Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,172
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. Broń chemiczna

    Przepraszam że się wtrącam nie mam bowiem takiej wiedzy na temat zapalników do V-1 i V-2 jak szanowni przedmówcy ale z jakichś tam szkoleń wojskowych pamiętam że co do zapalników artyleryjskich to są takie które detonują po głębokim zaryciu się pocisku w ziemię, ale są też takie które się używa do ostrzeliwania na przykład lasu. Te drugie detonuje byle gałązka i wybuchają przy czubkach drzew . Wiem że V-1 czy V-2 to nie jest bynajmniej pocisk artyleryjski ale te zapalniki mogły również być po prostu mniej lub bardziej czułe.
  2. Oszczepy

    Po prostu chodziło o to by pilum nie można było już odrzucić. Pewnie nie zawsze tak zmodyfikowane pilum stosowano ale przecież zdarzały się sytuacje w których było wiadomo że będziemy się cofali bo tamtych jest np. więcej. Legioniści stosowali zresztą również taką taktykę że chowali się za tarczami i cofając się pozwalali się przeciwnikowi na nich wyżyć, czyli zmęczyć. Pewnie tylne szeregi rzucały wówczas oszczepami a taki oszczep, gdyby go odrzucono, był niebezpieczny nawet dla rzymskiej tarczy.
  3. Broń chemiczna

    Nie wiem nic o "przepychankach". Natomiast z tego co wiem to owe V-1 i V-2 były budowane z myślą o broni chemicznej. Niemcy mieli gaz przed którym ówczesne maski nie chroniły, o ile sobie dobrze przypominam to chodziło o fosgen. Nie wiem dlaczego ich w takim charakterze nie użyli. Możliwe że mieli za małe zapasy tego gazu albo alianci mieli jeszcze większe możliwości w tej dziedzinie. W każdym razie zapamiętałem to z pamiętników Speera a nie mogę tego sprawdzić bo nie mam ich pod ręką.
  4. Broń chemiczna

    Też coś podobnego słyszałem. Z tym że nośnikami broni chemicznej miały być rakiety V-1 i V-2. Zdaje się że wspominał o tym Speer w swych pamiętnikach.
  5. Wiadomo że podczas DWS ambasada niemiecka w Ankarze była ośrodkiem dwóch siatek szpiegowskich które wzajemnie o sobie nie miały prawa nic wiedzieć i było to rygorystycznie przestrzegane. Szefem jednej z nich był oficer SD, Moyzisch, zakamuflowany jako radca ekonomiczny, drugiej natomiast, Albert Janke, sekretarz ambasady. Zważywszy, że ten drugi był szwagrem Ribbentropa a kierowana przez niego siatka była niezależna od innych służb i podlegała Ribbentropowi, to można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć o niej, że była siatką wywiadowczą służby dyplomatycznej. Wiele krajów taką miało i ta kierowana przez Janke miała wszelkie cechy by za taką można ją było uznać. Nie jest taka banalna choćby dlatego że zanim został lokajem w brytyjskiej ambasadzie służył u państwa Janke. Ponadto fotokopie jakie wykonywał dowodziły że był dobrze wyszkolonym szpiegiem a nie jakimś przypadkowym spryciarzem. Należy zatem przypuszczać że dawniej był agentem w siatce Alberta Janke i jako taki dostał się do ambasady angielskiej. Prawdopodobnie wykorzystano tu zdolności muzyczne Cicero, które ambasador angielski bardzo cenił. W końcu października 1943 roku z pewnych powodów został przekazany do tej drugiej siatki, kierowanej przez oficera SD, Moyzischa. Z tą zapłatą to sprawa była trochę bardziej skomplikowana bo w grę wchodziły fałszywe pieniądze i różne związane z tym komplikacje. Żadna bujda, przestaję wierzyć, Poldasie, w Twój profesjonalizm. W wielkim skrócie sprawy wyglądały tak: W grudniu 1943 Cicero roku przekazał informacje o operacji Overlord pozwalające ustalić dokładną jej datę i miejsce lądowania, czyli że ma nastąpić 6.VI.1944 roku w Normandii. Były to materiały z konferencji w Teheranie których przez ambasadę brytyjską w Ankarze przechodziło wówczas mnóstwo i w związku z tym panował tam spory rozgardiasz. Trochę później przekazał też inną informację, tą że Turcja ma zamiar przystąpić do wojny po stronie aliantów i że toczą się już na ten temat rozmowy. Dzięki tej drugiej zamiar Turków został udaremniony ale Anglicy zorientowali się, że ktoś ma oko na ich ambasadę. Zjawiło się tam 3-ech oficerów kontrwywiadu i wkrótce Cicero został zdemaskowany. Od stycznia 1944 roku przekazywał informacje już pod kontrolą tych kontrwywiadowców. Podjęli oni jednocześnie działania mające na celu skompromitowanie Cicero w oczach Niemców. To im się udało i Niemcy przestali ufać swemu agentowi. W lutym, a może w marcu, Cicero przekazał jeszcze jedną wiadomość potwierdzającą że lądowanie ma nastąpić 6.VI.1944 roku w Normandii, ale że będzie to tylko lądowanie pomocnicze a główny atak miał nastąpić w rejonie Pas de Calais. Niemcy wówczas już nie ufali Cicero. Za tą ostatnią wiadomość mu nie zapłacili i zerwali z nim kontakt. Zatem wiosną 1944 roku mieli oni prawdziwą informację że 6.VI.1944 roku ma nastąpić lądowanie w Normandii oraz fałszywą, że będzie to dywersja a zasadniczy atak nastąpi w rejonie Pas de Calais. Nie wierzyli jednak już w żadne info dostarczone przez Cicero a zatem również i w te. W czerwcu 1944 roku, kiedy desant nastąpił naprawdę według informacji dostarczonych przez Cicero, stanowisko Niemców wobec niego uległo drastycznej zmianie i informację, że Normandia to jest tylko pomocnicze lądowanie, przyjęli za prawdziwą. To właśnie dlatego ich dywizje stały tak długo na prawym brzegu Sekwany i pozwoliły aliantom umocnić się na przyczółku normandzkim. Gdyby nie to desant ten zostałby prawdopodobnie zepchnięty do morza. Przyznam, że nie wiem co oznacza zwrot „pracował operacyjnie”, mam nadzieję że nie jest to jakieś określenie z zakresu medycyny. Co do autora o którym mowa to podczas PWS należał do siatki szpiegowskiej „Biała Dama Hohenzolernów” działającej gdzieś na pograniczu belgijskim, dość tajemniczej bowiem niewiele o niej wiadomo. On sam był przez Niemców aresztowany i skazany na śmierć, jednak ze względu na młody wiek został ułaskawiony. Zatem mimo tak młodego wieku czegoś się jednak nauczył. O tym że owa siatka musiała być skuteczna świadczy fakt że w 1940 roku, zaraz na początku okupacji, Niemcy rozstrzelali wszystkich jej członków których udało im się zidentyfikować. Dla ścisłości można dodać, że Francuzi, zanim ich wojska stamtąd się wycofały, to samo zrobili ze wszystkimi znanymi sobie agentami niemieckimi.
  6. "Cicero" i walka wywiadów w Ankarze

    Ja to napisałem na podstawie książki Andree Brisaud "Historia Nazistowskich tajnych Służb: Agenci Lucyfera" . Co do wieku Jenke to powołuje się on na książkę Moyzischa. Inne dane o nim zamieścił chyba na podstawie robionych przez niego wywiadów. O ile się dobrze orientuję to Brissaud był dziennikarzem i pisał swoje książki również w oparciu o powojenne wywiady z uczestnikami wydarzeń.
  7. Coś takiego było chyba w Paragwaju, w prowincji Missiones zamieszkałej przez Indian Guarani, o ile się nie mylę.W wyniku wojny w połowie XIX wieku prowincja ta została podzielona i dzisiaj znajduje się w Paragwaju, Brazylii i Urugwaju. Z tym że tam, do czasu likwidacji zakonu, rządzili Jezuici.
  8. "Cicero" i walka wywiadów w Ankarze

    Ojciec pewnie nazywał się też Jenke, ale to jest tylko moje domniemywanie. Co do wieku to Moyzisch w swoich pamiętnikach określa go w 1943 roku jako około 50--letniego mężczyznę. To daje datę urodzin gdzieś około 1895 roku. Co do jego żony, Inge Jenke, to pewnie coś można o niej znaleźć w internecie po angielsku albo niemiecku. Zgadza się.
  9. "Cicero" i walka wywiadów w Ankarze

    To mało powiedziane. Jenke urodził się około 1895 roku i od młodych lat mieszkał w Turcji. Jego ojciec zdobył sobie tam pewne uznanie budując zaporę na jakiejś rzece. Później został właścicielem przedsiębiorstwa budowlanego które dobrze prosperowało bo wykonywało przeważnie zamówienia publiczne. Młody Jenke przejął interes po ojcu. Turcję uważał za swoją drugą ojczyznę. Pełniąc funkcje w ambasadzie kierował również swoją firmą, której biura znajdowały się w Istanbule.
  10. Tajemniczy Werter

    Mogę z całą pewnością powiedzieć, że wewnątrz Kwatery Głównej system łączności był przewodowy. Przypominam że istnieją wątpliwości co do tego że Roessler miał informatorów w Niemczech i ja uważam, że jest to bardzo prawdopodobne, Choćby z tego powodu że nikt nigdy nie wymienił takiego. Nie znało ich nawet GRU a podobno nie zdarza się by centrala wywiadu nie znała choćby niektórych swoich źródeł z danej siatki. To że prawdziwym informatorem Roesslera był wywiad angielski wynika z podanego wyżej internetowego tekstu i ja uważam to za bardzo prawdopodobne. Żeby nie było wątpliwości jeszcze raz powtórzę, że według mnie Roessler otrzymywał info od wywiadu angielskiego, przekazywał je szefowi grupy Trzej Czerwoni, Rado, który wysyłał to drogą radiową do Moskwy. Niemcy te depesze przechwytywali, dekodowali i przez 2 lata szukali agenta wśród we własnych szeregach, tam gdzie go nie było. Dzięki temu angielskie źródła: agenturalne i techniczne (Enigma) pozostawały nie wykryte.
  11. Tajemniczy Werter

    Niekoniecznie. Z różnych szkoleń wojskowych pamiętam że jedną z zalet łączności przewodowej jest ta że bardzo trudno ją podsłuchać obcemu wywiadowi. Tak przynakmniej było podczas DWS. Wolę jednak używać określenia Trzej Czerwoni. Pewnie siatka ta nie przesyłała tylko informacji związanych z budową Wału ale różne. Jednak tych dotyczących Wału Atlantyckiego musiało być sporo bowiem Moskwa się tym interesowała. Zbieranie wiadomości na ten temat było jednym z zadań Czerwonej Orkiestry. W końcu po sposobie budowania tych umocnień można się było zorientować jak Niemcy widzą zamiary alianckie na zachodzie i porównać je z oficjalnymi alianckimi deklaracjami.
  12. Tajemniczy Werter

    To znaczy że owi rzekomi agenci Rosslera mieli nasłuch na terenie Niemiec i stąd czerpali swe info? Niewiele by się pewno w ten sposób dowiedzieli. A już na pewno nie tyle jak to się powszechnie uważa. Nie jestem specjalistą ale sądzę że na swoim terytorium Niemcy posługiwali się w dużym stopniu łącznością kablową, taką zaś w kraju przeciwnika trudno jest wywiadowi podsłuchać, o ile to w ogóle jest możliwe. Jakieś lewe sygnały z wewnątrz Niemiec do Szwajcarii to też bezsens, przecież można było od razu je przesyłać do Moskwy.. Co tu spekulować. Należy odwołać się do wiadomości ogólnych. Wiadomo przecież skądinąd że bardzo ważne info nie było przesyłane Enigmą, co nie znaczy że w ten sposób uzyskiwane ifo miało niewielką wartość. Wiadomo też że podstawowym problemem w stosunkach Rosji z jej zachodnimi sojusznikami była sprawa II-giego frontu. Tam zaś Niemcy budowali Wał Atlantycki i na pewno wiele co dotyczyło tej budowy było przekazywane Enigmą. Na podstawie tych informacji Anglicy mogli redagować i wysyłać depesze za pośrednictwem siatki Rado by w ten sposób wykazywać Rosjanom, że coś się jednak na zachodzie dzieje. Nie mówiąc o tym, że siali nieufność w szeregach przeciwnika. Co do wysoko postawionych szpiegów w III Rzeszy to takich na pewno mieli Anglicy. W każdym razie o jednym takim wspomniał Churchill prezydentowi Czech, Beneszowi, przy okazji zamachu na Heydricha.
  13. Tajemniczy Werter

    Wystukałem Les Trois Rouges i zaraz pierwsza pozycja mówi o tym. Wydaje mi się wiarygodne bowiem nie stoi nigdzie w sprzeczności z tym co na ten temat pisze na przykład Gilles Perrault. A fragment o którym mowa jest na stronie 10/29, drugi akapit od góry i początek trzeciego.
  14. Tajemniczy Werter

    To że działalność Trzech Czerwonych w Szwajcarii napsuła Niemcom krwi jest niewątpliwe. Według mnie raporty niemieckich służb które przechwytywały depesze ze Szwajcarii i które lądowały na biurkach różnych dygnitarzy III Rzeszy musiały od czasu do czasu doprowadzać kogoś do białej gorączki. Przecież trwała wojna, dramatyczne wydarzenia na froncie, a tu jeszcze służby donoszą że do Rosji jest przekazywane wartościowe info i to tak sformułowane że sugeruje iż w Kwaterze Głównej Hitlera znajduje się szpieg. W takich okolicznościach nie ma się co dziwić że Niemcy mogli brać pod uwagę agresję na Szwajcarię. W każdym razie w tekście o którym mówiłem wyżej, napisane jest że wiosną 1943 roku szef szwajcarskiej armii został uprzedzony o szykującym się ataku Niemiec na Szwajcarię. Nie pisze jednak kto go uprzedził. W każdym razie Niemcy się do tego nie palili. Doświadczenia z Jugosławii, gdzie ukryci w górach partyzanci angażowali 500 tys żołnierzy niemieckich do tego nie zachęcały. Mogło się to przecież łatwo powtórzyć w Szwajcarii. W każdym razie rzucali bardziej realne groźby, że dokonają masowych bombardowań Genewy i Lozanny, gdzie były ukryte nadajniki Trzech Czerwonych. Z tych powodów szwajcarska policja zajęła się poważnie tą sprawą i nadajniki zamilkły. Jednak represje jakie ponieśli aresztowani przy tej okazji agenci były minimalne. Zresztą dylemat przed jakim stał kontrwywiad niemiecki w związku z owymi Trzema Czerwonymi jest chyba typowym. Polega na tym że służby kontrwywiadowcze często mają trudności by rozstrzygnąć czy źródłem wycieku tajemnicy jest agent czy też środki techniczne (nasłuch, złamanie kodów itp.). Takich dylematów podczas DWS kontrwywiady miały pewnie więcej. Mnie osobiście znany jest jeszcze jeden taki. Zresztą nie jest powiedziane że źródłem info przekazywanych do Moskwy był tylko Bletchey Park, gra pewnie była bardziej subtelna. Co do owego literata w rosyjskich służbach wywiadowczych to ja wiem o jednym, ale ten nazywał się Adam Kuckoff i był jednym z szefów berlińskiej Czerwonej Orkiestry. Pewnie bardzo ważnym bo zarządzał jej finansami. Jedna z jego książek była kluczem do używanych przez tę siatkę szyfrów.
  15. Tajemniczy Werter

    Jakoś nikt za bardzo nie poddawał w wątpliwość tego co przedtem pisałem na ten temat. Gwoli ścisłości to chodziło tu nie o agentów a o nadajniki. Możliwe zresztą że zmuszono je do milczenia i Niemcy dali spokój. Nie jestem wszechwiedzący. Tak działają wywiady z prawdziwego zdarzenia. Pewnie że dla tych co zajmują się łażeniem za własnymi obywatelami i uczą się na pamięć regulaminów z 1952 roku to jest to czarna magia.
  16. Tajemniczy Werter

    Dwie godziny temu wystukałem w internecie Espionnage Rousses: Trois Rouges i mi wyskoczyło. Zdaje się, że znasz angielski. To wyżej znaczy Wywiad rosyjski: Trzej Czerwoni. Wystukaj może też co ciekawego znajdziesz. To się zresztą potwierdza z tym co pisze Gilles Perrault na ten temat. Akurat ta publikacja jest francuska a więc ostrożnie z pro angielskością. Poza tym można ją uznać również za propolską bo wspomina o roli Polaków w rozszyfrowaniu Enigmy A czy ktoś temu przeczy? Pisałem już, że zdradzenie części planów Cytadeli było jednym z elementów prowadzonej przez Niemców Wielkiej Gry. Powiedzmy raczej że chodzi o likwidację nadajników Trzech Czerwonych, a szwajcarska policja ścigała je na żądanie Niemców którzy grozili najazdem. Szwajcarzy za bardzo się do tego nie przykładali, chociaż wpuścili kilku agentów Gestapo. Z tego co pisze Gilles Perrault to wszystko kończyło się przeważnie na napomnieniach udzielanych przez szwajcarską policję. Najpoważniejszą karą było 10 miesięcy więzienia których delikwent nie odsiedział nawet do końca. Z tym że nie jest mi wiadome kiedy nadajniki Trzech Czerwonych zamilkły no i czy w ogóle zamilkły.
  17. Tajemniczy Werter

    Istnieje bardzo prawdopodobna wersja, że siatka Lucy nigdy nie istniała a była intrygą brytyjskiego wywiadu. Anglikom chodziło o ukrycie rozszyfrowania niemieckiej Enigmy. Było to bardzo ważne, gdyby bowiem tamci się zorientowali że w Bletchey Park są odczytywane ich depesze to by jakoś temu zaradzili i Anglicy straciliby źródło informacji o kapitalnym znaczeniu. By temu zaradzić wywiad brytyjski wykorzystał siatkę GRU w Szwajcarii zwaną Trzej Czerwoni. Kierował nią Aleksander Rado a jego radiotelegrafistą był angielski komunista, Aleksander Foote. Ten ostatni został odwrócony przez brytyjski wywiad i zaczął dla niego pracować. Już po nawiązaniu współpracy z IS Foot zwrócił się do Rado że nawiązał kontakt z kapitanem szwajcarskiej armii, Rudolfem Roesslerem, który dysponował informatorami w Niemczech. W rzeczywistości ów kapitan był brytyjskim agentem, nie miał żadnych informatorów a źródłem info był Bletchey Park. Anglicy zdawali sobie sprawę że Niemcy prędzej czy później zorientują się iż ich tajemnice przeciekają do Anglii i chcieli skierować ich uwagę na rzekomych agentów w Kwaterze Głównej Hitlera i przez to odwrócić uwagę od Enigmy. Wkrótce też Trzej Czerwoni zaczęli przekazywać wartościowe info. Intryga brytyjskiego wywiadu powiodła się w zupełności. Niemcy stracili daremnie 2 lata na poszukiwanie agentów w sztabie Generalnym, a nie pomyśleli o Enigmie. Oprócz tego że nikogo nie znaleźli to jeszcze zatruwali się wzajemną nieufnością. Dostało się przede wszystkim nielubianemu „lokajowi Hitlera”, Keitlowi. Tą drogą Anglicy przekazywali Rosjanom również info wartościowe a niepochodzące od Enigmy. Zadawniona nieufność Rosjan do wywiadu angielskiego wykluczała by ci wzięli je pod uwagę gdyby były przekazywane oficjalną drogą. Ani Rado, ani tym bardziej GRU nigdy nie poznali swoich informatorów, no bo jak? Był to prawdopodobnie jedyny taki przypadek w historii. Po powrocie do Rosji Rado dostał 10 lat, prawdopodobnie za współpracę z angielskim wywiadem.
  18. Tajemniczy Werter

    Podobno informatorów Rudolfa Rosslera nigdy nie poznano. Dostarczali oni informacji bardziej natury wojskowej, czyli trochę inne niż siatka Schulze-Boysena. Działał w szwajcarskiej siatce nazwanej Trzej Czerwoni od trzech odbiorników w Szwajcarii którymi się ona posługiwała i nie należy jej mylić z Czerwoną Orkiestrą. Szefem tej szwajcarskiej siatki był Aleksander Rado. Więcej nie wiem.
  19. "Cicero" i walka wywiadów w Ankarze

    Pisałem o dysponowaniu fałszywymi funtami. Z tego co wiem to prawo do tego miało tylko SD. A z tym nakazem zapłaty wydanym przez Ribbentropa to nie rozumiem. Zgodzę się, że Jenke mógł płacić swym bliskowschodnim agentom w złocie bo tam tylko tak można było kupować agentów ale co do tego miał Ribbentrop? Pewnie że przekazywał Jenke złoto i interesował się co ten z nim robi ale za bardzo w paradę to mu chyba nie wchodził. Jak mógł wydać nakaz zapłaty z pieniędzy którymi dysponował Jenke jakiemuś agentowi którego ów Jenke zwerbował i prowadził? Mógł jedynie zaakceptować, albo nie, proponowaną przez niego sumę. Idiotami na pewno nie byli ale u tych służb podejrzliwość i mnożenie różnych wariantów, nawet najbardziej fantastycznych, jest na porządku dziennym. Dlatego zresztą ich funkcjonariuszy cechuje indolencja decyzyjna i szukanie frajera. Niemcy jednak popełnili podstawowy, wręcz szkolny błąd. Przenieśli swego agenta z jednaj siatki do drugiej, co jest wbrew wszelkim zasadom. Angielski kontrwywiad potrafił to wykorzystać prowadząc określone działania. Ani jedni ani drudzy nie byli idiotami. Był to pojedynek dwóch wywiadów z prawdziwego zdarzenia. Ktoś musiał przegrać, przegrali Niemcy i to wszystko.
  20. Tarcze rzymskie, celtyckie i germańskie

    Trochę się nie rozumiemy. Ja twierdzę, że tarcze rzymskie pochodziły z wyspecjalizowanych manufaktur a ty że od Samnitów czy Celtów. Zanim manufaktura zaczęła produkować tarcze to pewnie przedtem jakaś grupa doświadczonych oficerów ustaliła jak taka tarcza ma wyglądać i czy możliwa jest produkcja tarczy o założonych parametrach (waga, rozmiary). Pewnie że nikt nie stosował ultra nowatorskich rozwiązań ale sprowadzanie wszystkiego do starych wzorów celtyckich czy samnickich nie wydaje mi się słuszne. O ile dobrze pamiętam to owa tarcza z Fajum nie miała żadnego metalowego umbo. A poza tym gdybym miał oceniać poszczególne tarcze to wolałbym poznać: ich wymiary, grubość, ciężar, materiał z którego je wykonano i mniej więcej jaką techniką: ile warstw, jak łączone (klejem? nitami?) Pewnie że nie należy przesadzać. Niemniej jednak w bitwie po stronie rzymskiej brały udział różne machiny miotające i pewnie jakieś szkody przeciwnikowi czyniły, poza tym dobrze to świadczy to o poziomie rzymskich oficerów. Można zaryzykować twierdzenie że wyprzedzali swa epokę.
  21. Tarcze rzymskie, celtyckie i germańskie

    Tu może chodzić o nieporozumienie. Jedna z wielkich manufaktur broni w której produkowano tarcze była w Augusta Suessonium, czyli dzisiejsze Soissons, zatem kraj Celtów. Ja to sobie tłumaczę w ten sposób, że były zbyt ciężkie. Metalowe płytki nakładane na wierzch tarczy to też nie było najlepsze rozwiązanie, z tych samych powodów. Tak poza tym to nie mam takiej wiedzy jak ty i to co piszesz jest ciekawe. W każdym razie z tego co wiem ogólnie to legionista idąc do walki miał porządny miecz, był wsparty przez machiny miotające, czyli rodzaj artylerii, i pewnie miał solidną tarczę. Idący przeciwko niemu Germanin nie miał ani porządnego miecza, wsparcia "artyleryjskiego" w ogóle a i tarczę też pewnie byle jaką. Nawet jeżeli mieli technologię produkcji tarcz to były to raczej wyroby rzemieślnicze, a więc drogie i trudno dostępne. Wojownik germański który miał porządny miecz i porządną tarczę należał zapewne do rzadkości. Eksploracje grobów też należy brać ostrożnie. Z tego co się zorientowałem to dotyczą one raczej grobów osobników z elit społecznych, zatem takich ktorych było stać na najlepszą broń.
  22. "Cicero" i walka wywiadów w Ankarze

    Bo angielski kontrwywiad tak ich skołował, że przestali mu ufać. Można w ten sposób wyjaśnić wprawdzie dezercje niemieckich dyplomatów z Ankary jakie nastąpiły na początku 1944 roku ale ja wątpię żeby w sytuacji jaka panowała wówczas w Niemczech w ich placówkach dyplomatycznych i służbach ktoś myślał o tego typu krętactwach. Tam za byle co można było stracić głowę. Poza tym Cicero nie zareagowałby na takie odstępstwo od umowy? No i pamiętać trzeba że dysponentem fałszywych funtów była SD. Sądzę, że nikt inny nie miał prawa się nimi posługiwać. Jeżeli istnieje takie zlecenie to prędzej po to by ukryć prawdziwe powody przeniesienia Cicero z siatki Jenke do Moyzischa i prawdziwe powody dezercji niemieckich dyplomatów z Ankary. Znał całą korespondencję ambasadora, pisał projekty odpowiedzi i raportów, to mało? Poza tym nie wiem dlaczego wszyscy bagatelizują fakt że był on szwagrem Ribbentropa. No i formalna organizacja, czyli ta zawarta w oficjalnych regulaminach, w ustalonej oficjalnie hierarchii stanowisk i zakresów obowiązków to też jeszcze nie wszystko.
  23. Oszczepy

    Malinowski pisał, że toporki kamienne mieli również badani przez niego Triobriandczycy. Służyły im do przycinania kijów z gałęzi, które z kolei używali do prac polowych. Z tą sklejką to może przesadziłem. Ale tarcze rzymskie były wykonane z cienkich, elastycznych desek naklejanych warstwowo, prostopadle do siebie, w trzech warstwach. Taką tarczę znaleziono gdzieś w egipskich piaskach. Wątpię by poza rzymianami ktoś był w stanie coś takiego zrobić. O ile mnie pamięć nie myli o były one wykonywane w specjalnej manufakturze. Że tarcze rzymskie były lepsze od innych to świadczy opis bitew u Ammiana Marcelina gdzie barbarzyńcy nie byli w stanie ich rozbić. Z tego co wiem, to celtyckie były inne bo trzymały się na umbo podczas gdy rzymskie były całe drewniane.
  24. Oszczepy

    Według mnie to do rzucania. Rzymską pilum rzucało się w przeciwnika i ten jeżeli nie zdążył się zasłonić tarczą to był z walki wyłączony. Pewnie jednak przeciętnie wyszkolony żołnierz zasłaniał się. Wówczas jeżeli miał tarczę niesolidną to pilum przebijało ją i skutek był j.w. Musiał mieć solidną tarczę a zatem ciężką a przez to trudną w manewrowaniu. To już legioniście dawało pewną przewagę ponieważ on sam miał tarczę ze sklejki a zatem lżejszą i wytrzymalszą. Z tego co wiem to niewiele ludów w starożytności potrafiło takie tarcze wyrabiać. Zresztą z opisów Ammiana Marcelina wynika chyba że legioniści potrafili wykorzystać zalety swych tarcz. Co do odległości z jakiej rzucano to chyba było to jakieś 10m, by po rzucie móc doskoczyć do przeciwnika przez 3 - 4 sek czyli na tyle szybko żeby przeciwnik nie zdążył wyjąć oszczepu z tarczy i podjąć równej walki.
  25. Wywiad - agenci, informatorzy, osoby informujące

    Wypowiedzi Woltera na temat XVIII-wiecznych władców oraz to co robił należy traktować ostrożnie i nie można wszystkiego zbyt jednoznacznie i zbyt na serio interpretować, ponieważ w zasadzie wiadomym jest, że był jednym z najskuteczniejszych szpiegów w historii. Jego najbardziej efektywne dokonania w tej materii miały miejsce w 1743 roku jednak jego szpiegowska działalność rozpoczęła się dużo wcześniej. Możliwe że na początku nie wierzył nawet że odegra jakąś poważniejszą szpiegowską rolę, ale okoliczności zaistniałe w 1743 roku i powszechna opinia o nim dostarczyły mu okazji do wywarcia sporego wpływu na wydarzenia polityczne ówczesnej Europy. By wiedzieć jak do tego doszło, a nie zawsze jest dane szpiegowi odegranie jakiejś nadzwyczajnej roli, trzeba najpierw powiedzieć kilka słów o nim samym. Urodził się w 1694 roku. Naprawdę nazywał się Francois-Marie Arouet. Jego ojciec był notariuszem i miał dobre układy z kilkoma znakomitymi osobistościami. Prawdopodobnie nie był jednak biologicznym ojcem Woltera. Tym był opat Chateauneuf, w każdym razie Wolter opowiadał o tym wszem i wobec a nikt temu nie zaprzeczył. Młody Francois-Marie pobierał nauki w elitarnym college Ludwika Wielkiego. Wśród jego kolegów byli m. in. bracia d’Argenson, przyszli ministrowie. W 1710 roku, kiedy miał 16 lat, ujawniło się jego literackie powołanie. Nie podobało się to ojcu który mawiał że tylko zawód prawnika może mu zapewnić jakąś przyszłość. Wolter jednak dobrze na tym wyszedł. Były to czasy regencji i różnych eksperymentów ekonomicznych z których wynikały konflikty polityczne. Oddał swe pióro na usługi przywódców potężnego stronnictwa, braci Paris, z którymi pozostanie związany do końca. Za swe teksty kilkakrotnie trafił do Bastylii, jednak dzięki życzliwości i radom braci Paris bardzo się wzbogacił na bankructwie Johna Law. Był właściwie pierwszym pisarzem francuskim który zdobył dużą fortunę i nie musiał wiązać końca z końcem. W 1726 roku cieszył się już sławą literacką. Był uważany za najlepszego poetę swych czasów i gościł w najbardziej elitarnych salonach. W owym czasie w Paryżu do głosu zaczęli coraz bardziej dochodzić ludzie tacy jak on, nie mający szlacheckich korzeni. Powodowało to różne napięcia społeczne. Kiedy w tym mniej więcej czasie katu Paryża zużyła się odzież robocza to sprawił sobie nową, ale już nie w kolorze czerwonym a niebieskim (aluzja do błękitnej krwi). Ten niewczesny wygłup kata omal nie doprowadził do krwawych zamieszek. W takiej panującej w Paryżu atmosferze nikogo nie zdziwiła awantura do jakiej doszło między Wolterem a pysznym arystokratą de Rohan-Chabot. Obaj panowie posprzeczali się w teatrze, w loży pewnej aktorki. Wygadany Wolter był górą. Na tym jednak cala sprawa się nie zakończyła. Jakiś czas później, kiedy nasz bohater brał udział w eleganckiej kolacji u diuka Sully, został w pewnym momencie dyskretnie poinformowany przez służącego że u wejścia do pałacu czeka na niego goniec. Niczego nie przeczuwający Wolter przeprosił towarzystwo i wyszedł. Jak tylko znalazł się na ulicy ze stojącego opodal powozu wyskoczyli jacyś ludzie i zaczęli go okładać kijami. Z sąsiedniego powozu wychylił się de Rohan uważnie obserwując scenę. W pewnym momencie krzyknął: „Tylko nie bijcie po głowie bo jeszcze co dobrego z tego wyniknie”. Wolter wyrwał się w końcu swoim oprawcom i w opłakanym stanie powrócił do sali w której odbywało się przyjęcie. Wywołał ogólne poruszenie. Opowiedział że urządzili go tak ludzie de Rohan-Chabot i prosił gospodarza, Sully, o sprawiedliwość. Wówczas wszyscy zaczęli natychmiast bagatelizować sprawę. Rozżalony Wolter opuścił pałac i udał się do opery. Spotkał tam swoją wielbicielkę, kochankę diuka de Bourbon, panią de Prie. Ta wysłuchała go i zwróciła się do syna regenta żądaniem sprawiedliwości. W odpowiedzi usłyszała: „Przecież została wymierzona”. Wszyscy przyjaciele i wielbiciele Woltera odwrócili się od niego. Pałając zemstą wziął wówczas kilka lekcji szermierki by bić się z de Rohan po czym wyzwał go na pojedynek. Kiedy ten się nie stawił, Wolter zaczął publicznie odgrażać się że go zabije. W kwietniu 1726 roku znalazł się za to w Bastylii. Przesiedział tam 15 dni i wyjednał u ministra Maurepas zwolnienie. Ten zgodził się na to pod warunkiem że natychmiast opuści Francję. W asyście policjanta Wolter z Bastylii udał się do Calais gdzie wsiadł na statek i popłynął do Anglii. Te opisane wyżej wydarzenia były prawdopodobnie wyreżyserowane. Po prostu Wolter zagrał główną rolę w sztuce którą sam napisał, chociaż sińce po kijach były podobno prawdziwe. Pozwoliło mu to uzyskać legendę wybitnego literata prześladowanego przez autorytarną władzę. Taka legitymacja i jego pokaźna fortuna otwierały mu wrota londyńskich salonów a taki właśnie był cel wydarzeń z początków 1726 roku. Czy wykonywał wówczas w Londynie jakąś konkretną misję szpiegowską? Nie wiadomo. Powszechnie jednak uważano go za literata którego prześladowanie w ojczyźnie uczyniły anglofila, miłośnika Anglii, jej ustroju i kultury. To z pewnością pozwalało mu penetrować londyńską elitę i pewnie dzięki temu rząd francuski niejednego się dowiedział. Wątpliwym jest jednak by wówczas dostarczał jakieś szczególnie cenne info. W 1729 roku zarobił w podejrzany sposób na loterii utworzonej przez francuskiego ministra finansów, zaraz po tym musiał uchodzić z kraju. Dotąd uważano już go powszechnie za prześladowanego przez reżim literata, teraz jeszcze doszła mu etykietka aferzysty gospodarczego. Kiedy na dodatek w 1734 roku wydał swe Listy Filozoficzne, dzieło będące pochwałą angielskiej wolności i angielskiego ustroju, i kiedy za to znowu spotkały go represje (musiał ukrywać się) to mało kto kwestionował już jego anglofilstwo i niechęć do absolutystycznej monarchii francuskiej. Ten wypracowany przez siebie wizerunek po raz pierwszy przyniósł efekty w 1736 roku. Otrzymał wówczas list od następcy tronu pruskiego, przyszłego Fryderyka II. Ów królewicz miał wyjątkowo trudne dzieciństwo. Wiele zgryzoty przysparzał mu apodyktyczny ojciec który poniewierał nim przy każdej okazji. W 1730 roku, kiedy Fryderyk mając dość rodzicielskiej tyranii zbuntował się, ojciec kazał rozstrzelać jego najlepszego przyjaciela, później kazał mu się ożenić. By uniknąć apodyktycznego ojca Fryderyk usunął się do Prus Wschodnich, gdzie żył otoczony niewielkim dworem na którym przyjmował uczonych i intelektualistów, ale także banitów i awanturników. Wolter miał w sobie coś z każdego z nich i to skłoniło pewnie Fryderyka do zainteresowania się nim. Dworowi temu nieobca była pewna kultura i ceniono na nim m.in Woltera. Jedną z ulubionych lektur młodego Fryderyka była napisana przez Woltera „Historia Karola XII”. List jaki Wolter otrzymał od Fryderyka zapoczątkował korespondencję między nimi. Była pełna słodyczy. Dla Woltera, Fryderyk to: Marek Aureliusz, Cezar, Salomon Północy itp. Fryderyk rewanżował się przyrównując Woltera do: Cycerona, Sokratesa, Platona… Tą swą korespondencją Wolter chwalił się wszem i wobec. Zapanowało powszechne zdumienie a on sam zaczął wracać na paryskie salony po 10-cio letniej na nich nieobecności. Po raz pierwszy na większą skalę jego szpiegowski potencjał wykorzystano w 1740 roku, kiedy Fryderyk II został królem Prus. Młody monarcha był wówczas zagadką dla Europy. Jego państwo nie było co prawda wielkie, liczyło 2 miliony poddanych, ale dysponował pełnym skarbem i 80-tysieczną, dobrze wyszkoloną armią. Fleury zdecydował, że należy wykorzystać możliwości Woltera i wysłać go do Berlina by te zagadki rozwiązał. W 1740 roku przebywał na dworze w Berlinie dwukrotnie i ze swego zadania wywiązał się doskonale. Tym bardziej że czas do ciekawych info był dobry bowiem Fryderyk II nosił się z zamiarem najechania Śląska, co zresztą uczynił w grudniu tego roku i co na długo stało się ogólnoeuropejskim problemem. Wielkie dni Woltera jako szpiega zaczęły się w 1742 roku, kiedy to Fryderyk II niespodziewanie zerwał sojusz z Francją i zawarł pokój z Marią-Teresą. Postawiło to działającą w Czechach armię francuską w bardzo trudnej sytuacji. Nie bacząc na nic Wolter wysłał wówczas do Fryderyka list z gratulacjami. Chwalił go za jego pokojowe nastawienie. List ten krążył w licznych kopiach po całej Europie. Wysłanie takiego listu wpisywało się w graną przez niego rolę prześladowanego literata ale wywołało we Francji ogromne przeciw niemu oburzenie. List ten był jednak elementem szpiegowskiej gry bowiem w sierpniu 1742 roku Fleury wysłał Woltera do Aachen gdzie przebywał Fryderyk II by dowiedział się dlaczego król Prus zerwał sojusz z Francją i zorientował się w jego planach na przyszłość. Wolter odbył z Fryderykiem II dwie długie rozmowy i omówił wszystkie sprawy zlecone mu przez Fleury. Trafnie ocenił, że król Prus nie ma zamiaru przechodzić do obozu przeciwników i zajął jedynie pozycje wyczekującą. We wrześniu 1742 roku Fleury miał już wartościowy raport od Woltera. Francja znalazła się wówczas jednak w trudnej sytuacji. Stała wobec grożącej wojny z Anglią z którą na dodatek Holandia zawarła sojusz i to w warunkach kiedy Wojna o Sukcesję Austriacką jeszcze trwała. Rysowało się widmo groźnej antyfrancuskiej koalicji w Europie. Po raz kolejny zdecydowano się posłużyć Wolterem. Tym razem jego misja została zaakceptowana i sfinansowana przez cały rząd i króla. Otrzymał do dyspozycji pieniądze, kody i inną potrzebną pomoc. Wszystko zaczęło się na początku 1743 roku kiedy zmarł Fleury. Zwolniło się wówczas jego miejsce w Akademii Francuskiej. Wolter zaczął się natychmiast starać o przyjęcie do niej i po raz kolejny został potraktowany w sposób niegodny i grubiańsko odrzucono jego kandydaturę na rzecz kogo innego. Wolter znowu wrócił do swej dawnej roli prześladowanego literata, czującego wstręt do Paryża, Wersalu, i który marzy by służyć "uwielbianemu" przez siebie monarsze, Fryderykowi II. Ów monarcha miał jednak pewne wątpliwości. Podejrzewał, ze tak naprawdę Wolter jest francuskim agentem. By to sprawdzić na początku 1743 roku wysłał swemu ambasadorowi w Wersalu pewne kompromitujące Woltera teksty by je dyskretnie rozpowszechnił i gdyby Woltera nie spotkały żadne represje byłby to dowód że jest szpiegiem. Wolter działał jednak szybko. Już w maju 1743 roku przybył do ambasady pruskiej w Hadze, podobno w nadziei że spotka tam swego „ukochanego monarchę”, Fryderyka II, który istotnie często się tam zatrzymywał objeżdżając swe ziemie. W rzeczywistości zaraz po przybyciu tam rozpoczął swą misję szpiegowską. Holandia była wówczas w centrum uwagi Francji bowiem deklarowała przystąpienie do wojny po stronie Anglii. W swej misji szpiegowskiej współdziałał z ambasadorem pruskim. W Hadze wszyscy darzyli go pełnym zaufaniem i otwarcie przy nim mówili. Miał tam poza tym wielu swoich informatorów. Najważniejszym z nich była kochanka ambasadora Prus, pani Podewils, żona wpływowego holenderskiego polityka. Dostarczała kopie wszystkich decyzji rządowych. Kopie tych kopii Wolter natychmiast wysyłał do Wersalu. Poza tym wysłał też dokładny stan armii holenderskiej z dokładnym określeniem liczebności poszczególnych jednostek i dokładny stan holenderskich finansów. Rozpoznał członków antyfrancuskiego stronnictwa a przede wszystkim jego przywódcę. Trafnie ocenił że jest to człowiek w tarapatach finansowych i do kupienia. Że tak naprawdę Holendrzy nie są skłonni do rozpoczynania wojny ale nie chcą uchybić Anglikom danego im słowa. Dowiedział się też sporo o stosunkach prusko-angieskich, co pozwoliło mu później zasiać wątpliwości w umyśle Fryderyka II. Latem 1743 roku zaczęły się jednak komplikacje. Przyjaciółka Woltera, pani de Chatelet, była zbyt gadatliwa. Poza tym gruchnęła wiadomość, prawdziwa zresztą, że on sam otrzymał od rządu francuskiego zamówienia wojskowe a na tym w owych czasach robiono fortunę. W sierpniu jego misja szpiegowska w Hadze nie była już dla nikogo tajemnicą, wszyscy natomiast mieli go za wszystkowiedzącego superszpiega. Tyle że wówczas nie miało to już żadnego znaczenia. Paryż dzięki niemu znał już dokładny stan swego potencjalnego przeciwnika, Holandii, i nic więcej od jego pobytu w Hadze nie oczekiwano. Wolter przepoczwarzył się. Dotąd był agentem penetracyjnym i jako taki wysyłał do Paryża cenne info. Kiedy 20 sierpnia 1743r opuszczał Hagę, bo podobno nie mógł się doczekać się swego „ukochanego monarchy”, i jechał do Berlina, to po to by przekonać Fryderyka II do określonych działań. W ten sposób jego misja wyewoluowała i o ile na początku miał dostarczać tylko informacji to teraz został agentem wpływu. Przykrywka prześladowanego literata nie była mu już potrzebna, a wręcz mu przeszkadzała. Dlaczego król Prus miałby potraktować poważnie Francuza którego Francja odrzuciła? Do Berlina jechał zatem w glorii świetnie poinformowanego arcyszpiega, którego zresztą Fryderyk II już o to dawno podejrzewał i to jego „a nie mówiłem?” pewnie mu pochlebiało i pozytywnie nastawiało go do Woltera, który poza tym był naprawdę dobrze poinformowany. By nie było żadnych wątpliwości Wolter zabrał ze sobą list polecający od francuskiego ministra, Maurepasa. Do Berlina przybył 30 sierpnia. Został po przyjacielsku przyjęty przez króla i zaczął przedstawiać mu swoje racje. Przekonał go do tego do czego chciał. Między innymi uzyskał zapewnienie że król Prus wystąpi po stronie Francji gdy dojdzie do wojny francusko-angielskiej. Z pamiętników jaki zostawił po sobie Fryderyk II wynika, że poniewczasie zdał sobie sprawę że nie najlepiej wyszedł na radach Woltera i niepotrzebnie wszedł wówczas w porozumienie z Francją. Później zresztą traktował Woltera z rezerwą. Nie było już powrotu do tak tkliwej przyjaźni jak dotąd. Kiedy w październiku 1743 roku Wolter powrócił do Francji nie było już mowy o jakichkolwiek prześladowaniach. Dwór zamówił u niego natychmiast sztukę. To wówczas napisał „Księżniczkę Nawarry”. Inne jego sztuki, dotychczas zakazywane przez policję, grane były otwarcie, również na dworze, gdzie oglądał je Ludwik XV. Został ponadto oficjalnym historiografem króla, otrzymał też inne godności dworskie a rok później przyjęto go bez problemów do Akademii Francuskiej. W sierpniu 1744 roku Fryderyk II rozpoczął w Czechach działania wojenne przeciwko Austrii, co było po myśli Francji. Dzięki Wolterowi możliwym stało się uniknięcie wojny z Holandią a 80 tysięcy pruskich żołnierzy wyruszyło w pole tam gdzie Francja sobie tego życzyła.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.