euklides
Użytkownicy-
Zawartość
2,179 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez euklides
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 86
-
Słuszna uwaga ale w 1918 roku gra szła właśnie o to że Niemcy odeprą ofensywę aliancką wiosną 1919 roku i dzięki termu obronią zdobycze na wschodzie. Są źródła które piszą że był to bardzo prawdopodobny scenariusz. Pewnie że na zachodzie ponieśliby jakieś koszty, Anglii oddaliby flotę bo ta była przede wszystkim powodem zaangażowania Anglii w wojnę, były oczywiście inne, na przykład zajęcie Belgii przez Niemców czy odczepienie się od Afryki ale to już były warunki do przyjęcia. W każdym razie odzyskanie Alzacji i Lotaryngii przez Francję było bardzo wątpliwe.
-
Tyle że ten temat jest o Niemczech. Są źródła które mówią że pod koniec października 1918 roku mimo poniesionych klęsk armia niemiecka trzymała się. Podczas tego miesiąca Ludendorff unikał generalnego odwrotu. Mimo niewystarczających rezerw lokalne przełamania były likwidowane i widmo klęski zostało odsunięte. Decydującą ofensywę sztaby alianckie planowały na kwiecień 1919r przy tym na przykład marszałek Foch nie sądził, by zwycięstwo było bliskie. A były to wszystko analizy wojskowych. Na a poza tym od strony politycznej to nie wiadomo było jak zachowają się Włochy. Po upadku Austro-Węgier niczego więcej nie potrzebowały i ich zachowanie trudno było przewidzieć. Anglia po unicestwieniu floty niemieckiej i wyparciu Niemców z kolonii też nie miała już po co walczyć. Ameryka była daleko.
-
Gdzieś czytałem że Kesselring był przeciwko angażowaniu się w Afryce, musiałbym jednak trochę poszperać. Miałem na myśli operację Uran ta zaś trwała od 19 do 23 listopada 1942 roku w jej wyniku rozgromione zostały dwie armie rumuńskie i to zadecydowało o losie VI Armii. Oczywiście po klęsce armii rumuńskich oddziały niemieckie też musiały się przegrupować ale nie robiły tego pod bezpośrednim naciskiem Rosjan. Pisałem wyżej że jedyny sukces jaki odnieśli Rosjanie nad Niemcami podczas operacji Uran to było natarcie armii Batowa która obeszła jakieś niewielkie oddziały niemieckie od rumuńskiej strony. W moim odczuciu to Niemcom nie wyszło z powodu panującej u nich niezgody. Rumuni w swej historii chyba nigdy nie skończyli wojny po tej stronie po której zaczęli. Ale czy to spryt? Raczej wiarołomstwo. Naszym raczej to się nie zdarzało.
-
Czy bomby atomowe były konieczne, aby pokonać Japonię?
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
No i nie wpuszczono Amerykanów na wyspy. Te siły które tam weszły były czysto symboliczne. Ta niby bezwarunkowa kapitulacja bardziej przypominała trwały rozejm bo to co Amerykanie zajęli to sobie zostawili (Okinawa) ale nic więcej. Oczywiście jakieś wyspy na Pacyfiku też opuścili ale dlatego że nikomu nie były potrzebne. Co prawda Japończycy wydali swoich wojskowych oskarżonych o zbrodnie wojenne ale mogło to być przejawem konfliktu japońskich polityków z soldateską która marzyła żeby cały naród popełnił harakiri. -
Gdyby należycie ocenili to nie uzależniliby losu VI Armii od armii rumuńskich. A co do flanek to przecież nie trzeba być wielkim strategiem by wiedzieć że powinny być dobrze zabezpieczone. No jednak na początku 1943 roku je wytrzasnęli tyle tylko że do Afryki Północnej (armia von Armina). To co? Pół roku wcześniej nie mogli tych sił dać na Ukrainę? Pomyliły mi się planety. Oczywiście nie operacja Saturn tylko Uran. To ta operacja zadecydowała o okrążeniu VI Armii, przy czym VI Armia nigdzie wówczas nie została zmuszona do odwrotu. Oczywiście w wyniku operacji Uran VI Armia musiała przyjąć obronę okrężną i siły niemieckie z Kaukazu musiały być ewakuowane ale to wszystko było wynikiem klęsk dwóch armii rumuńskich i armii włoskiej. Co do operacji Mars to dla Rosjan zakończyła się całkowitym niepowodzeniem. Właściwie była to kolejna rosyjska klęska. A Niemcy się tam tylko bronili. Pewnie tak. To znaczy tak zakładano i nie było to bez racji. Z tym że Niemcy też mieli różne koncepcje co zrobić z Rosją po jej, nieuniknionej jak im się wówczas wydawało, klęsce. Jedni chcieli Moskwy (część generalicji) inni ropy (Hitler) i zaczęli dzielić skórę na niedźwiedziu. Okazało się że za wcześnie.
-
Jednak pod Stalingradem armie rumuńskie dały się rozgromić co postawiło niemiecką VI Armię w paskudnej sytuacji. Z tym nie można już polemizować. Co więcej przez przecenienie armii rumuńskiej Niemcy przegrali wojnę. Bo co to za pomysł by wysyłać na ważną ofensywę armie sojusznicze zamiast niemieckich? Gdyby w 1942 roku na południu były tylko armie niemieckie to wszystko wyglądałoby inaczej. Te jednak stały biernie na północy. Nawet pod Stalingradem trudno mówić o klęsce niemieckiej. Tam klęskę poniosły dwie armie rumuńskie i włoska. Operacja Saturn nigdzie nie zmusiła Niemców do odwrotu. Chyba tylko 20 Armia gen Batowa ich trochę odsunęła ale dlatego że ich obeszła od strony Rumunów. No i oczywiście później musieli zająć obronę okrężną.
-
Może i gdybanie. W każdym razie we wrześniu 1918 roku sytuacja Niemiec była skomplikowana przede wszystkim przez to że Ludendorff zlekceważył front bałkański. Pod koniec sierpnia 1918 roku król Bułgarii oświadczył mu że Bułgaria jest u kresu sił. Ludendorff to zlekceważył bo był zapatrzony na główny kierunek, czyli na front zachodni. 28 września opór Bułgarii się załamał (następnego dnia Bułgaria skapitulowała) wówczas Ludendorff wysyła do Berlina delegata armii przy rządzie żądając natychmiastowego zawarcia pokoju, nawet nie rozejmu, argumentując że sytuacja na froncie jest katastrofalna. Nie była to prawda bowiem na frontach armia niemiecka się przegrupowywała ale nie było żadnych oznak załamania. Nie było też żadnych niepokojów społecznych. Co prawda opinia publiczna była zdruzgotana propagandowymi doniesieniami które nie tak dawno grzmiały o niemieckich zwycięstwach i bliskim końcu wojny a później o prośbach o pokój i wycofywaniu się. Jednak propaganda chyba nigdy nie prowadziła do aktywnych wystąpień społecznych a najwyżej tworzyła sprzyjający grunt do takich. W każdym razie na skutek wydarzeń na Bałkanach 29 września 1918 roku zwołano w Spa naradę podczas której cesarz poparł Ludendorffa i potwierdził jego żądanie natychmiastowego zawarcia pokoju. Kanclerz Hertling nie chciał takiej noty wysłać a gdy nalegano podał się do dymisji. Cesarz wtedy wezwał swego krewnego Max Badeńskiego, kazał mu przybyć do Spa i objąć urząd kanclerza. Ten przybył zdezorientowany, nie wiedział o co chodzi, dowiedział się że ma wysłać notę do Wilsona z prośbą o pokój. Nie chciał tego zrobić ale ustąpił pod naciskiem cesarza i nocą z 3/4 października po pośpiesznym utworzeniu rządu wysłał notę do prezydenta Wilsona poprzez ambasadę niemiecką w Bernie. A przecież 4 października nie było w Niemczech żadnej rewolucji, żadnych niepokojów społecznych armia trzymała się dobrze. Sytuacja na frontach była dla Niemców trudna ale do przezwyciężenia. Sztaby alianckie które oceniały sytuację z wojskowego punktu widzenia szykowały się do ofensywy wiosennej na 1919 rok i nie były bynajmniej pewne czy doprowadzi ona do jakiegoś rozstrzygnięcia. Czas pracowałby dla Niemiec bowiem w 1918 roku jedyną przeszkodą w zawarciu pokoju była Alzacja i Lotaryngia a to był tylko problem Francji a nie Anglii ani USA czy Włoch, zatem te państwa mogły dać sobie spokój. Wszystko popsuł Ludendorff. W tych wydarzeniach można się doszukać konfrontacji dwóch doktryn. Jednej, sformułowanej przez Clausewitza że "wojna to polityka prowadzona innymi środkami" z której wynikało że podczas wojny to wojskowi muszą prowadzić politykę. Po drugiej stronie inna doktryna, sformułowana przez Clemenceau mówiła że "Wojna to zbyt poważna sprawa by powierzyć ją generałom". Wydarzenia z końca 1918 roku wykazały że ten drugi miał rację. Odzyskać to by chyba odzyskała a gra szła o to czyim byłaby wasalem. Tych ze wschodu czy tych z zachodu. Chociaż Max Badeński przed wysłaniem noty o której mowa wyżej na piśmie zastrzegł że wysłanie tej noty do Wilsona oznacza dla Niemiec utratę czysto polskich prowincji wschodnich.
-
Największym problemem był Ludendorff. Oczywiście nikt mu nie umniejsza wielkich kompetencji militarnych jednak wtrącał się do polityki i do propagandy a wojskowi z natury rzeczy się do tego nie nadają. Także wojskowy sposób myślenia może zaprowadzić na manowce. Jako wojskowy miał na uwadze główny kierunek, czyli front zachodni, zupełnie zlekceważył Bałkany a to tam ruszyła aliancka ofensywa która doprowadziła do kapitulacji Bułgarii w końcu sierpnia 1918 roku i do zniszczenia walczącej tam XI Armii (jeżeli dobrze pamiętam). Był to potężny cios ale nie ostateczny. Niemcy mieli jeszcze środki do prowadzenia wojny i alianckie sztaby przygotowywały ofensywę wiosenną na 1919 rok której wynik był mocno niepewny. Jednak po upadku Bułgarii należało przegrupować wojska, również wycofać się. By sobie to ułatwić Ludendorff wymógł na rządzie Max Badeńskiego by rozpoczął rozmowy pokojowe. Oczywiście nie chodziło mu o zawarcie pokoju ale o możliwość spokojnego przegrupowania wojsk. Zażyczył sobie jednocześnie by rozmowy pokojowe zacząć od Amerykanów. Zupełnie nie zauważył że w 13 punktach Wilsona był warunek że Wilhelm II ma abdykować. Jednocześnie odegrał fatalny wpływ na niemiecką propagandę która do przesady grała fanfary po zwycięstwach Niemiec latem 1918 roku, które wróżyły koniec wojny, aż tu pod koniec sierpnia 1918 roku GROM "Wycofujemy się". Tego psychologicznie naród nie wytrzymał. Przy tym rząd również przejrzał jego plany. Było wiadomo że pokoju nie chce a tylko czas na przegrupowania i podejrzewano go że wyśle z frontu wojska do Berlina by rozprawiły się z mu niewygodnymi, pod pretekstem że prowadzono zdradzieckie rozmowy z wrogiem i pewnie nie obyłoby się bez ofiar. Zatem wybuchła rewolucja która uniemożliwiła przejazd wojsk z frontu do Berlina. Ludendorffa zdymisjonowano. Wilhelm przebywał wówczas w KG w Spa. Nie chciał abdykować na rzecz któregoś z synów, pewnie bał się że spotka go to co Mikołaja II w Rosji. Bez abdykacji rozejm oparty o 13 punktów Wilsona był niemożliwy, rozpętała się kampania przeciwko Wilhelmowi, ten zamierzał iść na Berlin ale uniemożliwił mu to nowy głównodowodzący gen Groener. Co mu zostało? Wyjechał do pobliskiej Holandii. Chcieć to móc. Tak pokrótce bo temat szeroki.
-
Dzisiejsza Rosja a schyłowy ZSRR
euklides odpowiedział kszyrztoff → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
To wszystko to mi pachnie jakąś rozgrywką służb. Bardzo prawdopodobne że ktoś zrobił rzetelną ocenę sytuacji ale w oparciu o dane które przekazali im Ukraińcy albo sprzedali, co bardziej prawdopodobne chociaż komiczne. Polityk o mentalności SB-eka przecenił wartość raportu dostarczonego pewnie przez renomowanego analityka wywiadu a nie wziął pod uwagę realiów, tj. liczby czołgów, broni p.panc, błota, wyszkolenia itd. Z pewnością sztab wojskowy kierowałby się takimi czynnikami i to on powinien determinować decyzje, przede wszystkim dlatego że sztab kierowałby się konkretami a nie iluzorycznymi danymi wywiadu, zawsze niepewnymi. Jakiś czas temu wpadło mi w ręce parę książek o historii wywiadu i tam można znaleźć że podstawowym zadaniem dzisiejszych służb wywiadowczych jest intoksykacja, czyli nakłonienie przeciwnika do określonego działania przez dostarczanie mu odpowiedniego info. (tak w wielkim skrócie). I wydaje mi się że tu należy szukać genezy tego marszu na Kijów. Mimo wszystko dziwnym jest że Rosjanie dali się na to nabrać bo sami przecież z powodzeniem stosowali taką intoksykację. Coś takiego zrobili na Kubie w 196? roku. Też podsuwali info że w Hawanie prężnie działa organizacja kontras, w ten sposób sprowokowali desant kontras w Zatoce Świń i Castro zgarnął wszystkich aktywistów kontras. Ale widocznie Rosja z lat 1960-tych to co innego niż dzisiejsza Rosja, chociaż ciekawym jest co Putin ma w swoich bibliotekach i co czyta i czy słyszał o Zatoce Świń. Inną regułą kultywowaną przez wywiady na poziomie jest ta że nie wolno ufać info dostarczonym za pieniądze. I to się sprawdza, są na to dowody historyczne. A co zrobił Putin? Tu i owdzie można znaleźć że na ten pucz w Kijowie wydal mnóstwo pieniędzy. No tak ale gra się tak jak przeciwnik pozwala. Gdyby rzucili wszystkie siły w stronę Krymu, wyrąbali tam przejście i się zatrzymali to i dzisiaj ich sytuacja byłaby inna. -
Dzisiejsza Rosja a schyłowy ZSRR
euklides odpowiedział kszyrztoff → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
To był w odpowiedzi na poniższe pytanie i Z rosyjskiego punktu widzenia atak na Ukrainę miał sens ze względu na znaczenie Krymu. Jednak zmarnowanie doborowych oddziałów przez rzucenie ich na oddalony od Krymu Kijów było oczywistym błędem. Jesteś w stanie to zrozumieć? Mogę to rozwinąć, tylko napisz dokładnie czego nie rozumiesz. P.S: Czym innym jest strategia (atak na Ukrainę) a czym innym operacje mające na celu zrealizowanie tej strategii (m.in marsz na Kijów) -
Dzisiejsza Rosja a schyłowy ZSRR
euklides odpowiedział kszyrztoff → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
To jest akurat proste. Chodzi o Krym. Wystarczy spojrzeć na mapę. Taki Sewastopol leży prawie pośrodku Morza Czarnego i kto go ma ten kontroluje Morze Czarne a przy okazji cały region. Poza tym Krym ma urozmaiconą linię brzegową, są tam fiordy w których można wygodnie kotwicować okręty. Jeden z największych fiordów jest w Sewastopolu a w tamtejszym fiordzie mieści się chyba cała rosyjska flota. Jednak z Krymem jest taki problem że tam nie ma słodkiej wody którą brali z Ukrainy, podobnie jak prąd no i komunikacja z Krymem idzie przez Ukrainę (tak w skrócie) Zatem by to wszystko rozwiązać konieczne jest wyrąbanie korytarza na Krym. Natomiast trudne do zrozumienia jest owa poroniona wyprawa kijowska. Ale tutaj to bym widział jakieś przesłanki systemowe. To znaczy postawienie na czele kraju SB-eka, czyli człowieka służb. Jako taki wyżej stawiał służby niż armię co doprowadziło do wątpliwych logicznie decyzji. Logicznym jest by służby działały na korzyść armii, czyli jej podlegały ale ponieważ na czele Rosji stoi SB-ek to armię podporządkował służbom. To znaczy jego plan był taki że w Kijowie służby wywołają pucz po czym wejdzie tam armia. Skutek był taki że wysłał doborowe jednostki pancerne na ukraińskie błota, podczas gdy z puczu nic nie wyszło. Nie wziął pod uwagę tego że dane dostarczane przez służby zawsze obarczone są pewną dozą niepewności i nie można tylko w oparciu o nie budować planów. Raczej przecenił iluzoryczne w końcu możliwości służb i przez to pozwolił dawnym kumplom ze służb wejść sobie na głowę. Przecież tu i ówdzie można przeczytać że na wywołanie puczu w Kijowie roztrwoniono ciężkie pieniądze. Ktoś na tym zarobił a kto inny za to oberwie. Poza tym daje się tam zauważyć pewien paradoks. Bo przecież wygląda na to że Putin, który się ze służb wywodzi nie bardzo znał sytuację we własnym kraju a przecież jest zawodowym SB-kiem. Tu też chyba jest jakiś problem systemowy. Przecież wiadomo że w pewnym momencie ich historii (lata 1990-te?) władzę przejęły służby, czyli zakonspirowana agentura stała się jawną, tyle tylko że pod nazwą agentury wpływu. Zatem skoro kapusie stali się agentami wpływu to kto kapował? A przecież kapusie też są potrzebni, tyle tylko że do dostarczania info a nie do rządzenia. Wygląda na to że u nich ten ostatni warunek przestał działać. Zresztą można pisać i pisać bo temat jest bardzo obszerny. -
Na wzajemnych relacjach zaważyło z pewnością to że mieli bardzo różne osobowości do których dochodziły różnice kulturowe. Można się tu powołać na opinie francuskiego historyka Andre Brissaud który znał temat i był raczej obiektywny. Ów pisał że do Mussoliniego można odnieść słowa Hegla iż „wielkim człowiekiem w danej epoce jest ten który potrafi własnymi słowami wyrazić wolę swojej epoki, powiedzieć jej że to jest jej wola i wykonać ją”. Można powiedzieć że te słowa były również słuszne w stosunku do Hitlera, chociaż między Hitlerem a Mussolinim były różnice. Germanin Hitler posiadał inteligencję instynktowną, Latyniec Mussolini dedukcyjną. Hitler był osobnikiem zorientowanym na swoje wnętrze natomiast Mussolini był człowiekiem czynu, kipiał energią na zewnątrz. Hitler rozmyślał, przeżuwał swoje słowa, czasem nie mówił nic, innym razem prowadził niekończący się monolog nie zwracając na nic uwagi. Nie lubił siedzieć za biurkiem ani pisać, wolał chodzić wzdłuż i wszerz gabinetu i dyktować a papiery pozostawić swoim podwładnym. Mussolini natomiast był otwarty na świat, do wszystkiego się mieszał, za biurkiem spędzał dużo czasu pisząc artykuły, notatki na dokumentach itp. Jako rozmówca był żywy, błyskotliwy, uwodzicielski. Dobrze mówił po niemiecku i francusku, rozumiał angielski. Znał zagranicę, a szczególnie zagraniczną prasę. Dużo czytał: książki, czasopisma, dzienniki. Hitler mówił tylko po niemiecku a o zagranicy miał mierne pojęcie. Do końca życia pozostał drobnym burżua bez prawdziwej rodziny, bez przyjaciół, nieskłonny do ćwiczeń fizycznych. Nie lubił kobiet, chociaż niektóre podziwiał. Mussolini natomiast kochał swe dzieci, żonę, chociaż miał mnóstwo różnych przygód na przykład z Clarą Petacci. Lubił intensywne sporty: motocyklowe, samochodowe, szermierkę, pływanie, lotnictwo itp. Uzyskał nawet certyfikat pilota. Ze swymi dziećmi lubił grać w piłkę, kąpać się, jeździć na rowerze, grać w tenisa a nawet uprawiać boks. Jeden z jego biografów, M. Milbert napisał o nim że „Był zmienny. Czasem zachowywał się z obraźliwym prostactwem, by za chwilę stać się pełnym uroku i wdzięku. Impulsywny ale zarazem ostrożny, bezlitosny ale i skłonny do wybaczenia (…) Łatwo popadał w irytację. Przepełniała go energia ale i duma z tego że czuł się tak potężnym. Zdarzało mu się oddziaływać na otoczenie swymi napadami wściekłości siejąc w ten sposób paniczny strach ale przy okazji wspaniałomyślnymi przebaczeniami zdobywał sobie oddanie poszczególnych osób. Nigdy nie można było przewidzieć co zrobi”. Po 1934 roku ich stosunki nie były najlepsze. Mussolini bardzo źle przyjął remilitaryzację Nadrenii bowiem Austria stała się jeszcze bardziej zagrożona a odgrywała ona istotną rolę w polityce Włoch. Dwa lata później te stosunki zaczęły się poprawiać gdyż Włochy zdecydowały się na przekazanie kilku samolotów generałowi a Franco a później Mussolini coraz bardziej, chociaż ostrożnie, angażował się w wojnę w Hiszpanii, co psuło stosunki Włoch z Francją i Anglią które popierały rząd republikański, natomiast zbliżało go do Hitlera który zaczął być czymś w rodzaju jego towarzysza broni. Stosunki między nimi radykalnie się poprawiły we wrześniu 1937r kiedy to Mussolini złożył wizytę w Berlinie. Hitler postarał się żeby był owacyjnie witany i wydaje się że Mussolini dał się ponieść atmosferze i tą życzliwość Hitler sobie u niego zaskarbił. Chodziło mu o jego życzliwość bo przygotowywali anschlus Austrii. Życzliwość Mussoliniego zaowocowała tym że marcu 1938 roku Mussolini zaakceptował anschlus Austrii a jego zgoda oznaczała że nie będzie żadnej międzynarodowej reakcji na ten anschluss. Wówczas Hitler kazał Mussoliniemu przekazać że nigdy, bez względu na wszystko, nie zapomni tego co dla niego uczynił. I wygląda na to że słowa dotrzymał. Zresztą później i Mussolini też raczej wiernie stał po stronie Hitlera. To spotkanie miało miejsce w czerwcu 1934 roku w Wenecji. Nie było udane. Nie zawarto tam żadnych znaczących porozumień. Obydwaj dyktatorzy poczuli się sobą rozczarowani. Z tego co mówił Mussolini to Hitler zamiast omawiać bieżące sprawy nudził recytowaniem „Mein Kampf”. Możliwe że tę anegdotę zainspirowała sprawa owego słynnego pozdrowienia. Wymyślił je Mussolini a Hitler je przejął. Emilowi Ludwig który zapytał Mussoliniego o sens tego pozdrowienia Mussolini powiedział: „Każda rewolucja tworzy nowe wzorce, nowe mity, ryty i ubiegający się o miano rewolucjonisty musi wszystko pozmieniać ale wykorzystując do tego celu stare tradycje. Musi tworzyć nowe uroczystości, nowe gesty, nowe wzorce, które w końcu same staną się tradycją”. Po czym dodał: „Muzyka i kobiety uwodzą tłum i czynią go bardziej plastycznym. Natomiast rzymskie pozdrowienie, śpiewy, slogany, uroczyste rocznice itp. są niezbędne do podtrzymywania płomienia entuzjazmu który jest potrzebny do utrzymania ruchu przy życiu. Dokładnie tak samo było w starożytnym Rzymie”. Na początku na pewno nie przeceniał i miał po temu powody. Mussolini przecież stworzył partię która w październiku 1922r liczyła 500 tys członków. Hitler potrzebował 10 lat by rozwinąć swoją do takich rozmiarów a Lenin uzyskał to za cenę przelanej krwi i masowych aresztowań. No i w 1922 roku ta stworzona przez Mussoliniego partia dokonała skutecznego marszu Czarnych Koszul na Rzym. Hitler wówczas nie mógł o tym nawet marzyć. PS: Tak przy tej okazji to warto trochę napisać o faszyzmie bo przecież dzisiaj, w XXI wieku to słowo, jest powszechnie używane i stało się jednym z przejawów zidiocenia naszych czasów. Wszyscy wszystkich przezywają od faszystów ale nikt nie wie co to jest. Faszyzm powstał w I połowie XX wieku we Włoszech i był charakterystyczny tylko dla Włoch Mussoliniego. Niemcy Hitlera to było co innego chociaż w stosunku do nich też bezmyślnie używa się słowa faszyzm. Początkowo, według założeń Mussoliniego, partia przez niego tworzona miała odrzucać wszelkie formy dyktatury, przy czym zaznaczał że partia faszystowska nie ma charakteru statycznego a jest elastyczna. Mussolini zawsze podkreślał że jego partia reprezentuje interes narodu, podczas gdy inne interes albo pracy albo kapitału. Zastrzegał jednak że chociaż program jego partii jest podobny do programu socjalistów to jednak partia faszystowska nigdy nie dopuści do przyjmowania wzorów rosyjskich. Ten program nie zawierał żadnych osobliwości ideologicznych i pasował do każdej partii lewicowej ale idolami Mussoliniego nie byli Marks, Nietsche, Blanqui, Sorel czy jakiś inny „myśliciel”. Nigdy nie stworzył jakiejś teorii która by uzasadniała jego postępowanie. Tu różnił się od Hitlera ale również od Lenina czy Stalina. Był typowym dla kultury śródziemnomorskiej. W chwilach szczerości przyznawał że nie kieruje się żadnym programem a intuicją, wiarą i wolą. Zasadą jaką się kierował było: „Działać! Działać! Działać!” i tyle. Sam mówił: „Możemy sobie pozwolić na luksus bycia arystokratami, demokratami, reakcjonistami, rewolucjonistami, legalistami lub anty legalistami. Wszystko w zależności od miejsca, czasu i warunków jakich nam przyszło żyć i działać”. Uznawał konieczność odwoływania się do mas ale nawet nie ukrywał pewnej do nich niechęci, mawiał: „Kiedy się mówi przez radio o polityce to słuchają 1- 2 zdania i zaraz je wyłączają (…) Polityki nie studiuje nikt. Ludzie nie chcą rządzić. Chcą żeby nimi rządzono i żeby im dano spokój”. Co do polityki wewnętrznej to wszelkie analogie Mussoliniego z Hitlerem są również nieuzasadnione. W faszystowskich Włoszech nie było „nocy długich noży” czy „nocy kryształowej” ani obozów koncentracyjnych czy „ostatecznego rozwiązania”. Była co prawda tajna policja partii faszystowskiej OVRA (Opera Vigilanza Repressione Antifascismo) kierowana przez Arturo Bocchini ale daleko jej było do wyczynów GPU czy Gestapo. Antyfaszystów deportowano przeważnie na wyspy albo do Kalabrii i na ogół na tym się kończyło. Najważniejszym antyfaszystom pozwolono opuścić kraj a ich prowadzona z zagranicy propaganda dawała we Włoszech mierne wyniki. Jako politykowi Mussoliniemu zarzuca się w zasadzie jeden mord polityczny kiedy to w czerwcu 1924 roku faszystowscy ekstremiści zamordowali deputowanego socjalistycznego, miliardera Matteotti. Prawdopodobnie jednak nie miał z tym nic wspólnego. Był to zresztą cios dla jego polityki i w ogóle dla ruchu faszystowskiego bo dążył do porozumienia z socjalistami. Zabójstwo Matteottiego te wszystkie nadzieje udaremniło i Mussolini zmienił front rozpoczynając działania mające na celu likwidację systemu parlamentarnego i utworzenie prawdziwego państwa totalitarnego, czyli dyktatury o której dawniej nie myślał. Ale w tym przypadku był raczej wyrazicielem woli swej epoki, to znaczy stanął na czele ruchu który dał o sobie znać i który prowadził do dyktatury. Tę zmianę frontu zaakcentował w maju 1927 roku kiedy to wygłosił przemówienie w Izbie deputowanych w którym misję faszyzmu zdefiniował jako odrodzenie cesarstwa rzymskiego. Motywował to chęcią utworzenia jednorodnego państwa bowiem po upadku cesarstwa Italia nigdy takim nie była. Nieprzypadkowo symbolami faszyzmu stały się rózgi liktorskie, rzymskie pozdrowienie, żywa wilczyca w klatce na Kapitolu itp. Tylko co to ma wspólnego z faszyzmami które dzisiaj stało się wyzwiskiem którym wszyscy obrzucają wszystkich. .
-
Nie pamiętam bo oglądałem go przypadkiem i nigdy później go już nie widziałem. Zapamiętałem go bo ów Japończyk opisywał więcej szokujących wydarzeń. Na przykład opisywał swoje doświadczenia jakie nabył podczas ćwiczeń ataku na bagnety na żywych Chińczykach (żywych oczywiście do czasu). Opisywał też szczerze pacyfikowanie chińskich wiosek. Mówił że podczas jednej z takich akcji pacyfikacyjnych jego kolega chciał zgwałcić jakąś Chinkę, co było wtedy normą. Ta jednak się stawiała to ją wyciągnął z domu i wrzucił do studni. Wtedy pojawił się jakiś kilkuletni chłopiec, pewnie jej synek, i wskoczył za matką do tej studni. Wtedy podobno nawet Japończyków ogarnęło przerażenie.
-
Lucien Bodard "Syn konsula" (W oryginale "le Fils du Consul"). Autor był właśnie synem tego konsula. Możliwe. Podobno w Japonii przed wojną była bardzo popularna piosenka której myślą przewodnią było że "żyjemy tu na tych ubogich wyspach a tam niedaleko są bogate Chiny". Faktycznie jakieś pomieszanie kompleksu wyższości i niższości.
-
Było to hasło propagandowe i wątpliwym jest żeby trafiało do odbiorców. ) Po prostu mamy problemy ze zrozumieniem Azji bo to jednak inna kultura, bardzo różna od naszej. A tak nawiasem mówiąc to, mimo wszystko, o wiele gorzej traktowali Chińczyków niż w.w Europejczyków na których przynajmniej nie ćwiczyli ataków na bagnety. A i te zbrodnie wojenne mają w Azji inny wymiar. Parę lat temu obejrzałem na którymś z Discovery film, dla mnie trochę szokujący. Jego bohaterem był były japoński żołnierz w Chinach który już po wojnie jeździł do Chin do wiosek w których podczas wojny mordował ludzi by tam się pokajać za swe zbrodnie. Robił to oficjalnie paląc świeczki i modląc się, oczywiście po buddyjsku. Żaden Chińczyk z tej wioski krzywo na niego nie spojrzał. Nikt nie miał do niego żadnych pretensji. Czy ktoś z nas wyobraża sobie analogiczną sytuację w Europie? No i bym nie był taki pewien czy Japończycy uważają Chińczyków za gorszą odmianę ludzi. Jednak Chiny w Azji zawsze budziły podziw i respekt.
-
Udałoby się. Była już na tym forum o tym mowa. Za Batisty, Castro był człowiekiem szefa tajnej policji Esterbana Roja, który tak naprawdę nazywał się Manuel Pineiro Losada. Miał pseudonim, czy może przezwisko "Barba Roja" co znaczy Rudobrody. Stąd często nazywano go Roja: Esteban Roja, Cornellio Roja ale najczęściej comandante Roja (comandante=generał). Był absolwentem najlepszych amerykańskich uniwersytetów, miał żonę Amerykankę i doskonale znał język. W latach 50-tych i 60-tych był najprawdopodobniej powiązany z amerykańskimi służbami wywiadowczymi, ale nie z CIA. Prawdopodobnie pracował na rzecz specjalnej amerykańskiej sekcji wywiadowczej kierowanej przez deputowanego demokratów Forrestala. Miała ona za zadanie przede wszystkim zreformować CIA, która to służba, stosunkowo wówczas młoda, popełniała wiele błędów. Wobec tego wszystkiego to dlaczego Castro miałby nie utrzymać władzy?
-
Trudno powiedzieć czy narzucali im japońską kulturę itd. Kiedyś wpadła mi w ręce książka, pamiętniki konsula z Kunmingu (miasto na południu Chin). Były tam konsulaty europejskie (francuski i angielski) oraz japoński. By zachować tam autorytet wśród Chińczyków to kiedy się szło ulicą wszyscy przechodnie chińscy musieli schodzić z drogi a jeżeli jakiś sią zagapił to należało takiego brutalnie odepchnąć, ewentualnie potraktować z kopa. Jednak żaden europejski konsul nie był w stanie dorównać japońskiemu, bo ten w takiej sytuacji wyciągał swój miecz samurajski i traktował nim delikwenta. Żaden Europejczyk nie potrafił tego robić. By wynikało że w tamtych stronach Japończycy potrafili zdobyć sobie autorytet.
-
Jednak żadna elektronika nie zastąpi leżenia na kanapie z książką. Można sobie zwrócić na coś uwagę bliżej, w innym miejscu szybko przelecieć itd. To trochę jak z przedmiotami ścisłymi. Czy ktoś przyswoi sobie coś z matematyki, fizyki czy chemii patrząc w ekran i ewentualnie stukając w klawiaturę? Chyba nie bo jednak co jakiś czas trzeba usiąść i zwykłym długopisem na zwykłej kartce napisać to co się czytało. (wzór, zadanie, rysunek itd.) Poza tym książki (w sensie np. powieść) nigdy nie przeniesie się wiernie na ekran.
-
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Obawiam się że trochę za bardzo zabrnęliśmy w kazuistykę. W jakiejś luźnej dyskusji trudno zastanawiać się co jest czołgiem a co nie a do tego dochodzi jeszcze jakościowa ocena strat w jakiejś bitwie którą trudno zweryfikować a nawet policzyć. W języku francuskim, który jest klasycznym jeżeli chodzi o militarne słownictwo, na czołg mówi się po prostu wóz (char), tak jak na wóz drabiniasty, oczywiście można dodać wóz szturmowy, wóz wsparcia, wóz pancerny itd. Według mnie jest to bardzo wygodne bo można powiedzieć że w jakiejś bitwie zniszczono np. 80 wozów (char)i z grubsza wiadomo o co chodzi nie wnikając czym były te wozy a wiadomo że nie były to wozy drabiniaste ani nawet ciężarówki. W końcu tankietkę TKS można nazwać wozem bojowym tak samo jak Abramsa nie wnikając w szczegóły techniczne, którymi zresztą można się zająć na osobności. Zresztą ostatnio zniknęły z naszych oczu wozy drabiniaste itp zatem słowo wóz jest niezagospodarowane a szkoda bo jest krótkie, zwięzłe, dobitne i typowo polskie. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
W każdym razie polskie drogi z okresu międzywojnia nadawały się dla ciężarówek. Mój dziadek był przed wojną właśnie kierowcą ciężarówki, po całej Polsce rozwoził kalosze (czy w ogóle wyroby gumowe). Babcia mówiła że był w domu gościem bo przeważnie był w drodze, zatem skoro po całych dniach jeździł ciężarówką po Polsce to i musiały być drogi przejezdne dla ciężarówek. A piszę o typowej ciężarówce bo mam nawet zdjęcie dziadka koło jego ciężarówki. Możliwe że jakość tych dróg pozostawiała wiele do życzenia zatem i samochód trzeba było stale naprawiać, ale jednak jeździł a i ciężarówka musiała być sprawna technicznie, zatem tym większe zasługi ówczesnych kierowców. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Rozumiem że, Szanowny Gregski, przezywasz traumę pocovidową, stąd litość. Ale problem jednak był. Szczególnie jaskrawie wystąpił w styczniu 1945 roku podczas ofensywy niemieckiej na Strasburg (operacja Nerwinden). Amerykanie chcieli wówczas opuścić to miasto, co z wojskowego punktu widzenia było usprawiedliwione (wszystkie strony to przyznają). Jednak sama myśl o opuszczeniu Alzacji to dla Francuzów tragedia i naczelne dowództwo francuskie nie chciało nawet o tym słyszeć. De Gaulle zagroził że koleje francuskie przestaną obsługiwać alianckie transporty wojenne. Transport samochodowy natomiast był podatny na demoralizację (którą Francuzi zresztą ochoczo wspomagali). Dla Amerykanów byłaby to katastrofa, przecież ich armie były gdzieś w Europie, na granicy Niemiec, zużywały mnóstwo materiałów i odcięcie ich od tych dostaw oznaczało ich unicestwienie. W każdym razie amerykańscy szefowie mieli się nad czym głowić. Konflikt zażegnała mediacja Churchilla w Paryżu. Ze Strasburga się w każdym razie nie wycofano. Jednak jest to również ciekawy przykład z tego powodu że pokazuje jak logistyka może wpływać na decyzje polityczne. Poza tym łatwo zauważyć że dla armii brytyjskiej taka groźba miałaby o wiele mniejsze znaczenie bo jej oddziały posuwały się wzdłuż wybrzeży i miały pod ręką swoją flotę a od niej ewentualnie wsparcie i zaopatrzenie. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
No dobrze. Ale pod tym linkiem pisze że to zaopatrzenie dysponowało 574 ciężarówkami a nie 5000. To 10x mniej. Poza tym trzeba trochę pamiętać o ówczesnej specyfice działań alianckich oddziałów we Francji. Wszystko opierało się o transport samochodowy bo Francuzi wcale nie spieszyli się z uruchomieniem linii kolejowych. W razie zatargu z Amerykanami wystarczyło parę beczek wina dla kierowców i miłe panienki by ten transport się urwał. Anglicy, którym podlegali Polacy, ostrożnie się trzymali wybrzeża, ale transport też opierał się o samochody. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Tyle że logistyką zajmowały się oddziały zaopatrywania a w ich skład wchodziły (wdł. w.w): 11 kompania zaopatrywania (zaopatrywania w żywność) 10 kompania zaopatrywania (zaopatrywania w amunicję) 3 kompania zaopatrywania (zaopatrywania w materiały pędne) To te 3 kompanie miały 5000 pojazdów? Te 5 tysięcy to nawet nie wyjdzie jeżeli weźmie się pod uwagę poszczególne pułki osobno. Trzeba się trochę zastanowić nad tym co się czyta. Zresztą Skibiński mimochodem wspomina że tych pojazdów było 4 tysiące a nie 5. PS: Pewnie że byłoby ciekawe jaki był skład tych kompanii bo logistyka jest bardzo ważna ale nie mogłem nic bliższego o nich znaleźć. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Bez przesady. Jeżeli założymy że w 1939 roku Polska miała 1000 wozów pancernych to dla ich zaopatrzenia potrzeba było najwyżej 300 - 400 ciężarówek, a zważywszy na ich właściwości to ze 200. Dalej nie komentuję. -
Wrzesień 1939 - nieodrobiona lekcja
euklides odpowiedział Gryfon → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Coś chyba w tym jest bo jak bliżej się przyjrzeć działaniom czołgów to czasem więcej szkody przyczyniła im nieporadna logistyka niż nieprzyjaciel. Nie tylko zresztą ważna tu jest logistyka, bo również utrzymanie ich w ruchu (przeglądy, remonty bieżące, okresowe, naprawy wynikające ze zużycia sprzętu czy działalności nieprzyjaciela)
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 86