Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
widiowy7

Nietolerancja i zabobon w Polsce w XVII i XVIII w.

Rekomendowane odpowiedzi

widiowy7   

Książkę o takim tytule, jak w temacie gdzieś znalazłem.

Jak poznać opętanego

Ks. Benedykt Chmielowski: "Nowe Ateny albo Akademia wszelkiej scyencjyi, t.III, Lwów 1754, s. 217-218.

Znaki opętanego prawdziwe te są:

1) Jeśliby koźliny przez 30 dni jeść nie chciał.

2)Jeśli oczy ma straszne, członki słabe.

(...)

4) Jeśli mówi językiem cudzoziemskim nie nauczonym.

(...)

6) Od niektórych wychodzi zimny wiatr.

(...)

17) Często czegoś się nagle lękają.

Generalnie punktów jest 24.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Pancerny   

Widiowy7, a jest może w tej książce opis dokładny opis przeprowadzenia "próby wody", czynność którą poddawano podejrzane o czary niewiasty? Ja mam taki jeden, ale coś mi się wydaje, że jest niedorzeczny .

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
widiowy7   

Pławienie odbywało się najczęściej ( chociaż nie zawsze) w ten sposób, że posądzane o czary kobiety związywano w tzw kozła. Polegało to na tym, że wiązano razem lewą rękę z prawą nogą,, a prawą rękę z lewą nogą i na lince dość ostrożnie spuszczano na wodę. Jeśli oskarżona od razu zanurzała się pod wodę, była niewinna, jeśli utrzymywała się na powierzchni oznaczało. że jest lżejsza od wody. Był to wyraźny dowód współpracy z władcą piekieł.

Pozornie zdawać się może, że każdy człowiek związany i zanurzony w wodzie powinien iść na dno. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że specjalne wiązanie powodowało, iż ciało ludzkie przybierało kształt łódki i oskarżona delikatnie spuszczona na wodę przez pewien czas pływała na wznak. Wreszcie poważną rolę w takich próbach odgrywały ówczesne stroje (...)

No i jak Pancerny , ciekawy opis? ;)

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Pancerny   
ciekawy opis?

Bardzo ciekawy, i od szczęścia zależało czy będzie ktoś winny czy nie.

W Polsce w 1614 roku ukazała się książka "Młot na czarownice" opisująca jak poznać czarownicę, jak ją potem osądzić a potem się jej pozbyć. Praktycznie rzecz biorąc kobieta oskarżona iż jest czarownicą (a wiadomo, że czarownica miała kontakt z diabłem), nie miała żadnych szans by obronić sie przed oskarżeniem. tortury sprawiały, że każdy się przyznawał...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Witajcie

Mam pytanie i nie zabardzo wiem gdzie je zadać a ten temat wydaje mi się odpowiedni - czy wiadomo wam coś na temat procesów czarownic między XV-XVIIIw w OPOLU? Chcer o tym pisać prace mgr i nie moge jakoś nic znaleźć! Mam mase materiałów na temat procesów w Nysie, Wieluniu, Brzegu ale nic o Opolu! Moze ma ktoś jakieś wieści bądź poradzi gdzie szukać?

Kolejne pytanie - słyszał ktoś może o Peregrynie z Opola - pierwszy inkwizytor we Wrocławiu?

Będe wdzięczny za wszelkie informacje.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

(...)

Praktycznie rzecz biorąc kobieta oskarżona iż jest czarownicą (a wiadomo, że czarownica miała kontakt z diabłem), nie miała żadnych szans by obronić sie przed oskarżeniem. tortury sprawiały, że każdy się przyznawał...

W praktyce różnie bywało, tortury zapewne były dość przekonującym argumentem w rękach ówczesnych śledczych, ale różnymi drogami czasem toczyły się ówczesne procesy.

Oto podstoli Jakób Zaleski w imieniu pana Jana Baranowskiego w lipcu 1622 r wniósł oskarżenie o czary przeciw Dorocie żonie Wojciecha , sługi miejskiego w Krościenku, w grę wchodziło również odszkodowanie za skutki do jakich złapana "między bydłem na gusłach" - doprowadziła.

Oskarżenie poważne... tymczasem rada całe oskarżenie odrzuciła.

I po sprawie.

/Castr. Crac. Rel. t. 47, p. 1955-56/

Trzy kobiety oskarżone o uprawianie czarów w 1684 roku.

Obwiniona Anna Wszędobełka ze wsi Sarbicka:

"... która za instygacyą y poprzysiężeniem ich była razy kilka przez Osobę Sądową dobrowolnie według prawa pytana y napominana do żadney rzeczy znać nie chciała, będąc tedy przez Sentencye y wyrok Sądowy na Tortury skazana, która tak na pierwszych drugich y trzecich nic cale nie wyznała, ani się do rzadney rzeczy Czarownictwa swego przyznała. Sąd ninieyszy naradziwszy się prawa, ktoreby onę mogło było uwolnić..."

"... dobrowolne wyznanie y pierwszemi torturami potwierdzone przez Maryannę Alexiną, Sołtyskę córkę iey własną, która wyznała, że mnie Matka ty nieszczęsny zabawy nauczała y z niomam na łysej górze bywała ..."

"... Pracowity Stanisław Tyczka ze Wsiey Sarbicka obwiniwszy pracowitą Annę Mizerkę (...) o czarownictwo pretendując sobie szkody przez nią poczynione w dobytkach przez Czary, o które oną poprzysiągł przy bytności iey przytym pracowita Maryanna Sołtyska prze dobrowolne wyznanie y w oczy oney wymawianie dnia wczorayszego piątkowego, dla którego na pierwszy y drugich torturach bydz musiała, gdzie się do żadney rzeczy złych uczynków znać nei chciała, mówiąc nie wiem, nie umiem y nic złego nikomu nie czyniłam; A że dnia dzisiejszego tasz Maryanna Sołtyska, pomienioną Annę Mizerkę tak dobrowolnie przed torturami iako y na torturach odwołała, mówiąc żem niewinnie onę dnia wczorayszego powołała czego bardzo żałuje...".

Jeden proces - trzy różne postawy i dwa różne rodzaje wyroków.

Matka wytrzymała tortury i do niczego się nie przyznała.

Zważmy że wytrzymała trzy trakty!

Pogrążyło ją zeznanie własnej córki.

Co ciekawe ta sama osoba (: córka) odwołała swe oskarżenie względem Anny Mizerki utrzymując swe odwołanie nawet po torturach.

Matka i córka zostały spalone.

Co do obwinionej przez Stanisława Tyczkę:

"Sąd Ninieyszy widząc niewinną złych uczynków o co obwiniona była przez Instigatora wolną od śmierci czyni, a cokolwiek na torturach ucierpiała ma za to Panu Bogu podziękować, gdyż sobie okazyią była dla swych gusłów, że kłotkę na wrotach w oborze cudzy zawiesieła (...)

Jesliby iey ktokolwiek z samsiadów na oczy miał wyrzucać Czary, którychby nię dowiodł, tedy ma popadać winy kościołowi Tuliszkowskiemu grzywien dziesięć y według prawa rewokować, drugie grzywien dziesięć Dworowi".

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jak krętymi drogami wiły się myśli ówczesnych, całkiem wykształconych osób - dodajmy, ślad znajdujemy w liście pasterskim biskupa poznańskiego Theodora Czartoryskiego do wiernych (1739 r.). Z jednej strony wskazuje w nim na objawy opętania przez czartowskie plemię, z drugiej potrafi dezawuować inne świadectwa. Oto pisze on:

"Jeżeliby zaś jakie niepłonne znaki prawdziwego opętania pokazały się, jakie są, kiedy jaka osoba językami różnemi, których się nigdy nieuczyła, gada, kiedy relikwie prawdziwe od innych rzeczy, wodę święconą od prostej rozeznaje, natenczas taka osoba do exorcystów od nas wyznaczonych odesłaną być ma"

a dalej:

"Kiedy zaś jaka osoba obwiniona będzie, jakoby na schadzkach czartowskich bywać miała, temu wiary dawać według kanonów kościelnych nie należy, gdyż prawie niepodobna, aby na to świadectwo niepodejrzane być miały".

Inną sprawą jest, że sądy raczej lekceważyły owe zalecenie zaprezentowane w drugiej podanej części listu.

Nie jest też tak, że rzucone oskarżenie o czary skutkowało zawsze karą, czasem pozycja osoby (ekonomiczna czy społeczna) i świadectwa złożone przez odpowiednio poważanych świadków - sprawiały, że sprawę oddalano.

Oto w 1673 r. oskarżono o czary żonę Wojciecha Frydryka, zamożnego obywatela kobylińskiego. Mąż ów powołał przed urząd burmistrzowski mieszczanina Jana Bijaka - jako świadka (: obrony). Ów 4 maja zeznać miał:

"będąc w latach 1665, albo 1666 natenczas wojtem dupinskim białogłowy pewne o czarostwo oskarżone i obwinione sądził i z nich według prawa pospolitego i sprawiedliwości świętej exekucyą ostrą ad instantiam instigatoris czynić kazał, a tego nigdy z ławnicą swą niesłyszał, aby sławetna Urszula Frydrykowa, mieszczka natenczas gorecka, w Dupinie, albo gdzie indziej w czarostwie była powołana...".

I to świadectwo wystarczyło by nie uznano zarzutu.

A że nie o samych czarownicach ale i o zabobonach w temacie mowa...

Powszechną w Kobylinie byłą praktyka, zwłaszcza pośród młodych małżonek co to z przyczyn ekonomicznych wyjść za mąż musiały za znacznie starszych, a majętniejszych - polegająca na użyciu łopaty.

No, oczywiście nie chodzi o proste (a zdaje się, że jednak i skuteczniejsze) walnięcie byle jaką łopatą po czerepie, bo i łopata nie mogła być zwyczajna.

Oto "mądre kobiety" radziły młodym żonom by te wystarały się o łopatę od grabarza, ale taką co to nią już kilkanaście grobów wykopał, z niej odłamawszy trzonek wsadzić go miała pod poduszkę, a mąż miał od tego w krótkim czasie pomrzeć.

/co pozbierano po J. Łukaszewicza "Opisie miast i wsi w dzisiejszym powiecie krotoszyńskim..." T. I, Poznań 1869/

Edytowane przez secesjonista

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

A wszystkiemu winne kobiece przywary...

;)

Anonimowy autor broszury; zważyć jednak warto, że za autoryzacją biskupa poznańskiego Andrzeja Szołdrskiego; zatytułowanej "Czarownica Pwołana" z 1639 r. krytycznie odnosi się do nadużyć w wielu procesach o czary.

A częstym asumptem do ich wszczęcia jest jego zdaniem kobieca namiętność do... plotki.

Zatem pisze on;

"O wszystkim chcą wiedzieć, aby miały o czym świergotać, bo by iem gęba zpuchła milcząc, y owszem rozpisują do sąsiadek swoich, aby przybywały, chcą li wiedzieć ieśli ich kto nie czaruje. A zleciawszy się by sroki do ścierwu, mianuią same y te y owe... I to pewna iż tych teraźniejszych plotek o czarach i czarownicach, któremi się teraz wielka Polska barzo zaswędziła, nie kto inny, iedno niektóre białogłowy jadowite, y wyuzdane gęby nasiały".

Autor poza tak wyrażoną opinią o białogłowach, pisze całkiem przytomnie iż większość procesów to efekt rodzaju obłędu czy urojeń, a przyznania się do winy to znowuż kwestia tortur:

"poturbowane mękami przymuszaią aby plotki na drugie które sami mianuią plotły".

Nie negując; jako osoba prawdopodobnie duchowna i wierząca; istnienia czartów i ich sług, jako że powiada:

"rozmaicie broią czarownicy i czarownice y rozmaicie szkodzą, bo to ich własna powinność y obowiązek czartoskie"

wskazuje by raczej rady medyka częściej zażyć, a nie przed sąd ławniczy prowadzać:

"rady lekarskiey trzeba zażyć".

Co do ferowania wyroków uważa, że przy wątpliwościach lepiej odstąpić od kary nawet za cenę uwolnienia kilku prawdziwych "cór czarta":

"w rzeczach wątpliwych uczą w prawie biegli, że lepiej dziewięciom winnym pofolgować, ani żeliby dziesiąty bez winy miał z niemi marnie y niewinnie zginąć"

i dowołując się do Deltiusa:

"A cóż masz z tego za pożytek, choćbyś y całą prowincją od czar uwolnił, kiedy przy tym stracisz duszę...".

Edytowane przez secesjonista

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Kolejna kobieta co to jednak torturom nie uległa, oto Trybunał Koronny przesłał do sądu lubelskiego w 1644 r. sprawę Reginy Zalewskiej, oskarżonej o świętokradztwo i czary.

Pomimo trzykrotnego rozciągania i trzykrotnego przypalania kobieta przyznać się nie zamierzała, zaczem sąd uniewinnił inkryminowaną.

Poddana takim samym torturom pracowita Katarzyna Ratajowa również nie uległa i się nie przyznała.

/Archiwum Państwowe w Lublinie, AML, sygn. 143, k. 124-126; M. Dąbrowska-Zakrzewska "Procesy o czary w Lublinie w XVII i XVIII wieku, "Prace i Materiały Etnograficzne" t. VI, 1974, s. 289-290/

A że miało być i o zabobonach...

by doprowadzić do śmierci swego pana czeladnica Zofia Filipowiczowa praktykowała taki zabieg:

"płokała przyrodzenie swe (alias) w kuflu cynowym w którym piwo miała, na ten czas nieboszczyk śniadanie jadał. Ona wypłukawszy koszule swoje z onego plugastwa w piwo, toż piwo niosła na stół jegomości".

/tamże: s. 230/

Niektórzy utrzymują, że za magię się powyższa oskarżona wzięła z racji odrzuconych zalotów.

Zatem zważcie panowie komu odmawiacie i co potem pijacie.

:B):

Edytowane przez secesjonista

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy przykład jak można powiązać praktycyzm w śledztwie, zabobonną wiarę w magiczną sztukę i wiarę w przychylność opatrzności bożej.

Oto w pewną sierpniową sobotę 1600 roku do bieckiego ratusza zakradli się niecni złoczyńcy i rozbiwszy skrzynię radziecką zabrali z niej 43 grzywny, z sali posiedzeń rady zastawę, która u ahenatora kosztowała rajców całe 10 złotych. Już w poniedziałek rajcy złożyli stosowną protestacyę, za co uiścili u woźnego opłaty 4 grosze.

Niestety z powodu zarazy sąd grodzki zawiesił swe obrady. Uparci rajcy nie zamierzali czekać, zatem wszczęli swe własne prywatne śledztwo.

Warto prześledzić na co, w jakiej kolejności i wreszcie na co wydawali pieniądze.

- 6 gr na vinum odustum dla przesłuchiwanego przez kata niejakiego Macieja Mazurka

- 8 gr dla kantora na mszę

- 30 gr wydatkowano w związku z posłaniem do Krakowa, do doktora Fontaga, astrologa, by ten wywróżył coś o złodziejach

- 6 gr na drugą wotywę w kościele

- 6 gr katowi, za obmycie Mazurka bo zaczął śmierdzieć

- 6 gr dla kata za pochowanie przesłuchiwanego

- za 10 gr pieprzu i imbiru wróżce (arcola), plus 10 gr zapłaty

- 8 gr ad penas et assaturam dla astrologa kapłana w Jarosławiu

- 2 grzywny 42 gr na strawne dla posłańców do owego kapłana-astrologa

- 2 grzywny i 24 gr dwaj rajcy wydali udając się do czarownicy Zachariaszki (Zachariaszka?) celem wywiedzenia się o "włamywaczach ratuszowych, to jest złodziei najgorszych"

- 1 czerwony złoty dla samej czarownicy (mater diabolica)

- 12 gr dla spiculatora za wysmaganie u pręgi kowala Wojciecha, znanego ze złodziejstwa

- 36 gr na wyjazd do czarodzieja (praestigiator) i osobno do innego wróżącego w Krakowie.

Wreszcie sąd grodzki rozpoczął normalny tryb pracy, za czem sprawa powróciła do punktu wyjścia.

Jak widać na różne zabiegi: wieszczące, czy magiczne, rajcy całkiem sporo wydali.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Oto w Uściu Solnym odbyła się w 1763 r. ciekawa sprawa karna, wspomina o niej Leon Wachholz.

Niejaki Błażej Kaczkowski został ukarany za obcowanie ze... swą klaczą.

A gdzie tu zabobon?

Ano w tym, że i klacz ukarano:

"Taż klacz także, z którą to tenże bezecny uczynek był, ażeby się jakie monstrum z niey nie pokazało, i tey nie przepuszczayąc, ma być także spalona na osobliwym stosie drzew...".

Kara dla nieszczęsnego zwierzęcia; jak się zdaje; jest pokłosiem zabobonu wedle którego obcowanie ze zwierzęciem czy złym duchem miało prowadzić do rodzenia się potworów.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Anonimowy szlachcic pozostawił nam na 42 kartach (odpis w zbiorach hr. Morsztynów) zapis swej podróży, podczas ośmiomiesięcznej eskapady zwiedził południowe Włochy, Sycylię, Maltę, odbył podróż morską z Neapolu do Villafranca, stamtąd zaś rozpoczął swą podróż po Hiszpanii, gdzie na

jego przyjeździe do Barcelony niestety zapiski się urywają.

Tenże szlachcic poza opisem zabytków, miast, kobiet, skrzętnie notował również legendy i informacje o relikwiach. Z pełną powagą odnotowuje m.in.:

- list napisany przez Matkę Boską do pewnych mieszczan

- pieczone kury św. Dominika co po izbie fruwają

- prześcieradełka z pieluch Jezusa w kościele katedralnym w Leridzie

- trzy świece co to wychodzą z wyspy na rzece, po czym idą do kościoła, i włażą tam przez okno.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

A markiz Bonifacio d’Oria miał namawiać Sebastiana Castellione do tego by osiadł w naszym kraju tymi słowami:

"Wielką, co mówię, największą, miałbyś wolność, życia wedle swej myśli i upodobania, także pisania i publikowania. Nikt tu nie jest cenzorem".

/T. Bloch "Wkład Polaków w kulturę europejską", "Studia nad Rodziną", T. 7, nr 2 (13), 2003, s. 196/

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
W dniu 19.07.2008 o 6:57 AM, Pancerny napisał:

W Polsce w 1614 roku ukazała się książka "Młot na czarownice" opisująca jak poznać czarownicę, jak ją potem osądzić a potem się jej pozbyć (...)

 

Ani w tym roku ani w następnych latach taka książka się nie ukazała...

O ile Stanisław Ząbkowic rzeczywiście wydał w tym roku przeróbkę tego dzieła pod tytułem "Młot Na Czarownice. Postępek Zwierzchowny w czárách, tákże sposób vchronienia sie ich, y lekárstwo ná nie w dwoch częśćiách zámykáiący...", to próżno by w niej szukać porad jak osądzić czarownicę i jej się pozbyć. A to z tego powodu, że nasz tłumacz w ogóle nie zajął się trzecią częścią oryginału, która traktowała właśnie o tym. No ale można się pomylić, nawet w pracy: "Emotions in the History of Witchcraft " autorzy błędnie podają:

"Stanisław Ząbkowic translated parts II and III of the "Malleus", skiping part I".
/"Emotion.. ", ed. L. Kounine, M. Ostling, London 2017, przyp. 23, s. 73/

 

W artykule na stronie racjonalista.pl "Środki dowodowe w procesach o czary", autor Mirosław Rybka podał:

 

Cytuj

Niekiedy dziedzic, chcąc wykryć czarownicę, nakazywał pławić po kolei wszystkie kobiety ze swojej wsi. Najczęściej jednak pławiono kobiety już podejrzane o czary.

 

Informacja przywołana jest za pracą Bohdana Baranowskiego "Pożegnanie z diabłem i czarownicą" (Łódź 1966), tymczasem nie ma dowodów by częstą praktyką było pławienie wszystkich kobiet ze wsi, a ów autor jakoś nie podaje przykładu. Co więcej jest on nieco niekonsekwentny, przy opisie utworu z 1729 r. "Wódka z elixierem properitatis powtórnie na poczesne dane..." gdzie mamy opis jak to kolejno do wody trafiają mieszkańcy pewnej wioski, Baranowski powątpiewa by coś takiego miało mieć miejsce.

/por. tegoż, "Postępowy pisarz z czasów saskich – Serafin Gamalski", "Prace Polonistyczne", 8, 1950; tegoż "Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku", Łódź 1952, s. 93-94/

 

Zresztą zapisków z opisem pławienie z czasów nowożytnej Polski jest bardzo niewiele, choć skądinąd wiadomo, iż często je praktykowano. Znany jest przypadek Rocha Chlebowskiego, ekonoma z Zagości, co to nie mogąc znieść utrzymującej się suszy, przy pomocy dwóch franciszkanów rozpoczął tropienie czarownic. Spędziwszy mieszkanki Zagości, w dniu 19 maja 1789 r. rozpoczął ich pławienie, te które nie tonęły, miały być chłostane póki nie spadnie deszcz.

Deszcz spadł następnego dnia...

/szerzej: J. Wijaczka "Procesy o czary w regionie świętokrzyskim w XVII–XVIII wieku", w: "Z przeszłości regionu świętokrzyskiego od XVI do XX wieku", red. J. Wijaczka"Stanisława hr. Wodzickiego Wspomnienia z przeszłości od roku 1768 do roku 1840", Kraków 1873/

 

W tymże artykule można przeczytać:

Cytuj

Jeden z naocznych świadków procesu w Doruchowie opisał przebieg pławienia (...)

 

Który to już raz powiela się ten przykład, starannie pomijając nowsze ustalenia nie przystające do ustalonej tezy. Autor artykułu powołał się na relację zamieszczoną w "Przyjacielu Ludu" (w przypisie podano myląco: 1835, t. II, nr 16, str. 126; w rzeczywistości to: 1835, R. II, T. I, s. 126), trochę to jednak mało, zważywszy zwłaszcza, iż autor relacji ukrył się pod kryptonimem: "X.A.R." (ksiądz Antoni Radzki?).

W artykule recenzyjnym Janusza Tazbira dotyczącym pracy "Lęk w kulturze społeczeństwa polskiego w XVI-XVII wieku" autorstwa Zbigniewa Osińskiego (Warszawa 2009), recenzent przypomniał:

"Co gorsza, w sprawach procesów o czary prace Bohdana Baranowskiego, pochodzące z początku lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, są dla autora niepodważalnym źródłem wiedzy. Choć obliczenia Baranowskiego poddała już druzgocącej krytyce Małgorzata Pilaszek najpierw w artykule ogłoszonym na łamach „Odrodzenia i Reformacji w Polsce” (t. XLII, 1998), a następnie w oddzielnej książce. Baranowski, biorąc za punkt wyjścia granice Rzeczypospolitej z roku 1945(!) „ustalił”, że spalono w nich w XVI– XVIII stuleciu 30 tys. domniemanych czarownic. Tymczasem z pracy Karen Lambrecht o procesach czarownic na Śląsku wynika, iż w latach 1450–1680 skazano tam 593 osoby, z czego blisko 40% nie na śmierć lecz na chłostę, więzienie lub wygnanie z miasta („Hexenverfolgung und Zaubereiprozesse in den schlesischen Territorien”, Köln 1995). A więc zaledwie 2% sumy podanej przez Baranowskiego. Gdyby Zbigniew Osiński zapoznał się z pracami na temat Doruchowa nie napisałby, że spalono tam w 1775 r. kilkanaście czarownic. Jak wynika z badań Teresy Zielińskiej nie jest nawet pewne, że proces taki w ogóle się odbył — por. J. Tazbir, „Cudzym piórem... Falsyfikaty historyczno–literackie” (Poznań 2002). Na jednym z nich, powstałym przypuszczalnie w pierwszej połowie XIX stulecia, została oparta legenda o Doruchowie".

/"Przegląd Historyczny", T. 101, nr 1, 2010, s. 135; podkreślenie - secesjonista/

 

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.