-
Zawartość
807 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Razorblade1967
-
Zdrada aliantów (?)
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → II wojna światowa (1939 r. - 1945 r.)
Nie, ale też układ brytyjsko-polski jakoś konkretów nie zawierał, a mówił tylko o udzieleniu pomocy "będących w jej mocy". -
Zdrada aliantów (?)
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → II wojna światowa (1939 r. - 1945 r.)
Zrozumiałym jest, że nikt nie chce ponosić niepotrzebnych strat (a nawet w starciu ze słabym przeciwnikiem się je ponosi) i że w sytuacji jaka się wytworzyła Niemcom zależało by ZSRR zrealizował swoje prawa na mocy umowy jak najszybciej, a przywódcom ZSRR wcale się nie spieszyło, bo wygodniej było by jak najwięcej sił WP IIRP zostało zniszczonych przez siły III Rzeszy. Tym samym odbywały się jak to napisałeś "ustne ustalenia", niemniej jednak nawet tajne protokoły umów międzypaństwowych (czyli obligujących dokumentów odpowiedniej rangi) takiej współpracy nie przewidywały i ZSRR do nijakiej pomocy III Rzeszy zobligowany umowami międzynarodowymi nie był. Wybrał czas własnych działań na zasadzie najbardziej dogodnych rozwiązań dla siebie czyli w chwili gdy siły niemieckie pozbawiły siły polskie jakiś większych możliwości działań. -
Zdrada aliantów (?)
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → II wojna światowa (1939 r. - 1945 r.)
Na to aż siły niemieckie zlikwidują czy zminimalizują możliwości obronne WP IIRP, aby zając teren, który przysługiwał ZSRR na mocy umowy międzynarodowej (pakt o nieagresji z protokołem tajnym) z III Rzeszą w razie likwidacji przez tą ostatnią IIRP. Po diabła ponosić straty, których ponosić nie trzeba? Nielogiczne. Umowa ZSRR z III Rzeszą nie przewidywała pomocy wojskowej w pokonaniu IIRP, bo ta nie była potrzebna. Przewidywała, że w razie "terytorialno-politycznych przekształceń terytoriów należących do państwa polskiego" Związek Radziecki może sobie włączyć część terytoriów IIRP do swojej "strefy wpływów". W tej sposób Niemcy kupiły sobie niewtrącanie się ZSRR w rozszerzanie swojej "strefy wpływów" i neutralność ZSRR wobec działań Niemiec w IIRP. Działania ACz po 17 września nie miały nic wspólnego z ewentualnymi działaniami strony francusk0-brytyjskiej, która decyzję o rezygnacji z działań zaczepnych podjęła przecież 12 września w Abbeville. Tylko, że o tym ZSRR nie wiedział, ale nie miało to żadnego znaczenia - czy ofensywa by była czy nie i tak ZSRR brał swój kawałek tortu. Szczególnie, że alianci zachodni nigdy terenów poza "Linię Curzona" IIRP nie gwarantowali. To były tereny zajęte przez IIRP w wyniku wojny (1919-21), a nie przyznane na mocy decyzji międzynarodowych po PWS. Nikogo na zachodzie ta kwestia nie interesowała i nie miała związku z zachowaniem się militarnym Francji i Wielkiej Brytanii wobec Niemiec. Zresztą takich operacji nie przygotowuje się jedno popołudnie - nie miała więc ona wiele wspólnego z tym czy ofensywa Francji ruszyła czy nie ruszyła, szczególnie że na mocy umowy z IIRP miała ona ruszyć 17-18 września, przy czym raczej 18. ZSRR fizycznie wkroczył na tereny rozpadającej się IIRP w dniu 17 września, nie miało to więc nic wspólnego z działaniami Francji. Bez znaczenia jest zresztą czy wiedzieli o szczegółach układów polsko-francuskich czy nie - nawet jakby nie mieli o nich pojęcia to logika podpowiadała, że przecież działania nie zaczną się od razu, a dopiero po przynajmniej dwóch tygodniach od mobilizacji i wypowiedzeniu wojny. Czyli ZSRR podjął swoje działania zbrojne zupełnie niezależnie od działań czy braku działań Francji. Nie musiał się spieszyć, bo umowa z Niemcami nie obligowała ich do jakiejś pomocy wojskowej czy współdziałania - ta umowo po prostu dawała ZSRR możliwość zajęcia pewnej części terenów dawnej IIRP i tyle. Ani do zajęcia tych terenów nie obligowała, ani nie wymagała jakiejkolwiek współpracy w likwidowaniu WP czy państwowości IIRP. Po prostu ustalono, że Niemcy robią sobie swoje, a ZSRR może sobie wziąć kawałek w zamian za to, że się nie bezie w działania Niemiec mieszać. I tyle. Nawet zakładając, że Francja uderza na Niemcy i zakładając, że po pewnym czasie wojnę wygrywa to w kwestii terenów zajętych przez ZSRR nic się nie zmienia, do Linii Curzona Francja się nie miesza bo wyraźnie wcześniej powiedziano stronie polskiej, że to ich sprawa czy swoje zdobycze wojenne z 1919-21 są w stanie utrzymać czy nie. Oczywiście teoretycznie, bo współczesna wiedza daje informację o siła Grupy Armii "C" oraz o sprawności niemieckiej armii i jej przewadze nad armią francuską, a więc należy się spodziewać, że ofensywa francuska zostaje zatrzymana i wojna przechodzi w stan przynajmniej wojny pozycyjnej mniej więcej na granicach francusko-niemieckich. 17 września pomimo istnienia jeszcze pewnych związków taktycznych WP nie miało już żadnej możliwości prowadzenia zcentralizowanych działań obronnych. Sam fakt istnienia niezlikwidowanych jeszcze związków taktycznych niczego nie zmienia. Nawet przy założeniu bierności ZSRR to te pozostałe siły wojska niemieckie likwidują używając zresztą już tylko części swoich sił w tydzień, dwa... no maksymalnie miesiąc. I tak naprawdę działania Francji też nie mają z tym nic wspólnego, bo nawet gdyby Francja uderzyła nie Niemcy to ZSRR też mógłby sobie swój kawałek IIRP zająć i nikt by mu nic nie zrobił, szczególnie w obliczu przyznania przez aliantów zachodnich IIRP terenów do Linii Curzona. Umowa IIRP z Francją i Wielką Brytanią miała sens tylko wtedy, gdyby strona polska była w stanie zatrzymać uderzenie Niemieckie i doprowadzić do powstania stabilnego frontu gdzieś w głębi terenów IIRP (np. na linii Wisły) z zachowaniem zdolności do ewentualnego przejścia do działań ofensywnych. Tymczasem już po paru dniach było jasne, że WP IIRP nie jest do tego zdolne, że siły niemieckie robią co chcą i w zasadzie po kilku dniach sytuacja była przewidywalna - bez względu co się dzieje na zachodzie siły niemieckie kończą z WP tydzień czy dwa tygodnie dłużej? Bez znaczenia. Po trzech tygodniach mogli nawet bez problemu przerzucić część sił na zachód (w razie walk z siłami francusko-brytyjskimi) i niczego to by nie zmieniło, co najwyżej likwidacja IIRP trwałaby nieco dłużej. Po pierwsze te naloty mogłyby niewiele dać - z prostej przyczyny naloty zwalcza się siłami lotnictwa myśliwskiego, które to w wojnie z Polską wobec słabości sił lotniczych IIRP jakoś specjalnie zaangażowane nie było. Na terenach Niemiec było wystarczająco sił lotniczych by takie naloty zwalczać. Po drugie Niemcy liczyły się z reakcją Francji - siły główne Grupy Armii "C" (33 dywizje) były w gotowości od chwili ataku na IIRP, a 10 kolejnych dywizji (IV fala mobilizacyjna - rezerwa dla GA "C") do dwóch tygodni po rozpoczęciu wojny. Co oczywiście w niczym nie przeszkadzało, bo podstawowa wiedza wojskowa wystarcza do tego, aby wiedzieć, że gotowość do ofensyw nie występuje od razu, że przeciwnik też potrzebuje czasu na rozwinięcie mobilizacyjne swoich wojsk, a 2-3 tygodniowym opóźnieniem pełnoskalowych działań na zachodzie można było się liczyć nawet bez żadnej wiedzy o umowach polsko-francuskich. Cała sytuacja w zasadzie niewiele się zmienia, bez względu na to czy ZSRR zajmuje część terenów IIRP czy nie... oczywiście zmienia się obraz wojny jako takiej, bo DWS nie wyglądałaby tak samo jak wyglądała, ale dla likwidacji państwowości IIRP nie ma to znaczenia. I tak IIRP jak w rzeczywistości przestaje istnieć. Ogólna słabość tak, natomiast fakt, że siły tej armii w ogóle nie są w stanie podjąć sensownej walki z siłami niemieckimi to akurat wiadome przed wojną nie było. Nikt nie miał "szklanej kuli" - nie był znany ani w szczegółach wynik starć niemiecko-polskich, ani jakichkolwiek innych - nikt nie był w stanie przewidzieć czy WP zdoła utworzyć jakiś stały front obronny czy też nie zdoła. Oczywiście można było zakładać, że IIRP i jej mizerna (techniczne i organizacyjnie - bo spora liczebnie) armia nie jest w stanie pokonać siły III Rzeszy, ale scenariusza, że pozbawią WP zdolności do scentralizowanych i większych działań w parę dni raczej nie zakładano. To już jest wiedza współczesna (powojenna)... dzisiaj wiemy, że siły WP IIRP nie były dla Niemiec i ZSRR praktycznie żadnym przeciwnikiem i, że siły niemieckie GA "C" najprawdopodobniej powstrzymałyby ewentualną francuską ofensywę. Choć oczywiście ciekawostką pozostaje jak dalej potoczyłaby się wojna, i jak wyglądałyby ewentualne dalsze działania zaczepne Niemiec wobec Francji, bo już przecież inaczej niż rzeczywiste z 1940. -
Zdrada aliantów (?)
Razorblade1967 odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → II wojna światowa (1939 r. - 1945 r.)
No to na dzień dobry proponuję literaturę podpisanych umów sojuszniczych - może wpłynie to zaprzestanie powielania PRL-owskiej propagandy o "zdradzie sojuszniczej". A jakie były te "nieocenione usługi"? Kolejny mit... znaczenie sił polskich po klęsce wrześniowej było pomijalne dla przebiegu DWS. Były fikcyjne - głownie z tego powodu, że siły zbrojne IIRP nie były w stanie prowadzić skutecznych działań obronnych do chwili gdy zgodnie w umowami siły francuskie miały rozpocząć pełnoskalowe działania ofensywne przeciw III Rzeszy. - rozpoczęto mobilizację, - wypowiedziano wojnę, - siły brytyjskie zaczęły przemieszczać się na kontynent, - działania zaczepne o celach ograniczonych podjęto... ...tyle, że chwili gdy powinna nastąpić ofensywa czyli w okolicy 18 września (można się oczywiście spierać czy 17 czy 18) było już "pozamiatane" - już kompletnie abstrahując od faktu, że Grupa Armii "C" pewnie i tak by ta ofensywę powstrzymała, sił ku temu miała wystarczająco, a można było już spokojnie cześć sił z Polski w razie czego przerzucić na zachód. A niby dlaczego mieliby to robić? Przecież to sytuacja militarna w Polsce (fakt, że WP IIRP nie było w stanie "utrzymać frontu") spowodowała brak sensowności dokonywania pełnoskalowych działań zaczepnych we wrześniu. Inna sprawa, że to potem trochę "bokiem wyszło" - ale to już z Polską i sytuacją traktatową nie ma za wiele wspólnego. -
Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?
Razorblade1967 odpowiedział Rezz112 → temat → Historia alternatywna
Tak zakładając czysto hipotetycznie inny przebieg wojny i Jałty (inna "Jałta" etc.) - czyli powiedzmy wcześniejsze lądowanie aliantów na kontynencie, nieco mniejsze postępy ACz na wschodzie (lub mniejsze na skutek wcześniejszego zakończenia wojny i innych zgodnień), szybsza kapitulacja Niemiec (np. jakieś zmiany wewnętrzne), ZSRR dostaje (na skutek wcześniejszego i innych uzgodnień) nieco inną strefę wpływów itp., itd. nie wchodząc w szczegóły... 1/ Granice powojennej Polski: - na zachodzie podobnie do tych z czasów nieboszczki IIRP, może z niewielkimi ustępstwami Niemiec (Gdańsk, może część terenów Prus Wschodnich), bo alianci nijak nie byli zainteresowani "krojeniem Niemiec" ze strony wschodniej, bo dlaczego i po co? - na wschodzie granice zbliżone do "Linii Curzona", bo od samego początku powstania Polski na skutek rozstrzygnięć PWS ta granica była uznawana za "przynależną" Polsce, tereny wschodnie to tylko wynik wojny z 1919-21, a 1939 to "skorygował". Znowu Alianci nawet gdyby ZSRR dostał w wyniku wojny mniej niż w rzeczywistości to tereny na wschód od linii Curzona by utrzymał jako fakt dokonany (no chyba, że założy się przegraną ZSRR, a nie nieco mniejsze postępy i wcześniejsze zakończenie wojny), który akurat aliantów mało interesował (bo generalnie był zgodny z ich koncepcją terenów Polski). Czyli sam teren państwa mniejszy - gdzieś w granicach 220-230 tys. km2 2/ Gospodarczo pewnie znacznie lepiej - bez narzuconego ustroju, z możliwościami wynikającymi ze swobodnych kontaktów z zachodnią Europą itd. Bez rabunkowego pozyskiwania "mienia poniemieckiego" przez ZSRR - bo zakładając, że wojna w Europie kończy się powiedzmy rok wcześniej, nawet jeśli ACz dociera do linii Wisły to zgodnie z umowami z zachodnimi Aliantami wycofuje się do linii Curzona, a np. dalej trwa wojna na Dalekim Wschodzie, gdzie w zamian za zaangażowanie ZSRR (przecież pożądane przez USA, pożądane było nawet w 1945) uzyskuje tam jakąś inną "strefę wpływów". Nie przetacza się więc przez tereny polskie front, czyli mniejsza ilość zniszczeń, mniejsze straty ludzkie itd. Cześć przemysłu wykorzystywanego przez Niemcy zostaje w stosunkowo dobrym stanie (w tym przypadku można mówić o podobnej sytuacji do tego co stało się w Czechosłowacji - np. w ich przemysłem zbrojeniowym), są mniejsze zniszczenia infrastruktury itd. Nie ma wywożenia "mienia poniemieckiego"... Jest lepszy start po wojnie i sensowniejszy ustrój gospodarczy. Nie sądzę by taka Polska była jakoś specjalnie bogatym krajem Europejskim (w końcu rządzili by nim Polacy... ), ale pewnie na jakąś europejską przeciętność można liczyć - czyli na wyższy standard życia jak ten za PRL czy jaki jest obecnie. -
Tyle, że akurat nie ma to nic wspólnego z lkm Maxim - gdyby wydać wadliwą amunicję do nowoczesnych karabinów maszynowych to efekt byłby taki sam... zacinało by się i tyle. Co najwyżej problem był taki, że słabiej "z natury" wyszkoleni żołnierze pododdziałów nieliniowych (ON) gorzej radzili sobie z zacięciami broni i pewnie tutaj był największy problem... a tak to już było z wojskiem II kategorii chyba w każdej armii. Przy okazji raczej nie "zleżałą", a prędzej źle przechowywaną - bo dobrze przechowywana amunicja, w hermetycznych pojemnikach może sobie leżeć 50 lat i więcej nic jej nie jest. Nie raz i nie dwa z takiej strzelałem - jedyne co świadczyło o jej "przeterminowaniu" to nalepka z tekstem niemieckim, przy amunicji "mauserowskiej" brzmiącym: Uwaga amunicja ponad 30-letnia. A i nasza amunicja - jeszcze w prostokątnych opakowaniach z blachy ocynkowanej (przed okresem gdy już, ale jeszcze w "głębokim PRL" wprowadzono opakowania w stylu "konserwa", zielone z zaokrąglonymi krawędziami i kluczem do "konserw") też strzela bez zarzutu, pomimo kilkudziesięciu lat magazynowania. A czy Niemcy mieli "dwa wozy na drużynę"? Wg KStN 131b z 1937 190-osobowa kompania niemieckiej piechoty miała: - kuchnię polową (zaprzęg dwukonny) - 3 wozy transportowe o zaprzęgu dwukonnym - 1 wóz żywnościowy o zaprzęgu dwukonnym - samochód ciężarowy (bagażowy) Natomiast w półplutonie km (dwa MG34 z podstawami) był wózek na km-y, dwukonny z przodkiem (zwany Maschinengewehrwagen IF.5) Razem - 1 koń wierzchowy (d-ca kompanii), 12 koni taborowych, 1 samochód ciężarowy. Różnica w przypadku KStN 131a czyli bez moździerzy 50mm w plutonach i półplutonu km to tylko ten Maschinengewehrwagen IF.5, którego w tej organizacji nie ma - czyli minus dwa konie. Kompania strzelców WP IIRP miała (wg stronki www.wp39.struktury.net): kuchnia polowa - zaprzęg czterokonny wóz przykuchenny - zaprzęg dwukonny 2 wozy amunicyjne - zaprzęg dwukonny wóz bagażowy - zaprzęg dwukonny 3 biedki plutonowe (jedna na pluton) - jednokonne biedka amunicyjna (drużyna granatników) - jednokonna Razem 1 koń wierzchowy (d-cy kompanii), 12 koni T (taborowych), 4 konie M (mierzyny). W etacie nr 11_13_bp uzyskanym z CAW (od kolegi, który się para etatami WP'1939 i się z tego doktoryzował) dotyczącym roku 1939 stoi nieco inaczej: kuchnia polowa - zaprzęg czterokonny wóz przykuchenny - zaprzęg dwukonny wóz amunicyjny - zaprzęg dwukonny wóz kancelaryjno-bagażowy - zaprzęg dwukonny 3 biedki plutonowe (jedna na pluton) - jednokonne biedka amunicyjna (drużyna granatników) - jednokonna Miałem na myśli, że w przypadku dodania 2 lkm na szczeblu kompanii w zasadzie wystarczy dodać jedną biedkę (jednokonna) do przewozu tych 2 lkm i amunicji. Biedka przewoziła ładunki 200-220kg (na podstawie obciążenia biedek w kompanii ckm - biedka pod ckm - 203kg, amunicyjna 220kg) czyli oprócz 2 lkm i zestawu akcesoriów (powiedzmy razem 60kg) może przewozić jeszcze ok.140-160kg amunicji. Natomiast jeżeli dodanie broni maszynowej jest przy jednoczesnym zmniejszeniu się stanów osobowych (normalne drużyny np. po 13 ludzi) to ten jeden koń na kompanię strzelców (3 na batalion czyli 9 na pułk), wyjdzie z oszczędności na taborach wyższego szczebla.
-
Niesprawność amunicji zmniejsza użyteczność każdej broni. Maxim pod tym względem nie jest ani gorszy, ani lepszy - ma wady i zalety w tej materii. Owszem niewypał w Maximie powoduje konieczność dodatkowej czynności, bo napęd taśmy jest realizowany od ruchu lufy, a nie ruchem rączki zamkowej (a więc i zamka) czyli w przypadku niewypału trzeba podczas ręcznego ruchu zamkiem (w celu usunięcia wadliwego naboju z komory), również ręcznie podciągnąć taśmę o "jedno oczko" (zresztą to samo się robi przy przeładowaniu broni - przed rozpoczęciem strzelania czyli wkładając nową taśmę trzeba broń "przeładować" dwukrotnie, z ręcznym podciąganiem taśmy). Trwa to może sekundę dłużej niż w broni, gdzie napęd taśmy jest realizowany poprzez ruch zamka. Natomiast z drugiej strony system Maxim ma też zalety w przypadku korzystania z różnej amunicji, o rozbieżnych parametrach. Ma bardzo szeroki zakres regulacji mechanizmu powrotnego co pozwala na dostosowania broni do amunicji o różnych parametrach i generalnie podnosi mocno niezawodność broni. Jako praktyk w dziedzinie paru systemów broni maszynowej, w tym właśnie Maxima powiem, że współcześnie gdy handlowa amunicja ma bardzo różne parametry (pomimo tego samego kalibru), bo pochodzi z różnych źródeł (krajów) i pierwotnie miała różne przeznaczenia (do różnej broni). Broń systemu Maxim można bez problemu do niej dostosować - właśnie poprzez płynną regulacją napięcia mechanizmu powrotnego. Problemy bywają z bronią, która nie ma takich możliwości. Np. w MG.42 współczesna amunicja, która jest nieco słabsza niż oryginalnie używana też potrafi spowodować problemy z przerywaniem ognia (i nijak temu nie można zaradzić), nie wspominając już o tym, że wcale nie mogły (poprawnie, i bez zacięć) korzystać z każdej amunicji wojskowej w kalibrze 7,92mm x 57 produkowanej w Niemczech w czasie DWS. Lkm Maxim strzelał standardową amunicją używaną w WP - i jak była wadliwa, to była tak samo wadliwa przy użyciu w rkm wz.28 czy w ckm wz.30. Przy czym dla Maxima nie gra większej roli jakiego typu była ta amunicja, do każdej łatwo broń przygotować (wystarczy parę obrotów w prawo lub w lewo, śrubą napinającą mechanizm powrotny). Szybkostrzelność teoretyczna lkm Maxim była oczywiście mniejsza niż używanych w WH ukm MG.34 - bo te miały około 900 strz./min., a lkm Maxim około 500-600 strz./min. Tyle, że szybkostrzelność w okolicy 600 strz./min. była charakterystyczna dla innej używanej w WP broni maszynowej. Zresztą zarówno szybkostrzelność w okolicach 600 strz./min. jak i tak 900 i więcej ma wady i zalety... Żadna z szybkostrzelności nie jest jednoznacznie lepsza - stąd obecnie się zdarzają km z możliwością zmiany szybkostrzelności w zakresie właśnie 600-900 strz./min. Szybkostrzelność praktyczna lkm wz. 08/15 nie była wcale taka mała. Nawet przy zasilaniu ze 100 nabojowej taśmy (dołączana do broni, bo oczywiście można było używać dłuższej, ustawianej w skrzynce obok broni) i przyjęciu długości serii około 15 pocisków oraz rozsądnych warunków zmiany taśmy (bez żadnych cyrkowych sztuczek) wyjdzie około 200 strz./min. Jeśli porównamy to z używanym jako broń kompanii M1919A4 czy M1919A6 to wyjdzie podobnie. Tak naprawdę to MG.34 szybciej nie strzelał (jeśli chodzi o szybkostrzelność praktyczną). Będzie trzeba doliczyć czas wymiany lufy oraz fakt, że magazynki są 75-nabojowe (mało wygodne i wrażliwi), a pojemniki na krótkie odcinki taśmy 50-nabojowe (czyli wymieniane dwukrotnie częściej niż 100-nabojowe w 08/15). Też w praktyce przy podobnej długości serii wyjdzie około 200 strz./min. Ale fakt, że niemiecka broń była lepsza i nowocześniejsza nie jest przecież argumentem przeciw posiadaniu jakiejkolwiek. Zresztą przecież faktycznie błąd nieposiadania zasilanej taśmowo broni maszynowej szczebla kompanii (przy posiadanym układzie rkm i ckm - o takich a nie innych właściwościach) został w WP dostrzeżony tuż przed wojną, tylko ani opracować do końca, ani wdrożyć do produkcji i wyposażyć w nie armii nie zdążono. Przecież pracowano nad lekką wersją ckm wz.30 czyli k.m.k.s (karabin maszynowy kompanii strzelców). Po prostu stracono czas, błędnymi decyzjami z 1930... gdyby wtedy założono posiadanie takiej broni i tymczasowo wykorzystano lkm 08/15 to kmks powstałby zapewne dużo wcześniej, bo wcześniej powstałaby taka potrzeba. Technicznie nie był to żaden problem, moce produkcyjne też były, bo po pierwszych latach produkcji ckm wz.30, linia produkcyjna tej broni pracowała co najwyżej na "pół gwizdka" (a do lekkiej wersji nie było potrzeby tworzenia innej - ilość elementów różnych, była niewielka). Ale mnie względy polityczne czy inne pozamerytoryczne nie interesują... rozpatruje to tylko z wojskowego punktu widzenia oraz możliwości finansowych. Gdyby w 1930 zapadły inne decyzje (i gdyby odpowiednio zareagowano na znane już tendencje rozwojowe innych armii) to można było mieć silniejszą piechotę (mowa o niskich szczeblach dowodzenia) przy porównywalnych kosztach. Akurat zarówno w armii Niemieckie, jak i radzieckiej broń maszynowa szczebla kompanii była wożona. Do transportu dwóch lkm z amunicją wystarcza pojazd jednokonny. Jednocześnie układ (a tylko o takim mówię) polegający na założeniu mniej strzelców-więcej broni maszynowej powoduje zmniejszenie potrzeb w logistyce obejmującą kwestie "osobowe", co powoduje, że zwiększenie potrzeb transportowych broni ogólnie nie zwiększa taborów jako całości.
-
Karabiny maszynowe systemu Maxim były oczywiście starszym systemem (bo w ogóle pierwszym) niż np. system Browninga - to fakt. Natomiast czy były bronią kiepską to tutaj jest już kwestia mocno dyskusyjna. Oczywiście w roli w jakiej z konieczności występował czyli jako broń maszynowa drużyny był bronią kiepską, bo zbyt skomplikowaną w obsłudze i nazbyt ciężką - a przez to mało mobilną. Natomiast sprawa ma się inaczej, gdy miałaby wystąpić w roli broni maszynowej kompanii. Tutaj masa nie odgrywa aż takiej roli, a bardziej liczy się siła ognia - której Maximom nie brakowało. Odporna konstrukcja, dobre chłodzenia (choć przydawało masy) i zasilanie taśmowe robiło swoje. Prosta podstawa nie przeszkadzała, bo od takiej broni nie wymagano celności zbliżonej do batalionowych ckm-ów. Sam system Maxima mimo, że w okresie DWS nie najnowszy, sprawdzał się dobrze zarówno w piaskach Afryki (brytyjskie Vickersy), jak i w trudnych warunkach "Frontu Wschodniego" (radzieckie Maximy 1910). Broń pomimo dość złożonej konstrukcji była stosunkowo odporna na zanieczyszczenia (często bardziej niż nowocześniejsze konstrukcje), z racji sposobu dosyłania nabojów i temu jak pracował zamek. Można odbić pałeczkę w drugą stronę - stosunkowo nowoczesny (bo mający w sumie 10 lat w chwili przyjęcia do uzbrojenia) rkm Browning wz.28 pomimo tego, że był technicznie sprawną bronią, był taktycznie kiepskim rkm-em. Ale lepiej mieć taki niż żaden... W sumie trochę sprowadzasz to wszystko do przewrotnego pytania czy lepiej być zdrowym i bogatym czy biednym i chorym. Oczywiście lepiej jest mieć odpowiednio dużo broni maszynowej i mieć taką, która jest nowoczesna. Tylko, że lepiej też jest mieć jakąkolwiek broń niż nie mieć jej wcale. Lepiej jest mieć stary, ale sprawny lkm, niż mieć słabą siłę ognia, bo zapychanie pododdziałów nadmiarem strzelców z powtarzalnymi karabinami tego nijak nie zrekompensuje, a jeszcze powoduje problemy z dowodzeniem i potęguje straty. A tutaj to oczywiści raczysz żartować... Wojnę rozpoczętą we wrześniu 1939 IIRP przegrała i to bardzo szybko, w zasadzie po paru dniach było to wyraźnie widoczne, podobnie jak słabość armii w zasadzie już od pierwszego dnia. Wojnę przegrano, państwo fizycznie przestało istnieć - za to wygrali inni, ci co byli w stanie ją wygrać - a przegrani nie mieli nic do gadania, ani praktycznie żadnego wpływu na przebieg wojny, ani na dalsze wydarzenia. No wiesz... podejście na zasadzie jak damy żołnierzom bardziej szybkostrzelną broń to będzie zbyt szybko zużywał amunicję było w historii broni strzeleckiej i wojskowości spotykane niejednokrotnie - tylko, że za każdym razem wychodziło bokiem i to zwykle bardzo boleśnie. A kto będzie nosił broń szczeble kompanii i amunicję do niej? Ano tak samo jak i w innych armiach, w których logistyka była oparta na "owsianym napędzie" i istniała broń szczebla kompanii czyli obsługi - a na dalsze odległości wóz konny. Jakoś radzono sobie z problemem transportu plutonu złożonego z dwóch ckm (i to nie najlżejszych) i to tam gdzie motoryzacji na tych szczeblach nie było. Na dwa lkm-y w zasadzie wystarcza jednokonny wóz i to nawet jednoosiowy np. w rodzaju radzieckiego MP-38 (od biedki różnił się tym, że woźnica jechał, a nie szedł obok pojazdu), który transportował 3 moździerze 50mm wraz z zapasem amunicji oraz ZIP-em. W zasadzie wystarczy też biedka - biorąc pod uwagę, że 2 lkm to tyle masy co jeden ckm, a jednostka ognia dla broni szczebla kompanii jest mniejsza niż dla batalionowych ckm. Generalnie jeśli następuje zmiana na zasadzie mniej ludzi - więcej broni maszynowej, to same tabory nie rosną - bo to co się oszczędza w transporcie na materiałach koniecznych do obsługi nadmiaru żołnierzy, idzie do transportu broni i amunicji.
-
Faktycznie główną przyczyną nadmiernej liczebnie drużyny było właśnie zakładanie jej siły w szturmie, w walce na bagnety i czasem w sprzyjających okolicznościach się udawało coś tak zdziałać (z reguły przy dużych stratach). Tego bynajmniej nie tajono i przedwojennym piśmiennictwie jak najbardziej można wyczytać to jako główną przyczynę rozrostu drużyny. Problem w tym, że aby szturmujących nie wystrzelano to trzeba mieć czym zneutralizować jego środki ogniowe. Zakładano naiwnie, że duża liczba ludzi potrafi przeważyć szale walki na korzyść w natarciu. Tyle, że to się nie sprawdziło, bo nie miało prawa się sprawdzić. Taka taktyka była dobra w czasie wojny 1919-21 gdzie przeciwnik nie posiadał odpowiedniej ilości broni maszynowej, to i polska piechota mająca wtedy zwykle po 6 km na kompanię (nie liczę Armii z Francji zorganizowaną wg zasad francuskich i z francuskim sprzętem) przy trzech około 60 osobowych plutonach dzielonych na 8 osobowe sekcje (tylko z kb/kbk) dawała sobie radę. Ale wówczas armia rosyjska wyglądała jeszcze gorzej jeśli chodzi o broń maszynową - rkm prawie wcale nie mieli (stosunkowo niewielkie ilości Madsenów i Lewisów), a ilość ckm na skutek strat w PWS (i w wojnie domowej) też nie porażała (z ckm-ami poradzili sobie dość szybko - bo po prostu sobie naprodukowali, ale z rkm się ślimaczyło do 1928 (głównie ze względu na zamieszanie z amunicją) i uzupełniali to pakując w latach 20-tych do 45-osobowego plutonu po prostu jeden ckm (obok jednego tylko rkm). Ale nijak nie mogła się sprawdzić nawet na początku lat 30-tych, gdzie siła ognia broni maszynowej u potencjalnych przeciwników zaczynała rosnąć i gdy tendencje rozwojowe w tej materii były jasne (opisywano je właściwie w piśmiennictwie wojskowym IIRP). Kolejną bardzo prawdopodobną przyczyną (w tym przypadku całkowicie pozamerytoryczną) takich kuriozalnych zmian, był fakt, że po przewrocie wojskowym w 1926 następowało dość gwałtowne odchodzenie od "wzorców francuskich". A po wojnie z Rosją piechota IIRP przeszła właśnie na organizację francuską. Czyli pluton podzielony na 4 drużyny 13-osobowe, podzielone na 2 sekcje - fizylierską i grenadierską (dwie drużyny tworzyły półpluton z plutonowym jako dowódcą półplutonu) liczące 6 żołnierzy. Faktycznie w tej organizacji doskwierało nadmierne wyspecjalizowanie żołnierzy w drużynie i błędne traktowanie sekcji fizylierskiej jako w zasadzie obsługę rkm. Tym samym do szturmu zostawało im 6 ludzi i to faktycznie było zbyt mało. Tyle, że nie doskwierała ani liczebność drużyn, ani za bardzo fakt że były po 4 w plutonie. W zasadzie wystarczyło zlikwidować tylko tą nadmierną specjalizację i podział na sekcję - ustalając ścisłą obsługę rkm na 2-3 żołnierzy, pozostałych 10 byłby do użycia w szturmie. I tak to postulowano w większości (choć oczywiście były tez jak wspomniałem propozycje zwiększenia siły ognia poprzez stworzenie zamiast 4 drużyny strzelców, drużyny ogniowej (z 2 rkm czy 1 lkm oraz granatnikiem). Natomiast podejrzewam, że skoro odgórnie było parcie na "zerwanie z wzorcami francuskimi" to ktoś chcący się przypodobać naczalstwu (armia już tak ma - każda, a etatów nie wymyśla generalicja, oni tylko je "przepychają" i "zatwierdzają") wydumał sobie organizację niezbyt ciekawą, ale całkowicie odmienną od "wzorców francuskich". A te sensowne propozycje nowych organizacji były zbyt podobne do francuskich. Nawet jeśli tym podobieństwem była tylko liczba żołnierzy w drużynie czy liczba drużyn w plutonie. No to zmienili na coś co było faktycznie skrajnie odmienne... nie oglądając się za bardzo na sensowność bo na papierze i na przygotowanych ćwiczeniach da się generalnie "udowodnić" każdą bzdurę. Nie twierdzę, że brytyjski piechur był źle wyszkolony (inna sprawa, że tam walczyły raczej jednostki "wyższej kategorii" - natomiast przewidywania Brytyjczyków co do metod walki i skuteczności ognia celowanego (opierali się przed powierzchniowym, choć większość ich sojuszników taki już stosowała od dawna) zostały zweryfikowane negatywnie. Zakładali podobnie jak u nas w latach 70-tych czy 80-tych, że typowe natarcie kompanii na pozycje plutonu będzie trwało około 20 minut i żołnierzom wystarczy amunicji zgodnie z tym co im przydzielano. W praktyce okazało się, że trwa to kilka razy dłużej, a w praktyce liczyła się siła ognia i zużywano nieprzewidywalnie duże ilości amunicji. Niejednokrotnie zdarzało się, że musieli uzupełniać amunicję z tej, którą mieli do km-u czy nawet korzystać z amunicji zabitych Argentyńczyków. Brakowało im siły ognia i to doskwierało... choć dobrze wyszkolone jednostki radziły sobie pomimo tego. Natomiast zauważono błąd "doktrynalny" i natychmiast po Falklandach przystąpiono do zmian w armii... i to pośpiesznych, nawet zbyt pośpiesznych, bo w tym pośpiechu i na fali krytyki poprzedniego systemu wprowadzili sprzęt nie do końca sprawdzony, co potem spowodowało konieczność kolejnych modyfikacji, a i tak do dzisiaj "się bujają" z niezbyt dobrym sprzętem.
-
Nie kłócimy się, choć można odnieść takie wrażenie - ale to tylko z powodu tego, że zagadnienia których omówienie powinno się normalnie zawierać na kilku stronach tekstu, z konieczności usiłujemy skrócić do kilku-kilkunastu zdań. I taki jest tego efekt... Ależ nic bardziej błędnego! Nie wymagam aby "wyłamali się z reguły" tylko właśnie aby obserwując to co się dzieje wokoło właśnie zachowali się zgodnie z pewną prawidłowością (w kwestii organizacyjnej), taką jaka była wyraźnie widoczna analizując podobne systemy w innych państwach. I wcale nie myślę tutaj o tym co wiemy dzisiaj, ale bazuję tylko na tym co publikowano w okresie IIRP czyli na wiedzy ówczesnej. To właśnie przyjęty system organizacyjny z kuriozalnie przerośnięta drużyną był "wyłamaniem się z systemu", bo poza naprawdę nielicznymi nikt takich systemów nie tworzył. W całej Europie (i nie tylko) przyjęta liczebność drużyny wyniosła 8-13 żołnierzy i zmiany raczej ją zmniejszały, a nie zwiększały. Bynajmniej nie mam tutaj na myśli krajów bogatych, ale też te na podobnym czy gorszym poziomie. I teraz powinienem przedstawić przykłady z omówieniem na jakieś 20-30 tys. znaków, aby dyskusja nie była kłótnią... ale tego nie zrobię, bo nie mam na to ani chęci, ani czasu - to są informację dostępne w sieci i w bibliotekach cyfrowych. Mogę tylko wskazać niektóre miejsca jak Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa i Przeglądy Piechoty (są analizy armii obcych - niestety Bellony cyfrowej nie ma, to mam tylko z antykwariatów), dla władających rosyjskim np. RKKA.ru (w sumie jedyne wyjście jeśli chce się skorzystać z darmowych informacji w sieci na temat organizacji ACz z lat 30-tych) czy angielskim The Nafziger Collection i kilka innych miejsc, gdzie trzeba przebrnąć przez w sumie kilkaset stron różnych danych. Miałbyś rację odnośnie tego co mogli, a czego nie mogli przewidywać - gdy nie fakt, że ich system był właśnie odmienny od standardów oraz gdyby nie to, że istniały (opublikowane) analizy potrzeb wraz z argumentacją - które trafnie przewidywały potrzeby. I gdyby nie fakt, że powstały w 1930 system był czymś co uwsteczniało piechotę i w zasadzie "szło pod górę" w świetle tendencji jej rozwoju na świecie. I gdyby nie fakt, że analizy i koncepcje właściwe istniały (i było ich sporo) tylko decydentom jakoś się nie spodobały... mieli własną wizję - co niestety się w armiach zdarza i często trudno przekonać "beton", że to co pamiętają ze swojej młodości niekoniecznie sprawdza się 10 czy 15 lat później. Nie jest oczywiste i bynajmniej nie radzili sobie lepiej ani od Francji, a ani od ACz w 1941, nie byli "do przodu", raczej "do tyłu". No chyba, że wykażesz na przykładach, że pododdziały piechoty WP IIRP, radziły sobie lepiej od podobnych francuskich czy radzieckich (przy podobnej sytuacji bojowej oczywiście). To właśnie jednostki niemieckie radziły sobie bardzo dobrze (lepiej od innych) między innymi dzięki dobrym (w wręcz bardzo dobrym) rozwiązaniom organizacyjnym i bynajmniej nie tylko dzięki czołgom czy samolotom - również dzięki dobrym rozwiązaniom w piechocie, która przynajmniej do połowy wojny odgrywała największą rolę w walkach. I pod zastanowienie poddaje fakt, że ci Niemcy, którzy stosunkowo łatwo, przy niewielkich stratach i przewadze formalnej (w dywizjach i ekwiwalentnych) wynoszącej 4 do 3 zniszczyły WP w krótkim czasie - to walcząc z pododdziałami liczniejszymi osobowo, po doświadczeniach tej kampanii jeszcze zmniejszyli liczebność drużyn (tworząc ich więcej 3x13 -> 4x10). Nie było więc nijakiego zysku w zwiększaniu liczebności strzelców. Zresztą podobne wnioski mieli w ZSRR po wojnie z Finlandią - dużą drużyną trudno się dowodzi, co powoduje zmniejszenie jej sprawności w walce i zwiększa ponoszone straty. Dlaczego lekka wersja ckm wz.30 byłaby tańsza? Z dwóch głównych powodów: - prosta osłona lufy (perforowana rura) jest tańsza niż wykonanie chłodnicy wodnej. - lekka i prosta podstawa do takiej broni jest tańsza od te stosowanej w ckm Oczywiście nie wiem jak miał wyglądać kmks (karabin maszynowy kompanii strzelców) tworzony na bazie ckm wz.30, bo... nie zdążył nabrać kształtów (a w każdym razie jak nie znam niczego poza krótkimi opisami do czego dążono) - zakładam więc, że ckm wz.30 -> kmks to podobna droga jak M1917A1 -> M1919A4 i kmks wyszedłby podobnie do M1919A4 i zapewne podstawa byłaby czymś podobnym do podstawy M2. Przyjmuję więc, że produkcja byłaby tańsza o jakieś 20%, szczególnie że zwiększenie produkcji wpływa na cenę jednostkową broni w sposób pozytywny (obniża się) - bo cena jaką płaci wojsko za broń to nie tylko cena egzemplarza, to cena w której zawiera się też "gotowość produkcji" (utrzymanie linii produkcyjnej i personelu oraz zwrot kosztów początkowych). Zawyżonymi cenami wojsko reguluje (bo tak jest do dzisiaj) fakt, że kupuje mało, ale chce mieć gotowości produkcji przez cały czas. To że fabryki broni produkowały mniej broni niż wynosiły ich możliwości wpływało na wyższą cenę jednostkową. Tak więc zamawianie nieco większych ilości doprowadziłoby do spadku ceny jednostkowej (zarówno ckm jak i nowego powiedzmy... lkm, choć pewnie w kategorii masowe to by się łapało do ckm, bo nie zeszłoby poniżej 20kg z podstawą). Proponuję zostawić z boku kwestie lotnictwa itd. To o czym piszę w piechocie operuje w obrębie takich samych kosztów jakie rzeczywiście ponoszono - następuje po prostu zmiana przeznaczenia środków z tych ponoszonych na "koszty osobowe" (i inne związane z wyposażeniem strzelca) na te ponoszone w związku ze zwiększeniem ilości broni maszynowej. Układ jaki był wynikał nie z braku środków, a z przyjętej koncepcji organizacyjnej. Inny system organizacyjny nie naruszałby ogólnej kwoty ponoszonej na piechotę. Nie wspominam już, że kwestie kosztów lotnictwa nie można liczyć tego na zasadzie "ile kosztuje samolot", koszty eksploatacyjne są bardzo duże i powodują, że dość szybko to nie cena samego samolotu staje się problemem. Brak środków na modernizację lotnictwa nie oznacza, że podstawą był problem z zakupem samego samolotu, a fakt że do tej ceny wlicza się wysokie koszty eksploatacji sprzętu lotniczego (koszt godziny lotu z uwzględnieniem czynności obsługowo remontowych po określonej ilości godzin lotu). Koszty eksploatacyjne broni strzeleckiej są stosunkowo niewielkie w stosunku do ceny samej broni. To zupełnie "inne światy"... i zupełnie inna "ekonomia". Po pierwsze nie zakładam 3 lkm (tak by wyszło w przypadku przydziału takiej broni do plutonu), a 2 w przypadku stosowania ich jako broń kompanii. Dlatego pisałem cały czas 2-3 lkm bo koncepcje były różne i nie zamierzałem się rozdrabniać w opisach poszczególnych. Za układ optymalny uznaję osobiście 4 rkm w plutonie, 2 lkm kompanii i 12 ckm w batalionie. Dwa karabiny maszynowe w kompanii były przyjętą normą (tam gdzie taka broń na tym szczeblu była), bo wynika to wprost z urzutowania kompanii w walce zarówno w natarciu jak i w obronie. W przypadku rozmieszczenia w obronie również najbardziej pasują do systemu dwa km kompanii - co wiąże się z 12 ckm batalionu i ich rozmieszczeniem w ugrupowaniu obronnym. Nie byłoby to więc 2,5 tys. ale około 1,6 tys szt. broni. Ale nie policzyłeś jeszcze rezerwy tej broni powinno być więc około 2,7 tys. (choć jako rezerwę można potraktować ewentualnie stare 08/15), a więc koszty zakupu to byłoby około 5 mln. Jak to odnieść do innych kosztów? Ano taki zakup (rozbity oczywiście na kilka lat - powiedzmy zakładając gdzieś od 1934 - opracowanie wersji lekkiej przy opracowaniu własnej dokumentacji do ckm, wdrożeniu jego produkcji oraz przy fakcie, że większość części jest identyczna - to żaden problem) to jest porównywalny z kosztami wystawienia jednej "Dywizji ON" (7 mln - czyli jakby 5 na broń i 2 na amunicję) czy kosztami jej utrzymania rocznego (4 mln) oraz kosztami utrzymania rocznego DP (7,5 mln.) czy BK (5,5 mln.). A należy pamiętać o tym, że koszty tej broni rozkładają się np. na 4-5 lat - to nie jest zakup całej ilości od ręki. Kupuje się sukcesywnie i sukcesywnie zamieniając stare (posiadane) lkm na nowe, stare przesuwając do zapasów, a na końcu wymienia się już zapas. Koszty zakupu tej broni to byłby pewnie jakieś około miliona roczne (nie więcej) - kwota w wydatkach na utrzymanie w zasadzie drobna. Sam zakup broni strzeleckiej w zasadzie nie jest problemem finansowym, zresztą i zakup amunicji również, to też się rozkłada i też wykorzystuje się oszczędności Zmniejszenie liczby strzelców na korzyść zwiększenia ilości broni maszynowej powoduje: a/ zmniejszenie wydatków na broń indywidualną b/ zmniejszenie wydatków na wyposażenie i umundurowanie ("wyposażenie intendenckie" - polecam Przegląd Intendencki w WBC) c/ zmniejszenie kosztów ponoszonych na powoływanie, wyszkolenie i utrzymanie poborowych (bo jest ich mniej). d/ zmniejszenie kosztów przewidywanych na utrzymanie żołnierzy na czas W (co kupuje się przed wojną i jest zapasem) Sumarycznie piechota o mniej licznych pododdziałach, ale lepiej uzbrojona wydaje takie same ilości środków. I żeby było jasne - samo porządne zorganizowanie pododdziałów piechoty najniższych szczebli i ich uzbrojenia nie zmieni przebiegu wojny, ale nie jest bez wpływu na skuteczność piechoty w walce i nie jest bez wpływu na ponoszone straty w walce. WP IIRP było w takim, a nie innym stanie z wielu powodów i wielu zaniedbań, ale oczywiście też z braku kasy na sprzęt i formacje artylerii, pancerne i lotnictwa. Kwestia słabości piechoty niskich szczebli to tylko jeden element tej całej układanki. A teraz nieco współcześniej... Nie wiem co tam u Was wymyślili - ale strzelania nr 2 wykonywało się krótkimi seriami (nie było albo, albo). Faktycznie było 20 naboi i każdy z 3 celi ostrzeliwało się z innego stanowiska i postawy. Jancet to nic osobistego - bo zresztą w dyskusjach na tym forum wyraźnie kiedyś napisałem o tym, że akurat jedyne "bażanty", z którymi szło się porozumieć i którzy do czegoś się nadawali to byli ci po studiach inżynierskich. Reszta zasady to była jedna wielka pomyłka... choć oczywiście to uogólnienie i trafiały się jednostki wyłamujące się z tego standardu (w obie strony zresztą). Niestety stanowili mniejszość masie SPR - stąd taka, a nie inna opinia zawodowych o tym rodzaju służby i ludziach do niej powoływanych. Sam pomysł był chybiony - bo zakładał wyszkolenie oficera rezerwy w czasie takim jaki wówczas przeznaczano na wyszkolenie szeregowego (SMS - 5 mies.szkolenia) czy kaprala (SP - 6 mies. szkolenia) do czego dodawano kolejne pół roku w jednostce po którym to dopiero uznawano żołnierza za w pełni wyszkolonego. To się nie miało prawa udać - poza jedną sytuacją: powołanego inżyniera z docelowym przeznaczeniem na stanowisko tyłowe, zbieżnie z jego wykształceniem (pomijam medycynę bo tutaj było OK). Do tego dochodziła kwestia postaw powołanych do SPR, którzy sami sobie robili "pod górę" - nie potrafiąc się zresztą porozumieć z żadną inną grupą żołnierską. W praktyce wykonywali większość czynności gorzej niż żołnierze z.s.w, a więc zwykle nie widząc sensu w SPR po prostu sobie odpuszczano i im też odpuszczano upraszczając wszystko niemiłosiernie. Dodatkowo dochodziło dziwne zjawisko, że większość "bażantów" znacznie gorzej radziło sobie z czynnościami manualnymi niż "zwykły szwej", procent "robienia sobie krzywdy" był momentami zadziwiający. Dostał PM-63 to sobie oko podbił, poszedł na taktykę to się o cokolwiek pokaleczył, a i procent niezamierzonych strzałów był w SPR dziwnie wysoki. Zdarzały się im różne wypadki i głupoty - na które "szwej po podstawówce" by nie wpadł. Przyjęty system SPR był chybiony, a skutek mizerny - co więc się dziwisz, że zawodowi mieli takie, a nie inne podejście. Często podchorąży na praktyce w jednostce nie robił nic, bo działał na zasadzie tych "dwóch kulek" (czyli jedną zgubił, a druga zepsuł) - a mało kto w ogóle ich chciał dostać do czegokolwiek, bo wolał co bardziej rozgarniętego żołnierza z.s.w. Nieliczni "kumaci" (zwykle inżynierowie po "polibudach") nie byli w stanie zatrzeć ogólnego kiepskiego obrazu "bażanta". A tak wracając do tematu to skoro wspomniałeś o "egzaminie oficerskim" to jak wyobrażasz sobie sprawność dowodzenia prawie 20 osobową drużyną czy ponad 60 osobowym plutonem? Bo ja kiepsko... a nawet próbowałem, bo trafiały się sytuacje gdy trzeba było zrobić szkolenie taktyczne dwóch plutonów, przy braku dowódcy drugiego i konieczności skomasowania ludzi w jednym dużym (nawet przy podwójnej w tym momencie liczbie podoficerów). Rację mieli ci oficerowie WP IIRP, którzy twierdzili (w latach 1927-30), że drużyna jest formacją prostą i ma wykonywać proste zadania, bez nadmiernej komplikacji - bo gdy do niej dochodzi to sprawdza się to tylko na poligonie (gdzie wszystko jest z góry ustalone). System można komplikować, pododdziały rozbudowywać, komplikować ich zadania, ale sprawdzi się to tylko na ćwiczenia w czasie pokoju, w realnej walce to "wyjdzie bokiem". Dlatego jedni przed wojną, a inni w jej trakcie (po złych doświadczeniach ze zbyt dużymi, ale oczywiście nie 19-osobowymi, bo to anomalia) doszli do wniosku, że drużyna to 10 żołnierzy pod dowództwem młodszego podoficera, która ma za zadanie wykonywać proste (w sensie niezłożone) zadania. W przypadku gdy chce się koniecznie zwiększać liczbę ludzi to można zrobić 4 drużyny (ale nie więcej niż te 45 osób w plutonie - bo dowódca "nie ogarnie") lub inaczej zwiększyć liczbę plutonów do 4 lub kompanii do 4.
-
A co tutaj jest niezrozumiałe? Jeśli nie zmienisz liczby środków ogniowych (rkm, lkm, ckm czy moździerz) to samo dodanie strzelców w celu rozciągnięcia linii wszerz spowoduje tylko to, że ta obrona będzie słabsza, bo nasycenie środkami ogniowymi (bronią maszynową) będzie mniejsze. Każdy z Twoich środków ogniowych czyli każdy km, będzie musiał bronić szerszego odcinka, zmniejszy się nasycenie ognia, a skutek będzie taki, że choć rozciągniesz linię wszerz, to trudniej będzie ją bronić. Natomiast przy niezmienionej ilości ludzi jeśli dodasz dodatkowe środki ogniowe (rkm-y, lkm-y czy ckm-y) to będziesz mógł faktycznie szerokość obrony zwiększyć, bo odcinki jakie będzie bronił każdy km, nie zwiększą się. Co w tym jest dziwnego. Można to zrobić na przykładzie skrajnym - walki w Afryce, gdzie zastosowano w DAK zasadę organizacyjną polegającą na maksymalnej ilości środków ogniowych przy minimalnej liczbie żołnierzy. Oczywiście osiągnięto w tym momencie przesadę, bo w zasadzie kompania składała się z obsług broni maszynowej i sprzętu artyleryjskiego. Pluton miał 6 km, moździerz 81mm, 2 działa polowe i armatkę ppanc 28mm. Przy minimalnej liczbie ludzi (52 w plutonie) mogli broni dość szerokiego odcinka frontu. Oczywiście w natarciu taka organizacja się sprawdzić nie mogła, ale w warunkach obrony miała w specyficznych warunkach rację bytu. Kuriozalną organizację niskich szczebli piechoty, która była takoż nietypową (może poza Rumunią), co wadliwą na polu walki. Dodatkowo nastąpiło nie tylko zwiększenie liczby strzelców, ale jednoczesne zredukowanie ilości broni maszynowej z 4 rkm do 3 rkm. Czyli nastąpiło coś, co było kierunkiem zupełnie przeciwnym do tego co się działo u potencjalnych przeciwników, którzy siłę ognia zwiększali systematycznie i wyraźnie (zresztą nie tylko u przeciwników - sojusznicy i neutralni też starali się zwiększać siłę ognia, a nie liczbę żołnierzy). Oczywiście jest to jak najbardziej związane z oceną kompetencji osób podejmujących decyzje. Bo zawsze jest tak, że przygotowanie się do wojny polega na analizach i przewidywaniach jak przyszły konflikt będzie wyglądał (z zasady jest odmienny od poprzedniego) i można ocenić kompetencje też po tym czy jego przewidywania są trafne czy nie. Decydentów z lat 30-tych nie były, a innych mających takie same w sumie podstawy tych analiz były trafne czyli w tej dziedzinie ich kompetencje były lepsze, bo ich analizy trafniejsze. Autorzy mogą napisać wszystko... tyle, że nie rozmawiamy o gazetce plotkarskiej, a o czasopismach fachowych wydawanych przez czynniki wojskowe i autorach, którzy (np. w SG, w dowództwach) zajmowali się tą problematyką zawodowo - a ponadto te koncepcje są pewnym obrazem tendencji, które były dyskutowane w ówczesnym WP w większym gronie (napisał pewnie ktoś, kto po prostu miał pewien talent do przelewania tego na papier), czego w tych publikacjach się nie tai. Twierdzisz, że zrozumiałym jest, że decydenci są "krok czy dwa z tyłu", bo rzekomo nie wiedzą co jest trafne, a co nie... Nic bardziej błędnego, to się oczywiście zdarza - ale powody ma zwykle takie same czyli niewłaściwi ludzie, na niewłaściwych stanowiskach. Analizy prowadzące do przewidywania wyglądu przyszłej wojny to nie jest zgadywanka czy loteria - to są właśnie analizy, dostępnych informacji (a z publikacji w tym samym miejscu wyraźnie widać, że te informacje były całkiem ścisłe i często bardzo dokładne - bo tak naprawdę takie rozwiązania nie są tajemnicą, to jest wiedza tak szeroko dostępna, że nie da się jej zataić) i wyciąganie odpowiednich wniosków. Siły ognia nie liczę tak prosto - choć pewne rzeczy upraszczam, bo trudno "książki tu pisać". 1/ Faktycznie siłą ognia broni powtarzalnej okazała się w zasadzie pomijalną wobec siły ognia karabinów maszynowych i innej broni wparcia. 2/ Pisząc o "łatwym celowaniu" z broni powtarzalnej to chyba masz na myśli strzelnicę i strzelanie do nieruchomego celu. Na polu walki tak łatwo nie jest - zresztą nawet na strzelnicy mógłbym Tobie zaaranżować sytuacje gdzie pomimo tego, że nie ma bojowego stresu to skuteczność ognia kb/kbk powtarzalnego jest bardzo mizerna. Zgadnij jakie to będą sytuacje? Ano takie gdzie jak najlepiej odtworzy się warunki pola walki. Już widziałem w takich sytuacjach skuteczność rzędu 1-2 trafień na 10 na niecałe 150m do pełnej sylwetki. A jak dochodzi stres pola walki? Nie wspominając, że rzeczywista sytuacja na przedpolu jest bardziej złożona od tej jaką sobie może zaaranżować nawet przy dobry "operatorze celów" na strzelnicy. To się żołnierz szarpie z zamkiem kb, każde przeładowanie powoduje utratę kontaktu wzrokowego, gubienie celów, cele się poruszają cały czas, trudno w cokolwiek trafić jednym strzałem (a drugi dopiero po przeładowaniu). I tak większość pocisków idzie w niebo lub ziemię. Jest jeszcze jeden ważny aspekt - aby przeciwnika zatrzymać nie trzeba go wystrzelać, bo gdyby tak było to by się ludziska na wojnie szybko wystrzelali i nie byłoby komu walczyć. Liczy się w dużej mierze efekt ognia... ten psychologiczny. A chybiony strzał z kb nie robi takiego wrażenia jak nawet chybiona seria z km-u - żołnierz ostrzeliwany odnosi wrażenie, że następna go trafi i zalega. A w sumie o to chodzi zmusić natarcie do zatrzymania, tego się w większości przypadków nie robi wybijając, tylko skutecznie "strasząc". Tak czy inaczej większość strat poniesionych w czasie walk DWS od broni strzeleckiej to były straty od broni maszynowej, a nie od broni powtarzalnej. I nic w tym dziwnego, bo ruchomy cel znacznie łatwiej trafić z km-u, z kb/kbk powtarzalnego... W sumie zastanowiłbym się których pocisków idzie więcej w ziemię. 3/ Drużyna z samych obsług rkm? Pomijając już tą nietypową niemiecka z DAK bo to pewna anomalia wynikająca z nietypowej sytuacji - to taka drużyna powstała w wyniku doświadczeń wojennych. W USMC (tam gdzie to było najbardziej zbliżone do walki samej piechoty, bo przecież wsparcie cięższym sprzętem w USMC było z konieczności niewielkie) - 13-osobowa drużyna miała z czasem 3 zespoły po 4 żołnierzy, a każdym jeden BAR (czyli dowódca sekcji, celowniczy, pomocnik i jeszcze jeden żołnierz). Tak więc rzucony przez Ciebie zapewne ironicznie pomysł się ziścił. I do tego się sprawdzał w walkach Ale ogólnie 1 rkm na 5 ludzi jak piszesz to wcale atrakcyjna koncepcja... Nie wiem czy wiesz, ale tam gdzie używano BAR-a (czyli czegoś prawie identycznego z rkm wz.28) to w końcu do tego doszło - po dwa w około 10-osobowej drużynie. I nawet utrzymało się to do czasu wprowadzenia karabinków automatycznych. Oczywiście nie można iść w przesadę - siła ognia wzrastała stopniowo, w 1930 wystarczyło niczego nie zmieniać (poza może nadmierną specjalizację funkcji) tylko wymienić CSRG na rkm wz.28 1 za 1, a lkm wz.28 2 za 1 i i tak byłoby lepiej niż było. 52 ludzi z 4 rkm ma większe możliwości niż 57 z 3 takimi samymi rkm (liczę liczbę strzelców w drużynach). A nie pomyliło się Tobie czasem strzelanie przez wyselekcjonowanych i przeszkolonych żołnierzy z broni wyposażonej w celownik optyczny do ważnych celów, ze strzelaniem przez przeciętnie wyszkolonego poborowego (czyli słabo) z kb bez takiego celownika... A wiesz do czego używano tego ognia pojedynczego? Bo chyba nie myślisz, że do strzelania "celnego"? Do maskowania stanowiska km - niczemu innemu to nie służyło. Jakby nie strzelał w ogóle to też "podejrzane", a tak celowniczy udawał strzelca z karabinem czyli coś mało wartego uwagi i skupienia ognia broni maszynowej. A czemu to było przydatne? Bo to właśnie km stanowił o sile drużyny i jego utrata praktycznie pozbawiała drużynę możliwości bojowych. Potem już się nikt nie wygłupiał z tymi przełącznikami - okazały się zbędne w takiej broni... To, że akurat Ciebie tak uczono to wcale nie znaczy, że tak było w całej armii (pewnie w SPR bali się, że sobie krzywdę zrobicie...). Podstawowym rodzajem ognia z kbk AK był ogień krótkimi seriami - głównie strzało się strzelanie nr 2 czyli seriami do ukazujących się celów z dwukrotną zmianą stanowiska. Choć akurat rozsądnie nie zaniedbywano strzelania ogniem pojedynczym "do papieru" w celu nauki strzelania i wykrywania popełnianych błędów (które przy strzelaniu nr 2 już trudno było wychwycić). A te 50 lat później to akurat "zalety" ognia pojedynczego (czyli tzw. "ognia celowanego") to dostrzegano u nas i w Wielkiej Brytanii (oni to sobie nawet w swoim licencyjnym FN FAL zlikwidowali możliwość strzelania seriami, a Argentyńczycy nie)... tylko, że im to okropnie "bokiem" na Falklandach wyszło i zaraz im przeszło. Reszta od dawna uznawała tzw. "ogień powierzchniowy" czyli liczyła się gęstość ognia, a nie zabawa w próbę trafiania ogniem pojedynczym pojedynczych celów co i tak było mało sensowne już kupę lat wcześniej. Ale wracając do meritum - to naprawdę nie widzisz różnicy w skuteczności strzelania nawet ogniem pojedynczym z karabinu automatycznego (samopowtarzalnego) od tego samego za pomocą karabinu powtarzalnego? Odbiję "pałeczkę" - no to jak dasz 25 to będziesz miał jeszcze skuteczniej... Znowu nie widzisz pewnej zależności - broń i amunicja kosztuje, ale żołnierz też kosztuje (umundurowanie, oporządzenie, wyposażenie, wyszkolenie) i to nie jest tak, że rkm+9 i rkm+18 to takie same koszty. Jest prosta zależność - mniej ludzi, to oszczędność dzięki której masz więcej broni. To wygląda mniej więcej tak, że zmniejszając koszty osobowe - możesz zwiększyć liczbę broni. Ponadto jest jeden ważny aspekt - dowodzenie. Nie da się sprawnie dowodzić za pomocą jednego dowódcy większą ilością niż 13 ludzi (optymalnie to 10 i dlatego w wyniku doświadczeń tak się ukształtowały drużyny) - a gorsza sprawność dowodzenia to większe straty i mniejsza skuteczność. I znowu część do tego doszła na długo przed wojną, a niektórym trzeba było "tyłek przetrzepać" aby się zreflektowali... no oczywiście część nie miała takiej szansy bo po miesiącu ich armia przestała istnieć. Podstawowym problemem marnych dowódców jest wyobrażenie sobie, że przyszła wojna będzie wyglądała tak jak ta przeszła... a potem się budzą z "ręką w nocniku" - tyle, że zwykle to nie oni ponoszą konsekwencji swojej głupoty. Jest różnica pomiędzy tym co się komuś wydaje, a tym co jest faktycznie pożądane. jak w tym dowcipie z egzaminem - pan zdał, a pani się zdawało... A skoro jak twierdzisz ta wielka, przerośnięta drużyna miała taki sens - to powiedz czemu praktycznie nikt na takie rozwiązanie nie wpadł (poza Rumunami - no tylko mi Włochów nie wyciągaj, bo walka półplutonami to inny rodzaj taktyki plutonu) i zdecydowana większość miała normalne drużyny czyli zawierające się w przedziale 8-13 ludzi? Jakoś dziwnie nikt nie dostrzegł tego "przebłysku geniuszu" w stworzeniu drużyny liczącej prawie 20 osób...
-
Tzn. konkretnie co? Problem w tym, że akurat to broniący się może efektywnie wykorzystać ciężkie karabiny maszynowe, atakujący tylko w ograniczonym zakresie. Podstawa to mieć czym wesprzeć natarcie - tutaj sprawdzają się rkm, lkm (działające w pobliżu szyku atakującej piechoty) albo broń stromotorowa. I co uważasz, że ckm na taczankach nadawały się do użyci w natarciu? Jak blisko masz zamiar tą taczanką podjechać? Ckm umieszczony na taczance pozwalał na szybkie przemieszczenie go do zagrożonego odcinka (w odróżnieniu od tych, które były na biedkach), ale już sama walka za pomocą tego ckm odbywała się po zdjęciu broni z wozu. Przemieszczanie w walce ckm odbywało się ręcznie przez obsługę. Tylko trzeba było odłączyć taśmę, zdjąć karabin z podstawy, przenieść go, potem ponownie połączyć z podstawą (a przedtem jeszcze ustawić odpowiednio jej nogi), podpiąć taśmę, przeładować i dopiero można było ustawić podstawę. Tego nie dało się zrobić w tempie nacierającej piechoty (stąd czasem górą były ckm na kołach, zawsze można było pociągnąć przez 2 ludzi - choć ogólnie taka podstawa była mniej uniwersalna i cięższa). To można było zrobić z M1919A4 i lekką podstawą, gdzie połączenie polegał na włożeniu elementu mocującego w otwór, a samej podstawy nie trzeba było składać do przeniesiena (nie była duża i ważyła 6,5kg). Oczywiście można było przenieść zmontowany ckm siłami obsługi, ale bynajmniej nie szybko, a taka skupiona grupka, która nie może się kryć przy tej czynności - był łatwa do zlikwidowania. A przy okazji - jak chcesz używać ckm w natarciu na 300-2000m? Strzelanie na takie odległości to raczej w działaniach obronnych.
-
Oczywiście, że jest do obrony - strzelec dysponował karabinem powtarzalnym, którego efektywność na rzeczywistym polu walki jest znikoma w stosunku do efektywności broni maszynowej i oczywiście innych środków ogniowych batalionu np. moździerzy. W zasadzie ogień paru karabinów powtarzalnych jest pomijalny przy rozpatrywaniu siły ognia wynikającej z broni maszynowej. No i co z tego, że batalion ma 12 ckm? Przeciwnik też ma i to albo potencjalni przeciwnicy mieli więcej (ZSRR - 18 w batalionie, przy najpierw równej liczbie rkm, a potem większej bo po 4 w plutonie, albo przynajmniej tyle samo. Nie wspominając, że jeden przeciwnik miał ukm-y co zupełnie zmienia postać rzeczy. Ponadto w natarciu to akurat typowe ckm niewiele pomogą, nie będą się odpowiednio szybko przemieszczały za atakującymi, nie będzie można ich używać do wsparcia poruszającej się piechoty w większości przypadków. Takie możliwości daje rkm i lkm (oczywiście też, a przede wszystkim ukm). Zależą o tyle, że w przypadku mniejszej liczebnie drużyny zwiększa się nasycenie bronią maszynową. Natomiast zwiększenie liczebności strzelców z kb przy nie zmienionej ilości środków ogniowych (a w przypadku WP IIRP w 1930 nastąpiło zmniejszenie z 4 na 3 rkm w plutonie, przy jeszcze jego liczebnym wzroście) nic sensownego nie daje. Zwiększyła się szerokość atakującej tyraliery, ale ilość środków ogniowych (rkm, ckm, moździerzy) nie uległa zmianie - czyli jeżeli zwiększa się pas natarcia, to nasycenie środkami ogniowymi spada. Oczywiście można zagęścić ludzi, ale tylko łatwiej ich będzie wystrzelać. Nie ma żadnego zysku ze zwiększenia liczby żołnierzy bez zwiększenia liczby środków ogniowych - działanie z 1930 czyli zamiana systemu z 4 x 13 na 3 x 19 było po prostu głupotą. Po prostu nie ma najmniejszego sensu zwiększać ilości żołnierzy w drużynach ponad 13, a i to nawet w praktyce okazało się zbyt dużą liczbą i szybko to redukowano. Optymalną liczbą okazało się około 10, tylu jest w stanie wesprzeć ogniem 1 rkm i taką ilością ludzi sprawnie się dowodzi. Zresztą dyskusja robi się jałowa - bo nie ma co teoretyzować. Praktyczne działania wojenne wyraźnie wykazało, które rozwiązania organizacyjne tworzone w latach 30-tych okazały się trafne, a które nie - czyli kto przewidywał trafnie, a kto był w błędzie. W IIRP mieli rację ci co postulowali mniejsze liczebnie drużyny i więcej broni maszynowej, a zwolennicy dużej liczby strzelców z kb byli całkowicie w błędzie. Nie ma lepszego dowodu jak praktyka wojenna, a ta pokazała, że zbyt liczne drużyny czyli ponad 12-13 ludzi są niepraktyczne, nie sprawdzają się w walce itd. Jakich trzeba lepszych dowodów jak fakt, że coś zostało skompromitowane na rzeczywistym polu walki? PS. Jancet - a propos rezerw broni maszynowej (i tych nieszczęsnych lkm wz.08/15) to w rezerwie było jeszcze kilka tysięcy rkm wz.28. Około 6 tys. zdobyła ACz w jakimś wycofującym się transporcie kolejowym.
-
No to poproszę o wyliczenie gdzie rozdysponowano te 7444 szt. lkm wz.08/15, które pozostały w WP IIRP po wycofaniu 1800 szt. broni najbardziej zużytej. Bo ja nijak tego nie widzę... Druga kwestia jak się nie ma sprzętu to tworzenie nadmiernej ilości jednostek "rezerwowych" itd. też w sumie trochę mija się z celem. I tak nic to nie da - jedyny skutek zwiększenie strat. Niestety nie zgadzamy na "znacząco wyższą", nawet na wyższą - co najwyżej na taką samą: 1/ Przed 1931 - batalion niemiecki posiadał 12 ckm, a w 3 kompaniach były po 3 plutony, które miały po 5 8-osobowych sekcji, z tego dwie były sekcjami lkm. Czyli na kompanię przypadało 6 lkm i 4 ckm z batalionu. 2/ Po 1931 - batalion niemiecki posiadał dalej 12 ckm, a w 3 kompaniach były po 3 plutony, które miały po 3 13-osobowe drużyny w każdej był rkm (przejściowo część miała oczywiście jeszcze lkm). Czyli w kompanii było 9 rkm oraz 4 ckm z batalionu. Kompania WP IIRP miała 9 rkm i 4 ckm przydzielone z batalionu (kompania ckm podobnie jak niemiecka miała 12 ckm) czyli siła ognia broni maszynowej był porównywalna. Bo MG.13 i rkm wz.28 miały szybkostrzelność praktyczną podobną, a ckm wz.30 i MG.08 również. Natomiast w przypadku okresu z czasów gdy w plutonach RH były lkm to nie można mówić, że pluton/kompania WP IIRP miała przewagę siły ognia. Bo akurat siła ognia 2 lkm MG.08/15 jest większa od 3 rkm wz.28. Oczywiście w działania zaczepnych wygodniejsze jest mieś te 3 rkm, ale w obronie to już wygrywa pluton z dwoma lkm, bo jeden lkm to szybkostrzelność praktyczna ponad 200 strz./min., a rkm wz.28 około 80 strz./min. (mam na myśli te realne, a nie te bzdety z instrukcji o broni dot. rkm i lkm z 1932 - bo tamte dane są kancelaryjnego sufitu u jakiegoś gryzipiórka sztabowego. Ale w jaki sposób zwiększasz tą swoją "ruchliwość"? Zwiększasz ją poprzez zmniejszenie siły ognia - to jaki masz pożytek z tej "ruchliwości"? Praktycznie żaden, bo Twoich żołnierzy łatwiej jest wystrzelać, co z tego że są ruchliwi jak nie posiadają siły ognia? Będą walczyć "na obelgi"? Lekki ckm systemu Browning to by wyszło pewnie coś koło 22kg (M1919A4 - miał nieco ponad 14kg, a lekka podstawa M2 około 6,5kg. Lekki ckm wz.30 wyszedłby nieco więcej (z racji dłuższej lufy - zakładam zachowanie jej długości w k.m.k.s.), ale w sumie to byłoby jakieś 22kg. Podobnie jak lkm wz.08/15 - tyle, że tam w dwóch elementach. Owszem łatwiej to przemieszczać w polu, ale z drugiej strony to musi być dwóch ludzi, którzy muszą elementy rozdzielić, a potem połączyć... oczywiście widzę wyższość M1919A4 na podstawie M2, nad MG.08/15 ale bez przesady. Głowna przewaga jest taka, że M1919A4 na M2 jednak celniej strzela niż MG.08/15 na dwójnogu, a i przed walką nie potrzebuje przygotowania (woda), a po walce szybciej się go wyczyści. A czy ty zdajesz sobie sprawę w ogóle z rzędu kwot o jakich mówimy? Zdajesz sobie sprawę ile było trzeba na sukcesywne zastąpienie tych wstawionych na szczeble kompanii 2 lkm wz. 08/15 lekką wersją ckm wz.30 i jak te kwoty mają się do kosztów w lotnictwie? Jeden P.37 Łoś to około 600 tys.(o kosztach eksploatacji nie mówię - tylko "goły" samolot z fabryki), a jeden lekki ckm wz.30 (kmks) wyszedłby może za 1800zł, a może i mniej (nieco tańszy karabin i dużo tańsza podstawa) Rozmawiamy o kwotach, które można sobie zaoszczędzić na przysłowiowych "gaciach" dla nadliczbowych żołnierzach i na żarciu tych co ich nie trzeba by było do armii powoływać. Kwoty dotyczące broni strzeleckiej w budżecie armii to naprawdę coś mało znaczącego. Braki w broni maszynowej nie wynikały z braku kasy na takową (a proces jej dostarczania to przecież parę lat, to się rozbija na kilka budżetów) - tylko takich, a nie innych założeń organizacyjnych i taktycznych (jak się okazało całkowicie błędnych). A jak "upilnujesz" to co im zrobisz? Ochrzanisz ich czy postraszysz powtarzalnym karabinem? Wybacz Jancecie, ale chyba masz całkowicie błędne pojęcie o taktyce działań obronnych. Obrony nie prowadzi się rozstawiając żołnierzy co kilka-kilkanaście metrów - obronę prowadzi się w oparciu o punkty oporu, których trzonem i siłą jest broń maszynowa. Nie wiem skąd sobie wymyśliłeś, że robisz 174 stanowiska co 5-6m? Czy Tobie się naprawdę wydaje, że obrona polega na rozstawieniu kompanii na szerokość kilometra? A rozstaw sobie - to ja wezmę ze dwa plutony i złoję "ci skórę", jak będę chciał i kiedy będę chciał. Nawet nie będę do tego potrzebował przewagi 3 do 1 jaką się z zasady przyjmowało dla wykonania skutecznego natarcia w danym miejscu. Czy naprawdę się Tobie wydaje, że front o szerokości iluś tam kilometrów to linia żołnierzy do 5-6m (a w nocy co 15-18m). Wg Ciebie front wyglądał jak linia żołnierzy? Nie wierzę... Po raz kolejny - tworzy się punkty oporu, które wzajemnie osłaniają się ogniem (pokrywanie się sektorów ognia). Stworzysz ich skutecznie tyle ile masz luf broni maszynowej - jak ma 9rkm i 4ckm to możesz ich sobie robić 13, a jak masz 9 rkm, 2 lkm i 4 ckm to zrobisz ich 15, przy czym 6 będzie miało broń o dużej wydajności ogniowej. Oczywiście to uproszczenie bo to nie jest tak, że jedna lufa = jeden punkt ogniowy, to zależy od sytuacji, terenu, przeszkód itd. Zwiększając liczbę strzelców nijak nie zwiększasz możliwości obronnych pododdziału. Nie możesz dzięki takiemu zabiegowi zwiększyć szerokości pasa obrony. Możesz to zrobić tylko poprzez przydzielenie większej ilości środków ogniowych. Wtedy jesteś w stanie stworzyć więcej punktów oporu, które wzajemnie się ubezpieczają ogniem - a więc możesz nieco zwiększyć szerokość pasa obrony w stosunku do pododdziału z mniejszą ilością środków ogniowych. Zwiększenie ilości żołnierzy teoretycznie zwiększa siłę szturmu (szturmu, a nie natarcia), ale tylko teoretycznie, bo "niezmiękczona ogniem" obrona po prostu łatwiej ci tych szturmujących wystrzela. No wiec robisz ich więcej bo masz nadzieję (jak ci z WP IIRP), że większą liczbę trudniej będzie skutecznie wystrzelać, ale skoro nie mają odpowiedniego wsparcia to ich łatwiej wystrzelać i koło się zamyka. Lepiej inwestować w środki ogniowe niż "w żywca" - skuteczniej. Dlatego duże drużyny zostały natychmiast zweryfikowane w realnych działaniach bojowych, choć pewnie wcześniej na różnych ćwiczeniach się to sprawdzało - bo tam strzelało się "ślepakami" i tylko "umawiano się" ilu będzie wyeliminowanych z walki. Na wojnie jednak przeciwnik nie chciał się trzymać założeń z poligonów - to wojna, ta realna dobitnie dowiodła, że nadmiernie liczebne i słabo uzbrojone drużyny to bzdura rodem z pokojowej teorii (i to jeszcze takiej bardzie papierowo-kancelaryjnej). Przykładów jest wystarczająco dużo - drużyna 19-osobowa był totalną bzdurą, nawet te nieco mniejsze się całkowicie nie sprawdziły i tam gdzie długotrwałość działań dał szansę natychmiast, na skutek doświadczeń je zmniejszano. Niestety Jancecie - organizacja niskich szczebli piechoty WP IIRP nie da się obronić (nawet nie wiem w jakim celu próbować to robić?), przede wszystkim dlatego, że realne działania bojowe wykazały, że nadmiernie liczebne drużyny to błąd i nie mają szans na skuteczną walkę (tyle, że jedni to przewidzieli, a inni byli "mądrzy po szkodzie). Zasada "nas ludzi mnogo" się trudno sprawdza na polu walki, a nawet armia, która często z konieczności się tym kierowała to dbała, aby ci ludzie mieli z czego strzelać (i nie był to powtarzalny karabin), w przypadkach skrajnych gdy na przełomie 1942/43 musieli nadrabiać liczebnością piechoty to zapakowali do plutonu po 6 rkm (04/550).
-
Jednak "lufa, lufie nierówna" - posiadanie ukm w znaczący sposób podnosiło siłę ognia pododdziałów, co już wyjaśniłem chyba dość jasno. Oczywiście nie przewidziano pojawienia się ukm, nie tylko u nas - w zasadzie wszędzie. Tylko Niemcy je wprowadzili do uzbrojenia. Tutaj nijakiego zarzutu nie stawiam WP IIRP. Jednak inne armie gdzie nie było porównywalnej broni radziły sobie z tym w taki sposób, że zwiększały liczbę posiadanej broni maszynowej. W różny sposób - będący w podobnej sytuacji Amerykanie (BAR i M1917 to w zasadzie to samo co rkm wz.28 i ckm wz.30) wprowadzili lekką odmianę ckm do kompanii, Brytyjczycy po prostu zwiększyli nasycenie rkm-ami do poziomu 1 Bren na 8 ludzi (takie mieli drużyny w 1939-40) inni wprowadzali po 4 rkm w plutonie i wstawiali dodatkowe ckm do kompanii. ACz jak się dobitnie przekonała na własnej skórze, o przewadze siły ognia niemieckiej broni maszynowej (choć oni mieli po 4 rkm w plutonie, 2 ckm w kompanii i kolejnych 12 ckm w batalionie) to rozpaczliwie usiłowali to nadrobić pakując do plutonu po 6 rkm (2 drużyny po 1 i 2 po 2 rkm) - tyle, że przecenili swoje możliwości produkcji i musieli po pół roku wrócić do 4. Wykorzystanie posiadanych lkm w WP IIRP oraz stworzenie nieco wcześniej na ich zastąpienie lekkich odmian ckm wz.30 (a nie dopiero kombinowanie tuż przed wojną) oczywiście nie wyrównałoby siły ognia, ale jak sam napisałeś "trochę by to wyrównało". Szczególnie, że WP prowadziło walki obronne, gdzie siła ognia broni maszynowej nie była pomijalną. Wybacz, ale Wizna jest bardzo zmitologizowana, a Westerplatte to już kompletnie zły przykład. Tam to przede wszystkim wystąpiła sytuacja, że kompania niemiecka (przywieziona na S-H) oraz oddziały Heimwehry (co by nie mówić nie było to wojsko "I kategorii") po prostu się nacięły. Spodziewali się zastać pluton wartowniczy (bo oficjalnie tyle powinno tam być), a zastali coś w rodzaju kompanii fortecznej i to uzbrojonej w ciężką broń maszynową na poziomie 2 kompanii ckm bo po stronie polskiej było 19 ckm, 6 lkm oraz 18 rkm (rkm tyle co w 2 kompaniach piechoty) i to jeszcze na umocnionych pozycjach. Oczywiście w dużej mierze sami sobie winni, bo w obecnie publikowanych materiałach jest schemat bardzo dobrze rozpoznanych obiektów przez Abwehrę... tylko, że to jakoś nie trafiło gdzie trzeba i taki schemat będący w dyspozycji atakujących to coś śmiesznego i kompletne niedoszacowanie przeciwnika. Zresztą Westerplatte jest akurat świetnym przykładem na ogromną rolę broni maszynowej w walce piechoty, szczególnie w obronie, w tamtych czasach. A co do tej propagandy to masz dużo racji. Przez lata PRL wbijano do głowy, że polska armia była dobra "na niskich szczeblach", natomiast zawiódł rząd i dowództwo (wszak walczący na tym dole "robotnik, chłop i inteligent pracujący" miał być dobry, a tylko "sanacja" zła i zdradziecka) oraz oczywiście do tego karmiono mitem o "zdradzie sojuszników". Miało to oczywiście swój cel, bo w sprytny (wbrew pozorom propagandy nie tworzyli idioci, często byli w tym lepsi niż dzisiejsi propagandziści) sposób wykorzystywało choćby typową dla Polaków megalomanię. Wiele mitów o rzekomych "sukcesach" w 1939 to paradoksalnie wytwór PRL-owskiej propagandy. Do tego tak sprytnie wbitych do głowy, że do dzisiaj ludziska reprezentujący poglądy skrajnie przeciwne się na nie powołują (często ku uciesze oponentów). Przecież nie twierdzę, że lepsza broń maszynowa i organizacja niższych szczebli piechoty zmieniłaby losy tej klęski. Natomiast w wielu miejscach przyczyniłaby się do zmniejszenia strat polskiej piechoty - sam oceń czy warto do tego dążyć czy nie. Ale fakt ludzi (z kb) mieli dużo to w sumie mogli nie oszczędzać. Sądzę, że jesteś w błędzie. Co prawda faktycznie nie ma szacunków z września 1939, ale w dalszej fazie wojny w różnych armiach takie szacunki się pojawiały (musiałbym poszukać - kiedyś dyskutowaliśmy o tym na DWS i podano sporo cytatów z takowych). Wynika z nich, że straty spowodowane ogniem broni strzeleckiej to było wtedy jakieś 1/3-1/4 strat. Większość powodowała faktycznie artyleria wszelkiej maści i kalibrów (w tym czołgowa). Przy czym jednak ten stosunek strat na korzyść artylerii przesuwał się w toku wojny, wraz ze zwiększaniem jej nasycenia (choćby moździerzy w pododdziałach). Można więc przyjąć, że w 1939 to jednak ta 1/3 to były straty od broni strzeleckiej, przy czym z powodów oczywistych zdecydowana większość z tego to broń maszynowa. Nie było to coś pomijalnego - zresztą najlepszym dowodem na jej znaczenie w walce było zwiększanie jej liczby i siły ognia w różnych armiach. Bo chyba nie stwierdzisz, że byli oni w błędzie?
-
Mnie się to zdarzało wielokrotnie i w czasie o wiele krótszym niż 24 godziny. Nie demonizowałbym więc zanadto pewnego, niewielkiego wzrostu obciążenia - szczególnie jeżeli miało by to spory pływ na wzrost możliwości bojowych. I oczywiście trzeba zdać sobie sprawę, że w tej dyskusji nie chodzi o zmianę przebiegu wojny, choć na wartość armii składa się wiele małych elementów, które osobno o niczym nie rozstrzygają - ale są pewnym "trybikiem maszyny", których wartość nie jest bez znaczenia. No akurat musiałbyś sprecyzować pojęcie "trochę". Bo dla mnie to "trochę" to jest wartość w przypadku porównania Brena z BAR-em czy ckm Browninga z ckm Maxim/Vickers. Natomiast w przypadku niemieckiej broni maszynowej nie ma "trochę" - jest "dużo". Już przez sam fakt posiadania uniwersalnych karabinów maszynowych, które powodowały że w wielu sytuacjach taktycznych można "dodawać lufy" broni pełniącej rolę rkm i ckm. To jest zupełnie inna jakość - np. fakt, że broń pełniąca rolę rkm może strzelać praktycznie tak samo intensywnie jak ta pełniąca rolę ckm. I odwrotnie ta pełniąca rolę ckm praktycznie zawsze może brać udział w walce, nadążać za zmienną sytuacją, być gotową do walki nawet w sytuacji zaskoczenia. Niemiecki dowódca kompanii mając (w zależności od tego w jakiej to było dywizji) 9 rkm, 2 ckm oraz 2-3 przydzielone ckm lub mając 9 rkm i 4 przydzielone ckm mógł wykorzystać zawsze 13-14 luf broni maszynowej, z podobną intensywnością - bo tak naprawdę miał 13-14 ukm i 4-5 podstaw trójnożnych. Natomiast dowódca kompanii, w której były typowe rkm i ckm w wielu sytuacjach nie mógł użyć ckm (bo były mało mobilne, wymagały czasu by przygotować je do walki itd.), a w obronie musiał bazować głownie na samych ckm, bo jego rkm miały niewielką szybkostrzelność praktyczną. Zastosowanie ukm zamiast rkm i ckm nie kwalifikuje się pod "trochę" - akurat w przypadku niemieckiej broni maszynowej trzeba zauważyć zupełnie inną jakość broni maszynowej i duży skok skuteczności takiej broni na polu walki. Nie zmieniłoby przebiegu przegranej wojny... natomiast odpowiednia ilość broni maszynowej mogłaby i wpłynęłaby na zmniejszenie strat polskiej piechoty, które były bardzo duże - m.in. ze względu na słabość broni maszynowej. Nigdzie nie twierdzę, że miałyby jakąś "moc sprawczą" zmiany przebiegu wojny. Natomiast akurat w działaniach obronnych (a takie WP w zasadzie mogło tylko prowadzić wobec potencjalnych przeciwników), zapewne utrudniłyby działanie piechoty przeciwnika, wpłynęłyby na zmniejszenie strat piechoty własnej. Uzbrojenia i właściwej organizacji piechoty nie można jednak bagatelizować i sugerować, że jest to bez znaczenia lub ma znaczenie niewielkie. To jednak piechota była główną siłą bojową okresu DWS, szczególnie w jej pierwszej części i to właśnie piechota powodowała największe straty przeciwnika. Była oczywiście tylko jednym z elementów "maszyny", ale bynajmniej nie mało ważnym. Dlatego zresztą armie poszukiwały najlepszych rozwiązań organizacyjnych, poszukiwały skuteczniejszej broni strzeleckiej i jednym to wyszło lepiej, innym gorzej, a niektórym (jak WP) całkiem źle. Podejście na zasadzie - mamy duże możliwości mobilizacyjne w sile żywej, to uzbrojmy jak największą liczbę ludzi w jak najprostszy sprzęt (karabin powtarzalny) z wiarą w to, że za pomocą dużej liczby strzelców z kb osiągnie się sukces było całkowicie błędnym podejściem. Piechocie WP IIRP brakowało siły ogniowej - oczywiście brakowało artylerii itd. (nie przeczę jej roli - wprost przeciwnie), ale brak odpowiedniej liczby broni maszynowej nie był bez znaczenia dla ponoszonych strat i dla możliwości obronnych. PS. Kwestię artylerii, broni pancernej, logistyki i łączności pomijam, bo jak nadmieniłem wcześniej to temat o kompanii piechoty. Jeśli chcemy porównać uzbrojenie i możliwości oddziałów i związków taktycznych w poszczególnych latach to zróbmy to może jednak w innym, odrębnym temacie
-
Tyle, że to nie był sposób salutowania w armii (Wehrmachcie) - to był salut "partyjny" (NSDAP), stosowany w wojsku przez większość czasu tylko w formacjach SS. Dopiero w 1944, po zamachu na Hitlera wprowadzono go jako obowiązujący w całych siłach zbrojnych III Rzeszy. Przedtem żołnierze WH salutowali w sposób jak najbardziej "klasyczny".
-
Sprawność fizyczna w wojsku
Razorblade1967 odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
No ale taki to już system armii poborowej - wciela ludzi, którzy kompletnie nie mają motywacji do służby i często żadnych predyspozycji ku temu. W każdej armii i w każdym systemie tak będzie... z niewolnika (a zmuszony do służby niczym innym nie jest - armia poborowa to ograniczenie wolności połączone ze zmuszaniem do robienia czegoś co ma się w 4 literach) nie ma dobrego pracownika - to stara prawda, której trudno nie oddać racji. Służba zasadnicza - jako system była bez sensu. Szkolenie kogoś kto nie ma nawet najmniejszej motywacji do służby to "walka z wiatrakami" - oczywiście można takiego człowieka zmusić do wielu rzeczy (metodą "kija i marchewki"), wymusić osiągnięcie jakiś umiejętności, wymusić wykonanie pewnych nawet upierdliwych czynności itd. - ale przy braku wewnętrznej motywacji do służby to wszystko i tak psu w... pod ogon. Nawet przy dużym wysiłku szkoleniowym efekt mizerny. Owszem dawało się coś osiągnąć w niektórych elementach szkolenia - np. takich, które wykorzystywały to, że facet nigdy nie przestaje być dzieckiem czyli nie było oporu materii przy szkoleniu strzeleckim czy jeśli ciekawie zorganizowało się szkolenie taktyczne, ale SF było generalne odbierane jako upierdliwość, jedyny co nie budziło wielkiego oporu materii to był OSF - jako ciekawostka niespotykana w cywilu... A jeśli się zachowały to są guzik warte - papier przyjmuje wszystko (dotyczy nie tylko armii z czasów PRL). Dokumentacja szkoleniowa to często były "bajki z mchu i paproci" i to bynajmniej nie na skutek złej woli czy leserstwa szkolących... po prostu często wymagano czegoś, czego nie dało się zrobić (bez środków, bez czasu itd.). Rzeczywisty stan sprawności... jakieś 20 lat i 40 kilo temu (już "za trepa") robiłem OSF w czasie około minuty (choć rekordziści w około 50 sekund), większość moich żołnierzy mieściła się w 1.10-1.20, przebiegałem 3km w pełnym oporządzeniu i z km PK w ręku poniżej 15 minut (to był mój "koronny numer" - brałem od celowniczego PK i "pluton za mną biegiem marsz" - a zawsze w polu miałem oporządzenie "jak szwej") - siłą rzeczy mój pluton mieścił się w tym samym czasie (spróbowali by inaczej). Choć nigdy nie miałem żadnej "odznaki" bo te zabawy w blaszki mnie nigdy nie interesowały (podobnie jak większości ludzi z pododdziałów - czyli tam gdzie się miało na stanie "ludzi i sprzęt", a nie "terminarz i referentkę"), ani nie "podniecały". Podobnie jak nie miałem nijakiej "odznaki strzeleckiej" - choć strzelając na długo przed wojskiem (jeszcze w cywilu w klubie sportowym - zaczynałem w podstawówce) to normy na tą "blaszkę" były dla mnie śmieszne... Sam stan sprawności fizycznej w PRL-owskim wojsku wcale nie był taki zły. W większości jednostek były utrzymywane w sprawności OSF-y (na których się regularnie ćwiczyło wojsko), podupadały (nieremontowane) dopiero w latach 90-tych, aż do stanu gdy puszczenie tam żołnierzy (około roku 2000) stawało się już po prostu niebezpieczne. -
Sprawność fizyczna w wojsku
Razorblade1967 odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Tylko, że akurat kwestie tych różnych oznak WOS kombinowanych "na sztukę" i "dla picu" mają niewiele wspólnego z oceną poziomu sprawności fizycznej w armii. Zresztą podobnie jak "odznaki strzeleckie" nie miały wiele wspólnego z poziomem wyszkolenia strzeleckiego. W tym wszystkim chodziło o "odznakę", a nie o wyszkolenie - co zabawniejsze najwięcej tych zdobyczy było tam, gdzie akurat typowo ogólnowojskowe szkolenie stała na poziomie niewielkim. "Podniecali się" nimi najczęściej sztabowcy, a tym którzy mogli je zdobyć bez problemu i bez kombinacji akurat zwykle na nich najmniej zależało... -
Sprawność fizyczna w wojsku
Razorblade1967 odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
I sądzisz, że to była specyfika armii doby PRL? W błędzie jesteś - ten stan po PRL jeszcze mocno się pogłębił, dopiero w latach 90-tych i później można było zobaczyć prawdziwą "sztukę". Potem już nawet nikt tego nie ukrywał... system szkolenie w armii "ludowej" był jaki był, tylko że później był już tylko coraz gorszy. -
Sprawność fizyczna w wojsku
Razorblade1967 odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Fikcyjne to były "teoretyczne wymogi sprawności fizycznej" (te wynikają z norm i programów szkolenia), praktyczne nie były fikcją - bo to były takie jakie były faktycznie wymagane i pożądane do wykonywania zadań, które wykonywało się w praktyce (faktycznie) w codziennej służbie. W teorii wymagano prawie identycznej sprawności fizycznej w "zmechu", jak i np. logistyce czy służbach technicznych (różnice norm były niewielkie), w praktyce szkolono w tej materii na takim poziomie jaki był faktycznie potrzebny czyli niektórych prawie wcale, bo ich służba nie wymagała sprawności fizycznej tylko np. intelektualną (choćby przy obsłudze sprzętu technicznego). Natomiast np. w "zmechu" to szkolenie fizyczne akurat było dość wymagające (rzeczywiście, a nie na papierze), bez porównania do tego co się odbywało faktycznie w jednostkach np. techniczno-gospodarczych czy choćby w radiolokacji itd. -
Sprawność fizyczna w wojsku
Razorblade1967 odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ale ja nie pisałem o przydziałach, ale odpowiadałem ściśle na pytanie... ... a konkretnie na jego drugą część. Istniały różnice w szkoleniu fizycznym żołnierzy w różnych specjalnościach. Inaczej do tego podchodzono w "zmechu", a inaczej w wojskach radiotechnicznych na ten przykład. Z racji po prostu innych potrzeb i zadań. Akurat w kwestii szkolenia fizycznego to swoboda szkoleniowa była dość spora... program szkolenia określał to w zasadzie tylko w zarysach - to w praktyce występowały spore różnice szkoleniowe, a co za tym idzie różnice w sprawności fizycznej żołnierzy. -
Sprawność fizyczna w wojsku
Razorblade1967 odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Kolejno... - różnie, zależała głównie od charakteru pracy i trybu życia przed wojskiem (choć ogólnie wyższa niż później - z braku "siedzących rozrywek" i częstego przemieszczania się zwykle na "autonogach"). - różnie, zależała od charakteru pełnionej służby. - PZF raczej dotyczył większości, marsze - zależały od charakteru jednostki, jakość szkolenie z SF zależała od dowódców. W czasach PRL standardem było zaliczanie OSF (w większych jednostkach, bo w niewielkich mogło po prostu nie być warunków), bieg na 3km w umundurowaniu z bronią (w hełmie i z maską p,gaz przy pasie), z zasady prowadzono około 2-4 godzin SF w tygodniu, marsze "kwartalne" na około 30-40km w pełnym oporządzeniu nie zaliczały się SF, tylko do szkolenia taktycznego. Natomiast elementy szkolenia fizycznego były też realizowane w ramach szkolenia taktycznego, po prostu do np. 6 godzin taktyki dołączano 1-2 godziny SF i "po drodze" robiono np. bieg terenowy w umundurowaniu i oporządzeniu. - tak, istniały sprawdziany zarówno dla żołnierzy z.s.w. jak i dla zawodowych. - różnice oczywiście istniały, często bardzo duże ... - ...wynikały z tego, że przecież inne były zadania i praktyczne wymogi (teoretyczne były dość podobne, ze stosunkowo niewielkimi różnicami - ale papier przyjmie wszystko) z zakresu sprawności fizycznej żołnierza w pododdziale zmechanizowanym, a inne np. służącego na stacji radarowej czy planszecisty na SD WOPK. - podobnie jak sprawność żołnierzy z.s.w. - zależała od charakteru służby (i stanowiska), w uproszczeniu i nieco humorystycznie: na jednym stanowisku trzeba było szybko biegać, a na innym szybko myśleć. Wojsko to bardzo rozbudowana instytucja, jeden biega w wojskiem po polu, a drugi obsługuje skomplikowane i wymagające wiedzy oraz zupełnie "niefizycznych" umiejętności, urządzenia techniczne. -
Wymiana broni maszynowej była spowodowana dwoma głównymi kwestiami: 1/ Posiadany rkm (CSRG) praktycznie nie nadawał się do sprawnego użytku z racji zawodności oraz może nawet co ważniejsze strzelał amunicją, która była inna niż przyjęty już dużo wcześniej standard amunicyjny dla WP IIRP. Wymiana CSRG była bezwzględną koniecznością spowodowaną używanym w niej typem amunicji oraz zawodnością broni będącej przecież ersatzem okresu PWS. 2/ Posiadany lkm (wz. 08/15) nie spełniał warunków bycia bronią maszynową drużyny. Wymiana MG.08/15 była pożądana, ze względu na ogólny rozwój broni maszynowej niskiego szczebla na świecie i zmian w podejściu do uzbrojenia piechoty. Zresztą ta broń też była pewnego rodzaju ersatzem okresu PWS - na szybko stworzoną z ckm dla posiadania broni w ogóle o jakiejś mobilności na polu walki, w sytuacji gdy trudno było czekać na opracowanie nowego typu broni o odpowiednich walorach. Ponadto kwestię wymiany broni maszynowej zapoczątkowano w okresie przed 1930 czyli w okresie gdy kwestiom organizacyjno-uzbrojeniowym w piechocie akurat niewiele zarzucam, a wyraźnie był to okres który można w zakresie rozwoju armii ocenić pozytywnie - stan był różny, ale widać było pozytywne kierunki rozwoju i sposób rozumowania dążący do posiadania sprawnej armii. Zresztą omawiane przeze mnie propozycje organizacyjne pochodzą z lat 1927-29 i są wyraźnie wynikiem analiz ludzi, którzy pracowali w pewnych instytucjach wojskowych na właściwych stanowiskach w latach 1921-30. Moje twierdzenie (o niedocenieniu roli broni maszynowej) opiera się m.in. na tym co pisano w owym okresie na temat nowych rozwiązań regulaminowo-organizacyjnych, a padają tam takie stwierdzenia, że: - dyskusja na temat nowej, jak najbardziej dostosowanej do przyszłego pola walki jest "jałowa" czyli "świetne" podejście do próby analizy jak najbardziej korzystnych rozwiązań (i to analizy, którą z perspektywy czasu można ocenić bardzo wysoko), widać ktoś się uważał za "mądrzejszego" z jedynie słusznymi poglądami. - wyraźnie piszę się o tym, że rkm nie spełnia jakiejś "nadprzyrodzonej roli" (sformułowanie sugeruje, że ci co dostrzegali jego rolę takową mu przypisują - choć czytając ich wypowiedzi tak nie jest), że nie jest "ośrodkiem drużyny" (czyli że drużyna niby nie jest silna siłą swojej broni maszynowej - co pokazała boleśnie przyszła wojna). - pisze się o trudnościach w zaopatrzeniu w amunicję w "wojnie ruchowej" (co bynajmniej nie oznaczało jakiś prób zwiększania mobilności armii, a było tylko zaprzeczeniem "wojny okopowej"), czyli zadziałano na zasadzie "jak żołnierz ma z czego strzelać, to za szybko zużywa amunicję" (takie podejście już się w historii broni i różnych armii pojawiało w przeszłości i z zasady wychodziło boleśnie bokiem). Widać straty osobowe nie były dla decydentów tak ważne jak zużywanie amunicji. Wprost przeciwnie - uzbrajanie piechoty w kbk zamiast kb, oraz powstanie uniwersalnego kbk dla wszystkich rodzajów wojsk i służb zawdzięczamy okresowi po 1921, a przed 1930 - kiedy to faktycznie wszystko w tej materii szło w "dobrym kierunku". Zmiany z 1930 ponownie wprowadziły typowy, długi karabin - wraz z wdrożeniem jego ponownej produkcji (decyzja o produkcji kb z 1932, ale produkcja od 1936 bo był problem z sezonowaniem drewna, w między czasie remontowano posiadane stare karabiny). W sumie to osobiście podejrzewam, że po dobrym okresie kadrowym w WP, nastąpiły jakieś zawirowania po zamachu w maju 1926 i na skutek tego do głosu doszli i awansowali ludzi na zasadzie "bierny, mierny ale wierny (jak to z zasady przy przewrotach wojskowych bywa). Ci nowocześniej myślący chyba poszli na "boczny tor" lub nie mieli posłuchu u decydentów. I to jest zapewne przyczyną tego cofnięcia się WP w rozwoju w pierwszej połowie lat 30-tych. Pomijając już kwestię pewnych wątpliwości przy wyborze rkm (dziwnie odrzucono na pierwszym etapie broń z wymienną lufą i zasilaniem od góry, choć akurat sam moment wyboru sprzyjał przyjęciu konstrukcji Browninga) to jedno z drugim nie miało nic wspólnego. Wymiana rkm i lkm musiała nastąpić (powody powyżej), wymiana ckm była pożądana bo Maxim też już miał swoje lata, a ponadto i tutaj była mieszanka sprzętowa oraz sprzęt w duże mierze zużyty. Zauważyłbym, że poważnym kandydatem był Vickers (czyli też Maxim, tyle że firma zmieniła nazwę po odejściu Sir Hirama na zasłużoną emeryturę) dostosowany do kalibru 7,92mmx57. Owszem faktycznie ktoś uznał, że 1 rkm na 20 ludzi wystarczy... tylko, że uznał błędnie i stało to w sprzeczności z tendencjami rozwojowymi zarówno uzbrojenia jak i organizacji piechoty na świecie, a szczególnie u potencjalnych przeciwników. Ogólnie to po tym co mogę wyczytać z dostępnego piśmiennictwa tamtego okresu to mamy okres 1921-29, który można ocenić jak najbardziej pozytywnie mimo ogromnych trudności z armią będącą mieszanką wszystkiego (o skutkach i stratach wojennych z lat 1919-21 nie wspominam). Pojawiały się wtedy ciekawe koncepcje rozwojowe, publikowano trafne analizy tego jak powinna wyglądać armia w przyszłości, dokonywano pozytywnych zmian sprzętowych (patrzę na czas podejmowania decyzji, a nie jej realizację bo ta jest rozciągnięta w czasie). Potem następuje rok 1930 i jakby cofnięcie się w rozwoju - kuriozalna organizacja, powrót do długiego karabinu, niektóre pomysły prowadzenia ognia rodem z okolic PWS (powrót do prowadzenia zbiorowego ognia z kb na większe odległości). I okres tuż przed wojną gdzie rozpaczliwie próbuje się nadrobić stracony czas - opracowywanie odchudzonej wersji ckm wz.30 dla kompanii strzelców, próby modyfikacji rkm wz.28 i uczynienia go bardziej szybkostrzelnym, próby wdrożenia broni samopowtarzalnej (bardzo udany model) i pistoletu maszynowego (no tutaj całkowita porażka, ale chyba nieodpowiedni ludzie). Niestety - zapaść piechoty z początku lat 30-tych nie dała się odrobić. Ustalmy jedno - podczas przemarszów większość amunicji do broni maszynowej nie była noszona, a była przewożona (w przypadku WP na biedce plutonu), przenoszone było tylko to co znajdowało się w ładownicach, torby z magazynkami jechały, a nie były noszone przez amunicyjnych. Zresztą podobnie to się odbywało w armiach potencjalnych przeciwników - ich piechota też poruszała się pieszo, a większość amunicji do broni maszynowej była transportowana. 1/ Akurat "chęć ogarnięcia ogniem większego obszaru" jest zaprzeczeniem zmniejszania stosunku broni maszynowej do ilości żołnierzy. Mniej broni maszynowej i innych środków wsparcia = mniejsze możliwości ogniowe, a więc mniejsze możliwości skutecznej walki. 2/ Owszem spotkałem się z twierdzeniem o rzekomej "odporności na straty" drużyny o dużej (wręcz "ogromnej") liczebności, tylko że to właśnie wyraz niezrozumienia pola walki. Nadmiernie rozrośnięta ilościowo drużyny będzie ponosić większe straty, bo jej żołnierze nie mają należyte wsparcia ogniowego, a dowodzenie jest trudniejsze i mniej sprawne. Działa to na zasadzie - zwiększasz liczebność bo liczysz się z dużymi stratami, ale ponosisz je tym większe im bardziej zwiększasz liczebność nie zwiększając ilości środków ogniowych oraz im bardziej utrudniasz dowodzenie. Robi się "kwadratura koła" - bo zapobiegasz czemuś co sam powodujesz i im bardziej "uodparniasz się na straty" tym większe je ponosisz. Jakiekolwiek twierdzenia, że WP IIRP było nastawione do walki "na wschodzie" i dlatego nadmiernie zwiększało liczebność są pozbawione realnych podstaw (choć niejednokrotnie tak to się tłumaczy - ale to wynika zapewne z tłumaczeń przegranych po fakcie). Potencjalny przeciwnik bynajmniej liczebności nie podnosił, a jeśli to robił to z jednoczesnym zwiększeniem środków ogniowych czyli logicznie. Pluton piechoty ZSRR liczył w 1927 - 45 ludzi, przy czym był uzbrojony w 1 rkm i 1 ckm (z braku odpowiedniej ilości rkm, które dopiero tworzono). W chwili gdy wyprodukowano DP to zmiana poszła w kierunku plutonu o liczebności 37 żołnierzy (3 drużyny po 11), a potem w kierunku układu 4 drużyny po 12 żołnierzy, ale przy dodaniu czwartego rkm w plutonie (i bynajmniej nie ponad tych 52 ludzi, których miało WP do 1930). Przy czym po przeniesieniu ckm z plutonów powstawało (już w chwili układu 3x11) 12 ckm w kompanii ckm oraz po 2 kompaniach strzelców czyli 18 w batalionie. Przy posiadaniu podobnie jak w WP po 2 moździerzy na batalion. Drugi potencjalny przeciwnik (Niemcy) również nie podnosił liczebności - w latach 20-tych (do 1931) liczył 45 żołnierzy w układzie 5 sekcji po 8 (z czego dwie to sekcje lkm, a trzy to strzeleckie). Następnie dokonano zmiany na układ 3 jednolitych drużyn po 13 żołnierzy, przy ogólnie podobnej liczebności plutonu. Liczebność plutonu wzrosła dopiero w 1937, ale tam gdzie dodano obsługę moździerza 50mm. Oczywiście zwiększono siłę ognia zastępując MG.13, MG.34, wprowadzając potem po 4 moździerze i przenosząc po 2 ckm do kompanii strzelców, pozostawiając 8 w kompanii ckm. Liczebności swoich pododdziałów nie zwiększali też potencjalni sojusznicy oraz państwa ościenne (jedynym wyjątkiem Rumunia, Włochy pomijam - inny system plutonu, ale i tak więcej środków ogniowych). Jeżeli gdzieś następował wzrost liczebności to związany z większą ilością środków ogniowych - zresztą w różnych systemach np. tworzenie 4 plutonu lub tworzenie 4 kompanii. W zasadzie nigdzie nie istniał wzrost liczebności strzelców, na zasadzie samych strzelców - nigdzie poza Rumunią (17 żołnierzy, ale dopiero pod koniec lat 30-tych) oraz Włochami (20 żołnierzy, ale dwie drużyny/półplutony w plutonie, a każda z 2 rkm), nie zwiększano liczebności drużyn poza rozsądną liczbę 13 ludzi. Nie było więc żadnego realnego uzasadnienia zwiększania ilości żołnierzy w drużynie, nie było to nijaką odpowiedzią na coś dziejącego się u potencjalnych przeciwników. Był to po prostu chybiony pomysł jakiś decydentów WP i to dokonany wbrew analizom co światlejszych oficerów WP oraz wbrew wiedzy na temat kierunków rozwoju armii potencjalnych przeciwników i armii ościennych (publikowano o nich informacje, które zgadzały się z rzeczywistością). Nieśmiało po raz kolejny przypomnę - że WP IIRP przeszkoliło znacznie więcej ludzi niż miało potrzeby i możliwości mobilizacyjne, to przeszkolenie oczywiście kosztowało grube pieniądze, które w układzie, że tych ludzi i tak nie można zmobilizować (nawet w tym systemie znacznie zawyżonych stanów osobowych) są pieniędzmi wyrzuconymi w błoto - bo można je przeznaczyć na dozbrojenie tych, których się mobilizuje. Armia posiada pewną ilość środków finansowych i cała sztuka polega by wydać je racjonalnie. W WP IIRP nie do końca to jednak się udało - koszty osobowe zwiększono nadmiernie i musiało ich brakować na sprzęt. Ta zwiększona ilość ludzi niczego nie daje - bo ci z dużej ilości potencjalnie możliwych do zmobilizowania żołnierzy jak nie masz w co ich uzbroić? Oczywiście można jak to zrobiono zwiększać stany osobowe "żołnierza z karabinem" tylko to może co najwyżej poprawić komuś samopoczucie w czasie pokoju i daje mu możliwość zabawy w "cyferki na papierze". Nijak nie zwiększa możliwości bojowych armii. A przed jaką wojną? Wzrost liczby strzelców w stosunku do środków ogniowych nastąpił decyzjami z 1930, a więc "przed jaką wojną". Nie chodzi o zmiany organizacyjne przez samą wojną bo to już nic nie dawało (sprzętu na zmiany organizacyjne nie było). Owszem - masz rację, przed samą wojną jakoś się ruszyło w dziedzinie uzbrojenia piechoty ale było już za późno, a zmiany zapewne planowano (głosy o zmniejszeniu liczebności drużyn też były). Po prostu stracono czas, zmarnowany głupimi decyzjami z pierwszej połowy lat 30-tych. A pieniądze na ten przerost ilościowy "siły żywej" były już zmarnowane, niestety skutki durnych decyzji w armiach są odczuwalne przez długie lata. Po to by WP IIRP nie wyglądało tak żałośnie w 1939, to odpowiednie decyzje musiałyby zapaść właśnie w czasie zmian organizacyjnych na przełomie lat 20-tych i 30-tych (do 1929 szło wszystko w dobrym kierunku). Bo plany rozwoju armii to są działania na lata... a każda zła decyzja ma długotrwały wpływ na stan armii. Ja nie umiejscawiam problemu w II połowie lat 30-tych, a właśnie na przełomie lat 20-tych i 30-tych... tylko to miało wpływ na późniejszy stan armii. Cofnięcie się w rozwoju, zmiana spojrzenia z nowoczesnego na konserwatywne narobiło tyle szkód, że nie dało się ich potem już odrobić, gdy zdano sobie sprawę "na czym się stoi". Akurat w broni maszynowej to WP IIRP było właśnie słabe - ze względu na proporcję ilość środków ogniowych w stosunku do ilości walczących żołnierzy. Broń maszynowa to nie tylko typy - tutaj można powiedzieć, że WP IIRP było w jakiejś przeciętnej tamtego okresu. Szału nie było, źle też nie było. Natomiast proporcje były bardzo złe: 1 rkm na około 20 walczących żołnierzy plutonu 1 ckm na około 60 walczących żołnierzy batalionu No właśnie jeśli chodzi o piechotę na niskich szczeblach to z tą organizacją nie za bardzo nie bardzo... Co do powstrzymania ACz to raczej mrzonki - ale nie ze względu na organizację niskich szczebli piechoty - choć była gorsza od tego co akurat w 1935 miała ACz. Proponuję jednak sobie porównać etaty ACz z 1935 z tymi z WP, słabiutko to wypadało. Tylko zasygnalizuję bo to nie mieści się w tym temacie (a więc jeśli byś chciał się odnieść do tego co zaraz napiszę to proponuję w nowym temacie, abyśmy bajzlu nie narobili): Dywizja Piechoty ACz posiadała (wg 04/620): - 12 haubic 152mm - 12 haubic 122mm - 24 armaty dywizyjne 76mm - 18-27 armat pułkowych 76mm (część miała po 9, a część po 6 w pułku) - 12 armat plot. 37mm (uzupełnionych 6 sprzężonymi ckm plot) - 18 armat ppanc 45mm - 18 moździerzy 82mm - 175 ckm - 370 rkm Ponadto np. batalion czołgów lekkich (3 kompanie po 10 T-26), 12 samochodów pancernych itd. W DP WP IIRP? - 12 haubic 100m (w porównaniu z 24 w ACz i to większych kalibrów) - 30 armat 75mm bo 24 w dywizji i po 2 pułkach (przy czym brak dedykowanych, lekkich armat pułkowych, te 2 to były armaty "dywizyjne" tylko wstawione na szczebel pułku) - 18 moździerzy 81mm - w 1935 armat przeciwpancernych brak - w 1935 armat przeciwlotniczych brak - liczba rkm i ckm mniejsza (nie chce mi się zliczać dokładnie, ale to wykonalne) Ale to nie temat o porównywaniu dywizji piechoty w poszczególnych latach, a tylko o kompanii piechoty, a więc dalej nie ciągnę...
-
Dodałbym jeszcze coś może i ważniejszego niż sama utrata prawa jazdy, bo w końcu taksówką też można jeździć, jak się komuś nie chce miejską komunikacją zbiorową - sam fakt bycia karanym sądownie za przestępstwo. Sam musiałem kiedyś zwolnić (w sumie dobrego) pracownika bo dostał wyrok za stłuczkę" po spożyciu i utracił w związku z karalnością uprawnienia zawodowe (licencja pracownika ochrony fizycznej). Ale utrata niektórych uprawnień zawodowych to nie wszystko, w niektórych zawodach sama karalność wyklucza możliwość dalszego zatrudniania (istnieje wymóg niekaralności), a jeszcze jest całkiem sporo przypadków gdzie osoba prowadząca działalność nie może zawrzeć umów z pewnymi instytucjami państwowymi jeżeli jest karana lub toczy się wobec niej postępowanie. Dolegliwość z tytułu wyroku (nawet niewielkiego) za jazdę "po spożyciu" dotyczy więc większej ilości osób niż tylko ci, dla których posiadanie prawa jazdy jest konieczne do wykonywania zawodu.