Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,179
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. O sposobach zachowania tajemnicy

    A według mnie powinna być, zwłaszcza teraz. W końcu ostatnio stosunkowo często słyszy się o naszych współczesnych służbach i to w niezbyt budującym świetle, a historia polskiej konspiracji, tylko szczera, bez żadnej świętoszkowatości, to przecież kopalna wiedzy na ten temat, i to niezastąpionej. Bowiem tylko z tych źródeł można się dowiedzieć o zachowaniach ludzi w prawdziwym stresie, w jakichś ekstremalnych sytuacjach, których w normalnych pokojowych warunkach (odpukać) na lekarstwo Przyznam szczerze, że do tego co napisałem w poprzednim poście w dużym stopniu przyczyniło się to co wiedziałem o wydarzeniu w Warszawie, na Placu Trzech Krzyży 5 czerwca 1943 roku. Przecież gremialne przybycie na ślub kumpla z konspiracji przez innych członków tej konspiracji to już jest coś czego nie można wybaczyć. Przecież to błąd wołający o pomstę do nieba, pogwałcenie wszelkich podstawowych zasad konspiracji. Oczywiście żal mi tych wszystkich chłopaków, co jednak nie umniejsza faktu że to wydarzenie nie daje najlepszej opinii o polskich konspiratorach, amatorszczyzna do kwadratu. Nawet chyba nie warto nim zajmować się historykowi (przepraszam za ten zwrot, nie jestem historykiem). Bo analiza tego wydarzenia nic nie daje. Ten podstawowy błąd popełniony wówczas na placu Trzech Krzyży przesłania wszystko inne. Trochę czytałem o aresztowaniu Roweckiego jednak w żadnym razie nie czuję się na siłach by zabierać w tej sprawie głos. No właśnie chodzi o to, że u nas organizowaniem konspiracji często zajmowali się amatorzy. Może takie jest to nasze historyczne dziedzictwo. W końcu te wszystkie powstania w naszej historii były w dużej mierze dziełem amatorów, musiały być. W każdym razie jeżeli się weźmie do ręki jakąś niepolską książkę o konspiracji to stale natrafia się na rzeczowniki: "przegradzanie", "intoksykacja". Darmo by coś o tym szukać w polskiej książce z tej dziedziny. Przeważają problemy moralne. Na pewno ważne, ale nie jedyne.
  2. O sposobach zachowania tajemnicy

    Francuski historyk podaje skutki jednej wpadki w organizacji konspiracyjnej kpt. Remy, składającej się z amatorów-patriotów. W wyniku zdrady jednego człowieka, wcale nie pierwszoplanowego, aresztowano 60 osób. Bilans: 52 deportacje, 14 zmarłych w obozach, 1 w więzieniu, 2 egzekucje, 2 zaginionych. Organizacja ta działała jednak dalej. Historyk ów podaje również jak to wyglądało w należycie zorganizowanej siatce szpiegowskiej, Czerwonej Orkiestrze. Tam wpadki nawet lokalnych szefów pociągały za sobą nieliczne aresztowania. Żaden odwrócony agent tej siatki nie dokonał takich spustoszeń jakie miały miejsce np. w organizacji kpt. Remy. Ciekawe czy nasi historycy też interesują się takimi wydarzeniami i podają tego typu dane. Chociaż sądząc po opisywanej, choćby na tym forum, martyrologii, to u nas nie wyglądało to chyba najlepiej. Może ktoś zna przykład jakiejś wpadki naszych konspiratorów podczas DWS, jakie pociągnęła skutki i jak z tego wybrnięto. A w ogóle może ktoś wie coś więcej na ten temat.
  3. "Operacja Willi"

    Nie znam angielskiego ale wydaje mi się, że tu jest informacja iż 23 czerwca Windsorowie zatrzymali się w hotelu Ritz w Madrycie. Przecież taką datę napisałem wyżej, nie ma żadnej zagwozdki.
  4. "Operacja Willi"

    Jest pomyłka. Powinno być 25 czerwca 1940 roku. Książę opuścił Antibes w związku z przystąpieniem Włoch do wojny po stronie osi, co jest zrozumiale bowiem miejscowość ta znajduje się niedaleko włoskiej granicy. Włochy rozpoczęły wojnę z Francją 10 czerwca. Więc trzeba przypuszczać, że mniej więcej wtedy ruszył w drogę. Dwa tygodnie później znalazł się w Madrycie. Trochę długo to trwało ale była wojna. Gdzie się zatrzymywał w międzyczasie nie jest mi wiadomo. Nie 8 czerwca a 28 czerwca. Wszystko co napisałem powyżej na ten temat jest właściwie skróconym tłumaczeniem kilkunastu stron książki Andre Brissaud „Agenci Lucyfera” Chodzi oczywiście o brytyjski sąd wojenny. Jakaś logika w tym jest, w końcu Windsor był obywatelem brytyjskim i generałem. Z tym że te wszystkie wiadomości należy traktować z dużą rezerwą. Von Stohrer pisał swe depesze na podstawie informacji udzielanych mu, w tym przypadku, przez de Rivierę. Właściwie pewnym jest że Riviera oddany był interesom brytyjskim nie niemieckim. Do Lizbony nie jeździł po to by coś przemyśliwać w stosunku do księcia, ale by prowadzić jakieś uzgodnienia poprzedzające zawarcie układu trójstronnego, co nastąpiło 24 lipca. Możliwe, że cała ta sprawa z porwaniem księcia została rozdmuchana, a może nawet wymyślona, po to żeby te rozmowy umożliwić i utrzymać je w tajemnicy przed Hitlerem i służbami SS. O tym że Riviera prowadził grę pro angielską świadczy fakt, że natychmiast po kapitulacji Niemiec został ambasadorem Hiszpanii w Londynie. Coś takiego byłoby zdecydowanie niemożliwe gdyby podczas wojny knuł coś przeciwko członkowi rodziny królewskiej. Brissaud sugeruje nawet że był agentem brytyjskiego IS. W ogóle informacje przekazywane w depeszach von Stohrera do Ribbentropa mają wątpliwą wartość jeśli chodzi o prawdę. Stohrer czerpał je od Beigbedera, Sunera i Riviery. Ci zaś mówili mu co chcieli albo wręcz wstawiali banialuki. Taką banialuką mogła być informacja o sądzie wojennym dla księcia.
  5. "Operacja Willi"

    Wydaje mi się, że jesteście trochę niedoinformowani. Trzeba trochę zestawić dotyczące tego informacje i pamiętać że zasadniczym wydarzeniem wokół którego to wszystko się rozgrywało był brytyjsko-hiszpański układ zawarty 24 lipca 1940r. No i trzeba znać sytuację polityczną w czerwcu/lipcu 1940r, oraz parę słów powiedzieć o księciu. Sytuacja polityczna była taka: Po klęsce Francji sztaby niemieckie zaczęły opracowywanie „Planu Felix”. Jego celem było zamknięcie Morza Śródziemnego dla Anglików. Jednym z jego założeń było opanowanie Gibraltaru. Bez Hiszpanii nie można było tego zrobić. Jednak atak na Gibraltar oznaczał dla Hiszpanii wojnę z Anglią. To budziło spore wątpliwości i to nie tylko u Hiszpanów, również wielu Niemców nie bardzo było do tego przekonanych. Krótko mówiąc i w dużym uproszczeniu, sytuacja wyglądała tak: że o ile pomiędzy Hiszpanami było wielu zwolenników wojny, to po stronie Niemców byli też jej przeciwnicy. Do tych drugich należał Canaris, przyjaciel Franco. Caudillo ze swej strony robił wszystko by uniknąć zaangażowania się w wojnę. Głuchy był na hasła typu, że „Gibraltar to plama na honorze Hiszpanii”. Uważał że dla wyniszczonego wojną domową kraju bardziej od Gibraltaru potrzebna jest pomoc gospodarcza. Tej nie mógł spodziewać się od Włoch ani od zaabsorbowanych wojną Niemiec. Mógł natomiast liczyć na USA i Anglię która ze swym Commonwealthem dysponowała jeszcze potężnymi zasobami. Musiał jednak brać pod uwagę reakcję Hitlera. Nad Hiszpanią cały czas wisiała groźba okupacji niemieckiej. Dlatego Franco manifestuje swą sympatię wobec państw osi, zasypując ambasadora Niemiec w Berlinie, von Stohrera różnymi przyjacielskimi zwierzeniami i zapewnieniami, prawdziwymi lub fałszywymi. Sam Hitler, mimo sukcesów wojskowych, też ma swoje troski. Jego, jak wszystkich zresztą Niemców, trapiło widmo wojny na dwa fronty. Dlatego usilnie dążył do pokoju z Anglią. Zresztą nie tylko on. Dążyły do tego również ugrupowania zapomnianego konspiratora, Ostera, których ostoją była Abwehra z Canarisem. Oczywiście Anglicy, którzy dobrze znali sytuację wygrywali zapewne te podziały. Hitler całą winą za fiasko prób pokojowych obarczał, jak ją nazywał, wyrosłą z parlamentaryzmu klikę Churchila. Co do księcia Windsor to był to ex-król Anglii, Edward VIII, który abdykował w 1936 roku, znany ze swych germanofilskich przekonań. Przy czym nie o same przekonania tu chodziło. Było coś bardziej konkretnego. Podczas remilitaryzacji Nadrenii to jego zabiegom przypisuje się, że nie doszło do konfliktu zbrojnego. W zasadzie niewiadomo na ile do tej abdykacji przyczyniła się jego germanofilskość a na ile miłość do dwukrotnie już rozwiedzionej pani Simpson. W 1937 roku odbył ze swą żoną podróż do Niemiec. Spotkał się tam z serdecznym przyjęciem, był gościem Hitlera. Od czasu swej abdykacji mieszkał w Antibes we Francji. Odmawiał przeniesienia się do Anglii, nawet po wybuchu wojny by zademonstrować jedność rodziny królewskiej, a to nie było bez znaczenia. Założył mundur generała-majora i został oficjalnym łącznikiem między francuską Kwaterą Główną a brytyjskim korpusem ekspedycyjnym. 10 czerwca 1940r, na skutek klęsk francuskich na froncie, a przede wszystkim na wieść o przystąpieniu Włoch do wojny, państwo Windsor decydują się na opuszczenie Francji i opuszczają Antibes. Właściwie cała ta sprawa zaczyna się 23.VI.1940 roku, kiedy to Windsorowie przybywają do Madrytu. Von Stohrer (amb. niem) natychmiast powiadamia o tym Berlin. W swej depeszy przytoczył również rozmowę jaką miał z hiszpańskim min. spr. zagr, Juanem Beigbeder. Obydwaj uznali, że byłoby w interesie obu krajów zatrzymanie diuka w Hiszpanii i nawiązanie z nim kontaktów. Prosił o instrukcje. Ribbentrop natychmiast przekazał to Hitlerowi. Ten odpowiedział że potrzebuje czasu do namysłu. Po kilku godzinach wezwał go do siebie i zapoznał z wymyślonym przez siebie planem. Wygląda na to, że Hiszpanie prowadzili pewną grę. Chcieli przecież nawiązania bliższych stosunków z Anglią a bali się Hitlera. Wiedzieli jednak że dążeniem Hitlera jest również zawarcie pokoju z Anglią. Gdyby Hitler zaczął prowadzić tego typu układy za pośrednictwem Windsora, to Hiszpanie mogliby się do nich podłączyć, sami upiec swoją pieczeń i zawrzeć przymierze z Anglią. Dzisiaj zresztą prawie pewnym jest, że Beigbeder działał w porozumieniu z Anglikami. 24 czerwca 1940r, zgodnie z życzeniami Hitlera Ribbentrop przekazuje instrukcje von Stohrerowi. Mówiły że dobrze byłoby przetrzymać Windsorów ze dwa tygodnie w Hiszpanii pod warunkiem że nikt nie mógł podejrzewać iż taka inspiracja wyszła ze strony Niemiec. 15 czerwca 1940r Von Stohrer (amb.niem) odpowiada że rozmawiał o tym z Beigbederem (hiszp. min. spr. zagr.) i ten mu przyrzekł, że zrobi co w jego mocy by na jakiś czas zatrzymać Windsorów w Madrycie. 28 czerwca 1940r – Beigbeder spotyka się z księciem Windsoru w hotelu Ritz w Madrycie. Następnego dnia von Stohrer stara się dowiedzieć jakichś szczegółów jej dotyczących. 2 lipca 1940r von Stohrer wysłał do Berlina ściśle tajną depeszę w której przytoczył słowa Windsora w rozmowie z Beigbederem. Powiedział on, że nie powróci do Anglii dopóki jego żona nie zostanie uznana za członka rodziny królewskiej a on sam nie otrzyma stanowiska godnego jego rangi. Dopóki te warunki nie zostaną spełnione to będzie mieszkał w Hiszpanii w zamku który przyrzekł mu rząd hiszpański. Powiedział również, że jest przeciwko Churchillowi i wojnie. Informacje von Stohrera okazały się jednak nie do końca prawdziwe gdyż tego samego dnia państwo Windsor opuścili Hiszpanię i przybyli do Lizbony. Po przybyciu tam nie zatrzymali się jednak w ambasadzie brytyjskiej ale u zaprzyjaźnionego z księciem bankiera Ricardo da Silva. 11.VII.1940r von Hueue, ambasador niemiecki w Lizbonie, informuje Ribbentropa że Windsor został mianowany gubernatorem Bahamów ale zamierza możliwie najdłużej opóźniać wyjazd w nadziei że sprawy ułożą się po jego myśli. Cały czas powtarza, że gdyby pozostał na tronie to wojny by nie było i że nadal jest zdecydowanym zwolennikiem pokojowego porozumienia z Niemcami. Poza tym sądzi, że bezlitosne bombardowania mogłyby doprowadzić Anglię do uległości. Po otrzymaniu tych info Ribbentrop uznał, że należy działać. Wysyła ściśle tajną depeszę do Madrytu, do von Stohrera. Chce by dyskretnie przeszkodzono księciu w udaniu się na Bahamy i żeby został sprowadzony do Hiszpanii. Najlepiej za sprawą hiszpańskich przyjaciół księcia oraz by poinformował księcia, że Niemcy chcą żyć w pokoju z ludem Anglii, czemu sprzeciwia się klika Churchila i byłoby dobrze gdyby książę rozpoczął negocjacje w innym duchu. Że Niemcy są zdecydowane wszelkimi sposobami zmusić Anglię do pokoju. W tym celu gotowi są poprzeć wszystkie życzenia księcia, przede wszystkim przywrócenia tronu jemu i księżnej. Są również gotowi udzielić mu natychmiastowej pomocy finansowej, by mógł prowadzić tryb życia jaki przystoi królowi. 12.VII.1940r von Stohrer przekazuje to min.spr.wew. Hiszpanii, Serano Suner, szwagrowi Franco. Prosił by zwrócił się do szefa państwa o poparcie dla tej sprawy. Po kilku godzinach Suner przedłożył von Stohrerowi plan: wyśle się do Lizbony de Rivierę, przywódcę madryckiej falangi i przyjaciela księcia. Ten zaprosi księcia na polowanie w Hiszpanii. Da to okazję do rozmów podczas których Suner ostrzeże księcia, że brytyjskie tajne służby nastają na jego życie po czym zaproponuje gościnność na ziemi hiszpańskiej i pomoc finansową. Von Stohrer dodał jeszcze że: „Są w zanadrzu i inne sposoby by udaremnić wyjazd księcia. W każdym razie my i tak pozostaniemy w cieniu”. 13.VII.1940r Hitler niecierpliwi się, dla niego sprawy idą zbyt wolno. Na jego żądanie Ribbentrop wzywa szefa kontrwywiadu SS, Schellenberga. Nakazuje mu udać się do Lizbony by wszelkimi sposobami przyspieszył decyzję księcia o udaniu się, najlepiej do Szwajcarii, albo do innego kraju będącego pod niemieckimi wpływami. Miał mu oferować na początek 50 mln. franków szwajcarskich i przekazać je na polowaniu w Hiszpanii. Schellenberg miał być przygotowany nawet na użycie siły. Tego samego dnia do przebywającego w Lizbonie diuka przybył de Riviera. Tam dowiedział się że Churchill mianował księcia gubernatorem Bahamów i kategorycznie kazał mu się natychmiast tam udać, po presją oddania pod sąd wojenny. Von Stohrer przekazuje to do Berlina, Riviera wraca do Lizbony. Po jego powrocie, w depeszy do Berlina von Stohrer przekazuje, że książę odciął się od polityki Anglii i oznajmił o swym pragnieniu zamieszkania w Hiszpanii. 24.VII.1940r Franco podpisuje trójporozumienie z Wielką Brytanią i Portugalią które pozwalało na wymianę handlową w obrębie funta szterlinga. Miało ono kapitalne znaczenie dla Hiszpanii. Co więcej Franco pozwala Anglikom na otwarcie w Madrycie instytutu i powiększenie w Hiszpanii liczby angielskich dyplomatów. Odwołał generała Lopeza Pinto który za bardzo obnosił się ze swą sympatią do Niemiec. 25.VII.1940r von Stohrer przysłał Ribbentropowi następną depeszę, kolejne szczegóły rozmowy diuka z de Rivierą jakie ten mu przekazał. Książę wyraził pewne zdziwienie że wymaga się od niego by odgrywał ważną rolę w angielskiej polityce i powrócił na tron, kiedy w myśl konstytucji angielskiej po abdykacji jest to niemożliwe. Do księcia wysłano emisariusza w związku z jego planem ucieczki do Hiszpanii. Schellenberg miał pomóc w wykonaniu tego planu, nawet wywierając dyskretną presję psychologiczną na księcia. Stąd wzięło się rzucanie kamieniami w okna Windsorów, rozpuszczanie pogłosek że IS czyha na życie księcia itp. Kiedy w Berllinie dowiedziano się o układzie hiszpańsko-brytyjskim zawartym 24 lipca zapanowała tam konsternacja. 30.VII.1940r von Stohrer depeszuje do Berlina, że do Lizbony przybył wysoki funkcjonariusz brytyjskiego rządu i przyjaciel Windsora, Moncton i że książę zdecydował się opuścić Portugalię 1 sierpnia. Tego samego dnia Schellenberg otrzymuje rozkaz natychmiastowego porwania księcia. Z pewnością było to obliczone na rozdmuchanie konfliktu angielsko-hiszpańskiego który mógł doprowadzić do wojny między tymi dwoma krajami, na czym Hitlerowi zależało. Odium tego porwania spadłoby na Hiszpanię, Niemcy przecież działali w cieniu. 31.VII.1940r Ribbentrop wysyła do swego ambasadora w Portugalii, von Hueppe depeszę, by ją natychmiast przekazał księciu, że „Wielka Brytania chce pokoju z ludem Niemiec ale na przeszkodzie temu stoi klika Churchilla. W związku z tym Niemcy są zdecydowane by wszelkimi środkami zmusić Anglię do pokoju i dobrze byłoby gdyby książę zaangażował się w rokowania. W takim wypadku książę i księżna Windsor zyskaliby pełne poparcie Niemiec”. 1.VIII.1940r Windsor odczytuje powyższą depeszę, która „wywarła na nim głębokie wrażenie”, jak powiedział. Nie zrezygnował jednak z wyjazdu tego dnia na Bahamy. Zapewnił natomiast, że jeżeli Anglia i Niemcy zwrócą się do niego to gotów jest poświęcić wszystko, bez żadnych osobistych ambicji. Tego też dnia von Huene z Schellenbergiem obserwują z ambasady niemieckiej przez lornetkę jak Windsorowie opuszczają lizboński port na parowcu Excalibur. Schellenberg wrócił do Berlina. Uboczną korzyścią z tej całej sprawy było to, że Hitler opóźnił naloty na Anglię. Dyrektywę o rozpoczęciu operacji lotniczych przeciwko Anglii podpisał dopiero 2.VIII. Naloty zaś rozpoczęły się 5.VIII. A mogły się zacząć w 1-szej połowie lipca. Widać wyraźnie, że niemieckie służby i dyplomacja zostały tu wyraźnie ograne. Przyczynił się jednak do tego Canaris. Przebywał w Hiszpanii do 19 do 27 lipca. Dzięki niemu, Franco, z którym był zresztą w przyjacielskich stosunkach, wiedział dobrze co ma robić by za bardzo nie rozwścieczyć Hitlera i nie ściągnąć na kraj niemieckiej okupacji. Canaris miał spore możliwości wpływania na wydarzenia. Hiszpania nafaszerowana była agentami Abwehry on zaś był w zażyłych stosunkach z szefem hiszpańskich służb wywiadowczych, Martinezem Campos. Von Huene był antynazistą i można przypuszczać, że szeroko informował Canarisa. Bankier Ricardo da Silva był przyjacielem von Huene i przede wszystkim przyjacielem, jeżeli nie agentem, Canarisa. Zresztą rola jaką w tej całej sprawie odegrał Canaris jest mocno dziwna. Mnie na przykład trudno jest zrozumieć co nim powodowało. Mimo wszystko nasuwa się tu pewna refleksja. Otóż książę Windsoru, wysadzony z tronu przez klikę wyłonioną z parlamentu (używając określenia Hitlera), był jednak lojalny wobec „kliki parlamentarnej” Churchilla (co prawda trochę innej). Nie można tego powiedzieć o Canarisie. Jego lojalność wobec dyktatora Niemiec, którego nazywał main Fuhrer i który był jego przełożonym była fatalna. Można powiedzieć nawet więcej: kantował swego przełożonego haniebnie. A przecież był niekwestionowanym podwładnym Hitlera, szefem potężnej organizacji wywiadowczej.
  6. Senatus Populusque Romanus

    No nie. Mariusz był zawziętym popularem. Dla niego senat był wcieleniem zła, że przypomnę rzeź jaką urządził w 87r p.n.e. Sulla jednak senat tolerował, zmienił go tylko stosownie do nowych okoliczności. No jeżeli ty widzisz jakieś analogie Malinowskiego z Marksizmem, to mnie to osłabia, a przede wszystkim zaskakuje. Mnie on jakoś nigdy nie kojarzył się z polityką. Nie mam nawet ochoty dochodzić z jaką opcją polityczną sympatyzował, gdyby zresztą sympatyzował. Mieszać politykę do wszystkiego to paranoja. Poza tym zawsze uważałem, że historia daje szansę przyjrzenia się niektórym sprawom z boku, bezstronnie. Znowu mieszasz komicja z senatem. Świadomie pominąłem w poprzednim poście komicja, bo to osobna sprawa i nie można jej zamknąć w paru zdaniach. Można mówić a mówić. (Czy raczej pisać a pisać) Jednak w każdej historii ekonomicznej świata można przeczytać że w II – Iw. p.n.e., w wyniku rzymskich podbojów państw hellenistycznych, złoto ze Wschodu przemieściło się na Zachód. Doprowadziło to w republice rzymskiej do wielu zaburzeń społecznych. A przecież największych podbojów na wschodzie dokonał Sulla. O ile mnie pamięć nie myli to powiększył senat z 300 do 600 członków. Wielu z nich wprowadził do niego według swojego widzimisię. To znowu temat na długą dyskusję. Pokrótce powiem, że mnie nigdy nie przekonywały twierdzenia że Katylina był aferzystą. Tego typu określeń chętnie używało się (i używa) w walce politycznej. Zważywszy że pisano o nim dopiero po jego przegranej, to trzeba skierowane przeciw niemu oskarżenia brać ostrożnie.
  7. Senatus Populusque Romanus

    Dla mnie Sulla to była wyraźna zapowiedź, choćby Juliusza Cezara. Historia nie jest nauką ścisłą a Ty wprowadzasz jakieś matematyczne limesy. Nie mówię, że owa forma SPR widniała na obiektach publicznych, ale z pewnością tkwiła w mentalności. Skoro tak uważasz, to pewnie Liwiusz jest istotnie jedynym takim źródłem. Nie znaczy to jednak, że nic więcej o początkach senatu nie wiemy. Z pewnością tu i ówdzie można znaleźć jakieś nawiązanie do tego tematu. Pozostaje jednak socjologia. Możemy wziąć sobie na przykład Malinowskiego i poczytać o ludach które były na podobnym poziomie co Rzymianie czy Grecy przed naszą erą. Nie chce mi się do tego wracać, bo sprawa jest dosyć skomplikowana, a ja nie mam teraz na to czasu. Coś jednak mi z tych lektur zostało. Przede wszystkim to że u ludów na wczesnym poziomie rozwoju, ludność żyła podzielona na rody. Każdy ród zamieszkiwał pewne swoje terytorium. Na czele każdego rodu stał jego naczelnik. Kilka takich rodów tworzyło plemię, kilka plemion jakiś większy organizm państwowy. W ten sposób był zapewne zorganizowany Rzym u swych początków, to jest po porwaniu Sabinek. Na podstawie Malinowskiego wiadomo również, że tego typu ludy często były zorganizowane na sposób matriarchalny. Ślad tego jest również u Liwiusza, kiedy pisze że rody przyjmowały nazwę od tych Sabinek. Przed ich porwaniem Rzym był raczej gromadą o nie najlepszej sławie, ale miał swego przywódcę. Po porwaniu ten przywódca pewnie pozostał i kiedy to państwo zostało przeorganizowane inaczej niż na sposób zbójecki to wykształcił się w nim ustrój rodowy, ale funkcja tego przywódcy pozostała i z czasem stał się królem. Liwiusz pisze że, by rządzić, powołał do pomocy radę, czyli senat. I znowu idąc za Malinowskim można się domyślać (przynajmniej ja się tak domyślam) że ta rada-senatorzy to byli naczelnicy rodów. Z owej funkcji w radzie królewskiej pewnie miało się jakieś korzyści. Z czasem stała się pewnym dobrem, które zaczęto przekazywać w spadku. I w ten właśnie sposób, z owych naczelników rodu, wykształciła się rzymska arystokracja. Oczywiście to co napisałem wyżej jest ogromnym uproszczeniem. By to przeanalizować należycie trzeba by uwzględnić ich życie gospodarcze (uprawa ziemi, hodowla zwierząt…), obyczaje, religię, istniejące zapewne niewolnictwo itp., skomplikowaną sprawę do jakiego rodu należy potomstwo, która komplikuje się jeszcze bardziej kiedy w grę wchodzi matriarchat i zwyczaje spadkowe. A to wszystko jest raczej tematem na jakąś książkę. Ja, co prawda, do tej pory takiej nie znalazłem. W każdym razie wydaje się, że przez jakiś czas taki schemat działał i senat był naprawdę reprezentantem ludu. Znaczyło to, że gdy król chciał załatwić jakąś sprawę to po prostu wystarczyło mu dogadanie się z senatem. Raczej nie musiał w tym celu zaciągać najemników, ścinać głów, przeprowadzać konfiskat itp. Głupie to w każdym razie nie było. Z biegiem czasu, choćby na skutek działania zwyczajów spadkowych, rody się przemieszały i coraz częściej się zdarzało się, że obywatel mieszkający na jednym końcu państwa miał swego naczelnika rodu na drugim końcu, albo uważał za takiego najbliższego swego miejsca zamieszkania. Stąd się wzięły reformy Serwiusza Tulliusa. Podzielił miasto na 4 tribus, czyli jakby plemiona, w których skład wchodziło z kolei 200 gentes. Według mnie gentes to były rody tak przekształcone by przynależność do rodu pokrywała się z miejscem zamieszkania. Z tym, że dotyczyło to raczej centrum administracyjnego, czyli miasta Rzymu. Poza jego murami ludność pozostała chyba przemieszana. Dalej jednak senatorem był naczelnik rodu, który tę godność uzyskał w spadku i dalej był reprezentantem ludu. Pomijam tu owe komicja by nie komplikować. W każdym razie do mniej więcej I.w p.n.e senat można uznawać za reprezentanta ludu w tym sensie w jakim to napisałem wyżej. Tą swoją pozycję utrzymywał nie bez problemów pojawił się bowiem podział na popularów i optymatów. W Iw p.n.e sprawy skomplikowały się na dobre, kiedy to Sulla w 82 r. p.n.e. przybył z Grecji z żołnierzami dobrze obłowionymi z złoto. Nastąpiło wówczas przewartościowanie pojęć. Powaga senatu została poważnie nadszarpnięta, przecież niejeden z żołnierzy którzy powrócili z Sullą z Grecji miał więcej kasy niż niejeden senator. Wielu senatorom jako rękojmia ich pozycji pozostała tylko tradycja i sława przodków. Według mnie od tej pory nie można już mówić o senacie jako reprezentacji ludu. Sulla jednak dobrze wiedział, że jest to instytucja którą warto zachować, stąd jego reformy które tak zmieniły dotychczasowe jego oblicze, choćby przez wprowadzenie homo novus. To właśnie mniej więcej wtedy (wierzę Ci) pojawiły się litery SPQR „Senat i Lud Rzymski”. Ów lud rzymski zaczął upatrywać swe korzenie w wojskowych jednak komicjach i przestał uważać senat za swego reprezentanta. W 63 r. p.n.e Katylina, pochodzący przecież ze starego senatorskiego rodu, chciał przywrócić senatowi dawne znaczenie. Został pokonany przez homo novus, Cicerona, i zginął. Rzym zdecydowanie wszedł na nową drogę. Co nie znaczy, że senat był bez znaczenia. Według mnie nigdy go nie stracił.
  8. Walka ogniowa na morzach

    Ale historia wojskowości pisana może być w XX wieku i dotyczyć całego świata. Jeżeli taka nazwa jest po polsku to doskonale. Ja ją wziąłem z tekstu francuskiego i nie znalazłem w słowniku. Po co jakieś tłuczki, zostawmy to kucharzom, czy hakownice, zostawmy to naszym łanowym.A poza tym chciałbym wiedzieć jak określony jest ten typ działa po polsku.Bo kiedy napisałem że bezodrzutowe to wzbudziło to wiele emocji, zresztą nie bez racji.
  9. Senatus Populusque Romanus

    No dobrze, to inaczej. Muszę coś dodać. Wypada mi wspomnieć o reformach Serviusa Tulliusa z 483r p.n.e (chyba). M.in ludność Rzymu podzielił on terytorialnie, na 4 tribus. W skład tych 4 tribus wchodziło ok.200 gentes (ród) każdą z tych gentes reprezentował 1 senator. Niektórzy uważają że w ten sposób senat stał się przedstawicielem całego ludu rzymskiego, i mają trochę racji. Dlatego wydaje mi się uzasadnionym nazwać senat senatem ludu rzymskiego, chociaż taka nazwa może nigdzie się nie zachowała. W końcu Liwiusz wspomina, że reformy Serviusa odegrały ogromną rolę w późniejszej historii Rzymu. Żeby nie było nieporozumień. Ja nie uważam senatu za reprezentację ludu ale zdaje mi się, że ten czasami sobie to uzurpował. Przyznam, że nie pamiętam gdzie wyczytałem, że senat wyrósł z podziału terytorialnego Rzymu. No chyba przejście z republiki do cesarstwa nie odbyło sią z dnia na dzień Mnie się wydaje że była. Dotąd był senat, o którym można się było domyślać że reprezentował lud. Formuła SPQR mówiła że istnieją senat i lud obok siebie i są to dwie różne rzeczy, czasami wrogie.
  10. Senatus Populusque Romanus

    Nie znam łaciny ale jak zrozumiałem pierwotnie senat był określany SPR, co znaczyło Senatus Populus Romanus, czyli senat ludu rzymskiego. Chyba po Sulli pojawiła się końcówka que i wyszło Senatus Populusque Romanus w skrócie SPQR. To znowu znaczyło senat i lud rzymski. W sumie dosyć istotne bo dotyczy symboliki Państwa (Cesarstwa) Rzymskiego. No i ta wdzięczna transformacja ideologiczna.
  11. Senatus Populusque Romanus

    Przepraszam ale moja znajomość medycyny jest równa zeru. W każdym razie znam się na niej dużo mniej niż przeciętnie. Przez to nie potrafię odróżnić wariata od schizofrenika. Dla mnie to wszystko jedno. O ile mnie pamięć nie myli to pierwotnie senat określany był jako "Senatus Populusque Romanus", czyli senat ludu rzymskiego. Za cesarstwa zmieniono to na "Senat i Lud Rzymski" (S.P.Q.R) Ten lud rzymski w tym zwrocie miał być utożsamiany z cesarzem.
  12. Buddyzm w III Rzeszy

    To niczego nie przesądza. Od VIIIw do XIw istniał Szlak Wołgi łączący Skandynawię z morzem Kaspijskim i Iranem. Swastyka mogła przywędrować stamtąd. Nawet jeżeli w XXw. została zaczerpnięta z germańskiej kultury to i tak nie obala faktu że może ona mieć pochodzenie azjatyckie.
  13. Obrona Kaliguli

    Przeczytałem ten artykuł. Powszechna ocena Kaliguli mocno mnie dziwi. Przeważnie ma się go za wariata (albo elegancko się go określa jako schizofrenika). Kiedyś się trochę nad nim zastanawiałem i nie wyglądał mi na takiego. W postach wyżej napisałem pokrótce dlaczego. Nie chcę za dużo o tym pisać bowiem musiałbym już powoływać się na jakieś źródła a nie mam tyle czasu by do tego wracać. Nasuwa mi się jednak pewna luźna refleksja. Uważam po prostu, że chodzi tu o pewne ponadczasowe zjawiska. W każdej organizacji, a takim rzeczownikiem można z pewnością określić władzę Rzymu w Iw.n.e, istnieje chyba odwieczny problem: Kto ma rządzić? Czy ten kto jest mądrzejszy, czy też ten kto ma do tego formalne prawo. To pytanie jest ponadczasowe. Aktualne dzisiaj na przykład w brygadzie murarzy, było pewnie aktualne w Rzymie w I.w n.e. Kaligula jako cesarz miał formalne prawo do rządzenia ale, choćby ze względu na młody wiek, odmawiano mu doświadczenia i kompetencji. Pewnie każdy senator uważał się za mądrzejszego od niego, a wielu takimi było naprawdę. Powierzenie władzy najmądrzejszemu (zakładając że takiego dałoby się ustalić) też nic by nie dało bo zaraz znaleźliby się tacy co zanegowaliby jego formalne prawa i anarchia trwałaby dalej. Kaligula nie należał do ludzi którzy by szukali jakichś kompromisów i nie lubił żeby mu ktoś grał na nosie. Według mnie był jednak pod wpływem wschodu, poza tym możliwe że uważał, słusznie zresztą, iż głupie rządy są lepsze niż żadne. To dlatego tak uporczywie starał się narzucać swoją wolę, obrażając senatorów, nadużywając prawa o obrazie majestatu. Lekceważąc ustawy jako coś co było produktem senatu chciał pokazać, że to on stanowi prawa a nie żaden senat. W końcu źle na tym wyszedł bo zginął w wyniku spisku. Nie potrafił jakoś dojść do porozumienia z senatem a wydaje mi się, że jego następcy, Klaudiuszowi, jakoś to się udawało. Może dlatego żył 15 lat dłużej od Kaliguli. Poza tym zauważyłem, że czasami utożsamia się senat z ludem. To gruba przesada. Można w przypadku senatu mówić o reprezentacji ludzi którzy coś w państwie znaczą. I to wszystko. Lud zaś często stawał po stronie cesarza i przeciwko senatorom czynnie występował. I jeszcze jedno. Przyczyny tych wydarzeń niekoniecznie muszą tkwić w młodym wieku i niedoświadczeniu Kaliguli. W końcu ktoś na pewno mu doradzał. On najwyżej mógł niewłaściwie z tych porad korzystać, chociaż nie wydaje mi się. Bardzo możliwe, że za jego plecami kryło się całe stronnictwo o jakiejś ustalonej koncepcji politycznej. W takim przypadku śmierć Kaliguli oznaczała porażkę tego stronnictwa i pewien punkt zwrotny w historii Rzymu. „Buciczek” sugerowałby że chodzi o jakieś stronnictwo wojskowe, a ci zdecydowanie za senatorami nie przepadali. Dyskusja dość znacząco oddaliła się od głównego tematu więc postanowiłem ją wydzielić w nowy temat Senatus Populusque Romanus. - Furiusz
  14. I-16, jaki był w 1941 roku?

    Chyba wypada się z tym wszystkim zgodzić. Nie wystarczy mieć przyzwoity sprzęt, trzeba jeszcze potrafić się nim posługiwać i właściwie go wykorzystać. Przychodzi mi tu na myśl Ju-87 Stuka. Też były wątpliwości czy go produkować. Trudny w pilotażu, powolny, wydawał się być przestarzałym technicznie. Gdyby nie gorący jego zwolennik, Udet, który wiedział co z tym samolotem zrobić, to prawdopodobnie nie wszedł by do produkcji, a przecież stał się jednym z głównych filarów wojny błyskawicznej, przynajmniej do 1943 roku.
  15. Epibatai a taktyka walki na morzu

    Ja po prostu zwróciłem uwagę na co innego. Mały odsetek zatopionych okrętów pod Akcjum świadczył, że te wszystkie urządzenia służące do zatapiania okrętów nie były najskuteczniejsze, również taranowanie ostrogą-taranem. Chyba temu nie zaprzeczysz. Wiem co to były kruki, ale ryzykownym jest twierdzenie że dopiero po ich zastosowaniu abordaż stał się podstawową formą walki na morzu. Zresztą nasza dyskusja coraz bardziej przypomina małżeńską awanturę. Latają talerze, meble idą na pół, a zapomniało się o tym o co poszło. Zdaje się, że zaczęliśmy od tego że ja napisałem iż pod Trafalgarem bitwę rozstrzygał abordaż, tak jak to było w starożytności, i teraz wydaje mi się iż się z tym zgadzasz. Z tą różnicą, że ja uważam iż abordaż decydował już w Wojnie Peloponeskiej a ty że raczej po wynalezieniu kruka.
  16. Epibatai a taktyka walki na morzu

    Pisałem tu o okrętach pod Trafalgarem. Cała ta różnica zdań wynikła stąd, że ja widzę pewne analogie ze starożytnością (tutaj akurat co do działań wojennych na morzu). Zresztą rzuca się w oczy, że w obu przypadkach, to jest pod Akcjum i pod Trafalgarem, 80% pokonanych okrętów to były okręty zdobyte a nie zatopione.
  17. Epibatai a taktyka walki na morzu

    Takiego pojęcia, czyli "ostroga", używa choćby Andrzej Murawski w swej książce "Akcjum". Jednak pod Akcjum na 130 zdobytych przez Oktawiana okrętów, zatopiono tylko kilkanaście. Przynajmniej tak podaje podany przeze mnie wyżej Murawski. To by znaczyło, że decydowała tam jednak walka wręcz na pokładzie. Pod Trafalgarem zdobytych okrętów też było dużo więcej niż zatopionych. A i te które tam zatonęły poszły na dno w wyniku walki na pokładzie (na przykład wybuch prochu).
  18. Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące

    Na pewno warto to zrobić, jednak schematy organizacyjne to nie wszystko. Bezspornym jest fakt, że ambasada niemiecka w Ankarze była ośrodkiem dwóch siatek szpiegowskich. Jedną z nich była siatka kierowana przez Alfreda Jenke. Nie należała ona na pewno do SD, jak to utrzymuje Schellenberg, bowiem ani on ani Moyzisch nie znali tożsamości Cicerona. Nie należała też do Abwehry, ta nawet nigdy tego nie sugerowała. Jenke był szwagrem Ribbentropa. Oboje zaprzeczali jakoby znali tożsamość Cicerona, a musieli znać bowiem ten pracował jako lokaj u państwa Jenke, czyli również u siostry Ribbentropa. Zatem z tego wynika że była to siatka podległa Ribbentropowi. Ktoś musiał przecież ją finansować. Jest bardzo prawdopodobne, że inne ambasady niemieckie też takimi siatkami dysponowały. Jak je zatem zaszufladkować, skoro nie było to ani SD ani Abwehra. Gwoli ścisłości, w trosce o strych Szanownego Poldasa, na podstawie książki Andree Brissaud „Canaris”, sprawy wyglądały tak: 18 lutego 1944r Hitler podpisał dekret który ustanawiał w Niemczech jedyną służbę wywiadowczą. Formalnym jej szefem miał być Himmler, kierować nią miał natomiast szef RSHA, Kaltenbrunner. By wprowadzić ten dekret w życie kilka dni później doszło do spotkania przedstawicieli Wehrmachtu z przedstawicielami SS. Przewodniczył spotkaniu szef centralnego biura Wehrmachtu, generał Winter. Abwehrę reprezentowali admirał Burkner i generał Bentivegni. Wydziały Abwehry: I (szpiegostwo) oraz II (sabotaż i wywrotka polityczna) połączono w Biuro Wojskowe (Amt mil.) i podporządkowano SS, czyli RSHA. Na jego czele stanął dotychczasowy szef wywiadu Abwehry, płk. Hansen. Wydział III (kontrwywiad) przeszedł pod kontrolę Schellenberga. Wydział Centralny Ostera został rozwiązany. Całkowitej kontroli nad Abwehrą SS jednak nie przejęło. Wielu dotychczasowych jej agentów miało bowiem niewidzialne powiązania z dotychczasowymi jej szefami. Wielu zresztą oficerów podało się do dymisji i poszło na front wschodni gdzie wielu z nich zginęło. Na zachodzie Abwehra wręcz uniknęła podporządkowania się SS. Tam używając jako argument bliskie lądowanie Aliantów i wynikającą stąd konieczność bliskiej współpracy z Wehrmachtem, wydział III Abwehry (kontrwywiad), przekształcił się w ruchome grupy podlegające dowódcom armii. I tak płk. Hermann Giskes, ze swej kwatery głównej w brukselskim hotelu, kierował swoim „Commando 307” otrzymując rozkazy tylko od Wehrmachtu i nie miał zamiaru przejść pod rozkazy tercetu: Himmler-Schellenberg-Kaltenbrunner. Co do Canarisa to został pozbawiony stanowiska i internowany w zamku Lauerstain pod nadzorem Gestapo. W czerwcu 1944 roku wypuszczono go i dano mu nowe stanowisko. Aresztowany został dopiero 23 lipca 1944 roku, osobiście przez Schellenberga. Początkowo przebywał w bardzo dobrych warunkach. Stracono go, jak zresztą wiadomo, dopiero w kwietniu 1945 roku.
  19. Epibatai a taktyka walki na morzu

    Niekoniecznie. Nie wiem, czy uderzenie ostrogą od razu posyłało okręt na dno. Według mnie oznaczało ono zakończenie fazy manewrowej bitwy i rozpoczęcie bitewnego zamieszania w którym walczono na szczepionych ostrogą jednostkach. Zresztą nawet gdyby nie dochodziło do abordażu, to walka była rozstrzygana w starciu z bliskiej odległości.
  20. Walka ogniowa na morzach

    Ojej! Powołujecie się na fizykę opisując ją słowami. To mnie przerasta. Co do tej bezodrzutowości to wzięła się ona u mnie stąd, że korzystałem z tekstu francuskiego w którym karonada jest określona jako "piece sans recul" co według słownikowego tłumaczenia oznacza działo bezodrzutowe. Mnie się też wydawało to trochę nie bardzo ale w końcu uznałem za dopuszczalne. Przecież współczesne działo bezodrzutowe i karonada pozostają po strzale na swoim miejscu. W każdym razie ja się przy tym określeniu nie upieram. Poza tym w tym tekście pisało również, że pod Trafalgarem karonady były obrotowe i mocowane do pokładu. Wiem jeszcze, ale to raczej już ze źródeł literackich, że do floty Nelsona wprowadzili ją marynarze, którzy mieli przeszłość korsarską. Były one również na okrętach francuskich, ci, jak się zdaje, nie bardzo umieli z nich korzystać. No i jeszcze jedno. W historii naszej wojskowości chyba niewiele jest o karonadzie. Na dobrą sprawę to nie znam jej polskiej nazwy. Warto byłoby gdzieś znaleźć polską terminologię a jeżeli takiej nie ma to ją wymyślić, przynajmniej prowizorycznie.
  21. Epibatai a taktyka walki na morzu

    Mam trochę na ten temat. Wziąłem to z francuskiego czasopisma Histoire. Niestety nie jestem w stanie podać rocznika ani autora. Ale na upartego to można to wszystko sprawdzić. To co pisał na ten temat Tukidydes to łatwo sprawdzić. Z tym, że pisał on również iż podczas walki wioślarze też brali w niej udział rzucając oszczepami. Pamiętam kiedy narzekał iż niektórzy wioślarze wzięci z lądu nie potrafili porządnie rzucić oszczepem z pozycji siedzącej. Triera – Był to okręt bardzo długi i bardzo wąski. Stosunkowo mało wystawała nad wodę. Początkowo nie miała pokładu. Z przodu, na poziomie linii wodnej posiadała ostrogę z brązu przeznaczoną do dziurawienia okrętów przeciwnika. Posiadała żagiel, który podczas bitwy nie był używany. Sterował nią sternik z pomocnikami przy pomocy dwóch wielkich wioseł z tyłu okrętu. W pełnym składzie posiadała 170 wioślarzy rozmieszczonych w trzech piętrach. Kilku marynarzy obsługiwało żagiel i stery. Zabierała również na pokład 10 hoplitów umieszczonych z przodu okrętu i przeznaczonych do abordażu lub desantu oraz dwóch łuczników. Z przodu statku miał również swoją siedzibę sztab i kilku specjalistów. Przede wszystkim urzędował tam trierarcha, nominalny dowódca okrętu, który niekoniecznie był doświadczonym marynarzem. Towarzyszy mu Pentekotar, czyli dosłownie „dowódca 50-ciu”. Przeważnie jest to młody obywatel, który zajmuje się intendenturą. W odróżnieniu od tych dwóch pozostali oficerowie okrętowi pochodzą z awansu i są doświadczonymi marynarzami. Karierę swą zaczynali zazwyczaj jako wioślarze, później służyli jako sternicy i przy obsłudze żagla, by w końcu otrzymać dalszy awans. Pierwszym z nich jest proreta, marynarz, który służy na dziobie statku (stąd nazwa). Obserwuje on gwiazdy, wiatry, prądy, zapachy i daje kapitanowi odpowiednie wskazówki. Zastępuje on również kapitana, który na przykład zginął, lub nie jest w stanie pełnić swoich obowiązków. Jest on drugim na okręcie, podlega kapitanowi, który odpowiada za stan techniczny statku i kieruje nim. Zdarza się, że kapitan zasiada do steru, szczególnie podczas walki. Inny oficer, którego można by określić jako szefa załogi, nadaje rytm pracy wioślarzom rytmicznym śpiewem. Pomaga mu w tym flecista. Jest również stolarz, który dokonuje drobnych napraw lub kieruje poważniejszymi pracami przy naprawie poważnych uszkodzeń powstałych w walce lub podczas żeglugi. Marynarze mają mało przestrzeni dla siebie. Na morzu śpią na swych ławkach. Wiosła są długie, mają 4,5 metra, ale są lekkie i dobrze wyważone. Triera pełni wyśmienicie swą rolę jako broń uderzeniowa ale marnie trzyma się na wodzie. Na noc przybija do brzegu. Wyciąga się ją na brzeg tyłem, który w tym celu jest uniesiony. Marynarze mogą wówczas spędzić noc w wygodnych warunkach. Flota odpoczywa przeważnie tam, gdzie jest słodka woda. Podstawę pożywienia stanowi chleb, czosnek, cebula i nieco oliwy. Triera nie nadaje się do przewozu żywności. Dyscyplina była surowa. Karano chłostą i przywiązaniem do masztu. Były dwie taktyki walki. Pierwsza, zwana diekplous, polegała na ruszeniu z pełną prędkością bezpośrednio na linię wroga. Po jej minięciu zawracano natychmiast, zanim nieprzyjaciel zdążył się odwrócić i atakowano go ostrogą. Zdarzało się, że podczas mijania się łamano wiosła przeciwnikowi, co pociągało za sobą straty wśród wioślarzy. Druga taktyka, periplous, polegała na tym, że okręty płynęły rzędem i starały się płynąć dookoła okrętów przeciwnika, aż ten nie wytrzymał tempa i zdezorganizował swój szyk. Wówczas atakowano go ostrogą. Wybór taktyki zależał od okoliczności.
  22. II WŚ - ciekawostki

    Też tak słyszałem, z tym że tam nie było zapalnika czasowego. Liczono, że nietoperz po opuszczeniu tej bomby kasetowej od razu zacznie szukać schronienia i wiele z nich znajdzie się na strychu, wówczas taki nietoperz chciał się od tej bombki uwolnić, przegryzał kabelek i powodował jej zapłon.
  23. Walka ogniowa na morzach

    W opisie karonady z którego to wiem była ona scharakteryzowana jako działo bez odrzutu i dlatego określiłem ją jako bezodrzutową, bo nie odlatywała. No jeżeli wiecie do jakiej klasy dział można karonadę zaliczyć to proszę bardzo. W końcu dzisiejsza rura służąca za działo i karonada mają tę wspólną cechę, że nie odlatują do tyłu. Poza tym nie potrzeba stać za działem by coś mogło się przydarzyć. W momencie wyrwania czegoś takiego z pokładu to różne rzeczy mogą się dziać. Miała zasięg ok. 100 metrów i służyła przede wszystkim podczas abordażu, chociaż można było wystrzeliwać z niej pociski zapalające. Wymagała wprawnej obsługi. Za mały ładunek mógł nie przynieść rezultatu, za duży wiadomo, a trzeba było jeszcze mniej więcej wycelować. Anglicy bardzo dobrze sobie z nią radzili. Pod Trafalgarem odegrała bardzo poważną rolę. W końcu bitwę rozstrzygnęły abordaże. Jeżeli abordaż stanowił problem to co robiło owych 10 hoplitów na każdej trierze ateńskiej. Oczywiście oprócz pilnowania porządku na statku. Co do ateńskiej taktyki walki na morzu to mam trochę o tym, nawet pod ręką w komputerze. Staranowanie przeciwnika czy połamanie mu wioseł to była już walka po dojściu do niego, już w czasie bitewnego zamieszania.
  24. Walka ogniowa na morzach

    Przepraszam, pomyliło mi się trochę, chodziło o karonadę. Możesz wystukać sobie "carronade" by się czegoś dowiedzieć. Dzisiejsze działo bezodrzutowe to jest rura na wylot, bez denka (z grubsza). Przymocowana do pokładu karonada też odrzutu nie mogła dawać, bo jak dała to artylerzysta razem z nią leciał w powietrze.Po prawdzie to ja z czegoś takiego bym nie strzelał
  25. Walka ogniowa na morzach

    Z tego co wiem to odpalało się armatę przy pomocy zapalonego lontu na końcu kija (to urządzenie miało jakąś specjalną nazwę), by w momencie strzału znajdować się w pewnej (bezpiecznej), odległości od niej. Zdaje się, że wszyscy macie złe wyobrażenie o bitwach morskich. Co do mnie, to morza nie widziałem od jakichś 10 lat i od czasu gdy dowiedziałem się o tsunami to podziwiam tych wszystkich co mieszkają w mniejszej od niego odległości niż 50 km. Z tego jednak co wiem o bitwach morskich to wyglądały one zupełnie inaczej niż wy to opisujecie. Podstawową zasadę bitwy morskiej można objaśnić na przykładzie dużej litery T. Idealną pozycją dla każdego admirała było znalezienie się w pozycji daszka nad T w stosunku do płynącej rzędem eskadry przeciwnika. Stosowano to już w czasie Wojny Peloponeskiej, odsyłam do Tukidydesa. Zajęcie pozycji daszka nad T dawało możliwość zaatakowania pierwszego okrętu przeciwnika w szyku tyloma okrętami ile było miejsca przy atakowanym okręcie, i tak po kolei można było zniszczyć całą flotę przeciwnika. Oczywiście admirałowie dobrze wiedzieli o tej regule i nie pozwalali przeciwnikowi na zajęcie takiej pozycji. Podczas wojny Peloponeskiej ateńskie galery, ze względu na swą konstrukcję i wioślarzy, górowały szybkością nad wszystkimi innymi okrętami wojennymi. Schemat bitwy wyglądał w ten sposób, że na początku obie eskadry płynęły równolegle. Szybsze ateńskie okręty wyprzedzały przeciwników i starały się zając pozycję daszka nad T. Tamta flota by do tego nie dopuścić zmieniała kurs i w końcu jej szyk załamywał się. W wyniku tego okręty zbierały się w koło i stawały się łatwym łupem Ateńczyków. To samo było podczas bitew morskich w epoce żaglowców, tam jednak dochodził czynnik wiatru i manewrowanie było dużo trudniejsze. Wymagało to od załóg niemałych umiejętności. Nelson i jego marynarze byli tak dobrze wyszkoleni, że jego flota mogła pokusić się o przebicie daszka nad T by w ten sposób samym znaleźć się w pozycji tego daszka. W owych czasach, by zabezpieczyć się przed przebiciem daszka nad T, floty płynęły w dwóch równoległych rzędach. Gdy ze względu na złe manewrowanie albo walkę jakiś okręt wypadał z tego rzędu to zastępował go okręt z drugiego rzędu. Pod Trafalgarem okręty francuskie nie miały tak dobrze wyszkolonych załóg jak angielskie i po opłynięciu przylądka Finistere, na skutek zmiany wiatrów, niektóre okręty zaczęły wypadać z rzędu i zastępowały je okręty z drugiego rzędu. Wskutek tego flota zaczęła płynąć w jednym rzędzie. Wykorzystali to Anglicy i zaatakowali Francuzów płynąc rzędem z zamiarem przebicia daszka nad T. Na czele płynął Victory, Nelsona. Zbliżając się do francuskiego szeregu musiał wytrzymać ostrzał dział z burt, chyba trzech okrętów. Oczywiście dostał się pod morderczy ogień. Za tę cenę doszedł jednak do francuskiego Redoutable z którym nawiązał walkę. Nie było w niej mowy o jakimkolwiek manewrowaniu. Oba okręty zdryfowały i w ten sposób otworzyła się luka przez którą wpłynęła eskadra angielska, zajęła pozycję daszka nad T i po kolei abordażowała francuskie okręty. Poza tym nieprawdą jest jakoby ówczesne okręty (te z epoki Trafalgaru) mogły strzelać tylko z burt, prostopadle do kursu. Na pokładach miały zamocowane straszliwe karonady. Były to działa bezodrzutowe, które można było obracać o 360 stopni. Ich bezodrzutowość nie wynikała z jakiejś wymyślnej konstrukcji a z mocowania na pokładzie. Strzelały kartaczami siejącymi podczas abordażu niesłychane spustoszenie na pokładzie przeciwnika. Obsługiwanie ich to również wielka sztuka bowiem w razie umieszczenia w nich zbyt dużego ładunku podczas wystrzału groziło wyrwanie jej z pokładu. Wtedy można było narobić szkody sobie, i to niemałej. Na okrętach umieszczano je od połowy XVIII wieku. Dysponowały nimi również okręty francuskie. Anglicy potrafili je jednak używać po mistrzowsku. Trochę inaczej sprawa wyglądała gdy na morzu spotkały się dwa pojedyncze okręty. Wówczas atakowano pod wiatr. Przede wszystkim dlatego by można było się łatwo wycofać gdyby coś poszło nie tak, ale możliwe że chodziło również o możliwość oddania salwy burtowej.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.