Skocz do zawartości

Capricornus

Użytkownicy
  • Zawartość

    4,062
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Capricornus

  1. Skalpel i nóż rzeźniczy

    A mógłbyś nieco uściślić swe pytanie?
  2. Skalpel i nóż rzeźniczy

    A ja tylko nieśmiało przypomnę, że wśród rzeczy po zmarłym cyruliku były: "kleszczyki, co zęby wybierają". Obok jarmarcznych rwaczy zębów byli też tacy, którzy zajmowali się tym i mieli ku temu jakieś podstawy.
  3. A co oznacza te 30 lat? Przewiń no wyżej i przypomnij sobie jak liczy się średnią.
  4. Skalpel i nóż rzeźniczy

    Zgadza się, wkradł mi się błąd , miał być łaziebnik a nie balwierz. Nie będę poprawiał bo Twój wpis będzie bez sensu. I jeszcze jedna uwaga. Moje dwa przykłady nóż i guz nie za bardzo mieszczą się w średniowieczu, to wiek XVIII.
  5. Skalpel i nóż rzeźniczy

    Ale ja temu nie przeczę, mówię tylko (uściślam), że przeszła w ręce cyrulików. Z Twojego wpisu można wywnioskować, że balwierze czy kaci zajmowali się chirurgią legalnie a tak nie było. A nie wstawiałem tego gdzieś na tym forum? Choćby trepanacje czaszki, ale to dosyć powszechna operacja. Bardziej spektakularnym zabiegiem będzie usunięcie noża z żołądka (czort wie jak on się tam dostał), albo usunięcie guza (o ile pamiętam) na stopę długiego, dłoń szerokiego i przyrośniętego do obojczyka.
  6. Skalpel i nóż rzeźniczy

    Gwoli ścisłości. Chirurgia przeszła w ręce cyrulików, łaziebnicy, kaci i inni byli traktowani jako partacze i cechy cyrulickie nieustannie z nimi walczyły. Pomimo przejścia chirurgii w ręce rzemieślników nie doszło do upadku tej dziedziny medycyny, cyrulicy bardzo sprawnie radzili sobie z różnymi urazami i podejmowali się nawet bardzo skomplikowanych operacji. Już Stańczyk udowodnił jaki zawód w Polsce występuje najczęściej. A tych to i dzisiaj mamy pełno, nie jest to znak czasów poprzednich.
  7. Plusy i Minusy AK-47

    Consuetude altera natura est. Cały czas pamiętam i to akurat jest oczywiste. Mi jednak chodzi o bardziej obiektywne odczucia. Masz magazynek z przodu, cały czas w zasięgu wzroku, i z tyłu, żeby go zobaczyć musisz spojrzeć w jego kierunku. Jak ktoś strzela z czegoś takiego od dłuższego czasu to będzie to dla niego rzeczą naturalną sięgnąć pod pachę, nie będzie patrzył, bo wie gdzie ten magazynek jest, ma to w rękach. To tak jak z prowadzeniem samochodu, nie patrzysz gdy zmieniasz biegi bo wiesz gdzie ta dźwignia jest. Kwestia obycia i ergonomia nie robi większej różnicy. Jak weźmiesz kogoś, kto pierwszy raz ma broń w rękach, to który będzie wygodniejszy, który będzie sprawniej obsługiwany? Po obyciu z jakimś typem nie ma to już większego znaczenia. Inna rzecz, że klasyczna broń wygląda lepiej.
  8. Plusy i Minusy AK-47

    A tam, szczególiki.
  9. Plusy i Minusy AK-47

    Wiem o co chodziło i dlatego pytałem o ergonomię. Na oko wygląda to szalenie niewygodnie, pytam praktyka jak jest naprawdę. I wygląda na to, że moje "na oko" miało rację.
  10. Plusy i Minusy AK-47

    Pytanie na marginesie. Jak wygląda wyższość ergonomiczna układu bullpup w porównaniu z układem klasycznym? Na oko wydaje się, że nie jest zbyt ergonomiczny, ale to tylko na oko, nie strzelałem z czegoś takiego.
  11. A ja przy swoim. W jaki sposób?
  12. No i? Dlaczego najechani mają honorować szarże najeźdźców? Wystarczy uszanowanie ciała - grób, tablica. Jak to tu ładnie napisano: "po bitwie nie ma wrogów - jeno są ludzie" i tych ludzi, którzy byli żołnierzami trzeba uszanować, nie musisz ich honorować.
  13. Tylko zauważ, że była to odpowiedź na dylematy gregskiego. On zastanawiał się nad symbolami i o symbolach napisałem: A trzeba cokolwiek stawiać?. Wystarczy prostokątna płyta z napisem, jaki podałem. Bez, to ma być upamiętnienie żołnierza a nie generała, porucznika, kaprala.
  14. No właśnie. A czy ja gdzieś napisałem, że nie może być nazwiska? Po prostu, pierwsze skojarzenie z takimi cmentarzami, szereg nagrobków, o których najczęściej wiemy tylko tyle, że pod każdym leży żołnierz jakiś tam i poległ w roku którymś tam, lub nawet na wojnie jakiejś tam. Tyle wiemy i tyle piszemy. Jak wiemy więcej to napiszemy więcej - nazwisko i imię, ale dystynkcje już bym olał. Czyli, w przypadku posiadania danych o człowieku tam leżącym piszemy: Hans Schmidt Żołnierz niemiecki 1944. I tyle.
  15. Grób nieznanego żołnierza też? To jakie nazwisko temu nieznanemu wpiszemy?
  16. A trzeba cokolwiek stawiać? Nie wystarczy napis na prostokątnej płycie: "Żołnierz niemiecki 1944", "Żołnierz radziecki 1920"?
  17. Little Big Horn

    Kolega secesjonista chyba nie przeczytał tego, co napisałem powyżej. Kolega secesjonista chyba nie przeczytał artykułu, który podałem i ograniczył się tylko do tytułu. Kolega secesjonista chyba inaczej niż ja rozumie słowo "podobnie".
  18. Little Big Horn

    Czyżby secesjonista poczuł się przekonany... Jakoś w to nie wierzę.
  19. Srraa tamm, tamm - życzenia

    lancsterowi - by nie przeglądał SBoxa, a coś napisał na forum. No i napisał: Zadowolony? Mokrego jajka wszystkim. A secesjoniście - by dał się przekonać...
  20. Little Big Horn

    Aj tam, stare dzieje. Braki czasowe, może kiedyś, jak będzie w bibliotece, w co wątpię, kupować nie zamierzam, wolałbym "Leksykon" Sudaka. Wiem, szlachetny wojownik, nigdy nie kłamie, zabija tylko wtedy kiedy musi, walczy tylko twarzą w twarz, nigdy nie zabija kobiet i dzieci (potem, od białych się tego nauczyli)... Ja też kiedyś od tego zaczynałem. Tylko jest to obraz mocno fałszywy. Ale polecam bo to fascynujący temat, całkowicie odmienny od naszych, europejskich historii i zwyczajów. Widzenie dupereli zależy od kultury, dla Ciebie to duperele w innej kulturze to poważna obraza. To tak jak opowiadał Cejrowski: W Meksyku bardzo popularnym gestem jest zbliżenie kciuka i palca wskazującego, jak byś trzymał małą rzecz, i oznacza "chwilkę", "momencik", (jak mówił pan Wojciech "tico, tico"), gdybyś ten gest pokazał w Kolumbii (chyba) to w najlepszym przypadku dostałbyś w zęby. U nich to oznacza "masz takiego małego", w kulturze macho to obraza śmiertelna. Niby dla nas duperel a może być odebrany całkiem nie duperelowato. secesjonista Możemy tylko trochę bez sensu będzie. Przejdźmy wiec do konkretów. Źli biali. Jak już mówiliśmy, szkoły w rezerwatach były jednym z postanowień traktatu z 1868 roku. Brak tych szkół jest niedotrzymaniem umów. Szkoły z internatem były złe i to sami Amerykanie mówią otwarcie. Jaki cel miały te szkoły w których na siłę kazano ubierać się jak biali, w których zakazywano mówienia w języku ojców, w których na siłę wpajano kulturę białych, do których nie wpuszczano rodziców dzieci, z których nie można było wyjechać do domu na święta, które były daleko od domu by uniemożliwić kontakt dzieci ze swoimi...? Chodziło o "wyhodowanie" czerwonego-białego, Indianin miał przestać być Indianinem, zapomnieć o całej swej przeszłości, tradycji... Akurat Polak powinien to doskonale rozumieć mając za sobą doświadczenia rusyfikacji i germanizacji. Nie ma znaczenia czy były jakieś molestowania, tu nie o to chodzi, chodzi o próbę zniszczenia czegoś, co było inne. Pytasz: jak uczyć? Nikt nie karze nauczycielom jeździć z koczownikami, nauka miała być w rezerwatach, rezerwaty nie pustoszały co jakiś czas, miały stałych mieszkańców. Należało uczyć powoli, cierpliwie, z poszanowaniem inności, nie odrywać od korzeni, nie zmieniać na siłę w czerwonego-białego. Dzieci z natury są ciekawe i lubią sprawdzać wszystko co inne, niezależnie od koloru skóry. Wszystko co wprowadza się na siłę budzi naturalny sprzeciw. Amerykanie przerabiali to już wcześniej z Indianami i całkiem przed chwila po wojnie secesyjnej, niby wyzwolenie niewolników ale południe nie przerodziło się z dnia na dzień w północ. Jakoś nie potrafili wyciągnąć wniosków. Po co skoro biali obiecali ich utrzymywać? Naturalny odruch, gdy masz coś za darmo, nie musisz się o to starać to po co się męczyć. Spójrz na analogię na naszym podwórku, klienci pomocy społecznej, gmina ma obowiązek dać i to mi się należny. Jak będzie dawać za mało to będę narzekał, jak przestana dawać to podniosę krzyk, że mnie skazują na śmierć głodową i dadzą znowu. To działa wszędzie na tej samej zasadzie. Z drugiej strony I tu znowu masz rację. Ale to nie była wina Indian tylko Amerykanów. I tu znowu wracamy do kształcenia. Przerobienie indiańskich dzieci w szkołach z internatem nie spełni swego celu, te dzieci nie będą już Indianami, nie będą białymi, wrócą do rezerwatu, będą obce wśród swoich pobratymców, nie wrócą, będą obce wśród białych. Uczyć należało na miejscu i czekać na wymianę pokoleń. Z czasem mieliby społeczność wykształconych Indian, którzy znacznie więcej wiedzą o kulturze białych i swojej, którzy mają większą możliwość wyboru trybu życia, którzy wiedzą, że tryb życia ich ojców, dziadków musi przejść do lamusa. I tu wchodzi Twój przykład Ohiyesa. A tu wychodzi nieznajomość indiańskiej kultury, struktur społecznych jaką zaprezentowali Amerykanie. Widzisz, w naszej kulturze władza jest władzą, postanowienia władzy obowiązują wszystkich obywateli, ci, którzy się sprzeciwiają są traktowani jako buntownicy. My jesteśmy przyzwyczajeni do władzy centralnej, zwierzchniej. Uznajemy za naturalne, że władza podpisuje umowy międzynarodowe i my musimy się do nich stosować, władza ustanawia prawo wewnętrzne i my musimy je respektować. Wybraliśmy ich i tak jest, możemy gadać na władzę, możemy tworzyć opozycje ale prawo ustanowione, nawet gdy uważamy je za głupie, obowiązuje nas i uważamy to za naturalne. Indianie nie mieli władzy zwierzchniej, nie było wodza wszystkich Dakotów, każda grupa miała swojego i była niezależna. Jeżeli coś podpisał wódz Oglalla to nie obowiązywało to Hunkpapów. Co więcej, władza wodza też nie była taka absolutna, w dużym stopniu opierała się na autorytecie jaki sobie wypracował. I tu masz przyczynę, dla której Czerwona Chmura musiał przystąpić do wojny, chociaż był jednym z tych, którzy rozumieli, że nie mają szans, że muszą zmienić tryb życia. Miał do wyboru przystąpić do walki i utrzymać pozycję, dzięki której mógł jeszcze coś zdziałać albo stracić swój autorytet. Utrzymał swoją pozycję choć z czasem, nie walcząc, tracił na znaczeniu, wybijali się młodzi. Poprzez męstwo w walce, prowadzenie zwycięskich wypraw każdy mógł zostać wodzem, zdobyć autorytet i władze nad wojownikami, tu masz Szalonego Konia. Tak naprawdę, traktat musieliby podpisać wszyscy Indianie jeżeli wszyscy mieli go przestrzegać.
  21. Little Big Horn

    A w 5 już ich nie ma. Przypomnę: "Jak wyglądało zaopatrzenie Indian w towary, ile miało dotrzeć a ile docierało do celu? Całkiem dobrze, zważywszy tego jednego byka na tipi na tydzień." To zaopatrzenie nie było jednak takie doskonałe. Jak jeszcze weźmiemy pod uwagę, że chodzi tu o Cętkowanego Ogona, czyli wodza, który był zwolennikiem współpracy z białymi. Nie wiem, nie podałeś daty. Mam znać wszystkie wypowiedzi wszystkich Indian? No, to chyba niezupełnie ten czas. Rzeczywiście nie mógł. Aż setka dzieci mogła się kształcić, 20 lat po traktacie... A gdzie były kształcone? (Pytanie tak na marginesie). W okolicach 1890 roku w szkołach uczyło się około 18 000 indiańskich dzieci. Tylko były to przeważnie szkoły z internatem, połozone z dala od rodzinnych rezerwatów. Jak to działało możesz zobaczyć tu: http://www.macierz.org.pl/artykuly/seks_i_dewiacje/kanada-molestowanie_indianskich_i_eskimoskich_dzieci_w_szkolach.html wprawdzie to o kanadyjskich szkołach ale w USA było podobnie.
  22. Little Big Horn

    Prawdaż. Ale nie jestem jasnowidzem, książki nie czytałem, opieram się tylko na tym, co napisze gregski , on podał przykłady tylko z jednej strony. To gdzie jest ten jeden wół tygodniowo na tepe? Koce i broń, tu jest pewna różnica, nie uważasz? A mógłbyś go przybliżyć? Wiem o nim tylko tyle, że był Komanczem i w 1846 podpisywał traktat.
  23. Little Big Horn

    Twoje słowa: "Czy Indianie mogli zrozumieć traktaty? Nie sądzę." I trafiłeś prawie w sedno. Niezrozumienie było po obu stronach. Indianie nie do końca, a przynajmniej nie wszyscy, rozumieli czego od nich się wymaga, Amerykanie nie rozumieli Indian, ich obyczajów, struktury społecznej... gregski I wymienia tylko indiańskie naruszenia? to tak trochę jednostronnie działa, mało rzetelna praca. Nie wspomina, chociażby, o poszukiwaczach złota w Górach Czarnych? Dobra. A o co secesjoniście chodzi gdy wspomina o tej biegłości Capricornusa w temacie nie łapię. To jakiś sarkazm?
  24. Little Big Horn

    Pytałem nie o to ile odtrzymała agencja a ile z tego dotarło do adresata. Z tego co pamiętam to około 4500 osób. Mówimy chyba o tym z 1868 roku. I o to chodziło. Jak pisałem wcześniej, nie da się zwalić winy na jednych. No właśnie ja też nie wiem, dlatego pytam. W książkach, które niegdyś przeczytałem, nie pamiętam by coś na ten temat było, w książkach, które mam pod ręką też o tym nie ma. Nauczanie dzieci (6 - 16 lat) było jednym z postanowień traktatu. Jakie plemiona? I kogo one nie napadały? Czarny Łoś. O tą akcję chodzi. Nie było tam Szalonego Konia ale o tym wtedy nie wiedziano. Nie wiedzieli tego ani Amerykanie, ani Czarny Łoś. A ile kobiet zginęło... Zdaje się, że żadna, zginął jeden czy dwóch wojowników. Akcja pułkownika była mocno nietrafiona i nieudana. Chociaż z drugiej strony,zniszczenie sporej części tepe w czasie trzaskającego mrozu na pewno dla Indian nie było rzeczą bez znaczenia.
  25. Little Big Horn

    Pozwolicie, że ponowię swoje pytania? Jak to tłumaczył rzeczony autor książki - Swoboda? - Kto, konkretnie, ze strony indiańskiej łamał postanowienia traktatu? - Amerykanie nie łamali traktatu? - Ile szkół, misji założono w rezerwacie w 1868, 69, 70... roku? - Ilu nauczycieli wysłano do rezerwatu? - Jak wyglądało zaopatrzenie Indian w towary, ile miało dotrzeć a ile docierało do celu? I jeszcze jedno. - Co to znaczy "błyskotliwie rozegrana bitwa"?
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.