Skocz do zawartości

Razorblade1967

Użytkownicy
  • Zawartość

    807
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Razorblade1967

  1. Nagant wz.1895

    Raczej wątpliwe - w każdym razie nie spotkałem się z opinią strzelających z obu tych rodzajów broni, aby Nagant górował celnością nad TT. Ja też osobiście tak nie uważam - Nagant jest raczej kiepskim rewolwerem. Leży w ręku "tak sobie", samonapinanie jest twarde, a obsługa kurka i chwyt mało wygodne. Zarówno przy strzelaniu szybkim, jak i strzelaniu na większe odległości przewagę ma zdecydowanie TT.
  2. Broń piechoty 1939

    Andrzej Konstankiewicz w artykule "Konstrukcja broni strzeleckiej w Polsce w latach 1918-1939" podaje, że Suomi w i Thompsony w niewielkiej ilości trafiły do żandarmerii wojskowej i KOP-u. Suomi akurat może i nie był najgorszym pistoletem maszynowym, ale nijaką rewelacją nie był - broń nazbyt ciężka i konstrukcyjnie niezbyt prosta. W zasadzie spełniał tylko jedną rolę przeznaczoną pistoletowi maszynowemu - miał sporą siłę ognia. Ale będąc bronią o masie bez magazynka 4,6-4,9kg i długości 870-925mm (w zależności od tego czy odmiana bez tłumika podrzutu czy z takowym) nie spełniał warunku bycia bronią zbyt dogodną na polu walki, bo z pełnym magazynkiem miał 6-7kg (w zależności od jego pojemności). Ta broń raczej nie była zbyt atrakcyjna - a sami Finowie używali jej raczej jako taki substytut "małego rkm" niż typowo jak pistolet maszynowy (w wojnie zimowej na 4 drużyny plutonu dwie miały po 1 rkm, a dwie po 1 Suomi). Jakiekolwiek kopiowanie Thompsona byłoby już totalnym nieporozumieniem - znowu nadmiernie ciężka broń, skonstruowana za zupełnie błędnej zasadzie działania (w oparciu o zjawisko, którego tak naprawdę nie ma) - będąca tak naprawdę dziełem przypadku i tragicznie niecelna. Już na 50m rozrzut jest ogromny. Późniejsza produkcja i użycie tej broni w armiach (WB i USA) wynikało z faktu, że ... nie mieli nic lepszego pod ręką, gdy potrzeba posiadania takiej broni stała się paląca. Akurat oba pm-y faktycznie zakupione (poza PP - ale policja to inna bajka) w niewielkiej liczbie były raczej ciekawostką, jako wzorzec dla konstrukcji własnej się nie nadawały. Chyba najsensowniejszym wzorcem był MP.18 i późniejszy MP.28 - broń doskonale na świecie znana, produkowana na eksport przez Bergmanna w Szwajcarii. Nie wiem czy "Niemcy" (bo broni nie sprzedawałoby państwo) - ale firmy produkujące pistolety maszynowe na pewno chętnie (pod warunkiem wypłacalności kupującego). W okresie międzywojennym broń tej klasy była szeroko eksportowana. Kupowały ją Chiny, kraje Ameryki Południowej, a duży eksport broni tej klasy (akurat Ermy EMP - może nie rewelacja, ale działająca i sensowniejsza od Suomi i Thompsona) szedł do Hiszpanii w okresie wojny domowej i to ponoć przy zaangażowaniu polskiej firmy SEPEWE. Zakup dobrego pistoletu maszynowego w okresie międzywojennym nie był problemem ze względu na jakiś brak ofert sprzedaży takiego sprzętu, mógł być co najwyżej problemem finansowym lub po prostu decyzyjnym. Pomijając kwestie finansowe bez problemu dało by się też kupić licencję (w końcu Belgowie kupili na MP.28) - akurat firmy posiadające bardziej lub mniej udane modele pistoletów maszynowych, cierpiały raczej na brak chętnych do zakupu niż na brak chęci do sprzedaży lub brak możliwości produkcyjnych. Oczywiście można było skonstruować własny pistolet maszynowy opierając się na analizie istniejących konstrukcji - to nie była filozofia, tyle że w IIRP po prostu zabrali się za to nieodpowiedni ludzie (albo nieodpowiednim to zlecono) ... powstał zatem mocno spóźniony i niewydarzony Mors. Był to problem albo błędów i niewiedzy konstruktorów, albo działalności celowej mającej za zadanie wyciągnąć jak najwięcej kasy za niepotrzebne "wodotryski", a może jedno i drugie ... kto to wie? Sama ochrona patentowa takiej broni nie była na tyle szczegółowa by zaczerpnięcie podstaw dobrego pistoletu maszynowego było jakimś problemem. Tylko pewne szczególne rozwiązania miały ochronę - ogólna konstrukcja prostego i funkcjonalnego pistoletu maszynowego takiej ochrony nie posiadała. Można było bez problemu zrobić pistolet maszynowy podobny np. do MP.28, można było zrobić zresztą i inny (np. z magazynkiem dopinanym od dołu) - wystarczyło przeanalizować dostępne konstrukcje i stworzyć sensowną kompilację. Tymczasem zaprojektowano "potworka" nie widząc (lub nie chcąc widzieć) popełnionych błędów. Ot po prostu kogoś to przerosło i tyle. Przy okazji - to gdyby chcieć wyposażyć każdą drużynę piechoty w jeden pistolet maszynowy i zachować typową rezerwę sprzętową to potrzeba by około 15 tys. pistoletów maszynowych, uwzględniając też użycie w pododdziałach rozpoznawczych i innych typowych dla pm-ów zadań (ale bez "rozpusty"), to potrzebne by było minimum 30 tysięcy. Gdyby założyć cenę tylko 250zł (Mors miał kosztować 400) to daje to 7,5 mln - tyle ile kosztowało utrzymanie całej dywizji piechoty przez rok. Ale gdyby broń miała kosztować około 500zł (drogie Thompsony sprzedawano po 200USD czyli przy kursie dolara około 5zł za dwa razy tyle) to wyszłoby już 15 mln. Za taką kwotę można by zakupić 7500 rkm wz.28 - byłby to chyba sensowniejszy zabieg w obliczu obsurdalnej sytuacji WP IIRP gdzie jeden rkm przypadał na ok. 20 żołnierzy. Albo dać do każdej kompanii piechoty po dwa zmodyfikowane, chłodzone powietrzem ckm wz.30 (na wzór amerykańskich M1919A4 - była ponoć taka koncepcja modyfikacji tego ckm, ale się strasznie ślimaczyła) - co też podniosłoby tragicznie małą siłę ognia broni maszynowej w WP IIRP. Bez pistoletów maszynowych można było prowadzić z powodzeniem wojnę w tamtym czasie, za to broni karabinów maszynowych były odczuwane boleśnie. Byłby to znacznie sensowniejszy zakup. Skoro ktoś "wskrzesił" po raz kolejny dodaj, że ja również Jak słusznie zauważyłeś, to faktycznie w owym czasie taka broń z regulatorem gazowym nie była niczym niezwykłym - tyle, że w granatniku wz.36 wątpliwości budzi możliwość strzelania tylko z tym jednym kątem podniesienia czyli niewielkim 45st. Wystarczy to sobie porównać z radzieckim moździerzem kompanijnym 50mm - tam też był regulator gazowy i stałe kąty podniesienia. Tyle, że były dwa - 45 i 75st. Ten pierwszy pozwalał strzelać na odległość do ok. 800m i to precyzyjniej niż z granatnika wz.36 (dokładniejsze nastawy regulatora i porządny celownik), a tej drugi na około 500m, ale torem stromym i przy większej niż granatnik wz.36 szybkostrzelności. Czyli moździerz kompanijny wz.38, był bardziej uniwersalną bronią - można ją było użyć też jak klasycznego lekkiego moździerza do stosunkowo intensywnego ostrzelania choć atakującej tyraliery nieprzyjaciela.
  3. Armia Czechosłowacka

    Zacznij od Niehorstera ... http://niehorster.orbat.com/037_czechoslovakia/__czechoslovakia.html
  4. Post stary, ale wrócę do ten sprawy bo nie została faktycznie rozpatrzona do końca. 1/ Potomek zesłańców jako radziecki oficer-specjalista w polskiej jednostce pancernej? Wcale nie musi być to żadne przekłamanie. Zanim zaczęto tworzyć POP-ów (pełniących obowiązki Polaków) czy w czasie walk wprost uzupełniano radzieckimi załogami (uzupełnienie sprzętowe wraz z załogami np. 13 pas przed "Operacją Berlińską") czy czasem jednostkami (16BPanc w 2 AWP) to przecież faktycznie początkowo sięgano po służących w Armii Czerwonej żołnierzy-specjalistów z polskim pochodzeniem. Zresztą z jak najbardziej praktycznych względów - zwykle znali język. Czy niektórzy z nich faktycznie "wrócili do Polski"? Tak niektórzy pozostali, ale większość nie i po wojnie wrócili do ZSRR gdzie mieli rodziny itd. 2/ Janek Kos na Syberii? Też całkiem prawdopodobne (i sprostowanie bo ktoś sugerował miejsce zamieszkanie rezerwisty z Westerplatte na Kresach - w serialu wyraźnie się mówiło, że był z Gdańska choć mógł mieć tam np. rodzinę u której czasowo przebywał), w końcu we wrześniu (przed 17) jak najbardziej można było się znaleźć na terenach zajętych przez ACz (kupa ludzi "uciekała na wschód" przed nadciągającymi Niemcami). Nigdzie nie jest powiedziane, że choć mieszkał w Gdańsku to tam był w chwili wybuchu wojny. Znalezienie się "za Bugiem" mogło jak najbardziej skutkować "wycieczką" na Syberię, a tam też nie ma nic nieprawdopodobnego w tym, że dzieckiem bez rodziców zaopiekował się samotny Rosjanin. W końcu nawet oficer NKWD mógł mieć normalne ludzkie odruchy (choćby dlatego, że w domu zostawił własne dzieci) i "przymknąć oko" na coś takiego (z dzieciaka i tak w obozie pracy marny pożytek). Po prostu w serialu pomija się szczegóły tych "poszukiwań ojca" ... trudno było przecież pokazać "drogę na Syberię" w inny sposób w PRL. Ale sama sytuacja znalezienia się na rzeczonej Syberii (i to nie "za drutami" jest jak najbardziej prawdopodobna). 3/ A skąd cała reszta Polaków? Jak to skąd? Większość z tych co to "nie zdążyli do Andersa", jedynie sprawa Jelenia (co to "powiązał swoich fedlwebli i z czołgiem do Ruska") jest trochę naciągana ... owszem "na zachodzie" wcielano do PSZ byłych jeńców z WH, ale w ZSRR? Mam wątpliwości czy by go puścili - pewnie siedziałby w obozie jenieckim, choć może ze względu na okoliczności (przejście na stronę ACz wraz z czołgiem) w nieszczególnie ciężkich warunkach. Ale może ... wojna niosła różne niespodziewane sytuacje, może faktycznie po "przemaglowaniu", ktoś by go posłał nie do obozu jenieckiego z innymi jeńcami niemieckimi, a do "ścinania tajgi" wraz z innymi Polakami. 4/ Kolejny członek załogi czołgu "102" (Gruzin Saakaszwili) to typowy POP (zabrakło mechaników-kierowców, to przysłali czerwonoarmistę - też nijakiego przekłamania nie ma, bywało i tak) i tutaj "przekłamanie" bo taki numer taktyczny nie istniał. W 1Bpanc czołg d-cy miał numer 100, szefa sztabu 101, a czołgi plutonu rozpoznawczego (w serialu mówi się o "czołgach dowództwa" określając pluton gdzie służyli filmowi bohaterowie) miały numery 104, 105 i 106. W serialu 4Pip jakiś większych "przekłamań" nie ma (oczywiście pomijam ubarwienie fabuły dla jej uatrakcyjnienie - czyli zabieg normalny w wojennych filmach i serialach, nie mających zresztą być ambicji bycia "historycznymi", a raczej "sensacyjnymi" czy "przygodowymi"). Raczej są przemilczenia tego, czego wprost powiedzieć się nie dało - po prostu mówi się ogólnikami i pomija się szczegóły (też te "niewygodne"). Inna sprawa, że gdyby chcieć w to wnikać to najpierw musiałyby być 2 nudne odcinki wyjaśniające skąd się kto wziął ... tylko, że dla samej fabuły nie miałoby to sensu. Serial po prostu w "warstwę polityczną" praktycznie w ogóle nie wchodzi i dobrze, bo wiadomo jaka musiałaby ona być ... Po prostu pomija się szczegóły i przez to unika konieczności użycia "propagandowej papki" - całkiem sprytny zabieg, jak na owe czasy. Warstwa historyczna jest tłem wydarzeń i tutaj się w sumie zgadza większość wydarzeń czyli Studzianki, walki na Pradze, Oksywie, pozostanie 1BPanc w Gdańsku z odesłaniem części czołgów (do 4pczc - ale o tym mowy nie ma, choć jest forsowanie Odry i Operacja Berlińska). Oczywiście dla atrakcyjności akcji trzeba było wepchnąć ten czołg i jego załogę w odpowiednio atrakcyjne miejsce i wymyślić dlaczego ("kwity" dla d-cy 2BAH co umożliwia wstawienie czołgu i załogi do Berlina, a cześć tej jednostki faktycznie znalazła się w Tiergarten). Za to w serialu jest kilka "smaczków" powstałych zapewne dlatego, że ludzie go tworzący sami pamiętali wojnę i część z nich faktycznie na froncie walczyła. Współczesnym rekonstruktorom przy każdej okazji dedykuję scenę jak to Fiodor przykrywa DP Kosa (i tu przekłamanie powinien być DT) pałatką podczas ostrzału artylerii - wtedy ktoś wiedział, że tak trzeba, współcześni zdają magazynki DP zawalone piachem i dziwią się, że "się zacina". A przekłamanie z tym km-em Kosa jest jak znalazł - przez całą pierwszą serię używa zwykłego DP piechoty, a nie DT z dołączonym dwójnogiem do walki poza wozem. Dopiero od drugiej serii jest właściwy czołgowy DT i z takim Wichura biega po piętrach w Berlinie. W tym przypadku jest to zabieg o dziwo celowy (czyli "przekłamanie") bo o DT nie problem, a ten DP nie znalazł się tam przypadkiem, bo w tym studyjnym T-34-85 (gra też T-34, ale to zrozumiałe i usprawiedliwione bo po wojnie pozostałe T-34 przebudowano na T-34-85 zmieniając wieże) trzeba było przerobić jarzmo by się w ogóle zmieścił. To nie jest przypadkowe (lub przez "olanie sprawy" wpakowanie np. AK na pierwszy plan), do dziś tajemnicą jest czemu tak postąpiono z tym km-emem. Czyżby dlatego, że DP się "ładniej prezentował"?
  5. " Browning " czy " Chauchat "

    Z krótkim odrzutem lufy nie ma nic złego - jest to popularna zasada działania broni automatycznej, także maszynowej - nawet takiej, która strzela z dużą szybkostrzelnością jak np. MG.42 i jego klony. Przy krótkim odrzucie lufy ruch wsteczny lufy służy w zasadzie tylko temu by zamek pozostał zaryglowany do chwili opuszczenia lufy przez pocisk - potem (po odryglowaniu) zamek cofa się już sam i sam wykonuje czynności wyrzucenia łuski, pobrania i wprowadzenia naboju do komory oraz napięcia mechanizmu spustowo-uderzeniowego. Natomiast w długim odrzucie lufy - lufa jest związana z zamkiem przez przynajmniej większość drogi w ruchu wstecznym. Wadą jest skomplikowanie mechanizmu, większa wrażliwość zarówno na zanieczyszczenia, jak i na jakość amunicji. Do tego sobie dodaj fakt, że w czasie działania broni masz większe poruszające się masy (bo i zamek i lufa) co też na stabilność broni dobrze nie wpływa. Schemat długiego odrzutu lufy
  6. " Browning " czy " Chauchat "

    Owszem - tylko, że eliminowało tylko jeden w wielu problemów tej broni. Zresztą nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że wszelkie otwory w magazynkach to niezbyt dobry pomysł (no może poza jednym, naprawdę niewielkim, który pomaga wydostawać się wilgoci) w warunkach zanieczyszczeń pola walki. Poza wspomnianą tutaj niezbyt szczęśliwą zasadą działania tej broni, jej problemem było po prostu tandetne wykonanie - idę o zakład, że większość problemów wynikało właśnie z tego faktu. W sumie to był trochę taki Sten z okresu pierwszej wojny światowej. Tyle, że w prostej konstrukcji jaką był pistolet maszynowy działający na zasadzie odrzutu zamka swobodnego - jeszcze ta tandeta od biedy uchodziła (choć też nie do końca). W broni opartej o bardziej skomplikowany mechanizm już niekoniecznie. CSRG to po prostu był produkcyjny śmieć. Może gdyby tą nazbyt skomplikowaną zasadę działania i niekorzystny kształtem nabój wsadzić do dobrze wykonanej broni to jakoś by to funkcjonowało - w końcu ani Madsen, ani Lewis do prostych konstrukcyjnie broni nie należały, a pomimo tego działały sprawnie bo były porządnie skonstruowane i wytworzone. Na tandecie CSRG zaważyła wojna - trzeba było dużo, szybko i stosunkowo tanio ... tyle w historii broni nie ma wielu przykładów (ale oczywiście parę jest), że takie warunki prowadzą do dobrej i sprawnej broni.
  7. Strefa Wolnego Słowa

    W wymienionych miałem w ręku "Do Rzeczy" (kolega kupuje i czytuje - ja sobie "papierowe" gazety lub czasopisma - odpuściłem już dawno temu, oprócz tych "branżowych") - subiektywnie oceniam poziom na nieco wyższy od wspomnianej "GP", choć akurat ani osoby tam piszące, ani linia pisma to zdecydowanie nie "moja bajka". W każdym razie propagowanie "linii pisma" nieco bardziej wysublimowane ... ale w sumie chyba "szału nie ma". Prawdę powiedziawszy więcej czytałem dodatku "Historia" (też kolega kupuje i czasem przeglądam, czy przeczytam co bardziej interesujący artykuł - ale nie regularnie, ot jak w rękę wpadnie i jest chwila wolnego). Muszę przyznać, że niektóre artykuły ciekawe, choć nieco zbyt jednostronne - na ale taka "linia programowa". Nie wiem - ale zdaje mi się, że utrzymanie się na rynku prasy "od wszystkiego" (w odróżnieniu od branżowej, tematycznej itd.) wymusza nakierowanie typowe dla mediów popularnych czyli afera-skandal-sensacja-tragedia. Ludzie o czymś takim lubię czytać i słuchać, to uzyskanie odpowiedniej poczytności czy oglądalności tego od mediów wymaga. Stąd to całe "produkowanie afer" (itd. - sensacji, tragedii, skandali) przez media - jakoś się trzeba na rynku utrzymać, a ludzie lubią o tym czytać. Bo w końcu ile osób przeczyta poważny artykuł traktujący o problemach (rzeczywistych) gospodarki, funkcjonowania państwa etc. - a ilu chce się poemocjonować jakąś rozdmuchaną aferą czy skandalem politycznym? Błehehe ... mnie również i to chyba nawet takiego "skrajnego lewaka", a co zabawniejsze będąc zdecydowanym przeciwnikiem "rozpasania socjalu" (a wręcz przeciwnie - raczej jego ograniczania) jest mi do lewicy (w rozumieniu pojmowania roli państwa i podejścia do gospodarki) baaaardzo daleko. Paradoksalnie jeśliby pominąć całą warstwę światopoglądową i narodowościową (co mnie od prawicy mocno oddala) to chyba w wizerunku państwa blisko mi do niektórych poglądów charakterystycznych dla "prawdziwej prawicy" (jako przeciwnika "państwa opiekuńczego")... na pewno duuużo bliżej niż do lewicy. Masz rację przydałby się temat traktujący o pojmowaniu prawicy, lewicy itp. oraz różnic w faktycznej prawicowości i lewicowości od tego co jest obecnie w "powszechnym rozumieniu". // piterzx: Wobec tego nie pozostaje mi nic innego niż doradzić Wam założenie takowego tematu. Sugeruję dział Dysputy filozoficzno-społeczne. Pozdrawiam
  8. Strefa Wolnego Słowa

    Sam wymieniłeś choćby "Gazetę Polską" - raczej nie jest to tytuł zbyt ambitny, to jest właśnie ten medialny "chłam" (zresztą w podobny sposób oceniam tytuły reprezentujące inne poglądy), właśnie taka typowa masówka w ramach "popularnych mediów", nastawionych na (odpowiednio podrasowane do założenia) afery, sensacje, skandale itd. Właśnie przykład tego o czym pisałem wcześniej na temat mediów i niewielkiego procentu tego co tam w ogóle ma coś wspólnego z rzeczywistością. Typowy tytuł reprezentujący to, co akurat ani mnie, ani chyba ani Tobie (jak się domyślam po wypowiedziach) się mało w mediach podoba - bo chyba nie chodzi o Tobie o byle jakie media, byle były "prawicowe" (w każdym razie tak odebrałem Twoje pierwsze posty)? No cóż, ot taki drobny żarcik słowny ... akurat moim zdaniem dobrze oddający poziom tej pseudoprawicy (która faktycznie budzi u mnie raczej uczucie obrzydzenia - w przeciwieństwie do typowej prawicy, na jakimś poziomie - z którą się raczej nie zgadzam, choć nie zawsze i nie we wszystkim, ale którą szanuję choćby jako przeciwnika wartego polemiki), ale jak Cię razi to OK, nie będę więcej go tutaj używał. No ale przynajmniej dzięki temu niezbyt wyszukanemu żarcikowi, wiem już nieco więcej o jaką prawicę Tobie chodzi, a raczej o jaką nie chodzi (bo ludzie jednak bardzo często identyfikują ten cały PiS jako prawicę) - czyli jakiś "pozytyw" jest ... PS. A tak w ogóle to warto chyba bliżej określać co się rozumie przez "prawicę" (itd.) - bo tzw. "powszechnym rozumieniu" to prawicą określa się tych co się lokują "blisko Krk", a do zostania "lewicą" wystarcza antyklerykalizm. A to chyba nie do końca o to chodzi.
  9. Szacunek dla polskich symboli narodowych

    Przez większość służby w lotniczej (wcześniej WOPK do czasu połączenia we WLOP, przekształcony potem w SP). A co to ma do rzeczy w temacie?
  10. Kodeks Oficerski

    No cóż ... zbyt jasno tego nie sformułowałeś, ale OK. Nic nie wskazuje na to by istniał taki zakaz, choć jakoś szczególnie się WP IIRP nie interesuję, ale np. w publikacji "Almanach oficerski na rok 1923/24" - zeszyt 3, wydany w 1923 (przez Wojskowy Instytut Naukowo-Wydawniczy) można przeczytać w kwestii zawierania małżeństw przez oficerów m.in. Strona 127 "Przepisy o zawieraniu małżeństw" a) oficerowie i podchorążowie [...] 3) Warunki otrzymania zezwolenia [...] b) dla porucznika i podporucznika (podchorążego) wspólne uposażenie narzeczonych, odpowiadające łącznie z gażą oficerską conajmniej poborom żonatego kapitana. I dalej: 8)...W raporcie należy wyszczególnić: [...] b) ewentualne zajęcie narzeczonej Pogrubienia moje Z publikacji wynika, że przynajmniej w 1923 praca zawodowa żony (przyszłej żony) oficera bynajmniej nie stanowiła problemu.
  11. Szacunek dla polskich symboli narodowych

    Jeśli już to były wojskowy - od prawie 7 lat już w cywilu. Tak, podobny - nigdy mnie te kwestie barw, symboli, godeł, znaków (np. rozpoznawczych), oznaczeń, odznaczeń etc. nijak nie "podniecały" ... jak napisałem wcześniej mój stosunek do wszelkiej symboliki jest całkowicie obojętny (po prostu jest), mnie osobiście do szczęścia potrzebne to nie jest (poza kwestiami np. identyfikacyjnymi). Ale oczywiście nie neguję tych, którzy myślą inaczej - oczywiście jeśli nie wpadają w nadmierne skrajności, bo tych nie lubię w żadnej kwestii.
  12. Kodeks Oficerski

    Jesteś tego pewien Tomaszu N? Nie wiem jak brzmiała formalna definicja, ale zarobki oficera "utrzymującego rodzinę" od "samotnego" różniły się. Ten pierwszy otrzymywał wyższe wynagrodzenie np. w 1933: podporucznik - 206/266 czyli +60zł porucznik - 265/324 czyli podobnie +59zł kapitan - 345/400 czyli +55zł major - 435/490 czyli +55zł podpułkownik - 524/580 czyli +56zł pułkownik - 632/713 czyli +81zł Podobnie to wyglądało u podoficerów i np.: plutonowy - 151/201 czyli + 50zł sierżant - 171/241 czyli +70zł st.sierżant - 194/264 czyli również +70zł chorąży - 230/300 czyli znowu +70zł
  13. Strefa Wolnego Słowa

    Bo sformułowanie "nie czytam" niekoniecznie oznacza, że ich "nie znam" - w przypadku jednak tytułów "starszych od węgla" i dość popularnych na rynku jest tak, że je znam w sensie nie raz nie dwa zdarzyło się mieć w ręku, przeczytać coś z ciekawości "co oni tam wypisują" i się z tego pośmiać. Na zasadzie bo ktoś z kolegów czyta, bo w długiej podróży pociągiem się wymieniłem pismami ze współpasażerem czy czasem jak ktoś coś podlinkuje to zajrzę do "wydania internetowego". Sformułowanie "nie czytam" nie oznacza, że "nie znam". Jeśli chodzi o "nie znam" - to właśnie raczej jakiś niszowych tytułów prawicowych, które po prostu w rękę nie wpadły, a nie o coś obecnego od lat na rynku itd. No przecież stwierdziłem, że chyba się nie zrozumieliśmy - myślałem, że masz na myśli właśnie jakieś bardziej ambitne tytuły, które zwykle z założenia są przeznaczone dla "odbiory niszowego", a tutaj nagle "wyjechałeś" z tytułami, które są normalnym medialnych "chłamem" (tyle, że akurat "prawicowym" - choć i tego pewny nie jestem, bo jak proPiSuarowe, to raczej średnio prawicowe), niczym nie różniącym się od "chłamu" o po prostu innym politycznym zabarwieniu. Po prostu się nie zrozumieliśmy. Tobie chodziło o ogólnie media podobno "prawicowe" (czyli też tą medialną "sieczkę"), a ja myślałem, że chodzi właśnie o tzw. "ambitne" media niszowe o prawicowej "linii programowej". I reprezentujące jakieś "niszowe" prawicowe ugrupowania (czyli pozaparlamentarne), choć może wcale nie żałosne jak te obecne w sejmie partie niby prawicowe (w każdym razie same się tak nazywające). Dlatego właśnie pisałem o tym, że chętnie widziałbym na politycznej scenie jakieś sensowne ugrupowania prawicowe - bo każda reprezentacja poglądów ludzkich jest pożądana, byle była na poziomie (czego przecież o tej sejmowej niby-prawicy powiedzieć nie można).
  14. Strefa Wolnego Słowa

    Zaraz, zaraz ... chyba się Szanowny Lancasterze nie rozumiemy. Zdawało mi się, że pisząc o tych wg Ciebie bardziej niezależnych mediów, tworzonych przez "niepokornych dziennikarzy", co to w tytuły "angażują swoje prywatne pieniądze" masz na myśli trochę inne tytuły i nieco inną prasę. Właśnie taką "bardziej niszową" i nakierowaną na bardziej "wymagającego czytelnika" (choć oczywiście o pewnych poglądach zbliżonych do prawicy) - a Ty w odpowiedzi wymieniasz dwa tytuły istniejące od lat i będące w sumie takimi "politycznymi bulwarówkami". Nie mają nic wspólnego z żadnymi "mediami niezależnymi" to są faktycznie wysokonakładówki, o pewnym czytelnym politycznym zabarwieniu. Nijak lepsze (w sensie rzetelności) od mediów z "przeciwnej strony". Wyraźnie się nie dogadaliśmy - myślałem, że chodzi Tobie o coś bardziej "wymagającego" niż te dwa tytuły będące typową masówką i rządzące się takimi samymi prawami jak reszta "popularnych mediów" tyle, że mające "jedyną słuszną linię" ...
  15. Strefa Wolnego Słowa

    To, że ktoś w medialny biznes angażuje "swoje prywatne pieniądze" to się akurat nie dziwię - w sumie tak funkcjonuje, a przynajmniej zaczyna funkcjonowanie większość firm czyli podmiotów działalności gospodarczej - a gazeta, portal, telewizja nie jest niczym innym. Natomiast w to, że firma medialna, nawet najmniejsza nie jest zależna od reklam i czytelników (odbiorców) już nie uwierzę. Tak jakoś coś wspólnego z taką działalnością czasem miewam (daleka od polityki - pismo branżowe) i jakoś nie zauważam, aby była to działalność niezależna od reklam i czytelników. Przecież to bzdura ... oczywiście jak wspomniałem, można być nadzianym hobbystą i się bawić prowadzeniem gazety itd., ale w każdym innym przypadku to się musi jakoś utrzymywać - a utrzymuje się właśnie z reklam i czytelników. Czarów nie ma. Co najwyżej takie media nie są nastawione na masowego odbiorcę, a szukają jakieś luki, gdzie da się zarobić - ale w końcu to nie jest nic nietypowego, pisma "dla wąskiego grona czytelników", dalekie od polityki też tak robią. Tyle, że w sumie chyba na polityce zarabiać łatwiej. Tak więc Lancasterze nie bądź naiwny (bez urazy) - ci co Tworzą te wspomniane przez Ciebie media też funkcjonują normalnie jak każde inne media, każda inna firma. Co najwyżej wybierając konkretnego odbiorcę niszowego, mają ten luksus, że mogą sobie prezentować własne poglądy. Ot założyli sobie odpowiednią do swoich poglądów "linię pisma" (portalu, Tv itd.) i w sumie niczym się to nie różni od tego, że każde media mają jakąś "ustaloną linię" - ta po prostu się piszącym tam podoba i tyle.
  16. Strefa Wolnego Słowa

    Niezdrowo jest zanadto "jechać po rządzących" jak się ma etat i to pewnie na niezłych warunkach ... po co drażnić lwa, a nuż mu się na odcisk nadepnie zbyt mocno ... Samo życie ... niezależność niestety nie istnieje. Wybacz Lancasterze, ale nie wierzę ... Po prostu Ty również masz jakieś tam poglądy i sympatie (zgaduję, że bliższe prawicy) i też nie patrzysz na to obiektywnie. Też raczej nie bardzo mi się chce wierzyć - choć oczywiście nie wykluczam jakiegoś nadzianego hobbysty, który jest niezależny od nikogo i bawi się mediami tylko w celach przyjemności własnej ... ale nawet i on ma jakieś poglądy i sympatie. Ogólnie to w to co pokazują w mediach z zasady nie wierzę, staram się tym w ogóle nie sugerować, bo gdybym chciał to musiałbym w danej sprawie prześledzić przynajmniej kilka odmiennych (jak są) podejść do danego problemu i postarać wyciągnąć jakąś średnią. Zwykle mi się nie chce - a doświadczenie życiowe mnie uczy, że 20% prawdy w tym co pokazują media to zwykle jest dużo. Reszta to manipulacja z różnych przyczyn ... Zresztą powiem, że z polityką to mam w sumie spokój - nie istnieje ugrupowanie, które mógłbym nazwać takim, które reprezentuje moje poglądy choćby w 50% (choć w kilku i to często przeciwnych znajdę jakiś kawałek "swojego"), to nie mam problemu i w sumie nie opowiadam się po nijakiej stronie (głosuję na "mniejsze zło" - jak pewnie połowa tego społeczeństwa, której w ogóle się chce iść). Wyznaje pogląd, że im mniej polityki i polityków w życiu tym lepiej, a państwo przez nich rządzone to niech się jak najmniej wtrąca i nie przeszkadza - to już będzie dużo. Z resztą dam sobie radę sam ... Chciałbym ... niestety mam "deadline" na pewną publikację, a w codziennej robocie też okres największego natężenia pracy. Ostatnio sypiam po 3-4 godziny i ostatnie na co mam ochotę to TV (obojętnie czy zwykła czy internetowa), a już na politykę i polityków na pewno nie. Ale obiecuję, że jak się ogarnę (jakiś tydzień) to sobie pooglądam. Pozdrawiam
  17. Strefa Wolnego Słowa

    Szanowny Kolego - nie znajdziesz nadawcy obiektywnego, bo coś takiego po prostu nie istnienie. Media jak każda firma rządzą się prawami rynku - sprzedają to co najłatwiej i najlepiej się "sprzedaje". Czyżbyś nigdy nie spotkał się sytuacją (nie mówię o politycznym życiu - bo o udział w nim Cię nie podejrzewam, tylko takich "przyziemnych kwestiach"), którą znasz osobiście lub z pewnej relacji znanych Tobie osób, a która w media wygląda zgoła inaczej? Ja takich sytuacji kilka miałem (ostatnia dość dobitna - ale dotyczy ludzkiej śmierci to nie będę poruszał), w których w zasadzie poza jakimś "szkieletem" wszystko było odpowiednim "ubarwieniem" (prowadzącym często do kompletnie odwrotnego obrazu). W mediach sprzedaje się najlepiej afera, skandal, tragedia itd. - to w tych codziennych sprawach. Natomiast w polityce? Najlepiej jest pokazać polityka, który głupio gada, głupio się zachowuje, albo takiego, który się tak zacietrzewi, że traci nad sobą kontrolę. Stąd jak wspomniałem najlepszy obraz zyskują politycy i partie jak najbardziej powściągliwe, bo takich sytuacji wytwarzają jak najmniej. Wszelkie zachowania kontrowersyjne będą pokazane i do tego w odpowiedni sposób uwypuklone - takie są prawa mediów. Jeszcze z innego powodu nie ma "obiektywnych mediów". Po prostu chyba nie ma ludzi całkowicie obiektywnych, nawet ci co mają wszystko gdzieś, mają jakieś sympatie i antypatie - nawet podświadome. Sam się do tego muszę przyznać - politykę i polityków mam gdzieś, ale jedni wkurzają mnie bardziej od drugich, choćby ze względu na sposób bycia - a za jakiegoś dziwoląga to raczej się nie uważam, pewnie większość społeczeństwa tak ma. Obiektywizm nie istnieje - nie istnieje w mediach, w polityce czy w historii. To zawsze jest interpretacja i jest ona związana z tym co myśli na ten temat osoba to tworząca czy opracowująca. Przecież także te "prawicowe media" nie są obiektywne - już sam fakt, że są "prawicowe" powoduje, że obiektywne być nie mogą (podobnie jak te "lewicowe", "liberalne" czy jakiekolwiek inne). Podobnie z innymi mediami (niby "niezaangażowanymi) - przecież dziennikarz, naczelny, szef programu itd. to też ludzie, a każdy ma jakiś pogląd. Bardziej lub mniej wyrazisty czy bardziej lub mniej dla niego ważny, ale pogląd ma. Nie da się stworzyć obiektywnych mediów - można co najwyżej się silić na obiektywizm. Tylko, że i to zwykle prowadzi do "politycznej" lub innej "poprawności" i też nie w sumie rzeczywistości nie oddaje (bo ogranicza przekaz w drugim kierunku). Tak więc nie licz na obiektywizm mediów, w zasadzie nie licz na obiektywizm nikogo - szczególnie w kwestiach politycznych, bo czegoś takiego po prostu nie ma i nie będzie. Cała sprawa sprowadza się do tego - czyje media będą lepsze w takim znaczeniu, że zbiorą większą liczbę odbiorców i to najlepiej w miarę zadowolonych z tego co w tych mediach można zobaczyć czy przeczytać.
  18. Strefa Wolnego Słowa

    Nasuwa się jedna kwestia - tzw. opinii publicznej nie kształtują media czy "transmitery informacji" nakierowane na jeden kierunek (w Twoim przykładzie prawicowe - cokolwiek to znaczy, ale o tym za chwilę), a tzw. media popularne. Powód jest prosty - "ukierunkowane" media kupują, czytają czy też oglądają ludzie raczej właśnie z grupy zwolenników danej opcji politycznej (światopoglądowej etc.), czyli trochę przypomina to przekonywanie już przekonanych, co najwyżej przekonanie wahających się, ale na pewno nie tych nastawionych negatywnie do danej opcji, bo ci raczej nie sięgają po takie media (poza osobami dogłębnie zainteresowanych polityką - ale przecież takich jest niewielu). Opinia publiczna bazuje na popularnych mediach czyli takich gdzie jest "wszystkiego po trochu", z paru zresztą powodów - choćby też z tego, że po prostu szkoda czasu na politykę, jest tyle ciekawszych rzeczy w życiu do robienia. A popularne media - jak wiadomo bazują na skrajnościach, sytuacjach aferalno-skandalizujących itd., co oczywiście jest zrozumiałe, bo zarabiają przecież na "oglądalności" czy "poczytności". To szukają tego co przyciąga do gazety i ekranu. Zwykle więc niewiele jest tam tego co politycy mówią z sensem, a wychwytuje się właśnie to gdy mówią bez sensu, gdy się ośmieszają lub kompromitują. Wizerunek medialny danej opcji nie polega na tym, która robi coś lepiej, ale po prostu na tym, która robi z siebie mniejszych błaznów. Pytanie co rozumiesz przez "sukces wyborczy prawicy"? I w ogóle co rozumiesz przez tą prawicę co niby ma odnieść sukces? Jeśli za prawicę uważasz obecny w sejmie PiS (no i ten PiS-bis czyli SP) to owszem jest takie niebezpieczeństwo - mogą wygrać wybory, choć raczej nie na tyle by utworzyć rząd, nie mając praktycznie zdolności koalicyjnej. Oczywiście nic nie wiadomo - bo sondaże choć pokazują, że niby mają nieco większe poparcie obecnie od PO, są jeszcze zbyt dalekie od wyborów. Zawierają dużą liczbę niezdecydowanych (wyczekujących), a biorąc pod uwagę duży elektorat negatywny PiS to gdy faktycznie zawiśnie niebezpieczeństwo rządów tej partii to zapewne jak kiedyś nastąpi "mobilizacja elektoratu", który pójdzie głosować "przeciw PiS" nawet na tych, których też nadmierną sympatią nie darzy. Po prostu pewien procent będzie głosować na tych, którzy mają największe szanse powstrzymać PiS - czyli pewnie na PO (choć bynajmniej to nie będzie oznaczało popularności PO). Tyle, że ten cały PiS to raczej nie jest "prawica" - bo poza "kwestiami światopoglądowymi" to raczej jest ugrupowanie lokowane "na lewo od SLD". Chyba sam światopogląd i bliskość do kruchty to jeszcze nie "prawica"? Jak dla mnie to raczej narodowi-socjaliści (oczywiście bez nawiązań do znanej z historii pewnej takiej partii). Pytanie czy jakieś nowe, faktycznie prawicowe ugrupowanie ma szanse? Mam wątpliwości - co najwyżej szansę w ogóle na wejście do sejmu (co oczywiście jest sukcesem bo najpierw trzeba wejść by walczyć dalej o wynik wyborczy pozwalający rządzić). Nie jest to nawet wynikiem jakiejś ogólnej niechęci do prawicy jako takiej, tyle że obecna sytuacja polityczna się "zaklinowała" pomiędzy dwoma przeciwnikami PO i PiS, a więc moim zdaniem jeżeli któreś z tych ugrupowań się w jakiś dziwny sposób nie "wywali" to szans na odnowienie układu sejmowego nie ma. Z głosowaniem na jakąś nową, może nawet rozsądną prawicę jest też taki problem, że jak podejrzewam wielu ludzi hamuje właśnie to, że jak wejdą to mogą zostać koalicjantem PiS. Znam takich co właśnie mają jakieś prawicowe poglądy, ale obawiają się właśnie tego, że głosowanie na jakąś nową prawicę, zwiększy niebezpieczeństwo dojścia PiS do władzy. Jak na razie sytuacja jest patowa (oczywiście do wyborów jeszcze daleko i niby "wszystko się może zdarzyć), a problemy tej całej prawicy pogłębia to, że budzą po prostu złe skojarzenia. Bo kwestie "narodowe" kojarzą się z jakimiś kibicami czy "dymiącymi" ONR-owcami, a światopoglądowe z klerykalizacją państwa. Do tego chyba dalej istnieje w pamięci wizja "cyrku politycznego klauna" w stylu JKM. Suma, sumarum to nowej prawicy utrudnia życie i ewentualne wypłynięcie jakiejś rozsądnej partii prawicowej. Bo najpierw musiałaby się przebić na tyle, żeby przedstawić jako coś, co nie powinno być kojarzone tylko z negatywnymi zjawiskami. W każdym razie tak to wygląda z boku - bo pamiętajmy, że większość ludzi w żaden głębszy sposób się polityką nie interesuje, nie sięga i nie będzie sięgać po jakieś "organy prasowe" konkretnych ugrupowań. Raczej bazuje na "mediach popularnych" - a te pokazują skrajności, a te skrajności się do tej prawicy "przylepiają", choć pewnie nie wszystkie przy jej akceptacji. Czy czytam prawicowe media - nie nie czytam, bo nie jestem ich zwolennikiem, a spora część tego co reprezentują jest mi obca (w sensie nie interesuje mnie, mam inny światopogląd czy pogląd na otaczającą rzeczywistość). Czy jednak chciałbym widzieć w parlamencie jakąś rozsądną prawicę? Tak chciałbym, bo to pewnie oznaczałoby, że tej cyrk w postaci PiS upadł i zawsze jest nadzieja, że zostałby zastąpiony przez jakieś rozsądniejsze i sensowniejsze ugrupowanie prawicowe - bo akurat choć daleko mi do prawicy i narodowców (co nie oznacza jednocześnie poparcia dla lewicy, żeby było jasne ... po prostu nie mam "swojej" reprezentacji w sejmie, a wybory to wiadomo ... na mniejsze zło) to uważam, ze każdy pogląd powinien być reprezentowany w parlamencie - najlepiej jak w sposób cywilizowany, poważny i na poziomie. I tego "poziomu" to tej ewentualnie nowej prawicy życzę ... bo nawet obcowanie z politycznym przeciwnikiem jest milsze, gdy jest on "na poziomie" - w ludźmi na poziomie można chociaż dyskutować (i chyba takiej prawicy w przestrzeni politycznej brakuje).
  19. Szacunek dla polskich symboli narodowych

    Z drugiej jednak strony to nadmierna "bezwględność" w ochronie państwa, jego symboli, instytucji itd. też nie jest najlepszym wyjściem. Tak naprawdę to akurat państwo, ze swoimi symbolami i innymi atrybutami powinno bronić się niejako samo - raczej właśnie w sferze szacunku, na który się zapracowuje, a nie takim który wymusza tylko prawo i ewentualne sankcje. Tak naprawdę stosunek obywateli do państwa i jego symboli jest w sumie odbiciem tego, jak to swoje państwo postrzegają i to raczej problem samego państwa, że nie potrafi zaskarbić sobie szacunku swoich obywateli. Szacunek wymuszony rygorami prawa, tak naprawdę nie jest żadnym szacunkiem. W sumie to te wszystkie rygory prawne dotyczące "znieważania" tej całej symboliki, organów państwa i państwa w ogóle - jest jak dla mnie zwykle dość "śliskie" - bardzo łatwo przekroczyć pewne granice, a każda sprawa będzie zasadniczo kontrowersyjna. Jeśli przekraczają granicę, pomiędzy krzykactwem, a rękoczynami i demolką to raczej słusznie ich "tępi". Ale to faktycznie dyskusja na inny temat ...
  20. Szacunek dla polskich symboli narodowych

    Moja reakcja na "zjawiska", które opisałeś jest żadna czyli całkowicie obojętna (no ale skoro interesują Ciebie "osobiste reakcje" to też jest to jakaś reakcja - choć jest obojętnością i też jakąś reprezentację w społeczeństwie ma, choć może mało widoczną bo obojętność się nie rzuca w oczy) - po prostu ze względu na to, że te wszystkie kwestie "patriotyczno-narodowe" itp. (a w ślad za tym to co jest z tym związane) jakoś nie budzą we mnie nijakich emocji, w wręcz często są mi obce i całkowicie obojętne. Więc na pytanie, które skierowałeś do gregskiego odpowiedziałbym właśnie dokładnie "a co mi tam" (choć pewnie po prostu nie powiedziałbym nic, bo nawet nie zwrócił uwagi na te "cycki" - pewnie to raczej by od tych "cycków" zależało... ), co najwyżej uśmiech politowania dla kiczowatości noszonego ciucha (choć w sumie nie przeszkadza mi kto jak się nosi - musi już naprawdę "bić po oczach" by w ogóle przykuć moją uwagę i wzbudzić chęć komentarza) czy "współczesnej sztuki" (której i tak nie rozumiem i nawet w sumie nie próbuję). Jak dla mnie granice w tej materii wyznacza prawo choć akurat artykuł 137KK - który co prawda pisze o "niszczeniu, uszkadzaniu i usuwaniu" co jeszcze jest w miarę jasne (choć też nie do końca - zabrakło chyba dodania czegoś w stylu "oficjalnie umieszczone" czy "umieszczone przez organy państwowe"), to kwestia "znieważania" jest wybitnie interpretacyjna. Konia z rzędem temu - kto by określił sztywno jakieś ramy "znieważania", a więc chyba przede wszystkim liczy się w tym cel działania czyli wykazana chęć tego "znieważenia".
  21. Produkcja broni

    Sami sobie oczywiście nie - choć gdyby oczywiście chcieć to robić, mając odpowiednie środki finansowe to koncesja na produkcję broni i amunicji jest jak najbardziej osiągalna (ale sens to ma raczej wtedy gdyby chcieć np. otworzyć taką działalność jak Dietrich w Niemczech i robić repliki historycznej broni na rynek - tylko np. "z naszego podwórka"). Przecież są nawet indywidualni rusznikarze takową posiadający (i produkujący broń), są firmy wytwarzające broń na nasz cywilny rynek - to tylko kwestia pewnych formalności. Równie dobrze można takie wykonanie zlecić komuś kto ma koncesję, samo legalne posiadanie broni "szczególnie niebezpiecznej" też oczywiście jest osiągalne (trzeba by spełnić pewne warunki, odpowiednia działalność gospodarcza itd.), choć przecież nie chodzi o to by to mieć "w chałupie" (oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by stworzyć więcej niż jeden egzemplarz i te dodatkowe zrobić tylko w wersji na ogień pojedynczy i wtedy bez problemu można to zarejestrować na pozwolenie do celów sportowych czy kolekcjonerskich) tylko by móc z tego postrzelać - to zawsze można rozwiązać za pośrednictwem zaprzyjaźnionych firm posiadających wydane decyzje na posiadanie broni tej klasy. Z punktu widzenia formalnego w sumie nie ma przeciwwskazań (trzeba tylko spełnić pewne warunki lub wynająć ludzi/firmy je spełniające) by stworzyć całkowicie legalnie strzelające repliki historycznej broni. Wszystko opiera na sfinansowaniu tego przedsięwzięcia. Teraz tylko zgarnąć tą wygraną w Totka ...
  22. Produkcja broni

    Nie, nie rozbierałem - bo nie było mi to potrzebne (ja potrzebowałem tylko kilka kwestii obsługowych, manipulatorów itd. kilkunastu typów broni, do których nie mam dostępu w Bydgoszczy), a miałem ograniczony czas (zresztą człowiek, który mi to służbowo udostępniał również) - moim głównym celem było zrobienie dokumentacji fotograficznej innego sprzętu i w innym celu. Natomiast jeśli chodzi o rozkładanie broni (zdjęcia z tych czynności i zdjęcia elementów) oraz jej schematy budowy to nie ma sensu wyważać otwartych drzwi, bo doskonale zrobił to Leszek Erenfeicht pisząc monografię Bechowca w Strzale (9/2008). Jest dostępna w archiwaliach wydawnictwa - http://www.magnum-x.pl/menuarchiwalia/menustrzal?mid[0]=122 - szczerze polecam, autor zrobił kawał dobrej roboty. PS. Ech... gdybym miał możliwości finansowe, to był się nie zastanawiał i natychmiast sfinansował zrobienie strzelającej repliki Bechowca ... jakbym przez przypadek kiedyś trafił 6-tkę w Totka to zapewne by się coś takiego szybko pojawiło.
  23. Produkcja broni

    Tak, tam znajduje się jedyny zachowany egzemplarz tego pistoletu maszynowego. Jest bardzo solidne - zresztą sam magazynek również. Nie ma nadmiernych luzów itd. Strąpoć nie dostosował broni do żadnego istniejącego magazynka, bo do żadnego nie miał zresztą dostępu gdy tworzył broń. Magazynek zresztą jest dość ciekawy, bo ma występ (też solidny) do wprowadzania w wycięcie gniazda z przodu, a nie jak w większości magazynków z tyłu. Z przodu są też otwory w magazynku. Zresztą w ogóle cała broń jest bardzo solidna, a w "kontakcie bezpośrednim" muszę przyznać, że nie odbiega "w odbiorze" od broni fabrycznej, nawet od niektórych jak od Stena robi wrażenie dużo lepsze. Lufa Bechowca ma 240mm czyli jest tylko o 8mm krótsza od lufy w MP.40 i 3mm krótsza niż w radzieckim PPS, ale dłuższa niż np. lufy w takich pm-ach jak Sten (197-198mm) czy np. MP.28 i MP.35 (po 200mm). Sama broń wymiarami robi wrażenie dobrze dostosowanej do działań dywersyjnych, jest niewielka, łatwa do ukrycia i nie ma ostrych krawędzi mogących się o coś przy takim noszeniu i dobywaniu zaczepić. Nawet przyrządy celownicze są wszędzie zaokrąglone. W ogóle broń ładnie "leży" w rękach - taka jakaś "zgrabna" jest... to oczywiście odczucie subiektywne.
  24. Produkcja broni

    Małe uzupełnienie, bo dzisiaj zbierając materiały do pewnej publikacji, niejako przy okazji miałem okazję "pomacać" Bechowca to i powstała fotka postawy strzeleckiej z tej broni. Przy okazji podobne ujęcie zrobione kiedyś z MP.40 - porównanie oby fotek daje obraz wielkości Bechowca, bo na zdjęciach nie zawsze widać, że była to broń sporo mniejsza od "typowych" frontowych pm-ów DWS.
  25. Historyczna broń palna

    Samo strzelanie w zasadzie nijak - podstawową różnicą jest stosowanie materiałów o nieco większej wytrzymałości jak "w epoce" czyli są nieco bezpieczniejsze (ale bez przesady - eksperymenty ze współczesnym prochem "nitro" to jednak bym stanowczo odradzał). Ponadto lepsze są pokrycia zabezpieczające przed korozją (w epoce często nie stosowano ich wcale) itd. Natomiast samo strzelanie się raczej nie różni (choć z oryginałów nie strzelałem), bo niby jak miałoby się różnić? Repliki z zasady nie różnią się w kwestiach związanych z samym strzelaniem od oryginałów.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.