-
Zawartość
3,805 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez ciekawy
-
"Pancerniacy" z września 1939 r. związani z Powstaniem Warszawskim
ciekawy dodał temat w Oddziały powstańcze
Witam ! Na wstępie Albinosie - jeżeli temat nie zaistniał w odpowiednim dziale - to możesz go przenieść, tam gdzie być powinien Ale ad rem: jak wiemy, większość żołnierzy walczących we Wrześniu 1939r. podjęła w latach 1940 - 1944 (w różny sposób) walkę z okupantami: III Rzesza i Rosją Sowiecką. Ja chciałbym się skupić na naszych "pancerniakach" z obydwu brygad pancerno - motorowych: WBP-M (Warszawskiej Brygady Pancerno - Motorowej), oraz 10BK (10 Brygadzie Kawalerii). Mimo, iż los tego żołnierza nie był związany bezpośrednio z PW, to jednak warto go wspomnieć, ponieważ wybuch Powstania kosztował go życie ... Dowódcą WBP-M we wrześniu 1939r. był płk. dypl. Stefan Grot - Rowecki. Po wrześniowych bojach, spod Tomaszowa Lub. przedostaje się do Warszawy. 5 października 1939 zostaje zastępcą komendanta Służby Zwycięstwu Polski (SZP), gen. bryg. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza. 30 czerwca 1940 zostaje komendantem głównym ZWZ i dowódcą Sił Zbrojnych w Kraju. Powołuje komórkę "N" zajmującą się walką propagandową z III Rzeszą. Od 1941r. scala organizacje podziemne, tworząc w 1942r. AK. 30 czerwca 1943 został zdekonspirowany i aresztowany w warszawskim mieszkaniu przy ul. Spiskiej 14/10 przez ekipę Gestapo dowodzoną przez SS-Untersturmführera Ericha Mertena. Odmawia współpracy z III Rzeszą, i trafia do KL Sachsenhausen, jako więzień honorowy. Na wieść o wybuchu Powstania Warszawskiego zostaje zamordowany. Płk. dypl. Janusz Bokszczanin to kolejna postać związana z Powstaniem Warszawskim. We wrześniu 1939r. dowodził 10 psk (10 pułk strzelców konnych). Pułk ten, obok 24 pu (24 pułk ułanów) wchodził w skład 10BK płk. dypl. Stanisława Maczka. Podczas walk 16 września 1939 roku w czasie walk w obronie Lwowa, pod Zboiskami, płk Bokszczanin został ciężko ranny i zmuszony był opuścić pułk. W 1940r. wstępuje do ZWZ (późniejsza AK). Do 1943 jest szefem Referatu Broni Szybkich lub Wojsk Pancernych w Oddziale III (Operacyjno-Szkoleniowym) Komendy Głównej Armii Krajowej. W 1944 przygotowywał plan "Burza" – przejścia AK do działań zaczepnych. Po wybuchu PW usiłuje się (bezskutecznie) przedrzeć do Stolicy, jednak zostaje ranny, i wywieziony na roboty do III Rzeszy. Po wojnie zostaje członkiem Delegatury WiN. Kolejnym oficerem "pancerniakiem", związanym z PW (teraz już bezpośrednio) jest por. Romuald Radziwiłłowicz, w 1939r. żołnierz 24pu. Poczytałem trochę o nim - jest to postać barwna i nietuzinkowa, której wojennych losów mam zamiar dociec, a o której chyba wato napomknąć. Przede wszystkim - oficer mojego ulubionego 24 pułku ułanów (d-ca I plutonu w 3 szwadronie tego pułku, nieco później - jego d-ca). Jako żołnierz 24 pu służy pod płk. dypl. Maczkiem w 10BK we wrześniu 1939r. Jego bojowy szlak kończy się pod Radymnem - wypełniając rozkaz dowódcy 24 Pułku Ułanów płk. dypl. Kazimierza Dworaka, por. Romuald Radziwiłłowicz od północy z 9 na 10 września znajdował się we wsi Ostrów pod Radymnem, mając ze sobą samochód osobowo-terenowy z pocztu 3 szwadronu, oraz kilku żołnierzy (ułanów z 24pu - przyp. ciekawy) którym dowodził. Było ich w sumie ośmiu z kierowcą, wszyscy już prawie weterani, bo niemal codziennie bili się z Niemcami. Ich zadaniem było wyłapywanie żołnierzy i pojazdów z fali odwrotowej, a następnie kierowanie ich na przeprawę przez San w Radymnie i dalej do rejonu zbiórki w Makowisku. - Oprócz dzielnego kaprala Kasjańskiego z 1 batalionu 53 Pułku Piechoty - wspomina Romuald Radziwiłłowicz - którego wraz z karabinem przeciwpancernym zwerbowałem do szwadronu kilka dni temu pod Radomyślem, znałem mych chłopców z pocztu i wiedziałem doskonale, że mogę na nich zawsze liczyć. Nie miałem ani cienia wątpliwości, że poszliby za mną wszędzie. Taka w nich już bowiem była kawaleryjska brawura i zaciętość, że nikogo i niczego się nie bali. I tylko dzięki ich męstwu i determinacji udało nam się wtedy, 10 września o świcie, zatrzymać gros sił 4 Dywizji Lekkiej gen. mjr. Alfreda von Hubickiego i, opóźniając jej atak na Jarosław o 4-5 godzin, pokrzyżować misterne plany Sztabu 14 Armii.O brzasku uciekająca w panice przed Niemcami kolumna taborów i żołnierzy kierowała się z Radymna na Ostrów. - Ponieważ wiem - kontynuuje - że strach ma wielkie oczy, nie mogłem uwierzyć uciekającym, że w Radymnie znajdują się niemieckie oddziały zmotoryzowane, tym bardziej iż były to nasze głębsze tyły, a linia Sanu miała być silnie obsadzona. Oceniłem nieprzyjaciela jako drobny oddział spadochroniarzy lub silniejszą grupę dywersyjną i postanowiłem otworzyć drogę na most w Radymnie, opanowując panikę i biorąc w karby uciekających. Pod groźbą użycia broni udało nam się wkrótce zebrać ok. 300 szeregowych i kilku oficerów. Objąwszy nad nimi komendę i wyznaczywszy dowódców, zorganizowałem trzy słabe kompanie i w dwóch rzutach z determinacją uderzyłem na Radymno. Ja wraz z kapralem, z karabinem przeciwpancernym posuwałem się przed tyralierą prawej kompanii, moich sześciu ułanów dodawało piechurom i łazikom bojowego animuszu, pilnując z bronią gotową do strzału, by nikt nie urwał się do tyłu. Po początkowym powodzeniu, po godzinie natarcie utknęło. Ogień licznych cekaemów, moździerzy i artylerii niemieckiej zatrzymał polskie natarcie w połowie drogi między Ostrowem a Radymnem. Ale ponieważ Niemcy nie znali liczebności polskich sił, a zdeterminowane uderzenie Polaków wprowadziło ich w błąd, zamiast silnie zaatakować, również przeszli do obrony. Wreszcie, gdy ok. godz. 9 rozpoczęli atak, został on - mimo poniesienia dużych strat - zatrzymany przez Polaków. Ok. godz. 10 por. Radziwiłłowicz został ciężko ranny, co przesądziło o dalszym boju. Niebawem oddział polski został rozbity i wzięty do niewoli. I teraz najlepsze - oto, co przytrafiło się w niewoli jako jedynemu polskiemu żołnierzowi, bohaterskiemu porucznikowi : A teraz może nieco humorystyczny, niemal zupełnie nieznany incydent z września 1939r. Oto jak sam dowódca GA "Południe", gen. von Rundsted, odznaczył polskiego oficera, por. R. Radziwiłłowicza (d-cę plutonu w szwadronie 24p.u. z 10BK).... Krzyżem Żelaznym !!! "ODZNACZONY" ŻELAZNYM KRZYŻEM ZA BÓJ O RADYMNO - nadesłał Dr Zbigniew Moszumański Był to pamiętny dzień 27 września 1939 r. Ciężko rannego por. Romualda Radziwiłłowicza - dowódcę plutonu 3 szwadronu 24 Pułku Ułanów z 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej, dowodzącego grupą doraźnie zebranych żołnierzy w walce o Radymno, przywieziono do sanockiego szpitala powszechnego ze szpitala polowego w Rzeszowie. Choć unieruchomiona lewa dłoń w gipsie nie sprawiała mu dużo bólu, to przestrzelone prawe płuco było bardzo dokuczliwe, zwłaszcza ciągły kaszel. W tym miejscu należy wyjaśnić, w jaki sposób znalazł się on - jedyny Polak wśród ośmiu ciężko rannych Niemców i Austriaków. - W czasie badania jeńców - wspomina - gdy wszyscy zgodnie zeznali, że ja z kilkoma moimi ułanami zmontowałem i przeprowadziłem natarcie na Radymno, dowódca niemieckiej 4 Dywizji Lekkiej gen. mjr Alfred von Hubicki rozkazał, żeby otoczono mnie najtroskliwszą opieką i traktowano na równi z oficerami niemieckimi. I dlatego 27 września leżałem w luksusowej sali szpitalnej wśród ciężko rannych oficerów Wehrmachtu. Czułem się w tej sali źle i obco, zwłaszcza po tej hiobowej wieści o kapitulacji Warszawy. Kiedy moi sąsiedzi na sali aż pęcznieli z dumy, radośnie powtarzając "Warschau gefallen", czułem się nieszczęśliwy i przybity. Mijałbym się jednak z prawdą, gdybym powiedział, że nie byłem otoczony dobrą opieką na tej sali. Zarówno personel, jak i ranni oficerowie traktowali mnie z pewnym szacunkiem, a nawet z kurtuazją. Dla Niemca "Befehl ist Befehl". Otrzymawszy rozkaz, by zapewnić jak najlepsze warunki leczenia, wszyscy zachowywali się po koleżeńsku. Można było znaleźć z nimi wspólny język. Z ośmiu leżących w sali oficerów, pięciu było kawalerzystami, a pozostałych trzech należało do słynnego Alpen Korps. Wszyscy ci oficerowie władali doskonale językiem francuskim, mimo więc mojej bardzo ograniczonej znajomości niemieckiego, mogłem się z nimi porozumiewać. W czasie pobytu w sanockim szpitalu każda poranna wizyta lekarza dyżurnego była bardzo skrupulatna, lecz odbywała się w przyjacielskiej atmosferze. Tego poranka wszystko odbywało się w bardzo szybkim tempie. Młody lekarz spieszył się i wyraźnie był bardzo zdenerwowany. Siostry też były bardzo podniecone i obciągały koce na łóżkach z większą niż zazwyczaj gorliwością. Po zakończonej wizycie dyżurny lekarz ponownie wszedł do sali i zapowiedział coś, czego nie zrozumiałem. Leżący obok mnie porucznik nadął się jak paw i powiedział do mnie po francusku: - General Oberst von Gerd Runstedt będzie nas dekorować Krzyżem Rycerskim. Skłaniając niby-obojętnie głowę, odpowiedziałem w tym samym języku: - Bardzo dobrze. Postanowiłem jednak ignorować tę uroczystość. Wkrótce wszystko zaczęło się toczyć jak w kalejdoskopie. Z głębi ulicy, przy której stał budynek szpitala, dochodził odgłos maszerującego oddziału piechoty. Równo wybijany krok na placu przed szpitalem nagle urwał się na ostrą komendę: "Abteilung halt"! Kpt. Braun z Alpen Korps, który był najstarszym stopniem oficerem w sali, nie wytrzymał dłużej i odrzuciwszy koce, w kilku susach znalazł się przy oknie. Obserwując to, co działo się na ulicy, komentował drżącym z przejęcia głosem przebieg wydarzeń. Niemcy byli bardzo podekscytowani. Przecież takie nazwiska, jak: Runstedt, List, Manstein czy Kleist należały do śmietanki generalicji niemieckiej i można sobie wyobrazić, co taka wizyta znaczyła dla porucznika czy kapitana. Po chwili spoza okien doleciała nowa komenda: "Prezentuj broń" i uderzyły w niebo tony marsza. Kpt. Braun załamującym się ze wzruszenia głosem zwrócił się do swych kolegów: - Generał Oberst Gerd von Runstedt robi przegląd kompanii honorowej 1 Dywizji Górskiej, towarzyszą mu generałowie Wilhelm List, Erich von Manstein, Paul von Kleist. Z ulicy kompania ryknęła nagle, jak jeden mąż, dla uczczenia dostojnego gościa. Orkiestra ciągle jeszcze grała. Braun odskoczył od okna i tak szybko, jak mógł wsunął się pod koce swego łóżka. - Już idą - szepnął prawie bezgłośnie. Rzeczywiście, z klatki schodowej wiodącej do korytarza zaczął dochodzić gwar oraz tupot zbliżającej się gromady ludzi. - Meine Herren - krzyknął nagle kpt. Braun i aż pobladł z emocji. Wszyscy ranni oficerowie wyprężyli się jak struny na swych łóżkach, a oczy ich zwróciły się w otwarte drzwi, w których stanęło dwóch wysokich, starszych generałów. Za nimi tłoczyło się jeszcze kilku innych. Szczuplejszy z generałów z długą, pociągłą twarzą, w rozpiętym długim płaszczu, wysunął się na środek sali i zasalutował z namaszczeniem. Posuwająca się za nim plejada generałów i pułkowników zatrzymała się i zamarła w bezruchu. Cała sala aż pojaśniała od czerwieni generalskich kołnierzy, lampasów i wyłogów oraz złotych haftów naramienników. Jak urzeczony wpatrywałem się w salutującego generała. Więc to tak wyglądał ten ich słynny Runstedt. Zupełnie nie tak go sobie wyobrażałem. Do boku generała przysunął się nagle wysoki, elegancki podpułkownik z monoklem w oku, trzymając w ręku niedużą, czarną skrzynkę. W sali zapanowała taka cisza, że można było usłyszeć brzęczenie przelatującej muchy. - Żołnierze niezwyciężonej armii niemieckiej - powiedział donośnie gen. Runstedt. Za męstwo i odwagę wykazane przez was na polu bitwy z naszym odwiecznym wrogiem, w imieniu Führera i Vaterlandu dekoruję was wszystkich Rycerskim Krzyżem Żelaznego Krzyża i gratuluję wam tego wysokiego odznaczenia. Tu skinął na pułkownika z czarną skrzynką. Ten otworzył ją natychmiast i oczom naszym ukazały się rzędy małych pudełeczek, na których wierzchach były wytłoczone kontury Żelaznego Krzyża. Runstedt wziął z rąk pułkownika jedno pudełko i otworzył je z namaszczeniem. Był w nim ułożony czarno-biały krzyż, szczyt marzeń każdego niemieckiego oficera. Trzymając otwarte pudełko w lewej dłoni, dowódca Grupy Armii "Południe", któremu w kampanii wrześniowej podlegało 830 tys. ludzi - ruszył w kierunku łóżka mojego sąsiada. Wyglądało na to, że dekoracja oficerów będzie dokonana kolejno, tak jak leżą w łóżkach. Wpatrywałem się ciekawie w suchą ascetyczną twarz generała, gdy nagle, ku memu zdumieniu, minął on mojego sąsiada, stanął przed moim łóżkiem i zasalutował. Zrobiło mi się gorąco. Czemu mam zawdzięczać to niezwykłe wyróżnienie - ja skromny porucznik odznaczany przez wybitnego niemieckiego generała... Skinąłem z godnością głową, w ten sposób odpowiadając na ukłon generała, a serce moje wypełniła bezmierna duma. Ale nie miał to być jeszcze kres niespodzianek tego pamiętnego dnia. Oto Runstedt nagle wszedł pomiędzy nasze dwa łóżka i wyjąwszy Krzyż Rycerski z pudełka, położył go na kocu w miejscu, gdzie znajdowała się moja pierś. Uczyniwszy to, cofnął się znowu do podnóża łóżka i zasalutował powtórnie. Jednocześnie zasalutowali wszyscy znajdujący się w sali generałowie i pułkownicy. Jeszcze naprawdę nie zdążyłem ochłonąć z tego niezwykłego zdarzenia, gdy ten sam ceremoniał został powtórzony przy drugim, trzecim, czwartym i piątym łóżku. Wtedy do stojącego na czele grupy generalskiej szefa Sztabu Grupy Armii "Południe" gen. Ericha Mansteina przecisnął się blady jak ściana komendant szpitala w Sanoku i zaczął szeptać mu na ucho. Twarz generała przybrała wyraz niewypowiedzianego wprost zdumienia i niewiary. Zbladł najpierw, potem zaczerwieniwszy się jak burak, zaczął gwałtownie chwytać powietrze. Wyglądał przy tym tak, jak gdyby był rażony apopleksją. Opanował się jednak i z furią zaczął o coś pytać nieszczęśliwego komendanta. W odpowiedzi komendant szpitala wskazał dyskretnie głową w kierunku por. Radziwiłłowicza. Groźne spojrzenie oczu hitlerowskiego generała uderzyło we mnie gwałtownie. Zimne, bladoniebieskie oczy Mansteina wyrażały przy tym taki ogrom nienawiści i pogardy, że dźgały mnie jak sztyletami. Odniosłem wrażenie, że gdyby mogły zabijać - byłbym już trupem. Aczkolwiek wszystko to stało się tak nagle i niespodziewanie, wiedziałem już o co mu chodzi. Serce w piersiach biło mi jak młotem - oto w wyniku dziwnego, niewiarygodnego wprost zdarzenia losu, stałem się przyczyną poważnego ośmieszenia dowódcy Grupy Armii "Południe" - jednego z generałów bardzo wysoko postawionego w hierarchii armii niemieckiej. W jaki sposób do tego doszło, że mnie polskiego porucznika dekorowano najwyższym odznaczeniem niemieckim? Wiedziałem, że aczkolwiek nie zaszło to z mojej winy, czeka mnie zemsta hitlerowców, lecz teraz przynajmniej gra była warta świeczki. Toteż nie bałem się już niczego i nieustraszenie patrzyłem w wściekłe oczy Mansteina. Zwarliśmy się więc oczyma i pojedynek ten trwał przez dłuższy moment. Wreszcie niemiecki generał skapitulował. Wzruszywszy nieznacznie ramionami, ze zrezygnowaną miną podszedł do gen. Runstedta i, wyraźnie zakłopotany, począł mu coś szeptać. Runstedt; który właśnie skończył dekorować ostatniego oficera, zapytał dwukrotnie: - Was? Jego szef sztabu zaczął mówić wtedy nieco głośniej. Na twarzach stojących za nimi generałów było widać zdziwienie, ale twarz Runstedta nie zmieniła się wcale. Była dalej chłodna, opanowana i sztywna. Słuchał, nie zadając żadnych pytań, uważnie i w skupieniu. Ale w tym samym czasie spojrzenie jego mądrych i spokojnych oczu prześwietlało mnie na wylot. Mówiąc coś do Mansteina, nie spuszczał wzroku ze mnie. Patrzyłem śmiało w jego oczy, nie dbając już o nic na świecie. Radość i duma opanowały mnie całego - cóż to za cios zadałem niemieckiej pysze. Było to ważniejsze dla mnie od sprawy życia lub śmierci i z tego powodu warto było nawet się narazić. Oczy wszystkich Niemców wpiły się teraz uparcie we mnie. Lotem błyskawicy rozeszło się wśród nich, że w wyniku jakiegoś przeoczenia dekorowano tu przez pomyłkę Polaka i każdy z nich uświadomił sobie, że był świadkiem takiej ceremonii. Jednakże nie było wśród nich ani jednego, który zdradzałby najmniejszą ochotę do śmiechu. Przez chwilę Rundstedt stał w głębokim zamyśleniu, a oczy patrzyły gdzieś uparcie w okno. Wreszcie przerwał myślenie - wyprostował się i sztywnym, odmierzonym krokiem ruszył w moim kierunku. Na sali zapanowała kompletna cisza, przerywana tylko skrzypieniem błyszczących, generalskich butów. Zdawało mi się wtedy, że wszyscy w sali wstrzymali oddech. Podszedłszy do podnóża mego łóżka, dowódca Grupy Armii "Południe" znowu stanął na baczność i długo, długo salutował. Jak echo zawtórował mu trzask zwartych obcasów towarzyszących mu generałów i pułkowników. Ich dłonie wzniosły się do daszków sztywnych, pruskich czapek. Wyprężyły się, jak struny, wydęły się piersi, na których wisiały Żelazne Krzyże. Oddawano mi teraz honor jako rannemu oficerowi polskiemu, który spełnił swój obowiązek wobec Ojczyzny. Mogłem się czuć szczęśliwy, że w pojęciu wroga zasłużyłem sobie na ten zaszczyt. Ogarnęło mnie głębokie wzruszenie i poczułem się bardzo słaby. Jak przez mgłę widziałem Rundstedta zabierającego z koca "mój" krzyż i kładącego go z powrotem do pudełka. Jeszcze widziałem jego ostatni ukłon i straciłem przytomność. Gdy ocknąłem się nieco później, znajdowałem się już w sali, gdzie leżeli polscy żołnierze. To miała być zemsta Niemców. Wyszło mi to na dobre, bo poczułem się lepiej i zacząłem nawet myśleć o ucieczce. Ale to już inna historia.* Zbigniew MOSZUMAŃSKI * informacja ze strony UM Radymno Nie znam dalszych losów porucznika po wyjściu ze szpitala - najprawdopodobniej udaje mu się zbiec, i trafić do konspiracji. Usiłuję dociec, jak długo leżał w szpitalu, i w jaki sposób dotarł do Warszawy. O informacjach dot. jego osoby - cisza -następuje długo, długo nic - i nagle jest rok 1944, wybucha Powstanie Warszawskie - i tu wypływa znowu na arenę nasz porucznik: pojawia sie jako d-ca Zgrupowania (w stopniu rotmistrza - kawaleryjski odpowiednik kapitana przyp. ciekawy) "Zaremba" . Zgrupowanie to powstało 2 sierpnia 1944 roku. Od 8 sierpnia dowództwo zgrupowania miało swoją siedzibę przy ul. Poznańskiej 12. Po utracie ręki w dniu 28 sierpnia, rtm. Radziwiłłowicz przekazał dowodzenie zgrupowaniem kpt. cichociemnemu "Piorunowi" - Franciszkowi Malikowi. http://www.powstanie-wars...emba_piorun.htm Co myślicie o tych nietuzinkowych postaciach ? Czy jest np. możliwe odtworzenie losów bohaterskiego porucznika (rotmistrza), ktory wraz z kilkoma ułanami (i przygodnie zebraną gromadką żołnierzy) zaatakował niemiecką 4.DLek. ? -
Z zastrzeżeniem: tylko do pewnego stopnia. Wierzaj mi, Qurosava wiem co piszę - z zawodu jestem plastykiem
-
Malując akwarelą musimy mieć na względzie jeden szczegół: to nie farba olejna, którą płótno możemy zamalowywać nieskończoną ilość razy: tu technika jest inna: zaczynamy od najjaśniejszych, rozwodnionych barw, stopniowo pokrywając całą kompozycję. Ciemne barwy (i kontury) malujemy na końcu. Jeżeli coś sknocimy - trudno - nie zaretuszujemy już tego
-
Nawet w PRL-u głowa orzełka (bez korony) była zwrócona w lewo . Ciekawi mi, czy ta tkanina miała wyhaftowaną "lewą stronę", i ktoś się pomylił kładąc ją na trumnie...
-
Tajemnicze śmierci w PRL po 1956 r.
ciekawy odpowiedział ciekawy → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Ze szczególną zawziętością byli inwigilowani księża związani z opozycją, wygłaszający "niewygodne" dla władzy kazania. Na tym etapie może jeszcze darujmy sobie kwestię winny/ niewinny ksiądz, a zajmijmy się stosunkiem władza : opozycja (myślący "inaczej"). Dobrze FSO, że poruszyłeś najpopularniejsze (bazujące na ludzkich instynktach i nałogach) 3 formy metod pracy operacyjnej SB, popularnie zwane: - worek (szantaż) - korek (alkohol) - rozporek (kobiety) W zasadzie na każdego obywatela można było coś znaleźć, a jeżeli nie - to dowody fabrykowano (vide: 2 lutego 1983 grupa "D" podjęła próbę skompromitowania Jana Pawła II przed jego II Podróżą Apostolską do Polski, podrzucając do mieszkania redaktora Tygodnika Powszechnego ks. Andrzeja Bardeckiego spreparowany pamiętnik Ireny Kinaszewskiej, znajomej Wojtyły). Szantaż w stosunku do opozycji obejmował też groźby, a także szykany, pobicia i nne czynności związane z uszkodzeniem ciała (np. 21 stycznia 1983 3 członków grupy "D" pod dowództwem kpt Grzegorza Piotrowskiego uprowadziło do Puszczy Kampinoskiej opozycjonistę - działacza Janusza Krupskiego, absolwenta KUL, redaktora "Spotkań", parząc go dotkliwie żrącym płynem, w wyniku czego doznał poparzeń I i II stopnia). -
Dlaczego Hitler nie zaatakował Szwajcarii?
ciekawy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Front Zachodni
A np. zaatakowany w maju 1940r. mikroskopijny Luxemburg miał ? A co by się stał, gdyby owe dochody trzymali we własnych (po podbiciu Helwetów) bankach ? Jesteś w stanie przedstawić mi wiarygodne liczby, dotyczące produkcji szwajcarskich zakładów przemysłowych, w skali (procentowo) ogólnego potencjału przemysłu zbrojeniowego gospodarczego III Rzeszy ? -
Witam ! Mam prośbę - czy dysponuje może ktoś literaturą n/t zbrodni III Rzeszy w Polsce na osobach chorych psychicznie i upośledzonych umysłowo ? Mam 32 pozycje bibliografii, kończę już ostatni rozdział (w czerwcu się bronię), a literatura jest skąpa . Całe szczęście, że piszę monografię, a w/w literatura jest mi potrzebna do rysu historycznego ... Serdeczne Dzięki
-
Tajemnicze śmierci w PRL po 1956 r.
ciekawy odpowiedział ciekawy → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Tak może na początek nieśmiało ... historię ks. Jerzego Popiełuszki wszyscy doskonale znają, to może na razie zostawmy tę zbrodnię. Proponuję zająć się sylwetką wzmiankowanego ks. Sylwestra Zycha. Kto zacz ów ów ksiądz, i dlaczego stał się sławny ? Notę biograficzną możemy znaleźć w zwykłej wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Sylwester_Zych Jednak decydujący wpływ na jego życiorys miała sprawa tzw. Zdzisława Karosa. za: http://www.wmatlan.else.com.pl/zychg.htm A co na to vox populi ?Autor strony internetowej ostro i surowo rozprawia się z tą historią, opisaną w książce "Tajemnica śmierci księdza Zycha", autorstwa Zbigniewa Branacha. Czy ma rację ? Bo jeżeli o mnie idzie - wszyscy to wiedzą, iż nie jestem zwolennikiem PRL-u, ale zbrodnię zabójstwa milicjanta potępiam. Powstaje pytanie - czy za groźbami kierowanymi do księdza Zycha stali funkcjonariusze z tajemniczej grupy "D" IV Departamentu MSW ? -
Zrozumiałe dla Pani Doktor z Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie
-
Jak zwykle jesteś nieoceniony Tomaszu N Dzięki - wszystko się przyda (a najbardziej: zbrodnia, autor publikacji, wydawnictwo/rok i strona ) Dzięki !
-
Jeżeli miało to być skierowane do mnie - odnoszę się tylko do konkretnych wypowiedzi. Jeżeli jednak odebrałeś to jako atak ad personam: PRZEPRASZAM. Tzn? Czy będę musiał wskazać, iż reżym gen. Jaruzelskiego był bardziej opresyjny niż tow. Bieruta, czy też będziemy rozmawiać o zbrodniach komunistycznych popełnionych za tego pierwszego ? Czy też będę musiał wskazywać konkretnych sprawców po nazwiskach (czego się nie udało ustalić żadnej prokuraturze, ani np. sławnej Komisji Sejmowej posła Jana Marii Rokity ) ?
-
Interesuje mnie takie zagadnienie: w jaki sposób i gdzie szkolił byś owych oficerów ? Bo nie wiem czy wiesz, ale nasze szkolnictwo wojskowe było na przyzwoitym poziomie, a wzory braliśmy od największej potęgi w ówczesnej Europie - Francji (m.inn. regulaminy walki). Działała u nas Wyższa Szkoła Wojenna (WSWoj.), z której wychodzili doskonale wyedukowani, dyplomowani oficerowie. Istniało też Doświadczalne Centrum Wyszkolenia, Centralna Szkoła Strzelnicza, oraz Centrum Wyszkolenia Piechoty, Szkoły Podoficerskie (stopniowo likwidowano Korpus chorążych). Wyszkolonych oficerów mieliśmy dość w stosunku do planowanego w planie mobilizacyjnym wojska, a nawet była nadwyżka (prof. Kozłowski szacuje, iż wszystkich oficerów, łącznie z oficerami rezerwy wystarczyłoby na dowodzenie 2,5 mln armią!). Popełniasz podstawowy błąd: porównujesz nasze możliwości do możliwości III Rzeszy .... Wiesz co FSO - z dwojga złego: czy mieć stabilną gospodarkę i symbolicznie dozbrojoną armię w obliczu zbliżającego się zagrożenia wojną, lub widmo inflacji i zwiększenia się długu publicznego, kosztem wystawienia solidnej armii w w/w okresie, wybrałbym ten drugi wariant. Bo były paranoją ciągłe kłótnie na Zamku marsz. Rydza - Śmigłego o każdą złotówkę dla armii z min. Kwiatkowskim, przy mediacji prez. Mościckiego ... To było chore ... Na to kol. FSO będzie miał odpowiedź, że nie miał przydziału bojowego. I nie uciekł on jak ostatni tchórz, tylko dumnie przekroczył granicę polsko - węgierską Jeden tylko diabeł wie, czemu nie wziął karabinu do ręki, i nie walczył z żołnierzami ? Czyżby już miał precyzyjnie obmyślany plan obalenia legalnego rządu ?
-
Niemcy czy Rosjanie?
ciekawy odpowiedział Albinos → temat → II wojna światowa - Polska (1939 r. - 1945 r.)
Dla mnie sprawa jest prosta: większe zagrożenie dla Narodu Polskiego stanowili Niemcy, ze względu na planowanie wyniszczenie biologicznego Polaków (i nie tylko - Generl Plan Ost). Sowieci natomiast chcieli nieść "kaganek komunizmu" na zachód, i planowali wyniszczyć elity (z zastrzeżeniem: te które nie dadzą się zindoktrynować), wszelki "element niebezpieczny, kontrrewolucyjny", a także "burżuazję". Czy zwykły, prosty człowiek mógł się czuć bezpieczny ? Otóż nie - zależy, gdzie mieszkał. Po prawej stronie Bugu Polacy byli narażeni na deportację (w głąb Rosji sowieckiej), oraz na czystki etniczne, fundowane przez UON/UPA (za cichym przyzwoleniem Sowietów, do 1941r.). Stalin wobec miał plany, ale jakie - rad bym je poznać, mam nadzieje - w trakcie dyskusji. -
Mój znajomy z historyków.org pochodzący z Śląska twierdzi, iż jego dziadek przed południem bronił Monte Casino, a po południ uje zdobywał . Dysponuję sporą literaturą dotyczącą szlaku bojowego 10BK / 1DPanc., i jest wzmianka (jak znajdę chwilę czasu, to zacytuję), że w walkach pod Falaise sporo wziętych jeńców to byli Ślązacy(i nie tylko), którzy po weryfikacji zasilili szeregi 1DPanc.
-
Skoro nie było zabójstw księży katolickich* w latach 80-tych ub. w. (za "panowania" Jaruzelskiego i jego prawej ręki - Kiszczaka), nie mogło być też "w dobrobycie" za żelazna kurtyną "Dołów śmierci"** - no co Ty. Tomaszu N ! _____________________________________________________ * Przepraszam - były to po prostu przypadkowe zbiegi okoliczności, lub napady na tle rabunkowym (zakończone morderstwami) tzw. "nieznanych sprawców" .... ** W jednym z takich Dołów spoczął gen. Kedywu AK, Agust Fieldorf "Nil" ...
-
Albinosie - 4dac. wchodził w skład 4pac (ale tylko teoretycznie - ponieważ pułk ten wystawił dyony dla poszczególnych DP) 4DP płk dypl. T. L. Lubicza-Niezabitowskiego. Dywizja ta wchodziła w skład Armii "Pomorze" gen. Bortnowskiego. Polecam lekturę "Armia Pomorze" K. Ciechanowskiego. Może znajdziesz coś w monografii 4pac Zarzyckiego: http://historyton.pl/catalog/product_info....products_id=420 ? P.S. Czy to był dyon I/4, czy II/4 ? Bo jeden walczył w końcówce w Modlinie, a drugi w obronie W-wy. A może chodzi o 4 dyon czwartego pułku ?
-
Kwiatkowski dbał o to, by nie doprowadzić kraju do załamania gospodarczego, ale poprzez swoja politykę "wypłat" tangentów na rozwój WP doprowadził de facto do jego opóźnienia. Po wojnie powie, iż jak by wiedział, jak to się zakończy, dałby od razu zaplanowane 6mld. .... http://www.historyton.pl/catalog/product_i...oducts_id=10126
-
I wraz z nim 85tys. żołnierzy, którzy przekroczyli granice, by dalej walczyć z Hitlerem ? Stalin uzyskałby świetny efekt propagandowy - nie sądzę, by pozwolił NW żyć ... Przypomnę ci tylko, że za czasów znienawidzonej przez ciebie sanacji (w 1936r.) przeprowadzono największą reformę w historii wojskowości RP: zunifikowano umundurowanie i wyposażenie, piechota i kawaleria dostała wreszcie długo oczekiwany skuteczny oręż do walki z pojazdami pancernymi wroga - 37mm armatkę ppanc. Boforsa, oraz kb. ppanc. "Ur", obrona przeciwlotnicza otrzymała nowoczesnego Boforsa 40mm, do produkcji wszedł nasz czołg 7TP (lepszy od niemieckich PzKpfw. I i PzKpfw. II), w lotnictwie pojawił się P.37B. W 1936r. posiadaliśmy 30 dywizji piechoty (dalszych 9 można było wystawić jako rezerwowe). Uchwały KSUS powodowały, iż planowano przeznaczyć na dozbrojenie armii 6mld. złotych w ciągu 4 lat, co było swoistym rekordem (patrząc na dochód PKB) ... Problem leżał gdzie indziej - w finansach: Źródłem sum potrzebnych na realizację planów rozbudowy armii były: a) fundusze otrzymywane z MSWojsk.; b) fundusze pozabudżetowe (z pożyczki francuskiej) przekazywane corocznie przez ministra Kwiatkowskiego. Pożyczkę francuską zainkasował Minister Skarbu Kwiatkowski. Zobowiązał się on wobec G.I.S.Z. do dostarczanie corocznie odpowiednich kwot. Podstawę stanowił opracowywany corocznie przez SG (O/I) preliminarz budżetowy. Kwota ta zazwyczaj zamykała się w granicach 700 - 800 mln. zł., i była okrajana przez min. Kwiatkowskiego. Trwały ciągłe kłótnie pomiędzy min. Kwiatkowskim a G.I.S.Z. o wysokość tej kwoty, ale Minister Skarbu nie odpuszczał, ciągle zmniejszając kwotę. Ale to jeszcze nie wszystko - kwota ta wypłacana była w miesięcznych ratach, tzw. tangentach , co utrudniało znacznie planowanie długofalowe (różne były kwoty). Jak to się miało do wydatków na dozbrojenie ? Do czasu wybuchu IIWŚ min. Kwiatkowski przekazał 1,3 mld złotych. Stanowiło to 22% żądanej przez marsz. Śmigłego - Rydz sumy ... Wybitne według kogo ??? Bo "wybitne dzieło" wydane w tym czasie to było, ale "Achtung panzer !" H. Guderiana. Poza tym - wojny nie wygrywa się "wybitnymi dziełami", tylko pieniędzmi ... Pozostanę przy swoim zdaniu: zrobił, co mógł zrobić w ówczesnej sytuacji. I zaspokój moją ciekawość: tak samo potępisz rząd norweski czy belgijski za "ucieczkę z kraju" do wielkiej Brytanii w 1940r. (chociaż tam z drugiej strony nie weszli sowieci...) ? FSO: A to jest jakaś wytyczna tow. Stalina z czasów wojny bogoojczyźnianej ?
-
Pamiętam jeszcze z historii sztuki, iż ludzie pierwotni wykorzystywali naturalne barwniki roślinne do malowania w jaskiniach epoki magdaleńskiej (Altamira). Bawiono się też w coś w rodzaju aerografu (pryskając barwnikiem z jamy ustnej ), oraz używano ... szablonów. Pigmenty służące do otrzymywania pożądanych kolorów powstały nieco później, w miarę potrzeb.
-
Pisałem o nim już w innym wątku postać tragiczna, przed którą historia postawiła zadanie awykonalne - ciekawi mnie, kto inny by zwyciężył z Wehrmachtem w 1939r.? Fajnie siedzieć za wygodnym biurkiem, i pisać : a marsz. Rydz - Śmigły to be, fe, nieudacznik, etc. Jak byś znalazł się wtedy na jego miejscu, to pewnie zwyciężyłbyś Hitlera ? Osobiście staram się na fakty patrzyć obiektywnie, a nie skazywać kogoś tylko dlatego, że był "piłsudczykiem" ... Jasne. A kto by podołał ? Z twoim myśleniem, to powinien zostać, i dać się schwytać Sowietom. Ale by miał Stalin prezent Tutej w jakimś stopniu zgoda - nie doceniono w pełni tego "nerwu armii" - nasz "patent" - łączność juzowa zawiodła, ilość radiostacji dużej mocy w wojsku była niewystarczająca. Czy jednak wina to samego marsz. Rydz - śmigłego, czy też ilości pieniędzy, jakie dostawał w ratach od min. Kwiatkowskiego na modernizację armii ? Zapewnie twój gen. Sikorski byłby rewelacyjny - nie dalej niż z końcem września zawisłby sztandar biało - czerwonym na Bramie Brandenburskiej w Berlinie
-
Też jestem przeciwny jego pochówkowi na Wawelu - jest to nekropolia naszych bohaterskich królów, narodowych wieszczów, ludzi wybitnie zasłużonych dla Polski, a tu - no właśnie .... Sarkazm i ironia nie na miejscu - kudy jednemu do drugiego ? To rodzina decyduje, że ktoś ma być pochowany na Wawelu ???????????? Może niegrzecznie jeszcze o tem pisać, ale przypomnę, że prez. Kaczyński poleciał do Katynia niezaproszony, z własnej inicjatywy (panuje obecnie zbiorowa, narodowa amnezja, jaka była historia jego wyjazdu, i w jakie zakłopotanie wprawił sowiecką stronę) ....
-
Tak w kwestii formalnej - Off Topic powstał, i to spory, czuję się wpółwinny zaistniałej sytuacji. Natomiast gdzie tu są wycieczki osobiste ???????????? W kwestii formalnej: 1. Przepraszam za wycieczki osobiste.... 2. Takie O.T i takie dyskusje - zawsze i wszędzie acz do pewnego momentu 3. Temat dla O.T. https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=11272 FSO
-
I wierny jej był do końca - to nie jego wina, że miał w Rumunii przeciwko sobie Sikorskiego, działającego ze smyczy Francuzów ... A wojenka nie miała być wojenką typu "Wehrmacht vs. WP, tylko wojną koalicyjną - ile razy będę jeszcze musiał przypominać ten oczywisty fakt ? Ile razy będę musiał przypominać, że mieliśmy działać wespół z Francją i Wielką Brytanią ? Przysięgał walczyć o Ojczyznę, o jej wolność - i robił to, jak umiał najlepiej - czy np. na jego miejscu Napoleon i dajmy na Aleksander Macedoński powojowali z Hitlerem lepiej, mając do dyspozycji to, co udało się zmobilizować w 1939r. przeciwko Wehrmachtowi ??? Tak spytam przez ciekawość, bo powoli już tracę cierpliwość: z jakiego to "pola walki" uciekł NW ? Co nastąpiło 17 września, że musiał wraz z rządem przekroczyć granicę ? Jasne. W zasadzie historiografia PRL-u ma dla ciebie zawsze rację. Ogrom owej "dziwności" uszedł mojej uwadze, ponieważ nie dostrzegam żadnego związku ...
-
Per analogum: IIRP możemy dzielić na "przed i po" maju (jak zrobił to w swoim PRL-owskim paszkwilu przedwojenny oficer - lotnik - mitoman Romeyko), przed i po Wielkim Kryzysie, przed i po śmierci marsz. Piłsudskiego, itp., ale wszystkie te okresy łączy jedno: BYŁA TO IIRP. I tak samo jest z PRL-em ... Porównywanie IIRP do PRL-u jest nienajszczęśliwszym porównaniem, i udowodniono to na wielu forach (dyktatura vs. autorytaryzm). Ile setek było w PRL-u takich Zagórskich ? Porównasz Berezę do form wykańczania członków Antykomunistycznego Podziemia Zbrojnego ??? Czy w PRL-u mógł działać legalnie odpowiednik Frontu Morges ? Endecja ? Więzienie to tylko jedna z form (ostateczna) szykanowania i represji obywateli polskich w czasach PRL-u. Obywateli potrafili być szykanowani w dosyć perfidny i systematyczny*. Pomijając fakt, iż nijak porównać nawet razem wziętych OZN i II-jkę do UB wspartego NKWD, czy późniejszej morderczej SB ... Czy w IIRP mordowano księży z przyczyn polityczno - ideologicznych ???? Czy zabraniano obywatelom się zrzeszać, lub wyjeżdżać za granicę ? Czy mogły legalnie działać Związki zawodowe ? Jasne. powiedz to tysiącom internowanych w 1980r. działaczy "Solidarności". Powiedz to rodzinom ks. Popiełuszki, czy księdza Zycha ... __________________________________ *Np. Mieczysława Lisowskiego, ukrywającego ostatniego oficera na lubelszczyźnie "Zapory" kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka" z WiN, zadencujowanego w 1949r. (który otoczony przez UB wysadził się w podziemnym bunkrze) Lisowski trafił do więzienia w 1951r., zwolniono go w 1959r. Jednak komuna mu nie odpuściła - był represjonowany przez PRL do 1989r. (m.inn. poprzez brak pracy, zakaz remontu, zakaz doprowadzenia prądy do gospodarstwa (sic!). Lisowski umiera w Wolnej Polsce w 1998r.
-
Wybacz, ale teorie, które lansujecie o tzw. "różnych okresach PRL-u" nie trafiają mi do przekonania - PRL jako "monolit" trwał w latach 1952 - 1989. Oczywiście - bywały okresy z chwilową, pozorną "odwilżą" (zazwyczaj podczas wymiany władz), ale nie zmienia to postaci rzeczy, iż myśl przewodnia przez lata była jedna: "PROGRAM PARTII PROGRAMEM NARODU", a także przez wszystkie lata usiłowano urobić obywatela na homo sovieticus. W PRL łamane były prawa człowieka, m.in. prawo do wolności słowa, prasy, stowarzyszeń, poglądów, sumienia i religii oraz prawo do emigracji. Końcówka PRL-u (lata osiemdziesiąte, czyli czas panowania Jaruzelskiego) powinny być teoretycznie "odwilżą", a charakteryzowały się wzmożoną walką z opozycją ("S"), oraz mordowaniem księży (ks. Zych, ks. Popiełuszko, ks. Kotlarz, czy ks. Suchowolec). Co do "Szkiców..." - Mam wydanie PW "Wiedza Powszechna" z 1984r. i na żadną "konspirę" mi to nie wygląda Chciałbym poznać oddziały APZ, które rekrutowały się z jeńców z Wehrmachtu. Mam też nadzieję, iż udowodnisz, że był to trnd ciągły, powszechny i masowy ? Dyspozycyjni neofici byli potrzebni zawsze i wszędzie w historii, pod każdą szerokością geograficzną. Jednak "nawróceni" w PRL-u musieli pamiętać o jednym - władza ludowa NIGDY im wcześniejszego życiorysu nie wybaczy i nie zapomni, i przy pierwszej nadarzającej się okazji zrobi z nich "imperialistycznych wrogów i agentów".