
euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,183 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Nie mam tej książki ale brzmiało to mniej więcej tak: "Jako deputowany w Paryżu był zapisany w książce adresowej (ul. Duplessis, hotel Renard) jako Robert-Pierre". Nic nie pisze żeby było tam coś zamazane lub nieczytelne. Przepraszam. Nie chcę nikomu ujmować honores ale deputowany do Zgromadzenie Narodowego to jednak coś więcej niż anonimowy gość hotelowy a uilca Duplessis sugeruje wysokie progi. No i Paryża, mimo wszystko, nie można przyrównywać do Jastarni. Powtarzam. w tej książce obok postaci historycznych są również postacie fikcyjne. A raczej takie które pozwalają odgadnąć że są to zmyślone nazwiska prawdziwych uczestników wydarzeń a o których trudno czegoś się dowiedzieć np. z innych książek. To wszystko nie oznacza że jest to zmyślona opowieść albo że napisana przez kogoś kto miał małe pojęcie o wydarzeniach. W końcu np. Pieśń o Rolandzie to też beletrystyka ale też dzięki niej można się dowiedzieć o tym że w wąwozie Ronceveaux miała miejsce bitwa. Tego nikt nie poddaje w wątpliwość. Przepraszam. Zaszła pomyłka. Albert Soboul nic nie pisze na temat nazwiska czy pochodzenia Robespierre. Pomyliłem go z Pierre Miquel. Ale uprawdopodobnia fakt że nasz Robespierre jest wnukiem Damiensa przez to że żona Damiensa była Irlandką i że drugi człon nazwiska, Pierre, naszego bohatera (czyli Robespierre) pochodzi nie od brata Damiensa a od jego ojca. to powinno rozwiewać w.w zastrzeżenia Administratora Secesjonisty. No nie wiem czy deputowany do Zgromadzenia Narodowego może sobie pozwolić po przybyciu do stolicy na podawanie fałszywego nazwiska. Nie wiem jak jest teraz ale wtedy było coś takiego jak weryfikacja pełnomocnictw. Żadne anonimowe waletowanie też nie wchodziło w grę. Deputowany który przybył wykonywać swoje obowiązki miałby ukrywać się przed policją? Nie jestem z Warszawy ale wydaje mi się to pozbawione sensu. Pewnie że policja z pewnością zainteresowała się kimś kto podał tylko imiona ale widocznie nie śmiała się tego czepiać bo uznała że ów osobnik ma, formalne czy nieformalne, powody. Członkowie rodziny Bourbonów nie uważali za stosowne podawanie swojego nazwiska. Bo zresztą tak na dobrą sprawę go nie mieli. Kiedy przyszło gilotynować Ludwika XVI to długo analizowano jego personalia i w końcu poszedł pod ostrze jako Ludwik Kapet. Sprawiedliwość nie pozwalała żeby zgilotynowano jakąś anonimową osobę. Rzecz w tym że ja nie jestem naukowcem. Na dobrą sprawę nie wiem co oznacza określenie "naukowcy", czy historycy, przynajmniej niektórzy, do nich należą? Jeżeli tak to myślałem że pomogą tą sprawę ostatecznie wyjaśnić. Przy czym te powyższe wywody trochę zagmatwały zagadnienie. I należą się pewne wyjaśnienia w skrócie: Otóż wszystko wskazuje na to że nasz Robespierre był synem Ludwika XV i Marii Damiens. No i jest jeszcze jedna sprawa. Ja osobiście nie wierzę żeby Robespierre został zgilotynowany 28 lipca 1794r. Trudno coś znaleźć na temat wydarzeń z 27 i 28 lipca 1794 roku. Najlepiej opisuje je chyba Margerit. Schwytano co prawda wówczas jakiegoś osobnika i ścięto go jako Robespierre. Margerit nie poddaje tego w wątpliwość ale pisze że były kłopoty z ustaleniem tożsamości tego osobnika a nawet z jego rozpoznaniem. Facet którego zgilotynowano miał odstrzeloną szczękę nie mógł mówić i był nie do rozpoznania. Możliwe że pod nazwiskiem Robespierre kryły się dwie postacie. Dla mnie kluczem jest tu biografia Lucile Desmoulins, p.v Duplessis. Była ona przyjaciółką Robespierra. Niewiele wiadomo o jej biografii zresztą jej życie było krótkie i miało dramatyczny koniec. Ale w jednych tekstach pisze że była przyjaciółką Robespierra a w drugich że Roberta. Czyli to sugerowałoby że Robespierre i ów Robert to jedna i ta sama osoba a o Robercie pisze że zmarł, o ile pamiętam w 1825 roku. Wiadomo tez że Robespierre umizgiwał się do siostry Lucile Desmoulins p.v Duplessis, Adele, o której już w ogóle nie można niczego znaleźć. Możliwe że po lipcu 1794 roku nasz Robespierre wycofał się z polityki i ożenił się z Adele, znaną jako Keralio. To dość niezwykłe jak na francuzkę nazwisko mogło też być pseudonimem. Może nasz Robespierre po opuszczeniu Paryża wybrał sobie nazwisko Carrault z którym już poprzednio go coś wiązało stąd jego żona jest znana jako Keralio. Oczywiście że w tym wszystkim panuje zamieszanie z nazwiskami. Ale czy można się temu dziwić? Wszak nazwisko Damiens po wydarzeniach ze stycznia 1757 roku stało się wyklęte i trzeba było coś kombinować. To samo w 1794 roku. Gilotyna przecież groziła wówczas naszemu Robespierrowi realnie. Oczywiście jeżeli założymy dość prawdopodobny scenariusz że się od tej gilotyny wymigał.
-
Tu trochę nie tak. Pisałem na szybko z pamięci. Po kolei: Przede wszystkim kto i o co inkryminuje Robespierre'a. Poza tym; Pierre Miquel (zawodowy historyk).w swej historii rewolucji pisze że w w.w książce jest wpis Robert-Pierre. Czytelny i nic nie jest tam zamazane, po prostu pisałem prędko i uległem sugestii. O ile mi wiadomo to w ówczesnej Francji tylko ci z rodziny Bourbonów podpisywali się samym imieniem. Teraz jeszcze trzeba by się zastanowić co to był za hotel bo po francusku hotel i pałac (palais) to są synonimy. W XVIII wieku to mógł być pałac Du Plessis, bogatej rodziny francuskiej. Du Plessis to był jeden z członów nazwiska potomków Richelieu. To mogło oznaczać że Robespierre był gościem rodziny Duplessis a nie zwykłym gościem hotelowym.
-
Pani Marion Sigaut nie mówiła nic o Robespierre. Omawiała tylko sprawę zamachu Damiensa i kim on był. Damiensa z Robespierre powiązał, jak już pisałem, Robert Margerit. Żadne sprzeczne. Po prostu nie miałem tego wszystkiego w, jak to się mówi, świeżej pamięci.a pisałem początkowo to co pamiętałem. No i nawiązywałem do tego co wy pisaliście o irlandzkich, czy domniemanie irlandzkich korzeniach Robespierre. Nie są bezpodstawne. Ale i tak wy chyba więcej dowiedzieliście się ode mnie niż ja od was. Że napisałem "przy boku króla?" Powinienem był pewnie napisać że w łóżku, a może jeszcze bardziej konkretnie? W końcu to jest forum historyczne a nie pornograficzne. No to co że z komiksem. Nie wiem dlaczego według was nie należy brać poważnie tego co wy nazywacie beletrystyką. U nich często się zdarza że bierze się do ręki książkę, niby to powieść, ale w której opisane są wydarzenia historyczne. Takim przykładem jest na przykład "La Revolution" Roberta Margerit. Na pewno lepsza książka od historii napisanej przez Soboul o której nikt nie powie że to beletrystyka. Nawet o wiele łatwiej coś znaleźć u Margerita niż Soboul bo ten pierwszy pisze chronologicznie, dzień po dniu, a nawet godzina po godzinie. U nas chyba taki gatunek pisania jest nieznany. Bo, co by nie powiedzieć o powieściach Sienkiewicza, to trudno tam się doszukiwać prawdziwej historii. Zresztą niedawno słyszałem w TV jakiegoś profesora który mówił że powinno się doceniać takie to niby beletrystyczne książki. Jakieś różnice kulturowe między nami a innymi częściami Europu mimo wszystko istnieją. Pewnie można je wytłumaczyć na gruncie historii. Oni mieli na przykład jakieś pieśni trubadurów, niewątpliwie beletrystyka, ale uważa się je za pełnoprawne źródła historyczne. Po prostu inna tradycja.
-
W necie znalazłem wkład pani Marion Sigaut wygłoszony w Arras w 2016 roku, a więc prawie i nowość, no i stamtąd pochodził nasz Robespierre,.Tematem wykładu była tajemnica Damiensa. Oczywiście zakładam że, Szanowny Secesjonista czytał wyżej o roli Damiensa, czy może raczej o roli jego zamachu na Ludwika XV, w całej tej historii. Otóż Robert Margerit twierdzi że Robespierre był wnukiem brata Damiensa i dostał imiona Robert-Pierre po zamachowcu Damiens i po bracie. To trochę nie tak. Pani Marion Sigaut twierdzi że imię Pierre nosił ojciec Damiensa, czyli pradziadek Robespierra. Pani Sigaut wyjaśnia ewentualne irlandzkie korzenie Robespierra. Otóż żona Damiensa była Irlandką, zdaje się że pochodziła z Arras. Ale teraz jeszcze raz wszystko po kolei: Pierre Miquel twierdzi że po przybyciu do Paryża nasz Robespierre zatrzymał się w hotelu. Wtedy to może był pałac na ul. Duplessis. tu potrzebne chyba wyjaśnienie. Otóż Duplessis (może Du Plessis) to była bardzo bogata rodzina i możliwe że cała ulica należała do nich. Zresztą siostry Duplessis; Lucile i Adelaide utrzymywały stosunki co najmniej towarzyskie z Robespierre. Wątpliwym jest żeby się zadawały z byle kim. Do książki hotelowej wpisał się jako Robert-Pierre bez żadnego nazwiska. Zdaje się że wówczas we Francji tylko Bourboni posługiwali się samym imieniem. Możliwe zatem że Robespierre się za takiego miał. Teraz co do jego ewentualnych korzeni irlandzkich. Damiens Zamachowiec służył u de Marigny, brata pani de Pompadour. Pani Marion Sigaut, zastrzegając że pikantne szczegóły opowiada dla historii a nie dla sensacji, twierdzi że ok.1750 roku ginekolog zabronił pani de Pompadour stosunków, czyli dla królewskiej metresy była to katastrofa. Żeby nie tracić pozycji na dworze wynalazła królowi Louise O'Murphy, powszechnie zwaną Morfizą. Było to jeszcze prawie dziecko. Miała wówczas 14 lat ale była chyba nad wiek rozwinięta. Pompadour zamówiła zatem jej obraz u malarza (który można podziwiać do dzisiaj) i pokazała go królowi, któremu przypadło to do gustu. Pani de Pompadour Morfiza również odpowiadała bo będąc prawie dzieckiem nie mogła być na tyle przebiegła żeby zająć jej pozycje na dworze. Dalej puzzle układają się chyba same. Morfiza zachodziła w ciążę i trzeba była na gwałt szukać nowej panienki. Ponieważ sprawdziła się Irlandka to Marigny i jego siostra de Pompadour skorzystali z dawnych doświadczeń i wyszukali drugą Irlandkę, czy raczej pół-Irlandke, Tym razem była to Maria, córka Damiensa. Coś pewnie poszło nie tak bo podobno Damiens tu i ówdzie opowiadał o wyrządzonej mu krzywdzie i w końcu dokonał tego głupiego zamachu. Oprócz powyższych poszlak są jeszcze inne świadczących o tym że, tak jak to widział Margerit, Robespierre był synem owej Marii. Damiens. Przecież i Robespierre i Damiens Zamachowiec pochodzili z Arras. Pisze się o irlandzkich korzeniach Robespierre a przecież jego matka była pół-Irlandką. Wygląda na to że był katolikiem i nie przepadał za Anglikami. To też pasuje do jego korzeni irlandzkich. Pani Marion Sigaut opowiada jeszcze ciekawą sprawę. Wygląda na to że w połowie XVIII wieku w ramach walki z prostytucją wyłapywano w Paryżu młode dziewczyny, a nawet dzieci by je wywieźć do Luizjany. Je wszystkie zamykano w szpitalu podległym parlamentowi. Podobno zdarzały się nadużycia i niektóre dziewczęta trafiały do bogatych panów. Parlament, który zarządzał tym szpitalem, siłą rzeczy, musiał to wiedzieć i przez to miał trzymanie na wielu wpływowych ludzi. Pani Marion twierdzi że w grę wchodziło również pedofilstwo ale jest chyba trochę feministką i przesadza. W końcu nie każdy kogo interesują nastolatki jest pedofilem.
-
Czy Piłsudski był analfabetą ekonomicznym?
euklides odpowiedział Jasny Rycerz → temat → II Rzeczpospolita (1918 r. - 1939 r.)
Zdaje się że nie miał zrozumienia dla problemów łączności. Kirchmayer pisze że nie trafiało do niego nic z tych rzeczy. Z tego co wiem to dużo samolotów stało na przykład na brak części zamiennych, na przykład Łosie. Wydaje mi się że można było się tymi samolotami zainteresować przecież było ich niewiele. Ale trzeba było docenić lotnictwo. Może to nie była już wina samego Piłsudskiego bo umarł przed wojną ale nie wydaje się żeby o to dbał. O lotnictwie nie miał najlepszego zdania. Podobno miał pretensje do lotników jeszcze z 1920 roku o to że zwiad lotniczy go dezinformował. Pewnie nie bardzo rozumiał rolę floty i jej koszty. Skutek był taki że kiedy zaczynała się wojna okręty odpłynęły do Anglii a te które pozostały nie odegrały żadnej znaczącej roli. Może tylko zaabsorbowały trochę niemiecką marynarkę która i tak nie miała co robić na Bałtyku. -
Najlepiej i najgorzej ubrana armia
euklides odpowiedział Albinos → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Podobno było tego. Na przykład 4 hełmy. Jeden bojowy drugi służbowy, trzeci bojowy plastikowy, na defiladę 4-ty plastikowy służbowy, pewnie też na defiladę. No i postrachem były inspekcje na których to wszystko sprawdzano. D-ca drużyny raz na tydzień, kompanii raz na m-c, a podobno przed inspekcją pułkownika panika trwała dłuższy czas. Wszystko było układane pod sznurek. Pułkownik patrzył tylko czy równo ułożone.i jak coś było nie równo to traktował to z kopa,podobno najczęściej chusteczkę do nosa, inspekcja była nie zaliczona i afera na całego. Z tym że podobno był cennik na wszystko i jeżeli ktoś coś, nazwijmy to zużył, to mu zabierali z żołdu i po krzyku. -
Czy Wielka Brytania i Japonia nie posiadały samolotów "zwiadowczych"?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Lotnictwo
Przykład nie najlepszy. Tam gdzie w grę wchodzi technika wojskowa rzeczy mają się trochę inaczej. Mówi się na przykład że w 1940 roku Francja nie posiadała wojsk pancernych co nie znaczy że nie miała czołgów. Tych mieli chyba więcej niż Niemcy Jednak te czołgi były rozproszone po oddziałach piechoty. Kiedy w końcu poszli po rozum do głowy i zebrali ok. 100 czołgów w jednym, miejscu by mieć coś na wzór dywizji pancernej to okazało się że brakuje należytej łączności, Że dla takiej liczby czołgów komplikuje się zaopatrzenie i potrzebna specjalna logistyka, że sztaby nie są zorganizowane tak jak potrzeba, że czołgi, chociaż nawet i nowoczesne, to mają nie takie parametry jakie są pożądane itp. Natomiast na podstawie tego co napisano wyżej wygląda na to że Amerykanie raczej nie mieli pokładowego samolotu zwiadowczewgo ale mieli zwiadowcze lotnictwo pokładowe. No tak ale chyba byli odpowiednio szkoleni do takich zadań. W tych dywizjonach byli na pewno wyspecjalizowani oficerowie którzy analizowali te dane, konfrontowali je z danymi zebranymi przez inne ośrodki zwiadu lotniczego itp. Nie no oczywiście że Cataliny, wodnosamoloty, raczej z lotniskowców nie działały. W każdym razie te 5 minut amerykańskiego nalotu pod Midway było doskonale przygotowane a to sugeruje doskonałe rozpoznanie taktyczne. Nasłuch radiowy przejrzał zamiary japońskie, Cataliny z lądu wykryły Japończyków, ale reszta to już zasługa lotniskowców. -
Wiesz coś więcej o sugestiach owego J.Carr? Może doszukał się że Robespierre (czy Robert-Pierre) był synem Marie-Louise O'Murphy. Była to panienka która zastąpiła przy boku Ludwika XV panią de Pompadour. W latach 1750-tych urodziła królowi jakieś dzieci i była Irlandką z pochodzenia. Może to ona była matką naszego Maksymiliana? Nie mam angielskiego słownika. To Speirs znaczy coś konkretnego?
-
Czy Wielka Brytania i Japonia nie posiadały samolotów "zwiadowczych"?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Lotnictwo
Taki atak bez rozpoznania nazywa się rozpoznaniem walką. Prowadzi do niepotrzebnych strat. W przypadku wojny na morzu w grę wchodzą jeszcze straty okrętów lub samolotów. -
Czy Wielka Brytania i Japonia nie posiadały samolotów "zwiadowczych"?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Lotnictwo
Określenie "lotnictwo rozpoznawcze" sugeruje istnienie odpowiednich jednostek, sztabów itp. Takie mniej więcej stwierdzenie padło w w.w książce. Nie mam tej książki więc dokładnie nie wiem. W każdym razie na podstawie doświadczeń choćby z Midway żeby na przykład rozpoznanie było skuteczne to nie wystarczy odpowiedni samolot. To rozpoznanie musi być jeszcze należycie zorganizowane. Piloci muszą być po prostu pod tym kątem szkoleni i powinni się zajmować tylko tym. Chłopaki od wszystkiego nie zawsze sprawdzają się należycie. No i pewnie potrzebny jest jakiś wyspecjalizowany sztab który filtrowałby zebrane z obserwacji informacje, przekazywał je tam gdzie należy, zbierał doświadczenia, itp. Pewnie że ciekawym byłoby porównać jak w czasie DWS w poszczególnych marynarkach było zorganizowane rozpoznanie i jak się zmieniało podczas wojny, jeżeli oczywiście się zmieniało. -
Czy Wielka Brytania i Japonia nie posiadały samolotów "zwiadowczych"?
euklides odpowiedział secesjonista → temat → Lotnictwo
Tu chodzi o to że Japończycy nie mieli wyspecjalizowanych jednostek morskiego rozpoznania. Piszę to na podstawie książki "Bitwa O Midway". Nie mam jej teraz pod ręką ale pisali ją jacyś oficerowie japońskiego lotnictwa. Jakieś 3-4 lata temu leżało jej pełno w księgarniach. Autorzy przypisują klęskę pod Midway m.in. złemu rozpoznaniu i tam właśnie pisze że Japończycy nie mieli jednostek lotnictwa rozpoznawczego a takie mieli Amerykanie. Chodziło o to że w dniu bitwy to lotnictwo zawiodło. W japońskiej marynarce loty zwiadowcze wykonywali chyba lotnicy dyżurujący którzy traktowali to niechętnie i uważali za nudny obowiązek. I tak rankiem w dniu bitwy japońskie lotnictwo zwiadowcze popełniło kilka gaf. Po pierwsze w dniu bitwy o świcie w wyniku awarii katapulty samolot który miał przeszukać sektor w którym, jak się później okazało, były amerykańskie lotniskowce wystartował z 20-to minutowym opóźnieniem. Później gdy lotnicy tego samolotu zlokalizowali wreszcie amerykańską flotę to było to już z opóźnieniem a jeszcze pomylili się przy mierzeniu pozycji amerykańskiej floty, o ile pamiętam to chyba o 60 mil. Skutek tych błędów był taki że japońskie dowództwo było zdezorientowane i nie oceniło należycie przekazanych informacji. Takich błędów z pewnością nie popełniłaby jednostka wyspecjalizowana w prowadzeniu rozpoznania lotniczego. Natomiast amerykańskie lotnictwo zwiadowcze pod Midway, o ile dobrze pamiętam chyba na Catalinach, działało sprawnie i bezbłędnie wykonywało swoje obowiązki. Były to po prostu jednostki wyspecjalizowane w tego typu zadaniach. . -
Jeżeli czyta się coś o Rewolucji Francuskiej to od czasu do czasu sprawa nazwiska Robespierre, czy Robert-Pierre rzuca się w oczy a pisałem że sprawa jest znana bo myślałem że skoro ja wiem to ci którzy skończyli na przykład uniwersytecką historię wiedzą to na pewno. Ja sobie przypominam dwóch autorów francuskich co o tym napomknęli a na pewno jest ich więcej. Pierwszym jest wspomniany już Robert Margerit drugim natomiast Albert Soboul. Ten drugi to jest już zawodowy historyk, profesor historii z Sorbony gdzie był kierownikiem katedry historii Rewolucji Franc. Pewnie że jest ciekawe dlaczego nasz Maksymilian ukrywał swoje nazwisko (czy może to dopiero potomni je ukryli). W każdym razie skądinąd wiem że po zamachu Damiensa (nazwisko też nieprawdziwe) cała rodzina została uwięziona a jej nazwisko stało się wyklęte do tego stopnia że zmieniali je nawet ci którzy z tą rodziną nie byli spokrewnieni. Pewnie że można snuć przypuszczenia że Maksymilian urodził się w więzieniu. Oczywiście można doszukiwać się i sensacji, że ojcem Maksymiliana był np. Ludwik XV, który lubił się zajmować panienkami z ludu. W takim razie Maksymilian zaczął robić zamieszanie w historii zanim jeszcze przyszedł na świat. Takie było jego przeznaczenie.
-
Oczywiście że tak. Tyle że my tu omawialiśmy artylerię plot. Z tego co wiem to dzisiaj się nie stosuje zapalników zbliżeniowych w pociskach artyleryjskich po prostu dzisiejsze samoloty są odporne na odłamki. Oczywiście że rakiety to co innego, na przykład te typu KUB. Tam jest tak potężny ładunek że wystarczy wybuch o kilkanaście metrów od samolotu by go zniszczyć. Podobna sprawa była zresztą i z torpedami podczas II wojny. Na przykład zapalniki magnetyczne działały bezkontaktowo w chwili gdy torpeda przechodziła pod kadłubem. I chociaż go nie dotykała to jej wybuchu nie wytrzymywał żaden kadłub. Kiedyś kiedyś rozbierałem taki zapalnik pocisku art. plot. i o ile dobrze sobie przypominam to były tam dwa pierścienie które rozsuwały się od ruchu obrotowego powodując odbezpieczenie pocisku i chyba ścieżka prochowa która detonowała pocisk po tym jak nie trafił w cel żeby nie upadł na swoich. Zbliżeniowe to widziałem chyba tylko gdzieś w muzeum.
-
Mi się wydawało że tylko uderzeniowe. Ale może mi się coś pomyliło.
-
No nie w czasie wojny ta amunicja była w użyciu i pewnie się sprawdzała. Później o niej nie słychać bo samoloty zaczęły być lekko opancerzone i odłamki nic im nie robiły. No i poza tym zamiast torped pojawiły się takie zabawki jak Exocet które odpala się spoza zasięgu wzroku (jest to rakieta która porusza się ponad powierzchnią wody) i samolot wcale nie musi się zbliżać do okrętu.
-
Historyk Albert Soboul w swej "Revolution Francaise" pisze że w książce adresowej pod adresem gdzie się zatrzymał Robespierre po przybyciu do Paryża kiedy został wybrany do Zgromadzenia jest jego wpis, Robert-Pierre. Nazwisko jest wymazane albo nieczytelne.
-
Podpis to coś znaczy tylko wówczas kiedy jest do dyspozycji realna siła. Robespierre stał na czele Komuny i wydawało mu się że ją ma. Rzecz w tym że wezwał do insurekcji jednak z 60 sekcji tylko 15 odpowiedziało na wezwanie a i te 15 kiedy zobaczyło że jest ich tak mało prędko ochłonęło ze wszelkich zapędów. Ten zawód był spowodowany tym że Robespierre narobił sobie wielu wrogów, przede wszystkim zadarł z komitetem finansowym Cambona. To Louchet, prawdopodobnie jeden z członków tego komitetu, postawił w konwencji wniosek o aresztowaniu Robespierra który przegłosowano. Cambon prowadził dosyć kreatywną politykę ekonomiczną dzięki której wielu było takich co się wzbogaciło w szemrany sposób. Ci wiedzieli że jeżeli nie obalą Robespierra to czeka wielu z nich gilotyna. Zatem wszyscy ci w.w. zjednoczyli swe wysiłki. Pewnie użyli swych wpływów w sekcjach no i pieniędzy (kto jak kto ale Cambon je pewnie miał). Wszystko to z dobrym skutkiem bo sekcje zachowały się biernie. Ciąg dalszy znany. P.S Pisałem z pamięci i może coś pomyliłem..
-
Trzeba by jeszcze dodać system kierowania ogniem.
-
Zdaje mi się jednak że obroną przeciwlotniczą zajmowały się okręty mniej więcej wielkości niszczycieli operujące dookoła trzonu floty i przystosowane do obrony plot. To chyba przede wszystkim one one strącały samoloty. Do trzonu floty gdzie były pancerniki mało który samolot się przedarł. Poza tym w grę wchodziło wyszkolenie pilotów, były to przeważnie pojedyncze ataki typu kamikaze. No i taki samolot był chyba ostrzeliwany już począwszy 10 km od celu. Przy tym nie należy przeceniać owej amunicji zbliżeniowej, chociaż na pewno swoje zrobiła. Na japońskie samoloty które prawie że nie były opancerzone mogła być skuteczna. Później budowano już samoloty na tyle odporne na odłamki że by taki zniszczyć potrzebne było bezpośredie trafienie i z owej zbliżeniowej amunicji szybko zrezygnowano.
-
Najwięksi oszuści i fałszerze dwudziestego wieku oraz ich największe "dzieła"?
euklides odpowiedział kszyrztoff → temat → Ogólnie
To może by tak do tych oszustów zaliczyć szefa Smolnianoffa, czyli szefa służb technicznych SD, Alfreda Naujocka. Pod jego kierownictwem fałszowano nie tylko banknoty. A co do Bazny to facet nie wiedział że fałszywe banknoty z latami zmieniają wygląd inaczej niż prawdziwe i te fałszywe które dzisiaj są identyczne z prawdziwymi za, powiedzmy 2 lata, można odróżnić. Na to nikt jeszcze nie znalazł sposobu. -
Z tym że Scharnhorst ruszył do akcji wtedy kiedy dowódcą niemieckiej marynarki wojennej został Doenitz. W końcu trzymanie w porcie jako straszaka potężnego okrętu też nie było dobrym wyjściem i trzeba było w końcu znaleźć dla niego jakąś robotę. Zresztą Doentiz próbował chyba współdziałania floty podwodnej z nawodną. Konwój przeciw któremu wyruszył Scharnhorst wykrył U-boot który za nim szedł i nadawał jego pozycję tak jak w taktyce Wilczych Stad. O ile pamiętam to Scharnhorst nie doszedł do konwoju bo został wykryty ponieważ niemiecki admirał nie potrafił po prostu po cichu wyjść z fiordu podczas gdy takie ciche wyjście z portu czasem udawało dowódcom niemieckich U-bootów. To przypieczętowało los Scharnhorsta. .
-
Tu nie ma żadnej fikcji. Należałoby nawiązać do konfliktu Ludwika XV z parlamentem i nie wnikam kto tu miał rację. W każdym razie w 1756 roku. Król zdecydował że należy zrobić z parlamentem porządek. Oczywiście nie miał zamiaru prowadzić z parlamentarną hałastrą jakichś rozmów. Wolał inne metody. Akurat wtedy książę de Conti zrezygnował ostatecznie z zabiegów o koronę polską. W związku z tym stworzona przez niego agentura zwana Sekretem Króla przestała być potrzebna. Ku powszechnemu zdumieniu Ludwik jej nie rozwiązał. Postawił na jej czele jednego z jej agentów, de Broglie (oficjalnie objął tę funkcję 1.I.1757r). Nie bez znaczenia był również tzw. Tajny Fundusz Polski z którego finansowano agenturę księcia de Conti. i różne wydatki w Polsce. A musiał być niemały bo Francuzi stale wyrzekali że Polska drogo kosztuje bowiem ze względu na polską demokrację nie wystarczało kupić tylko wielkich panów, jak gdzie indziej, ale również mnóstwo szlachty. Do tego funduszu nikt nic nie miał (przecież tajny) i król mógł nim dysponować jak chciał. Tym bardziej że z niego płacono dożywotnie renty wielu Polakom a ponieważ były dożywotnie to śmierć beneficjentów umożliwiała taką czy inną kreatywność. Zatem kiedy Ludwik postanowił rozprawić się z parlamentem to pewne atuty miał, choćby odziedziczoną po księciu de Conti agenturę. W grudniu 1756 roku zwołał łoże sprawiedliwości i wydał parlamentowi pewne dyspozycje na zasadzie "pan każe sługa musi" nie tolerując żadnej dyskusji. Oczywiście parlament przyjął to z dezaprobatą chociaż żadne słowo protestu nie padło. Jednak swym postępowaniem Ludwik narzucił pewną metodę rozwiązywania sporów z parlamentem. Nie szczerą otwartą rozmowę jaką np. zwykł stosować jego dziadek Ludwik XIV, a jakieś pokrętne, agenturalne machinacje. Ale może nie podejrzewał że w tej grze, którą sam narzucił, możliwości miał również parlament i sprawy zaczęły się komplikować. 6 stycznia 1757 roku na króla dokonano zamachu. Jest to dość szumne określenie bowiem nijaki Robert Damiens ugodził go scyzorykiem i zadał mu niegroźną w sumie ranę, Ambaras z tego wyniknął jednak niesamowity. Ludwik, któremu nawet kobiety nie odmawiały, nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Natychmiast rozpoczęła się ogólna panika "a może scyzoryk był zatruty?". Ludwik był autentycznie przerażony. Zaraz też zrezygnował ze wszystkich swoich antyparlamentarnych intencji. Z twarzą pomogła mu tu wyjść pani de Pompadour, która podejmowała stosowne decyzje za niezdolną do działania "ofiarę zamachu". Nie ma żadnych wątpliwości że zamach był zainspirowany przez parlament. Robert Damiens był zawodowym służącym, zatem biedakiem otoczonym luksusem. Służył m.in u wielu parlamentarzystów którzy go bardzo dobrze traktowali. Przysłuchiwał się ich rozmowom a może nawet w nich uczestniczył. To oni zainspirowali go żeby dal królowi nauczkę. Swego czasu Damiens był woźnym w liceum Ludwika Wielkiego. Tam był świadkiem jak uczniowie (możliwe że pod wpływem jezuitów) mieli zwyczaj dawania "nauczki" koledze który jakoś zgrzeszył. Polegała ona na lekkim uderzeniu owego "grzesznika" scyzorykiem. Postanowił w ten właśnie sposób potraktować i Ludwika XV. Czy zdawał sobie sprawę z konsekwencji? Możliwe że nie. Oczywiście nie ma się co dziwić że król ten zamach potraktował serio. Przecież jeżeli komuś udało się wysłać wariata żeby go "napomniał" godząc w niego nieszkodliwie scyzorykiem to następnym razem ten ktoś (czy może raczej ci) może wysłać na niego innego, takiego który potraktuje go czym innym i to skutecznie. Jednak to co nastąpiło później było przekroczeniem wszelkich granic. Do sądzenia Damiensa powołany został specjalny sąd parlamentarny, który go skazał na śmierć. Sędziowie otrzymali za to od króla wysokie nagrody. Tym samym wyszło na to że parlament który stał za zamachem sam skazał zamachowca. Możliwe że było to ostrzeżenie dla potencjalnych następców Damiensa. On sam został stracony w haniebnie okrutny sposób, był ćwiartowany żywcem. Pewnie wszyscy byli tym zszokowani bo już nikogo więcej w ten sposób nie stracono. Według Roberta Margerit ów Robert Damiens miał brata, Pierre. Rok później, 8 maja 1758 roku córka Pierre urodziła właśnie naszego Maxymiliana Robespierre. Przecież cała ta historia odbiła się głośnym echem w całej Francji. Zatem co musiało się dziać w rodzinie Damiensa. To ku jego pamięci mały Robespierre otrzymał imię Robert. Na drugie dano mu Pierre na cześć dziadka który go zresztą wychował. To stąd Robespierre. Możliwe że grały tu rolę jakieś motywacje religijne bowiem wiadomo że Robert Damiens stykał się z jansenistami, czy nawet z powiązanymi z nimi konwulsjonistami. Tu gdzieś wyżej jest napisane że naukę Robespierra finansował Kościół. Ściślej rzecz ujmując byli to pewnie janseniści. Zatem czy można się dziwić że wychowany w takiej atmosferze Robespierre chorobliwie nie brał w łapę? W każdym razie ironizowanie z jego przydomku "nieprzekupny" jest nie na miejscu. Poza tym jeśli chodzi o nazwisko Damiens to nie jest ono prawdziwe. Robert Damiens to inaczej Robert d'Amiens, czyli Robert pochodzący z Amiens. Które zresztą leży chyba nie daleko od Arras w którym urodził się nasz Robespierre. Zresztą przyznawanie się do nazwiska zamachowca oznaczało infamię. Stąd całe zamieszanie z nazwiskami. To nie jest żaden fresk romansowy. To jest książka historyczna. Składa się z 4 tomów. Pierwsze 3 opisują wydarzenia podczas Rewolucji, przeważnie dzień po dniu, czasem nawet godzina po godzinie. Fakt że trochę zbeletryzowana ale wszystkie daty i wydarzenia można sprawdzić gdzie indziej że występowały. Przytoczone są nawet przemowy czy dialogi które są identyczne jak w innych książkach. 4-ty tom odstaje od reszty ale dotyczy czasów po 1815 roku i jest w dużym stopniu zbeletryzowany, są tam wątki miłosne, kryminalne, ale to już nie dotyczyło Rewolucji.
-
Źródeł to nie mogę przytoczyć bo nie wszędzie potrafię się po hakersku włamać ale jest to dosyć znana sprawa. Tak szczerze mówiąc to nie wierzę żeby u nas było to nieznane. Tyle że historia istotnie ma swoje tajemnice.W każdym razie te wszystkie de Robespierre to ściema. Pierre to było imię jego dziadka ze strony matki natomiast rodzony brat tego dziadka miał na imię Robert. To po nich Maksymilian (jeżeli oczywiście jest to jego prawdziwe imię) dostał imiona Robert-Pierre. W każdym razie tak te jego personalia opisuje francuski (domniemanie Administracji prawdziwe) autor Robert Margerit w swej książce "La Revolution". Oczywiście to wszystko wyżej napisane to skrót. Sprawa jest bowiem dość skomplikowana. Z tym, że mi się wydaje że jest to klucz do zrozumienia Robespierra który na pewno nie był jakimś fantastą z tych co to "dumali dumali i wydumali" np. człowieka idealnego, jak to niektórzy go tu ujmują.
-
Od tego trzeba zacząć że Robespierre to mimo wszystko bardzo tajemnicza postać. Tak na dobrą sprawę to nawet nie wiadomo jak się nazywał. Robespierre to tylko jego imiona. We Francji często używano podwójnych. Tutaj chodziło o Robert-Pierre, tylko jakie nazwisko? Że Justynian był prekursorem Robespierra to za dużo powiedziane ale mogła ich łączyć na przykład niechęć do wizerunków w kościołach. Zresztą poglądy Robespierra na religię to dla mnie zagadka. Chociaż wydaje mi się że był przychylny jansenistom. Wszystko się zgadza. Problem był w tym że katedra Notre Dame została opanowana przez zwolenników kultu rozumu do którego Robespierre odnosił się krytycznie. Tam dominowali Hebertyści którzy nie najlepiej widzieli Robespierra. Sądzę że Robespierre propagował kult Istoty Najwyższej po to żeby go wprowadzić do Notre Dame. We Francji to mogło mieć znaczenie bo koniec XVIII wieku ujawnił że cała Francja naśladuje Paryż. Zatem i Notre Dame. Oni mają pewnie do dzisiaj z tym problem. Na przykład konstantynopolską Hagia Sophię uparcie nazywają Sainte-Sophie, czyli Święta Zofia. Chociaż Hagia ma wiele wspólnego z frankijską tradycją. (IV-ta wyprawa, cesarstwo lacińskie)
-
Wystukałem "Operation Sportpalast". Tam pisze na przykład że 7 marca mimo bardzo złych warunków atm. dowódca Tirpitza kazał wysłać dwa zwiadowcze Arado. 8 marca warunki były tak złe że nie można było dojrzeć konwojów. Cały czas istniała groźba oblodzenia samolotów. Atak na Tirpitza wykonano 9 marca rano. . Może jakaś chwilowa poprawa pogody była ale pewnie bez rewelacji. Ze zdjęciami z czasów wojny to trzeba uważać. Na przykład stale pokazuje się epizod z pod el Alamein jak Gurkhowie atakują w galowych mundurach. Przy tym na początku wojny pierwszy atak lotniczy często nic nie dawał. Na Bismarcka wykonano kilka nalotów i zdaje się że jego los przypieczętował dopiero ostatni nalot pod wieczór feralnego dnia. Podobnie było na Malajach. Możliwe że spowodowane to było tym że ani Anglicy ani Japończycy nie mieli wyspecjalizowanego lotnictwa zwiadowczego. Takie mieli tylko Amerykanie i pierwsze naloty nosiły charakter ropzpoznawczy . Te problemy z dalmierzami wcale nie dyskryminowały okrętu, chociaż nie powinny się zdarzać. Pewnie w grę wchodziły znowu warunki pogodowe. Po prostu wilgotność powietrza była tak duża że przyrządy optyczne parowały. Podobna rzecz przydarzyła się dużo później Anglikom, bo w tatach 1980-tych na Falklandach. Tam dali się trochę zaskoczyć klimatowi i warunki pogodowe były takie że optyka im też parowała. Skutek był taki że przez chyba 2 dni lotnictwo argentyńskie sobie hulało jak chciało. To po prostu wynikało z toku dyskusji. Mowa była o skuteczności ataków lotniczych na pancerniki. Myślałem że mój przedpostowiec ma na myśli ataki na Tirpitza w norweskim fiordzie bo te są najlepiej znane. Ojciec rodziny pewnie by to pojął.