Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,179
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. "Cicero" i walka wywiadów w Ankarze

    Pisałem o dysponowaniu fałszywymi funtami. Z tego co wiem to prawo do tego miało tylko SD. A z tym nakazem zapłaty wydanym przez Ribbentropa to nie rozumiem. Zgodzę się, że Jenke mógł płacić swym bliskowschodnim agentom w złocie bo tam tylko tak można było kupować agentów ale co do tego miał Ribbentrop? Pewnie że przekazywał Jenke złoto i interesował się co ten z nim robi ale za bardzo w paradę to mu chyba nie wchodził. Jak mógł wydać nakaz zapłaty z pieniędzy którymi dysponował Jenke jakiemuś agentowi którego ów Jenke zwerbował i prowadził? Mógł jedynie zaakceptować, albo nie, proponowaną przez niego sumę. Idiotami na pewno nie byli ale u tych służb podejrzliwość i mnożenie różnych wariantów, nawet najbardziej fantastycznych, jest na porządku dziennym. Dlatego zresztą ich funkcjonariuszy cechuje indolencja decyzyjna i szukanie frajera. Niemcy jednak popełnili podstawowy, wręcz szkolny błąd. Przenieśli swego agenta z jednaj siatki do drugiej, co jest wbrew wszelkim zasadom. Angielski kontrwywiad potrafił to wykorzystać prowadząc określone działania. Ani jedni ani drudzy nie byli idiotami. Był to pojedynek dwóch wywiadów z prawdziwego zdarzenia. Ktoś musiał przegrać, przegrali Niemcy i to wszystko.
  2. Tarcze rzymskie, celtyckie i germańskie

    Trochę się nie rozumiemy. Ja twierdzę, że tarcze rzymskie pochodziły z wyspecjalizowanych manufaktur a ty że od Samnitów czy Celtów. Zanim manufaktura zaczęła produkować tarcze to pewnie przedtem jakaś grupa doświadczonych oficerów ustaliła jak taka tarcza ma wyglądać i czy możliwa jest produkcja tarczy o założonych parametrach (waga, rozmiary). Pewnie że nikt nie stosował ultra nowatorskich rozwiązań ale sprowadzanie wszystkiego do starych wzorów celtyckich czy samnickich nie wydaje mi się słuszne. O ile dobrze pamiętam to owa tarcza z Fajum nie miała żadnego metalowego umbo. A poza tym gdybym miał oceniać poszczególne tarcze to wolałbym poznać: ich wymiary, grubość, ciężar, materiał z którego je wykonano i mniej więcej jaką techniką: ile warstw, jak łączone (klejem? nitami?) Pewnie że nie należy przesadzać. Niemniej jednak w bitwie po stronie rzymskiej brały udział różne machiny miotające i pewnie jakieś szkody przeciwnikowi czyniły, poza tym dobrze to świadczy to o poziomie rzymskich oficerów. Można zaryzykować twierdzenie że wyprzedzali swa epokę.
  3. Tarcze rzymskie, celtyckie i germańskie

    Tu może chodzić o nieporozumienie. Jedna z wielkich manufaktur broni w której produkowano tarcze była w Augusta Suessonium, czyli dzisiejsze Soissons, zatem kraj Celtów. Ja to sobie tłumaczę w ten sposób, że były zbyt ciężkie. Metalowe płytki nakładane na wierzch tarczy to też nie było najlepsze rozwiązanie, z tych samych powodów. Tak poza tym to nie mam takiej wiedzy jak ty i to co piszesz jest ciekawe. W każdym razie z tego co wiem ogólnie to legionista idąc do walki miał porządny miecz, był wsparty przez machiny miotające, czyli rodzaj artylerii, i pewnie miał solidną tarczę. Idący przeciwko niemu Germanin nie miał ani porządnego miecza, wsparcia "artyleryjskiego" w ogóle a i tarczę też pewnie byle jaką. Nawet jeżeli mieli technologię produkcji tarcz to były to raczej wyroby rzemieślnicze, a więc drogie i trudno dostępne. Wojownik germański który miał porządny miecz i porządną tarczę należał zapewne do rzadkości. Eksploracje grobów też należy brać ostrożnie. Z tego co się zorientowałem to dotyczą one raczej grobów osobników z elit społecznych, zatem takich ktorych było stać na najlepszą broń.
  4. "Cicero" i walka wywiadów w Ankarze

    Bo angielski kontrwywiad tak ich skołował, że przestali mu ufać. Można w ten sposób wyjaśnić wprawdzie dezercje niemieckich dyplomatów z Ankary jakie nastąpiły na początku 1944 roku ale ja wątpię żeby w sytuacji jaka panowała wówczas w Niemczech w ich placówkach dyplomatycznych i służbach ktoś myślał o tego typu krętactwach. Tam za byle co można było stracić głowę. Poza tym Cicero nie zareagowałby na takie odstępstwo od umowy? No i pamiętać trzeba że dysponentem fałszywych funtów była SD. Sądzę, że nikt inny nie miał prawa się nimi posługiwać. Jeżeli istnieje takie zlecenie to prędzej po to by ukryć prawdziwe powody przeniesienia Cicero z siatki Jenke do Moyzischa i prawdziwe powody dezercji niemieckich dyplomatów z Ankary. Znał całą korespondencję ambasadora, pisał projekty odpowiedzi i raportów, to mało? Poza tym nie wiem dlaczego wszyscy bagatelizują fakt że był on szwagrem Ribbentropa. No i formalna organizacja, czyli ta zawarta w oficjalnych regulaminach, w ustalonej oficjalnie hierarchii stanowisk i zakresów obowiązków to też jeszcze nie wszystko.
  5. Oszczepy

    Malinowski pisał, że toporki kamienne mieli również badani przez niego Triobriandczycy. Służyły im do przycinania kijów z gałęzi, które z kolei używali do prac polowych. Z tą sklejką to może przesadziłem. Ale tarcze rzymskie były wykonane z cienkich, elastycznych desek naklejanych warstwowo, prostopadle do siebie, w trzech warstwach. Taką tarczę znaleziono gdzieś w egipskich piaskach. Wątpię by poza rzymianami ktoś był w stanie coś takiego zrobić. O ile mnie pamięć nie myli o były one wykonywane w specjalnej manufakturze. Że tarcze rzymskie były lepsze od innych to świadczy opis bitew u Ammiana Marcelina gdzie barbarzyńcy nie byli w stanie ich rozbić. Z tego co wiem, to celtyckie były inne bo trzymały się na umbo podczas gdy rzymskie były całe drewniane.
  6. Oszczepy

    Według mnie to do rzucania. Rzymską pilum rzucało się w przeciwnika i ten jeżeli nie zdążył się zasłonić tarczą to był z walki wyłączony. Pewnie jednak przeciętnie wyszkolony żołnierz zasłaniał się. Wówczas jeżeli miał tarczę niesolidną to pilum przebijało ją i skutek był j.w. Musiał mieć solidną tarczę a zatem ciężką a przez to trudną w manewrowaniu. To już legioniście dawało pewną przewagę ponieważ on sam miał tarczę ze sklejki a zatem lżejszą i wytrzymalszą. Z tego co wiem to niewiele ludów w starożytności potrafiło takie tarcze wyrabiać. Zresztą z opisów Ammiana Marcelina wynika chyba że legioniści potrafili wykorzystać zalety swych tarcz. Co do odległości z jakiej rzucano to chyba było to jakieś 10m, by po rzucie móc doskoczyć do przeciwnika przez 3 - 4 sek czyli na tyle szybko żeby przeciwnik nie zdążył wyjąć oszczepu z tarczy i podjąć równej walki.
  7. Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące

    Wypowiedzi Woltera na temat XVIII-wiecznych władców oraz to co robił należy traktować ostrożnie i nie można wszystkiego zbyt jednoznacznie i zbyt na serio interpretować, ponieważ w zasadzie wiadomym jest, że był jednym z najskuteczniejszych szpiegów w historii. Jego najbardziej efektywne dokonania w tej materii miały miejsce w 1743 roku jednak jego szpiegowska działalność rozpoczęła się dużo wcześniej. Możliwe że na początku nie wierzył nawet że odegra jakąś poważniejszą szpiegowską rolę, ale okoliczności zaistniałe w 1743 roku i powszechna opinia o nim dostarczyły mu okazji do wywarcia sporego wpływu na wydarzenia polityczne ówczesnej Europy. By wiedzieć jak do tego doszło, a nie zawsze jest dane szpiegowi odegranie jakiejś nadzwyczajnej roli, trzeba najpierw powiedzieć kilka słów o nim samym. Urodził się w 1694 roku. Naprawdę nazywał się Francois-Marie Arouet. Jego ojciec był notariuszem i miał dobre układy z kilkoma znakomitymi osobistościami. Prawdopodobnie nie był jednak biologicznym ojcem Woltera. Tym był opat Chateauneuf, w każdym razie Wolter opowiadał o tym wszem i wobec a nikt temu nie zaprzeczył. Młody Francois-Marie pobierał nauki w elitarnym college Ludwika Wielkiego. Wśród jego kolegów byli m. in. bracia d’Argenson, przyszli ministrowie. W 1710 roku, kiedy miał 16 lat, ujawniło się jego literackie powołanie. Nie podobało się to ojcu który mawiał że tylko zawód prawnika może mu zapewnić jakąś przyszłość. Wolter jednak dobrze na tym wyszedł. Były to czasy regencji i różnych eksperymentów ekonomicznych z których wynikały konflikty polityczne. Oddał swe pióro na usługi przywódców potężnego stronnictwa, braci Paris, z którymi pozostanie związany do końca. Za swe teksty kilkakrotnie trafił do Bastylii, jednak dzięki życzliwości i radom braci Paris bardzo się wzbogacił na bankructwie Johna Law. Był właściwie pierwszym pisarzem francuskim który zdobył dużą fortunę i nie musiał wiązać końca z końcem. W 1726 roku cieszył się już sławą literacką. Był uważany za najlepszego poetę swych czasów i gościł w najbardziej elitarnych salonach. W owym czasie w Paryżu do głosu zaczęli coraz bardziej dochodzić ludzie tacy jak on, nie mający szlacheckich korzeni. Powodowało to różne napięcia społeczne. Kiedy w tym mniej więcej czasie katu Paryża zużyła się odzież robocza to sprawił sobie nową, ale już nie w kolorze czerwonym a niebieskim (aluzja do błękitnej krwi). Ten niewczesny wygłup kata omal nie doprowadził do krwawych zamieszek. W takiej panującej w Paryżu atmosferze nikogo nie zdziwiła awantura do jakiej doszło między Wolterem a pysznym arystokratą de Rohan-Chabot. Obaj panowie posprzeczali się w teatrze, w loży pewnej aktorki. Wygadany Wolter był górą. Na tym jednak cala sprawa się nie zakończyła. Jakiś czas później, kiedy nasz bohater brał udział w eleganckiej kolacji u diuka Sully, został w pewnym momencie dyskretnie poinformowany przez służącego że u wejścia do pałacu czeka na niego goniec. Niczego nie przeczuwający Wolter przeprosił towarzystwo i wyszedł. Jak tylko znalazł się na ulicy ze stojącego opodal powozu wyskoczyli jacyś ludzie i zaczęli go okładać kijami. Z sąsiedniego powozu wychylił się de Rohan uważnie obserwując scenę. W pewnym momencie krzyknął: „Tylko nie bijcie po głowie bo jeszcze co dobrego z tego wyniknie”. Wolter wyrwał się w końcu swoim oprawcom i w opłakanym stanie powrócił do sali w której odbywało się przyjęcie. Wywołał ogólne poruszenie. Opowiedział że urządzili go tak ludzie de Rohan-Chabot i prosił gospodarza, Sully, o sprawiedliwość. Wówczas wszyscy zaczęli natychmiast bagatelizować sprawę. Rozżalony Wolter opuścił pałac i udał się do opery. Spotkał tam swoją wielbicielkę, kochankę diuka de Bourbon, panią de Prie. Ta wysłuchała go i zwróciła się do syna regenta żądaniem sprawiedliwości. W odpowiedzi usłyszała: „Przecież została wymierzona”. Wszyscy przyjaciele i wielbiciele Woltera odwrócili się od niego. Pałając zemstą wziął wówczas kilka lekcji szermierki by bić się z de Rohan po czym wyzwał go na pojedynek. Kiedy ten się nie stawił, Wolter zaczął publicznie odgrażać się że go zabije. W kwietniu 1726 roku znalazł się za to w Bastylii. Przesiedział tam 15 dni i wyjednał u ministra Maurepas zwolnienie. Ten zgodził się na to pod warunkiem że natychmiast opuści Francję. W asyście policjanta Wolter z Bastylii udał się do Calais gdzie wsiadł na statek i popłynął do Anglii. Te opisane wyżej wydarzenia były prawdopodobnie wyreżyserowane. Po prostu Wolter zagrał główną rolę w sztuce którą sam napisał, chociaż sińce po kijach były podobno prawdziwe. Pozwoliło mu to uzyskać legendę wybitnego literata prześladowanego przez autorytarną władzę. Taka legitymacja i jego pokaźna fortuna otwierały mu wrota londyńskich salonów a taki właśnie był cel wydarzeń z początków 1726 roku. Czy wykonywał wówczas w Londynie jakąś konkretną misję szpiegowską? Nie wiadomo. Powszechnie jednak uważano go za literata którego prześladowanie w ojczyźnie uczyniły anglofila, miłośnika Anglii, jej ustroju i kultury. To z pewnością pozwalało mu penetrować londyńską elitę i pewnie dzięki temu rząd francuski niejednego się dowiedział. Wątpliwym jest jednak by wówczas dostarczał jakieś szczególnie cenne info. W 1729 roku zarobił w podejrzany sposób na loterii utworzonej przez francuskiego ministra finansów, zaraz po tym musiał uchodzić z kraju. Dotąd uważano już go powszechnie za prześladowanego przez reżim literata, teraz jeszcze doszła mu etykietka aferzysty gospodarczego. Kiedy na dodatek w 1734 roku wydał swe Listy Filozoficzne, dzieło będące pochwałą angielskiej wolności i angielskiego ustroju, i kiedy za to znowu spotkały go represje (musiał ukrywać się) to mało kto kwestionował już jego anglofilstwo i niechęć do absolutystycznej monarchii francuskiej. Ten wypracowany przez siebie wizerunek po raz pierwszy przyniósł efekty w 1736 roku. Otrzymał wówczas list od następcy tronu pruskiego, przyszłego Fryderyka II. Ów królewicz miał wyjątkowo trudne dzieciństwo. Wiele zgryzoty przysparzał mu apodyktyczny ojciec który poniewierał nim przy każdej okazji. W 1730 roku, kiedy Fryderyk mając dość rodzicielskiej tyranii zbuntował się, ojciec kazał rozstrzelać jego najlepszego przyjaciela, później kazał mu się ożenić. By uniknąć apodyktycznego ojca Fryderyk usunął się do Prus Wschodnich, gdzie żył otoczony niewielkim dworem na którym przyjmował uczonych i intelektualistów, ale także banitów i awanturników. Wolter miał w sobie coś z każdego z nich i to skłoniło pewnie Fryderyka do zainteresowania się nim. Dworowi temu nieobca była pewna kultura i ceniono na nim m.in Woltera. Jedną z ulubionych lektur młodego Fryderyka była napisana przez Woltera „Historia Karola XII”. List jaki Wolter otrzymał od Fryderyka zapoczątkował korespondencję między nimi. Była pełna słodyczy. Dla Woltera, Fryderyk to: Marek Aureliusz, Cezar, Salomon Północy itp. Fryderyk rewanżował się przyrównując Woltera do: Cycerona, Sokratesa, Platona… Tą swą korespondencją Wolter chwalił się wszem i wobec. Zapanowało powszechne zdumienie a on sam zaczął wracać na paryskie salony po 10-cio letniej na nich nieobecności. Po raz pierwszy na większą skalę jego szpiegowski potencjał wykorzystano w 1740 roku, kiedy Fryderyk II został królem Prus. Młody monarcha był wówczas zagadką dla Europy. Jego państwo nie było co prawda wielkie, liczyło 2 miliony poddanych, ale dysponował pełnym skarbem i 80-tysieczną, dobrze wyszkoloną armią. Fleury zdecydował, że należy wykorzystać możliwości Woltera i wysłać go do Berlina by te zagadki rozwiązał. W 1740 roku przebywał na dworze w Berlinie dwukrotnie i ze swego zadania wywiązał się doskonale. Tym bardziej że czas do ciekawych info był dobry bowiem Fryderyk II nosił się z zamiarem najechania Śląska, co zresztą uczynił w grudniu tego roku i co na długo stało się ogólnoeuropejskim problemem. Wielkie dni Woltera jako szpiega zaczęły się w 1742 roku, kiedy to Fryderyk II niespodziewanie zerwał sojusz z Francją i zawarł pokój z Marią-Teresą. Postawiło to działającą w Czechach armię francuską w bardzo trudnej sytuacji. Nie bacząc na nic Wolter wysłał wówczas do Fryderyka list z gratulacjami. Chwalił go za jego pokojowe nastawienie. List ten krążył w licznych kopiach po całej Europie. Wysłanie takiego listu wpisywało się w graną przez niego rolę prześladowanego literata ale wywołało we Francji ogromne przeciw niemu oburzenie. List ten był jednak elementem szpiegowskiej gry bowiem w sierpniu 1742 roku Fleury wysłał Woltera do Aachen gdzie przebywał Fryderyk II by dowiedział się dlaczego król Prus zerwał sojusz z Francją i zorientował się w jego planach na przyszłość. Wolter odbył z Fryderykiem II dwie długie rozmowy i omówił wszystkie sprawy zlecone mu przez Fleury. Trafnie ocenił, że król Prus nie ma zamiaru przechodzić do obozu przeciwników i zajął jedynie pozycje wyczekującą. We wrześniu 1742 roku Fleury miał już wartościowy raport od Woltera. Francja znalazła się wówczas jednak w trudnej sytuacji. Stała wobec grożącej wojny z Anglią z którą na dodatek Holandia zawarła sojusz i to w warunkach kiedy Wojna o Sukcesję Austriacką jeszcze trwała. Rysowało się widmo groźnej antyfrancuskiej koalicji w Europie. Po raz kolejny zdecydowano się posłużyć Wolterem. Tym razem jego misja została zaakceptowana i sfinansowana przez cały rząd i króla. Otrzymał do dyspozycji pieniądze, kody i inną potrzebną pomoc. Wszystko zaczęło się na początku 1743 roku kiedy zmarł Fleury. Zwolniło się wówczas jego miejsce w Akademii Francuskiej. Wolter zaczął się natychmiast starać o przyjęcie do niej i po raz kolejny został potraktowany w sposób niegodny i grubiańsko odrzucono jego kandydaturę na rzecz kogo innego. Wolter znowu wrócił do swej dawnej roli prześladowanego literata, czującego wstręt do Paryża, Wersalu, i który marzy by służyć "uwielbianemu" przez siebie monarsze, Fryderykowi II. Ów monarcha miał jednak pewne wątpliwości. Podejrzewał, ze tak naprawdę Wolter jest francuskim agentem. By to sprawdzić na początku 1743 roku wysłał swemu ambasadorowi w Wersalu pewne kompromitujące Woltera teksty by je dyskretnie rozpowszechnił i gdyby Woltera nie spotkały żadne represje byłby to dowód że jest szpiegiem. Wolter działał jednak szybko. Już w maju 1743 roku przybył do ambasady pruskiej w Hadze, podobno w nadziei że spotka tam swego „ukochanego monarchę”, Fryderyka II, który istotnie często się tam zatrzymywał objeżdżając swe ziemie. W rzeczywistości zaraz po przybyciu tam rozpoczął swą misję szpiegowską. Holandia była wówczas w centrum uwagi Francji bowiem deklarowała przystąpienie do wojny po stronie Anglii. W swej misji szpiegowskiej współdziałał z ambasadorem pruskim. W Hadze wszyscy darzyli go pełnym zaufaniem i otwarcie przy nim mówili. Miał tam poza tym wielu swoich informatorów. Najważniejszym z nich była kochanka ambasadora Prus, pani Podewils, żona wpływowego holenderskiego polityka. Dostarczała kopie wszystkich decyzji rządowych. Kopie tych kopii Wolter natychmiast wysyłał do Wersalu. Poza tym wysłał też dokładny stan armii holenderskiej z dokładnym określeniem liczebności poszczególnych jednostek i dokładny stan holenderskich finansów. Rozpoznał członków antyfrancuskiego stronnictwa a przede wszystkim jego przywódcę. Trafnie ocenił że jest to człowiek w tarapatach finansowych i do kupienia. Że tak naprawdę Holendrzy nie są skłonni do rozpoczynania wojny ale nie chcą uchybić Anglikom danego im słowa. Dowiedział się też sporo o stosunkach prusko-angieskich, co pozwoliło mu później zasiać wątpliwości w umyśle Fryderyka II. Latem 1743 roku zaczęły się jednak komplikacje. Przyjaciółka Woltera, pani de Chatelet, była zbyt gadatliwa. Poza tym gruchnęła wiadomość, prawdziwa zresztą, że on sam otrzymał od rządu francuskiego zamówienia wojskowe a na tym w owych czasach robiono fortunę. W sierpniu jego misja szpiegowska w Hadze nie była już dla nikogo tajemnicą, wszyscy natomiast mieli go za wszystkowiedzącego superszpiega. Tyle że wówczas nie miało to już żadnego znaczenia. Paryż dzięki niemu znał już dokładny stan swego potencjalnego przeciwnika, Holandii, i nic więcej od jego pobytu w Hadze nie oczekiwano. Wolter przepoczwarzył się. Dotąd był agentem penetracyjnym i jako taki wysyłał do Paryża cenne info. Kiedy 20 sierpnia 1743r opuszczał Hagę, bo podobno nie mógł się doczekać się swego „ukochanego monarchy”, i jechał do Berlina, to po to by przekonać Fryderyka II do określonych działań. W ten sposób jego misja wyewoluowała i o ile na początku miał dostarczać tylko informacji to teraz został agentem wpływu. Przykrywka prześladowanego literata nie była mu już potrzebna, a wręcz mu przeszkadzała. Dlaczego król Prus miałby potraktować poważnie Francuza którego Francja odrzuciła? Do Berlina jechał zatem w glorii świetnie poinformowanego arcyszpiega, którego zresztą Fryderyk II już o to dawno podejrzewał i to jego „a nie mówiłem?” pewnie mu pochlebiało i pozytywnie nastawiało go do Woltera, który poza tym był naprawdę dobrze poinformowany. By nie było żadnych wątpliwości Wolter zabrał ze sobą list polecający od francuskiego ministra, Maurepasa. Do Berlina przybył 30 sierpnia. Został po przyjacielsku przyjęty przez króla i zaczął przedstawiać mu swoje racje. Przekonał go do tego do czego chciał. Między innymi uzyskał zapewnienie że król Prus wystąpi po stronie Francji gdy dojdzie do wojny francusko-angielskiej. Z pamiętników jaki zostawił po sobie Fryderyk II wynika, że poniewczasie zdał sobie sprawę że nie najlepiej wyszedł na radach Woltera i niepotrzebnie wszedł wówczas w porozumienie z Francją. Później zresztą traktował Woltera z rezerwą. Nie było już powrotu do tak tkliwej przyjaźni jak dotąd. Kiedy w październiku 1743 roku Wolter powrócił do Francji nie było już mowy o jakichkolwiek prześladowaniach. Dwór zamówił u niego natychmiast sztukę. To wówczas napisał „Księżniczkę Nawarry”. Inne jego sztuki, dotychczas zakazywane przez policję, grane były otwarcie, również na dworze, gdzie oglądał je Ludwik XV. Został ponadto oficjalnym historiografem króla, otrzymał też inne godności dworskie a rok później przyjęto go bez problemów do Akademii Francuskiej. W sierpniu 1744 roku Fryderyk II rozpoczął w Czechach działania wojenne przeciwko Austrii, co było po myśli Francji. Dzięki Wolterowi możliwym stało się uniknięcie wojny z Holandią a 80 tysięcy pruskich żołnierzy wyruszyło w pole tam gdzie Francja sobie tego życzyła.
  8. Bitwa pod Smoleńskiem (Leśną?) z 22 IX 1708 r.

    Mam Tomasza Parczewskiego "Pamiętniki Gubernatora Kronsztadu".W 1921 roku przebywał on m.in w Astrachaniu i o rdzennej ludności tego miasta pisze że to są (byli wówczas?) Kałmucy. Pisze też, że stepy kałmuckie zaczynały się (jadąc wzdłuż Wołgi) już na południe od Carycyna (Stalingradu, Wołgogradu) a zatem i na lewym brzegu Wołgi.
  9. Bitwa pod Smoleńskiem (Leśną?) z 22 IX 1708 r.

    Coś się jednak zgadza. Wolter podaje 6 tys Kałmuków, wyżej zaś jest wymieniona liczba 7 tys. Jednak dużo bardziej na wschód. W końcu jeżeli masz pojęcie o tych terenach to chyba wiesz że ich tradycyjnie głównym miastem był Astrachań a ich koczowiska na pewno istniały za Wołgą. Dokładnej granicy nikt pewnie wówczas tam nie wytyczał. Wolter pisze raczej że uznawały cara za władcę a nie że należały do Rosji a to różnie można rozumieć. A gdzie były granice „tamtych terenów” to pewnie nikt nie wiedział. Nieuważnie czytasz. Wolter opisuje dwie bitwy, jedną stoczoną przez wojska którymi dowodził sam Karol XII gdzieś w okolicach Smoleńska, i drugą pod Leśną, stoczoną dwa tygodnie później przez wojska Loewenhaupta. Możliwe że pomieszały mu się daty (stary, nowy styl) ale bitwy mogły być dwie. Zresztą według niego bitwa pod Leśną trwała 2 dni. Zaczęła się 7 października a skończyła 9-go. Wolter pisze to samo, lub prawie, bo pisze o 8 tys wozów i że w bitwie wzięło udział bezpośrednio 40 tys wojsk rosyjskich.
  10. Przeczytałem. Wynika jasno, że była to komóka która zbierała info od atache, opracowywała je i przekazywała szefowi Oddz. II albo bezpośrednio Szefowi Sztabu. A "całościowe organizowanie pracy" to jest chyba eufemizm który oznacza wydawanie poleceń. Prowadzenie ewidencji to było chyba jakieś ich drugorzędne zajęcie.
  11. Bitwa pod Smoleńskiem (Leśną?) z 22 IX 1708 r.

    Pisze na stronie tytułowej. Można sprawdzić.
  12. Bitwa pod Smoleńskiem (Leśną?) z 22 IX 1708 r.

    Chodzi o książkę Woltera "Historia Karola XII" jej egzemplarz znalazłem na www.archive. Jest to wydanie z 1878 roku, wydawcą jest historyk E. Brochard-Dauteuille i to pewnie on jest autorem przypisu że Kałmucy stanowili doborowe jednostki kawalerii rosyjskiej.
  13. Ja to zrozumiałem tak: attache wojskowy słuchał Wydziału Ewidencji, czyli pewnie jego szefa, ten zaś podlegał szefostwu Oddziału II, który podlegał szefowi Sztabu Głównego. Kierownictwo placówek dyplomatycznych nic do nich nie miało, chyba że zakwaterowanie, wyżywienie itp..
  14. Bitwa pod Smoleńskiem (Leśną?) z 22 IX 1708 r.

    Zgadza się, macie rację. Wolter opisuje tę bitwę i Kałmuków tak: 22 września 1708 roku król zaatakował pod Smoleńskiem 10 tys jazdy rosyjskiej i 6 tys Kałmuków. Ci Kałmucy są to Tatarzy zamieszkujący między należącym do cara Królestwem Astrachańskim i królestwem Samarkandy, krainą Tatarów Uzbeckich. Na wschodzie ich ziemie ciągną się do gór które stanowią granicę z Azją Środkową. Kałmucy zawsze byli w oddziałach rosyjskich. Carowi udało się nawet zaprowadzić u nich dyscyplinę jak w innych jednostkach. Karol XII zaatakował tę armię mając ze sobą tylko 6 regimentów jazdy i 4 tys piechoty. Nieprzyjaciel rzucił się do ucieczki. Król ścigał ich po krętych i nierównych ścieżkach między którymi ukryli się Rosjanie i Kałmucy. W pewnym momencie niespodziewanie wyskoczyli z ukrycia i rzucili się między regiment na czele którego jechał król, a resztę armii. Jak tylko Rosjanie i Kałmucy otoczyli ten regiment rzucili się w kierunku króla. Zaraz zabili dwóch walczących przy nim oficerów. Zabili pod nim konia. Giermek podał mu drugiego. Zanim król zdążył go dosiąść to giermek razem z koniem padli pod ciosami. Karol musiał walczyć pieszo otoczony oficerami którzy zdążyli nadbiegnąć. W krytycznym momencie pozostało przy nim 5 ludzi. W końcu przez Kałmuków przebił się do niego pułkownik Dahldorf z jedną tylko kompanią swego regimentu. Pozostali Szwedzi rzucili się na Tatarów i tamci zaczęli uciekać. Armia szwedzka uszykowała się na nowo i ruszyła w pogoń. Mimo zmęczenia Karol ścigał Rosjan jeszcze przez 2 mile. Czyli zgadza się, że było ich tam około 7 tysięcy a co do tych jeńców których sułtan miał wykupić od Kałmuków to widocznie była mowa i o tych co zostali wzięci do niewoli również pod Leśną dwa tygodnie później. Niemniej jednak z tego tekstu wynika że były to zdyscyplinowane oddziały. Poza tym to co doświadczył Karol XII 22 września mogło odegrać jakąś rolę w tym że zmienił kierunek marszu swojej armii. Coś się jednak wyjaśniło.
  15. Bitwa pod Smoleńskiem (Leśną?) z 22 IX 1708 r.

    Ja też dokładnie tak uważałem dopóki nie przeczytałem u Woltera wzmianki że 22 września była jakaś bitwa, czy potyczka, pod Smoleńskiem, w której Karol XII omal nie trafił do kałmuckiej niewoli. Do tej 2 – 3 zdaniowej wzmianki jest dołączony odnośnik że jazda kałmucka stanowiła doborowe jednostki rosyjskiej kawalerii. Odnośnik ten napisany jest przez jakiegoś XIX – wiecznego francuskiego historyka. Poza tym Wolter wspomina też że kiedy w 1709 roku Karol XII znalazł się w Turcji to sułtan obiecał mu że wykupi od Kałmuków jeńców jakich ci wzięli pod Smoleńskiem i z kontekstu wynika że było ich sporo. To są poszlaki że owo starcie 22 września było czymś więcej niż drobną potyczką. Za tym przemawia zresztą fakt że w tym czasie Karol XII zmienił kierunek swego marszu. O ile dobrze wiem(z chęcią wysłuchałbym korekty), to za Smoleńskiem na wschód ciągną się rzadko porośnięte lasami równiny, a więc tereny wymarzone dla jazdy. Karol wybrał drogę na południe, przez lasy i bagna, gdzie kawaleria traci swoją skuteczność. Wolter opisuje tę bitwę oczami zachodu i wydaje mi się że warto się nad tym zastanowić. Z tamtej, odległej, perspektywy patrzył na wydarzenia beznamiętnie, nie był zaangażowany po żadnej ze stron, zatem raczej obiektywnie, poza tym wówczas nie pisano książek o odległych (na ówczesne czasy) krajach w celach propagandowych. Kałmucy też nie są narodem którzy tak skrzętnie spisywali swoją historię jak choćby Polacy czy Rosjanie (tak mi się przynajmniej wydaje). W historii natomiast znalazłby się na pewno niejeden przykład kiedy to niechętnie przyznaje się sojusznikowi, a Kałmucy przecież kimś takim dla Rosjan byli, że osiągnął jakiś sukces, raczej przemilcza się to. Ta interpretacja która mi się nasuwa że to Kałmucy wpędzili Szwedów w beznadziejne położenie przyćmiłaby Połtawę, która była z kolei rosyjskim sukcesem. Wszystko to można rozstrzygnąć tylko w ten sposób by się dokładnie dowiedzieć co zaszło 22 września 1708 roku pod Smoleńskiem, czy była tam jakieś większe starcie, czy tylko nic nie znacząca potyczka. Ja kiedyś trochę interesowałem się czasami Piotra I ale o tym starciu nic nie pamiętam i dlatego to co napisał Wolter zaskoczyło mnie. Może ktoś wie o tym tyle żeby to wyjaśnić.
  16. Bitwa pod Smoleńskiem (Leśną?) z 22 IX 1708 r.

    Bitwa pod Leśną to co innego. Stoczona została 9 października 1708 roku przez wojska szwedzkie którymi dowodził generał Loewenhaupt. Posuwał się za głównymi silami szwedzkimi dowodzonymi przez Karola XII eskortując zaopatrzenie. Pod Leśną zaatakowali go Rosjanie. Za cenę utraty taborów i sporych strat udało mu się przedrzeć do głównych sił. Ta strata zaopatrzenia postawiła wojska szwedzkie w prawie beznadziejnej sytuacji. Zapasy żywności jakie mieli ze sobą starczały tylko na 12 dni, brakowało im przede wszystkim prochu. O ile co do wyżywienia to poratowali ich jakoś Kozacy, to zapasów prochu już nie uzupełnili do końca. Jego brak zadecydował o wyniku bitwy pod Połtawą. Karolowi XII często stawiano zarzut o to że nie poczekał na Loewenhaupta pod Smoleńskiem. Natomiast bitwa pod Smoleńskiem była stoczona 22 września 1708 roku przez siły szwedzkie dowodzone przez Karola XII i miała charakter bitwy kawaleryjskiej. Wygląda na to, że kałmucka jazda solidnie przetrzepała tam szwedzką. Właśnie nie bardzo mogę bo niewiele wiem. W każdym razie dwa fakty wskazują że miała ona spore znaczenie. Bitwa pod Smoleńskiem została stoczona 22 września 1708 roku a 1 października Karol XII zmienił kierunek marszu o 900 i ruszył na Ukrainę. Wątpię żeby w grę wchodził tu królewski kaprys, w końcu na wojaczce się znał. Faktem jest że namawiali go do tego posłowie Mazepy ale pewnie uznał również że jeżeli pójdzie na Moskwę to będzie miał trudną przeprawę z rosyjską (kałmucką) kawalerią i stąd ta zmiana kierunku. Że bitwa pod Smoleńskiem to nie była byle jaka potyczka świadczy fakt że kiedy w 1709 roku Karol XII znalazł się w Turcji, to sułtan turecki obiecał mu wykupić z kałmuckiej niewoli jeńców wziętych pod Smoleńskiem. Karol sporo sobie po tym obiecywał, to znaczy że sporo Szwedów musiało się do tej niewoli dostać. Nic z tego co prawda nie wyszło odnaleziono i uwolniono bowiem tylko około 100 Szwedów. To wszystko wziąłem z „Historii Karola XII” napisanej przez Woltera. Autor nie wyjaśnia powodów zmiany kierunku marszu armii szwedzkiej z pod Smoleńska ale taka interpretacja się narzuca.
  17. Bitwa pod Połtawą- 8 lipca 1709 r.

    Trudno powiedzieć, że był złym strategiem albo poszukiwaczem przygód. Po prostu upodobał sobie zawód żołnierza i wszelkie problemy swego królestwa wolał rozwiązywać przy pomocy wojska niż dyplomacji i w końcu kark sobie skręcił. Mnie jednak chodzi o co innego. Kiedyś interesowałem się czasami Piotra I, trochę o nich wiem. Niedawno trafiła mi do ręki książka napisana przez francuskiego historyka Woltera (Voltaire) „Historia Karola XII”. Z pewnym zdumieniem przeczytałem że 22września 1708r wojska szwedzkie Karola XII stoczyły sporą bitwę pod Smoleńskiem. Z tego co się zorientowałem to bitwę tę po obu stronach rozegrały oddziały kawalerii. Po stronie rosyjskiej byli to Kałmucy, których autor określa jako doborowe jednostki kawalerii rosyjskiej. Zdaje się że zadali oni Szwedom solidną porażkę i omal nie wzięli do niewoli samego Karola XII. Straty jakie zadali Szwedom musiały być duże bowiem kiedy po Połtawie w 1709 roku Karol znalazł się w Turcji to sułtan obiecał mu że wykupi od Kałmuków jeńców pojmanych pod Smoleńskiem. Co prawda nic z tego nie wyszło bo odnalazło się tylko około 100 żołnierzy ale Karol bardzo na to liczył bowiem uzyskałby wówczas sporą siłę. Zatem tych pojmanych pod Smoleńskiem musiało być dużo a jeżeli pojmanych, to i zabitych. W polskich książkach żadnych szczegółów o tej bitwie nie znalazłem, chociaż możliwe że przegapiłem, nie jestem historykiem i po bibliotekach nie studiowałem tematu. Odegrała ona jednak chyba poważną rolę bowiem to po niej Karol XII skręcił na Ukrainę. Ciekawe co na ten temat mówią źródła rosyjskie. Czy to nie jest czasami tak, że Rosjanie przemilczają tą bitwę bo to Kałmucy ją wygrali? Z chęcią bym się czegoś dowiedział.
  18. Tu ujawnił się pewien mechanizm. W tym akurat przypadku ów geolog pracowałl w terenie i wszystko robił sam (albo z jakimiś pomocnikami), sam kupował chemikalia i sam za nie płacił. Można to sobie wyobrazić w skali makro, czyli pracę wykonuje jakaś większa grupa robotników, na państwowe zamówienie, płatności są wykonywane przez jakąś wyspecjalizowaną komórkę, ktoś czegoś nie dostrzega, no i mamy urzędników.
  19. Pamiętam że gdzieś czytałem o sprawie wprawdzie drobnej ale ukazującej pewien mechanizm. Otóż bodaj w latach 80-tych istniała jakaś spółdzielnia zajmująca się badaniami typu geologicznego. Nie pamiętam dokładnie (może ktoś wie o tym coś więcej) jaki był tam proces technologiczny ale z grubsza to opiszę. W każdym razie praca ta polegała na drążeniu otworu w badanym gruncie, po czym lało się tam kwas solny w wyniku czego osiągało się potrzebny rezultat. Jeden z zatrudnionych tam geologów wpadł na pomysł żeby zamiast kwasu solnego wlewać tam dwa inne odczynniki. Rezultat był identyczny, praca nic nie traciła na jakości, jednak te dwa odczynniki były dużo tańsze niż kwas solny. Zamiast kwasu solnego ów geolog kupował te dwa odczynniki i płacil mniej niż za kwas. Naturalnie różnicę chował do własnej kieszeni. Wydało się i dostał 4 lata. Sprawa była o tyle kontrowersyjna że spółdzielnia nie traciła nic, a sposób stosowany przez owego geologa przynosił jeszcze tę korzyść że kwas solny był w owych czasach deficytowy. Zdaje się że ów geolog tych 4 lat nie odsiedział bo zmieniło się prawo. Co do zamówień wojskowych to słyszałem, że wojsko jeżeli zamawia/ło w cywilnym zakładzie jakiś wyrób, to wymagało również żeby ten wyrób był produkowany według jakiegoś ściśle określonego procesu technologicznego, którego nie wolno było zmieniać. Czasami podobno udawało się po cichu ominąć jakiś etap produkcji i dzięki temu zaoszczędzić jakiś materiał, oczywiście nie wchodzący w skład wyrobu, co się zresztą zdarza. Gdzieś słyszałem o takiej aferze, ale dokładnie sprawy nie znam.
  20. Ciało o którym mówimy trudno nazwać komisją. Było ono po to by dostarczać Bormanowi prawdziwych i wartościowych informacji, które za pomocą Komanda Czerwona Orkiestra przekazywał do Moskwy, by w stosownym momencie przekazać im fałszywe info, albo też prawdziwe ale które skłoniłoby ZSRR do rozpoczęcia rokowań. Na tym polega intoksykacja, którą Niemcy nazywają funkspiel. Ci autorzy często używają w tym przypadku liczbę mnogą. . Ribbentrop miał tylko dostarczać informacji, poza tym Gra ta rozpoczęła się co najmniej na początku 1943 roku, a więc przed Kurskiem i zmierzała do oderwania ZSRR od sojuszu z państwami zachodnimi, jak to zresztą zdarzyło się już w historii dwukrotnie. Co do Dahlerusa to nic nie wyszło bowiem dowiedział się o tych rozmowach Canaris i je udaremnił. Przekazał to Hitlerowi w takiej formie, że ten wpadł we wściekłość i później każdy bał się cokolwiek napomykać o tym. O Stamenowie nic specjalnego nie wiem to nie będę zabierał głosu. W każdym razie z tego co wiem to istotnie były tylko te dwie próby nawiązania rokowań z ZSRR. Ponieważ spełzły na niczym to postanowiono wykorzystać do tego celu nadajniki Czerwonej Orkiestry. Jednak o prowadzonej podczas DWS, Wielkiej Grze, są książki, również po polsku. Dlatego dziwię się że ktoś kto choć trochę interesuje się tematem może o tym nie wiedzieć. No i trzeba pamiętać, że są biografie lepsze i gorsze, dotyczy to również książek które nie są biografiami. Co do korespondencji to Ribbentrop nie był pewnie ani pierwszym ani ostatnim ministrem spraw zagranicznych za plecami którego szła tajna korespondencja. Ja też tak myślę Co do ekspertów to przecież żyli jeszcze ci co podczas PWS oderwali Rosję od sojuszu z państwami zachodnimi. Może nie wszyscy, ale żył na pewno główny tego sprawca Nicolai. Nie wyobrażam sobie że można było nie starać się wykorzystać ich doświadczeń.
  21. Istnieje jednak coś takiego jak tajna dyplomacja. "Wynalazł" ją w XVIII wieku Ludwik XV. Polegała ona właśnie na tym, że niektórzy dyplomaci, ci którzy byli zwerbowani do Sekretu Króla, w największej tajemnicy otrzymywali polecenia bezpośrednio od niego albo od szefów Sekretu, z pominięciem ministra spraw zagranicznych, przed którym było to skrzętnie ukrywane. Te polecenia często stały w rażącej sprzeczności z tymi które otrzymywali od swego ministra spraw zagranicznych. W omawianym wyżej przypadku mogło też tak być, dyplomaci mogli otrzymywać polecenia bezpośrednio od Hitlera poza wiedzą Ribbentropa. Tak pokrótce bo nie mam teraz czasu pisać.
  22. Mnie brak informacji o niej nie dziwi i trudno ją nazwać komisją. W końcu podczas DWS była to jedna z największych tajemnic III Rzeszy. Niewykluczone jednak że dzisiaj jakieś informacje na ten temat gdzieś są, może w niemieckich źródłach. Poza tym służby wywiadowcze nie są zorganizowane w jakiś ściśle określony, przejrzysty sposób, i na dodatek hierarchicznie (chyba że polskie). A niemieckie to już na pewno nie. To zdaje się Gehlen w swych pamiętnikach pisze że służba wywiadowcza o jasnej strukturze zostanie szybko rozszyfrowana i przestanie spełniać swoją rolę. O „Operacji Niedźwiedź” wspomina Gilles Perrault w książce „Czerwona Orkiestra”, mniej więcej to: W sierpniu 1943r - Kosztem Himmlera, Bormann przejmuje inicjatywę w politycznej części Wielkiej Gry. By ją „żywić” trzeba było otrzymywać od ministrów, a szczególnie od ministra spraw zagranicznych, Ribbentropa, pierwszorzędny materiał. Z tego wynikały różne konflikty które bez przerwy musiał rozstrzygać Hitler. W końcu, zaabsorbowany czym innym kazał zająć się tymi sprawami Bormannowi. Ten jak tylko został dysponentem materiału intoksykacyjnego stał się inspiratorem Wielkiej Gry. Z polecenia Hitlera zajmował się nią osobiście bez jakiegokolwiek pomocnika czy sekretarza. Oprócz szefów Gestapo w Grę wciągnięty był tylko Ribbentrop i starannie wyselekcjonowani eksperci. Dokumentacja z napisem „Operacja Niedźwiedź” leżała w sejfie. Tak nawiasem mówiąc to, antycypując uwagi Szanownych Userów, ja tu nie widzę sprzeczności że Borman miał działać sam a miał do pomocy Ribbentropa i ekspertów.
  23. Wydawało mi się że w.w grupę nazwaliśmy "komisją spekulatywną" umownie. (Twój, Szanowny Poldasie, pomysł). Oczywiście nie wiadomo jaką ona miała nazwę w rzeczywistości i czy w ogóle miała. Co jest magicznego w tej dacie to dużo by pisać. Proponuję choćby spojrzeć na daty fizycznej eliminacji (czyli po prostu zabójstw) ludzi Hitlerowi niewygodnych, podobno przed 20 lipca nie miało to ani razu miejsca. Z takich bardzo wymiernych i rzucających się w oczy skutków 20 lipca to był pobór do wojska pewnej grupy poborowych którzy do tej pory skutecznie się od tego migali. Pozwoliło to Hitlerowi utworzyć 40 nowych dywizji, zwanych Dywizjami Grenadierów, które wzięły m.in udzial w ofensywie w Ardenach. Ta "komisja" nie nosiła kryptonimu Niedźwiedź. Tu chodzi o operację intoksykacyjną opatrzoną kryptonimem "Operacja Niedźwiedź" w ramach której ta komisja działała (może nią kierowała). A przestała istnieć bo, według mnie, była zbyt liczna, w jej skład wchodzili ludzie o zróżnicowanych poglądach i nie można było nad nią utrzymać kontroli.
  24. Wziąłem to z książek Andree Brissaud "Canaris" i Gilles Perrault "Czerwona Orkiestra" Na przykład o to że Himmler bez zgody Hitlera prowadził układy. Według mnie jednak przede wszystkim dlatego że Komando Czerwona Orkiestra miało za zadanie doprowadzić do separatystycznego pokoju z ZSRR a Himmler rozmawiał z Zachodem.. W niczym się nie gubię. Możliwe co najwyżej że się nie rozumiemy. A wiedzę tę wziąłem z w.w książek. W każdym razie odsunięcie Himmlera od spraw Komanda Czerwona Orkiestra to rok 1943, natomiast zamach na Hitlera to 20 lipiec 1944r. Działalność zaś owej "spekulatywnej" komisji trwała od lata 1943 do 20 lipca 1944r i nosiła kryptonim "Operacja Niedźwiedź". Może ktoś coś o tej operacji wie? Może jest coś po niemiecku? Nie znam tego języka.
  25. Jest jeszcze niedawno wydane: Christopher Duffy "Czerwony Szturm Na Rzeszę"
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.