Skocz do zawartości

euklides

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,179
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez euklides

  1. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Tę stronę można znaleźć pod frazą "Armoires de la Hongrie". Tam pisze wręcz że symbolikę jaką przyjęli Węgrzy w połowie XIX wieku po raz pierwszy zastosował Ludwik Węgierski. Oczywiście to jest nasze określenie owego króla. Żeby nie było nieporozumień to trzeba wiedzieć że Francuzi określają go jako Louis Ier d'Anjou. To co jest tam napisane mnie przekonuje choćby dlatego że taki krzyż nazywano najpierw andegaweńskim a dopiero później lotaryńskim, czyli tak jak się go nazywa dzisiaj.
  2. Czyli do tekstu łacińskiego wstawiamy słowo iberyjskie. Mnie to przerasta ale nie przekonuje. Niech tak jednak będzie. W każdym razie obstaję przy swoim. Przecież w całej Europie używano takich określeń. Można było powiedzieć Anna z Polski, Zbyszko z Bogdańca. W krajach romańskich zamast spójnika z używano partykuł de, di, w anglosaskich of itp.
  3. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Bo mi się wydają logiczne, spójne z tym co przedtem o tym wiedziałem. Chociaż przyznam się że interesowalo mnie to trochę marginalnie. W końcu epoka Ludwika Węgierskiego jest dość bogata w wydarzenia. Symbol krzyża ma jednak jakieś metafizyczne przesłanki. W końcu władcy często uzasadniali swoją władzę tym że pochodzi ona od Boga.
  4. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Ja dotąd rozumiałem to tak że podwójny krzyż wprowadził do swych symboli Ludwik Węgierski (ten nasz). W powyższych postach zwrócono uwagę że ten symbol wykorzystywali już Cyryl i Metody, co jest prawdopodobne, oraz że poprzednik Andegawenów, Bela IV, co jest dla mnie niezrozumiałe a zatem i wątpliwe ale to po prostu przytoczyłem. Czy ów krzyż z Anjou jest prawdziwy czy nie albo czy zawiera jakieś elementy prawdziwego czy też nie to ja się w taką dyskusję nie wdaję, chociaż chętnie bym ją śledził.
  5. Nic w tym dziwnego, przecież owe siostry Anny Jagielonki też były dziećmi Królestwa Polskiego bo w końcu córka to też dziecko. To jak to tlumaczyć? Watpię żeby to chodziło tylko o półwysep Iberyjski. To była raczej tradycja powszechnie przyjęta w Europie. . Wątpię też żeby Anna o której mówimy używała wobec siebie określenia Jagiellonka. Pewnie przedstawiała się jako Anna z Polski i już. Polska była wówczas na tyle znanym królestwem że każdy wiedział o kogo chodzi. Robila to na tej samej zasadzie jak Zbyszko z Bogdańca, tyle że o Bogdańcu wiedziano tylko w okolicy a dodatek "z Bogdańca" mówił że Zbyszko był dziedzicem Bogdańca (czyli dzieckiem jego właściciela).
  6. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Jakoś tak się stało że przeczytałem ale zwracam uwagę Szanownemu Secesjoniście że sam pisze iż ów obrazek to dzisiejsza rekonstrukcja. Natomiast odnośnie symboli Arpadów pod haslem "Armoires de Hongrie" znalazłem taki symbol Arpadów Najstarsza znana pieczęć tym znakiem pochodzi z 1202 roku. Nie ma na niej podwójnego krzyża. Podwójny krzyż przywrócił Bela IV. Natomiast kiedy w 1308 roku tron przejęli Andegaweni to zamiast podwójnego krzyża umieścili lilie i wyglądało to tak: . Podwójny krzyż przywrócił dopiero Ludwik Węgierski. Co nie zmienia jednak faktu że podwójny krzyż był osobliwie czczony przez Andegawenów od 1244 roku. To że ten krzyż wypromowali Cyryl i Metody nie musi niczego przesądzać. Możliwe że Andegaweni już w 1244 roku byli zainteresowani Europą Środkową i by sobie ją jakoś przybliżyć rozbudowali kult tego krzyża. W każdym razie krzyż w barwach Ludwika Węgierskiego nie był czymś abstrakcyjnym bo naprawdę był czczony w Anjou jako prawdziwy krzyż. Natomiast ten Cyryla i Metodego był raczej tylko symboliczny bo nie było chyba konkretnego miejsca w którym znajdował się orginał.
  7. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Ale czy używano go przed Ludwikiem Węgierskim? W każdym razie Arpadowie, poprzednicy Andegawenów (Anjou) na tronie węgierskim go nie używali. Od 1244 roku był szczególnie czczony przez rodzinę Anjou (Andegawenów) a nasz Ludwik Węgierski kazał go oprawić kamieniami szlachetnymi i zaczął go używać jako swojego symbolu i odtąd w naszej części Europy stał się również znany jako symbol Andegawenów (Anjou) i stąd jego obecność w herbach. Dzisiaj ten krzyż można oglądać w kaplicy w Girouardiere w Anjou (Francja).
  8. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    Przydałoby się tutaj jakieś odwołanie do historii bo to przecież jakiś francuski krzyżowiec przywiózł z Bizancjum taki właśnie krzyż i był on nazwany Prawdziwym Krzyżem ponieważ to była to relikwia zawierająca podobno części prawdziwego krzyża. Ów krzyżowiec sprzedał ten krzyż diukom Anjou którzy uczynili z niego przedmiot szczególnego kultu. Diukowie Anjou to Andegaweni, a przynajmniej ci drudzy pochodą od nich, zatem taki krzyż upodobał sobie na przykład nasz Ludwik Węgierski i wchodził on w skład jego barw a wiadomo że był również królem Węgier. To dlatego ten krzyż rozpowszechnił się w naszej części Europy. Jest nawet w godle Litwy. Rycerz na koniu ma na tarczy taki właśnie krzyż. Może to jakieś nawiązanie do tego że żona Władysława Jagiełły była Andegawenką, zaem można by zinterpretować że ów rycerz z litewskiej Pogoni był rycerzem Andegawenów. PS. Taki krzyż pewnie by się nadawał na symbol modnego dzisiaj Międzymorza.
  9. Użyłem trybu przypuszczającego po prostu dlatego żeby nikogo nie drażnić i tyle. A poza tym nie jest to żadne maszynowe tłumaczenie a sądzę (można mnie wyprowadzić z błędu) że Anny nie określano jako infantki, co byłoby oczywiście trochę niezgodne z naszą tradycją a jako infans, czyli dziecko. To łacińskie słowo mogło być wtrącone między polskie, przecież wiadomo że ówcześni Polacy używali makaronizmów, przy tym dochodzi jeszcze sprawa ortografii. Zresztą tu wkraczamy już w pewien kod kulturowy. Łacińskie słowo infans było trochę inaczej interpretowane w Polsce a inaczej wśród Iberów. W każdym razie z tego co wiem to infantami tytułowano dzieci królewskie w Hiszpanii i Portugalii. We Francji też to słowo bywało używane w takim znaczeniu jak u Iberów ponieważ trafiały się tam królowe pochodzące z hiszpańskiej dynastii.
  10. Słowo infantka dotyczy dzieci królów Hiszpanii Portugalii i Francji i pochodzi od łacińskiego słowa infans, czyli dziecko. Natomiast Anna tytułowała się: "Anna Dei Gratia Infans Regni Poloniae" To znaczy "Anna z Łaski Bożej Dziecko (Infans) Królestwa Polskiego". Nie wiem czy łacińskie (nie hiszpańskie ani portugalskie) słowo infans jest obce naszej tradycji, przecież w XVI wieku łacina była w Polsce w powszechnym użyciu.
  11. Ktoś tu jest chyba mocno przywiązany do teorii o rozwoju społeczeństw od wspólnoty pierwotnej przez niewolnictwo itp. Zatem ja mam uwierzyć że na przykład Florencja w XII/XIII wieku była miastem feudalnym. Dla mnie to nonsens. Może nie jest to nonsensem dla absolwenta uniwersytetu który to słuchał przez 4 lata i mu się to wdrukowało ale logiki w tym niewiele. Zdaje się że w niektórych sprawach absolwenci politechnik mają za mało do powiedzenia a chyba są o wiele mniej podatni na stereotypy, choćby dlatego że na politchnice mało kto słyszał o takich teoriach. Też jakieś naciągane uogólnienia. Przecież cechy z natury kierowały się uwarunkowaniami ekonomicznymi a nie altruistycznymi i na przykład cech, czy gildia kupców zbożowych która dostawała po kieszeni z powodu na przykład oblężenia miasta to była gotowa wpuścić do miasta oblegającego byle wszystko wróciło do normy. Zresztą oblegający mógł prowadzić jakieś konszachty z każdym cechem osobno. Częściej obroną miasta zajmowały się oddziały złożone z mieszkańców-właścicieli i były zorganizowane dzielnicami. Tak było i skuteczniej i bezpieczniej. Jak można pisać coś o Anglii nie wymieniając city. Przecież ono do dzisiaj jest w Londynie. Co do stosunków korony, elity rządzącej i społecznych potrzeb to poleciłbym Comminnesa. Ten opisał jak to wyglądało na przykład w Arras, stolicy prowincji Artois po tym jak Ludwik XI tą prowincję opanował w końcu lat 1470-tych. Oczywiście należy tu wiedzieć jak to Arras wyglądało. Całe było otoczone murem. Jednak między ekskluzywną dzielnicą zwaną city a resztą miasta były potężne fortyfikacje. Comminnes pisał o tym tak: Tamtejsze sprawy król urządził tak, że miasto Arras nic nie znaczyło, bowiem city było obwarowane. Między miastem Arras i city Arras były potężne fosy i mury. Przed zajęciem miasta przez króla było odwrotnie, to znaczy miasto było obwarowane przed city. Jak tylko do city wszedł król natychmiast rozpoczęto roboty ziemne przy bramie do miasta i w innych pobliskich miejscach przebudowano fortyfikacje tak że city zostało obwarowane przed miastem. Dlatego oddając miasto [król] nic nie tracił bowiem dzisiaj musi ono słuchać city, [któree słucha króla] a czym jest Artois bez Arras, każdy wie. Krótko mówiąc przed Ludwikiem XI z miasta Arras każdy sobie mógł wejsć do city Arras, na przykład jegomoście z grubymi karkami czy jacyś Farmazoni i tam rozrabiać. Ludwik XI przebudował fortyfikacje oddzielające city od reszty miasta tak że to z city można było wejść do miasta a nie odwrotnie. Pewnie dysponujący kasą mieszkańcy city nie omieszkali wynająć energicznych najemników którzy różnych krewkich jegomościów z miasta trzymali w ryzach ucinając temu czy owemu ręce czy głowy. Krótko mówiąc Ludwik XI postawił na city i dobrze na tym wyszedł. Historia magistra vitae. Nieśmiało przypominam że to ja tu napisałem że we Francji to słowo jest znane od XII wieku. Coś tu się chyba nie rozumiemy. Rzemiosło z natury ma charakter usługowy. Dla mnie to zawsze było oczywiste. Robienie kotletów to jest też produkowanie kotletów. w barze się widzi jak pani wyjmuje surowiec, robi z nim różne rzeczy, później bardzo sprawnie wywija patelnią itp. Zatem jest to jak najbardziej produkt. Mylić nie można bo marka-renoma to co innego niż marka-znak. Tą pierwsza mają na przykład nasze arrasy. Każdy Polak wie ze to jest oh! i ah! a nawet jeżeli komuś się one nie podobają to się do tego nie przyznaje. Tyle że na tych arrasach nie ma żadnego wybitego znaku. Nie ma tam zatem marki-znaku, jast tylko marka-renoma. Natomiast marki-znaki są na kamieniach z których budowano choćby katedrę w Chartres. Tyle tylko że są one niewidoczne bo albo są wysoko albo od strony zaprawy. Służyły tylko w razie reklamacji. Skąd zatem taka marka miała reklamować rzemieślnika. Dzisiejsze marki są na etykietach i powiedziałbym że wywodzą się z szyldów. Napisałem przecież
  12. Trzeba jednak czytać trochę uważnie i jednak jakieś podstawowe pojęcie o historii mieć. Pisałem przecież że istnieli rzemieślnicy niezrzeszeni gdzieś powiedzmy poza murami miasta, na wsi, czy tam gdzie lokalna władza centralna była za słaba żeby narzucić swoją wolę. Nie chcę tu robić wykładów ale odnośnie konieczności czy nie do przynależności do cechów to trudno tu mówić o jakiejś regule. Początki cechów giną chyba w mrokach dziejowych, pewnie jeszcze sięgają czasów rzymskich. W każdym razie świadczy o tym choćby słowo city ktore używano w średniowieczu w języku francuskim (możei i włoskim). Nie jest ono na pewno pochodzenia angielskiego a do tego języka przeszło poprzez francuski i dzisiaj funkcjonuje tylko w angielskim. Pochodzi od łacińskiego civitas. Pewnie na początku średniowiecza niektorym miastom, zwanym wówczas city, zaczeło się dobrze powodzić. Pewnie wewnąrz nich istniały tylko cechy (chociaż poewnie nie była to żelazna reguła). Toteż poza murami takiego city, czyli na przedmieściu budowali sobie warsztaty różni niezrzeszeni rzemieślnicy. Z czasem i te przedmieścia otaczano murami i city z przedmieściami stanowiły już jedno miasto z tym że city stawało się wtedy ekskluzywną dzielnicą gdzie pewnie wszyscy prowadzący działalność gospodarczą byli zrzeszeni w jakichś korporacjach. Jednak w pozostałej części miasta działalność gospodarczą prowadzili również tacy którzy do żadnej korporacji nie należeli. Oczywiście taki model miasta nie był żelazną regułą ale był to rozpowszechniony w ówczesnej zachodniej Europie bo podział na city i nie-city był na przykład w Arras ale też i na drugim prawie końcu Europy zachodniej, bo na przykład we Florencji. Dzisiaj to określenie przetrwało chyba tylko w odniesieniu do City Londyńskiego. Oczywiście między city a nie-city panowało przeważnie napięcie. W takiej Florencji na przykład gdzie city od nie-city oddzielało Arno od czasu do czasu ludność nie-city pod przewodem niezrzeszonych rzemieślników przechodziła na drugą stronę rzeki i rabowała domy statecznych korporacyjnych mistrzów cechowych. To chyba jest znane. Nie można do jednego worka wrzucać cechu produkującego coś i jakiejś firmy handlowej. Można narzucić wszystkim mistrzom korporacyjnym określony sposób produkcji i asortyment wytwarzanych towarów. Ale nie można narzucić takiego modelu firmie handlowej bo nie można decydować o tym gdzie ona ma kupować i za ile sprzedawać. O tym decyduje rozeznanie rynku. Żeby było weselej (nie ja wprowadzilem tu ten chaos) to bardzo często firmy handlowe,. czyli kupiec, zwany inaczej kapitalistą, narzucał model produkcji cechom. Bo przecież cechy zajmowały się tylko sposobem produkcji, natomiast kupiec modelował produkcję cechów poprzez zamówienia, kredyty itp. Jeżeli się należało do cechu to należało wytwarzać według reguł w tym cechu przyjętych, bez żadnych ulepszeń pracy, żadnych ersatzów czy materiałów zastępczych. Co zresztą nie powinno cię dziwić bo i w naszych czasach na przykład przy realizacji zamówień wojskowych należało produkować tak jak to było nakazane, nie można było nawet rezygnować w imię oszczędności z jakichś materiałów które tam były zupełnie niepotrzebne. Ale od mistrza cechowego zależało czy przyjmie zamówienie, czy nie i to on odbierał zapłatę z której opłacał pomocników itp. Zresztą chyba nieprzypadkowo przejście ze statusu czeladnika do mistrza nazywano u nas wyzwoleniem. W cechach o marce decydował cech. Przy tym marka jest tu syninimem jakości produkcji. Tą jakość (markę) cech utrzymywał renomą, konserwatywnym sposobem produkcji i pewnie to nie wszystko. Oczywiście każdy rzemieślnik korporacyjny oznaczał jakimś znakiem swój wyrób ale miał on właściwie tylko znaczenie w razie reklamacji. Nie można znaku rzemieślnika mylić z marką cechu. Zwracam uwagę że jednak podlegają definicji którą podałeś. Bo wytwarzają wyroby według takiej samej procedury i taki sam asortyment. Wymieniłeś tutaj Biedronkę jako sieć franczyzową. Akurat tak się składa że uczęszczam tam ze względu na bliskość od domu. Panie które tam sprzedają pewnie by się zdziwiły gdybym im powiedział że mogą kiedy chcą opuscić franczyzę. Dla nich byłoby to po prostu z wywalenie z pracy. Z tą wolnością i niezaleznością też bym nie przesadzał. Na podstawie tego co zostało napisane wyżej to franczyzodwacą można chyba nazwać owego kupca-kapitalistę, ktory składa zamówienia korporacjom. Ale on też ryzykuje bo inwestuje pieniądze nie będąc pewnym czy towar za który zapłacił mistrzom cechowym zdoła upłynnić po korzystnej cenie. Jest wolny, ale pod warunkiem że wszystko mu dobrze idzie. Wtedy o lewych fakturach chyba nikt nie myślał bo one nic nie dawały. To chyba dopiero koniec XVIII wieku. .
  13. Znowu trochę się na swój temat dowiedziałem. Jednak z powodu wrodzonej skromności nie będę się do tego odnosił. A co do cytatów to już pisałem gdzie indziej że mam problemy z dosłownym ich przytaczaniem. Nie jest to tekst źródłowy ale wygląda że napisał go ktoś kto ma trochę oleju w głowie. Pozwolę się nie zgodzić z opinią że był glupcem nie znającym rzeczywistości. Ten tekst objaśnia że definicja do której się odnosiłem jest w istocie definicją korporacji rzemieślniczej. Przede wszystkim dlatego że korporację rzemieślniczą cechowało to że wszyscy producenci musieli produkować według tego samego modelu. działania. Nie jest to definicja korporacji handlowej czyli gildii, bo w takiej model działania jest we wszystkich sklepikach (odpowiednik warsztatów rzemieślniczych) podobny. Jeżeli ktoś nie nadąża za, jak to zostało tu nazwane, meandrami mojej myśli, to mi przykro. A poza tym nie znam takiego opracowania. Zresztą z tego co zostało wyżej napisane wynika że określenie franczyza wegług w.w definicji zaczęło być stosowane stosunkowo niedawno. Tu jest mowa o sieci sklepów a korporacja handlowa nazywa się gildią. Po co tu jakieś nowe określenia. W ogóle cały powyższy tekst jest pełen sprzeczności. Jak może być niezależny ktoś kto jest związany umową ktora pozwala mu na sprzedawanie tylko określonych produktów i tylko na określonym terenie (to domokrążca czy jak?). Bo w historii istotnie te dwie koncepcje się ścierały, to znaczy organizacja korporacyjna i pozwolenie na wolne prowadzenie działalności gospodarczej. Tutaj pisze że zakaz korporacyjności uderzył w General Motors i by uniknąć tej pułapki kreatywni prawnicy firmy pozwolili na uniknięcie pułapki wprowadzając nowe słowo: franczyza i nadając mu nowe znaczenie. Nic dodać, nic ująć. To pewnie tu tkwi przyczyna dzisiejszej popularności tego słowa i to chyba wyjaśnia czym dzisiaj jest słowo franczyza a raczej jaką pełni rolę. Po prostu zmieniono coś żeby wszystko zostało po staremu jak to sformułował pewien wybitny polski prawnik. Zresztą chyba nie pierwsz już raz uderzano w korporacje. O ile sobie dobrze przypominam to podczas Rewolucji Francuskiej też wprowadzono antykorporacyjną ustawę Allarda co jednak korporacji nie zlikwidowało.
  14. Do końca nie wiem czy była obowiązkowa. Miast było sporo, miały różne ustroje. Jedne podlegały niezależnym władzom miejskim, inne księciu czy królowi no i oczywiście żeby prowadzić działalność gospodarczą trzeba było mieć pozwolenie. Oczywiście niemałą rolę grały tu czynniki społeczno-polityczne. Władze (król, książę czy władze miejskie) które lekkomyślnie godziły się na tworzenie nowych warsztatów ryzykowały poważne zaburzenia spoleczne. Przecież jeżeli było za dużo warsztatów to zaczynały być problemy z zamówieniami i z pracą dla nich a to było już źródło konfliktów. No i pisałem wyżej że byli również rzemieślnicy niezrzeszeni. Mógł taki się trafić i w mieście. Jest tego ślad i u nas, przecież w naszym języku funkcjonuje słowo partacz a był to rzemieślnik niezrzeszony. Dzisiaj ma pejoratywny wydźwięk, według mnie niezasłużenie, chociaż znam przypadek że taki partacz budował komuś domek letniskowy. Wybudował, wziął tanio, tyle tylko że źle wymierzył fundamenty i na oko widać, ku utrapieniu włascicieli, że domek jest na planie tylko przypominającym prostokąt. Nie dziwię Ci się że się gubisz. napisałeś taką definicję franczyzy zgodę niezależnych przedsiębiorstw na działanie wg jednego, narzuconego przez franczyzodawcę, modelu i pod jedną marką. To jest jak najbardziej definicja przedsiębiorstw produkujących coś: tkaniny, buty, dzwony, miecze itp. Czyli mamy tu do czynienia z korporacją rzemieślniczą zwaną też cechem. Ona musiała produkować według narzuconeego modelu to znaczy w określony sposób. Na przykład tkaczom nie wolno było używać czółenka. (nie wierzą że zostało ono wynalezione w XVIII wieku, tylko pewnie wcześniej nie wolno go było używać). Natomiast dalej wymieniasz PiizzaHut, Biedronkę KFC itp. To wszystko zaś są korporacje handlowe, nie produkcyjne, a korporacje handlowe nazywa się gildiami. W międzyczasie piszesz o korporacji akademickiej, takie też istniały ale działały na jeszcze innych zasadach. Takie 3 w 1 to może istotnie przyprawić o zawrót głowy. To jest książka historyczna. W historii przewijają się takie pojęcia jak cechy korporacje, gildie itp bez nich historia nie może się obejść ale historia to nie tylko te pojęcia. Zresztą słowo franchise wzięte z XII wieku oznaczające  1  VXLiberté, indépendance. ◆ ANCIENNTDroit (privilège, immunité, etc.) limitant l'autorité souveraine au profit d'une ville, d'un corps, d'un individu. Wolność, niezależność, przyznanie pewnego przywileju, można zastosować do cechu rzemieślniczego, bo ktoś pozwala prowadzić mu działalność gospodarczą, kierować się własnymi prawami. Pasuje do różnych korporacji: gildii, cechu rzemieślniczego czy jakiejs korporacji akademickiej. Pewnie tak. Ja w każdym razie od niedawna to słowo słyszę. Trochę mnie zastanawiało ale bez przesady. Teraz dopiero zaczynam rozumieć skąd się ono wzięło.
  15. Że sprowadza żywność to chyba nic nowego. A cukier musiala sprowadzić bo musi się wywiązać z dostawy do Chin 400 tys ton i trochę im brakło ze względu na słabe zbiory. Z kawą może tak samo.
  16. Można się zorientować na podstawie takiego opisu wziętego z książki Jean Favier "Filip IV Piękny" a dotyczącego produkcji tkanin co było wówczas źródłem bogactwa wielu miast. Jakość produktów opuszczających te miasta [flandryjskie] była dobra były one jednak jednostajne. Tkaniny i ich kolory były stale takie same. Normy korporacyjne były surowe, nie tolerowały jednak u producentów, żadnej pomysłowości. Wykorzystywali to inni, którzy wystawiali na sprzedaż swoje wyroby, były to przeważnie wiejskie warsztaty z Flandrii, Normandii, Langwedocji. Ich wyroby, choć nie tak doskonałe, to jednak urozmaicone i dogadzające gustom klienteli. Produkowali tkaniny lżejsze, co pozwalało na szycie, coraz modniejszych wówczas, obcisłych ubrań. Byli trudnym do zgryzienia orzechem dla mistrzów tkackich z wielkich miast. Trzeba tylko pamiętać że wszyscy rzemieślnicy w miastach flandryjskich byli zrzeszeni w cechach, zwanych inaczej korporacjami a podstawą ich działalności gospodarczej były przywileje nadane im przez miasto czy jakiegoś możnego i spisane na czymś co nazywano również Carte de franchise. Autor nigdzie nie nazywa cechów czy korporacji franczyzami bo książka była pisana chyba w latach 1960-tych a wówczas pewnie nikt takiego słowa nie używał i jest to jakaś nowomowa użyta zapewne przy pisaniu jakiejś ustawy.
  17. Wystukiwanie anonimowych informacji z sieci nic nie da. I nie wiadomo czy tego określenia nie użył jakiś [ciach] by lepiej i mądrzej wyglądał napisany przez niego tekst. To co napisałem wyżej jest wzięte ze średiowiecznej historii Flandrii. Zresztą jest pewnie dość charakterystyczne również i dla naszej historii bo przecież takie słowa jak partacz, tandeta, cech, korporacja są w naszym języku dobrze zakorzenione. Słownik też musi mieć jakieś źródła?
  18. Nie wiem po co wam ta historia. I nie wiem też czy w średniowieczu rozumiało się słowo franczyza inaczej. Przecież w podanej wyżej definicji, czyli że franczyza to jest zgoda: niezależnych przedsiębiorstw na działanie wg jednego, narzuconego przez franczyzodawcę, modelu i pod jedną marką . Wystarczy zamienić słowo przesdsiębiorstwo na warsztat a zgoda na porozumienie, franczyzodawcą na powiedzmy władcę to mamy: Franczyza jest to porozumienie (zgoda) niezalenych warsztatów (przedsiębiorstw) wg jednaego narzuconego przez władcę (franczyzodawcę)modelu pod jedną marką. Przecież to jest nic innego jak definicja średniowiecznej korporacji zwanej również cechem. Zatem franczyza jest synonimem cechu, korporacji, a i pewnie licencji. Tak była korporacja rozumiana na przykład w średniowiecznej Flandrii (stamtąd mamy arrasy). Władca nadawał przywilej (carte de franchises) na mocy którego pozwalał określonym rzemieślnikom na prowadzenie, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, działalności gospodarczej ale korporacja miała narzucony również model produkcji. To znaczy mogła produkować określone wyroby, z określonego materiału i w określony sposób. Oczywiście poszczególny rzemieślnik produkował pod marką korporacji. To wszystko było to narzucone troską o jakość produkcji. Normy jakościowe w korporacji były wyśrubowwanee. Jednak miało to swoje wady bo na przykład nie było tam miejsca na jakiś postęp techniczny. Ograniczenie asortymentu produkcji zapobiegało konfliktom z innymi korporacjami ale powodowało jednostajność. Oczywiście nie wszyscy rzemieślnicy byli zrzeszeni w korporacjach. Tam gdzie nie sięgała władza franczyzodawcy, gdzieś daleko z murami miejskimi, czy wręcz na wsi, pracowali rzemieślnicy niezrzeszeni, zwani partaczami produkującymi tandetę. Jednak te określenia nie miały takiego pejoratywnego znaczenia jak dzisiaj bo owi partacze, nieskrępowani narzuconym modelem korporacyjnym, produkowali tańsze i atrakcyjniejsze wyroby, chociaż nie tak solidne. Na przykład w butach kupionych u partacza nie chodziło się na przykład 10 lat jak w tych kupionych u korporacyjnego rzemieślnika a powiedzmy 2 lata ale były tańsze i ładniejsze. Zresztą między korporacyjnym modelem produkcji a, partackim (nazwijmy to tak) trwał konflikt i podczas Rewolucji Francuskiej wprowadzona została ustawa Allarda znosząca korporacje. Przecież tam pisze że etymologia słowa jest z XII wieku.
  19. Anonim Jamblicha - jako wstęp do "rehabilitacji" sofistów

    Istnieje coś takiego jak wiedza o kowalstwie? Pewnie że można na ten temat robić wykłady które jednak nic nie dadzą bo tu potrzebna jest nie wiedza a wprawa. Tej natomiast nie nabywa się poprzez słuchanie słów a poprzez wykonywanie pewnych czynności. Zatem ten kto się chce nauczyć kowalstwa idzie do terminu i tam naśladuje po prostu ruchy i nie sofisty a mistrza. Jak można wskazać wielu? Można wskazać jednego wśród wielu. Co do mnie to kiedyś przeglądałem w necie co tam pisze o Sokratesie i zapamiętsałem że byli tacy co go uważali za sofistę i tyle.
  20. Chyba ma. Mogła zostać napisana w 1113 roku ale skoro nie została zartwierdzona przez papieża to był to dokument bez mocy prawnej, coś w rodzaju brudnopisu. Oficjalnie to chyba chodziło o zebranie się najważniejszych mnichów z Citeaux ale kto dokładnie na nim był w 1116 roku nie wiem. Możliwe że wybrano na nim opata Citeaux. To znaczy został nim dotychczasowy, Harding. Natomiast Kapituła Generalna Wszystkich Klasztorów mogła się zebrać po grudniu 1119 roku, po zatwierdzeniu Carta Caritatis przez papieża. Ponieważ z jakichś powodów nawiązano do tradycji zebrania się Kapituły Generalnej Citeaux która miała miejsce 14 września 1116 roku to zebranie się Kapituły Generalnej Wszystkich klasztorów wyznaczono co roku na 14 września. Pewnie chodziło o to że Zgromadzenie Kapituły Citeaux w 1116 roku było pierwszym na którym wybrano opata. Dotąd opatów mianowała chyba władza zwierzchnia, czyli papież albo opat wiodącego klasztoru. Może i tak. Z tym że nie bardzo wiem co tu mają do rzeczy prawa parlamentarne. Bo co roku 14 września zbierała się w Citeaux (chyba) Kapituła Generalna Wszystkich Klasztorów. Gwoli ścisłości byli to opaci tych klasztorów, nie wszystkich, bo opaci tych najodleglejszych nie mieli obowiązku przybywać a na czele zakonu stał przewodniczący tego zgromadzenia. Nie wiem czy takie zgromadzenie opatów, przecież funkcjonariuszy zakonnych, można nazwać parlamentem. Bo określenie parlament sugeruje przedstawicielstwo wszystkich mnichów a ci nie zawsze musieli się zgadzać ze swymi przełożonymi, czyli opatami, chociaż wybieralnymi, przynajmniej w teorii. Natomiast opaci-parlamentariusze mogli się znaleźć w konflikcie interesów między nakazami z góry a interesami swych mandatariuszy, czyli zwykłych mnichów którzy ich wybrali, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
  21. Pisałem z pamięci i źle zapamiętałem ponieważ nie wydawało mi się to ważne. Ważnym jest natomiast że Robert podlegał opatowi Cluny. Szanowny Secesjinisto. Tu potrzebna jest jakaś minimalna znajomość prawa kanonicznego. Prawo kanoniczne nie zna takich pojęć jak na przykład profos. Zatem jakim sposobem mogłoby się ono znaleźć w dokumentach koscielnych dotyczących Citeaux. Choćby według logiki. Przecież zredagowana przez Hardinga Carta Caritatis, gdzie było o zwoływaniu Kapituły Generalnej wszystkich klasztorów, została przyjęta 23 grudnia 1119 roku. Szanowny Secesjonisto. Sekwencja wydarzeń była taka: - w Molesme wybuchają jakieś rozruchy. - Niedlugo potem grupa mnichów z Molesme jest wysłana do karczowania lasu we wrednej okolicy. To jak to zinterpretować? Można oczywiście tak że do Citeaux udała się grupa rozmiłowanych w ascezie osobników. Ja jednak w to nie wierzę, Zatem poszli karczować las za karę. Pewnie że żaden dokument nie nazwie tego kolonią karną bo takiego pojęcie nie ma w prawie kanonicznym. Stąd pojawiają się teorie o miłośnikach ascezy którzy dobrowolnie udali się do Cireaux i z radością karczowali las.
  22. Po prostu pisałem z pamięci i źle zapamiętałem bo to mniej istotne. Ważnym jest że Robert był członkiem ordre de Cluny (czyli zakonu Cluny) i podlegał opatowi Cluny.
  23. Napisałem że ów Robert był kimś ważnym w klasztorze Cluny (co to było Cluny to, Szanowny Secesjonista pewnie wie) a ponieważ narzekano że w klasztorach podległych Cluny dyscyplina się rozluźniała to ów Robert założył klasztor w Molesme, który można nazwać wzorcowym. Tych 12+1 to pojechało do Citeaux po prostu na kwaterkę (chyba nie muszę objaśniać tego słowa). To znaczy by rozejrzeć się po okolicy, ustalić mniej więcej granice nowych posiadłości. A ponieważ miała to być w zamyśle kolonia karna to pewnie również by wejść w porozumienie z jakąś lokalną władzą która by wzięła na siebie obowiązek dbania żeby mnisi z tamtąd nie zniknęli. Możliwe że zwrócili się w tej sprawie do panów zamku Fontenoy i stąd związki tej rodziny z Citeaux. Oczywiście liczba 12+1 jest nieprzypadkowa. Nawiązywała do tekstów ewangelicznych, do Jezusa i 12 apostołów i pewnie przy okazji na przykład poświęcili tereny gdzie miał się znaleźć przyszly klasztor. Oczywiście po nich naplywali pozostali. Ja wiem czy wcześniej? Mniej więcej w tym samym czasie. A stan finansowy tego zgromadzenia musial być fatalny skoro nie bylo tam nawet psałterza, a przecież w klasztorze jest to chyba najważniejsza rzecz. To była kapituła generalna tylko Citeaux. Tu chyba potrzebne jest pewne wyjaśnienie. Otóż opat Citeaux, Harding opracował Carta Caritatis którą przyjęły 4 klasztory: Citeaux, Clairveau, La Ferte i Marimond. Ten dokument przewidywał że najwyższa władza nad tymi klasztorami należała do Kapituły Generalnej wszystkich klasztorów, czyli do zgromadzenia opatów tych klasztorów. (później było ich więcej). Ten dokument został przyjęty 23 grudnia 1119 roku, zatem pierwsze zgromadzenie wszystkich klasztorów cysterskich miało chyba miejsce 14 września 1120 roku. Że tam nie było przełoźonego? Podtrzymuję. Aubry (czy Alberyk) który stanął na czele Citeaux w 1099 roku z tytułem opata tak naprawdę był profosem tej kolonii. (też chyba nie muszę tlumaczyć znaczenia tego słowa). Przedtem nie chciałem używać tak drastycznego określenia. Jeżeli profosa można nazwać przełożonym (według mnie nie) to można powiedzieć że tamtejsi mnisi mieli przełożonego, nie stróża. Formalnie. Taka formalność była potrzebna. W rzeczywistości Bernard miał bardzo wpływowych protektorów, m. in. Wilhelma Champeaux (Guillaume Champeaux), który przez jakiś czas był biskupem Chalons i to on zatwierdził klasztor w Clairvaux. Był to właściwie najważniejszy z cysterskich klasztorów, a zatwierdzając ten klasztor zmienił trochę dotychczasowe reguły bo uznał że w 4 w.w klasztorach opaci mają być wybieralni. Jakoś tak się stało że w Clairvaux wybrano Bernarda. Pozostał na tym stanowisku do końca życia i to on właściwie był najważniejszym człowiekiem w zakonie cystersów. (oczywiście póki żył) Tu chodzi chyba o politykę. Ta szlachta chyba nie kwapiła się na wyprawy w rejon Ziemi Świętej. Można ich zrozumieć bo istotnie tam ciągle trwały jakieś intrygi poludniowoitalskich Normanów, Bizantyjczyków itp. Jednak obrona Ziemi Świętej leżała im na sercu bowiem utworzyli oni zakon Templariuszy. Hugo de Peyns był bliskim krewnym Bernarda ze strony matki, pierwszym seneszalem zakonu Templariuszy był wuj Bernarda, Andre Montbard a sam Bernard ułożył reguły Templariuszy. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie żeby, Szanowny Secesjonista, je przytoczył. Oczywiście jeżeli nie są to Fake News czy intoxy. Powiedzmy że został profosem. Przecież to nic dziwnego że wszystkich podpadziochów dało się do karczowania lasu, lącznie z ich profosem. PS. Pisałem w zasadzie z pamięci, trochę tylko sprawdziłem daty, to i mogłem coś pomylić ale wszystko można wyjaśnić. .
  24. Sprawy miały się tak: Trzeba pamiętać miejscem akcji była Burgundia. Ok. 100km od jej stolicy, Dijon, znajdowało się słynne opactwo Cluny a w okolicach Cluny-Dijon były rozsiane podlegające mu klasztory. W owym czasie mnisi zależni od Cluny zarzucali ascetyczny styl życia. By jakoś temu zaradzić jakiś mnich z tego opactwa, pewnie ważny, Robert, postanowił założyć jakiś wzorcowy klasztor w którym zapanowałaby dyscyplina i założył oraz zorganizował taki w Molesme. Jednak mnichom panująca tam dyscyplina nie przypadła do gustu i się zbuntowali (to można sprawdzić w wiki). To co nastą;iło później opisuje pani Oldenburg mniej więcej tak: W 1098r Robert, opat z Molesme, z 12-toma swymi zwolennikami zamieszkał w Citeaux, około 20 kilometrów od Dijon, na ziemi podarowanej mu przez księcia Burgundii, Eudesa i rozpoczął budowę nowego klasztoru. Było to wyjątkowo nieprzyjazne miejsce. Mnisi mieli tam żyć ściśle według reguł św. Benedykta. Wybudowali drewniany barak, wykarczowali kawałek lasu i żyli z tej ziemi. Klasztor był ubogi. W 1112 roku nie miał nawet psałterza. Data założenia tego klasztoru jest symboliczną datą początku cysterskiej reformy. Tyle autorka. Nie napisała nic że to była kolonia karna ale co to mogło być? Eudes nie zrobił żadnej łaski, po prostu wydzielił miejsce na założenie klasztoru w bardzo wredny sposób i nic go to nie kosztowało bo przecież w ówczesnej Francji nie było pojęcia ziemi niczyjej i taka należała do księcia. Z pewnością tak nie potraktowałby mnichów których darzyłby szacunkiem. Zatem jest prawie pewnym że ów Robert przyprowadził tam podpadniętych mnichów, czyli usprawiedliwione jest nazwanie Citeaux kolonią karną. Zresztą ów Robert chyba tylko dorywczo bywał w Citeaux bo autorka pisze dalej: W 1099r opat Robert powraca do Molesme. Zarządzanie Citeaux przejął po nim przeor Aubry z tytułem opata. Ów Aubry też pewnie podpadł. Przedtem był przeorem klasztoru w Molesme, czyli czymś w rodzaju dzisiejszego dyrektora administracyjnego firmy. Że klasztor był ubogi to jeszcze można jakoś zrozumieć bo przecież mogli się tam dobrać mnisi miłujący ascezę, ale fakt że nie miał psalterza to już chyba świadczy że raczej było tam szemrane towarzystwo dla którego modlitwa nia była sprawą najważniejsza. W 1109r Aubry zmarł a po nim nastąpił Anglik, Harding, który przedtem był mnichem w Molesmes. Taka jest prawda o początkach klasztopru Citeaux. Pani Oldenburg pisze o tym tak: W 1111r Bernard oświadczył swym bliskim, że ma zamiar zostać mnichem w Citeaux. Miejsce to szczególnie słynęło ze swego ubóstwa i surowych warunków życia. Miało złowrogą reputację. Znajdowało się w bagnistej okolicy. Z tych powodów rodzina mu to wyperswadowała. Wówczas udał się do swego wuja ze strony matki, Gaudry de Montbard. Prosił go by dochował tajemnicy o jego tam pobycie a rodzinie powiedział że pojechał na pielgrzymkę do Jerozolimy. Tyle autorka. Jednak to wyjaśnia dlaczego bliskość klasztoru od miejsca zamieszkania grała rolę. On się po prostu tam ukrywał a kryjówka blisko domu ma przecież wiele zalet. Z tym że autorce pewnie nie wypadało traktować późniejszego świętego zbyt pospolicie i napisała że się ukrywal przed rodziną. Wygląda jednak na to że się ukrywał przed obowiązkami wojskowymi. Należąc do rodu arystokratycznego (to trochę co innego niż się dzisiaj to powszechnie rozumie) był zobowiązany do służby wojskowej, pewnie groziła mu wyprawa krzyżowa (były to czasy I Wyprawy Krzyżowej) z której prawie nikt nie wracał a on mial wówczas chyba 21 lat i mu się taki los nie uśmiechał. To dlatego się ukrywał. Zresztą chyba nie on jeden. Formalnie to miał ale biorąc pod uwagę sytuację w Citeaux to była to funkcja czysto formalna. Przy tym trudno powiedzieć żeby Bernard wstąpił do klasztrou w 1111 roku, skoro się tam ukrywał, chociaż później opat Harding go pewnie zalegalizował. Zresztą nie tylko jego ale również 30 innych których przyprowadził między którymi było 8 członków jego rodziny. Zwerbował jeszcze wielu innych krewnych. Między innymi swego najstarszego brata, Guy, dziedzica fortuny, który też opuścił swoje wojskowe rzemiosło. (czyżby zdezerterował?) 25 czerwca 1115r Bernard otrzymał od opata Citeaux misję utworzenia nowego klasztoru. Na przydzielonym terenie, koło Chalons, z 12-toma mnichami, wykarczował las pod budowę nowego opactwa. Miejsce, w którym powstał nazwane zostało Clairvaux (Clair vallee) – jasna dolina. Była to trzecia filia Citeaux. Pierwszym opatem tego klasztoru został właśnie Bernard i to był chyba początek jego kariery. Klasztor został zatwierdzony w roku 1100 ale pierwsza kapituła generalna Citeaux zebrała się 13 września 1116r pod kierunkiem Hardinga. Zdecydowano, by od tej pory zbierała się ona, co roku, 13 września.
  25. O to samo mógłbym zapytać ciebie. W końcu podzieliłem twój pogląd który mi się wydawał słuszny. Dla mnie ta definicja jest niejasna (w przeciwieństwie do podanej przeze mnie). Co to znaczy na przykład zgoda niezależnych przedsiębiorstw na działanie. Zazwyczaj zgodę wyraża się za coś, jeżeli oczywiście nie jest się altruistą. Zatem co w zamian za tę zgodę owe przedsiębiorstwa mają otrzymać? Czym jest ten model? Bo na przykład jeżeli to sposób sposób produkcji to tu jest mała możliwość przyjmowania jakiegoś odgórnie narzuconego modelu itp. Co to znaczy niezależne przedsiębiorstwa? Np. jeżeli przedsiębiorstwo produkujące auta jest uzależnione od huty która produkuje blachę dla tych samochodów to obydwa nie mogą być we franczyzie bo są uzależnione od siebie? itp.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.