
euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,183 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
Wiem trochę o zarobkach członków Czerwonej Orkiestry. Co do tajnych agentów, to w ogóle byli tacy w PRL? Z tego co wiem to roiło się od drobnych kapusiów, wprawionych w szpiegowaniu własnego narodu, przeważnie zresztą bogu ducha winnych ludzi. Wracając do Czerwonej Orkiestry to gdzieś to mam. -
Koncepcja P. Urbańczyka co do okresu przed powstaniem monarchii piastowskiej
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Ziemie polskie od wędrówki ludów do panowania Mieszka I (IV w. - ok. 960 r.)
Jednak ustrój rodowy niezaprzeczalnie istniał w Polsce. Polski historyk, Feliks Konieczny, w swych książkach go opisuje. Poza tym w odniesieniu do historii Polski często używa wręcz określenia „rodowcy”. Często podkreśla, że ustrój rodowy w Polsce trwał zadziwiająco długo, a zatem na pewno w czasach gdy istniały opola. Pisze też że ustrój rodowy został unicestwiony dopiero przez feudalizm. Dlatego Europa Zachodnia, która przeszła przez tą fazę rozwojową (feudalizm), różni się od reszty świata, również od Ameryki Północnej. Co do Polski to według niego ta niezupełnie przeszła przez feudalizm (według mnie zresztą słusznie tak uważa), co nas z kolei trochę różni od Europy Zachodniej. Zresztą takie ujęcie historii mi bardzo odpowiada. By uprzedzić pewne ewentualne sugestie podkreślić trzeba że jakiekolwiek łączenie Koniecznego z marksizmem jest totalną bzdurą. Feliks Konieczny pisał swe książki w pierwszej połowie XX wieku a nie w XIX. Co do braku źródłowych dokumentów to historia jest chyba nauką która sobie z tym jakoś radzi, nie jest w każdym razie nauką ścisłą, co nie znaczy że koniecznie musi się wyrodzić w spekulację. No i poza tym wypada autorowi pogratulować znajomości łaciny. -
W Internecie znalazłem książkę Henri de Boulainvilliers „Essais sur La noblesse de France…” a w niej takie zdanie na stronie 21: „Oni [czyli rycerze] nienawidzili tej zdradzieckiej broni za pomocą której byle łajdak może z ukrycia zabić walecznego człowieka i przez dziurę”. To samo zdanie cytował Jacques d’Avout i nawiązuje ono, o ile dobrze pamiętam, do kanonu 29 soboru laterańskiego. O ile wszystkie testy świadczą o wyższości łuku nad kuszą to według mnie pomija się pewną zasadniczą przewagę kuszy. Mianowicie że przy jej pomocy łatwo jest strzelić z ukrycia, wystarczy byle dziura. Broń idealna do dokonania jakiegoś zamachu (zważywszy wąskość średniowiecznych uliczek), niczym dzisiejszy karabin snajperski, a posiadająca jeszcze tę przewagę że bezgłośna. Jeżeli jakiś łyk wystrzelił do wielmożnego poprzez dziurę w murze to zanim się ją zlokalizowało łyka już tam dawno nie było. Tak na logikę to kusza musiała się sprawdzać w walkach miejskich, tych zaś na Zachodzie nie brakowało, szczególnie we Włoszech. Papież też przeważnie był w nie czynnie zaangażowany i niewątpliwie poruszając się po Rzymie pewniej się czuł z przekonaniem że żaden kusznik nie czyha na niego gdzieś na strychu. Toteż nie można mu się dziwić że zabronił jej używania.
-
Treść tego zakazu znalazłem w książce Jacquesa d'Avout "Zabójstwo Stefana Marcela". Nie mam jednak tej książki i pisałem to z pamięci.
-
Czytałem kiedyś treść owego zakazu wydanego przez papieża. Była w nim mowa że zabrania się używania kuszy bo nieszlachcic może przez dziurę wystrzelić i zabić szlachetnie urodzonego (dokładnie nie pamiętam). Czyli nie chodziło tu o jakąś skuteczność tej broni w bitwie na otwartym polu, przecież w średniowiecznych bitwach nie stosowało się jakichś otworów strzelniczych. To może dotyczyć tylko średniowiecznego miasta. Pewnie zdarzały się przypadki że jakiś burżua wyjął kilka cegieł z muru i kuszą potraktował szlachetnie urodzonego bo mu się na przykład dobierał do żony czy córki, albo po prostu nie miał z czego zapłacić płatnerzowi ostatniej raty za zbroję. Przy rozmiarach średniowiecznych uliczek to musiała ona być skuteczna niczym dzisiejszy karabin snajperski. W każdym razie z łuku przez dziurę w murze celnie by nie strzelił. Oswald miał swoich protoplastów. To by również tłumaczyło dlaczego rycerze brutalnie traktowali kuszników. Pod Crecy zdaje się, że ich rozpychali. Poza tym to próbowałem kiedyś zrobić łuk z akacji (nic innego pod ręką miałem) przeciąłem ją po prostu na pół i mi nie wyszło. Nie wiem z jakiej jej części powinno się go robić. W środku akacji zauważyłem okrągły rdzeń, może to z niego powinienem był robić?
-
Z tym brakiem moralności w polityce, a szczególnie z nieprzestrzeganiem jej reguł, to ostrożnie. Przykładem polityka który ich nie przestrzegał był Hitler. Dzięki temu odnosił początkowo sukcesy trwało to jednak krótko, bo prędko się na nim poznano. Jak skończył? I to nie tylko on sam. Innym przykładem może być Napoleon, też nie przejmował się żadnymi regułami i długo trwało jego panowanie? Talleyrand, który na pewno był wielkim politykiem i tych reguł się trzymał, powiedział mu kiedyś (nie pamiętam dokładnie): "można trwonić nie swoje pieniądze, zdradzać żonę, wynosić własną rodzinę itp. to wszystko jeszcze ujdzie ale jeżeli oszukuje się w grze to jest się wykluczonym z dobrego towarzystwa". I zdaje się, że poniewczasie Napoleon przyznał mu rację, to trzeba mu przyznać, bo i tak dość spokojnie zszedł ze sceny historii. W każdym razie nie jak na awanturnika przystało. Oczywiście piszę to naprędce w nawiązaniu do dyskusji dla której się poświęciłem i ją obejrzałem.
-
Karabin DT (Diektiariow–tankowyj modernizirowannyj)
euklides odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Wozy pancerne walczą jednak w jakimś szyku, nieprawdaż? -
Koncepcja P. Urbańczyka co do okresu przed powstaniem monarchii piastowskiej
euklides odpowiedział Furiusz → temat → Ziemie polskie od wędrówki ludów do panowania Mieszka I (IV w. - ok. 960 r.)
W ogóle się nie rozumiemy. Na przykład definicja wzięta z Googli i niżej zamieszczona, czyli: Postrzyżyny – w kulturze dawnych Słowian obrzęd polegający na rytualnym obcięciu włosów dziecku płci męskiej, zazwyczaj kończącemu 7 lat, połączony z nadaniem imienia. Rytuału postrzyżyn dokonywał ojciec lub osoba obca, wchodząca w ten sposób w sztuczne pokrewieństwo z dzieckiem[1]. Od obcięcia włosów syn stawał się pełnoprawnym członkiem rodziny i przechodził spod opieki matki pod kuratelę ojca[2]. Postrzyżyny wpisują się w ogólnoludzkie praktyki symbolicznego przyjęcia młodzieńców do wspólnoty, takie jak obrzezanie, rytualne okaleczenia etc.[3] Zwyczaj postrzyżyn praktykowany jest do dzisiaj, powszechnie jako swoisty symbol poddania się władzy. Postrzyżeni są szeregowi idący do wojska, co jest dokładną kontynuacją rycerskiej tradycji. Do dziś w Kościele prawosławnym postrzygane są osoby wstępujące do zakonu (zob. postrzyżyny mnisze). Mnie się wydaje bezsensowna, i ma charakter bardziej literacki. Zresztą nawet bibliografia do tej definicji nie jest imponująca. W każdym razie nie ma nic wspólnego z innymi licznymi przykładami postrzyżyn z których kilka przytoczyłem. Jeżeli swą niewiedzą czy prostotą uraziłem jakiegoś historyka, to przepraszam i z chęcią wysłucham jakichś logicznych wyjaśnień. Co do znajomości czy nieznajomości biblii (to do Szanownego Furiusza) to nie jest to żaden argument. Misjonarze epoki kolonialnej również zauważali że ludy które na pewno nie znały biblii też obchodziły coś w rodzaju Świąt Wielkanocnych czy Bożego Narodzenia. Odsyłam do Malinowskiego. W końcu wszyscy ludzie to jeden gatunek, mają ze sobą dużo wspólnego i wpadają na te same pomysły nic o sobie wzajemnie nie wiedząc. Poza tym, co do innowierców to religie politeistyczne, a taka pewnie panowała w państwie Popiela, są na ogół tolerancyjne w stosunku do nowego Boga. -
Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące
euklides odpowiedział poldas → temat → Historia ogólnie
Jeśli chodzi o wywiady ich agentów i informatorów, to trudno nie wspomnieć o ich zmaganiach podczas DWS, a zwłaszcza o bodaj najlepszej siatce szpiegowskiej tej wojny, Czerwonej Orkiestrze. Jej działalność mocno zaważyła na jej wyniku. Do jesieni 1942 roku, kiedy to niemiecki kontrwywiad zadał jej potężne ciosy, zapisała na swym koncie ogromne sukcesy. W 1942 roku Canaris ocenił, że jej działalność kosztowała życie 200 tysięcy niemieckich żołnierzy. Do tego dodać trzeba jeszcze mniej wymierzalne skutki udaremnionych planów i przegranych bitew. Możliwe nawet, że działalność Czerwonej Orkiestry udaremniła niemiecki Blitzkrieg w 1941 roku. W drugiej płowie 1942 roku, po zadanych jej ciosach, aresztowaniu i unieszkodliwieniu jej najlepszych agentów, szczególnie z berlińskiej siatki, nie zeszła bynajmniej ze sceny historii. Kiedy bowiem w sierpniu 1942 roku, Niemcy przejęli nadajniki siatki, to bynajmniej ich nie zlikwidowali. Te nadajniki pracowały dalej i nadal przekazywały do Moskwy wartościowe info, tym razem jednak pod kontrolą specjalnie utworzonego komando Gestapo: Komando Czerwona Orkiestra, do którego przydzielono starannie wyselekcjonowanych funkcjonariuszy Gestapo. Kierował nim niemiecki superpolicjant, Karl Giering, który cieszył się niewątpliwie pełnym zaufaniem Hitlera, bo w końcu to on prowadził wszystkie dochodzenia w sprawie zamachów na niego. Po przejęciu nadajników Komando rozpoczęło grę intoksykacyjną, zwaną Wielką Grą albo po niemiecku Funkspiel. Polegała ona na tym, że odtąd to ono zajmowało się dostarczaniem do Moskwy wartościowego info. Oczywiście za takie info płacili niejednokrotnie krwią niemieccy żołnierze na froncie. By ją „żywić” potrzebowało materiałów. To stwarzało ogromne problemy, które stale musiał rozstrzygać Hitler. Aż w końcu, znużony, upoważnił Bormanna by się tym w jego imieniu zajmował. W ten sposób dobrze poinformowane Komando Czerwona Orkiestra przejęło rolę radzieckiej siatki. Gra rozpoczęta przez Komando była jednak czymś nowym. Dotychczas, tym czy innym służbom, zdarzało się wprawdzie prowadzić taką grę ale przeważnie w stosunku do innych służb. Nowatorstwo polegało na tym, że Komado Czerwona Orkiestra miało postawiony tym razem polityczny cel. Była nim dezintegracja sojuszy alianckich poprzez doprowadzenie do separatystycznego pokoju z Rosją. O diabelskiej przewrotności tej gry przekonał się szef Czerwonej Orkiestry, Trepper. Jesienią 1942 roku zorientował się, że Gestapo aresztuje członków jego siatki. Nie zawsze mógł temu przeszkodzić. Drakońskie poprzegradzanie w jego siatce, które bardzo skutecznie utrudniało pracę Gestapo, powodowało że on również miał często związane ręce. Prędko też zorientował się że brukselskie nadajniki są przejęte przez gestapowskie Komando. Miał pewne możliwości kontaktu z Moskwą poprzez nadajniki FPK (Francuska Partia Komunistyczna). Za ich pośrednictwem przesyłał do Moskwy ostrzeżenia że nadajniki Czerwonej Orkiestry są „odwrócone”. Za każdym razem otrzymywał z Moskwy odpowiedź typu: „Zachowaj spokój. Info jakie otrzymujemy jest prawdziwe i wartościowe”. Poza tym wszystko wskazywało na to, że Moskwa uważa iż to jego Niemcy aresztowali i odwrócili. Funkspiel demonstrowało swą piekielną skuteczność. Parę słów należy powiedzieć o samym Trepperze: Był to polski Żyd, urodzony w 1904 roku w Nowym Targu. W latach 30-tych różne koleje losu zagnały go do Moskwy. Skończył tam Akademię Armii Czerwonej gdzie słuchał wykładów o szpiegostwie prowadzonych przez generała Orłowa. Miał pecha bowiem zwrócił na niego uwagę szef GRU (wywiad wojskowy), Jan Bierzin. Kiedy w wyniku rozpoczętych w 1937 roku czystek Bierzin został rozstrzelany to życie powiązanego z nim Treppera zawisło na włosku. Uratowali go przyjaciele, którzy załatwili mu pospieszne wysłanie na placówkę do Francji by tam organizował siatkę szpiegowską. Skórę uratował ale nieufność w stosunku do niego pozostała, tym bardziej że po czystkach kierownictwo w GRU przejęli nowi ludzie, typowi biurokraci, którzy na romantyków rewolucji, a za takiego uważali Treppera, patrzyli w ogóle nieufnie, a ten jeszcze uratował życie uchodząc na placówkę do Francji. Zaufaniem nigdy go nie obdarzyli chociaż wywiązywał się znakomicie ze swej misji i utworzył świetną siatkę szpiegowską. Przy takim nastawieniu, kiedy jesienią 1942 roku do Moskwy trafiały sprzeczne informacje to wiarę miały tam odwrócone przez Komando nadajniki, nie on. Jego zaś dezorientacja rosła i nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. W końcu zaczął podejrzewać, że w moskiewskim Centrum GRU jest niemiecki szpieg i taki zarzut przekazał do Moskwy. Zrobił to za pośrednictwem nadajników FPK, ci zaś przekazywali depesze do przebywającego w Moskwie szefa Kominternu, Dymitrowa. Ten dopiero po rozszyfrowaniu przekazywał depesze do KC KPZR. W ten sposób mający podczas wojny potężną władzę członkowie Politbiura czytali że w Centrali GRU jest szpieg. W sytuacji politycznej jaka panowała w Moskwie był to zarzut poważny i bardzo niebezpieczny. GRU mu to zapamiętało. W listopadzie 1942 roku gestapowskie Komando dopadło Treppera, został aresztowany. Zaczął wówczas swoją Wielką Grę i nie jest to żaden slogan, bowiem to co zrobił zaważyło poważnie na wyniku DWS. Na początku powiedział Niemcom, że idzie na pełną z nimi współpracę i wydał pewnych agentów. Ci zostali aresztowani i żaden z nich nie przeżył. Nie wydał jednak bynajmniej wszystkich ani też nie powiedział wszystkiego. Co więcej, jeden z tych których wydał, Maksymowicz, miał takie powiązania z niemieckimi sztabowcami w Paryżu że rozpoczęte przez Gestapo śledztwo napotykało z tej racji na ogromne trudności. Wiele zresztą wskazuje na to, że radziecka siatka nie przestała istnieć. Oficer Abwehry, który zajmował się ściganiem Czerwonej Orkiestry powiedział po wojnie tak: Rosjanie organizowali w określonym miejscu trzy siatki: siatkę aktywną, rezerwową i śpiącą. Gdy siatka aktywna została wykryta to kładli na niej krzyżyk i wówczas do akcji natychmiast wchodziła siatka rezerwowa ze swym szefem, sztabem, radiem, agentami łączności. Siatka „uśpiona” stawała się rezerwową. Oficer ten pominął jednak pewien fakt. To co przytoczył może się odnosić do kadry. Nie może być źródeł rezerwowych i śpiących. Przecież nie można zdublować wartościowego agenta działającego np. w jakimś sztabie? Swoją grę Trepper jednak prowadził i niedługo po aresztowaniu dokonał niezwykłego czynu, przynajmniej jeżeli chodzi o jego skutki. Mimo czujnego nadzoru udało mu się potajemnie napisać raport z zamiarem wysłania go do Moskwy. Na wszelki wypadek zredagował go w trzech językach: polskim, jiddisz i hebrajskim. W razie gdyby go przy nim znaleźli to dawało mu to dodatkowo ewentualnie jakieś 10 godzin czasu potrzebnego na zebranie tłumaczy. Opisał w nim wszystko: okoliczności jego zatrzymania, nazwiska agentów aresztowanych i spalonych a przede wszystkim ostrzeżenie o prowadzonej przez Niemców Wielkiej Grze (Funkspiel) W lutym 1943 roku wysłał ten raport do Moskwy. Był to wyczyn, bowiem dokonał tego spomiędzy Komanda Gestapo, które składało się ze specjalnie wyselekcjonowanych ludzi. W Centrali GRU przyjęto ten raport bardzo nieufnie. Rosjanie potrzebowali trzech miesięcy by dojść do wniosku że coś jest na rzeczy. W maju 1943r ton depesz jakie przychodziły z Moskwy zaniepokoił Niemców. By odzyskać tracone zaufanie dostarczyli niektóre plany Operacji Cytadela (ofensywa pod Kurskiem). Nie do końca im to pomogło. W czerwcu 1943 roku agent radzieckiej siatki działającej w Szwajcarii, Aleksander Foot, otrzymał polecenie by 18 czerwca 1943 roku udał się na spotkanie z agentem siatki działającej we Francji i przekazał mu pieniądze. W depeszy było jasno i wyraźnie zaznaczone że nie wolno im ze sobą rozmawiać. Do spotkania w wyznaczonym dniu doszło. Przybyły z Francji agent okazał się gadatliwy. Poza tym popełnił jeszcze kilka innych dziwnych gaf. Foot przekazał to wszystko do Moskwy. Przyszła odpowiedź: „Zerwać kontakty, to agent Gestapo”. Datę 18 czerwca 1943 roku przyjmuje się na ogół jako tą po której Rosjanie zorientowali się że Niemcy prowadzą Funkspiel. Uprzedzeni przez Treppera, Rosjanie nie ulegli niemieckiej Wielkiej Grze. Niemcom nie udało się zerwać alianckich sojuszy, a przecież tyle zainwestowali. W końcu zdradzenie pewnych planów operacji „Cytadela”, chociaż nie zadecydowało o wyniku bitwy pod Kurskiem, to z pewnością kosztowało wiele krwi niemieckich żołnierzy. Bardzo prawdopodobne, że po aferze z Cicero również Anglicy zorientowali się co do niemieckiej Wielkiej Gry. We wrześniu 1943 roku Trepper uciekł swym prześladowcom. Nie był pilnie strzeżony. Niemcy uważali, że jest tak skompromitowany u swoich, że będzie ich unikał jak ognia. Ukrywał się do końca okupacji. W styczniu 1945 roku samolotem radzieckiej misji wojskowej odleciał z Paryża do Moskwy. Nie był tam mile przyjęty. Podobno zaraz po przybyciu tam przyjął go szef GRU i zapytał: „Jak pan widzi swoją przyszłość w Centrum GRU” Trepper odpowiedział: „Najpierw chciałbym się rozliczyć z przeszłością. Dlaczego mi nie wierzyliście?” Tą odpowiedzią bardzo sobie zaszkodził. Mimo wygranej wojny sytuacja polityczna w Moskwie była ciągle bardzo niepewna. Wielu czekało na potknięcia GRU a pozwolenie Trepperowi na mówienie oznaczało przyznanie: że Trepper ostrzegał przed napaścią Niemiec, że Centrum GRU przez ponad pół roku pozwalało się Niemcom wodzić za nos, że zbyt wierzyło w hermetyczność kodów, że sukcesy GRU, to w zasadzie sukcesy Treppera, no i wreszcie nie można mu było zapomnieć że oskarżał iż w Centrum GRU ukrywa się szpieg. Trepper był jeszcze sądzony przez Trojkę w trybie administracyjnym. Ta postawiła mu jedyny możliwy zarzut: „Dlaczego rozpoczął Wielką Grę bez pozwolenia?” Głucha była kiedy odpowiadał, że sytuacja rozwijała się tak błyskawicznie iż musiał wziąć na siebie rolę strażaka w płonącym domu. Przy czym ciekawym jest (przynajmniej dla mnie), że nikt nie miał do niego pretensji o wsypanych agentów z których nikt nie przeżył. I, paradoksalnie, on, który położył takie zasługi w przyczynieniu się do zwycięstwa kraju któremu służył, został przez ten kraj uwięziony. Spędził 10 lat na Łubiance. Doceniono go chyba dopiero w 1955 roku. Został wypuszczony i była to więcej niż amnestia, sąd bowiem uznał że wydany na niego wyrok był bezpodstawny. Wrócił do Polski. -
Tego typu przykrywka (mąż córki)dla kontaktów mających charakter spiskowy jest rzeczą normalną. Himmler na pewno dobrze wiedział jak się coś takiego robi. O Langbehnie są również inne świadectwa mówiące że był aktywnym członkiem grup opozycyjnych i trudno o kimś takim powiedzieć że ktoś się nim biernie wysługiwał. Zatem uważam, że musiał mu ufać. Z tym, że wchodzimy już tutaj w dość tajemniczą sferę. Sprawa Langbehna to jest chyba tylko wierzchołek góry lodowej który ujrzał światło dzienne tylko dlatego że zależało na tym Bormannowi i Mullerowi. O tym że Himmler był bardziej umoczony w jakieś niejasne kombinacje świadczą chociażby okoliczności zamachu na Heydricha, który miał miejsce rok wcześniej. Książka ta była pisana na podstawie innych książek i wywiadów z uczestnikami wydarzeń. Przecież nie będę tu ich wymieniał. Te ruchy oporu przybrały na sile na początku 1942 roku, po bitwie pod Moskwą. Generałowie niemieccy ocenili wówczas, że Niemcy są w stanie prowadzić wojnę jeszcze przez 30 miesięcy i w tym czasie musi zostać zawarty pokój. Przecież wówczas nikt nie przewidywał jak się ta wojna skończy i klęski do jakiej doszło. Hitler jakoś sobie z tymi ruchami w 1942 roku poradził, zaprowadził porządek w armii i prowadził wojnę dalej.
-
Można by trochę jaśniej? Skoro go używał w takich celach to chyba rozumie się to samo przez się.
-
Niemniej jednak Himmler musiał mu ufać. A ile razy się spotkali to pewnie nawet Gestapo tego do końca nie wiedziało. Nie tylko Brissaud o tym pisze. Jest to również w książce "Czerwona Orkiestra" Gilles Perrault. Zresztą w poście 28 w tym temacie ktoś się na tę książkę powoływał i trudno się do niej przyczepić.
-
Himmler zaczął dużo wcześniej bo już w lipcu 1943roku jego przyjaciel i emisariusz, adwokat Langbehn, udał się do Szwecji, później do Szwajcarii, by rozpocząć rozmowy z Zachodem. Został przez niego upoważniony do rozmów z osobistościami angielskimi i amerykańskimi. Miały one miejsce w Zurichu i Sztokholmie. Badał możliwości zawarcia separatystycznego pokoju na zachodzie w zamian za zmianę rządu w Niemczech. Nic konkretnego z tych rozmów nie wyniknęło. Stacja nasłuchowa Gestapo przejmuje jednak depeszę o tym ze Szwajcarii do jednaj z alianckich stolic i ją rozszyfrowuje. Obciążała ona Himmlera, dlatego szef Gestapo, Muller zlekceważył procedury hierarchiczne, nie powiadomił o tym swego szefa, i jak najszybciej powiedział o wszystkim Hitlerowi. Cała ta sprawa jest o tyle dziwna że szef tajnych służb amerykańskich Allen Dulles zaprzeczył po wojnie jakoby to on albo służby brytyjskie wysyłały depeszę radiową w tej sprawie. Trudno natomiast wyobrazić sobie by kto inny mógł to zrobić. Możliwe że szef Gestapo, Muller, wiedział o tych rozmowach od jakiegoś informatora, a depesza została spreparowana przez niego do spółki z Bormannem by udaremnić rozmowy z Zachodem, obaj bowiem woleli układać się ze Wschodem. Himmler wpadł w pułapkę, przyjął Langbehna, i wysłuchał jego sprawozdania z rozmów. Skompromitowało go to całkowicie. Był na tyle potężny żeby obronić siebie, ale nie Langbehna. Ten został natychmiast aresztowany a w październiku 1944 roku stracony. Dopiero po tej wpadce Himmler musiał zrezygnować na jakiś czas ze swych planów rozmów z Zachodem. Mimo wszystko wydaje mi się, że cała ta sprawa pokazuje również, że Hitler na pewno nie był takim dyktatorem za jakiego się go uważa.
-
Chyba nie. W końcu Tukidydes pisze o radach jakich udzielił Spartanom Alcybiades po przejściu na ich stronę. Jedną z nich była żeby nie wycinać Ateńczykom oliwnych drzew gdyż to byłby wielki błąd ze strony Spartan. Ci się do tego zastosowali, zatem nie kierowało nimi pragnienie maksymalnego pustoszenia ziem przeciwnika. Chyba tak. Z tym, że mniej chodzi tu o humanitaryzm. Po prostu nie było sensu doprowadzać przeciwnika do ostateczności. Właścicielom zniszczonych pól nie pozostałoby nic innego jak tylko gremialnie udać się na wojnę. A póki mieli je jeszcze nienaruszone to bardziej byli skłonni do układów. Można sobie wyobrazić oddział Spartan wchodzący do jakiegoś gaju oliwnego czy na pole pełne pszenicy, po czym zadaje właścicielowi pytanie: "Jesteś z nami czy przeciwko nam?" Co wtedy zwycięży: miłość do Aten czy do drzew oliwnych, ewentualnie do perspektywy pełnego spichrza. Rzecz jasna taką taktykę mogła stosować tylko zdyscyplinowana armia, a Spartanie taką mieli.
-
Można się tu posłużyć przykładem Venlo, choć nie jest jedynym. Otóż 9 listopada 1939 roku służby SS porwały z przygranicznego holenderskiego miasteczka Venlo dwóch brytyjskich agentów. Nie chcę się nad nim rozpisywać bo szczegóły tego wydarzenia są w Internecie. W każdym razie do incydentu tego doszło za sprawą Hitlera a przeprowadziły go tajne służby SS. Kluczową sprawą dla zrozumienia tego wydarzenia jest to, że w tym samym czasie w Szwajcarii trwały rozmowy pokojowe prowadzone przez Ostera. Porwanie owych dwóch agentów miało za zasadniczy cel przerwanie tych rozmów. I tak się stało. Przecież jeżeli w trakcie rozmów dochodzi do takiego aktu, to świadczy że strona z którą się układamy nie posiada władzy i w takim razie nie ma sensu prowadzenia takich rozmów dalej. Hitler osiągnął swój cel bo udaremnił rozmowy prowadzone przez Ostera. Postąpił tak przede wszystkim dlatego bo uważał że to on czymś takim powinien się zajmować, według mnie zresztą słusznie. Czyli swoją wolę narzucił, ale za jaką cenę. Odtąd sprawa pokoju z Anglią stała się kością niezgody w Niemczech. Grupa Ostera i Canarisa (upraszczam tutaj) nie rezygnowały ze swojego, ani Hitler ze swojego. W rezultacie przyszedł maj roku 1941, odpowiednie dyrektywy do wojny z Rosją były podpisane, a sprawa ułożenia stosunków z Anglią pozostawała niezałatwiona i widmo wojny na dwa fronty nie zażegnane. Wówczas dochodzi do chaosu. By doprowadzić do pokoju z Anglią leci tam „bez wiedzy szefa” osobisty jego przyjaciel, Rudolf Hess, kończy w brytyjskim areszcie, jego misja poniosła fiasko. Hitler nie widzi innego wyjścia z kłopotliwej dla siebie sytuacji jak zrobienie z Hessa idioty i przeprowadzenie czystki w kancelarii NSDAP, usuwa wszystkich powiązanych z Hessem, w końcu jego starym przyjacielem. Czy to nie chaos? No i zaczyna się atak na Rosję, co w takich warunkach czyniło ogromnym ryzyko wojny na dwa fronty. Wydaje mi się, że w powszechnym rozumieniu państwo totalitarne to jest takie gdzie jeden (czy jakieś ściśle określone centrum) decyduje a reszta bez dyskusji słucha. Po pierwsze III Rzesza takim państwem nie była, napisałem dlaczego tak uważam (Chyba że istnieje jakaś inna definicja). Po drugie według mnie państwo w którym istnieje nawet niesforny parlamentaryzm może być sprawnie rządzone nawet w tak ekstremalnych warunkach jakie stwarza wojna. A kto inny z abstrakcyjnym myśleniem. W cytowanym przez szanownego Poldasa zdaniu są zawarte dwa stwierdzenia. Pierwsze, że ktoś coś robi za wiedzą szefa i drugie że robi to bez jego zgody. Można dyskutować czy to możliwe czy nie, nie można jednak takiej możliwości z góry odrzucać. Matematyka to nie tylko liczby a ja ją jeszcze na maturze miałem.
-
Ma do rzeczy. Chodziło mi o to że państwo totalitarne takie jak III Rzesza (w każdym razie za takie się ją uważa), wcale nie było monolityczne. To znaczy nie było tak, że jedna wola decydowała o jego polityce zewnętrznej i wewnętrznej i dzięki temu państwo to było monstrualnie potężne. W rzeczywistości polityka była tam wypadkową różnych tendencji politycznych i właściwie nikt nad tym nie panował, naród zaś bezwiednie za tą wypadkową podążał, i co z tego wyszło każdy wie. Spiski zdarzały się. Różne rozgrywki polityczne również, ale ważnym jest by z historii, na przykład z horroru jakim była rewolucja francuska, wyciągnięte zostały jakieś wnioski. Różne rozgrywki polityczne będą się pewnie zdarzały i w przyszłości, chodzi jednak o to by przebiegały według jakichś reguł i przez to odbywały się w sposób cywilizowany, bez rozlewu krwi, bez własnych i cudzych nieszczęść. Podałem też przykład Anglii. Może mało wiem, ale tam była opozycja i niewiele krętactwa. Wszystko było ujęte w jakieś ogólnie zrozumiałe reguły. I chociaż pewnie nikt tego państwa nie nazwie monolitycznym ani totalitarnym, to jednak właśnie ono było rządzone w sposób o wiele bardziej zdecydowany niż III Rzesza ze swym dyktatorem, Hitlerem. Zresztą wydarzenia związane na przykład z księciem Windsoru w 1940 roku czy z Rudolfem Hessem rok później jawnie pokazują, że różne krętactwa i manipulacje Hitlera, w konfrontacji politycznej z Brytyjczykami, obróciły się przeciw niemu. Ci, przynajmniej jako zwykli obywatele, postępowali prostolinijnie i bez żadnych krętactw, a mimo to ich ojczyzna była na ogół górą w konfrontacji z przebiegłością Hitlera. Jakoś trudno mi się zgodzić że robili to bez wiedzy szefa. Bez jego zgody pewnie tak. Przy tym ów szef przeważnie potrafił narzucić swoją wolę. Tragedia polegała na tym że zawsze jakimiś pokrętnymi metodami.
-
Po 1918 roku język rosyjski w ogóle uległ zmianie. Był to wynik migracji ludności jakie wówczas następowały, wpływu radia i ogólnego sproletaryzowania języka. Różnica między językiem sprzed rewolucji (oczywiście data 1918 r. jest trochę umowna) a po, była mniej więcej taka jak między angielskim a amerykańskim. W każdym razie w latach międzywojennych, w środowiskach emigracji rosyjskiej na Zachodzie, po mowie często odróżniało się radzieckiego agenta od prawdziwego białego emigranta.
-
Mimo to Weisenborn miał sporo szczęścia. To znaczy byli inni winni w tym samym stopniu co on, którzy głowy nie ocalili. W owej książce Czerwona Orkiestra jest też taka uwaga: Wspólnicy berlińskiej siatki korzystali z lojalnego procesu tylko wtedy kiedy nie mieli pecha trafić do „złej” grupy. Gestapo doprowadzało do sądzenia swych więźniów małymi pakietami i starało się w każdej takiej grupie umieścić kilku najbardziej skompromitowanych oskarżonych by ci mało skompromitowani byli potraktowani z całą surowością. To mi zresztą przypomina zasadę „amalgamatu” z okresu Rewolucji Francuskiej. Tam też do grupy skazanych dołączano różnych innych by posłać ich przy okazji na gilotynę. Sposoby naginania prawa są niekiedy proste i mało wyszukane. Przepraszam, czytałem tę książkę ale nie przypominam sobie nic o Wolfgangu Haveman. Można trochę więcej o tej historii? Bo mnie się wydaje nieprawdopodobne by aktywny członek berlińskiej Czerwonej Orkiestry wykpił się takim przeniesieniem i przeżył. Może tu chodzi o jakąś niemiecką akcję intoksykacyjną (Funkspiel). Wiadomo że w 1943 roku Niemcy prowadzili tego typu grę. O ile mi wiadomo Trybunał Ludowy został utworzony przez Adolfa Hitlera w 1933 roku po pożarze Reichstagu. Co do procesu członków Czerwonej Orkiestry to Hitler chciał by sądził ich ów trybunał, tak się jednak nie stało i sądził ich trybunał złożony z wyższych oficerów. Oskarżycielem był prokurator Manfred Roeder, Oberstgerichrat Luftwaffe. Adwokaci byli narzuceni z urzędu. Nie dawano im nawet czasu na przestudiowanie aktów oskarżenia.
-
Czy państwa krzyżowe miały szanse przetrwać?
euklides odpowiedział Regulus → temat → Wyprawy Krzyżowe
Nie wiem, czy ten brak argumentów (rzekomy?) nie bierze się z kobiecej przewrotności. W końcu elita rządząca w tych państwach to byli Pulanie, czyli synowie z mieszanych małżeństw. Ojcem takiego był przeważnie rycerz z Zachodu, matką często jakaś była muzułmanka. Czyje wychowanie brało górę? -
Może post FSO trochę za bardzo wyrwałem z kontekstu ale mimo wszystko widzę tu pewną ogólną opinię z którą nie mogę się zgodzić. Istnieje bowiem pewna fascynacja totalitaryzmem jako ustrojem w którym panuje dyktatura, raczej dobrotliwa, policja jest doinwestowana, społeczeństwo zdyscyplinowane, w którym jeden myśli a pozostali nie zajmują się tym co nie potrzeba. Jeżeli powiemy że III Rzesza pod dyktaturą Hitlera była państwem totalitarnym, to musimy przynajmniej wiedzieć, że jeżeli Hitler był dyktatorem, to nie takim za jakiego się go powszechnie uważa. Bo co to za państwo totalitarne w którym taki Oster czy Canaris, szefowie jednej z najważniejszych tajnych służb, prowadzą za plecami dyktatora własną politykę zagraniczną. Nie tylko zresztą oni. To samo robi Himmler, czyli, jak go Hitler nazywał, najwierniejszy z wiernych. W ciągu całego okresu dyktatury Hitlera zawsze ktoś za jego plecami coś kombinował. Mnie osobiście przymiotnik totalitarne do takiego państwa absolutnie nie pasuje. Pewnie na drugim biegunie totalitaryzmu jest pluralizm, czy parlamentaryzm. Przykładem takiego państwa była przeciwniczka Niemiec z DWS, Anglia. Tam nie było totalitaryzmu, była opozycja. Można by powiedzieć że trochę dziwna. Bo kiedy Rudolf Hess udał się do najważniejszego angielskiego opozycjonisty i przeciwnika Churchilla, lorda Hammiltona, by prowadzić rozmowy za plecami Churchilla, to ów lord uznał, że jedyne w czym może mu pomóc, jest załatwienie mu audiencji u Churchilla i tyle zrobił, ale nic więcej. Był w opozycji do Churchilla-polityka ale Churchilla-premiera słuchał. Nie myślał by coś kombinować za jego plecami. Podczas DWS próżno by szukać w ogóle żeby któryś z wpływowych Anglików robił coś za plecami Churchilla. Dlatego rozróżnianie totalitaryzmu od nietotalitaryzmu wydaje mi się karkołomne. W końcu premier Churchill miał w Anglii o wiele większą władzę niż totalitarny dyktator, Hitler, w Niemczech.
-
Wytop żelaza w prehistorii
euklides odpowiedział Tomasz N → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Chyba tak, a co do tego żeliwa sferoidalnego to coś mi się wydaje, że to w nim występuje cementyt kulkowy. I nie bierze się on z jakiejś specjalnej obróbki a z tego że dodaje się do tego żeliwa magnez. -
Wytop żelaza w prehistorii
euklides odpowiedział Tomasz N → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
W ogóle stal to jest stop żelaza z węglem przy czym zawartość węgla wynosi chyba od 0,2% do poniżej 2%. Powyżej 1% można hartować ale to już nie to. Z tym, że tutaj mamy chyba do czynienia z urokami indyjskiej stali. Ja osobiście nie wiem jak zawarte w niej owe dodatki stopowe wpływają na hartowanie. Stal o zawartości węgla 0,8% to w teorii czysty perlit i dlatego najlepiej nadaje się do hartowania. -
Wytop żelaza w prehistorii
euklides odpowiedział Tomasz N → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Zaraz, zaraz, bo znowu zacznie się awantura o nic. Piszę z pamięci i mogę coś pomylić, ale świeżenie to jest proces którego dokonuje się na surówce (czyli płynnej stali). Nadmuch w dymarce nie ma nic wspólnego ze świeżeniem. Ma podnieść w niej temperaturę spalania węgla drzewnego. Celem tego procesu jest redukcja tlenu z rudy, która to reakcja jest silnie endotermiczna, i w ten sposób powstaje żelazo. W postach wyżej przeczytałem że bezwęglowe. By to zrozumieć, to trzeba wiedzieć jak były wytwarzane w średniowieczu miecze. Przeważnie robiono je z trzech kwadratowych prętów. Dwa były z twardej stali, jeden z miękkiego żelaza. Te pręty skręcano, podgrzewano i skuwano razem. W ten sposób że miękkie żelazo było w środku, dzięki czemu gotowy miecz nie był zbyt kruchy. Dwa pręty z twardej stali były natomiast po bokach i to one były później ostrzone. Był sens żeby tylko te dwa pręty były z, powiedzmy, stali damasceńskiej. W wyniku wielokrotnego ostrzenia z czasem ta twarda stal użyta na ostrza ścierała się i dawano ją wtedy kowalowi by wkuł nowe ostrze. Jeżeli tego ostrza nie zrobił ze stali damasceńskiej to siłą rzeczy było ono gorszej jakości. Czy umiał wywijać młotkiem lepiej czy gorzej nie miało tutaj znaczenia. To chyba i nasi dziadkowie za młodu, jak im się siekiera stępiła i wytarli ostrze, to szli do kowala by im wkuł nowe ostrze z twardej stali. Mówiąc o płytkach cementytu i płytkach żelaza (powinno być ferrytu), to mówimy o strukturze widzianej pod mikroskopem i ta struktura nazywa się perlitem. Podczas hartowania zanika na rzecz struktury martenzytycznej Szkopuł w tym że by stal nadawała się do hartowania to musi zwierać ok. 1% węgla. Optymalna jego zawartość to jest chyba 0,8%. A gdy jest go powyżej 2% (chyba) to mamy już do czynienia z żeliwem, nie stalą. -
Wytop żelaza w prehistorii
euklides odpowiedział Tomasz N → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Przepraszam za nowy post ale nie ma edycji a coś sobie przypomniałem. Tu chodzi chyba o proces świeżenia. Stosuje się nadmuch powietrza po to by utlenić pewne niepożądane pierwiastki (siarka? fosfor) które po utlenieniu przechodzą do żużla i w ten sposób są usuwane z metalu. Tu się raczej powinno mówić o wsadzie. Wsad to jest to co wkładamy do pieca (tu tygla), czyli ruda i dodatki -
Wytop żelaza w prehistorii
euklides odpowiedział Tomasz N → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Uparłem się i znalazłem coś w internecie. Mianowicie z tego co podaje magazyn Futura Matiere to jednak cała tajemnica stali damasceńskiej (i tej na miecze ulfberth)tkwi jednak w rudzie. Ta pochodziła z południowych Indii, z Andhra Pradesch, Karnataka, Kerala, Tamil Nadu. Te rudy posiadają pewne, niewielkie ilości: chromu, molibdenu, niobu, magnezu, a przede wszystkim wanadu. Wytapiano ją natomiast w Afganistanie w prowincji Herat. Mimo wszystko pozostaje ciekawym jak wyglądała technika tego wytapiania, bo stal ta zawiera 3x więcej węgla niż ta produkowana w Europie. Jeżeli osiągano większą temperaturę to jak oni to robili? Chyba jednak ten kowal z Wisconsin uprawia trochę markietingu.