
euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,183 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
-
Nie ma edycji. Chodzi oczywiście o rok 1792.
-
Wątpliwe. Kult jednostki jakim otaczano Stalina brał się stąd że na gwałt było potrzeba czymś zastąpić niedawny kult cesarza (czy cara jak kto woli). Po co to było potrzebne Napoleonowi III skoro on sam był cesarzem i chociaż jego prawa do cesarskiej korony były może wątpliwe i świeżej daty to jednak w tradycji europejskiej cesarz nie musiał być jakiegoś wielkiego pochodzenia, przecież w Rzymie powoływała takich armia. Napoleon III raczej kreował się na monarchę konstytucyjnego o czym świadczy choćby odbudowywanie Tuillerie gdzie w 1902 roku została pogrzebana idea monarchii absolutnej. a zatem otwartego na kontakty z poddanymi co nie bardzo licuje z kultem jednostki. I nie była to czcza frazeologia bowiem przywrócił prawo do strajków, pozwalał na tworzenie związków zawodowych.
-
No to ja mówię że jest prawdziwą. Możliwe że Szanowny Secesjonista coś wie ale nie chce powiedzieć skąd. Dlaczego nie? Nie bardzo rozumiem. Tego dnia Hitler podjął decyzję o anschlussie i uważa się to za jego początek. Procesem Fritscha w zasadzie kierował Goering a ktoś taki przecież mógł wiedzieć o zamiarach Hitlera.
-
Flota Anglii i Francji - porównanie
euklides odpowiedział gregski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Chyba tak. Z tym że to było chyba raczej charakterystyczne dla marynarki francuskiej. Wolter w "Wiek Ludwika XIV" pisze że z takich moździerzy przy jakiejś tam okazji flota francuska ostrzeliwała Genuę. Z tym że te moździerze były ustawiane na betonowym podłożu wylanym na drewnianym kadłubie statku. Jednak nie wiem czy to dotyczyło marynarki angielskiej której okręty były chyba na ogół trochę mniejsze niż francuskie. Nelson postawił na innych artylerzystów, na takich którzy potrafili skutecznie zaatakować francuski statek przed abordażem. Dokładnie nie jestem w stanie podać źródeł ale ci morscy artylerzyści potrafili na przykład wyciągnąć działo na pokład, nie koniecznie karonadę, przymocować je linami do pokładu żeby nie było odrzutu, załadować je kartaczami i celnie z tego strzelić. Oczywiście tu trzeba było sporo wprawy bo jeżeli na przykład ktoś źle przywiązał działo do pokładu, czy za dużo napchał prochu to mu to mogło wyrwać i zrobił sobie samemu krzywdę a jeżeli dał za mało prochu to mu Francuzi mogli zagrać na nosie. Oczywiście tu Nelson natrafił na jakiś opór admiralicji która pewnie sama chciała narzucać artylerzystów bo przy okazji różnych szkoleń czy przydziałów etatów to pewnie niejeden z tej admiralicji by się odkuł finansowo. W każdym razie tym artylerzystom których zatrudniał Nelson szkolenia nie były potrzebne. Oczywiście że były ale taka kula nie była tak skuteczna jak kartacze a chodziło o wystrzelenie przed abordażem żeby spędzić z pokładu (czy wręcz unicestwić) żołnierzy przeciwnika. Zresztą były różne rodzaje kul, również takie które były specjalnie przeznaczone by niszczyć ożaglowanie. Te z kolei stosowali Francuzi. Francuskie załogi nie potrafiły tak manewrować okrętami jak Anglicy dlatego była reguła że podczas pojedynku artyleryjskiego brytyjska artyleria główna waliła w kadłub a francuska w ożaglowanie, co do tego ostatniego to mam to chyba nawet w jakimś źródle. -
Faktycznie że panuje tutaj spore zamieszanie pojęciowe. Nie chciałem się wtrącać w dyskusję kiedy Szanowny Nacht był krytykowany za określenia żołnierze szokowi. To jest chyba wzięte z francuskiego truppe de choc a Francuzi tak określali niemieckie Sturmtruppen. Polskie określenie to chyba oddziały uderzeniowe. Powstały one podczas PWS która w pewnym momencie stała się patowa. Żołnierze tkwili w okopach i żadna strona nie uzyskiwała przewagi. Oczywiście obie strony szukały wyjścia z takiej sytuacji. Alianci zachodni postawili wówczas na technikę i wykombinowali czołg, natomiast Niemcy na taktykę i wykombinowali sturmtruppen. Były to niewielkie grupy uzbrojone w lekką broń: miotacze ognia i zdaje się że jako pierwsze zaczęły używać pistoletów maszynowych na dużą skalę. Ich metoda działania polegała właśnie na infiltrowaniu terenu wroga, przenikaniu w pobliże nieprzyjaciela, wyszukiwaniu słabych punktów obrony po czym bezlitosne atakowanie zlokalizowanych punktów oporu, przy czym raczej nie brali jeńców. Były przeznaczone tylko do ataku. Obroną zajętego terenu się nie zajmowali. To przenikanie przez linie nieprzyjaciela często odbywało się we współdziałaniu z artylerią i z piechotą która broniła terenów zdobytych przez sturmtruppen. Do końca tej taktyki nie dopracowano bowiem wojna się skończyła. Ale te sturmtruppen stały się później podstawą Reichswehry bo nie miały one broni których zabraniał traktat. Ale zebrane doświadczenia pozwalały określić co jest potrzebne do prowadzenia ataku i to przyczyniło się w dużym stopniu do powstania teorii wojny błyskawicznej. Nie bardzo mi pasuje określenie żołnierze szokowi do grup pancernych bo podczas PWS sturmtruppen jednak się odróżniały od alianckich oddziałów pancernych chociaż i ci i ci byli przeznaczeni do ataku. Jednak jakoś trudno mi sobie wyobrazić czołg który skrycie przenika przez linie nieprzyjaciela. Jego atutem jest prędkość, odporność na ostrzał z broni strzeleckiej. Podczas PWS również Włosi mieli coś takiego jak sturmtruppen, Byli to arditi.
-
Chyba kolejny raz znalazłem tu pytanie o co mi chodzi i boję się że ktoś może mnie podejrzewać że chcę kogoś do czegoś przekonać. Ja nie jestem żaden troll, przeglądam od czasu do czasu te teksty i jeżeli narzuca mi się jakaś refleksja to klepię w klawiaturę i to wszystko. Zresztą nie ja jeden tu piszę i raczej nie ja wszczynam dyskusje, nie wiem nawet czy założyłem tu jakiś temat. A jednak tego typu uwag nie należy lekceważyć. Angielski pisarz Artur Conan Doyle w usta swego bohatera Sherlocka Holmesa często wkładał maksymę że "najtrudniejsze są rzeczy łatwe" i uważam że warto się nad nią zastanowić. Kochała czy nie, a do tego jeszcze czy namiętnie czy nie, to są raczej określenia z dziedziny emocjonalnej i jak to brać pod uwagę. To co napisałem wyżej odnosiło się raczej do stanu umysłów niemieckiej generalicji, czyli co byli gotowi poprzeć, czemu byli gotowi się przeciwstawić itp. A ten stan umysłów wykształcił się również na skutek pewnego procesu historycznego który w ogromnym skrócie nakreśliłem. Tu znowu muszę odwołać się do w.w maksymy Scherlocka Holmesa i przypomnieć że pojęcie generalicja jest nierozerwalnie związane z wojskiem a jest to z kolei struktura silnie zhierarchizowana, a już szczególnie armia niemiecka taką była. W takiej zaś strukturze liczy się polecenie wydane z góry, czyli rozkaz i to czy była za anschlussem czy przeciwko niemu to miało drugorzędne znaczenie. Chociaż wątpię żeby oni to popierali bo podstawowym celem Hitlera co do anschlussu było zaakceptowanie przez Austrię narodowego socjalizmu do którego owi generałowie miłością, że użyję określeń Szanownego Bruna, nie pałali. Oczywiście przyszłość wykazała że nie jest obojętnym co taki czy inny generał sobie myślał bo później stało się to pożywką dla różnych spisków które walnie przyczyniły się do zguby Hitlera. Ten z pewnością zdawał sobie z tego sprawę i starał się jakoś przywiązać do siebie tą generalicję ale do końca to mu się to nie udało.
-
No nie to jest już przesadne uproszczenie faktów nawet jak na nie historyka. Przede wszystkim to trzeba tu przytoczyć trochę historii bo Hohenzollernowie i Habsburgowie to nie to samo. Po prostu Hohenzollernowie byli z natury wasalami Habsburgów. Jeżeli mówimy o niemieckich monarchistach to każdy z takich dobrze to rozumiał. A z historii to trzeba wiedzieć że w 1806 roku Napoleon I zlikwidował tytuł świętego cesarza rzymskiego co Niemcy odczuli jako ogromny policzek i ten bezrozumny postępek Napoleona ogromnie przyczynił się do zjednoczenia Niemiec. Kiedy w 1871 roku Prusy rozgromiły Francję to było to traktowane jako rewanż za upokorzenia z czasów napoleońskich, zatem wypadałoby przywrócić tytuł świętego cesarza. Bismarck nie chciał do tego dopuścić bo to groziłoby ponownym rozdrobnieniem Niemiec dlatego doprowadził do dziwnej koronacji króla Prus na cesarza w Wersalu w 1871 roku. Ale to było tylko mniejszym złem bo taka koronacja (Hohenzolerna nie Habsburga) musiała wielu wydać się wątpliwa i problem pozostał. O czym może świadczyć omawiana tu niedawno, przy okazji Hitlera, sprawa oddziałów bawarskich które podlegały królowi Bawarii, Ludwikowi III Wittelsbachowi a nie Hohenzolernowi. W końcu te kilkaset lat feudalizmu jakieś piętno wywarły, na niemieckiej arystokracji szczególnie, a to z niej w dużej części wywodziła się niemiecka generalicja. Bez tego to się nie zrozumie tego co działo się w Niemczech w I-szej połowie XX wieku. Nie miał się odbyć a odbył się. Rozpoczął się 10 marca 1938 roku ale po kilku godzinach, po otrzymaniu wiadomości o anschlussie, został odroczony. To podaje Andre Brissaud w swej biografii Canarisa. Pisze on również że: Niektórzy historycy uważają zresztą, że Anschluss był w dużej mierze sprowokowany procesem Fritscha, Jest natomiast prawie pewnym, że o ile „rozwiązanie problemu austriackiego” było już wcześniej przewidziane, to przyspieszył je proces Fritscha, którego przebieg był coraz bardziej kłopotliwy dla tych co go wszczęli.
-
A sytuacja wewnętrzna Niemiec to na anschluss nie miała czasem wpływu? Przecież to że Hitler miał kłopoty ze swoją generalicją jest powszechnie znane a szczególnie niewygodnym był mu dowódca wojsk lądowych von Fritsch, praktycznie najważniejszy wówczas człowiek w niemieckiej armii. Proces oskarżonego o homoseksualizm von Fritscha nie rozpoczął się ponieważ tego dnia rozpoczął się anschluss. Zajęcie Austrii było dla Hitlera propagandowym sukcesem który przyćmił wojskowy autorytet generałów a von Fritscha unieszkodliwił i nie potrzeba już było go skazywać. Przy tym "Plan Otto", czyli plan anschlussu był przygotowany dużo wcześniej ale na wypadek gdyby do władzy mieli powrócić Habsburgowie. Natomiast wśród niemieckiej generalicji dość silne były monarchistyczne sympatie. .
-
Wyżej pisałem że ta dokumentacja znajduje się w Stanfort w USA.
-
Gdyby ta zgoda nie zostawiła żadnego pisemnego dokumentu to nie byłoby problemu.
-
Jest polskie tłumaczenie tej książki, przynajmniej I tomu, Szanowny Secesjonista może przeczytać i ocenić. (tytuł Sekret Króla) No nie. Korespondencja między Vergennes a d'Aiguillon może istnieć ale ma znaczenie drugorzędne. Przecież d'Aiguillon wiedział że Vergennes odbiera polecenia od Ludwika XV za jego plecami i żeby go zrozumieć oraz domyślić się jak na to reagował to wystarczą doświadczenia z jakiejkolwiek pracy. Z tym że Vergennes w praktyce nie odbierał pleceń od króla bo ten był zajęty polowaniami i kochankami ale od de Broglie który królowi niby tylko pomagał. Poza tym z amerykańskimi biografami Vergennes trzeba uważać. Coś chyba do niego mają. Na przykład taki Henry Kissinger w swej Historii Dyplomacji to o nim nawet nie wspomniał.
-
Język angielski (geneza i charakter)
euklides odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
To widziałem gdzieś w internecie. Jakby co mogę poszukać. To nie ja miałem problemy ale moi koledzy którzy mieli problemy z rozumieniem instrukcji w języku angielskim i musiałem ich ratować. Przeważnie instrukcje są tłumaczone na francuski i niemiecki. Na ogół wszyscy mówią że po francusku jest najjaśniej. Mimo to na zachodzie nie każdy rozumie język literacki. Kiedyś ze zdziwieniem dowiedziałem się że pani która biegle mówi po włosku i przebywała we Włoszech około 30 lat nie rozumie dziennika we włoskiej TV i uważa że to normalne. U nas to chyba nie do pomyślenia. Tam obowiązuje zasada że jeśli potrafimy się zrozumieć to mówimy tym samym językiem a puryzm nie jest tam najlepiej widziany. Nie o wsiach ale o domach na wsi. A wiem to od pani która wydała się za Holendra i mieszka w Holandii. Mocno utyskiwała na tamtejsze właściwości językowe i na to że tam jeżdżą na rowerach (ona tego nie znosi). Różne są podstawówki. A poza tym Żyrardów to prowincja? Bez przesady. -
Język angielski (geneza i charakter)
euklides odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Gwoli ścisłości to na wyspach Anglii i Szkocji długo mówiono po celtycku, i to nie tylko w Szkocji ale w takiej Walii na przykład a co owych utworów poetyckich to jeszcze jest pytanie kto je rozumiał. Co do bełkotu to jest to nie najlepsze określenie ale że sąsiednie wsie mogły nie potrafić się porozumieć ze sobą to jest to możliwe. W Holandii podobno i dzisiaj na jednaj wsi mówią różnymi dialektami i to do tego stopnia że czasem mieszkańcy jednego domu mają trudności z porozumieniem się z sąsiadami. We Włoszech (wiem na pewno) mieszkaniec jednaj dzielnicy Rzymu musi się dobrze wsłuchiwać w słowa mieszkańca innej dzielnicy w to co mówi żeby go zrozumieć. Tak jest w zasadzie na całym zachodzie Europy. To są pewnie relikty charakterystycznego dla Zachodniej Europy feudalizmu gdzie każdy region miał swą stolicę, swego władcę czy pana, krotko mówiąc swoją odrębność. Trudno powiedzieć żeby francuski panował. W każdym razie w okresie który pan nazwał średnioangielskim, czyli 1100 1500 wyższe warstwy, a więc te kulturotwórcze używały francuskiego i łaciny. No i nie chodzi tu tylko o wymowę. Całkiem niedawno, chyba na Discovery słyszałem jakiegoś Anglika jak mówił że na około 40 tys słów jakimi dysponuje dziś język angielski 20 tys to pochodzenia romańskiego i to są te najczęściej używane. Tak się złożyło że francuski znam ale tylko ze szkoły średniej i pewnie mam duże braki a gramatykę właściwie tylko na poziomie podstawówki (tyle że dobrej) ale tak porównując angielski i z francuskim, czy w ogóle z jakimś innym językiem romańskim (włoski, hiszpański) to nie wiem czy dla Anglików gramatyka jest najważniejsza. Oni raczej nie dbają o zdania. Mają bardzo bogate słownictwo co często umożliwia im wyrażanie swoich myśli jednym słowem. Natomiast języki romańskie to co innego, tam się używa zdań a to chyba więcej warte. Poza tym trochę miałem w życiu do czynienia z różnymi technicznymi tekstami (instrukcje) i po angielsku często trudno się było zorientować. Taki typowy przykład: Pamiętam była jakaś instrukcja wózka widłowego, starego bo starego, i nikt nie pamiętał czy było tam światło cofania (to takie co się włącza przy wstecznym biegu) a po angielsku nikt się nie mógł zorientować. We francuskiej instrukcji pisało natomiast wyraźnie że jest światło cofania. Według tego co później się zorientowaliśmy to jak Anglik napisał "światła z tyłu" to dla niego było oczywistym że światło cofania też musi być, ale ktoś różnie to może rozumieć. Sprawa skrajnie błaha ale charakterystyczna. Stupide jest na przykład w wielkim Słowniku Francusko-polskim. Możliwe że nie w każdym bo chyba nie jest używane. Oni mają chyba sporo słów których nie używają albo używają regionalnie. -
Ukaz ogłoszono w 1861 roku ale ukaz (ustawa) wchodziła w życie w 1863 roku w całym imperium. Pewnie że Stołypin nie miał nic wspólnego z ustawami z 1861 roku on chciał je tylko naprawić. Przedtem kułaków chyba nie było bo nie było chłopskiej własności ziemi. Trudno coś o tym powiedzieć ale to chyba oni przejęli kierowanie wiejską wspólnotą ze wszystkimi negatywnymi tego skutkami. Zresztą Witte uważał że ustawy uwłaszczeniowe z czasów Aleksandra II nie bardzo wyszły bo niepotrzebnie pozostawiono wiejską wspólnotę.
-
Chyba kułaka nie do końca można przyrównać do zamożnego farmera. Same akty prawne nie wystarczały. Po prostu okazało się że po tzw. uwłaszczeniu w 1863 roku, nie najlepiej przeprowadzonym, zmieniło się tylko to że warstwę ziemian zastąpili kułacy. Innymi słowy ludzi którzy reprezentowali spory poziom intelektualny zastąpili tacy którzy stali poziomem o wiele niżej co powodowało zacofanie wsi. Ci kułacy potrafili jednak zmusić do pracy dość niekonwencjonalnymi metodami, przecież kułak po rosyjsku znaczy to samo co po polsku. Te niekonwencjonalne metody powodowały złą cyrkulację pieniądza i kolejne problemy. Stołypin chciał chyba stworzyć warstwę zamożnych farmerów ale nie zdążył.
-
Na pewno był utalentowanym politykiem. Jego troską była przede wszystkim rosyjska wieś. Chciał postępu na wsi i wprowadzał tam reformy ale starał się robić to w zgodzie z rosyjską mentalnością. Dążył do likwidacji gminy wiejskiej i popierał niezależnych przedsiębiorczych rolników jednak twierdził że na przeprowadzenie takich reform potrzebuje 20 lat. Tyle nie było mu dane i zdaje się że niechcący przyczynił się do rozwoju warstwy kułaków. Jednak jako premier był dość brutalny. Z jego nazwiskiem kojarzą się stany wyjątkowe i sądy wojenne oraz takie określenia jak wagon stołypinowski (zesłanie) i krawat Stołypina (stryczek). Nie był też mile widziany przez eserowców którzy uważali że to oni są głównym czynnikiem postępu na wsi. Okoliczności zamachu na niego są też niejasne. Udanego zamachu dokonał na niego chyba eserowiec który jednak współpracował z policją. Wiadomo skądinąd że Stołypin nie lubił się z ministrem wojny Suchomlinowem. Ale co do rewolucji październikowej to trudno powiedzieć co by było gdyby. W każdym razie gdyby go nie zastrzelono to może udałoby mu się zapobiec wojnie bo nie był jej zwolennikiem oraz dokończyć rozpoczętą przez niego reformę wsi a wówczas historia potoczyłaby się pewnie inaczej..
-
A po co komu pracownicy wywiadu. 80% danych zwanych wywiadowczymi można pozyskać z jawnych źródeł i do tego nie potrzeba nawet specjalnych kwalifikacji. W niektórych przypadkach oczywiście pewna inteligencja przy interpretacji jest potrzebna. W każdym razie czas zweryfikuje kto ma rację.
-
Flota Anglii i Francji - porównanie
euklides odpowiedział gregski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Najprawdopodobniej chodziło tu o obsługę karonad. Były to działa umieszczone na pokładzie okrętu strzelające mnóstwem niewielkich kulek. Miały niewielki zasięg, około 100 metrów i było ich chyba mniej niż 4 ale salwa z nich oddana przed abordażem skutecznie czyściła pokład z żołnierzy przeciwnika. Z tym że skuteczne użycie karonady to była wielka sztuka bo trzeba było zgrać salwę z karonady z momentem ataku abordażowego i do tego jeszcze odpowiednio manewrować okrętem, czyli wówczas żaglami. Tę sztukę dobrze opanowali angielscy korsarze i to pewnie ich Nelson zatrudniał na swoich statkach. W każdym razie ta taktyka zapewniła Anglikom zwycięstwo pod Trafalgarem. Karonady były również na francuskich statkach ale francuskie załogi nigdy nie nauczyły się tak ich używać jak Anglicy. To również narzucało obu stronom taktykę bo kiedy wrogie statki zbliżały się do siebie to Francuzi w obawie przed karonadami i abordażem starali się sparaliżować manewrowość przeciwnika i ze swych armat strzelali w żagle. Anglicy natomiast walili w kadłub przez co ostrzał ich głównej artylerii był skuteczniejszy niż ostrzał przeciwnika. To była reguła w spotkaniach okrętów obu flot. -
Zważywszy że gwinty Whitwortha są stosowane w hydraulice, między innymi w połączeniach gazowych, to pewnie chodziło o to że takie połączenia charakteryzują się szczelnością. Zatem może liczono na to że pocisk w lufie z gwintem Whitwortha też nie przepuści gazów i dzięki temu wyrzuci go cały impet wybuchu.
-
To na podstawie książki Gilles Perrault i prostej logiki. Perrault twierdzi że d'Aiguillon orientował się że Vergennes prowadzi podwójną grę i dlatego wyraźnie go pomijał w swej korespondencji. Co mi się wydaje logiczne bo każdy by tak zrobił. Oczywiście Sekret Króla był bardzo dobrze zakonspirowaną służbą i kiedy po śmierci Ludwika XV podano do wiadomości że coś takiego istniało to zapanowało powszechne zdumienie i to w całej Europie, nie mniej jednak wysoko postawieni dygnitarze, tacy jak Choiseul, czy nawet d'Aiguillon podejrzewali istnienie czegoś takiego zatem chyba jest normalnym że tak a nie inaczej traktowali Vergennes. Nawet jeżeli korespondencja między Vergennes a d'Aiguillon istniała to jakie ona mogła mieć znaczenie? Jeżeli natomiast amerykański historyk przykłada do niej jakąś wagę to możliwym jest że dlatego by pomniejszyć postać Vergennes i w ten sposób marginalizować rolę jaką później odegrał w historii Ameryki bo woli ją przypisać wyłącznie rdzennym Amerykanom. . A ile jest tych książek o Sekrecie Króla. A co do owych: "The Kings Secret..." to na analizowanie takich listów potrzeba czasu i kwalifikacji. To raczej robota dla zawodowca. Przy tym kiedyś gdzieś w necie znalazłem te listy (chyba na archive.net) i kończyły się one chyba gdzieś na 1760-tych latach a Sekret trwał dużo dużo dłużej, jeszcze po likwidacji. Z zażenowaniem muszę przyznać że tak. I to jeszcze nie wszystko, bo jednym z autorów książki oznakowanej naukowym kodem był tytan polskiej myśli, znany (mi przynajmniej) z błyskotliwych telewizyjnych wypowiedzi, Tadeusz Iwiński. Że go nie rozumiałem to (być może przez zawiść) te jego oznaczone naukowym kodem książki też powywalałem. Ciekawe co napisał, wątpię żeby napisał coś wartościowego skoro szefem Vergennes uczynił d'Aiguillon a nie de Broglie. Przecież to podstawowa sprawa a fałszywe przedstawienie tych relacji dyskryminuje całą książkę. . Ta dokumentacja była najprawdopodobniej znaleziona w listopadzie 1792 roku w tzw. żelaznej szafie w Tuillerie po zdobyciu pałacu przez oddziały wierne Zgromadzeniu. Przy okazji pisania o sprawach polskich Perrault pisze że tam właśnie znaleziono kwity z wydatków jakie poniósł de Broglie w Polsce na początku istnienia Sekretu, zatem pewnie i cała reszta dokumentacji też tam była. Przy czym powołuje się na kogoś kto twierdzi że owa tajemnicza żelazna szafa to był w istocie dobrze zakamuflowany żelazny gabinet. Zresztą o tym że to tam właśnie było umieszczone owe dossier Sekretu może świadczyć to że akurat na 1792 roku urywa się jego historia. Można się tylko domyślać że później kolejnym jego szefem był baron de Breteuil ale o jego agenturalnej działalności nic konkretnego chyba nie ma. Później ta dokumentacja pewnie gdzieś leżała. Chyba w połowie XIX wieku opublikowano jej część i to jest chyba właśnie owo "The Kings Secret..." ale chyba tylko do momentu kiedy de Conti zrezygnował z tronu polskiego. Reszta ujrzała światło dzienne chyba dopiero w połowie XX wieku ale pewien nie jestem.
-
Wystarczy wystukać Secret du Roi. Trochę tam jest o owym Sekrecie Króla, i mimo że bardzo mało to nazwisko Vergennes jest tam wymienione.
-
Z kolei ów Gilles Perrault pisał tylko na podstawie listów i raportów Sekretu które gdzieś tam znalazł. I podobno jest to jeden (jedyny?) z nielicznych przypadków w historii kiedy tajna służba zostawiła po sobie prawie kompletną dokumentację. Według jego słów był to plik różnych tekstów ułożonych chronologicznie i ponumerowanych. Te liczby dotyczące liwrów które dostał Vergennes pewnie są stamtąd wzięte. Oczywiście że nie jest to cała suma jaka szła do Szwecji, przecież byli pewnie tacy co otrzymywali stałe renty itp. ale okres sejmu koronacyjnego i jeszcze w takiej międzynarodowej sytuacji politycznej przecież narzuca wydatki ekstra. A Perrault swą książkę pisał w ten sposób że brał po kolei te listy/raporty według numerów i każdy z tych listów przerabiał na tekst swojej książki co czyni ją trochę trudną do zrozumienia ale po prostu trzeba ją uważnie czytać. Przepraszał nawet czytelników za ten sposób pisania ale zaznaczał że jest człowiekiem leniwym i myślę że można go zrozumieć i nie można go podejrzewać o jakąś chęć manipulowania czytelnikiem. A co do sygnatur to nasuwa mi się pewna refleksja. W latach chyba 1980-tych na wielu książkach kupowanych u nas też były różne sygnatury, podobno naukowe. Niedawno robiłem porządek u siebie w książkach i te wszystkie książki z sygnaturami po prostu wywaliłem. W każdym razie na podstawie netu jest o wiele bardziej znaną osobą niż pan Murphy. Bo o Orville Theodore Murphy niewiele można znaleźć. Nie przeczytałem żadnej z jego książek toteż trudno mi coś twierdzić kategorycznie. Ja bym jednak przed tym autorem przestrzegał,w każdym razie ja za jego książki bym się nie wziął. Jak można pisać o dyplomacji francuskiej z 2-giej połowy XVIII wieku pomijając istnienie tajnej dyplomacji a że nie brał jej pod uwagę to świadczy poniższy cytat. . Jak Vergennes mógł otrzymywać instrukcje od d'Aiguillon kiedy wiadomo że otrzymywał je od de Broglie albo bezpośrednio od króla a łączność Sekretu działała dużo lepiej niż łączność oficjalnej dyplomacji. Wątpię żeby taka instrukcja gdzieś istniała i najpewniej jest to wymysł owego Murphy. Nawet jeżeli takie instrukcje gdzieś się zachowały to był to raczej jakiś wygłup d'Aiguillon albo jakiś tekst pomniejszego, nie wtajemniczonego w poważniejsze sprawy urzędnika. Co do tego że Vergennes był jednym z najważniejszych agentów Sekretu to można znaleźć nawet w necie. Jeżeli ów Murphy nie ma pojęcia o tajnej dyplomacji to pewnie też nic (prawie nic) nie napisał o de Broglie a zatem też o późniejszym konflikcie de Broglie z Vergennes bez którego nie można wręcz zrozumieć późniejszej historii Europy i Ameryki. Przy tym nie można być pewnym czy ów Murphy nie jest stronniczym. O ile się dobrze zorientowałem to jest on amerykańskim profesorem a taki może źle widzieć fakt że twórcą niepodległości kolonii amerykańskich, czyli Stanów Zjednoczonych był właśnie Vergennes a w każdym razie bardziej się do tego przyczynił niż Waszyngton, Franklin i cała reszta razem wzięta. .
-
O jej ale elaborat a ja się po prostu pomyliłem. Pisałem prawie z pamięci i Wiedeń pomylił mi się ze Sztokholmem. Co chyba nietrudno zauważyć. Gustawów w Szwecji to pewnie nie brakowało. Ale jeśli już lepiej byłoby napisać Gustaw Waza. A taki list się zachował, przynajmniej pisze o nim Gilles Perrault w swej Historii Sekretu Króla. Wcale nie jest powiedziane że Francja zaczęła płacić dopiero w czerwcu 1771 roku. Zawsze wspierała Kapelusze, które nazywały się stronnictwem patriotycznym, tak jak w Polsce. A w powyższym tekście jest mowa o obietnicach. Poza tym wystarczy chyba tylko trochę logiki żeby wiedzieć ze czas sejmu i to jeszcze elekcyjnego to okres wzmożonych wydatków. Różnego rodzaju trolle i warchoły przecież też muszą z czegoś żyć. Pisałem że był to odpowiednik polskich Pacta Conventa. Nie znam łaciny to nie wiem czy można to przetłumaczyć jako zobowiązania elekcyjne. Po śmierci Karola XII Szwedzi brali trochę przykład z Polski gdzie długo przebywali i niektóre nasze formy ustrojowe im się podobały. Nie wiem kto to ten Murphy i kiedy to pisał bo o ile się nie mylę to dokumentacja Sekretu Króla począwszy chyba od 1760 roku była opublikowana chyba dopiero w połowie XX wieku a jeszcze później jakoś przeanalizowana i ów Murphy mógł o niej nie wiedzieć. A w świetle tego co się wie o Sekrecie to Vergennes nie otrzymywał żadnych instrukcji od d'Aiguillon a przynajmniej miał je gdzieś, natomiast słuchał de Broglie. A że Vergennes i d'Aiguillon działali równolegle nawzajem się ignorując to inna sprawa.
-
Przecież było coś takiego jak jak wydany w 1774 roku przez króla Anglii Quebec Act który ustanawiał nad Kanadą mianowanego przez Londyn gubernatora oraz przywracał tam francuski system prawny. To dotyczyło całej Kanady ale nazwa tego prawa wzięła się od Quebec czyli wówczas Quebec utożsamiano z całą Kanadą. Osobny zarządca osobna forma rządów inny system prawny to są cechy wszystkich innych kolonii amerykańskich. W okresie Rewolucji Amerykańskiej Quebec zamieszkiwało 60 tys. ludności i prawie wszyscy mówili po francusku. Oczywiście że inne nacje tam istniały. Oprócz Anglików można jeszcze wymienić Algonkinków i Irokezów. Może Szanowny Secesjonista ich też przybliży.
-
To byli właściciele kolonii Maryland która nadana została ich ojcu lordowi Baltimore, katolikowi który ją tak nazwał (kraj Marii). Tyle że prędko, bo chyba jeszcze za życia owych dwóch panów, katolicy stali się tam mniejszością a w czasie Rewolucji Ameryk. było ich tam jeszcze mniej. Ta kolonia była raczej znana z jakiejś formy wzorcowego współżycia między katolikami i protestantami do którego przyczynił się Maryland Toleration Act. Jednak największa i najważniejsza kanadyjska prowincja Quebec była prawie w 100% francuska. Najlepiej usytuowane miasta też były francuskie. Jeszcze w okresie międzywojennym Montreal był po Paryżu największym francuskojęzycznym miastem na świecie. Podczas Rewolucji Amerykańskiej Ohio nie było żadną kolonią. Przed Wojną Siedmioletnią w widłach rzek (nie pamiętam dobrze jakich: Ohio? i Missisipi?) stał francuski fort od którego nazwę wzięły tamtejsze ogromne obszary. Po Wojnie Siedmioletniej te tereny przejęła Anglia. A Quebec z Ohio łączyło to że król Anglii na mocy represji przeciwko krnąbrnym koloniom przyłączył Ohio właśnie do francuskiego Quebec (Quebec Act) co mocno wzburzyło Anglików (jeszcze Anglików) m.in George Waszyngtona który myślał o handlowaniu tamtejszymi ziemiami.