Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Albinos

Tadeusz Wiwatowski "Olszyna"

Rekomendowane odpowiedzi

"lecz nim się zaśmieję,

Niechaj powie uczony, czym są wszystkie dzieje?"

Czy - obchodzi?

Nnie wiem, czy - interesuje: tak.

Edytowane przez secesjonista

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Miło wiedzieć, że ktoś tu zagląda i nawet może coś czyta (choć nie ukrywam, że jestem próżny i lubię, jak mnie dużo osób chwali, albo chociaż docenia to co robię - jednak jeden secesjonista wiosny nie czyni)... Pisać pewnie będę pisał dalej (acz i tutaj mógłbym odwołać się do autora Wojny peloponeskiej), bo trochę materiałów mi się ostatnio trafiło (bardziej okołotematowych, niż bezpośrednio związanych). Refleksja była natury ogólnej. Ale to nie miejsce i czas na takie dyskusje. Może kiedy indziej...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Tak jak zapowiadałem mały powrót na Wolę (okupacyjna polonistyka w późniejszym terminie). Oto jak o Woli roku 1914 (czyli roku urodzenia "Olszyny") pisał Stanisław R. Dobrowolski w Na Powiślu i na Woli:

W (...) 1914 roku, niestety, zmuszony byłem wyprowadzić się <<z dołu>>. Ojciec mój otrzymał korzystniejszą od dotychczasowej pracę z fabryce armatur i lokomobil pf. <<Ursus>>, wobec czego ku niemałemu mojemu żalowi wynieśliśmy się na Wolę. Na Woli też było niezgorzej. Zamieszkaliśmy w tzw. <<domu hrabiego> przy ulicy Wolskiej - podówczas 52, obok pustego placu, na którym był skład desek. Ten skład desek bardzo przypadł mi do gustu. Mimo to tęskniłem za Przemysłową. Przede wszystkim żal mi było Wisły.

(...) Na Woli - jak powiedziałem - nie było mi źle. Gdzie dziś przy ulicy Wolskiej bieleje okazały budynek Ubezpieczalni Społecznej, za dawnych lat mojego dzieciństwa zieleniły się efektowne - takie same jak na Przemysłowej - kasztany; wśród nich wznosiły się sągi drzewa na sprzedaż. Jakież tam było cudowne życie! I jakie bogate w wydarzenia!

Naprzeciw <<domu hrabiego>> wyła co rano syrena <<Ursusa>> i dymiły cały dzień jego smukłe kominy. Zaraz za <<Ursusem>> ciągnęły się rozległe pola wolskich <<badylarzy>> - a dalej były zdradzieckie glinianki, co roku latem pochłaniające w swoich oślizgłych głębiach ofiary lekkomyślności dzieciarni wolskiej. Wtedy jeszcze od Młynarskiej chodził ostatni w Warszawie konny tramwaj, którym można było dojechać do starego kościółka na prawosławnym cmentarzu, sławnego z legendy 1831 roku, i do bohaterskiej reduty Ordona. Tam się dopiero używało - na tych wałach!

Z czasem więc pokochałem tę zadymioną Wolę - i piekarnie Michlera, i fabrykę parowozów - za przejazdem kolejowym, i Gerlacha, i Lilpopa, i wielki plac przy Górczewskiej, nazywany - kto go wie czemu - "Budlakiem", i nasz dom, <<dom hrabiego>>, gdzie były niesłychanie dla nas tajemnicze piwnice i i na schodach gładkie poręcze do zjeżdżania - i skąd po raz pierwszy poszedłem do szkoły.

[...]

Kamienica na Wolskiej pod numerem 52, dzisiaj 54, była podówczas największym i najnowocześniejszym tego rodzaju obiektem na całej Woli. Ogromne, sześciopiętrowe domiszcze, o dwóch podwórzach i do tego trzecim za nimi jeszcze dziedzińcu, niedostępnym dla pospolitych płatników czynszu mieszkaniowego, na którym przez dziurę od klucza podziwiać można było nieduży pałacyk właściciela posesji, hrabiego Zdzisława Grocholskiego, i jego stajnie - domiszcze to stanowiło przedmiot dumy wolskiej dzielnicy.

[...]

Toteż pod wpływem przytoczonych czynników uczuciowych i racjonalnych Ksawerostwo wynajęli pokój z kuchnią w domu numer 34 przy ulicy Skierniewickiej, dokładnie vis a vis bramy fabryki armatur i lokomobil "Ursus".

[...]

Nowy ich apartament do złudzenia przypominał dawne mieszkanie Dobrowolskich na Przemysłowej. Nawet woń kiszonej kapusty z przymieszką zapachu mydlin wypełniająca ciemny korytarz miał tu ten sam co i tam charakter - szczególnie stężona w pobliżu zlewu. Jak i tam okna wychodziły na ulicę pełną radosnego gwaru w niedzielne przedpołudnia. W powszednie dni panowało tu nawet znacznie większe ożywienie niż na Przemysłowej z powodu decydującej roli, jaką odgrywał w życiu tutejszym "Ursus".

[...]

Było takie podwórze. Podwórko kamienicy na Skierniewickiej nie różniło się wiele od tamtych na Powiślu, było tylko uboższe - bez krowiarni i bez gołębnika. Ale i prewet tam stał pośrodku, jak trzeba, pod murem, i trzepak, na którym można było wywijać koziołki, nawet jakaś wątła krzewina - licho wie, co to było! - zieleniła się anemicznie obok prewetu. Co tu utyskiwać - wszystko ostatecznie było jak trzeba. Jednego brakło na Woli - Wisły. Wisłę zastępowały mieszkańcom Skierniewickiej i okolicy wielkie, nie zabudowane tereny niedaleko od "Ursusa", pokryte rzadko nędznymi, niskimi chwastami, o tyle, o ile skutecznie usiłującymi spełniać tu rolę i zadania murawy. Mówiono o nich - o tych terenach: trawa. A więc: pójdźmy na trawę, miało oznaczać: udajmy się na ten wydeptany przez niezliczone gromady obszar dla wypoczynku, ściślej, wedle obecnie stosowanej terminologii, dla rekreacji. Mówiło się: dla powietrza. Chodziliśmy na powietrze.

W pogodne dni wiosny, lata i wczesnej jesieni, w niedzielna popołudnia, w wolne od pracy godziny tłum okolicznych mieszkańców zażywał tu wywczasu porozciągawszy się na ziemi - każdy na swój odpowiadający mu sposób.

Jedni rzucali się po prostu "na trawę", drzemali lub bezmyślnie - a może nawet o czymś tam myśląc - wpatrywali się w płynące powolutku po błękicie nieba obłoczki. Inni, bardziej wymagający, przychodzili "na trawę" z kocami, ze starymi podniszczonymi już paltotami; rozściełali je na ziemi i na nich się dopiero sadowili, czyniąc to i dla wygody, i dlatego, by oszczędzać garderobę. Przynoszono jak tam, "w dole", nad Wisłę koszyczki z prowiantami, mandoliny, harmonie - ba! nawet gramofony.

Na Wolskiej, tuż prawie obok domu Grocholskiego, w narożnym sklepiku jednopiętrowego drewniaka handlowano kwasem chlebowym. Ten znakomity, zwłaszcza gdy jest trzymany na lodzie, napój bił na łeb, jeśli idzie o powodzenie, wszystkie inne, szczególnie podczas letnich upałów. Leżąc "na trawie", posyłało się zazwyczaj dzieciaki z dzbankami:

- Leć po kwas!... Masz tu jeszcze kopiejkę na lizaka...

I dzieciarnia biegła jak opętana tam i z powrotem w chęci zarobienia na "lizaka", na barwione karmelki, na pestki, na makagigi, na pańską skórkę, na cukrową watę, jesienią na owoce i na inne delikatesy. Jak i na Powiślu.

Po wódkę dzieci na ogół nie posyłano. To nie było przyjęte. Po wódkę chodziło się samemu.

Dzień powszedni Ksawerego w zasadzie nie różnił się teraz tak wiele od dawnych na Powiślu. Wstawał, z czego był - nie ma co ukrywać - rad, trochę później niż przedtem. Do fabryki miał tu jak najdosłowniej kilkadziesiąt kroków. Wystarczyło przejść tylko na drugą stronę ulicy i już było się przed wielką, okutą blachą bramą "budy". A fabryki - fabryki były wszędzie jednakowe.

[...]

Nowowolska, która bodajże już w roku tysiąc dziewięćset dziewiętnastym nosiła zaszczytniejszą nazwę Staszica, to nieduża uliczka biegnąca równolegle do Młynarskiej, od Wolskiej do Górczewskiej. Niedaleko stąd był już koniec świata sławny Budlak, poletka "badylarzy", no i dalej na Młynarskiej za Żytnią dwa cmentarze, kalwiński i ewangelicko-augsburski. Na Nowowolskiej stało kilkanaście obskurnych, czynszowych kamieniczek skupionych jedna za drugą - prawie wszystkie po prawej stronie ulicy. Wzdłuż dwóch trzecich lewej ciągnął się wysoki, drewniany parkan dzielący ulicę od młyna parowego i piekarni Michlera.

We wspomnieniach tych, którzy tam wówczas zamieszkiwali, ulica Nowowolska, choć nie była nowojorskim kanionem wśród, jak się to niegdyś mawiało, "drapaczy chmur" ocieniających świat, pozostała chyba słusznie jako bezsłoneczna i bardziej zasługująca na nazwę Szarej albo nawet Ciemnej niż Staszica. Słoneczny był Budlak - rozległy obszar, bo jeszcze wtedy nie jak dzisiaj plac (Opolski), zaledwie tu i ówdzie zabrukowany, porośnięty z rzadka lichą trawą i chwastami. Nad Budlakiem, nad zdobiącymi go zielskami, unosiły się latem, jak na wsi, lęgnące się w pobliskich grzędach kapusty motyle, za którymi uganiały się całe chmary miejscowej dzieciarni, urwisów z całej okolicy. Do niej, do wolskiej dzieciarni, należał Budlak.

Gdy już mowa o stanie posiadania, należy dodać, że w jej władaniu pozostawała ulica Nowowolska z tym, że tutejsza młódź dzieliła swe prawo własności ze stadami wróbli, żywo zainteresowanych sąsiedztwem zakładów młynarsko-piekarskich Michlera.

Co do placu przy Górczewskiej, Budlaka. Przed wojną odbywał się tam największy targ siana i paszy w Warszawie. Dwa razy w tygodniu na plac Budla (nazwa pochodziła od nazwiska właścicieli posesji, rodziny Boudelle) zjeżdżały setki kupców, w tym ajenci największych hurtowników warszawskich (J. Kasprzycki, Korzenie miasta, t. V, Wola i Żoliborz, Warszawa 2003, s. 240]. Tamten rejon Warszawy kojarzył się wówczas właśnie z ogrodami, młynami [o młynach na Woli więcej w: I. Zalewski, Wiatraki na Woli, Warszawa 2005], sianem. Same nazwy ulic przypominają o przeszłości tej części Woli - Młynarska, Żytnia, nie istniejąca Zbożowa.

Czy tak wyglądała Wola czasów młodości Tadeusza Wiwatowskiego? Poza drobnymi zmianami trudno spodziewać się, aby była ona specjalnie inna. Dom Hrabiego, "trawa", Budlak, Kercelak, Wolska, Nowowolska, Wronia, Kacza, Okopowa, wały z 1831 roku, gdzie walczył patron jego szkoły... niektóre z tych miejsc do dzisiaj nie zmieniły się jakoś drastycznie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Była Wola, to teraz zaglądamy na Ochotę. Kilka zdjęć (nie moich) domu przy Białobrzeskiej 39, czyli tego, gdzie T. Wiwatowski mieszkał przed 1 sierpnia 1944 r.

https://lh5.googleusercontent.com/_sowQPEqe4so/TcHdTEqvitI/AAAAAAAALVE/GIHDD_RtAWE/Ochota%20na%20modernizm%20074.JPG

http://blog.zw.com.pl/zabytki/files/2010/10/pisarek.jpg

http://fotoadres.pl/beta/photos/047/47263/b_warszawa-bialobrzeska-39.jpg

http://images3.fotosik.pl/11/xc0ilgzeot97zjj5.jpg

https://maps.google.pl/maps?q=Bia%C5%82obrzeska+39&hl=pl&ie=UTF8&ll=52.216956,20.976706&spn=0.000481,0.001206&safe=off&hnear=Bia%C5%82obrzeska+39,+Warszawa,+Mazowieckie&t=h&z=20&layer=c&cbll=52.216884,20.976645&panoid=0b2T6Itpk_T9XS28R_jHCA&cbp=12,309.42,,0,-14.65

https://maps.google.pl/maps?q=Bia%C5%82obrzeska+39&hl=pl&ie=UTF8&ll=52.216956,20.976706&spn=0.000481,0.001206&safe=off&hnear=Bia%C5%82obrzeska+39,+Warszawa,+Mazowieckie&t=h&z=20&layer=c&cbll=52.217027,20.976769&panoid=fxodW2lhRjVjeBWT7Ow4Tw&cbp=12,276.39,,0,-13.58

I taka ciekawostka. Napis znajduje się tuż obok wejścia do domu:

http://i50.tinypic.com/1ffj3a.jpg

https://maps.google.pl/maps?q=Bia%C5%82obrzeska+39&hl=pl&ie=UTF8&ll=52.216884,20.976645&spn=0.000481,0.001206&safe=off&hnear=Bia%C5%82obrzeska+39,+Warszawa,+Mazowieckie&t=h&z=20&layer=c&cbll=52.216956,20.976707&panoid=BHViAIlaHoyOIOQlhXSgwQ&cbp=12,302.72,,2,5.04

Czemu wrzucam te fotki... Poza chęcią pokazania tego miejsca jest jeszcze jeden powód. Profesor Tadeusz Mikulski w szkicu biograficznym "Olszyny" pisał [Miniatury krytyczne, Warszawa 1976, s. 43]:

W dniu 5 czy 6 sierpnia Niemcy spalili na Ochocie dom przy ul. Białobrzeskiej, do fundamentów, do piwnic, wraz z rękopisem rozprawy o powieściach Orzeszkowej.

Ale czy na pewno spalili? Prof. T. Mikulski w swoim tekście poplątał trochę powstańcze losy swojego przyjaciela. Więc równie dobrze mógł pomylić się co do domu. Na zdjęciach lotniczych z 1945 r. widać, że dom ma dach. Oczywiście nie jest to żaden dowód, ale spora część domów w okolicy dachów nie miała wtedy. Więc kto wie...

Już jakiś czas temu dowiedziałem się od Pani Rybickiej, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że jednak jakieś dokumenty po Wiwatowskim przetrwały. Ponoć dr Rybicki w swoich zapiskach umieścił informację na ten temat. Niestety jest ona na tyle niedokładna, że nie wiadomo, gdzie konkretnie wspomniane dokumenty miałyby się znajdować. To znaczy wiadomo, że w mieszkaniu (czyli albo T. Mikulski pomylił się z piwnicą, albo "Olszyna" ukrył swoje rzeczy i tu i tu). Problem w tym, że nie ma nikogo, kto wiedziałby, które mieszkanie było tym Wiwatowskiego, i gdzie dokładnie jest/była skrytka. A wchodzić ludziom do mieszkań i na chybił trafił sprawdzać pod parapetami, podłogą i za ścianami, to raczej średnio udany pomysł. Niestety nie wiem na jakim etapie są obecnie poszukiwania, ale niewątpliwie ewentualne odkrycie zapisków byłoby sprawą absolutnie fantastyczną. Przynajmniej dla mnie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
niewątpliwie ewentualne odkrycie zapisków byłoby sprawą absolutnie fantastyczną. Przynajmniej dla mnie.

Tak sobie właśnie wyobraziłem, co by to było gdyby znaleziono jego rękopis dziejów warszawskiej TOW... Ech, pomarzyć dobra rzecz. Inna rzecz, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby ów rękopis (razem z innymi materiałami) przetrwał, a potem spotkałoby go to samo co archiwum "Dzika". No ale nic, nie miejsce to na tego typu dyskusje. Pardon. Monolog.

I tak rocznicowo... w połowie października 1940 r. prof. Julian Krzyżanowski podjął decyzję o rozpoczęciu działalności podziemnej polonistyki na tajnym UW (w tym samym mniej więcej czasie o wznowieniu zajęć na historii zadecydował doc. Tadeusz Manteuffel). Po roku do zespołu wykładowców dołączył jego ukochany student. Swoją drogą ciekawe, jaki był stosunek rzeczonego studenta do prof. Krzyżanowskiego. Według dra Rybickiego miał o nim dość krytyczne zdanie jednak...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Wracając na chwilę dosłownie do kompletów polonistycznych. W liście Stanisława Marczak-Oborskiego do Tadeusza Borowego z 19 listopada 1945 r. znajdujemy krótką wzmiankę o Tadeuszu Wiwatowskim. Otóż S. Marczak-Oborski pisze o losach osób związanych ze środowiskiem polonistycznym. Wspomina m.in. Zofię Świdwińską, Tadeusza Gajcego, Krzysztofa K. Baczyńskiego, prof. Juliana Krzyżanowskiego, prof. Wacława Borowego. No i w końcu T. Wiwatowskiego, który najprawdopodobniej zginął. Krótka informacja. Ale to jest właśnie zastanawiające. Nie ma żadnego tłumaczenia w stylu "wiesz, ten który...". Po prostu samo nazwisko. Czyli obaj musieli go znać. Z kompletów polonistycznych? Z Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza? A może jeszcze jakaś inna działalność?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Jak to Plaut pisał, quem dii diligunt, adolescens moritur - chciałoby się dodać to, co powiedział Nietzsche, ale jeśli założymy, że życiem wiecznym jest pamięć ludzi, to jakoś ciężko o to.

PS Przeglądając ostatnio dokumenty Kedywu OW AK, w których pojawia się pseudonim/kryptonim "Olszyny" natrafiłem na ciekawą rzecz. Całość można sprowadzić do pytania, czemu akurat jako "Olszyna" został zapamiętany (przez kogo został, przez tego został)... Czemu, cytując prof. Tadeusza Miluskiego, to pseudonim "Olszyna" okazał się tym najtrwalszym z wielu?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Czemu to właśnie "Olszyna" był tym najtrwalszym... Tadeusz Wiwatowski - jak już wspominałem swego czasu - w czasie swojej konspiracyjnej pracy używał łącznie aż dziewięciu pseudonimów i kryptonimów (p - pseudonim; k - kryptonim): "Olszyna" (p), "Kamiński" (p), "Cietrzew" (k), "Hrabia" (k), "Tomaszewski" (p), "Paweł" (p), "U3" (k), "9" (k), "K" (k). Ale jak, kiedy? W swoich wspomnieniach dr Józef R. Rybicki pisał [Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2003, s. 202]:

Bo nazwisk to my sami mało znaliśmy; było pseudo - w "górę" lub w "dół" były inne; inaczej się nazywałem dla "Montera", inaczej wśród swojego sztabu, inaczej dla podkomendnych. Czasami pytano się, czy znam kogoś; zaprzeczałem, bo wymieniano mi pseudo jego, które znało jego środowisko, a już dla mnie zwał się on inaczej, i tak w kółko, aż wreszcie się dochodziło do tego, że to jedna i ta sama osoba.

A no właśnie. Jeśli spojrzeć na to, jak podpisywał się pod dokumentami Wiwatowski, jak był przedstawiany w nich przez swoich zwierzchników i podkomendnych, to okaże się, że i w jego przypadku zasada opisana przez dra Rybickiego znajduje zastosowanie.

I tak w styczniu 1943 r. w wykazie płac Okręgu Warszawa figuruje pod pseudonimem "Paweł". Ten pseudonim musiał stosować dość długo, bowiem w wykazie nowych pseudonimów i kryptonimów w Kedywie OW AK, jaki sporządzono 27 września 1943 r., podano w rubryce "dawniej pseudonim" właśnie "Pawła", z kolei "Olszyna" figuruje jako "obecnie od 1 X". Czyli wychodziłoby na to, że do końca września używał pseudonimu "Paweł", a po 1 października "Olszyna". I faktycznie, w raportach miesięcznych Kedywu OW AK za miesiące wrzesień i październik figuruje już pod tym swoim najtrwalszym z wielu pseudonimów. Niestety sprawa trochę nam się komplikuje, kiedy bierzemy do ręki raporty z akcji na Czackiego z sierpnia 1943 r. Pod dwoma raportami uczestników akcji swój podpis złożył T. Wiwatowski... jako "Olszyna". Jeden z raportów nosi datę 27 sierpnia, drugi daty nie ma, ale to nie jest żaden kłopot, bowiem wszystkie raporty uczestników akcji zbierano w tym samym czasie. Ale cofamy się jeszcze kilka miesięcy, i w piśmie zaświadczający o awansie T. Wiwatowskiego na ppor. (pismo datowane na 1 maja 1943 r.) już mamy pseudonim "Olszyna" używany przez szefa sztabu Okręgu Warszawa AK.

Jednak w okresie maj-październik 1943 r. natykamy się w dokumentach na jeszcze jeden pseudonim stosowany przez samego Wiwatowskiego. Otóż pod planami dwóch akcji kolejowych podpisał się jako "Tomaszewski". Same plany dat spisania nie mają, ale dotyczą one akcji, które odbyły się pod koniec września i października 1943 r., a więc przynajmniej jeden z tych planów sporządzono przed dokumentem o zmianach w pseudonimach/kryptonimach. Pytanie tutaj dla kogo były to dokumenty? Zapewne dla "Andrzeja", ale w takim razie co z podpisywaniem się jako "Olszyna" w sierpniu? Czyżby te dokumenty nie były przeznaczone dla dra Rybickiego, ale bezpośrednio dla "góry" (czyli zapewne sztabu Okręgu Warszawa AK)? Gdyby tak było, to wskazywałoby to, iż pseudonimu "Olszyna" Wiwatowski używał (tudzież pseudonim był używany przez kogoś innego) w sytuacjach kontaktu z "górą"/od "góry". I faktycznie, w raportach podkomendnych Wiwatowskiego z okresu okupacji pseudonim "Olszyna" nie pojawia się. Tak jakby go nie znali.

A skoro nie pojawia się ten, to jaki? W znanych mi dokumentach widnieją dwa pseudonimy: "Kamiński" i "Tomaszewski". Ten pierwszy pojawia się w raporcie Aleksandra Kabańskiego "Brzozowskiego" z grupy wolskiej OD "A" (dokument z 8 maja 1944 r.). Z kolei jako "Tomaszewski" pojawia się w raporcie Antoniego Wojciechowskiego "Antka" z grupy żoliborskiej OD "A" (pismo z dnia 9 czerwca 1944 r.). Tak samo jako o "Tomaszewskim" pisze o Wiwatowskim w swoim raporcie Mieczysław Morawski "Szalbierz" z "ODB 17" (oddział żoliborski; pismo z dnia 18 kwietnia 1944 r.). Skąd taka różnica? Też można jedynie zgadywać.

Tak czy inaczej w roku 1944 T. Wiwatowski większość dokumentów podpisywał albo jako "Tomaszewski" (ostatni jaki znam z 1 kwietnia), albo jako "Kamiński" (od końca kwietnia do lipca włącznie). Cały czas jako "Olszyna" istniał w korespondencji z "górą". Tak np. pisał o nim "Andrzej" w raporcie dt. sprawy "Bombowca" (pismo z dnia 22 lutego 1944 r.). Kiedy w lutym a potem maju 1944 r. Władysław Baczak "Henryk" sporządzał wykaz oficerów informacyjnych poszczególnych oddziałów Kedywu OW AK o Wiwatowskim pisał jako o "Olszynie". Sam Wiwatowski jako "Olszyna" dokumenty (wszelakie, nie tylko przeznaczone dla "góry") podpisywał jeszcze na pewno w grudniu 1943 r.

Co do kryptonimów. Jako "Cietrzew" figurował po 1 października 1943 r. Kryptonim "Hrabia" wszedł do użycia najpóźniej po 15 kwietnia 1944 r. W wykazie nowych kryptonimów z roku 1944 (brak daty sporządzenia), przy dowódcy oddziału niemieckiego (którym był początkowo Jerzy Tabęcki "Lasso") pojawia się adnotacja, że za "Lasso", który ustąpił ze stanowiska, pojawia się niejaki "Czaruś", "Janek" (NN). Kiedy Tabęcki ustąpił z tej funkcji nie wiem, natomiast jest pewne, że po 15 kwietnia stanowisko to było wolne (bowiem właśnie wtedy Tabęcki został zlikwidowany). Kryptonim "U3" pojawia się po 15 czerwca. Co do "K" i "9", to niestety nie potrafię powiedzieć niczego ponad to, że były.

Czego dowodzi ta stosunkowo chaotyczna analiza? Ano tego, że poruszanie się po tematyce konspiracyjnej potrafi być koszmarnie trudne. Jak bowiem pisać cokolwiek pewnego, skoro nawet nie wie się, kto kryje się pod tym czy innym pseudonimem/kryptonimem. Z drugiej strony obrazuje to, jak skomplikowane były zależności strukturalne podziemia...

A odpowiadając na samo pytanie o pseudonim najtrwalszy z wielu. Wydaje się, że na taką trwałość "Olszyny" (jako pseudonimu) złożył się z jednej strony czas jego używania przez samego Wiwatowskiego (od sierpnia 1943 r. do sierpnia roku następnego - a kto wie, może i przed sierpniem 1943 korzystał z niego), a także rozległość obszarów jego używania (kontakty ze sztabem Okręgu Warszawa AK, z "Andrzejem", używanie go do podpisywania dokumentów oddziału przez jakiś czas, powszechne użycie w raportach miesięcznych Kedywu, wnioskach o odznaczenia i pismach dt. awansów...). Jednak to oczywiście jedynie moje przypuszczenia. Zgadzać się z nimi nie trzeba.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

W związku ze zbliżającymi się świętami taki drobny muzyczny dodatek do tematu:

http://www.youtube.com/watch?v=11u8HeuXsOQ

Przy okazji jest to zapowiedź jednego z najbliższych (a może nawet następnego) wpisów. Oczywiście przez związek z autorem tekstu.

I jeszcze małe ogłoszenie w sprawie terminu "Vivatovszczana" użytego po raz pierwszy na forum w dniu 16 grudnia 2012 r.: https://forum.historia.org.pl/topic/7417-grupa-andrzejaoddzia-dyspozycyjny-a-kedywu-ow-ak/page__view__findpost__p__221362

Praw autorskich sobie nie roszczę, opłat za stosowanie pobierać nie będę. Korzystać można do woli. Im więcej tym lepiej. O.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Tak ciekawe wyrażenie: "Vivatovszczana", umknęło mej uwadze, choć lepiej by brzmiało: "Vivatowszczana".

Atoli jesteś Albinosie nadto spolegliwy, to twój twór, zatem kto wykorzystuje: niech płaci.

Choćby na jakąś fundację.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

No właśnie tak się zastanawiałem nad formą zapisu. Wersja którą zaproponowałeś i dla mnie wygląda lepiej, ale uznałem, że jeśli już zamieniam "w" na "v" to w całym wyrażeniu. No ale chyba jednak rzeczywiście lepiej stosować "Vivatowszczana". Co do opłat. Na pewnych rzeczach się nie zarabia. No tak jakoś źle bym się z tym czuł (i to piszę absolutnie serio). A o fundacji pomyślę - Fundacja im. Tadeusza Wiwatowskiego. Ładnie.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Blisko miesiąc już minął od ostatniego wpisu, ale jak obiecałem, tak robię, jest związek z Tadeuszem Gajcym. A konkretnie z jego środowiskiem.

Ciekawą rzecz dt. tajnego nauczania napisała swego czasu Natalia Bojarska [W gałązce dymu, w ognia blasku... Wspomnienia o Wacławie Bojarskim, Tadeuszu Gajcym, Onufrym Bronisławie Kopczyńskim, Wojciechu Menclu, Zdzisławie Stroińskim, Andrzeju Trzebińskim, oprac. Szczypka J., Warszawa 1977, s. 126]:

Wówczas nie było też ściśle określonego i ujętego w ramy sztywnego programu toku studiów. Zwłaszcza w okresie wojny, kiedy i luki w kadrze profesorskiej, i sama istota tajnego nauczania nie stwarzały możliwości do uporządkowanej nauki. Chodziło o to, by nadać studentom kierunek, nauczyć, posługiwania się warsztatem naukowym i żądać zdania przewidzianych egzaminów. Mniejszą wagę przykładano do tego, w jakim czasie ktoś upora się z jakąś dziedziną wiedzy.

Tak więc wrogiem całkowitego oddania się polonistyce okazało się zaangażowanie w pracę konspiracyjną. Była to sprawa, która wówczas nam wszystkim, w mniejszym czy większym stopniu zaangażowanym, wydawała się bezwzględnie priorytetową. A gdy raz się w nią weszło, nie można było się cofać, owszem obowiązki rosły, i na sprawy osobiste, a więc i naukę zostawało coraz mniej czasu.

Fragment ten odnosił się przede wszystkim do postawy Wacława Bojarskiego [tamże, s. 125]:

Widzisz, studia robię dla siebie, a tamto to robota nie dla siebie. Więc nie uniwersytet jest najważniejszy. Zdążę się jeszcze nastudiować, jak się wojna skończy!

Oczywiście nie było do końca tak, że W. Bojarski całkowicie porzucił studia na rzecz redagowania "Sztuki i Narodu". Cały czas uczęszczał na zajęcia (choć rzadziej niż na początku), nieustannie czytał.

Jaki ma to związek z Tadeuszem Wiwatowskim? Dla mnie jest to zwyczajnie ciekawy przyczynek do rozważań o stopniu zaangażowania "Olszyny" w konspirację tak zbrojną, jak i cywilną. Z tych nielicznych relacji, jakie zachowały się o nim, wyłania się obraz człowieka tak samo poważnie traktującego swoje obowiązki w Kedywie, jak i na tajnej polonistyce. Ideałem w konspiracji było trzymanie się jednej roboty (tej podziemnej). Chodziło oczywiście o minimalizację zagrożenia. W przypadku aresztowania człowiek automatycznie stwarzał ryzyko dla większego grona osób. Im mniej wiesz, tym lepiej. A jednak T. Wiwatowski angażował się w niejedną robotę. Z jednej strony stwarzał w ten sposób zagrożenie dla innych, ale i sam był szczególnie mocno narażony na to, że ktoś może go wydać. Coś takiego niewątpliwie musiało wpływać na jego napięcie psychiczne. I tutaj właśnie uwidacznia się szczególna rola jego pracy naukowej w okresie konspiracji. To już nie tylko szukanie ratunku dla swojego człowieczeństwa, jak pisał prof. Tadeusz Mikulski, czy jak mówił prof. Tomasz Szarota. W sporym stopniu pomagało to zapewne także zmniejszyć lęk i strach, jakie towarzyszyły chyba każdemu, kto był zaangażowany w konspirację. Pomagało to nie myśleć o tym wszystkim chociaż przez te kilka godzin poświęconych na czytanie, porządkowanie materiałów, pisanie... A to była rzecz bardzo potrzebna. Przede wszystkim niejako "na bieżąco" zmniejszał swoje napięcie, a co za tym idzie, zmniejszał ryzyko swojej wpadki. Kolejna rzecz. Życie w ciągłym strachu jest dla człowieka psychicznie wyczerpujące. Profesor Tomasz Strzembosz pisał wręcz o ryzyku szybkiego "zużycia się" członka podziemia, który musiał sobie nieustannie radzić ze strachem (choć nie tylko, tutaj dochodził jeszcze aspekt zmęczenia fizycznego wywołanego ciężką pracą, niedożywieniem, czy ogólnie życiem w mało komfortowych warunkach - pierwszy czynnik niewątpliwie należy brać pod uwagę rozmawiając o T. Wiwatowskim). To "zużycie się" z kolei mogło prowadzić do postawy braku zaufania do innych (a jednak w konspiracji zaufanie do pewnych osób trzeba było mieć), albo wręcz przeciwnie - do lekceważenia zasad konspiracji. Nieustanny strach przed aresztowaniem, a u niektórych postawa straceńcza, czyli "nie przeżyję wojny". Wedle badań prof. T. Strzembosza ta ostatnia występowała szczególnie często u żołnierzy oddziałów używanych do eksponowanych akcji ulicznych, w których istniało wyjątkowo duże zagrożenie życia. Kto wie, czy w końcu i u T. Wiwatowskiego nie zaczęła ona występować. Było już w temacie wspominane parokrotnie, jak to 10 sierpnia 1944 r. wieczorem rozmawiał z drem Jerzym Kaczyńskim "Bohdanem" o swoich przeczuciach co do dnia następnego, albo jak miał podchodzić do tematu swojego ustatkowania się i znalezienia żony... Pozornie są to sprawy mało istotne. Ot dramatyzowanie, próba budowania napięcia, czy - jak to pisał Leopold Tyrmand - prywatny katastrofizm. Idę o zakład, że gdybym opowiedział teraz to co napisałem kilku osobom czy to z forum, czy wśród moich znajomych, to spora część popukałaby się w głowę. A jednak dla mnie jest to rzecz szalenie ważna. Szczegóły, których nie sposób pominąć przy braku innych materiałów. Jak bowiem inaczej odtwarzać te wszystkie psychologiczne zawiłości? Podejście psycho-socjologiczne do zagadnienia konspiracji warszawskiej (chociaż można by to rozciągnąć moim zdaniem na całość zagadnienia) postulował już prof. Tomasz Strzembosz. Od jego czasów nikt się tym w zasadzie nie zajął (przynajmniej jeśli chodzi o Warszawę). A przecież człowiek to nie maszyna, która postępuje według schematów, która nie czuje, o której można pisać jedynie przez pryzmat jej czynów. Jasne, to wszystko to jedynie teoretyzowanie oparte na kruchych podstawach. Ale tutaj można sobie zadać pytanie, nad jakim wielu się głowi: lepsza/gorsza zła wiedza, czy jej brak? Dalej. Lepsze opisywanie - coraz bardziej szczegółowo - samych struktur, akcji, planów, memoriałów, czy może jednak próba wejścia na pola dotąd niezbadane? Dla mnie odpowiedź jest oczywista.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Już jakiś czas temu w tym temacie pytałem o gmach Gimnazjum im. Wandy z Posseltów Szachtmajerowej. Jak się okazuje, nie tylko tajne lekcje języka angielskiego odbywały się tam. Jak podawał w swoich wspomnieniach Władysław Tomkiewicz [Tajne nauczanie historii w latach 1940-1944 [w:] Tradycje i współczesność. Księga pamiątkowa Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego 1930-2005, red., J. Łukasiewicz, M. Mycielski, J. Tyszkiewicz, Warszawa 2005, s. 490] przez pewien czas organizowano tam tajne komplety historii UW. Był to lokal wygodny, obszerny i dobrze oświetlony - dla mnie tym bardziej dogodny, gdyż położony był w pobliżu mego ówczesnego mieszkania - pisał ten wybitny polski historyk.

Tak mnie jakoś naszło pod wpływem oglądania zdjęć z ulic okupowanej Warszawy. Ilu ludzi uwiecznionych na tych fotografiach pracowało w podziemiu? Czy ci dwaj mężczyźni idący po chodniku omawiają jakieś sprawy organizacyjne? Czy tamta kobieta niesie w koszyku jedynie zakupy, a może jakieś meldunki? Tak samo po lekturze tych wspomnień W. Tomkiewicza zacząłem się zastanawiać, czy Tadeusz Wiwatowski widywał ze swojego okna te tajne komplety? Jeśli tak, to czy fakt, że sam prowadził takie zajęcia sprawiał, że rozumiał, co dzieje się w lokalu po drugiej stronie ulicy? Jego zmysł konspiratora być może podpowiadał mu, że ci ludzie powracający tydzień w tydzień o tej samej porze w to samo miejsce robią to, z czym on sam miał do czynienia na co dzień. Co wtedy czuł? Odpowiedzi na te pytania rzecz jasna nie pozna się nigdy. Ale już samo rozmyślanie nad tym jest szalenie fascynujące.

Zostawiając jednak te rozważania na boku schodzimy na ziemię, bliżej faktów. Znalazłem stosunkowo niedawno opis działalności Gabinetu Filologicznego im. Gabriela Korbuta - na początek fragment opisujący okres przed 1 września 1939 r. [Sprawozdanie z czynności naukowych, "Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego" 1939-1945, s. 27]:

Zarząd T.N.W. powierzył opiekę nad Gabinetem Filologicznym członkowi Wydziału I J. Krzyżanowskiemu, jako kuratorowi zakładu. Nowy kurator zajął się zinwentaryzowaniem i skatalogowaniem zbioru przy pomocy: grona wolontariuszy, I. Krzyżanowskiej, E. Kołaczkowskiej i in.; płatnych studentów, K. Budzyka, F. Siedleckiego i in.; asystentów uniwersyteckich, T. Mikulskiego i in. oraz asystentów Gabinetu Filologicznego. Zakładowi bowiem przyszedł z pomocą Fundusz Kultury Narodowej przyznając mu stałe stypendium, z którego korzystali asystenci J. Gad i H. Kaniewski a wreszcie T. Wiwatowski; równocześnie z ramienia Biblioteki Narodowej w Gabinecie pracował dr Z. Mann. W rezultacie w 1938 r. zbiory były zinwentaryzowane i skatalogowane. Objęły one ok. 4000 dzieł różnych, ok. 800 dzieł podręcznych, ok. 1000 czasopism oraz ok. 3000 odbitek. Liczby podane są w przybliżeniu, inwentarze bowiem w czasie wojny uległy zniszczeniu.

No i teraz pytanie, jak wysokie było to stypendium. Wspominałem już w temacie, że Wiwatowski jeszcze przed wybuchem wojny rozpoczął pracę w gimnazjum Sowińskiego jako nauczyciel. Tutaj kolejne pytanie, ile mógł zarabiać taki początkujący nauczyciel? Niestety nie wiem, kiedy dokładnie zmarli jego rodzice, a także co działo się z jego braćmi, ciotką i resztą rodziny w tym czasie. Czy mógł otrzymywać od kogoś jakieś wsparcie finansowe, a może sam go komuś udzielał... Pytań mnóstwo, odpowiedzi zero.

Ale kontynuując wątek opisu dziejów Gabinetu Filologicznego [tamże]:

W okresie wojny Gabinet Filologiczny utrzymał się do 1943 r. bez większych zmian. Pod pretekstem pracy bibliotecznej odbywały się w nim wykłady kompletowe uniwersytetu podziemnego.

Jeśli dobrze rozumiem, to działalność GF im. GK była przez Niemców do tego 1943 r. akceptowana. Czyżby więc Wiwatowski był tam formalnie zatrudniony? Czy mógł otrzymać z tej okazji papiery, które zapewniały mu względne bezpieczeństwo?

W tym samym tekście [tamże, s. 23-24] pojawia się krótka notka dotycząca okupacyjnych losów Wydziałów I (językoznawstwo i historia literatury) i II (nauki historyczne, społeczne i filozoficzne) Towarzystwa Naukowego Warszawskiego:

Mimo terroru okupantów hitlerowskich usiłowano kontynuować zebrania naukowe Wydziału I i II.

W r. 1942 Wydział I odbył w mieszkaniu sekretarza Wydziału Juliana Krzyżanowskiego dwa tajne zebrania pod przewodnictwem Stanisława Wędkiewicza. Na posiedzeniu dnia 7 I 1942 "Wspomnienie pośmiertne o Ignacym Chrzanowskim" wygłosił Julian Krzyżanowski, a "Wspomnienie pośmiertne o Stanisławie Schayerze" - Ananiasz Zajączkowski. Na posiedzeniu dnia 8 II 1942 Andrzej Tretiak omówił najnowsze zdobycze Conradologii. Posiedzenie marcowe - z powodu grożącego aresztowania, członka Wydziału i uczestnika tajnych zebrań, Andrzeja Tretiaka - już się nie odbyło.

Wydaje mi się, że można spokojnie przyjąć, iż T. Wiwatowski był na tych dwóch spotkaniach. Co prawda nie był członkiem samego TNW (chociaż był pracownikiem Gabinetu Filologicznego, który podlegał TNW), ale jako uczeń, asystent i współpracownik prof. Krzyżanowskiego zapewne miał dostęp do zebrań Wydziału I. I jeszcze - kończąc - jak wyglądały spotkania Wydziału I w roku 1945. Te, na które już nie dane było przyjść "Olszynie" [tamże, s. 24-25]:

Po podjęciu przez Towarzystwo Naukowe Warszawskie normalnej działalności po wyzwoleniu Kraju w 1945 r. - Wydział I odbył 3 posiedzenia naukowe (Przewodniczący - Stanisław Wędkiewicz, Sekretarz - Julian Krzyżanowski). Następne 4 zebrania naukowe odbyły się łącznie dla Wydziału I i II w Krakowie. (Przewodniczący - Stanisław Kętrzyński, Sekretarz - Julian Krzyżanowski). W Warszawie odbyło się 8 łącznych posiedzeń obu Wydziałów (Przewodniczący - Włodzimierz Antoniewicz, sekretarz - Tadeusz Manteuffel).

Razem w 1945 r. na 15 posiedzeniach naukowych przedstawiono 15 referatów, a mianowicie:

1) 27 II 1945 w Krakowie. Krokiewicz Adam - Pierwszy przekład polski "Ennead".

2) 13 III 1945 w Krakowie. Krzyżanowski Julian - Treść i forma w dziele literackim.

3) 10 IV 1945 w Krakowie. Sinko Tadeusz - Odkrycie Pozydoniusza.

4) 8 V 1945 w Krakowie. Tatarkiewicz Władysław - Próba charakterystyki filozofii XX wieku.

5) 10 VI 1945 w Krakowie. Mościcki Henryk - W sprawie proroctw Wernyhory.

6) 15 VI 1945 w Warszawie. Suchodolski Bogdan - Życie duchowe człowieka.

7) 24 VI 1945 w Krakowie. Doroszewski Witold - Język Teodora Tomasza Jeża.

8) 26 VI 1945 w Warszawie. Bystroń Jan Stanisław - Warszawa - siedem wieków.

9) 10 VII 1945 w Warszawie. Michałowski Kazimierz - Atum - bóg Heliopolis.

24 10) 12 VII 1945 w Krakowie. Mańkowski Tadeusz - Fabrica ecclesiae.

11) 19 VII 1945 w Warszawie. Krzyżanowski Julian - Morfologia i systematyka bajki ludowej.

12) 23 X 1945 w Warszawie. Pohoska Hanna - Dążenia wychowawcze świata między wojnami 1918-1939.

13) 8 XI 1945 w Warszawie. Tatarkiewicz Władysław - O źródłach zadowolenia w życiu.

14) 23 X1 1945 w Warszawie. Herbst Stanisław - Ulica Marszałkowska w Warszawie 1757-1914.

15) 11 XII 1945 w Warszawie. Wegner Jan - Łowicz w połowie XVII wieku.

Pomijając tekst prof. Stanisława Herbsta i prof. Jana S. Bystronia, które byłyby szczególnie interesujące dla mnie ze względu na moje prywatne zainteresowania, to z chęcią zapoznałbym się z treścią wystąpienia prof. Krzyżanowskiego z 13 marca. Temat idealnie odpowiada naukowym zainteresowaniom T. Wiwatowskiego. Ciekaw jestem, czy prof. Krzyżanowski odwołał się do swojego ucznia w tamtym wystąpieniu...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Co prawda od jakiegoś czasu staram się nie zamieszczać w temacie zbyt często kolejnych wpisów (maksymalnie jeden na miesiąc), to tym razem z okazji umieszczenia w spisie książek nt. Tadeusza Wiwatowskiego (tudzież takich, w których pojawia się jego nazwisko, które opisują pewne zagadnienia z nim związane, czy też miejsca i ludzi, z którymi miał styczność) już 150 tytułu, mały cytat z pracy prof. Edmunda Jankowskiego, przyjaciela Tadeusza Wiwatowskiego, starszego od "Olszyny" o dwa lat [E. Jankowski, Z różnych sfer. Studia i portrety, Warszawa 1994, s. 273]:

Tu jednak niezbędne jest zastrzeżenie, by nie zniekształcić obrazu, nie zamącić proporcji. Ostry, krytyczny, sarkastyczny, surowy, był Profesor człowiekiem głęboko czującym. Wzruszał się, choć nierad był tego okazywać. Ale jakimże ciepłem tchną jego wspomnienia z tajnego nauczania w czasie okupacji lub z tego okresu powstania, gdy w mieszkaniu na Brzozowej zjawiali się raz po raz młodzi ludzie, niedawni studenci w hełmach, niedawne studentki w kurtkach wojskowych, i przynosili wiadomości z innych dzielnic Warszawy. Niestety, wiadomości zazwyczaj tragiczne. Ginęli przecież słuchacze i współpracownicy kompletów polonistycznych - Tadeusz Wiwatowski, Tadeusz Gajcy, Krzysztof Kamil Baczyński, wdeptani w ziemię Kolumbowie, nie spełnione nadzieje nauki i literatury polskiej.

Już parokrotnie wspominałem o tym rzekomym niechętnym stosunku T. Wiwatowskiego do prof. Krzyżanowskiego, jak to pisał dr Rybicki. Próbowałem później to tłumaczyć podobnymi charakterami obu panów. I po tym zacytowanym fragmencie utwierdzam się w tym przekonaniu. Zbyt podobni byli do siebie, i zbyt trudne mieli charaktery, aby ta ich znajomość przebiegała bez napięć. Ale z drugiej strony wiele też ich musiało łączyć. W końcu nie może być przypadkiem fakt, że tyle osób pisało o Wiwatowskim per "ukochany student profesora Krzyżanowskiego".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.