Skocz do zawartości

Razorblade1967

Użytkownicy
  • Zawartość

    807
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Razorblade1967

  1. Który karabin uznajecie za najlepszy?

    Z amunicją 7,92mm x 57 jest taki "numer", że ona w trakcie rozwoju i przejścia na amunicję z pociskami ostrołukowymi zmieniła swój kaliber. Wcześniejsze lufy miały kaliber (średnica pomiędzy przeciwległymi polami) 7,84mm, a średnica lufy w bruzdach wynosiła właśnie 7,92mm. Pociski z zakończeniem owalnym miały średnicę 8,09mm. Gdy zmieniano amunicję na nowszą (lepszą balistycznie - bo ostrołukową) to nastąpiła zmiana tych wymiarów i nowe lufy miały kaliber 7,9mm, średnicę lufy w bruzdach 8,23mm, a pocisk miał średnicę również 8,23mm. Wywołało to zresztą konieczność przebudowy części już wyprodukowanych Mauserów 1898, bo zmiana amunicji nastąpiła w 1905. A początkowo ta broń używała amunicji identycznej z tą z karabinu komisyjnego wz. 1888. Wcześniej nabój był oznaczony jako 88-Infantirepatrone (wprowadzony wraz z karabinem komisyjnym wz. 1888 - nie wiedzieć czemu przez niektórych nazywanych "Mauserem wz. 1888" - choć Mauser tam palców nie maczał), po zmianach jako Infantiere Spitzgeschoss - stąd oznaczenia dla amunicji 7,92mm x 57I oraz 7,92mm x 57IS. Dzisiaj zresztą ta amunicja jest oznaczana jako 8mm x 57IS, a amunicja 8mm x 57I (o nieco mniejszym kalibrze) jest dalej stosowana w broni cywilnej-myśliwskiej. Dlatego to oznaczenia I lub IS, aby rozróżnić naboje o nomenkalturowo tym samym kalibrze, a rzeczywiście kalibrze różnym. Jako ciekawostka - pewnie pamiętasz jako Franz Maurer (Psy) wlazł na komin elektrociepłowni i odstrzelił byłemu koledze łeb z ... Mauzera 7,8mm. Nie był to błąd filmowców (jak to wielu domorosłych "specjalistów" im zarzucało) - to właśnie był jakiś sztucer na amunicję 8mm x 57I czyli o kalibrze 7,84mm, w skrócie 7,8mm. Widziałem zresztą kiedyś taki sztucer z biciem na lufie właśnie 7,8mm. A zamieszania w oznaczeniach literowych tej amunicji (czyli 7,92mm x 57 lub 8mm x 57) dopełniają jeszcze oznaczenia z literą R, bo oba warianty mają wersję do broni łamanej - naboje z wystającą kryzą. Oprócz I i IS - są więc jeszcze oznaczenia IR oraz IRS czyli odpowiednio naboje o mniejszym i większym kalibrze z wystającą kryzą. No cóż ... Ty tu jesteś modem, to narzędzia masz.
  2. Broń ukryta

    Nic, a co niby ma powiedzieć? Przecież to jest przewóz całkowicie legalnej broni, ze wszystkimi koniecznymi dokumentami. W sumie poza ilością i nieco innymi dokumentami (wynikającymi z innego artykułu UoBiA) niż w przypadku broni prywatnej (na legitymację posiadacza broni) to się niczym nie różni od przejazdu z własną bronią (na ktorą posiada się zezwolenie) na strzelnicę w innym mieście. Przepisy regulują jakie dokumenty musi mieć właściciel broni, a jakie pracownik firmy dysponujący bronią firmy (choćby legitymacja osoby dopuszczonej do posiadania broni w odpowiedniej kategorii). Od przewożenia własnej broni różni się to tym, że własną masz wpisaną do legitymacji posiadacza broni (zawiera zarówno dane posiadacza, jak i broni), a firmowa ma świadectwo broni (gdzie są dane broni), które poruszający się pracownik musi mieć oraz legitymację osoby dopuszczonej do takiej broni (gdzie są określone uprawnienia do danej kategorii broni i dane osoby dysponującej bronią).
  3. Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej

    Ano jest - amunicja 7,62mm x 54R została wprowadzona wraz z karabinem systemu Mosin w 1891, ale potem co naturalne została zastosowana w ckm Maxim zakupionych przez Rosję. Przy czym pierwsze rosyjskie Maximy (używane w marynarce wojennej) miały jeszcze "stary kaliber" 10,67mm x 58R. Potem, w 1899 zamówiono w Niemczech dla wojsk lądowych Maximy już na nowy nabój karabinowy czyli 7,62mm x 54R (Mosin), a potem produkcję rozpoczęto w 1905 w Tule pod oznaczeniem Maxim wz. 1905, po modyfikacjach powstał wz. 1910, produkowany z drobną przerwą (gdy wprowadzono DS-39, ale produkcję Maxima wznowiono w 1941 gdy DS-39 okazał się "niewypałem") do 1944 - choć broń w toku produkcji ulegała kilkakrotnie większym i mniejszym zmianom. Amunicja 7,62mm x 54R jest chyba najdłużej używaną amunicją w broni maszynowej bo od 1899 do dzisiaj (standardowy nabój karabinowy Rosji). Nieco dłużej w broni indywidualnej bo od 1891 do dzisiaj - choćby w SWD. Oczywiście mam na myśli broń typową w rozwiniętych armiach, anie to że gdzieś tam w "unuf burmu" używa się jakiegoś starocia z demolilu innych armii. W czasach broni jednostrzałowej ułatwiała ustalenie naboju w komorze (upraszcza konstrukcję) i ułatwiała kostruowanie wyciągów, podobnie to było w przypadku pierwszych karabinów powtarzalnych. Jednak jest niekorzystna w broni z magazynkami dwurzędowymi (nie wzpominając o broni maszynowej), to i z czasem zostępowano ją nabojami bez kryzy.
  4. Współczesna broń ochrony

    Czyli zapewne 7,62mm x 51, bo kryzowy 7,62mm x 54R się różni znacząco. Tyle, że to niewiele mówi bo to obecnie najpowszechniej stosowany nabój karabinowy - zarówno w wojskowych, jaki i cywilnych karabinach (no może poza typowo myśliwskimi). 4 i 10 czyli niewiele - obstawiam jakiś cywilny automat samopowtarzalny. Niestety do wyboru jest sporo. Załadam, że nie podobne do jakiejś znanej broni wojskowej bo pewnie byś rozpoznał? A może jednak do czegoś znanego podobna? No to próba uściślenia: 1/ Magazynek wystający czy niewystający z łoża? 2/ Łoże klasyczne czy kolba z szyjką czy może broń miała chwyt pistoletowy? 3/ Kolba stała czy składana - jak stała to taka "klasyczna" czy bardziej "udziwniona" To ma sens ... Ponadto "w dynamicznie zmieniającej się sytuacji" to akurat celownik optyczny będzie mało korzystny, ze względu na niewielki kąt widzenia celownka - chyba że będzie to celownik z niewielkim powiększeniem 1,5-2x. Znaczy jakiś tankowiec jak mniemam? PS. Może jakiś moderator wydzieli tą dysputę o broni statkowych ochroniarzy? To sobie spokojnie (bez OT) podyskutujemy o różnej broni używanej przez różnego typu ochrony w różnych rejonach świata i różnych sytuacjach ... niekoniecznie na morzu.
  5. Najlepszy karabin powtarzalny II wojny światowej

    O ile zgadzam się z p.M.Czerwińskim co do wysokiej oceny karabinów systemu LE, to jednak jakąkolwiek próbę porównywania celności karabinka automatycznego na amunicję pośrednią i do tego bynajmniej nie tworzonego pod kątem celności strzelania na większe odległości z karabinem powtarzalnym tworzonym wg zupełnie innych wymagań uważam za nieporozumienie. Wiadomym jest, że przy strzelaniu na większe odległości karabin będzie celniejszy. Będzie celniejszy zresztą nie tylko Lee-Enfield, równie dobrze można zestawić z AK wcześniej używany przez wiele lat przez armię Rosji/ZSRR karabinem Mosin wz. 1891/30 i też będzie celniejszy. Nic w tym dziwnego. Natomiast co do twierdzenia, że LE jest celniejszy od karabinu wyborowego SWD (broń tworzona pod kątem celności, choć jako karabin wyborowy pola walki, a nie dla snajpera sił specjalnych) - to tutaj już bym polemizował. Stwierdzenia o tym, że celownik optyczny jest wrażliwy na uderzenia (no bo chyba i tym chodzi w tych "wstrząsach"), a pozbawione optyki karabiny LE są odporniejsze to też coś z gatunku "oczywistych, oczywistości". Choć akurat na plus ogólny karabinów LE trzeba jednak uznać bardzo solidne elementy chroniące przyrządy celownicze - tutaj jest to lepiej rozwiązane niż w wielu innych karabinach. Amunicja stosowana w LE też nie ma jakiś specjalnie wielkich zdolności przebijania osłon indywidualnych - to już tylko kwestia tego, że w tamtym okresie kamizelki z zasady miały niższą klasę odporności, te popularne co najwyżej chroniły przed amunicją pośrednią i każda karabinowa dawała im radę. Tak samo dałaby radę amunicja od Mosina (używana przecież i w SWD i w karabinach maszynowych PK, w czasie tamtej wojny), dała by sobie radę ta pochodząca z Mausera i pare innych. Mitologia LE w Afganistanie polegała na zetknięciu się żołnierzy szkolonych do klasycznego konfliktu zbrojnego z systuacją gdy musieli walczyć w terenie gdzie technika mogła im pomóc tylko w ograniczonym zakresie, a przeciwnikiem był często ktoś, kto z bronią miał naturalny kontakt od dziecka. Do tego warunki terenowe preferujące ogień z wiekszego dystansu i w sytuacji gdy celny strzał miał większą wagę niż siła ognia (możliwości ukrycia się) - czyli po prostu tereny górskie. Ten sam problem zresztą mieli Amerykanie - musieli uzupełnić broń strzelającą amunicja pośrednią pewną ilością broni na amunicję karabinową - ze względu na nietypową większą odległość prowadzenia pojedynków ogniowych w warunkach afgańskich. Karabiny Lee-Enfield faktycznie charakteryzwoały się dość wysoką celnością w porównaniu z karabinami innych systemów, ale w sumie na wojnie (DWS) nie to było ich podstawową zaletą. Głównymi była właśnie solidność i odporność na zanieczyszczenia, lekkość pracy zamka co zwiększało szybkostrzelność oraz bardzo dobra ergonomia broni. I tak zdecydowana większość strzałów z karabinów i karabinków to odległości do 400m z tego 80% do 300m. Wg Kochańskiego - statystyka z obu wojen światowych + kilka konfliktów pomniejszych z lat powojennych: 28% strzałów do 100m 42% strzałów 100-200m 16% strzałów 200-300m 10% strzałów 300-400m 4% strzałów to te oddawane na ponad 400m Poza strzelcami wyborowymi to akurat przeciętny żołnierz tych opisanych w zalinkowanym artykule niuansów rozrzutu raczej niewykorzysta, choć z moich strzelnicowych doświadczeń to też wygrywa Lee-Enfield, tyle że ja to "testuję" strzelając możliwie szybko do sylwetek i nie tyle niewielkie różnice rozrzutu mają tutaj znaczenie, ale bardziej cechy ergonomiczne broni, wygodny celownik i dobrze pracujący zamek.
  6. Najlepszy karabin powtarzalny II wojny światowej

    Mój typ to - Lee-Enfield No.4 Mk I* (kanadyjski z celownikiem ramkowym) 1/ Dobrze i lekko pracujący zamek, co jest charakterystyczne dla wszystkich karabinów tego systemu. Lepiej funkcjonuje od zamka systemu Mauser czy Mosin, do tego lepsza ergonomia, pozwalająca na chyba najszybsze przeładowanie. 2/ Zamek do rozkładania wymagający klucza, ale jednocześnie tak skonstruowany, że jego całkowite rozkładanie nie jest potrzebne do bieżącego czyszczenia broni (wnętrze jest bardzo szczelne) - a co ważniejsze zamek o kształtach zewnętrznie bardzo prostych, gdzie zanieczyszczenia nie mają gdzie się zbierać i powodować problemów z funkcjonowaniem. 3/ Bezpiecznik broni umożliwiający jego obsługę bez zdejmowania dłoni z szyjki kolby. Do tego funkcjonalny i skuteczny. Chyba najlepsze rozwiązanie tego elementu z powszechnie stosowananych rozwiązań w karabinach powtarzalnych używanych w czasie DWS. 4/ Magazynek o pojemności 10 nabojów i to magazynek wymienny. Co prawda żołnierzom wydawano tylko po dwa magazynki i zasadniczym sposobem było ładowanie z łódek, ale wymmienny magazynek ułatwiał szybkie oczyszczenie wnętrza broni w polu, umożliwiał posiadanie "awaryjnej amunicji" do użycia w razie zagrożenia lub można było mieć w drugim magazynku amunicję "specjalną" i szybko ją wprowadzić do broni. Zresztą w razie zbyt silnego zanieczyszczenia magazynka można było użyć zapasowego, w Mosinie trzeba wyjąć podajnik ze sprężyną i dnem magazynka i go oczywiścić (choć to proste), a w Mauserze to w ogóle porażka - bo trzeba narzędzia i czasem sporek siły lub/i drugiego narzędzia aby rozmontować magazynek (instrukcyjne demontowanie za pomocą czubka naboju to jest dobre tylko dla broni niezanieczyszczonej). 5/ Celownik przeziernikowy - lepszy w mojej opinii od szczerbiny. A w wybranym przeze mnie modelu - jest to celownik z przeziernikiem do strzelania z bliska oraz unoszoną ramką do strzelania na odległości większe. Przy czym wybór wersji kanadyjskiej jest spowodowany większą szybkością i wygodą obsługi celownika blokowanego sprężyną niż brytyjskiego z pokrętłem - fakt, że brytyjski ma "gęstsze" nastawy jest dla mnie bez znaczenia. W walce i tak nie ocenia się odległości aż tak dokładnie, a taka precyzja(co 50 jardów czy metrów) celownika w praktyce bywa zbędna. 6/ Ogólnie broń dobrze leży w dłoniach i jest (subiektywnie) wygodna przy składaniu się do strzału. Dodatkowo jest jeden z niewielu karabinów, gdzie kolba jest osobnym elementem i można ją łatwo (odręcić stopkę i za pomocą dużego śrubokręta można zdemontować kolbę mocowaną na śrubę) dostosować do sylwetki strzelca (były trzy rozmiary kolb). - tutaj uwaga, jak się widzi różny kolor kolby i łoża - to wcale nie oznacza to wymiany uszkodzonego elementu, a zwykle po prostu jest efekt montażu kolby o innej długości, a sama kolba może po prostu pochodzić z innych lat produkcji, innego wytwórcy itd. i stąd różnice w kolorystyce drewna. 7/ Amunicja 7,7mm x 56R - jest amunicją nieco słabszą od 7,92mm x 57IS (Mauser) czy 7,62mm x 54R (Mosin), ma około 100m.s mniejszą prędkość - co powoduje mniejsze zmęczenie (przyjmowaniem odrzutu) strzelca podczas intensywanego strzelana. Gdybym miał wybierać karabinek - byłby to LE No.5 Mk I, poza zaletami systemu LE, jest to chyba najbardziej poręczny karabinek powtarzalny z którego miałem okazję strzelać. Jego rzekomy brak celności i duży odrzut, czasem spotykany w opisach był spowodowany brakiem skali porównawczej. Brytyjczycy porównywali go ze swoim uniwersalnym karabinem No.4, a nie z bronią tej klasy innych systemów. Jak dla mnie w porównaniu z kbk Mauser czy Mosin wypada dużo lepiej. PS. Argumenty oczywiście zbieżne, wręcz w części punktów identyczne z tymi w "rankingu" karabinów z PWS, ale akurat w tej kategorii broni to pomiędzy obu wojnami nastapiły niewielkie zmiany - w zasadzie poza Francją nowych systemów nie wprowadzono, a zmiany dotyczyły tylko wymiarów i niektórych elementów broni.
  7. Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej

    Tak jak nadmieniłem w poprzednim poście - CSRG był moim zdaniem kompletnie nieudany. Mieszanka zastosowania kiepskiej dla broni maszynowej amunicji (francuski 8mm x 50R - w chwili powstania był nabojem "pionierskim", pierwszy w użytku nabój z prochem bezdymnym - ale szybko ze względu na kształt łuski stał się nabojem przestarzałym), nieszczęśliwie dobranej zasady działania (długi odrzut lufy) oraz kiepskiego wykonania (graniczącego z prymitywizmem) spowodowanego produkcją rozpoczęto już w czasie wojny, gdzie liczyła się ilość. Jedyną zaletą CSRG było chyba tylko to, że w ogóle strzelał czyli coś jak odpowiednik drugowojennego pm Sten (tyle, że Sten jednak pomimo wszystkich wad był bardziej niezawodny). Praktycznie wkrótce po zakończeniu wojny Francuzi zaczęli szukać czegoś co go zastąpi (efektem był Châtellerault Mle 24/29), Amerykanie wymienili go od razu gdy stał się dostępny BAR, a sam CSRG został rkm-em dla tych co nie mieli możliwości mieć czegoś lepszego - jak np. Polsce i w innych krajach gdzie te CSRG "zesłano" lub wyprzedano "za grosze" tam, gdzie o wszystkim decydowała cena broni (bo na lepszą nie było ich stać).
  8. Najlepszy karabin maszynowy II wojny światowej

    Prawdobodobnie dlatego, że przy próbie wybrania "najlepszego karabinu maszynowego DWS" wrzuca się tutaj do "jednego kotła" wszytskie rodzaje takiej broni. Próba zrobienia rankingu karabinów maszynowych bez podziału na kategorie (ckm, rkm, ukm, wkm) kończy się "grą do jednej bramki" czyli wygra zawsze ukm, bo ta broń zasadniczo już po wojnie wyeliminowała całkowicie ckm-y oraz bardzo mocno ograniczyła rolę rkm-ów. Skoro w czasie DWS były tylko dwa "prawdziwe ukm" (bo odrzucam jednak Madsena - ze względu na sposób zasilania), to ten nowszy, powstały by wyeliminować wady poprzednika po prostu musi wygrać. Wygrywając w słabo reprezentowanej swojej klasie (bo tylko MG.34 i MG.42), wygrywa automatycznie cały ranking. Inaczej by było gdyby to rozbić na poszczególne klasy karabinów maszynowych i wtedy w moim opinii wygrałby radziecki SG-43 jako ckm oraz brytyjski Bren jako rkm. Przy czym ten pierwszy w zasadzie znowu wygrywa dlatego, że był ostatnim "klasycznym" ckm stworzonym wiele lat po innych wzorach (choćby systemie Maxim czy Browning), co automatycznie daje mu "fory". Ten drugi to akurat był skutkiem dobrego wyboru i dalszego rozwijania tej broni (wywodzi się z konstrukcji czeskiej, tworzonej od 1922, która "dorosły" kształt przybrała w 1924, ale byłą dalej rozwijana i modyfikowana) - jego rówieśnicy lub prawie rówieśnicy bywali gorsi. Oczywiście w kategorii ukm wygra wspomniany MG.42 - głównie z braku konkurencji. Przy okazji od początku padały tutaj argumenty o długości używania broni. Zauważyłbym, że nie zawsze są one wyznacznikiem obiektywnej jakości broni (a wręcz zaryzykowałbym stwierdzenie, że zwykle nie są). Na długość używania broni ma znaczący wpływ polityka i ekonomia. Broni nie wymienia się gdy pojawia się inna, nieco lepsza. Najpierw trzeba coś zrobić ze starą ... zurzyć, pozbyć się sprzedając itd. A już w ogóle to trudne gdy jednocześnie w grę wchodzi jeszcze zmiana amunicji. Można podać niejeden przykład - choćby ameryakński BAR. W zasadzie nie powstawał jako rkm (pierwotnie był to raczej taki "szturmowy" karabin automatyczny, nawet nie miał dwujnogu charakterystycznego dla rkm-ów), przejął jego rolę z konieczności (bo zastąpił kompletnie nieudanego CSRG w amerykańskim korpusie ekspedycyjnym w czasie PWS), a potem bardzo szybko naprodukowano go tyle, że nawet gdy były już lepiej do tej roli przystosowane konstrukcje to ogromne zapasy nie pozwalały na wymianę broni, nawet gdyby ktoś chciał. Szczególnie, że po wojnach zwykle nastepuje zarówno redukcja armii, jak i środków na armie. Zaczął więc u schyłku PWS, przetrwał całą DWS i został zastąpiony dopiero przez ukm w latach 60-tych. Czy miałoby to świadczyć o tym, że jest "najlepszym rkm" tylko dlatego, że był w użyciu praktycznie pół wieku? Raczej nie - bo jako rkm sprawdzał się słabo (stąd wczesne zabiegi z uzupełnieniem go lekkim ckm w kompaniach). Kolejny przykład to amunicja - najdłużej używana jest chyba w broni maszynowej 7,62mm x 54R, bo od chwili pierwszych rosyjskich Maximów wz. 1905 do dzisiaj ... czyli ponad wiek. A akurat jest to amunicja niezbyt wygodna w broni automatycznej, bo z wystającą kryzą. No ale polityka, ekonomia, okoliczności i mamy stary nabój służący już ponad 120 lat, a tego prawie 110 w karabinach maszynowych. W historii broni jest wiele przypadków, że coś się mocno rozpowszechniło nie tyle ze wględu na to, że było najlepsze, ale ze względu na politykę czy choćby dobry marketing (i nie tylko) firm zbrojeniowych, mających "siłę przebicia" na rynku broni. Armie nie zawsze wybierały to co najlepsze, ale to co się najbardziej opłacało kupić lub to co było dostępne, o zakulisowych rozgrywkach nawet nie wspominając (bo w wielu przypadkach można się tylko tego domyślać).
  9. Który karabin uznajecie za najlepszy?

    1/ karabin Mark I - inaczej karabin MLE (Rifle, Magazine, Lee-Enfield) - typowy karabin, o długości 1257mm, z magazynkiem 10-nabojowym, wyprodukowano 317 tys. od 1895. - miał modyfikację z 1899 w postaci Mark I* - 590 tys. szt. 2/ karabinek Mark I - inaczej karabinek LEC (Lee-Enfield, Carbine) - typowy karabinek o długości 998mm, z magazynkiem o pojemności 6 naboi - 14 tys. od 1896 - miał modyfikację z 1899 w pstaci Mark I* - 26,5 tys. szt. 3/ karabin krótki Mark I - inaczej SMLE (Short, Magazine, Lee-Enfield - broń o długości "uniwersalnej" 1132mm i magazynku 10-nabojowym - powstało 363 tys. od 1902 Ten karabin wystepuje pod oznaczeniem SMLE Mk I - też miał kilka odmian (oznaczanych gwaizdkami lub jako Mk II), bo po zmianie amunicji były konwersje na nową amunicję. 4/ SMLE Mk III - podobnie jak Mk I o długości 1132mm i 10-nabojowym magazynku, wersja SMLE, dostosowana do nowszej amunicji Mark VII - weszła do użytku w 1907 i wraz z SMLE Mk III* (różnił się głownie brakiem celownika do strzelań zespołowych na duże odległości) wprowadzonym w 1916 wyprodukowana została w ilości około 4,67mln. w WB oraz ok. 1,4 w Australii i ponad 640 tys. w Indiach. - ale też istniały też np. Mk IV czyli konwersje starszych np. Mk II do standardu podobnego jak Mk III Była jeszcze wyprodukowana w 20 tys. odmiana SMLE Mk V (znowu zmiany głównie przyrządów celoeniczych). Powstały też Mk VI Model B, C i D - będące efektem poszukiwania nowszych rozwiązań dla broni tego systemu. 5/ W 1939 przyjęto do uzbrojenia nowy karabin oznaczony No.4 Mk I (wywodził się z SMLE Mk VI Model B) i w samej WB powstało go ponad 2 mln. - miał odmianę No.4 Mk I* - produkowaną w Kanadzie w Long Branch (910 tys., w tym 330 tys. dla WB) oraz ponad 1,23 mln produkowanych w USA w firmie Savage. Kanadyjskie MK.I* różnią się głównie celownikami - najpierw przerzutowy (na dwie odległości 300 i 600 jardów), a potem podobnie jak reszta No.4 podnoszony z przeziernikiem na ramce i dodatkowym przeziernikiem do strzelania z bliska. Różniła się tym, że brytyjskie były regulowane poprzez kręcenie pokrętłem, a kanadyjskie były po prostu przesuwane i miały sprężynę. - instniała też odmiana No.4 Mk 2 - 450 tys., ale weszły do użycia już po DWS. 6/ W 1945 przyjęto oficjalnie tworzony od 1943 nowy karabinek oznaczony No.5 Mk I o długości 1003mm - powstało go ponad 250 tys. i znany jest często pod nazwą Jungle-Carbine (choć powstała ona już po wojnie, gdy zapasy broni wyprzedawano na rynek cywilny). Istniały też odmiany powojenne oznaczane L8 (L8A1, L8A2 itd.) konwertowane No.4 do amunicji 7,62mm x 51 czy produkowany w Indiach karabin wywodzący się z SMLE (No.1 Mk III) też w kalibrze 7,62mm x 51. Od chwili gdy wprowadzono oznaczenie "No." to i starsze karabiny zaczęto tak systemowo opisywać i tak SMLE Mk III*, stał się No.1 Mk III* itd. A moja odpowiedź na zasadnicze pytanie tego tematu brzmi: Lee-Enfield No.1 Mk III* czyli SMLE Mk.III* Dlaczego? W kilku punktach: 1/ Dobrze pracujący zamek, co jest charakterystyczne dla wszystkich karabinów tego systemu. 2/ Zamek co prawda do rozkładania wymagający klucza, ale jednocześnie tak skonstruowany, że jego całkowite rozkładanie nie jest potrzebne do bierzącego czyszczenia broni (wnętrze jest bardzo szczelne) - a co ważniejsze zamek o kształtach zewnętrznie bardzo prostych, gdzie zanieczyszczenia nie mają gdzie się zbierać i powodować problemów z funkcjonowaniem. 3/ Bezpiecznik broni umożliwiający jego obsługę bez zdejmowania dłoni z szyjki kolby. Do tego funkcjonalny i skuteczny. 4/ Magazynek o pojemności 10 nabojów i to magazynek wymienny. Co prawda żołnierzom wydawano tylko po dwa magazynki i zasadniczym sposobem było ładowanie z łódek, ale wymmienny magazynek ułatwiał szybkie oczyszczenie wnętrza broni w polu, umożliwiał posiadanie "awaryjnej amunicji" do użycia w razie zagrożenia lub można było mieć w drugim magazynku amunicję "specjalną" i szybko ją wprowadzić do broni. Zresztą w razie zbyt silnego zanieczyszczenia magazynka można było użyć zapasowego, a takim Mosinie trzeba wyjąć "bebechy" i go oczywiścić (choć to proste), a w Mauserze to w ogóle porażka - bo trzeba narzędzia i czasem sporek siły lub/i drugiego narzędzia aby rozmontować magazynek (instrukcyjne demontowanie za pomocą czubka naboju to jest dobre tylko dla broni niezanieczyszczonej). 5/ Ogólnie broń dobrze leży w dłoniach i jest (subiektywnie) wygodna przy składaniu się do strzału. Dodatkowo jest jeden z niewielu karabinów, gdzie kolba jest osobnym elementem i można ją łatwo (odręcić stopkę i za pomocą dużego śrubokręta można zdemontować kolbę mocowaną na śrubę) dostosować do sylwetki strzelca (były trzy rozmiary kolb). 6/ Amunicja 7,7mm x 56R - jest amunicją nieco słabszą od 7,92mm x 57IS (Mauser) czy 7,62mm x 54R (Mosin), ma około 100m/s mniejszą prędkość - co powoduje mniejsze zmęczenie (przyjmowaniem odrzutu) strzelca podczas intensywanego strzelana.
  10. AK47 czy AK-47?

    Nie był to jedyny zresztą przypadek (PmK) gdy tą broń zaliczaną obecnie do karabinków nazywano "pistoletm maszynowym". W NRD karabinek AK produkowano np. pod nazwą MPi-K
  11. "Kopnięcia broni"

    Nie, ale pokazujemy jak sobie krzywdy bronią nie robić ... Tak - działa na zasadzie odprowadzenia gazów, a zamek jest ryglowany przez obrót. Amunicja, którą się w tym pistolecie stosuje była stworzona do broni powtarzalnej (no poza tym .50AE - wymyslonym specjalnie do tej broni), gdzie nie ma automatyki i duża energia nie przeszkadza (poza odrzutem) - przy broni automatycznej trzeba było zastosować rozwiązania znane raczej z karabinów i karabinków automatycznych.
  12. AK47 czy AK-47?

    Producent nie oznaczył tego jako AK-47. Oznaczenia AK-47 nr 1, nr 2, nr 3 i nr 4 - to oznaczenia prototypów broni. Podobnie jak wcześniejsze AK-46 nr 1, nr 2 i nr 3 oraz późniejsze, już "finalne" na podstawie których wprowadzono karabinek AK do uzbrojenia czyli AK-48 nr 1 (prototyp AK z kolbą stałą) oraz AK-48 nr 2 (prototyp AK z kolbą składaną). Finalne napisałem w cudzysłowie, bo to co znamy powszechnie jako AK to broń po zmianach już po przyjęciu do uzbrojenia i dokonywanych w toku produkcji - jest to trzeci model produkcyjny. Skąd się wzięło to AK-47? Tutaj oczywiści można pospekulować - otóż do ostecznych badań poligonowych przed rozstrzygnięciem konkursu trafiła broń Kałasznikowa oznaczona AK-47 nr 2, AK-47 nr 3 i AK-47 nr 4 (ten ostatni z kolbą składaną). Ogólne oznaczenie fabryczne broni konkursowej to było KB-P-580 (konkurencyjne innych konstruktorów to KB-P-410 i TKB-415). Zwyciężył karabinek KB-P-580, w którym nakazano dokonać poprawek i tak powstały prototypy kolejne czyli AK-48 nr 1 i nr 2 - przyjęte do uzbrojenia jako AK z indeksem GAU 56-A-212 i 56-A-212M. Natomiast zapewne istniały jakieś "informacje wywiadowcze" pozyskane "na zachodzie" o tym, że w Związku Radzieckim takowy konkurs się odbywa. Pewnie przewinęło się oznaczenie AK-47 - bo było to przecież faktyczne oznaczenie prototypów. Potem pewnie na bazie tych szczątkowych danych mówiących o AK-47, gdzieś to wypłynęło publicznie i od tej chwili każdy "kałach" (obojętnie czy AK czy AKM, AKMS czy inne pododmiany) to w kulturze masowej AK-47. U nas za rozpowszechnienie tej nieprawidłowej nazwy rodem z "kultury masowej" w USA jest najprawdopodobniej odpowiedzialny pewien autor publikacji związany z WAT. Nawiasem mówiąc gość, który popełnił naprawdę parę bardzo wartościowych publikacji w temacie broni strzelckiej, ale pisząc cykl artykułów dla Techniki Wojskowej pod tytułem "Kałasznikow bez tajemnic" (zaczęły się od numeru 6/92 i miały kilka części opisujących różne odmiany tej broni) popełnił taki tekst: "7,62mm karabinek AK jest polskim odpowiednikiem radzieckiego karabinka AK-47, zaprojektowanego w 1947 ..." Trzeba pamiętać, że to były czasy początku popularnych czasopism "tematycznych" w naszym kraju. W czasach PRL publikacje dotyczące tej tematyki były raczej skromne - inna sprawa, że nikt wtedy u nas AK nie "przezywał" jakimś AK-47. Większość wiedzy pochodziła "z wojska", a tam go nazywano karabinkiem AK albo pochodziło z wydawnictw MON (np. książka o broni LWP S.Toreckiego) i też używano prawidłowych nazw. Niestety ten sam autor (piszący wcześniej dla TW) tworząc (pisana pdo jego redakcją) bardzo znaną (i w sumie bardzo dobrą publikację) i będącą dla wielu do dzisiaj źródłem wiedzy o paru rodzajach broni czterotomową Encyklopedię Najnowszej Broni Palnej też nazwał sobie AK, tą popularną na zachodzie, aczkolwiek całkowicie nieprawidłową nazwą AK-47. No i się u nas rozpowszechniło, bo publikacje tego autora były dość szeroko wykorzystywane i cytowane - choć by w sieci. W czasach PRL nikt na pomysł nazywania AK "zachodnim" AK-47 by nie wpadł ... wprost przeciwnie - w czasach gdy większość młodych ludzi odbywała jakieś formy służby wojkowej raczej byłby po prostu wyśmiany, że "powtarza teksty z filmów", bo większość miała wiedzę "z armii". I zresztą słusznie - bo to AK-47 jest kompletnie bez sensu. Gdyby przyjąć taką dość popularną formę łączenia nazwy broni i rocznika jej przyjęcia do uzbrojenia przy określaniu radzieckiej broni w stylu DP-28 (czy też czasem DP-27), PPD-40, PPSz-41, PPS-43 itd. to ten karabinek powinien być nazywany AK-49, bo przecież został przyjęty do uzbrojenia w 1949 roku. Gdyby przyjąć też czasem spotykaną zasadę, że broń (ale też nie do końca prawidłowo) określa się tak jak prototyp to powinien się on nazywać AK-48, bo taką nazwę miały prototypy tej broni na podsatwie których wprowadzono ją do uzbrojenia. Jakby na to nie spojrzeć - to nazwa AK-47 jest po prostu "wytworem kultury masowej" i tyle. W żadnym znanym mi kraju gdzie wprowadzano własne wersje tej broni, pod osnaczeniami innymi jak oryginalne, radzieckie nie nazwano tej broni AK-47 (choć bywały naprawdę bardzo różne, nawet u nas przez trochę lat to był oficjalnie PmK). Jedyną prawidłową nazwą AK-47 to może być przypadek, gdy taką broń się gdzieś tam wytwarza na rynek cywilny, poza jakimikolwiek zamówieniami wojskowymi i wtedy to sobie można nazwać jak się takiemu producentowi podoba. Jeśli tak to sobie producenci w USA (bo tam najwięcej takich wytworów) nazwą dla swojej produkcji to wtedy faktycznie jest to AK-47, bo tak go nazwał dany producent broni - obojętnie czy wytworzył 3 czy 3000 sztuk. Czyli ani AK47, ani AK-47 tylko po prostu AK. PS. Wiem, że znowu uprawiam "forumową archeologię" (bo ostatni post z 2010), ale tak mi się nasunęło przeglądając stare tematy, to postanowiłem w paru słowach to sprostować.
  13. "Kopnięcia broni"

    Bo to jest dokładnie to co pisałem wcześniej - odrzut "obiektywny" i subiektywne odczuwanie odrzutu przez strzelającego mogą się różnić i to czasem dość znacznie, w zależności od "dopasowania" broni do dłoni strzelca itd. A czy ja w którymkolwiek momencie napisałem, że z TT strzela się gorzej niż z P-64? Napisałem dokładnie coś takiego: Ale z drugiej strony bez przesady - to że jest odczuwalnie większy niż przeciętna broń w kalibrze 9mm Luger, to jednocześnie nie oznacza, że jest jakiś szczególnie wielki. Ot większy i tyle ... Bo faktycznie odrzut TT jest odczuwalnie (ale też i obiektywnie) większy od odrzutu całej gamy pistoletów w kalibrze 9mm Luger (9mm x 19) - i mam tutaj na myśli przynajmniej kilkanaście typów takiej broni, zarówno tych starszych od TT, powstałych w podobnym czasie czy powstałych później, do współczesności włącznie. Do łba by mi nie przyszło porównywać TT z P-64, bo akurat kompletnie mija się z celem porównanie wygody strzelania pełnowymiarowego pistoletu wojskowego, z bronią "kieszonkową", która tylko na skutek decyzji jakiegoś niedouczonego barana zza biurka stała się uzbrojeniem żołnierzy. Przypomnę, że akurat do konkursu rozpisanego w 1958 pistolet o roboczej nazwie CZAK tworzono w dwóch wersjach - W i M czyli wojskowej i milicyjnej. Ta pierwsza była od tego co jest dziś znane jako P-64 większa - miała dłuższą lufę i dłuższy chwyt z pojemniejszym magazynkiem czyli wielkością była podobna do standardu pistoletów wojskowych na nabój 9mm Makarow czyli radzieckim PM czy węgierskim PA-63. Wersja milicyjna była konstruowana z myślą o zastąpieniu tej całej mieszanki broni, pamiętającej wojnę i pochodzącej z DWS (a wiele z okresu ją poprzedzającą) w postaci pistoletów Walther PP/PPK i innych popualarnych typów w kalibrze 7,65mm x 17SR oraz spotykanych pistoletów 9mm x 17, a nawet tych w kalibrze 6,35mm x 16. Miała to być broń dla nieumundurowanych funkcjonariuszy, którzy tej całej powojennej mieszanki używali (mundurowi nosili TT) i która to mieszanka broni stwarzała rożne problemy, które dzisiaj nawalibyśmy logistycznymi. Zresztą na początku CZAK M był tworzony do amunicji 9mm x 17, a nie 9mm x 18 czyli na nieco słabszą. Tyle, że potem jakiś "geniusz" w imię źle pojętej standaryzacji do dalszego rozwoju wybrał właśnie CZAK M, który przekształcił się w toku dalszych prac w znany dziś P-64. Broń (poza zbyt dużym oporem spustu przy samonapinaniu) całkiem nieźle sprawdzająca się jako pistolet "kieszonkowy" - ale jako uzbrojenie żołnierza czy mundurowego policjanta była po prostu kiepska (tak jak kiepska w tym zastosowaniu będzie jakakolwiek inna broń tworzona pod kątem bycia niewielką i przydatną do noszenia w ukryciu). A akurat TT-ka była moim pierszym pistoletem służbowym, używałem ją kilka lat i byłem z niej bardzo zadowolony, walczyłem by mi jej nie wymienili (no trochę flaszek u uzbrojeniowca zostawiłem) i chyba zmieniłem na P-83 jako jeden z ostatnich w jednostce. Oczywiście wtedy nie miałem skali porównawczej bo porównanie z P-64 i P-83 to w sumie żadne porównanie. Możliwość porównania przyszła dopiero stopniowo po zmianie systemu, gdy mozolnie tworzyło się "strzelectwo prywatne", prywatne kluby strzeleckie, gdy zmniany gospodarcze spowodowały możliwości finansowe (nabywców) do napływu różnej broni do Polski. Współcześnie gdy porównanie kilkudziesięciu typów broni krótkiej nie nastręcza trudności (oczywiście jak ktoś widzi sens w wydawaniu pieniędzy na takie hobby - bo to już kwestia gustu), to jakoś ranga TT-ki u mnie spadła. Ale jednocześnie pamiętając kiedy powstał ten pistolet to bynajmniej nie oceniam tej broni źle, choć już zachwytów jak w latach 80-tych (gdy konkurencją był ten nieszczęsny P-64) nie wykazuję. Ot taki przeciętny pistolet wojskowy lat 30-tych - w porównaniu z innymi wtedy używanymi mający zarówno wady, jak i zalety. No tylko bez popadania w przesadę w druga stronę. Oczywiście mały pistolet jest w strzelaniu na odległości 25-50m gorszy od pistoletu "pełnowymiarowego" - już choćby z racji krótszej lufy i co za tym idzie linii celowniczej, ale jednak nie oznacza to trudno "w coś trafić". Rozrzut oczywiście będzie nieco większy - ale to zrozumiałe przecież. Natomiast jakoś nigdy nie zauważyłem, aby przy strzelaniu w tempie 1 strzał na 3 sekundy była jakąkolwiek trudność w utrzymaniu się w polu "9" na tarczy 23p (czyli koło o średnicy około 20cm - dokładnie 19,5cm) na 25m czy w trafianiu na 50m w sylwetkę "klęczący" czy "popiersie" przy całkiem szybkim strzelaniu. Przy strzelaniu na 25m z P-64 do 23p(cały czas utrzymując tempo 1 strzał na 3 sekundy - czyli dość spokojne) wynik 95/100 jest w zasadzie normą. Przy strzelaniu w szybkim tempie oczywiście rozrzut rośnie (lekka broń, krótka linia celownicza, spory odczuwalny odrzut utrudniający kolejny strzał) - ale nawet przy strzelaniu bardzo szybkim wyszkolony strzelec utrzyma się w sylwetce "popiersie" bez trudu, choć oczywiście wynik punktowy będzi dużo gorszy jak z "pełnowymiarowego" pistoletu. Broń krótka jest "celna strzelcem" i tak naprawdę obielktywne różnice z celności są niewielkie. Nie brałbym tutaj pod uwagę doświadczeń z wojska czy jakichkolwiek służb mundurowych, bo niestety u nas (poza może pewnymi "spec-formacjami") te służby po prostu reprezentują dość żenujący poziom umiejętności. Jest to oczywiście wina systemu szkolenia (a raczej jego braku - bo trudno to jakimś "systemem" nazwać), doboru zadań strzeleckich wymyślonych chyba za biurkiem i bez nijakiem praktycznej wiedzy oraz faktu, że nasze służby mundurowe nijak nie potrafią sobie wbić do głowy, że instruktor strzelania to zawód, a nie "fucha" z łapanki. No i efekt jest jaki jest - jedynym wyjściem jest obniżanie wymogów strzelania, obecnie już do granic absurdu włącznie. Czyli proponuję nie popadać jednak w skrajności - P-64 jest mniej celny od TT, ale bez przesady ... Wśród broni o podobnych wymiarach jakoś specjalnie nie odstaje (no może poza tym nieszczęsnym "ciężkim" samonapinaniem).
  14. "Kopnięcia broni"

    Hamulec wylotowy na rewolwerze 500 SW Magnum jest całkiem skuteczny, broń ma odrzut zredukowany do poziomu broni w kalibrze 44 Magnum (to tak z subiektywnego odczucia). Za to zalet kompensatora (ma tłumić podrzut, a nie odrzut) w Glocku 17C jakoś nie widzę. Sporo za to można osiągnąć w karabinach. Kolega z klubu ma karabin wyborowy na amunicję .338 Lapua Magnum (8,6mm × 70) czyli amunicję o energii w okolicach 6500J (dla porownania popularny .308Win/7,62mmx51 ma ok. 3500J, podobnie 3500-3700J ma amunicja 7,62mmx54R, a nieco więcej bo w okolicy 4000J ma 7,92mmx57IS). Broń ma bardzo skuteczny hamulec wylotowy i odrzut broni przypomina ten z karabinka AK, jest odczuwalnie mniejszy niż w strzelającym o połowę słabszą amunicją karabinie wyborowym SWD.
  15. "Kopnięcia broni"

    Pistolet TT faktycznie ma spory odczuwalny odrzut. Broń ma umiarkowaną masę - załadowana 950g, stosunkowo silną amunicję, a do tego chwyt TT-ki (przynajmniej w moim odczuciu) jest nieco za krótki. To wszystko wpływało na mało przyjemny odczuwalny odrzut tego pistoletu. Ale z drugiej storny bez przesady - to że jest odczuwalnie wikeszy niż przeciętna broń w kalibrze 9mm Luger, to jednocześnie nie oznacza, że jest jakiś szczególnie wielki. Ot większy i tyle ... Inna sprawa, że w TT można dość łatwo usunąć największą niedogodność jaką jest niezbyt wygodny chwyt - zmieniając okładki na inne ... np. coś takiego ... Od razu inaczej broń leży w łapie ... I tutaj problem bo trudno spotkać rewolwer i pistolet o podobnej amunicji i masie. W rewolwerach używa się najpowszechniej współcześnie amunicji 38 Special i 357 Magnum. Ta pierwsza jest słabsza od powszechnie stosowanego naboju pistoletowego 9mm Luger, a ta druga silniejsza. Trudno więc o porównanie. Znowu jedyna broń na identyczną amunicję reprezentowana przez rewolwer i pistolet z jakiej strzelałem to .44 Magnum rewolwer S&W Mod. 29 z lufą 6 cali i pistolet DE z lufa też 6 cali - tyle, że rewolwer ma masę ok. 1,3kg, a pistolet prawie 1,8kg. I faktycznie z Desert Eagle odrzut jest odczuwalnie mniejszy, ale broń jest cięższa. W sumie przy podobnej amunicji to wpływ automatyki broni lub jej braku dla odczuwalnego odrzutu będzie niewielki - bardziej znaczenie będzie miało uksztłatowanie chwytu i stąd mnie się lepiej strzelało z tego S&W Model 29 niż z niewygodnego DE, choć ten drugi jest cięższy,
  16. "Kopnięcia broni"

    To się kopnij do Bydgoszczy (najbliższa impreza otwarta czyli dla niezrzeszonych w naszym klubie 1 maja) - my z takiego strzelamy na co dzień (w kalibrze .44 Magnum bo do .50AE trudno o amunicję). Nie taki diabeł straszny ... Choć tak naprawdę broń tylko do zabawy - jak dla mnie zero zastosowania praktycznego, dla tak nieporęcznego pistoletu. Jak już broń krótka w tym kalibrze, to lepszy jest jakiś normalny rewolwer - przynajmniej dobrze z ręku leży i jest jakiś taki zgrabny, bo DE to typowy "potworek" lub jak to mówią "Alien Gun" (bo trzeba być chyba kosmitą by to było wygodne przy strzelaniu i obsłudze).
  17. Broń ukryta

    Wedle życzenia. 1/ Taki sobie zestaw (pod ręką akurat był) - od lewej: 6,35mm x 16SR (25ACP), 7,65mm x 17SR (32ACP), 9mm x 18 Makarow, 9mm x 19 Luger, 7,62mm x 25 TT, 11,43mm x 23 (45ACP), 38 Special (9mm x 29R), 357 Magnum (9mm x 33R), 44 Magnum (10,9mm x 33R), 500 SW Magnum (12,7mm x 41R), 30 Carbine (7,62mm x 33), 7,62mm x 39, 7,62mm x 54R, 7,92mm x 57IS. 2/ Ciekawe porównania: a/ 500 SW Magnum vs 7,62mm x 39 czyli porównania z nabojem do "Kałacha". b/ 500 SW Magnum vs 7,62mm x 54R czyli tak jak chciałeś porównanie z nabojem do Mosina. c/ 500 SW Magnum vs 9mm x 19 Luger czyli porównanie z najpopularniejszym nabojem do broni krótkiej. d/ Chyba najzabawniejsze porównanie czyli rewolwerowy 500 SW Magnum z "malutkim" nabojem podobno tzw. "pośrednim" czyli 30 Carbine (do M1 Carbine)
  18. "Kopnięcia broni"

    Energię odrzutu broni wylicza się ze wzoru: Eb = [(q + bw)2 / 2Q ] x Vo2 gdzie: q - masa pocisku b - współczynnik powylotowego działania gazów (w oryginale litera grecka) w - masa ładunku miotającego (w oryginale litera grecka) Vo - prędkość początkowa pocisku Q - masa broni Co do tego co więcej "kopie" to nie ma aż tak prostej zależności jak podejrzewasz, bo w tym wszytskim jak widzisz gra rolę kilka czynników. Generalnie broń odprzodowa gładkolufowa miała większą masę pocisku, ale mniejszą prędkość tego pocisku niż broń odprzodowa gwintowana. Tylko, że kalibry (masy pocisków) były różne czasem broń gładkolufowa różniła się w tej materii od grintowanej niewiele, a czasem bardzo dużo. Natomiast karabiny na amunicję scaloną od chwili gdy zastosowano proch bezdymny miały o wiele większą energię (znacznie większe prędkości pocisków), co też przedkładało się na odrzut. Stąd wspomniana tutaj hakownica miała hak, bo strzelała pociskami o sporej masie (większej jak muszkiety wyposażone w kolby), to odrzut był większy. Do tego wszytskiego sama energia odrzutu to nie wszytsko - na subiektywną odczuwalność odrzutu ma też wpływ taki czynnik jak ukształtowanie broni. Dlatego np. dwa karabiny strzelające podobną energetycznie amunicją i mające podobną masę w odczuciu odrzutu często się różnią. Na odczuwalność odrzutu ma też wpływ czas w jakim działa ta siła - dlatego często broń automatyczna ma odrzut odczuwalny inaczej, słabiej niż powtarzalna - choć wyliczalna energia jest podobna. To samo z ładunkiem miotającym - proch czarny spala się inaczej niż "nitro", to i odczuwalność odrzutu jest inna. Subiektywnie odbieram go jako bardziej "miękki" (nie wiem jak to określić inaczej). To znaczy? Bo nie bardzo rozumiem pytania ... Broń krótka rządzi się podobnymi prawidłami jak broń długa - tyle, że odrzut "odbiera" dłoń-ręka, a nie bark. W broni krótkiej poza tą wyliczalna i obiektywna energią odrzutu to na subiektywne odczucie odrzutu ma wpływ ukszałowanie chwytu broni i jego dopasowanie do dłoni strzelca. Im lepiej chwyt dobrany, tym subiektywnie odrzut jest odczuwany jako mniej uciążliwy. Jesli chodzi o kwestie broń współczesna i historyczna, to tutaj sporą rolę odgrywa czynnik współczesnych prochów i współczesnej konstrukcji broni. Współczesne, najbardziej rozpowszechnione pistolety w kalibrze 9mm x 19 zwykle mają masą w okolicach 700-1000g (choć oczywiście zdarzają się odchylenia w górę i w dół), natomiast aby osiągną podobna energię pocisku to potrzeba rewolweru Colt Dragoon czy Colt Walker - tyle, że to broń o masie odpowiednio 1,75 i 1,95kg. Energia odrzutu będzie więc mniejsza. Na początku podałem wzór prawidłowy na energię odrzutu - wymaga on jednak pewnych szczegołowych danych. Natomiast w dużym uproszczeniu i w celach porównawczych możesz zastosować dwa wzory znane z fizyki w szkole podstawowej (mam na myśli czasy normalnej edukacji, gdy podstawówka miała 8 klas), a mianowicie: Mp x Vp = Mb x Vb Mp = masa pocisku Vp = prędkość wylotowa pocisku Mb = masa broni Vb = prędkość broni ... z którego wyliczysz sobie prędkość cofania się broni, a potem podstawisz ją do wzoru na energię kinetyczną czyli: Ek = Mb x Vb2 / 2 Otrzymasz bardzo uproszczoną (o czym trzeba pamiętać - bo to nie uwględnia powylotowego działania gazów) energię odrzutu broni, którą z dużym przybliżeniem możesz sobie wykorzystać do porównania odrzutów broni. Przy bardzo zbliżonych będzie to raczej nie do zastosowania, ale przy dużych różnicach można sobie to mniej więcej prześledzić.
  19. Broń ukryta

    Nie ma sprawy - jutro zrobię. W każdym razie 500SW Magnum to "po naszemu" 12,7mm x 41R czyli łuska ma długość 41mm. Dla porównania to np. amunicja do AK to 7,62mm x 39, a standardowa amunicja karabinowa NATO to 7,62mm x 51.
  20. Broń ukryta

    Nie wiem ... jakoś kinomanem nie jestem, to i na filmach średnio się wyznaję - ale kolega ma Black Widow w wersji chyba najmniejszej (jeszcze krótsza lufa), da się to zmieścić w tym większym pudełku od papierosów 24-25 sztukowym. Tak, żartem i to dość starym (wersje są różne z kalibrami też 22LR czu 25ACP), ale ... w sumie coś w tym jest. Z drugiej strony jak mowa o niedźwiedziach (zarówno Grizzly, jak i naszych "swojskich" Brunatnych - bo przecież to ten sam gatunek, Grizzly to tylko jego amerykańska odmiana), to Amerykanie (a któżby inny wpadł na taki pomysł?!) stworzyli coś zupełnie przeciwnego do małego Black Widow czyli Smith & Wesson 500 (zwany Grizzly), na amunicję SW 500 Magnum (energia 3500-4000J czyli większa niż wiele amunicji karabinowej) - niby przydatne do walki z niedźwiedziem. Nie wiem na ile to prawda - my tego w klubie używamy do strzelania do 5 litrowych baniek wody mineralnej (fajny efekt) dla zabawy. Oczywiście taka broń to szaleństwo ... lufa 10,5 cala, a masa broni 2,3kg bez amunicji. Jak dla mnie górna granica broni użytecznej do rewolwer .44 Magnum z lufą 6 cali (choć osobiście używam .357 Magnum z 7,5-calową lufą). Ale Amerykanie nie byliby sobą gdyby nie tworzyli różnych "potworków". Wiatrówką ... ?! To dopiero musiało zabawnie wyglądać ...
  21. Broń ukryta

    Energetycznie jest to amunicja porównywalna z używanym powszechnie przez lata w armiach śp.UW nabojem 9mm x 18 Makarow. Tyle, że sama energia pocisku to jeszcze nie wszystko - liczy się też jego masa, kształt i zachowanie po trafieniu w cel. Stąd choć energia podobna, to amunicja 9mmx 18 Makarow jest oczywiście skuteczniejsza. Nie spotkałem się z badaniami profilów ran postrzałowych dla tej amunicji (to jednak raczej amunicja niszowa dla broni obronnej) - a zasadniczo tylko badania w żelatynie są miarodajne. Wszelkiego typu "współczynniki" wyliczne matematycznie z zasady z praktyką nie mają wiele wspólnego i są do zastosowania tylko bardzo w ograniczonym zakresie, a często dają wyniki wprost odwrotne do badań w żelatynie oraz obserwacji praktycznych ofektów ran postrzałowych. Erergię .22WMR ma stosunkowo sporą, ale pocisk jest bardzo lekki bo 30-50grs (1,95-3,25g) - tą wysoką energię daje mu spora prędkość początkowa. W efekcie działanie na cel żywy będzie moim zdaniem bardzo nierówne, zależne od tego w co w ciele trafi pocisk czyli jak szybko zostanie wyhamowany. Skuteczność zależy też oczywiście od rodzaju pocisku - u nas dostępna są najczęściej amunicjca czeska S&B, a ta jest oferowana z pociskami FMJ, JHP i LRN (dwa pierwsze 40grs, trzeci 45grs) czyli pełno płaszczowy, półpłaszczowy z wgłębieniem i całkowicie ołowiany bez płaszcza. Sama amunicja ma rodowód myśliwski - w krajach gdzie nie ma (jak u nas) absurdalnych organiczeń energetycznych i zakazów używania amunicji bocznego zapłonu to amunicja na niewielkie drapieżniki - szopy, lisy, kojoty itp. czy choćby na zające i podobne "obiadowe" stwory. Niezbyt ważne bo to nie jest broń automatyczna i raczej nieprzeznaczona do prowadzenia "pojedynków ogniowych" - to broń do samoobrony z bardzo bliska (choć rozrzut na 20m jest bardzo przyzwoity jak na takie maleństwo - parę razy poróbowałem i nie przekracza 25cm na tej odległości). Rewolwer jest SA (czyli bez samonapinania) - po strzale trzeba i tak napiąc kurek w związku z tym wpływ odrzutu na szybkość kolejnego strzału nie jest duży. Sam odrzut określiłbym (subiektywnie) jako dość umiarkowany, bynajmniej nie jakoś specjalnie nieprzyjemny choć oczywiście ze względu na niewielkie wymiary broni (mała masa i niezbyt wygodny chwyt) jednak wyraźnie odczuwalny (pewnie jakieś 3-4J). Szczególnie w odmianie przedstawionej na zdjęciu - bo ta ma akurat bardzo mały chwyt, są też chwyty sporo większe, gumowe, ktorymi sobie można zastąpić te pokazane okładziny. Strzelanie staje się wygodniejsze, ale broń trochę traci na walorach skrytego noszenia (oczywiście u nas teoretycznie - bo w Polsce takiej broni nie da się zarejestrować jako broń do obrony osobistej).
  22. Vis

    Vis, wywodzący się przecież z Colta M1911 miał działający w zasadzie tak samo jak Colt bezpiecznik chwytowy. Czyli dopóki broń nie została ujęta prawidłowo dłonią za chwyt broń była zabezpieczona i nie dało się ani nacisnąć spustu, ani zwolnić (opuścić) kurka. Te mechanizmy działały dopiero gdy nacisk nasady dłoni na chwycie powodował wciśnięcie i "schowanie się" wystającej dźwigni bezpiecznika. Problem był w tym, że oprócz tego zabezpieczenia była możliwość tylko jeszcze ustawienia kurka w pozycji zabezpieczającej - a do tego trzeba najpierw kurek opuścić. Tyle, że układając kciuk na kurku, traci się oparcie nasady dłoni na chwycie i bezpecznik chwytowy się włącza, a więc kurka nie opuścić, bo spustu nie ściągniesz. Oczywiście jest na to rada - taka sama jak w M1911 (bo bezpiecznik Visa jest kopią tego w M1911) czyli trzeba jeszcze trochę napiąć kurek (poza położenie gdzie normalnie kurek jest napięty), a wtedy bezpiecznik chwytowy się sam wyłączy (bez konieczności nacisku na niego) i można naciskają palcem na spust i przytrzymując kciukiem kurek dokonać jego zwolkniinia. Kawalerii to nie pasowało (czynność faktycznie może być trudna podczas konnej jazdy - bo wymaga nieco wyczucia), a w Visie nie było przecież bezpiecznika nastawnego. Ta dźwignia z lewej, na chwycie to dźwignia służąca zablokowaniu zamka przy rozkładaniu broni. W M1911 w tym miejscu jest bezpiecznik nastawny działający na napięty kurek. No to wkomponowano w broń zwalniacz kurka, który miał postać dźwigni na lewej ścianie zamka (w zasięgu kciuka). Nacisk na jego "skrzydełko" powodowało samoczynne zwolnienie kurka bez strzału.
  23. Vis

    O to, że zapewne strzelałeś sobie na spokojnie, bez presji czasu do nieruchomej tarczy i to w sytuacji "statycznej". Problemem Visa są bardzo małe przyrządy celownicze i do tego w niekorzystnym kształcie. Muszka jest bardzo wąska, a szczebina niewielka i do tego trójkątna. O ile przy precyzyjnym strzelaniu do tarczy w dobrym oświetleniu to nie przeszkadza zanadto - to w przypadku strzelania szybkiego, w gorszych warunkach stanowi to duży problem. A przecież strzelanie w warunkach bojowych to strzelanie dynamiczne. W mojej ocenie Vis ma jedne z gorszych przyrządów celowniczych, gdy weźmiemy pod uwagę broń z tamtego okresu. Przepada w porownaniu z czytelniścią prostokątnych przyrządów Colta M1911A1 czyli po modernizacji z 1926 (starsze M1911 też miały akurat "symboliczne"), czy półkolistych (w kształcie "U") przyrządów TT-ki czy P.38. Vis ma przyrządy równie kiepskie jak P.08 z krótką lufą. Co ciekawe ponoć w pierwotnym projekcie były normalne prostokątne przyrządy, tylko jakiś wojskowy "geniusz" uważał, że wszystko ma mieć trójkątne przyrządy jak kb Mauser - co niby "ułatwiało szkolenie". Może miało to kawałek sensu w przypadku rkm-u, ale w pistolecie było całkowicie nieuzasadnione. Z Visa strzela się w miarę dobrze na szybko tylko z odległości bardzo bliskich czyli do 15m (bo wtedy sie przyrządów w zasadzie nie używa), dalej są już problemy a rozrzut przestrzelin przy szybkim strzelaniu gwałtownie rośnie. Jak dla mnie do 15m to Vis idzie prawie równo z Coltem M1911, ale na 25m to już przy szybkim strzelaniu jest gorszy od "kopiącej" i mającej mniej wygodny chwyt (dla osób z dużą dłonią) TT-ki. O 50m nawet nie wspominając. Nie jest to jedyna wada tej broni - a w zasadzie w czasie gdy Vis powstał nie było to wada, bo większość pistoletów miała magazynki jednorzędowe, wyjątkiem w zasadzie był Browning HP z 13-nabojowym (bo do magazynka wkłada się naboje, a nie pociski). Wymieniłbym jeszcze dwie: - Ciasne pasowanie magazynka do chwytu. W pistoletach Colt M1911 i Walther P.38 zastosowano odpowiednie wyprofilowanie otworu magazynka (w chwycie), co pozwala na jego szybsze wsunięcie, bo nie trzeba ruchu zaczunać od idealnego wpasowania magazynka w otwór, moża to zroić nieco pod innym kątem, a magazynek się "ułoży". W TT-ce podobna funkcję spełnia spory luz przy wsuwaniu magazynka. Natomiast w Vis magazynek wchodzi ciasno i do tego musi być w tym ruchu idealnie ustawiony. - Źle dobrany kształt kurka. Jest po prostu niewygodny i to nie tylko w porównaniu z inaczej ukształtowanymi kurkami Colta i P.38, ale też z okrągłymi kurkami TT-ki i Browninga HP. Tyle, że są to wady broni, które wychodzą dopiero przy strzelaniach bardziej dynamicznych, szybszych, sytuacyjnych z szybką wymianą magazynka czy z różnymi "utrudnieniami". Czyli przy strzelaniu zbliżonym do rzeczywistych strzelań na polu walki. Jeśli chodzi o sam chwyt to ja go oceniam "średnio" - ale to kwestia bardzo indywidualna, bo ludzie mają różnej wielkości i kształtu dłonie. Dla mnie chwyt Visa jest gorszy od chwytu Colta M1911/1911A1 i Browninga HP, ale lepszy od TT (dla mnie za krótki i zbyt wąski - ale spotkałem się z dwoma różnymi ezgemplarzami "tuningowanych" TT, gdzie ten problem jest całkowicie wyelimonowany, ale seryjna TT ma chwyt dla mnie za mały) i od P.38 (tutaj uważam go za nieco zbyt duży - jeśli chodzi o szerokość). Na plus Visa zaliczam dobrze umieszczony zatrzask zamka - nie wymaga, jak w Colcie zmiany uchwytu i jest lepiej wyprofilowanym niż w TT i P.38. Dokładnie tak - w 1929 KSUS wybrał do uzbrojenia WP "trzynastostrzałowy pistolet FN" czyli wersję z 1928, poprawioną w 1929 - późniejszy FN Browning HP. Gdyby doszło to do skutku to WP byłby pierszą armią używającą pierwszej "cudownej dziewiątki" (potoczne określenie linii broni zapoczątkowanej przez Browninga HP). Ale PWU zrobiło matactwo - przedstawiając na szybko (zdaje się w tydzień) rysunki P.Wilniewczyca, które miały sugerować, że pracują nad własną konstrukcją pistoletu, który spełnia warunki armii, prace są już zaawansowane, poniesiono na nie koszty itd. W rzeczywistości nie mieli nic. To były tylko wstępne plany mające sugerować jakieś prace. Udało im się zablokować wprowadzenie pistoletu FN i sprawa ugrzęzła. Bo przecież Wilniewczyc miał tylko wstępne założenia, zrobione na szybko i chyba nie bardzo wiedział co dalej. Dopiero gdy po dwóch czy trzech miesiącach prawdopodobny pomysłodawca tego "przekrętu" się tym bardziej zainteresował to prace jakoś ruszyły, a faktycznie doprowadził je do "stanu używalności" inż. Modzelewski. Ale i tak to się ślimaczyło i WP zamiast dostawać pistolet od pewnie 1931-32, to zaczęło go otrzymywać w 1936. Efekt był znany - część żołnierzy (np. z obsług broni zespołowych) posłano na wojnę z nożami ("bagnet luźny"), bo pistoletów zabrakło nawet dla podoficerów ... no tutaj pal sześć, jak dostał zamiast tego kbk to i tak w wielu sytuacjach wyszedł na tym lepiej. Ale celowniczemu ckm czy granatnika kbk dać nie można było - to i poszedł chłop na wojnę "z nożem". Czyli wyszło "jak zwykle" - jedni "robili biznesy", "szarża" sobie jakoś poradziuła, a szeregowemu jak zawsze "wiatr w oczy". Jednak ogólnie to Vis-a da się ocenić dobrze, nie był to zły pistolet - szczególnie, że parę znacznie lepszych armii poszło na wojnę z bronią dużo gorszą czyli Niemcy z archaicznym P.08 (P.38 wydawano do jednostek z magazynów dopiero od 1940), Brytyjczycy ze starym rewolwerem o rozwiązaniach typowo XIX-wiecznych, Francuzi tak długo ślimaczyli z pistoletem, że gdy już się zdecydowali to i tak większość ich nie dostała, bo czasu zabrakło, Włosi, Węgrzy i parę innych armii miało broń na słabszą, raczej mało przydatną dla "liniowców" amunicję. Czyli pomimo pewnch wad (a jakaż broń ich nie ma?) to WP z Visem akurat raczej w czołówce było, tyle że przez te machinacje i opóźnienia nie zdążono wyprodukować odpowiedniej liczby broni.
  24. Muzeum Historyczne m.st. Warszawy

    Przede wszystkim, żeby to osodzić to trzeba by znać tą instytucję nieco bardziej niż tylko z artykułu w prasie czy autoreklamującej ją stronki internetowej. Moim zdaniem mamy mechanizm dość typowy - zmiana personalna na stanowisku szefa jakiejś instytucji (w tym przypadku muzeum) i zapowiedź zmian w samej instytucji, z tego co czytam dość kompleksowych oraz niezbyt pozytywna ocena dotychczasowej działalności. To budzi opór pewnie części pracowników (bo zmiany moją być też personalne) oraz "reakcję obronną" dotychczasowego kierownictwa (bo negatywna ocena ich pracy pewnie rzutuje na ich "atrakcyjność" na rynku pracy, czy w ogóle na ich osobie). Sytuacja aż nadto typowa w takich przypadkach. W zasadzie można wszystkich zrozumieć: 1/ Nowe kierownictwo ma plan totalnej przebudowy placówki i musi to zarówno uzasadnić, jak i pewnie zapewnić sobie fundusze w odpowiedniej wysokości - stąd całkiem możliwe, że nieco przesadza w negatywnej ocenie poprzedniej ekipy. 2/ Dawne kierownictwo jest przekonane, że przecież "robiło wszytsko dobrze", a pracownicy zwyczajnie pewnie boją się o robotę, bo przy takiej okazji może być sporo zmian personalnych. Naturalnym jest, że pracownicy wszelkich instytucji stawiają zmianom opór, bo dla nich najlepiej jest jak było - zapewnia to spokój i bezpieczeństwo zatrudnienia. Trochę miałem swego czasu z "budżetówką" (w instytucjach samorządowych jest podobnie) do czynienia to mechanizm jakoś jest mi znany z autopsji. 3/ No i mamy element trzeci - osobiste zdanie na jakiś temat osoby tworzącej artykuł. Sam kiedyś pisałem artykuł dla czasopisma "branżowego" o nowo powstałym muzeum (choć zawodowo się takimi sprawami nie zajmuję) i poza obiektywnym opisem jest miejsce na osobiste odczucia piszącego. Nie da się tego wyeliminować, bo przecież sposób w jaki jakieś muzeum działa i jak się prezentuje może się podobać bardziej lub mniej, lub się nie podobać w ogóle. To trochę jak ze zwiedzającym - są muzea, które ocenia lepiej, a są takie jakie się ocenia gorzej. Jednemu się taka forma będzie podobała, a innemu nie. To jest nieuniknione - stąd gdy powstaje kilka artykułów na temat tego samego muzeum to mogą one się od siebie trochę różnić w ocenie, bo poza tą obiektywną (zakładam oczywiście, że pisze to osoba rzetelna), jest i ta subiektywna czyli odbiorcy. A podsumowując to jak dla mnie "pies pogrzebany" jest w tym zdaniu ze sporostowania: "Zgadzam się, potrzebne są zmiany, ale forma ich wprowadzania, głównie personalna ..." Zmiany personalne zawsze budziły, budzą i będzą budzić opór ... tak już jest. Natomiast jeżeli w grę wchodzą "rozgrywki personalne" to już akurat prasa nie jest wiarygodna, bo niestety nawet rzetelny dziennikarz nie ma prawdziwego wglądu w sytuację i pisze to na bazie tego co mu powiedzą, często mówią w sposób sprzeczny, i często trudno ocenić kto ma rację i w jakim zakresie - bo zasadniczo pewnie wszyscy rozmówcy mają w tym jakiś "swój interes".
  25. Little Big Horn

    Nieprawidłowy jest zapis tej amunicji. Pomijając już, że w amerykańskim zapisie współczesnym pomija się kropkę przez setnymi cala (ale była ona dawniej, więc jakimś błedem to nie jest), to kropka przy drugiej wartości (po "myślniku") jest absolutnie bez sensu. Pierwsza wartość to kaliber lufy w setnych cala czyli 45 to 0,45" (średnica pocisku dla 45-70 to .458). Druga wartość to masa ładunku prochu (czarnego) w granach - czyli 45-70 to nabój z do kalibru .45 z ładunkiem prochu o masie 70 grs. Zapis ten można rozszeżyć do postaci 45-70-405 i wtedy trzecia wartość oznacza masę pocisku w granach. Przy czym przy 45-70 i nieco wcześniejszym 50-70 (używany np. w starszych "Trapdoorach") trzeba jeszcze dopisywać Gov. lub Government bo same były też inne 45-70 i 50-70 (niewymienne z 45-70 Gov. i 50-70 Gov.) np. do Sharpsów. Czyli nie .45-.70, a poprawnie 45-70 (zdaje się, że kiedyś było .45-70, ale współcześnie już bez kropki). No i ten .45-.55 to powinno być zapisane 45-55. Nabój 45-55 (45-55-405) to amunicja 45-70 o zredukowanym ładunku prochowym do 55 granów (ale taki sam pocisk), używana często w karabinkach. Podobne błędy są w dalszej części cytatu: Spencer to nie jakieś kalibry .50 lub .52 tylko zapewne 56-50 i 56-52 (zresztą bocznego zapłonu) - choć akurat Spencery były "porąbane" i rzeczywiste kalibry nijak nie odpowiadały oznaczeniom (co w sumie się zdarza i do dzisiaj) i były bardziej zbliżone do pół cala. Pocisk 56-50 i 56-52 miał średnicę .512 czyli lufa pewnie faktycznie około .50 (ale to .52 to raczej "pozajączkowało" się komuś). Winchester - znowu nie .44-.40 tylko 44-40 (40grs prochu), ewentualnie "po staremu" - .44-40.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.