Skocz do zawartości

Razorblade1967

Użytkownicy
  • Zawartość

    807
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Razorblade1967

  1. LKM, RKM, CKM

    WP IIRP W okresie 1921-1930 (tylko pododdziały walczące bronią strzelecką) Pułk piechoty miał 3 bataliony w składzie 3 kompanie strzelców i kompania ckm. - Kompania strzelców składała się z 3 plutonów, po 4 drużyny liczące po 13 żołnierzy - Jeżeli pułk miał na uzbrojeniu rkm (głownie CSRG) to każda drużyna miała rkm - Jeżeli pułk miał na uzbrojeniu lkm (głównie MG.08/15) to co druga drużyna miała lkm - W pułkach z rkm było po 12 rkm w kompanii strzelców co dawało 108 rkm w pułku (po 36 w batalionie) - W pułkach z lkm było po 6 lkm w kompanii strzelców co dawało 54 lkm w pułku (po 18 w batalionie. - Proporcja pułków z rkm i lkm była mniej więcej pół na pół. - Batalion (bez względu na to czy miał rkm czy lkm) posiadał kompanię ckm w składzie 3 plutony, po 2 drużyny - każda z 2 ckm, przy czym w 3 plutonie jedna drużyna miała taczanki (reszta na biedkach). Z czasem doszedł jeszcze do kompanii ckm pluton broni towarzyszącej z 2 moździerzami 81mm. Każdy batalion piechoty miał więc 12 ckm. Po zmianach organizacyjnych w 1930 i przezbrojeniu w rkm wz.28 wszystkie pułki miały uzbrojenie jednolite i w bataliony składały się dalej z 3 kompanii strzelców oraz kompanii ckm tyle, że: - kompania strzelców miała 3 plutony, po 3 drużyny 19-osobowe - każda z rkm. - kompania ckm miała 4 plutony ckm po 3 sekcje (każda 1 ckm) - trzy plutony były na biedkach, a jeden na taczankach. Ponadto w kompanii ckm był pluton moździerzy z 2 moździerzami 81mm. Kompania ckm miała jak wcześniej 12 ckm. - W pułku było 81 rkm (po 27 w batalionie) w pododdziałach strzelców (oraz jeszcze 4 rkm w kompanii zwiadu) i 36 ckm (po 12 w batalionie). Armia Czerwona Lata dwudzieste (nie znam szczegółu dat wprowadzenia systemu - taka organizacja jest w radzieckim regulaminie z 1927) - W pułku piechoty były 3 bataliony, po 3 kompanie - każda w składzie 3 plutony strzelców oraz pluton ckm. - w plutonie strzelców był 1 ckm (Maxim) oraz 1 rkm (Lewis lub Madsen) - była więc sekcja ckm (7 ludzi), sekcja rkm (5 ludzi) i 3 sekcje strzelców (po 9 ludzi). - w plutonie ckm były dwa ckm (Maxim) - Każdy batalion strzelców miał kompanię ckm z 3 plutonami po 2 ckm czyli 6 ckm. - W batalionie strzelców było więc 9 rkm oraz 21 ckm - taki układ wynikał z fizycznego braku odpowiedniej ilości rkm przed wprowadzeniem DP. Etat 04/621 z końca 1935 - pułk piechoty (poza pododdziałami szczebla pułku) miał 3 bataliony, po 3 kompanie strzelców oraz kompanię ckm i kompanię broni ciężkiej (2 działa ppanc 45mm i 2 moździerze 82mm) - kompania strzelców miała 3 plutony strzelców oraz kompanię ckm/ppanc - pluton strzelców miał 3 drużny po 11 żołnierzy - każda z rkm (DP) - pluton ckm/ppanc miał 2 ckm (Maxim) - kompania ckm miała 3 plutony po 4 ckm - Razem z batalionie było 27 rkm i 18 ckm. - Na pułk przypadało więc 81 rkm oraz 54 ckm w pododdziałach strzelców, dodatkowo broń maszynowa był a zwiadzie i pododdziałach plot itd. Etat 04/21 z 1939 - pułk piechoty (poza pododdziałami szczebla pułku) miał 3 bataliony strzelców, po 3 kompanie strzelców oraz kompanię ckm oraz pluton ppanc (4 x 45mm), pluton moździerzy (4 x 82mm). - kompania strzelców miała 3 plutony strzelców i pluton ckm - pluton strzelców liczył 4 drużyny po 14 żołnierzy - każda drużyna z rkm (DP) - pluton ckm miał 2 ckm (Maxim) - kompania ckm miała 3 plutony, po dwie drużyny po 2 ckm - razem 12 ckm - Batalion miał 36 rkm i 18 ckm - co dawało w pułkowych pododdziałach strzelców 108 rkm i 54 ckm oraz oczywiście broń maszynowa w pododdziałach pułkowych (zwiad, opl itd.) Armia Niemiecka Okres przed 1931 - to uzbrojenie w lkm MG.08/15 i ckm MG.08 - Nie mam pod ręką dokładnych struktur pułku i batalionu (musiałbym poszukać - w czeluściach dysku i płyt), ale plutony miały po 5 sekcji - 2 sekcje lkm i 3 strzelckie czyli w plutonie były 2 lkm MG.08/15 - Układ był trójkowy czyli 3 kompanie po 3 plutony oraz kompania ckm z 12 ckm (MG.08) - W batalionie było więc 18 lkm i 12 ckm - na pułk przypadało więc 54 lkm i 36 ckm w pododdziałach strzelców. W 1931 - zmieniono organizację plutonu na pododdział z trzema 13-osobowymi drużynami, gdzie każda miała rkm (MG.13). - w batalionie było więc 27 rkm i 12 ckm w pododdziałach strzelców co dawało 81 rkm i 36 ckm w pułkach. Etaty z 1937 (obowiązujące w 1939) Kompanie miały po 3 plutony, po 3 drużyny 13-osobowe każda z ukm jako rkm )MG.34) Część kompanii miała półpluton ckm (2 ukm jako ckm), część kompanii nie miał ukm jako ckm wcale, a część miała pluton ckm (4 ukm jako ckm). Używano w większości już MG.34 czyli ukm - co ważne bo nie można go możliwościami przyrównywać do rkm i ckm, choć pełnił ich rolę z zależności od podstawy i ukompletowania. W dywizjach ostatnich rzutów mogły występować jeszcze rkm MG.13 oraz ckm MG.08 W 1939 wyglądało to mniej więcej tak: A. Dywizja 1 fali 3 pułki, po 3 bataliony po: - 3 kompanie strzelców po 9 rkm i 2 ckm - kompania ckm z 8 ckm i 6 moździerzami 81mm B. Dywizja 2 fali 3 pułki po 3 bataliony po: - 3 kompanie po 9 rkm - kompania ckm z 12 ckm C. Dywizja 3 fali 3 pułki po 3 bataliony po: - 4 kompanie po 9 rkm i 4 ckm D. Dywizja 4 fali 3 pułki po 3 bataliony po: - 3 kompanie po 9 rkm - kompania ckm z 12 ckm W przypadku uzbrojenia w broń czeską kompania ckm miała 12 ckm, a kompanie strzelców miały po 3 plutony, ale mające po 4 drużyny 10-osobowe - każda z rkm ZB-26/ZB-30. To tak pokrótce, na szybko - bo broń maszynowa i organizacja to "temat rzeka" - raczej na książkę (może się kiedyś skuszę ... ) niż na post. Polecam z zakresie polskiej armii z okresu nieboszczki IIRP i interesujących Cię kwestii ... pozycje dostępne w sieci w bibliotekach cyfrowych: - Podręcznik dla operacyjnej służby sztabów z 1928 (część trzecia to organizacje) - Instrukcja strzelecka, część II - ręczny i lekki karabin maszynowy z 1932 - Regulamin piechoty - Kompanja Karabinów Maszynowych z 1924 - Regulamin piechoty - Walka oddziałów piechoty z 1934 - Przegląd Piechoty z lat 1928-1939 - zbiór ma luki, brakuje niektórych numerów (powinno być 12 rocznie), ale jest kompletny przynajmniej w 80%. Wiele artykułów na interesujący Cię temat - numery ze stycznie i lipca mają spisy treści za półrocza, łatwo się szuka. Proponuję przejrzeć www.cbw.pl czy wielkopolską bibliotekę cyfrową - www.wbc.poznan.pl
  2. Długowieczna broń

    Mauser - owszem, ale w kalibrze 30-06 (spadek po armii norweskiej - gdzie w latach 40-tych konwertowano K.98k na ten kaliber). Ponadto nie "jest nakłaniany", a wręcz jest to przepis gubernatora wyspy. Akurat znam to z "pierwszej ręki" bo na przełomie 2011/2012 szkoliłem w zakresie używania broni kobiecą wyprawę na Newtontoppen, która odbywała się wiosną 2012. W zasadzie w wypożyczalniach, z których korzystanie dla osób wyprawiających się w niektóre rejony jest obowiązkowe - w tej chwili są tylko Mausery 30-06. Kwestia co to jest "normalna wojna" - bo akurat na początku XX wieku w niektórych wojnach lokalnych (w "zapadłych rejonach świata") odprzodowa broń kapiszonowa czy pierwsze odtylcówki jeszcze się trafiały. Co więcej w czasie wojny w Afganistanie w latach 80-tych (tej poprzedniej z udziałem ZSRR) notowano przypadki użycia broni kapiszonowej, przez afgańskich bojowników. Nawet u nas podczas powstania warszawskiego, podobno (tak w każdym razie twierdzą ci co się tematyka PW interesują) ktoś używał kapiszonowego rewolweru systemu Colt (choć pewnie tylko do chwili zdobycia nowocześniejszej broni) - w sumie poza czasem i wygodą ładowania bębna w skuteczności użycia różnicy nie ma. Co zabawniejsze - w czasie wielkiego spisu broni rosyjskiej na przełomie XIX i XX wieku, ujawniono całkiem spore zapasy zmagazynowanej broni w postaci skałkowych karabinów odprzodowych - gładkolufowych. Nie była w użytku bieżącym, ale znajdowała się odpowiednikach naszych magazynów "zapasu wojennego". A jaka współczesna (i "cywilizowana") armia używa jeszcze ckm-ów? Drugowojenne M1919A4 spotykane były jeszcze z rzadka w Wietnamie (część konwertowana do kalibru 7,62mm x 51), a na naszym podwórku to ostatnie SG-43 i SGM odeszły wraz z początkiem lat 90-tych (choć już od ładnych paru lat były uzbrojeniem mobilizowanych pododdziałów nieliniowych - mieliśmy w jednostce gdzie wówczas służyłem pluton takich ckm w mobilizowanej kompanii ochrony w WOPK w końcu lat 80-tych). Jakoś nie kojarzę by dzisiaj jakaś nowocześniejsza armia używała jeszcze ckm-ów, zresztą ostatni (nie liczę chińskich kopii i klonów) typowy ckm to właśnie SG-43 powstały w czasie DWS, potem już konstruowano tylko ukm-y i z czasem o wiele bardziej dostosowane do roli rkm, niż ckm. Choć oczywiście w niektórych sytuacjach (jak np. obrona baz, gdzie broń strzela ze stacjonarnych stanowisk) wyciągnięty z zapomnienia stary ckm sprawiłby się pewnie nie gorzej niż broń współczesna (inna sprawa, że do współczesnej walki manewrowej się całkowicie nie nadają). Największy problem stanowiłaby paradoksalnie pewnie ich obsługa - dzisiejsi żołnierze nawykli do prostej obsługowo broni i ogólnie "uproszczeń cywilizacyjnych", odbierają te starsze modele broni jako "strasznie skomplikowane" w obsłudze, co nie raz mam okazję zobaczyć podczas strzelań z broni historycznej. Zresztą nie dotyczy to tylko ckm-ów - jak coś jest bardziej skomplikowane od AK i jego klonów to już jest uważane za niesłychanie skomplikowane w użyciu i obsłudze. Ot "cywilizacja" ... a kiedyś z tym "skomplikowanym" sprzętem radzili sobie doskonale ludzie, którzy często ledwie potrafili czytać.
  3. Długowieczna broń

    Historia broni palnej jest stosunkowo krótka (w stosunku do broni białej), a więc trudno znaleźć taką, która była używana "przez wieki", ale jest trochę modeli broni używanych, a nawet produkowanych bardzo długo jak na broń palną np. pistolet Colt M1911 - zarówno "w służbie", jak i w produkcji od 1911 do dzisiaj ... czy rewolwer Smith & Wesson Model 10 (pod tym oznaczeniem był najbardziej zanany, ale zmieniał parę razy nazwę praktycznie się nie zmieniając) w produkcji od 1899 do ... w sumie też do dzisiaj - w służbie wojskowej była przez 100 lat, bo dopiero w okolicach pierwszej wojny w Iraku wymieniano go na pistolety w uzbrojeniu części załóg samolotów w USA, w służbach policyjnych i porządkowych (też ochronach) jest w użyciu do dzisiaj. Jako ciekawostkę można podać użycie (choć już broni nieprodukowanej od dawna) karabinów Enfield Pattern 1917 przez duńskie patrole na Grenlandii gdzie ze względu na długotrwałe przebywanie na mrozie broń automatyczna mogłaby się nie sprawdzić. Broń co prawda pełni rolę raczej myśliwskiej, do samoobrony przed niedźwiedziami polarnymi, ale jednostka je używająca wchodzi w skład sił zbrojnych Danii czyli broń jest używana przez armię. I to armię nowoczesną, bo użycie karabinów z przełomu XIX i XX wieku przez różne formacje nieregularne na współczesnych wojnach jest jak najbardziej spotykane. Czyli "w służbie" ponad 100-120 lat. Trochę lat w użytkowaniu i produkcji są karabinki Winchestera, niektóre modele są produkowane do dzisiaj (w zasadzie poza często zmianą amunicji na powszechną współcześnie, bez zmian) i bywają w jak najbardziej w "praktycznym użyciu", bo oprócz sportowców i hobbystów, używają ich choćby różnej maści "strażnicy leśni" (za oceanem zaliczani jak najbardziej do służb porządkowo-policyjnych, taki odpowiednik naszej uzbrojonej "straży leśnej" tyle, że z dużo większymi kompetencjami), a nawet funkcjonariusze policji (akurat w USA tylko służby federalne mają "centralne zaopatrzenie" - policje lokalne uzbrajają się same w co uważają za stosowne) służący na terenach leśnych, gdzie taka broń jest wygodna i skuteczna zarówno do ewentualnej samoobrony przez czworonożnymi napastnikami, jak i przydatna do ewentualnego starcia z łamiącymi prawo "dwunogami". Czyli w zasadnie mamy broń obecną w praktycznym użyciu jakieś 150 lat. Jeśli rozszerzymy pojęcie "użytkowanie broni" na zastosowania cywilne to długowiecznymi są rewolwery kapiszonowe (najczęściej modele Colta, ale też późniejsze Remingtony) - są używane i produkowane do dzisiaj, a swoje początki miały w połowie XIX wieku. Dzisiaj używa się je w sporcie, ale ponieważ zdarzają się przypadki (choć oczywiście nieliczne) użycia takiej broni przez przestępców to można powiedzieć, że mają zastosowania "użytkowe" do dzisiaj. Wojskowe użytkowanie takiej broni nie było zbyt długie, ale w cywilu to jeszcze egzemplarze z pierwszej, oryginalnej produkcji były spotykane dość powszechnie (zwykle na amerykańskich terenach wiejskich) jeszcze w latach 20-tych i 30-tych XX wieku, zapasy "oryginałów" wyczerpały się gdzieś na początku lat 50-tych i wtedy to zaczęto je produkować na nowo i robi się to do dzisiaj. Oczywiście są i wcześniejsze modele broni używane tylko w sporcie, które mają swoją współczesną produkcję seryjną jak choćby francuski, gładkolufowy karabin skałkowy model 1777. A pojedyncze egzemplarze, czy niewielkie serie dotyczą też broni starszej.
  4. Broń palna XIX wiek

    10 naboi w magazynku jest do pogardzenia gdy taki magazynek nadmiernie komplikuje broń i utrudnia ładowanie. Lepiej jest wtedy mieć 5 naboi, które można szybciej załadować, a sam magazynek jest konstrukcyjnie prostszy. Pamiętaj, że przy ocenie szybkostrzelności liczy się bardziej szybkość ładowania niż pojemność magazynka (jeśli chodzi o karabiny powtarzalne). Co z tego, że masz 10 nabojowy magazynek, jeśli załadowanie 10 nabojów trawa dłużej niż załadowanie 2 x 5 nabojów. W przypadku konieczności wystrzelenia kilkudziesięciu nabojów to ten prostszy i łatwiejszy w ładowaniu magazynek 5-nabojowy da większą szybkostrzelność. Ogólnie karabinów Krag-Jorgensen czy tych z 10-nabojowym magazynkiem? Tych z 10-nabojowym magazynkiem nie, bo w ogóle to była tylko wstępna seria broni, zatwierdzono do służby z magazynkiem na 5 nabojów. Natomiast ogólnie karabinów tego systemu używała oczywiście armia Danii, w kilku odmianach - praktycznie do zajęcia przez Niemcy w 1940. Z armii zagranicznych to przede wszystkim Norwegia od 1894 (w tym roku przyjęto broń do uzbrojenia, produkcja ruszyła w 1895) oraz USA gdzie przyjęto ten karabin do uzbrojenia w 1892, a zaczęto produkować w Springfield w 1894. Duńskie karabiny tego systemu miały kaliber 8mm x 58R, norweskie 6,5mm x 55, a amerykańskie 30-40 (7,62mm x 59R). Ależ skąd - zauważ z jakiego okresu pochodzi ta broń. Taki kaliber wcale nie był wówczas jakiś specjalnie duży - to odpowiednik kalibru .68 czyli bardzo typowy dla broni z gładką lufą (większe bywały nawet w broni wojskowej - choćby .75), przy lufach gwintowanych duży (bo typowe to były .52-.60), ale wcale nie specjalnie wielki. Ale to coś ma chyba gładką lufę, bo przed tym nawiasem z kalibrem jest coś co wygląda na "kaliber wagomiarowy" 16 (i faktycznie strzelba 16-tka ma te 17,2mm) czyli typowe określenie dla broni gładkolufowej, śrutowej.
  5. Broń palna XIX wiek

    Żadna zagadka - to jest dokładnie to co jest napisane na tabliczce czyli duński karabin Krag-Jorgensen m/89 Tak to jest magazynek na 10 nabojów - co świadczy, że broń w muzeum to bardzo wczesna odmiana z pierwotnym magazynkiem. Do służby weszły karabiny z magazynkiem krótszym na 5 nabojów (prostszym i lżejszym) - i takie karabiny tego wzoru są powszechnie znane. Taki z magazynkiem na 10 nabojów to rzadkość i muzealny "rarytas".
  6. Dziwny pojemnik

    Bo dokładnie tym jest ten pojemnik - jak widać nie zmienił swojej formy (bo i po co) od czasów carskiej Rosji i przetrwał przez większą część trwania ZSRR. Zrezygnowano tylko z tłoczenia znaków na ściankach. Identyczne pojemniki znajdują się ukompletowaniu broni użytkowanej w latach 60-tych czy może nawet i 70-tych, zanim nie wprowadzono pojemników prostokątnych, dwukomorowych. Pojemniki na środki konserwujące tego typu były też używane w naszej armii i do dzisiaj przy zakupach starej broni z AMW takowe stanowią komplet do broni.
  7. Broń palna XIX wiek

    Spory zakres, a więc zacznijmy od broni brytyjskiej. Okres broni skałkowej od 1722 był to karabin zwany popularnie Brown Bess: 1/ Land Pattern Musket 1722 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .75 2/ Short Land Pattern Musket 1768 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .75 3/ India Pattern Musket 1797 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .75 4/ New Land Pattern Musket 1802 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .75 5/ New Light Infantry Land Pattern 1811 - gładkolufowy, odprzodowy, skałkowy, kaliber .75 Do tego dochodzi jeszcze karabinek i karabin marynarki tego systemu. W 1839 wprowadzono Patern 1839 czyli broń konwertowaną do zamka kapiszonowego oraz Pattern 1842 nowa produkcja w wersji kapiszonowej, ale dalej gładkolufową o tym samym kalibrze. Ponadto armia brytyjska dość szeroko wykorzystywała karabiny skałkowe gwintowane, a najpopularniejszym był karabin Bakera w kalibrze .625 (choć początkowo .68) wprowadzony w 1800 - przy czym dość nietypowo był to karabin z gwintem o dużym skoku, co choć powodowało mocno przeciętną celność (w klasie broni gwintowanej) to pozwalało na stosunkowo szybkie ładowanie broni, znacznie szybsze niż karabinów z gwintami o małym skoku. Broń pozwalała też na oddanie szybkiego strzału przy załadowaniu podobnym jak karabinu gładkolufowego (kula nie uszczelniona w gwincie). Karabiny Bakera w formacjach strzelców zostały zastąpione przez kapiszonowe karabiny Brunszwik w kalibrze .70. Używano też później takich ciekawostek jak dwulufowego, kapiszonowego karabinu Jacoba z pociskami ukształtowanymi do gwintu w lufie. W 1853 wprowadzono kapiszonowy, gwintowany (pociski systemu Minie) karabin Enfield Pattern 1853 - wytwarzaną w kilku odmianach i zmodernizowanych wersjach: 1/ Enfield Rifle Pattern 1853 - karabin odprzodowy, kapiszonowy, gwintowany, kaliber .58 2/ Enfield Short Rifle Pattern 1856 - karabin odprzodowy, kapiszonowy, gwintowany, kaliber .58 3/ Enfield Short Rifle Pattern 1858 - karabin odprzodowy, kapiszonowy, gwintowany, kaliber .58 Ponadto karabinki oraz karabiny marynarki czy przeznaczone dla armii indyjskiej (inny kaliber). Na broń odtylcową Armia Brytyjska przeszła w 1866 - wprowadzając konwersję karabinu odprzodowego Enfield, w postaci karabinu Snider, zasilanego amunicją .577 Snider (14,7mm x 48R) w tekturowych łuskach. Broń powstawała w różnych wariantach Mk I, Mk II i Mk III zarówno jako long rifle, jak i short rifle. Zamek Snidera był odchylany w prawo (była to konwersja, a więc zamek wstawiano w wycięty element z tyłu lufy), broń miała kurek zewnętrzny jak kapiszonowe Enfieldy - tyle, że tera uderzał nie w kapiszon, a wystającą z zamka iglicę. Snider był rozwiązaniem tymczasowym (decyzja o przygotowaniu konwersji zapadła w 1864), praktycznie równocześnie zaczęto opracowywać bron odtylcową, skonstruowaną od podstaw i pierwszy prototyp karabinu Martini-Henry powstał w 1866. Był to karabin z zamkiem ślizgowym, otwierany dźwignią będącą przedłużeniem osłony spustu i ładowany pojedynczymi nabojami .450 Martini-Henry (11,43mm x 59R) w metalowej łusce. A przy okazji Henry to ten sam od amerykańskiego karabinka lever-action Henry 1860, późniejszego Winchestera - gdy rozstał się z Winchesterem zajął się m.in. tworzeniem luf. Główne odmiany karabinu Martini-Henry to: 1/ Karabin Mk I - 1871 2/ Karabin Mk II - 1877 3/ Karabin Mk III - 1881 4/ Karabin Mk IV - 1888 Ponadto - karabinki kawaleryjskie (Mk I - 1877) i artyleryjskie (Mk I - 1888, Mk II - 1893) W latach 80-tych zaczęto próby ze zmniejszaniem kalibru broni i w efekcie powstał karabin Martini-Metford (zasada działania jak Martini-Henry, ale na amunicję .303, choć próbowano też .410) oraz pojawił się karabin powtarzalny Lee-Metford (zamek Lee, lufa Metforda) - armia przeszła na amunicję małokalibrową, w kalibrze .303 (7,7mm x 56R) ale początkowo jeszcze eleborowaną prochem czarnym. Lee-Metford był już karabinek powtarzalnym, zasilanym z wymiennego magazynka o pojemności 8 naboi (co z tego skoro wojskowy beton kazał go mocować łańcuszkiem do broni ... aby się nie zgubił, a magazynki ładować pojedynczo, dając żołnierzowi jeden zapasowy). Zamek ślizgowo-obrotowy, podobny do późniejszego, znanego z Lee-Enfielda. Podstawowe odmiany: 1/ Karabin Mk I - 1888 2/ Karabin Mk II - 1891 3/ Karabinek Mk I - 1892 (karabinek miał magazynek na 6 nabojów) Z chwilą wprowadzenia amunicji .303 przebudowano część starych karabinów Martini-Henry, na jednostrzałowe karabiny Martini-Enfield zasilane tą amunicją dla służb pomocniczych i artylerii: 1/ Karabin Mk I - 1895 2/ Karabin Mk II - 1886 3/ Karabiny Mk I* i Mk II* - modyfikacja w 1903 4/ Karabinek kawaleryjski Mk I - 1896 5/ Karabinek artylerii Mk I - 1895 W 1895 wprowadzono karabin Lee-Enfield (MLE - Magazine, Lee-Enfield), a w 1896 karabinek tego systemu (LEC - Lee-Enfield, Carbine). Karabin miał wymienny magazynek na 10 nabojów, karabinek na 6 nabojów .303 British czyli 7,7mm x 56R. Wyprodukowano nieco ponad 300 tys. karabinów oraz 40 tys. karabinków (w tym 26 tys. Mk I* z 1899), a następnie armia podjęła decyzję o przejściu na jeden uniwersalny krótki karabin i w 1902 wprowadzono SMLE (Short, Magazine, Lee-Enfield), ale to już XX wiek ... To tak z grubsza, pomijając mniej typowe konstrukcje ...
  8. PPD, choć przez lata rozwoju został dopracowany, to jednak był typowym pistoletem maszynowym wczesnych lat 30-tych czyli bronią wykonywana w większości za pomocą technik obróbki skrawaniem, a przez to drogą w produkcji. W chwili gdy pistolet maszynowy wrócił do łask w ZSRR od razu zaczęto poszukiwać broni, która się będzie nadawała do produkcji masowej - taniej i prostej, a jednocześnie będzie stosunkowo prosta od obsługi w polu (w sumie cecha charakterystyczna broni radzieckiej). W sumie trochę to poszło z jednej skrajności w drugą - najpierw nieufność do tej klasy broni (jak w wielu krajach), jej ograniczone zastosowanie (również nie ewenement), a wręcz rezygnacja i określenie jako broń nieperspektywiczną oraz rezygnacja z produkcji. Chwilę później po doświadczeniach bojowych decyzja nie dość, że przywracająca produkcją to jeszcze od razu tak aby mieć go dużo. W etacie 04/20 z września 1939 nie przewidywano pistoletów maszynowych w ogóle, a już w etacie 04/400 z kwietnia 1941 po dwa w drużynie (Niemcy od lutego 1941 mieli jeden - wcześniej był, ale jeszcze nieetatowo i nie każdej drużynie, dopiero od października 1943 etatowo po dwa) oraz łącznie po 27 w kompanii (Niemcy w 1941 po 16) oraz 86 w batalionie i 313 w pułku. Nowa broń musiała być zdatna do stosunkowo taniej produkcji masowej - z zastosowaniem możliwie dużej ilości elementów tłoczonych (zresztą frezowany z konieczności zamek też został uproszczony). Ponadto w PPSz usunięto pewne wady PPD, które jeszcze wymagały usunięcia czyli zastosowano bardzo skuteczne urządzenie wylotowe zmniejszające podrzut broni przy strzelaniu seriami, inny zderzak o znacznie większej żywotności, znacznie poprawiono łatwość obsługi broni w polu oraz zmniejszono wrażliwość na zanieczyszczenia. Zmieniono też podejście do zasilania - bo choć PPD akurat miał lepsze, dwupozycyjne wyprowadzenie nabojów (magazynki pudełkowe znacznie łatwiej się ładuje) to z chwilą gdy odgórnie nakazano skopiowanie fińskiego bębna (ot głupota naczalstwa ...) powstał problem, bo bębny z zasady mają jednopozycyjne. Trzeba było obcinać jedną szczękę, a i tak nie działało to zgodnie z oczekiwaniem. PPSz od razu miał jednopozycyjne wyprowadzenie i początkowo przystosowano go tylko do narzuconego rozkazem bębna. To, że wizualnie są podobne to zabieg celowy - chodziło o ułatwienie asymilacji nowej broni i ułatwienie szkolenia. Stąd podobny układ, początkowo identyczny celownik (potem zmieniono na prostszy przerzutowy), początkowo identyczny zatrzask magazynka (potem zmieniony na bardziej dogodny) oraz przejęcie rączki zamka z bezpiecznikiem (tutaj wyszło jak najbardziej na zdrowie, bo większość ówczesnych pm-ów w ogóle jeszcze nie miała zabezpieczenia w przednim położeniu zamka). Ogólnie powodem konkursu na nową broń - było stworzenie broni prostszej, mniej wrażliwej, łatwiejszej w obsłudze oraz tańszej i łatwiejszej w produkcji. No i się udało ... wyszedł z tego jeden z lepszych wojennych pm-ów.
  9. Nasze matki, nasi ojcowie

    Bo ta cała "sytuacja z pociągiem" to chyba najgorsza scena "wojenna" z całego filmu. Mnie to przypominało raczej "napad na pociąg" w kiepskiego westernu klasy B, niż coś co miałoby jakieś realia ... i jeszcze ten tekst o niemieckim maszyniście, co to zatrzyma się jak zobaczy "niemiecki znak stop". Jak dla mnie porażka - ktoś chciał zrobić napad partyzantów na pociąg, a nie bardzo wiedział jak. Adreasie nie chodziło mi o polityczne spojrzenie na AK, ale o obraz polskiej partyzantki czy może w ogóle obraz partyzantki (bo każda będzie wyglądać podobnie). Ten wyidealizowany obraz polegał na tym, że przedstawiało się partyzantkę prawie jak regularne wojsko (różnica była tylko w mieszance broni i braku jednolitego umundurowania) - czyści, porządnie ubrani, zachowujący się prawie jak regularna armia (i to często w koszarach). Tymczasem w kwestii bytowej akurat ten film pokazuje chyba bliższy rzeczywistości obraz partyzantki niż wiele produkcji wcześniejszych, gdzie był to obraz nadmiernie "porządny" czyli właśnie "wyidealizowany". Pytanie czy pokazanie w ten sposób partyzantów, przecież często bytujących w warunkach skrajnie trudnych jest "brednią" czy może to obraz bliższy rzeczywistości wojennej? Chyba cały problem w tym, że wizerunek partyzanta tworzą nieliczne zdjęcia ... tyle, że w zasadzie wszystkie są pozowane. Jak się je ogląda to przecież widać ludzi dziwnie dobrze wyekwipowanych i uzbrojonych, często z wieloma elementami umundurowania itd. Tyle, że moim zdaniem jest to wynik tego pozowania - często pewnie na fotce kilku ludzi jest broń i wyposażenie należące do całego oddziału, pewnie i w kwestii ubrania wykorzystano elementy posiadane przez większą ilość ludzi niż to jest na zdjęciach. Naturalnym jest, że na nielicznych zdjęciach (bo przecież partyzanci fotografowali się z rzadka - ze zrozumiałych względów, zarówno technicznych, jak i zachowania zasad konspiracji) ci ludzie chcieli jak najbardziej wyglądać jak wojsko. A na co dzień to raczej tak różowo nie wyglądało - stąd "wygląd włóczęgi" jest chyba obrazowi partyzanta bliższy. Jaka by nie była to trudna wojenna sytuacja, to regularna armia będzie zwykle wyglądała dużo lepiej od jakiejś partyzantki. W końcu oni mają jakąś logistykę, nawet jak bywa daleko i kuleje to od czasu do czasu dociera. Choć przecież wygląd żołnierzy w czasie walk sporo się różni od tego koszarowo-regulaminowego (co jak pamiętam sam zauważyłeś, w dyskusji na innym forum i dotyczącej innych kwestii) - tyle tylko, że w przypadku regularnej armii mamy zdjęcia nie tylko pozowane, ale też "z pola" robione choćby przez korespondentów wojennych itp. czyli choć trochę można obie sytuacje porównać. Tutaj też jest pewna kontrowersja ... ale znowu w co bardziej "brutalnych" opisach wojny, takie sytuacje bywają spotykane, również w regularnych armiach. Na pewno nie było to żaden standard, ale zapewne się trafiało. Problem w tym, ze filmy z zasady bazują na skrajnościach, bo najlepiej wypadają na ekranie - przecież postacie braci Winterów też raczej idą w skrajności - postępowanie pana porucznika to raczej trudno określić jako przeciętnego niemieckiego oficera, a jego brat to już też jest obrazek dwóch skrajności. Najpierw żołnierz z nadmiarem skrupułów, a potem "maszynka do zabijania", gdzieś pośrodku była ta większość reprezentująca postawy mniej skrajne. Ale w filmach atrakcyjne są właśnie te skrajności - zarówno "pozytywne", jak i "negatywne". Przecież to jest widoczne w wielu produkcjach wojennych, na całym świecie. Jeśli w jakimś konflikcie, armii, partyzantce występowały sytuacje skrajne to filmowcy na pewno je pokażą. Można wymienić sporo filmów wojennych, w których takie skrajności czy postawy i sytuacje nietypowe są obecne - bo atrakcyjne, inne, szokujące itd. PS. Przepraszam za tak późne odniesienie się do Twojej wypowiedzi, ale odpowiadając na inne posty Twój mi po prostu "umknął".
  10. Ja sądzę zrobiłeś błąd i chodziło Tobie o granicę pomiędzy karabinami automatycznymi (w domyśle samoczynno-samopowtarzalnymi) oraz samopowtarzalnymi - co podejrzewam, po sugestii o włączeniu StG.44 do dyskusji o karabinach samopowtarzalnych. Owszem karabin samopowtarzalny od samoczynno-samopowtarzalnego różni się tylko możliwością prowadzenia ognia ciągłego. Jednak pomiędzy karabinami samopowtarzalnymi z okresu przed i w czasie DWS, a karabinkiem automatycznym w stylu StG.44 czy powojennym AK różnica jest dość znacząca. Nie tyle z technicznego punktu widzenia - bo poza zastosowanym nabojem mechanizmy są zbliżone, co z aspektu taktycznego. Karabiny samopowtarzalne takie jak Garand M1, SWT-38 -> SWT-40 czy G.41 -> G.43 oraz choćby wyporodukowany w niewielkiej liczbie polski kbsp wz.38M pełniły w systemie uzbrojenia taką samą rolę jak wcześniejszy karabin powtarzalny. Strzelały silnym nabojem karabinowym, dającym możliwość rażenia celu na ponad 2km, ale i tak żołnierz był w stanie trafić na góra 400m (co zresztą i tak wymagało niezłego wyszkolenia - możliwości przeciętnego żołnierza kończą się na 300m), a ich samopowtarzalność zwiększała tylko tempo strzelania, ułatwiała celowanie i zmniejszała zmęczenie strzelca (bo nie trzeba było co każdy strzał "machać" rączką zamka), ale nie dawała nic ponadto. Natomiast nowa klasa broni - czyli karabinki automatyczne na amunicję pośrednią miały łączyć możliwość prowadzenia celnego ognia na te praktyczne 300-400m, a zarazem dawać możliwość prowadzenia intensywnego ognia seriami z odległości bliższej, właściwej dla pistoletów maszynowych czyli do 200m. Oczywiście takie "dwa w jednym" było w poszczególnych zastosowaniach gorsze od karabinu samopowtarzalnego czy powtarzalnego (bo celność nawet na tych 300-400m była mniejsza - choćby z powodu krótszej lufy i linii celowniczej i gorszej balistyki pocisku - czyli kwestia poprawek przy strzelaniu nabierała większego znaczenia) i od pistoletu maszynowego (bo kontrola broni przy ogniu ciągłym jednak jest lepsza w pistolecie maszynowym) - ale dzięki uniwersalności np. w 11 osobowej drużynie mogło być takiej broni 10 sztuk, a nie pół na pół jak to bywało często w praktyce pod koniec wojny w najbardziej nasyconej pm-ami Armii Czerwonej. Problem kontroli w ogniu ciągłym rozwiązano dopiero wraz amunicją pośrednią małokalibrową, ale to dopiero w 20 lat po wojnie. Stąd jakiekolwiek porównywanie "klasycznych" karabinów samopowtarzalnych okresu DWS (osobiście daję palmę pierwszeństwa SWT-40, choć G.43 i Garanda moim zdaniem wyprzeda niewiele), do nowej klasy broni jaką były karabinki automatyczne reprezentowane przez StG.44 kompletnie mija się z celem. Jest to broń innej klasy, zbudowana na podstawie odmiennych założeń taktycznych. Można, jak już wspomniał Speedy ... w ZSRR pod koniec lat trzydziestych słusznie założono, że pistolet maszynowy jest bronią nieperspektywiczną i że przeszłością będzie broń automatyczna na amunicję pośrednią. Tyle, że popełniono błąd nakazując przerwanie produkcji zanim taką broń stworzono. Lekcja z wojny z Finlandią i zapewne obserwacja walk w Europie szybko pokazały, że na chwilę obecną pistolet maszynowy jest pożądany i przydatny. Przywrócono więc do produkcji zmodyfikowany PPD oraz przystąpiono do tworzenia broni lepszej i lepiej nadającej się do masowej produkcji czego efektem był PPSz. W sumie wnioski słuszne - za wyjątkiem niepotrzebnego nakazu odgórnego skopiowania bębna z Suomi i zastosowania go w nowej broni, bo bęben w zastosowaniach wojskowych ma więcej wad niż zalet.
  11. 1/ Nie było czegoś takiego jak Sturmgewehr 43 - był karabinek automatyczny (samoczynno-samopowtarzalny) nazywany początkowo (w fazie dochodzenia do właściwej konstrukcji) MKb.42(H) oraz konkurencyjny MKb.42 (W) - następnie dla finalnego produktu stosowano nazwy MP.43, MP.44 i StG.44. Czyli jeśli już to Sturmgewehr 44. 2/ Nie ma czegoś takiego jak karabinek AK-47, jest karabinek AK i jego wersje pochodne, zmodernizowane lub produkowane w różnych krajach. Oznaczenie AK-47 było oznaczeniem prototypów broni i występowało z dodatkowym numerem czyli AK-47 nr 1, nr 2, nr 3 i nr 4. Zresztą podobnie jak wcześniejsze prototypy oznaczane AK-46 nr 1 ... itd. oraz późniejsze, finalne prototypy na podstawie których przyjęto w 1949 broń do uzbrojenia Armii Radzieckiej czyli AK-48 nr 1 i AK-48 nr 2. 2/ Zapewne nikt nie wymienił tej broni, bo należy ona do innej klasy niż karabiny samopowtarzalne, bo do klasy "karabinków automatycznych". 3/ Teza o skopiowaniu przez Kałasznikowa niemieckiego StG.44 jest zwykłym, choć powszechnym mitem. Opiera się praktycznie na wizualnym podobieństwie obu typów broni - przy czym "fachowcy" lansujący takie tezy zupełnie nie zwracają uwagi na budowę mechanizmów wewnętrznych broni. A podobieństwo wizualne jest całkowicie zrozumiałe bo magazynek do nabojów o takim kształcie zawsze będzie łukowy, rura gazowa może być albo nad, albo pod lufą - przy czym w broni zasilanej z dołu wygodniej nad lufą i tam jest ona umieszczoną w większości broni indywidualnej działającej na tej zasadzie. Sama zasada działania jest chyba najpopularniejszą w broni automatycznej strzelającej amunicją karabinową i pośrednią. W zasadzie to są trzy podobieństwa StG.44 do AK - reszta mechanizmów jest zupełnie inna, wykorzystuje inne zasady funkcjonowania mechanizmów broni (jak choć by ryglowanie). Oczywiście Kałasznikow niczego w sumie nie wymyślił tylko dokonał bardzo udanej kompilacji istniejących wcześniej rozwiązań konstrukcyjnych broni - zresztą przy sporym udziale Aleksandra Zajcewa (o którym jakoś się nie pamięta - a to w sumie on doprowadził do porządku pomysły Kałasznikowa). Gdyby doszukiwać się źródeł tych pomysłów to już szybciej wskazałbym (również przebadany z tej okazji w ZSRR) karabin Garanda, w zakresie zamka ryglowanego przez obrót w AK - ale znowu nie kopia, tylko co najwyżej inspiracja. W ZSRR nie musiano kopiować od Niemców, bo akurat wszystko co użyto w AK zostało wymyślone już dużo wcześniej - co najwyżej samo udane zastosowanie w walce karabinka automatycznego na amunicję pośrednią (nad taką amunicją to pracowano już w ZSRR przed wojną - była zresztą powodem przedwczesnej i chwilowej rezygnacji z "nieperspektywicznych" pistoletów maszynowych) było impulsem do stworzenia własnej broni tej klasy. Tak na marginesie i skoro mowa o karabinach samopowtarzalnych to akurat w tej dziedzinie sytuacja była odwrotna - to akurat Niemcy doprowadzili do porządku swój nieudany (bo popełniono błąd w założeniu zabraniającym wykonywać otwór w lufie) karabin samopowtarzalny poprzez skopiowanie układu gazowego z radzieckiego karabinka SWT-40 i tworząc w tej sposób z mającego ciągłe problemy G.41, całkiem przyzwoity G.43.
  12. Nasze matki, nasi ojcowie

    Ale to przecież nie są filmy z jakimiś większymi scenami batalistycznymi, a mnie chodzi właśnie o takie kwestie. Stąd przyrównuje to do seriali i filmów gdzie takie sceny występują w odpowiedniej liczbie i wielkości. Ale w "Nilu" scena zamachu to akurat szału nie robi ... jednemu to Sten tak zawadza, że nie bardzo wie jak go chwycić - kombinuje różne "efektowne chwyty", skrzętnie pomijając ten właściwy i najwygodniejszy (o ile w ogóle można mówić o wygodzie przy ten tandetnej i nieergonomicznej broni). Strzelanie z pistoletu "na czarnego gangstera" też delikatnie mówiąc budzi śmieszność (skutki pewnie brania lekcji z amerykańskich filmów klasy B). Zabrakło tego co zrobiono w "Misji Afganistan" (i co się zwykle robi przy produkcjach "zachodnich") - zabrano ekipę na strzelnicę i po prostu dano postrzelać naprawdę ... to mocno zmienia podejście do różnych dziwnych "układów" z bronią.
  13. Nasze matki, nasi ojcowie

    Chodziło mi o kwestię przygotowania aktorów i statystów do roli żołnierzy, a nie o ogólną ocenę filmów. Niestety w naszej kinematografii ta kwestia "leży i kwiczy" ... nikt nie przygotowuje tak jak przynajmniej na poziomie wspomnianego niemieckiego filmu (bo oczywiście nie marzy mi się nawet podejście do tego rodem z Hollywood) tych ludzi, aby potrafili z sensem grać żołnierzy, nie "potykali się o własny karabin" itd. No może wyjątkiem była tutaj "Misja Afganistan" (gdzie ekipę zabrano na poligon i strzelnicę i przeszkolono troszeczkę - co potem było widać na ekranie), ale to akcja współczesna, w tych tyczących wojny z Rosją (obojętnie czy niskobudżetowy serial czy wysoko budżetowy film) czy tyczących DWS ta kwestia to po prostu żenada.
  14. Nasze matki, nasi ojcowie

    A budżet filmu ocenia się w kwotach bezwzględnych czy należy zauważyć też długość obrazu (prawie 3 razy dłuższa jest ta produkcja niemiecka) oraz pewne realia cenowe w Niemczech i w Polsce? Raczej w Niemczech nie wynajmiesz statysty za 20-25€ dniówki tylko zapłacisz przynajmniej 4 razy tyle (ogólnie minimalne godzinowe stawki płac w Niemczech zaczynają się od 7,5€, a średnie wynoszą około 20€ - u nas minimalna to nieco ponad 2€, a średnia niecałe 5€), zapłacisz też odpowiednio więcej za wszelkie usługi związane z wytwarzaniem i promowaniem (bo to zwykle też całkiem spora pozycja budżetu) filmu. Przeliczanie budżetów filmowych tylko kwotowo w różnych krajach jest obarczone poważnym błędem - stąd budżet w Polsce 27 mln zł (6,25 mln €), a w Niemczech te 14 mln € oznacza zupełnie co innego. Jak na dość długą produkcję i to "historyczną" (czyli wymagającą sporych nakładów przy planach) to te 14 mln € nie jest kwotą porażającą, taki Baader-Meinhof z 2008 miał 20 mln €, a jakieś proste filmy (w sensie nakładów koniecznych do stworzenia) to budżety oscylujące wokół 6mln €. W naszych warunkach te nieco ponad 6 mln € lokują film w produkcji naprawdę "wysokobudżetowej", w niemieckich te 14 mln € za film trzyczęściowy to budżet niepowalający, bo takie nieco mniej wymagające i około 1,5 godzinne mają te 6 mln €. Co do cytatów to niemieckiego nie znam (translator nie oddaje "klimatu wypowiedzi") - ale teksty dziennikarskie z zasady są pełne przesadzonych określeń, w stylu "mega", "gigantyczny" itd. Po pierwsze nie na tym polega degeneracja jednostki na wojnie - bo organizować cokolwiek to mogą państwa, armie, systemy. To właśnie przyzwolenie czy wręcz zmuszenie do wykonywania pewnych rzeczy jest ważnym czynnikiem degenerującym - który jak najbardziej miał swój ogromny udział wtedy w Niemczech. Po drugie - porównanie znowu nieadekwatne, do okoliczności. Na degenerację mają wpływ przede wszystkim warunki i długotrwałość przebywania. Raczej trudno porównać długotrwałość walk i przebywania żołnierza brytyjskiego w brutalnych warunkach frontowych do tego co działo się na tzw. "froncie wschodnim". Jedyne co można by choć trochę porównać długotrwałością to walki w Afryce, ale tam okoliczności były zupełnie inne. Amerykanie - też w Europie nie występowały warunki podobne do tych ze zmagań niemiecko-radzieckich, a na Pacyfiku gdzie brutalność walk można by porównać czynnik "ludności cywilnej" był ograniczony, natomiast pewne zachowania wobec żołnierzy przeciwnika jak najbardziej występowały, z przyczyn chyba wiadomych. Jednak przecież historia zarówno USA, jak Wielkiej Brytanii pokazuje, że jak najbardziej potrafili oni stosować całkiem "niezłe" metody eksterminacyjne, gdy okoliczności temu "sprzyjały". Nie? A mnie się wydaje, że akurat pokazuje bardzo ważny czynnik wpływający na zachowanie ludzi na wojnie i ich degenerację - przyzwolenie, czy wręcz zachętę lub nakaz do dokonywanie takich czy innych czynów. Oczywiście pokazuje też inny - brutalność okoliczności. Inni? Stawali się takimi wszędzie tam, gdzie oprócz odpowiednio brutalnego podłoża istniało właśnie przyzwolenie i często zmuszenie do pewnych zachowań. Nie wspominając o ideologicznym tle i odpowiedniej propagandzie. Co do samej oceny filmu - to jak nadmieniłem wcześniej, jakoś mi nie przypadł do gustu i wcale nie uważam go za jakiś wybitny obraz wojenny. Tobie brakuje akcji sprzed 1941, a ja akurat uważam, że i tak akcja jest zbyt długa - osobiście nie lubię filmu, w których usiłuje się zawrzeć ileś tam lat w 2-3 godzinach obrazu. Wychodzi z tego fabuła z konieczności "porozrywana" i jak dla mnie mniej atrakcyjna. Moim osobistym zdaniem, to obraz degeneracji cywila ubranego w mundur, pod wpływem warunków wojny byłby lepszy i spójniejszy, gdyby właśnie nie rozciągnięto akcji i nie skupiono się na większej ilości bohaterów, którzy spotykają się tylko okazjonalnie. Dlatego w "przemianie" Friedhelma Wintera (moim zdaniem najlepiej stworzono i zagrana postać w tym filmie) są luki ... Szkoda, że autorzy nie zdecydowali się na ograniczenie obrazu właśnie do obu braci Winterów - moim zdaniem wyszedł by z tego film znacznie ciekawszy i pełniejszy w obrazie człowieka na wojnie. W samym filmie pokazano jednak dość sporo i raczej to bardziej Niemcom przyłożono po micie "rycerskiego WH" pokazując całkiem sporo zbrodni wojennych, dokonywanych przez tą formację. Pomimo naturalnej zasady, że swoich pokazuje się lepiej niż przeciwnika (jest to chyba wspólna zasada w produkcji wojennej jakiegokolwiek kraju - jak słusznie zauważyła też przedmówczyni) - wybór postaw swoich i przeciwnika ma "odpowiednie" proporcje to oni po swoich pojechali dość ostro. W tym sensie to film moim zdaniem pokazuje Niemcom całkiem sporo ... A z nieco "innej beczki" - bo w filmach wojennych pewien "warsztat" ma ogromne znaczenie, to na plus twórcom tego niemieckiego obrazu zaliczyłbym jakąś próbę (choć znowu nie ma szału, to jest widoczna) nauczenia aktorów i statystów jak grać żołnierzy. To mogli by sobie spróbować w końcu przyswoić (chyba przypomnieć - bo przed laty było w tej materii bardzo dobrze, to produkcje ostatnich 20 lat zeszły na psy) nasi twórcy filmów i seriali, może nie wyglądało by to tak chałowato i żenująco jak to niestety jest nam dane oglądać w rodzimych produkcjach (serialowych i filmowych w tematyce wojennej). Edycja PS. A przy okazji warto sobie zobaczyć jak w naszej rodzimej kinematografii przedstawia się przeciwnika (zgodnie z aktualną "polityką") i czy ten obraz ma coś wspólnego z obiektywizmem? Bo ja jakoś nie zauważam ...
  15. Nasze matki, nasi ojcowie

    A ja sądzę, że opaska z literami AK, pojawiła się na skutek tego, że takie opaski widuje się często obecnie ... wystarczy sobie w Google wrzucić, pojawi się wiele takich obrazków. Pewnie twórcy filmu nie za bardzo "wnikali" w szczegóły tych opasek. Wiedzę o partyzantce na terenach okupowanej IIRP też mieli pewnie dość fragmentaryczną, a więc o ile łatwo dotrzeć do kwestii AK, to już inne formacje partyzanckie wymagają większego pogrzebania. Ot skojarzenie typu polska partyzantka = AK, a partyzant "musi" mieć opaskę. A że w sieci kupa fotek opasek z wielkimi, czarnymi literami AK, to taką zastosowano. Jak to filmowcy - zwykle nie przejmują się drobiazgami. W sumie i tak w porównaniu z naszymi rodzimymi, współczesnymi produkcjami wypadają dużo lepiej. Zresztą przecież nie za bardzo przejmowali się szczegółami dotyczącymi własnej armii - dostępnych karabinków K.98k we wczesnych wersjach jest całe mnóstwo (w firmie z którą współpracuję, znalazłbym od ręki pewnie dwa razy tyle, co potrzeba było do tego filmu - a przecież w Niemczech jest tego dużo więcej, stamtąd się to sprowadza), to jakoś dziwnym trafem na ekranie od 1941 ganiają z późnymi z tymi blaszanymi ersatz-bączkami. MG.42 też pojawia się na w walkach w połowie 1941 (poza nielicznymi partiami testowymi MG.39/41 nie było jeszcze wtedy), jakby w Niemczech był problem z MG.34 (choć na pewno wynajęcie do produkcji jest dużo droższe). Jakoś w rękach radzieckich żołnierzy nie zauważyłem SWT-40, choć przecież w 1941 stanowił podstawę uzbrojenia drużyn piechoty, było go więcej niż występujących w filmie powszechnie od 1941 pistoletów maszynowych PPSz (dopiero po 1941, produkcję ograniczono i z konieczności powrócono do powtarzalnego Mosina) - a zdobycie tej broni w Niemczech to też nie problem, w końcu do nas trafiają właśnie, głównie stamtąd (z dawnych zapasów wojennych po armii NRD - z charakterystycznym czerwonawym kolorem zamka i suwadła - po regeneracji w NVA). Nie czepiam się T-34-85 pojawiającego się od początku, bo o T-34 faktycznie trudno ... Ot produkcja o ograniczonym budżecie - niewielu statystów, niewiele sprzętu (po kilkunastu żołnierzy z każdej strony, jakiś ckm, jeden czołg i parę pojazdów), niewielka balistyka - to i przykładanie się do szczegółów pewnie niezbyt dokładne. Choć w sumie trzeba przyznać, że niewielkie środki wykorzystano dość sensownie (nie ma takiej chały, jak na obecnych rodzimych produkcjach). Ale bez szału - to nie jest jakaś wysoko budżetowa produkcja, ot taki sobie mini-serial. W sumie nie porywa (przynajmniej mnie), ale jest warsztatowo poprawny, właśnie poprawny - trudno go ocenić jako coś na wysokim poziomie, ale też nie wyszło źle, mimo takich niedoróbek. Tyle, że tak naprawdę to antysemityzm istniał i w Polsce, oczywiście nie przybrał takich rozmiarów i skutków jak w Niemczech, ale było to jednak niechęć do Żydów była dość powszechna, a w czasie okupacji przybierała różne formy. Przez wiele lat w naszych produkcjach wytwarzało się obraz, w którym kolaborant i szmalcownik to był jakiś margines i do tego budzący powszechne potępienie, że cały naród ochoczo pomagał partyzantom, a co działali prawie jak regularne armia itd. W zasadzie pokazywano tylko pomoc, a przynajmniej współczucie w przypadku prześladowania Żydów - postawy inne były raczej unikane, w najgorszym razie ktoś odmawiał pomocy ze strachu. Narobiono kupę romantycznych mitów dotyczących okupacji, partyzantki i postaw ludzkich ... a teraz gdy pokazuje się nieco inny, bliższy rzeczywistości obraz tych czasów, to budzi to zdziwienie i oburzenie. Inna sprawa, że ten mini-serial pokazuje ten polski antysemityzm nieco przesadnie. Na ile to wynik chęci pokazania, że generalnie Żydzi "mieli przechlapane" i podnieść dramaturgię przeżyć jednego z bohaterów, a na ile jest to po prostu chęć pokazania tych gorszych cech dawnego przeciwnika - to akurat nie wiem. Inna sprawa, że zabieg pokazywania przeciwnika w filmach gorzej niż to było w tej przeciętnej rzeczywistości jest dość powszechny i również jest spotykany często i gęsto w naszej kinematografii (filmów o DWS, to jakoś się ostatnio nie robi, ale wystarczy zobaczyć jak się jedzie stereotypem i negatywnym uogólnieniem w obrazach wojny z 1920). Ale znowu reakcja na ten niemiecki mini-serial też jest moim zdaniem przesadna, ale w sumie dzięki temu dość szybko trafił na nasze ekrany oraz pewnie narobił mu niezłej reklamy. Im więcej hałasu (tak było z niejednym filmem) tym więcej ludzi będzie chciało go obejrzeć. Więc może pewne kontrowersje nie są do końca przypadkowe też z powodów marketingowych?
  16. Nasze matki, nasi ojcowie

    O ile kontrowersją jest pokazanie antysemityzmu w taki sposób, że sugeruje powszechność większą niż to miało miejsce w rzeczywistości (choć jak dla mnie ta medialna wrzawa też jest przesadzona) - to akurat sam obraz partyzantki jest bliższy rzeczywistości niż te wszystkie "cukierkowate" obrazki z wielu innych produkcji, w tym naszych. Partyzant tak właśnie wygląda - jest brudny i zarośnięty, często obdarty (bo nie ma logistyki, która da mu nowe ciuszki). Złodzieje? A i owszem - bytowanie partyzantów niewiele różni się od "grup przestępczych", środki zdobywa się podobnie nie stroniąc od kradzieży, wymuszenia, napadu czy rabunku, często partyzantów od bandytów odróżnia tylko (lub aż) motywacja do działania. Wszystko co ma wartość jest dla partyzanta przydatne - można za to kupić żywność, opłacić informatora, dać łapówkę itd. A więc z zasady "nic się nie marnuje". Zdegenerowanie? Również rzecz normalna - ogólnie wojny degenerują ludzi, a im odbywa się to w trudniejszych warunkach tym szybciej. A jaki ma być partyzant - przecież w zasadzie to co robi na co dzień jest charakterystyczne dla "grup przestępczych" (mechanizm jest podobny - mimo, że cel odmienny), a do tego jeszcze często bez skrupułów musi zabijać? Uważasz, że to nie degeneruje - szczególnie ludzi młodych? Problemem to jest to, że przez lata wtłaczano jakiś wyidealizowany obraz wojny - karmiono ludzi mitologiczno-bohaterskimi bajeczkami, ograniczano pokazywanie właśnie tego, że wojny ludzi wypaczają i degenerują. Wszystko było czarno-białe do obrzydzenia. Od paru ładnych lat jest tendencja do pokazywanie brutalności wojny i tego co ona robi z ludźmi właśnie z perspektywy jednostek, z tymi wszystkimi "odcieniami szarości" ... widać jeszcze wielu się do tego nie może przyzwyczaić. Ja to bym się raczej zastanowił jakie przesłanie niosą te współczesne filmy dotyczące czasów wojny - generalnie po latach zmitologizowanego obrazu wojny, pojawia się coraz częściej obraz pokazujący jej prawdziwe oblicze. Obraz pokazujący, że nie ma żadnych bohaterów, a są ludzie w wojnę uwikłani (zwykle wbrew swojej woli), że na wojnie nikt nie ma "czystych rąk" i "czystego sumienia" - bo to generalnie niemożliwe. Takie podejście reprezentuje ten mini-serial - choć prawdę mówiąc mnie podobał się średnio, jakoś fabuła mnie nie wciągnęła. Ale warsztatowo był niezły - pokazano, że przy nieporażającym budżecie na batalistykę można całkiem udanie zrobić niezły obraz wojenny. Akurat szkoda, że naszym rodzimym twórcom nawet przy znacznie większym budżecie i środkach wychodzi coś żałosnego w stylu BW1920.
  17. Co zawdzięczamy wydarzeniom Sierpnia '80?

    Tym razem ja stwierdzę, że masz rację i nie masz racji. Owszem niezaprzeczalnym jest, że poziom życia w pierwszej połowie lat 70-tych wzrósł i nawet dość znacznie. Natomiast protesty nastąpiły gdy zaczął się pogarszać - gdy jak słusznie zauważyłeś po okresie braku niedoborów i niekiedy nawet nadmiaru niektórych towarów, w dość krótkim czasie nastąpił niedobór często drastyczny (stąd przecież postulat o wprowadzeniu reglamentacji mięsa). Problemy oczywiście były wynikiem tego, że taki chory mechanizm gospodarczy nie był w stanie funkcjonować nawet w sposób zbliżony do jakiś prawideł ekonomicznych. Te "wzloty" musiały być okupione "upadkami", a te upadki są zdecydowanie bardziej "bolesne" dla społeczeństwa - bo człowiek szybko się przyzwyczaja, do lepszego i tym silnie odczuwa to gorsze. Tylko, że mechanizm funkcjonuje nieco inaczej - ludzie wyrażający niezadowolenie nie rozumują kategoriami, że jest lepiej niż 10-15 lat temu, tylko że jest gorzej niż dwa lata temu i coś takiego wywołuje sprzeciw i jest podstawą oceny poczynań "władzy". Tak naprawdę można to odnieść do dowolnych czasów - czy dzisiaj można stosować argument, że poziom życia jest wyższy niż 20 lat temu? Nie - ludzie już się do niego przyzwyczaili, ale każdy spadek tego poziomu życia jest odczuwalny i przekłada się na reakcje społeczeństwa. Przyczyną praktycznie wszystkich "niepokojów społecznych" okresu PRL był jakiś doskwierający problem związany z funkcjonowaniem mechanizmów tamtego "porąbanego" systemu, co było odczuwane jako spadek poziomu życia. Zwykle były to podwyżki cen podstawowych artykułów lub problemy płacowe - czyli powodował je odczuwalny w danym momencie spadek poziomu życia, w danym momencie, bo oczywiście ten poziom życia mógł być wyższy niż 10-15 lat wcześniej, ale to było bez znaczenia. Liczy się "tu i teraz".
  18. Co zawdzięczamy wydarzeniom Sierpnia '80?

    Nic bardziej błędnego - to właśnie zapaść ekonomiczna była przyczyną tych wszystkich "niepokojów społecznych" (jak to wówczas nazywano) ... zresztą powtarzających się cyklicznie, zwykle w chwilach najbardziej dla społeczeństwa bolesnych. Jak to pięknie i słusznie zauważył gregski - to ta "księżycowa gospodarka" prowadziła do wszystkich problemów i to ona finalnie doprowadziła do upadku tego chorego systemu polityczno-gospodarczego. Oczywiście przy sprzyjających warunkach zewnętrznych czyli odpowiednich problemach w ZSRR. Równie dobrze można postawić hipotezę, że to co się działo w sierpniu 1980 i potem rozwinęło w kolejnym roku, doprowadziło do sytuacji, że władza "się spięła" i na siłę utrzymała ten durny system jeszcze to prawie 10 lat. Kto wie (nikt szklanej kuli przecież nie ma) czy gdyby sobie to zdychało nieco spokojniej (władza nie była zmuszona opanować "anarchii roku 1981" - która tak naprawdę stała się niewygodna też dla "zwykłych ludzi"), to może by zdechło ze 2-3 lata wcześniej ... w chwili gdy zaczęło to zdychać w ZSRR i nastąpiło pewne rozluźnienie w panowaniu nad "demoludami"?
  19. Broń piechoty 1939

    Owszem, ale jak napisałem zależy czego to dotyczy - pewne rozwiązania w konstruowaniu broni zostały ukształtowane przed tworzeniem Morsa, to nie jest dyskusja o jakiś nowinkach technicznych, tylko o broni, która istniała już 20 lat ... Dlatego podałem przykład Thompsona, który świetnie pasuje do tego co zauważyłeś (tam na krytykę trzeba brać poprawkę na chwile powstania broni) - te 20 lat rozwoju pistoletów maszynowych to było sporo, pojawiło się wtedy wiele znanych konstrukcji - znanych też ówcześnie bo były eksportowane, oferowane, a więc dostępne do analiz. Budując pistolet maszynowy (klasyczny) w zasadzie już niczego nie trzeba było wymyślać, to już były rzeczy opracowane i jak nadmieniłem - rozwój wtedy już szedł w kierunku ułatwień produkcji czy tworzeniu broni bardziej uniwersalnej (nie tylko dla piechoty). Argument o "wygraniu DWS" jest jak najbardziej słuszny, gdy chodzi o znajomość splotu wydarzeń, podejmowanych decyzji, sił i możliwości nieprzyjaciela itd. W przypadku rozwiązań technicznych jest to słuszne wtedy, gdy mówimy o rzeczach nowych, niesprawdzonych, powstających dopiero wtedy itd. Natomiast trudno mieć już wątpliwości w zakresie rozwiązań już znanych i stosowanych stosunkowo powszechnie. Niestety takiego czegoś nie znajdziesz - konstrukcja była nowa, zapewne objęta parasolem tajemnicy (zarówno przemysłowej, jak i wojskowej), nie znalazłem czegokolwiek, co by o tym pisano. Zresztą dostęp do tej "prasy fachowej" jest ograniczony - w zasadzie najszerszy jest do "Przeglądu Piechoty" (prawie całość jest w bibliotekach cyfrowych) czy "przeglądów" kawalerii i artylerii. Było za wcześnie by pojawiło się cokolwiek w "prasie fachowej" ... Do tego cały obraz Morsa wypaczył Wilniewczyc (Skrzypiński nie przeżył wojny, zmarł na samym początku - co zapewne było związane z odmową współpracy z okupantem), który miał niesamowity talent do opowiadania bajek, ze sobą w roli głównej. Tak było w przypadku opowieści o powstaniu Visa (zarówno okoliczności, jak i udziału w tym jego osoby) i tak było w przypadku Morsa. Przez wiele lat nie wiedziano w zasadzie czego szukać, bo mając jedynie opis współkonstruktora pewnie szukano czegoś wyglądającego inaczej. Wilniewczyc "zapomniał" jak wyglądał współtworzony przez niego pistolet maszynowy (co byłoby by zrozumiałe może u J.M.Browninga, a nie u kogoś kto raptem uczestniczył w konstruowaniu dwóch typów broni strzeleckiej i na tym opierał swój mit "wielkiego konstruktora") - podawane przez niego parametry kompletnie się nie zgadzają z tym co stwierdzono po odnalezieniu egzemplarza nr 38. W jego opisie broń jest krótsza i lżejsza (co ewentualnie mogłoby świadczyć o opisie czegoś ze wcześniejszego etapu, ale podał bardzo niską szybkostrzelność 400strz./min czyli już po zastosowaniu opóźniacza i wydłużeniu broni). Wspomniany konstruktor stworzył niezły mit wokół własnej osoby, co na wiele lat nie pozwalało na rzeczywistą ocenę faktów. Dopiero dostęp do archiwów to zmienił ... Niestety zapewne niewiele dotyczące Morsa się zachowało - problem jest w tym, że broń faktycznie dopiero miała przejść eksploatacyjne próby wojskowe. Po to wyprodukowano "serię informacyjną" - tylko, że wniosków nie było, bo wojna wybuchła zanim tego dokonano. Stąd w ocenie broni można się opierać w zasadzie tylko na znanej już dzisiaj jej konstrukcji oraz wiedzy na temat budowy, działania i zachowania się pistoletów maszynowych w polu. Tyle, że to w zasadzie wystarcza - w tej materii zasadniczo tajemnic nie ma, jest to stosunkowo powszechna wiedza - wśród ludzi zajmujących się tematem broni. Wiemy dzisiaj co działa, jak działa, jak się zachowuje w warunkach polowych, jaki wpływ mają zanieczyszczenia i z jakimi rozwiązaniami były w czasie rzeczywistej eksploatacji problemy. Zresztą w przypadku niektórych rozwiązań zastosowanych w Morsie to akurat "doktoratu z inżynierii" mieć nie trzeba, aby wiedzieć - że były to rozwiązania całkowicie błędne. PS. Oczywiście Mors to nie jest jedyny przykład, że coś co było dostępne "na wyciągnięcie ręki" przyjmowało dziwne formy (podobne buble znaleźć w historii broni nietrudno). Wystarczy spojrzeć na problem Niemiec ze skonstruowaniem poprawnego karabinu samopowtarzalnego. Choć logicznym było rozwiązanie z odprowadzeniem gazów przez boczny otwór w lufie, to oni uparcie twierdzili, że "dziura" w lufa to zło wszelakie, którego należy uniknąć za wszelką cenę (za jaką to widać po konstrukcji i eksploatacji G.41). Choć znana eksploatacja broni oparta o ten system temu przeczyła. Tak więc ten bubel-Mors to nie wpływa jakoś specjalnie negatywnie na wizerunek broni strzeleckiej WP IIRP - błędy popełniano w wielu miejscach, to jest tylko negatywną oceną tworzących broń i pewnie niektórych decydentów "zza biurek". Zresztą ja osobiście uparcie wierzę w to, że eksploatacja serii informacyjnej doprowadziłaby do zarzucenia tej konstrukcji przez armię. Czym inny są decyzje "biurokratów", a czym innym sprawdzenie czegoś przez armię (no chyba, że zagrałyby jakieś "zakulisowe rozgrywki" - ale tutaj to już tylko "szklana kula" się kłania). Tak jak podejrzewam, że doświadczenia z eksploatacją takiej serii kbsp wz.38M doprowadziłyby do wprowadzenia tej broni do służby (choć może armia chciałby pewnych poprawek).
  20. Broń piechoty 1939

    Konstrukcja, a nie koncepcja - choć oczywiście nie wiem co rozumiesz pod słowem "koncepcja". Bo dla mnie koncepcją jest "klasyczny" pistolet maszynowy z łożem i drewnianą kolbą ... i tutaj w sumie jako koncepcja jest OK. W tamtych czasach jako broń dla piechoty był to pewien standard. Poza Niemcami, koncepcja pistoletu maszynowego ze składaną kolbą jakoś popularna nie była. Natomiast konstrukcyjnie Mors to była porażka. Błąd popełniono już na samym wstępie - gdy broń jeszcze wyglądała nieco inaczej. Krótka droga zamka w połączeniu ze zbyt małą jego masą spowodowała nadmierną szybkostrzelność. Trzeba było temu zaradzić. I tutaj są dwie rozsądne drogi działania - wydłużyć drogę zamka lub zwiększyć jego masę. Tyle, że wydłużenie drogi zamka wydłuża broń - oczywiście można sobie z tym poradzić, gdy zmieni się układ broni i da się chwyt pistoletowy pod komorą zamkową, ale gdy się chce zachować układ z kolbą-łożem to ta możliwość jest dość ograniczona. Można oczywiście tez inaczej i wpakować sprężynę do kolby (zamek połączony popychaczem z urządzeniem powrotnym), jak to było w S1-100 - ale to "nieco" komplikuje konstrukcję i podnosi jej koszty. Pozostaje więc zwiększyć masę zamka, a najłatwiej to uczynić zwiększając średnicę komory zamkowej. Tyle, że w Morsie komora miała stosunkowo niewielką średnicę, mniejszą np. od takich MP.18 czy MP.28 oraz paru innych "klasycznych pm-ów" - pierwszym błędem było pozostawienie tego wymiaru praktycznie bez zmian. Gdyby zrobić średnicę około 4cm, podobną jak w wymienionych pm-ach to zamek byłby większy, cięższy i problem by zniknął. Konstruktorzy zaczęli zamiast prostego i logicznego rozwiązania kombinować z jakimś urządzeniem opóźniającym - i tutaj wybrali chyba rozwiązanie najgorsze z możliwych. Opóźniacz pneumatyczny w postaci tłoka pracującego w cylindrycznym otworze zamka. Takie rozwiązanie może się sprawdzić tylko w dobrych warunkach - wyobrażasz sobie co się dzieje, gdy do takich z konieczności dopasowanych elementów dostanie się piasek? A na pewno się dostanie - nie ma na to rady, podczas działania w polu jest to nieuniknione, nawet jak byś jeszcze bardziej skomplikował broń i pozbawił ją wycięcia na rączkę zamka (i wstawił jakiś "napinacz"). Przecież nawet nie tak szczelnie dopasowane rozwiązanie z MP.38/MP.40 (trzy rurki o coraz mniejszych średnicach w których pracowała sprężyna powrotna) powodowało problemy z zanieczyszczeniami, rozwiązanie z Morsa stwarzałoby ich tylko więcej, moim zdaniem dużo więcej. Dodatkowo i tak komora zamkowa została wydłużona i magazynek powędrował tak daleko, że stał się konieczny osobny przedni chwyt, bo magazynek czy jego odpowiednio ukształtowane gniazdo już nim nie mógły być. Zapatrzono się chyba na Ermę EMP, która tak miała - ale akurat najwygodniejszym pm-em to EMP nie był. Kompletną paranoją były dwa kolejne "wodotryski" - czyli podpórka, zresztą zerżnięta z jednej z propozycji eksportowych Ermy, ale nikt tego bezsensu nie zakupił (choć EMP bez tego "gadżetu" się sprzedawała - bez szału ale jednak). Nic dziwnego - takie "cóś" niczemu nie służy. Przecież nie ustabilizuje broni - wprost przeciwnie, tylko zwiększy rozrzut. Na upartego to już sensowniejszy był stosowany w ZK-383 dwójnóg - co prawda w pistolecie maszynowym jest psu na budę potrzebny (chyba tylko by ten był cięższy ...), ale przynajmniej spełnia założoną funkcję stabilizacji broni przy strzelaniu leżąc. Drugie kuriozum tej broni to to automatyczne zwalnianie magazynka po jego opróżnieniu. W sumie nie służyło niczemu (chyba poza zbieraniem zanieczyszczeń i dodaniem kilkunastu części), a jednocześnie utrudniało wypinanie magazynka do końca nieopróżnionego. Po co komu takie urządzenie? Magazynek i tak przecież nie wypadał, tylko trzeba było go wysunąć - czyli nijak nie przyspieszał wymiany magazynków, a wręcz ją zwalniał gdy żołnierz chciałby założyć sobie pełny magazynek, zamiast nie w pełni pełnego. No ale kolejny "wynalazek", za który armia zapłaciła konstruktorom. Oczywiście można jak w Morsie zrobić szybkowymienną lufę - tylko po co? Przecież to nie karabin maszynowy i żołnierz za pomocą posiadanego zapasu amunicji do takiej broni jej nie przegrzeje. Ale kolejna komplikacja, kolejne podrożenie produkcji ... zupełnie bez sensu. W efekcie powstała broń, która nie była zbyt poręczna - przy długości lufy 300mm, miała 970mm długości, wrażliwa na zanieczyszczenia polowe (pneumatyczny opóźniacz), z rozwiązaniami, które albo bez sensu zwiększały jej masę (podpórka), albo utrudniły jej obsługę (automatyczny zwalniacz magazynka). Braku bezpiecznika w przednim położeniu zamka się nie "czepiam" - gdy budowano Morsa jeszcze wiele ówczesnych pm-ów go nie miało, nie miały go nawet pierwsze serie MP.40 czy Stena (nie miał w ogóle Lanchester, MP.28 itd.), potrzebę takowego wykazała dopiero wojenna eksploatacja broni. Podobnie kwestia dwóch spustów - do ognia pojedynczego i ciągłego, co prawda przy pm-ie gdzie za pomocą urządzeń opóźniających dążono do bardzo niskiej szybkostrzelności jest to całkowicie zbędne (w ogóle dyskusyjne czy potrzebny jest ogień pojedynczy z takiego pm-u), ale takie rozwiązanie bywało w ówczesnych pm-ach, także tych uznawanych za udane i sprawdzonych potem w wojennej eksploatacji (np. Beretta M1938). Obstawiam, że po wstępnej eksploatacji serii informacyjnej broń poszłaby w odstawkę, bo nawet przekonstruować byłby ją trudno ... łatwiej byłoby zacząć od początku. No, ale kasa poszła na zmarnowanie, zmarnowano też sporo czasu - tego już się odrobić nie dało. Ten cały Mors to moim osobistym zdaniem służył tylko wyciągnięciu od armii kasy ... bo jakoś mi się nie chce wierzyć, by popełniać przypadkiem błąd za błędem przy tworzeniu tak prostej broni. PS. - widzę, że w trakcie gdy pisałem edytowałeś pytanie ... A nikt z "ówczesnych" tego nie określił (w każdym razie ja nie znam) - podobnie jak przy kwestii pistoletu zapewne brano to co twierdzili konstruktorzy za "dobrą monetę". W jakiś sposób to się udawało - nie wiem? Czy chodziło o "zakulisowe rozgrywki" czy może była to kwestia braku wiedzy po prostu ograniczenie jakiegoś decydenta, a może jedno i drugie? Brak wiedzy, naiwność, układy ... kto to wie? W sumie w historii broni strzeleckiej niczym dziwnym by to nie było. Natomiast armia nie zdążyła broni ocenić ... dostali serię informacyjną, ale wkrótce wybuchła wojna i "po ptokach". PS2 Oczywiście można by zarzucić, że jest się mądrym po latach ... tyle, że coś takiego można zastosować do ewentualnej krytyki Thompsona, w którym faktycznie zastosowano błędne rozwiązanie, oparte na nieprawdziwej teorii. Tyle, że Thompson i jego "ekipa" tworzyli to w czasie PWS, kiedy jeszcze sprawdzono różne koncepcje broni automatycznej, a sam pistolet maszynowy dopiero powstawał - wtedy takie błędne podejście było zrozumiałe i wytłumaczalne. Natomiast Morsa tworzono w drugiej połowie lat 30-tych, wtedy już większość rozwiązań dotyczących pm-ów była sprawdzona ... rozwój szedł już w innym kierunku, ułatwienia produkcji, poprawy ergonomii, poręczności itd.
  21. Broń piechoty 1939

    Tyle, że o samej broni strzeleckiej będącej faktycznie w użyciu w WP IIRP chyba niewiele już da się powiedzieć. Można chyba tylko pokusić się o próbę podsumowania ... 1/ Podstawowa broń indywidualna czyli karabin/karabinek. W jednostkach linowych używano karabinów i karabinków systemu Mauser - zasadniczo na tle tego co używano w tamtym czasie w innych krajach, była to po prostu broń przeciętna, mająca pewne zalety i wady. Za najlepsze rozwiązanie raczej trudno ją uznać, ale też było w użyciu wtedy parę gorszych systemów. Sam wybór broni, choć zasadniczo wymuszony okolicznościami (przejęciem urządzeń z Gdańska), był w czasie gdy go dokonano najsensowniejszym, gdyż kontrkandydatami była broń francuska (kiepska, z tragicznie przestarzałym nabojem) oraz austriacka (też nie było szału, nabój kryzowy, a zamek dwutaktowy Mannlichera sprawdzał się w polu raczej "średnio"). Mauser był najlepszym co WP IIRP mogło mieć - wątpliwości tylko budzi powrót do typowego "długiego" karabinu, ale w sumie to detal. 2/ Broń maszynowa a/ Pistoletu maszynowego w zasadzie nie posiadaliśmy, śladowe ilości Suomi i Thompsona się nie liczą, podobnie jak próbna seria nieudanego Morsa (jeśli próby zostałyby przeprowadzone uczciwie to pewnie w tej formie do uzbrojenia by nie wszedł - ale wojna przyszła wcześniej). Brak pistoletu maszynowego bynajmniej WP IIRP nie dyskwalifikuje - były o wiele nowocześniejsze armie, które też nie miały i nic złego z tego powodu się nie działo. Zresztą w chwili wybuchu wojny to poza wyposażeniem wozów bojowych, spadochroniarzami i formacjami policyjnymi w niemieckiej armii też było takiej broni niewiele. Drugi przeciwnik czyli ZSRR też miał raptem parę tysięcy PPD w 1939. W typowej piechocie takiej broni nie miała Francja (MAS Mle 38 - też raczej był w niewielkiej liczbie i nie w pododdziałach piechoty), w ogóle nie posiadała takiej broni Wielka Brytania (nawet naboju pistoletowego nie mieli), a inne państwa nawet jak miały to w 1939 miały jej niewiele. b/ Ręczny karabin maszynowy - znowu WP IIRP dysponowało bronią przeciętną jak na owe czasy. Broń technicznie poprawna, stosunkowo niezawodna, ale jej układ odziedziczony po pierwotnym BAR czyli w zasadzie czymś w rodzaju "karabinu szturmowego" nie był najszczęśliwszy dla rkm. Ale znowu można było trafić gorzej - jak np. Włosi ze swoim dziwnie zasilanym Breda Mod.30. Można było trafić lepiej - jak rozwinięcie czeskiego ZB-26/ZB-30 czyli Brytyjski Bren. Tutaj pewnie można i było wybrać lepiej - bo w konkursie odrzucono (dziwnie bo ze względu na układ broni - akurat najlepszy dla magazynkowego rkm) niezły Vickers-Berthier (potem sprawdził się w trudnych warunkach Dalekiego Wschodu), ale można było przecież wybrać gorzej ... W sumie klon BAR-a mieścił się w jakiejś średniej-nienajgorszej. Problemem nie był sam typ broni (to było do strawienia - przynajmniej była technicznie dobra), a układ organizacyjny powodujący, że przypadała na ok. 20 ludzi. Co dla rkm w tamtych czasach było proporcją słabą, a biorąc pod uwagę cechy tego rkm (jego wady i zalety - bardzo słabą). c/ Ciężki karabin maszynowy - tutaj jeżeli pominiemy dopiero powstające i to tylko w Niemczech ukm-y, to broń Browninga jako klasyczny ckm, była z dość wysokiej półki. Ilościowo też WP IIRP trzymało standard czyli 12 ckm na batalion, choć jeżeli policzymy na liczbę żołnierzy walczących bezpośrednio to wychodzi już sporo gorzej (przerośnięte drużyny i plutony). W każdym razie w chwili przyjmowania do uzbrojenia - wersja eksportowa M1917 czyli tzw. M1928 był wyborem najlepszym (a przypadkiem można było "zerżnąć" i nie płacić za licencję). Problemem moim zdaniem był brak odmiany broni na szczebel kompanii (analogicznie do M1919A4), bo przy słabości ogniowej rkm, na pewno by był bardzo przydatny. Koncepcja taka pojawiła się dopiero w przededniu wojny - zbyt późno. 3. Broń wsparcia piechoty niskiego szczebla: a/ Granatnik wz. 36 - broń raczej "taka sobie", mająca spore wady, ale jednocześnie plus, że w ogóle była. Bo posiadanie lekkiego moździerza czy granatnika (kaliber około 50mm) wcale nie było powszechne w armiach tamtego okresu. Francuzi dopiero w 1940 usiłowali wprowadzić (za to wcześniej mieli w kompanii kalibru 60mm - ale tylko jeden), Niemcy mieli broń tej klasy taką sobie i to tylko w dywizjach pierwszej fali. Dobry sprzęt tej klasy miała ACz, ale wprowadzano go dopiero od 1938, a w etatach pojawił się dopiero we wrześniu 1939. b/ Moździerz 81mm - broń typowa, w zasadzie wszystkie moździerze około 80mm, były klonami Stokesa. Czyli WP IIRP miało standard - tyle, że liczbowo było cienko, bo tylko dwa na batalion. c/ Karabin przeciwpancerny - perspektywiczny nie był, ale w 1939 jeszcze mógł się sprawdzać, gdyby wojna wybuchła rok czy dwa później, nie nadawałby się do niczego. Ale z drugiej strony to jest pewnego rodzaju broń pomocnicza, przydatna bardziej wtedy gdy brakuje dział ppanc i własnej broni pancernej. Gdyby nasycenie działami ppanc wzrastało i nastąpił jakiś rozwój broni pancernej to problemu by nie było. 4. Broń krótka Tutaj zasadniczo nie ma się nad czym rozwodzić - pistoletami wojen się nie wygrywa, mają niewielkie znaczenie. Używany przez WP IIRP typ broni mieścił się w czołówce broni tej klasy (choć oczywiście miał i wady) - znowu problem ilościowy. W sumie oszustwo PWU (fikcja o własnej broni, której wtedy nie było) eliminujące wybrany przez KSUS pistolet FN (późniejszy HP) opóźniło wejście broni do produkcji o parę lat (już nie ważne o ile HP byłby lepszy, to broń pomocnicza) - w efekcie WP IIRP wysyłało żołnierzy (np. celowniczych ckm i granatników, sanitariuszy itp.) na wojnę "z nożami" (bagnet luźny) - ale ogólnej oceny możliwości bojowych piechoty WP IIRP jest to bez znaczenia. 5. Perspektywy - tutaj szału nie było, choć był niezły karabin samopowtarzalny, plany modernizacji rkm (wymienna lufa), jakieś tam koncepcje zmodyfikowane ckm wz. 30 jako karabinu maszynowego kompanii piechoty. Pistoletu maszynowego na horyzoncie nie było (zakładam, że Mors by odpadł po próbach w jednostkach), ale bez tego można było żyć. W razie czego gdyby podjął się tego ktoś rozsądny mógłby w miarę szybko powstać. Niektóre projekty były dziwne ... np. ten ckm typu C, ale gdzie nie było "dziwnych projektów", nie zawsze tworzonych w odpowiednim czasie. Inna sprawa, że podobną drogą poszli w ZSRR tworząc nieudanego DS-39, a potem udanego SG-43 - czyli też w ramach jakieś przeciętnej się to odbywało. Gdyby w dalszej perspektywie wprowadzono kbsp wz.38M (pewnie logicznym wzorem ZSRR - najpierw jako uzbrojenie strzelców w drużynach), zwiększono systematycznie liczbę rkm oraz wprowadzono lekką wersję ckm wz.30 na szczebel kompanii to WP IIRP jakoś pod względem broni strzeleckiej by nie odstawało. Ogólnie broń strzelecka nie było problemem WP IIRP - w każdym razie pod względem typów, problem raczej właśnie leżał w złej organizacji niskich szczebli piechoty, zbyt małego nasycenia bronią maszynową, braku perspektyw przejścia z trakcji konnej na motorową i słabości wparcia piechoty artylerią (dwa moździerze 81mm w batalionie i dwa działa 75mm na szczeblu pułku i to niezbyt tam pasujące to było zdecydowanie zbyt mało).
  22. Broń piechoty 1939

    System był trójkowy - czyli daje to 243 drużyny na dywizję. Gdyby chcieć uzbroić tylko dwóch żołnierzy w drużynach strzelców to potrzeba niecałe 500 pm-ów, dokładnie 486 - ale powiedzmy, że te 14 gdzieś jeszcze znajdzie zastosowanie, dla prostszego rachunku. Powiedzmy 500-600 pm-ów w dywizji (przy tej drugiej liczbie znajdzie się jeszcze w kilku miejscach, gdzie się przyda). Daje to 15000-18000 sztuk, przy uwzględnieniu tylko 30 dywizji liniowych. W przypadku uwzględnieniu też dywizji rezerwowych to 19500-23400 szt. Teraz zapas broni - jakoś specjalnie się WP IIRP nie interesuję, ale zdaje się przyjmowano 70% czyli potrzeba łącznie 25000-40000 pistoletów maszynowych w zależności od przyjętej opcji. Tyle, że broń wprowadza się sukcesywnie - czyli najpierw po jednym na drużynę i najpierw do jednostek, a potem na zapasy wojenne, następnie kolejny i znowu na zapasy. W przypadku wprowadzania rkm wz.28 najpierw było to 10 tys. sztuk, za pomocą których wymieniono rkm CSRG i lkm 08/15 w dywizjach liniowych, a potem produkcja na pozostałe potrzeby i zapasy. Inna sprawa, że ta cała organizacja piechoty na najniższych szczeblach, z tą 19-osobową drużyną to pomysł chory i to najgłupsze, że wbrew istniejących w czasie tej reorganizacji paru naprawdę dobrych (a co najważniejsze realistycznych) propozycji oficerów SG, publikowanych choćby w "Przeglądzie Piechoty" z końca lat 20-tych.
  23. Nagant wz.1895

    Tak rozkładałem Naganta na "czynniki pierwsze" i jakoś ten mechanizm specjalnie broni nie komplikuje. Owszem jest kilka elementów, których w rewolwerach bez tego urządzenia nie ma - choćby ten dopychający bęben i nieco bardziej złożona jest oś samego bębna, ale jakiegoś wielkiego skomplikowania broni przez to nie ma. Ot taki sobie "wodotrysk" - niewarty tego 2-procentowego zysku na prędkości początkowej. No ale przecież ten rewolwer kupiono od Naganta, chyba tylko po to by przestał się procesować o rzekome skopiowanie jego rozwiązań w karabinie Mosina (jeszcze wtedy tak nie nazywanym, bo to był kolejny "karabin komisyjny"), choć w rzeczywistości od Naganta (jego odrzuconego i zawodnego karabinu) zaczerpnięto tylko rozwiązanie ładowanie z łódki i samą łódkę nabojową oraz część rozwiązań odchylanego dna magazynka. Reszta broni była dziełem albo Mosina (podstawa konstrukcji broni - zamek, komora zamkowa, rozdzielacz, częściowo wewnętrzną konstrukcję magazynka), albo członków komisji pracującej nad bronią.
  24. Broń piechoty 1939

    Nie zamierzam niczego udowadniać, bo nigdzie nie stwierdziłem, że SEPEWE sprzedawało broń bez wiedzy władz, szczególnie że część tego sprzętu to był wycofany sprzęt z armii, a część to była nowa produkcja PFK. Był to tylko przykład, że "władze" się "nie czepiały", pomimo niezgodności kierunku handlu z polityką "władz". Choć oczywiście publicznie się tą sprzedażą nie "chwalili" - jeszcze nie tak dawno, w bardzo wartościowych publikacjach dotyczących uzbrojenia WP IIRP (choćby Konstankiewicza) pisało się o sprzedaży do Chin czy Meksyku, co najprawdopodobniej (przynajmniej w części) było "wersją oficjalną" sprzedaży stronie republikańskiej w Hiszpanii. Bo oficjalnie to rząd IIRP "trzymał" z frankistami. Z tego co wiem w przygotowaniu jest publikacja dotycząca tych spraw (SEPEWE i handlu bronią), w której będą zawarte dane z dogłębniejszych analiz archiwalnych. Stwierdziłem tylko, że polityka nie zawsze ogranicza robienie interesów - w przypadku broni strzeleckiej (przynajmniej tej którą armia wzgardziła) takich problemów zwykle nie było. Część wspomnianych niemieckich firm (częściowo produkujących za granicą) w ogóle była nastawiona tylko na eksport, armia ich produktów w zasadzie nie chciała. Zapewne byłby problem z eksportem tego co było nowoczesne i co kupowała niemiecka armia, ale nie było problemów w handlu bronią strzelecką, której armia w zasadzie nie chciała. Potem częściowo używała, ale tylko dlatego że jak wybuchła wojna to przydało się wszystko, jak w linii, to w formacjach pomocniczych - ale trudno zakładać taką sytuację w pierwszej połowie lat trzydziestych. Część niemieckich firm oferowała pistolety maszynowe każdemu kto chciałby je kupić ... tylko chętnych było niewielu. Nie rozmawiamy ogólnie o "produkcji zbrojeniowej" tylko konkretnie o pistoletach maszynowych i to częściowo typów, których rodzima armia nie zamierzała przyjmować do uzbrojenia (chciała lepszych), a produkujące je firmy były nastawione w zasadzie wyłącznie na eksport, zresztą z szeroką ofertą pod ewentualnego klienta. Wcześniej napisałem wyraźnie - czym innym jest udostępnianie jakiejś "wyższej techniki" potencjalnym przeciwnikom (zresztą nie tylko - bo pewnymi rzeczami dzielić się jest niewkazane), a czym innym sprzedawanie rzeczy i tak wokoło dostępnych, które można kupić jak nie tu, to tam - a jednocześnie nie są nijaką "filozofią". Gdyby sobie WP IIRP chciało kupić pistolet maszynowy za granicą to znalazła by się niejedna firma, która takowy by sprzedała, a i pewnie niejedna sprzedałaby na takowy licencję. Zresztą wystarczyło tak naprawdę nająć do tego jakiś "kumatych" ludzi - to można by sobie zrobić swój z sensem, bo przecież w latach 30-tych w budowie prostego, "klasycznego" pistoletu maszynowego nie było nijakich tajemnic, a i większość zasadniczych rozwiązań takiej broni ochrony patentowej nawet nie miało (dlatego "bebechy" części typów takiej broni były do siebie bardzo podobne). W pistolecie maszynowym nie było wtedy już nic odkrywczego - co najwyżej można było chronić pewne technologie produkcji, ale większość pm-ów powstawała na bazie tych doskonale znanych. Umieli sobie w IIRP skopiować niechroniony patentem karabin maszynowy, zrobili pistolet będący nienajgorszą kompilacją istniejących rozwiązań, to pewnie potrafiliby stworzyć podobne rozwiązania dotyczące pistoletu maszynowego (ot tylko kwestia odpowiednich ludzi, którym by to zlecono). Tak więc ewentualna sprzedaż IIRP jakiegoś pistoletu maszynowego będącego w ofertach eksportowych firm produkujących taką broń żadnym udostępnianiem "wyższej techniki" potencjalnemu przeciwnikowi (do czego jeszcze w pierwszej połowei lat 30-tych było daleko) by nie było - szczególnie, że sprzedawano to każdemu kto chciał zapłacić. Raczej udziałowcy ... bez znaczenia gdzie mieszkali. Rząd niemiecki nie byłby w stanie zabronić np. firmie szwajcarskiej sprzedać czegokolwiek. Gdyby oczywiście w ogóle wpadł na pomysł zakazywać eksportu produkowanej tam broni. A akurat Bergmann to się do Szwajcarii ze zmodyfikowanym MP.18 wyniósł (i tam produkował go na eksport), zostawiając "na lodzie" zarówno rzeczywistego konstruktora (Schmeissera - któremu nie płacił, a publicznie wręcz twierdził, że ta broń to jego dzieło), jak i resztę rodzinki. Rekonstrukcja firmy Bergmann to już dzieło juniora ... Przy okazji - patenty na MP.18 wygasły w końcu lat 20-tych, można sobie było go kopiować oraz udoskonalać wg własnych upodobań bez skrępowania ... PS. Secesjonisto - zastanów się też nad jednym, w kwestii handlu bronią ... nie tylko biznes zależy od polityki, polityka (i politycy) też są od biznesu zależy.
  25. Broń piechoty 1939

    Tyle, że firmy niekoniecznie znajdowały się na terenie tego państwa - to raz, a po drugie to akurat praktyka dowodzi zupełnie czego innego. Co z tego, że Niemcy jako państwo całkowicie jawnie wspierało (w tym militarnie) stronę gen. Franco w wojnie domowej w Hiszpanii? Natomiast np. ERMA dostarczała stosunkowo dużych ilości pistoletów maszynowych stronie republikańskiej - zresztą pewne ślady i hipotezy wskazują na pośrednictwo polskiego SEPEWE w tej sprzedaży. Zresztą IIRP też niby popierała stronę nacjonalistów, co bynajmniej nie przeszkodziło być drugim (po ZSRR) dostarczycielem broni dla strony republikańskiej (np. ckm-ów wz.30). Powód był prosty "do bólu" - strona republikańska była do pewnego momentu wypłacalna (jak skończyła być - skończyła dostawać broń), a biznes ma swoje prawa. Oczywiście miałbyś rację, gdybyśmy mówili powiedzmy o roku 1938 (gdy już założenia wojenne istniały), ale nie pewno nie w pierwszej połowie lat trzydziestych, gdy niemieckie firmy (często ulokowane za granicą) aż piszczały, aby komuś sprzedać swoje produkty. Jakoś nic nie stało na przeszkodzie by sprzedać licencję na MP.28/II do Belgii - którą przecież potem trzeba było najechać i ta broń mogła być użyta przeciwko WH. Taka ERMA zanim zaczęto tam wytwarzać MP.38 (i zarzucono tum samym EMP), sprzedałaby swoje EMP (i to pewnie jeszcze wersji "pod zamówienie klienta") każdemu kto by chciał za nie zapłacić. Pewnie podobnie postąpiłby Bergmann, który liczył na MP.28/II dla armii i się przeliczył (więcej kupili zestawów do konwersji MP.18/I do pudełkowego magazynka niż nowych MP.28), zresztą miał produkcję w Szwajcarii i tam produkował broń na eksport (zmodyfikowane MP.18), bo Traktat Wersalski zabraniał robić tego w Niemczech. Zresztą nie tylko ten pm - początkowo (zanim w 1938 nie zaczęło go zamawiać SS) Bergmann miał szeroką ofertę eksportową na BMP (czyli późniejszy MP.35) - w bogactwie kalibrów i z nadzieją na sprzedaż również m.in. późniejszym przeciwnikom (np. Danii). Zawsze można dorzucić jeszcze "austriacki" S1-100 (też broń o związkach niemieckich) - co prawda był drogi, ale nie rozmawiamy o opłacalności danego typu broni, tylko o możliwości zakupu. Też sprzedawali każdemu kto chciał zapłacić. Masz też rację, że państwa często pilnowały, aby niektórymi technikami się nie dzielić z potencjalnym przeciwnikiem (w sumie często z potencjalnymi sojusznikami też nie), ale nie dotyczyło to rzeczy prostych, jakim był doskonale znany i tworzony z powodzeniem w niejednym kraju "klasyczny" pistolet maszynowy. Gdyby chcieć kupić taką broń to wystarczyłyby możliwości finansowe - z pocałowaniem w rączkę by parę firm dostarczyło i zapytałoby się czy może jeszcze coś ...
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.