
euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,183 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Też tak słyszałem, z tym że tam nie było zapalnika czasowego. Liczono, że nietoperz po opuszczeniu tej bomby kasetowej od razu zacznie szukać schronienia i wiele z nich znajdzie się na strychu, wówczas taki nietoperz chciał się od tej bombki uwolnić, przegryzał kabelek i powodował jej zapłon.
-
W opisie karonady z którego to wiem była ona scharakteryzowana jako działo bez odrzutu i dlatego określiłem ją jako bezodrzutową, bo nie odlatywała. No jeżeli wiecie do jakiej klasy dział można karonadę zaliczyć to proszę bardzo. W końcu dzisiejsza rura służąca za działo i karonada mają tę wspólną cechę, że nie odlatują do tyłu. Poza tym nie potrzeba stać za działem by coś mogło się przydarzyć. W momencie wyrwania czegoś takiego z pokładu to różne rzeczy mogą się dziać. Miała zasięg ok. 100 metrów i służyła przede wszystkim podczas abordażu, chociaż można było wystrzeliwać z niej pociski zapalające. Wymagała wprawnej obsługi. Za mały ładunek mógł nie przynieść rezultatu, za duży wiadomo, a trzeba było jeszcze mniej więcej wycelować. Anglicy bardzo dobrze sobie z nią radzili. Pod Trafalgarem odegrała bardzo poważną rolę. W końcu bitwę rozstrzygnęły abordaże. Jeżeli abordaż stanowił problem to co robiło owych 10 hoplitów na każdej trierze ateńskiej. Oczywiście oprócz pilnowania porządku na statku. Co do ateńskiej taktyki walki na morzu to mam trochę o tym, nawet pod ręką w komputerze. Staranowanie przeciwnika czy połamanie mu wioseł to była już walka po dojściu do niego, już w czasie bitewnego zamieszania.
-
Przepraszam, pomyliło mi się trochę, chodziło o karonadę. Możesz wystukać sobie "carronade" by się czegoś dowiedzieć. Dzisiejsze działo bezodrzutowe to jest rura na wylot, bez denka (z grubsza). Przymocowana do pokładu karonada też odrzutu nie mogła dawać, bo jak dała to artylerzysta razem z nią leciał w powietrze.Po prawdzie to ja z czegoś takiego bym nie strzelał
-
Z tego co wiem to odpalało się armatę przy pomocy zapalonego lontu na końcu kija (to urządzenie miało jakąś specjalną nazwę), by w momencie strzału znajdować się w pewnej (bezpiecznej), odległości od niej. Zdaje się, że wszyscy macie złe wyobrażenie o bitwach morskich. Co do mnie, to morza nie widziałem od jakichś 10 lat i od czasu gdy dowiedziałem się o tsunami to podziwiam tych wszystkich co mieszkają w mniejszej od niego odległości niż 50 km. Z tego jednak co wiem o bitwach morskich to wyglądały one zupełnie inaczej niż wy to opisujecie. Podstawową zasadę bitwy morskiej można objaśnić na przykładzie dużej litery T. Idealną pozycją dla każdego admirała było znalezienie się w pozycji daszka nad T w stosunku do płynącej rzędem eskadry przeciwnika. Stosowano to już w czasie Wojny Peloponeskiej, odsyłam do Tukidydesa. Zajęcie pozycji daszka nad T dawało możliwość zaatakowania pierwszego okrętu przeciwnika w szyku tyloma okrętami ile było miejsca przy atakowanym okręcie, i tak po kolei można było zniszczyć całą flotę przeciwnika. Oczywiście admirałowie dobrze wiedzieli o tej regule i nie pozwalali przeciwnikowi na zajęcie takiej pozycji. Podczas wojny Peloponeskiej ateńskie galery, ze względu na swą konstrukcję i wioślarzy, górowały szybkością nad wszystkimi innymi okrętami wojennymi. Schemat bitwy wyglądał w ten sposób, że na początku obie eskadry płynęły równolegle. Szybsze ateńskie okręty wyprzedzały przeciwników i starały się zając pozycję daszka nad T. Tamta flota by do tego nie dopuścić zmieniała kurs i w końcu jej szyk załamywał się. W wyniku tego okręty zbierały się w koło i stawały się łatwym łupem Ateńczyków. To samo było podczas bitew morskich w epoce żaglowców, tam jednak dochodził czynnik wiatru i manewrowanie było dużo trudniejsze. Wymagało to od załóg niemałych umiejętności. Nelson i jego marynarze byli tak dobrze wyszkoleni, że jego flota mogła pokusić się o przebicie daszka nad T by w ten sposób samym znaleźć się w pozycji tego daszka. W owych czasach, by zabezpieczyć się przed przebiciem daszka nad T, floty płynęły w dwóch równoległych rzędach. Gdy ze względu na złe manewrowanie albo walkę jakiś okręt wypadał z tego rzędu to zastępował go okręt z drugiego rzędu. Pod Trafalgarem okręty francuskie nie miały tak dobrze wyszkolonych załóg jak angielskie i po opłynięciu przylądka Finistere, na skutek zmiany wiatrów, niektóre okręty zaczęły wypadać z rzędu i zastępowały je okręty z drugiego rzędu. Wskutek tego flota zaczęła płynąć w jednym rzędzie. Wykorzystali to Anglicy i zaatakowali Francuzów płynąc rzędem z zamiarem przebicia daszka nad T. Na czele płynął Victory, Nelsona. Zbliżając się do francuskiego szeregu musiał wytrzymać ostrzał dział z burt, chyba trzech okrętów. Oczywiście dostał się pod morderczy ogień. Za tę cenę doszedł jednak do francuskiego Redoutable z którym nawiązał walkę. Nie było w niej mowy o jakimkolwiek manewrowaniu. Oba okręty zdryfowały i w ten sposób otworzyła się luka przez którą wpłynęła eskadra angielska, zajęła pozycję daszka nad T i po kolei abordażowała francuskie okręty. Poza tym nieprawdą jest jakoby ówczesne okręty (te z epoki Trafalgaru) mogły strzelać tylko z burt, prostopadle do kursu. Na pokładach miały zamocowane straszliwe karonady. Były to działa bezodrzutowe, które można było obracać o 360 stopni. Ich bezodrzutowość nie wynikała z jakiejś wymyślnej konstrukcji a z mocowania na pokładzie. Strzelały kartaczami siejącymi podczas abordażu niesłychane spustoszenie na pokładzie przeciwnika. Obsługiwanie ich to również wielka sztuka bowiem w razie umieszczenia w nich zbyt dużego ładunku podczas wystrzału groziło wyrwanie jej z pokładu. Wtedy można było narobić szkody sobie, i to niemałej. Na okrętach umieszczano je od połowy XVIII wieku. Dysponowały nimi również okręty francuskie. Anglicy potrafili je jednak używać po mistrzowsku. Trochę inaczej sprawa wyglądała gdy na morzu spotkały się dwa pojedyncze okręty. Wówczas atakowano pod wiatr. Przede wszystkim dlatego by można było się łatwo wycofać gdyby coś poszło nie tak, ale możliwe że chodziło również o możliwość oddania salwy burtowej.
-
Ty to nazywasz projekcją a ja analogią. Jeżeli nie odróżniasz administracji cesarskiej od senatu to ja nie mam ochoty ci tego wyjaśniać. Dla mnie w I w n.e. podział na administrację cesarską i pewien organ przedstawicielski był już wyraźnie zarysowany. Masz problemy z abstrakcyjnym myśleniem. Można przecież być potakiwaczem a jednocześnie posiadać umiejętności i uzdolnienia. W normalnym, regularnym wojsku, każdy oficer musi być potakiwaczem, co nie znaczy, że każdy jest głupi. Każdy, czy może prawie każdy (tak zresztą można wywnioskować z tego co napisałeś) trybun pochodził z senatorskiego rodu, zatem o każdym można powiedzieć że był senatorskim synem. Ciekawe jak to sobie wyobrażasz. Cesarz wysłał okólnik do legatów by folgowali trochę chłopakom a od czasu do czasu wytoczyli im beczkę dobrego wina? Przecież to nonsens. W ten sposób to można sobie co prawda zjednać armię ale i wprowadzić tam totalne rozprzężenie. Nastrój armii najlepiej mogli podtrzymać płacąc regularnie żołd a z tym mogło być różnie. Natomiast senatorzy, choćby poprzez swoją klientelę i krewnych, posiadali realne wpływy w wojsku. Edycja Przepraszam ale pisałem ten post wczoraj, przed chwilą go wkleiłem i dopiero teraz zauważyłem edycję. W każdym razie nie widzę nic napastliwego w tym co napisałeś. W końcu panuje wolność słowa, a na dodatek wszystkie użyte przez nas określenia są cenzuralne.
-
Zarzucasz mi, że mieszam epoki a ty sam wymieniłeś tu jednym tchem monarchię hellenistyczną, Zgromadzenie Ludowe w Atenach i co tam jeszcze. Pisałem wyraźnie, że Kaligula chciał w Rzymie stosować metody wzięte z Egiptu. Tam nie mógł wprowadzić konia do senatu bo nie było senatu. Co tu ma wspólnego komunizm. Parę dni temu na przykład usłyszałem, że na pograniczu Syrii i Iraku powstało fundamentalistyczne państwo muzułmańskie. Zdaje się że jakiś czas temu w Iraku odbyły się, tak zachwalane na Zachodzie, wolne wybory. Nie słyszałem by ktoś głosował tam za fundamentalistycznym kalifatem, a jednak taki powstał. Tak logicznie interpretując, to uważasz że monopol na umiejętności mieli wyzwoleńcy i ich synowie. Pewnie za bardzo przejąłeś się lekturą Janka Muzykanta. To ty ulegasz projekcji którą mi zarzucałeś i będąc cesarzem wprowadziłbyś pewnie punkty na studia. Zresztą wyżej pisałem, że w swej administracji cesarz potrzebował raczej potakiwaczy. Nie jest to bynajmniej z mojej strony jakiś zarzut bo sam dzięki takim punktom się na owe studia dostałem. Posiadasz sporą wiedzę której jednak nie potrafisz wykorzystać. Ów wymieniony przez Ciebie trybun, to senacki synalek. Nie miał on co prawda doświadczenia wojskowego ale był to z reguły ktoś wykształcony, górujący intelektualnie nad swoimi kolegami-oficerami robiącymi karierę. Dzięki takim jak on senat dobrze wiedział o sytuacji w armii i mógł ją zmieniać organizując na przykład spisek. Już była o tym mowa. Najwyraźniej to uwidaczniało się w III wieku między Kommodusem a Dioklecjanem (przepraszam za pomyłki w poprzednich postach co do wieku), kiedy to wywodzący się z centurionów (czy legatów) cesarz był co parę lat mordowany. A ty uparcie twierdzisz, że senat był niczym wobec cesarza. Po prostu pozostajemy przy własnych zdaniach.
-
Wielkie dzięki. Czytałem tą książkę we wczesnej młodości i zauważyłem w niej tylko wątki przygodowe. Później przejrzałem ją raz jeszcze i doszedłem do wniosku że autor pokazuje tam bardzo ciekawie psychikę angielskich marynarzy, dlatego uważam że można było się na tę książkę powołać. Na pewno nie jest ona wyssana z palca, a autor dobrze znał środowisko które opisuje i nie są to żadne jaja. Zresztą antyczne sztuki greckie też przynoszą nam jakieś informacje o tamtejszej rzeczywistości a wiele z nich opowiada o zdarzeniach ponadczasowych, to znaczy takich które możliwe są i w czasach nam współczesnych. Zdaje się iż trochę się nie rozumiemy. Kaliguli przyszło władać wielokulturowym imperium i metody wzięte z Egiptu chciał stosować w Rzymie. Stąd jego problemy. O ile w Egipcie, czy w ogóle we wschodnich monarchiach, takie metody mogły nie prowadzić do żadnych zaburzeń, to w Rzymie sprawiały kłopoty. Zresztą odwrotne postępowanie też nie byłoby dobrym pomysłem. W końcu dzisiaj coraz bardziej uwidaczniają się skutki stosowania na wschodzie zachodnich metod. Trochę się nie zgadzam. Przecież tego typu ciało jak rzymski senat to nie była administracja cesarska i tam nie byli potrzebni potakiwacze. Jeżeli władca był przeciętnie inteligentny to potrzebował w nim ludzi znaczących, to jest takich którzy mieli znaczenie w jakimś określonym środowisku czy w ekonomice kraju. Z takimi bowiem można się ułożyć i tacy mogą pewne sprawy załatwić. Pewnie że najchętniej by widział ludzi znaczących będących jednocześnie potakiwaczami ale o takich jest trudno, zresztą nawet od nich też nie mógł wymagać pełnej uległości by nie pozbawić ich znaczenia w swoim środowisku. Najwięcej miał pewnie do czynienia z ludźmi mniej lub bardziej niezależnymi. Oczywiście mógł wstawić do senatu możliwie najwięcej potakiwaczy bez znaczenia, co na pewno było głupim pomysłem. W środowisku ludzi obytych z polityką tacy natychmiast zostaną rozgryzieni i określeni jako kapusie. Od razu wkrada się czynnik nieufności w stosunku do takiego cesarza. Zaraz też owym kapusiom zacznie się opowiadać banialuki, zaczyna być wesoło i w końcu władca który się na to zdecydował ma z tego więcej szkody niż pożytku. Skąd my to znamy. Pewnie że opisany wyżej sposób wyłaniania takiego ciała nie jest najlepszy, ale powszechne wybory też nie są doskonałe.
-
Gdyby tak było to by nie było warto zajmować się w ogóle historią, bo po co? Coś mi się majaczy książka Stevensona „Wyspa Skarbów”. Dawno temu ją czytałem ale pamiętam, że jest tam taka scena w której marynarze wykorzystali biblię na podpałkę (czy coś takiego) i gdy sobie to uświadomili to padł na nich blady strach. Tu chodzi o marynarzy, nie żołnierzy. Oba wydarzenia dzieli ponad 1000 lat a mimo to jedno i drugie wynika z tych samych predyspozycji psychicznych. Wiem, że mówię o powieści ale świadczy ona że takie rzeczy były znane i w XIX wieku. Odwołam się choćby do filmu na Discovery o okrętach pływających na jakimś włoskim jeziorze, wybudowanych na rozkaz Kaliguli. Sądzę, że oglądałeś ten film. Jasno z niego wynika że Kaligula czcił egipskich bogów. Zauroczenie, udawane czy rzeczywiste, własną siostrą też przywodzi na myśl królową Egiptu, Kleopatrę i jej brata. Świadomie użyłem określenia poddani. Poddanym bowiem jest nie tylko człowiek z ludu ale i arystokrata, czy senator-arystokrata. (Daruj, że trochę upraszczam strukturę społeczną) I uważam, że senat przy wszystkich swych niedoskonałościach był taką reprezentacją. Feudalizm w dużej mierze ukształtował się dlatego, że chłopi (czyli lud) dobrowolnie oddawali się pod opiekę arystokraty by uniknąć ździerstw dokonywanych przez administrację władcy. Zresztą nawet tak zwanymi ruchami ludowymi przeważnie kierowali przywódcy wywodzący się z arystokracji. Jakoś jak dotąd nigdzie nie znalazłem zadowalającego wytłumaczenia dlaczego tak było. Co więcej ów lud bardzo często był podporą najgorszej tyranii.
-
Tutaj to możemy się już odwołać do własnych, współczesnych nam doświadczeń. Znalazłby się pewnie jakiś władca (czy może raczej prezydent) z naszych czasów wyglądający na idiotę. I jak lud na niego reagował? Co do wojska to byłem świadkiem jak żołnierze szorowali podłogę z terakoty szczoteczką do zębów a potem wodę zbierali sznurówkami i jakoś nikt nie wypominał kapralowi (który kazał im to robić) że jest głupi. Problemem Kaliguli było, że w Rzymie w którym były żywe tradycje republikańskie chciał stosować metody wschodniego despotyzmu. Według mnie to do niczego dobrego nie prowadziło i taka synteza nie udała się. Trzeba było czekać na Dioklecjana by coś z tym zrobił. Ten zapoczątkował wreszcie podział imperium na dwie części i na krótko przywrócił znaczenie władzy cesarskiej. W sumie to przytaczasz pyskówki cesarza z senatorami z których według mnie niewiele wynika. Faktem jest, że cesarz musiał się liczyć z senatem. Dla mnie dowodem na to jest II wiek kiedy to cesarze długo na tronie nie pozostawali. Przyczynę tego widzę w tym, że senat zdominował wówczas rządy w imperium. I znowu zdecydowanie się nie zgadzam. W zachodniej części imperium rzymskiego pozostało sporo z demokracji. Istniał przecież senat rzymski, co więcej każde miasto miało swój senat. Istniała więc dość silna reprezentacja poddanych z którą każdy cesarz, czy może raczej jego administracja, musiały się liczyć. Że stosunki między władzą cesarską a senatem nie układały się najlepiej, to inna sprawa, ale jakoś to szło i w końcu z tego zachodnio-rzymskiego imperium wyszła cywilizacja za której spadkobierców uważamy się i która głośno krzyczy, że jest demokratyczna. Wydaje mi się zresztą, że warto rozpatrywać dzieje Rzymu pod kątem właśnie stosunków cesarza z ową reprezentacją poddanych. Może pomogłoby to rozwiązywać dzisiejsze problemy polityczne.
-
Ja na przykład też nie uważam Kaliguli za szaleńca. Po prostu strugał idiotę, a to nie jest jednoznaczne z tym, że był idiotą. Konia to wprowadził do senatu po to by uniknąć tego co my dzisiaj nazywamy debatą taką czy inną. Po ujrzeniu konia w senacie wszyscy senatorowie musieli uznać że Kaligula zwariował i że z takim nie da się prowadzić żadnych dyskusji, a jemu o to właśnie chodziło bo mu debaty do niczego nie były potrzebne. Co więcej odtąd wszyscy mieli temat do rozmów i o debatach nikt więcej już nie myślał. Zresztą nie był on ani pierwszym ani ostatnim politykiem który strugał idiotę. Pamiętam, że przed nim był choćby Alcybiades. Ten uciął ogon swemu psu i wszyscy zamiast prowadzić różne niewygodne mu debaty rozmawiali o tym, dlaczego Alcybiades uciął swemu psu ogon. U dzisiejszych polityków struganie wariata jest również bardzo rozpowszechnione. Uważam, że do przesady. Czasami mam wrażenie że przez to zbyt uporczywe udawanie stają się takimi naprawdę.
-
Siły specjalne - państw Osi i ZSRR
euklides odpowiedział ArekII → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Lepiej mówić o tajnych służbach. W końcu jednostka specjalna, na przykład saperów-dywersantów niszczących nieprzyjacielowi komunikację, może podlegać dowódcy ogólno wojskowemu (pułku czy dywizji) i działać we własnych mundurach. Trudno ich uważać nawet za przestępców wojennych, w końcu robili swoje. Co innego jest gdy taka jednostka została wysłana przez tajną służbę przeciwnika stosującego chwyty poniżej pasa, nieakceptowane nawet na wojnie. Takich uważa się chyba za przestępców wojennych, bo jeżeli trafią do niewoli to się ich rozstrzeliwuje. P.S. – Doczytałem się, że jednostka Brandenburg w Holandii przejęła jakieś mosty. Mimo wszystko jednak jej dokonania podczas DWS, według mnie, nie były zbyt imponujące. Zresztą w końcu 1944 roku jej żołnierze zostali wysłani po prostu na front. Trudno powiedzieć o dokumentach. Tu chodzi o wydarzenie historyczne o którym sporo by trzeba napisać. W każdym razie co do lądowania aliantów w Afryce Północnej, to Niemcy byli tak zaintoksykowani, że gdy armada amerykańska znalazła się na Atlantyku, byli przekonani że zmierza do Dakaru, a gdy minęła Gibraltar, to złożyli Francuzom zapewnienia, że jeżeli dokona ona desantu w Tunezji, to wermacht przyjdzie im z odsieczą. Rozpatrywanie na tym tle użycia jednostki Brandenburg w Afryce Północnej jest mocno skomplikowane. Nie wiem nic o Walterze Rauff. Z Googli nie wynika by podczas DWS miał coś wspólnego z Afryką Północną. Wiem natomiast, że na Zachodzie przeciwnikiem aliantów na tajnym froncie cały czas była Abwehra. Nawet po lutym 1944 roku. To by wynikało, że kiedy w 1943 roku pułk Brandenburg został przeformowany w dywizję to powiększono go m.in. o te dwa bataliony. Abwehra w ogóle szkoliła żołnierzy do zadań specjalnych złożonych z różnych nacji, Arabów, Kaukazczyków itd. Podlegali jednostce Brandenburg chyba tylko organizacyjnie. Nie było chyba nawet planowane żeby działali w jej składzie. Zresztą zdaje się, że ta jednostka w ogóle nigdy nie działała jako całość. -
Siły specjalne - państw Osi i ZSRR
euklides odpowiedział ArekII → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Zdaje się, że jednostki specjalne niczym efektownym podczas wojny się nie wykazały. Jednostka „Brandenburg” podlegała Abwehrze. W 1939 roku planowano użycie tej jednostki przeciw Holandii. Jej żołnierze mieli być przebrani w mundury holenderskie. Afera z tego wyszła bo w Holandii zauważono kradzież tych mundurów jednak o jakichś akcjach tego pułku w Holandii nic nie słyszałem. W 1940 roku z jej żołnierzy złożona była służba ochrony rumuńskich pól naftowych. Zapobiegli oni wówczas angielskiej próbie unicestwienia zagłębia przez zabetonowanie szybów. O ile wiem był to największy wyczyn tej jednostki podczas DWS. Planowano jej użycie w Maroku dla wsparcia powstania arabów przeciwko aliantom gdyby ci tam wylądowali. Zdaje się jednak, że szefowie Abwehry nie mieli najmniejszej ochoty by ją tam wysłać i Brandenburg w Maroku nie odegrał żadnej roli, chociaż mógł, bowiem Canaris znał datę lądowania tam amerykanów. W 1943 roku ta jednostka była już oceniana bardzo negatywnie. Mający za sobą poparcie Goeringa, prokurator Roeder, nazwał ją, zdaje się słusznie, "bandą dekowników". W styczniu 1944 roku jej dowódca, generał Pfuhlstein, przybył do gabinetu Redera i dał mu za to w zęby. Doszło wówczas w Berlinie do niesłychanego skandalu, było to niejako preludium do wydarzeń z lipca tego roku. Nie wiem co to były za bataliony Roland i Nachtigal, może wchodziły w skład pułku Brandenburg? Co do Eben Emael to o ile dobrze pamiętam to byli to saperzy, uzbrojeni w specjalne miny, tyle że zrzuceni na spadochronach. W sumie było ich chyba 50-ciu a zmusili do poddania się fort którego załoga liczyła kilkaset osób (o ile pamiętam 800). -
Lekarz Ludwika XV, widząc z jaką szybkością zmieniają się panienki u boku króla, ostrzegł go: - Wasza Królewska Mość zbyt często uprawia miłość. król: Przecież sam mówiłeś że jeżeli nie biorę afrodyzjaków to mogę ją uprawiać kiedy tylko zechcę i tak długo jak mi się to będzie podobało. lekarz: Zmiany są gorsze od afrodyzjaków. Ten dialog przytoczył Duc de Castries w książce "La Pompadour"
-
Od karty identyfikacyjnej do karty elektronicznej
euklides odpowiedział bavarsky → temat → Historia ogólnie
No właśnie. Tym bardziej, że w owych czasach analfabetyzm był na porządku dziennym. W ogóle o Templariuszach można nawet dosyć sporo przeczytać. Wiadomo na przykład że byli zręcznymi bankierami, jednak o ich systemie bankowym i sposobach jego działania jest bardzo niewiele. Trzeba mnóstwo tekstu przerzucić by znaleźć na ten temat jakieś skromne zdanie. A przecież ich sieć bankowa pokrywała całą Europę, przynajmniej Zachodnią, i jakoś sobie z tym radzili, a nie mieli przecież komputerów, internetu, PCV itp. Wszystko mieli pewnie w głowie, w starannie prowadzonych księgach, no i musieli się cechować jakąś szczególną uczciwością. Zresztą niektórzy uważają, że do ich upadku w znacznym stopniu przyczyniły się banki włoskie, konkurujące z nimi i zazdroszczące im powodzenia. -
Od karty identyfikacyjnej do karty elektronicznej
euklides odpowiedział bavarsky → temat → Historia ogólnie
Nie lepiej byłoby to wszystko wytłumaczyć na gruncie historii? Zaryzykowałbym twierdzenie, że kartę identyfikacyjna wynaleźli Templariusze. Jeżeli ktoś wybierał się do Ziemi Świętej, to swoje złoto czy srebro oddawał Templariuszom, na przykład w Hamburgu, w zamian otrzymywał właśnie coś takiego co można było nazwać kartą identyfikacyjną z sumą pieniędzy jaką im powierzył. Po przybyciu na miejsce, powiedzmy w Jerozolimie, otrzymywał od innej fili Templariuszy te pieniądze. Był to doskonały środek na ukrócenie piractwa. Piratom nie opłacało się już napadać na statki z pielgrzymami bowiem ci nie mieli ze sobą złota. Jeżeli ktoś w owej przykładowej filii w Jerozolimie pokazał się z taką kartą identyfikacyjną i nie zgadzała się ona z jego tożsamością to się takiego wieszało i po krzyku. Zresztą dzisiaj jest chyba podobnie. Zdaje się, że jeżeli pani w jakiejś kasie poweźmie świadomość, że ktoś płaci nie swoją kartą to powinna ją zatrzymać, tyle tylko, że takiego delikwenta nie wiesza się zaraz. Zważywszy, że w owych czasach około 10% podróży morskich kończyło się katastrofami to Templariusze nie musieli pobierać procentów od swych usług by wyjść na swoje. Jeżeli posiadacz takiej karty utonął to złoto było ich. -
Alani odegrali niewątpliwie pewną rolę w Bizancjum. Zdaje się że przede wszystkim dlatego że wielu z nich służyło jako najemnicy w armii bizantyjskiej. O ich roli może świadczyć znaczenie jakie uzyskała w cesarstwie księżniczka alańska, Maria z Alanii (1050r – 1103r). Była pierwszą nie grecką księżniczką jaka wyszła za bizantyjskiego następcę tronu. W tym przypadku był nim Michał Dukas. Później została cesarzową, jako żona dwóch kolejnych cesarzy. W 1080 roku porozumiała się z Aleksym Komnenem. Adoptowała go i zapewniła mu poparcie trackich pułków gdzie służyło wielu Alanów. Wielu z nich było również na dworze. W zamian za to Aleksy Komnen uznał jej syna za następcę tronu. Obietnicy tej nie dotrzymał i kiedy został cesarzem Maria została odsunięta do klasztoru. Sporo o niej pisze, życzliwie do niej nastawiona, Anna Komnena. Opisywała ją jako kobietę o śnieżnobiałej cerze i błękitnych oczach. Zatem nie wyglądała raczej na Gruzinkę. W 1304 roku Alanowie wzięli udział w wyprawie przeciw Turkom zorganizowanej przez cesarza Andronika. Wraz z nimi w skład armii bizantyjskiej wchodzili Katalończycy i trochę Greków. W kwietniu 1305 roku armia ta zadała Turkom wielką klęskę pod Aulax. Niedługo potem doszło jednak do konfliktu Katalończyków z Alanami inspirowanego przez Andronika, który zaczął obawiać się służących w jego armii najemników, a szczególnie Katalończyków. Kiedy Alanowie podstępnie zamordowali dowódcę Katalończyków, Rogera da Flor, sprawy wymknęły się cesarzowi greckiemu spod kontroli . Doszło do wyniszczającej wojny w której przeciw Katalończykom wystąpili Alanowie. W jej wyniku wiele greckich ziem popadło w ruinę, a szczególnie kwitnące dotąd ziemie na półwyspie Gallipoli. Ta wojna mocno pogłębiła kryzys jaki przeżywało cesarstwo i przyczyniła się do dalszego jego upadku. W 1306 roku alańscy najemnicy opuścili bizantyjską armię. Z chęcią dowiedziałbym się o nich coś jeszcze.
-
To trochę skomplikowane. Kiedy później, to jest po Spisku Cellamare, został ambasadorem w Portugalii a później przy Karolu VII, elektorze Czech, podawał się jako Anne-Theodore de Chavigny. Ale to nie były jego prawdziwe dane i wszyscy o tym wiedzieli. Wiem że naprawdę nazywał się Chevignard, bez partykuły de. Dla tej partykuły, wykorzystując podobieństwo, podszył się pod inne nazwisko, właśnie Anne-Theodore de Chavigny. Jeżeli ktoś zainteresowałby się Spiskiem Cellamare powinien pamiętać że Chevignard i Chevigny to może być jedna i ta sama osoba.
-
Latem 1718 roku do holenderskiego La Haye przybywa pan Chavigny. Jest zrujnowany. We Francji przegrał proces o majątek do którego zresztą jego prawa były mniej niż trefne. Na dodatek został pozbawiony stopnia oficerskiego w elitarnym korpusie żandarmerii i wygnany z ojczyzny. Ukojenia od swych trosk szukał (i znalazł) w ramionach służącej z oberży w której się zatrzymał. Pewnej nocy, którą spędzali razem w jej pokoju, do drzwi rozległo się natarczywe walenie. Moment był bardzo delikatny bowiem kochankowie byli akurat sobą szczególnie zajęci. Wystraszony Chavigny schował się w szafie. W tak dramatycznej sytuacji nic innego, oprócz tego klasycznego zresztą wyjścia, nie przyszło mu do głowy. Z miejsca swego ukrycia usłyszał jak weszła właścicielka oberży, oznajmiła że przybyli dwaj znamienici goście i kazała dziewczynie przygotować osobny pokój gdzie rano mieli jeść śniadanie. Chavigny to zainteresowało. Przekonał swoją kochankę by ukryła go w pokoju w którym ci dwaj mieli się posilać i rozmawiać. Tak się też stało i słyszał wszystko o czym owi przybysze rozmawiali. W ten sposób podsłuchał jeszcze kilka innych rozmów. Zorientował się, że omawiano w nich plany obalenia Regenta, który od śmierci Ludwika XIV rządził Francją w imieniu młodocianego, 8-śmio letniego wówczas, Ludwika XV. Cały ten spisek był knuty przez hiszpańskiego ministra Alberoni i zmierzał do zastąpienia Ludwika XV, Bourbonem z Madrytu. Ze wszystkich tych podsłuchanych rozmów Chavigny złożył raport który wysłał w trzech listach do Paryża. Nie doczekał się żadnej odpowiedzi i wobec tego zdecydował o swym powrocie do Francji. Jakimś sposobem udało mu się uzyskać audiencję u Regenta. Przebiegła bardzo niepomyślnie. Tego dnia Regent był wyjątkowo zblazowany i wysłuchiwał go ze śmiertelnym znużeniem. Nie pozwolił mu nawet dokończyć i wyrzucił go za drzwi. Chavigny postawił się wówczas mówiąc, że gotów jest siedzieć w więzieniu do czasu aż potwierdzi się to co powiedział. To udało mu się uzyskać i Regent kazał go wtrącić do Bastylii. Nie przebywał tam jednak długo bo niecałe 3 tygodnie. W grudniu 1718 roku ujawniony został bowiem spisek, znany w historii pod nazwą „Spisku Cellamare”. Chavigny pospiesznie został wyciągnięty z Bastylii, kazano mu opowiadać co wówczas w oberży podsłuchał i w ogóle wszystko co wie o całej tej sprawie. Spisek został udaremniony. Dokonano potrzebnych aresztowań oraz egzekucji i zamysły hiszpańskiego ministra spaliły na panewce. Wydarzenia te stały się początkiem dyplomatycznej kariery Chavigny. Sporo jednak ryzykował. Gdyby to co opowiadał okazało się banialukami, to z Bastylii nigdy by pewnie nie wyszedł. Co do jego kochanki, owej służącej z oberży, to nic nie wiem o jej dalszych losach. Wątpię jednak by kiedykolwiek dowiedziała się, że uratowała Ludwikowi XV tron.
-
Kształt grotu włóczni a technika walki włócznią
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Z tego co wiem, to taktyka piechoty rzymskiej, która jej dawała zresztą przewagę nad przeciwnikami, wyglądała tak. W zwartym szyku podchodzili do szeregów przeciwnika i z odległości, powiedzmy 20 metrów rzucali pilum. Oczywiście mogło się zdarzyć że ktoś z dostał nim bezpośrednio i był załatwiony, ale celem tego rzutu było trafienie w tarczę przeciwnika. Gdy do tego doszło, to nie można go było wyciągnąć bo wykonane z miękkiego żelaza ostrze wyginało się w drewnie i zakleszczało. W każdym razie nie można było tego dokonać w przeciągu 3-4 sekund potrzebnych Rzymianinowi by doskoczył do przeciwnika i korzystając z unieruchomionej całym pilum (a nie samym ostrzem) tarczy zadał mu cios mieczem ponad tarczą. Gdy doszło do bliskiego zwarcia to według mnie legionista odrzucał pilum i wyciągał miecz. Jest co prawda taki film Attyla (całkiem niezły) w którym pokazana jest jakaś bitwa Rzymian z Hunami w której ci pierwsi, właśnie posługują się pilum w walce bezpośredniej, ale według mnie w tej scenie reżyser nie spisał się najlepiej. -
Kształt grotu włóczni a technika walki włócznią
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Zdaje się, że tak. Możliwe jednak, że tu chodzi o co innego. Wykonanie takiego "bagnetowego" ostrza jest chyba trudniejsze. Wymaga odpowiedniego materiału, a przynajmniej dostępu do niego, i pewnych umiejętności kowala. Z żelaza o małej zawartości stali będzie się wyginało. Gdy natomiast będzie to stal o zbyt dużej zawartości węgla to takie ostrze może być zbyt kruche. Co z tego że łatwo będzie wchodziło i wychodziło z ciała jeżeli w czasie walki się złamie, i co wtedy? Według mnie, a nie jestem w tej dziedzinie znawcą, to należałoby się zastanowić do czego taka włócznia byla przeznaczona. Jeżeli do walki wręcz, to takie ostrze powinno być przede wszystkim solidne, a zatem mniej wysmukłe. Co innego gdy jest przeznaczona do rzutu. Wówczas pęknięcie ostrza jest nawet pożądane bo przeciwnik nie może się już nim posłużyć. W końcu rzymska pilum miała też cienkie ostrze z miękkiego żelaza i po trafieniu w cel, którym była przeważnie tarcza przeciwnika, przeważnie się gięła i praktycznie była już nie do użytku. A tak nawiasem mówiąc to ciekawym byłby skład chemiczny takiego ostrza. -
Ta ustawa z marca 1933 roku była tymczasową. Ja miałem na myśli modyfikację konstytucji weimarskiej a ustawa o tym ukazała się 30 stycznia 1934 roku. Coś tu nie tak. Utworzenie Geheime Staatspolizei, czyli Gestapo, wiąże się z dojściem nazistów do władzy. Gdy 30 stycznia 1933 roku Hitler został kanclerzem, Goering otrzymał stanowisko ministra spraw wewnętrznych Prus i rozpoczął tworzenie tam Gestapo. Odnośna ustawa ukazała się 26 kwietnia 1933 roku i właściwie ten dzień można uznać za datę jego utworzenia, chociaż nie wiem czy od razu się tak nazywało. W 1934 roku, po modyfikacji konstytucji weimarskiej, zlikwidowana została samodzielność Prus i w związku z tym Goering był zmuszony podporządkować Gestapo, Himmlerowi. 10 kwietnia 1934 roku zebrał wszystkich najważniejszych jego szefów i oświadczył, że przekazuje władzę nad nim Himmlerowi. Oficjalne przekazanie nastąpiło trochę później. W ten sposób Gestapo stało się służbą ogólnopaństwową. To wszystko napisałem na podstawie książki Andre Brissaud „Historia Nazistowskich Tajnych Służb”, ale sprawdziłem w Googlach i wszystko się zgadza. 1936 rok nie wiąże się z utworzeniem Gestapo a ze sprawami organizacyjnymi niemieckich służb. M.in. w listopadzie przedstawiciel Abwehry, Canaris, podpisuje kompromisowy protokół o współpracy ze służbami specjalnymi SS które reprezentował Best. W myśl tego porozumienia, pisząc w największym skrócie, Abwerze przypadł kontrwywiad i monopol na wywiad wojskowy. SD zobowiązała się dostarczać jej wszystkie zdobyte w tej dziedzinie informacje, sama miała zajmować się wywiadem politycznym. Gestapo miało zająć się wykonywaniem decyzji sądowych. Rodziło to od razu trudności, choćby dlatego że trudno jest ustalić granicę między wywiadem wojskowym a politycznym. W praktyce obie te służby zawsze zajmowały się obiema dziedzinami.
-
Z tego co wiem, to wiosną 1934 roku zlikwidowano odrębność Prus, przynajmniej jeśli chodzi o służby policyjne i Goering przekazał Gestapo Himmlerowi.. Przepraszam, mógłbyś, Szanowny Użytkowniku, przybliżyć datę 10 lutego. Co się wtedy konkretnie stało?
-
Według mnie podczas Nocy Długich Noży, Gestapo to nie był już inny twór. Jego początki sięgają zimy 1933 roku. 30 stycznia 1933 roku naziści doszli do władzy i utworzyli rząd. Ministrem spraw wewnętrznych został w nim Goering i to wtedy rozpoczął tworzenie Gestapo. Zaczął od Prus. Pomagał mu w tym mąż jego kuzynki, Rudolf Diels. To on zdobył jakieś listy Roehma świadczące o jego homoseksualnych gustach. Pomogło to pewnie później w przygotowaniu owej nocy. 10 kwietnia 1934 roku Goering podporządkował pruskie Gestapo Himmlerowi, a zatem i SS. Od tego czasu można już mówić o tej instytucji tak jak ją się dzisiaj rozumie. Przypominam, że Noc Długich Noży miała miejsce 30 czerwca 1934 roku.
-
Pisałem, że jeszcze na początku 1943 roku Cicero pracował dla siatki Jenke, a od 26 października 1943 roku przeszedł do kierowanej przez Moyzischa siatki SD. Pewnie że takie przeniesienie agenta z jednej siatki do drugiej było złamaniem podstawowych reguł i skończyło się dla Niemców katastrofą. Decyzja o tym przeniesieniu musiała zapaść na bardzo wysokim szczeblu. Prawdopodobnie była wynikiem porozumienia Ribbentropa z Bormannem. W owym czasie SD i Gestapo prowadziły pewną grę wywiadowczą zwaną funkspiel. Jej celem było przekonanie Rosji do zawarcia z Niemcami separatystycznego pokoju. W 1943 roku niemieckie służby przejęły radiostacje bardzo dobrze zorganizowanej radzieckiej siatki szpiegowskiej Czerwona Orkiestra. Nadajniki te pracowały dalej pod kontrolą specjalnie utworzonego komando kierowanego przez gestapowca Pannwitza. Przekazywały info prawdziwe i wartościowe bowiem za cel nadrzędny uznano zawarcie z Rosją separatystycznego układu pokojowego. Oczywiście w czasie wojny prawdziwe i wartościowe info jest to takie za które żołnierze na froncie płacą krwią. Dlatego te informacje musiały mieć akceptację samego Hitlera. Ten zajęty sprawami frontu nie miał czasu się tym zajmować i upoważnił Bormanna by robił to w jego imieniu. Umieszczenie swego człowieka w ambasadzie brytyjskiej w Ankarze dawało niemieckim służbom ogromne możliwości. Informacje dostarczane przez niego o toczących się rozmowach turecko-brytyjskich z pewnością dostarczyłyby potrzebny materiał do prowadzenia funkspiel, czyli przekazywania do Moskwy prawdziwych materiałów ale tak wyselekcjonowanych by przekonać odbiorców do zawarcia separatystycznego pokoju. Informacje Cicero musiały być dla nich cenne przede wszystkim dlatego że w tle rozmów brytyjsko-tureckich musiały być przecież Cieśniny Dardanelskie na które Rosja zawsze była niesłychanie wyczulona. Ponieważ grę tę prowadziło SD i Gestapo to Cicero został przekazany z siatki Jenke do siatki Moyzischa. Takie zlekceważenie podstawowych zasad doprowadziło jednak do katastrofy. Przegroda między obydwiema siatkami przestała być szczelna i w jakiś sposób siatka Jenke nadal otrzymywała info z tego co się dzieje w ambasadzie brytyjskiej. Ambasador von Papen, który uważał że jego rolą jest pilnowanie by Turcja nie zrezygnowała ze swej neutralności, kiedy się dowiedział o prowadzonych rozmowach brytyjsko-tureckich, rozpoczął działania by je udaremnić. Narobił niepotrzebnego szumu i osiągnął to, że Anglicy zorientowali się, iż ktoś ma oko na ich ambasadę no i w praktyce uniemożliwił wykorzystanie Cicero w prowadzonej przez Bormanna funkspiel. Udaremniło to zresztą całą prowadzoną przez niemieckie służby intrygę mającą na celu skłonienie Rosji do zawarcia separatystycznego pokoju. Wszystko skończyło się na drobnym spięciu angielsko-rosyjskim kiedy to 17.I.1944 roku prasa radziecka zamieściła artykuł o prowadzonych przez Ribbentropa rokowaniach z Anglikami (była to zresztą nieprawda). Borman i komando Pannwitza prowadziło co prawda dalej swoje funkspiel ale bez nadziei na osiągnięcie sukcesu. Zresztą chyba w związku z tą sprawą należy szukać wyjaśnienia prawdy o losach Bormanna po 1945 roku. Nie wiem. Wiem natomiast, że Albert Jenke, pierwszy sekretarz ambasady niemieckiej w Ankarze, stał na czele siatki szpiegowskiej działającej na Bliskim Wschodzie, szczególnie w Turcji, Iraku i Egipcie. Dostarczała ona wiadomości między innymi o ruchu statków na Kanale Sueskim. Z innych postów tego forum można wywnioskować że inne ambasady też miały takie siatki. Nie była to Abwehra ani SD, więc co? Że nie miały nazwy, o ile jej rzeczywiście nie miały, to znaczy że nie istniały? Według mnie w „aferze Cicerona” w Turcji, Abwehra odgrywała marginalne znaczenie. To wcale nie jest niemożliwe. W końcu wiadomym jest, że ze względu na szczególne warunki panujące na Kanale La Manche dni w których możliwe jest takie lądowanie nie ma zbyt wielu, może dwa w miesiącu a kilkanaście w roku. Potrzebny tu jest odpowiedni sezon, stan przypływów, pozycja księżyca itp. W każdym razie Cicero dostarczył wiele wiadomości o przygotowywanej operacji Overlord. Możliwe że kiedy kontrwywiad brytyjski dowiedział się o tym co Cicero przekazał Niemcom to włosy im stanęły na głowie. Żadne wykluczające się. Po prostu do informacji że desant nastąpi 6.VI.1944 roku (prawdziwej) dodali, że będzie to tylko pomocnicze uderzenie a zasadnicze nastąpi w rejonie Pas-de-Calais (info fałszywe). Gdzie tu sprzeczność? Kiedy go angielski kontrwywiad zdemaskował Cicero, to ten dostał pewnie propozycję nie do odrzucenia, poszedł z nimi na całkowitą współpracę i uzyskał to co Ty nazywasz trzecim etatem. Ta współpraca musiała być owocna bowiem ze strony Anglików nie spotkały go nigdy później żadne nieprzyjemności. Według mnie to oczywiste. Uczono go angielskiego licząc że uda się go umieścić w brytyjskiej ambasadzie, podobno dość dobrze go rozumiał, a tego na byle jakim kursie chyba się nie nauczył. Francuski znał nie dlatego że to język dyplomatów ale że kiedyś pracował w Marsylii.
-
Przede wszystkim Jenke to nie był jakiś niższy etat. Był pierwszym sekretarzem ambasady, co stawiało go na drugim miejscu po von Papenie, a jego siatka była rozgałęziona na całym Bliskim Wschodzie. Owszem to Moyzisch prowadził Baznę (czyli Cicero) ale od 26.X.1943 roku i to nie on go wstawił do ambasady angielskiej. To było dzieło Jenkego. Zdaje się że dopiero po wojnie wyszło że Jenke wiedział o Baznie wszystko, zresztą inaczej ten nie pracowałby u niego jako lokaj, bo chyba szef rozgałęzionej siatki szpiegowskiej nie pozwoliłby by przebywał u niego w domu jakiś osobnik o którym niewiele wiadomo. Znowuż gdyby Bazna był tylko lokajem państwa Jenke to pan Jenke nie robiłby tajemnicy z prawdziwego życiorysu i nazwiska Bazny. Mimo usilnych starań Jenke nie udzielił ani Moyzischowi ani nawet Kaltenbrunnerowi prawdziwych danych o Baznie. Nie miał pozwolenia na udzielanie tych danych bo był agentem jego siatki i już. Przepraszam szanowny Poldasie ale chyba nieuważnie Przeczytałeś mój powyższy post. Możliwe zresztą również że ja go zbyt lakonicznie napisałem. Z niego wyraźnie wynika że Niemcy otrzymali za sprawą kontrwywiadu angielskiego i za pośrednictwem Cicero, dwa info. Jedno prawdziwe, i to o kapitalnym znaczeniu, drugie fałszywe. To prawdziwe było po to by Niemcy uwierzyli w fałszywe i to się aliantom udało. To wszystko o czym tu piszemy jest w wielkim skrócie, niemniej jednak można powiedzieć że dzięki temu przekonali Niemców że lądowanie w Normandii jest akcją pomocniczą natomiast główne siły wylądują w rejonie Pas-de-Calais. Dlatego w decydujących momentach walk niemieckie dywizje 15 armii biernie oczekiwały na prawym brzegu Sekwany i kto wie czy to nie zadecydowało o powodzeniu w utworzeniu drugiego frontu. Co do tej podjętej 8 maja decyzji to nie dotyczyła ona daty lądowania a datę rozpoczęcia operacji Fortitude która przewidywała lądowanie 6.VI.1944 roku, ale przewidywała też wykorzystanie odpowiednich przedsięwzięć wywiadowczo intoksykacyjnych. O ile dobrze pamiętam to plany tej operacji opierały się na założeniu że bez wykorzystania gier wywiadowczych pomyślne lądowanie we Francji jest niemożliwe. Głównym inicjatorem tego planu był Churchill. Nie wiem. Ja mam informacje, że Cicero otrzymał info że Turcy znoszą się z Anglikami i chcą przystąpić do wojny po ich stronie. Przekazał te info i dzięki temu Niemcy to udaremnili. Zresztą jak może agent, nawet byle jak wyszkolony, informować o tym co kto ma zamiar zrobić . Ma dostarczać informacje o istniejącym stanie rzeczy i już, a innym pozostawić trud nad zastanawianiem się jakie kto ma zamiary. Jeszcze z tego że dobrze rozumiał angielski, a z jego biografii nie wynikało by nauczył się go w sposób naturalny. Zresztą potrafił ten fakt ukrywać a odkryli to dopiero przysłani do ambasady angielscy kontrwywiadowcy i m. in. dlatego wpadł. Przepraszam, mam gdzieś życiorys Bazny ale nie przypominam sobie by tam pisało że miał coś wspólnego z Włochami. Przede wszystkim to najpierw uzyskał to zatrudnienie u sekretarza ambasady brytyjskiej, Buska, a dopiero później u ambasadora Knatchbull-Hugessena. W jego życiorysie można przeczytać, że był kierowcą ciężarówki, taksiarzem, ale nie żeby był mechanikiem, a te zawody trochę się różnią. Groch z kapustą. Może przecież być ktoś taki kto nie werbuje agentów a zdobywa informacje. Zresztą w poście wyżej napisałem, że od agenta służby informacyjnej wymaga się: przede wszystkim żeby donosił co nieprzyjaciel robi, co mówi i co myśli (to ostatnie należy traktować dość dowolnie), a jak się trafi okazja to by przeszukał jakiś kosz z papierami czy włamał się do jakiegoś sejfu. Wystarczy zatem żeby miał oczy by widzieć, uszy by słuchać i nogi by w razie czego uciekać. Oczywiście wymaga się żeby takie przymioty jak zimna krew i śmiałość miał w stopniu większym niż przeciętnie i by umiał trzymać język za zębami. Dobrze jest by był przebiegłym. Jeżeli spełnia wszystkie powyższe warunki, a szczególnie jeżeli potrafi trzymać język za zębami, to można przymknąć oko na pewne braki w jego inteligencji. Od niego żąda się przede wszystkim zalet psychicznych. Nie każdy pracownik tych służb musi być księgowym. A w.w zadania mógł wypełniać 16-to letni chłopak. To jest nieścisłość. Pamiętać trzeba że wielu członków Abwehry notorycznie spiskowało przeciw Hitlerowi. Od czasu do czasu na ślady tych spisków trafiali funkcjonariusze SD i Gestapo. Wyniki ich dochodzeń spełzały przeważnie na niczym bowiem spiskowcy mieli za mocne plecy by im coś zrobić. Tak było przynajmniej do 20.VII.1944 roku. Te spięcia na linii SD i Gestapo z Abwehrą niektórzy uznają za rywalizację ale w zasadzie była to walka polityczna. To że jakaś służba nie ma nazwy to nie jest chyba nic nowego. Wiele służb czy nawet organizacji konspiracyjnych słusznie uznaje że nazwa jest im zbyteczna bo może tylko upewnić przeciwników że są, a to im na pewno nie jest potrzebne. Zresztą pisałem wyżej o opinii, że biały wywiad dostarcza 80% potrzebnych informacji, co zatem dziwnego że taki był?