euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,188 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Niechętnie się w tej sprawie wypowiadam bo pandemia interesowała mnie dawno i dużo pozapominałem ale też jakieś ogólne pojęcie jeszcze o niej mam. W każdym razie dobrze gdyby było by ktoś zebrał wiadomości z tej dziedziny i je przekazał medykom bo wydaje mi się że często mówią od rzeczy. Nie mów hop. Ja naprędce wystukałem "Dżuma/Chroby zakaźne - Medycyna praktyczna"i od razu znalazłem: Dżuma płucna. Może się rozwinąć się, jako powikłanie postaci septycznej lub dymieniczej lub w wyniku zainhalowania do płuc zakaźnych kropelek pochodzących od osoby z dżumą płucną. Na tę postać choroby narażeni są również pracownicy laboratoriów mający kontakt z biologicznym materiałem zakaźnym. Cechuje ją gorączka, ból głowy, ogólne osłabienie i szybko narastające objawy ze strony układu oddechowego: duszność, ból w klatce piersiowej, kaszel, niekiedy domieszka krwi lub ropy w plwocinie. Zapalenie płuc jest najpoważniejszą postacią choroby i może prowadzić do niewydolności oddechowej bezpośrednio zagrażającej życiu. Czyli jednak ma i to nie jak pięść do nosa. Konkretnie pałeczka. Ta sama która spowodowała pandemię w XIV wieku. W 1894 roku wykrył ją i wyodrębnił w Hong-Kongu szwajcarski lekarz Aleksander Yersin, stąd nazwa. Też można bez trudu błyskawicznie coś o tym znaleźć, wystarczy na przykład wystukać Aleksander Yersin: Pogromca Dżumy. Zmroziło mnie, chociaż na pierwszy rzut okiem myślałem że konfabulujesz. Czyli serum przeciwko Yersin jest znane już od dawna. To dlaczego teraz wmawiają nam że dopiero wyprodukowano szczepionki i lekarstwa. Czy aby nie chodzi tutaj o jakieś interesy korporacyjne i marketingowe za które płacimy my wszyscy? To są [ciach!]? Wydaje mi się że obowiązkiem każdego historyka jest powiedzieć medykom jak to z tym Yersin jest, bo wygląda na to że obecnie wyważają otwarte drzwi. Ile znasz pandemii? I obecna pandemia na pewno ci się kojarzy z tą z XIV wieku. O ile sobie przypominam to sam pisałeś że ta pandemia z XIV wieku zaczęła się w Wenecji, a przecież ta obecna zaczęła się od ogromnej liczby zachorowań w Lombardii, czyli o miedzę od Wenecji.
-
Też odnoszę takie wrażenie, tyle że nie dotyczy ono tylko rządu ale i opozycji. Widać tu wyraźnie jak mszczą się braki w wiedzy historycznej. Przecież wystarczy trochę przyjrzeć się pandemii jaka ogarnęła świat w XIV wieku. Wystarczy też trochę, nawet w necie, przejrzeć jakie były objawy owej Czarnej Dżumy z XIV wieku by wiedzieć że było to w zasadzie ostre zapalenie płuc wywołane przez jakiegoś wrednego, zmutowanego wirusa, czyli mniej więcej co teraz covid. Ofiarą tej Czarnej Dżumy padło w XIV wieku około 1/4 populacji w Europie i 1/3 w Azji. Ten wirus bynajmniej nie zniknął. W 1894 roku został wykryty i wyodrębniony w Hong-Kongu i nazwany Yersin. To nie znaczy że jego ogniskiem jest/był Hong-Kong, tam tylko prowadzono badania. Hong-Kong jest natomiast około 1000 km od Wuhan, czyli gdzieś tam jest ognisko tej choroby. Czasami niechcący oglądam TV a w niej profesorów wypowiadających się na ten temat ale nikt nie wspomniał o pandemii z XIV wieku, ani nawet o wirusie Yersin wykrytym w XIX wieku. Takie lekceważenie doświadczeń historycznych jest karygodne. Jakoś nikogo nie przerażają te w.w ułamki: 1/4 ludności europejskiej i 1/3 azjatyckiej.
-
Bunty we flotach: od schyłku XVIII w. do połowy XIX w. Atlantycka rewolucja?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
O tego jeszcze nie było. O rozmiarach swej głowy dowiedziałem się po raz pierwszy. Bo przez te 7 lat koleje wojny były zmienne, jak to się często zdarza, nie tylko w wojnach siedmioletnich. Zgadza się, jak najbardziej. Sprzedała, i to dopiero w 1800 roku, i nikt nigdy nie twierdził że zrobiła to bezprawnie. Można legalnie sprzedać coś nie swojego? A z jakim skutkiem mogli się bić? Trzeba pamiętać że wówczas w Ameryce Północnej mieszkało ok 20000000 (2 mln.) Anglików i 60 tys Francuzów, którzy często tam przybyli za karę. Tak naprędce licząc to te 60 tys to chyba 3% ludności. To co oni tam mogli zrobić, we trzech na stu. Musieli korzystać z pomocy Irokezów co im chwały nie przysparzało i w końcu dali za wygraną. Te warunki pokoju w 1763 roku to było w zasadzie tylko sformalizowanie istniejącego status quo. Niczego nie umocniła bo co tam mogło owe 60 tys Francuzów, chociaż trzeba przyznać że Wyspy Cukrowe zachowała a wygląda na to że odegrały one pewne znaczenie strategiczne podczas Rewolucji Amerykańskiej. Wystarczy powiedzieć że tam wielkimi posiadaczami byli de Lameth, bliscy krewni de Broglie, który właściwie tą Rewolucją kierował. Ale i Anglia nie umocniła tam swego panowania mimo że było tam 2 miliony Anglików. No na przykład ktoś tu pisał że ów autor pisał że Francja nie podjęła żadnych kroków gdy przejmowane były jej statki. A przecież chyba w szkołach uczą że postawiła ultimatum a gdy Anglia nie posłuchała to straciła bazę w Minorce. Bo chyba różnie te bunty rozumiemy. Na przykład jeżeli jakiś angielski statek wyrusza w szlachetnym handlowym celu z portu A do portu B i po drodze, na oceanie spotyka inny angielski statek który ma mniej dział i mniejszą załogę, wokół zaś żywego ducha (bo ocean) i składa tamtemu propozycję żeby część swego towaru oddał a później sprzedaje to w jakimś wrażym szemranym francuskim porcie to według mnie to również jest forma buntu i to mającego o wiele większe konsekwencje niż na przykład leżenie na pokładzie i granie na nosie kapitanowi. Bunt buntowi nie równy. To potrzeba być wielkim historykiem żeby wiedzieć że podczas Wojny Siedmioletniej ok 7 tys marynarzy francuskich i to tych najlepiej wykwalifikowanych służyło na okrętach brytyjskich? Przecież wszędzie to pisze. -
Bunty we flotach: od schyłku XVIII w. do połowy XIX w. Atlantycka rewolucja?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
O dziękuję! Znowu coś o sobie się dowiedziałem. Znajomość XVIII-wiecznego sprzętu pływającego przez Sz. Sec może przyprawić o kompleksy. Wojna Siedmioletnia, jak sama nazwa wskazuje, trwała 7 lat. Luizjany to chyba nie stracili. Formalnie przeszła pod panowanie hiszpańskie ale jak przyszło co do czego to Francuzi ją sprzedali i zgarnęli za nią kasę. To dowód na to że Hiszpanie byli tam tylko słupami. Natomiast w wyniku Wojny Siedmioletniej Francuzi zachowali to co było najcenniejsze wówczas w Ameryce, Wyspy Cukrowe, to one przynosiły dochód, Kanada to dla Francuzów tylko zaspy śniegu, na ogół znienawidzona bo wysyłano tam pod przymusem i żadnego pożytku wówczas nie przynosiła. A Anglicy długo ją utrzymali? Jeżeli można powiedzieć że od 1763 roku ją zdominowali to trwało to co najwyżej do Traktatu Paryskiego w 1783 roku. Natomiast Wyspy Cukrowe na których Francji zależało pozostają we władaniu Francji do dziś, jako Antyle Francuskie. To co z tego że specjalista jak pisze od rzeczy. A to że od 1755 roku 6 tysięcy wykwalifikowanych marynarzy służyło na okrętach angielskich (albo przez nich przejętych) to można często przeczytać. Nigdzie też nie pisze że za każdym francuskim marynarzem stał z kijem Anglik i go pilnował. Bo ja inaczej tego przymusu sobie nie wyobrażam. Przyznam się że moja wiedza o buntach na poszczególnych statkach jest niewielka a poza tym nie wiem na czym te bunty polegały. Załoga zamiast szorować pokład kładła się na nim i leżała? Nie wiem. Coś mi się kojarzy że na okrętach Royal Navy była piechota morska, która, w przeciwieństwie do marynarzy miała karabiny, i ta mogła wygarnąć to takich obiboków. -
Bunty we flotach: od schyłku XVIII w. do połowy XIX w. Atlantycka rewolucja?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Mi to nic nie mówi ponieważ w XVIII wieku granica między regularną flotą, a coś takiego określa się mianem Royal Navy, a pozostałą, była bardzo płynna. Na ogół wszystkie statki były uzbrojone a te niby handlowe miały czasami bitniejszą załogę niż te regularne. Po kolei: Owa Królewska Marynarka Wojenna (Royal Navy) to w połowie XVIII wieku niewiele mogła, a już na pewno nie przejąć tych statków i marynarzy. Dowodem na to są wydarzenia z czerwca 1756 roku kiedy to owa Royal Navy została rozgoniona na Morzu Śródziemnym przez flotę francuską admirała Galisonniere a dowodzący rozgromioną flotą brytyjską admirał Byng po powrocie do Anglii został rozstrzelany. Coś takiego przejęłoby 300 statków i 6 tysięcy marynarzy? Bez przesady. Te załogi francuskie też nie były ani bezradne ani oszołomione. Ci marynarze nie mieli za grosz mentalności ministrantów, mieli za to silne ciągotki pirackie, i na pewno takiemu Byng nie dali by sobie w kaszę dmuchnąć. No i czy rząd francuski nic nie zrobił? Co to za autor? Przecież konsekwencją tych brytyjskich wyczynów był atak francuski na Minorkę gdzie była baza brytyjska i rozgonienie tej słynnej Royal Navy o czym wyżej. Radziłbym szukać historyków nie koniecznie prostych. Te załogi poszły po prostu na angielski żołd. W marcu 1755 roku (o ile sobie dobrze przypominam) parlament angielski uchwalił ogromne sumy na flotę. Pewnie gros tych pieniędzy poszło na zwerbowanie francuskich załóg. Raczej typowo anglosaskie posunięcie, działanie poprzez pieniądze czy sankcje ekonomiczne. Tylko że nic to nie mówi o sytuacji na oceanach. Z tego fragmentu można wywnioskować że były bunty w Royal Navy, co nie jest niczym niezwykłym, a ta Royal Navy to nie była wówczas jakaś decydująca siła. To już lepiej powołać się na Gilles Perrault który trochę pisze o innej rewolcie na oceanie wywołanej w końcu lat 1770-tych, tym razem przez Francuzów, którzy potrzebowali bałaganu na oceanie by dostarczać broń do Ameryki. Jest tam pewna, dla mnie wręcz sensacyjna informacja że przyjmowanie angielskich okrętów w portach francuskich groziło wojną z Anglią bo to prowadziło do piractwa na oceanie. Po prostu angielskie okręty mające w ładowniach trefny towar sprzedawaliby go za bezcen we francuskich portach, wszyscy zadowoleni. Przyznam się że czegoś tu nie rozumiem. Może taki był sens istnienia tych Kompanii Indyjskich, Amerykańskich itp. Po prostu Kompanie miały jakieś upoważnienia wynikające z gwarancji że nie handlują trefnym towarem. Zresztą jesienią 1777r Wersal oficjalnie upoważnił korsarzy pod banderą amerykańską do wpływania do portów francuskich. A banderę amerykańską mógł sobie wywiesić każdy statek angielski bo nikt ich nie odróżniał. Czyli w praktyce tyczyło się to angielskich statków. Na oceanie zapanowała wówczas wojna wszystkich ze wszystkimi. Wersal zabraniał co prawda Anglikom/Amerykanom sprzedawania tam swoich łupów dawało się jednak ten zakaz obejść. Efekty tego dały się poznać w 1778 roku kiedy to przechwycono 159 statków angielskich. Koszty ubezpieczenia wzrosły 6-cio krotnie, marynarze żądali podwójnej płacy. Angielscy armatorzy kazali swoim statkom pływać pod neutralną banderą wówczas niektórzy z korsarzy popadli w piractwo i przejmowali wszystkie napotkane statki. Zapanował totalny nieład. Mnożyły się interwencje ambasadorów i ministrów rozmaitych krajów. -
Bunty we flotach: od schyłku XVIII w. do połowy XIX w. Atlantycka rewolucja?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Bo Sz. Sec napisał że do schyłku XVIII wieku nie było takiej fali buntów w historii... Ja napisałem że były, choćby ta rewolta z 1755 roku a to połowa XVIII wieku. -
Bunty we flotach: od schyłku XVIII w. do połowy XIX w. Atlantycka rewolucja?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Nie jestem pewien czy Szanowny Secesjonista właściwie sformułował swoją myśl. Bo problem nie polegał na tym czy wybuchały bunty czy nie a na utrzymaniu jakiejś kontroli nad flotą bo przecież były to czasy gdy łączność była dalece niedoskonała, statki na morzu były w dużym stopniu niezależne itp. A przed schyłkiem XVIII wieku dochodziło do czegoś więcej niż bunty bo w 1755 roku doszło wręcz do prawdziwej rewolty na morzach. Na ogół słuszność historyczna zaprzecza jakoby była to rewolta. Słuszna historia mówi że w 1755 roku Anglicy podstępnie przejęli 300 statków francuskich z 6-8 tys marynarzy (w zależności od źródła) którym kazali pracować na swoich statkach. Czasami można usłyszeć/przeczytać jakiegoś francuskiego historyka który z oburzeniem mówi o albiońskiej perfidii i wiarołomności, natomiast ze strony angielskiej narracja jest taka: czego ci Francuzi od nas chcą zrobiliśmy źle, nasza wina itp. ale czas o tym zapomnieć. Jednak przez jednych i drugich przemawia słuszność historyczna. Bo mnie na przykład nie może się pomieścić w głowie jak w owych czasach, wobec braku łączności, gdy załogi statków były często wielonarodowe można było przygotować taką operację i utrzymać ją w tajemnicy a później zmusić parę tysięcy francuskich marynarzy by pracowali na ich statkach. Ci pewnie nie mieli nic przeciwko tej pracy. Wytłumaczenie jest jedno: francuscy i angielscy marynarze skolegowali się i doszło do prawdziwej rewolty na morzach i oceanach, której prowodyrami byli Anglicy, tym bardziej że nie słyszy się o jakiś krwawych ofiarach tego przejęcia. Naturalnie z tego w dużym stopniu wynikła Wojna Siedmioletnia podczas której angielska marynarka szalała po morzach i oceanach świata. Chociaż jeżeli się weźmie pod uwagę że w tej marynarce było 300 francuskich okrętów i 6 tysięcy francuskich marynarzy to można powiedzieć że była to angielsko-francuska marynarka. Można po prostu przypuszczać że wytworzyła się jakaś międzynarodowa subkultura marynarska której bliższa była Anglia niż Francja. Temat jest obszerny ale konsekwencją Wojny Siedmioletniej była Wojna o Niepodległość Stanów Zjednoczonych i tu dopiero sprawa kontroli nad flotą odegrała rolę. Ciekawym jest że Francuzi długo nie chcieli pozwalać na zawijanie amerykańskich statków do francuskich portów bo to od razu oznaczało wojnę z Anglią. Tyle że w owym czasie nikt nie potrafił odróżniać Anglików od Amerykanów a kapitanowie/właściciele statków wywieszali banderę angielską czy amerykańską w zależności od potrzeby. Zatem w praktyce ten zakaz zawijania dotyczył statków brytyjskich a brytyjski rząd nie chciał pozwolić by brytyjskie statki zawijały do portów francuskich bo to oznaczało rozwój piractwa, po prostu Anglicy rabowaliby swoich rodaków a towar sprzedawali w portach francuskich. Oznaczało to wojnę wszystkich ze wszystkimi na oceanie i totalny tam rozgardiasz, do czego zresztą doszło. Tu nasuwają się chyba analogie z Blokadą Kontynentalną Napoleona która też zabraniała angielskim statkom zawijania do portów francuskich ale biorąc pod uwagę powyższe to mogło to również urządzać Anglików. Temat jest jednak obszerny. Przyznam się że nie wiem o jakie bunty tu chodzi. -
Jak sobie radzono z paniką wśród żołnierzy
euklides odpowiedział saturn → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Są trochę różne wersje gdzie i kiedy te słowa zostały wypowiedziane. Jedna wersja mówi że 27 marca 1796 roku w Nicei. W niej nie ma nic o butach (bo chyba o to chodzi z tą musztrą). Inna wersja mówi że Napoleon coś takiego powiedział 29 marca 1796 roku koło Tulonu i tu wspominał o butach. Konkretnie powiedział (a w każdym razie mu to się przypisuje): Nie macie ani butów, ani ubrań ani koszul, prawie że nie macie chleba, a nasze magazyny są puste: te nieprzyjacielskie wypełnione są wszystkim po brzegi. Musicie je zdobyć. Wy tego chcecie, wy to możecie, ruszajmy! Tak czy owak to trzeba przyznać że facet był przekonywujący. -
Jak sobie radzono z paniką wśród żołnierzy
euklides odpowiedział saturn → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
W Nicei w kwietniu 1796 roku był lepszy. W swym przemówieniu do żołnierzy powiedział: "Jesteście głodni, prawie nadzy i na boso [...] chcę was poprowadzić do najbogatszych krajów na świecie". Chłopaki niewątpliwie wzięli sobie to do serca bo na boso (może trochę przesadzam) przeszli Alpy i podbili północne Włochy. Ciekawe że Napoleon nic nie mówił o wolności, równości i braterstwie a przecież była to rewolucyjna armia. -
Jak sobie radzono z paniką wśród żołnierzy
euklides odpowiedział saturn → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Jeżeli już przy tym jesteśmy to trzebaby chyba wspomnieć o III Rzeszy. Naziści (tacy jak Rosenberg, Ohlendorf, Himmler ale nie tylko) stworzyli całą para-religię którą potem wpajano przede wszystkim żołnierzom Waffen-SS. Temat jest obszerny ale wyjściem do utworzenia tej religii było pojęcie Weltanschauung które omawiali w XIX wieku niemieccy filozofowie, tacy jak Schleimachen i Hegel, na tej podstawie powstał tzw. Mit Krwi, pojęcie Duszy. itp. Tak na marginesie. W święta szedł rosyjski film "Biały Tygrys". Nie oglądałem go od początku, włączyłem przypadkiem, ale tam też jest pewna mistyka. Jeden z bohaterów, czołgista, wierzył w istnienie Boga Czołgów. Na pierwszy rzut oka wydało mi się to głupie ale w końcu to też jakaś para-religia i mogli być tacy co w to wierzyli a my po prostu nie jesteśmy w stanie zrozumieć kogoś kto przez parę lat egzystował na granicy życia i śmierci. -
Jak sobie radzono z paniką wśród żołnierzy
euklides odpowiedział saturn → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Podobno pułkownik Ludwik Bogusławski, dowódca 4ppl podczas bitwy w Olszynce Grochowskiej gdy zauważył że panika zaczyna ogarniać jego żołnierzy krzyknął : "Chciałeś rewolucji jeden z drugim? To teraz dobrze celuj bo jak przegramy bieda będzie!”. Poskutkowało i to stojący naprzeciwko rosyjski batalion poszedł w rozsypkę. -
Mówimy raczej o strzelcach drzewnych niż o snajperach. Snajper to raczej szczególny przypadek strzelca drzewnego. Wydaje mi się że taka taktyka była przez naszą armię w 1939 roku stosowana tylko niewiele można o niej poczytać. Ale to nic dziwnego bo tricków taktycznych żadna armia nie popularyzuje. Że ją stosowano mnie się wydaje pewnym. Wiem z relacji o tych "bocianicach" nad Wartą, tutaj przeczytałem o czymś takim pod Radomiem, ale czytałem jeszcze gdzieś o walkach naszych partyzantów w puszczy Janowskiej (o ile sobie dobrze przypominam miejsce). Tam również nasi zajmowali pozycje na drzewach. Odnośnie powyższego fragmentu to przypisywanie jakiejś decydującej roli w walce ubraniu to przesada, zresztą temu samemu przypisywano zwycięstwo rosyjskie pod Stalingradem, tylko że na odwrót. Były na pewno ważniejsze przesłanki wpływające na wyniki walk. Nie dziwię się owej pani która w w.w poście przypisuje taką rolę strojom ale bez przesady, w końcu to kobieta. Nieskuteczność Armii Czerwonej w Finlandii należy raczej przypisać czystkom jakie ta armia wycierpiała i po prostu brakowało w niej wyszkolonych oficerów. Że Finowie stosowali taką taktykę to mnie się wydaje bardzo prawdopodobne bo w końcu są relacje. Strzelec nadrzewny zajmuje chyba pozycje na skraju lasu bo w środku lasu to i tak nie ma dalekiego pola widzenia, zatem nie strzelców drzewnych mógł się bać rosyjski żołnierz gdy wchodził już do lasu. Poza tym zimą, kiedy drzewa są zmarznięte stanowią dość skuteczną osłonę przed kulami. To wie każdy kto choć trochę liznął wojska. Ciekawszym byłoby pytanie jaki rodowód ma ta taktyka. Wątpię żeby to był wymysł jakiegoś oficera, pewnie była sprawdzona podczas PWS. Nasi oficerowie wywodzili się z trzech armii. Niemcy takiej taktyki chyba nie stosowali bo ją krytykowali. Armia austro-węgierska? Jednak oficerowie fińscy, jak i wielu polskich, wywodzili się z armii carskiej. Może to ona podczas PWS stosowała taką taktykę.
-
Nie koniecznie samobójcza. Też czytałem książkę jakiegoś rosyjskiego generała. Ten pisał że Niemcy w pewnym okresie wojny zaczęli wyposażać swych snajperów w tarcze pancerne na tyle lekkie że pojedynczy żołnierz mógł sobie ją na drzewie umieścić i się za nią schować i na tyle wytrzymałe że nie przebijała ich żadna kula. Poza tym ci żołnierze mieli do dyspozycji niezwykle cienkie kable które mogli za sobą ciągnąć kilometrami i służyli również za obserwatorów. Rosjanie mieli z nimi ogromny problem bowiem strzał z przodu do nich nic nie dawał, przed moździerzem zdążali uciec z drzewa a poza tym dzięki łączności mogli ściągnąć ogień artylerii. No i czy Finowie walczyli w ten sposób? Pamiętam z wojska jak jeden gdzieś skombinował jakąś amunicję i m.in strzelił w lesie z kałacha do sosny. Kula przeszła na wylot. Później rozmawialiśmy o tym z jakimś zawodowym. Ten powiedział nam że zimą by się coś takiego nie stało bo po prostu przez zamarznięte drzewo kula nie przejdzie a może zrykoszetować. Dla fińskiego snajpera zimą, zamarznięte drzewo mogło stanowić pewną ochronę. Oczywiście z tymi łańcuchami to przesada. Możliwe że czymś się taki snajper przywiązywał do drzewa by mieć wolne ręce ale nie po to by do niego być przykutym na stałe.
-
Słyszałem o czymś takim ale u nas, w 1939 roku. Konkretnie nad Wartą, w okolicach miasta Warty. Tuż obok tego miasta, po drugiej stronie rzeki był styk armii Łódź z armią Poznań. Na południe od tego styku armia Łódź urządziła dość solidną linię obronną, której, nawiasem mówiąc, Niemcy nie zdobyli, obeszli ją bowiem gdy Armia Poznań się wycofała. O tych walkach rozmawiałem z miejscowymi chłopakami i oni właśnie mi mówili że na skraju lasu wzdłuż tej linii obronnej nasi żołnierze wysoko na drzewach urządzali stanowiska strzeleckie które się nazywały "bocianice" by stamtąd ostrzeliwać wroga. Później słyszałem w TV relację jakiegoś niemieckiego oficera który zetknął się z tym sposobem walki gdzieś pod Radomiem ale nie miał o tym najlepszego zdania bowiem na początku podobno żołnierze z tych bocianic zadali Niemcom spore straty ale krótko to trwało bowiem jak tylko zaskoczenie minęło i ci strzelcy z bocianic zostali zlokalizowani to przestali być groźni i już nie mieli szans by żywym zejść z tych drzew.
-
Ochroniarze w czasach PRL-u
euklides odpowiedział saturn → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Tego to nie pamiętam. Pamiętam że to było w bibliotece w latch 1990-tych. Przy jakiejś okazji zajrzałem do słownika. Pamiętam że chodziło mi o Wielki Słownik Języka Polskiego. Uderzyło mnie że były tam wszystkie bluzgi a nie było (może nie znalazłem) słowa stacz, które w mowie potocznej funkcjonowało. Ale to było takie zajrzenie do słownika przy okazji bytności w bibliotece w zupełnie innym celu i nie upieram się przy swoim. W każdym razie stacz była (a pewnie i jest) to osoba która otrzymywała jakieś korzyści za stanie w kolejce nic dziwnego zatem że sprawdzano obecność. Taki był sens owych "komitetów kolejkowych". Oczywiście oprócz staczy byli tam również pożyteczni idioci. Pamiętam jak jeden taki co się regularnie odhaczał skarżył się że w pewnym momencie usłyszał że kolejka została rozwiązana i na nic mu to odhaczanie się było. -
Ochroniarze w czasach PRL-u
euklides odpowiedział saturn → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Nie wiem czy do wszystkiego trzeba dorabiać filozofię, politykę czy ustrój. Proponuję wystukać "Stacz Kolejkowy". Ja to zrobiłem i dla ułatwienia wklejam: Stacz kolejkowy – osoba, która za określone wynagrodzenie stoi w kolejce po zakup towaru bądź usługi w zastępstwie osoby, która towar lub usługę chce nabyć. Wykorzystywanie stacza kolejkowego było dość popularne w Polsce w latach osiemdziesiątych XX wieku. W latach 1980-tych można było jeszcze udawać wariata i pisać że kolejki to przejaw społeczeństwa obywatelskiego bo słowo stacz było zakazane. W każdym razie w Wielkim Słowniku Języka Polskiego go nie było, chociaż są tam wszystkie bluzgi. Teraz jest nawet w Wiki. Z tym że stacze bynajmniej nie zniknęli w latach 1980-tych. Tak na marginesie to dla mnie cały czas pozostaje tajemnicą kto im płaci? -
Ochroniarze w czasach PRL-u
euklides odpowiedział saturn → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ja z kolei miałem kiedyś nieplanowany obowiązek. Pracowałem wtedy w dziale technicznym szwalni i w pewnym momencie zabrakło w magazynie pewnych części. Magazyniera który je sprowadzał akurat nie było, sprawa była paląca więc, chcąc nie chcąc, ja musiałem się tym zająć. Wypisano mi odpowiednie kwity, zamówienia, dano adresy itp. Trochę się zdziwiłem gdy pod wskazanym adresem ujrzałem szyld "Hurtownia Sprzętu Optycznego". Wszedłem do środka, części mi wydano bez najmniejszego problemu a kiedy wychodziłem dałem trochę wyraz zdziwieniu że to hurtownia optyczna a handluje częściami do maszyn. Obecnych tam to zaalarmowało, od razu zaczęli pytać kto ja jestem, kto mi dał adres, co ja tam robię itp. Pewnie chodziło o to że te części były chodliwe bo jednak trochę prywatnych krawców/krawcowych było i kto miał dojście do tej zakamuflowanej hurtowni miał też pewnie i jakąś kasę bo w normalnych sklepach były puste półki. Tak na marginesie to dzisiaj też niewiele się chyba zmieniło. Niedawno czytałem że PZPN (ten od piłki nożnej) zajmował się chyba produkcją jakichś chemikalii. Takich przykładów jest u nas chyba jeszcze mnóstwo. Jednym słowem kabaret. -
Johannes Gutenberg w Starożytnym Rzymie
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Historia alternatywna
Przepraszam ale ja chodziłem do dobrej podstawówki i tam mnie uczyli poprawnego stawiania pytań. Szanowny Secesjonista każe mi coś udowodnić że było a potem to opisać. To znaczy udowodnić że Rzym upadł a potem ten upadek opisać. Szan. Sec nie wziął pod uwagę że ja nie potrafię udowodnić czegoś czego nie było. Podejrzewam że Szanownemu Sec chodzi po głowie data 476 rok że to wówczas Rzym upadł. Jak można tą datę uważać za upadek Rzymu? Przecież Romulus Augustus sam zrezygnował, insygnia zostały odesłane do Konstantynopola, a następca Romulusa rządził Italią już z nadania cesarza wschodu. Bo od czasów Konstantyna Wielkiego faktyczną stolicą Cesarstwa Rzymskiego był Konstantynopol a tamtejsi mieszkańcy nadal mówili o sobie że są Rzymianami (Romain) i tak było do 1453 roku. Jeszcze dzisiaj Turcy kiedy mówią o Grecji to czasami używają nazwy Rzymianie (Romaine czy jakoś tam?) Zatem jeżeli już mowa o upadku Cesarstwa Rzymskiego to tą datę trzeba przenieść powiedzmy na 1204 a może nawet na 1453 rok. A co do przyczyn tego upadku to oczywiście trzeba się cofnąć do początków tego Cesarstwa w I w.n.e i chyba wyjść z ich doktryny która do dzisiaj ma wielu zwolenników, czyli "Divide et Impera". Dziel i rządź. To znaczy napuszczaj jednych na drugich by rządzić. Na początku to się sprawdzało i zapanował na jakiś czas Pax Romana. Jednak to pociągało za sobą doprowadzoną do absurdu tolerancję, narodowościową, religijną itp. Bo żeby dzielić ludzi trzeba przecież uwypuklać ich różnice. I w końcu Rzymianie skutecznie zrobili ze swego cesarstwa mozaikę kulturową, etniczną religijną. Z czasem we wszystkich tych ugrupowaniach (etnicznych, religijnych itp) zaczęły się kształtować ośrodki polityczne którzy doskonale poznali doktrynę "Divide et Impera" i potrafili ją wykorzystywać dla własnych celów aż wreszcie centrum straciło kontrolę nad tym wszystkim co w końcu zaowocowało powstaniem odrębnych państw z których dzisiaj mamy Francję, Hiszpanię, Włochy. Zanim to jednak nastąpiło degeneracji ulegała armia rzymska. Początkowo, w I w.n.e. jednostki rzymskie (Cesarskie) były doskonale wyposażone i wyszkolone. Towarzyszyły im oddziały pomocnicze, auxiliare złożone z nierzymskich mieszkańców (upraszczam) które im ustępowały pod każdym względem. Jednak wyszkolenie oddziałów rzymskich przeżywało regres. Przykładem empirycznym tego było utworzenie rzymskiego legionu procarzy. Była to formacja bardzo nieskuteczna i dotąd procarze byli tylko w składzie auxiliare. Utworzenie takiego legionu w oddziałach cesarskich świadczy o ich regresie. Armia której skład odzwierciedlał mozaikę etniczną Cesarstwa była coraz gorsza. W 361 roku kiedy wysłano jakąś armię przeciwko Germanom ta zbuntowała się, oczywiście nie obyło się bez jakiejś politycznej agitacji przywódcy jakiejś grupy etnicznej (też fakt empiryczny). Po tym wydarzeniu oficerowie rzymscy doszli do wniosku że Barbarzyńców mogą pokonać tylko Barbarzyńcy i na szeroką skalę zaczęto werbować do armii ochotników spoza cesarstwa. Oczywiście oficerami nadal byli Rzymianie, znali się na sztuce dowodzenia, prowadzenia wojen i armia była posłuszna Rzymowi. Z czasem jednak, siłą rzeczy, pojawili się oficerowie Barbarzyńcy, którzy nie byli gorsi od Rzymian aż w końcu pojawiły się całe barbarzyńskie armie. Wtedy utrzymywanie w posłuszeństwie tych sił musiała przejąć dyplomacja, oczywiście w myśl zasady "divide et Impera" jedną armię Barbarzyńców przeciwstawiano drugiej. Celował w tym Justynian. Znowu działało "Divide et Impera" ale już wobec organizmów państwowych które dysponowały armiami i coraz większym zmysłem politycznym. W końcu Rzymianie (Bizantyjczycy) stracili nad tym kontrolę i przyczyną klęsk pod Manzikert i Myriokefalion było to że wojska rzymskie składały się z obcych najemników którzy nie dali już sobą manipulować. Tak w skrócie bo temat jet jednak obszerny. Mógłby, Szanowny Secesjonista wyszczególnić te punkty to byśmy się na nimi zastanowili. Temat jest obszerny i jedna osoba mu nie podoła. Nie istnieje ale jest opisana, niedokładnie, z lukami, ale jednak. Przecież ów wyżej wymieniony legion procarzy czy bunt pod Akwielją w 361 roku to przykłady empiryczne. Historia szczególnie nadaje się by szukać w niej doświadczeń o charakterze społecznym czy politycznym bo co do chemii to elektrolizę wody każdy sobie może przeprowadzić w domu natomiast wojsko (jak to pod Akwieleją) wysyła się żeby wygrało bitwę czy wojnę a nie dla politycznego czy społecznego eksperymentu. -
Johannes Gutenberg w Starożytnym Rzymie
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Historia alternatywna
Przecież historia opisuje zjawiska społeczne, polityczne, ekonomiczne, prawne, ustrojowe, problemy zarządzania, sztukę i to pewnie nie koniec. A to nie są zjawiska empiryczne? Oczywiście opisuje to w sposób niedoskonały, pełen luk, niedomówień czy też zabiegów propagandowych, dlatego nie można powiedzieć że to nauka ścisła ale że empiryczna to tak. Mniemam że Szanowny Secesjonista ma na myśli te czcionki. Temat jest na pewno niezwykle szeroki i nie można od razu wyciągać jakichś wniosków. Na początek można się natomiast odwołać do szkoły podstawowej (z całym szacunkiem dla wysokorankingowych naszych uniwersytetów) i przypomnieć sobie podstawową zasadę jakiej tam uczyli przy opowiadaniu czegoś, czyli: czas i miejsce akcji (tu wynalazku). Co do owych czcionek w Starożytności to wszystko wskazuje na to że czas był problemem we wdrożeniu wynalazku czcionki (Strożytność to za wcześnie). Natomiast miejsce, czyli Europa było dobre, chyba w odróżnieniu od Chin. Nie wiem jak tam jest z czcionkami i kiedyś się zastanawiałem jak wygląda chińska (a zatem i japońska) drukarnia gdzie zamiast 30 znaków jest ich 30 tysięcy i do dzisiaj jest to dla mnie zagadką. Chyba Chińczycy którzy długo wyprzedzali Europę we wszystkich dziedzinach trafili w końcu na barierę swego pisma i zaczęli zostawać w tyle za Europą. Może tu kryje się odpowiedź na znaczenie czcionki w historii. Taka analiza porównawcza może pozwoliłaby wysnuć jakieś wnioski ale to trzeba sporo wiedzieć, szczególnie o Chinach, ja na przykład wiem o nich mało. -
Johannes Gutenberg w Starożytnym Rzymie
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Historia alternatywna
Jeżeli już bawimy (jak to nazwałeś) się historią to trzeba pamiętać że jest to jednak nauka empiryczna, chociaż podatna na interpretacje i mocno niekompletna. Zatem musimy się opierać na realiach z niej wynikających. I choć nic o tym nie wiadomo to można założyć że ktoś w Starożytnym Rzymie wynalazł czcionki bo ani intelektu im do tego nie brakowało ani zmysłu technicznego (przecież znali ołów, lutowanie itp). Jednak nie można założyć że ten wynalazek się przyjął czy odegrał jakąkolwiek rolę bo nic o tym ani pośrednio ani bezpośrednio nie wiadomo. Zatem rozprawianie co by było gdyby drukowano coś tam jest trochę bezsensowne. Chociaż można założyć że ktoś to wynalazł i rozważać dlaczego ten wynalazek się nie przyjął. Jak można udowodnić że eskimosom nie jest potrzebna lodówka. Przecież to każdy wie. -
Trzeba mieć jednak dużo dobrej woli bowiem jedni piszą cyrylicą a drudzy literami alfabetu łacińskiego.
-
Johannes Gutenberg w Starożytnym Rzymie
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Historia alternatywna
Pewnie że żadnego. To już w podstawówce uczą że ważny jest czas i miejsce akcji. (tu wynalazku). Co by zdziałał umysł na miarę Einsteina gdyby zaistniał wśród Hotentotów, przeminąłby niezauważony, a nawet najgenialniejszy wynalazca nie miałby szans na wynalezienie lodówki gdyby mieszkał wśród Eskimosów. -
Jak to Charles de Vergennes zatrzymał inwazję na Anglię
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Bitwy, wojny i kampanie
W szkole uczono ale teraz są wyszukiwarki gdzie się wpisuje tagi. To po co komplikować życie? Jeśli chodzi o Brest to sprawa jest jeszcze i tak mało skomplikowana chociaż w innym niż mianownik przypadku też można się pomylić na przykład z miastem we Włoszech Brescią czy z Brześciem (po Białorusku chyba Briest). Nie wiem natomiast jak w mianowniku napisać słowo Wight. Mówię o Wighcie? Czy Portsmuth, byłem w Portsmucie? Bezsens. To samo z nazwiskami. Jakieś takie trudne i skomplikowane nazwy lepiej pisać w formie tagów, po prostu wygodniej i łatwiej odnaleźć. Czas idzie naprzód. Te 8 tysięcy to Perrault przytacza relację jednego z dowódców który był sceptycznie nastawiony do całej wyprawy i pewnie przesadził. Pewnie mówił o stratach eskadry francuskiej. Zważywszy że hiszpańska flota poniosła o wiele mniejsze straty bo była krócej w morzu i była lepiej zaopatrzona to liczbę chorych w obu eskadrach można oszacować na 10 tysięcy. Po połączeniu obie floty miały 50 tys ludzi, te 10 tys daje 20%. Natomiast flota admirała Hardy była równa połowie floty franc- hiszp, czyli jej straty chorobowe można oszacować na 10%. No i nie wszyscy zachorowali we wrześniu 1779 roku. Szkorbut we francuskiej eskadrze zaczął się szerzyć na początku sierpnia. Przecież z 3 miesięcznego pobytu na morzu. Jednak Gilles Perrault tak o tym pisze. Powołuje się na różne relacje. Tak gwoli ścisłości to chodziło o zmianę planu. W dniu kiedy miano zacząć realizację planu Hamiltona przybyła fregata by porzucić plan Hamiltona na rzecz planu Arandy. Sprawdzałem, przywiozła rozkazy z Wersalu, czyli bezpośrednio od rządu a tam ministrem był Sartine a na czele rządu stał Vergennes. Plan Hamiltona przewidywał lądowanie na wyspie Wight. Do tego było potrzeba 26 tysięcy ludzi i 300 koni, przy tym wygodny port w Portsmuth był prawie bez obrony. Natomiast do wykonania planu Arandy potrzeba było 40 tys żołnierzy i 8 tys koni przy tym w Kornwalii nie było wygodnego portu. Rzecz jasna że taka zmiana planów musiała parę dni potrwać i nadszedł wrzesień kiedy to żegluga na Kanale stawała się niepewna i trzeba było wracać. Zgadza się. Ale trzeba pamiętać że od końca czerwca w sztabie francuskiej floty był hrabia de Parades, zaufany człowiek Vergennes i Sartine a na pokładach miał pewnie do dyspozycji pełno Bolków i niektórzy twierdzą, pewnie nie bez racji, że to on kierował działaniami floty, tak żeby do inwazji na Anglię nie doszło. Że tacy jak Sartine, a szczególnie Vergennes nie chcieli desantu na Anglię to są różne świadectwa (dokumenty, korespondencja). Zresztą dzisiaj historycy przyznają rację Vergennes. Trudno powiedzieć że był to rezultat polityki samych Francuzów. Tu jasno w oczy rzucają się ówczesne podziały między nimi. Tacy jak Vergennes czy Sartine byli typowymi zawodowcami i jako tacy zostali powołani na ministrów, nie byli powoływani z klucza koteryjnego. Natomiast tacy jak de Broglie mieli już raczej mentalność wielkich panów dworskich. Vergennes i de Broglie byli czołowymi agentami Sekretu a Sartine często współpracował z Sekretem. Ci dwaj pierwsi od dawna chcieli poskromić Anglię i agentura Sekretu bardzo przyczyniła się do wybuchu Rewolucji Amerykańskiej. Jednak kiedy do tego doszło między Vergennes i de Broglie doszło do rozłamu. Vergennes wystarczyło żeby dać Anglii nauczkę, nie chciał lądowania w Anglii bo to pociągnęłoby za sobą długotrwałe wojny z całą Europą. Natomiast tacy jak de Broglie nie mieli nic przeciwko temu by zająć Londyn, osadzić tam Bourbona bo to dałoby dworskiej arystokracji mnóstwo lukratywnych stanowisk. W 1779 roku doszło między nimi do rozgrywki którą de Broglie przegrał. Tak nawiasem mówiąc to nie tylko Francuzi wahali się by stopa ich żołnierza stanęła na angielskiej ziemi. Anglicy postępowali analogicznie. Podczas Wojny Siedmioletniej żołnierze brytyjscy prawie ani razu nie stanęli na ziemi francuskiej (chyba jakieś dwa niewielkie desanty, raczej z oddolnej inicjatywy, które szybko ewakuowano). Nawet po Waterloo Wellington nie wszedł do Francji. Zresztą stosunkom między Francją, Anglią i Stanami Zjedn. warto się przyjrzeć bo chyba bez tego nie zrozumie się Zachodu a 1779 rok do dość ważna data określająca te stosunki. Na przygotowaniu desantu na Anglię. Zresztą cała ta kampania floty d'Orvilliers była chyba dość typowa dla ówczesnych kampanii morskich. Walk i strat bojowych było raczej niewiele codziennością natomiast było zmaganie się z żywiołem, chorobami itp. Dlatego wydaje mi się że warto tą kampanię prześledzić, podobno sporo jest materiałów do tego zagadnienia. -
Jak to Charles de Vergennes zatrzymał inwazję na Anglię
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Nie wiem czy to było 26% stanu osobowego. W Brest wyładowano 8 tysięcy chorych ale to już po powrocie, po 3 miesięcznym pobycie na morzu i po całej kampanii podczas której zaopatrzenie pozostawiało wiele do życzenia. Zdaje się że to dotyczy eskadry francuskiej. Chorych Hiszpanów było pewnie mniej bo krócej przebywali na morzu. Flota d'Orvilliers liczyła 50 tys marynarzy. Natomiast flota angielska admirała Hardy wyładowała w Portsmouth ponad 2 tysiące chorych a przebywali na morzu o wiele krócej, blisko własnych portów i mieli doskonałe zaopatrzenie. Takie to były jednak czasy. Szkorbut we francuskiej eskadrze pojawił się już na początku sierpnia, czyli po około 60 dniach pobytu na morzu mimo że zaopatrzenie w szczaw gotowany, który wówczas stosowano przeciw szkorbutowi, było dostateczne. -
Jak to Charles de Vergennes zatrzymał inwazję na Anglię
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Wszystko to prawda i Gilles Parrault właśnie tak to przedstawia ale pisze też że 16 sierpnia 1779r armada d’Orvilliers rzuciła kotwice 10 mil od Plymouth. Wyspa Wight, prawie bezbronna, stała otworem. Pojawienie się floty francusko-hiszpańskiej pod Plymouth wywołało w Anglii panikę. Na giełdzie nastąpiło gwałtowne załamanie. Później Anglicy przyznali że gdyby doszło do desantu to nie byliby w stanie obronić się bowiem wszystko co przedstawiało jakąś wartość bojową było w Ameryce. Jednak tego samego dnia przybyła fregata z rozkazem że plan Hamiltona ma być porzucony na rzecz planu Arandy i zgodnie z tym nowym planem armada ma dokonać desantu w Kornwalii. Nie bardzo wiem skąd ten rozkaz przyszedł ale chyba z ministerstwa marynarki a ministrem marynarki był Sartine człowiek oddany Vergennes. W każdym razie 27 sierpnia 1779 roku D’Orvillieres zwołał naradę oficerów na Bretagne. Zgodzono się że lądowanie w Kornwalii stało się niemożliwe ze względu na spóźnioną porę a jeżeli do 8 września nie dotrze zaopatrzenie to należy wracać do Brestu. Tak nawiasem mówiąc to zaopatrzenie zależało od ministra marynarki tym był zaś Sartine, człowiek Vergennes, zatem mógł w odpowiedni sposób poprowadzić sprawy. Zresztą podobne dylematy jak te wyżej wyrażone co do operacji prowadzonych przez armadę francusko-hiszpańską mieli dowódcy lądowi oczekujący na desant i by tą sprawę wyjaśnić na okręt flagowy admirała d’Orvilliers Bretagne przybył jeden z dowódców armii czekającej na desant, de Croy. Na okręcie tym przebywał również hrabia Parades, szef francuskiej siatki szpiegowskiej w Anglii. De Croy odwiedził go wówczas w jego kabinie i długo z nim rozmawiał. Z tego spotkania wyniósł przeświadczenie że w zasadzie to Parades wszystkim kieruje a de Vaux i d’Orvilliers wypełniają tylko jego rozkazy. Hrabia Parades był na pewno człowiekiem Vergennes, do służb zwerbował go jakiś krewny Vergennes, później służył dla Sartine. Zatem mamy tu ingerencję służb w działania wojskowe i to chyba wszystko wyjaśnia. Tym bardziej że Sartine nie miał pojęcia o morzu, był natomiast superpolicjantem oblatanym we wszelkich intrygach. Jeszcze jest inna sprawa. Na czele stronnictwa marzącego o desancie na Anglię stał były szef Sekretu Charles de Broglie, brat Victoire de Broglie który dowodził armią mającą dokonać desantu. 23 lipca 1779r, akurat wówczas, po rocznym dochodzeniu, przed parlamentem stanęła sprawa Charles de Broglie przeciw Georgel. W zasadzie jednak była to konfrontacja dwóch rodzin: De Broglie i de Rohan prowadzona za pośrednictwem adwokatów. Prasa wyrażała zdziwienie że parlament zajął się tak błahą sprawą ale Paryż nią żył bowiem uwidaczniała ona od podszewki życie dworu, wmieszani w nią byli ministrowie. 14 sierpnia 1779 roku parlament wydał przyjęty jednogłośnie werdykt: Georgel niewinny. Wyrok ten został przyjęty przez obecnych oklaskami. Charles de Broglie zdecydował się wyjechać do swego Ruffec i wycofać się z życia politycznego. Był to koniec jego politycznego znaczenia. Zatem można sądzić że koniec politycznego znaczenia przywódcy stronnictwa które chciało najechać Anglię oznaczał koniec takich zamysłów. Zresztą niedługo później ze stanowiska ministra marynarki usunięto Sartine i to jego obciążano winą za nieudolne działania floty. Zaraz zaraz. Z bazy wypadowej jaką miała być wyspa Wight miało zostać zaatakowane południe Anglii i na południe Anglii pewnie miał ruszyć desant z Normandii wojsk Victoire de Broglie. Przecież desant w 1944 roku odbywał się po podobnej trasie tyle że w odwrotnym kierunku. Bo nie mógł przeszkodzić rozpoczęciu tej operacji ponieważ we Francji panowała powszechna euforia że wreszcie Anglia dostanie nauczkę a poza tym stronnictwo dążące do wylądowania w Anglii na czele którego stali bracia de Broglie było bardzo wpływowe. Jest prawdą. Zresztą wyżej o tym napisałem tyle że to tak pogmatwało sytuację że desant stał się niemożliwy.
