Skocz do zawartości

Razorblade1967

Użytkownicy
  • Zawartość

    807
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Razorblade1967

  1. Historyczna broń palna

    Nie chodziło o "czułość kapiszonów" - bo żeby było zabawniej te z XIX wieku były niejednokrotnie lepszej jakości niż współczesna masówka - wtedy od ich sprawności zależało życie czy zjedzenie kolacji - dzisiaj strzela się z takiej broni dla zabawy. Problem leży w czym innym - dzisiaj gdy strzela się z broni kapiszonowej na strzelnicy i jest to po prostu hobby czy rekreacja to nikt się nie spieszy. Broń ładuje się dokładnie, stosuje się dość dokładnie odmierzone naważki prochu, filcową przybitkę pomiędzy prochem, a kulą/pociskiem (niektórzy używają kaszy - ale wychodzi w sumie na to samo czyli jest materiał izolujący ładunek prochu). W czasach gdy walczono powtarzalną bronią rewolwerową (rewolwer, karabin rewolwerowy) ładowano broń pospiesznie, często sypiąc proch "pod brzeg komory", nie używając przybitki wciskało się kulę. Proch potrafił się rozsypywać po przedniej ścianie bębna i tworzył "ścieżkę", pod której ogień dostawał się do sąsiednich komór. Z zasady powodowało to odpalenie komór sąsiednich w stosunku do tej znajdującej się w osi lufy. Odpalenie wszystkich komór czy 4/6 lub 5/6 to już ewenement. W zasadzie tylko niezamierzone odpalenie komory na "6" niszczyło broń - odpalenie tych z boku w zasadzie nie kończy się destrukcją broni rewolwerowej. W rewolwerze gdzie nie tyle trzyma się broń jedną ręką, ale nawet gdy się to robi oburącz to obie spoczywają na chwycie za bębnem - w zasadzie nie czyniło to krzywdy, ani strzelcom, ani broni. Co prawda wystrzeliłem tysiące razy z kilku typów rewolwerów kapiszonowych (sam mam 4 typy rewolwerów Colta - oczywiście współczesne repliki, ale i karabinu rewolwerowego strzelałem, bo kolega ma) i nigdy nie zdarzyło mi się nawet podwójne odpalenie. Widziałem raz taki przypadek - niewyczyszczona broń, przeładowane komory, brak przybitek i odpaliły trzy komory (ta właściwa i dwie sąsiednie). Broni nic się nie stało stal w kontakcie z ołowiem jest raczej wytrzymała - po prostu kule ześlizgnęły się po broni i tyle. Z tym "urywaniem dłoni" to jednak przesada. Oczywiście mogły być takie przypadki - ale raczej chodziło tutaj o rozerwanie bębna niż o wielokrotne odpalenie (bo to ostatnie to prędzej palec urwie niż dłoń). Tyle, że rozerwanie broni zdarzyć się w tamtych czasach (dzisiaj stosuje się stosunkowo duży margines bezpieczeństwa przy produkcji broni) mogło się trafić nie tylko w karabinach rewolwerowych - choć ich budowa czyniła je mniej wytrzymałe od typowych jednostrzałowych karabinów czy karabinków. Zresztą jest jeszcze jednej aspekt - karabiny rewolwerowe, kapiszonowe często nie miały przedniego chwytu i lewa ręka wcale nie spoczywała w okolicy bębna. Stosowano taką samą technikę jakoś się dzisiaj stosuje przy strzelaniu z pistoletu z dostawną kolbą, rewolweru z dostawną kolbą (też obecne w XIX wieku) czyli obie dłonie spoczywają na chwycie (jedna trzyma, druga podpiera) - w sumie broń jest do tego przystosowana, bo środek ciężkości znajduje się w okolicy bębna (lufy nie były zbyt grube i ciężkie). Podstawową wadę karabinu rewolwerowego było: - Niewielka prędkość pocisku bo naważka prochu w takiej broni była tylko nieco większa niż w rewolwerze (w porównaniu z takim Coltem Walkerem, czy Dragoonem większa naprawdę niewiele), a więc balistyka raczej kiepska. - W sumie szybkostrzelność była niezła tylko do wystrzelenia bębna (6 komór) - potem trzeba było naładować bęben i nałożyć kapiszony w czasie 2-3 minut. Tymczasem strzelec z karabinem/karabinkiem odprzodowym strzelał co prawda wolniej (2-3 strzały na minutę), ale w ciągłym tempie. Czyli np. żołnierz z karabinem rewolwerowym wystrzeliwał 12 razy w czasie powiedzmy 5 minut, a strzelec z karabinem odprzodowym w ciągu 5 minut mógł wystrzelić 10-15 razy. W sumie wychodziło na jedno - tyle, że jednostrzałowy karabin odprzodowy miał lepszą balistykę pocisku (większy ładunek). W armii zysk w karabinu rewolwerowego był więc jakoś "taki sobie" - w zasadzie poza zasadzkami itd. żaden. Pluton z karabinami odprzodowymi, jednostrzałowymi oddawał tyle samo strzałów co pluton z karabinami rewolwerowymi, tyle że jednak celniej i na większą odległość. Nawet w kawalerii zysk był prawie żaden. Po spieszeniu karabinek jednostrzałowy był przy długotrwałym ogniu wcale nie mniej szybkostrzelny. A podczas walki konnej lepszy był rewolwer, bo obsługiwany jedną ręką pozwalał na kontrolę konie drugą - amerykańska kawaleria w sumie szybko (już w czasie WS 1861-65, a potem walk z Indianami) doszła do wniosku, że szabla to najlepiej nadaje się do pieczenia mięsa nad ogniskiem, a do walki z konie lepszy jest rewolwer (potem pistolet samopowtarzalny) i do końca istnienia tej formacji w jej podstawowej postaci (czyli "konnej kawalerii") każdy walczący żołnierz miał broń krótką - od oficera po ostatniego szeregowca. Po prostu karabinek rewolwerowy był ślepą uliczką w rozwoju broni palnej - choć atrakcyjną dla niektórych użytkowników cywilnych. Nie dopatrywałbym się zaniechania użytkowania karabinów rewolwerowych z niebezpieczeństwie dla strzelca (choć istniało faktycznie - trudni jednak o statystykę), ale właśnie w taktycznych wadach tej broni, pozornie szybkostrzelnej, ale w wojennej praktyce gorszej od jednostrzałowego karabinu kapiszonowego. Edycja >>> A kto powiedział, że "nie robili"? A o karabinie Jacoba (kal. 52), używanym w brytyjskiej armii indyjskiej słyszał? Był taki karabinek odprzodowy, dwulufowy (zresztą z ciekawym pociskiem dostosowanym do lufy gwintowanej - było to przecież przed "epoką Minie"), nawet używający go pułk zwany był "Jacob Rifles". W sumie znowu zysk niewielki - dwa szybkie strzały i czas ładowania dwa razy dłuższy. W armiach, podczas walki szykiem i prowadzeniu długotrwałego ognia zysk żaden, a broń cięższa bo ma dwie lufy zamiast jednej. W zastosowaniach cywilnych co innego - ale w sumie co przeszkadzało nabić ówczesną kapiszonową dubeltówkę kulami zamiast śrutem? Oczywiście lufy gładkie, a więc celność taka sobie ... ale do 100m czemu nie ...
  2. Broń palna w USA w XIX wieku

    Tutaj bym polemizował jeśli chodzi o Sharpsa - bo zdanie sugeruje, że kbk Springfield M1873 strzelający amunicją 45-55 był od niego celniejszy. Akurat karabiny Sharps były bronią bardzo celną już w czasie gdy były to karabiny kapiszonowe, tyle że odtylcowe (taki sposób ładowania nie dość, że przyśpieszał i ułatwiał czynności to jeszcze powodował, że pocisk mógł być prowadzony przez gwinty identycznie jak w broni na amunicję zespoloną) - prędkość początkowa pocisku i jego balistyka przewyższała 45-55 czyli osłabiony 45-70. Wersje cywilne tej broni (a takie pewnie posiadali Indianie) z czasem stały się karabinami na amunicję zespoloną i też stosowały często amunicję balistycznie lepszą od używanej w kbk Springfield M1873 45-55. I to się jak najbardziej "kupy trzyma". Z małą uwagą, że Springfieldy M1873 nie były już przerabiane ze wcześniejszych modeli kapiszonowych, a produkowane od podstaw. W 1873 dokonał się pewien przełom w uzbrojeniu amerykańskich sił zbrojnych bo do uzbrojenia przyjęto właśnie produkowany od podstaw kb i kbk Springfield M1873 oraz rewolwery Colt SAA M1873. Wcześniej uzbrojeniem były pozostałości po WS, w dużej mierze broń odprzodowa, kapiszonowa oraz częściowo taka broń jak pozostałe po WS Spencery czy pewne ilości konwertowanych na system Allina (Tropdoor) Springfieldów (ale karabinów, a nie karabinków kawalerii), jeszcze w kalibrze 50-70. Przed Coltem M1873 standardowym uzbrojeniem był Colt Army M1860 (kapiszonowy). Nawet nietypowe, choć stanowiące szczytową formę rewolweru kapiszonowego, a dostarczone w większości już po WS rewolwery Roger & Spencer wylądowały w magazynach i wyprzedano je na rynek cywilny ... w 1912.
  3. Broń palna w USA w XIX wieku

    Nie wiem, ale jakoś bardziej ufam w tej materii publikacjom angielskojęzycznym. Choćby "Little Big Horn 1876" P.Panzeri i inne. Gdyby to były Spencery, a nie standardowe w US Calvary tamtego okresu Springfieldy M1873 Carbine to czemu na obrazach przedstawiających bitwę są wszędzie te drugie? np. http://www.manataka.org/images/Little_Big_Horn_Battle.jpg http://www.sdheroes.com/wp-content/uploads/2012/06/CusterPhoto2.jpg http://www.offthebeatenpath.ws/Battlefields/LittleBighorn/CustersLastCommand.jpg http://3.bp.blogspot.com/--gJEWg4qtbQ/TjMIYYJp63I/AAAAAAAAGq0/FTCiSAH9xXI/s1600/little_big_horn_photo4.JPG http://malygosc.pl/files/12/03/17/982840_mgn06s24a_34.jpg Zakładam, że jednak Amerykanie lepiej znają swoją historię ... byłaby by to jakaś ciekawostka czemu broń zakupiona w czasie Wojny Secesyjnej i to w dużej części przez formacje stanowe nagle po kilkunastu latach (były dostarczane dla zamówień rządowych na wiosnę 1862), znalazły się w uzbrojeniu regularnego pułku kawalerii. Czemu broń zakupiona "interwencyjnie" w czasie wojny po kilkunastu latach (gdy strzelała już nietypową amunicją) zamiast zalegać jakieś magazyny (gdzie trafiły nadwyżki wojenne innych typów pozostałej po wojnie) lub zostać wyprzedana na rynek cywilny czy przekazana jakimś milicjom lokalnym miałaby pozostawać w uzbrojeniu regularnej formacji amerykańskiej kawalerii. Byłaby to naprawdę duża ciekawostka ... gdyby okazało się to prawdą. Sądzisz, że autorzy obrazów tej bitwy taką ciekawostkę by przeoczyli? Ja tak nie uważam - skoro np. maluje się nietypowe rewolwery Custera ... Dlaczego też na fotkach przedmiotów znalezionych na polu tej bitwy czy zdobytych przez Indian widać kbk Springfield M1873? np. http://blog.explorefranklincountypa.com/wp-content/uploads/2012/05/LittleBigHorn.JPG Obstawiam po prostu nierozróżnianie typów amerykańskiej broni i tyle ... stąd ten Spencer zamiast Springfielda. PS. Czy w tej książce jest tylko nazwa "Spencer" czy może jakiś dokładniejszy opis mówiący, że była (co trudno nie zauważyć) broń powtarzalna, z wymiennym magazynkiem rurowym w kolbie?
  4. Broń palna w USA w XIX wieku

    Wiesz ... VeryDisco to w temacie broni palnej (zresztą w temacie broni pancernej również, pewnie i w innych kwestiach) raczej bym się nie sugerował - większość tego co tam "leci" to zestaw mitów i sloganów, nijak nie poparty jakimiś poważniejszymi źródłami i materiałami. Oczywiście bywają programy wartościowe, ale jeśli ktoś w temacie nie "siedzi" to trudno mu odsiać "ziarno od plew". Na moje komuś się pomieszał Spencer ze Springfieldem - jedno i drugie na "S"... 1. Jakoś nie spotkałem się z informacją aby 7pkaw używał w 1876 karabinków Spencer M1860 czy M1865 - za to spotkałem się z informacjami o użyciu typowej dla kawalerii USA w tamtym okresie broni etatowej czyli kbk Springfield M1873. 2. Zakładając na chwilę na potrzeby dyskusji, że byliby uzbrojeni w kbk Spencer to w takim razie dalsza część mówiąca o przewadze Indian uzbrojonych w kbk Winchester byłaby bzdurą - szybkostrzelność Spencera jest mniejsza od Winchestera, ale w zakresie wystrzelenia magazynka. Jednak szybkostrzelność długotrwała jest większa dla Spencera - bo jeśli kawalerzyści mieliby Spencery to mieliby też typowe wojskowe ładownice zawierające po 10 wymiennych rurowych magazynków 7-nabojowych. Wymieniali by więc magazynki, a nie ładowali jak strzelcy z Winchesterami pojedynczych nabojów do rurowego magazynka pod lufą. 3. Oczywiście nie jest wykluczone, że niektórzy żołnierze używali prywatnej broni - szczególnie oficerowie i podoficerowie. Jeden z sierżantów miał np. Sharpsa z celownikiem optycznym. Sam Custer używał prywatnego karabinka Remington (rolling-block) kal. 50. - zresztą i rewolwery miał prywatne. Tak więc jak najbardziej Spencer M1860 mógł się u kogoś trafić - bo w czasie walk z Indianami prywatna broń w rękach żołnierzy nie była rzadkością. Jednak etatowym uzbrojeniem 7 pkaw w tym czasie były karabinki Springfield M1873 oraz rewolwery Colt SAA M1873 - akurat ta jednostka kawalerii posiadała wtedy broń "aktualnych wzorów" używanych w US Calvary. 4. Indianie oczywiście mogli posiadać i posiadali Winchestery - ale masowość uzbrojenia wojowników w powtarzalną broń palną i to co nowszych wzorów to raczej wytwór kinematografii niż rzeczywistości. Żeby mówić o przewadze ze względu na typ używanej broni to uzbrojenie w nią Indian musiałoby być masowe - a tymczasem część w ogóle nie miała broni palnej, a część stare karabiny odprzodowe. Owszem mieli i Winchestery - ale z tego jak to jest w różnych miejscach szacowane było to kilkudziesięciu wojowników, inni mieli cały przegląd typów broni, które można było kupić, które zdobywali we wcześniejszych walkach, w napadach na osadników czy w walkach międzyplemiennych. Część nie miała broni palnej wcale, zdobyli ją dopiero na 7pkaw i potem mieli już kbk Sprinfield M1873 Indianie mieli przewagę - ale przede wszystkim liczebną.
  5. Broń palna w USA w XIX wieku

    Nie wiem ... nigdy sobie czasu ładowania nie mierzyłem, ale można to robić stosunkowo szybko, bo broń jest lekka (co prawda mam współczesną produkcję Winchestera 92 brazylijskiej firmy Rossi na całkiem współczesną amunicję .44 Magnum - ale różnic jako takich nie ma) i jak się ma wprawę to naładowanie magazynka 10-nabojowego (tyle ma mój "Winchester") nie zajmuje wiele czasu. trochę to może dziwnie wygląda bo się karabinek trzyma w prawej ręce, nieco pochylony, naboje ładuje lewą do okienka po prawej stronie broni - ale idzie to robić naprawdę szybka Niestety nie mam ładowania Winchestera, ale tutaj strzelanie z tej broni (stary filmik sprzed 3 lat) - - widać jak to pracuje, choć strzelałem sobie bez jakiegoś pośpiechu, ot tak rekreacyjnie. Szybkostrzelność Spirnfielda Trapdoor jest opisywana jako 10 strzałów na minutę (celowanych), pewnie dla karabinka będzie to 1-2 strzały więcej bo broń bardziej poręczna. W Springfieldzie M1873 trzeba: 1. Otworzyć zamek (trzymany przez zatrzask sprężynowy) 2. Usunąć pustą łuskę - był wysuwana prze wyciąg, sprawny żołnierz jej nie chwytał, tylko "wytrząsał". 3. Wsunąć nabój do komory. 4. Zamknąć zamek. 5. Napiąć kurek. Prawdę powiedziawszy nie wiem jak to było w 7pkaw pod LBH, ale spotkałem się na rysunkach przedstawiających oporządzenie oraz na starych fotografiach z dwoma systemami stosowanymi w tamtym okresie w kawalerii USA walczącej z Indianami: 1. Ładownica skórzana na pasie, zamykana z uchwytami na naboje w środku. 2. Pas amunicyjny, normalnie zapięty na biodrach z kieszeniami na pojedyncze naboje. Ten drugi system był chyba dość popularny u walczących z Indianami kawalerzystów - bo w "Broni strzeleckiej XIX wieku" F.Myatta jest spora rycina przedstawiająca "potyczkę z Indianami" z roku 1880, żołnierze mają karabinki Springfield M1873 oraz pasy biodrowe z nabojami. Takie pasy widać na wielu starych fotografiach przedstawiających żołnierzy USA na terenach gdzie toczyły się walki z Indianami - nawet jeżeli nie był to typowy wzór obowiązujący w armii, to na pewno był popularnym systemem podczas walki z "wewnętrznym wrogiem".
  6. Broń palna w USA w XIX wieku

    Jak to się mówi "kwestie biznesowe" - otóż Oliver Winchester (który jak wieść głosi kiepsko znał się na broni, ale nieźle na biznesie, zresztą różnym bo był np. sporym producentem koszul) wykupił bankrutującą firmą Volcanic Repeating Arms Co (New Heaven), w której w latach 1854-57 produkowano pistolety (i odmiany ich karabinkowe) przeładowywane dźwignią i z magazynkiem rurowym pod lufą. Sama broń była ciekawym pomysłem, ale nabój był dość kuriozalny - ładunek prochowy i spłonka był w wydrążonym pocisku (nabój bezłuskowy!). Sprzedawało się więc to "tak sobie" i firma padła (nawiasem mówiąc broń zaprojektowali panowie Smith i Wesson - jak mniemam nazwiska znane?). Winchester był akcjonariuszem, wykupił udziały i włączył do swojego "koncernu" New Heaven Arms Co. Zatrudnił jako głównego projektanta i konstruktora Beniamina Henry'ego - ktory korzystając z pomysłów firmy Volcanic, opracował nowy nabój (bocznego zapłonu), dopracował zamek i stworzył zgrabny 15-strzałowy karabinek, który opatentował i który nazwano od jego nazwiska karabinkiem Henry'ego (Model 1860 - nawiasem mówiąc kupiła go w czasie wojny secesyjnej armia Unii w ilości około 1700szt. i ... nie trafił on do jednostek liniowych). Broń miała jedną główną wadę - magazynek ładowało się od przodu, dość upierdliwie, ale i tak sprzedawał się dobrze. B. Henry - po paru latach "poszedł na swoje" (po konflikcie z Winchesterem) i stał się konstruktorem producentem luf (np. znany brytyjski karabin Martini-Henry - to właśnie broń z lufą konstrukcji Henry'ego), a jego miejsce w firmie Winchestera zajął Nelson King. N.King - opracował system ładowania magazynka z boku przez otwór zasłonięty klapką i powstał kolejny ulepszony model zwany jeszcze Henry 1866. Na początku 1867 Winchester zmienił nazwę firmy na Winchester Repeating Arms Co i od tej chwili wszystkie produkty nosiły nazwę "Winchester", a karabinek Henry Model 1866, stał się Winchesterem Model 1866. Podobno - Indianie zapatrywali się w broń indywidualnie (zakupy, zdobycze, kradzieże) i pod LBH ich uzbrojenie stanowiła mieszanka łuków, broni odprzodowej i broni na amunicję zespoloną, czyli pewnie też mógł się trafić zarówno karabinek Henry M1860, jak i Winchester M1866 czy nawet M1873. Kawalerzyści 7pk używali pod LBH karabinków Sprinfield Model 1873 (Trapdoor). Czyli broni o długości 1049 mm (41,3 cala), z lufą 556mm (21,9 cala) i masie 3,6kg (7,9 lbs) - używającej osłabionej odmiany naboju 45-70-405 czyli 45-55-405 (ta pierwsza wartość to kaliber w setnych cala, druga masa prochu czarnego w granach, a trzecie masa pocisku w granach). Pocisk osiągał prędkość początkową 340m/s (w karabinach pociski z 45-70-405 osiągały z luf 823mm/32,4 cale - 410m/s). PS - widzę, że Speedy był szybszy ... ale nie kasuję.
  7. Broń palna w USA w XIX wieku

    Przede wszystkim przez ponad 70 lat podstawowym uzbrojeniem był karabin odprzodowy Springfield, występujący w kolejnych odmianach - najpierw jako gładkolufowy karabin skałkowy, potem gładkolufowy karabin kapiszonowy, a następnie gwintowany karabin kapiszonowy. Jego historia trwała dalej, bo został konwertowany na amunicję scaloną (na początku przebudowa, potem produkcja od podstaw) i w formie popularnie zwanej "Trapdoor" dotrwał do końca XIX wiek, a nawet kilka lat XX wieku. 1. Springfield Model 1795 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .69 2. Springfield Model 1812 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .69 3. Springfield Model 1816 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .69 4. Springfield Model 1822 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .69 5. Springfield Model 1835 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .69 6. Springfield Model 1840 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .69 7. Springfield Model 1842 - gładkolufowy, odprzodowy, kapiszonowy, kaliber .69 8. Springfield Model 1855 - gwintowany, odprzodowy, kapiszonowy, kaliber .58 9. Springfield Model 1861 - gwintowany, odprzodowy, kapiszonowy, kaliber .58 10. Springfield Model 1863 - gwintowany, odprzodowy, kapiszonowy, kaliber .58 11. Springfield Model 1865 - amunicja scalona, zamek uchylny, jednostrzałowy, kaliber .58-60 12. Springfield Model 1866 - amunicja scalona, zamek uchylny, jednostrzałowy, kaliber .50-70 13. Springfield Model 1868 - amunicja scalona, zamek uchylny, jednostrzałowy, kaliber .50-70 14. Springfield Model 1870 - amunicja scalona, zamek uchylny, jednostrzałowy, kaliber .50-70 15. Springfield Model 1873 - amunicja scalona, zamek uchylny, jednostrzałowy, kaliber .45-70 16. Springfield Model 1888 - amunicja scalona, zamek uchylny, jednostrzałowy, kaliber .45-70 Powyższe to podstawowe modele karabinów, ale część modeli posiadała odmiany karabinkowe (np. M1873), karabiny kadetów (np. M1873 czy M1869, wywodzący się z M1868) czy np. karabiny oficerskie (jak M1875, będący odmianą M1873). To był podstawowy typ karabinu w armii USA - w zasadzie linia rozwojowa broni ciągnąca się od końca XVIII wieku do końca XIX wieku ulegająca kolejnym zmianom i modyfikacjom. Wyparta na przełomie wieków przez powtarzalny karabin Krag-Jorgensen M1892 kaliber .30-40 oraz karabinek tego wzoru, a potem kolejne M1896, M1898 czyli pięciostrzałowe karabiny powtarzalne z zamkiem ślizgowo-obrotowym, czterotaktowym. W między czasie do uzbrojenia weszły też karabiny systemu Remington, z zamkiem blokowym, obrotowym (rolling block), były to modele: 1. Remington Model 1870 - jednostrzałowy, zamek blokowy, amunicja scalona kaliber 50-70. Ten model to był tzw. Navy Rifle - dostarczany na potrzeby marynarki 2. Remington Model 1871 - jednostrzałowy, zamek blokowy, amunicja scalona kaliber 50-70. Dla wojsk lądowych - też karabinek tego wzoru. Remington jakoś popularności nie zdobył w armii (w sumie nie oferował wiele więcej od Trapdoora - jednostrzałowy karabin, niemożliwy do przerobienie na powtarzalny) - marynarka miała jakieś 22 tys., a armia 32 tys. Lepiej Remingtonowi wyszedł rynek cywilny i eksport. Inne typy: Sharps - popularny karabin cywilny początkowo odtylcowy rozdzielnego ładowania (kapiszonowy), a następnie zasilany amunicją scaloną. Niektóre odmiany kupowane przez armię w stosunkowo niewielkich ilościach (niektóre model w kilkunastu egzemplarzach jak kb marynarki Model 1855) - karabinek Model 1851 - kaliber .52 (kapiszonowy) - karabinek Model 1852 - kaliber .52 (kapiszonowy) - karabinek Model 1853 - kaliber .52 (kapiszonowy) - karabin marynarki Model 1851 - kaliber .52 (kapiszonowy) - karabin, karabinek i karabin marynarki Model 1855 - kaliber .52 (kapiszonowy) - karabin, karabinek, karabin wyborowy, karabin marynarki Model 1859 - kaliber .52 (kapiszonowy) - karabin, karabinek Model 1870 - kaliber .50-70 oraz 45-70 (nabój scalony) Spencer - karabinek (ale także karabin) na amunicję scaloną, z zamkiem uchylnym i magazynkiem 7-nabojowym, rurowym w kolbie (mogącym funkcjonować jako wymienny - i tak w praktyce bywało). - karabin armii Model 1860 - kaliber 56-56 Spencer - karabin marynarki Model 1860 - kaliber 56-56 Spencer - karabinek Model 1860 - kaliber 56-56 Spencer - karabinek Model 1865 - kaliber 56-50 Spencer Przy okazji Sharpsa i Spencera trzeba zauważyć, że w okresie WS poza scentralizowanymi formacjami armii istniały oddziały stanowe i różnego typu "milicje", które były uzbrajane nie ze środków federalnych tylko lokalnych i tutaj występowała niezła różnorodność broni, a jednocześnie trafiała się broń często nowocześniejsza od typowego Springfielda. I tak popularny na westernach karabinek powtarzalny Henry M1860, a potem Winchester w najpopularniejszych odmianach czyli M1866 i M1873 (choć były i inne M1876, M1892, M1894) w zasadzie nie był w uzbrojeniu armii, ale w czasie WS używały ich "oddziały lokalne", a potem bywał nabytkiem prywatnym żołnierzy i uzbrojeniem różnych lokalnych milicji. Kawaleria USA, go nie używała (etatowo) - jeśli był to jako zakupy prywatne czy niescentralizowane dozbrajanie. Wcześniej też tak było - np. karabin Hall M1819 kal. 54 (ok. 25 tys.) i karabinek Hall M1833 kal. .54 (zakupiony w ilości około 1000 stanowił uzbrojenie 1 pułku dragonów, a potem 2 pułk dragonów zamówił sobie ten sam w Modelu 1836). Kupowały je też milicje np. Hall Model 1836 Milicja Stanu Alabama. Po wojnie: Remington-Kenne Model 1880 - karabin powtarzalny, z zamkiem ślizgowo-obrotowym i magazynkiem rurowym na 9 naboi kalibru 45-70. Niewielkie ilości miała armia i marynarka - łącznie około 5 tys. - była to wojskowa odmiana broni cywilnej. Remington-Lee Model 1882 oraz M1885 (też karabinek) - karabin powtarzalny z zamkiem ślizgowo-obrotowym i wymiennym magazynkiem na 5 naboi kalibru 45-70. Niewielkie ilości zakupione przez marynarkę (kilka tysięcy). Znowu zarówno przed jak i po wojnie trafiały się model testowane przez armię i zakupywane w niewielkich ilościach - czasem było ich po kilkaset sztuk jak karabinki Burnside, czasem broń, która nie budziłą zaiteresowania była kupowana interwencyjnie w czasie wojny jak karabinki Gallager M1861 (ok. 20tys.) Tak więc jeszcze kilka, kilkanaście typów by się znalazło zarówno przed, w czasie, jak i po wojnie secesyjnej. _________________________________________ :offtopic: Widiowy7 - proponuję, abyś jako mod wydzielił ten post (i Twój poprzedzający) do odrębnego tematu traktującego o broni USA w XIX wieku. Będzie można rozwijać, podyskutować też o broni krótkiej itd. Ten temat traktuje głownie o "broni bezpozwoleniowej", a my tutaj wchodzimy w "scalaki" i raczej w kontekście historycznym niż traktującym o broni używanej obecnie itp.
  8. Broń palna w USA w XIX wieku

    Ale jedno pytanie - chodzi o armię USA czy o typy broni w ogóle używane na terenie USA, bo "Amerykanie" jest dość enigmatyczne. Jeśli chodzi o to pierwsze to nie ma problemu, jeśli o to drugie to trochę tego będzie (broń używana przez cywili w kraju, gdzie posiadanie broni było wtedy normą)... naprawdę do tego będzie potrzebna "wolna chwila".
  9. Historyczna broń palna

    Bez - flejtuch służy uszczelnieniu pocisku i jego prowadzeniu w gwintach lufy. W pociskach typu Minie to prowadzenie zapewnia zmiana kształtu pocisku już w lufie. Właśnie ideą, która przyświecała konstruowaniu takich (i podobnych) pocisków było doprowadzenie czasu ładowania broni gwintowanej do czasu ładowania broni gładkolufowej - czyli m.in. eliminacja konieczności użycia flejtucha.
  10. Co oznacza wybór jezuickiego papieża ?

    A gdzieś tak napisałem? Napisałem, że laicyzacja jest naturalną konsekwencją rozwoju cywilizacyjnego - zmniejsza się po prostu potrzeba mieszania bogów i mocy nadprzyrodzonych do wyjaśniania otaczającej rzeczywistości. Czyli nie "im więcej laicyzacji, tym większy rozwój cywilizacyjny", bo laicyzacja nie jest "jednostką miary" rozwoju cywilizacyjnego - ale raczej im większy rozwój cywilizacyjny tym więcej laicyzacji, w sposób naturalny, a nie wymuszony. Znowu czy ja gdzieś napisałem o "ideologicznej laicyzacji"? Nie - stwierdziłem tylko, że jest ona naturalnym (nie mam tutaj na myśli wymuszonego) procesem rozwoju cywilizacyjnego - tylko tyle i aż tyle. Przecież laicyzacja sama w sobie nie jest bynajmniej zjawiskiem negatywnym - nie mieszałbym kwestii tej naturalnej laicyzacji rozwijających się społeczeństw z jakimiś ideologicznymi, popartymi systemem nacisku represjami wobec wyznawców różnych religii. Jest taka subtelna różnica pomiędzy "przekonywaniem", a "wymuszaniem". Zresztą obowiązuje to w obie strony. Albo i nie byłoby to problemem ... tak jak brak akceptacji dla aborcji jest wynikiem u wielu właśnie "nakazów" religijnych, tak równie łatwo mogliby "łyknąć" jakąś "zmianę frontu". Pewnie jedni by pomstowali na takie coś, a inni by przyjęli to z zadowoleniem, bo by ich to "rozgrzeszało" z automatu. Kurza twarz - czy zaraz wszystko musi się sprowadzać jak w Sejmie do aborcji, in vitro i eutanazji? Tam to przynajmniej to mogę zrozumieć - tematy zastępcze, o których to może sobie co drugi pokrzyczeć, szczególnie ci co to na poważniejsze tematy mają problem z sensem dwa zdania sklecić ... czy musimy zniżać się do ich poziomu? Jeśli ów "świat" sprowadzić jedynie do gry politycznej i ekonomicznej.Choć ja wyrażę opinię, że to bardzo uboga i smutna wizja "świata". Pewnie wcale nie będzie weselszy jakby go sprowadzić do "gry religijnej" ... A poważniej - przecież właśnie do polityki i ekonomii to ten świat się sprowadza ... to one kształtują jego wizerunek oraz to jak na tym świecie żyje. Czyt komuś się to podoba czy nie. Nie ta używana w "kałachu" (tym oryginalnym AK bez zmiany kalibru) to jakieś 65 lat, ale są starsze jak 7,62mm x 54R (niegdyś do Mosina, dzisiaj do rosyjskich km-ów na ten przykład) - ponad 120 lat (ale to raczej ewenement). Ale jak chcesz z "mojego podwórka" - to proszę bardzo: techniki walki i uzbrojenie choć oczywiście zmienne, były "aktualne" o wiele dłużej niż to ma miejsce obecnie. Nie będę robił OT aby wyliczać przykłady - sam to możesz sobie sprawdzić (albo idziemy do innego tematu - o tempie rozwoju środków walki na przestrzeni dziejów). No to porównaj jak długo nie zmieniał się konny wóz ... j.w. No jasne - tylko te "problemy matematyczne" co to rozwiązuje się w liceach to rozwiązuje pewnie ze 3/4 populacji w tych szkołach. Czy w antyku była też tak powszechna wiedza?
  11. Historyczna broń palna

    Masz rację to o ten film chodziło ... :thumbup: Widiowy7 - tutaj jest stronka o broni z tego filmu - http://www.imfdb.org/wiki/Pale_Rider Pamięć mnie nie zwiodła (widać wóda nie zabiła jeszcze wszystkich szarych komórek) faktycznie był to rewolwer Remington 1858 konwertowany na amunicję scaloną.
  12. Historyczna broń palna

    Po pierwsze te przedmuchy to wyglądają tak "groźnie" i "malowniczo" ze względu na słabe oświetlenie stanowisk strzeleckich. Po drugie gdybyś zastosował osłonę to byś w tym momencie "wepchnął" gorące gazy do niewielkiej przestrzeni w okolicy wylotów komór - co jest proszeniem się o zapłon niekontrolowany kolejnych komór. Po trzecie te karabinki nie sprawdzały się (choć przecież były jakiś czas używane) z nieco innych powodów: - stosunkowo niewielka ilość prochu mieszczącego się w komorach nie zapewniała jakiś rewelacyjnych własności balistycznych pocisku. - mniej ważne od tego, że lewa ręką była w okolicy przedmuchu (zawsze można strzelać w rękawiczkach) było to że dość blisko bębna była twarz - a nie jest to przyjemne uczucie. Strzelałem z rewolweru z kolbą (Dragoon) oraz z karabinka rewolwerowego systemu Remington - w tym drugim nie ma problemu, prochu do komory wchodzi niewiele, ale już w Dragoonie gdzie mieści się go stosunkowo sporo jest to nieprzyjemne uczucie - trzeba ograniczać naważkę. Tyle, że w karabinie (Colt Root) sens jest wtedy gdy naważka jest spora (prędkość pocisku) i masz sporo produktów spalania prochu w okolicy oczu i nosa. Średnia przyjemność. - w razie zapłonu więcej niż jednej komory (co się przy pośpiesznym nabijaniu może zdarzyć), w rewolwerze w zasadzie nic się nie stanie. Przynajmniej strzelcowi, co najwyżej rewolwer ulegnie uszkodzeniu, ale też z rzadka (zwykle znoszą takie coś bez szwanku). Natomiast w karabinie rewolwerowym takie multiodpalenie np. komory po lewej od lufy powodowało zranienie lewej dłoni. Najpierw musiałbym sobie przypomnieć o jaki western chodziło ... ale coś mi świta, że to był rewolwer Remington 1858, tyle że konwertowany na amunicję scaloną (po wprowadzeniu takowej konwertowano do niej zarówno rewolwery Colta jak i Remingtona). Ale opcja wymiany bębna istniała zarówno w rewolwerach kapiszonowych Remingtona (nie tylko w Roger & Spencer również, w Colcie też się dało, ale trzeba było lufę wyjąć), jak i w konwertowanych na amunicję scaloną. Ponieważ w rewolwerach konwertowanych (podobnie jak w Colcie 1873) naboje ładowano pojedynczo i pojedynczo wyrzucano też łuski to często szybciej było wymienić bęben, jak się miało załadowany kolejny. W którymś z odcinków "Hell on Wheels" (taki western-serial zrobiony z dbałością o klimat czasów oraz prawidłowość użycia sprzętu) jest fajna scena walki, gdy dwóch przeciwników opróżniło bębny swoich "kapiszonowców" i obaj wymieniają bębny - główny bohater miał Remingtona (jego antagonista Colta) i zrobił to szybciej.
  13. Co oznacza wybór jezuickiego papieża ?

    Do tego co obserwujemy na co dzień czyli do specjalizacji. Masz rację, że obecne tempo uniemożliwia zapoznawanie się ze wszystkim - dlatego po prostu ludzie wyspecjalizowali się w "swoich" (interesujących ich) dziedzinach wiedzy, nauki itd. Tyle, że chyba w tym momencie zaczynamy zbaczać z tematu ... bo w tym zdaje się są rozważania na temat obecnego papieża i ewentualnych skutków takiego, a nie innego wyboru tej konkretnie osoby.
  14. Co oznacza wybór jezuickiego papieża ?

    Nie wiem czy musi, ale jest to przecież obserwowalne i w sumie bardzo logiczne. Rozwój cywilizacyjny, związany z rozwojem nauki, wzrostem poziomu wiedzy u przeciętnego człowieka w sumie prowadzi do zmniejszenia się roli ideologii odwołujących się do jakiś bogów, mocy nadprzyrodzonych itd. Jest to raczej dość wyraźny związek - biorąc pod uwagę to, że religie jako takie powstawały głównie na bazie wyjaśniania "niewyjaśnionego". Oczywiście nie tylko - też na naturalnym ludzkim strachu przed śmiercią jako końcem "wszystkiego" - ale tłumaczenie ingerencją bogów/sił nadprzyrodzonych wielu zjawisk było jednym ważniejszych czynników "religiotwórczych". Tyle, że ówczesny rozwój cywilizacji przebiegał znacznie wolniej - w czasach bardziej współczesnych jest on zauważalny wyraźnie podczas życia jednego pokolenia, w czasach o których piszesz, było jednak nieco inaczej. Zresztą samo rozpowszechnianie się wiedzy i nauki było wolniejsze już choćby na zupełnie inny poziom komunikacji między ludźmi.
  15. Co oznacza wybór jezuickiego papieża ?

    No dobrze ... spory na temat prawa kanonicznego i jakiś niuansów hierarchii Krk to jedno, ale autor tematu postawił jakąś tezę o "znaczeniu dla świata". Czy naprawdę dla losów świata, ma jakieś większe znaczenie kto jest głównym lokatorem Watykanu? Moim zdaniem raczej nie - przecież tak naprawdę w krajach, które na te "losy świata" mają wpływ i które te "losy świata" kreują albo w ogóle związki wyznaniowe nie mają jakiegoś większego wpływu, albo nawet jak mają to nie są to "papiści". Owszem Krk może i jest finansowo potężny, ale nie w takim stopniu by wpływać na "losy świata". Wybór papieża jakoś większego znaczenia nie ma "dla świata" (choć to zwykle jest niezła medialna ciekawostka), zaryzykowałbym, że nie ma w praktyce większego znaczenia nawet dla tzw. "wiernych", bo dla nich większym problemem jest to kogo mają za proboszcza, no ewentualnie biskupa ... Naprawdę uważasz, że takie zagrożenie istnieje? Przecież laicyzacja jest raczej naturalnym skutkiem rozwoju cywilizacyjnego i raczej jest to proces postępujący, choć powolny. Jakiekolwiek zmiany w Watykanie to mogą co najwyżej ten proces spowolnić, ale przecież nie odwrócić. Proces laicyzacji nie jest przecież aż tak zależny od tego kogo sobie wybiorą tam w Watykanie na papieża.
  16. Obrona Helu

    Bo zauważ, że secesjonista zacytował plan rozbudowy / program rozwoju, a programy bywają modyfikowane i ten też został: W 1938 KMW zawarła umowę z producentem dział (Starachowice) na dostawę 8 dział plot 40mm, jednego działa do celów ćwiczebnych, 9 luf zapasowych i amunicji - z terminem dostawy lipiec 1939. Dodatkowo zamówiono ciągnik C2P. Oficerów i podoficerów przeszkolono na działa 40mm wz. 36 w czerwcu 1939 w ośrodku szkolnym, a same 40mm działa plot. wz. 36 dostały dostarczone do 2MDAPlot w lipcu 1939. Po prostu w chwili gdy pisano ten cytowany program rozwoju, to kwestia dział plot 40mm wz. 36 była nowością, dopiero rozpoczynano produkcję, może piszący program nie wiedział czy działa tego kalibru w ogóle będą osiągalne w kolejnych latach. Pewnie nie znana jeszcze była ich cena i możliwości produkcyjne ... itd.
  17. Co oznacza wybór jezuickiego papieża ?

    Niewiele, albo nic - mamy XXI wiek wpływ papieży na wygląd tego świata jest raczej niezbyt duży (te czasy dawno minęły). A zresztą - w krajach, które tak naprawdę mają większy wpływ na losy tego świata, to wpływy papieży są raczej mizerne (i jakoś trudno się dziwić). Jak dla mnie (a pewnie dla całej kupy ludzi na tym świecie) wybór takiego czy innego papieża w Watykanie to tylko ciekawostka. Wybrali sobie Jezuitę - to mają Jezuitę, tak naprawdę jakie to ma znaczenie dla tego wspomnianego "świata"? Za jakiś czas umrze lub zrezygnuje i wybiorą sobie innego i też pewnie będzie to tak naprawdę bez znaczenia.
  18. Stan wojenny

    Oczywiście, że był - w pierwszych dniach musiał być. W końcu co by nie mówić, była to bardzo złożona operacja wojskowa, którą do tego realizowali ludzie kompletnie do takiej sytuacji nieprzygotowani. W końcu przez lata szkolono ich do innych zadań, niż "administrowanie". Z drugiej strony jako (były już) wojskowy doceniam jednak sprawność z jaką to zrealizowano. Co prawda wtedy jeszcze nie służyłem w armii (za młody byłem), ale rozpoczynając służbę 5 lat po wprowadzeniu SW miałem spory kontakt z ludźmi, którzy wtedy służyli i te czynności wykonywali. Wiele lat później nie raz żartowaliśmy, obserwując upadającą armię, że "dzisiaj to dopiero byłby ... wiadomo co". Oczywiście był bajzel, sytuacje nieprzemyślane - znam taką jedną dokładnie ze względu na udział w niej członka rodziny. Otóż w niektórych urzędach początkowo usiłowano poubierać ludzi w mundury, bo dość dosłownie brano "militaryzację" i co się okazało? Że było śmiesznie - bo część pracowników najpierw kończyła studia, a potem zaliczała wojsko i było oficerami rezerwy, a często ich przełożeni najpierw odbywali z.s.w., a potem dopiero zdobywali wykształcenie zawodowe - i byli np. starszymi szeregowymi rezerwy. Po dwóch chyba dniach ktoś poszedł po rozum do głowy i mundury wylądowały w szafach. Jak napisałem w tej złożonej operacji wiele rzeczy musieli (taki rozkaz) realizować ludzie, wcześniej takimi zagadnieniami w ogóle nie obeznani. Musieli się najpierw "ogarnąć" i dostosować. Nic dziwnego - sam służyłem w armii ponad 20 lat i potrafię to zrozumieć, przecież nie do tego mnie szkolono. A co do tych przepustek - to chyba wszystko zależało od miejsca i po prostu błędów ludzkich. Gdy przed wojskiem pracowałem w fabryce (3 lata po wprowadzeniu SW) pracującej na "trzyzmianówce" to jakoś nie słyszałem o problemach z przepustkami - choć o różnych "jajach" i zamieszaniu wynikłym wtedy starsi koledzy opowiadali. PS. jancet - do Twojej wypowiedzi dodałbym jedno, z czego mogą niepamiętający tamtych czasów nie brać pod uwagę. W tamtym porąbanym systemie - tak naprawdę różnice w poziomie życia ludzi były stosunkowo niewielkie (jak na obecne standardy). Oczywiście różnice były, ale daleko było do tego co jest normą obecnie. Wtedy pomiędzy robotnikiem, a dyrektorem dużej fabryki nie było przepaści takiej jak teraz pomiędzy pracującym za 1500zł, a "menadżerem" z wynagrodzeniem 10, 20 czy więcej razy większym. Zresztą przecież wtedy o statusie znaczyło często nie to ile zarabiasz, ale co możesz "załatwić", bo w schyłkowym Gierku i w latach 80-tych pieniądze niekoniecznie oznaczały możliwość zaspokojenia potrzeb. W PRL pojęcie "mieć lepiej", "mieć przywileje" oznaczało zupełnie coś innego niż to jest obecnie. Być w "polityce" również. Pomiędzy społeczeństwem okresu PRL, a obecnym jest totalna przepaść - co utrudnia zrozumienie wielu rzeczy ludziom PRL-u nie pamiętającym, a przede wszystkim trudno im się "postawić na miejscu" ludzi w PRL żyjących.
  19. Stan wojenny

    Z drugiej strony to jest dość spore uproszczenie, a więc kilka uwag z mojej strony: 1/ Sytuacja z lat 80-81 doskwierała nie tylko "władzy", ale też zwykłemu obywatelowi - te wszystkie "niepokoje społeczne" (pojęcie oryginalne z tamtych czasów) powodowały trudności też dal zwykłego człowieka. Sytuacja w PRL nie wyglądała na uproszczonej zasadzie i jak to często dzisiaj jest przedstawiane czyli, że była "władza", co to miała milicję i wojsko oraz "Solidarność" i reszta społeczeństwa. Wcale nie było tak, że przeciętny obywatel pałał nienawiścią do "władzy" oraz "miłością do Solidarności". Wiele zależało od regionu, ale też od wielkości i charakteru miasta. Zwykłym ludziom ta cała "anarchia" sprzed okresu stanu wojennego też doskwierała, bo też utrudniała codzienne życie. Część stan wojenny przyjmowano z ulgą i nadzieją (gdy minął początkowy strach groźnym sformułowaniem "wojenny"), a głosy, że "wojsko zrobi porządek" czy "zlikwiduje wypaczenia" (przypomnę wielu godziło się z hasłem "Socjalizm tak, wypaczenia nie") bynajmniej nie były rzadkością (choć niestety szybko się okazało, że tę szansę zmarnowano). Ludzie (przynajmniej wielu rozsądnych i nie żyjących mrzonkami) zdawali sobie sprawę, z tego że możliwości wyjścia z systemu jeszcze wtedy nie było (raczej chciała by miał bardziej "ludzką twarz"), a obawa przed interwencją radziecką była dość powszechna (pamiętano Czechosłowację i rok 1968). Obawiano się, że to się wymknie spod kontroli i będzie niewesoło ... Pamiętajmy, że przeciętny człowiek jest politycznie bierny (tak było i wtedy i teraz), a jego umysł zaprzątają problemy dnia codziennego. Ważniejsze niż cała polityka tego świata. Im było trudniej - a w latach 80-81 to się gwałtownie pogarszało tym mniejsza była akceptacja dla różnych, piętrzących się protestów i akcji "S". Społeczeństwo po początkowym entuzjazmie roku 80-tego zaczynało być też już zmęczone, bo faktycznie często przypominało to obłęd i "ślepą uliczkę". Wbrew pozorom większość ludzi nie chciała żyć w anarchii, a społeczeństwo jakoś sobie w tym PRL-u nieźle radziło (przystosowało się), a każda destabilizacja utrudniała życie. Co ciekawe "przez chwilę" po wprowadzeniu stanu wojennego faktycznie sytuacja się nieco poprawiła - ale nadzieje okazały się płonne, bo przecież w ten chory i porąbany system gospodarczy nie był wstanie funkcjonować prawidłowo. Ale pewna poprawa była odczuwalna ... jakoś się to potem kręciło i zdechło sobie ekonomicznie po kilku latach. 2/ Ciekawym tematem na pracę byłaby rzeczywista ocena dolegliwości stanu wojennego. Dzisiaj jest to wypaczone dwoma czynnikami: - Z jednej strony martyrologicznym podejściem tych co w polityce, którzy celowo uwypuklają pewne kwestie bo podkreśla ich niby "zasługi w walce z komuną". Wpasowują się w to media, bo dla nich obrazy skrajne zawsze były i są atrakcyjne. Dzisiaj nawet jacyś żałośni politycy bredzą coś o tym, że byli zawiedzeni, że ich nie internowano - bo oni się uważali i uważają do dzisiaj za wielkich niszczycieli "komuny", a tamta władza zwyczajnie się ich nie bała i nawet zamykać ich im się nie chciało. - Z drugiej strony wizerunek tamtych czasów zaburza ogromny wzrost jakości życia i rozwój komunikacji między ludźmi oraz mnóstwo atrakcji, które się dziś oferuje. Tutaj za przykład podam wyłącznie telefonów. Dzisiaj dla społeczeństwa, w którym w zasadzie każdy nosi telefon mobilny (a czasem i dwa - prywatny i służbowy), gdy powszechny jest Internet, a komunikacja jest zawsze i wszędzie - zrozumienie sytuacji, że telefony były "luksusem" (nawet w dużych miastach tylko pewien procent miał telefon, oczywiście stacjonarny w domu - a na wsi gdzie wychowywała się moja żona to były najbliższe w odległości paru kilometrów) jest trudne. Wyłączenie telefonów - choć dolegliwe oznaczało zupełnie co innego niż gdyby taka sytuacja wystąpiła obecnie. To są zupełnie dwa światy - dziś to byłby szok (nie wiem czy wielu młodych do psychiatry by nie trafiło, gdyby im zabrać na dłużej telefon i Internet), a wtedy ot dolegliwość. Kolejna sprawa - godzina milicyjna. Znowu gdyby odnieść to do współczesności to występuje kompletne niezrozumienie różnić pomiędzy tymi dwoma światami. Bo gdzie można było łazić po 23 w czasach PRL? Knajpy zamykano około 21 i to dość "brutalnie" - na parę minut przed zamknięciem lokalu przychodziła kobieta ze szmatą, podnosiła niedobitkom szklankę ze stołu i wycierała stół, a personel lokalu po prostu informował "zamykamy" i "wypad z baru". Nocne lokale były dość nieliczne i dostępne tylko części społeczeństwa (przeciętny robotnik tam nie chadzał). Nie istniało w zasadzie "nocne życie" miasta, wszystko i tak zamierało około 22. A więc godzina milicyjna utrudniała czasem życie, ale nie była odbierana tak jak to byłby dzisiaj. Oczywiście można by długo ... ale chciałem tylko zasygnalizować, że jak ktoś chce zrobić jakąś pracę na temat SW to może spróbować zrobić to ciekawie i spróbować analizy tego okresu w sposób obiektywny. Zastanowić się jak odczuwało to społeczeństwo ówczesne, bardzo odmienne od współczesnego w sensie stylu życia i codziennych problemów. Bo jeszcze trochę (jak wymrą lub zestarzeją ci co pamiętają jak faktycznie to wyglądało), a wizerunek tamtego okresu będzie przypominał obrazki z niemieckiej okupacji w Generalnej Guberni, już czasami tak to wygląda - wbrew rzeczywistości, ale za to zgodnie z "polityczną poprawnością".
  20. Milicja Obywatelska

    I to podejrzewam jest "słowo-klucz" - brak ostentacji w takiej miejscowości oznaczał pojechać do sąsiedniej. W większych miastach, gdzie zarówno wtedy, jak i dzisiaj człowiek jest w zasadzie anonimowy, było o wiele łatwiej. Choć faktycznie słyszałem o tym, że część mundurowych po prostu odbywała praktyki religijne w "sąsiedniej parafii", tyle że w mieście to oznaczało sąsiednie osiedle i różnicę w odległości zwykle około kilometra. Wszystko zależało od "niepisanego układu" oraz uwarunkowań topograficznych - ale tak zasada "sąsiednia wieś" lub "sąsiednie osiedle" było dość powszechna.
  21. Milicja Obywatelska

    Z moich obserwacji formacji mundurowych, to była taka, że się nie afiszowano, a każdy kto chciał to i tak robił swoje (nie liczę generalicji i naczalstwa - oni walczyli o kariery i tak jak wcześniej udawali "światopoglądowo poprawnych", tak potem w pierwszej ławce "zdrowaśki klepali") i nikt w to za bardzo nie wnikał (nawiedzeni raczej byli wyjątkiem - jednego znałem, ale potem szybko barwy klubowe zmienił i pielgrzymki organizował, dopiero mieliśmy ubaw). Takie "ciche porozumienie" - ci co praktykowali religię nie robili ostentacji (np. na ślub cywilny w mundurze i wtedy delegacja z "firmy", a jak ktoś brał dodatkowo kościelny to w garniturze i koledzy byli też w cywilkach całkowicie "prywatnie"), a odpowiedzialni za "światopogląd" udawali, że nie ma sprawy i ... wszystkim było to na rękę. Zresztą tak było w bardzo wielu aspektach życia w PRL - królowała fikcja (takie były moje osobiste odczucia - pic na wodę i fotomontaż). Jakoś trzeba było żyć w tej paranoi ... wszyscy jakoś musieli, a więc jedni udawali, a inni udawali, że im wierzą. PS. Ale oczywiście to tylko moje osobiste odczucia, obserwacje własne i środowiska, w którym się obracałem (siłą, rzeczy w dużym procencie "mundurowi"). Ktoś inny mógł mieć inne - osobiście się religią jako taką mało interesowałem, ale nie zauważałem by ci co praktykowali jakoś się specjalnie ukrywali. Skoro ja wiedziałem kto brał ślub w kościele (nie interesując się tym i nie bywając) czy chrzciny urządzał to wiedzieli praktycznie wszyscy, jakiejś zmowy milczenia przed d-cą, czy z-ca d/s politycznych lub sekretarzem POP nie było.
  22. Celownik optyczny

    Swoją drogą podziwiam wybór przyrządu optycznego do wiatrówki. Nie wiem tylko do czego się przydaje powiększenie 7-krotne, przy "wiatrówkowych" odległościach strzelania? Co prawda wolę "klasykę" i celownik mechaniczny, ale mam przy karabinku samopowtarzalnym Erma EGM-1 kal. 22LR celownik 4x32 i w zupełności wystarcza do strzelania na 250m (dałoby radę i na 300m, ale zauważyłem, że na tej odległości nawet mocniejszy .22LR HV zwykle nie uruchamia czujnika figury bojowej i jej nie chowa - na 250m nie ma problemu, działa za każdym trafieniem).
  23. Milicja Obywatelska

    Nic dziwnego - nie służyłem w MO, tylko w wojsku (czyli tzw. LWP) i u nas to się nazywało Organizacja Rodzin Wojskowych w skrócie ORW, który zasadniczo był "rozszyfrowywany" jako Organizacja Rozwydrzonych Wiedźm. Jakoś też się większość kobiet, żon żołnierzy do tego nie garnęła ... i to bynajmniej nie ze względu na jakąś "politykę" czy "światopoglądy" i inne takie. Po prostu jak wiele rzeczy w tamtym systemie było to prostu "durne" (no i innymi określeniami nasze co sympatyczniejsze Panie to określały). Wiesz wszystko zależy kiedy, czyli w jakich czasach. Bo PRL przecież nie był jednorodny, zmieniał się w zależności od okresu itd. Pomijając oczywiście tych, którzy z oczywistych powodów światopoglądowych (bynajmniej nie zbieżnych z ideami marksizmu i leninizmu, ale rozbieżnych z jakimikolwiek ideami religijnymi) nie byli zainteresowani jakimikolwiek praktykami religijnymi to przynajmniej w czasach, które pamiętam jakoś osoby chcące praktykować jakieś obrzędy religijne itd. tego specjalnie nie unikały. Zasadą było nie "afiszowanie się", ale jakoś specjalnie nikt tego nie ukrywał. Niby w armii i milicji obowiązywał "jedynie słuszny światopogląd", ale jednocześnie jakoś wszyscy naokoło wiedzieli, że kolega bierze również ślub kościelny, chrzci dzieciaki itd. Zwykle z tej okazji w dość szerokim gronie się jakąś "flachę" zrobiło i tajemnicą nijaką to nie było. Z tego co wiem od kolegów służących w MO było tam bardzo podobnie. No może w wyłączeniem robiącego kariery "naczalstwa" - ale tak było i w WP, i MO. Bo tak naprawdę te wszystkie ideologie w PRL to była jedna wielka fikcja, podobnie jak PZPR. Często było tak, że ludziska spotykali zarówno na partyjnych zebraniach (comiesięczny spęd, którym się nawet sekretarz POP nie za bardzo przejmował), jak i na niedzielnej mszy. Wbrew "urzędowym" pozorom to raczej jakoś specjalnie do tej "świeckości" czy jej braku specjalnej wagi nie przykładano. Paradoksalnie chyba mniejszą niż to jest obecnie - jakoś poza oficjalnymi "pogadankami" mało kto się tym przejmował. Jedni jakieś obrzędy religijne praktykowali, inni tego nie robili, ale w sumie tak naprawdę mało kto się tym interesował (a ludzie się pod tym kątem nie oceniali zanadto) - to dzisiaj chyba więcej się o tym rozprawia i bardziej "podnieca" co za czasów tzw. "komuny". W każdym razie ja to tak odbieram - z doświadczeń lat 70-tych i 80-tych. Cała kupa moich kolegów mających ojców w MO i WP (wychowałem się obok osiedla wojskowego, gdzie i milicyjne bloki były) biegała na religię itd. i jakoś nikt z tego tajemnicy nie robił, skoro nawet tacy jak ja, którzy tam nie bywali doskonale o tym wiedzieli ... Potem podobnie było gdy służyłem w armii. Moim zdaniem dzisiaj (przynajmniej jeśli kwestia dotyczy lat 70-tych i 80-tych) wizję PRL się mocno wypacza, wykorzystując raczej przypadki jednostkowe niż regułę.
  24. T34 najlepszy czołg WW 2?

    No tak bo jak nie wszechzachwyt nad "genialnym" T-34, to zaraz tragedia i "trumna" ... płetwy opadają. Z jednej skrajności w drugą - tak trudno przyjąć do wiadomości, że pomiędzy tymi skrajnościami jest jeszcze miejsce na całą kupę "stanów pośrednich"? No tak, ale takie programiki typu VeryDisco to muszą przyciągać uwagę skrajnościami, jakimiś jednoznacznymi ocenami itd. Tymczasem większość czołgów DWS była po prostu przeciętna, mająca zarówno wady, jak i zalety - jedne były lepsze od innych, inne nieco gorsze, czasem niekoniecznie nowoczesne, ale za to dostosowane do masowej produkcji i proste w szkoleniu uzupełnień. Inne były nowoczesne, może i lepsze od innych, ale ich produkcja była złożona, niedostosowana do możliwości i potrzeb - w efekcie tych "rewelacji" brakowało w jednostkach, nie starczało na uzupełnianie strat itd. Nie zamierzam prowadzić kolejnej X-dyskusji o najlepszym czołgu DWS czy kolejnej X-dyskusji o T-34 - za to sądzę, że próba dokonywania wyborów najlepszy/najgorszy jest z góry skazana na niepowodzenie. Bo lepszy będzie zwykle ten, który powstał najpóźniej - bo technika wojskowa w tym pancerna zrobiła ogromny skok jakościowy w czasie tamtej wojny. Natomiast rzucanie się na każdą nowinkę niekoniecznie musiało być najlepszym wyborem. Bo co z tego, że część niemieckich czołgów było lepszych od "konkurencji", skoro samym mnożeniem typów Niemcy sami "strzelali sobie w kolano" ... Natomiast decyzja by jednak kontynuować produkcję T-34 (bo przecież po próbach tuż przed wybuchem wojny, miano go zaniechać i do produkcji wdrożyć inny, lepszy i nowocześniejszy wóz - pozbawiony wad T-34) była akurat wcale nie głupia, bo pozwoliła na odpowiednio dużą produkcję ... Bo od czołgu z wadami, dużo gorszy jest brak czołgu. Zresztą same dyskusje najlepszy/najgorszy są w dużej mierze pozbawione sensu, bo zarówno w technice pancernej, jak i broni strzeleckiej, artylerii, okrętach, samolotach z zasady nie było czegoś "najlepszego" (a najgorszy to był ten co ... w ogóle nie działał) - zwykle był to sprzęt z pewną ilością wad i zalet. A ocena tak naprawdę sprowadza się do zestawienia koszt-efekt oraz do tego czy dany sprzęt był dostosowany do realiów wojskowo-wytwórczych.
  25. Współczesna broń ochrony

    Logistyka. Co prawda powstał udany karabinek automatyczny na amunicję bezłuskową czyli niemiecki G-11 i nawet udało się opanować problem samozapłonu w rozgrzanej komorze itd. Broń nawet była całkiem ciekawa (np. inna szybkostrzelność przy ogniu ciągłym i inna dużo wyższa przy serii trzystrzałowej), ale to był tylko jeden karabinek. Aby go wprowadzić trzeba by zmienić amunicję, a zmienić broń jest o wiele łatwiej niż amunicję (dlatego np. stary, kryzowy 7,62mm x 54R trzyma się w służbie już ponad 120 lat). To są ogromne koszty i to właśnie koszty "położyły" to przedsięwzięcie, które i tak byłoby dopiero początkiem, bo przecież w ślad za tym trzeba by opracować taką amunicję do km-ów, a tutaj już nieco trudniej bo one strzelają dużo intensywniej i wymagają większych "pojemników amunicyjnych". W zasadzie wejście w amunicję bezłuskową oznaczało by w perspektywie ogromne nakłady na zmianę całej amunicji i całej broni (a poza kbk resztę trzeba by jeszcze opracować) - chyba po prostu się nie opłacało.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.