raport który wysłał w trzech listach do Paryża. Nie doczekał się żadnej odpowiedzi i wobec tego zdecydował o swym powrocie do Francji. Jakimś sposobem udało mu się uzyskać audiencję u Regenta. Przebiegła bardzo niepomyślnie. Tego dnia Regent był wyjątkowo zblazowany i wysłuchiwał go ze śmiertelnym znużeniem. Nie pozwolił mu nawet dokończyć i wyrzucił go za drzwi. Chavigny postawił się wówczas mówiąc, że gotów jest siedzieć w więzieniu do czasu aż potwierdzi się to co powiedział. To udało mu się uzyskać i Regent kazał go wtrącić do Bastylii. Nie przebywał tam jednak długo bo niecałe 3 tygodnie. W grudniu 1718 roku ujawniony został bowiem spisek, znany w historii pod nazwą „Spisku Cellamare”. Chavigny pospiesznie został wyciągnięty z Bastylii, kazano mu opowiadać co wówczas w oberży podsłuchał i w ogóle wszystko co wie o całej tej sprawie. Spisek został udaremniony. Dokonano potrzebnych aresztowań oraz egzekucji i zamysły hiszpańskiego ministra spaliły na panewce. Wydarzenia te stały się początkiem dyplomatycznej kariery Chavigny. Sporo jednak ryzykował. Gdyby to co opowiadał okazało się banialukami, to z Bastylii nigdy by pewnie nie wyszedł. Co do jego kochanki, owej służącej z oberży, to nic nie wiem o jej dalszych losach. Wątpię jednak by kiedykolwiek dowiedziała się, że uratowała Ludwikowi XV tron.
-
Kształt grotu włóczni a technika walki włócznią
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Z tego co wiem, to taktyka piechoty rzymskiej, która jej dawała zresztą przewagę nad przeciwnikami, wyglądała tak. W zwartym szyku podchodzili do szeregów przeciwnika i z odległości, powiedzmy 20 metrów rzucali pilum. Oczywiście mogło się zdarzyć że ktoś z dostał nim bezpośrednio i był załatwiony, ale celem tego rzutu było trafienie w tarczę przeciwnika. Gdy do tego doszło, to nie można go było wyciągnąć bo wykonane z miękkiego żelaza ostrze wyginało się w drewnie i zakleszczało. W każdym razie nie można było tego dokonać w przeciągu 3-4 sekund potrzebnych Rzymianinowi by doskoczył do przeciwnika i korzystając z unieruchomionej całym pilum (a nie samym ostrzem) tarczy zadał mu cios mieczem ponad tarczą. Gdy doszło do bliskiego zwarcia to według mnie legionista odrzucał pilum i wyciągał miecz. Jest co prawda taki film Attyla (całkiem niezły) w którym pokazana jest jakaś bitwa Rzymian z Hunami w której ci pierwsi, właśnie posługują się pilum w walce bezpośredniej, ale według mnie w tej scenie reżyser nie spisał się najlepiej. -
Kształt grotu włóczni a technika walki włócznią
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Zdaje się, że tak. Możliwe jednak, że tu chodzi o co innego. Wykonanie takiego "bagnetowego" ostrza jest chyba trudniejsze. Wymaga odpowiedniego materiału, a przynajmniej dostępu do niego, i pewnych umiejętności kowala. Z żelaza o małej zawartości stali będzie się wyginało. Gdy natomiast będzie to stal o zbyt dużej zawartości węgla to takie ostrze może być zbyt kruche. Co z tego że łatwo będzie wchodziło i wychodziło z ciała jeżeli w czasie walki się złamie, i co wtedy? Według mnie, a nie jestem w tej dziedzinie znawcą, to należałoby się zastanowić do czego taka włócznia byla przeznaczona. Jeżeli do walki wręcz, to takie ostrze powinno być przede wszystkim solidne, a zatem mniej wysmukłe. Co innego gdy jest przeznaczona do rzutu. Wówczas pęknięcie ostrza jest nawet pożądane bo przeciwnik nie może się już nim posłużyć. W końcu rzymska pilum miała też cienkie ostrze z miękkiego żelaza i po trafieniu w cel, którym była przeważnie tarcza przeciwnika, przeważnie się gięła i praktycznie była już nie do użytku. A tak nawiasem mówiąc to ciekawym byłby skład chemiczny takiego ostrza.
